Straszenie atakiem nuklearnym i/lub zamarznięciem

Chodzi o atak nuklearny Rosji na Warszawę oraz zamarznięcie z powodu odcięcia przez Moskwę dostaw gazu.  Wczoraj /13.09.2014/ ukazał się w portalu Niepoprawni.pl tekst Gajana “Zagrożenie wybuchem wojny?”  /TUTAJ/.  Autor cytuje przedwczorajsze publikacje portalu Wprost.pl, zawierające m.in symulację wybuchu bomby atomowej w Warszawie.

W Salonie24 Adamkuz uspokaja nas notką “Czy Warszawa spłonie po raz drugi?”  /TUTAJ/:

“Kreml będzie próbował nas sterroryzować informacjami o przygotowaniu ataku jądrowego. A to pojawi się w mediach kontrolowany przeciek o instalacji w obwodzie kaliningradzkim głowic rakietowych a to Władymir Żyrinowski, syn Rosjanki i prawnika będzie nam groził atomową Apokalipsą. (…) Zasadnicze pytanie brzmi czy Kreml mógłby się zdecydować na nuklearny atak na Polskę. Moim zdaniem nie- z tych samych powodów dla których miłujący pokój Związek Radziecki nie uderzył na Europę Zachodnią.

Pomysł o wybiórczym ataku ładunkami jądrowymi i zajęciu obszaru przeciwnika to bzdura. Nawet przy użyciu niewielkich ładunków cześć radioaktywnego skażenia pofrunie niesione wiatrem nad Moskwę. Oczywiście nie można całkowicie wykluczyć, że przypartemu do muru Putinowi odbije szajba i wywali wszystko w Kosmos, jest to jednak mało prawdopodobne. Dlatego nie należy dawać się wkręcić w rosyjską narrację, groźby Kremla należy traktować poważnie ale tej akurat nie.”.

Skąd jednak wziął się ten wybuch paniki wojennej akurat w tym tygodniu?  Jego poczatkiem był artykuł Jeffrey,a Taylera “Putins Nucleat Option” w “Foreign Policy” z 4.09  /TUTAJ/.  W  dwa dni później zrelacjonowały go wszystkie polskie media wprawiając publiczność w przerażenie.

Tayler przytoczył wypowiedzi Putina, który oświadczył najpierw, iż planuje “”surprise the West with our new developments in offensive nuclear weapons about which we do not talk yet.”, a w dwa tygodnie późnie, na początku września, że: “Russia is one of the most powerful nuclear nations. This is a reality, not just words.”.  Resztę swego tekstu poświęcił Tayler na cytowanie artykułu Andrieja Piontkowsky’ego z sierpniowego “Echa Moskwy”.

Piontkowsky uchodzi za zajadłego wroga Putina  /TUTAJ/.  W swoim artykule nakreślił scenariusz, według którego wojna zaczęłaby się atakiem “zielonych ludzików” na estońską Narwę, a zakończyłaby sie  atakiem nuklearnym na Warszawę lub Wilno.  Pod jego wpływem przerażone NATO miałoby się rozpaść.

Piontkowsky i Tayler powołują się na “fakt”, że podczas rosyjskich manewrów w 2009 roku miano symulować atak nuklearny na Warszawę.  Czy rzeczywiście?  Sprawdziłam to.  Okazało się, że wszelkie doniesienia na ten temat powołują się na jeden i ten sam artykuł Krzymowskiego we “Wprost”  /TUTAJ/.  Atak nuklearny jest w jego tytule, ale nie w treści.  Krzymowski pisze:

“Według posła PiS Karola Karskiego Rosjanie ćwiczyli także wystrzelenie pocisków mogących przenosić głowice atomowe. – Nikt nie potwierdził tego oficjalnie, ale mówiło się o tym kuluarach ostatniej komisji obrony. Składam interpelację w tej sprawie – twierdzi Karski. „Zademonstrowano także użycie wydzielonych samolotów z komponentu powietrznego strategicznych sił jądrowych Federacji Rosyjskiej” – czytamy również w rządowej notatce. – Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Rosjanie po prostu testują sprzęt, który mają. Amerykanie też robią analogiczne próby – twierdzi ekspert wojskowy i wydawca miesięcznika „RAPORT” Tomasz Hypki.”.

