Słowo Boże na dziś – 28 lipca 2014 r. – poniedziałek – Jezu od Ciebie pragnę się uczyć, jak żyć miłością na co dzień, jak obdarowywać innych.

Myśl dnia

Pierwsza zasada cnoty: unikaj zła.

Demostenes

“Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata”.
media-398205-2 angel-oak-tree

PONIEDZIAŁEK XVII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Jr 13,1-11)

Bóg zapowiada karę

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.

To powiedział mi Pan: „Idź i kup sobie pas lniany, i włóż go sobie na biodra, ale nie kładź go do wody”. I kupiłem pas zgodnie z rozkazem Pana, i włożyłem go sobie na biodra.
Po raz drugi otrzymałem polecenie Pana: „Weź pas, który kupiłeś, a który nosisz na swych biodrach, wstań i idź nad Eufrat, i schowaj go tam w rozpadlinie skały”. Poszedłem i ukryłem go nad Eufratem, jak mi rozkazał Pan.
Po upływie wielu dni rzekł do mnie Pan: „Wstań i idź nad Eufrat, i zabierz stamtąd pas, który ci kazałem ukryć”. I poszedłem nad Eufrat, odszukałem i wyciągnąłem pas z miejsca, w którym go ukryłem, a oto pas zbutwiał i nie nadawał się do niczego.
I skierował Pan do mnie następujące słowo: „To mówi Pan: Tak oto zniszczę pychę Judy i bezgraniczną pychę Jerozolimy. Przewrotny ten naród odmawia posłuszeństwa moim słowom, postępując według swego zatwardziałego serca; ugania się za obcymi bogami, by im służyć i oddawać cześć, niech więc się stanie jak ten pas, który nie nadaje się do niczego. Albowiem jak przylega pas do bioder mężczyzny, tak przygarnąłem do siebie cały dom Izraela i cały dom Judy, mówi Pan, by były dla Mnie narodem, moją sławą, moim zaszczytem i moją dumą”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Pwt 32,18-19.20.21)

Refren: Wspomnij na Boga, który stworzył ciebie.

Gardzisz Skałą, co ciebie zrodziła, *
zapomniałeś o Bogu, który cię stworzył.
Zobaczył to Pan i wzgardził, *
oburzony na własnych synów i córki.

I rzekł: „Od wrócę od nich oblicze, *
zobaczę ich koniec.
Gdyż są narodem niestałym, *
dziećmi, co nie mają wierności.

Mnie do zazdrości pobudzili nie-bogiem, *
rozjątrzyli Mnie swymi czczymi bożkami;
i Ja ich do zazdrości pobudzę nie-ludem, *
rozjątrzę ich głupim narodem”.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Jk 1,18)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Ze swej woli zrodził nas Ojciec przez słowo prawdy,
abyśmy byli pierwocinami Jego stworzeń.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 13,31-35)

Przypowieść o ziarnku gorczycy i o kwasie

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach”.
Powiedział im inną przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło”.
To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: „Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 
Moc drobnych gestów

Są ludzie, którzy całe życie czekają na nadzwyczajne okazje, tracąc czas. Inni, przeciwnie, wykorzystują go, poprzez małe gesty przekazując to, co najważniejsze. Te drobne gesty mogą przemienić otaczającą rzeczywistość. Są jak maleńkie ziarenko, odrobina zakwasu. Jezus dziś mówi nam, że królestwo Boże, czyli miłość Boga, ma taką moc. Czasami wystarczy jeden uśmiech, dobre słowo, gest życzliwości, pomocna dłoń, aby komuś rozświetlić dzień, a nawet przemienić życie. I tak możemy innych nasycać naszą miłością jak świeżym chlebem, a także dawać im schronienie w miłości jak to potężne drzewo.

Jezu, Twoja miłość obejmuje wszystkich: mężczyzn i kobiety, oraz wszystko: dom i ogród. Od Ciebie pragnę się uczyć, jak żyć miłością na co dzień, jak obdarowywać innych.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

Życie zjednoczone z Chrystusem charakteryzuje się pewną dynamiką. Ukazują to dwie przypowieści: o ziarnku gorczycy i o zaczynie. Jednak oprócz pełnego zaangażowania się w życie wiarą: rozważanie Bożego słowa, uczestnictwo w sakramentach, codzienne nawracanie się, podejmowanie wyrzeczeń i dzieł miłosierdzia, potrzebne jest cierpliwe oczekiwanie na owoce Boskiego królowania w naszym życiu. Niezbędny jest też zachwyt nad małymi ziarenkami i niepozornym zaczynem, które Bóg codziennie wkłada w nasze życie, i w ten sposób powoli je przemienia. Królestwo Boże pośród nas jest (por. Łk 17,21).

Anna Nowak, Gabriela Świrska, Halina Świrska, „Oremus” lipiec 2008, s. 114

 

NADZIEJA NIE ZAWODZI

Ty jesteś dobry, o Panie, dla ufających Tobie, dla duszy, która Cię szuka (Lm 3, 25)

„Człowiek nigdy nie potrafi ani miłować Boga tyle, ile jest obowiązany Go miłować, ani wierzyć lub pokładać w Nim nadzieje, tyle ile potrzeba” (św. Tomasz: I-a II-ae 64, 4 co). Można prawdziwie powiedzieć, że miarą nadziei w Bogu jest pokładać nadzieję bez miary. Kiedy człowiek szczerze stara się uczynić ze swej strony wszystko, co może, aby podobać się Bogu, nie powinien się obawiać, że przebiera miarę w nadziei. Ufność ślepa, bezgraniczna, jest niezwykle miła Panu. On bowiem, im więcej stworzenie Mu ufa, tym chętniej spieszy mu z pomocą i napełnia je swoimi dobrami. „Im więcej dusza spodziewa się, tym więcej osiąga”, powiedział św. Jan od Krzyża (Dr. III, 7, 2), a św. Teresa od Dzieciątka Jezus, przyswajając sobie tę myśl, pisze: „Ufność w Bogu tak potężnym i miłosiernym nigdy nie jest zbyt wielka! Tyle od Niego otrzymujemy, ile się spodziewamy” (Dz. r. 12).

Niekiedy wspomnienie popełnionych grzechów, niewierności, niepowodzeń w praktyce cnoty może zniechęcić, podciąć skrzydła nadziei. Wówczas trzeba pamiętać, że Bóg nie miłuje nas dlatego, że nie mamy grzechów, lecz dlatego, że rozlał na nas swoją łaskę i uczynił nas swoimi dziećmi. On pragnie bardziej niż my sami naszego zbawienia i uświęcenia. Jeśli jakaś dusza szuka Go całym sercem i ufa Mu ze wszystkich swoich sił, On sam uświęci ją mimo przeszłych upadków, mimo obecnych nędz i słabości.

Prawdziwy chrześcijanin jest człowiekiem niezłomnej nadziei i jest także siewcą nadziei. Współczesny świat pogrążony w religijnej obojętności, skrępowany materializmem i nierzadko nagabywany pokusą rozpaczy, odczuwa ostateczną potrzebę otwarcia się na dobroczynny wpływ nadziei chrześcijańskiej. Trzeba więc koniecznie budzić „u wszystkich ludzi na całym świecie żywą nadzieję, która jest darem Ducha Świętego, że wreszcie kiedyś w pokoju i najwyższym szczęściu doznają przyjęcia” (KDK 93). Takie też życzenie św. Paweł skierował do Rzymian: „Bóg, dawca nadziei, niech wam udzieli pełni radości i pokoju w wierze, abyście przez moc Ducha Świętego byli bogaci w nadzieję” (Rz 15, 13). Chrześcijanin powinien być jej siewcą na całym świecie.

  • O Panie, Boże nasz, niech pod osłoną Twych skrzydeł mamy nadzieję. Ochraniaj nas i noś nas! Ty nosić nas będziesz, nosić nas, małych teraz, i w późnej starości. Nasza siła jest siłą tylko w oparciu o Ciebie, pozostawiona sama sobie, staje się słabością. U Ciebie żyje zawsze dobro, a ponieważ odwróciliśmy się od niego, staliśmy się przewrotni. Pozwól nam powrócić do Ciebie, abyśmy nie upadli na złej drodze! U Ciebie bowiem żyje i żadnego uszczerbku nie ponosi dobro nasze, którym jesteś Ty sam. Nie obawiamy się, abyśmy nie mogli powrócić i schronić się tam, skąd się wyrwaliśmy. Podczas naszej nieobecności nie rozpada się bowiem nasze domostwo — wieczność Twoja (św. Augustyn: Wyznania IV, 16, 31).
  • Ufajmy! Należymy do tych, których Ty, o Jezu, przyszedłeś zbawić właśnie dlatego, że giniemy… bez Ciebie bowiem giniemy nieustannie… Ufajmy!
    Choćby winy wasze były nie wiadomo jak wielkie, Ty, Jezu, chcesz nas zbawić. Im większymi grzesznikami jesteśmy, tym bliżsi jesteśmy śmierci, w im bardziej opłakania godnym stanie jesteśmy, tak co do ciała, jak i co do duszy, tym bardziej chcesz nas zbawić, o Jezu, ponieważ przyszedłeś zbawić to, co ginie… Spraw, abyśmy się nigdy nie zniechęcali, lecz zawsze ufali! Jesteśmy na brzegu przepaści, giniemy, zasługujemy na zgubę, słusznie winniśmy zginąć po tylu naszych niewdzięcznościach, giniemy; przychodzisz właśnie po to, aby nas zbawić, o Jezu. Przychodzisz zbawić tych, co giną. Jesteś nieskończenie dobry i mocny. Aż do ostatniej chwili, aż do ostatniego tchnienia życia, niech każdy pokłada ufność w Tobie! (Ch. de Foucauld).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 455

 

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

28 lipca
Błogosławiona Maria Teresa Kowalska,
dziewica i męczennica
Błogosławiona Maria Teresa Kowalska
Mieczysława Kowalska urodziła się 1 stycznia 1902 roku w Warszawie. W 1923 r. wstąpiła do klarysek kapucynek w Przasnyszu, przyjmując imię Maria Teresa od Dzieciątka Jezus. Pięć lat później złożyła śluby wieczyste. Mimo że była chorowita, pełniła w klasztorze liczne obowiązki – m.in. zakrystianki, furtianki, bibliotekarki, a także mistrzyni nowicjatu.
2 kwietnia 1941 r. Niemcy aresztowali całą wspólnotę klasztorną z Przasnysza. Maria Teresa została osadzona w obozie koncentracyjnym w Działdowie. Po ciężkiej chorobie zmarła tam śmiercią męczeńską 25 lipca 1941 r. Jej pełne spokoju oddanie życia dodało wiary siostrom. Dwa tygodnie po śmierci s. Marii Teresy kapucynki zwolniono z obozu. W przekonaniu sióstr, to właśnie ofiara cierpienia i męczeńskiej śmierci Marii Teresy wyjednała im uwolnienie i przeżycie koszmaru II wojny światowej.
Mniszka z Przasnysza została beatyfikowana w gronie 108 męczenników II wojny światowej przez św. Jana Pawła II podczas Mszy sprawowanej w Warszawie w dniu 13 czerwca 1999 r.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-28d.php3

bł. Maria Teresa Kowalska

Z rodziny ateistów za klauzurę
Niewiele wiemy o życiu Mieczysławy Kowalskiej. Urodziła się w 1902 roku. W rodzinie ateistów. Jej ojciec i brat byli zaangażowani w gwałtownie rozwijający się ruch socjalistyczny, którego filozoficzna podbudowa negowała istnienie Boga. Mimo takiej sytuacji młoda Mieczysława prowadziła, być może wspierana przez matkę, głębokie życie duchowe. W wieku 13 lat przystąpiła do Komunii Świętej, 5 lat później przyjęła bierzmowanie. Należała w tym czasie do wielu bractw, m. in. Szkaplerza Niepokalanego Poczęcia, Serca Jezusowego, Żywego Różańca, Arcybractwa Straży Honorowej, Apostolstwa Chorych oraz kilku innych. Na początku lat dwudziestych jej ojciec z częścią rodziny, prawdopodobnie z pobudek politycznych, wyjechał do Związku Radzieckiego. W tym samym czasie, w 1923 r., Mieczysława zapukała do furty klasztoru klarysek kapucynek w Przasnyszu, w tym czasie jedynego w Polsce. Główną motywacją życia za klauzurą było pragnienie zadośćuczynienia Bogu za niewiarę własnej rodziny. Otrzymała imię Marii Teresy od Dzieciątka Jezus. Pierwsze zakonne śluby złożyła w 1924 r.

Cicho, cichusieńko…
Życie zakonne siostry Teresy było głęboko naznaczone kontemplacją Jezusa Ukrzyżowanego. Podczas procesu beatyfikacyjnego jedna z sióstr powiedziała, że Teresa na krzyżu w swojej celi napisała: Cicho, cichusieńko, bo mój Jezus kona. Siostry, które pamiętały Teresę, wspominały że była ona cicha, delikatna, pokorna. W stosunku do sióstr życzliwa, wrażliwa na ich potrzeby, wielkoduszna, cierpliwa i opanowana. Siostra Salomea, zapamiętała Teresę jako osobę o naturalnym poczuciu piękna, promieniującą wewnętrzną urodą i radością życia. Jakby na przekór takiemu obrazowi, błogosławiona sama siebie nazywała Teresisko. Swoje obowiązki, mimo słabego zdrowia, wykonywała gorliwie i z radością. Nic więc dziwnego, że w przasnyskim klasztorze pełniła coraz liczniejsze i odpowiedzialne funkcje – była furtianką, zakrystianką, bibliotekarką by później objąć funkcję mistrzyni nowicjatu i dyskretki (czyli siostry wchodzącej w skład zarządu klasztoru). Wydaje się, że jej życie płynęło według słów, które napisała na krzyżu – cicho, cichusieńko… Jedna z sióstr powiedziała, że życie Teresy było „tak nadzwyczajne w swej zwyczajności, że nie ma co o nim powiedzieć”. Tak napisała o niej s. Klara, klaryska z Ostrowa Wielkopolskiego: Czy jej milczenie, ukrycie, było wyborem? Początkiem ofiary? Chyba tak. Już wtedy, w murach klauzury, znikała, spalała się w Bogu: furtianka, zakrystianka, bibliotekarka – życie ukryte z Chrystusem, tak bardzo, że po latach pozostały zaledwie okruchy wspomnień. Nikt jej nie podpowiedział, aby pisała „dzieje duszy”.

Aresztowanie
Wojska niemieckie, ze względu na niewielką odległość od ówczesnej granicy, były w Przasnyszu już 4 września. Rozpoczął się czas okupacji, w którym siostry dzieliły trudny los okolicznej ludności. Brakowało najpotrzebniejszych artykułów, żywności i opału. Adwent 1939 r. rozpoczął się w klasztorze kapucynek od rewizji niemieckich żołnierzy. Zima upłynęła pod znakiem ogromnych mrozów. Mniszkom bardzo dokuczało zimno, brakowało opału. W umiarkowanym spokoju, mimo częstych rewizji hitlerowskich żołnierzy, upłynął kolejny rok. Na początku 1941 narastała atmosfera napięcia, potęgowana nieustannie wiadomościami o nowych aresztowaniach, w tym biskupów i księży. Mniszki przeczuwały swoje aresztowanie. Dzień przed nim Teresa mówiła: Jeśli mają nas stąd wyrzucić, niech robią to prędzej, bo już nie wytrzymuję męki oczekiwania. Hitlerowcy weszli do klasztoru 2 kwietnia 1941. Aresztowali wszystkie 36 sióstr.

Obóz
Obóz koncentracyjny w Działdowie (KL Soldau) był jednym z najcięższych tzw. obozów przejściowych. Przewinęło się przez niego ok. 30 000 więźniów, z czego 15 000 poniosło tu śmierć, byli to głównie Polacy. Obóz był przeludniony, panowały w nim fatalne warunki sanitarne i żywieniowe. Grupami szczególnie prześladowanymi w KL Soldau byli Żydzi, więźniowie polityczni oraz osoby duchowne. Mniszki umieszczono w celi nr 31, w koszarowym baraku na piętrze. Ich miejscem do spania były barłogi z zarobaczonej słomy. Ponieważ mniszki nie miały innych ubrań pozwolono im nosić habity. W krótkim czasie zaczął bardzo mocno dokuczać głód – więźniowie otrzymywali dwie miski kawy, kawałek często niedopieczonego chleba i trochę zupy. Tragiczne warunki sanitarne sprzyjały rozprzestrzenianiu się chorobom układu pokarmowego oraz wszawicy. Insekty wylęgały się nieustannie w brudnym, zgniłym, sianie na którym więźniowie byli zmuszeni spać.

Ja stąd nie wyjdę
Niedługo po przyjeździe do KL Soldau Teresa bardzo podupadła na zdrowiu. Odezwała się gruźlica, która zaczęła się jeszcze w Przasnyszu. W normalnych warunkach można byłoby ją złagodzić, jednak nie w obozie. 9 maja Teresa przeżyła bardzo ciężki krwotok, którego siostry nie mogły zatrzymać. Siostry wołały o pomoc, w odpowiedzi dostały trochę wody. Ktoś życzliwy przyniósł kilkanaście landrynek… Rozpoczęła się jedenastotygodniowa Golgota mniszki. Teresa z dnia na dzień opadała z sił. Po pewnym czasie nie mogła już się poruszać. Na wychudzonym ciele mniszki szybko pojawiły się odleżyny. Siostry starały się ulżyć w cierpieniach Teresy wszelkimi możliwymi sposobami. Postępująca choroba dawała się jej jednak coraz bardziej we znaki. Miała coraz większe problemy z oddychaniem, dusiła się. Leżąc na ziemi nieustannie wdychała kurz unoszący się z roztartej słomy z sienników. Tragiczne w skutkach okazywały się dezynfekcje przeciwko tyfusowi – rozpylany proszek chlorkowy powodował bardzo bolesne podrażnienie dróg oddechowych i płuc. Siostra Teresa cierpiała cichusieńko. Nie skarżyła się, była pełna pokoju. Przygotowywała się na spotkanie z Oblubieńcem. Kilka dni przed śmiercią odnowiła profesję zakonną. Kiedy oddawała swojej przełożonej obrączkę, krzyżyk profesyjny i brewiarz powiedziała: Ja stąd nie wyjdę, swoje życie poświęcam, żeby siostry mogły wrócić.

