Słowo Boże na dziś – 10 lipca 2014 r. – czwartek XIV tygodnia okresu zwykłego

Myśl dnia

Wesołość umacnia serce i wielce pomaga w wytrwaniu w dobrym życiu.

św. Filip Nereusz

Jezus i a

www.mateusz.pl/czytania

10 LIPCA 2014

Czwartek – XIV Tygodnia zwykłego

 

Dzisiejsze czytania: Oz 11,1.3-4.8c-9; Ps 80,2-3.15-16; Mk 1,15; Mt 10,7-15

Rozważania: Oremus · O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD

(Oz 11,1.3-4.8c-9)
Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. Moje serce na to się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja – Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać.

(Ps 80,2-3.15-16)
REFREN: Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie

Usłysz, Pasterzu Izraela,
Ty, który zasiadasz nad cherubinami.
Zbudź swą potęgę
i przyjdź nam z pomocą.

Powróć, Boże Zastępów,
wejrzyj z nieba, spójrz i nawiedź tę winorośl.
I chroń to, co zasadziła Twoja prawica,
latorośl, którą umocniłeś dla siebie.

(Mk 1,15)
Bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.

(Mt 10,7-15)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! Wart jest bowiem robotnik swej strawy. A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was! Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych! Zaprawdę, powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu.

 

 Komentarz

W dzisiejszych czytaniach biblijnych Bóg przekonuje nas o swojej obecności w naszym życiu, o swojej czułości i trosce, o miłości przejawiającej się nieustannie i na wiele sposobów. Dlaczego więc tak trudno nam niekiedy pojąć, że Bóg troszczy się o nas? Dlaczego powątpiewamy w Jego bliskość? Widzimy rzeczywistość inaczej niż Bóg; nie widzimy wszystkiego… W obliczu ludzkiego niedowidzenia pozostaje ufność słowom Pisma: święty Bóg przychodzi nie po to, aby niszczyć i zatracać, lecz aby chronić i umacniać to, co zasadziła Jego prawica (por. Ps 80,16).

Anna Nowak, Gabriela Świrska, Halina Świrska, „Oremus” lipiec 2008, s. 43

DOBROĆ UDZIELA SIĘ

Wysławiam Cię, Panie, za Twoje miłosierdzie i cuda dla synów ludzkich (Ps 107, 8)

Dobroć Boga jest tak wspaniałomyślna, że udziela się stworzeniom bez ich zasługi; jest tak szczodrobliwa, że je zawsze uprzedza i nie przestaje udzielać im swoich dóbr nawet wówczas, gdy nadużywając swojej wolności, stają się niegodnymi tego: „Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca. Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak można jest Jego łaskawość dla tych, co się Go boją” (Ps 103, 10-11). Bóg ma pełne prawo odpowiedzieć na grzechy ludzi pozbawiając ich życia i wszelkiego dobra, lecz Jego dobroć nieskończona woli odpowiedzieć raczej nowymi darami, nowymi dowodami życzliwości i mówi: „Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył” (Ez 33, 11). Księga Mądrości zaś głosi: „Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, Miłośniku życia!” (11, 26).

Kto patrzy na własną dobroć w świetle dobroci Bożej, łatwo zauważy, jak nędzna, mała, wyrachowana, interesowna jest jego własna dobroć. Ile razy nawet my, chrześcijanie, jesteśmy podobni do tych pogan, o których mówi Ewangelia, że kochają, ponieważ są kochani (Mt 5, 46). Jesteśmy dobrzy względem tych, którzy nas darzą dobrocią, świadczymy usługi temu, kto nam czyni podobnie; lecz często surowi jesteśmy i mamy skąpe serce w świadczeniu usług tym, od których nie możemy oczekiwać żadnej odpłaty. Czy nie zdarza się może, że jesteśmy mili i życzliwi względem tego, kto się z nami zgadza, a szorstcy i mało łaskawi względem przeciwnika? Wobec oziębłości, niewdzięczności, obrazy, a niekiedy nawet małych uchybień w uszanowaniu nasza dobroć zatrzymuje się, zamyka się w sobie samej i nie jesteśmy już zdolni do życzliwości.

