Słowo Boże na dziś – 13 listopada 2014 r. – Świętych Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, pierwszych męczenników Polski, wspomnienie

Myśl dnia

Każdy z nas zaznał w życiu największych radości wtedy, kiedy nic ich nie zapowiadało.

Antoine de Saint-Exupéry

Nigdy nie przegap okazji, żeby komuś powiedzieć, że go kochasz.
H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’
****
CZWARTEK XXXII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Flm 7-20)

Paweł wstawia się za Onezymem

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Filemona.

Bracie, doznałem wielkiej radości i pociechy z powodu twojej miłości, że mianowicie serca świętych otrzymały od ciebie pokrzepienie.
A przeto choć z całą swobodą mogę w Chrystusie nakładać na ciebie obowiązek, to jednak raczej proszę w imię miłości, skoro już jestem taki.
Jako stary Paweł, a teraz jeszcze więzień Chrystusa Jezusa, proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem. Niegdyś dla ciebie nieużyteczny, teraz właśnie i dla ciebie, i dla mnie stał się on bardzo użyteczny. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij do domu. Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii. Jednakże postanowiłem niczego nie uczynić bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli.
Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. Takim jest on zwłaszcza dla mnie, ileż więcej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie. Jeśli zaś wyrządził ci jaką szkodę lub winien cokolwiek, policz to na mój rachunek.
Ja, Paweł, piszę to moją ręką, ja uiszczę odszkodowanie, by już nie mówić o tym, że ty w większym stopniu winien mi jesteś samego siebie. Tak, bracie, niech ja przez ciebie doznam radości w Panu: pokrzep moje serce w Chrystusie.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 146,6c-7.8-9a.9bc-10)

Refren: Szczęśliwy, komu Pan Bóg jest pomocą.

Bóg wiary dochowuje na wieki, *
uciśnionym wymierza sprawiedliwość,
chlebem karmi głodnych, *
wypuszcza na wolność uwięzionych.

Pan przywraca wzrok ociemniałym, *
Pan dźwiga poniżonych,
Pan kocha sprawiedliwych, *
Pan strzeże przybyszów.

Ochrania sierotę i wdowę, *
lecz występnych kieruje na bezdroża.
Pan króluje na wieki, *
Bóg twój, Syjonie, przez pokolenia.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Łk 21,36)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie,
abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 17,20-25)

Królestwo Boże jest pośród was

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza

Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: «Oto tu jest» albo: «tam». Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”.
Do uczniów zaś rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: «Oto tam» lub: «oto tu». Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego.
Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie”.

Oto słowo Pańskie.

**********************************************************************************************************************
KOMENTARZ

 Ukryta obecność
Także dziś Jezus jest obecny w nas, w naszym kruchym i grzesznym człowieczeństwie, i pośród nas, i poprzez naszą obecność, słowa i gesty, pragnie objawiać swoje królestwo. Jezus nie prosi o jakieś nadzwyczajne chwile, wielkie czyny, spektakularne wydarzenia, On po prostu jest, ukryty i cichy, twórczy, działający i zbawiający w Eucharystii i w nas. Zachwycające piękno tej pokornej obecności Boga ukaże nam dopiero dzień ostateczny, wtedy wszystko zostanie rozjaśnione Bożym światłem, tak jak błyskawica rozjaśnia pochmurne niebo.

Jezu, znajdę dziś czas, aby moje serce pozostawało w ciszy adoracji, uwielbienia i zadziwienia wobec Twojej pokornej obecności objawiającej się w moim życiu.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

**********

W tradycji Kościoła wyróżniano trzy rodzaje męczeństwa, które symbolicznie wiązano z kolorami. Męczeństwo czerwone było związane z przelaniem krwi. Białe – to ofiara mnichów i dziewic. Zielone oznaczało apostołów, którzy opuszczali swoją ziemię rodzinną, by jako obcy głosić Chrystusa. Pięciu Braci Męczenników – Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn – którzy w 1003 roku na naszych ziemiach oddali swe życie za Chrystusa, łączyło w sobie te trzy rodzaje męczeństwa: przelali swoją krew, byli mnichami, a dwóch z nich pochodziło z dalekiej Italii.

Hieronim Kaczmarek OP, „Oremus” listopad 2008, s. 61

 

JAK ZŁOTO W TYGLU

„Duszę moją ogarnia wielka trwoga… Zwróć się, o Panie, ocal moją duszę, wybaw mnie przez Twoje miłosierdzie” (Ps 6, 4-5)

Dopóki doświadczenia, chociażby najcięższe, pozostają na płaszczyźnie zewnętrznych kolei życia, lecz nie odbierają pogody ducha, można je znieść stosunkowo łatwo. Wspaniała jest pod tym względem postawa Hioba: utrata całego mienia, śmierć dzieci, straszliwa choroba doprowadzająca do rozpaczliwej samotności nie niszczą jego wiary i zostają przyjęte z przedziwnym poddaniem się Bogu, „Dobro przyjęliśmy z ręki Boga, czemu zła przyjąć nie możemy?” (Hi 2, 10). Lecz kiedy ogrom cierpienia ogarnia jego ducha, wzbudzając wrażenie, że Bóg odrzucił go i opuścił, doświadcza niewymownego utrapienia graniczącego z rozpaczą. „Płacz stał mi się pożywieniem, jęki moje płyną jak woda… Czekałem na szczęście — a przyszło zło, szukałem światła, a nastał mrok” (Hi 3, 24; 30, 26). Bóg, który ongiś okazywał mu taką życzliwość, opiekował się nim i był mu tak bliski, teraz zdaje się już więcej nie troszczyć o niego. Hiob zadręcza się nie mogąc Go znaleźć i nie mogąc zrozumieć powodu tak wielkiej surowości: „Czemu chowasz swoje oblicze? czemu mnie poczytujesz za wroga?… Ciebie błagałem o pomoc. Bez echa. Stałem, a nie zważałeś na mnie” (Hi 13, 24; 30, 20). Cierpienie wywołuje jego jęki w dzień i w nocy. Myśl jego jest jednak nieustannie zwrócona ku Bogu, którego nie przestaje szukać. Samo szukanie jest jednak przyczyną nowego utrapienia: „Pójdę na wschód: tam Go nie ma; na zachód — nie mogę Go dostrzec, na lewo nie widzę Go, na prawo się kryje; nie dojrzę” (Hi 23, 8-9). I jeszcze: „Nagły strach mnie ogarnął, jak burza porwał mi szczęście. Uciecha minęła jak chmura. We łzach rozpływa się dusza” (Hi 30,15-16). Wielki dramat Hioba dowodzi, jak dotkliwe mogą być utrapienia tych, których Bóg przeprowadza przez straszliwą noc ducha. Pod naporem cierpień, jakie przenikają całą istotę i zdają się nie mieć końca, wydaje się, że Bóg sam niejako gasi swoją ręką ostatnie światła wiary i nadziei; w rzeczywistości jednak wtedy właśnie wiara i nadzieja nabierają niezłomnej mocy. „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje — wola Hiob. —. .. To właśnie ja Boga zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny” (Hi 19, 25-27). Bóg podtrzymuje duszę, którą doświadcza, i od czasu do czasu budzi w niej przebłyski nie tylko nadziei, lecz pewności swojej pomocy. Wyjdzie ona z nocy jak złoto oczyszczone w tyglu, odnajdzie swojego Pana i będzie Go oglądała.