Czy to już?
Agonia mniszki rozpoczęła się w nocy 24 lipca. Ustał kaszel, Teresa oddychała coraz ciężej. Około północy Teresa spytała czuwającą przy niej siostrę: czy to już? Obudzone siostry odmawiały różaniec, zgromadzone wokół umierającej. Teresa trzymała na piersi ulubiony obrazek Matki Bożej Fatimskiej, szeptała: Tak długo?… Gdzie mój różaniec?… Jej ostatnimi słowami były: Przyjdź, Panie Jezu! Odeszła 25 lipca, o 3:30 w nocy. Siostry przygotowały ją do pochówku. Na jej głowie umieściły wianek z mleczów. Siostry modliły się, a żandarmi zaglądali do wewnątrz celi. Dopiero o 15 wyniesiono ciało Teresy. Spoczęła w jednej z masowych mogił, niedaleko Działdowa. Jej ciała nigdy nie odnaleziono. Niespełna dwa tygodnie później pozostałe mniszki zostały zwolnione z obozu i przewiezione w okolice Suwałk, skąd po wojnie mogły wrócić do Przasnysza. Ofiara Teresy ocaliła polskie kapucynki, żadna z nich nie zginęła w obozie.

br. Szymon Janowski OFM Cap.
za Klerykat i Juniorat Braci Mniejszych Kapucynów

http://www.kapucynkiostrow.pl/index.php/duchowosc/swieci/bl-maria-teresa-kowalska

Modlitwa

Bł. siostra Maria Teresa Kowalska (1902-1941), klaryska kapucynka z Przasnysza, Męczennica za Wiarę i Ojczyznę, beatyfikowana wśród 108 Męczenników, 13.VI.1999 w Warszawie

 

 

       Panie Jezu Chryste, Ty Błogosławionej Teresie od Dzieciątka Jezus, jednej z grona 108 męczenników II wojny światowej, dałeś udział w swojej Męce przez wytrwałe, aż do śmierci, znoszenie udręk i prześladowań dla chwały Twego imienia. Za ich wstawiennictwem udziel mi łaski…………. abym całym swoim życiem mógł świadczyć o Twojej miłości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

 

 

 

 

 

Za zezwoleniem Władzy Kościelnej
 

 

 

Kto otrzyma łaskę za wstawiennictwem błogosławionej proszony jest o powiadomienie:

Siostry Klaryski Kapucynki
ul. J. Piłsudskiego 48
06-300 Przasnysz
tel. [029] 752 24 66
e-mail: klaryskikapucynki@wp.pl
Warszawa, 13 czerwca 1999

Homilia wygłoszona przez Jana Pawła II podczas Mszy Świętej w Warszawie

 

1. «Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią» (Mt 5, 7).

Umiłowani Bracia i Siostry!

Ze słowami tego Chrystusowego błogosławieństwa zatrzymuję się na moim pielgrzymim szlaku pośród was — wiernego [Ludu Bożego] Warszawy. Serdecznie pozdrawiam wszystkich zgromadzonych tu wiernych, kapłanów, zakonników i siostry zakonne oraz wiernych świeckich. Słowa braterskiego pozdrowienia kieruję do księży biskupów, zwłaszcza do księdza Prymasa i [współpracujących z nim] biskupów pomocniczych archidiecezji warszawskiej. Pozdrawiam Pana Prezydenta [Rzeczpospolitej Polskiej], Pana Premiera, Panią Marszałek Senatu i Pana Marszałka Sejmu, przedstawicieli władz państwowych i samorządowych oraz [wszystkich] zaproszonych Gości.

Dziękuję Opatrzności Bożej, że dane mi jest ponownie stanąć na tym miejscu, na którym przed dwudziestu laty, w pamiętną wigilię Zesłania Ducha Świętego, w sposób szczególny przeżywaliśmy tajemnicę Wieczernika. Wraz z Prymasem Tysiąclecia, Kardynałem Stefanem Wyszyńskim, z biskupami i licznie zgromadzonym Ludem Bożym stolicy zanosiliśmy wtedy gorące wołanie o dar Ducha Świętego. W tamtych trudnych czasach przyzywaliśmy Jego mocy, aby rozlała się w sercach ludzi i obudziła w nich nadzieję. Było to wołanie płynące z wiary, że Bóg działa i mocą Ducha Świętego odnawia i uświęca wszystko. Było to błaganie o odnowę oblicza ziemi. Tej ziemi [Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi. Tej ziemi]. Jakże dziś nie dziękować Bogu w Trójcy Jedynemu za to wszystko, co na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat odczytujemy jako Jego odpowiedź na tamto [nasze] wołanie!

Czyż nie jest odpowiedzią Boga to, co w tym czasie dokonało się w Europie i w świecie, poczynając od naszej ojczyzny? Na naszych oczach następowały przemiany systemów politycznych, społecznych i gospodarczych, dzięki którym poszczególne osoby i narody na nowo ujrzały blask swojej godności. Prawda i sprawiedliwość odzyskują swoją wartość, stając się palącym wyzwaniem dla wszystkich, którzy doceniają dar swej wolności. Za to dziękujemy Bogu, patrząc z nadzieją w przyszłość.

Nade wszystko jednak oddajemy Mu chwałę, za wszystko, co to dwudziestolecie wniosło w życie Kościoła. Jednoczymy się zatem w dziękczynieniu z Kościołami tradycji zachodniej i wschodniej pośród ludów nam bliskich, które wyszły z katakumb i otwarcie pełnią swą misję.

Ich żywotność jest wspaniałym świadectwem mocy Chrystusowej łaski, która uzdalnia słabych ludzi do heroizmu posuniętego nierzadko aż do męczeństwa. Czy nie jest to owoc działania Bożego Ducha? Czy nie dzięki temu tchnieniu Ducha w najnowszej historii mamy dziś niepowtarzalną sposobność doświadczania powszechności Kościoła i naszej odpowiedzialności za świadectwo o Chrystusie i za głoszenie Jego Ewangelii «aż po krańce ziemi» (Dz 1, 8)?

W świetle Ducha Świętego Kościół w Polsce odczytuje na nowo znaki czasu i podejmuje swoje zadania, wolny od zewnętrznych ograniczeń i nacisków, jakich doznawał jeszcze nie tak dawno. Jak nie dziękować dziś Bogu za to, że w duchu wzajemnego szacunku i miłości Kościół może prowadzić twórczy dialog ze światem kultury i nauki! Jak nie dziękować za to, że ludzie wierzący bez przeszkód mogą przystępować do sakramentów i słuchać słowa Bożego, aby potem otwarcie dawać świadectwo swej [wiary]! Jak nie oddawać chwały Bogu za tę mnogość świątyń wybudowanych ostatnio w naszym Kraju! Jak nie dziękować za to, że dzieci i młodzież mogą ze spokojem poznawać Chrystusa w szkole, w której obecność kapłana, siostry zakonnej czy katechety [lub katechetki] jest postrzegana jako cenna pomoc w pracy nad wychowywaniem młodego pokolenia! Jak nie chwalić Boga, który swoim Duchem ożywia wspólnoty, stowarzyszenia i ruchy kościelne, i sprawia, że misja ewangelizacji jest podejmowana przez coraz szersze kręgi ludzi świeckich!

Gdy podczas mej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny stałem na tym miejscu, cisnęła się na myśl modlitwa Psalmisty:

«Pamiętaj o nas, Panie, gdyż masz upodobanie w swym ludzie.
Przyjdź nam z pomocą,
abyśmy ujrzeli szczęście Twych wybranych,
radowali się radością Twojego ludu,
chlubili się razem z Twoim dziedzictwem» (106[105], 4–5).

Dziś, gdy patrzymy [o dwadzieścia lat] wstecz, na to ostatnie dwudziestolecie naszego wieku, przypomina się wezwanie z tego samego Psalmu:

«Chwalcie Pana, bo dobry,
bo na wieki Jego łaskawość.
Któż opowie dzieła potęgi Pana,
ogłosi wszystkie Jego pochwały?
Błogosławiony Pan (…)
od wieków na wieki!» (1–2.48).

2. «Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią» (Mt 5, 7). Liturgia dzisiejszej niedzieli nadaje naszemu dziękczynieniu szczególny [charakter]. Pozwala bowiem zobaczyć wszystko, co dokonuje się w historii tego pokolenia, w perspektywie odwiecznego Bożego miłosierdzia, które najpełniej objawiło się w zbawczym dziele Chrystusa. «On to został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia» (Rz 4, 25). Paschalne misterium śmierci i zmartwychwstania Bożego Syna nadało ludzkiej historii nowy bieg. Jeżeli obserwujemy w niej bolesne znaki działania zła, to mamy pewność, że ostatecznie nie może ono zapanować nad losami świata i człowieka. [Nie może ono zwyciężyć.] Ta pewność płynie z wiary w miłosierdzie Ojca, który «tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne» (J 3, 16). Dlatego dziś, kiedy św. Paweł wskazuje na wiarę Abrahama, «który nie okazał wahania ani niedowierzania co do obietnicy Bożej, ale się wzmocnił w wierze» (Rz 4, 20), pozwala nam dostrzec źródło tej siły, dzięki której nawet najcięższe doświadczenia nie były w stanie oderwać nas od miłości Boga.Dzięki wierze w Boże miłosierdzie trwała w nas nadzieja. Nie odnosiła się ona jedynie do społecznego odrodzenia i przywrócenia godności człowiekowi w wymiarach [doczesności]. Nasza nadzieja sięga o wiele głębiej, kieruje się bowiem ku Bożym obietnicom, które wykraczają daleko poza doczesność. Jej ostatecznym przedmiotem jest udział w owocach zbawczego dzieła Chrystusa. Może nam być poczytana za sprawiedliwość, jeżeli «wierzymy w Tego, co wskrzesił z martwych Jezusa, Pana naszego» (Rz 4, 24). Tylko bowiem nadzieja płynąca z wiary w zmartwychwstanie może nas pobudzić do dawania w codziennym życiu godnej odpowiedzi na niezmierzoną miłość Boga. Jedynie z tą nadzieją możemy iść do tych, «którzy się źle mają» (Mt 9, 12) i być apostołami Bożej, uzdrawiającej miłości. Jeżeli przed dwudziestu laty mówiłem, że «Polska stała się w naszych czasach ziemią szczególnie odpowiedzialnego świadectwa» (Homilia na Placu Zwycięstwa, 2. 06. 1979), to dziś trzeba dodać, że musi to być świadectwo czynnego miłosierdzia, zbudowane na wierze w zmartwychwstanie. Tylko takie świadectwo jest znakiem nadziei dla współczesnego człowieka, zwłaszcza dla młodego pokolenia; a jeśli dla niektórych jest ono również «znakiem sprzeciwu», to niech ten sprzeciw nigdy nas nie odwiedzie od wierności Chrystusowi ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu.

 

3. „Omnipotens aeterne Deus, qui per glorificationem Sanctorum novissima dilectionis tuae nobis argumenta largiris, concede propitius, ut, ad Unigenitum tuum fideliter imitandum, et ipsorum intercessione commendemur, et incitemur exemplo” — tak modli się Kościół wspominając w Eucharystii świętych i święte: «Wszechmogący, wieczny Boże, Ty dajesz nam nowe dowody swojej miłości, gdy pozwalasz Świętym uczestniczyć w Twojej chwale, spraw, aby ich modlitwa i przykłady pobudzały nas do wiernego naśladowania Twojego Syna» (Comune sanctorum et sanctarum, Collecta). Takie też wołanie zanosimy dziś, gdy podziwiamy przykład świadectwa, jakie dają nam wyniesieni przed chwilą do chwały ołtarzy błogosławieni. Żywa wiara, niezachwiana nadzieja i ofiarna miłość zostały im poczytane za sprawiedliwość, bo głęboko tkwili w paschalnym misterium Chrystusa. Słusznie zatem prosimy, abyśmy za ich przykładem wiernie podążali za Chrystusem.Błogosławiona Regina Protmann, pochodząca z Braniewa założycielka Zgromadzenia Sióstr św. Katarzyny, oddała się całym sercem dziełu odnowy Kościoła na przełomie XVI i XVII [stulecia]. Jej działalność, płynąca z umiłowania Pana Jezusa ponad wszystko, przypadła na czasy po Soborze Trydenckim. Czynnie włączyła się w posoborową reformę Kościoła, wielkodusznie pełniąc pokorne dzieło miłosierdzia. Założyła zgromadzenie, które łączyło kontemplację Bożych tajemnic z opieką nad chorymi w ich domach oraz z nauczaniem dzieci i młodzieży żeńskiej. Szczególnie wiele uwagi poświęciła duszpasterstwu kobiet. Zapominając o sobie, błogosławiona Regina dalekowzrocznym spojrzeniem obejmowała potrzeby ludu i Kościoła. Hasłem jej życia stały się słowa: «Jak Bóg chce». Żarliwa miłość przynaglała ją do pełnienia woli Ojca Niebieskiego, na wzór Syna Bożego. Nie lękała się podejmować krzyż codziennej służby, dając świadectwo Chrystusowi zmartwychwstałemu.

Apostolstwo miłosierdzia wypełniło również życie błogosławionego Edmunda Bojanowskiego. Ten wielkopolski ziemianin, obdarowany przez Boga licznymi talentami i szczególną głębią życia [duchowego], mimo wątłego zdrowia, z wytrwałością, roztropnością i hojnością serca prowadził i inspirował szeroką działalność na rzecz ludu wiejskiego. Wiedziony pełnym wrażliwości rozeznaniem potrzeb, dał początek licznym dziełom wychowawczym, charytatywnym, kulturalnym i religijnym, które wspierały materialnie i moralnie rodzinę wiejską. Pozostając świeckim człowiekiem, założył dobrze w Polsce znane Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej. We wszelkich działaniach kierował się pragnieniem, by wszyscy ludzie stali się uczestnikami odkupienia. Zapisał się w pamięci ludzkiej jako «serdecznie dobry człowiek», który z miłości do Boga i do człowieka umiał skutecznie jednoczyć różne środowiska wokół dobra. W swojej bogatej działalności daleko wyprzedzał to, co na temat apostolstwa świeckich powiedział Sobór Watykański II. Dał wyjątkowy przykład ofiarnej i mądrej pracy dla człowieka, ojczyzny i Kościoła. Dzieło błogosławionego Edmunda Bojanowskiego kontynuują Siostry Służebniczki, które z całego serca pozdrawiam i dziękuję im za cichą i ofiarną służbę dla człowieka i Kościoła. [Dochodzimy do naszych męczenników].

Dziś właśnie świętujemy [to] zwycięstwo, [świętujemy zwycięstwo] tych, którzy [w naszym stuleciu] oddali życie dla Chrystusa, [oddali życie doczesne], aaby posiąść je na wieki w Jego chwale. Jest to zwycięstwo szczególne, bo dzielą je duchowni i świeccy, młodzi i starzy, ludzie różnego pochodzenia i stanu. Pośród nich jest arcybiskup Antoni Julian Nowowiejski, pasterz diecezji płockiej, zamęczony w Działdowie; jest biskup Władysław Goral z Lublina torturowany ze szczególną nienawiścią tylko dlatego, że był biskupem katolickim. Są kapłani diecezjalni i zakonni, którzy ginęli, gdyż nie chcieli odstąpić od swojej posługi i ci, którzy umierali, posługując współwięźniom chorym na tyfus; są umęczeni za obronę Żydów. Są w gronie błogosławionych bracia i siostry zakonne, którzy wytrwali w posłudze miłości i w ofiarowaniu udręk za bliźnich. Są wśród tych błogosławionych męczenników również ludzie świeccy. Jest pięciu młodych mężczyzn ukształtowanych w salezjańskim oratorium; jest gorliwy działacz członek Akcji Katolickiej, jest świecki katecheta zamęczony za swą posługę i bohaterska kobieta, która dobrowolnie oddała życie w zamian za swą brzemienną synową. Ci błogosławieni męczennicy i męczennice wpisują się w dzieje świętości Ludu Bożego pielgrzymującego od ponad tysiąca lat po polskiej ziemi.

Jeśli dzisiaj radujemy się z beatyfikacji stu ośmiu męczenników duchownych i świeckich, to przede wszystkim dlatego, że są oni świadectwem zwycięstwa Chrystusa — darem przywracającym nadzieję.

 

4. „Munire digneris me, Domine Jesu Christe (…), signo sanctissimae Crucis tuae: ac concedere digneris mihi (…) ut, sicut hanc Crucem, Sanctorum tuorum reliquiis refertam, ante pectus meum teneo, sic semper mente retineam et memoriam passionis, et sanctorum victorias Martyrum” — oto modlitwa, jaką odmawia biskup zakładając krzyż pektoralny: «Racz mnie umocnić, Panie, znakiem Twego krzyża, i spraw, abym tak, jak ten krzyż z relikwiami świętych noszę na swojej piersi, tak zawsze miał w myśli i pamięć męki Twojej i zwycięstwo, jakie odnieśli Twoi męczennicy». Dziś czynię to wezwanie modlitwą całego Kościoła w Polsce, który niosąc od tysiąca lat znak męki Chrystusa wciąż odradza się z posiewu krwi męczenników i żyje pamięcią zwycięstwa, jakie oni odnieśli na tej ziemi.Gdy bowiem dokonujemy tego uroczystego aktu, niejako odżywa w nas wiara, że bez względu na okoliczności, we wszystkim możemy odnieść pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (por. Rz 8, 37). Błogosławieni męczennicy wołają do naszych serc: Uwierzcie, że Bóg jest miłością! Uwierzcie na dobre i na złe! Obudźcie w sobie nadzieję! Niech ta nadzieja wyda w was owoc wierności Bogu we wszelkiej próbie!

Raduj się, Polsko, z nowych błogosławionych: Reginy Protmann, Edmunda Bojanowskiego i 108 Męczenników. Spodobało się Bogu «wykazać przemożne bogactwo Jego łaski na przykładzie dobroci» twoich synów i córek w Chrystusie Jezusie (por. Ef 2, 7). Oto «bogactwo Jego łaski», oto fundament naszej niewzruszonej ufności w zbawczą obecność Boga na drogach człowieka w trzecim tysiącleciu! Jemu niech będzie chwała na wieki wieków. Amen.

