Nie czytać. Jolajnie uprzedzam, że niegrzeczne.

kaplica-sw.-malgorzatySzanowni Państwo.

 

Znowu mnie nie było. I znowu wracam. Bo się nazbierało na tyle żeby wylać.

Znaczy się nie było mnie aktywnie, pisemnie, alem czytał, monitorował. Tak właśnie, jak rasowy esbe, ube…I przepraszam bardzo Szanownych, ale coraz mniej się pojawia rzeczy istotnych.

Bo nam się przedziwnie zdaje, że my ciągle mamy czas.
Nawet jak powróz mocno już zaciśnięty, kłuje w szyję. Nic to. Jeszcze się porozglądamy, pouśmiechamy.
Ludzkie to. Ja wiem. Ale wypada sobie powiedzieć jak bardzo to głupie, do piekła ciągnące.

Roztrząsamy wszystko płytko.
A bo polityka, a bo gospodarka. A bo ten powiedział, tamten coś tam zrobił lub nie.
Jakie to ma za znaczenie?!

Nie wychodzimy poza statut komentatorów. Staliśmy się koneserami publicystyki.
No i co z tego?
Facet wisi na sznurku i opisuje kwieciście jego sploty.

Jakiś czas temu byłem na spotkaniu tuzów patriotycznej publicystyki.
Panowie Żebrowski, Płużański i Braun.
Z serca przepraszam. Ale nic w tym nie było.
Bo było tylko opisywanie świata. Obecnego, otaczającego. I na bardzo wysokim poziomie to było. Najwyższym, nie powiem.
Ale nic więcej.
Czyli potrafimy – w najlepszym razie – zdefiniować gdzie stoimy, i jak. A dokładnie – jak jesteśmy przewróceni.
Ale nie mamy śmiałości nawet, wogóle woli, żeby wyobrazić sobie choćby jeden krok.
Już nie mówiąc w jakim kierunku.
A nasi przeciwnicy w tym czasie jak my tak przemądrze i yntelygentnie stoimy, lecą do przodu. I w swoich kierunkach.

Czyli, no niestety, ale żadne z nas katole.
Nakazał nam Papież – nie lękajcie się! I to były Jego pierwsze słowa. Czyli chyba ważne…
Jakżesz to oczywiste! No bo faktycznie – jak może lękać się ktoś, kto ma Boga za Ojca!?
A my nie.
My se postoimy. Bo tak lepiej. W letniości.

Ja to ciągle na to nasze dziś patrzę tak, jak na to co widzę jak czytam Ewangelię.
Siedzimy sobie w pracy czy w domu przy obiedzie i nagle przychodzi Człowiek.
– Chodź ze mną. Zostaw wszystko. Chodź.

I Paru poszło.
Ale my se poczekamy. Zobaczymy. Przeanalizujemy.
A historia ucieka. Gna.
A my stoimy.

Dobra. Co mamy do stracenia?
Że życie?!
No niezupełnie. Bo to nie jest życie. To co jest obecnie, to jest najwyżej biernym dysponowaniem swoim kilkudziesięciokilogramowym mięsem, skórą i kośćmi.
Ale bo ja chodzę do roboty.
Ale pewnie! Dadzą nam trochę z tego. Kupimy żarcie. Zeźremy podczas serialu. Jak zostanie to pojedziemy do Egiptu.

Takiego życia nam żal.

Żałość bierze, wściekłość, że dostaliśmy taki dar, największy – rozeznania Prawdy, poznania Jej.
Mamy wszystko czarno na białym.
Jakim cudem można nie wybrać tak jak należy!?

Okazuje się, że można.
My mamy swoje racje.
A może w raju nie będzie w biedrze takich promocji jak w przyszłym tygodniu?!
I nie warto się tam wybierać skoro tu i teraz można se kupić dzisiąty parasol za 9.99.

Żaden naród tego ziemskiego padołu nie upadł tak jak my.
Bo my spadliśmy na prawdę z wysokiego wysoka.

Drodzy.
O nic innego w tym wszystkim nie chodzi.
Nic się nie zmieniło.
Ciągle chodzi o naszą odpowiedź na pytanie czy rzucisz wszystko i pójdziesz.

Skończmy z tymi cudownymi receptami na Polskę.
Jedyna recepta sprowadza się do tego, że jeśli chcesz Polski, to jutro nie będzie śniadania, że o teleranku nie wspomnę. Wolność, zdobywanie Jej, wyrwie Cię w nocy, w piżamie.
Nie zobaczysz więcej żony i dzieci.
Przyjedzie Ci się bić bynajmniej nie za nich ale za Durczoka i Michnika.

No tak to.
A to przepraszam, że wyprowadzam z obłędu.

Są narody wybrane i są Polacy.
Któż jak Bóg. Z nami.
Bo kto jeszcze!?

Inka, dziewczyna w wieku ajfonowym.
Kazała przekazać Babci, że postąpiła jak należy.
Papież nasz mówił – że mamy od siebie wymagać gdyby nawet inni od nas nie wymagali.

A bo ja robię.

Dobra.
Policzmy na spokojnie. Ile każdy z nas robi.

Otóż każdy Polak, chce czy nie chce, kombinuje czy nie, płaci besti na to, żeby zabijała nas i dzieci nasze.
Nawet jak idziesz upić się z kumplem. Na ławeczce. Nieprzepisowo.
To z jednej butelczyny idzie kilkanaście złociszy na namawianie dzieci w przedszkolu na to, żeby se ucieły sekatorem jak nie są pewne.
To jeszcze i tak nic.
Po pierwsze większość środków, możności, mocy sprawczej, jaką wytwarzamy idzie na to, żeby ludzie się nie rodzili. A jak im się uda, to żeby byli zabijani.

A ja jestem pro life!

Nie bądź katolu śmieszny. Bo rogaci się śmieją z Twojej katolskości.

Na tacę dajesz raz na tydzień. Parę, kilkanaście złociszy.
Dajmy, że – dla uproszczenia rachunków – na miesiąc dajesz stówę (to już stawka dobrego, ba! , wybitnego parafianina).
Jako tzw. podatnik dajesz okupantom na miesiąc tysiaczka. Lekko. Jak masz szczęście to więcej.
Wiem, jest się z czego cieszyć, żeś bonzo.
Czyli ergo mianowicie – na miesiąc na zabijanie innych ludzi, pardon aborcję lub in vitro, idzie z Twoich, z Twoich, Kochanieńki/a, najminej dziesięć razy więcej pieniędzy niż na ogrzewanie ławek w kościele.

Nota bene, jakby komuś było mało, to z tego grzania też ileś procentów leci na pigułki z IG Farben dla uroczych blondynek, brunetek i rudych.

A bo ja mam przykazane cesorzowi co cesarskie! Bene. Znajdź Płatniku miły choć jedną facjatę cosorza w Swoim portfelu.

 

No i co?!
Wzruszyło kakało?!

No pewnie, że nie.

Ale to miała być notka kątrowersująca…
Ależ że oczywiście, nie rościła sobie pretensji do bycia poważaną w kręgach bliogierskich.

P.S.

Pan Braun dobrze mówi.
Że diemokracja jest do d.
Bo się okazuje, że nie trzeba, i nie warto, oglądać się na większość.
Bo i faktycznie. Chyba mityczna większość nigdy nie będzie spełna rozumu i sumienia.
Muszą sprawy złapać w swoje ręce jednostki.
Króle, muje, dzikie węże. Nie ważne.
Ci, co rzucą wszyskto i pobiegną za Nim.
I dla Polski ukochanej. Ustęsknionej.

O autorze: karoljozef