Jest dobrze, jest dobrze, więc o co ci chodzi?

We wczorajszej Gazecie Wyborczej ukazał się bardzo optymistyczny wywiad Agnieszki Kublik z prof. Januszem Czapińskim, a dotyczącym jego najnowszych badań dotyczących nastrojów społecznych. Jako że parafrazowanie tekstów GW i jej redaktorów grozi sankcjami karnymi (przekonał się o tym między innymi prof. Zybertowicz), więc będę się posługiwał cytatami z tej publikacji. A oto, co możemy tam przeczytać:

„Kryzysu nie widać

Politycy Platformy lubią za swoje kiepskie wyniki w sondażach obwiniać kryzys. Ale w “Diagnozie…” widać, że Polacy wcale kryzysu nie odczuwają.

– Tak, w polskich rodzinach kryzysu nie widać. Wprawdzie został wygaszony wzrost realnych dochodów, ale nie ma też spadku dochodów.

Statystycznego Polaka w zasadzie stać na to samo co dwa czy cztery lata temu. Tak samo kupujemy przetwory mleczne, ryby, mięso, owoce, warzywa, używki i słodycze.

– Ogromna większość Polaków jest w stanie na bieżąco zaspokajać wszystkie swoje potrzeby. Aż 76 proc. rodzin zaspokaja je ze stałych dochodów, a na początku lat 90. takich rodzin było tylko 29 proc. I aż 79 proc. Polaków jest zadowolonych ze swojego dotychczasowego życia.”

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,14174948,Prywatne_zycie_nas_uszczesliwia__polityka___frustruje.html#ixzz2XP443L42

Gdy to czytałem, przypomniały mi się słowa piosenki zespołu T-Love „Jest dobrze, jest dobrze, więc o co ci chodzi?…”. Czemu tak narzekacie, skoro, jak pokazują badania naukowe, jest Wam dobrze? Ja wiem, pod rządami PO, przy niewielkim wzroście zarobków i nikłej waloryzacji rent i emerytur, drastycznie wzrosły ceny żywności (w niektórych przypadkach o ponad 100%), ceny biletów komunikacji publicznej (w Warszawie ceny biletów jednorazowych wzrosły z 2,40 zł na 4,20 zł), opłaty za mieszkanie i usługi komunalne (w Warszawie ceny dostarczania wody i odprowadzania ścieków wzrosły pod rządami PO o ponad 100%), wzrosło też znacznie bezrobocie, z czego by wynikało, że realne dochody Polaków radykalnie zmalały, co szczególnie jest odczuwalne przez ludzi, których zarobki są na poziomie średniej krajowej lub niższe (tak ma zdecydowana większość naszego społeczeństwa). Wiem że spadają dochody budżetowe państwa, których głównym źródłem są podatki pośrednie, a zwłaszcza VAT, oraz rośnie aktywność firm udzielających wysokooprocentowanych, ale za to szybkich pożyczek i popyt na ich usługi, z czego by wynikało, że mniej kupujemy (maleje popyt wewnętrzny), ale za to znacznie drożej, niż by to wynikało z nominalnych cen rynkowych (do ceny kupowanych towarów lub usług dochodzą jeszcze koszta pożyczki). Wiem też, że z rozmów z przeciętnymi ludźmi i faktu, że rośnie liczba samobójstw na tle ekonomicznym, jednoznacznie by wynikało, że nastroje społeczne się pogarszają. Ale to wszystko jest najwyraźniej tylko złudzeniem i typowym dla Polaków malkontenctwem, bo przecież prof. Czapiński, opierając się na swoich badaniach naukowych (przecież rzetelnych i obiektywnych?), jednoznacznie stwierdza: „…, w polskich rodzinach kryzysu nie widać. Wprawdzie został wygaszony wzrost realnych dochodów, ale nie ma też spadku dochodów.”

To nie jedyna ciekawostka, którą możemy znaleźć w tym wywiadzie. Prof. Czapiński stwierdza w nim:

„Powód olbrzymiego rozgoryczenia jest taki, że premier Donald Tusk i Platforma tracą wiarygodność. Było wiele obietnic, które nie zostały spełnione. PO uznała, że jest święta i że cokolwiek powie, wyborcy jej wybaczą. Tak w rzeczywistości politycznej nie bywa. Związki partnerskie, in vitro, KRUS, reforma służby zdrowia, administracji publicznej, nowa ustawa budowlana… Zapowiedzi było mnóstwo, nic z tego nie wyszło.”

Wydawało się Wam, że nie lubicie Tuska i jego ekipy za to, że doprowadzili Polskę i Polaków do tak fatalnego stanu? Nic z tego. Jak się okazuje, przyczyną Waszej wrogości są niedotrzymane obietnice, ze związkami partnerskimi i in vitro na czele (zgaduję, że kolejność problemów wyliczonych przez prof. Czapińskiego, wynika z jego badań). A przecież jest sprawą zupełnie oczywistą, że dla ludzi, którym zlikwidowano szkołę w ich miejscowości, którzy mają problemy z dojazdem do pracy, bo zlikwidowano linię kolejową lub autobusową w ich miejscowości, którzy stracili pracę i muszą emigrować z kraju by móc godnie żyć, lub muszą się zapożyczać na wysoki procent, by opłacić bieżące rachunki, pierwszoplanowym problemem są związki partnerskie i in vitro.

W tekście, przynajmniej w jego wersji internetowej, umieszczone zostały obok siebie dwa wykresy. Jeden obrazuje wzrost zadowolenia z własnego życia i sytuacji kraju na przestrzeni ostatnich 8-u lat, a drugi przedstawia spadek praktyk religijnych w tym samym okresie. Domyślam się, że zestawienie tych dwóch wykresów jest nieprzypadkowe, i że istnieje jakiś związek przyczynowo- skutkowy między tymi zjawiskami. Mi jednak przychodzi na myśl stary tekst pt. „Pochwała głupoty”, w którym Erazm z Rotterdamu wykazywał, że największym walorem głupoty jest niefrasobliwa wesołość i samozadowolenie. Ale co ja tam mogę wiedzieć?

A tak całkiem poważnie, zupełnie mnie nie zaskakuje, że „salon” i jego pupile, zamiast opisywać rzeczywistość, zajmują się kreowaniem jego fałszywego obrazu – przez ostatnie 24 lata zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Jednak nie odmiennie zdumiewa mnie pełna samozaparcia postawa czytelników GW. Jak zauważyłem w mojej okolicy, to pisemko najczęściej kupują niezbyt zamożni (chyba, że bardzo skutecznie maskują swój status materialny) ludzie w średnim lub podeszłym wieku, a więc tacy, których codzienne doświadczenie drastycznie kłuci się z treścią tego typu artykułów publikowanych w ich ukochanej gazetce. Z tego wynika, że oni dobrowolnie fundują sobie permanentny dysonans poznawczy, którego normalni, zdrowi na umyśle ludzie starają się unikać, co czyni z nich bardzo ciekawy obiekt badawczy dla psychologów i psychologów społecznych. Ciekawe, czy prof. Czapiński zdobędzie się na rzeczową analizę tego fenomenu społecznego, jakim są wyznawcy GW?

O autorze: Piotr Marzec