Byłam na rydzach

w Bieszczadach.

Już się kończy wysyp. Może będzie drugi po pełni, a może już przyjdzie zima.

Jak po pełni będzie ciepło mogą wysypać się prawdziwki.

Co za frajda polatać po lesie w górach. Co wam będę mówić, wyobraźcie sobie rosy poranne, zapach igliwia, światło między drzewami , brodzenie po bukowych liściach i przeskakiwanie przez cieki wodne obrośnięte zielonym mchem i trawą. Jak tylko słońce stopiło szron wyskakiwały pod butami pomarańczowe kapelusiki.

 

Gdybym tam była 2 dni wcześniej zebrałabym tony, bo było aż żółto od rydzów, niestety większość już zżarły robaki, trzeba więc było brać tylko te które wyskoczyły tego samego dnia.

 

Wskoczyłyśmy z tego lasu wieczorem  w windę IKEI w ubłoconych buciorach i jakoś śmieszno nam było, ani rydzów ani mchu, ani lęku przed spotkaniem niedźwiedzia.

O autorze: circ

Iza Rostworowska