Żyjemy w czasach wyjątkowo podłego myślowego krętactwa.

Ks. Stanisław Małkowski – duchowny rzymskokatolicki, kaznodzieja, socjolog, publicysta, społecznik, działacz opozycji demokratycznej w PRL i kapelan „Solidarności”. Figurował na pierwszym miejscu tajnej listy SB księży przeznaczonych do fizycznej eliminacji.
Na drugim miejscu znalazł się ks. Jerzy Popiełuszko.

Wywiad z Ks. Stanisławem Małkowskim

Czy Kościół katolicki jest tolerancyjny? Niektórzy twierdzą, że nie jest.

Ci, którzy zarzucają Kościołowi, że jest nietolerancyjny, nie wiedzą, co to słowo znaczy.

Nastąpiło ogromne zakłamanie pojęć. Dzisiejszy język sprawia, że człowiek traci obiektywne spojrzenie na rzeczywistość i możliwość rozumnej oceny swojej sytuacji: kim jest, czym jest świat, czy jest Bóg… Takie przekształcenie języka nazywa się zapaścią semantyczną: słowa oderwały się od znaczeń. Ograniczają się do pobudzania niskich emocji, które odbierają człowiekowi rozum. A odebranie rozumu oznacza także odebranie wolnej woli.

To co znaczy słowo: tolerancja?

Cierpliwe znoszenie zła, którego albo nie da się pokonać albo dałoby się, ale tylko takimi metodami, które nie byłyby dobre. Przede wszystkim trzeba widzieć świat w kategoriach dobra i zła, prawdy i kłamstwa. Ludzie, którzy odrzucają obiektywną prawdę, nie mogą mówić, że coś tolerują.

Ciekawe jest to, że ci „tolerancyjni” w imię swoiście pojmowanej tolerancji plują wyzwiskami i zieją nienawiścią wobec osób, które autorytatywnie określają jako „NIETOLERANCYJNYCH”. Żyjemy w czasach wyjątkowo  podłego myślowego krętactwa.

Czego?

Jeśli nietolerancję nazwiemy tolerancją, zniewolenie – wolnością, prawdę – kłamstwem, miłość – nienawiścią, a ciemność – światłem, to co nam z tego wychodzi? Prawdziwe myślowe krętactwo. Dziś w szkołach nie uczy się logiki, więc jak tu się dziwić, że ludzie nie rozumieją iż nie można być zarazem na tak i na nie. Podam przykład: ludzie źle oceniają rząd, ale głosują na Platformę Obywatelską…

To spytam inaczej: czy przeciwnicy Kościoła są wobec niego tolerancyjni?

Według nich tolerancja jest wyłącznie dla ludzi odrzucających istnienie obiektywnej prawdy. W myśl znanego powiedzenia: wolność dla wszystkich, z wyjątkiem wrogów wolności. Kościołowi więc, jako wrogowi tolerancji, żadna tolerancja nie przysługuje. Przypomina mi to totalitaryzm. Kościół, który z pełnym przekonaniem wierzy w swoją rację, jest głównym wrogiem dzisiejszej ideologii: poprawności politycznej, gender, multi-kulti, globalnego cieplenia, Geenpeace itd.

Za co Kościół jest atakowany?

Bo rozróżnia dobro od zła. Biblijne „tak, tak lub nie, nie” jest określane jako fanatyzm. Nie ma prawdy i kłamstwa, są tylko różne interpretacje, a dla wielu ludzi w ogóle aberracją jest mówienie o grzechu. To pojęcie zostało całkiem wypchnięte z dyskursu. W lewicowo-liberalnym sposobie myślenia wręcz nie mieści się taka konstrukcja logiczna, że złe zachowanie – czyli grzech – może człowieka zniewalać. Mówią oni tylko o wolności i wolności…

Czy jest coś złego w wolności?

Wolność jest piękna, ale jest nam ona dana nie po to, by dokonywać byle jakich wyborów, ale wyborów słusznych. Jezus Chrystus mówił, że to prawda nas wyzwoli, tylko że dzisiejsza wszechideologia traktuje prawdę jako ograniczenie wolności, a upieranie się przy jakiejkolwiek obiektywnej prawdzie uważa za promowanie nienawiści.

Księdzu ktoś kiedyś zarzucał promowanie nienawiści?

Robił to już w 1984 r. Jerzy Urban. On chyba jako pierwszy agresywnym, napastliwym językiem tłumaczył, że to ja jestem agresorem. To stara śpiewka. W tamtych czasach atakował mnie także Jacek Kuroń, który oburzał się, że jak ja mogę mówić takim fanatycznym językiem, że aborcja to morderstwo: przecież to język nienawiści, bo w ten sposób nazywam lekarzy mordercami! Ale listy do mnie niezmiennie rozpoczynał od: „Kochany Staszku”, bo znaliśmy się bardzo dobrze. Mieszkał blisko kościoła Stanisława Kostki w Warszawie, gdzie razem z księdzem Jerzym Popiełuszką posługiwaliśmy.

To była dyskusja wyłącznie listowna?