 

 

 

 

Teksty homilii i przemówień papieskich podajemy za Katolicką Agencją Informacyjną. Są to teksty przekazane przez Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej, uzupełnione o spisane z taśmy magnetofonowej, nieautoryzowane dopowiedzenia Papieża, umieszczone w nawiasach kwadratowych. Ewentualnych skrótów czy pominięć nie zaznaczano, zgodnie z zasadą stosowaną przez Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej.

http://mateusz.pl/jp99/pp/1999/pp19990613a.htm

 

28 lipca
Święty Wiktor I, papież
Święty Wiktor I Według Liber Pontificalis Wiktor był synem Feliksa i pochodził z cesarsko-rzymskiej Afryki Prokonsularnej; według św. Hieronima – z południowej Italii. Biskupem rzymskim został po św. Eleuteriuszu. Jego pontyfikat trwał 10 lat (189-198).
W Rzymie za czasów Wiktora I już częściej stosowano w liturgii język łaciński, który wypierał grekę. Rozpoczynający się wtedy proces tzw. latynizacji Kościoła przejawił się w sporze o datę Wielkanocy. Na Wschodzie świętowano dzień zbieżny z datą żydowskiej Paschy, na Zachodzie pamiątkę Zmartwychwstania obchodzono w niedzielę. Wiktor I zaangażował się w ten spór na tyle energicznie, że groziło to odłączeniem się gmin chrześcijańskich Azji Mniejszej od Rzymu. By rozstrzygnąć tę kwestię, Wiktor I zwołał synody, które poparły jego opinię. Tylko biskupi z Azji Mniejszej, kierowani przez Polikratesa, biskupa Efezu, nie zaakceptowali tych ustaleń. Papież wykluczył zatem te gminy – nie tylko ze wspólnoty z Kościołem rzymskim, ale z całego Kościoła. Sytuację załagodził dopiero św. Ireneusz z Lyonu.
Za pontyfikatu Wiktora I wzrósł autorytet biskupa Rzymu, ze względu na sukcesję apostolską. Sukcesję propagował Ireneusz (140-202), biskup Lugdunum (Lyonu), który ustalił także imienną listę biskupów rzymskich, poczynając od Piotra.
Papież występował przeciwko ówczesnym herezjom – gnozie i monarchianizmowi. Bardzo energicznie zajął się sprawą gnostyka, Floryna, którego złożył z urzędu, oraz Teodota – za sprzyjanie herezji monarchianizmu, błędnej nauki odnośnie do tajemnicy Trójcy Przenajświętszej. Wykluczył go ze społeczności wiernych.
Wiktor I był pierwszym papieżem łacińskojęzycznym, który miał kontakt z dworem cesarskim przez chrześcijankę Marcję, metresę cesarza Kommodusa (180-192). Dzięki niej udało się uwolnić wielu chrześcijan, w tym przyszłego papieża Kaliksta I.
Euzebiusz z Cezarei i św. Hieronim wspominają, że św. Wiktor zostawił także pisma. Żadne jednak z nich nie ocalało do naszych czasów. Nie wiemy również, jaką śmiercią zakończył życie. Liber Pontificalis zwie go męczennikiem. Pochowany został na Watykanie.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-28a.php3
28 lipca
Święty Sarbeliusz Makhluf, prezbiter
znany jako o. Charbel
Święty Sarbeliusz Makhluf Józef Makhluf urodził się 8 maja 1828 r. w Beka Kafra, małej wiosce położonej wysoko w górach Libanu. Był synem ubogiego wieśniaka. Nauki pobierał w szkółce, która funkcjonowała dosłownie pod drzewami. W 1851 r. wstąpił do maronickich antonianów (baladytów). Przebywał najpierw w Maifuq, potem w Annaya, w klasztorze pod wezwaniem św. Marona (Mar Maroun). Składając śluby zakonne, przybrał imię Sarbela (Szarbela, Sarbeliusza), męczennika z Edessy. W 1859 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Powrócił wówczas do klasztoru św. Marona i przebywał tam przez następne szesnaście lat.
W 1875 r. za przyzwoleniem przełożonych udał się do górskiej samotni. Spędził w niej 23 lata, które wypełnił pracą, umartwieniami i kontemplacją Najświętszego Sakramentu. Zmarł 24 grudnia 1898 r. Bez zwłoki otoczyła go cześć świadczona świętym Pańskim oraz sława cudów. Do grobu Abuna Szarbela ciągnęli nie tylko chrześcijanie, ale i muzułmanie. Wielu fascynowało także to, że ciało świętego mnicha nie ulegało jakiemukolwiek zepsuciu.
Święty Sarbeliusz Makhluf Sarbeliusza beatyfikował w ostatnich dniach Soboru Watykańskiego II, 5 grudnia 1965 r., papież Paweł VI. Mówił wtedy: “Eremita z gór Libanu zaliczony zostaje do grona błogosławionych. To pierwszy wyznawca pochodzący ze Wschodu, którego umieszczamy wśród błogosławionych według reguł obowiązujących aktualnie w Kościele katolickim. Symbol jedności Wschodu i Zachodu! Znak zjednoczenia, jakie istnieje między chrześcijanami całego świata! Jego przykład i wstawiennictwo są dzisiaj bardziej konieczne, niż były kiedykolwiek. (…) Właśnie ten błogosławiony zakonnik z Annaya powinien służyć nam za wzór, ukazując nam absolutną konieczność modlitwy, praktykowania cnót ukrytych i umartwiania siebie. Kościół bowiem wykorzystuje również dla celów apostolskich ośrodki życia kontemplacyjnego, gdzie wznoszą się do Boga, z zapałem, który nigdy nie stygnie, uwielbienie i modlitwa”. Ten sam papież kanonizował Sarbeliusza 9 października 1977 r.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-28b.php3

Pan Bóg wybiera niektórych ludzi, aby w nadzwyczajny sposób przypominali światu o Jego istnieniu, Jego wszechmocnej miłości oraz nieskończonym miłosierdziu. Święty Charbel Makhlouf jest jednym z najbardziej znanych świętych na Bliskim Wschodzie. Budzi zachwyt i powszechne zdziwienie z powodu nadzwyczajnych cudów i znaków, które się dokonały za pośrednictwem jego osoby.

Święty Charbel Makhlouf urodził się 8.05.1828 r. jako piąte dziecko ubogich rolników Antuna i Brygidy Makhloufów, zamieszkałych w małej, górskiej miejscowości Beąaakafra, 140 km na północ od Bejrutu. Na chrzcie otrzymał imię Józef. Rodzice jego byli katolikami obrządku maronickiego. Dzieci Makhloufów wzrastały w radosnej atmosferze wzajemnej miłości, która wynikała z codziennej modlitwy oraz ciężkiej pracy na roli. W tych czasach Liban był pod panowaniem otomańskim.

Kiedy Józef miał 3 lata, umarł mu ojciec. Aby zapewnić dzieciom utrzymanie i wykształcenie, matka decyduje się powtórnie wyjść za mąż – za uczciwego i pobożnego Ibrahima, który był stałym diakonem. W wieku 14 lat Józef po raz pierwszy odczuł powołanie do życia zakonnego. Dopiero jednak w 1851 r. decyduje się na wstąpienie do klasztoru w Maifug. Odbywa tam postulat i pierwszy rok nowicjatu. Na początku drugiego roku nowicjatu przenosi się do klasztoru w miejscowości Annaya, gdzie 1 listopada 1853 r. składa pierwsze śluby zakonne. Przybiera imię zakonne Charbel – jest to imię antiocheńskiego męczennika z 107 roku. Kończy studia teologiczne i 23 lipca 1859 r. otrzymuje święcenia kapłańskie.

Jako młody ksiądz w 1860 r. jest świadkiem strasznej masakry przeszło 20 000 chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Bojówki muzułmańskie bez żadnej litości mordowały całe rodziny chrześcijan, plądrowały, grabiły i paliły kościoły, konwenty, gospodarstwa i domy. Setki uciekinierów – głodnych, poranionych, przerażonych tym, co się stało i co mogło ich jeszcze spotkać – szukało schronienia w klasztorze w Annai. Ojciec Charbel całym sercem pomagał uciekinierom oraz modlił się, pościł i stosował surowe praktyki pokutne, ofiarując siebie Bogu w duchu ekspiacji za popełnione zbrodnie i błagając o Boże miłosierdzie dla prześladowców i prześladowanych.

Kiedy człowiek całkowicie oddany Chrystusowi się modli, uobecnia w świecie wszechmocną miłość Boga. Wtedy sam Chrystus działa przez niego, zwyciężając zło dobrem, kłamstwo prawdą, nienawiść miłością. Jest to jedyny w pełni skuteczny sposób walki ze złem obecnym w świecie. W taki właśnie sposób przeciwstawiał się złu o. Charbel. Wiedział on, że najskuteczniejszym sposobem zmiany świata na lepsze jest najpierw zmiana samego siebie, czyli własne uświęcenie poprzez zjednoczenie się z Bogiem. To był główny cel jego zakonnego życia. Tylko ludzie, którzy szczerze dążą do świętości, czynią świat lepszym.

15 lutego 1875 r., po 17 latach pobytu we wspólnocie zakonnej w Annai, o. Charbel otrzymuje pozwolenie na przeniesienie się do eremu św. św. Piotra i Pawła, aby tam – w całkowitym milczeniu, przez modlitwę, pracę i jeszcze surowsze umartwienia – całkowicie zjednoczyć się z Chrystusem. Erem ten był pustelnią położoną na wysokości 1350 m n.p.m. i mieszkało w nim trzech zakonników.

Cela o. Charbela miała tylko 6 metrów kwadratowych; pod habitem libański eremita nosił zawsze włosiennicę, spał tylko kilka godzin na dobę, jadł bardzo skromne potrawy bez mięsa, i to tylko jeden raz na dzień. Centrum jego życia była Eucharystia. Codziennie odprawiał Mszę św. w kaplicy eremu; długo się do niej przygotowywał, a po jej skończeniu przez 2 godziny trwał w dziękczynieniu. Najbardziej ulubioną jego modlitwą była adoracja Najświętszego Sakramentu; medytował także teksty Pisma św., nieustannie modlił się i pracował. W ten sposób o. Charbel całkowicie oddawał się do dyspozycji Boga, aby Stwórca oczyszczał jego serce, by uwalniał go od wszelkich złych skłonności i egoizmu – czyli czynił go świętym, to znaczy takim, jakim Jezus pragnął, aby się stał. Jego zakonni współbracia już za życia uważali go za świętego, gdyż widzieli, że w heroiczny sposób naśladował Chrystusa. Tylko niektórych ludzi Chrystus powołuje na taką drogę życia, jaką przeszedł św. Charbel, ale wszystkich powołuje do świętości. Po to żyjemy na ziemi, aby dojrzewać do miłości, do nieba – czyli uczyć się kochać tak, jak kocha nas Chrystus, i wcielać w swoim codziennym życiu Jego największe przykazanie: “abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13, 34).

Ojciec Charbel był tak ściśle zjednoczony z Chrystusem, że w spotkaniu z każdym człowiekiem promieniował radością czystej miłości, a Jezus przez jego pośrednictwo mógł dokonywać różnych znaków i cudów. Spośród wielu cudów libańskiego zakonnika warto przypomnieć zdarzenie, kiedy to w 1885 r. na polach rolników mieszkających w wioskach w pobliżu klasztoru w Annai osiadła potężna chmura szarańczy, która niszczyła uprawy rolne. Dla miejscowych ludzi była to straszna plaga, prowadząca do wielkiego głodu. Przełożony polecił o. Charbelowi, aby natychmiast udał się na pola zajęte przez szarańczę i by się tam modlił, błogosławił i kropił wodą święconą. Ze wszystkich pól, które udało się zakonnikowi pobłogosławić, szarańcza zniknęła, a zbiory zostały uratowane.

W 1873 r. o. Charbel z polecenia swojego przełożonego został zawieziony do pałacu księcia Rachida Beika Al-Khoury, aby się pomodlić nad jego synem Nagibem, który umierał zarażony tyfusem. Lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie. Ojciec Charbel udzielił choremu sakramentu chorych, a następnie pokropił go święconą wodą -wtedy w jednym momencie, ku wielkiej radości wszystkich obecnych, Nagib całkowicie odzyskał zdrowie. Po skończeniu studiów medycznych rozpoczął praktykę lekarską i stał się jednym z najsławniejszych lekarzy w Libanie. W małym miasteczku Ehmej żył człowiek psychicznie chory, bardzo niebezpieczny dla siebie i innych. Kilku mężczyzn z wielkim trudem przywiozło go do klasztoru w Annai, lecz nie było w stanie wprowadzić go do kościoła, ponieważ opierał im się z nadludzką siłą. Wtedy zbliżył się •do niego o. Charbel i rozkazał mu pójść za sobą oraz klęknąć przed tabernakulum. Człowiek ów uspokoił się i pokornie wykonał polecenie mnicha. Po modlitwie, zgodnie ze wschodnim zwyczajem, o. Charbel odczytał nad głową chorego fragment Ewangelii. Wtedy stał się cud: psychicznie chory mężczyzna odzyskał zdrowie. Później ożenił się, a kiedy miał już liczną rodzinę, przeniósł się do USA. (Jest jeszcze wiele innych relacji o cudownych zdarzeniach w życiu św. Charbela, ale najwięcej dokonało się już po jego śmierci).

Ojciec Charbel zmarł w Wigilię Bożego Narodzenia 1898 r., podczas nocnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Współbracia zakonni znaleźli go rano leżącego na posadzce kaplicy; widzieli, jak z tabernakulum promieniowało przedziwne światło, które otaczało ciało zmarłego. Był to dla nich oczywisty znak z nieba. Na dworze padał wówczas obfity śnieg i wiał mroźny wiatr. Wszystkie drogi do eremu zostały całkowicie zasypane, zatem nikt z klasztoru nie mógł zawiadomić mieszkańców okolicznych wiosek o śmierci świętego pustelnika. Stała się jednak rzecz niezwykła: otóż wszyscy okoliczni mieszkańcy otrzymali tego dnia wewnętrzne przekonanie o narodzeniu się o. Charbela dla nieba. Młodzi mężczyźni wyruszyli z łopatami, aby odgarnąć śnieg, by można było dotrzeć do eremu i przenieść ciało do klasztoru w Annai. “Straciliśmy błyszczącą gwiazdę, która swoją świętością ochraniała Zakon, Kościół i cały Liban” – napisał o. przeor. “Módlmy się, aby Bóg uczynił go naszym patronem, który będzie nas strzegł i prowadził przez ciemności ziemskiego życia”.

25 grudnia, w dzień Bożego Narodzenia, o. Charbel został pochowany we wspólnym zakonnym grobie. W pierwszą noc po pogrzebie zauważono nad miejscem pochówku zakonnika oślepiające, tajemnicze światło, widoczne w całej dolinie, które świeciło nieustannie przez 45 nocy od dnia pogrzebu. Fakt ten wywołał wielkie poruszenie w całej okolicy. Tysiące chrześcijan i muzułmanów przybywało do grobu, aby zobaczyć to osobliwe zjawisko. Niektórym z przybyłych udało się otworzyć grób i zabrać ze sobą jako relikwię kawałek ubrania czy kilka włosów z brody eremity. Patriarcha maronitów, poinformowany o tym, co się działo przy grobie pustelnika, ze względów bezpieczeństwa nakazał przeniesienie ciała do klasztoru. Grób o. Charbela został otwarty w obecności lekarza i innych urzędowych świadków. Była w nim woda z mułem, ale zwłoki świętego pustelnika pozostały nienaruszone. Po wyjęciu z grobu ciało poddano badaniom; stwierdzono, że nie miało ono najmniejszych śladów pośmiertnego rozkładu i wydzielało wspaniały zapach oraz płyn nieznanego pochodzenia (pewien rodzaj surowicy z krwią). Do dnia dzisiejszego płyn ten wypływa z ciała Świętego i jest znakiem Chrystusowej mocy uzdrawiania. Ciało o. Charbela zostało obmyte, ubrane w nowe szaty i włożone do otwartej trumny, która została złożona w klasztornym schowku, niedostępnym dla wiernych. Co dwa tygodnie zakonnicy musieli zmieniać szaty na ciele o. Charbela z powodu nieustannie wydzielającego się płynu.

Dopiero 24 lipca 1927 r. ciało eremity zostało włożone do metalowej trumny i przeniesione do marmurowego grobowca w kościele klasztornym. Ponieważ w 1950 r. z tego grobowca zaczął obficie wyciekać tajemniczy płyn, patriarcha Kościoła maronickiego wydał polecenie otwarcia grobu i ekshumacji zwłok. Dokonano tego w obecności komisji lekarskiej, przedstawicieli Kościoła oraz władz cywilnych. Oczom zebranych ukazał się niesamowity widok: ciało świętego pustelnika wyglądało tak, jak w chwili śmierci – było zachowane w idealnym stanie. Tajemniczy płyn nieustannie wydzielający się z ciała całkowicie skorodował metalową trumnę i przedziurawił marmur grobowca. Po obmyciu i ubraniu w nowe szaty zwłoki św. Charbela zostały przez kilka dni wystawione na widok publiczny, a później w nowej trumnie złożone do grobowca i zacementowane. Tego roku zanotowano w Annai rekordową liczbę cudownych uzdrowień i nawróceń. Klasztor w Annai stał się celem pielgrzymek nie tylko dla chrześcijan, ale także dla muzułmanów oraz przedstawicieli innych wyznań.

7 sierpnia 1952 r. nastąpiła ponowna ekshumacja zwłok o. Charbela w obecności patriarchy syryjskokatolickiego, biskupów, pięciu profesorów medycyny, ministra zdrowia i innych obserwatorów. Ciało świętego eremity było nienaruszone, ale zanurzone w tajemniczym płynie, który się nieustannie z niego wydobywał. Ponownie wystawiono je na widok publiczny od 7 do 25 sierpnia tego roku. Różnymi sposobami próbowano powstrzymać wydzielanie się płynu ze zwłok, między, innymi usunięto z nich żołądek i jelita, ale wszystkie te zabiegi okazały się nieskuteczne. Ludzkie działania nie były w stanie powstrzymać Bożej mocy działającej w ciele świętego eremity.

Znany libański prof. medycyny Georgio Sciukrallah w ciągu 17 lat 34 razy szczegółowo badał ciało św. Charbela. Naukowiec tak podsumował swoje kilkunastoletnie analizy: “Ile razy badałem ciało Świętego, zawsze ze zdumieniem stwierdzałem, że było ono nienaruszone, giętkie, jakby było zaraz po śmierci. To, co szczególnie mnie zastanawiało, to płyn nieustannie wydzielający się z ciała. Podczas moich wielu wyjazdów konsultowałem się z profesorami medycyny w Bejrucie i w różnych miastach Europy, ale nikt z nich nie potrafił mi tego wyjaśnić. Jest to rzeczywiście zjawisko jedyne w całej historii. Gdyby ciało wydzielało tylko 3 gramy płynu dziennie – a w rzeczywistości wydzielało kilka razy więcej – to wtedy w ciągu 66 lat łączna jego waga wynosiłaby 72 kilo, czyli o wiele więcej aniżeli waga całego ciała. Z naukowego punktu widzenia jest to zjawisko niewytłumaczalne, gdyż w ciele człowieka znajduje się około 5 litrów krwi i innych płynów. Opierając się na dotychczasowych badaniach, doszedłem do przekonania, że ciało św. Charbela zachowuje się w stanie nienaruszonym, wydzielając tajemniczy płyn, dzięki interwencji samego Boga”.

