Polacy, nic się nie stało!

za:    http://www.bibula.com/?p=75160

Mam sąsiada, który zawsze z uroczystą miną zasiada przed telewizorem, gdy są na świecie wielkie kataklizmy, trzęsienia ziemi, tajfuny i powodzie. Poza tym telewizja go nie ciągnie. Ale patrzeć, jak gdzie indziej wszystko się wali, a tu u nas domy stoją jak stały, ściany się nie rozpłaszczają, sufity nie pękają jak skorupki od jajek, drzewa i samochody nie fruwają nad głową – to jest coś. Sąsiad czuje przyjemne mrowienie w plecach i zasypia z błogim uśmiechem na ustach.

Życie przekonało go, że jest wielkim teatrem, a on skromnym widzem, który tkwi w tym teatrze gdzieś na galerii przez nikogo nie niepokojony. Na widowni czuje się doskonale. Nie ma wpływu na nic, wszystko, co dzieje się ważnego przebiega bez jego udziału. On nie ma pretensji do niczego, nikt też nie upomina się o niego. Taki spektakl, który ogląda sobie ze swojej wygodnej pozycji, zupełnie za darmo, wywołuje raczej przyjemne emocje.

Panowie, którzy przerzucają się okrzykami rodem z gwary więziennej, gdy chcą poruszyć sprawy ważne dla państwa – dla jego szczęśliwej przyszłości – ale ich ubrania, fryzury i samochody są nienaganne, tak właśnie wyobrażają sobie nasze społeczeństwo. Każdy z nas jest dla nich typem sąsiada, który lubi oglądać trzęsienia ziemi i zagryzać kanapką.

Dlatego i oni są spokojni. I oni zagryzają kanapką – czymkolwiek by ona była – wydarzenia, które stanowią sens istnienia mediów i poruszają wyobraźnię tysięcy ludzi w kraju nad Wisłą. Wywołują trzęsienia ziemi w gabinetach partyjnych i w redakcjach, ale czym są w istocie?

Beznamiętny spokój jednych rodzi chłodny spokój drugich – tych w garniturach, na posadach. Tych, którzy nas reprezentują

Ci pierwsi – w typie sąsiada – nie pójdą do wyborów. Szkoda im czasu na analizowanie czegokolwiek. Korowód postaci, jakie przesuwają się przed ich oczami na ekranie i na szpaltach gazet, nie interesuje ich. Wszyscy są do siebie podobni. Nuda aż zęby bolą. Chyba, że zdarzy się ktoś w rodzaju kobiety z brodą, czy mężczyzny przebranego za kobietę.

Piesek sąsiadki nasiusiał na wycieraczkę, to ich boli.

Nad głową nie fruwają jeszcze drzewa i dachy domów, ale śmieciarz nie opróżnił na czas kubłów, czego wynikiem była mała apokalipsa na całym podwórku.

Lęk przed zawaleniem się czegokolwiek na widowni jest o wiele większy niż lęk przed trzęsieniem ziemi na scenie. Kurtyna przecież wcześniej czy później opadnie z łoskotem, aktorzy wraz z dekoracjami gabinetów rządowych zapadną się pod ziemię, w kłębach dymów, i na powierzchni wyłonią się z nagła nowi ich lokatorzy, z świeżym makijażem, przy akompaniamencie fanfar, bo taka jest kolej rzeczy. Groźny naprawdę może być przeciąg na widowi, czy kaszlący dziadek w fotelu obok. 

„Skutkiem oddzielenia duszy od ciała nie jest ciało bez duszy, lecz rozkład”, mówił abp. Fulton John Sheen z Nowego Jorku, „skutkiem oddzielenia religii od społeczeństwa nie jest zsekularyzowane społeczeństwo, lecz chaos. Historia dowodzi, że społeczeństwo, które ignoruje religię, nigdy nie staje się społeczeństwem areligijnym; staje się ono społeczeństwem antyreligijnym”.

Słowa te padły w Ameryce, w latach 50. XX wieku. Nikt jeszcze nie śnił o tym, że socjalizm – tak samo jak kapitalizm i zupełnie identycznie demokracja parlamentarna – przy umiejętnym zarządzaniu i sterowaniu masami ludzkimi przemieni się w niemal idealne społeczeństwo niewolników i klasy rządzącej, klasy pieniądza.

Demokracje dzisiejsze szczycą się, że są tolerancyjne i otwarte. Że są państwami neutralnymi światopoglądowo. Bo też i Konkordaty, jakie ich rządy zawarły ze Stolicą Apostolską w sposób jasny i dobitny o tym mówią. Nie ma religii panującej, którą państwo – otwarte, tolerancyjne, nowoczesne – chciałoby popierać i chronić. Zwłaszcza, gdyby miała nią być religia katolicka. 

