Cyklop

Pewnego pięknego jesiennego dnia z podwórka dotarł do mnie straszny rumor i krzyki. Okazało się, że sroki zaatakowały małego, może miesięcznego koteczka , który wygrzewał się na dachu nad bramą i wydziobały mu oczko. Na pomoc kotkowi ruszył sąsiad z drabiną. Odpędził sroki i usiłował zdjąć kotka z dachu. Zszokowany kociak wbił mu się ząbkami w rękę. Sąsiad spadł z drabiny upuszczając kota.

Oddelegowałam córkę, żeby zapanowała nad sytuacją. Córka posługując się ( rozsądnie)  kuchenną rękawicą wsadziła kotka do pudełka od butów i pojechała z nim do weterynarza. Sąsiadem zajęła się żona. Wylądował w szpitalu. Przeżył.

Kotek po zabiegu wrócił do nas do  domu i został umieszczony w przyniesionym ze śmietnika ogromnym pudle po telewizorze. Niestety oczka nie udało się uratować. Jak się łatwo domyślić otrzymał imię Cyklop. W pudle nie mieszkał nawet jednego dnia.   Natychmiast wyskoczył mocno kulejąc. Okazało się, że ma złamaną łapkę, czego w ferworze walki o oko lekarze nie zauważyli.  Przeszedł jeszcze operację gwoździowania. Miły pan weterynarz stwierdził, że wszystko co najgorsze już go spotkało i czeka go teraz długie i spokojne życie.

CYKI

 Cyklop czyta stare Twórczości

CYKI I

 

Cyklop spędził u nas prawie rok. Zaprzyjaźnił się z Simbą, natomiast matka Simby,  Dosia nigdy go nie zaakceptowała. Obawialiśmy się, że pod naszą nieobecność może go zaatakować.

Kolega syna , student ostatniego roku farmacji, ujęty tą dramatyczną historią oświadczył, że natychmiast po dyplomie zabierze kota. Nie traktowałam tego zbyt poważnie, ale młodzieniec okazał się słowny. W ten sposób Cyklop został dumnym panem ogromnego parterowego mieszkania przy ulicy  Rozbrat. Wyleguje się w oknie zbierając komplementy przechodniów. Chodzi za swoim panem jak pies. Weterynarz miał rację. Cyklop ma wspaniałe życie.

Pozostaje problem czy potrzebnie wtrącamy się- jak Deus ex machina-  w okrutny świat natury, gdzie każdy jest jednocześnie oprawcą i ofiarą?

 Nie jesteśmy samożywni. Nie asymilujemy. Jesteśmy częścią łańcucha pokarmowego. Dominacja naszego gatunku sprawiła, że co raz rzadziej jesteśmy zjadani w sensie dosłownym. Jednak jako wszystkożerni sami zjadamy wszystko co się rusza i nie rusza.  Wegetarianizm jest,  jako program eliminowania cierpienia, dość utopijny. Cierpi ryba wbijana na haczyk, być może cierpi także ścinana roślina. Miłośnicy zwierząt chcąc nie chcąc uczestniczą w cierpieniu innych zwierząt.  Miłośnik rybek karmi je żywą dafnią nie zastanawiając się nad jej odczuciami. Miłośnik pytona karmi go żywymi szczurami, bo pyton tak lubi. Miłośnik psa czy kota karmi go mięsem z krowy czy konia. Jednocześnie miłośnicy koni wykupują je z rzeźni, nie zastanawiając się, że przecież pieski i kotki muszą coś jeść.

I jak tu być logicznym i konsekwentnym?

Tagi:

O autorze: izabela brodacka falzmann