Oto jak niepodobna jest dobroć człowieka do dobroci Boga. Oto jak bardzo potrzeba rozważać dobroć Ojca niebieskiego: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (tamże 44-45).

  • Chwalcie Pana, bo dobry, bo Jego łaska na wieki…
    Chwalcie Pana nad panami, bo Jego łaska na wieki. On sam cudów wielkich dokonał, bo Jego łaska na wieki. On w mądrości uczynił niebiosa, bo Jego łaska na wieki. On rozpostarł ziemię nad wodami, bo Jego łaska na wieki. On uczynił wielkie światła, bo Jego łaska na wieki. Słońce, by dniem władało, bo Jego łaska na wieki. Księżyc i gwiazdy, by władały nocą, bo Jego łaska na wieki.On o nas pamiętał w naszym uniżeniu, bo Jego łaska na wieki. I uwolnił nas od wrogów, bo Jego łaska na wieki. On daje pokarm wszelkiemu ciału, bo Jego łaska na wieki (Psalm 136, 1-9. 23-25).
  • O miłości niewysłowiona, najsłodsza! Któż nie zapłonie od tak wielkiej miłości? Które serce może obronić się, aby nie omdleć? O przepaści miłości! Więc oszalałeś dla stworzeń Twoich, jak gdybyś bez nich nie mógł żyć, choć jesteś Bogiem naszym i niczego Ci od nas nie trzeba. Dobro nasze nie dodaje nic Twojej wielkości, bo jesteś niezmienny. Złość nasza nie może Ci szkodzić, bo jesteś najwyższą i wieczną dobrocią! Cóż Cię skłania do tak wielkiego miłosierdzia? Miłość, a nie zobowiązanie, jakie masz względem nas, ani pożytek, jaki masz z nas, bo jesteśmy grzesznikami i złymi dłużnikami.Czyż zdołam ja, nędzna, odwdzięczyć się za łaski i za płomienną miłość, którą okazałeś i okazujesz z tak gorącym ukochaniem mnie w szczególności, poza miłością ogólną i ukochaniem, którym darzysz swoje stworzenia? Nie: tylko Ty sam, najsłodszy i czuły Ojcze, będziesz wdzięczny za mnie. Sama Twa miłość złoży Ci dzięki za mnie: bo jestem ta, która nie jest. Gdybym rzekła, że jestem czymś przez się, skłamałabym… Ty sam jesteś Ten, który jest. Istnienie i wszystkie łaski, jakie dodałeś do mego istnienia, posiadam od Ciebie, Ty mi je dałeś i dajesz z miłości, bez mojej zasługi (św. Katarzyna ze Sieny: Dialog 25).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 378

 

Styl Boga

Darmowość jest stylem Boga, Jego szczęściem i znakiem rozpoznawczym. Jezus mocą swojej miłości dzieli się z uczniami. W Jego imię mogą teraz czynić wielkie rzeczy. I dopóki będzie darmowa ich służba, dopóki nie zaczną zdobywać złota czy srebra, sandałów czy sukien, czyli opierać się na dobrach materialnych – moc miłości Chrystusa będzie działała w nich i przez nich! Bo miłość leczy wszelkie choroby i cierpienia, wskrzesza z każdej śmierci, oczyszcza z wszelkiego brudu, uwalnia od każdego zła i rozpaczy.

Wielbię Cię, Jezu, za te chwile, kiedy poczułem się przez Ciebie uleczony, wskrzeszony, oczyszczony, uwolniony. Pragnę stawać się coraz bardziej bezinteresowny w dawaniu, na Twoje podobieństwo.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

Świętych Obcowanie

Dzisiejsi patroni:


św. Antoniego Peczerskiego, opata (+ 1073); św. Amalbergi, zakonnicy (+ IX w.); świętych męczenników Bianora i Sylwana (+ IV w.); bł. Emanuela Ruiz, męczennika w Libanie (+ 1860); św. Jana Gwalberta, opata (+ 1073); świętych męczenników Leoncjusza, Maurycego i Daniela (+ IV w.); świętych sióstr Rufiny i Sekundy, męczennic (+ III w.)

