Poznanie istnienia i sąd egzystencjalny według Etienne Gilsona[1]

Jeżeli to jest prawda, co napisał E. Gilson w „The Unity of philosophical experience“, że ludzka myśl dotyczy zawsze bytu, że każdy wymiar rzeczywistości czy nawet nierzeczywistości jest z konieczności ujęty jako byt, lub jest zdeterminowany przez byt, a więc z tego wynika, że należy najpierw zrozumieć czym jest byt, gdyż do tego sprowadza się każde poznanie.

Czy to dla Gilsona historyka filozofii, czy dla Gilsona filozofa, byt jest tym, co pierwsze, ostateczne, zawsze obecne w ludzkim poznaniu. To właśnie koncepcja bytu, w każdej filozofii, stanowi najważniejszy punkt twórczy. Oto, co musi ujawnić według Gilsona w punkcie wyjścia historyk filozofii, który wyjaśnia teksty właśnie w świetle koncepcji bytu, zawartej implicite lub explicite w analizownych dziełach.

Pamiętając o tej uwadze, zajmiemy się analizami i refleksjami Gilsona dotyczącymi kwestii bytu, a szczególnie tym wymiarem bytu, którym jest „istnienie“ lub jak mówi sam autor, tym aspektem bytu, który znajduje się „w samym sercu“ czy „w samej podstawie realności“. W naszych rozważaniach opieramy się przede wszystkim na trzech pracach Gilsona : Le thomisme, L’être et l’essence oraz Réalisme thomiste et critique de la connaissance.

 

1. Miejsce istnienia w analizie badań.

 

Lektura wyżej wymienionych tekstów – mająca na celu przedstawienie gilsonowskiej koncepcji bytu – musi zawsze podążać w zgodzie z kilkoma zasadami zdeterminowanymi przez sam przedmiot (byt), a które z kolei określają rozwój analiz Gilsona :

a) bezsprzeczne pierwszeństwo bytu w filozoficznych badaniach;

b) afirmacja w bycie realnej nietożsamości między istotą (czym, coś jest), a istnieniem (sam fakt, że coś, co jest, istnieje);

c) niepełna konceptualizacja bytu, tzn. można zdefiniować istotę, niemożliwość podania definicji dla istnienia;

d) pełne poznanie bytu, tzn. konieczność przekroczenia analizy istoty, by ująć istnienie danego bytu.

Metafizyczne badania, zawsze podjęte w odniesieniu do samego bytu, by unaocznić wszystko to, co w nim jest poznawalne, dotyczą więc dwóch wymiarów strukturalnych – istoty i istnienia – tzn., że Gilson rozwija je w dwóch różnych, ale komplementarnych porządkach. Byt jako przedmiot metafizyki jest ujmowany albo w aspekcie jego esencjalnej struktury, odkrywanej i ujawnianej w analizie istoty, albo w aspekcie jego realności jako akt bytu (esse) stworzonego, aktualizującego „to, co ma byt“. Ten drugi aspekt jest odkrywany jako ostateczna konsekwencja porządku esencjalnego, a opisana w porządku egzystencjalnym.

Zanim przejdziemy do przedstawienia gilsonowskich analiz bytu w tych dwóch wyżej wymienionych porządkach, należało by uczynić jeszcze jedną uwagę. Otóż, dla Gilsona, w przeciwieństwie do filozofii post-kartezjańskiej czy post-kantowskiej, analiza bytu nie nakłada się czy też nie jest związana z refleksją nad warunkami poznania. Problematyka bytu nie daje się zredukować do zagadnienia konstytucji sensu bytu w czystej świadomości (transcendentnej). I rzeczywiście, autor Realizmu metodycznego podejmuje swoje rozważania w całkowicie innej perspektywie : porządek epistemologiczny nie jest według niego warunkiem poprzedzającym filozofię. Filozof nie ma wystarczająco mocnego argumentu na to, by przyjąć a priori, iż myśl jest warunkiem bytowania (bytu). Podobnie, nie musi przyjmować a priori, że to, co mówi o bycie jest podporządkowane temu, co wie na temat swojej własnej myśli. W tym sensie cogito, choć prawdziwe jako takie, nie jest w ogóle punktem wyjścia dla filozofii. Inaczej mówiąc, metafizyka i epistemologia różnią się zasadniczo tym, że mają inny przedmiot badań. Ponadto, teoria poznania nie może być warunkiem sine qua non ontologii w sensie klasycznym tego słowa. Ona może tylko rozwijać się tak, jak ontologia, będąc nauką opisową i opisywaną, mającą statut analogiczny do innych nauk filozoficznych. Przedmiotem metafizyki jest byt – pierwszy przedmiot myśli (primo in intellectu cadit ens), bezpośredni przedmiot poznania zmysłowego. To także uznać, iż między poznaniem zmysłowym a poznaniem przez intelekt nie ma żadnej operacji intelektualnej. Gdy uznamy konieczność takiej dodatkowej czynności w poznaniu danego bytu, to musielibyśmy bez przerwy podważać realność naszego poznania. Inaczej mówiąc, musielibyśmy kwestionować odpowiedniość naszego poznania z poznawanym przedmiotem. Z punktu widzenia metodologii, taka postawa sprowadzałaby się do zmiany badanego przedmiotu – nie byłby to już dany byt, lecz możliwość poznania jako takiego.