  • O Panie, to nie tylko zasłona ukrywa Cię przede mną, lecz mur nieprzenikniony. Jak to jest ciężkie po tym, gdy odczuwałam Ciebie tak blisko! Lecz jestem gotowa pozostać w tym stanie tak długo, jak się Tobie będzie podobało pozostawić mnie w nim, o mój Umiłowany, wiara bowiem mówi mi, że Ty jesteś jeszcze i zawsze przy mnie… Ciebie tylko szukam… Dopomóż mi wiec iść do Ciebie przez czystą wiarę… Nigdy nie odczuwałam tak bardzo mojej nędzy, nigdy nie widziałam się tak nędzną, lecz ta nędza bynajmniej mnie nie zniechęcaj owszem, zbliża mnie do Ciebie i sądzę, że właśnie z powodu mojej słabości miłujesz mnie tak bardzo, bo tylu łask mi udzieliłeś!… Udziel również innym duszom wszelkich słodyczy i pociech swoich, aby pociągnąć je do siebie. A mnie ciemność do Ciebie zbliża (Św. Elżbieta od Trójcy Św.: List 47).
  • Panie, nie karz mnie w Twoim gniewie i nie karz mnie w Twej zapalczywości… Bo winy moje przerosły moją głowę, gniotą mnie jak ciężkie brzemię. Cuchną, ropieją me rany na skutek mego szaleństwa. Jestem zgnębiony, nad miarę pochylony, przez cały dzień chodzę smutny… Przed Tobą, Panie, żadne me pragnienia i wzdychania nie są ukryte. Serce się we mnie trzepoce: moc mnie opuściła, zawodzi nawet światło moich oczu. Przyjaciele moi i sąsiedzi stronią od mojej choroby i moi bliscy stoją z daleka… A ja nie słucham — jak głuchy jestem i jak niemy, co ust nie otwiera… Tobie ufam, o Panie. Ty odpowiesz, Panie, Boże mój… Nie opuszczaj mnie, Panie, Boże mój, nie bądź daleko ode mnie! Spiesz mi na pomoc, zbawienie moje — o Panie! (Psalm 38, 2. 5-7, 10-16. 22-23).
  • http://youtu.be/T0mDXIxxEU4

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 447

http://mateusz.pl/czytania/2014/20141113.htm

****************

Izaak Syryjczyk (VII wiek), mnich z okolic Mosul
Mowy ascetyczne, Pierwsza seria, nr 30

Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest”
 

Podziękowanie, wdzięczność tego, który otrzymuje, zachęca darczyńcę do dawania więcej. Ale ten, kto nie dziękuje za najmniejsze rzeczy, jest jedynie kłamcą i niesprawiedliwym w wielkich. Kto jest chory i zna swoją chorobę, może prosić o uzdrowienie; kto rozpoznaje swoje cierpienie, jest bliski wyzdrowienia i łatwo je znajdzie…

Przypomnij sobie upadek tych, którzy uważali się za silnych i bądź pokorny w swoich cnotach… Wypędź sam siebie, a twój wróg zostanie przepędzony daleko od ciebie. Sam znajdź ukojenie, a niebo i ziemia napełnią cię pokojem. Staraj się wejść do skarbu twego serca, a ujrzysz skarb z nieba. Ponieważ jedno i drugie to jedno i to samo. Wchodząc do jednego, kontemplujesz oba. Drabina Królestwa jest w tobie, ukryta w twojej duszy. Zanurz się w sobie, aby odkryć twój grzech: tam znajdziesz stopnie, przez które będziesz mógł się wznieść…: „Królestwo Boże pośród was jest”.

www.evzo.pl

*************

Jakiż to czas ma Pan Jezus na myśli, gdy mówi o tym, że Jego uczniowie “zapragną ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego”, a nie zobaczą? Czyż nie chodzi o Wielką Sobotę? I o Pierwszy Dzień Tygodnia, gdy nagle pojawił się jak błyskawica… I uczniowie nie musieli wtedy biegać w poszukiwaniu Jezusa, bo On sam przychodził do nich, nawet mimo zamkniętych drzwi.

Śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa czyni królestwo Boże obecnym pośród nas. Od tego Wydarzenia cała rzeczywistość jest przeniknięta Bożą Miłością. Boga można spotkać nawet, a może przede wszystkim, w cierpieniu i wszelkiej ludzkiej niedoli.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2199,czas-bozej-obecnosci-lk-17-20-25.html

*****************

Rozważanie przygotował
Sch. Marek Firlejczyk, jezuita.

*****************

Mój komentarz do Ewangelii na czwartek, 13 listopada 2014
Zachęcam, by przeczytać najpierw fragment Ewangelii Łk 17,20-25
– Subskrybuj na www.legan.paulini.pl

o. Michał Legan

*******************

Biblia pyta:

Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem na wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym?
Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami?

2 Kor 6:14-16

***

Mamy umartwiać słuch, unikając niepotrzebnych rozmów, niemoralnych piosenek, wysłuchiwania wulgaryzmów i oszczerstw. Nie bądźmy aż tak ciekawi, żebyśmy chcieli wiedzieć wszystko, co mówią i robią inni.

św. Jan Maria Vianney, O zadośćuczynieniu, pokucie i umartwieniu

***

KSIĘGA I, Zachęty pomocne do życia duchowego
Rozdział XIV, O UNIKANIU POCHOPNEGO SĄDZENIA

1. Patrz na siebie, ale wystrzegaj się sądzenia innych. Daremnie człowiek trudzi się osądzaniem innych, jakże często się myli i jak łatwo popada w błąd; sądzić siebie i rozmyślać o sobie to dopiero trud owocny. Jakże często sądzimy według tego, co nam przypada do serca, i jak łatwo zatracamy poczucie sprawiedliwości przez miłość własną.

