Divide et impera

 

Starożytność ciągle żyje –  w nowo odczytywanych znaleziskach, filozoficznych rozprawach, praktycznych rozwiązaniach, co czasu i człowieka się nie boją.

Sięgamy po te rozwiązania niekiedy z dumą, a niekiedy z zażenowaniem, że to nie my sami wymyśliliśmy coś, co jest aż tak oczywiste.

Zażenowanie może wynikać również z innego powodu: na przykład, ze świadomego kopiowania katastrof i upadków, które ani antycznego, ani obecnego świata nie omijały i nie omijają.

Vide:  Grecja i nasz, „dynamicznie rozwijający się kraj”.

Tutaj jednak zażenowania u naszych przywódców nie widać, a można nawet zauważyć daleko idącą kreatywność w interpretacji i stosowaniu współczesnych i antycznych analogii.

 

Rzymskie „divide et impera”, czyli „dziel i rządź”, z powodów zapewne takich, jak za czasów podbojów na Półwyspie Apenińskim, lub za panowania Ludwika XIV, stało się kamieniem węgielnym budowy naszej nowej demokracji.

Ta stara – skompromitowana – „socjalistyczna”, interpretowała tę zasadę mniej więcej w taki sposób: zjednoczone pod przywódctwem partii społeczeństwo, pędzi swój radosny żywot pod opieką rządzących, którzy dzielą i dają każdemu według potrzeb.

Teraz jest inaczej; światłe przywódctwo rozumnie stosuje się do prawdziwego ducha zasady, a nawet ją ulepsza.

No i dobrze, no i na zdrowie, bo nic nie służy lepiej władzy, jak społeczeństwo multi – rasowe, multi – poglądowe, multi – kulturowe, multi – religijne i multi – nieobecne.

 

Mój sąsiad Jim kosił kiedyś – z przyzwyczajenia – trawę, wzbijając obłoki kurzu na gruncie, na którym trawy prawie nie było, bo deszczu nie mieliśmy już trzeci tydzień. Zobaczywszy mnie zatrzymał się i kiwnął ręką żebym podszedł do płotu.

Na kogo będziesz głosował?- zapytał. Nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć; nie miałem zamiaru głosować w ogóle. Odpowiedziałem, że jeszcze się zastanawiam.

A ty?- zapytałem.

Też się zastanawiam – mówił Jim. Wiesz, Romney sprzeciwia się ograniczeniu dostępu do broni palnej, a ja jestem „pro gun”, więc powinienem na niego. Ale – tu zamyślił się na chwilkę –  jestem również „pro choice”, to powinienem na Obamę.

Znowu zamyślił się, po czym rzekł zdecydowanym głosem patrząc mi prosto w oczy: „ Tak, będę głosował na Obamę, chociaż jestem przeciwny małżeństwom pedałów, bo kobieta powinna mieć prawo do aborcji.”

Jim ma osiemnastoletnią córkę, która od ponad roku mieszka w jego domu razem ze swoim pryszczatym chłopakiem.

 

Zasada dziel i rządź zdaje egzamin i funkcjonuje powszechnie w naszym życiu.

Kto jeszcze pamięta tamte czasy wie, że w ustroju totalitarnym powiedzenie koledze o wysokości swoich zarobków było sprawą normalną, w każdym razie nie naganną. W nowoczesnych korporacjach takie wyznanie jest powodem do natychmiastowego zwolnienia z pracy. Pracujemy obok siebie, ale nie ze sobą – w dobrze pojętym interesie pracodawcy.

 

Jest wiele spraw, które polaryzują społeczeństwo i zawsze tak było.

Podziały, wbrew powszechnemu mniemaniu przebiegają nie po linii partyjnej, ale po linii charakteru/ intelektu/ edukacji.

Polska, ze swoją historyczną spuścizną, jest szczególnym tego przykładem, żeby tylko wspomnieć tragedię w Smoleńsku, przynależność do Unii Europejskiej, czy zwykły mecz piłkarski.

Istotnym jest, w jakim celu i w czyim interesie rządzący wykorzystują naturalnie tworzące się i wyindukowane przez nich samych podziały.

 

Na pewno nie służy dobrze krajowi kreatywna interpretacja zasady „dziel i rządź” jaka miała ostatnio miejsce przy dzieleniu premii dla wysokich urzędników państwowych.

Zresztą, już parę lat temu Rycho, Zdzicho i Miro – aczkolwiek prekursorami zasady „divide et impera” nie są, dobrze zrozumieli ducha jej rozszerzonej interpretacji.

 

Ale, po co ta mowa?

„Na dworcach kradło się zawsze i będzie się kradło dalej. Inaczej nie można”- jak mawiał dzielny wojak Szwejk.

 

Kmeehow 14 luty 2013

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O autorze: kmeehow