Mondo Cane

Simba III

 Simba- owoc błędu hodowlanego mojej córki , która pokryła labradora malamutem odziedziczył wszystkie złe cechy obydwu ras. Jest  nieposłuszny, samowolny, władczy, dominujący. A przede wszystkim, jak wszystkie psy północy jest uciekinierem. Pomimo swobody poruszania się po ogromnym terenie wyścigów, regularnie uprawiał piesze wycieczki po Warszawie. Kilka razy został znaleziony w schronisku na Paluchu, kilka razy odwoziła go straż miejska, wreszcie został uwiązany. Jednak w ostatni poniedziałek zdołał przekonać pracownika stajni, który po spacerze próbował go przywiązać, że nie da się dotknąć ( warczy bardzo sugestywnie) i przy pierwszej okazji czmychnął. Niestety wpadł pod samochód. Straż miejska ( dziękuję chłopcy) odwiozła go do wskazanej przez nas kliniki.

 

Teraz krotka historia naszych relacji z tą kliniką. Nie podliczałam nigdy pieniędzy, które w niej zostawiliśmy, ale byliśmy z nią związani od początku jej założenia. Leczyli odpłatnie wszystkie nasze zwierzęta i prawie nieodpłatnie zwierzęta przez nas ratowane. Na własną rękę też leczyli przybłąkane psy i koty i wpychali je miłośnikom zwierząt. Syn wziął od nich wyratowaną z wypadku fretkę, znajoma jednooką bokserkę. W recepcji zawsze łaziły jakieś zwierzaki, poważne zabiegi mogły być kredytowane. Skutecznie operowali kiedyś matkę Simby, a potem po kilku latach gdy dostała wylewu rozsądnie odmówili dalszego faszerowania jej sterydami, co stawiało ją na nogi na dwa tygodnie i pozwoliliśmy jej spokojnie zasnąć.

Mieliśmy do nich pełne zaufanie.

 

Pierwsze niepokojące przesłanki pojawiły się kilka lat temu. Simba zaczął mieć kłopoty z defekacją. Najpierw został niepotrzebnie w tej klinice wykastrowany, a potem był operowany. Pomogło na dwa tygodnie. Konsultant od psich odbytów z SGGW powiedział córce wręcz, że jest to nieusuwalna wada genetyczna psów północy, ujawnia się u egzemplarzy, które nie pracują ( minimum 20 km dziennie z sankami) i każdy weterynarz , który podejmuje się operowania psa z tą wadą  jest zwykłym oszustem. Nie wyciągnęliśmy jednak właściwych wniosków.

 

W poniedziałek, po wypadku  zrobiono psu  wszelkie badania. Okazało się, że nie ma złamań ani urazów wewnętrznych. Ma ranę na zadzie, którą trzeba operować pod narkozą. Miał wrócić do domu i zostać następnego dnia przywieziony na zabieg. Sama poprosiłam, żeby został na noc w klinice gdyż w stajni nie ma sterylnych warunków. I się zaczęło. Najpierw nie mogli operować bo podejrzewali stan zapalny, potem zrobili próby wątrobowe. Potem twierdzili , że ma zapewne zapalenie mięśnia sercowego. Zrobili elektrokardiogram i echo serca. Każdego dnia czekała na nas zła wiadomość – potem odwoływana. Po trzech dniach córka zapłaciła 1000 złotych za dotychczasowe badania i następnego dnia miał być zabieg. Kiedy przyszła odwiedzić psa okazało się, że zabiegu nie było, ma zapłacić następne 300 złotych nie wiadomo za co i dopóki nie zapłaci nie zostanie wpuszczona do psa.

Córka pracuje na Wyścigach. Zapewniam, że potrafi mówić w zrozumiałym dla każdego języku. Oczywiście weszła.

Nie zmienia to faktu, ze w sobotę gdy odbierała na własne żądanie psa z gorączką, nie zoperowanego,  musiała zapłacić następne 1000  złotych. Rezultat – wydane 2000 i pies w ciężkim stanie w stajni . Już na wyścigach , w końskim szpitalu okazało się, że igła wenflonu zagięta jest pod kątem 90  stopni. Nic dziwnego, że kroplówki źle spływały i pies miał niewyjaśnioną gorączkę. Córka próbuje go wyleczyć sama. Nie stać nas na 2000 tygodniowo bez żadnych wyników. Poza tym zaszywanie po tygodniu rany ziarninującej, nie ma żadnego sensu.  

 

Nie pisałbym o tym gdyby nie przerażenie. W klinice pracują ci sami ludzie, którzy byli kiedyś ofiarni, godni zaufania i uczciwi. Teraz stali się zwykłymi naciągaczami. Gdy pani doktór dzwoniła z kliniki i słodkim głosem opowiadała o „naszym  Simbusiu” słyszałam w jej glosie specjalistkę od marketingu bezpośredniego,  czyli sprzedaży chińskich biustonoszy na bazarze. Co więcej – stosowano wobec nas ( z powodzeniem) techniki używane zwykle przez Cyganów. Jeżeli dasz Cygance 5 złotych na mleko dla dziecka , poprosi cię o następne 10 na lekarstwo dla drugiego dziecka.

Nawet uśpienie i kremacja psa kosztuje w tek klinice majątek. Na wszelki wypadek nie pytałam, ale sądzę, że następne 1000 złotych.

Czas na wnioski.

Po pierwsze widać czym się skończy przygotowywana nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt nakazująca uwolnienie psów z łańcuchów. Psy masowo będą wpadać pod samochody. I tak mieliśmy szczęście, że Simba nie spowodował wypadku z udziałem ludzi. Poza tym agresywne psy będą gryzły dzieci. Nie każdego stać na dobre ogrodzenie.

Jeżeli ktoś zmuszony będzie w tych okolicznościach pozbyć się psa nie będzie go nawet stać na jego uśpienie. Jedni załatwią to siekierą , inni wypuszczą psa do lasu. Zostanie odłowiony przez lokalnego hycla, hycel weźmie za jego odłowienie pieniądze od gminy, na którą przerzucono ciężar opieki nad zwierzętami, po czym zagłodzi go na śmierć w psim obozie koncentracyjnym, do którego nikogo nie wpuści. Weterynarz gminny będzie miał swoją działkę. Ustawa pomyślana dla dobra zwierząt przyniesie im szkodę.

 

Ważniejsze jest dla mnie jednak co innego. Co stało się z ludźmi? Ostatnio każdemu mojemu kontaktowi społecznemu towarzyszy próba oszustwa. Wczoraj próbował oszukać mnie hydraulik, permanentnie oszukuje operator sieci komórkowej, próbuje oszukać zakład energetyczny. Jak na razie potrafię się bronić. W przypadku psa- mało skutecznie.

Wyjątkowo zabolał mnie moralny upadek kliniki weterynaryjnej , której klientami byliśmy od 20 lat. Oczywiście wykreślamy ją z kalendarzyka. Widać jednak  jak iluzoryczne jest przeświadczenie libertarian, że wszystko reguluje rynek. Trudno weryfikować lekarzy i weterynarzy kosztem życia i zdrowia pacjentów.

Zastanawiałam się czy podać nazwę kliniki.

Zrezygnowałam tylko dlatego, że na jakieś 5 % oceniam szansę pomyłki z mojej strony.

O autorze: izabela brodacka falzmann