Gdyby Bóg był zawsze czystym celem naszych dążeń, nie wpadalibyśmy od razu w gniew, gdy tylko ktoś sprzeciwi się naszemu zdaniu.

2. A przecież zdarza się, że to, co kryje się w naszej głębi albo co przychodzi z zewnątrz, tak samo nas pociąga. Niektórzy w gruncie rzeczy mają zawsze na względzie siebie w tym, co robią, choć nie zawsze zdają sobie z tego sprawę, i wydaje im się, że sprawy przybierają pomyślny obrót wtedy, gdy układają się według ich życzeń i myśli.

Jeżeli zaś dzieje się inaczej, martwią się i denerwują. Jakże często z powodu różnicy zdań rodzą się zatargi między przyjaciółmi i rodakami, między duchownymi i wiernymi.

3. Trudno jest pozbyć się dawnych nawyków i nikt zbyt chętnie nie daje się odwieść od własnego zdania. Jeżeli będziesz polegał bardziej na własnym rozumie lub własnej umiejętności niż na cnocie poddania się, jaką widzimy u Jezusa Chrystusa, rzadko i nieprędko doznasz łaski oświecenia, ponieważ Bóg chce, abyśmy Mu się w zupełności poddali i cały nasz rozum przekroczyli płomienną miłością.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

*************

Królestwo Boże jest pośród Was
(Łk 17, 20-25)

 

Jeśli jest Jezus, to jest Królestwo Boże. Jeśli Jezus stoi pośród faryzeuszy, to wśród nich jest Królestwo Boże. Ale oni tego nie dostrzegali. Jezus przestrzega uczniów, by nie biegali szukając Królestwa Bożego. Trzeba raczej trwać w Jezusowej nauce i wiedzieć, że skoro Jezusa odrzuca to pokolenie, to nie będzie łatwo uczniom wytrwać przy Nim.

Abym mógł stanąć przed Jezusem, gdy przyjdzie… trzeba teraz pozwolić się obdarować: wzrokiem dla ociemniałych, wolnością dla zniewolonych, podźwignięciem uniżonych. Wtedy Bóg zakróluje!

Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

****************

 

******************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

13 listopada
Święci
Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn,
pierwsi męczennicy Polski
Święci Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn W 1001 r. zaprzyjaźniony z księciem Bolesławem Chrobrym cesarz niemiecki Otton III zaproponował założenie na naszych ziemiach klasztoru, który głosiłby Słowianom Słowo Boże. Cesarz postanowił wykorzystać do zamierzonego dzieła swego krewniaka – biskupa Brunona z Kwerfurtu, wiernego towarzysza św. Wojciecha, znającego ziemie Słowian. Brunon wybrał do pomocy w przeprowadzeniu misji brata Benedykta.
Benedykt z Petreum (ur. 970) pochodził z zamożnej włoskiej rodziny z Benewentu. Rodzice przeznaczyli go do stanu duchownego już jako małego chłopca. Liczyli na to, że zostanie kapłanem diecezjalnym. Benedykt wybrał jednak życie pustelnicze. Po pewnym czasie przyłączył się do św. Romualda. Zaprzyjaźnił się z innym pustelnikiem – starszym od niego o 30 lat Janem, mieszkającym na zboczu Monte Cassino.Jan z Wenecji (ur. 940) pochodził z rodziny patrycjuszów weneckich. Z dożą Piotrem I Orseolo potajemnie opuścił Wenecję, udając się do opactwa benedyktyńskiego w Cusan koło Perpignan. Ta decyzja stała się pewnego rodzaju sensacją. Obydwaj podjęli życie pustelnicze. Po pewnym czasie opuścili opactwo. Jan udał się do św. Romualda, tam zaprzyjaźnił się z Benedyktem. Odznaczał się stanowczością, skutecznością w działaniu i wysoką kulturą.

Benedykt i Jan, po przybyciu na dwór Bolesława Chrobrego w początkach 1002 r., założyli pustelnię na terenie, który im podarował król – we wsi Święty Wojciech (obecnie Wojciechowo) pod Międzyrzeczem. Wkrótce dołączyli do nich Polacy możnego rodu (może nawet książęcego): żarliwi religijnie rodzeni bracia Mateusz i Izaak – nowicjusze, oraz Krystyn – klasztorny sługa, pochodzący prawdopodobnie z pobliskiej wsi.
Szóstym zakonnikiem był Barnaba, który wraz z Benedyktem i Janem przybył do Polski z Włoch. Uniknął męczeństwa i według ustnej tradycji resztę życia spędził u kamedułów (spotyka się także informacje, że był to klasztor w Bieniszewie, ale to raczej mało prawdopodobne ze względu na czas powstania tamtej fundacji).
Eremici zobowiązali się do pustelniczego trybu życia, a przede wszystkim do prowadzenia pracy misyjnej. Benedykt i Jan nauczyli się nawet języka polskiego. Cały czas jednak czekali na biskupa Brunona z Kwerfurtu. Miał on wraz z nimi przybyć do Polski, ale wyruszył do Rzymu po papieskie zezwolenie na prowadzenie misji. Tracący cierpliwość Benedykt wyruszył na spotkanie Brunona, ze względu jednak na zawieruchę polityczną, jaką wywołała śmierć cesarza Ottona III (w styczniu 1002 r.), postanowił wrócić do klasztoru, polecając dalsze poszukiwania Brunona młodemu mnichowi Barnabie. Posłaniec nie wracał. W listopadzie 1003 roku Benedykt i współbracia zaczęli odczuwać niepokój o niego. Nie dane im jednak było doczekać Barnaby.
Święci Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i Krystyn W nocy z 10 na 11 listopada 1003 r. zostali napadnięci przez zbójców i wymordowani. Pierwsze ciosy mieczem otrzymał Jan, po nim zginął Benedykt. Izaaka zamordowano w celi obok. Mateusz zginął przeszyty oszczepami, gdy wybiegł z celi w stronę kościoła. Mieszkający oddzielnie Krystyn próbował jeszcze bronić klasztoru, ale i on podzielił los towarzyszy. Prawdopodobnie powód napadu był rabunkowy, ponieważ zakonnicy otrzymali od Chrobrego środki w srebrze na prowadzenie misji.
Kult męczenników zaczął się już od ich pogrzebu, na który przybył biskup poznański Unger. Wkrótce potem, w 1006 r., św. Brunon napisał “Żywot pięciu braci męczenników”. Są to pierwsi męczennicy polscy wyniesieni na ołtarze. W poczet świętych wpisał ich Jan XVIII. Patronują diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.
Relikwie świętych znajdują się w wielu kościołach w Polsce, a także we Włoszech (Ascoli) i w Czechach, gdzie czczone są w katedrze św. Wita na Hradczanach.

