Sobór Watykański II a komunizm

Dość popularną formą ataku na osobę, lub jakieś wydarzenie, które dysponowało pewną władzą, jest zarzut w stylu: “mógł zrobić, a nie zrobił”. Nie przeczę, że w niektórych sytuacjach tego typu pretensje mogą być uzasadnione, jednak bardzo często są nadużywane tylko po to, aby zdyskredytować to, czym nie darzymy specjalną sympatią, co stanowi cel naszego ataku i jest nam wrogie. Tego typu zarzuty można ostatnio usłyszeć ze strony sympatyków Bractwa Świętego Piusa X pod adresem Soboru Watykańskiego II, że ten milczał w kwestii komunizmu, że w jego dokumentach nie odnajdujemy ani jednej wzmianki na ten temat. Podobne pretensje można usłyszeć z ust tzw. “wybitnego” “profesora” Roberto de Mattei. Ci krytykanci nie mają wątpliwości – Kościół postąpił źle, ponieważ powinien z całą stanowczością potępić komunistyczną ideologię, gdyż zawsze potępiał wszelkie herezje i wszystkie zjawiska, które były wrogie wobec Kościoła, moralności i wiary – a tym razem tego nie zrobił.

W rzeczywistości słowo “zawsze” jest pewnym nadużyciem, bo tak na prawdę mieliśmy w pewnym sensie sytuacją bez precedensu (jednak za chwilę nawiążę do sytuacji z pierwszego wieku, w którym miało miejsce prześladowanie chrześcijan i w którym powstawały księgi kanoniczne). Kościół, który przez długie wieki dzierżył dość znaczną władzę i pozycję w sferze społecznej i politycznej nagle znalazł się w rzeczywistości, która z jego punktu widzenia była skrajnie niekorzystna i wyjątkowo groźna. 1/3 całego świata była ogarnięta władzą komunistyczną i nic nie zapowiadało, aby to zjawisko traciło na sile – wręcz przeciwnie – wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że ta ideologia będzie się rozszerzać zataczając coraz większe kręgi na naszym globie. Z drugiej strony nie mamy prawa oczekiwać od hierarchów kościelnych, aby ci znali przyszłość i zamiary Boże. Oni we własnym sumieniu muszą postępować na podstawie najlepszej swojej wiedzy, jaką posiadają i za postępowanie zgodne ze swoim sumieniem nie powinniśmy ich oskarżać. Więc widzimy, że sytuacja była nieco inna, niż ta, w której Kościół mógł z całą stanowczością potępić jakąś ideologię, lub zjawiska, które miały mniejszy zasięg, niż to, z czym stanął twarzą w twarz w latach 60-tych ubiegłego wieku. Kościół musi kierować się również roztropnością i rozumem, aby nie czynić kroków, które mogłyby przynieść więcej szkody, niż pożytku. Ani Lefebryści, ani nikt inny nie jest w stanie przewidzieć, co by się stało, gdyby Kościół stanowczo potępił ten totalitarny reżim – nie wiadomo, ile hektolitrów krwi chrześcijan musiało by być przelanych, oraz z ilu krajów Kościół byłby zmieciony z powierzchni, jeśli by się okazało, że Kościół obrał by drogę wojny z tym zbrodniczym systemem.

Z podobnym problemem zmierzyła się już rosyjska cerkiew, która za czasów Stalina doświadczyła tak dotkliwych represji, jakich nasz Kościół nie wycierpiał od stuleci. Pozwolę sobie przytoczyć fragment artykułu Jana Engelgarda “Cyryl I – KGB – Kościół prawosławny” dostępny pod adresem:

http://sol.myslpolska.pl/2012/08/cyryl-i-%E2%80%93-kgb-%E2%80%93-kosciol-prawoslawny/

