Kultura i sztuka

Ta notka to kontynuacja wątków dyskusji pod notką:  http://www.ekspedyt.org/asadow/2013/03/05/7894_odbanowalem-circ.html

 

 

  1. circ

    Wolałabym rozmawiać o prawdzie, niż w kółko o obelgach.
    Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu. Czy ja mu to wypomniałam w rozmowie? Przyczepiłam się jak rzep tego słówka i w kółko mówiłam o obelgach? Nie, bynajmniej nie to mnie zniecierpliwiło, ale uporczywe jego odpowiadania agresją i obelgami na argumenty, co oznacza, że moja praca i czas, czyli dobra wola idzie na marne, bo jemu to nic nie uświadamia.

    Ty zrobiłeś w tym wątku to samo, zaatakowałeś mnie, całkowicie poza tematem kiedy zadałam ci ważne pytania, by na nie nie odpowiedzieć. I nie odpowiedziałeś do teraz. Czy to jest grzeczne nie odpowiadać na pytania? Teraz mi na to pytanie odpowiedz- grzeczne to jest czy nie?

    I taką prowokację zastosowałeś, a policz ile w niej jest ”obelg”, kłamstw i niesłusznych, nie dowiedzionych pomówień;

    Umysł „usprzeczniony wewnętrznie względem” prawdy popełnia wiele błędów. Przykładowo – atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby. Następnie wciąga w to inne osoby i każe im wykazywać swoje błędy, twierdząc, że ich nie popełnia. Inne kryteria stosuje wobec siebie a inne wobec innych ludzi – jak faryzeusze. Kiedy wykazuje mu się jakiś błąd, mimo powagi sytuacji, żartuje sobie. Kiedy ktoś inny żartuje, mimo iż kalibrem znacznie mniejszym, zwraca mu uwagę, że nie przystoi. Kiedy wykazuje się takiemu umysłowi błąd, unika przyznania racji, ale próbuje odwrócić uwagę od tego, co było błędem i meritum. Pani to wszystko sobą prezentuje. Pani nie ma prawda do pouczania innych tak, jak to dotychczas czyniła.

    To, co Pani bierze za znajomość prawdy, jest często tylko pewnością swego, która jest pychą.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  2. circ

    I dlatego space i Lunar- proszę nie komentować moich postów. Mój czas dla was się skończył.

    Usuń

     

  3. … a może przemyślisz to raz jeszcze? może po prostu masz dość czepiania się Ciebie i dyskusji prowadzących donikąd, da się to zrozumieć. Nie ma co zamykać się na inne, często wspólne tematy. Wrogów tu nie widzę a z każdej dyskusji można się wyłączyć z godnością. Poświęcany czas na pewno jest doceniany, bo jeśli nie- to będzie tylko nawalanka i zabawa- nie zakładajmy złych intencji. Moderujmy ku dobru i konstruktywnym wnioskom. Wcinam się i pokornie przyjmę plaskacza za to.

    Usuń

     

  4. karoljozef

    Pani Judyto, przepraszam.

    Chłop to nigdy oprzeć się nie może urokowi rozgniewanej dziewczynki.
    No tak mamy. I my i Wy.

    Usuń

     

  5. space

    //I dlatego space i Lunar- proszę nie komentować moich postów. Mój czas dla was się skończył.//

    Jeśli uznam, że dobrze jest skomentować Pani post, uczynię to, niezależnie od tej prośby – oczywiście wcześniej dobrze się zastanowię, co też zazwyczaj czynię. Dwie minuty wcześniej zadała Pani pytania, i każe sobie odpowiedzieć, więc na nie odpowiadam.

    //Wolałabym rozmawiać o prawdzie, niż w kółko o obelgach.//
    Z tego powodu, że Pani używała obelg, nie dotarły do mnie pewne prawdy. Stąd więc przekazywanie prawdy powinno iść w parze z dobrem i pięknem – tak mocno są one ze sobą powiązane. Nigdy nie sugerowałem że musi być przyjemne i nigdy nie mówiłem, że należy prawdę mówić przede wszystkim tak, aby nie ranić. Jedyne, co postuluję, że należy ograniczyć cierpienie tych, których pouczamy, do niezbędnego minimum, bo cierpienie może zasłonić prawdę. Jeśli naszym celem jest przekazanie prawdy, to co nas powstrzymuje, aby przekazać ją jak najskuteczniej?

    //Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu. Czy ja mu to wypomniałam w rozmowie? Przyczepiłam się jak rzep tego słówka i w kółko mówiłam o obelgach?//
    Pomijając Pani motywację, bo nadal nie jest dla mnie ona oczywista, ja o Lunarze nie wspominałem, bo on się do mnie nie zwracał. Jeśli Lunar czyta wcześniejszą dyskusję, zapoznał się z moją argumentacją dotyczącą mocnych i zbyt raniących sformułowań. Co on z tym zrobi, to jego wybór. Powstrzymanie się od niepotrzebnego ranienia innych ludzi jest prawdziwą sztuką.

    //Ty zrobiłeś w tym wątku to samo, zaatakowałeś mnie, całkowicie poza tematem kiedy zadałam ci ważne pytania, by na nie nie odpowiedzieć. I nie odpowiedziałeś do teraz. Czy to jest grzeczne nie odpowiadać na pytania? Teraz mi na to pytanie odpowiedz- grzeczne to jest czy nie?//
    Nie, to nie jest grzeczne. Przepraszam. Ale nie zawsze wynika ze złej woli. Pytania na które Pani nie odpowiedziałem były następujące:

    //Biłeś się kiedyś z własnymi myślami? Długo ci zeszło? Zmęczyłeś się?//

    Dlaczego nie odpowiedziałem? Bo tak intensywnie je rozważałem, że zapomniałem odpowiedzieć! :) W zasadzie potraktowałem pytania jako retoryczne, bo oczywiste jest, że każdy kiedyś bił się z myślami, a odpowiedź na dwa pozostałe pytania zależą od tego, z jakimi myślami i kto się „bił” – dlatego retoryczne. Mało tego, muszę przyznać, że postarałem się potraktować te pytania jako naprowadzające i to one pomogły mi ujrzeć tę kwestię „intelektu budującego na prawdzie”. Ale za to już dziękowałem. Myślałem i myślałem – w zasadzie biłem się z myślami – i pytania te nadal mi dźwięczą w uszach, więc skoro niezupełnie zdołałem sobie na nie sobie samemu odpowiedzieć, tym bardziej zapomniałem odpowiedzieć Pani.

    //I taką prowokację zastosowałeś, a policz ile w niej jest ”obelg”, kłamstw i niesłusznych, nie dowiedzionych pomówień;//

    Postaram sie uargumentować każde z moich stwierdzeń, które uznałem, że Pani dotyczą, albo przeproszę:
    (Umysł „usprzeczniony wewnętrznie względem” prawdy)
    1. atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby.
    2. wciąga w to inne osoby i każe im wykazywać swoje błędy,
    3. twierdząc, że ich nie popełnia
    4. Inne kryteria stosuje wobec siebie a inne wobec innych ludzi – jak faryzeusze
    5. Kiedy wykazuje mu się jakiś błąd, mimo powagi sytuacji, żartuje sobie.
    6. Kiedy ktoś inny żartuje, mimo iż kalibrem znacznie mniejszym, zwraca mu uwagę, że nie przystoi.
    7. Kiedy wykazuje się takiemu umysłowi błąd, unika przyznania racji, ale próbuje odwrócić uwagę od tego, co było błędem i meritum.
    8. Pani to wszystko sobą prezentuje.
    9. Pani nie ma prawda do pouczania innych tak, jak to dotychczas czyniła.
    10. To, co Pani bierze za znajomość prawdy, jest często tylko pewnością swego, która jest pychą.

    AD. 1. Użycie obelgi jest atakiem. Stąd – niezwykle trudno osobie zagubionej interpretować je jako pomoc. W takim razie atak ten powoduje u osoby obrażanej wrogość i odepchnięcie tego, co może być prawdą ukrytą w tym ataku. W takim razie zamiast pomocy jest krzywda. Osoba, która choć trochę rozumie relacje interpersonalne i świat, wie o tym. Stara się więc nie sprawiać wrażenia atakującej człowieka. Jeśli atakuje wady, to tak, aby człowiek był świadom, że atakowana jest wada i stara się nie pozostawić go samego z bólem. Daje rady, jak wadę przezwyciężyć, proponuje metody łagodzące ból, który wynika ze zmiany. Nie chodzi bowiem o ból, tylko o zmianę! Osoba współczująca i pragnąca pomóc, pokazuje też czasem, że sama też miała tę wadę, że też popełniała podobne błędy, aby ta, której pomaga nie czuła się odrzucona i gorsza. Poza tym wad człowieka w pierwszej kolejności nie atakuje na forum publicznym, gdzie naraża go na niepotrzebny wstyd – dodatkowy ból, ale – zgodnie z nakazaniem Chrystusa – na osobności tłumaczy, co warto zmienić. Tak postępują osoby, które naprawdę chcą pomóc. Wiedzą, że nie jest to łatwe, że trzeba mieć dużo cierpliwości, ale są też świadome, że tak najczęściej osiąga się dobry efekt i że jest on wart poświęconego czasu, bo osoba potraktowana jak osoba, a nie bez szacunku, będzie prawdziwie wdzięczna. Zobaczy, że warto pracować nad sobą i chętnie wróci po radę. W końcu oczyści się z błędu i będzie cennym sprzymierzeńcem.

    AD. 2., AD. 3. Na to nie mam silnych argumentów. Inspiracją była dla mnie Pani wypowiedź z 6 marca 2013 godz. 11:53, ale jeśli czytać ją dosłownie i zakładać dobre intencje, nie można wywieść wniosków, które ja podałem. Przepraszam.

    MÓJ CZAS NA DZIŚ SIĘ SKOŃCZYŁ, będę kontynuował w wolnym czasie.

    Usuń

     

  6. circ

    Z tego powodu, że Pani używała obelg, nie dotarły do mnie pewne prawdy.

    „Obelgi” sam prowokujesz ; Namolnością, nie odpowiadaniem na pytania przez ”zapomnienie”, oskarżaniem o „ranienie”, zmianą tematu, narzucaniem rozmówcy własnej, błędnej lini rozumowania. Pytanie, dlaczego to robisz? Może dlatego, ”by nie dotarła do ciebie prawda” Pytanie też, kto wtedy przez ciebie mówi, kto ma władzę nad umysłem inspirując go i prowadząc w ślepe uliczki?

    Stąd więc przekazywanie prawdy powinno iść w parze z dobrem i pięknem – tak mocno są one ze sobą powiązane.

    To jest idealizm, bo dobro może być ukryte, a ty możesz go nie widzieć (dobrem już jest samo poświęcanie komuś uwagi), a piękno jest sprawą gustu, czasem niedoskonałego, czasem popsutego. Jesteś arbitrem piękna? Pięknem jest prawda i jej harmonia. Spójrz, jak Lunar dowodził, że Mozart nie ma wielkiej wartości- jego poczucie piękna jest niedoskonałe, a upiera się że ma rację.

    Wezmę tylko jeden punkt, bo jak powiedziałam, sam odrób te zadania;

    1. atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby.

    Pomoc ludziom nie jest obowiązkowa. Jest jałmużną, ale gdybyśmy dawali z obowiązku, nie mielibyśmy takiej zasługi jak dając z dobrej woli. Nie wolno na nikim wymuszać jałmużny, a ty to robisz, mówiąc ”zamiast pomagać” jakby to było obligatoryjne. Równie dobrze mogłabym domagać się być podzielił się ze mną pieniędzmi bo są mi potrzebne. Nie muszę się też usprawiedliwiać z tego, że nie daję ci jałmużny na żądanie, bo nie masz prawa jej wymagać. Jeśli daję ci uwagę i rady, to dlatego, że chcę dla ciebie dobra, to jałmużna, a za to należy się grzeczne dziękuję, zamiast oceniania, żądań i oskarżeń. Małe dziecko domaga się od matki uwagi,bo taka jest jego niedojrzała do samodzielności natura i ma do tego prawo z pewnymi ograniczeniami, bo kiedy przesadzi i chce rządzić matką, dostaje upomnienie lub klapsa, jak się upiera. I tobie należy się klaps, od tego jest charyzmat karcenia-dla pouczenia.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  7. Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu.