Jeżeli chodzi o nasz problem istnienia, gdy go stawiamy jak Gilson z pozycji klasycznego realisty, musimy zgodzić się na dwie przesłanki :

1) jedynym realnym podmiotem poznania jest człowiek;

2) poznanie istnienia zawiera się w kategorii poznania jednostkowego, poszczególnego bytu.

Zasadniczym problemem tutaj jest ujęcie różnicy między poznaniem istnienia a innymi, szczegółowymi przypadkami, które wchodzą do tej kategorii. I tak, problem ujęty z pozycji epistemologicznej (teorii poznania) – w jaki sposób zrozumienie istnienia jest możliwe ? – jest źle postawiony. W rzeczy samej, najpierw należy wiedzieć, co oznacza „istnieć“, by następnie postawić pytanie, czy to, co ono oznacza jest poznawalne i w jaki sposób.

 

2. Porządek analizy esencjalnej.

 

Analiza esencjalna prowadzi nas do uchwycenia bytu jako substancji, a nawet do uznania, że te dwa pojęcia są równoznaczne. Na tym poziomie dochodzimy do odpowiedzi na pytanie, dlaczego byt „jest tym, czym jest“. Ten etap analizy odpowiada wysiłkowi filozoficznemu Arystotelesa wykonanemu, by opisać substancję. Myśl Gilsona odwołuje się także do tradycji i do języka Tomasza z Akwinu. Tak więc byty dane w doświadczeniu zmysłowym nazywamy „substancjami“. Mówiąc z punktu widzenia filozoficznego, substancja jest to jednostka ontyczna (bytowa), ujęta jako odrębna, posiadająca strukturę, dająca się analizować; jest to pewna kompletna całość, której można nadać definicję. Substancja postrzegana jako jedna i zdefiniowana nazwana jest „esencją“ (istotą). Inaczej mówiąc, istota (essentia) jest substancją jako poznawalną całością oraz mogącą otrzymać definicję. Istota wyrażona w definicji otrzymuje nazwę „quidditas“ (cosiowatość), która nie jest niczym innym jak jednostką ontyczną ujętą w definicję. Te trzy pojęcia są ściśle związane ze sobą, lecz w tej koncepcji filozoficznej umieć je wyodrębnić, jest zasadniczą sprawą.

Definicja substancji wniesiona przez istotę oznacza tożsamość bytu odrębnego od innego i zawiera w sobie wszystkie zdeterminowania potrzebne do jego istnienia. Te określenia mają różne natury. W danym bycie, one nie ujawniają się w ten sam sposób. Gdyby pewnych z nich nie było, taki byt jak człowiek nie mógłby otrzymać swej nazwy. Jeszcze inne spełniają dodatkowe funkcje. Te pierwsze wyrażają się w definicjach, pozostałe, takie jak kolor, wielkość, miejsce, uzupełniają całość substancji. W tym aspekcie, substancja jest więc podmiotem tych dodatkowych zdeterminowań, które są w niej i przez nią równocześnie uaktualniane. Te zdeterminowania otrzymały nazwę przypadłości.

Zdefiniować byt, który nazywamy substancją, to dla Gilsona podjąć się zrozumienia tego, co istnieje. Język, którego używa, wskazuje na przedmiot znajdujący się poza słowem. Mówienie o bytach jako bytujących substancjach sprowadza się do przedstawienia ich jako realnych jednostek, których wszystkie elementy konstytuujące istnieją na mocy aktu istnienia, będącego aktem substancji. Przypadłości spełniają rolę uzupełniającą i w tym sensie istnieją, o ile istnieje substancja. Ich „esse“ (istnienie) jest pewnym „inesse“ (istnieniem w).