„Świecki porządek nigdy nie znajduje się w próżni; nigdy nie jest neutralny. Jeśli obywatele danego kraju porzucają religię i obowiązek oddawania Bogu tego, co Boskie, wówczas Cezar natychmiast zaczyna twierdzić, że nawet Bóg wywodzi swoją władzę od Cezara.” (abp. F.J. Sheen, „Quotable Fulton Sheen”) 

Gdy patrzy się na tych panów o nienagannym uzębieniu i równie nie budzących wątpliwości krawatach, których język nie jest językiem żadnego z bohaterów polskiej historii, żadnej postaci literackiej, żadnego urzędnika państwowego, czy dyplomaty z II Rzeczypospolitej, trudno oprzeć się wrażeniu, że scenariusz tej sztuki dotyczy dzieci przebranych za dorosłych, które bawią się w państwo. Dziwne jest tylko to, że te dzieci z rzadka się uśmiechają – o ile to im się nie opłaci – że wyczuwa się w nich olbrzymie napięcie. Że ktoś odebrał im dzieciństwo.

Józef Szermentowski - Pasowanie na rycerza

Józef Szermentowski – Pasowanie na rycerza

„Zorganizowany ateizm dzisiejszych czasów jest zatem projekcją nienawiści wobec samych siebie, gdyż żaden człowiek nie nienawidzi Boga nie nienawidząc najpierw samego siebie” (abp. F. J. Sheen: „Peace of Soul”, 1950r.)

Obiecywany „pokój”, czyli  w naszym wypadku niepodległość ery transformacji („ład demokratyczny”) jest niczym innym jak permanentną wojną toczoną przewciw zasadom Ewangelii. A więc i wydaną narodowi. Jeśli ludzie Kościoła nie przestaną udawać, że tego nie widzą, widownia, na której tkwią zawali się pewnego dnia z hukiem wraz ze sceną. Udawanie to oznacza także brak zdecydowanego poparcia dla jedynego ugrupowania opozycyjnego w naszym kraju, dla PiS, które wydało prawdziwą, nie medialną tylko, nie propagandową i nie tę wykwitającą na ulicach, wojnę zdemoralizowanym pajacom przebranym za polityków.

Można codziennie łkać, jak czynią to niektóre katolickie media, że jest w Polsce bardzo źle, że osiągnęliśmy dno, i pogłębiać pracowicie chaos w państwie, wprowadzając na scenę nic nie znaczące ugrupowania polityczne, przedstawiając je jako poważne „siły”, jako „prawicę”, „patriotów” etc. A wszystko w imię „dialogu”. „Dialog” to dla dysponentów tych mediów wartość sama w sobie. W krainie mgieł i obłoków, w której zamieszkali, a z której wyparto Boga w imię człowieka, wartością staje się cokolwiek.

Czynić to można ze spokojnym sumieniem tylko dokonując uprzednio takiego samego założenia, jakie zrobili panowie rzucający mięsem – że Polacy en masse są stadem durniów. Jeśli jednak takie założenie czynią ludzie Kościoła, to znaczy, że Kościół jest dla nich tylko miejscem, gdzie pracują, jak biuro, czy firma. To znaczy, że zakwestionowane są przez nich wszystkie zasady realistycznego myślenia, przede wszystkim zasada tożsamości. Że załamuje się system poznania, który uznaje jako nadrzędną zasadę Byt Absolutny, osobowego Boga.

Kryzys polityczny nie jest niezależny od kryzysu wiary. Kryzys wiary jest tu podstawą. Jest on wynikiem zaniku myślenia o Bogu w sposób realistyczny. Luter chciał, by zniknęło pojęcie Osoby Boga. W jego systemie Jehowa staje się człowiekiem. Bóstwo staje się człowiekiem. To znaczy – natura Boska staje się człowiekiem. Jeden Byt staje się drugim bytem. Przypomniał o tym na jednym z wykładów podczas konferencji pt. Szkoła w rękach reformatorów, ks. prof. Tadeusz Guz.

Ale Polacy są katolikami. W Polsce nie znika świadomość, Kim jest Bóg. W Polsce nie da się pomieszać dobra i zła i oświadczyć, że to samo dobro. Tu klamstwo nie przejdzie.

Dlatego właśnie tyle jest wciąż problemów, by uporządkować ostatecznie Scenę i Widownię zarazem, oddzielić je definitywnie kuloodpornym szkłem, by nikt tam się nie wdzierał i nie robił zamieszania. Bo inaczej wszystko się zawali. Także wielkie i mniejsze firmy, redakcje i biura, które mają ambicje, by uważano je za Kościół. Zamieszanie robi PiS. Głupi kibice strzelają z procy do artystów i obrzucają ich zgniłymi jajami. Wymyślają głupie kawały. Głupie kobiety modlą się w kościołach. Beznadziejni prostacy wyciągają różaniec. Głupie pielgrzymki kilometrami suną w upale na Jasną Górę.

„Ludzie, którzy przejawiają Bożą mądrość zawsze rozwścieczają tych, których mądrość jest z tego świata, ponieważ ZAWSZE postrzegają oni rzeczy z Bożego punktu widzenia. Ludzie zeświecczeni chętnie pozwolą każdemu wierzyć w Boga, lecz tylko pod tym warunkiem, że wiara w Boga nie będzie znaczyła nic więcej niż wiara w cokolwiek. Zezwalają oni na Boga pod warunkiem, że Bóg nie ma znaczenia.

Lecz traktowanie Boga serio jest właśnie tym, co czyni człowieka świętym”. (Abp. F. J. Sheen – „Peace of Soul”, 1950r.)

Ewa Polak-Pałkiewicz

______

Tłumaczenie tekstów abpa F. J. Sheena Izabella Parowicz

 

O autorze: Jacek