    Po pierwsze, udowodnij mi, że kiedykolwiek napisałem, że jesteś chamką. Nie udowodnisz, bo nic takiego nie napisałem.

    Po drugie już w drugim komentarzu do mnie w tym temacie nazwałaś mnie „pyskatym wyrostkiem”. Na tym etapie rozmowy ponad wszelką wątpliwość nie nazwałem cię chamką ani żadnym innym niesympatycznym określeniem. Pomijam już, że nazywanie mnie wyrostkiem jest po prosto śmieszne, od dość dawna już nie jestem nawet blisko bycia „wyrostkiem”.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  8. karoljozef

    No pewnie. To chyba gps był a nie Pan.

    Nic to. Będzie gadka, że jak rąbią to wióry…
    Chłop tak już ma, że zawsze winien. I gradobicia też.

    Jabłka bezczelnie kradły i jeszcze całe życie niewinnemu człowiekowi się dostaje.

    P.S.
    Mi się przypomniało.
    Panie lunarze. Takie doświadczonko. Zawołaj Pan an ulicy: Człooowieku!
    I policz Pan ile Kobit się obróci…
    Ja Panu piszę, to jest niezły szwindel z tym żebrem…

    Usuń

     

  9. circ

    Wysoka kultura w natarciu. Pojawiła się konkurencja z Japonii więc trzeba ją zniszczyć nie przebierając w środkach, zgadza się?

    Nawet jeśli się przy tym zachowuje jak zwykła chamka:

    Pominę już kolejny, chamski atak personalny. Co w twoim komentarzu robi stwierdzenie, że:

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  10. Nawet jeśli się przy tym zachowuje jak zwykła chamka:

    Umiesz ty czytać, Circ? Gdzie niby napisałem, że JESTEŚ chamką? Napisałem, że ZACHOWUJESZ SIĘ jak chamka. To ogromna różnica.

    Mam pełne prawo oceniać twoje zachowanie, bo twoje zachowanie (w sensie sposobu postowania) widzę.

    Usuń

     

  11. Swoją drogą czy mi się wydaje, czy może utrzymywałaś, że nazwałem cię chamką nie raz, ale kilka razy? Czekam zatem, aż mi udowodnisz stwierdzenie, że jesteś chamką choćby jeden raz.

    Stwierdzanie „zachowałaś się jak chamka” nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem „jesteś chamką”. To pierwsze wskazuje jeden konkretny przypadek niegodnego zachowania. To drugie stanowi natomiast atak personalny, bez wskazywania żadnych dalszych szczegółów.

    Ze stwierdzeniem „zachowałaś się jak chamka” można polemizować, udowadniając, że w konkretnym przypadku zachowanie było w porządku. Ze stwierdzeniem „jesteś chamką” natomiast polemika byłaby niemożliwa.

    Dla mnie człowiek zarzucający komuś, że oglądanie czegoś rzuca mu się na mózg i stwierdzający ex cathedra, że konkretna część kultury to obiektywnie rzecz biorąc chłam jak najbardziej zachowuje się jak cham. Nie ma niczego takiego jak obiektywne kategorie oceny jakiejkolwiek twórczości. Człowiek kulturalny ma obowiązek o tym pamiętać!

    Zauważ, nie mówiłaś o własnym punktu widzenia, twierdziłaś, że manga i anime to OBIEKTYWNIE rzecz biorąc chłam. Takie postawienie sprawy jest zwykłym prostactwem i tyle.

    Usuń

     

  12. circ

    Jak ci powiem, że jesteś pedałem, lub zachowujesz się jak pedał, albo stawiasz sprawę jak pedał- to będzie dla ciebie wielka różnica?

    Dla mnie człowiek zarzucający komuś, że oglądanie czegoś rzuca mu się na mózg i stwierdzający ex cathedra, że konkretna część kultury to obiektywnie rzecz biorąc chłam jak najbardziej zachowuje się jak cham. Nie ma niczego takiego jak obiektywne kategorie oceny jakiejkolwiek twórczości. Człowiek kulturalny ma obowiązek o tym pamiętać!

    Sztuka i kultura to sprawa ducha, czyli niedowodliwa naukowo, subiektywna, nie da się więc zwazyć, zmierzyć odwagi, cnoty, talentu, radości, ale te wszystkie sprawy oddziaływują realnie na nasz intelekt, wolę, czyny.

    Te sprawy nie są jednak całkiem subiektywne.
    Różnicą w sztuce wysokiej i kulturze niskiej można opisać na różny sposób, np. studiowałam scenografię, mieliśmy zajęcia z reżyserii, adaptacji, pisania scenariuszy i inne. Sztuka wysoka jest wtedy, kiedy ktoś czyni dzieło np. filmowe z jednorazowej potrzeby ducha i zawiera w nim rzecz całkowicie nową, unikalną, zadziwiającą na ten moment. Wartość dzieła mierzy się odbiorem nie masowym, ale małej grupy ludzi utalentowanych, o wrażliwości, która rozumie i potrafi opisać co jest w dziele wartościowe. Wystarczy, że ta mała opiniotwórcza grupa zgodzi się, że widzi w dziele te same wysokie wartości, uzna dzieło za wielkie, ważne. Większość może się z tym nie zgodzić, co nie przeszkadza dziełu trwać i być docenianym w następnych pokoleniach małych grup o wysokiej wrażliwości. I tak np. dzieło filmowe traci i blednie jak robi się kolejne odcinki, albo serial, bo co jest raz powiedziane wystarczy, potem artysta ma już inne inspiracje, inne sprawy do opowiedzenia. Dlatego wszelkie seriale, czy serie robione w dodatku na zamówienie, pod szeroką publikę, nie są sztuką ale komercją która gra na niskich instynktach.

    Poniżej przykład tego co mówię, genialny artysta i walka o poziom z producentami, którzy chcieli tylko zarobić. W sumie wyszło za każdym razem nie to, czego by chciał, tyle kompromisów musiał czynić. Banda zmarnowała wielki talent, a świat mógł mieć kilka arcydzieł.

    Kiedy w 1941 roku na amerykańskie ekrany wszedł Obywatel Kane, krytycy bardzo szybko ochrzcili ten film arcydziełem. Z kolei publiczność w ogóle nie miała ochoty brać udziału w ceremonii uświęcania genialnego debiutu Orsona Wellesa, wobec czego film, mimo licznych nominacji do Oscara i przyznanej statuetki za scenariusz, został zapomniany. Dopiero w latach pięćdziesiątych, na wskutek fali pozytywnych recenzji krytyków francuskich z „Cahiers du cinema”, Obywatel Kane zaczął powracać do łask i po dziś dzień okupuje rankingi najlepszych filmów w historii kina.

    Cofnijmy się jednak do czasu, zanim Kane w ogóle zaczął powstawać. Pragnę bardzo opowiedzieć historię powstania nie tyle samego filmu, co historię kinowych narodzin jednego z najlepszych reżyserów filmowych w historii – Orsona Wellesa. Była to postać niebywała, którego kariera potoczyła się dość niefortunnie. Ponoć gdy przyjechał do Hollywood, mówił wszystkim: „Jeśli pozwolą zrobić mi drugi film, to mam szczęście”. Owszem, pozwolili. Po Obywatelu Kane Welles nakręcił Wspaniałość Ambersonów. Niestety film nie podobał się wytwórni RKO do tego stopnia, że wyświetlano go zaledwie w dwóch stanach i to w wersji skróconej. Potem w Hollywood traktowano go jako wyrobnika i zatrudniano do reżyserii czarnych thrillerów. Jednak Welles wciąż próbował postawić na swoim, wobec czego nakręcił Damę z Szanghaju w taki sposób, że film nabierał sensu tylko wtedy, gdy został zmontowany tak, jak zamierzył sobie twórca Obywatela Kane’a. Później odsuwano go od postprodukcji, wobec czego np. Dotyk zła został odebrany Wellesowi już na etapie montażu. I choć za granicą reżyserował bardzo udane adaptacje klasyków literatury światowej (Makbet, Otello, Proces), to nigdy nie udało mu się powrócić do uznania, którym się cieszył, zanim jeszcze nakręcił jeden z najważniejszych filmów w historii. Jak w ogóle doszło do tego, że 25-letni mężczyzna dostał się do Hollywood i podpisał najkorzystniejszy kontrakt reżyserski w historii? Kim był Orson Welles i dlaczego producent George Schafer wierzył, że ten człowiek uratuje upadającą wytwórnię RKO?
    Był rok 1939, już po wybuchu II wojny światowej. 24-letni Orson Welles od dwóch lat robi zawrotną karierę na Broadwayu. I to nie tylko jako aktor. Furorę robią dwa wyreżyserowane przez młodego Orsona przedstawienia na podstawie sztuk Szekspira. W wieku lat 20 wystawia pierwszą z nich. To Makbet zrobiony w dość oryginalnej konwencji. Cała ekipa aktorska składała się z Afroamerykanów, akcja sztuki została przeniesiona ze Szkocji na Karaiby, a zamiast czarownic występowały postacie zajmujące się wudu. Stąd też amerykański przydomek tej oryginalnej sztuki – Voodoo Macbeth. Drugą sztuką wystawioną przez Wellesa był Juliusz Cezar, w którym to aktorzy poprzebierani byli w stroje przypominające mundury faszystowskie, a w tytułowej postaci rzymskiego dowódcy zawarto wiele analogii do Benito Mussoliniego. Welles oprócz pracy w teatrze prowadzi audycje radiowe, w trakcie których czyta dzieła literatury światowej. Takim słuchowiskiem, które przeszło do legendy, był odczyt Wojny światów Herberta Wellsa w roku 1938, książki o inwazji Marsjan na Ziemię. Część słuchaczy była pewna, że Welles czyta prawdziwą relacje z inwazji, wobec czego wybuchła panika. Orson Welles był sławny na całe Stany, a nawet i na cały świat, ponieważ anegdota o słuchowisku Wojny światów była wspominana nawet przez Adolfa Hitlera w trakcie jego przemówień. W tym wojennym roku 1939 Orson Welles stara się o pozwolenie na wystawienie Pięciu królów, sztuki będącej kombinacją pięciu dzieł Szekspira – dwóch części Henryka IV, Ryszarda II, Henryka V i Wesołych kumoszek z Windsoru, co, jak wiemy, 16 lat później zamieniło się w film Falstaff. Ponoć Orson Welles zarzekał się, że nie zgoli brody do momentu, kiedy mu pozwolą zagrać Falstaffa (kompana Henryka V) na nowojorskiej scenie, co niestety nie miało w końcu miejsca i tekst Pięciu królów został odłożony. I kiedy Orson Welles powoli zaczął odchodzić w niepamięć, w jego życie wkracza George Schafer, prezes RKO. W tej relacji Welles pokazał, że oprócz bycia genialnym reżyserem i kapitalnym aktorem jest również wytrawnym negocjatorem, choć robił to w niezwykle subtelny sposób. Kiedy Schafer mu cokolwiek proponował, Welles dawał mu do zrozumienia, że nie jest w ogóle zainteresowany medium kinowym. Robił z siebie wręcz ignoranta, który nic nie wie o filmie, w ogóle mało w życiu się spotykał z tą dziedziną sztuki. Nie było to prawdą. Miał przecież na swoim koncie dwa krótkie metraże (Too Much Johnson oraz The Hearts of Age), a oprócz tego w latach 20. trudnił się ponoć pisaniem recenzji filmowych. Publikował je pod nazwiskiem nieznanego z imienia krytyka filmowego, który często przesadzał z alkoholem do tego stopnia, że nie był w stanie niczego napisać. Schafer w końcu wyczuł, że cała ta wellesowska ignorancja to tylko poza. Teatralny geniusz pragnął, by Schafer zaoferował mu jedną rzecz, której w historii Hollywood nie dostał jeszcze żaden ówczesny reżyser – prawo do ostatecznego montażu. Jak wiadomo, prawo do ostatniej edycji filmu miał do tej pory tylko producent. Często reżyser w trakcie premiery swojego filmu chciał się zapaść pod ziemię, bo tak bardzo odstawał on od tego, co chciał nakręcić. Niektórzy manewrowali, próbowali oszukać w jakiś sposób producenta. John Ford ponoć niszczył te materiały filmowe, które mu nie pasowały, by producent mógł zmontować film tylko i wyłącznie w taki sposób, jaki odpowiadał twórcy Dyliżansu.