W ikonografii Pięciu Braci Męczenników przedstawianych jest w białych habitach kamedulskich. Atrybutem jest koło tortury.

**********************************************************************************
13 listopada
Święty Mikołaj I Wielki, papież
Święty Mikołaj I Wielki Jak to bywa prawie ze wszystkimi papieżami pierwszych wieków chrześcijaństwa, niewiele wiemy o młodości Mikołaja. Urodził się prawdopodobnie ok. 820 r. w Rzymie i pochodził ze znakomitej rodziny urzędnika miejskiego Teodora. Można też spotkać informację, że pochodził ze starożytnego rzymskiego rodu Contich i był krewnym papieża Leona IV. W dokumentach pojawia się dopiero jako duchowny Kościoła w Rzymie. Papież Sergiusz II wyświęcił go na subdiakona, a św. Leon IV na diakona. Szczególne zaufanie okazywał Mikołajowi papież Benedykt III, wysyłając go w różnych misjach i poselstwach. Po jego śmierci Mikołaj został wybrany papieżem i w obecności cesarza Ludwika II otrzymał święcenia kapłańskie oraz sakrę biskupią. Następnego dnia, 25 kwietnia 858 r., odbyła się w bazylice św. Piotra jego uroczysta koronacja, bodajże pierwsza w dziejach papiestwa. Od tego pontyfikatu przez ponad 1000 lat (bo aż do 1965 r., kiedy Paweł VI z niej zrezygnował) potrójna korona – tiara była symbolem papiestwa. Trzy diademy oznaczały papieską władzę niebiańską, ziemską i nad czyśćcem. W dwa dni po koronacji Mikołaj złożył wizytę oficjalną cesarzowi w jego pałacu rzymskim. Cesarz dla okazania papieżowi szczególnej czci wyszedł mu naprzeciw i prowadził mu konia, co było wydarzeniem bez precedensu.
Pierwszym aktem nowego papieża było połączenie unią personalną biskupstwa Bremy z metropolitą Hamburga. Ponowił także nadany św. Oskarowi i jego następcom na stolicy hamburskiej przywilej legata papieskiego na obszar Danii, Szwecji i Pomorza. Na rok przed wyborem papieża Mikołaja I, na cesarza wschodniego wpłynął Focjusz, naciskając, by cesarz deponował z urzędu patriarchę Konstantynopola św. Ignacego. Jego miejsce zajął właśnie Focjusz. Na wiadomość, że papieżem został wybrany Mikołaj, patriarcha Konstantynopola Focjusz wysłał do niego delegację z doniesieniem, jakoby św. Ignacy dobrowolnie zrezygnował. Papież wolał jednak sprawę zbadać dokładnie. Kiedy przekonał się, że Focjusz objął patriarchat nielegalnie, obarczył go karami kościelnymi. Stało się to bezpośrednią przyczyną do zerwania z Rzymem. Focjusz posunął się do tego, że zwołał synod, na którym rzucił klątwę na papieża.
Konflikt z Konstantynopolem zaostrzyła jeszcze tzw. “sprawa bułgarska”. Św. Borys, król Bułgarów, który przyjął chrzest z Konstantynopola, by uniezależnić się od cesarstwa, zwrócił się do papieża z prośbą o misjonarzy oraz o wyjaśnienie pewnych kwestii. W odpowiedzi na to papież wysłał w roku 867 głośne Odpowiedzi na pytania Bułgarów, w których złagodził wiele zbyt twardych ustaw Kościoła bizantyńskiego.
Nie mniej stanowczy okazał się papież w sporze z królem Lotarem II, bratem cesarza niemieckiego, od którego imienia przyjęła się nazwa obecnej Lotaryngii. Władca ten był zaślubiony z księżniczką burgundzką, Teutbergą, ale zakochał się w konkubinie, Waldradzie. Dla pozbycia się prawej małżonki oskarżył ją przed papieżem o zdradę. Odbyty sąd wykazał jednak niewinność Teutbergi. Rozgniewany król zażądał ponownego sądu formalnego. Nieszczęsna małżonka, wymęczona torturami, przyznała się do niepopełnionej winy. Metropolici Kolonii i Trewiru stanęli po stronie króla. Również synody w roku 860 i 862 uznały małżeństwo króla z Teutbergą za nieważne. Papież wysłał więc swoich delegatów dla zbadania sprawy. Lotar jednak zdołał ich przekupić i zastraszyć. Na wiadomość o tym papież zdegradował zarówno legatów, jak i wspomnianych wcześniej metropolitów. Pierwsze małżeństwo uznał za ważne, a Waldradzie wyznaczył kanoniczną pokutę. Teutberga powróciła na zamek. Kiedy jednak Lotar ponownie rozpoczął współżycie z Waldradą, papież rzucił na króla klątwę.
Kiedy metropolita Reims, Hinkmar, bez kanonicznego powodu złożył z urzędu biskupa Soissons, ten odwołał się do papieża. Papież unieważnił wyrok metropolity. Mikołaj usunął z urzędu metropolitę Rawenny, kiedy ten samowolnie zaczął łamać rozporządzenia papieskie. Kiedy jednak uznał swoją winę, papież zdjął z niego kary kościelne. Polecił jednak przy tym, żeby metropolita postępował roztropniej ze swoimi sufraganami oraz by duchowieństwa nie obciążał zbytnio świadczeniami fiskalnymi. Za pontyfikatu Mikołaja I święci Cyryl i Metody w 863 r. dokonali chrystianizacji Moraw.
Mikołaj był mężem modlitwy. Okazywał szczególną wrażliwość na sprawy Boże i na niedolę bliźnich. Sprawiedliwość była jego naczelnym hasłem. Okazał się także doskonałym administratorem. Dla męstwa i odwagi, z jaką piętnował grzechy możnych, nazwano go “drugim Eliaszem”. Był zdania, że papież posiada władzę bezpośrednio od Pana Boga i że jest odpowiedzialny za cały rodzaj ludzki, dlatego nie ma większej władzy niż papieska. Za rządów Mikołaja I w Europie panowali władcy reprezentujący o wiele skromniejszy od niego wymiar osobowy. Dlatego papież miał najwyższy autorytet, a przy tym uważał się zawsze za sługę Boga, który odpowiadać będzie za powierzone sobie przewodzenie Kościołowi Chrystusa.
Mikołaj I zmarł w Rzymie 13 listopada 867 r. i został pochowany w bazylice św. Piotra. Opłakiwały go rzesze wiernych, a zwłaszcza ubodzy. Pamiętali jego dobroć, bo papież w kazaniach wzywał możnych do hojnej jałmużny, aby nikt w Rzymie nie musiał cierpieć głodu.