W 1965 r. o. Charbel został beatyfikowany, a 9 października 1977 r. kanonizowany na placu św. Piotra w Rzymie przez Ojca św. Pawła VI. Nikt nie sfotografował św. Charbela ani nikt nie namalował za życia jego portretu. 8 maja 1950 r. wydarzyła się rzecz niezwykła: otóż kilku misjonarzy maronitów zrobiło sobie grupowe zdjęcie przed grobem świętego pustelnika. Po wywołaniu fotografii okazało się, że znalazła się na niej dodatkowa, tajemnicza postać mnicha. Dopiero starsi zakonnicy rozpoznali w niej o. Charbela. Od tej pory na podstawie tego właśnie zdjęcia maluje się portrety świętego pustelnika.

Święty Charbel przykładem swojego życia i nieustannym wstawiennictwem u Boga apeluje do nas, abyśmy codziennie, z odwagą i w sposób bezkompromisowy, zmierzali do szczęścia wiecznego w niebie. A prowadzi tam tylko jedna droga, na którą zaprasza nas Jezus: “Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je” (Mk 8, 34-35). Patrząc na przykład św. Charbela, nie bójmy się iść drogą umartwienia, zaparcia się siebie, śmierci dla grzechu, aby całkowicie jednoczyć się z Chrystusem – Źródłem Miłości – przez wytrwałą modlitwę, sakramenty pokuty i Eucharystii oraz ofiarną miłość bliźniego.
Ks. Mieczysław Piotrowski TChr
źródło: “Miłujcie się!” 2006

http://www.jp2w.pl/pl/34391/0/Sw._Charbel.html

Zanurzony w Bogu

Duchowość tego pustelnika była bardzo prosta: żył i działał w duchu Ewangelii. Pocieszał ludzi, którzy garnęli się do niego, dzieląc się swymi krzyżami i troskami, ale nade wszystko miał czas dla Boga samego, On był na pierwszym miejscu w jego życiu. Każdego dnia długo medytował nad słowem Bożym oraz spędzał wiele godzin, adorując Najświętszy Sakrament.

Promieniując radością, Charbel przypominał każdemu człowiekowi o najważniejszym powołaniu: by żyć w przyjaźni z Bogiem podczas ziemskiej pielgrzymki, tak by po śmierci cieszyć się Jego obecnością w niebie. Ten ubogi eremita przede wszystkim swoim życiem uczył maronickich katolików, jak oceniać różne wydarzenia ludzkiej egzystencji z punktu widzenia wieczności. Kiedy w 1860 r. w krótkim czasie fanatyczne bojówki muzułmanów wymordowały ponad 20 tysięcy chrześcijan, libański mnich pomagał uciekinierom i nawoływał ich do jeszcze większej modlitwy i pokuty w intencji nawrócenia nieprzyjaciół. Jedynie w powrocie do Boga widział możliwość pojednania i uzdrowienia bolesnych ran zadanych z nienawiści do uczniów Chrystusa.

Już za ziemskiego życia Charbela wielu ludzi dostrzegało skuteczność jego modlitwy oraz licznych umartwień. Kiedy w 1885 r. uprawy rolników niszczyła szarańcza, modlitwa świętego mnicha i pokropienie wodą święconą sprawiły, że owady odleciały, a plony zostały ocalone. Dzięki temu ludność mieszkająca blisko klasztoru uniknęła klęski głodu.

 

„Skuteczny” święty

Cudowne znaki nastąpiły zaraz po jego śmierci 24 XII 1898 r. Dzień po pogrzebie jego grób przez 45 kolejnych nocy otoczony był tajemniczym światłem widocznym w najbliższej okolicy. Kiedy po kilku miesiącach dokonano ekshumacji, stwierdzono, że ciało zakonnika nie uległo nawet najmniejszemu rozkładowi, zachowując plastyczność żywego człowieka. Zauważono przy nim obfitą ilość zmieszanego z krwią płynu, z którego unosił się bardzo miły zapach. W 1927 r. ciało Charbela złożono do sarkofagu, z którego w 1950 r. zaczął się wydobywać tajemniczy pachnący olejek mający cudowne działanie. Uznano szereg cudów potwierdzających uzdrowienia osób, które zetknęły się z tymi relikwiami w różnych częściach świata.

W opracowaniach o tym maronickim świętym znajduje się opis uzdrowienia tętnicy szyjnej pewnej kobiety. Lekarze nie podejmowali ryzyka przeprowadzenia niezwykle skomplikowanej operacji, chora zaś sama cały czas modliła się do św. Charbela, by wyprosił jej łaskę uzdrowienia. Pewnej nocy, jakby we śnie, widziała świętego eremitę z zakonnikiem, jak rozcinają jej szyję, docierając do chorej tętnicy. Jakież było zdumienie jej męża, który o świcie zobaczył żonę pokrytą krwią, z dwiema zaszytymi ranami. Lekarze uznali, że nigdy nie widzieli tak doskonale założonych szwów. Miejscowy kapłan radził uzdrowionej kobiecie zmianę miejsca zamieszkania, by nie wzbudzała wśród ludzi sensacji. Wtedy ponownie ukazał się jej we śnie św. Charbel, zachęcając, by pozostała, dając świadectwo innym o wielkich dziełach Boga.

Papież Paweł VI w 1965 r. dokonał beatyfikacji świątobliwego mnicha, która sprawiła, że stał się on bardziej znany także poza Libanem. Akt kanonizacji w roku 1977 uczynił go współczesnym wzorem dla całego Kościoła. Do klasztoru, w którym złożono jego ciało – do dziś w całości zachowane – przybywają każdego roku tysiące pielgrzymów, by prosić Boga o cud uzdrowienia za jego wstawiennictwem.

Niezwykła jest historia związana z fotografią świętego. Kiedy kilku misjonarzy maronitów w 1950 r. udało się, by pomodlić się przy jego grobie, poprosili, by ktoś zrobił im pamiątkowe zdjęcie. Jakież było ich zdziwienie, kiedy po jego wywołaniu na zdjęciu zobaczyli mnicha z białą brodą, w którym najstarsi zakonnicy rozpoznali św. Charbela. To powiększone zdjęcie umieszczono w Bazylice św. Piotra podczas uroczystej beatyfikacji i kanonizacji. Z oblicza eremity emanuje niezwykły pokój człowieka całkowicie przemienionego miłością Boga.

http://www.ampolska.co/Artykuly/Swieci-i-blogoslawieni/art-803-Sw-Charbel-Eremita-z-Libanu.htm

Polski film o libańskich świętych

“Kręciliśmy przez tydzień. Największym problemem technicznym była bariera językowa; przy wywiadach potrzebowałem szybkich tłumaczeń z arabskiego. Byliśmy w wielu miejscach, przeprowadziliśmy mnóstwo rozmów, m.in. z patriarchą Antiochii, który stał się przewodnikiem tego filmu. Pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie. Wozili nas ojcowie maronici, “wspinaliśmy” się – na szczęście busem – krętymi drogami, wąwozami i zboczami, często we mgle, na wysokość 2 tys. metrów, do lasów cedrowych.”

ROZMOWA z ks. JAROSŁAWEM CIELECKIM, dyrektorem agencji informacyjnej Vatican Service News – o filmie dla papieża.
Dlaczego polski ksiądz pracujący i mieszkający we Włoszech kręci film o libańskich świętych? I dlaczego – akurat teraz?

– Ten temat tkwił we mnie od kilku lat. Odkąd usłyszałem o libańskim świętym, ojcu Charbel, który w pewnym sensie jest odpowiednikiem europejskiego św. o. Pio, miałem zamiar nakręcić o nim film. Próbowałem przekazywać scenariusz w różne miejsca, ale wciąż nie mogłem znaleźć sponsorów. Pewnego razu rozmawiałem w Watykanie o moich planach z kardynałem Ivanem Diasem, b. prefektem do spraw ewangelizacji narodów, z którym od kilku miesięcy współpracuję i który stał się dla mnie duchowym przewodnikiem. Przyniósł on relikwie św. Charbela i modliliśmy się wspólnie. Mówił, że jeśli taka będzie wola Boża, to zrobię ten film. Ale z banku, do którego m.in. zwracałem się o sponsorowanie, przyszła negatywna odpowiedź. Posmutnieliśmy; widocznie nie ma takiej woli Bożej… Kilka dni później, gdy byłem na północy Włoch, gdzie przewodniczę wspólnocie, kardynał zadzwonił, bym natychmiast skontaktował się z jednym z ojców maronitów, o. Elja, z głównej postulacji świętych maronitów w Rzymie. Bardzo zainteresował się moim projektem, uznając, że byłby to wspaniały dar dla papieża. Uniwersytet w Bejrucie podjął się sfinansowania filmu. Ale w Libanie zbierały się jeszcze komisje, które miały podjąć ostateczną decyzję. Była już połowa lipca. Przed wyjazdem z Rzymu do Polski, odprawiając mszę św. przy grobie bł. Jana Pawła II, gorąco Go prosiłem, żeby sprawa się rozstrzygnęła. Dojechałem do Wadowic i gdy – jeśli tak można powiedzieć – zniecierpliwiony, że decyzji wciąż nie ma, odchodziłem od pomnika Jana Pawła II, dostałem wiadomość na “tak”. Trzeba było się bardzo śpieszyć. Zaprosiłem do realizacji ekipę z Gdańska, dysponującą bardzo dobrym sprzętem i 21 lipca z Berlina polecieliśmy do Bejrutu.

Jak długo trwały zdjęcia? Na jakie problemy napotykał Ksiądz jako reżyser?

– Kręciliśmy przez tydzień. Największym problemem technicznym była bariera językowa; przy wywiadach potrzebowałem szybkich tłumaczeń z arabskiego. Byliśmy w wielu miejscach, przeprowadziliśmy mnóstwo rozmów, m.in. z patriarchą Antiochii, który stał się przewodnikiem tego filmu. Pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie. Wozili nas ojcowie maronici, “wspinaliśmy” się – na szczęście busem – krętymi drogami, wąwozami i zboczami, często we mgle, na wysokość 2 tys. metrów, do lasów cedrowych. Byliśmy też w klasztorze św. Franciszka, gdzie przez 45 dni przebywał Juliusz Słowacki. Ponieważ niektóre sceny są fabularyzowane, potrzebny był ktoś podobny do o. Charbel. Dowiedziałem się, że w górach mieszka 90-letni zakonnik, który wygląda prawie tak samo, ale nigdy nie pozwala się filmować. Pojechaliśmy tam i udało mi się namówić go do zagrania w filmie – dla Ojca Świętego. Najwięcej scen kręciliśmy w Annaya, gdzie żył św. Charbel i gdzie znajduje się jego grób. Przybywają tam rocznie 4 miliony pielgrzymów (czyli tylu, ile liczy ludność Libanu!). Zarejestrowanych cudów za jego wstawiennictwem jest już ponad 27 tysięcy.
Kim był ojciec Charbel?

– Św. Charbel urodził się w 1828 roku w maronickiej wiosce. Mając 23 lata, wstąpił do zakonu, skończył studia teologiczne i filozoficzne, a po święceniach został wysłany do klasztoru maronitów w Annaya. Po 23 latach życia we wspólnocie zamieszkał w pustelni, na wysokości 1400 m n.p.m. Jego cela miała 6 m kw. Był w niej materac, stół, kamień służący za krzesło, lampa oliwna oraz książki do modlitwy. Jadał raz dziennie, proste potrawy, bez mięsa i owoców. Pił tylko wodę. Gdy zmarł w 1898 r., nad jego grobem zaczęło pulsować w nocy światło jaśniejsze niż dzienne. Gdy wydobyto i otwarto trumnę, okazało się, że ciało jest nienaruszone. W takim stanie pozostało aż do dnia beatyfikacji, tj. do 5 grudnia 1965 roku. Trumnę św. Charbela otwierano kilkakrotnie, ostatni raz na rok przed kanonizacją, która nastąpiła 9 października 1977 roku. Wtedy, po uniesieniu wieka, ukazały się kości koloru czerwonego. Kanonizacja nastąpiła po zatwierdzeniu cudu uzdrowienia kobiety chorej na raka. Należy zauważyć, że wśród wielu osób, które doznały cudu za wstawiennictwem św. Charbela, znajdują się prawosławni, muzułmanie, wyznawcy innych religii, jak również niewierzący.

Czy rozmawiał Ksiądz z kimś, kto doznał uzdrowienia?
– Tak – z Nohat Al Hami, która przyjeżdża na grób św. Charbela 22. dnia każdego miesiąca. W 1993 roku doznała wylewu i paraliżu lewej strony ciała. Jej syn udał się do klasztoru w Annaya, by prosić św. Charbela o wstawiennictwo, a jedna z jej córek przyłożyła ziemię z grobu świętego do szyi matki. Nohat we śnie zobaczyła dwóch mnichów. Jednym z nich był ojciec Charbel. Zoperował ją. Jak mówi kobieta, ten sen był bardzo rzeczywisty. Kiedy się obudziła, siedziała na łóżku, tak jak widziała się we śnie, mogła normalnie ruszać lewym ramieniem i nogą. Kiedy podeszła do lustra, zobaczyła po dwóch stronach szyi 12-centymetrowe cięcia, z których wychodziła nić chirurgiczna. Św. Charbel przyszedł do niej we śnie po raz drugi. Powiedział: “Zostawiłem ci te cięcia na szyi z woli Bożej, aby wszyscy, którzy je będą widzieć, zwłaszcza ci, którzy są daleko od Boga i Kościoła, wrócili na drogę wiary. Proszę cię, abyś 22. każdego miesiąca, na pamiątkę twojego uzdrowienia, udawała się do pustelni i byś tam uczestniczyła w mszy świętej. Tam bowiem jestem zawsze obecny”. Od tego dnia Nohat co miesiąc przybywa do pustelni i tam właśnie z nią rozmawiałem. Na jej szyi do dzisiaj widać czerwone blizny, które jednak już nie krwawią jak dawniej.

Czy film będzie tylko o tym świętym?
– Przede wszystkim, ale będzie mówił również o trojgu innych znanych na całym świecie świętych. Są nimi św. Nimatulla, św. Rafqa oraz bł. Stefan. Przedstawi również sytuację Kościoła w Libanie.

Liban kojarzy się nam z walkami, z brakiem stabilizacji i niebezpieczeństwem. Czy odczuwaliście to podczas pobytu w tym kraju?

– Widzieliśmy wprawdzie wojsko, fortyfikacje, ale nie było niebezpiecznych sytuacji. W oczy rzuca się duża dysproporcja między bogatymi a biednymi i wielka religijność. Mówił też o niej nuncjusz papieski, którego znam z Rzymu i który bardzo mnie wspierał, gdy uruchamiałem VSN. Spotkaliśmy się z nim w nuncjaturze, widziałem, że bardzo cieszy się z tego, co robimy. Filmem zainteresował się też ambasador Polski w Libanie, który obiecał nawet pomoc przy zorganizowaniu muzyki do niego. Jest to tym bardziej obiecujące, że dyrygentem Filharmonii w Bejrucie jest Polak.

Kiedy papież odwiedzi Liban?
– Będzie tam od 14 do 16 września. Dla tamtejszych chrześcijan ma to ogromne znaczenie, wyczekują go z niecierpliwością. Chrześcijanie stanowią w Libanie około 40 procent ludności – większość z nich to maronici, którzy przyjęli imię od św. Marona Pustelnika, żyjącego w IV wieku. Utworzył on Katolicki Kościół Wschodni, nigdy nie odłączony od Kościoła rzymskiego.

Na jakim etapie jest teraz realizacja filmu?
– Z Bejrutu pojechałem prosto do Gdańska i tam pracujemy przy montażu. Pod koniec sierpnia, w Warszawie, zostanie udźwiękowiony. Nagrany będzie w 4 wersjach językowych: po włosku, hiszpańsku, angielsku i francusku. Chcę jak najszybciej przygotować też wersję polską. Jest co robić, bo film będzie trwał ponad godzinę – ważne jest to, że maronici dali mi pełną swobodę działania. Gotowy film – 1000 egzemplarzy na DVD, z papieskim herbem – najpierw zawiozę do Rzymu. Stamtąd, już na pokładzie papieskiego samolotu, zostanie przewieziony do Libanu; otrzyma go najbliższe otoczenie Benedykta XVI, dziennikarze. Ja sam mam go osobiście wręczyć Ojcu Świętemu w nuncjaturze. Już sama świadomość tego i fakt, że w jakimś stopniu wpisuję się w historię Libanu sprawia, że to jeden z ważniejszych momentów mojego życia.

Rozmawiała BARBARA ROTTER-STANKIEWICZ

http://polskiecedry.blogspot.com/2012/09/polski-film-o-libanskich-swietych.html

zamówienia na: www.religijna.pl, tel 12 292 68 69, e- mail: klub@religijna.pl

Św. Charbel. Orędzia z Nieba

1_21_110

  • Wydawca: Wydawnictwo AA – Kraków
  • ISBN: 978-83-7864-288-6
  • Rodzaj okładki: Miękka
Opis
W lipcu 1995 roku podczas wspomnienia świętego Charbela Raymond Nader inżynier elektronik i dyrektor libańskiej telewizji katolickiej Tl-Lumire przeżył nadzwyczajne doświadczenie. Na końcu procesji do klasztoru Annaya zobaczył starego księdza którego nie znał. Zbliżył się do niego… Wtedy w głowie Raymonda zabrzmiał głos księdza przekazującego mu ważny komunikat Było to pierwsze z serii orędzi przypisywanych świętemu Charbelowi. Raymond Nader przedstawił orędzia hierarchom Kościoła i za ich zgoda rozpowszechnia je po całym świecie. Są one ostrzeżeniem przed zagłada oraz wezwaniem do modlitwy pokuty i miłości bliźniego w celu budowania cywilizacji miłości. (Rh)
cena 14,90
http://gloria24.pl/sw-charbel-oredzia-z-nieba?a=002254

Św. Charbel. Mnich cudotwórca Życie, cuda, orędzia, modlitwy

Patrizia Cattaneo

1_12_32

  • Wydawca: Wydawnictwo AA
  • Rok wydania: 2013
  • ISBN: 978-83-7864-232-9
  • Format: 130×190
  • Stron: 128
  • Rodzaj okładki: Miękka
Opis

Nikt nigdy nie widział twarzy Charbela po jego wstąpieniu do klasztoru, z wyjątkiem, oczywiście, jego współbraci. Za życia nikt go nigdy nie portretował ani nie fotografował. Zawsze opuszczony na oczy kaptur i całkowite wycofanie się ze świata zasłaniały jego tajemniczą twarz. Dnia 8 maja 1950 roku, to znaczy pół wieku po jego śmierci, akurat był to dzień jego urodzin (8 maja 1823 roku), czterej misjonarze maronici, którzy przybyli z Kraim do Annaya, zrobili sobie grupowe zdjęcie razem ze stróżem grobu. Podczas wywoływania zdjęcia fotograf zauważył w centrum fotografi i szóstą tajemniczą osobę: mnicha z białą brodą, widocznego do połowy klatki piersiowej, z kapturem na głowie i opuszczonymi oczami. Eksperci wykluczyli fotomontaż. Starsi mnisi rozpoznali w nim ojca Charbela, wyglądajacego dokładnie tak, jak w ostatnich dniach życia. Od tego czasu wszystkie portrety świętego są kopiami tej cudownej pośmiertnej fotografii, włącznie z oficjalnym wizerunkiem przedstawionym światu na Placu Św. Piotra w Rzymie z okazji jego kanonizacji, w dniu 9 października 1977 roku.