 

10 lipca

Święty Antoni Peczerski, opat

1007-antoni_1_peczerski

Jego pierwotne imię to Antypas. Pochodził z grodu Lubecz nad Dnieprem, leżącego na północ od Kijowa (obecnie miasto w obwodzie czernihowskim na Ukrainie, przy granicy z Białorusią). Urodził się w roku 963 (lub 983). Jako młody człowiek zapoznał się z życiem zakonnym na górze Athos. Tam złożył śluby zakonne i przyjął imię Antoni. Po powrocie na Ruś zajął pieczarę w pobliżu Kijowa, w której wiódł surowe życie pustelnika. Od tego miejsca otrzymał przydomek “Peczerski” (lub “Kijowsko-Peczerski”).
Mnich stał się sławny w okolicy. Po pewnym czasie zaczęli gromadzić się wokół niego uczniowie. Z ich pomocą powiększył pieczarę i urządził w niej cerkiew. Wokół wydrążono groty-cele. Dał tym samym początek Ławrze Pieczerskiej (Peczorskiej), najsłynniejszemu klasztorowi na Rusi, zwanemu matką monasterów. Początkowo Antoni sam kierował życiem mnichów, które wypełniała praca, czuwanie i modlitwa; zakonnicy troszczyli się o wstrzemięźliwość, umartwiali swoje ciała. Kiedy życie wspólnoty było w miarę zorganizowane, mianował igumena, a sam usunął się do osobnej groty, której nie opuszczał przez 40 lat. Po radę przychodzili tam nie tylko mnisi, ale przybywała licznie także ludność ziem ruskich, prosząc o modlitwę, dzięki której chorzy odzyskiwali zdrowie. Za wstawiennictwem Antoniego działy się liczne cuda.
Zmarł 10 lipca (lub 27 maja) 1073, mając prawdopodobnie 90 lat. Ruś widziała w nim ojca życia monastycznego, związanego z tradycją wschodnią. Ławra Peczerska była przez lata rozbudowywana i przez wieki trwało tu życie monastyczne. Obecnie mieści się w niej siedziba zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Obiekt został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1990 r., a po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości (1991 r.) gruntownie odnowiony i ponownie konsekrowany w 2000 r.

 

 

 

10 lipca

Święty Jan Gwalbert, opat

gwalbert

Jan Gwalbert urodził się około roku 1000 pod Florencją. Jako młodzieniec wstąpił do benedyktyńskiego klasztoru San Miniato, ale niebawem opuścił go na znak protestu przeciw symoniackiemu wyborowi opata. Udał się wówczas do Camaldoli, stamtąd zaś około roku 1030 przybył do zalesionej doliny Vallombrosa, gdzie rozpoczął życie pustelnicze. Z czasem przylgnęli doń inni – i tak w roku 1039 powstała w Vallombrosie wspólnota mnichów, którzy wiedli surowe życie, kierując się zresztą regułą benedyktyńską. Jan założył później lub zreformował kilka innych klasztorów, którymi kierował jako przełożony powstałej w ten sposób nowej monastycznej społeczności, zwanej walombrozjanami. Zasłużył się też prowadząc dalej walkę z symonią, w czym popierali go papież i lud. Najsłynniejszą stała się jego akcja przeciw arcybiskupowi Florencji, Piotrowi Mezzabarbie. Sam z pokory nigdy nie przyjął święceń kapłańskich.
Zmarł 12 lipca 1073 r. w klasztorze św. Michała w Passignano pod Florencją. Kanonizował go w roku 1193 Celestyn III. Pius XII ogłosił go patronem strażników leśnych (1951) oraz Sao Paulo w Brazylii (1958).

