Czy państwo polskie istnieje? Ależ, oczywiście.

Państwo polskie istnieje teoretycznie? Praktycznie nie istnieje? To zależy. Jako zdzierca istnieje jak najbardziej. Oto niemiły przykład.

 

forsa

 

Proszę skomentować ten artykuł:

 

http://www.gf24.pl/17560/czy-to-agencja-czy-panstwowy-zdzierca

 

 

Gazeta Finansowa, Nr 25, 20-26.06.2014, okładka

 

Czy to agencja czy państwowy zdzierca?

 

Krystyna Górzyńska

 

Zabezpieczanie majątku Skarbu Państwa przybiera w Polsce karykaturalne formy. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z potężnym procesem wyprzedaży za bezcen znacznej części majątku narodowego, z drugiej ustawodawca i władze wykonawcze broniły i bronią ze wszystkich sił państwowego Skarbu przed zobowiązaniami z tytułu reprywatyzacji, a także z tytułu konieczności naprawy szkód powodowanych przez urzędników i funkcjonariuszy. W tej ostatniej sferze nierzadko nie tylko nie są naprawiane szkody, lecz także poszkodowani bywają obciążani dodatkowymi, wątpliwymi kosztami.

 

Symptomatyczny przykład

 

Zbankrutowany dzierżawca i jego problemy z Agencją Nieruchomości Rolnych

 

Pan Zbyszek z Krakowa, dawny opozycjonista, był przedsiębiorcą świetnie funkcjonującym na rynku. Zbudował wraz z żoną od zera bardzo dobrze działającą firmę produkcyjno-handlową. Nadwyżki dochodów inwestował na giełdzie oraz przeznaczał na zakup ziemi. Był stałym klientem Agencji Nieruchomości Rolnych.

 

Wszystko szło znakomicie aż do 2007 roku. Wówczas to pan Zbyszek został namówiony przez krakowskie biuro maklerskie IDM SA do zakupu akcji spółki deweloperskiej LC Corp.

 

Niestety, był to niewypał. Akcje rozpoczęły giełdową karierę kursem zaledwie 10 groszy wyższym od ceny emisyjnej 6,50 zł. Już podczas pierwszej sesji ich wartość spadła do 6,06 zł. Półtora roku później akcje kosztowały już tylko 59 groszy. Dzisiaj, po 7 latach, akcje LC Corp SA mają wartość około 1,5 – 2 zł za sztukę (rzadko kiedy osiągają poziom 2,20 zł, jak w tym tygodniu).

 

Akcje były zatem znacznie przeszacowane. Okoliczności ich sprzedaży były wysoce kontrowersyjne. Ogromna akcja kredytowa wespół z intensywnymi rekomendacjami maklerów z IDM rozkręciły nieracjonalny popyt na akcje. Redukcja zleceń wyniosła aż 98,12% i przyniosła głównemu bankowi (Getin Bank SA) finansującemu zakup akcji – jeszcze przed pierwszym dzwonkiem na giełdzie – ponad 10 mln złotych dochodu z prowizji i odsetek. Udzielone kredyty nie miały jednak pokrycia we własnych bądź obcych źródłach finansowania działalności banku. Były to w dużym zakresie – jak ustalił na koniec 2007 roku Generalny Inspektorat Nadzoru Bankowego – transakcje „papierowe”. Stały się możliwe, gdyż większościowym akcjonariuszem zarówno Getin Banku SA, jak i firmy LC Corp był Leszek Czarnecki. Mieliśmy do czynienia z niedopuszczalnym konfliktem interesów i insider tradingiem – ściganym w innych krajach. Ale nie w Polsce.

 

Podczas udzielania „kredytów na papierze” łamano też inne przepisy prawa bankowego. M.in. nie uwzględniano rzeczywistej zdolności kredytowej klientów, co umożliwiło stosowanie tzw. lewara (relacja wysokości kredytu do wysokości środków klienta na rachunku inwestycyjnym w domu maklerskim) w wysokości sięgającej nawet liczby 99. Sztuczny popyt zaskutkował ogromnymi stratami akcjonariuszy. Nabywcy akcji tracili zarówno środki własne na rachunkach inwestycyjnych, jak i popadali w niespłacalne długi wobec Getin Banku.