Życie, cuda i nadprzyrodzone wydarzenia w życiu jednego z największych cudotwórców pośród świętych Kościoła: maronickiego mnicha i pustelnika Charbela Makhluofa, żyjacego w XIX wieku na terenie Libanu. Przez czterdzieści dni po jego śmierci jego ciało emanowało olśniewającym światłem, wydzielało litry cudownej substancji, która kilka razy zniszczyła trumne i kamien nagrobny. Ciało świetego pozostało elastyczne i nie ulegało rozkładowi aż do beatyfikacji! Św. Charbel został kanonizowany przez papieża Pawła VI w 1977 roku. Cuda nadal trwaja, do klasztoru w Annaya co roku pielgrzymują dziesiątki tysięcy osób z całego świata. Wiele z nich doznaje uzdrowienia z różnych chorób ciała i ducha…

Niemożliwe jest wyszczególnienie wszystkich nadzwyczajnych pojawień się świętego Charbela Makhloufa od jego śmierci do dzisiaj. Do klasztoru Annaya przyszło ponad 6000 świadectw uzdrowień, jest to tylko niewielka część łask otrzymanych za jego wstawiennictwem. Uzdrowień fizycznych, ale przede wszystkim duchowych. Około dzięsieciu procent z nich otrzymały osoby nieochrzczone. (…) Święty Charbel Makhlouf, wyjątkowy lekarz, uzdrawia ciało metodami wyjątkowymi i zdumiewającymi, przynajmniej dla hagiografii zachodniej. Niektórzy chorzy zostali przez niego wprost zoperowani i otrzymali niezniszczalne oznaki jego interwencji, jak blizny na szyi Nouhady Al-Chami. Inni zaś odzyskali zdrowie bez „dodatkowych znaków”. Z taką samą skutecznością leczy on dusze i przybliża je do Pana. W klasztorze Annaya, przy grobie Świętego, Sakrament Spowiedzi jest udzielany nieustannie i wielu pielgrzymów, po latach oddalenia, powraca do ponownego odkrycia przyjaźni z Bogiem.
fragment książki

Cudowne uzdrowienia wybrane do beatyfikacji i kanonizacji

Spośród tysięcy cudownych uzdrowień przypisywanych wstawiennictwu św. Charbela trzy zostały wybrane do zakończenia procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego.

W 1936 r. trzydziestoletnia siostra zakonna Maria Abel Kamari ciężko zachorowała – doznała rozległego owrzodzenia żołądka. Po dwóch operacjach nie było żadnej poprawy – kobieta dalej nie mogła jeść, ponadto nastąpiło u niej odwapnienie kości, straciła zęby, a jej prawa ręka została sparaliżowana. W 1942 r. problemy żołądkowe siostry Marii nasiliły się do tego stopnia, że już nawet nie wstawała z łóżka, gdyż istniało stałe niebezpieczeństwo śmierci. Po przyjęciu sakramentu namaszczenia chorych zakonnica zaczęła gorąco się modlić o powrót do zdrowia za wstawiennictwem św. Charbela. Na jej usilną prośbę 11 lipca 1950 r. zawieziono ją do grobu Świętego Pustelnika. Kiedy s. Maria dotknęła grobu, poczuła w całym swoim ciele jakby elektryczny wstrząs. Otarła wtedy chusteczką tajemniczy płyn, który wypływał z ciała św. Charbela i przenikał przez marmurowy sarkofag. I kiedy potarła mokrą tkaniną chore części ciała, natychmiast wstała o własnych siłach z noszy i zaczęła normalnie chodzić. Widząc to, zgromadzeni ludzie z wielką radością zaczęli krzyczeć, że stał się cud. Od tego momentu kobieta została całkowicie uzdrowiona, co potwierdziły późniejsze szczegółowe badania lekarskie.

Iskander Obeid był kowalem. W 1925 r. podczas pracy w kuźni odłamek metalu poważnie uszkodził jego prawe oko. Dziwnym zbiegiem okoliczności w roku 1937, również w czasie pracy, to samo oko zostało tak mocno zranione, że mężczyzna przestał nim w ogóle widzieć. Lekarze zdecydowali się wówczas na jego usunięcie. Pomimo tego, że Iskander odczuwał nieustanny ból uszkodzonego oka, nie zgodził się, aby je usunięto. W 1950 r. zaczął żarliwie się modlić o uzdrowienie za wstawiennictwem św. Charbela. Pewnej nocy w czasie snu zobaczył Świętego Pustelnika, który prosił go, aby udał się z pielgrzymką do jego grobu w klasztorze Annaya. Iskander zdecydował się tam pojechać 18 października 1950 r. Gdy dotarł na miejsce, ból oka tak bardzo się nasilił, że z tylko z wielkim trudem mógł go znosić. Po spowiedzi i przyjęciu Jezusa w Komunii św. Iskander długo się modlił przy grobie św. Charbela. W nocy przyśnił mu się Święty Pustelnik, który go pobłogosławił. Kiedy rano się obudził, stwierdził ku swojej wielkiej radości, że doskonale widzi na prawe oko, a ból całkowicie ustał. Komisja lekarska potwierdziła fakt całkowitej, cudownej regeneracji uszkodzonego oka Iskandra Obeida.

Mariam Assai Awad, Syryjka mieszkająca w Libanie, dowiedziała się, że jest chora na raka żołądka, gdy nastąpiły już przerzuty na jelita i gardło. Operacje w 1963 i 1965 r. nic nie pomogły. Z medycznego punktu widzenia Mariam nie miała żadnych szans na wyleczenie, została więc wypisana ze szpitala, aby mogła umierać w swoim domu. Chora zaczęła wtedy wzywać pomocy św. Charbela. Pewnej nocy w 1967 r. przed zaśnięciem gorąco pomodliła się za wstawiennictwem św. Charbela o swoje całkowite uzdrowienie. I kiedy obudziła się rano, stwierdziła, że wszystkie symptomy jej choroby zniknęły. Lekarze z miejscowego szpitala przeżyli prawdziwy szok, kiedy zobaczyli Mariam poruszającą się o własnych siłach. Szczegółowe badania potwierdziły, że kobieta została w niewyjaśniony sposób całkowicie uzdrowiona.

Cudowne znaki w Rosji

Anatolij Bajukanski, naczelny redaktor rosyjskiego miesięcznika Lekar, po raz pierwszy dowiedział się o św. Charbelu po przeczytaniu artykułu w białoruskim czasopiśmie Odkrywca. Autor pisał, że święty z Libanu uzdrawia z różnych chorób oraz pomaga ludziom odkryć i przyjąć skarb chrześcijańskiej wiary. W 1997 r. red. Bajukanski zdecydował się opublikować w swoim piśmie artykuł o św. Charbelu, wraz z jego fotografią. Odzew czytelników Lekara był zadziwiający: z Rosji i z Białorusi napłynęło do redakcji przeszło 5000 listów ze świadectwami cudownych uzdrowień i różnych łask przypisywanych wstawiennictwu św. Charbela. Dla Bajukanskiego był tym bardziej zadziwiający fakt, że Rosjanie po okresie komunistycznej ateizacji nie są skłonni wierzyć w cudowne uzdrowienia, zwłaszcza przypisywane katolickiemu świętemu. W pięciu kolejnych wydaniach swego miesięcznika Anatolij opublikował zdjęcia św. Charbela oraz świadectwa uzdrowień dzięki jego wstawiennictwu. Czytelnicy pisali o uzdrowieniach z najróżniejszych nieuleczalnych chorób: zaawansowanych nowotworów, paraliżu, gangren, stanów całkowitej nieświadomości, śpiączki oraz z innych jeszcze, pomniejszych dolegliwości. Artykuły i książki Bajukanskiego o św. Charbelu nie zostały dobrze przyjęte przez wielu duchownych prawosławnych oraz rosyjskich dziennikarzy. Autora poddano ostrej krytyce za to, że propaguje kult katolickiego świętego, a niektórzy prawosławni księża nawoływali nawet wiernych do palenia obrazów św. Charbela.

Anatolij Bajukanski udał się wówczas z pielgrzymką do grobu św. Charbela. Zabrał ze sobą listy, które przesłali mu czytelnicy, aby położyć je na grobie świętego Pustelnika. Pielgrzymka ta bardzo umocniła go w wierze. Niemalże namacalnie doświadczył wówczas bliskości św. Charbela i jego cudownego wstawiennictwa u Boga, ponieważ wielu nieuleczalnie chorych czytelników Lekara zostało całkowicie uzdrowionych. Anatolij przekonał się wtedy, że wszystko staje się możliwe dla człowieka, który szczerze ufa i wierzy Bogu oraz modli się za wstawiennictwem świętych.

oprac. ks. Mieczysław Piotrowski TChr

www.saintcharbel-annaya.com

Modlitwa do św. Charbela

Święty Ojcze Charbelu, który wyrzekłeś się przyjemności światowych i żyłeś w pokorze i ukryciu w samotności eremu, a teraz przebywasz w chwale nieba, wstawiaj się za nami. Rozjaśnij nasze umysły i serca, utwierdź wiarę i wzmocnij wolę. Rozpal w nas miłość Boga i bliźniego. Pomagaj w wyborze dobra i unikania zła. Broń nas przed wrogami widzialnymi i niewidzialnymi i wspomagaj w naszej codzienności. Za Twoim wstawiennictwem wielu ludzi otrzymało od Boga dar uzdrowienia duszy i ciała, rozwiązania problemów w sytuacjach po ludzku beznadziejnych. Wejrzyj na nas z miłością, a jeżeli będzie to zgodne z wolą Bożą, uproś nam u Boga łaskę, o którą pokornie prosimy, a przede wszystkim pomagaj nam iść codziennie drogą świętości do życia wiecznego.

Amen.

Boże Ojcze Przenajświętszy,
który tak ogromnie ukochałeś człowieka,
że zesłałeś swojego jedynego Syna dla jego zbawienia (Rz 8,32),
i który zesłałeś mu na zawsze swojego Ducha Świętego,
aby objawił mu to wszystko, co musi poznać,
by stać się Twoim przybranym synem
i aby uznał Jezusa za Twojego Jedynego Syna.

Błagam cię o spełnienie mojej prośby…
w imię miłości, którą ślubowałeś człowiekowi
i  którą pragnę ofiarować Tobie
za wstawiennictwem Świętego Szarbela,
którego miłość do Ciebie była niezmierzona.

Albowiem człowiek jest zaproszony, by żyć
jako stworzony na Twój obraz i Twoje podobieństwo (Rdz 1,27).
Jest on przeznaczony do tego by być w Tobie i z Tobą (J 17,21),
by prosić w Twoje imię o wszystko, czego potrzebuje,
bo jedynie Ty jesteś zdolny do dania mu tego (J 16,23),
zwłaszcza jeśli błaga Cię przez wstawiennictwo
twojego ukochanego Świętego Szarbela.

Amen.

Źródło:http://szarbel.wordpress.com/category/2-modlitwy/

Dzień pierwszy

Cudami słynący Święty Ojcze Szarbelu, którego nieskalane ciało przezwyciężywszy rozkład, wydzielało woń niebiańską, przybądź ku nam na ratunek i uproś u Boga łaskę (…). Amen.

Święty Szarbelu módl się za nami.

Panie, który obdarzyłeś Św. Szarbela łaską wiary,  za jego wstawiennictwem proszę Cię o dar życia zgodnego z Twoimi przykazaniami i Ewangelią. Tobie chwała na wieki. Amen.

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Dzień drugi

Święty Szarbelu, Męczenniku życia monastycznego, który doświadczyłeś cierpienia, Ciebie Pan Jezus uczynił jasną lampą na drodze życia wielu ludzi. Uciekam się do Ciebie i proszę przez Twoje wstawiennictwo o łaskę (…). Ufam Tobie. Amen.

Święty Szarbelu, wazo wypełniona przyjemną wonią, proszę Cię, wstaw się za mną.

Boże, pełnio łaskawości, który zaszczyciłeś Św. Charbela łaską czynienia cudów, ulituj się nade mną i wysłuchaj prośby, którą za jego pośrednictwem przynoszę. Tobie chwała na wieki. Amen.

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Dzień trzeci

Święty Szarbelu miły, który lśnisz jak jasna gwiazda na nieboskłonie Kościoła Chrystusowego, rozjaśnij moją drogę i umocnij moją nadzieję. Proszę Ciebie  o łaskę (…). Proś o to Jezusa ukrzyżowanego, którego wiecznie wielbisz.  Amen.

Święty Szarbelu, wzorze cierpliwości i ciszy proszę Cię, wstaw się za mną.

Panie Jezu, który oczyściłeś duszę Św. Szarbela i wspomagałeś go w dźwiganiu jego krzyża, daj mi odwagę pokonywania życiowych trudności z cierpliwością i poddaniem Twojej Boskiej Woli, przez jego pośrednictwo. Tobie chwała na wieki. Amen.

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Dzień czwarty

Święty Szarbelu tkliwy, uciekam się do Ciebie z ufnością mego serca. Z mocą Twego wstawiennictwa u Boga, oczekuję łaski (…), o którą proszę. Okaż czułość swoją raz jeszcze.

Święty Szarbelu, ogrodzie cnót, wstaw się za mną.

Boże, który obdarowałeś Św. Charbela łaską podobania się Tobie, pomóż mi wzrastać w cnotach chrześcijańskich i okaż miłosierdzie nade mną, bym mógł sławić Cię na wieki wieków. Amen.

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Dzień piąty

Święty Szarbelu umiłowany przez Boga, oświeć mnie, pomóż mi i naucz mnie miłowania Boga. Pospiesz mi na ratunek. Wrażliwy Ojcze, błagam Cię o łaskę (…).

Święty Szarbelu, przyjacielu dźwigających krzyż, wstaw się za mną.

Boże, wysłuchaj naszych próśb  za wstawiennictwem Św. Szarbela. Ocal moje biedne serce i daj mi Twój pokój. Ukój niepokoje mojej duszy. Tobie chwała na wieki. Amen.

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Dzień szósty

Święty Szarbelu nasz możny pośredniku, proszę Cię, wyjednaj łaskę (…) o którą Cię proszę. Jedno Twoje słowo do Jezusa wystarczy aby zostały odpuszczone moje grzechy, aby zostało okazane mi miłosierdzie i wysłuchana moja prośba.

Święty Szarbelu, radości nieba i ziemi, wstaw się za mną.

Boże, który wybrałeś Św. Szarbela aby bronił nas przed Twoją karzącą ręką, za jego wstawiennictwem udziel łaski (…), dla Twojej większej chwały na wieki. Amen.

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Dzień siódmy

Święty Szarbelu umiłowany przez wielu, pomóż w naszej biedzie. Mam niezłomną nadzieję w Twoje wstawiennictwo u Boga. Proś o łaskę (…).

Święty Szarbelu, gwiazdo która prowadzisz zagubionych, wstaw się za nami.

Boże, moje niezliczone grzechy przeszkadzają Twojej Łasce w dotarciu do mnie. Udziel mi łaski żalu za moje grzechy. Proszę Cię o to za wstawiennictwem Św. Szarbela. Przywróć mi radość memu smutnemu sercu darowując o co proszę. Będący pełnią  łaskawości, Tobie chwała i dziękczynienie na wieki. Amen.

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Dzień ósmy

Święty Szarbelu, kiedykolwiek klękam na kolana, poszczę, wyrzekam się czegoś lub wzywam Boga, moja nadzieja i wiara wzrasta. Błagam Cię o łaskę (…).

Święty Szarbelu, posłuszny Woli Bożej, wstaw się za nami.

Jezu, źródło i wzorze pokoju, który podniosłeś umiłowanego Św. Szarbela do ewangelicznej doskonałości, uroczyście proszę Cie, udziel mi łaski przeżycia reszty życia zgodnego z Twoimi przykazaniami. Kocham Cię Boże, mój Zbawco. Amen

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Dzień dziewiąty

Święty Ojcze Szarbelu, zwracam się do Ciebie w ostatnim dniu Nowenny. Rozmowa z Toba jest pokarmem dla mego serca. Mam wielką nadzieję, że otrzymam od Jezusa łaskę, o którą proszę poprzez Twoje wstawiennictwo. Z głębi skruszonego serca obiecuję nigdy nie grzeszyć. Proszę Cię o (…).

Święty Szarbelu w koronie chwały, wstaw się za mną.

Panie, który wysłuchiwałeś modlitw Św. Szarbela i obdarzyłeś go łaską zjednoczenia z Tobą, zmiłuj sie nade mną w mojej niedoli. Ocal mnie od zła, z którym sobie nie radzę.
Tobie chwała i dziękczynienie na wieki. Amen.

Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario, Chwała Ojcu…

Źródło: http://szarbel.wordpress.com/category/2-modlitwy/

Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.

Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.

Ojcze z Nieba Boże , zmiłuj się nad nami.

Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.

Duchu Święty Boże, zmiłuj się nad nami.

Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

Święta Maryjo, Królowo Pustelników, módl się za nami.

Święty Szarbelu, módl się za nami.

Święty Szarbelu, żyjący Cudzie Boga

– Umocnij naszą wiarę.

Święty Szarbelu, Bohaterze pobożności, Miłości i Wiary,

Święty Szarbelu, czyste źródło zaspokajające wszelkie pra­gnienie,

Święty Szarbelu, lekarstwo uzdrawiające dusze i ciało,

Święty Szarbelu, hojny Dawco, przepełniający wszystko,

Święty Szarbelu, Pustelniku zdumiewającymi cudami sły­nący,

Święty Szarbelu, Wzgardzicielu wszelkich bogactw tego świata,

Święty Szarbelu, Baranku pokorny z sercem pełnym współ­czucia,

Święty Szarbelu, Aromacie drogocenny przenikający świat,

Święty Szarbelu, Wielki Sługo Najświętszego Sakramen­tu i Najświętszej Maryi Panny,

Święty Szarbelu, Przykładzie pobożności, zdumiewający

dwugodzinnym dziękczynieniem po przyjęciu Ciała Chry­stusa,

Święty Szarbelu, hojny Dawco napełniający błogosławień­stwami Stworzenia,

Święty Szarbelu, wonne kadzidło cedrów Libanu,

Święty Szarbelu, Światło Oświecające Kościół Boży,

Święty Szarbelu, Światłości wspaniała, którego grób przez 40 dni nadziemskim blaskiem jaśniał,

Święty Szarbelu, wdzięczny Powierniku wysłuchujący próśb Wiernych,

Święty Szarbelu, Niewinny i Posłuszny ponad wszelką chwalę,

Święty Szarbelu, Biedaku kochający i przyjmujący z mi­łością każde cierpienie,

Święty Szarbelu, Głosie wołający i budzący sumienia

Święty Szarbelu, doskonały wzorze dany ludzkości nasze­go stulecia,

Święty Szarbelu, Aniele w naturze człowieka,

Święty Szarbelu, bezcenny Klejnocie Zakonów,

Święty Szarbelu, Skarbie nasz i wieczna chlubo.