    Pierwszym filmem, jaki Welles chciał zrobić w Hollywood, była adaptacja Jądra ciemności Josepha Conrada. Oczywiście nie od razu się na to zgodzono. Włodarze RKO uważali, że historia przedstawiona w noweli polsko-angielskiego pisarza jest zbyt mało atrakcyjna dla widzów, pomijając to, że w dużej mierze była ona nieznana. Hollywood, założony przecież przez żydowskich robotników, był pełen ludzi niewykształconych. Przykładowo, w 1919 roku Samuel Goldwyn zatrudnił pisarza Maurice’a Maeterlincka do pisania scenariuszy. Nowy nabytek Hollywood swój pierwszy scenariusz napisał w trzy miesiące, a kolejne trzy był tłumaczony (Maeterlinck nie znał nawet jednego słowa po angielsku). Kiedy Goldwyn uzyskał swój upragniony scenariusz, ze strachem ujrzał, że jest on o pszczołach. Pisarz bowiem jako podstawy użył swojej powieści Życie pszczół. Goldwyn długo się nie zastanawiał nad rozwiązaniem kontraktu. Kiedy odprowadzał Belga na dworzec, powiedział: „Niech się pan nie martwi, panie Maeterlinck, jeszcze pan coś w życiu osiągnie”. Osiem lat wcześniej Maeterlinck dostał nagrodę Nobla. Można rzec, że na początku XX wieku mało kto w ogóle był wykształcony. Ale ta edukacyjna przepaść ciągnęła się jeszcze długie lata. Nawet w 1962 roku tak ceniony reżyser jak John Huston w trakcie prac nad filmem Doktor Freud (do którego scenariusz pisał sam Jean Paul Sartre!) potrafił zapytać: „Czy to prawda, że on [Freud] miał jakąś obsesję na punkcie seksu?”. Łatwo w ten sposób zrozumieć, że Jądro ciemności, mimo bycia światowym klasykiem, w Hollywood było mniej znane niż opowiadania kryminalne zamieszczane w tanich magazynach. Welles jednak bardzo pragnął zrobić ten film. Postanowił więc swoim sposobem przemienić powieść Conrada, żeby się stała swego rodzaju… romansem podróżniczym! Głównym bohaterem miał być nie sam Christopher Marlowe, ale także narzeczona Kurtza. To ona miała poprowadzić całą wyprawę w głąb dżungli w celu odnalezienia ukochanego, który zaginął i o którym krążą legendy na temat jego aktualnej działalności. W czasie podróży Marlowe miał od niej dowiadywać się coraz to nowszych rzeczy o Kurtzu, zacząć utożsamiać się z jego postacią, a tym samym odnajdywać w sobie to wewnętrzne zło, które według Conrada tkwi w każdym człowieku. Kolejną innowacją, jaką chciał wprowadzić Welles, był sposób kręcenia. Po raz pierwszy w historii kina kamera miała być bohaterem. Cały film miał zostać opowiedziany w pierwszej osobie, tak żeby widzowie widzieli świat oczami Marlowe’a. W ten sposób chciał też nakręcić prolog, który metaforycznie miał pokazać przesłanie zawarte w opowiadaniu Conrada.

    Ów prolog, kręcony dokładnie w taki sposób, w jaki miała być kręcona reszta filmu, polegał na grze z widzem. Welles chciał, żeby człowiek, który płaci pieniądze, żeby przyjść na film, mógł w pełni wcielić się w bohatera. Główny bohater, czyli kamera, a tym samym widz przed kineskopem, był usadawiany na fotelu w roli niemego przesłuchiwanego. Zaraz po tym lądował na krześle elektrycznym. Punktem kulminacyjnym miał być „odgłos włączanego prądu. Ekran zamienia się w oślepiającą czerwoną plamę. Kamera zmniejsza jednocześnie ostrość i przeskakuje na elektryka, którego sylwetka potwornie się zniekształca, roztapia się w brudny fiolet, a dźwięk prądu wzmaga się i zamienia w nieznośny metaliczny brzęk”. Zaraz potem ekran robił się czarny, a po sali miał rozbrzmiewać głos Wellesa, mówiący: „Nie ma powodów do obaw”. Brutalny początek! Proszę sobie wyobrazić, jakie wrażenie mógłby sprawić dzisiaj, a co dopiero 70 lat temu! Początkowy budżet Jądra ciemności miał wynosić 750,000 dolarów, mimo iż Welles miał w umowie, że koszta jego filmu nie powinny przekroczyć pół miliona. Fakt przekazania tak dużej sumy na film niesprawdzonego jeszcze reżysera spotkał się z negatywnym odzewem ze strony mediów, a zwłaszcza od liczącego się czasopisma Hollywood Reporter. Oprócz faktu, że filmem miał zająć się debiutant, poddawano w wątpliwość obsadę (w większości nieznaną), jak i historię Conrada, która według wielu nie miała prawa sprawdzić się na ekranie. Niestety ostateczne koszta realizacji oszacowano na kwotę 1 057 761 dolarów, co wyeliminowało z najbliższych planów RKO filmowanie Jądra ciemności.

    Przygoda z adaptacją Conrada dała Wellesowi doświadczenie i wiedzę co do mechanizmów funkcjonowania Fabryki Snów. Mimo iż kilka lat wcześniej był cudownym dzieckiem amerykańskiego teatru, po nieudanych próbach sfilmowania Jądra ciemności został obśmiany. Kiedy Schafer zaproponował Wellesowi nakręcenie niskobudżetowego thrillera The Smiler with a Knife, czasopismo Hollywood Reporter nazwało ów film „najnowszym zapowiadanym filmem pana Wellesa”, implikując, bardzo trafnie, że najprawdopodobniej on nigdy nie powstanie. Orson zdał sobie sprawę, że jego pierwszy film nie może być prostą komercją, o której wszyscy zapomną po wyjściu z sali kinowej. To musiał być wybuch, szok jak pierwsze filmy Meliesa i Griffitha. Tak zaczyna się historia monumentalnego dzieła, która po dziś dzień jest stawiane w czołówkach rankingów najlepszych filmów wszechczasów.
    Welles bardzo chciał zrobić film, w którym jedna sytuacja miałaby być opisana z różnych punktów widzenia. Ponoć pomysł na to wziął się z Nowego Testamentu, z historii Chrystusa, a dokładniej sposobu jej przedstawienia – jako relacji wielu świadków. Oczywiście inspiracje mogły być najróżniejsze. Na przykład czeski pisarz Karel Capek napisał kilka opowiadań, które opowiadają o jednym zdarzeniu z wielu perspektyw. Wydaje się jednak, że źródeł tej inspiracji powinniśmy poszukiwać w poprzednim, niedokończonym dziele Wellesa – Jądrze ciemności. W noweli Conrada postać Kurtza jest nam nieznana do samego końca. Na swojej drodze Marlowe napotyka ludzi, którzy się z nim spotkali lub coś o nim słyszeli. W ten sposób powstawało wiele wersji na temat tego, kim jest ów Kurtz. Być może Orson Welles, którego twórczość Conrada bardzo nurtowała, uznał, że skoro nie udało mu się nakręcić Jądra ciemności, to być może będzie w stanie stworzyć pewnego rodzaju wariację. Są również teorie, że to nie literatura zainspirowała Wellesa, lecz… film The Power and the Glory wyreżyserowany przez Williama K. Howarda, a napisany przez dobrego przyjaciela Wellesa, Prestona Sturgesa. Obraz ten opowiada historię życia milionera za pomocą retrospekcji, pokazywanych w trakcie jego pogrzebu. Sam Orson Welles w rozmowach z Peterem Bogdanovichem zaprzeczył, jakoby w ogóle widział ten film.

    Do napisana scenariusza Wellesowi został przydzielony scenarzysta – Herman Mankiewicz, starszy brat reżysera Josepha Mankiewicza, który w latach 50. zasłynął filmem Wszystko o Ewie. Herman był człowiekiem, który prawie nigdy nie stworzył samodzielnie scenariusza. Specjalizował się w tzw. script doctoring, czyli przeglądaniu już napisanych historii i poprawianiu ich lub ewentualnym dorzucaniu swoich trzech groszy. Była to dla niego prawdopodobnie najlepsza praca, ponieważ nie był na tyle zdyscyplinowany, by napisać całą historię od początku do końca. Oprócz tego miał bardzo poważne problemy z alkoholem. Wyrobił sobie nazwisko w latach 30. dzięki swoim pełnym sarkazmu dialogom, które stały się jego znakiem rozpoznawczym i znajdziemy je w niemal każdej hollywoodzkiej komedii z tamtych lat. Pierwsze spotkanie Wellesa i Mankiewicza nastąpiło jeszcze zanim pojawił się pomysł na Obywatela Kane’a. Mankiewicz dostał od Wellesa propozycję pisania scenariuszy do radiowych audycji z cyklu Campbell’s Playhouse.

    Po dziś dzień wokół współpracy tej dwójki mężczyzn krąży wiele kontrowersji. Chodzi o autorstwo scenariusza Obywatela Kane’a. Mimo iż obaj panowie są wymienieni w napisach, obaj dostali też Oscara za scenariusz, to ciągle toczą się spory o to, kto z nich miał większy wkład w powstanie historii o osobie Charlesa Fostera Kane’a. Biografowie Mankiewicza starają się dowieść, że film miał w sobie „tłumioną wściekłość Manka”. Welles informował z kolei, że Herman miał zupełnie inną koncepcje fabularną – chciał osnuć historię wokół morderstwa Thomasa Ince’a w 1927 roku na pokładzie jachtu należącego do Hearsta. Zabawne jest, że gdy pod koniec lat 40. toczył się proces o plagiat, Mankiewicz powiedział, że z początku nie miał to być żaden Obywatel Kane, ale „wielkie love story”. W tymże „wielkim love story” w pierwszej scenie (rozgrywającej się we Włoszech) Kane miał siedzieć przed kominkiem i rozmawiać z karykaturalną staruszką, jednocześnie będąc otoczonym przez nimfomanki, alfonsów, homoseksualistów i innych przedstawicieli specyficznych grup. Ta scena była ważna z dwóch powodów: miała przedstawiać 25. urodziny tytułowego bohatera (tyle samo lat miał Orson Welles przy kręceniu tego filmu!) oraz moment, w którym odziedziczy wielki majątek. Nie było to coś, co Wellesa mogłoby zachwycić. Podobnie jak zrobił to m.in. z Szekspirem, postanowił przerobić tekst pod siebie. Każdą scenę, każdy dialog starał się zmienić na bardziej mu pasujący. Kiedy będziemy się zastanawiać nad tym, który z tej dwójki miał większy wpływ na powstanie finalnej wersji scenariusza, lepiej spójrzmy na ich późniejsze projekty. Takie fabularne szaleństwa, odwrócenie kolejności opowiadania – to wszystko jest związane z Wellesem. A Mankiewicz? Do końca swoich dni pisał poprawki do hollywoodzkich scenariuszy. A nawet jeśli próbował stworzyć coś swojego, to nigdy nie wychodziło to poza schemat, który rządził wówczas w Hollywood. Z pewnością Mankiewiczowi można by przypisać ogromne zasługi w dopasowaniu rozbrykanej wyobraźni Wellesa do filmowych konwencji, ale raczej nie należy twierdzić, że to on miał większy wpływ na powstanie historii.