Widać, że media cytującę tę informację mocno ją “podkręciły”.

Od kilku dni bombardowani jesteśmy wiadomościami o tym, że jakoby Gazprom ograniczył dostawy gazu do Polski o 45%.  Wytwarza się w nich wrażenie, iż grozi to strasznymi konsekwencjami w zimie.  Napisałam więc dwa dni temu notkę “Odcięcie dostaw gazu z Rosji byłoby dla nas dobre”.  W odpowiedzi komentator Myslenie nie boli w portalu Wirtualne media.pl  /TUTAJ/ stwierdził:

“Rzecz w tym, ze Rosja wcale nie zmniejszyła dostaw gazu o 45 %. To po prostu nieprawda. Dostarcza stale tyle samo.

To Polska zażyczyła sobie nagle dostaw większych o 45 %. Dostawa była po prostu o 45 % mniejsza od nowego, zwiększonego zamówienia. A po co nam tyle gazu? Ano po to, aby tłoczyć ten dodatkowy gaz z powrotem na Ukrainę. Bo Ukraina ma ogromny niespłacony dług wobec Gazpromu (choć kupowała ten gaz po dużo niższej cenie niż Polska)i to jej Gazprom odciął dostawy – do czasu spłaty tych długów.
Nam Gazprom dostarcza tyle, ile się w długoterminowej umowie zobowiązał.
PGNiG przyznał z oporami, że tak właśnie to wygląda. Przy tym nie wiadomo, kto miałby pokrywać koszty tej naszej humanitarnej operacji. Istnieje obawa, że jak zwykle polski podatnik. Tak więc na odmowie zwiększenia dostaw o 45 % nasz podatnik na pewno dobrze wyjdzie.”.

Maryla zaś w Blogmediach24 zacytowała w swoim komentarzu  /TUTAJ/ wypowiedź Andrzeja Szczęśniaka, eksperta rynku paliwowego:

“Sytuacja nie jest nadzwyczajna, ponieważ gazu do Polski płynie

więcej, a nie mniej. Różnica jest między zamówieniami PGNiG-u (które
ostatnio dość szybko wzrosły) i dostawami. Natomiast gazu płynie do
Polski więcej niż tydzień temu. Dlatego nie ma sytuacji nadzwyczajnej,
kryzysowej, niebezpiecznej dla odbiorców. (…) To w Polsce

ktoś podjął decyzję, że gaz na Ukrainę (to nie są duże ilości – 4 mln
m3, kiedy importujemy z Rosji codziennie od 23 mln do 25 mln m3) nie
będzie dostarczany. Jeżeli się zaczyna pewną politykę i pewne
zobowiązania się zawiązuje, to trzeba się z nich wywiązywać.

Tego rodzaju informacje powodują u odbiorców, normalnych ludzi, obawy
i niepokój. Dlatego media powinny podawać je z wyraźnym zastrzeżeniem,
iż: nie dotyczy to normalnych odbiorców. Natomiast takiego natężenia
informacji, że „gaz nie płynie”, „jest go coraz mniej” itd. ludzie
odbierają jako sytuację krytyczną i zagrożenie dla nich. Nic im nie
grozi. To oczywiste, ponieważ do Polski płynie gaz – w dodatku w
większych ilościach, niż płynął, mamy własny, krajowy gaz i naprawdę nic
odbiorcom indywidualnym jak i przemysłowi nie grozi”.

Informacje te potwierdza też ostatni komunikat Gazpromu.

Powstaje więc pytanie: komu zależy na sianiu paniki i podkręcaniu atmosfery grozy?  Przede wszystkim Rosji, która chce, by się jej bano.  Również obóz rządzący w Polsce jest zainteresowany taką propagandą.  Przypomina to sytuację po tragedii smoleńskiej, gdy wmawiano ludziom, że wyjaśnianie jej przyczyn grozi “wojną z Rosją”.

O autorze: elig