Porównania

!6 sierpnia wyjechałam na żagle  nad Jeziorak.  Żeby nie było nieporozumień- nasza łódka to kupiony 20 lat temu za 1500 złotych Zefir. Służy nam wiernie choć w kategoriach końskich jest już nieco dychawiczny.

Podróż samochodem po polskich szosach to, po wycieczce na Białoruś,  prawdziwy szok. Pomimo, że samochodów na Białorusi jest zdecydowanie mniej niż w Polsce, szosy są przynajmniej dwa razy szersze., a wiele z nich to 6 pasmowe drogi szybkiego ruchu.( trzy pasma w każdym zwrocie)  Nawet przez naszą wieś Widybór prowadzi szosa chyba  lepsza od łączącej Warszawę z Gdańskiem siódemki.   Tylko raz jechaliśmy na Białorusi płatną autostradą. Za dwa samochody zapłaciliśmy 6 euro ale szosa była idealnie gładka i na każdym odcinku przejezdna. Na szosach nie spotyka się co chwila – jak w Polsce- robót drogowych. Zrobiono je widać raz a dobrze.

Rok temu jadąc od granicy niemieckiej do Warszawy zapłaciłam  około 100 złotych za poruszanie się autostradą A2 w wielu miejscach remontowaną, a w kilku nieukończoną. Dziesiątki razy staliśmy na niej pod prowizorycznymi światłami.

Tym razem jechaliśmy tylko w okolice Iławy. Wybraliśmy z różnych przyczyn drogę przez Lubawę. Okazało się, że na odcinku od Lubawy do Iławy szosa  jest w remoncie. Dzięki poruszaniu się ruchem robaczkowym ( czekanie co chwila na czerwonym świetle na przejazd samochodów z przeciwnej strony) osiągnęliśmy prędkość około 20 km/ h. Na całej remontowanej trasie pracowały dosłownie dwie osoby.

Sam remont, rujnujący samorządy, a sponsorowany częściowo przez UE polega na zakładaniu chodnika dla pieszych i niezliczonych wysepek. To rzekomo dla bezpieczeństwa, jednak wysepki i chodniki zwężają i tak niezwykle wąską jezdnię i co gorsza mają wysokie krawężniki. Samochód odbity od takiej wysepki wpada na chodnik i kosi pieszych.  Nic im nie pomoże fakt, że poruszają się legalnie po chodniku.  Twierdzę, że wysokie wysepki i liczne ronda, mające chyba za zadanie  ograniczać prędkość,  zamiast służyć bezpieczeństwu powodują wypadki. Na rondach poza tym nagminnie wywracają się Tiry.

Podobnie działają akcje i pościgi policyjne. Nieustannie słyszę o pościgu, który zakończył się tragedią. Osobnik, który zapomniał dowodu rejestracyjnego albo siadł za kierownicą po piwie boi się zatrzymać do kontroli i ucieka. Ścigają go tak samo mądrzy jak on młodzi kowboje, tyle, że oni powodują śmiertelne wypadki w majestacie prawa.

Na Białorusi podobno nie ma takich pościgów w amerykańskim stylu. Spotkałam się natomiast z niezwykle racjonalnym działaniem milicji. Milicjanci ułożyli na szosie coś w rodzaju trasy slalomu z opon z chorągiewkami. Wyjaśniono nam, że w ten sposób identyfikują pijanych bez konieczności zatrzymywania licznych samochodów do kontroli. Pijany nie da rady wymanewrować pomiędzy oponami i sam się zatrzyma.

Jadąc nad Jeziorak spotkaliśmy natomiast dzielnych polskich  policjantów z radarem na samym zakręcie szosy prowadzącej pod górkę. Widok kontrolowanego na zakręcie , skręconego w paragraf  Tira  i wymijających go po podwójnej linii ciągłej samochodów był zaiste  porażający.

No i jeszcze jedna bardzo dla mnie ważna sprawa. Białorusini jeżdżą bardzo spokojnie, kulturalnie i samochody wolniejsze zawsze ustępuję z drogi. Nawet maszyny rolnicze i budowlane. Nie do pomyślenia jest wyścig śmierci,  który obserwujemy często na szosie Warszawa Gdańsk.

Co roku pływamy po Jeziorku pomiędzy wyspami. W tym roku z różnych przyczyn założyliśmy obóz stacjonarny na wyspie Czaplak. Nieuchronna refleksja – brud i bezbrzeżne chamstwo. Nie ma gorszych świntuchów niż żeglarze. Podpływają swymi ogromnymi jachtami kabinowymi ( nie wiedzieć czemu żeglującymi po Jeziorku)  do wysp tylko na kupę. Sadzą tę kupę na samym brzegu, pozostawiając dodatkowo tony papieru toaletowego i podpaski. Gdy swego czasu pływaliśmy z moim ogromnym mieszańcem malamuta Simbą, zwykłam witać takich żeglarzy słowami: „ nie ręczę za psa, on nie toleruje publicznej defekacji” i pomagało. Niektórzy znajomi nie wpuszczają na wyspę gości bez saperki. Trudno jednak na wakacjach bawić się w strażnika przyrody.

Teraz na niektórych wyspach Jezioraka UE ufundowała przenośne toalety i potrzebne tylko dużym jednostkom pomosty. Jednak tych wysp unikają nawet duże jednostki, gdyż przybijających  zbija z nóg niebotyczny smród. Ubikacje opróżniane są podobno raz na rok.

Na Bornholmie i na Białorusi nie ma nigdzie śmieci i kup. Jak oni to robią?

Na Bornholmie akurat wiem. W każdej marinie jest bardzo czysta i pachnąca, bezpłatna ubikacja. Płaci się tylko za prysznice. Wszędzie stoją kosze do śmieci. W każdym porcie jest tablica ogłoszeniowa. Dzięki temu ludzie nie niszczą drzew.

Na Białorusi też nie widziałam w lesie ani jednego papierka i ani jednej kupy. W miastach sprzątają bezrobotni, co bardzo mi się podoba. Ale nad Świtezią? Hipoteza, że Białorusini nie defekują wydaje się zbyt uproszczona. Chwytliwą w Polsce hipotezę, że każdy złapany na gorącym uczynku Białorusin jest na miejscu rozwalany osobiście przez Łukaszenkę odrzucam jako mało realistyczną.

 Jeżeli mamy się od siebie uczyć, to może warto się dowiedzieć jak Łukaszenko to robi, że kraj jest czysty, szosy szerokie i bezpieczne, a jego milicjanci nie powodują wypadków.

My lepiej ich już niczego nie uczmy. Nie kompromitujmy się do końca.

O autorze: izabela brodacka falzmann