Ustalenie pryncypiów – początkiem dialogu

Ważną sprawą jest przyjęcie postawy metodologicznej, którą powinno się stosować w pedagogice czy w każdej dyskusji, a mianowicie :

dobre jest stosowanie analizy krytycznej w stosunku do badanego rozumowania, ale także dobre jest zastosowanie krytyki do tej analizy krytycznej, tzn. zastanowienie się równocześnie nad tym, jakie są założenia (pryncypia) rozumowania, które krytykujemy, a także jakie są założenia (pryncypia) naszej analizy krytycznej. Następnie wyciągnięcie wniosku, które z tych pryncypiów (założeń) są zgodne z prawdą, tzn. ujawnianiem się rzeczywistości jako realnie istniejących bytów.

– Jeżeli założenia rozumowania, które krytykujemy są zgodne z założeniami naszej analizy krytycznej, to znaczy, że nasza krytyka jest wewnętrznie koherentna. Gdy przyjęło się w analizie krytycznej np. neoplatońskie pryncypia, wtedy rozumowania Proklosa, św. Augustyna, Awicenny, Jana Dunsa Szkota, Hume’a, Kanta, Hegla, Russela, Heideggera nie sprawiają nam zbyt wielkiego problemu. Analiza krytyczna dzieł tych filozofów sprowadzi się właściwie do bardziej precyzyjnego lub wyjaśniającego opisu podejmowanych przez nich problemów. Gorzej przedstawia się sytuacja, gdy mamy za zadanie wykazanie błędów w założeniach (pryncypiach) ich teorii. Większość osób, które wychodzą z tych samych założeń, nie dostrzega błędów w swoich pryncypiach. Jeżeli ktoś niepokorny usiłuje je wykazać, wyznawcy neoplatońskiej opcji obsypują go niecenzurowanymi epitetami lub konstatują, że delikwent niczego nie zrozumiał. Ciekawe, że sami siebie nie potrafią skrytykować. W tym aspekcie opcja neoplatońska wykazuje dużą moc nie filozofii racjonalnej, lecz raczej buńczucznej ideologii. Historia myśli ludzkiej informuje nas, że nawet gdy znajdą się umysły krytyczne, to takowe nie podważały samych założeń danej koncepcji, lecz starały się w ramach tych samych pryncypiów i tej samej metodologii przeprowadzić pewne zabiegi kosmetyczne. Doskonale widać to na przykładzie teorii dawinowskiej, którą z czasem przekształcono w ewolucjonizm (Spencer), następnie w teorię mutantów (Gould), następnie w koncepcję “skoków” ewolucyjnych (Goldschmidt). Żadna z tych kolejnych koncepcji nie odrzuciła pryncypiów darwinowskich, lecz starała się lepiej lub gorzej je zaadoptować lub włączyć do swoich sprecyzowań.

– Jeżeli założenia rozumowania, które krytykujemy nie są zgodne z założeniami naszej analizy krytycznej, to znaczy, że nasza krytyka jest błędna. Co tutaj się wydarzyło ?!

Najczęściej spotykane nieporozumienie sytuuje się właśnie w nieodpowiedności czy niezgodności przyjmowanych pryncypiów w rozumowaniach z pryncypiami analizy krytycznej. Spory te trwają od czasu, gdy zaczęto uzgadniać teorię Platona i Arystotelesa, czyli praktycznie od szkoły aleksandryjskiej (Ammoniusz, Jan Filippon, VI w. po Ch.). Wcześniej neoplatonicy używali filozoficzno-logicznego języka Arystotelesa do wyjaśniania problematyki podjętej przez Platona, dlatego jeszcze dzisiaj niektórzy filozofowie (np. Pierre Aubunque) utrzymują, iż Platon i Arystoteles “mówili to samo”. Ta tradycja miała swoich przedstawicieli także wśród średniowiecznych filozofów arabskich, piszących na temat zgodności poglądów Arystotelesa i Platona specjalne traktaty (al-Farabi, Awicenna). Mieszanie tych dwóch perspektyw i dwóch tradycji filozofowania, jak uczy historia filozofii, jest błędem metodologicznym. Po prostu inny jest przedmiot badań, inne metody, inny aspekt ujęcia przedmiotu filozofii.

