Jak jest z tą ewolucją?

Rembrandt potrafi przykuć oko widza tam, gdzie chce i prowadzić jego wzrok i uwagę po kolejnych szczegółach obrazu. Takie techniki znane są dzisiaj, ale uważa się je za współczesny wynalazek, którego nie mogli znać dawni malarze. DiPaola postanowił zweryfikować ten pogląd.

Wykorzystano do tego komputerowy program renderujący grafikę, wykonane z jego pomocą portrety porównywano z oryginalnymi dziełami Rembrandta. Kilkadziesiąt prac naśladujących styl epoki i techniki malarskie autora poddano ocenie oglądających. Okazało się, że spośród podobnych prac, niemal wszyscy uznawali prace mistrza za lepsze. Posłużono się systemem śledzącym ruchy oczu oglądających, żeby przeanalizować, w jaki sposób oko obserwuje obraz, które jego fragmenty śledzi dłużej i w jakiej kolejności.

Wynik był jednoznaczny. Fotografia, czy wykonany na jej podstawie realistyczny obraz posiada jednostajną ostrość na całej swojej powierzchni. Oko prześlizguje się po nim, nie zatrzymując się dłużej na żadnym szczególe. Rembrandt nie tworzył fotorealistycznie, twarze z jego portretów mają ostrzejsze jedne detale, podczas gdy inne są lekko rozmyte. Bardziej szczegółowe oko przyciąga od razu wzrok widza i przytrzymuje go dłużej. Spojrzenie oglądającego staje się dzięki temu mniej rozbiegane, nawiązuje on dłuższy i głębszy kontakt z portretowanym, można powiedzieć, że „spogląda mu w oczy”. Oprócz oczu takimi istotnymi punktami u Rembrandta są np. krańce podbródka, kołnierzyki, itd. Miękkie krawędzie sprzyjają wodzeniu okiem po szczegółach obrazu, ostre krawędzie ograniczają ten ruch.

Wszyscy badani za lepsze uważali dzieła posługujące się taką wizualną „narracją”. Wykorzystanie takich sztuczek musiało wymagać nie tylko doskonałego opanowania technik malarskich, zasad rządzących światłem i cieniem, perspektywą, ale także swoistej wiedzy psychologicznej. O mistrzostwie Rembrandta świadczy fakt, że do tego wszystkiego doszedł sam: bez komputerów, bez naukowych badań na oglądających, zapewne jedynie obserwował, w jaki sposób jego własny wzrok porusza się po szczegółach obrazu. Dzięki swemu talentowi doprowadził tę metodę do perfekcji.

Autorowi nie przyjdzie do głowy złapać jakiegoś artystę i spytać o proces twórczy, czy rzeczywiście wymaga wiedzy z tych wszystkich dziedzin, czy przeciwnie- artysta nie musi mieć żadnej wiedzy, podobnie jak maluch wrzucony do wody pływa, o ile nie ma wiedzy że może utonąć. A już zdanie, że dzięki talentowi doprowadził METODĘ do perfekcji jest kompletnym absurdem. Talent nie polega na konceptach, spekulacjach i doskonaleniu metod, talent to tajemnica i autor nie ma na swój talent żadnego wpływu, może go tylko przyjąć lub odrzucić.

Podobnie myśli ewolucjonista, że życie postało dzięki zrozumiałym mechanizmom, które mózg naukowca może rozpoznać i nazywając je zdobyć nad nimi władzę, i że wszystko jest proste o ile to pokroić. A już najbardziej dziwi zaufanie do szarlatanerii zwanej psychologią.

 

Jak to wszystko działa na świadomość?

Tak samo jak penitent przychodzi do konfesjonału i spowiada się ze swoich grzechów, a kapłan mówi, że grzechy są mu wybaczone i wzywa do zarzucenia grzechu, tak w psychoanalizie jesteśmy pytani o nasze problemy, grzechy, które wyznajemy na kozetce. Różnica polega na tym, że psychoanalityk daje placet na to by dalej czynić to samo – rozgrzesza z grzechu przez nazwanie go czymś dobrym. A na koniec bierze za to pieniądze. Mamy znaną historię jednego z uczniów Zygmunta Freuda, który chciał zostać psychoanalitykiem. By jednak zostać psychoanalitykiem trzeba najpierw samemu przejść psychoanalizę. Zwierzył się Freudowi, że odczuwa seksualny pociąg w stosunku do jednej ze swoich współpracownic, na co Freud odpowiedział, zupełnie inaczej niż zrobiłby to kapłan w konfesjonale, rozwiedź się, ożeń się z tą bogatą kobietą i przynoś mi pieniądze. To był przykład indywidualnego sposobu sprawowania kontroli. Jednak szybko zauważono, że tę metodę warto rozpropagować na sposób szerokiej komercjalizacji podejścia psychoanalitycznego. I tak psychoanaliza usprawiedliwiająca ludzkie grzechy stała się dobrym biznesem.

Z takiego myślenia biorą się takie skutki, że senat Belgii przyjął ustawę o eutanazji dzieci a sąd Wielkiej Brytanii uznał scjentologię za religię.

 

Do tych wszystkich absurdów prowadzi mniemanie, że namysł nad np. ewolucją, człowiekiem, lub ekonomią może abstrahować od Boga, że każdą rzecz można rozpatrywać odrębnie od całości prawdy i że to prowadzi do obiektywnego poznania.

 

 

O autorze: circ

Iza Rostworowska