Eutanazja

Wkraczamy w morderczy totalitaryzm

“Europa staje się coraz bardziej laboratorium upiornych eksperymentów kulturowych. Jeszcze chwila, a pedofile będą chodzili po ulicach wolni, a w więzieniach będą siedzieli ci, dla których małżeństwo jest związkiem dorosłych osób: kobiety i mężczyzny” – mówi Elizie Olczyk poseł PiS Krzysztof Szczerski.

Rz: Belgijski parlament zdecydował, że dzieci niezależnie od wieku mogą samodzielnie decydować o swojej eutanazji. Przekroczona została niebezpieczna granica?

To, co się stało w Belgii, to współczesny powrót barbarzyństwa, czyli okresu, w którym życie ludzkie nie było traktowane jak święte. W Sparcie, jak wiemy, chore dzieci też były eliminowane. Dopiero chrześcijaństwo ustanowiło normę, że życie i godność człowieka to są wartości niezbywalne. Więc jeżeli państwa europejskie uchwalają regulację, dającą prawo do decydowania o eliminowaniu innych, to same odcinają się siekierą od pnia kulturowego i tożsamości, która ukształtowała Europę.

Przeciwnicy tej ustawy demonstrowali pod hasłem „Trzeba leczyć, nie zabijać”. Ale to dosyć nielogiczne, bo ustawa dotyczy nieuleczalnie chorych.

Ale też lekarze zajmujący się nieuleczalnie chorymi mówią, że obecnie nie ma już takiego bólu, którego nie dałoby się uśmierzyć środkami farmakologicznymi, a zatem kwestia eutanazji nie jest sprawą bólu nie do wytrzymania. Prośba o własną śmierć to wyraz stanu psychicznego człowieka – jego depresji i samotności. Prawo do eutanazji dzieci oznacza, według mnie, prawo rodziny do pozbycia się problemu, a nie prawo chorego, żeby mógł umrzeć bez bólu. Przecież dzieci poniżej pewnego wieku nie pytamy nawet, w co chcą się ubrać czy co zjeść na śniadanie. Bo to my, dorośli, jesteśmy za nie odpowiedzialni. Więc jak możemy je pytać, czy chcą umrzeć? Jan Paweł II mówił, że jeżeli się zerwie z chrześcijańską tradycją, to Europejczycy staną się obcymi we własnej kulturze. I tak według mnie się dzieje. Ludzie zrywają z wartościami uniwersalnymi związanymi z chrześcijaństwem i zastępują je zasadami, które wyrastają z ich egoizmu. Uważają, że mają prawo do indywidualnego szczęścia bez jakichkolwiek ograniczeń. I są przekonani, że dla indywidualnego sukcesu mogą zrobić wszystko. Więc jeżeli choroba dziecka zaburza ich wizję szczęścia, to uważają, że mają prawo dziecko poświęcić, bo ono samo także przecież nie może być szczęśliwe, skoro jest chore. Obłęd.

Trudno mi zaakceptować taką interpretację decyzji belgijskiego parlamentu.

Innej nie znajduję. Nie ma nic gorszego niż demokracja, która nie zna żadnych ograniczeń dla samaej siebie. Władza, która jest tak pyszna, że uważa, iż może przegłosować wszystko. Gdy zrywamy ze światem zasad nieprzekraczalnych, jak np. bezwzględna wartość każdego życia ludzkiego, to wkraczamy albo w jawny morderczy totalitaryzm, albo w degenerację współczesnej kultury, w której wszystko jest konwencją. Wszystko w niej jest umowne, a nic nie jest na serio, naprawdę i na zawsze. Może jestem „nie na czasie”, ale uważam po prostu, że rzeczywistość istnieje, 
a pewne fakty są obiektywne. I nie da się tego zakwestionować. 
A europejskie lobby lewicowo-liberalne usiłuje rzeczywistość zamienić w konwencję i oswajać ludzi ze zjawiskami uważanymi dotychczas w kulturze europejskiej za niedopuszczalne. Łatwo powiedzieć, że zabijamy kogoś dla jego dobra, że to wynik współczucia. Ale to nieprawda. Śmierć zadana bezbronnemu dziecku to barbarzyństwo i tyle. To samo odnosi się do innych norm społecznych. Ileż trudu i ekwilibrystyki słownej zadają sobie np. ci, którzy chcą unieważnić rodzinę i małżeństwo, jakie znaliśmy przez tysiąclecia? Kilka lat temu czytałem zbiór opowiadań przedstawiających wizję Polski przyszłości. Główny bohater jednego z nich brał ślub ze świnką morską. To się nazywało „ślub transgeniczny”. Urzędnik udzielający ślubu – typ eurokraty – mówił, iż na tym polega wolność, że duży może się związać z małym, kudłaty z łysym. Wówczas sądziłem, że ta wizja przyszłości jest mocno przesadzona. Dziś wcale tak nie uważam. Pojęcie „ślubu transgenicznego” nawet dobrze pasuje do języka dzisiejszej debaty.