    Skąd w ogóle wzięła się cała afera o plagiat? Jak to się wszystko zaczęło, że panowie zamiast ogłoszenia, że obaj są autorami, zaczęli się wyzywać i ze sobą walczyć? Wydarzyło się to w momencie, kiedy Mankiewicz zdał sobie sprawę, jak ważnym filmem może być Obywatel Kane, zaczął opowiadać swoim kolegom od kieliszka (a były to poważne szychy amerykańskiego kina), że jest jedynym autorem scenariusza do wspomnianego filmu, mimo iż kilka miesięcy wcześniej zrzekł się wszelkich praw do skryptu na rzecz Mercury Productions (współwłaścicielem firmy był Orson Welles). Mankiewicz wysłał również list publiczny, w którym nazwał Wellesa „młodocianym przestępcą pasożytującym na cudzych pomysłach”, przy okazji oskarżając go o splagiatowanie audycji o Wojnie światów. Niestety nie podaje, kogo miał kopiować Welles w tym wypadku. Proces wygrał reżyser, choć postanowił wynagrodzić starania współscenarzysty i nazwisko Mankiewicza pojawia się w napisach jako pierwsze. Welles nie miał potem żalu do Hermana. W 1969 roku w wywiadzie, który przeprowadzał z nim Peter Boganovich, Orson nazwał Mankiewicza „najlepszym kompanem świata”, mimo przytyczek co do jego pijackiego sposobu życia.

    Zanim jeszcze doszło do tego procesu, musiał oczywiście powstać film, o który obaj panowie mogli się spierać. Tutaj warto przytoczyć ciekawą anegdotę, która jest związana z rozpoczęciem zdjęć do Obywatela Kane’a. Ponoć do studia przyjechało sześciu mężczyzn w długich płaszczach i filcowych kapeluszach. Wbrew pozorom to nie byli żadni gangsterzy, lecz wysoko postawieni pracownicy nowojorskiej filii RKO. Pogratulowali Wellesowi rozpoczęcia zdjęć, po czym z wywrotki zrzucili tonę zwiędłych kwiatów. Wyjaśnili, że są to kwiaty, które Welles miał dostać kilka miesięcy temu, kiedy to ogłoszono produkcję Jądra ciemności i wtedy były one jeszcze świeże. Wszyscy się zaczęli śmiać i klaskać w dłonie, po czym mężczyźni w płaszczach stanęli z założonymi rękami i powiedzieli „No dobrze, geniuszu, pokaż nam. Zacznij kręcić. Bądź geniuszem”. ….

    więcej tu;
    http://adamzygiel.blogspot.com/2012/08/jak-orson-welles-zdoby-hollywood.html

    Sztuka jest subiektywna właśnie i dlatego jest sztuką.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  13. Jak ci powiem, że jesteś pedałem, lub zachowujesz się jak pedał, albo stawiasz sprawę jak pedał- to będzie dla ciebie wielka różnica?

    Jak stwierdzisz, że jestem pedałem to nie mam możliwości odparowania tego. Przecież nie przedstawię zaświadczenia od psychologa, że jestem hetero, co nie?

    Jak stwierdzisz, że zachowałem się jak pedał, mogę w odpowiedzi zapytać, kiedy się mianowicie tak zachowałem i czym się to objawiało. A następnie zbić te argumenty.

    Różnicą w sztuce wysokiej i kulturze niskiej (…)

    Podział na kulturę wysoką i niską jest wyłącznie pozbawionym naukowych podstaw DOGMATEM SNOBISTYCZNEJ WIARY w jedyną słuszność ich własnej definicji kultury i ich własnego gustu.

    Podział na kulturę niską i wysoką zakłada z definicji DYSKRYMINOWANIE pewnych rodzajów kultury jako niegodnej uwagi, głupszej, mniej wartościowej. Nikt się przy tym nie zajmuje stwierdzaniem, czy przypadkiem jakieś utwory nie są krzywdzone NIESŁUSZNYM zaliczaniem do kultury niskiej, podczas gdy kryją w sobie głębsze treści.

    Wartość dzieła mierzy się odbiorem nie masowym, ale małej grupy ludzi utalentowanych, o wrażliwości, która rozumie i potrafi opisać co jest w dziele wartościowe. Wystarczy, że ta mała opiniotwórcza grupa zgodzi się, że widzi w dziele te same wysokie wartości, uzna dzieło za wielkie, ważne.

    Zauważ że to klasyczne kółeczko wzajemnej adoracji. Zebrali się „ludzi utalentowani” i terroryzują wszystkich innych, bezczelnie domagając się monopolu na gust i upodobania. Wszyscy mają coś uznawać za kulturę wysoką, bo KLIKA tak uznała. Wszyscy mają uznawać tego czy innego artystę za wybitnego, bo KLIKA tak ustaliła.

    Bo oni się dogadali, że ten czy ów jest geniuszem, a ktoś inny nic nie warty, więc tak ma być. Bo oni są lepsi, utalentowani i cholera wie co jeszcze. A najciekawsze, że NIE MAJĄ MOŻLIWOŚCI OBIEKTYWNEGO UDOWODNIENIA TEGO, że na pewno są lepsi i na pewno utalentowani – bo cały ich talent jest kwestią umowy, gustu i upodobań.

    Jak u Gombrowicza: „No jak to Słowacki nie zachwyca? Musi zachwycać bo to wielki wieszcz był i na pewno zachwyca!” A kto ma inny gust, kogo nie zachwyca tym klika WZGARDZI, ZNISZCZY GO, OPLUJE! Bo on nie nasz. Bo on ma inny gust i nie uznaje naszych DOGMATÓW WIARY W SNOBISTYCZNY SALON. Dogmatów, bo żadnych dowodów na ich słuszność nie było, nie ma i nigdy mieć nie może.

    Circ, ja znam takie anime, o fabule których można dyskutować godzinami. A najciekawsze, że w tych anime każdy może widzieć co sobie chce. Kto chce pominąć całą filozoficzną otoczkę i obejrzeć krwawą jatkę, może to zrobić. A kto inny zacznie się zastanawiać nad głębszym sensem tego wszystkiego. I ja uważam, że właśnie takie coś zrobić to jest sztuka.

    Dlatego gardzę tzw. „wyższą kulturą” i jedynie słusznymi standardami. Gardzę dlatego, że ci, którzy tak usilnie wyższą kulturę promują są zwykłymi PROSTAKAMI, którym nie mieści się we łbach inny punkt widzenia. Dla mnie wyższa kultura rzucająca się z nienawiścią na wszystko, co ma odmienne standardy i nie epatuje tak arogancko banerem „UWAGA, TO JEST CHOLERNIE MĄDRY FILM!” była, jest i pozostanie zwykłym buractwem ubranym dla niepoznaki we frak.

    Chama można ubrać we frak i postawić na salonach, nawet zrobić z niego krytyka filmowego można. Ale cham pozostanie chamem i zawsze z niego to chamstwo i prostactwo wylezie, gdy tylko zobaczy kogoś, kto ma odmienne zdanie na temat gustów i standardów. Kulturę poznaje się nie po chodzeniu do teatru, tylko po umiejętności zrozumienia tej prostej rzeczy, że jeden ma czas i pieniądze pójść do teatru, a ktoś inny od sztuki wymaga RELAKSU, a nie wciskania mu jakichś zbędnych w codziennym, szarym życiu pseudofilozoficznych pierdół do głowy.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  14. Cholera jasna, znowu zapomniałem ująć odpowiednie akapity w BLOCKQUOTE. Naprawdę wolałbym mieć możliwość edycji własnych komentarzy…

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  15. Rebeliantka

    & @All

    Nie wiem, dlaczego, ale gdy czytam te „orzeczenia” dyskutantów o cechach charakteru i zachowaniach oponentów (wraz z uzasadnieniami), to mam wrażenie ogromnego podobieństwa do uzasadnień wyroków w polskich post-stalinowskich sądach. Ten sam zimny, pogardliwy, zawiły, detaliczny sposób argumentowania.

    Wczoraj papież na swoim profilu na Twitterze napisał;

    Papież Franciszek ‏@Pontifex_pl

    „Strzeżmy Chrystusa w naszym życiu, troszczmy się jedni o drugich, z miłością chrońmy dzieło stworzenia”.

    „Prawdziwa władza jest służbą. Papież musi służyć wszystkim, zwłaszcza najuboższym, najsłabszym i najmniejszym”.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  16. Asadow

    Dzięki za przytoczenie tu tych mądrych słów!

    Usuń

     

  17. Asadow

    // Kulturę poznaje się nie po chodzeniu do teatru, tylko po umiejętności zrozumienia tej prostej rzeczy, że jeden ma czas i pieniądze pójść do teatru, a ktoś inny od sztuki wymaga RELAKSU, a nie wciskania mu jakichś zbędnych w codziennym, szarym życiu pseudofilozoficznych pierdół do głowy. //

    Stary, jeśli lubisz chłam, to czemu po prostu się nie przyznasz jak mężczyzna?

    Ja też lubię DBZ, Mononoke i sporo kawałków POP. I zdaje sobie sprawę, że są one prostackie w porównaniu z dziełami sztuki.
    Prawdziwa sztuka nie jest po to by zapewniać relaks.
    A nabijanie sobie głowy watą nie jest dobrym relaksem – obiektywnie.
    Co nie znaczy, że czasem tego nie robię. Ot – słaby człowiek ze mnie.

    Usuń

     

  18. Asadow

    Słuchajcie, nie chcę być zamordystą, ale naprawdę fajnie byłoby utworzyć nową notkę, np. „Jak się widzi taką sztukę, to trudno kulturę zachować” – nawet pustą – i dalej pociągnąć ten pasjonujący temat zasadności używania wyzwisk oraz wyższości mangi nad malarstwem Cezanne’a lub odwrotnie.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  19. Freedom

    “Ten lud czci Mnie ustami, lecz jego serce jest daleko ode Mnie. Na próżno Mnie czczą.”

    :(

    Usuń

     

  20. Poruszyciel

    Po opublikowaniu komentarza można go edytować przez 15 minut. Trzeba najechać myszką na komentarz i kliknąć fiszkę [Edytuj], tutaj jest więcej info.

    Usuń

     

  21. Poruszyciel

    Ponawiam zatem apel zamieszczony w moim pierwszym komentarzu pod tą notką, aby komunikaty o tym, że ktoś dostał bana lub został odbanowany, nie były zamieszczane jako notki. Aktualnie po prawej stronie mamy 16 razy powtórzony tytuł notki „Odbanowałem Circ”, co sprawia złudne wrażenie, że to jakiś bardzo ważny temat, który jest tutaj namiętnie dyskutowany. Gdy ktoś nowy wchodzi na stronę (kto wie, może ktoś taki jeszcze się pojawi) to może sobie zadać pytanie, co to jest Circ i co mnie obchodzi, że to zostało odbanowane, a właściwie po jakiemu tutaj piszą.

    Usuń

     

  22. circ

    „Jak się widzi taką sztukę, to trudno kulturę zachować”

    Czy teraz już widzisz dlaczego nie rozmawiam o formie, czyli gustach, co mi zarzuciłeś, że kieruję się ”regułami”? Nic nie rozumiesz, co ci się mówi.
    Czy ktoś kto dzieli się z innymi wiedzą i doświadczeniem musi zbierać od wszystkich po głowie? To jest właśnie stalinizm, żadnej prawdy, wiedzy, autorytetu, wszystko w pogardzie u mas. Nie dziwne że Polska ginie.

    Zniszczyli majątki, kulturę, sztukę, teraz niszczą tych, którzy mogliby przekazać doświadczenie. Lud nie chce się uczyć, nie chce się rozwijać, chce oglądać komiksy, telewizję, jeść jedzenie GMO i mieć przyjemnie.

