Msza Święta Ojca Pio

MOTTO: //My księża jesteśmy mordercami, którzy zabijają Jezusa tą ofiarą, aby poświęcić Go naszemu Ojcu Niebieskiemu jako wynagrodzenie za nasze grzechy.//

Rozdział 8 książki Kocham wszystkich jednakowo Johna A. Shug’a OFM Cap.

 

MSZA ŚWIĘTA

W chwilach przebudzenia, nawet jeśli był to środek nocy, Ojciec Pio myślał o mszy świętej. Swoją stałą gotowością przypominał konia wyścigowego w barierce startowej. Która godzina? – pytał zwykle Ojca Onorato o wpół do pierwszej po północy. Jest wpół do pierwszej. Jeszcze jest wcześnie – uspokajał go zwykle Ojciec Onorato. Pamiętaj – nalegał Ojciec Pio – nie pozwól, bym się spóźnił. Muszę wstać o pierwszej.

„Nie mógł się spóźnić – wyjaśniał nam Ojciec Onorato – ponieważ o godz. 1:00 już nie spał. Zwykle mówił: Pomóż mi wstać. Co ja robię w tym łóżku?”

Od l:30 do 4:00 siedział w foteliku i ściskał w ręku różaniec. Poruszanie wargami świadczyło o modlitwie jego serca, ponieważ przygotowywał się do mszy świętej przez odmawianie modlitwy różańcowej.

O 400 schodził do zakrystii i kontynuował przygotowania do mszy świętej. Przez całą następną godzinę nieustannie pytał, która jest godzina. „Jest jeszcze czas” – mówił mu współbrat. Reagował natychmiast: „Co! Godzinę czwartą zegar wybił już dawno temu. Szybko! Szybko! Pomóż mi założyć moje szaty (liturgiczne) do mszy świętej”.

„Jego niepokój był prawdziwą męką – powiedział nam Ojciec Onorato. Przynaglał nas coraz bardziej. Skoro tylko włożył szaty liturgiczne, musiałem zmuszać go, aby usiadł i odpoczął. Gdy czekał, często przywoływał mnie ponownie: »Onorato! Onorato!« Natychmiast odpowiadałem, lecz wszystko, co miał do powiedzenia to: »Pospiesz się! O piątej muszę być przy ołtarzu«”.

Ojciec Eusebio zauważył, że pomagającym mu trudno było zrozumieć jego gorączkowość. W tym stanie jedynie myśl o posłuszeństwie mogła go uspokoić i zmusić, aby czekał na czas rozpoczęcia mszy świętej. Kiedy moment ten wreszcie nadchodził, stawał się spokojniejszy. Jego twarz rozjaśniała się.

Czasami Ojciec Pio drżał, gdy zbliżał się do ołtarza. „Dlaczego drżysz – spytała go pewnego razu jego duchowa córka, Cleonice Morcaldi, mieszkanka San Giovanni Rotondo – Czy dlatego, że musisz cierpieć?”

„Nie – odpowiedział jej – to nie z powodu, dla którego muszę cierpieć, lecz z tego powodu, że muszę złożyć ofiarę. Czy nie zdajesz sobie sprawy z tej wielkiej tajemnicy mszy świętej? My księża jesteśmy mordercami, którzy zabijają Jezusa tą ofiarą, aby poświęcić Go naszemu Ojcu Niebieskiemu jako wynagrodzenie za nasze grzechy“.

Ojciec Pio prawie zawsze płakał przez całą mszę świętą. Ta sama ko- bieta spytała go, dlaczego płacze, a on jej powiedział: „Nie chcę ronić ma- łych łez. ale chcę wylewać całe ich potoki. Czy nie rozumiesz tej wielkiej tajemnicy mszy świętej?”

Wszyscy, z którymi na ten temat rozmawiałem, powiedzieli mi, że nie- możliwe jest by opisać, jak wyglądała msza święta Ojca Pio. „Jego twarz była przemieniona dosłownie” – mówili mi.