Przesadza pan, jak większość pana środowiska.

Europa jest coraz mniej kontynentem prawdziwej wolności, a coraz bardziej laboratorium upiornych eksperymentów kulturowych, dokonywanych – a jakże! – pod hasłem wolności, tyle że wolności totalitarnej, wedle zasady, że „nie ma wolności dla wrogów naszej wolności”. Jeszcze chwila, a pedofile będą chodzili wolni po ulicach, bo nazwą się „efebofilami”. Demokracja zaś uzna, że granica seksualności to też konwencja i nada „efebofilom” należne im prawa, a w więzieniach będą siedzieli ci, dla których małżeństwo jest związkiem dorosłych osób: kobiety i mężczyzny. Cała nadzieja w tym, że ludzie powiedzą w pewnym momencie: dość. Ciekawe, że jedną z pierwszych europejskich inicjatyw obywatelskich, pod którą zebrano milion podpisów w państwach członkowskich, jest postulat cofnięcia funduszy unijnych na aborcję. Zastanawiam się, czy ten głos zostanie uznany za uprawniony, czy też Unia uzna, że jest to inicjatywa wrogów wolności, którą trzeba wyeliminować z przestrzeni publicznej.

Przed akcesją próbowałem takie opinie moderować. Uważałem, że ponieważ te różne eksperymenty ideologiczne nie są obowiązkowe, to rozsądek będzie nam podpowiadać, jakie pomysły powinniśmy odrzucać. Okazuje się jednak, że siła miękkiej polityki jest ogromna, a determinacja ludzi, którzy chcą zmian kulturowych, niekiedy przewyższa determinację osób broniących rzeczywistości. Rząd polski popiera np. postulat, aby wszystkie spółki prawa handlowego notowane na giełdzie przedstawiały co roku sprawozdanie z prowadzonej przez siebie polityki różnorodności, również seksualnej. Uważa, że ta wiedza może być ważna dla inwestora. Dyskutowaliśmy o tym na posiedzeniu sejmowej komisji europejskiej. Na moją uwagę, że dla inwestorów ważne powinny być wyniki ekonomiczne, usłyszałem, że nie ma się o co spierać, bo przecież takie sprawozdania nie będą pociągały żadnych konsekwencji. Ale to nieprawda, bo za rok powstanie lista firm, które nie prowadzą polityki różnorodności. Padnie pytanie, dlaczego tak jest. Przedsiębiorcy zaczną się tłumaczyć, a w następnym roku już będą prowadzili taką politykę, bo po co mają być na jakiejś liście. Mam wrażenie, że Unia Europejska wyczerpała dotychczasowy napęd ideowy, którym było działanie na rzecz wolności, pokoju i przełamywania podziałów w Europie. I teraz potrzebuje nowego napędu.

Dlaczego uważa pan, że ten stary napęd się wyczerpał? Przecież tamte sprawy wcale nie zostały załatwione. Na Ukrainie mieliśmy do czynienia z krwawymi zamieszkami, nieomal wojną.