Baranku Boży… (3x)

P. Módl się za nami św. Szarbelu, wielki Pustelniku Boga

W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Módlmy się:

Boże, Ty św. Szarbela, kapłana i pustelnika porwałeś i zra­ niłeś pięknością Swojego Oblicza już tu na ziemi, przez co stał się mocarzem ducha i heroicznym wzorem modlitwy oraz pokuty. Dzięki Kościołowi, Mistycznemu Ciału Chrystusa był w nieustannym zjednoczeniu ze swoim Panem i z ludźmi, poprzez okazywane im Miłosierdzie.

Spraw, prosimy, abyś za jego wstawiennictwem zaszczepił w nasze serca zrozumienie dla ważności życia duchowego, pragnienie zadośćuczynienia oraz tego, co jest ko­nieczne dla naszego uświęcenia i zbawienia, ponieważ nie potrafimy go tak doskonale naśladować w samotności, umartwianiu i sposobach uświęcania się. Wszechmocny, wieczny Boże, który dałeś nam w osobie św. Szarbela wzór jak mamy nieustannie realizować i doceniać życie nadprzyrodzone, a także potrzebę pokory i wyrzeczenia się, racz nam udzielić za jego wstawiennictwem łaski o którą Cię prosimy. Przez Chrystusa, Pana naszego.

Amen.

Źródło:http://szarbel.wordpress.com/category/2-modlitwy/

Ostatnia modlitwa św. Szarbela przed śmiercią.

Ojcze Prawdy, oto Twój Syn,
Ofiara, która Tobie się podobała.
Przyjmij jego śmierć za mnie.
Dzięki niej ja będę ułaskawiony.
Oto ofiara.
Przyjmij ją z moich rąk
A będę pojednany z Tobą.
Pamiętaj nie tylko grzechy, które popełniłem
Przed Twoim Majestatem.
Oto krew, która rozkwitła na Golgocie
Dla mojego zbawienia i modli się za mnie.
Zważ na to,
Przyjmij moje błagania.
Mam na sumieniu wiele grzechów,
Ale Twoje miłosierdzie jest wielkie.
Jeśli położysz je na wagę,
Twoje dobro będzie więcej ważyło
Niż góry największe.
Nie zważaj na moje grzechy,
Ale raczej na to, co zostało złożone za nie.
Na ofiarę i poświęcenie
Są większe one niż przestępstwa.
Bo zgrzeszyliśmy.
Jego przebiły gwoździe i włócznia.
Jego cierpienia są wystarczające, by zbawić nas.
Mam żyć według nich.
Chwała Ojcu, który posłał swego Syna dla nas.
Chwała niech bedzie Synowi, który wyswobodził nas i zapewnił nam zbawienie.
Błogosławiony Ten, który przez Swoją miłość dał życie wszystkim.
Jemu niech będzie chwała.

Źródło:http://szarbel.wordpress.com/category/2-modlitwy/

 

http://mocmodlitwy.blox.pl/tagi_b/437592/Sw-Charbel.html

 

28 lipca
Błogosławiony Jan Soreth, prezbiter
Błogosławiony Jan Soreth
Jan Soreth urodził się w Normandii w 1394 roku. Jako młodzieniec wstąpił do zakonu karmelitańskiego i złożył śluby zakonne. Był magistrem teologii oraz rektorem studiów w Paryżu. Został także prowincjałem prowincji francuskiej. W roku 1451 wybrano go na przełożonego generalnego zakonu; urząd ten pełnił aż do śmierci. Odnowił życie zakonne. W jednym ze swoich dzieł wspaniale objaśnił Regułę karmelitańską. W 1462 roku poprawił konstytucje i wydał je drukiem. Przyczynił się do powstania żeńskiej gałęzi zakonu oraz uformowania Trzeciego Zakonu Karmelitańskiego.
Zmarł w opnii świętości w wieku 77 lat 25 lipca 1471 roku w Angers (zachodnia Francja). Beatyfikował go papież Pius IX w roku 1866.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-28c.php3
28 lipca
Święta Alfonsa Muttathupadathu
od Niepokalanego Poczęcia, zakonnica
Święta Alfonsa od Niepokalanego Poczęcia Anna Muttathuopadathu urodziła się 19 sierpnia 1910 r. w Kudumalorze w Kerali (Indie). Od narodzin jej życie było naznaczone cierpieniem. Dzieciństwo spędziła u dziadków. W 1920 r. zamieszkała u swojej ciotki Anny Murickal, która okazała się kobietą bardzo surową i despotyczną. Ciotka starała się nakłonić Annę do małżeństwa, odwodząc ją od pójścia do zakonu. Anna wykazała się jednak ogromną siłą ducha i nie uległa namowom opiekunki.
Nawiązała kontakt z Klaryskami od Wieczystej Adoracji. W 1928 r. rozpoczęła u nich postulat, przyjmując imię Alfonsa od Niepokalanego Poczęcia. Śluby zakonne złożyła 12 sierpnia 1936 r.
Przez większość życia zakonnego znosiła ciężkie choroby i cierpienia duchowe, ofiarując je Najświętszemu Sercu Jezusa. Nigdy się nie skarżyła. Zmarła 28 lipca 1946 r. w Bharananganam. Jej wstawiennictwu przypisywana jest seria cudownych uzdrowień, do których dochodziło wśród modlących się u jej grobu. W corocznych pielgrzymkach na grób św. Alfonsy biorą udział katolicy, muzułmanie, a także Hindusi.
Święty Jan Paweł II beatyfikował ją, jako pierwszą Hinduskę, 8 lutego 1986 r., podczas swojej podróży apostolskiej do Indii. Papież Benedykt XVI kanonizował ją w Rzymie 12 października 2008 r.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-28e.php3
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Dol, w Bretonii – św. Samsona, biskupa i opata. Pochodzić miał z Walii. Wcześnie znalazł się wśród mnichów iroszkockich. Przybywszy na półwysep bretoński, działał zarówno w charakterze przełożonego mniszej wspólnoty, jak i biskupa nastawionego na działalność misyjną; w owych czasach nie należało to do wyjątków. Zmarł około roku 565.

W Tonkinie, w Indochinach – bł. Melchiora Garcia Sampedro, męczennika. Pochodził on z hiszpańskiej prowincji Oviedo. Z niemałym trudem odbył swe studia, po czym wstąpił do dominikanów. Posłano go na Filipiny, a następnie do Annamu. Gdy wybuchło prześladowanie, wyniesiono go do godności biskupiej i mianowano pomocnikiem wikariusza generalnego. Wycierpiawszy wiele w więzieniu, został ścięty w roku 1858. Beatyfikował go w roku 1951 Pius XII.

oraz:

św. Akacjusza, męczennika (+ ok. 310); bł. Antoniego della Chiesa, zakonnika (+ 1459); świętych męczenników Nazariusza i Celsa (+ III w.)

IMIENINY 28 LIPCA

Innocenta

Innocenta imieniny obchodzi: 17 kwietnia, 22 czerwca, 4 lipca oraz 28 lipca

Imię pochodzenia łacińskiego, genetycznie żeńskie cognomen odpowiadające męskiemu INNOCENTY.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Innocentia, niem. Innocenzia, wł. Innocenza, Innocenta.

Hagiografowie opowiadają o dwóch świętych tego imienia: o dziewicy z Rawenny oraz o męczennicy z Rimini. Pominiemy pierwszą tym chętniej, że niektórzy ją utożsamiają z drugą.

Innocenta, męczennica z Rimini. Śmierć za wiarę ponieść miała w czasie, gdy Dioklecjan, wyprawiając się przeciw Madziarom, przejeżdżał przez Rimini. Dowiedziawszy się, że w mieście żyje gorliwa chrześcijanka, sam wezwał ją i namawiał do odstępstwa. Gdy namowy nie odniosły skutku, wydał Innocentę na śmierć. Niestety, Passio, która o tym opowiada, jest bardzo późna i z wiarogodnością historyczną nie ma nic wspólnego. Liczne są natomiast oznaki kultu, chociaż i one mnożą się dopiero w w. IX. Historycy próbowali je wyjaśnić na rozmaity sposób. Mimo to męczennica, wspominana w dniu 16 września, pozostaje postacią, którą spowiła gęsta mgła niejasności.

http://www.deon.pl/imieniny/imie,1449,innocenta.html

Innocenty

Innocenty imieniny obchodzi: 17 kwietnia, 22 czerwca, 4 lipca oraz 28 lipca

Imię pochodzi z języka łacińskiego, z pierwotnego przezwiska, od przymiotnika innocens, -tis ‘niewinny, prawy’ (rzeczownik innocentia, -ae ‘niewinność, prawość’). W języku łacińskim istnieją dwie formy tego imienia Innocens i Innocentius. Było to imię wielu papieży.

W Polsce imię występuje, ale tylko sporadycznie.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Innocens, Innocentius, ang. Innocent, fr. Innocent, hiszp. Inocencio, niem. Innozenz, Innocentius, wł. Innocenzo, ros. Innokentij.

Święci, którzy nosili to imię, są dość liczni. W Martyrologium Rzymskim spotykamy sześciu. Sześciu dalszych odnajdujemy na innych listach. Tutaj uwzględnimy pięć postaci, w tym trzech papieży, którzy przybrali to imię.

Innocenty, biskup Tortony. Urodził się w możnej rodzinie, a chrzest, jak się wydaje, przyjął wcześnie. W czasie prześladowania Dioklecjańskiego został uwięziony, a następnie torturowany, ale śmierci uniknął. Gdy potem przybył do Rzymu, przyjął go papież Milcjades, natomiast Sylwester udzielił mu święceń i jako biskupa wysłał do starożytnej Julia Derthona, dzisiejszej Tortony. Opowiadano, że w drodze dokonał wielu cudów. Niestety, wszystkie te wiadomości pochodzą z późnej legendy, która chciała zapewne uzasadnić wczesny kult miejscowego biskupa. Zmarł on 17 kwietnia około r. 350.

Innocenty I, papież. Pochodził z Albano. O młodości, a także o zewnętrznych okolicznościach jego życia wiemy niewiele. Wcześnie zapewne wszedł w szeregi kleru rzymskiego. Na stolicy Piotrowej zasiadł po Anastazym w r. 401. Gdy w sierpniu 410 r. Alaryk zdobył i złupił Rzym, Innocenty prowadził z nim rokowania w Rawennie. Do Rzymu wrócił dopiero w r. 412. Zmarł 12 marca 417 r. Ale w tych ledwo zarysowujących się ramach jego życia zmieściła się bogata działalność doktrynalna i kościelna. Z Zachodu napływały do niego liczne prośby biskupów o rady i decyzje. Odpowiadał na nie, rozstrzygając autorytatywnie wiele kwestii dyscyplinarnych, liturgicznych i duszpasterskich. W ten sposób zaakcentował silnie powagę Stolicy Apostolskiej, której starał się podporządkować wszystkie poważniejsze sprawy kościelne. Powoływał się przy tym na dawne ustawy, np. dekrety nicejskie, ale rozszerzał ich znaczenie, świadom władzy pochodzącej od Piotra. Podobnie rzecz się miała w stosunkach ze Wschodem. Bronił najpierw praw swoich do Illyricum, a biskupowi Tesaloniki powierzył wikariuszowskie uprawnienia nad Kościołami Achai, Tesalii, Epiru, Dacji i Mezji. Zwierzchnictwo swe podkreślał tu nie mniej mocno niż na Zachodzie. Interweniował następnie w sprawie św. Jana Chryzostoma, którego usunięcia nie uznał. Do wygnańca słał listy z pocieszeniem i w podobnym duchu zwrócił się do kleru oraz ludu konstantynopolitańskiego. W równie jasny i zdecydowany sposób ingerował w sporach, które powstały w Afryce na skutek potępienia pelagianizmu. Rzecz znamienna, potępiając zdecydowanie błędy dogmatyczne, Innocenty wystrzegał się potępiania kogokolwiek, nie chcąc najwidoczniej podtrzymywać i podsycać istniejących konfliktów personalnych. Podobnie postąpił w sporze między Janem Jerozolimskim a Hieronimem. Doniosłe znaczenie, jakie Innocenty przypisywał Stolicy Apostolskiej, i jasna idea prymatu, jaką posiadał, znalazły swe odzwierciedlenie w jego korespondencji. Do historii papieży wpisał się złotymi głoskami. Jego pamiątkę obchodzono długo 28 lipca. Nowe Martyrologium wraca do właściwego dies natalis.

Innocenty V, papież. Urodził się około 1224 w Tarantaise, w diecezji lyońskiej, albo w miejscowości o tej samej nazwie, położonej w Sabaudii. Na chrzcie św. otrzymał imię Piotr. Mając lat szesnaście, wstąpił w Lyonie do dominikanów. W r. 1255 udał się do Paryża na zakonne studium generale. W czasie, gdy rozgorzała kampania przeciw zakonom żebrzącym, podjął wykłady jako bakałarz nauk biblijnych. Swój staż ukończył pod patronatem Hugona z Metzu i Bartłomieja z Tours. W r. 1259 wraz z Albertem Wielkim, Akwinatą i innymi powołany został na kapitułę generalną do Valenciennes. Utworzyli wtedy komisję ad promotionem studii. Na początku roku szkolnego 1259/1260 generał zakonu wyznaczył go na stanowisko, które nazywano wówczas katedrą Francuzów. Gdy w r. 1263 generałem został Jan z Vercelli, anonimowy denuncjator przedłożył mu 108 twierdzeń, wyjętych z komentarza Piotra do Sentencji Lombarda. Musiał wtedy opuścić katedrę. W rok później obrano go prowincjałem prowincji francuskiej, natomiast Tomasz z Akwinu, zapytany o zdanie, wyraził o nim opinię pozytywną. W r. 1267 znów wrócił do nauczania, ale już w dwa lata później na nowo objął urząd prowincjała. W rządzeniu opowiadał się za ograniczaniem liczby fundacji; rezygnacją z tych, które miałyby powstać w małych miasteczkach; za otwieraniem domów w wielkich ośrodkach; za oględnością w przyjmowaniu nowicjuszy oraz za zachęcaniem przełożonych do korzystania z prawa korekcji. W r. 1272 Grzegorz X chciał go mianować arcybiskupem Lyonu, ale od godności się uchylił. Przyjął ją po ponownym apelu papieża. Było to tym donioślejsze, że Grzegorz X zamierzał Lyon obrać na miejsce zaplanowanego soboru powszechnego. W rok później papież mianował go kardynałem. W r. 1274 wygłaszał przemówienie na otwarcie trzeciej sesji soborowej. Wkrótce przemawiał też na pogrzebie Bonawentury. Grzegorz X zmarł w Arezzo, wracając z soboru do Rzymu. Piotra z Tarantaise obrano na jego miejsce w jedenaście dni później, 21 stycznia 1276 r. Przybrał sobie imię Innocentego V. Zmarł 22 czerwca tego samego roku. W czasie krótkiego pontyfikatu kontynuował dzieło swego poprzednika. Przykładał się m.in. do promowania krucjaty, ale z jego korespondencji wynika, że nie ulegał iluzjom i że zdawał sobie sprawę z tego, iż początkowy entuzjazm zastąpiły już małostkowe kombinacje. Przed swą śmiercią doczekał się jeszcze tej pociechy, że między Genuą a Karolem Andegaweńskim nastał pokój. Spontaniczny i wczesny kult Innocentego zaaprobował w r. 1897 Leon XIII.