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-10b.php3

 

Zapomniany patron leśników

Krzysztof Wojciechowski

Kto jest patronem leśników? Pewien niemal jestem, że mało kto zna właściwą odpowiedź na to pytanie. Zapewne wymieniano by postaci św. Franciszka, św. Huberta. A tymczasem już od ponad pół wieku patronem tym jest św. Jan Gwalbert, o czym – przekonany jestem, nawet wielu leśników nie wie. Bo czy widział ktoś kiedyś w lesie, czy gdziekolwiek indziej jego figurkę, obraz itd.? Szczerze wątpię.

Urodził się w 995 r. (wg innej wersji w 1000 r.) w arystokratycznej rodzinie we Florencji. Podczas wojny między miastami został zabity jego brat Ugo. Zgodnie z panującym wówczas zwyczajem Jan winien pomścić śmierć brata. I rzeczywiście chwycił za miecz i tropił mordercę. Dopadł go przy gospodzie w Wielki Piątek. Ten jednak błagał go o przebaczenie, żałując swego czynu i zaklinając Jana, by go oszczędził. Rozłożył ręce jak Chrystus na krzyżu. Jan opuścił miecz i powiedział: „Idź w pokoju, gdzie chcesz; niech ci Bóg przebaczy i ja ci przebaczam” (według innej wersji wziął go nawet do swego domu w miejsce zabitego brata). Kiedy modlił się w pobliskim kościółku przemówił do niego Chrystus słowami: „Ponieważ przebaczyłeś swojemu wrogowi, pójdź za Mną”. Mimo protestów rodziny, zwłaszcza swojego ojca, wstąpił do klasztoru benedyktynów. Nie zagrzał tu jednak długo miejsca. Podjął walkę z symonią, co nie spodobało się jego przełożonym. Wystąpił z klasztoru i usunął się na ubocze. Osiadł w lasach w Vallombrosa (Vallis Umbrosae – Cienista Dolina) zbudował tam klasztor i założył zakon, którego członkowie są nazywani wallombrozjanami. Mnisi ci, wierni przesłaniu „ora et labora”, żyli bardzo skromnie, modląc się i sadząc las. Poznawali prawa rządzące życiem lasu, troszczyli się o drzewa, ptaki i zwierzęta leśne. Las dla św. Jana Gwalberta był przebogatą księgą, rozczytywał się w niej, w każdym drzewie, zwierzęciu, ptaku, roślinie widział ukrytą mądrość Boga Stwórcy i Jego dobroć. Jan Gwalbert zmarł 12 lipca 1073 r. w Passigniano pod Florencją. Kanonizowany został w 1193 r. przez papieża Celestyna III, a w 1951 r. ogłoszony przez papieża Piusa XII patronem ludzi lasu. Historia nadała mu także tytuł „bohater przebaczenia” ze względu na wielkie miłosierdzie, jakim się wykazał. Założony przez niego zakon istnieje do dzisiaj. Według jego zasad żyje około 100 zakonników w ośmiu klasztorach we Włoszech, Brazylii oraz Indiach.
Sługa Boży Jana Paweł II przypominał postać Jana Gwalberta. W 1987 r. w Dolomitach odprawił Mszę św. dla leśników przed kościółkiem Matki Bożej Śnieżnej. Mówił wówczas: „Jan Gwalbert (…) wraz ze swymi współbraćmi poświęcił się w leśnym zaciszu Apeninów Toskańskich modlitwie i sadzeniu lasów. Oddając się tej pracy, uczniowie św. Jana Gwalberta poznawali prawa rządzące życiem i wzrostem lasu. W czasach, kiedy nie istniała jeszcze żadna norma dotycząca leśnictwa, zakonnicy z Vallombrosa, pracując cierpliwie i wytrwale, odnajdywali właściwe metody pomnażania leśnych bogactw”. Papież Polak wspominał św. Jana także w 1999 r. przy okazji obchodów 1000-lecia urodzin świętego. Mimo to jego postać zdaje się nie być powszechnie znana. Warto to zmienić.
Emerytowany profesor Uniwersytetu Przyrodniczego im. Augusta Cieszkowskiego w Poznaniu, leśnik i autor wspaniałych książek na temat kulturotwórczej roli lasu, Jerzy Wiśniewski, od wielu już lat apeluje i do leśników i do Episkopatu o godne uczczenie tego właściwego patrona ludzi lasu. Solidaryzując się z apelem zacnego profesora przytoczę jego słowa: „Warto by na rozstajach dróg, w rodzimych borach i lasach stawiano nie tylko kapliczki poświęcone patronowi myśliwych, ale także nieznanemu patronowi leśników. Będą to miejsca należnego kultu, a także podziękowania za pracę w lesie, który jest boskim dziełem stworzenia. A kiedy nadejdą ciemne chmury związane z pracą codzienną, reorganizacjami, bezrobociem, będzie można zawsze prosić o pomoc i wsparcie św. Jana Gwalberta, któremu losy leśników nie są obce”.