Chociaż jego pontyfikat trwał tylko 9 lat, to trwale zmienił papiestwo i wyznaczył wzorce dla papieży następnych wieków. Mikołaj jako pierwszy sformułował pogląd, że papież jest zastępcą Chrystusa na ziemi oraz że sprawując władzę i opiekę nad całym Kościołem, jest wolny i niezależny od władzy świeckiej. Przekonał współczesnych, że papieskie dyspozycje obowiązują zarówno świeckich, jak i duchownych. Są one ostateczne i niezmienne, a synody należy traktować tylko jako organy wykonawcze papieskich poleceń. Potomni nadali mu tytuł Wielkiego.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-13b.php3
13 listopada
Błogosławiony Wincenty Eugeniusz Bosiłkow,
biskup i męczennik
Błogosławiony Wincenty Eugeniusz Bosiłkow Wincenty urodził się 16 listopada 1900 r. w Belene (w Bułgarii), w rodzinie chłopskiej, głęboko przywiązanej do wiary katolickiej. W wieku 11 lat został wysłany do internatu w Oreszu, prowadzonego przez pasjonistów. Następnie trafił do niższego seminarium w Ruse, a potem do szkoły średniej w Kortrijk w Belgii. W 1919 r. w Ere (Belgia) wstąpił do nowicjatu pasjonistów i przyjął imię Eugeniusza od Najświętszego Serca Jezusa. Po ukończeniu studiów teologicznych w 1925 r. przyjął święcenia kapłańskie i wyjechał na dalsze studia do Rzymu. W 1931 r. uzyskał doktorat w Papieskim Instytucie Studiów Wschodnich.
Po powrocie do Bułgarii przez dwa lata był proboszczem katedry w Ruse i sekretarzem biskupa. Od 1934 r. pracował jako proboszcz w Bardarskim Geranie. Swoją pracę duszpasterską kontynuował w trakcie i po zakończeniu II wojny światowej, gdy do władzy doszli komuniści. Katechizował wytrwale dzieci, młodzież i dorosłych, wybudował nowy kościół, dom parafialny, zorganizował szkołę języków obcych i boisko sportowe.
W okresie II wojny światowej, gdy Bułgaria opowiedziała się po stronie III Rzeszy, udzielał schronienia i pomocy kilku tysiącom prześladowanych Żydów.
Kiedy w 1946 r. zmarł dotychczasowy biskup diecezji, Eugeniusz został wikariuszem apostolskim, a rok później – biskupem Nikopoli. Swoje obowiązki podejmował z wielkim zapałem i gorliwością. Popierał szeroko zakrojone misje ludowe, aby przeciwstawić się propagandzie antyreligijnej. Stawał w obronie krzywdzonych przez władze. Kiedy wzmogła się wrogość reżimu wobec Kościoła, biskup Bosiłkow pozostał przy powierzonym sobie ludzie, świadom ryzyka utraty życia.
Został aresztowany 16 lipca 1952 r. podczas wypoczynku pod Sofią. Oprócz niego aresztowano około 40 kapłanów wiernych Stolicy Apostolskiej. Uwięzienie biskupa zostało jednak otoczone tajemnicą; dopiero 2 września gazety opublikowały o tym informację i przedstawiły zarzuty utworzenia przez Bosiłkowa “wywrotowej organizacji katolickiej”. Dowodem były dwa pistolety zarekwirowane z wystawy w katolickiej szkole. Poddawano go wielogodzinnym torturom i długotrwałym przesłuchaniom. Urządzono pokazowy proces, który trwał od 29 września do 3 października 1952 r. i zakończył się wydaniem wcześniej ustalonego wyroku śmierci. Ujawniona po obaleniu komunizmu treść wyroku brzmiała: “Na mocy artykułów 70 i 83 kodeksu karnego, Sąd skazuje oskarżonego, Ewgenija Bosiłkowa, na śmierć przez rozstrzelanie, a wszystkie jego przedmioty na skonfiskowanie […] Doktor Ewgenij Bosiłkow, biskup katolicki, ukończył studia religijne we Włoszech i był szkolony przez Watykan na działalność kontrrewolucyjną i szpiegowską. Jest jednym z dyrektorów konspiracyjnej organizacji katolickiej. Był w kontakcie z dyplomatami z krajów imperialistycznych i przekazywał im informacje o charakterze poufnym. Oskarżony zwołuje diecezjalne rady, w których zapadają decyzje mające na celu zwalczania komunizmu poprzez religijne konferencje, które odbywają się w Bułgarii pod pozorem prowadzenia działalności zwanej jako «misje». Odwołanie wyroku nie jest możliwe”.
Kilka tygodni później, 11 listopada 1952 r. o godz. 23.30 został rozstrzelany w sofijskim więzieniu. Jego ciało wrzucono razem z innymi zamordowanymi do zbiorowej mogiły. Wraz z nim śmierć ponieśli trzej asumpcjoniści: Kamen Vitchev, Pavel Dijdjov i Josaphat Chichkov. Data i miejsce śmierci Bosiłkowa zostały ujawnione dopiero w 1975 r. po tym, jak szef bułgarskiego MSZ został osobiście poproszony o te dane przez Pawła VI w czasie wizyty w Watykanie. Wcześniej, bo już 15 grudnia 1952 r. Papież Pius XII wspomniał biskupa i jego męczeńską śmierć w swojej encyklice zatytułowanej Orientales Ecclesias, dotyczącej sytuacji Kościołów w krajach Europy wschodniej, a zwłaszcza w Bułgarii.Proces beatyfikacyjny Wincentego Eugeniusza Bosiłkowa rozpoczęto w 1985 r. Po siedmiu latach został on zamknięty. W 1994 r. w obecności św. Jana Pawła II promulgowano dekret dotyczący męczeństwa bułgarskiego biskupa. Beatyfikacja odbyła się 15 marca 1998 r. w bazylice św. Piotra w Rzymie. Św. Jan Paweł II powiedział wówczas m.in.: “Ten biskup i męczennik, który przez całe życie starał się być wiernym obrazem Dobrego Pasterza, stał się nim szczególnie w chwili śmierci, kiedy to zmieszał swoją własną krew z krwią Baranka, wylaną za zbawienie świata (…). Jakże wielką otuchą napawa on tych, którzy i dzisiaj doświadczają niesprawiedliwości i są prześladowani za swą wiarę!”.
W 1999 r. bułgarski Sąd Najwyższy dokonał rehabilitacji biskupa Bosiłkowa; na mocy rozporządzenia Sądu w więzieniu, w którym zmarł, zamontowano tablicę upamiętniającą jego męczeństwo.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-13c.php3