Jedna z biografów, Maria Winowska, próbowała coś z tego uchwycić, kiedy napisała: „Twarz Kapucyna, która kilka chwil przedtem wydawała mi się jowialna i uprzejma, była dosłownie przemieniona […]. Obawa, radość, smutek, cierpienie czy żal […]. Mogłam śledzić tę tajemnicę na jego rysach. Otóż uroczyście zapewnia, potrząsa głową w wyrzeczeniu i czeka na odpowiedź. Jego całe ciało zastyga w niemej suplikacji.

Nagle wielkie łzy trysnęły z oczu, a ramionami wstrząsnął szloch, wy- dawało się, że zgięły się pod ciężarem… Między nim samym a Chrystusem nie było oddalenia.

Ignoruję tych, którzy byli w San Giovanni Rotondo, aby uczestniczyć we mszy świętej jako zwykli widzowie…

W pewien piątek widziałam jak brakowało mu tchu, przygnieciony jak zapaśnik, przyparty do muru, próbował na próżno szybkimi ruchami głowy zrzucić przeszkodę, która powstrzymywała go, by wypowiedzieć słowa Konsekracji. To ostatecznie przypominało jedyną w swoim rodzaju walkę, z której wyszedł zwycięski, lecz doprowadzony do rozpaczy. Kiedy indziej po Sanctus wielkie krople potu wystąpiły na czoło, zalewając twarz, zmienioną szlochaniem. Oto rzeczywiście człowiek smutku w objęciach cierpienia”.

Ojciec Donan (Danny) Hickey, kapucyn-misjonarz na wyspach Marianas, opisuje swoje wrażenie, gdy jako żołnierz amerykański w czasie II woj- ny światowej widział Ojca Pio w czasie mszy świętej. „W czasie konsekracji jego głos był dość głośny, by usłyszeć słowa, które wypowiadał brzmieniem szorstkim i przykrym, jak gdyby był w wielkim bólu lub męce; często, kiedy je wypowiadał, wydawało się, że płacze. Kiedy uczynił pierwsze przyklęknięcie, pozostawał długo na kolanach, wpatrując się z przejęciem w Hostię, a kiedy próbował powstać ponownie, widać było ogromny wysiłek, do tego stopnia, że często zastanawiałem się, czy on będzie w stanie powstać w ogóle. Następne uniesienie Hostii wymagało ogromnego fizycznego wysiłku”.

We wczesnych latach posługi kapłańskiej msze święte Ojca Pio trwały około trzech godzin. Nie tracił czasu. Trwało to tak długo, ponieważ był w ekstazie. Pewnego razu powiedział, że w tym zatopieniu w Bogu, szczególnie w czasie Konsekracji, widzi każdego, kto prosił go o modlitwy. Powiedział swoim przyjaciołom, że mogą zawsze do niego dotrzeć, kiedy jest przy ołtarzu. Widział ich rzeczywiście, wpatrując się w Boga.

Na początku jego posługi kapłańskiej, ludzie tracili cierpliwość z powodu czasu, który przeznaczał na mszę świętą. Czasami Don Pannullo, proboszcz kościoła w Pietrelcinie, wydawał mu polecenie, aby kontynuował mszę świętą i Ojciec Pio reagował natychmiast.

W latach pięćdziesiątych msza święta Ojca Pio trwała około półtorej godziny w tygodniu, a dwie godziny i piętnaście minut do dwóch i pół godziny w niedzielę, w latach sześćdziesiątych jego msza święta trwała około godziny.

W czasie II wojny światowej bardzo wielu amerykańskich żołnierzy odwiedzało Ojca Pio i jeśli to było możliwe uczestniczyło w jego mszy świętej. Pewnego razu odwiedziła go grupa amerykańskich oficerów. Stali na baczność w czasie całej mszy świętej, kiedy zakończyła się, nadal stali na baczność, jak gdyby byli sparaliżowani.