http://www.niedziela.pl/artykul/102345/nd/Zapomniany-patron-lesnikow

 

Żywot świętego Gwalberta,
założyciela zakonu

(Żył około roku Pańskiego 1040)

Było to w Wielki Piątek, kiedy młody Gwalbert spotkał w wąwozie pod Florencją mordercę brata swego Hugona. Szukał go od dawna i poprzysiągł mu był krwawą zemstę, dobył tedy miecza i zamierzył się na niego, aby mu zadać cios śmiertelny. Bezbronny morderca, nie mogąc się ocalić ucieczką, ukląkł przed nim, a złożywszy ręce na piersiach, błagał na miłość Chrystusa o miłosierdzie. “Jeśli już sam jestem zabójcą – mówił – nie bądź nim ty; jeśli ja uniesiony namiętnością przelałem krew niewinną, to ty pohamuj gniew i wybacz winowajcy przejętemu żalem!” Wobec takiej pokory i szczerej prośby pragnienie zemsty opuściło Gwalberta. Odrzucił miecz i podając klęczącemu rękę, zawołał: “Zakląłeś mnie na Imię Tego, u którego i ja żebrzę odpuszczenia grzechów, nie chcę przeto mścić się na tobie, owszem niech mi tak Bóg odpuści, jak ja ci wszystko odpuszczam”. Rzekłszy to, uściskał go, ucałował i odszedł. Wzruszony tym wypadkiem wstąpił do kościoła i ukląkł przed wizerunkiem Ukrzyżowanego, a gdy oko łzą zroszone zwrócił na obraz święty, wydało mu się, jakoby Pan Jezus skłonił ku niemu głowę i szepnął do niego: “Ponieważ przebaczyłeś i tobie będzie przebaczone”.

Jan Gwalbert urodził się w roku 985 we Florencji. Jako szlachcic już we wczesnej młodości przeznaczony został do służby wojskowej. Ojciec jego, żołnierz duszą i ciałem, starał się weń wszczepić uczucie honoru i chęć sławy, mało atoli dbał o jego religijne wychowanie i wszczepienie weń cnót chrześcijańskich. On też głównie zachęcał go ustawicznie do srogiej zemsty na zabójcy jego brata Hugona.