*******************************************************************************

UZUPEŁNIENIE DO ŻYWOTÓW ŚWIĘTYCH

ŻYWOTY

Ś W I Ę T Y C H

PATRONÓW POLSKICH

X. PIOTR PĘKALSKI

ŚW. TEOLOGII DOKTOR, KANONIK STRÓŻ ŚW. GROBU CHRYSTUSOWEGO

 

 

Na dzień 12 listopada

KRÓTKI ŻYWOT

i męczeństwo pięciu braci pustelników

ŚWIĘTYCH:

Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna

ZAKONU ŚW. ROMUALDA

DŁUGOSZ, ks. II. Hist. pol., r. 1005.

~~~~~~~~~~~

 

Kiedy Bolesław Chrobry, książę polski, przy schyłku X stulecia objął rządy państwa po zgonie ojca swego Mieczysława I († 992), a doszedł go rozgłos sławy o świętobliwym życiu Romualda (1), założyciela zakonu pustelników pomiędzy Alpami we Włoszech; wyprawił do niego swych ludzi z usilną prośbą, by mu posłał ze swego zakonu kilku braci do Polski, którzy by pobożnym życiem swym i nauką objaśniali i utwierdzali lud polski w chrześcijańskiej religii, nie dawno (965) do tego narodu zaprowadzonej przez Mieczysława I ojca swego. Nie spełnił Romuald od razu żądania Chrobrego, albowiem ojcowie Kameduli, rodem Włosi, składali się swemu patriarsze, że nie umią polskiego języka, a w krainie północnej powietrze bardzo się różni od umiarkowanego powietrza na włoskiej ziemi. Romuald przeto nie zmuszał żadnego ze swych zakonników swą powagą, by opuścił erem włoski a udał się do Polski, ale zostawił to własnej ich woli. Wszakże, kiedy Otto III cesarz odprawiając w r. 1000 pobożną pielgrzymkę z Włoch do Gniezna, dla uczczenia zwłok św. Wojciecha męczennika, niegdyś poufnego swego przyjaciela, i z wielkim czci okazem został od Chrobrego przyjęty; wtedy Bolesław ponowił swe żądanie przez pobożnego Ottona, który też po swoim z Polski powrocie, widząc się osobiście z Romualdem, przełożył mu wielkie dla religii korzyści z wysłania kilku zakonników z jego eremu do Polski; nie odmówił zatem Romuald żądania Ottona cesarza, ale na czas późniejszy odłożył wysłanie swych zakonników. Otto III dokonał żywota d. 26 stycznia 1002 r. Dowiedziawszy się Chrobry o śmierci tego cesarza, wyprawił w tym roku poselstwo do Henryka jego następcy z prośbą, by skłonił Romualda ku nadesłaniu mu ojców Kamedułów. Za wpływem tego monarchy, dwaj ojcowie Kameduli, Jan i Benedykt, objawili swe życzenie, że się puszczą w podróż do Polski, których Romuald wyprawił do Chrobrego. Przyjął Bolesław z wielką radością przybyłych synów Romualda, od razu też przyłączyło się do nich czterech Polaków: Izaak, Mateusz, Krystyn i Barnabasz, by od nich pojęli żywot pustelniczy, a polskiego nauczyli ich języka. Według pustelniczego oo. Kamedułów powołania, kazał Bolesław wystawić dla nich w lesie pojedyncze i oddzielne chatki z drzewa, na tym miejscu, na którym później miasteczko Kazimierz w wielkiej Polsce stanęło; a wtedy zewsząd borem i gajami było otoczone. Na tym ustroniu Bolesław dostarczał potrzebnej żywności żywot pustelniczy prowadzącym zakonnikom, którzy pobożnością i nauczaniem oświecając naród polski, wielkie czynili korzyści; dlatego też Bolesław i ludzie wysoko cenili ich prace około wiary św. Nie posiadali oni żadnych włości, ale z przynoszonych im darów i ofiar zaspokajali życia potrzeby. Odzież tych bogomodlców składała się z habitu i płaszcza z grubego sukna białego uszyta, jakiej oo. Kameduli używają, a pokarmem ich były powszednie leguminy, jarzyny, chleb, woda zaś napojem, bo w tym zakonie mięsnych potraw używać nie wolno, jedynie w chorobie i za pozwoleniem przełożonego. Nie tylko modlitwą i postem, ale też i dyscypliną jeden drugiego biczując, stłumiali żądze ciała swojego, by za zakres życia zakonnego nie przekraczało. Takimi uczynkami i budującym obyczajem we dnie i w nocy jaśniejących braci, nie tylko ludzie świeccy zwiedzali, biorąc od nich zdrową naukę i przykład życia świętobliwego, ale też i duchowieństwo i sam nawet król Bolesław przybywał do nich na pustynię, siebie i królestwo swoje ich modłom polecając. Najwyższy Dawca nagrody, za ich prace i życie świętobliwe, przygotował dla nich palmy i wieńce męczeńskie. W roku 1005 Bolesław Chrobry, król polski, obyczajem swej pobożności wiedziony, z całym swym dworem przybył na pustynię do św. braci zakonnych, i tu zabawił czas niejaki na bogomyślności, a odprawiwszy swe modły, mając powrócić do Gniezna, złożył tym bogomodlcom, dla zaspokojenia ich życia potrzeb, pewną ilość złota w obecności swoich służalców. A chociaż pobożni mężowie, miłośnicy pustelniczego ubóstwa, wymawiali się od przyjęcia tego daru wcale im niepotrzebnego, i usilnie prosili króla, by te pieniądze na inny obrócił użytek; przecież odpowiedział im Bolesław, że złoto raz ofiarowane na cześć Bożą już nie jest zdatne do użycia na cele prywatne. Zostawił zatem pieniądze, a poleciwszy siebie i naród swój modlitwom owych sług Bożych, odjechał.

 