Kiedy biskupi włoscy zatwierdzili zmianę, że msza święta będzie odprawiana w języku włoskim, a nie w języku łacińskim, jak to było do tej pory. Ojciec Pio poprosił i otrzymał pozwolenie na odprawianie mszy świętej w języku łacińskim. Poprosił o to pozwolenie nie dlatego, że przeciwstawiał się zmianie. Udowadniał dość często, że w każdym poleceniu przełożonych widział wolę Pana Boga. Poprosił o pozwolenie, aby pozostał przy łacinie, ponieważ zmiana ta była to dla niego prawie niewykonalna. Miał w tym czasie prawie osiemdziesiąt lat i był niemal niewidomy. Był tak chory, że lekarze nie mogli zrozumieć, dlaczego nadal żyje. Otrzymał już pozwolenie, aby zastąpić stałą formułą w miejsce zalecanej mszy świętej do Matki Bożej i za zmarłych. Nikt więc nie powinien oskarżać go o odmowę posłuszeństwa co do zmian w Kościele.

W styczniu 1968 r. otrzymał inne pozwolenie, aby mógł siedzieć w cza- sie mszy świętej. Nadal wypełniał wszystkie rubryki, lecz musiał opierać łokcie na ołtarzu. Nie miał siły, aby unosić ręce.

Nie ma wątpliwości, że Ojciec Pio utożsamiał się z Panem Jezusem w czasie ofiarowania we mszy świętej. „Musiałbyś to widzieć, aby to zrozumieć” – mówili mi ludzie. Wszyscy mogli widzieć utożsamienie się Ojca Pio z Jezusem. Lecz były wśród nich trzy osoby, które widziały więcej niż księdza, który był całkowicie zaabsorbowany Najświętszą Ofiarą.

Jedną z nich była Cleonice Morcaldi. Jej współczucie dla cierpień Ojca Pio spowodowało wstrząs jej życia. Przypomnijmy. Zrobiła kiedyś biały lniany podkoszulek dla Ojca Pio. On dał go jej trzy dni później i poprosił, aby była łaskawa go wyprać. Przyniosła go do domu i rozpakowała zawiniątko. „Matko! – ledwie wymówiła tracąc oddech – To uderzenia biczowania”. Podkoszulek był splamiony krwią od góry do dołu, z przodu i na ple- cach. Panna Morcaldi nie mogła oprzeć się temu, by nie nadmienić Ojcu Pio o tym, co widziała. „Ojcze – powiedziała – jesteś jedną wielką raną. od głowy do stóp”.

Odpowiedział: „Czyż to nie jest dla naszej chwały? Jeśli nie będzie miej- sca na nowe rany na moim ciele, dodamy ranę na ranie”. Na koszuli Ojca Pio, która jest obecnie przechowywana w kapucyńskim archiwum, można to dokładnie zobaczyć, krew na krwi. „Ojcze – wołała, niemal dusząc się z emocji – jesteś mordercą własnego ciała”. „To co widzisz – powiedział jej Ojciec Pio – nie staje się tylko ze względu na ból. Jestem, podobnie tak jak ty, z ciała i krwi. Lecz ofiaruję mój ból Panu Bogu z powodu nagrody, jaką On mi daje. To nie jest tylko sprawa Pana Boga, który zsyła mi ból. Jestem w tym również i ja, proszący o cierpienie dla chwały Pana Boga, dla zbawienia wszystkich ludzi i dla uwolnienia dusz z czyśćca. O co więcej mogę prosić?”

Inną osobą, której dane było przeżyć podobne wstrząsające zdarzenie, był młody mężczyzna, narzeczony jednej z dziewcząt z San Giovanni Rotondo, która zażądała, jako warunku ich przyszłego małżeństwa, odwiedzin tego mężczyzny u Ojca Pio.

Pewnego ranka ten miody człowiek uczestniczył we mszy świętej Ojca Pio, stał w tylnej części kościoła. Przez kilka następnych dni powracał, aby uczestniczyć we mszy świętej odprawianej przez Ojca Pio. Po tygodniu wy- buchnął płaczem. Ojciec Pio zobaczył go i powiedział: „Podziękuj Panu Bogu za to, co widziałeś i nie mów nikomu. Sekrety Pana Boga powinny być ukryte w twoim sercu”

„Tak – odpowiedział młody człowiek, zdał sobie bowiem sprawę, że Ojciec Pio wie, co widział. – Widziałem Cię przy ołtarzu ukoronowanego cierniami, najpierw potrójną koroną cierniową, a następnie czymś w rodzaju cierniowego czepca”.