Te stare ideały co rusz przegrywają z interesami najsilniejszych państw europejskich. A wdrażanie zmian ideologicznych pozornie nikomu nie zagraża. Kilka lat temu napisałem tekst o tym, że po dopełnieniu integracji gospodarczej Europy przez unię walutową procesy integracyjne muszą się przenieść albo do sfery politycznej federalizacji, albo do wymiaru socjalnego, albo ideologicznego. A ponieważ zarówno federalizacja, jak i integracja na poziomie socjalnym jest bardzo trudna do realizacji z powodów różnic narodowych, pozostaje sfera ideologiczna. Tam można szukać nowego napędu, dzięki czemu unijni urzędnicy będą mieli poczucie, iż tworzą coś nowego. No i mam gorzką satysfakcję, że przewidziałem rozwój wydarzeń.

Czy dlatego polska prawica stara się zablokować pewne zmiany cywilizacyjne? Związki partnerskie, zapłodnienie metodą in vitro, a nawet aktywność zawodową kobiet, bo sześć lat urlopu macierzyńskiego, co proponuje PiS, może doprowadzić do wypchnięcia kobiet z rynku pracy.

Nie rozumiem takiego stawiania tej sprawy. Przecież dłuższe urlopy macierzyńskie nie byłyby obowiązkowe, tylko dostępne dla osób, które tego chcą. Dziś kobieta, nawet gdyby chciała poświęcić się wychowywaniu dzieci, nie może tego zrobić z powodów ekonomicznych. A my uważamy, że rodzina powinna mieć prawo do takiego wyboru, dlatego obok długich urlopów proponujemy też wynagrodzenie za pracę w domu przy wychowywaniu dzieci. Tą propozycją poszerzamy wolność ludzi do decydowania o swoim życiu, nie odbierając nikomu żadnych szans.

Pracodawca też może poczuć się wolny i nie zatrudniać młodej kobiety, która może zajść w ciążę i zniknąć z pracy na parę lat.

Czyli uważa pani jednak, że dopiero kobieta na traktorze jest w pełni wartościową osobą? Ja tak nie myślę. A co do postaw przedsiębiorców, to znów powracamy do pytania, w jakim świecie żyjemy. 
W świecie barbarzyństwa czy w kulturze umowy społecznej? Jeżeli uznamy, że biznes każdy dodatkowy koszt przerzuci na konsumentów lub pracowników, to jest to model barbarzyński. Ja wierzę w biznes, który kieruje się społecznym rozsądkiem. Zatrudnianie pracowników wykwalifikowanych 
i dzielenie się z nimi dochodami 
w postaci godziwych pensji to nie jest łaska, tylko społeczny rozsądek przedsiębiorcy.

W dobie kryzysu i szalejącego bezrobocia to dosyć idealistyczny pogląd. Coraz więcej pracodawców najchętniej zatrudniałoby pracowników za darmo.

No to skończy się tak, że któregoś dnia ostatni pracownik wyjedzie z Polski i przedsiębiorcy będą sami wytwarzać swoje produkty, i sami nawzajem będą musieli je kupować, aż zbankrutują wszyscy. Jedną z przyczyn upadku I Rzeczypospolitej był kryzys ekonomiczny wywołany obniżaniem kosztów produkcji w wielkich folwarkach przy jednoczesnym podwyższaniu wymiaru pańszczyzny. Dochodowość gospodarstwa była utrzymywana, ale nie było rozwoju. W dzisiejszych czasach jest tak samo – jeżeli przedsiębiorcy będą zatrudniać ludzi na coraz bardziej śmieciowe umowy, to utrzymają swój dochód, ale o rozwoju możemy zapomnieć. Dlatego przedsiębiorcy muszą dbać o zachowanie równowagi. A państwo powinno im w tym pomagać, obniżając pozapłacowe koszty produkcji, np. poprzez inwestycje w nowoczesną infrastrukturę.

Krzysztof Szczerski jest posłem PiS, politologiem, w roku 2007 był wiceministrem spraw zagranicznych

 

http://www.rp.pl/artykul/9160,1090758-Wkraczamy-w-morderczy-totalitaryzm.html?p=1

O autorze: halszka