 

Do takich pechowych akcjonariuszy, wprowadzonych w błąd przez maklerów, należał też pan Zbyszek Zainwestował około miliona złotych własnych środków, zaciągnął kredyt w banku w kwocie około 80 mln złotych. Nie tylko stracił oszczędności, lecz ma także zobowiązania wobec Getin Banku, egzekwowane przez komornika, znacznie przekraczające kolejny milion złotych.

 

Dalej już wszystko odbywało się, jak w horrorze. Rozwód, utrata udziałów w firmie rodzinnej, ciężka depresja, cukrzyca, chore serce.

 

Pan Zbigniew – jako bankrut – nie był już w stanie dzierżawić gruntów od Agencji Nieruchomości Rolnych. Od 2009 roku stale popadał w zadłużenia z tytułu umów dzierżawy. Na koniec 2011 roku zwrócił się na piśmie o rozwiązanie wszystkich umów.

 

Kolejny nieszczęśliwy rozdział w życiorysie

 

Ile razy można rozwiązywać te same umowy dzierżawy? Okazuje się, że w Agencji Nieruchomości Rolnych – dwa razy.

 

Pan Zbigniew w 2006 roku zawarł 3 umowy dzierżawy z ANR Oddział Terenowy w Opolu za pośrednictwem biura ANR w Krakowie: Dwie działki znajdowały się w miejscowości Chorągwica w gminie Wieliczka, jedna – w miejscowości Brzezinka w gminie Zabierzów.

 

Od 2012 roku po przekształceniach struktury organizacyjnej w Agencji umowy te obsługuje Oddział Terenowy w Rzeszowie. Działki nie były uprawiane (dzierżawiono je z myślą o późniejszym zakupie od ANR). Czynsze dzierżawne były początkowo opłacane prawidłowo.

 

Jeszcze do 2011 roku pan Zbyszek dokonywał z ogromnym wysiłkiem (pożyczając pieniądze) ostatnich wpłat w Agencji, ale już w czerwcu informował pisemnie ANR o swojej trudnej sytuacji finansowej. Wskazał też nowy adres do korespondencji, gdyż z poprzedniego został administracyjnie wymeldowany na wniosek żony.

 

W dniu 4.10.2011 r. sekcja windykacji należności w Oddziale w Opolu skierowała pismo do radców prawnych wnosząc m.in. o rozważenie zasadności kontynuowania umów dzierżawy. Na koniec grudnia 2011 roku w biurze krakowskim pan Zbigniew złożył prośbę o rozwiązanie umów. Co ważne, ponownie wskazał nowy adres do korespondencji.

 

Biuro krakowskie nie widziało żadnego powodu, aby nie przychylić się do złożonego wniosku. Zaakceptowano go ustnie, przygotowano odpowiedni dokument, podpisano go w imieniu Agencji i przesłano na początku lutego 2012 roku panu Zbyszkowi do złożenia przez niego podpisu. Niestety, pan Zbigniew był wówczas ciężko chory, przebywał w innym miejscu zamieszkania pod opieką rodziny i nie odebrał listu.

 

Jakież było jego zdumienie i zaskoczenie dwojga jego krewnych (poręczycieli wekslowych umów), gdy dowiedzieli się półtora roku później, że umowy jednak nie zostały rozwiązane.