Kiedyś spotkaliśmy się w Podkowie Leśnej. Ja podczas Mszy za ojczyznę w kazaniu zapytałem: „Co jest największym zagrożeniem dla Polski? Komunizm? Nie, jest nim relatywizm i nihilizm, które mają różne postaci, nie tylko komunistyczne, bo mogą mieć także twarz demokratyczną”. Po Mszy było tzw. Spotkanie z autorem, którym okazał się Jacek Kuroń właśnie. On zupełnie przypadkiem postawił to samo pytanie, ale odpowiedział na nie całkiem inaczej: „Największym zagrożeniem dla Polski – mówił – jest przekonanie, że my mamy rację, my znamy prawdę, bo z tego wynika nietolerancja, fanatyzm, szowinizm i nienawiść”.

Czy katolik lub szerzej: człowiek myślący tradycjonalistycznie, łatwo odnajduje się dziś w debacie publicznej?

Dlaczego tradycjonalistycznie? Powiedzmy wprost: myślący realistycznie. My musimy dziś się bronić, nie tylko nadstawiać drugi policzek, ale także odpierać atak. W końcu znana jest w Kościele tradycja inwektywy. Nie wszystko należy łagodzić i załatwiać dyplomatycznie. Przecież nawet Pan Jezus czy Jan Chrzciciel posługiwali się inwektywami. W Piśmie Świętym można wyczytać zwroty: „plemię żmijowe”, „powiedzcie temu lisowi” o Herodzie czy o faryzeuszach „groby pobielane”.

Wierzący mają więc prawo używać ostrego, agresywnego języka?

Nie zawsze. Trzeba czuć, kiedy należy twardo bronić swojej wiary, a kiedy próbować spokojnie ją tłumaczyć. Jan Paweł II, który był świetnym mówcą, raz używał języka żartobliwego, wręcz przyjacielskiego, a czasem mówił w sposób mocny, ostry, kategoryczny, nawet podnosił głos.

Tylko, że mówienie o grzechu czy Piśmie Świętym to dziś wystawianie się na pośmiewisko.

Niektórzy – nawet hierarchowie – uważają, że pewne sprawy należy przemilczeć, niektórą krytykę wypada złagodzić, innych tematów trzeba unikać itd. Pamiętajmy tylko, że święty Jan Chrzciciel bez wahania powiedział wprost Herodowi, że nie może mieć żony własnego brata. Nie bał się, że zostanie wtrącony do więzienia, a potem ścięty. Na mocy chrztu świętego każdy z nas ma pewną władzę prorocką, a Boży prorok ma obowiązek dawać świadectwo wiary. Ksiądz Jerzy Popiełuszko potrafił mówić w sposób łagodny i stanowczy zarazem. Ci, którzy przychodzili na jego kazania, nie oczekiwali ostrych deklaracji politycznych, bo one nie padały.

Rozumiem, że skoro dziś nikt nie zabija za głoszenie wiary, to należałoby czynić to jeszcze odważniej niż kiedyś?

Dziś ludzie wiary są dyskryminowani. Trwa walka z prawdą, rozumem, wolnością, a także z Polską, która jest przeszkodą w realizacji pewnych planów globalistycznych. Nazwałbym to globalną rewolucją kulturową. Widać, że różni hierarchowie Kościoła w Polsce i na świecie przeżywają osobisty dramat. Próbują oddzielić prywatne oddanie się wierze od społecznego panowania Jezusa Chrystusa. Boją się, że byłoby to wyrazem nietolerancji wobec niewierzących, inaczej wierzących czy innych państw i narodów, które nie chcą przyjmować naszych prawd wiary.

Może dlatego, że w Polsce uznajemy rozdział Kościoła od państwa.

Jednak zarówno z nauki zawartej w Piśmie Świętym, jak i w naukach Kościoła wynika konieczność uznania przez ziemskich władców społecznej władzy Jezusa Chrystusa. Rozdział państwa od Kościoła wcale nie oznacza agresywnego laicyzmu, gdy państwo nastawia się na walkę z Kościołem i próbuje spychać wiarę do sfery prywatnej.

Chodzi raczej o to, by Kościół nie mieszał się do polityki.

Ale sens tego jest taki, by nie mieszał się do moralności, bo nie istnieje obiektywna moralność, istnieją podobno tylko prawa stanowione przez ludzi.

Potrzebny jest zdecydowany głos Kościoła w obronie rozumu oraz wolności. Głos nie tylko skierowany do wiernych, ale do wszystkich. Wiarę Kościół też ma prawo głosić wszystkim, by każdy miał możliwość ją poznać. Musi to czynić wbrew agresywnej nagonce niektórych środowisk i mediów, które próbują wiarę zohydzić, przedstawiając wyolbrzymione przypadki patologii w Kościele.

A co na to Kościół? Broni się?

Może czasem mało skutecznie, ale wystarczy włączyć Radio Maryja. Tam jest szereg audycji, w których ludzie Kościoła jasno i kompetentnie bronią wiary przed agresywnymi atakami środowisk, które ślepo podążają za Europą Zachodnią. Ona idzie ku samozniszczeniu, więc nie wiem, dlaczego mielibyśmy brać z niej przykład. Zachód w sensie duchowym popadł już w kompletną ruinę: ruinę wiary, małżeństwa, rodziny i ducha.

za:  http://wirtualnapolonia.com/2013/02/09/zyjemy-w-czasach-wyjatkow-podlego-myslowego-kretactwa/

 

O autorze: Jacek