[…] W roku 1941, kiedy wybuchła wojna niemiecko-sowiecka, Cerkiew stała już na skraju ostatecznej zagłady. Ledwie kilkunastu hierarchów dogorywało w łagrach, na wolności było jedynie czterech! Z 58.000 parafii zostało 100! I właśnie wtedy nastąpił przełom, a dla niektórych cud. Najechana przez Hitlera Rosja sowiecka zmuszona została do zatrzymania machiny zagłady i podtrzymania przy życiu prawosławnej Cerkwi. Już w czerwcu 1941 roku pozostający na wolności metropolita Sergiusz wydał apel do wiernych o ratowanie Ojczyzny. Nagle wiara w Boga stała się dla reżimu Stalina ratunkiem. Z łagrów zaczęli być zwalniani uwięzieni duchowni, zaprzestano propagandy ateistycznej. Władze zgodziły się na procesję ikony Matki Boskiej Kazańskiej (przepowiednia mówiła, że wtedy Rosja ocaleje) w oblężonym Leningradzie, a potem ikona pojechała do Stalingradu. Ale to był tylko początek. Na początku września 1943 roku Stalin wezwał do siebie Ławrientija Berię i nakazał mu natychmiast przywieźć na Kreml żyjących hierarchów prawosławnych.

4 września 1943 roku doszło na Kremlu do niebywałego wydarzenia, po północy Wódz przyjął trzech najbardziej znaczących hierarchów, którzy przeżyli – Sergiusza, Aleksieja i Nikołaja. Rozmowa trwała dwie godziny – rozmowa Belzebuba z ocalałymi cudem pasterzami  Kościoła prawosławnego. Na spotkaniu był obecny naczelnik IV oddziału III Zarządu NKWD płk G.G. Karpow. On też sporządził notatkę ze spotkania i przejął „opiekę” nad hierarchami. Ustalenia były jasne – zwołanie soboru, wybór Patriarchy, a potem podpisanie umowy przewidującej otwarcie seminariów, świątyń a nawet klasztorów. Stalin  nalegał na szybkość działań – nakazał NKWD oddanie do dyspozycji hierarchów nawet samolotów, byle Sobór odbył się w kilka dni.

I tak się stało – już 8 września Rosja miała nowego patriarchę, został nim Sergiusz, co zostało ustalone jeszcze przy okazji spotkania ze Stalinem.  […] Wybór był jasny – albo idziemy na układ zaproponowany przez Stalina ze wszystkimi tego konsekwencjami, albo Cerkiew znika z powierzchni ziemi, dosłownie, nie w przenośni. Ci ludzie […] nie mogli wiedzieć co stanie się za miesiąc, rok, dwa lata. Trwała wojna, Stalin nie był już taki złowieszczy, ale musieli iść na układ z człowiekiem, który wydał rozkaz zabicia dziesiątków tysięcy duchownych i zburzenia tysięcy cerkwi. Czy mogli o tym zapomnieć? Na pewno nie, ale musieli milczeć. Mogli się za to modlić, bo tego nawet aparat NKWD nie mógł skontrolować. Ci ludzie przeszli tak wiele, że gdyby uznali, że słusznym jest brak zgody na propozycje Stalina i powiedzenie „nie” – nie przestraszyli by się tego, bo byli gotowi na śmierć.  Ale czy mogli być pewni, że Bóg od nich tego wymaga? Czy czasem nie był to znak, że trzeba zrobić coś innego? Musieli znać filozofię  Nikołaja Bierdiajewa, który pisał, że bolszewizmu nie można pokonać przy pomocy siły fizycznej, ale można go przetrzymać, przezwyciężyć duchowo. Musieli być pewni, że tak będzie. […]