 

Takie stanowisko zajął nowy Oddział Terenowy ANR z siedzibą w Rzeszowie, któremu od początku 2012 roku podlegało biuro krakowskie. Wiadomość w tej sprawie pan Zbyszek otrzymał telefonicznie w czerwcu 2013 roku z siedziby Agencji w Krakowie. Okazało się, że korespondencja kierowana do niego z ANR po nieodebraniu listu w lutym 2012 roku pod nowym adresem ponownie była wysyłana na stary, nieaktualny adres. Zarówno jemu, jak i poręczycielom wysłano w lipcu 2013 roku weksle wypełnione za cały 2012 rok. Pan Zbyszek w sierpniu 2013 r. ponownie złożył wniosek o rozwiązanie umów dzierżawy z dniem 31.12.2011 roku, odwołując się w nim do wniosku złożonego w siedzibie ANR w Krakowie w grudniu 2011 r. Przedstawił też zaświadczenie lekarskie, potwierdzające fakt długoletniej choroby oraz poświadczył ponownie na piśmie nowy adres korespondencyjny. Pracownica ANR w Krakowie, konsultując się z Oddziałem w Rzeszowie, poinformowała go, że umowy zostaną jednak rozwiązane z datą na koniec 2011 roku oraz że przygotuje niezbędne dokumenty po powrocie z urlopu na koniec września 2013 r.

 

Tak się jednak nie stało. Zamiast przedłożenia do podpisu dokumentów z lutego 2012 roku, rozwiązujących umowy, wysłano panu Zbyszkowi (znowu na nieaktualny adres) i jego krewnym na koniec sierpnia pozwy, na podstawie których sąd rzeszowski wydał we wrześniu 2013 r. nakazy zapłaty. Opiewały one łącznie na kwotę około 16 tysięcy złotych i odsetki oraz koszty sądowe.

 

To było, jak cios prosto w serce. Po wielu latach dobrej współpracy, Agencja zaczęła się zachowywać w sposób bezprawny, nielojalny, nieprzewidywalny i wprowadzający w błąd.

 

Próby polubownego wyjaśnienia wątpliwości i rozwiązania sporu

 

W dniu 30 października 2013 r. pan Zbyszek udał się do Rzeszowa wraz z jednym z poręczycieli, prawie 80-letnim starszym panem, aby wyjaśnić nieporozumienia.

 

Podczas rozmów zostały potwierdzone opisane wyżej okoliczności sprawy i zaproponowany przez Agencję sposób jej rozwiązania. Zgodnie z propozycją Agencji, został w tym dniu podpisany przez pana Zbyszka i przedstawiciela Agencji protokół zdawczo-odbiorczy zwrotu dzierżawionych nieruchomości z datą 31.12.2012 r., ale przy zapewnieniu uczestniczących w spotkaniu przedstawicielek Agencji w osobach zastępczyni dyrektora i głównej księgowej, że zobowiązania za 2012 rok zostaną umorzone. Z uwagi na swoją chorobę i wniosek złożony na koniec 2011 roku, pan Zbyszek ma przygotować pismo o umorzenie powstałych w ten sposób „zaległości”, który po dołączeniu dokumentów potwierdzających chorobę i bankructwo, zostanie uwzględniony.

 

Była to kolejna deklaracja bez pokrycia. Zanim pan Zbigniew zdołał skompletować dokumenty, przekazano już jeden z nakazów zapłaty do egzekucji komorniczej. Wkrótce przekazano też drugi nakaz. Poręczyciele wekslowi, starsi ponad 70-letni, schorowani ludzie, zostali postawieni w sytuacji, gdy potrącano im znaczną część świadczeń emerytalnych.

 

Potem jeszcze przez wiele miesięcy pozorowano chęć załatwienia sprawy. Pan Zbigniew trzykrotnie składał wniosek o umorzenie rzekomych należności wykazując swoją ciężką sytuację materialną, będącą skutkiem wydarzeń losowych, nie dających się przewidzieć, wieloletnią chorobę, inwalidztwo jednego z poręczycieli oraz zły stan zdrowia i bardzo niską emeryturę drugiej poręczycielki, a także fakt, że złożył wniosek o rozwiązanie umów już na koniec 2011 roku. Umorzenie na tej podstawie było możliwe w związku z Rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 19 listopada 2009 r. w sprawie szczegółowych przesłanek odroczenia, rozłożenia na raty lub umorzenia należności Agencji Nieruchomości Rolnych oraz trybu postępowania w tych sprawach (Dz.U. z 2009, nr 210, poz. 1619 z późn. zm.).