  1. circ

    Wolałabym rozmawiać o prawdzie, niż w kółko o obelgach.
    Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu. Czy ja mu to wypomniałam w rozmowie? Przyczepiłam się jak rzep tego słówka i w kółko mówiłam o obelgach? Nie, bynajmniej nie to mnie zniecierpliwiło, ale uporczywe jego odpowiadania agresją i obelgami na argumenty, co oznacza, że moja praca i czas, czyli dobra wola idzie na marne, bo jemu to nic nie uświadamia.

    Ty zrobiłeś w tym wątku to samo, zaatakowałeś mnie, całkowicie poza tematem kiedy zadałam ci ważne pytania, by na nie nie odpowiedzieć. I nie odpowiedziałeś do teraz. Czy to jest grzeczne nie odpowiadać na pytania? Teraz mi na to pytanie odpowiedz- grzeczne to jest czy nie?

    I taką prowokację zastosowałeś, a policz ile w niej jest ”obelg”, kłamstw i niesłusznych, nie dowiedzionych pomówień;

    Umysł „usprzeczniony wewnętrznie względem” prawdy popełnia wiele błędów. Przykładowo – atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby. Następnie wciąga w to inne osoby i każe im wykazywać swoje błędy, twierdząc, że ich nie popełnia. Inne kryteria stosuje wobec siebie a inne wobec innych ludzi – jak faryzeusze. Kiedy wykazuje mu się jakiś błąd, mimo powagi sytuacji, żartuje sobie. Kiedy ktoś inny żartuje, mimo iż kalibrem znacznie mniejszym, zwraca mu uwagę, że nie przystoi. Kiedy wykazuje się takiemu umysłowi błąd, unika przyznania racji, ale próbuje odwrócić uwagę od tego, co było błędem i meritum. Pani to wszystko sobą prezentuje. Pani nie ma prawda do pouczania innych tak, jak to dotychczas czyniła.

    To, co Pani bierze za znajomość prawdy, jest często tylko pewnością swego, która jest pychą.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  2. circ

    I dlatego space i Lunar- proszę nie komentować moich postów. Mój czas dla was się skończył.

    Usuń

     

  3. … a może przemyślisz to raz jeszcze? może po prostu masz dość czepiania się Ciebie i dyskusji prowadzących donikąd, da się to zrozumieć. Nie ma co zamykać się na inne, często wspólne tematy. Wrogów tu nie widzę a z każdej dyskusji można się wyłączyć z godnością. Poświęcany czas na pewno jest doceniany, bo jeśli nie- to będzie tylko nawalanka i zabawa- nie zakładajmy złych intencji. Moderujmy ku dobru i konstruktywnym wnioskom. Wcinam się i pokornie przyjmę plaskacza za to.

    Usuń

     

  4. karoljozef

    Pani Judyto, przepraszam.

    Chłop to nigdy oprzeć się nie może urokowi rozgniewanej dziewczynki.
    No tak mamy. I my i Wy.

    Usuń

     

  5. space

    //I dlatego space i Lunar- proszę nie komentować moich postów. Mój czas dla was się skończył.//

    Jeśli uznam, że dobrze jest skomentować Pani post, uczynię to, niezależnie od tej prośby – oczywiście wcześniej dobrze się zastanowię, co też zazwyczaj czynię. Dwie minuty wcześniej zadała Pani pytania, i każe sobie odpowiedzieć, więc na nie odpowiadam.

    //Wolałabym rozmawiać o prawdzie, niż w kółko o obelgach.//
    Z tego powodu, że Pani używała obelg, nie dotarły do mnie pewne prawdy. Stąd więc przekazywanie prawdy powinno iść w parze z dobrem i pięknem – tak mocno są one ze sobą powiązane. Nigdy nie sugerowałem że musi być przyjemne i nigdy nie mówiłem, że należy prawdę mówić przede wszystkim tak, aby nie ranić. Jedyne, co postuluję, że należy ograniczyć cierpienie tych, których pouczamy, do niezbędnego minimum, bo cierpienie może zasłonić prawdę. Jeśli naszym celem jest przekazanie prawdy, to co nas powstrzymuje, aby przekazać ją jak najskuteczniej?

    //Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu. Czy ja mu to wypomniałam w rozmowie? Przyczepiłam się jak rzep tego słówka i w kółko mówiłam o obelgach?//
    Pomijając Pani motywację, bo nadal nie jest dla mnie ona oczywista, ja o Lunarze nie wspominałem, bo on się do mnie nie zwracał. Jeśli Lunar czyta wcześniejszą dyskusję, zapoznał się z moją argumentacją dotyczącą mocnych i zbyt raniących sformułowań. Co on z tym zrobi, to jego wybór. Powstrzymanie się od niepotrzebnego ranienia innych ludzi jest prawdziwą sztuką.

    //Ty zrobiłeś w tym wątku to samo, zaatakowałeś mnie, całkowicie poza tematem kiedy zadałam ci ważne pytania, by na nie nie odpowiedzieć. I nie odpowiedziałeś do teraz. Czy to jest grzeczne nie odpowiadać na pytania? Teraz mi na to pytanie odpowiedz- grzeczne to jest czy nie?//
    Nie, to nie jest grzeczne. Przepraszam. Ale nie zawsze wynika ze złej woli. Pytania na które Pani nie odpowiedziałem były następujące:

    //Biłeś się kiedyś z własnymi myślami? Długo ci zeszło? Zmęczyłeś się?//

    Dlaczego nie odpowiedziałem? Bo tak intensywnie je rozważałem, że zapomniałem odpowiedzieć! :) W zasadzie potraktowałem pytania jako retoryczne, bo oczywiste jest, że każdy kiedyś bił się z myślami, a odpowiedź na dwa pozostałe pytania zależą od tego, z jakimi myślami i kto się „bił” – dlatego retoryczne. Mało tego, muszę przyznać, że postarałem się potraktować te pytania jako naprowadzające i to one pomogły mi ujrzeć tę kwestię „intelektu budującego na prawdzie”. Ale za to już dziękowałem. Myślałem i myślałem – w zasadzie biłem się z myślami – i pytania te nadal mi dźwięczą w uszach, więc skoro niezupełnie zdołałem sobie na nie sobie samemu odpowiedzieć, tym bardziej zapomniałem odpowiedzieć Pani.

    //I taką prowokację zastosowałeś, a policz ile w niej jest ”obelg”, kłamstw i niesłusznych, nie dowiedzionych pomówień;//

    Postaram sie uargumentować każde z moich stwierdzeń, które uznałem, że Pani dotyczą, albo przeproszę:
    (Umysł „usprzeczniony wewnętrznie względem” prawdy)
    1. atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby.
    2. wciąga w to inne osoby i każe im wykazywać swoje błędy,
    3. twierdząc, że ich nie popełnia
    4. Inne kryteria stosuje wobec siebie a inne wobec innych ludzi – jak faryzeusze
    5. Kiedy wykazuje mu się jakiś błąd, mimo powagi sytuacji, żartuje sobie.
    6. Kiedy ktoś inny żartuje, mimo iż kalibrem znacznie mniejszym, zwraca mu uwagę, że nie przystoi.
    7. Kiedy wykazuje się takiemu umysłowi błąd, unika przyznania racji, ale próbuje odwrócić uwagę od tego, co było błędem i meritum.
    8. Pani to wszystko sobą prezentuje.
    9. Pani nie ma prawda do pouczania innych tak, jak to dotychczas czyniła.
    10. To, co Pani bierze za znajomość prawdy, jest często tylko pewnością swego, która jest pychą.

    AD. 1. Użycie obelgi jest atakiem. Stąd – niezwykle trudno osobie zagubionej interpretować je jako pomoc. W takim razie atak ten powoduje u osoby obrażanej wrogość i odepchnięcie tego, co może być prawdą ukrytą w tym ataku. W takim razie zamiast pomocy jest krzywda. Osoba, która choć trochę rozumie relacje interpersonalne i świat, wie o tym. Stara się więc nie sprawiać wrażenia atakującej człowieka. Jeśli atakuje wady, to tak, aby człowiek był świadom, że atakowana jest wada i stara się nie pozostawić go samego z bólem. Daje rady, jak wadę przezwyciężyć, proponuje metody łagodzące ból, który wynika ze zmiany. Nie chodzi bowiem o ból, tylko o zmianę! Osoba współczująca i pragnąca pomóc, pokazuje też czasem, że sama też miała tę wadę, że też popełniała podobne błędy, aby ta, której pomaga nie czuła się odrzucona i gorsza. Poza tym wad człowieka w pierwszej kolejności nie atakuje na forum publicznym, gdzie naraża go na niepotrzebny wstyd – dodatkowy ból, ale – zgodnie z nakazaniem Chrystusa – na osobności tłumaczy, co warto zmienić. Tak postępują osoby, które naprawdę chcą pomóc. Wiedzą, że nie jest to łatwe, że trzeba mieć dużo cierpliwości, ale są też świadome, że tak najczęściej osiąga się dobry efekt i że jest on wart poświęconego czasu, bo osoba potraktowana jak osoba, a nie bez szacunku, będzie prawdziwie wdzięczna. Zobaczy, że warto pracować nad sobą i chętnie wróci po radę. W końcu oczyści się z błędu i będzie cennym sprzymierzeńcem.

    AD. 2., AD. 3. Na to nie mam silnych argumentów. Inspiracją była dla mnie Pani wypowiedź z 6 marca 2013 godz. 11:53, ale jeśli czytać ją dosłownie i zakładać dobre intencje, nie można wywieść wniosków, które ja podałem. Przepraszam.

    MÓJ CZAS NA DZIŚ SIĘ SKOŃCZYŁ, będę kontynuował w wolnym czasie.

    Usuń

     

  6. circ

    Z tego powodu, że Pani używała obelg, nie dotarły do mnie pewne prawdy.

    „Obelgi” sam prowokujesz ; Namolnością, nie odpowiadaniem na pytania przez ”zapomnienie”, oskarżaniem o „ranienie”, zmianą tematu, narzucaniem rozmówcy własnej, błędnej lini rozumowania. Pytanie, dlaczego to robisz? Może dlatego, ”by nie dotarła do ciebie prawda” Pytanie też, kto wtedy przez ciebie mówi, kto ma władzę nad umysłem inspirując go i prowadząc w ślepe uliczki?

    Stąd więc przekazywanie prawdy powinno iść w parze z dobrem i pięknem – tak mocno są one ze sobą powiązane.

    To jest idealizm, bo dobro może być ukryte, a ty możesz go nie widzieć (dobrem już jest samo poświęcanie komuś uwagi), a piękno jest sprawą gustu, czasem niedoskonałego, czasem popsutego. Jesteś arbitrem piękna? Pięknem jest prawda i jej harmonia. Spójrz, jak Lunar dowodził, że Mozart nie ma wielkiej wartości- jego poczucie piękna jest niedoskonałe, a upiera się że ma rację.

    Wezmę tylko jeden punkt, bo jak powiedziałam, sam odrób te zadania;

    1. atakuje ludzi, zamiast im pomagać i usprawiedliwia się na różne sposoby.

    Pomoc ludziom nie jest obowiązkowa. Jest jałmużną, ale gdybyśmy dawali z obowiązku, nie mielibyśmy takiej zasługi jak dając z dobrej woli. Nie wolno na nikim wymuszać jałmużny, a ty to robisz, mówiąc ”zamiast pomagać” jakby to było obligatoryjne. Równie dobrze mogłabym domagać się być podzielił się ze mną pieniędzmi bo są mi potrzebne. Nie muszę się też usprawiedliwiać z tego, że nie daję ci jałmużny na żądanie, bo nie masz prawa jej wymagać. Jeśli daję ci uwagę i rady, to dlatego, że chcę dla ciebie dobra, to jałmużna, a za to należy się grzeczne dziękuję, zamiast oceniania, żądań i oskarżeń. Małe dziecko domaga się od matki uwagi,bo taka jest jego niedojrzała do samodzielności natura i ma do tego prawo z pewnymi ograniczeniami, bo kiedy przesadzi i chce rządzić matką, dostaje upomnienie lub klapsa, jak się upiera. I tobie należy się klaps, od tego jest charyzmat karcenia-dla pouczenia.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  7. Lunar kilka razy nazwał mnie chamką bez żadnego powodu.