Jeżeli za Platonem przyjmiemy za pryncypia pojęcia (idee, formy, kategorie, uniwersalia, systemy, struktury), a w krytyce innych postaw filozoficznych będziemy im przypisywać też pryncypia pojęciowe, wtedy nasza analiza krytyczna jest niewyczerpalna, nieorganiczona, tak jak niewyczerpane, nieograniczone są znaczenia pojęć używane lub tworzone w nieograniczonych kontekstach, niekiedy niuansowanych aż do absurdu. I tak Plotyn, a za nim Proklos, wyszli z pojęcia “Jednego”, wokół którego, używając metody “porównywania”, zbudowali swe systemy. Awicenna a po nim Jan Duns Szkot uznali opozycję pojęć “konieczny ≠ możliwy” za pryncypia wszelkiego dyskursu. Kartezjusz uznał myślenie, czyli “sensownie ułożony układ pojęć” za pryncypium badań filozoficznych. Słusznie zatem Kant, idąc za Kartezjuszem, stwierdził, że w takim razie nie możemy poznać “noumenu” – samej w sobie rzeczywistości – gdyż pojęcia nie są zdolne wyjść poza nasz intelekt. Tę opcję neoplatońską doprowadził do absurdu Hegel, gdy zdarzyło mu się stwierdzić, że jego teoria jest ważniejsza niż sama rzeczywistość. Postkantyści starali się więc budować koherentne w sobie, logiczne, weryfikowalne ze swoimi wewnętrznymi pryncypiami systemy (np. Wittgenstein), które przez samą swoją obecność i różnorodność, propagowały relatywizm w każdej dziedzinie myślenia, a które nałożone na rzeczywistość prowadziły do agnostycyzmu. Relatywizm konsekwentny podcina gałęź, na której siedzi, jako że jeżeli wszystko jest relatywne, to on sam też musi być teorią nie do końca absolutnie prawdziwą. Dlatego też zazwyczaj relatywiści nie są konsekwentnymi relatywistami. Platon, krytykując relatywizm Heraklita, przypisał jednak relatywność przedmiotom fizycznym, czyli “rzeczywistości” materialnej, natomiast przedmioty duchowe (idee) stały się podłożem niezmienności, stałości, “rzeczywiście rzeczywistym” światem, któremu zabrakło realnego istnienia, gdyż jako absolutny musiał być ponad istnieniem. W XX wieku podobnie postąpił Heidegger, krytykując wszelkie teorie swoich poprzedników. Kwalifikując je jako skostniałe relikty, zaproponował nieustannie rozwijający się “Dasein”. Niemniej ten stale zmieniający się w zależności od kontekstu Dasein, jako podłoże tych zmian, pozostawał ciągle Dasein’em, a nie przeistaczał się w swoje przeciwieństwo, jakiś “kein-Dasein”, albo “andere-Dasein”. Właśnie trwał jako podłoże, jak niezmienna, arystotelesowska substancja dla ciągle zmieniającego się kontekstu, w którym przebywał Dasein. “Bycie” w tej koncepcji, jak u Plotyna, nie utożsamialo się z “istnieniem”, gdyż to ostatnie ciągle się zmieniało.