Innocenty XI, papież. Największy z papieży XVII w. urodził się 19 maja 1611 r. w Como jako potomek możnego rodu Odescalchich. Pierwsze nauki pobierał w domu, potem uczył się w miejscowym kolegium jezuickim, gdzie też należał do Sodalicji Mariańskiej. Już jako młodzieniec nabierał praktyki w prowadzeniu spraw majątkowych, do których wciągał go ojciec, a także w sprawach municypalnych, do których predestynowała go jego pozycja rodzinna. W dwudziestym czwartym roku życia wszedł na drogę kariery kościelnej, a nieco później, po studiach w Rzymie i Neapolu, uzyskał doktorat obojga praw. Wkrótce potem objął urząd prefekta Kamery Apostolskiej, którą wyprowadził z kryzysu, okazując równocześnie zalety doskonałego administratora, bezinteresowność i hojność względem ubogich. Innocenty X mianował go kardynałem diakonem. Jako kardynał był legatem w Ferrarze, następnie zaś (1652-1654) rządził diecezją w Nowarze. Ściągnięty na powrót do Rzymu, wiódł życie surowe, poniekąd także odosobnione, oddany cały pracy w kongregacjach papieskich, do których był powołany. Po śmierci Klemensa IX z uwagi na niechęć Francji papieżem go nie obrano. Stało się to dopiero po śmierci Klemensa X, gdy Ludwik XIV nie wyrażał już protestu. Jego autorytet był zresztą ustalony, nikt też nie ośmielił się kwestionować jego bezinteresowności i miłosierdzia względem ubogich. Gdy wstąpił na tron papieski, zerwał od razu z wszelkim nepotyzmem, któremu pragnął też zapobiec na przyszłość. Sprzeciwiał się wszelakiej wystawności, w mieście zabronił niektórych zabaw i przeprowadził wizytacje w licznych klasztorach. Pragnął gorąco, aby Wieczne Miasto stało się wzorem dla świata. W rok po objęciu rządów Św. Oficjum potępiło 65 zdań wyjętych z pism różnych kazuistów. Papież żywił może pewną sympatię dla jansenistów, których gorliwość podziwiał, nie było to jednak ustępstwem na ich rzecz. Nie można też utrzymywać, że jezuitów traktował z systematyczną surowością, chociaż z niektórymi obszedł się rzeczywiście twardo, a Franciszka La Chaise, spowiednika Ludwika XIV, osądzał w sposób graniczący ze skrajnością. Niechętny probabilizmowi, którego wprost nie potępiał, wpłynął na wybór generała zakonu (1687), którym został przeciwnik tego systemu. Natomiast spory między legatami a misjonarzami jezuickimi rozstrzygał obierając złoty środek. Zarzucano mu później, że tolerował kwietyzm i darzył sympatią Michała Molinosa. Potępienie tez kwietystycznych nastąpiło jednak za jego pontyfikatu. Można w ogólności powiedzieć, że przy braku głębszego wykształcenia teologicznego, w sprawach doktrynalnych zbyt przewidujący nie był, ale też w dziejach papiestwa zapisał się dzięki działalności na innym polu. W historii Europy upamiętnił się przede wszystkim dwiema zdecydowanymi i niezwykle wytrwale przeprowadzanymi akcjami o charakterze bardziej politycznym. Był zapamiętałym przeciwnikiem Ludwika XIV i jego absolutyzmu. Nie aprobował edyktu nantejskiego (1685) i nie pochwalał polityki francuskiej wobec Anglii i rewolucji w r. 1688. Przede wszystkim zwalczał gallikanizm, za którym jawiło się widmo schizmy. Doszło w końcu do tego, że stolice biskupie nie były obsadzone, a pozbawienie francuskiego ambasadora, Lavardina, uprawnień spowodowało w stosunkach papiesko-francuskich kompletny impas, który przerwała śmierć Innocentego. Sprzeciwiając się polityce Ludwika XIV, Innocenty dążył jednak do przywrócenia pokoju i jedności europejskiej, chcąc ją skierować przeciw ciągle jeszcze żywemu niebezpieczeństwu otomańskiemu. Nadaremnie starał się o zbliżenie Francji i Niemiec. Mimo niesprzyjającej polityki zagranicznej pierwszego z tych mocarstw, udało mu się doprowadzić do układu pomiędzy królem Polski, sprzymierzeńcem Francji, a cesarzem Leopoldem I, czego wynikiem była wspólna akcja pod Wiedniem oraz świetne zwycięstwo odniesione tam pod wodzą Sobieskiego (1683). Przy pomocy swych zręcznych legatów i oddanych ludzi (Marek z Aviano) Innocenty dążył konsekwentnie do wyzyskania zwycięstwa oraz oswobodzenia krajów nad Dunajem. Proporzec Kara Mustafy, przysłany przez Sobieskiego papieżowi, stał się rzeczywiście znakiem zmierzchu półksiężyca, który przez tyle wieków siał grozę w dużej części Europy. Stał się poniekąd ukoronowaniem pontyfikatu Innocentego, który spotkał się z uznaniem nawet niekatolickich historyków. Był to naprawdę wielki bojownik o prawa Kościoła, obrońca chrześcijaństwa, zarazem mąż o nieskazitelnych intencjach i prawym charakterze. Zmarł 12 sierpnia 1689. Na nagrobku u Św. Piotra wypisano mu Religio et Iustitia. W r. 1714 rozpoczęto proces beatyfikacyjny, który zakończył się w trzydzieści lat później. Ale Benedykt XIV, chcąc uniknąć kłopotów z dworem francuskim, odłożył beatyfikację. Nastąpiła dopiero za naszych czasów, w r. 1956. Pamiątkę do niedawna obchodzono nie 12, ale 13 sierpnia.

Innocenty z Berzo. Urodził się 19 marca 1844 r. w Niardo (Val Camonica, Włochy) jako syn Piotra Scalvinoni i Franciszki Poli. Na chrzcie św. nadano mu imię Jan. Nauki pobierał w kolegium w Lovere. Do seminarium duchownego wstąpił w Brescii i tam też otrzymał w r. 1867 święcenia kapłańskie. W Cevo był wikarym. Już wówczas ujmował wszystkich swymi duszpasterskimi zaletami. Po krótkim stażu w seminarium został następnie proboszczem w Berzo. W r. 1874 przywdział jednak habit kapucyński. Przez pewien czas wspomagał mistrza nowicjuszów. Od r. 1880 pracował w Mediolanie, w redakcji Annali Francescani. Na otoczenie oddziaływał stale swym kontemplatywnym usposobieniem. Był też wytrawnym kierownikiem dusz. Równocześnie wiele chorował. Ostatnie miesiące swego życia spędził w Bergamo, w infirmerii konwentu. Zmarł w dniu 3 marca 1890 r. Mieszkańcy Berzo wymusili wówczas, że pochowano go na miejscowym cmentarzu. Skromnego kapucyna Jan XXIII beatyfikował w r. 1961.

http://www.ekspedyt.org/wp-admin/post.php?post=27631&action=edit

Marcel

Marcel imieniny obchodzi: 16 stycznia oraz 28 lipca

Jest to imię (inac’zej Marceli)pochodzenia łacińskiego. Wy­wodzi się z rodowego cognomen jednej z ga­łęzi rodu Claudia. Najczęstszym praenomen w tym rodzie był Marcus, od którego Mar­cel­lus bezpośrednio się wywodzi (sufiks -el­lus). Ród Marcelli był pierwotnie rodem ple­bejskim, a z czasem stał się patrycjuszowskim. Ze staro­żyt­ności znany jest jest Marcus Claudi­us Marcel­lus (ok. 268-208), konsul i wódz rzym­ski, zdobywca Syrakuz w r. 212 (śmierć Archi­me­desa). W Polsce imię to poświadczone jest już w XI w. Bywało utożsamiane z Marcelinem. No­sili je m.in. biskupi Poznania, Włocławka, Kruszwicy. Odpowiedniki obcojęz.: łac. Marcellus, ang. Marcellus, Marchell, fr. Marcel, hiszp. Marcelo, wł. Marcello. W samym Martyrologium Rzymskim znaleźć można szesnastu świętych, którzy nosili imię Mar­celi. Siedmiu lub ośmiu pojawia się ponadto w in­nych wykazach.

http://www.deon.pl/imieniny/imie,1968,marcela.html

Marcela

Marcela imieniny obchodzi: 21 stycznia oraz 28 lipca

W Polsce jest to imię rzadkie (zob. MARCELINA). Z okresu staropolskiego brak poświadczeń. Sporadycznie występuje w niektórych okolicach Polski (np. na Śląsku). Formą zdrobniałą jest Marcelka.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Marcella, ang. Marcella, fr. Marcelle, hiszp. Marcela, wł. Marcella.

Martyrologia wymieniają trzy święte pod tym imieniem. O jednej z nich, męczennicy egipskiej, mówiliśmy już pod hasłem Bazylides i towarzysze. Tu krótko o dwóch pozostałych.

Marcela Rzymianka, wdowa. Urodzona między r. 325 a 335, wywodziła się z możnego rodu rzymskiego Marcellich. Bardzo wcześnie poznała wielkiego Atanazego z Aleksandrii, który w latach 340-343 spędzał w Rzymie czas swego wygnania i mieszkał w domu jej matki Albiny. Otaczała go już wówczas aureola wyznawcy i powszechna sława. Młodziutką Marcelę fascynował jednak przede wszystkim ideał ascezy mnichów egipskich, o których wygnany patriarcha opowiadał, mając zresztą dwóch z nich przy sobie. Zapewne wczytywała się później w arcydzieło Atanazego, jakim było Życie św. Antoniego (pustelnika). A co zasiał sam Atanazy, to w czasie kolejnego pobytu w Rzymie (373-379) umacniał jego następca, Piotr II z Aleksandrii. Mimo to na żądanie rodziny Marcela wyszła za mąż. Ale gdy po siedmiu miesiącach owdowiała, na próżno namawiano ją do powtórnego małżeństwa. W rodzinnym domostwie na Awentynie stworzyła wraz z przyjaciółkami rodzaj asceterium, w którym oddawała się modlitwie, uczynkom miłosierdzia, wyrzeczeniom i studiom Pisma Św., w czym wspierał ją wydatnie św. Hieronim, który w latach 382-385 przebywał w Rzymie. Zresztą także po swoim wyjeździe na Wschód utrzymywał on żywy kontakt listowny zarówno z nią, jak i z towarzyszkami jej sposobu życia i zainteresowań: z Paulą, Eustochium, Leą, Fabiolą i z innymi. Hieronim ustrzegł ponadto Marcelę przed nowacjańskim rygoryzmem. Natomiast Marcela ze swej strony wzięła w r. 400 udział w sporach orygenesowskich, zajmując stanowisko miłe Hieronimowi. Gdy w dziesięć lat później żołdacy Alaryka plądrowali Wieczne Miasto, ucierpiała wiele od ich brutalności, póki wraz ze swą przybraną córką, Pryncypią, nie zdołała schronić się w Bazylice św. Pawła. Wkrótce potem zmarła, nie wiadomo, którego dnia. Znamy tylko jedną datę dzienną, zapisaną w martyrologiach: 31 stycznia; jest to może data jakiejś translacji. Ponieważ dawne pomniki nie przekazały nam żadnej innej, Kościół w tym dniu czci jej pamięć. Najpiękniejszy jednak pomnik tej pamięci stworzył św. Hieronim, który w liście 127., zaadresowanym do Pryncypii, ułożył prawdziwy panegiryk ku czci Marceli.

Marcela z Chauriat. Z tej to małej miejscowości, położonej w Masywie Centralnym (Puy-de-Dôme) miała pochodzić. Młodość spędziła jako pasterka owiec. Gdy nastała epidemia, sprawiła, że wytrysnęło źródło, którego woda uzdrawiała chorych. Żyła potem w odosobnieniu. Miała ponieść śmierć męczeńską w okolicznościach, których legenda nie precyzuje. W Chauriat czczą ją co najmniej od XI stulecia. Wspomnienie przypada 1 kwietnia, ale pielgrzymki przybywają do jej relikwii przede wszystkim w niedzielę po 5 lipca.

http://www.ekspedyt.org/wp-admin/post.php?post=27631&action=edit

Samson

Samson imieniny obchodzi: 10 lipca oraz 28 lipca

Forma łacińska imienia SAMPSON.

Samson, opat z Dol. Jego żywot był ongiś przedmiotem gorących polemik. Jedni oceniali go jako późny pomnik bretońskich aspiracji polityczno-kościelnych, inni zarzucali pierwszym pewne obrazoburstwo. Przyznano w końcu, że pismo zawiera sporo elementów historycznych. Samson urodził się w południowej Walii, w rodzinie dworzan. Matka, która długo oczekiwała potomstwa, ofiarował go na służbę Bożą. Wychowywał się pod opieką św. Iltuta, opata. Gdy zaczął się wyróżniać, jacyś zazdrośnicy chcieli go otruć. Mając już święcenia kapłańskie, opuścił opactwo i udał się na wyspę Caldey. Został tam opatem. Wrócił potem do Walii i do życia zakonnego pociągnął rodzinę. Osiadł następnie w pustelni, ale odkryto go i przynaglono do przyjęcia sakry biskupiej. W tym charakterze zajmował się gorliwie ewangelizowaniem Bretonów. Obdarowany hojnie przez niejakiego Prywata, u ujścia Guyoult wystawił klasztor, wokół którego powstało z czasem miasto Dol. Był teraz na modłę celtycką biskupem-opatem. Stał się też obrońcą uciśnionych. W tym charakterze nawiązał kontakt z Chilperykiem oraz ze św. Germanem z Paryża. Uczestniczył w synodzie, który do Paryża zwołano za rządów Keryberta (561-567). Zmarł jako starzec w bliżej nie określonym roku. Czczono go potem szeroko nie tylko w Bretanii, ale także w Normandii, w innych krajach francuskich, nawet w Italii. Jeszcze dzisiaj istnieje na terenie Francji szesnaście parafii, które mają go za swego patrona. Wspomnienie obchodzi się 28 lipca.

http://www.deon.pl/imieniny/imie,2750,samson.html

Walenty

Walenty imieniny obchodzi: 7 stycznia, 14 lutego, 2 maja, 21 maja oraz 28 lipca

Jest to imię pochodzenia łacińskiego z pierwotnego cognomen VALENS. Polskie Walenty wzięte jest z przypadków zależnych łacińskich (Valentis, Valenti itd.). W łacinie było w użyciu cognomen Valentinus (Valentina dla kobiety) utworzone od poprzedniego, które często się z nim mieszało w różnych językach europejskich. Stąd wywodzi się polski Walentyn i polska Walentyna.

W Polsce imię musiało być znane od schyłku średniowiecza, ponieważ już w w. XVI jest dość popularne. W w. XIX uważano je za imię typowo chłopskie. Spieszczenia imienia to: Walek, Waluś. Od imienia tego pochodzą nazwiska: Walenta, Walentynowicz, Wala, Walisz, Walas, Walicki, Walek, Walkosz, Walecki, Walczak, Walczewski, Waluch, Waluszek, Faltyn, Foltyn.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Valentinus, ang. Valentine, fr. Valentin, niem. Valentin, ros. Walentin, wł. Valente, Valentino.

Walenty, męczennik rzymski. W Martyrologium Rzymskim widnieje pod dniem 14 lutego. Ale rzecz osobliwa: to samo martyrologium pod tym samym dniem wymieniało jeszcze niedawno drugiego Walentego, który śmierć męczeńską ponieść miał w Terni (Umbria). Czy więc chodzi o dwóch męczenników tego samego imienia- Przeczą temu stanowczo bollandyści i przypuszczają, że chodzi o tego samego świętego, którego kult zawędrował do Terni, a potem – przy braku dokładniejszych wiadomości – poczytany został za kult lokalny, oddawany pierwszemu biskupowi tego miasta. Inni historycy opowiadają się natomiast za hipotezą, którą można by nazwać odwrotnością twierdzenia poprzedniego: to kult biskupa z Terni dostał się do Rzymu i zlokalizował się przy Via Flaminia. Jakkolwiek by było, jego wczesne świadectwa są dostateczne i pewne. Na początku IV stulecia czczono już grób męczennika, nad którym papież Juliusz I wybudował bazylikę; odnowił ją papież Teodor I. O tym grobie świadczą pielgrzymi oraz itineraria z VII w. Późne Acta nie zasługują jednak na wiarę, toteż nic bliższego o świętym nie wiemy. Jak w wielu innych wypadkach, nie było to przeszkodą do rozwoju kultu, który chętnie sycił się legendą i objął kraje całej niemal Europy. Dotarł także do nas i rozwinął się przede wszystkim w diecezji przemyskiej, gdzie św. Walentego uznano za patrona diecezji. Wszedł również w zwyczaje ludowe i folklor, ale rzecz znów osobliwa: pod wpływem niemieckim skojarzył się wówczas z ciężkimi cierpieniami (epilepsją), podczas gdy na Zachodzie, zwłaszcza w Anglii i Stanach Zjednoczonych, a ostatnio także i w Polsce, święty jest raczej patronem zakochanych, a jego dzień okazją do tego, by obdarowywać się miłymi upominkami.

Walenty, Konkordiusz, Nawalis i Agrykola. W Martyrologium Rzymskim przedstawiani byli pod dniem 16 grudnia jako męczennicy z Rawenny. Śmierć za wiarę ponieść mieli w czasach Maksymiana. Walenty został ponadto nazwany magister militum, co odpowiadałoby dzisiejszemu stanowisku dowódcy wojska. Trudno w tym wszystkim dopatrzeć się wiarygodnych zapisów historycznych. Porównując wspomnienie z tym, które widniało w Martyrologium Hieronimiańskim, należy raczej powiedzieć, że Walenty to męczennik afrykański, który widnieje w kalendarzu kartagińskim; Nawalis to może zniekształcony Witalis, który razem z Agrykolą czczony był 3 lub 27 listopada w Bolonii; podobnie zniekształcono pozostałe imię: miast Konkordia napisano Konkordiusz. Wszystkich dla Rawenny zawłaszczył Hieronim Rossi (Rubeus), pisarz z XVI stulecia, którego Baroniusz uznał za autorytet w zakresie dziejów lokalnych.

Walenty i Hilary, męczennicy z Viterbo. Wedle pasji z IX w., Walenty był kapłanem, a Hilary jego diakonem. Zginąć mieli 3 listopada, za panowania Dioklecjana, przy Via Cassia; szczątki zaś przeniesiono in locum qui vocatur Camillarius. Pod koniec VIII stulecia w Viterbo istniał już kościół pod wezwaniem św. Walentego. W IX w. opat Sikard przeniósł relikwie do opactwa w Farfie, gdzie potem Walentego czczono razem z Hilarym. Mimo to jest rzeczą wysoce prawdopodobną, że jak w Terni, tak również w Viterbo chodziło o męczennika rzymskiego (wspominanego w dniu 14 lutego). Jego wczesny kult zawędrował prawdopodobnie do Viterbo i tam później uchodzić zaczął za kult miejscowego świętego.

Walenty, biskup Genui. Był pierwszym biskupem tego portowego miasta, jak się zdaje, w latach 312-325. Żywot napisano późno. Nie zawiera niczego szczegółowego. Mówi, że Walentego na biskupstwo obrał lud i że do objęcia urzędu wprost go przymusił. Walenty rządził potem roztropnie i szczególną troską otoczył sieroty i wdowy. Jego kult ożywił się znacznie w XIII stuleciu. Wspomnienie przypada 2 maja.

Walenty i Damian, męczennicy. Pasja, która o nich opowiada, powstała w XI lub XII w. i jest co najmniej bardzo problematyczna. Walenty miał według niej pochodzić z Terraciny i urodzić się w czasach Konstantyna Wielkiego. Święceń kapłańskich udzielił mu podobno biskup Awit, a sakry biskupiej papież Sylwester. Walenty wyświęcił potem Damiana na swego diakona. Za rządów Juliana Apostaty zostali razem aresztowani i poddani torturom. Z więzienia cudownie wyprowadził ich anioł. Aresztowano ich jednak na nowo, a potem ścięto im głowy. Wszystko to miało się dziać w miejscowości, którą potem nazwano San Valentino (w pobliżu Sulmony i Chieti). Podsumowując, także i tu należy zauważyć, że późna opowieść miała być chyba uzasadnieniem kultu, który przed wiekami przywędrował do wspomnianej miejscowości skądinąd.

Walenty, biskup Strasburga. Jego imię pojawia się na liście miejscowych biskupów, ale katalogi te są dość późne i dlatego pożądana jest ich weryfikacja wedle innych źródeł. Diecezją miał zarządzać przez pięć lat. Było to chyba w połowie V stulecia. W Strasburgu jego wspomnienie obchodzono 2 grudnia.

Walenty, biskup Pasawy i krainy Retów. Wiele o nim wiadomości nie posiadamy. Eugipiusz wspomina go w Vita S. Severini, a Wenancjusz Fortunat w Vita S. Martini mówi o oddawanej mu czci. O tej czci świadczy też potem biskup Arbeo z Freising. Książę Tassilo III zezwolił około 746 r. na przeniesienie szczątków Walentego z Zenoburga pod Meranem, gdzie spoczęły po śmierci biskupa w dniu 7 stycznia około 475 r. – do Pasawy. Odtąd Walenty uchodził też za patrona tej diecezji. W 1120 r. relikwie umieszczono w nowym grobowcu i wtedy to Anonymus Passaviensis skomponował żywot. Biskup miał wedle tego utworu trzykrotnie pracować w Pasawie i trzykrotnie go stamtąd usuwano. Udał się następnie w kraje alpejskie i tam też zakończył swe pracowite życie. Stąd nazywano go później biskupem Retów. Przypuszcza się ponadto, że w pobliżu Meranu założył klasztor. Jego kult żywy był zwłaszcza w okolicach Pasawy, w południowym Tyrolu oraz w Chur. Uchodził za orędownika epileptyków oraz w czasie zarazy wyniszczającej zwierzęta.