    Po pierwsze, udowodnij mi, że kiedykolwiek napisałem, że jesteś chamką. Nie udowodnisz, bo nic takiego nie napisałem.

    Po drugie już w drugim komentarzu do mnie w tym temacie nazwałaś mnie „pyskatym wyrostkiem”. Na tym etapie rozmowy ponad wszelką wątpliwość nie nazwałem cię chamką ani żadnym innym niesympatycznym określeniem. Pomijam już, że nazywanie mnie wyrostkiem jest po prosto śmieszne, od dość dawna już nie jestem nawet blisko bycia „wyrostkiem”.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  8. karoljozef

    No pewnie. To chyba gps był a nie Pan.

    Nic to. Będzie gadka, że jak rąbią to wióry…
    Chłop tak już ma, że zawsze winien. I gradobicia też.

    Jabłka bezczelnie kradły i jeszcze całe życie niewinnemu człowiekowi się dostaje.

    P.S.
    Mi się przypomniało.
    Panie lunarze. Takie doświadczonko. Zawołaj Pan an ulicy: Człooowieku!
    I policz Pan ile Kobit się obróci…
    Ja Panu piszę, to jest niezły szwindel z tym żebrem…

    Usuń

     

  9. circ

    Wysoka kultura w natarciu. Pojawiła się konkurencja z Japonii więc trzeba ją zniszczyć nie przebierając w środkach, zgadza się?

    Nawet jeśli się przy tym zachowuje jak zwykła chamka:

    Pominę już kolejny, chamski atak personalny. Co w twoim komentarzu robi stwierdzenie, że:

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  10. Nawet jeśli się przy tym zachowuje jak zwykła chamka:

    Umiesz ty czytać, Circ? Gdzie niby napisałem, że JESTEŚ chamką? Napisałem, że ZACHOWUJESZ SIĘ jak chamka. To ogromna różnica.

    Mam pełne prawo oceniać twoje zachowanie, bo twoje zachowanie (w sensie sposobu postowania) widzę.

    Usuń

     

  11. Swoją drogą czy mi się wydaje, czy może utrzymywałaś, że nazwałem cię chamką nie raz, ale kilka razy? Czekam zatem, aż mi udowodnisz stwierdzenie, że jesteś chamką choćby jeden raz.

    Stwierdzanie „zachowałaś się jak chamka” nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem „jesteś chamką”. To pierwsze wskazuje jeden konkretny przypadek niegodnego zachowania. To drugie stanowi natomiast atak personalny, bez wskazywania żadnych dalszych szczegółów.

    Ze stwierdzeniem „zachowałaś się jak chamka” można polemizować, udowadniając, że w konkretnym przypadku zachowanie było w porządku. Ze stwierdzeniem „jesteś chamką” natomiast polemika byłaby niemożliwa.

    Dla mnie człowiek zarzucający komuś, że oglądanie czegoś rzuca mu się na mózg i stwierdzający ex cathedra, że konkretna część kultury to obiektywnie rzecz biorąc chłam jak najbardziej zachowuje się jak cham. Nie ma niczego takiego jak obiektywne kategorie oceny jakiejkolwiek twórczości. Człowiek kulturalny ma obowiązek o tym pamiętać!

    Zauważ, nie mówiłaś o własnym punktu widzenia, twierdziłaś, że manga i anime to OBIEKTYWNIE rzecz biorąc chłam. Takie postawienie sprawy jest zwykłym prostactwem i tyle.

    Usuń

     

  12. circ

    Jak ci powiem, że jesteś pedałem, lub zachowujesz się jak pedał, albo stawiasz sprawę jak pedał- to będzie dla ciebie wielka różnica?

    Dla mnie człowiek zarzucający komuś, że oglądanie czegoś rzuca mu się na mózg i stwierdzający ex cathedra, że konkretna część kultury to obiektywnie rzecz biorąc chłam jak najbardziej zachowuje się jak cham. Nie ma niczego takiego jak obiektywne kategorie oceny jakiejkolwiek twórczości. Człowiek kulturalny ma obowiązek o tym pamiętać!

    Sztuka i kultura to sprawa ducha, czyli niedowodliwa naukowo, subiektywna, nie da się więc zwazyć, zmierzyć odwagi, cnoty, talentu, radości, ale te wszystkie sprawy oddziaływują realnie na nasz intelekt, wolę, czyny.

    Te sprawy nie są jednak całkiem subiektywne.
    Różnicą w sztuce wysokiej i kulturze niskiej można opisać na różny sposób, np. studiowałam scenografię, mieliśmy zajęcia z reżyserii, adaptacji, pisania scenariuszy i inne. Sztuka wysoka jest wtedy, kiedy ktoś czyni dzieło np. filmowe z jednorazowej potrzeby ducha i zawiera w nim rzecz całkowicie nową, unikalną, zadziwiającą na ten moment. Wartość dzieła mierzy się odbiorem nie masowym, ale małej grupy ludzi utalentowanych, o wrażliwości, która rozumie i potrafi opisać co jest w dziele wartościowe. Wystarczy, że ta mała opiniotwórcza grupa zgodzi się, że widzi w dziele te same wysokie wartości, uzna dzieło za wielkie, ważne. Większość może się z tym nie zgodzić, co nie przeszkadza dziełu trwać i być docenianym w następnych pokoleniach małych grup o wysokiej wrażliwości. I tak np. dzieło filmowe traci i blednie jak robi się kolejne odcinki, albo serial, bo co jest raz powiedziane wystarczy, potem artysta ma już inne inspiracje, inne sprawy do opowiedzenia. Dlatego wszelkie seriale, czy serie robione w dodatku na zamówienie, pod szeroką publikę, nie są sztuką ale komercją która gra na niskich instynktach.

    Poniżej przykład tego co mówię, genialny artysta i walka o poziom z producentami, którzy chcieli tylko zarobić. W sumie wyszło za każdym razem nie to, czego by chciał, tyle kompromisów musiał czynić. Banda zmarnowała wielki talent, a świat mógł mieć kilka arcydzieł.

    Kiedy w 1941 roku na amerykańskie ekrany wszedł Obywatel Kane, krytycy bardzo szybko ochrzcili ten film arcydziełem. Z kolei publiczność w ogóle nie miała ochoty brać udziału w ceremonii uświęcania genialnego debiutu Orsona Wellesa, wobec czego film, mimo licznych nominacji do Oscara i przyznanej statuetki za scenariusz, został zapomniany. Dopiero w latach pięćdziesiątych, na wskutek fali pozytywnych recenzji krytyków francuskich z „Cahiers du cinema”, Obywatel Kane zaczął powracać do łask i po dziś dzień okupuje rankingi najlepszych filmów w historii kina.

    Cofnijmy się jednak do czasu, zanim Kane w ogóle zaczął powstawać. Pragnę bardzo opowiedzieć historię powstania nie tyle samego filmu, co historię kinowych narodzin jednego z najlepszych reżyserów filmowych w historii – Orsona Wellesa. Była to postać niebywała, którego kariera potoczyła się dość niefortunnie. Ponoć gdy przyjechał do Hollywood, mówił wszystkim: „Jeśli pozwolą zrobić mi drugi film, to mam szczęście”. Owszem, pozwolili. Po Obywatelu Kane Welles nakręcił Wspaniałość Ambersonów. Niestety film nie podobał się wytwórni RKO do tego stopnia, że wyświetlano go zaledwie w dwóch stanach i to w wersji skróconej. Potem w Hollywood traktowano go jako wyrobnika i zatrudniano do reżyserii czarnych thrillerów. Jednak Welles wciąż próbował postawić na swoim, wobec czego nakręcił Damę z Szanghaju w taki sposób, że film nabierał sensu tylko wtedy, gdy został zmontowany tak, jak zamierzył sobie twórca Obywatela Kane’a. Później odsuwano go od postprodukcji, wobec czego np. Dotyk zła został odebrany Wellesowi już na etapie montażu. I choć za granicą reżyserował bardzo udane adaptacje klasyków literatury światowej (Makbet, Otello, Proces), to nigdy nie udało mu się powrócić do uznania, którym się cieszył, zanim jeszcze nakręcił jeden z najważniejszych filmów w historii. Jak w ogóle doszło do tego, że 25-letni mężczyzna dostał się do Hollywood i podpisał najkorzystniejszy kontrakt reżyserski w historii? Kim był Orson Welles i dlaczego producent George Schafer wierzył, że ten człowiek uratuje upadającą wytwórnię RKO?
    Był rok 1939, już po wybuchu II wojny światowej. 24-letni Orson Welles od dwóch lat robi zawrotną karierę na Broadwayu. I to nie tylko jako aktor. Furorę robią dwa wyreżyserowane przez młodego Orsona przedstawienia na podstawie sztuk Szekspira. W wieku lat 20 wystawia pierwszą z nich. To Makbet zrobiony w dość oryginalnej konwencji. Cała ekipa aktorska składała się z Afroamerykanów, akcja sztuki została przeniesiona ze Szkocji na Karaiby, a zamiast czarownic występowały postacie zajmujące się wudu. Stąd też amerykański przydomek tej oryginalnej sztuki – Voodoo Macbeth. Drugą sztuką wystawioną przez Wellesa był Juliusz Cezar, w którym to aktorzy poprzebierani byli w stroje przypominające mundury faszystowskie, a w tytułowej postaci rzymskiego dowódcy zawarto wiele analogii do Benito Mussoliniego. Welles oprócz pracy w teatrze prowadzi audycje radiowe, w trakcie których czyta dzieła literatury światowej. Takim słuchowiskiem, które przeszło do legendy, był odczyt Wojny światów Herberta Wellsa w roku 1938, książki o inwazji Marsjan na Ziemię. Część słuchaczy była pewna, że Welles czyta prawdziwą relacje z inwazji, wobec czego wybuchła panika. Orson Welles był sławny na całe Stany, a nawet i na cały świat, ponieważ anegdota o słuchowisku Wojny światów była wspominana nawet przez Adolfa Hitlera w trakcie jego przemówień. W tym wojennym roku 1939 Orson Welles stara się o pozwolenie na wystawienie Pięciu królów, sztuki będącej kombinacją pięciu dzieł Szekspira – dwóch części Henryka IV, Ryszarda II, Henryka V i Wesołych kumoszek z Windsoru, co, jak wiemy, 16 lat później zamieniło się w film Falstaff. Ponoć Orson Welles zarzekał się, że nie zgoli brody do momentu, kiedy mu pozwolą zagrać Falstaffa (kompana Henryka V) na nowojorskiej scenie, co niestety nie miało w końcu miejsca i tekst Pięciu królów został odłożony. I kiedy Orson Welles powoli zaczął odchodzić w niepamięć, w jego życie wkracza George Schafer, prezes RKO. W tej relacji Welles pokazał, że oprócz bycia genialnym reżyserem i kapitalnym aktorem jest również wytrawnym negocjatorem, choć robił to w niezwykle subtelny sposób. Kiedy Schafer mu cokolwiek proponował, Welles dawał mu do zrozumienia, że nie jest w ogóle zainteresowany medium kinowym. Robił z siebie wręcz ignoranta, który nic nie wie o filmie, w ogóle mało w życiu się spotykał z tą dziedziną sztuki. Nie było to prawdą. Miał przecież na swoim koncie dwa krótkie metraże (Too Much Johnson oraz The Hearts of Age), a oprócz tego w latach 20. trudnił się ponoć pisaniem recenzji filmowych. Publikował je pod nazwiskiem nieznanego z imienia krytyka filmowego, który często przesadzał z alkoholem do tego stopnia, że nie był w stanie niczego napisać. Schafer w końcu wyczuł, że cała ta wellesowska ignorancja to tylko poza. Teatralny geniusz pragnął, by Schafer zaoferował mu jedną rzecz, której w historii Hollywood nie dostał jeszcze żaden ówczesny reżyser – prawo do ostatecznego montażu. Jak wiadomo, prawo do ostatniej edycji filmu miał do tej pory tylko producent. Często reżyser w trakcie premiery swojego filmu chciał się zapaść pod ziemię, bo tak bardzo odstawał on od tego, co chciał nakręcić. Niektórzy manewrowali, próbowali oszukać w jakiś sposób producenta. John Ford ponoć niszczył te materiały filmowe, które mu nie pasowały, by producent mógł zmontować film tylko i wyłącznie w taki sposób, jaki odpowiadał twórcy Dyliżansu.