Ojciec Pio odpowiedział: „Idź do domu, podziękuj Panu Bogu i nie mów nikomu”. Lecz młody człowiek powiedział o tym narzeczonej. Powiedział jej, że każdego ranka w czasie mszy świętej widział Ojca Pio, jego głowę ukoronowaną cierniami, jego lica pokryte krwią, a przy tym pogodny, piękny wyraz jego twarzy.

Młoda kobieta nie mogła oprzeć się pokusie, by nie powiedzieć o tym, co usłyszała, przyjaciołom w San Giovanni Rotondo. Panna Morcaldi, która codziennie przychodziła

do kościoła, spytała Ojca Pio, czy to prawda. „Czy masz jakieś wątpliwości – złajał ją Ojciec Pio – Jesteś jak św. Tomasz”. Przez wiele lat wspomnienie tego wydarzenia nie dawało jej spokoju. W końcu spytała Ojca Pio ponownie: „Ojcze, ta korona cierniowa… Czy nosisz ją w czasie mszy świętej?” Odpowiedział: „Na pewno chcesz wiedzieć zbyt wiele. Tak, przed i po mszy świętej, korona, którą Pan Bóg mi nałożył, nigdy nie jest zdejmowana”.

Być może ta odpowiedź rzuca pewne światło na inne zjawisko, które kapucyni w San Giovanni Rotondo przyjęli w istocie rzeczy bez próby wyjaśnienia. W czasie mszy świętej bracia, którzy pomagali Ojcu Pio zawsze trzymali zapas chusteczek i często ocierali obfity pot z czoła i twarzy Ojca Pio. Pewne- go razu jednakże.

Ojciec Pellegrino poczuł na chusteczce, że nie jest to zapach potu. lecz krwi. Ten zapach był tak silny, że obawiał, że dostanie torsji. Ojciec Pellegrino dał Ojcu Onorato jedenaście takich chusteczek, aby zostały zachowane. Każdy przedmiot, jak zwykle, był identyfikowany i numerowany. Później, kiedy chusteczki miały być umieszczone w oddzielnych plastikowych kopertach i przeniesione do innego pudełka, krew stwierdzono na trzech z nich, jedna była lekko splamiona krwią, a trzy miały krwawe plamy, które przypominały kapucynom o trzech krwawych łzach, każda o wielkości 25-centowej monety.

W imię zapisania całej prawdy o Ojcu Pio musimy odnotować przeżycie jeszcze innej osoby, która była świadkiem jego żywej zgodności z cierpieniem Pana Jezusa. Może to wydać się fantastyczne. Laurino Costa jest naczelnym kucharzem w Casa Sollievo, szpitalu Ojca Pio. Kiedy pierwszy raz przybył do San Giovanni Rotondo sceptycznie odnosił się do twierdzeń o świętości Ojca Pio, pomimo zdumiewających ..zbiegów okoliczności”, które doprowadziły Laurino do tego, że przybył i pozostał w tym mieście.

„Kiedy przybyłem do San Giovanni Rotondo w 1956 r. – powiedział mi – wątpiłem, że Ojciec Pio rzeczywiście jest święty. Tak, przyznawałem, że on. niewykluczone, jest bardzo znamienitą osobistością, lecz święty, nie! Przez trzy lata miałem takie wątpliwości. Nigdy nie powiedziałem o nich nikomu, nawet mojej żonie”.

Pewnego dnia Laurino wybrał się do kościoła, aby się wyspowiadać. Jeden z księży zaczął go przynaglać: „Pospiesz się Laurino! Jeśli się pospieszysz będziesz pierwszy do spowiedzi u Ojca Pio”.

Wszedł do zakrystii, gdzie Ojciec Pio słuchał spowiedzi mężczyzn. Spojrzał na Ojca Pio… i zobaczył głęboki krzyż wycięty na szerokość jego czoła i twarz pokrytą krwią. „Zacząłem trząść się ze strachu – mówił Laurino – zawołałem do niego, lecz nie odpowiedział mi. Po prostu wpatrywał się we mnie. A z tego krzyża płynęła krew”. Instynktownie Laurino sięgnął do kieszeni po chusteczkę, aby otrzeć krew z twarzy Ojca Pio, ale jego ręka jakby zamarła, nie mógł nią ruszyć.