Zostawione na potrzeby pieniądze wielką niespokojnością nabawiły serca i umysły ubogich pustelników; uważali oni dla siebie za rzecz haniebną a Bogu niemiłą, że skoro w męskim wieku opuścili wszelką znikomość błyszczącego świata i aż dotąd jego pożądliwość zdeptali i daleko od siebie oddalili, to w wieku sędziwym nie powinni kazić swego powołania złota posiadaniem. Jakim sposobem, mówili między sobą, i jak zdołamy naśladować ubóstwo Chrystusa, jeśli będziem posiadali znaczną ilość złota i użyjemy go, prowadząc ubogi żywot z jałmużny? Zrządziłoby to dla nas nieuchronne potępienie, a dla drugich zgubne zgorszenie. Prawdziwi zakonnego ubóstwa miłośnicy naradzali się co mają uczynić z zostawionym złotem? najstarszy pomiędzy nimi, ojciec Benedykt, a za nim reszta braci zgodnie uradziła, by niezwłocznie odnieść pieniądze i oddać je samemu Bolesławowi. Jakoż ten obowiązek odniesienia zostawionego złota włożono na najmłodszego brata Barnabę, trudniącego się załatwianiem potrzeb. Posłuszeństwem ku braci swej skłoniony Barnabasz, wziął owe pieniądze, niósł je do Gniezna dla oddania ich królowi, a gdy w dniu 12 listopada 1005 r. uszedł zaledwo połowę drogi od eremu do miasta, następnej nocy niektórzy z owych sług Bolesława obecnych królowi, kiedy czynił tę złota ofiarę, żądzą pieniędzy uniesieni, przybrawszy do siebie innych jeszcze przewrotnych bezbożników, podczas ciemnej nocy tajemnie napadają erem, by zabrać dar przez króla uczyniony. Srogą uniesieni wściekłością otaczają pobożnych pustelników przed północą śpiewem psalmów chwałę Bogu oddających, i surowo nakazują, by oddali złoto przed dwoma dniami przez króla Bolesława im ofiarowane, a każdemu z osobna śmiercią grożą jeśli go nie oddadzą. Nie tylko obelżywymi słowy obrzucają pobożnych bogomodlców, prócz tego skrzętnie przetrząsają wszystkie kąty w ich mieszkaniach. A chociaż ci słudzy Boscy szczerze i wiernie składali im się, że ich ubóstwo nie dozwala posiadać złota, że je zaraz królowi odesłali, złoczyńcy większym jeszcze zapalają się szałem, mniemając, że zakonnicy kłamstwem się tłumaczą, a złoto w ziemi ukryli; więc już nie obelgą i złorzeczeniem, ale kijmi pastwią się nad nimi. Wszakże wielka chciwość złota tym barbarzyństwem niezaspokojona, budzi łotrów do sroższej katuszy, przez którą usiłują zmusić pustelników do oddania pieniędzy. Rozjuszona łupieżców zgraja wlecze każdego zakonnika z osobna i we wściekłym zapędzie okrucieństwa przywiązuje ich do drzew, ogniem pali ich biodra. Potem łupieżcy przywiązują męczenników do kół wozu, na którym przyjechali; obracają je z nimi, chcąc rozmaitym okrucieństwem skłonić sługi Boże do wyznania, gdzie złoto ukryli. Bóg Wszechmocny dał sługom swoim tak wielkie męstwo i stałość w ponoszeniu męczeństwa, że wszyscy wysławiając święte imię Jego, odpowiadali: “Pieniądze które nam dał monarcha, wszystkieśmy mu odesłali“, jednę i tę samą prawdę wszyscy zgodnymi wyznawali usty, bo ją czerpali w źródle wiecznej prawdy. Bóg nam jest świadkiem, mówili, iż nie dla ukrycia złota, które nie było i nie jest potrzebne do pustelniczego żywota, ale, by nierzetelne zeznanie ciężką wyciśnione katuszą grzechem kłamstwa dusz naszych przed Bogiem nie skaziło. Bezbożni złoczyńcy w mniemaniu, że pobożni bracia jedno zawsze powtarzając, miłością złota zostali ujęci, póty ich srogo męczyli, aż w okrutnych boleściach, nieustannie Boga wysławiając, dusze swoje oddali Bogu, Zbawcy swojemu, i przeszli z tego żywota z wieńcem męczeńskim i z palmą w ręku do przybytku wiecznej chwały. Złoczyńcy po dokonanym męczeństwie skrzętniej potem szukali po wszystkich kątach w eremie i chatkach pustelniczych owego złota, lecz na próżno, bo pieniądze już zostały królowi odesłane. Kiedy łotrów zawiodła wszelka nadzieja, by tę haniebną zbrodnię mordu pokryć innym wypadkiem, udali się do przewrotności, która jest istną bezbożników towarzyszką: pownosili ciała braci zabitych, każdego do swej celi, zapalili je, jakoby nie gwałtem, ale wypadkowym spłonieniem życie utracili; ale podłożony ogień nie wywarł swojej siły naturalnej, ani chatek ani ciał nie uszkodził, materia bowiem ścian jakby nie z drzewa, ale z kamieni była wystawioną, oddalała siłę palenia ogniu właściwą. Cudem tym przestraszeni do ucieczki się udali. Rychło doszła Bolesława Chrobrego żałosna wieść o srogim zamordowaniu pięciu braci żywot zakonny na pustyni wiodących. Dowiedział się bowiem ten monarcha, mieszkając wówczas w Gnieźnie, dnia drugiego o dokonanym męczeństwie, bo tak przezornie i szykownie urządził swoje królestwo, że każdy wypadek i wszelką przygodę, prywatną lub sądową, czy z bliska, czy z dala, we dnie i w nocy wiernie mu donoszono. Skoro go uwiadomiono o śmierci męczeńskiej pięciu braci: Benedykta, Mateusza, Jana, Izaaka i Krystyna, owych sług Bożych, których modlitwie i zasługom siebie i cały naród polski polecał, i poił się słodką nadzieją, że za ich przyczyną u Boga wszelką szczęśliwość i powodzenie kraju posiadać będzie, ciężko z głębi serca westchnął, i czym prędzej polecił wojsku i przybocznym dworzanom swoim siąść na koń; on sam stanął na czele, oprócz tego zgromadził wielką liczbę włościan z siół pobliskich, otoczył wokoło las w którym święci pustelnicy mieli swoje mieszkania, domyślając się, że złoczyńcy po dokonanej zbrodni zabójstwa mają tajne kryjówki w lesie, który się wtedy na parę mil rozciągał. Otoczywszy zewsząd wieńcem ludu ów las, wprowadził do niego znaczną liczbę konnych żołnierzy i przybyłych pieszo włościan na wyśledzenie zbrodniarzy, użył on osobiście wszelkiej ostrożności, by się jakim sposobem nie wymknęli. Że zaś miejsce było rozległe i szeroko się rozciągało, dlatego trudne i niepodobne zdawało się wyśledzenie, i nie rokowało ujęcia złoczyńców; takiego jednak starania i przezorności dołożył Bolesław, by ich schwytać, że śledzcy nierozdzielnym szykiem połączeni, równym postępujący krokiem, żadnego miejsca niezbadanego nie zostawiwszy, wyśledzili ich siedziby. Zbrodniarze zewsząd żołnierzem i ludem otoczeni, przez całą noc upatrywali drogi przez zarośla, wąwozy, padoły i cieniste gaje, którą by umknąć zdołali, i nie tylko że żadnej nie znaleźli ucieczki, ale nawet wydobytych mieczów, na zabicie męczenników, odrętwiałymi ramiony do pochew aż do tego czasu powkładać nie mogli. Wszyscy schwytani, od razu wyznali zbrodnię mordu, podali zatem ręce śledzącym żołnierzom. Miejsce męczeństwa, na którym leżały ciała św. pustelników, otaczała jasność zadziwiająca, i przez całą noc słyszano nadprzyrodzony śpiew naprzemian nucony, dla rozgłosu świątobliwego życia owych sług Bożych.

 