Zakwestionowanie pryncypiów swojej, rozważanej latami filozofii wydaje się problemem nie do pokonania, gdyż wymaga ogromnego wysiłku intelektualnego i odwagi. W historii filozofii podaje się nieliczne przykłady : R. Carnap – pomimo wielokrotnej zmiany poglądów, jednak nie wyszedł poza perspektywę neopozytywistyczną. L. Kołakowskiemu przypisują niektórzy badacze jego prac – porzucenie marksizmu, niemniej z dokładnego przebadania tekstów wynika, iż do końca życia pozostał zależny od analizy “diamatu” czyli w rezultacie marksistowsko-pozytywistycznej opcji ideologicznej. Św. Tomasz z Akwinu miał powiedzieć przed swoją śmiercią, iż to, co spisał jest “słomą”, ale wprost, nie wyparł się swej filozofii. Nie-filozofom było łatwiej : Św. Paweł z prześladowcy chrześcijan, przeobraził się w chrześcijańskiego apostoła. Jacques Lacan przed śmiercią rozwiązał swoją Francuską Szkołę Psychoanalizy tym samym akceptując bezsens swoich badań; chociaż można ten gest tłumaczyć według francuskiego porzekadła : “après moi – le déluge” (po mnie potop).

Jeżeli za Platonem przyjmiemy za pryncypia pojęcia (idee, formy, kategorie, uniwersalia, systemy, struktury), a w krytyce innych postaw filozoficznych zauważymy, że one nie przyjmują pojęć za pryncypia, wtedy nasza analiza krytyczna jest nieporozumieniem, motywem do niekończących się sporów, kontrargumentów wziętych z jednostkowych sytuacji etc. Taka analiza staje się rozmową na dwa, nie dające się sprowadzić do siebie, różne tematy.

Jakie jest wyjście z tej sytuacji ? Otóż, należy dokładnie zidentyfikować przedmiot (problem) dyskusji. Chodzi o to, by sprecyzować czy zajmujemy się analizą pojęć, czy analizą rzeczywistości, tzn. identyfikowaniem tego, co realnie istnieje. Zauważmy, że analiza pojęć jest ważnym problemem, ale ona nie mówi nam nic o tym, co istnieje. Już w Średniowieczu rozumiano, że  “nie ma przejścia z pojęć do rzeczywistości”, ale tacy myśliciele jak B. Russel czy John Stuart Mill zupełnie o tej zasadzie zapomnieli. Analiza pojęć jest ważną sprawą, ale jest analizą narzędzi filozofii, a nie analizą jej przedmiotu badań. Wiadomo przecież, by użyć przykładu, że pług (jako narzędzie), nie jest tym samym, co ziemia (jako przedmiot), którą orze ! I nie każde narzędzie nadaje się się do uprawiania filozofii.  Neoplatońska metoda porządkowania dyskursu i rzeczy poprzez “porównywanie” : “podobne z podobnym”, co dało dialektykę, lub “niepodobne z niepodobnym”, co zrodziło apofatykę, czy “podobne” przeciwstawione “niepodobnemu” uformowało analogię, niewątpliwie przyczyniła się do rozwoju nauk szczegółowych (fizyka, chemia, biologia). Być może nadaje się również do badań teologicznych, ale nie jest pertynętna w filozofii ! Metodą filozofii jest identyfikacja każdego realnie istniejącego bytu, a nie zajmowanie się ustalaniem sensu znaczeń wymyślonych pojęć czy możliwością lub niemożliwością zachodzenia danego zjawiska. Tym ostatnim może zajmować się jakaś probabilistyka, a poprzednim leksykografia. Każda dziedzina ma swoją metodę badań. Jeżeli zgodzimy się spontanicznie z faktem, że młotem pneumatycznym nie zagramy poprawnie “Etiudy” Chopina, czy długopisem nie zaoramy pola, to gdy zajmujemy się dziedzinami humanistycznymi, dobór odpowiedniej metody nie ujawnia się nam już tak ostro i nie budzi aż takiego sprzeciwu, wywołanego spontanicznie wobec nieodpowiednich metod. Unifikacyjny pomysł Kartezjusza – wynalezienia jednej metody dla wszystkich nauk – sprawił, że zależnie od epok czy szkół, wprowadzano do nauk humanistycznych metody matematyki, fizyki, logiki czy komparatystyczne. Takie stawianie sprawy spowodowało zubożenie problematyki filozoficznej, zredukowanie jej zadań do uogólnień teorii z nauk szczegółowych, uzależnienie jej od innych nauk lub nawet zastąpienie jej światopoglądem, bądź ideologią. W XX wieku fenomenologia, tomizm egzystencjalny, a także heideggerowski powrót do tematyki bytu przywróciły filozofii statut odrębnej, samodzielnej nauki. Jednak wydaje się, że samoświadomość czy myślenie jako takie nie mogą być postawione jako pryncypium filozoficzne. Przecież każdy wie, że może się pomylić. Tylko takie myślenie jest poprawne, które wynika z realnie istniejących bytów i kieruje nas do dobra i do prawdy, a weryfikowane z rzeczywistością realizuje się, działa, zgadza się z nią. I tylko takie myślenie możemy nazwać mądrością. To zawsze istniejący, realny byt, a nie “to, co jest” naszym pomysłem, sprawdza czy nasze myślenie jest prawdą, dobrem, a będąc w zgodności z bytem, jest mądrością.