 

Kto ukrywał, że rozwiązano umowy?

 

Pana Zbigniewa zwodzono przez wiele miesięcy, nakazywano mu kompletować wiele załączników i płatnych zaświadczeń urzędowych, potwierdzających podstawy do umorzenia, a mimo to ostatecznie odmówiono mu oraz nie wycofano się z egzekucji komorniczej wobec jego krewnych.

 

Odpowiedź Agencji była bezwzględna: posiadamy sądowe nakazy zapłaty, a egzekucja jest skuteczna wobec poręczycieli.

 

Kluczowe w tej sprawie jest jednak to, że umowy dzierżawy zostały rozwiązane już w lutym 2012 roku i doręczone panu Zbigniewowi w trybie tzw. doręczenia zastępczego. Fakt nieodebrania przez niego listu nie ma tutaj żadnego znaczenia. ANR podpisała dokumenty, przychylając się do wniosku pana Zbyszka, a więc wola obu stron została wyrażona.

 

Fakt rozwiązania umów był ukrywany przez pracowników Agencji w Rzeszowie. Pan Zbigniew odnalazł te dowody w Biurze w Krakowie dopiero w kwietniu br. i odebrał ich potwierdzone kopie w dniu 10 kwietnia.

 

Na moje pytanie prasowe z dnia 25 kwietnia kierowane do Dyrektora Oddziału o treści: „Z jakich powodów Agencja Nieruchomości Rolnych Oddział w Rzeszowie w piśmie z dnia 16 kwietnia 2014 r., sygn. RZ.SFKW.324.512.2.560.2014.BW, kierowanym do Pana Z. M., zawierającym negatywną decyzję w sprawie złożonego przez niego wniosku o umorzenie należności z tytułu czynszu dzierżawnego wobec Agencji, powołuje się nakazy zapłaty: I Nc 2590/13/ I Nc 2591/13, I Nc 2592/13 uzyskane na podstawie przedstawienia Sądowi niepełnych okoliczności w sprawie, m.in. poprzez ukrycie złożonych przez pana Z.M. na koniec 2011 roku wniosków o rozwiązanie umów dzierżawy, zaakceptowanych przez Agencję, o czym świadczy m.in. pismo Agencji z dnia 7.02.2012 roku, kierowane do pana Z.M.?” nigdy nie otrzymałam odpowiedzi.

 

Jak rozstrzygnie Sąd?

 

Czy państwowa agencja powiernicza ma prawo zachowywać się jak zdzierca? I to chyba zdzierca niezbyt rzetelny? Kto w Agencji odpowiada za tak niewłaściwe, moim zdaniem wątpliwe prawnie postępowanie?

 

12 czerwca mógł tę sprawę rozstrzygnąć Sąd w Rzeszowie, gdyż nakazy zapłaty w stosunku do pana Zbyszka, z uwagi na ich przesyłanie przez Sąd na błędny adres wskazany przez ANR, zostały uchylone i zasadność roszczeń Agencji mogła być ponownie zbadana. Nieoczekiwanie jednak rozprawa została odroczona, gdyż ANR złożyła zażalenie do Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Nie mam jeszcze potwierdzenia, jaką czynność Sądu Rejonowego radca prawny Agencji zaskarżył.

 

Dyrektorem ANR w Rzeszowie jest działacz polityczny wysokiego szczebla z PSL, a jego zastępczynią równie prominentna działaczka PO.

 

 

 

O autorze: Rebeliantka

Bona diagnosis, bona curatio. Bez Boga ani do proga. Zna się na zarządzaniu. Konserwatystka. W wieku średnim, ale bez oznak kryzysu. Nie znosi polityków mamiących ludzi obietnicami bez pokrycia (fumum vendere – dosł.: sprzedających dym).