Tak jak wcześniej wspomniałem, mimo iż sytuacja ta nie miała precedensu, to jednak można dostrzec pewne podobieństwa z sytuacją z pierwszych trzech wieków chrześcijaństwa, w których doświadczało ono wielkiego ucisku przez ówczesne władze rzymskie. Na szczególną uwagę zasługuje jednak pierwszy wiek – a dokładnie pierwsza fala prześladowań (64-68r) z czasów Nerona,  ponieważ wtedy powstawały chrześcijańskie pisma, które są w znacznej mierze uznane za kanoniczne, natchnione Duchem Świętym. Okazuje się, że Biblia na temat ówczesne władzy rzymskiej milczy i nie potępia jej w żadnym miejscu. Jedyne ślady, które w sposób pośredni potępiały tę władzę odnajdujemy w Apokalipsie, która najprawdopodobniej została napisana u schyłku pierwszego wieku – lecz i tam nie odnajdujemy konkretów, o których dokładnie władcach jest tam mowa. Nie dość, że Biblia nigdzie nie potępia ówczesnej władzy, to wręcz przeciwnie – pochwala ją, każe jej się podporządkować i naucza, że pochodzi ona od Boga.

Rz 13,1-2 Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga. Kto więc przeciwstawia się władzy przeciwstawia się porządkowi Bożemu. Ci zaś, którzy się przeciwstawili, ściągną na siebie wyrok potępienia.

– proszę zwrócić uwagę na te słowa św. Pawła, który doskonale pamiętał, że Jezusa ukrzyżowały władze rzymskie, a chrześcijan prześladowały władze żydowskie częstokroć nakazując im wyrzec się Jezusa. Ten fragment jest datowany jednak na rok 55-59 naszej ery, czyli na kilka lat przed prześladowaniem Nerona.

Inny fragment:
1 P 2,13 Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu najwyższą władzę

Komentarz jak wyżej – ten fragment z kolei jest datowany na okres 61-64 r naszej ery, czyli tuż przed wybuchem prześladowania przez Nerona, ale za to w czasie pierwszego uwięzienia św. Pawła przez Rzymian.

Najciekawszym jednak fragmentem jest ten poniższy:

Tt 3,1 Przypominaj im, że powinni podporządkować się zwierzchnim władzom, słuchać ich i okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu.

– o ile sama treść tego wersetu nie powala bardziej na kolana, niż te dwa poprzednie, to jednak okres ich powstania powinien dać coś do myślenia – mianowicie datuje się to na okres 65-66!!! Czyli w trakcie pierwszej fali prześladowań rzymskich. Warto również dodać, że nie był to ostatni list św. Pawła – był nim 2 list do Tymoteusza, który św. Paweł napisał tuż przed swoją śmiercią (ok. 67 rok). Mimo to w żadnym jego piśmie nie odnajdujemy jakiejkolwiek wzmianki potępiającej ówczesną władzę rzymską, która nakazuje się jej przeciwstawić. Takiej nauki nie odnajdujemy w całym Nowym Testamencie, a jedynie pewne takie sugestie można wynaleźć w Apokalipsie św. Jana. Jednakże charakter tych wypowiedzi jest bardziej ogólny – aby przeciwstawić się wszystkiemu, co jest związane z kultem pogańskich bożków, nawet gdyby było to wbrew postanowieniom panującej władzy. Czy może właśnie z tego powodu sympatycy Bractwa św. Piusa nie powinni swoich pretensji zacząć od apostołów i innych autorów Nowego Testamentu, że ci wyraźnie nie potępili ówczesnej władzy rzymskiej? Stanowcze słowa potępienia nie były dla nich żadną nowością, o czym można się przekonać czytając fragment z Listu do Galatów 1,6-9. Wszak przecież to oni właśnie byli pod szczególnym i wyjątkowym natchnieniem Ducha Świętego, więc czemu milczeli wobec tak antychrześcijańskiego zjawiska, jakie miało miejsce w Rzymie?

Cytaty biblijne pochodzą z Biblii Tysiąclecia

źródło: http://zebrowski.apologetyka.info/kosciol-katolicki/sobor-watykanski-ii/sobor-watykanski-ii-a-komunizm,563.htm

Zobacz również:

Sobór Watykański II – obrona

Skutki Soboru Watykańskiego II wg Roberto de Mattei

 

O autorze: grzesiekZ