Odkładając na bok przypadłości, należy wyodrębnić w substancji ten realny czynnik, który sprawia, że ona daje się poznać, poddaje się konceptualizacji (spojęciowaniu). Tym czynnikiem jest to, co nazywamy formą, dzięki której daną substancję możemy sklasyfikować w określony gatunek, którego koncepcję wyraża definicja. Biorąc pod uwagę fakt, że znamy tylko indywidualne substancje, a więc one muszą zawierać w sobie inny element niż forma, pozwalający odróżnić poszczególne jednostki tego samego gatunku. Tym drugim realnym czynnikiem jest to, co nazywamy „materią“.  W ten sposób substancja prezentuje się jako jedność bytowa, która jednocześnie i niepodzielnie jest indywidualna i ujmowalna w pojęcia. Inaczej mówiąc, substancja jest ukonstytuowana z dwóch realnych czynników, mianowicie z formy i materii. Forma w substancji jest tym, co ją określa i co jej nadaje inteligibilność. Materia natomiast jest określoną przez formę potencjalnością (możnością), a w konkretnym bycie zwanym substancją pełni rolę czynnika indywidualizującego. Kompozycja materii i formy, czyli substancja, jest pewnym „czymś, co jest“, gatunkowo określonym „ens“ (bytem).

Podążając za myślą Gilsona, należy stwierdzić, że ten esencjalny opis nie wystarcza, by zrozumieć byt jako pełną całość. Wyjaśnić, że byt jest tym, czym jest, nie tłumaczy faktu, że ten byt istnieje. Ani materia, ani forma nie mogą istnieć oddzielnie. Ich jedność konstytuująca substancję nie wyjaśnia, w jaki sposób ona może być ujęta jako aktualne i konkretne bytowanie wraz ze wszystkimi swoimi zdeterminowaniami.

Na tym poziomie analizy, tzn. na poziomie „quod quid erat esse“ (to, co będąc jest), intelekt postrzega tylko istotę tego, co istnieje. Nie jest w stanie uchwycić aktu istnienia. Inaczej, intelekt ujmuje tylko to, co ogólne, a nie to, co konkretne, jednostkowe istnienie. Wychodząc z treści przekazywanych przez dane zmysłowe, intelekt rozszyfrowuje definicję czy „quidditas“, która ujawnia istotę. Równocześnie intelekt stwierdza, że coś, co jest (istota), nie jest tym samym, co istnienie czegoś, co jest, chociaż aktualne istnienie jest mu zawsze dane jako istnienie tego, co jest. W ten sposób dochodzimy do drugiego poziomu analizy, poziomu egzystencjalnego.

 

3. Porządek analizy egzystencjalnej.

 

Zasadniczą kwestią podniesioną w tej analizie jest wyjaśnienie tego, co sprawia, że dany byt istnieje, tzn. jak zdefiniować byt ze względu na istnienie. Na tym poziomie refleksji, wysiłek analizy gilsonowskiej koncentruje się na ujęciu aktu istnienia. Za podstawę bierze rozróżnienie wynikające z następującego rozumowania : „Nawet, gdy przyjmie się, że każdy realny byt miałby przyczynę i w konsekwencji przyjmie się, że każdy ten, co „jest“, naprawdę „istnieje“, z tego jeszcze nie wynika, że „być“ nakłada się na „istnieć“. Niewątpliwie, aby jakiś byt „był“, w pełnym tego słowa sensie, należało by, aby ten byt najpierw „zaistniał“.“ (L’être et l’essence, s. 254).

Nie należy rozumieć istoty i istnienia tak, jakby samo istnienie było jakąś istotą. Innymi słowy, jakby chodziło o istotę aktu istnienia. Takie rozumienie sprowadza się do przedstawienia sobie bytu złożonego z istoty i istnienia jakby rezultatu chemicznej syntezy, w której stwórca, biorąc z jednej strony substancję-istotę, a z drugiej strony substancję-istnienie, zrealizował jakąkolwiek całość.

To wyodrębnienie czy ta kompozycja nie jest zwykłą czynnością rozumowania. Ona jest realna. Gilson usiłuje ukazać, iż nie należy stawiać tego zagadnienia w porządku fizycznym jako relacji części wewnątrz jakiejś materialnej całości, lecz w porządku metafizycznym jako relacji aktu do możności. Realność tego odróżnienia wyraża się w fakcie, że byt, którego istota nie ma istnienia, sam z siebie nie ma z czego zaistnieć (nie ma z czego pobrać istnienia). Istnienie nie pochodzi przecież z zawartości, którą determinuje. Wyjaśnieniem istnienia jakiejś rzeczy jest przyczyna sprawcza, zewnętrzna w stosunku do tej zawartości – to jest czysty akt istnienia, którym jest Bóg. Istnieniem konkretnego bytu jest nieabsolutny akt istnienia (w przeciwnym wypadku rzeczywistość byłaby pełna bytów absolutnych i równocześnie skończonych, co było by absurdem) zdeterminowany przez możność, tj. swoją istotę, którą aktualizuje.