    Pierwszym filmem, jaki Welles chciał zrobić w Hollywood, była adaptacja Jądra ciemności Josepha Conrada. Oczywiście nie od razu się na to zgodzono. Włodarze RKO uważali, że historia przedstawiona w noweli polsko-angielskiego pisarza jest zbyt mało atrakcyjna dla widzów, pomijając to, że w dużej mierze była ona nieznana. Hollywood, założony przecież przez żydowskich robotników, był pełen ludzi niewykształconych. Przykładowo, w 1919 roku Samuel Goldwyn zatrudnił pisarza Maurice’a Maeterlincka do pisania scenariuszy. Nowy nabytek Hollywood swój pierwszy scenariusz napisał w trzy miesiące, a kolejne trzy był tłumaczony (Maeterlinck nie znał nawet jednego słowa po angielsku). Kiedy Goldwyn uzyskał swój upragniony scenariusz, ze strachem ujrzał, że jest on o pszczołach. Pisarz bowiem jako podstawy użył swojej powieści Życie pszczół. Goldwyn długo się nie zastanawiał nad rozwiązaniem kontraktu. Kiedy odprowadzał Belga na dworzec, powiedział: „Niech się pan nie martwi, panie Maeterlinck, jeszcze pan coś w życiu osiągnie”. Osiem lat wcześniej Maeterlinck dostał nagrodę Nobla. Można rzec, że na początku XX wieku mało kto w ogóle był wykształcony. Ale ta edukacyjna przepaść ciągnęła się jeszcze długie lata. Nawet w 1962 roku tak ceniony reżyser jak John Huston w trakcie prac nad filmem Doktor Freud (do którego scenariusz pisał sam Jean Paul Sartre!) potrafił zapytać: „Czy to prawda, że on [Freud] miał jakąś obsesję na punkcie seksu?”. Łatwo w ten sposób zrozumieć, że Jądro ciemności, mimo bycia światowym klasykiem, w Hollywood było mniej znane niż opowiadania kryminalne zamieszczane w tanich magazynach. Welles jednak bardzo pragnął zrobić ten film. Postanowił więc swoim sposobem przemienić powieść Conrada, żeby się stała swego rodzaju… romansem podróżniczym! Głównym bohaterem miał być nie sam Christopher Marlowe, ale także narzeczona Kurtza. To ona miała poprowadzić całą wyprawę w głąb dżungli w celu odnalezienia ukochanego, który zaginął i o którym krążą legendy na temat jego aktualnej działalności. W czasie podróży Marlowe miał od niej dowiadywać się coraz to nowszych rzeczy o Kurtzu, zacząć utożsamiać się z jego postacią, a tym samym odnajdywać w sobie to wewnętrzne zło, które według Conrada tkwi w każdym człowieku. Kolejną innowacją, jaką chciał wprowadzić Welles, był sposób kręcenia. Po raz pierwszy w historii kina kamera miała być bohaterem. Cały film miał zostać opowiedziany w pierwszej osobie, tak żeby widzowie widzieli świat oczami Marlowe’a. W ten sposób chciał też nakręcić prolog, który metaforycznie miał pokazać przesłanie zawarte w opowiadaniu Conrada.

    Ów prolog, kręcony dokładnie w taki sposób, w jaki miała być kręcona reszta filmu, polegał na grze z widzem. Welles chciał, żeby człowiek, który płaci pieniądze, żeby przyjść na film, mógł w pełni wcielić się w bohatera. Główny bohater, czyli kamera, a tym samym widz przed kineskopem, był usadawiany na fotelu w roli niemego przesłuchiwanego. Zaraz po tym lądował na krześle elektrycznym. Punktem kulminacyjnym miał być „odgłos włączanego prądu. Ekran zamienia się w oślepiającą czerwoną plamę. Kamera zmniejsza jednocześnie ostrość i przeskakuje na elektryka, którego sylwetka potwornie się zniekształca, roztapia się w brudny fiolet, a dźwięk prądu wzmaga się i zamienia w nieznośny metaliczny brzęk”. Zaraz potem ekran robił się czarny, a po sali miał rozbrzmiewać głos Wellesa, mówiący: „Nie ma powodów do obaw”. Brutalny początek! Proszę sobie wyobrazić, jakie wrażenie mógłby sprawić dzisiaj, a co dopiero 70 lat temu! Początkowy budżet Jądra ciemności miał wynosić 750,000 dolarów, mimo iż Welles miał w umowie, że koszta jego filmu nie powinny przekroczyć pół miliona. Fakt przekazania tak dużej sumy na film niesprawdzonego jeszcze reżysera spotkał się z negatywnym odzewem ze strony mediów, a zwłaszcza od liczącego się czasopisma Hollywood Reporter. Oprócz faktu, że filmem miał zająć się debiutant, poddawano w wątpliwość obsadę (w większości nieznaną), jak i historię Conrada, która według wielu nie miała prawa sprawdzić się na ekranie. Niestety ostateczne koszta realizacji oszacowano na kwotę 1 057 761 dolarów, co wyeliminowało z najbliższych planów RKO filmowanie Jądra ciemności.

    Przygoda z adaptacją Conrada dała Wellesowi doświadczenie i wiedzę co do mechanizmów funkcjonowania Fabryki Snów. Mimo iż kilka lat wcześniej był cudownym dzieckiem amerykańskiego teatru, po nieudanych próbach sfilmowania Jądra ciemności został obśmiany. Kiedy Schafer zaproponował Wellesowi nakręcenie niskobudżetowego thrillera The Smiler with a Knife, czasopismo Hollywood Reporter nazwało ów film „najnowszym zapowiadanym filmem pana Wellesa”, implikując, bardzo trafnie, że najprawdopodobniej on nigdy nie powstanie. Orson zdał sobie sprawę, że jego pierwszy film nie może być prostą komercją, o której wszyscy zapomną po wyjściu z sali kinowej. To musiał być wybuch, szok jak pierwsze filmy Meliesa i Griffitha. Tak zaczyna się historia monumentalnego dzieła, która po dziś dzień jest stawiane w czołówkach rankingów najlepszych filmów wszechczasów.
    Welles bardzo chciał zrobić film, w którym jedna sytuacja miałaby być opisana z różnych punktów widzenia. Ponoć pomysł na to wziął się z Nowego Testamentu, z historii Chrystusa, a dokładniej sposobu jej przedstawienia – jako relacji wielu świadków. Oczywiście inspiracje mogły być najróżniejsze. Na przykład czeski pisarz Karel Capek napisał kilka opowiadań, które opowiadają o jednym zdarzeniu z wielu perspektyw. Wydaje się jednak, że źródeł tej inspiracji powinniśmy poszukiwać w poprzednim, niedokończonym dziele Wellesa – Jądrze ciemności. W noweli Conrada postać Kurtza jest nam nieznana do samego końca. Na swojej drodze Marlowe napotyka ludzi, którzy się z nim spotkali lub coś o nim słyszeli. W ten sposób powstawało wiele wersji na temat tego, kim jest ów Kurtz. Być może Orson Welles, którego twórczość Conrada bardzo nurtowała, uznał, że skoro nie udało mu się nakręcić Jądra ciemności, to być może będzie w stanie stworzyć pewnego rodzaju wariację. Są również teorie, że to nie literatura zainspirowała Wellesa, lecz… film The Power and the Glory wyreżyserowany przez Williama K. Howarda, a napisany przez dobrego przyjaciela Wellesa, Prestona Sturgesa. Obraz ten opowiada historię życia milionera za pomocą retrospekcji, pokazywanych w trakcie jego pogrzebu. Sam Orson Welles w rozmowach z Peterem Bogdanovichem zaprzeczył, jakoby w ogóle widział ten film.

    Do napisana scenariusza Wellesowi został przydzielony scenarzysta – Herman Mankiewicz, starszy brat reżysera Josepha Mankiewicza, który w latach 50. zasłynął filmem Wszystko o Ewie. Herman był człowiekiem, który prawie nigdy nie stworzył samodzielnie scenariusza. Specjalizował się w tzw. script doctoring, czyli przeglądaniu już napisanych historii i poprawianiu ich lub ewentualnym dorzucaniu swoich trzech groszy. Była to dla niego prawdopodobnie najlepsza praca, ponieważ nie był na tyle zdyscyplinowany, by napisać całą historię od początku do końca. Oprócz tego miał bardzo poważne problemy z alkoholem. Wyrobił sobie nazwisko w latach 30. dzięki swoim pełnym sarkazmu dialogom, które stały się jego znakiem rozpoznawczym i znajdziemy je w niemal każdej hollywoodzkiej komedii z tamtych lat. Pierwsze spotkanie Wellesa i Mankiewicza nastąpiło jeszcze zanim pojawił się pomysł na Obywatela Kane’a. Mankiewicz dostał od Wellesa propozycję pisania scenariuszy do radiowych audycji z cyklu Campbell’s Playhouse.

    Po dziś dzień wokół współpracy tej dwójki mężczyzn krąży wiele kontrowersji. Chodzi o autorstwo scenariusza Obywatela Kane’a. Mimo iż obaj panowie są wymienieni w napisach, obaj dostali też Oscara za scenariusz, to ciągle toczą się spory o to, kto z nich miał większy wkład w powstanie historii o osobie Charlesa Fostera Kane’a. Biografowie Mankiewicza starają się dowieść, że film miał w sobie „tłumioną wściekłość Manka”. Welles informował z kolei, że Herman miał zupełnie inną koncepcje fabularną – chciał osnuć historię wokół morderstwa Thomasa Ince’a w 1927 roku na pokładzie jachtu należącego do Hearsta. Zabawne jest, że gdy pod koniec lat 40. toczył się proces o plagiat, Mankiewicz powiedział, że z początku nie miał to być żaden Obywatel Kane, ale „wielkie love story”. W tymże „wielkim love story” w pierwszej scenie (rozgrywającej się we Włoszech) Kane miał siedzieć przed kominkiem i rozmawiać z karykaturalną staruszką, jednocześnie będąc otoczonym przez nimfomanki, alfonsów, homoseksualistów i innych przedstawicieli specyficznych grup. Ta scena była ważna z dwóch powodów: miała przedstawiać 25. urodziny tytułowego bohatera (tyle samo lat miał Orson Welles przy kręceniu tego filmu!) oraz moment, w którym odziedziczy wielki majątek. Nie było to coś, co Wellesa mogłoby zachwycić. Podobnie jak zrobił to m.in. z Szekspirem, postanowił przerobić tekst pod siebie. Każdą scenę, każdy dialog starał się zmienić na bardziej mu pasujący. Kiedy będziemy się zastanawiać nad tym, który z tej dwójki miał większy wpływ na powstanie finalnej wersji scenariusza, lepiej spójrzmy na ich późniejsze projekty. Takie fabularne szaleństwa, odwrócenie kolejności opowiadania – to wszystko jest związane z Wellesem. A Mankiewicz? Do końca swoich dni pisał poprawki do hollywoodzkich scenariuszy. A nawet jeśli próbował stworzyć coś swojego, to nigdy nie wychodziło to poza schemat, który rządził wówczas w Hollywood. Z pewnością Mankiewiczowi można by przypisać ogromne zasługi w dopasowaniu rozbrykanej wyobraźni Wellesa do filmowych konwencji, ale raczej nie należy twierdzić, że to on miał większy wpływ na powstanie historii.

