Puchar Konfederacji, czyli o przewidywalności

W nocy z 30 czerwca na pierwszego lipca 2013 odbył się finałowy mecz Pucharu Konfederacji.  Brazylia rozgromiła Hiszpanię.  Mecze były ciekawe, nie brakowało bramek.  Straszna w tym turnieju była jednak przewidywalność.  Wygrywali wyłącznie faworyci.

Oglądałam wszystkie mecze, z wyjątkiem tych z Tahiti.  Niesłychanie męczace było, że gdy przed każdym z nich typowałam – kto wygra, to niestety zawsze się sprawdzało.  Nie można powiedzieć, że jakoś szczególnie dobrze znam się na futbolu.  Po prostu w każdym spotkaniu był zdecydowany faworyt i nieodmiennie zawsze on wygrywał.

Często przychodziło mu to z trudem.  W grupie A  Brazylia wygrała z Włochami dopiero w rzutach karnych.  Również w meczu o trzecie miejsce Włochy pokonały Urugwaj w ten sam sposób.  Niemniej, trójkę czołowych drużyn /Brazylia, Hiszpania, Włochy/ można było wytypować jeszcze przed rozpoczęciem turnieju.  Jak się okazało w grupie B wystarczyłoby przeprowadzić tylko trzy mecze z Tahiti.  Hiszpania zwyciężyła 10:0, Urugwaj wygrał 8:0, a Nigeria uzyskala tylko 6:1.  I taka była właśnie kolejność drużyn w grupie B.

Całkowita nieobecność elementu zaskoczenia, brak niespodzianek i sensacji wydał mi się czymś okropnym.  Jedyną rzeczą, która mnie zdziwiła, była gra Hiszpanów.  Miałam wrażenie, że najbardziej zależało im na tym, by się nie przemęczać.  Widac to było zwłaszcza w finale.  Przegrali go 0:3.

Na zakończenie – uwaga o charakterze ogólnym.  Podstawowym dążeniem całej naszej cywilizacji jest eliminowanie nieprzewidywalności i przypadku.  Wszystko ma być uregulowane, ujęte w karby przepisów i procedur i toczyć się utartym trybem.  Realizacja tego ideału będzie jednak koszmarem.

O autorze: elig