Opatrzność inaczej pokierowała losami młodzieńca, albowiem Gwalbert, powstawszy ze stopni ołtarza, prosił opata klasztoru o przyjęcie. Ten zdawał się nie wierzyć jego szlachetnemu porywowi i rzekł: “Wolno, paniczu! Co nagle, to po diable! Trudno wejść w butach z ostrogami w habit i do Nieba. Mógłbyś się przeliczyć i niezadługo sprzykrzyć sobie samotność i surowość życia zakonnego. Nadto ojciec i krewni nie zbudują się postanowieniem twoim”. Gwalbert jednakże nie przestał prosić i błagać, póki mu opat nie pozwolił uczestniczyć w świeckiej odzieży w nabożeństwie dziennym i nocnym. Gdy wiadomość o tym doszła uszu ojca, popędził co koń wyskoczy do klasztoru i zażądał groźnie, aby mu wrócono syna. Opat opowiedział mu cały wypadek, oświadczył gotowość wydania młodzieńca i zaprowadził go do Gwalberta, ten jednak, dowiedziawszy się o pojawieniu się ojca, natychmiast ostrzygł sobie włosy, przywdział stary habit i schronił się do kościoła. Gdy ojciec ujrzał syna przyodzianego w świętą sukienkę, rozpłakał się i wzniósłszy dłoń dał mu błogosławieństwo.

Wstąpił tedy Gwalbert na ciasną i ciernistą drogę pokuty, umartwienia, modlitwy i ślepego posłuszeństwa, ograniczając się w używaniu snu, pożywienia i spoczynku; wkrótce też zajaśniał jako wzór cnót zakonnych i miłości Boga. Gdy za następnego opata zaczęło się źle dziać w owym klasztorze, Jan Gwalbert wraz z drugim zakonnikiem udał się do Camaldoli do świętego Romualda, który mu radził osiąść w Wallombrozie, gdzie znajdzie dwóch znakomitych pustelników. Udali się tam i odtąd czwórka pobożnych mężów wiodła żywot tak wzorowy i doskonały, że wielu kapłanów i świeckich zaczęło się koło nich gromadzić i myśleć o wystawieniu klasztoru. Na ten cel darowała im pewna ksieni sporo łąk, winnic i lasów. Po wybudowaniu klasztoru wraz z kościołem obrano Gwalberta opatem i postanowiono zaprowadzić w zakonie regułę świętego Benedykta w całej jej surowości.

Obfite dary, które zakonnikom zewsząd znoszono, spowodowały Gwalberta do zaprowadzenia nowego porządku rzeczy. Odtąd mieli się trudnić gospodarstwem domowym braciszkowie (laicy), różniący się nieco ubiorem od właściwych księży i nie zobowiązani do przestrzegania tak ścisłego milczenia, co też i inne zakony zaprowadziły. Sława świątobliwego żywota zakonników z Wallombrozy, których zakon potwierdził w roku 1070 papież Aleksander II, ściągała do nich wielu biskupów i książąt. Pierwsi pytali o radę, jak należy podupadające klasztory ożywić nowym duchem, drudzy dawali dobra i włości na zakładanie nowych. W ten sposób wkrótce powstało 12 klasztorów, a już istniejące przyjęły reformę i przystąpiły do kongregacji, która pod rządami papieża Innocentego III liczyła 60 klasztorów i dała Kościołowi 12 kardynałów, około 40 biskupów, przeszło stu pisarzy i kilku świętych i błogosławionych mężów

Działalność Gwalberta sięgała daleko poza mury klasztorne. Zakładał on szpitale dla kalek i chorych, pracował nad poprawą życia kapłanów, wykorzenieniem świętokupstwa i upiększeniem nabożeństwa. Nadto jaśniał taką pokorą, że nie chciał przyjąć nawet niższych święceń. Lud zwykł był mawiać: “Jeśliś ciekaw wiedzieć, kto jest opatem w Wallombrozie, to uważaj, który z tamtejszych mnichów najpokorniejszy, najcierpliwszy i najpobożniejszy”. Licząc lat 88 sięgnął po koronę niebieską dnia 12 lipca 1073. Zakonnikowi temu, znanemu z cudów zdziałanych za życia i po śmierci, przyznał papież Celestyn III w roku 1193 cześć powinna Świętym Pańskim.

Nauka moralna

Miłość nieprzyjaciół jest przykazaniem Bożym. Już w Starym Zakonie przykazał Bóg odpuszczać urazy i w potrzebie ratować nieprzyjaciela. “Nie szukaj pomsty, ani pamiętać będziesz krzywdy sąsiadów twoich. Gdy upadnie nieprzyjaciel twój, nie wesel się, a z upadku jego niech się nie raduje serce twoje. Jeżeli łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeżeli pragnie, daj mu się wody napić”.

