Fajnym językiem pisane

Całość nie wygląda zachęcająco: pokolenia rozpieszczonych jedynaków, wychuchanych maminsynków, nieprzyzwyczajonych do ponoszenia odpowiedzialności, wyrzeczeń i ofiar….

….zniewieściałych typków rozkapryszonych przez dobrobyt, przyzwyczajonych, że wszystko mamusia podstawi pod nos, cale generacje gogusiów ciągnących za sobą latami przez świat nieodcięte pępowiny. Te pępowiny są wszędzie, oplatają ich niczym węże Laokoona i jego synów, duszą wszystkich, nie dają żyć. Przydałby się jakiś Samson albo Herkules, który by to kłębowisko pępowin porąbał toporem i uwolnił uwięzionych mężczyzn. Mężczyzn uwięzionych w chłopcach.

Same baby. Jak Boga kocham, same baby. Jęczą, zawodzą, smędzą. Wyławiam wśród chust dwie męskie głowy. Wymoczkowaci wypłoszę mruczą coś pod nosem. Pedałkowaty falsecik księdza obija się od ścian kościoła. „Chwała na wysokości Bogu…”. Podniosły hymn na cześć Najwyższego brzmi jak anemiczny akt przeprosin za to, że się jeszcze żyje. Zamiast buchnąć, wznieść się ku niebu, odbić od witraży i sklepień świątyni, wymamrotany tak, że ledwie go można zrozumieć, snuje się nisko, pełznie po podłodze, by w końcu opaść zwiędnięty, wciskając się w szczeliny między spróchniałymi deskami podłogi. (…)

A przecież pustelnicy to byli twardzi faceci, szli na pustynię, wśród węży, skorpionów i jadowitych pająków, bez żadnych zabezpieczeń. Nie mieli broni. Z dnia na dzień musieli zdobywać żarcie gołymi rękoma. Te wszystkie dzisiejsze survivale czy szkoły przeżycia to mały pikuś w porównaniu z tym, co przeżywali ci twardziele. A to hartowanie ducha trwało nie dwa tygodnie, ale kilkadziesiąt lat.

A przecież ta codzienna walka o byt była niczym w porównaniu z walką duchową, jaką musieli toczyć. Wychodzili na pustynię, poza społeczność, by wyprowadzać za sobą złe duchy z domostw, osiedli, miasteczek i miast. Wyprowadzali demony na pustynię i tam związywali je w walce ze sobą, by chronić od nich ludzkie osiedla. Straszne to były zmagania. Niejeden napakowany w siłowni mięśniak zesrałby się ze strachu, gdyby dane mu było stanąć oko w oko z mroczną czeluścią piekielnych otchłani, z zimną pustką nieskończonej nienawiści. A ci goście szli na całego i napierdzielali się z demonami. A tu na obrazkach przedstawiani są jak sentymentalne wywłoki z ckliwych opowiadanek. ……

http://www.fronda.pl/a/w-krainie-nieodcietej-pepowiny,39986.html#comments

 

O autorze: circ

Iza Rostworowska