    Skąd w ogóle wzięła się cała afera o plagiat? Jak to się wszystko zaczęło, że panowie zamiast ogłoszenia, że obaj są autorami, zaczęli się wyzywać i ze sobą walczyć? Wydarzyło się to w momencie, kiedy Mankiewicz zdał sobie sprawę, jak ważnym filmem może być Obywatel Kane, zaczął opowiadać swoim kolegom od kieliszka (a były to poważne szychy amerykańskiego kina), że jest jedynym autorem scenariusza do wspomnianego filmu, mimo iż kilka miesięcy wcześniej zrzekł się wszelkich praw do skryptu na rzecz Mercury Productions (współwłaścicielem firmy był Orson Welles). Mankiewicz wysłał również list publiczny, w którym nazwał Wellesa „młodocianym przestępcą pasożytującym na cudzych pomysłach”, przy okazji oskarżając go o splagiatowanie audycji o Wojnie światów. Niestety nie podaje, kogo miał kopiować Welles w tym wypadku. Proces wygrał reżyser, choć postanowił wynagrodzić starania współscenarzysty i nazwisko Mankiewicza pojawia się w napisach jako pierwsze. Welles nie miał potem żalu do Hermana. W 1969 roku w wywiadzie, który przeprowadzał z nim Peter Boganovich, Orson nazwał Mankiewicza „najlepszym kompanem świata”, mimo przytyczek co do jego pijackiego sposobu życia.

    Zanim jeszcze doszło do tego procesu, musiał oczywiście powstać film, o który obaj panowie mogli się spierać. Tutaj warto przytoczyć ciekawą anegdotę, która jest związana z rozpoczęciem zdjęć do Obywatela Kane’a. Ponoć do studia przyjechało sześciu mężczyzn w długich płaszczach i filcowych kapeluszach. Wbrew pozorom to nie byli żadni gangsterzy, lecz wysoko postawieni pracownicy nowojorskiej filii RKO. Pogratulowali Wellesowi rozpoczęcia zdjęć, po czym z wywrotki zrzucili tonę zwiędłych kwiatów. Wyjaśnili, że są to kwiaty, które Welles miał dostać kilka miesięcy temu, kiedy to ogłoszono produkcję Jądra ciemności i wtedy były one jeszcze świeże. Wszyscy się zaczęli śmiać i klaskać w dłonie, po czym mężczyźni w płaszczach stanęli z założonymi rękami i powiedzieli „No dobrze, geniuszu, pokaż nam. Zacznij kręcić. Bądź geniuszem”. ….

    więcej tu;
    http://adamzygiel.blogspot.com/2012/08/jak-orson-welles-zdoby-hollywood.html

    Sztuka jest subiektywna właśnie i dlatego jest sztuką.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  13. Jak ci powiem, że jesteś pedałem, lub zachowujesz się jak pedał, albo stawiasz sprawę jak pedał- to będzie dla ciebie wielka różnica?

    Jak stwierdzisz, że jestem pedałem to nie mam możliwości odparowania tego. Przecież nie przedstawię zaświadczenia od psychologa, że jestem hetero, co nie?

    Jak stwierdzisz, że zachowałem się jak pedał, mogę w odpowiedzi zapytać, kiedy się mianowicie tak zachowałem i czym się to objawiało. A następnie zbić te argumenty.

    Różnicą w sztuce wysokiej i kulturze niskiej (…)

    Podział na kulturę wysoką i niską jest wyłącznie pozbawionym naukowych podstaw DOGMATEM SNOBISTYCZNEJ WIARY w jedyną słuszność ich własnej definicji kultury i ich własnego gustu.

    Podział na kulturę niską i wysoką zakłada z definicji DYSKRYMINOWANIE pewnych rodzajów kultury jako niegodnej uwagi, głupszej, mniej wartościowej. Nikt się przy tym nie zajmuje stwierdzaniem, czy przypadkiem jakieś utwory nie są krzywdzone NIESŁUSZNYM zaliczaniem do kultury niskiej, podczas gdy kryją w sobie głębsze treści.

    Wartość dzieła mierzy się odbiorem nie masowym, ale małej grupy ludzi utalentowanych, o wrażliwości, która rozumie i potrafi opisać co jest w dziele wartościowe. Wystarczy, że ta mała opiniotwórcza grupa zgodzi się, że widzi w dziele te same wysokie wartości, uzna dzieło za wielkie, ważne.

    Zauważ że to klasyczne kółeczko wzajemnej adoracji. Zebrali się „ludzi utalentowani” i terroryzują wszystkich innych, bezczelnie domagając się monopolu na gust i upodobania. Wszyscy mają coś uznawać za kulturę wysoką, bo KLIKA tak uznała. Wszyscy mają uznawać tego czy innego artystę za wybitnego, bo KLIKA tak ustaliła.

    Bo oni się dogadali, że ten czy ów jest geniuszem, a ktoś inny nic nie warty, więc tak ma być. Bo oni są lepsi, utalentowani i cholera wie co jeszcze. A najciekawsze, że NIE MAJĄ MOŻLIWOŚCI OBIEKTYWNEGO UDOWODNIENIA TEGO, że na pewno są lepsi i na pewno utalentowani – bo cały ich talent jest kwestią umowy, gustu i upodobań.

    Jak u Gombrowicza: „No jak to Słowacki nie zachwyca? Musi zachwycać bo to wielki wieszcz był i na pewno zachwyca!” A kto ma inny gust, kogo nie zachwyca tym klika WZGARDZI, ZNISZCZY GO, OPLUJE! Bo on nie nasz. Bo on ma inny gust i nie uznaje naszych DOGMATÓW WIARY W SNOBISTYCZNY SALON. Dogmatów, bo żadnych dowodów na ich słuszność nie było, nie ma i nigdy mieć nie może.

    Circ, ja znam takie anime, o fabule których można dyskutować godzinami. A najciekawsze, że w tych anime każdy może widzieć co sobie chce. Kto chce pominąć całą filozoficzną otoczkę i obejrzeć krwawą jatkę, może to zrobić. A kto inny zacznie się zastanawiać nad głębszym sensem tego wszystkiego. I ja uważam, że właśnie takie coś zrobić to jest sztuka.

    Dlatego gardzę tzw. „wyższą kulturą” i jedynie słusznymi standardami. Gardzę dlatego, że ci, którzy tak usilnie wyższą kulturę promują są zwykłymi PROSTAKAMI, którym nie mieści się we łbach inny punkt widzenia. Dla mnie wyższa kultura rzucająca się z nienawiścią na wszystko, co ma odmienne standardy i nie epatuje tak arogancko banerem „UWAGA, TO JEST CHOLERNIE MĄDRY FILM!” była, jest i pozostanie zwykłym buractwem ubranym dla niepoznaki we frak.

    Chama można ubrać we frak i postawić na salonach, nawet zrobić z niego krytyka filmowego można. Ale cham pozostanie chamem i zawsze z niego to chamstwo i prostactwo wylezie, gdy tylko zobaczy kogoś, kto ma odmienne zdanie na temat gustów i standardów. Kulturę poznaje się nie po chodzeniu do teatru, tylko po umiejętności zrozumienia tej prostej rzeczy, że jeden ma czas i pieniądze pójść do teatru, a ktoś inny od sztuki wymaga RELAKSU, a nie wciskania mu jakichś zbędnych w codziennym, szarym życiu pseudofilozoficznych pierdół do głowy.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  14. Cholera jasna, znowu zapomniałem ująć odpowiednie akapity w BLOCKQUOTE. Naprawdę wolałbym mieć możliwość edycji własnych komentarzy…

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  15. Rebeliantka

    & @All

    Nie wiem, dlaczego, ale gdy czytam te „orzeczenia” dyskutantów o cechach charakteru i zachowaniach oponentów (wraz z uzasadnieniami), to mam wrażenie ogromnego podobieństwa do uzasadnień wyroków w polskich post-stalinowskich sądach. Ten sam zimny, pogardliwy, zawiły, detaliczny sposób argumentowania.

    Wczoraj papież na swoim profilu na Twitterze napisał;

    Papież Franciszek ‏@Pontifex_pl

    „Strzeżmy Chrystusa w naszym życiu, troszczmy się jedni o drugich, z miłością chrońmy dzieło stworzenia”.

    „Prawdziwa władza jest służbą. Papież musi służyć wszystkim, zwłaszcza najuboższym, najsłabszym i najmniejszym”.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  16. Asadow

    Dzięki za przytoczenie tu tych mądrych słów!

    Usuń

     

  17. Asadow

    // Kulturę poznaje się nie po chodzeniu do teatru, tylko po umiejętności zrozumienia tej prostej rzeczy, że jeden ma czas i pieniądze pójść do teatru, a ktoś inny od sztuki wymaga RELAKSU, a nie wciskania mu jakichś zbędnych w codziennym, szarym życiu pseudofilozoficznych pierdół do głowy. //

    Stary, jeśli lubisz chłam, to czemu po prostu się nie przyznasz jak mężczyzna?

    Ja też lubię DBZ, Mononoke i sporo kawałków POP. I zdaje sobie sprawę, że są one prostackie w porównaniu z dziełami sztuki.
    Prawdziwa sztuka nie jest po to by zapewniać relaks.
    A nabijanie sobie głowy watą nie jest dobrym relaksem – obiektywnie.
    Co nie znaczy, że czasem tego nie robię. Ot – słaby człowiek ze mnie.

    Usuń

     

  18. Asadow

    Słuchajcie, nie chcę być zamordystą, ale naprawdę fajnie byłoby utworzyć nową notkę, np. „Jak się widzi taką sztukę, to trudno kulturę zachować” – nawet pustą – i dalej pociągnąć ten pasjonujący temat zasadności używania wyzwisk oraz wyższości mangi nad malarstwem Cezanne’a lub odwrotnie.

    Usuń | Usuń cały wątek

     

  19. Freedom

    “Ten lud czci Mnie ustami, lecz jego serce jest daleko ode Mnie. Na próżno Mnie czczą.”

    :(

    Usuń

     

  20. Poruszyciel

    Po opublikowaniu komentarza można go edytować przez 15 minut. Trzeba najechać myszką na komentarz i kliknąć fiszkę [Edytuj], tutaj jest więcej info.

    Usuń

     

  21. Poruszyciel

    Ponawiam zatem apel zamieszczony w moim pierwszym komentarzu pod tą notką, aby komunikaty o tym, że ktoś dostał bana lub został odbanowany, nie były zamieszczane jako notki. Aktualnie po prawej stronie mamy 16 razy powtórzony tytuł notki „Odbanowałem Circ”, co sprawia złudne wrażenie, że to jakiś bardzo ważny temat, który jest tutaj namiętnie dyskutowany. Gdy ktoś nowy wchodzi na stronę (kto wie, może ktoś taki jeszcze się pojawi) to może sobie zadać pytanie, co to jest Circ i co mnie obchodzi, że to zostało odbanowane, a właściwie po jakiemu tutaj piszą.

    Usuń

     

  22. circ

    „Jak się widzi taką sztukę, to trudno kulturę zachować”

    Czy teraz już widzisz dlaczego nie rozmawiam o formie, czyli gustach, co mi zarzuciłeś, że kieruję się ”regułami”? Nic nie rozumiesz, co ci się mówi.
    Czy ktoś kto dzieli się z innymi wiedzą i doświadczeniem musi zbierać od wszystkich po głowie? To jest właśnie stalinizm, żadnej prawdy, wiedzy, autorytetu, wszystko w pogardzie u mas. Nie dziwne że Polska ginie.

    Zniszczyli majątki, kulturę, sztukę, teraz niszczą tych, którzy mogliby przekazać doświadczenie. Lud nie chce się uczyć, nie chce się rozwijać, chce oglądać komiksy, telewizję, jeść jedzenie GMO i mieć przyjemnie.

O autorze: Asadow

Marek Sas-Kulczycki „Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym. Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym hrypiałbym, że Polska jest ostatnie na ziemi społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten - o! jakże ułomny kaleka jest. Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne - monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi ... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem...”