Walenty z Lassois. Według późnego żywota wywodził się z możnej rodziny, zamieszkałej w Lassois, na terenie dawnej diecezji Langres. Przez jakiś czas był w oddziałach króla Austrazji, Teodeberta (534-547). Chciano go potem ożenić, ale się na to nie zgodził. Zamieszkał w jakiejś grocie, a następnie w Griselles przyjął święcenia kapłańskie. Zasłynąć miał z cudów. Kiedy zmarł, nie wiemy. Na miejscu jego eremu ufundowano potem niewielki klasztor (przeorat), który podtrzymywał oddawaną mu cześć. W latach 1686 i 1842 dokonano rekognicji jego relikwii. Wspomnienie obchodzi się 4 lipca.

Walenty i Engracja, męczennicy. Sepulveda jest miasteczkiem położonym w Starej Kastylii, u stóp granitowej Sierra de Guadarrama, w pobliżu sławnej Somosierry. Z Sepulvedy pochodziło rodzeństwo: Walenty i Fruktus oraz ich siostra Engracja. Gdy nadciągała inwazja muzułmańska, schronili się oni w pobliskich górach, oddając się pokucie i modlitwie. Fruktus zmarł w 715 r., zaś Walentego i Engrację pochwycili wkrótce muzułmanie i skazali na ścięcie. Po odzyskaniu tych terenów Alfons VI, król Kastylii, powierzył kaplicę z relikwiami świątobliwego rodzeństwa opactwu w Silos. W 1100 r. wybudowano tam kościół. W diecezji segowijskiej wspomnienie obchodzone było przez wieki w różnych datach. W nowym Martyrologium Rzymskim znajduje się pod 25 października.

http://www.deon.pl/imieniny/imie,3268,walentego.html

Wiesław

Wiesław imieniny obchodzi: 6 Marca, 12 kwietnia, 8 maja, 21 maja, 22 maja, 7 czerwca, 28 lipca, 17 października, 21 listopada oraz 9 grudnia

Jest to forma skrócona dwuczłonowego imienia słowiańskiego WIELISŁAW. W. Taszycki objaśnił tę formę jako twór literacki wymyślony przez K. Brodzińskiego. W. Doroszewski zaś wywodził je z imienia Więcesław – Więsław (przez błędne odczytanie Wiesław). M. Malec w pracy Budowa morfologiczna staropolskich złożonych imion osobowych przytacza przykłady na zrównanie form Wiesław i Wielisław. Forma Wiesław (Veslao) potwierdzona jest w r. 1373, a Wielisław – Wiesław w r. 1430. Z biegiem czasu forma Wiesław się usamodzielniła i dziś rozumiana jest jako odrębne imię, różne od Wielisław. Obok formy męskiej używana jest też żeńska forma Wiesława, poświadczona w dokumentach od średniowiecza. Formy spieszczone to Wiesiek, Wiesio (dla mężczyzny) oraz Wiesia, Wisia, Wieśka (dla kobiety).

W kalendarzu Wiesław umieszczony jest 7 czerwca, a Wiesława 22 maja.

Święci lub błogosławieni, którzy by nosili to imię, w wykazach hagiograficznych się nie pojawiają. Mimo to Krzysztof Warszewicki (+ 1603) odnalazł rzekomego ucznia św. Jacka, który razem ze swoimi braćmi Wisławem i Władysławem miał umrzeć zaraz po odprawieniu mszy św. prymicyjnej. Za Warszewickim powtórzył to w swej książce Matka świętych Polska Jaroszewicz; on też za Warszewickim zwie ich błogosławionymi, a ponadto przydziela na ich wspomnienie dzień 23 września. O ile wiadomo, ta sztuczna próba rozbudzenia kultu żadnych rezultatów nie przyniosła.

http://www.deon.pl/imieniny/imie,3358,wieslawa.html

Wiktor

Wiktor imieniny obchodzi: 22 lutego, 25 lutego, 6 Marca, 29 Marca, 12 kwietnia, 8 maja, 14 maja, 17 maja, 21 maja, 28 maja, 21 lipca, 28 lipca, 30 września, 17 października oraz 8 listopada

Jest to imię pochodzenia łacińskiego, pierwotnie cognomen, w którego funkcji użyty został rzeczownik pospolity victor, -ris ‘zwycięzca’ (np. Marius Victor).

Imię Wiktor pojawia się w Polsce prawdopodobnie pod wpływem włoskim w XVI w. wraz z formą pochodną Wiktoryn. Dziś imię Wiktor jest również znane i używane. Od imienia tego pochodzą nazwiska: Wiktor, Wiktorczyk, Wiktorowski oraz nazwy miejscowości Wiktorówki, Wiktorowo, Wiktorów.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Victor, ang. Vic, Victor, fr. Victor, Victeur, Victre, Vidou Vitou, Vitoux, Vittre, niem. Viktor, ros., ukr. Wiktor, wł. Vittore, Vittorio.

Wiktor I, papież. Według Liber Pontificalis był z pochodzenia Afrykańczykiem; natomiast św. Hieronim utrzymuje, że pochodził z Italii. W czasie jego pontyfikatu pojawia się tendencja do swego rodzaju latynizacji Kościoła rzymskiego. Zaznaczyło się to najwyraźniej w słynnym sporze o termin świętowania Wielkanocy. Synody zachodnie, także synod, któremu sam przewodniczył, opowiadały się już wówczas za terminem niedzielnym. Dawny zwyczaj dostosowywania terminu wielkanocnego do żydowskiego terminu Przaśników był już wówczas stosowany jedynie w kościołach prowincji Azji. W ich imieniu bronił go energicznie biskup Efezu, Polikrates. Wiktor podkreślając swe znaczenie wystąpił przeciw niemu tak energicznie, że gdyby nie interwencja Ireneusza z Lyonu, doprowadziłoby to może do schizmy. Nie mniej energicznie wystąpił papież przeciw gnostykowi Florynowi, którego złożył z urzędu, oraz przeciw Teodotowi, przedstawicielowi heretyckiego monarchianizmu (błędnej teorii dotyczącej Trójcy Przenajśw.), którego wykluczył ze społeczności wiernych. Euzebiusz z Cezarei oraz Hieronim wspominają o pisarskiej działalności Wiktora. Nic jednak z jego pism nie zachowało się do naszych czasów. Nie wiemy też dokładnie, jaką śmiercią zakończył życie w r. 198. Liber Pontificalis zwie go męczennikiem; wiadomości tej nie potwierdzają jednak inne źródła. W Martyrologium Rzymskim wspominany jest 28 lipca.

Wiktor, męczennik afrykański. Idąc za Adonem, którego swobody nie dostrzegał, Baroniusz razem z Krescencjanem i innymi umieścił go w swym martyrologium pod dniem 14 września, a więc tam, gdzie wspomina się św. Cypriana, wielkiego biskupa Kartaginy. W rzeczy samej pisząc do chrześcijan skazanych na katorżniczą pracę w kopalniach, Cyprian wspominał jakiegoś Wiktora, może identycznego z tym, którego stara inskrypcja pozwala oznaczyć jako biskupa Cirty. Wiktor był też wymieniony w odpowiedzi adresowanej do Cypriana. Zmarł z wycieńczenia, ale nie w tym samym dniu, w którym śmierć męczeńską poniósł Cyprian (tak to wyobrażał sobie mało uważny Ado). Nic nie wskazuje na to, żeby Wiktora otoczył wcześnie taki kult, jak w przypadku innych męczenników.

Wiktor, męczennik z Marsylii. Wedle pasji, miał być armatorem lub żołnierzem, a zginął jako chrześcijanin w czasie pobytu Maksymiana w mieście (287-288) lub wkrótce po nim (290). Długo miał trwać jego proces, bo za wszelką cenę starano się go skłonić do odstępstwa. W więzieniu nawiedzał go anioł pocieszyciel, dzięki czemu nawrócili się także jego stróże więzienni. Potem znów go okrutnie torturowano. Niestety, pasja, która ostała się w trzech wersjach, nie jest przekazem autentycznym. Wiadomo natomiast, że wczesny był kult Wiktora w Marsylii. Pod koniec VI stulecia świadczył o nim także Grzegorz z Tours, który Wiktora miał za biskupa. Potem był patronem katedry i opactwa, które w średniowieczu doszło do wielkiego znaczenia. Widniał też w martyrologium liońskim z 806 r., a nastęnie znalazł się w innych martyrologiach. Wracając do wzmiankowej pasji, którą zredagowano może w IX w., należy dodać, iż niektórzy jej pierwowzór gotowi byli przypisać Janowi Kasjanowi, współtwórcy wspomnianego opactwa (415). Wczesny kult Wiktora zdają się także potwierdzać badania archeologiczne z 1966 r. Wspomnienie obchodzi się w dniu 21 lipca.

Wiktor, męczennik z Mediolanu. Św. Ambroży wspomina go razem z Naborem i Feliksem, ale niczego konkretnego o nim nie podaje. W jednym ze swych listów skarży się zresztą na to, że nie posiada wiadomości o przebiegu prześladowania w Mediolanie. Wedle pasji z VI stulecia, Wiktor był żołnierzem w armii Maksymiana. Opowiadanie powstało zapewne, aby wytłumaczyć żywy kult świętego, pod którego wezwaniem wybudowano już wtedy cztery kościoły, a ponadto poświęcono mu kaplicę w bazylice ambrozjańskiej; była ona wyposażona w mozaiki z IV i V stulecia. O cudach, które miały miejsce u grobu męczennika, mówił również Grzegorz z Tours. Nie sposób jednak zaprzeczyć temu, że ta rozległa cześć w zapisach kalendarzowych splatała się ze wspomnieniem męczennika, o którym mówiliśmy pod hasłem Korona. Wspomnienie obchodzono w rozmaitych terminach: 6, 7, 8 i 14 maja oraz 21 i 30 września. Martyrologium Rzymskie umieszcza je pod 8 maja.

Wiktor, męczennik z Cezarei Mauretańskiej. Pasja, którą skomponowano w V stuleciu, przedstawiała dzieje jego męczeństwa najwyraźniej na sposób Męki Pańskiej. Byli w niej przede wszystkim dwaj towarzysze, jakby dwaj łotrzy, i były także słowa męczennika do nich skierowane. Tak przedstawiona postać bohatera wiary zafascynowała późniejszych: na jej modlę odmalowano pustelnika hiszpańskiego z Cerezo, którego zabili Saraceni. Czczono go żywo w Burgos. Wspomnienie jednego i drugiego przypada 26 sierpnia.

Wiktor, biskup Piacenzy. Później w mieście wspominano także innego Wiktora, uznawanego za świętego; była to jednak postać z V stulecia, która dostąpiła jedynie godności diakona. Tymczasem biskup Wiktor żył w w. IV. Trudno byłoby go utożsamiać z tym Wiktorem, który uczestniczył w synodzie rzymskim z 324 r. lub w synodzie mediolańskim z 355. Prawdopodobnie on to jednak na synodzie rzymskim z 372 r. wystąpił przeciw Auksencjuszowi, uzurpującemu sobie prawa do stolicy mediolańskiej. Wiktor zmarł może około 375 r. Wedle dokumentów z VIII stulecia, pochowano go w kościele poza murami starożytnego miasta. Kościół ten oznaczano patronatami świętych Antonina i Wiktora. Wspomnienie obchodzono 9 grudnia.

Wiktor z Le Mans. Był czwartym biskupem tego miasta. Rządził tamtejszym Kościołem przez lat czterdzieści, tzn. między r. 450 a 490. Brał udział w ówczesnych synodach (Angers 453, Tours 461 itd.). Piękne świadectwo wystawił mu Grzegorz z Tours, który uważał Wiktora za cudotwórcę. Nie jedna to oznaka czci oddawanej wcześnie świętemu biskupowi. Martyrologium Hieronimiańskie oraz inne świadectwa tej czci wskazują 1 września jako dies natalis Wiktora. Dodajmy, że w literaturze łacińskiej biskup występuje niekiedy nie jako Victor, ale jako Victurus lub Victorius.

Wiktor z Wity. Co o nim wiemy, niemal wyłącznie bierze się z jego własnego dziełka. Pochodził może z samej Wity, miasta położonego w afrykańskiej prowincji Byzacena; w każdym razie był kapłanem, gdy biskup Wity tego samego imienia wezwany został przez Huneryka na zjazd do Kartaginy (484). Za panowania Genzeryka (429-477) był jeszcze młody i dopiero za Huneryka (477-484) stał się świadkiem wydarzeń, które opisał w Historia persecutionis africanae provinciae. Powstanie tego dziełka wolno odnosić do 484 r. Potem może został biskupem, niewykluczone, że w samej Wicie. Wedle niektórych, w 507 r. konsekrował na biskupa Fulgencjusza z Ruspe. Trasamund miał go skazać na wygnanie. Zmarł prawdopodobnie na Sardynii około 511 r. Nie ma wczesnych świadectw jego kultu jako świętego. Myląc go zresztą z innym Wiktorem, to zaszczytne miano nadał mu dopiero Baroniusz. Wpisał on Wiktora do martyrologium pod dniem 23 sierpnia, z błędną lokalizacją: Uticae in Africa.

Wiktor, biskup Capui. Na tej starożytnej stolicy zasiadał w latach 541-554. Zasłynął przede wszystkim jako autor dziełek egzegetycznych, z których zachowały się jedynie fragmenty. Przypisują mu następujące tytuły: De pascha, Reticulus seu de arca Noe, Glossa in epistulam ad Romanos, Capitula de resurrectione Domini oraz Scholia, te ostatnie przejęte od Ojców greckich. W 545 r. biskup kazał sporządzić w Capui kodeks Wulgaty, który w czasach Bonifacego dostał się do Niemiec i przechowywany tam był jako Codex Fuldensis. Kodeks ten zawiera między innymi konkordancję ewangeliczną, wzorowaną na Diatessaron Tacjana. Wiemy dzięki zachowanemu epitafium, że biskup-egzegeta zmarł 2 kwietnia 554 r. Czcią go w Capui nie otaczano. Dopiero pod koniec XVI stulecia wpisano go do martyrologium. Widniał tam najpierw pod dniem 17 października, ale w 1927 r. przeniesiono go pod dzień 2 kwietnia.

Wiktor, eremita z Arcis. Bardzo późna legenda (XII w.) utrzymywała, że żył w VII stuleciu. Miał pochodzić z Troyes. Został kapłanem i przez pewien czas zajęty był pracą duszpasterską. Pociągało go jednak życie pustelnicze i dlatego usunął się do Arcis-sur- -l’Aube, aby wieść życie oddane bez podziału kontemplacji. W eremie miał go odkryć w czasie polowania Childeryk; Wiktor, by ugościć króla, przemienił kamienie w chleb, a wodę w wino. Czy w takiej legendzie kryło się ziarnko prawdy- Bardziej wiarogodną była chyba miejscowa tradycja, którą z czasem zmąciły wyobrażenia licznych pokoleń. Do tej może tradycji nawiązywał św. Bernard, któremu kult Wiktora zawdzięcza jeśli nie swoje powstanie, to swój rozwój. Wspomnienie, również w Martyrologium Rzymskim, przypada 26 lutego.

Wiktor III, papież. Nosił w swym życiu trzy imiona: najpierw Dauferiusz; po wstąpieniu do benedyktynów otrzymał imię Dezydery; wreszcie jako następca Grzegorza VII zasiadł na tronie papieskim jako Wiktor III. Urodził się około 1027 r. w longobardzkiej rodzinie książąt Benewentu. Wcześnie odczuł pociąg do życia eremickiego i prowadził je nawet przez pewien czas, ale w r. 1048 lub 1049 wstąpił w Benewencie do benedyktynów. Potem jeszcze kilkakrotnie podejmował życie w eremie i dopiero na wyraźne polecenie Leona IX wrócił do klasztoru. W 1053 Wiktor II pozwolił mu na przeniesienie się do opactwa na Monte Cassino. Przez jakiś czas był przeorem zależnego od opactwa klasztoru w Capui. W 1058 obrano go na Monte Cassino opatem. Dokonał wówczas potrzebnej przebudowy, powiększył posiadłości opactwa i sprawił, że zasłynęło ono z działalności literackiej. Biblioteka powiększyła się o siedemdziesiąt woluminów, a ponadto zgromadzono w niej rejestry papieskie. Sam opat zebrał w jedno opisy cudów dokonanych za przyczyną św. Benedykta: Dialogi de miraculis s. Benedicti. Jemu to papieska polityka wobec Normanów zawdzięczała swój decydujący zwrot. Za to, że przewodniczył w zawieraniu przymierza, w 1059 r. mianowany został kardynałem oraz wikariuszem dla klasztorów położonych poza terytorium papieskim. W 1082 r., gdy Henryk IV dokonywał powtórnego najazdu na Rzym, przyłączył się do cesarza i, jak się zdaje, został przez Grzegorza VII skazany na banicję. W późnych miesiącach 1084 r. doszło do pojednania, a Grzegorz VII, uchodząc przed Henrykiem IV, znalazł schronienie na Monte Cassino. Za pontyfikatu Grzegorza VII nie był brany pod uwagę jako ewentualny kandydat na tron papieski; mimo to 24 maja 1086 r. przystano na niego. Na skutek niesnasek z Normanami zgodził się na wybór dopiero na synodzie, który sam jako papieski wikariusz zwołał do Capui, a ostatecznie przyjął wybór 7 marca 1087 r. Wkrótce potem powrócił na Monte Cassino i stamtąd zwołał synod do Benewentu. Surowo potępił na nim świecką inwestyturę i symonię, a antypapieża Klemensa III (Wiberta z Rawenny) po raz wtóry obłożył ekskomuniką. Nie odnowił natomiast deklaracji o depozycji Henryka IV, bo zmierzał ku ugodzie. Książętom i miastom Italii posłał Vexillum S. Petri oraz obietnicę odpustów: chciał je pobudzić do walki z Saracenami Afryki Północnej. Zmarł na Monte Cassino 16 września 1087 r. Jego kult w osiem stuleci później potwierdził Leon XIII. W 1922 do Martyrologium Rzymskiego wpisano go mylnie pod dniem 16 października. Obecnie wymienia się go już pod dniem właściwym: 16 września.

http://www.deon.pl/imieniny/imie,3366,wiktora.html

 

 

 

O autorze: Judyta