Gdy mówi się o jakimkolwiek bycie, to mówi się o jakichś treściach, które są. Czyli intelekt ujmuje tu byt jeszcze w wymiarze esencjalnym, a nie istnieniowym. I to prawda, że ludzki rozum z łatwością podejmuje analizę konceptualną, buduje pojęcia. A to, co daje się skonceptualizować jest właśnie istotą bytu. Akt istnienia bytu nie daje się skonceptualizować. Aby go opisać, Gilson odwołuje się do tradycji arystotelesowskiej, gdzie rozróżnia się dwie operacje intelektu : pierwszą, nazwaną przez Arystotelesa intelekcją esencji prostych, która polega na ujęciu istoty jako niepodzielnej. Drugim działaniem intelektu jest łączenie lub dzielenie treści, by utworzyć zdania; tę operację nazywa się „sądzeniem“.

Można powiedzieć, że w pierwszej operacji statyczność istoty odpowiada statyczności definicji ujętej przez intuicję intelektualną. Skoro natomiast istnienie jest aktem, więc powinno być wyrażone przez akt. Dynamizm sądu drugiej operacji odpowiada dynamizmowi istnienia, które ten sąd wyraża.

Każdy sąd jest myślnym aktem wyrażającym twierdzenie afirmujące lub negujące coś w jakiejś rzeczy. Każde zdanie zawiera dwa terminy : jeden, to ten, który oznacza to, co afirmujemy lub negujemy w danej rzeczy – to jest podmiot. Drugi oznacza to, co określamy pozytywnie lub negatywnie o podmiocie – to jest orzecznik (predykat). Te dwa terminy są z konieczności połączone ze sobą tym, co nazywamy łącznikiem (copula propositionis). W zdaniu, łącznik nie jest terminem, gdyż on nie określa przedmiotu. On zawsze jest czasownikiem „być“. Ten czasownik „być“ ma dwa różne znaczenia :

1) łączy się z podmiotem nie afirmując, ani nie negując orzecznika, np. „Piotr jest“. Jest to sąd egzystencjalny.

2) łączy dwa terminy, którymi są podmiot i orzecznik, np. „ziemia jest okrągłą“. Jest to sąd orzekający.

Sąd egzystencjalny jest tym, co nas interesuje tu przede wszystkim. Można go zdefiniować jako operację, która afirmuje lub neguje realne istnienie określonego podmiotu. Sąd „Piotr jest“ nie oznacza, że „Piotr jest bytem“, gdyż może odnosić się równie dobrze do jakiegoś możliwego Piotra, jak i do realnego. Ten sąd oznacza, że Piotr jest realnie istniejący. Tak więc sąd „Piotr jest“ ma dwa odrębne sensy : 1° gdy orzeka o podmiocie przybierając wprost formę „Piotr jest Piotrem“, gdzie nie orzeka się wcale o istnieniu Piotra, lecz o tożsamości podmiotu z nim samym; 2° sens wyraża się wtedy, gdy kładziemy akcent nie na tożsamość Piotra, lecz na to, że on istnieje.

Ten sąd stwierdza istnienie podmiotu, bez użycia orzecznika, jako że istnienie, odrębne od istoty, nie jest konceptualizowalne. „Sąd egzystencjalny – mówi Gilson – jest aktem afirmującym akt; akt myśli, który afirmuje akt istnienia. To, co czyni z tego aktu myślenia sąd jako taki, chociaż nie stwierdza orzecznika o podmiocie, to fakt, że pozostaje on jednak aktem złożonym z pojęcia i z czegoś innego. Sąd egzystencjalny stwierdza złożenie z podmiotu i z jego aktu istnienia; łączy podmiot i jego istnienie w myśli tak, jak są one połączone już w rzeczywistości.“

Ten szkic z pewnością nie wyczerpuje złożoności analiz Gilsona. Usiłuje jedynie wskazać na podstawowe rysy myśli naszego filozofa. Ta myśl nie daje się zredukować do pojęć i przetworzyć w mozaikę bytowań bez życia. Podobna próba ujęcia bogactwa i dynamizmu bytu w jego akcie istnienia nie będzie mogła stać się martwą literą.

 



[1] Ten tekst, wygłoszony podczas kolokwium zorganizowanym przez P. Aubenque’a w pierwszą rocznicę śmierci E. Gilsona w Collège de France, gdzie Gilson miał wykłady w 1932 roku, ukazał się w : Les études philosophiques, PUF, Paris 1/1980, s. 55-59, (tłum. M.P.P.).

O autorze: Marek P. Prokop

historyk filozofii