 

Jeżeli zgodnie z perspektywą filozoficzną Arystotelesa przyjmiemy za pryncypium byt realnie istniejący, nasza analiza krytyczna zostaje “ograniczana” przez nieustanną weryfikację używanych przez nas pojęć z konkretnym, istniejącym bytem.

 

Historia filozofii uczy nas przede wszystkim tego, jakich błędów należy unikać. To wcale nie znaczy, że filozofowanie sprowadza się wyłącznie do krytyki. Filozofowanie jest pozytywnym budowaniem dyskursu na temat tego, co realnie istnieje. Aby tego poprawnie dokonać, trzeba nauczyć się, jakie rozumowania należy odrzucić z naszego dyskursu, a jakie przyjąć, aby nie powtarzać błędów poprzedników :

– gdy nie przyjmie się pluralizmu bytów realnie istniejących, wtedy jesteśmy skazani na monizm, albo typu duchowego jak w hinduskich Wedach czy u Spinozy, albo typu materializmu Demokryta, Dawida z Dinant lub Marksa.

– gdy nie przyjmiemy realności i odrębności jednostkowego bytu, wtedy nasz dyskurs filozoficzny będzie zajmował się logicznymi możliwościami bytowań, zjawisk, relacji, pojęć granicznych, myślnych struktur kategorialnych czy uniwersalnych, a nie realnie istniejącym bytem.

– gdy w jednostkowym bycie nie zidentyfikujemy tego, że on jest i że jest jakiś, wtedy nasz opis rzeczywistości ograniczy się albo do prezentowania bytu jako niezmiennej, stałej struktury, albo jako wiecznie stającego się procesu relacji.

– gdy w jednostkowym bycie nie zidentyfikujemy tego, co jest zaktualizowane i tego, co nie jest zaktualizowane, to znaczy jego nie do końca określonego, niemniej realnego aspektu bycia w możności, inaczej mówiąc – tego, co jest potencjalnością bytu, ale która nie ma nic wspólnego z logiczną możliwością, wtedy ryzykujemy zredukowanie naszych badań filozoficznych albo do determinizmu, albo do przypadkowości.

Z punktu widzenia fizyki propozycja, w której wskazuje się na tzw. “potencjalną energię” jest dyskursem filozoficznym prowadzonym na temat kwadratury koła, czyli pomieszaniem pojęć, jako że greckie słowo “energeja” oznacza “akt”, czyli coś dokonanego, natomiast “dünamis” – coś do wykonania, jakąś “możność”, ale nie “możliwość”, którą oznacza “dünaton”, dlatego pojęcie “potencjalna energia” może ewentualnie wskazywać na jednostkowy byt jako całość złożoną z aktu i możności, ale nie na jego jedną cechę czy wiele własności, gdyż te musiałyby być wprost “niebytującym istnieniem”.