„Przez długą chwilę tych dwóch mężczyzn po prostu wpatrywało się w siebie. Minęło prawie dziesięć minut. „Ojcze! Ojcze!” – zawołał Laurino. czuł bowiem, że mdleje. A Ojciec Pio tylko ciężko, głęboko westchnął. Następnie Ojciec Pio zaczął wyznawać grzechy Laurina i udzielił mu rozgrzeszenia. Po czym Ojciec Pio zaczął trochę przychodzić do siebie i powiedział do Laurino- „No więc, Laurino, kiedy ostatni raz odprawiłeś spowiedź świętą?”

„Dziewięć dni temu” – odpowiedział Laurino. Wówczas Ojciec Pj0 powtórzył grzechy Laurino i udzielił mu rozgrzeszenia. Po czym krzyż na jego czole zniknął.

„Nie powiedziałem ani słowa więcej – wspominał Laurino. Po prostu wstałem bardzo wolno, a gdy opuściłem zakrystię, zacząłem głośno krzyczeć i płakać”. W tym czasie zakrystia była wypełniona ludźmi oczekującymi na spowiedź. Pytali więc Laurino, co się stało, myśleli, że Ojciec Pio odmówił mu rozgrzeszenia. Przez trzy dni i trzy noce Laurino płakał. Nie mógł pozbyć się wspomnienia tej strasznej sceny, której był świadkiem i czasami z tego powodu nie mógł zasnąć do rana.

Szukał jak oszalały ulgi, zwrócił się więc do Ojca Clemente i zapytał go, co powinien zrobić. „Spytaj Ojca Pio” – taka była po prostu odpowiedź Ojca Clemente.

Lecz Laurino nie mógł zdobyć się na odwagę, by wejść do kościoła, a jeszcze mniej, by zbliżyć się do Ojca Pio z takim pytaniem. Nie mógł ani jeść ani spać. Był pewien, że postrada zmysły.

„Pracowałem i płakałem – mówił – płakałem i pracowałem. Modliłem się i bezustannie płakałem”.

Ostatecznie pewnego dnia po pracy, gdy Laurino szedł wolno do domu, postanowił, że mimo wszystko porozmawia o tym z Ojcem Pio. Zrobił kilka kroków w kierunku klasztoru, lecz ponownie stracił odwagę. Nie mógł iść dalej. Zawrócił. Jednak ponownie zdobył się na odwagę i zmienił kierunek. Doszedł do klasztoru, gdzie zobaczył Ojca Pio stojącego przy drzwiach, jak gdyby czekającego na niego. Jego serce zabiło z radości. Krzyknął głośno i nie był w stanie się ruszyć.

„Chodź, chodź Laurino – powiedział delikatnie Ojciec Pio – O co chodzi? Co się stało?” Ostatecznie Laurino wydobył głos i wyjąkał: „Ojcze, powiedz mi dla- czego to uczyniłeś, że widziałem Cię tak wtedy? Czy być może ja jestem tym, który sprawia, że tak cierpisz?”

Ojciec Pio odpowiedział: „Jakiż osioł z ciebie! To była łaska, którą Pan Bóg chciał Cię obdarzyć”.

Gdy Laurino i ja siedzieliśmy cicho przy kuchennym stole i Laurino wspominał to zdarzenie, na koniec powiedział: „To wydarzyło się dlatego, ponieważ nie wierzyłem w jego świętość. Po tym przeżyciu, którego doznałem, biada każdemu, kto ośmieliłby się w czymkolwiek dotknąć Ojca Pio. Wydrapałbym mu oczy !”

=========================================

Jeszcze jeden tekst o Mszy Świętej Ojca Pio, gdzie jest pełniejsza wersja wstrząsającej relacji Marii Winowskiej. Proszę, byście przeczytali…

http://adonai.pl/sakramenty/eucharystia/?id=36

O autorze: space