Toż samo nakazuje Ewangelia. Pan Jezus nauczał: “Miłujcie nieprzyjaciół waszych, czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, co was przeklinają, a módlcie się za tych, którzy was potwarzają”.

Tak nauczają i apostołowie Pańscy.

Jest to wielkie przykazanie. Bóg nie przyjmie żadnej ofiary od tego, kto się z nieprzyjacielem nie chce pojednać. Obrazi nas kto, to nie jesteśmy obowiązani iść i prosić o przebaczenie, ale mamy obowiązek przebaczyć.

Bez miłości nieprzyjaciół Pan Bóg nie odpuści grzechów. Raz na zawsze jest wyrok Jezusowy: “Jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz niebieski nie odpuści wam”. Kto nie chce darować nieprzyjacielowi, choć ten stara się pojednać, temu i Bóg nie odpuści, choćby zresztą za grzechy swoje rzewne łzy wylewał, choćby się spowiadał, choćby surowo pościł, choćby się do krwi dyscyplinował, choćby głowę swoją posypał popiołem. Takiego człowieka Bóg nie może uznać i przyjąć za syna.

Powie kto: “To przykazanie nad moje siły”.

Niewątpliwie to przykazanie sprzeciwia się bardzo naszej naturze, naszym skłonnościom; ale od czego łaska Boża?

Już u pogan znajdujemy wzniosłe przykłady tej miłości. Niejaki Focjon, słynny wódz, skazany przez ziomków na śmierć, zaklinał swego syna, żeby im tego nie pamiętał.

Chrześcijanie odbierają osobną łaskę do łatwiejszego wypełnienia tego przykazania. Odkąd Pan Jezus rozpięty na krzyżu odpuszczając modlił się za nieprzyjaciół swoich, odtąd miliony szły za Jego przykładem.

Ktokolwiek mówisz, że nie możesz odpuścić, spojrzyj na Jezusa, spojrzyj na Świętych!

W nagrodę za tę miłość nieprzyjaciół wiara obiecuje najpierw odpuszczenie grzechów. Niepodobna to rzecz, by Bóg odmówił nam odpuszczenia grzechów, jeżeli my miłościwie obchodzimy się z nieprzyjaciółmi, bo nie może dopuścić, byśmy go niejako przewyższyli w miłosierdziu. Pan Bóg odpuszcza za to grzechy powszednie, uchybienia codzienne. Kto pogrążony w grzechach ciężkich, temu daje łaskę żalu, szczerej pokuty.

Potem obiecuje za tę miłość osobną chwałę w Niebie. Ojcowie święci nauczają, że kto miłuje nieprzyjaciół, jest już doskonałym. Święty Bernard nazywa tę cnotę cnotą Boską.

Gdy rozważymy obietnicę Boga, że chce wszystko odpuścić, że chce dać w Niebie najświętniejszą koronę, nie podobna, byśmy nie mieli podać ręki nieprzyjacielowi, choćby nas ten nieprzyjaciel nie wiedzieć jak ciężko obraził. Z najsłodszego Serca Jezusowego czerpmy tę miłość, która nawet na krzyżu rozpięta prosiła Ojca o odpuszczenie tym, którzy ją ukrzyżowali.

Modlitwa

Boże i Panie mój! Spraw miłościwie, abyśmy za wstawieniem się za nami świętego Jana Gwalberta, opata, poleceni zostali miłosierdziu Twemu, i wszystko, czego własnymi zasługami otrzymać nie jesteśmy godni, za jego pośrednictwem dostąpili. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Amen.

Św. Gwalbert, założyciel zakonu
urodzony dla świata 985 roku,
urodzony dla nieba 12.07.1073 roku,
kanonizowany 1193 roku

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/g/gwalbert.htm

 

 

 

 

 

O autorze: Judyta