– gdy w jednostkowym, istniejącym bycie nie zidentyfikujemy tego, co jest w nim czymś stałym, podmiotem, podłożem dla przypadłości, co Arystoteles nazywa substancją, na której lub w której podmiotują się cechy, własności, relacje jako coś zmiennego, wtedy skazani jesteśmy na analizę zmiennych, relatywnych cech, własności, relacji. Tak opisywany byt jest wewnętrznie sprzeczny, gdyż cechy, własności, relacje są zawsze cechami, własnościami, relacjami czegoś. Same w sobie nie istnieją.

 

Filozofia więc nie jest ciągłym procesem, który ma jakiś punkt dojścia u schyłku dziejów ludzkości czy nigdy nie zakończonym dążeniem do poznania. Owszem, jest ciągłym odkrywaniem, uczeniem się, rozumieniem przez kolejne pokolenia ludzi tej samej prawdy, tego samego dobra, tej samej miłości, tego samego piękna, które manifestowane są przez realny, odrębny, jednostkowy byt, czyli “to, co istnieje”. Jest tym, co mędrcy nazwali “philosophiae perennis”. Niewątpliwie, zmieniają się produkty wytwarzane przez ludzi, a w związku z tym pojawiają się nowe relacje z tymi wytworami. Przedmiot filozofii nie redukuje się, nie wyczerpuje w badaniu tylko relacji. Relacje same w sobie nie istnieją. Zawsze są relacjami jakiegoś podmiotu. Niektórzy “niemądrzy” wytwarzanie nowych produktów, a więc i nowych relacji, nazywają postępem, cywilizacją, rozwojem ludzkości. Ale to nie jest filozofią, lecz tym, co starożytni Grecy nazywali “païdeją“, średniowieczni Arabowie “‘adab“, a co można wyrazić jako inteligentną umiejętność korzystania z wiedzy i zachowania się nas w relacjach z innymi bytami i wytworami.

 

Zgodnie z średniowieczną zasadą , że “nie ma przejścia z pojęć do rzeczywistości”, można ciągnąć dysputy w nieskończoność, gdy każdy dyskutant zakłada inne pryncypia w krytyce rozumowań, jak i w krytyce krytyki. Aby zacząć konstruktywną, sensowną dyskusję, należy więc ustalić założone przez każdego dyskutanta pryncypia. Czyli ważne jest ustalenie przedmiotu badań, który w dalszej analizie ujawnie się jako kryterium, referencja, pryncypium, na które należy się stale powoływać, by prowadzić konstruktywny dyskurs. A więc, czy jest nim “realnie istniejący byt”, czy “wszystko to, co jest”. To znaczy, należało by sprecyzować czym jest istnienie, a czym jest bytowanie, np. czy Mikołaj, Marek “są”, czy “istnieją”, a także czy chimera, pegaz, kwadratura koła, społeczeństwo, walka klas “są”, czy “istnieją”. Takie ustalenie pozwali sprecyzować czy filozofując, zajmujemy się niezależną od nas rzeczywistością, czy wytworzonymi przez nas produktami, tzn. wytworami naszego działania lub naszej myśli. Oczywiście, można zajmować się wytworami kultury, naszymi pragnieniami uporządkowania wiedzy “pewnościowej” o całości np. kosmosu, o całości określonych  doświadczeń w danej czy we wszystkich dziedzinach działalności ludzkiej. Ale zaraz nasuwa się pytanie : czy to napewno jeszcze jest filozofia ?

 

Filozofia nie zajmuje się “wszystkim” i nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania, aczkolwiek każda dziedzina działalności człowieka uwzględnia wprost lub niejawnie jakieś rozumienie bytu, czyli tego, co istnieje realnie, a co jest właściwym przedmiotem filozofii.

O autorze: Marek P. Prokop

historyk filozofii