Czuję potworny deficyt poczucia godności. Ile jeszcze polskich upokorzeń?!

Szanowni Państwo

Oglądam wiadomości lokalne. Materiał z okazji 10-lecia unijnej okupacji w Polsce. Jakiś profesorek w rozmowie stylizowanej na późny PRL twierdzi, że uwaga: “nasz kraj w każdej dziedzinie życia się rozwinął od tego czasu”. Potem “przechodnie z ulicy” pieją z zachwytu nad tym, że nie trzeba przybijać pieczątek do paszportu. Jest stały fragment gry, czyli pitolenie ile nam ta “łunia” dała na drogi. A jakaś urzędniczka się cieszy, że za fundusze europejskie wybudowano im piękną wysepkę teatralną.

Pomyślałem sobie: Czy zwykli ludzie, nie licząc urzędasów, się tą wysepką teatralną i asfaltem autostradowym wyżywią?

Co ciekawe, skoro według lokalnego dziennika jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Za chwilę pokazano materiał o planowanych podwyżkach cen biletów na komunikację miejską.

I znów przypadkowi przechodnie. Pan mówi, że nie wykupi droższych biletów, bo już teraz nie  ma z czego. Inna Pani pyta retorycznie, gdzie ci ludzie mają być autobusami i tramwajami dowożeni, skoro nie ma zakładów pracy w mieście?

Ostatnio rozmawiam z wieloma ludźmi. Takimi, jak ci przechodnie, ale nie tylko. Wnioski: w Polsce tak źle chyba jeszcze nie było. Ludzi się traktuje jak śmieci, pracownicy dostają głodowe wynagrodzenia za najdłuższy czas pracy w Europie. Wielu z nich doznaje mobbingu. Jedno słowo za dużo i wylatujesz z roboty. Nie mamy czasu na pielęgnowanie swoich pasji, relacji z rodziną czy przyjaciółmi. Przechodzimy niebywały stres związany z niepewnością jutra.

Nie mamy nic. Przemysłu, banków. Jeśli już coś produkujemy, to tylko ze względu na głodowe wynagrodzenia dla naszych pracowników w kolonialnych korporacjach typu montownie, u Niemca, Francuza, nawet Chińczyka. We własnym kraju!!!

Własny biznes? Proszę bardzo: zachodnie giganty handlowe nie płacące podatków zgarniają cały rynek. Polskiego przedsiębiorcę się gnębi. W centrum mojego miasta coraz więcej lokali handlowych z zawieszkami “wynajmę”. Poza tym krajobraz śródmieścia typowo kryzysowy. Lombardy, pożyczki chwilówki, lumpeksy, wałęsające się menelstwo.

Za granicą nasi rodacy mogą sobie pozwolić na potomstwo, choć najczęściej wykonują “Murzyńską” robotę na zmywakach, kiblach czy “podcieraniu tyłków byłym SS-manom”.

Stajemy się Murzynami Europy, ale ludzie zaciskają zęby. Biorą nadgodziny, drugie etaty, tu coś podkradną, tam coś pohandlują. Nie żeby kupić sobie nowe meble, tylko by przeżyć od pierwszego do pierwszego. Mamy też sporo aut, choć 99% z nich to “używki”.

My wszyscy się na ten syf godzimy, to jest coś co prof. Staniszkis nazywa “Polaków strategią przetrwania”. Nasi rodacy, pomimo tej hańby, zaciskają zęby, chowają honor i godność do kieszeni. Wszyscy mi mówią, jest strasznie, ale co my możemy zrobić? Trzeba się z tym pogodzić. Taki mamy klimat.

I chyba tylko dlatego w statystykach jeszcze to trzyma się kupy, patrz “zielona wyspa”.

Choć w praktyce jak widzimy, to się rozłazi. I zadaję sobie pytanie: Ile jeszcze tych upokorzeń będziemy przyjmować, jak długo jako naród będziemy się nabierać na UBecko-UDecką zarazę toczącą nasz kraj?

Przecież każdy, zdrowy naród, w takim położeniu wyszedłby na ulice. Jak w Grecji, Hiszpanii, jak niebiedni przecież piloci Lufthansy w walce o emeryturę, by zastrajkował. W końcu, jak Polacy w 1980 w czasach pierwszej i jedynej Solidarności. Wtedy, zainspirowani przez św. Jana Pawła mieliśmy godność, która gdzieś nam uleciała i tylko się tli pod ziemią na wydobyciu węgla albo innych oszołomskich środowiskach.

Kiedy odzyskamy tę godność i odrzucimy myślenie, że jest źle, bo tak być musi? Są nawet osoby tak omamione telewizyjną propagandą i “ekonomistami” opłacanymi przez lichwiarskie korporacje, że jest źle, bo najbardziej zapracowany naród Europy musi pracować jeszcze więcej… To jest dopiero sztuka, wmówić niewolnikowi, żeby z tego niewolnictwa był dumny i chciał go jeszcze więcej. No i te cholerne związki, psia je mać, że też mają czelność walczyć o swoje prawa. Tak jakby z definicji miały się trudnić dbałością o interes pracodawców.

 

Co jest na końcu tej eksploatacji narodu? Sypialnie w zakładach pracy, siedmiodniowy tydzień pracy, podwyższenie wieku emerytalnego do 80 lat? Eutanazja niezdolnych do pracy? Gułagi?

Ile jeszcze tych upokorzeń? Nasze żołądki to jakoś wytrzymują, ale co z tym abstrakcyjnym poczuciem godności, naszym kręgosłupem moralnym?

Jak taki ludny, pomysłowy, przebojowy, mądry naród, z żyzną ziemią, bogactwami naturalnymi, lasami, dostępem do morza, ogromnym majątkiem narodowym po 1989 roku, mógł się tak łatwo stoczyć do roli pariasów Europy? Ja czuję z tego powodu niewypowiedzianą żenadę. I wstyd, który nie daje mi spokoju.

 

Źródło grafiki:

Se.pl

O autorze: Migorr

Jestem równolatkiem tworu zwanego "Trzecią Rzeczpospolitą". Moje marzenie: Aby jej kres, którego konsekwencją będzie budowa Wolnej Polski nastąpił jeszcze za mojego życia.