Król Bolesław ukoił po części żal, sercu jego świętych męczenników śmiercią zadany; trapiła go atoli niesłychana zbrodnia, którą, jeśliby bezkarnie puścił, obawiał się pomsty Bożej, od narodu nagany i nieszczęśliwej przygody dla swego królestwa. Jakoż namyślał się jakim by rodzajem kary miał zgładzić schwytanych złoczyńców; postanowił nareszcie, by ich nie taką karano śmiercią, na jaką rzeczywiście zasłużyli, ale żeby w żelazne kajdany okuci, u grobu świętych męczenników głodem i uciskiem nękani, życia dokonali, jeśli się nie spodoba miłosierdziu Bożemu i świętym męczennikom uwolnić ich od ponoszenia tej kary. Złoczyńcy trzymani byli czas niejaki w więzieniu; skoro z rozkazu króla Bolesława przyprowadzono ich do grobu świętych męczenników, których ciała z pustyni do gnieźnieńskiego kościoła były przywiezione i do jednej trumny na to przygotowanej, dla oddania im czci należnej, złożone: z niewysłowionej dobroci Bożej spadły z nich kajdany, a tak oswobodzeni dobrowolnie potem oni sami ostrą czynili pokutę. Barnabasz zaś, który odniósł królowi pieniądze, dowiedziawszy się o męczeństwie swej braci, ze ściśnionym sercem rzewnie płacząc, bardzo żałował, że sobie na to nie zasłużył, aby się był stał razem z bracią swą uczestnikiem palmy męczeńskiej. Skoro powrócił z Gniezna na pustynię, widząc swych towarzyszów życia zakonnego, w ich celach rozmaitym katuszy rodzajem srogo umęczonych, ciężko narzekał, że on tylko sam jeden w smutnym zostawiony sieroctwie, gdy bracia jego już stanęli przed oblicznością Bożą z wieńcem męczeńskim. Poleciwszy się rozporządzeniu Bożemu i dobroci Jego, rzekł: “Panie! jako bez Twej woli nic się nie dzieje, w całym układzie przyrodzenia, ani nawet listeczek z drzewa nie spadnie, tak również mocno wierzę, że i ten wielki wypadek śmierci męczeńskiej mej braci, od której odłączyłeś mnie jeszcze niezasłużonego, stał się z Twego dopuszczenia; stąd kornym sercem proszę Cię Panie, byś mnie od wiecznego społeczeństwa mej braci nie odłączał”. Na tej samej pustyni wystawił dla siebie nową celkę, i w niej z całą pustelnika ścisłością żyjąc jeszcze czas niejaki, świętobliwie pełen zasługi i cnoty, zasnął słodko w Panu Zbawicielu swoim. Po jego zgonie król Bolesław kazał złożyć święte zwłoki jego w tej samej trumnie, w której święci męczennicy a jego współbracia spoczywali, aby i na ziemi w tym samym grobie społem spoczywał z tymi, z którymi dusza jego czysta i święta w niebieskiej złączyła się ojczyźnie. Na miejscu zniesionego przez pięciu świętych pustelników męczeństwa później, za staraniem pobożnego ludu, wystawiono pięć kaplic czyli modlnic oddzielnych, gdzie święci bracia mieszkali, na uczczenie i utrzymanie ich pamięci.

 

Kiedy Brzetysław książę czeski dowiedział się o bezkrólewiu i wielkim nieładzie w Polsce, w roku 1038 zebrawszy mnóstwo szlachty i pospólstwa, wtargnął do Polski, złupił w niej główniejsze i bogatsze miasta Wrocław i Poznań, a stanąwszy pod Gnieznem, stolicą Polski, wziął je z łatwością; wtedy też z ciałem Radzima, brata świętego Wojciecha, zabrał szczęty pięciu braci męczenników: Jana, Benedykta, Izaaka, Mateusza, Krystyna i szóstego Barnaby, którego ciało z rozporządzenia króla Bolesława w jednym grobie i trumnie razem było złożone (2). W wielkim i uroczystym pochodzie w przedświęciu św. Bartłomieja 1039 r. wprowadził te święte szczęty do Pragi. Pobożny naród morawski wyprosił u księcia Brzetysława ciało św. Krystyna męczennika, rodem Polaka, które w ołomunieckim katedralnym kościele spoczywa (3), pod jego też nazwą kościół ten obecnie istnieje.

 

–––––~~~~~~–––––

 

 

Żywoty Świętych Patronów polskich, napisał X. Piotr Pękalski Ś. T. Dr. Kan. Stróż Ś. Grobu Chrystusowego. Z ośmią rycinami. Kraków 1862, ss. 532-542.

 

Przypisy:

(1) Św. Romuald urodził się około 907 r. w Rawennie z ojca Sergiusza księcia, zamożnego w sławę i majątek. Gdy Sergiusz ojciec jego był w nieprzyjaznych zajściach o łąkę z krewnym swym, i krwawy zamach na niego gotował: dwudziestoletni Romuald, od lat najmłodszych dobrocią i duchem miłości z daru Bożego owiany, nie tylko stronił tego zamachu, ale też otwarcie ganił ojcu swemu tę jego zawziętość. Za to ojciec pogroził mu wydziedziczeniem go z majątku, który nań spadał. Romuald nie długo myśląc udał się na pobożne ćwiczenia do klasztoru ojców Benedyktynów, klaseńskim zwanego. Tu, podczas swej modlitwy w kościele, nocną porą widząc po raz i po drugi objaw św. Apolinarego, przyjął suknię św. Benedykta. Potem doszła go wieść o świętobliwym życiu niejakiego Marynusa na granicy Wenecji, z zakonnej ścisłości w owym czasie sławnego. Pobożnością wiedziony Romuald, przeszedł do jego klasztoru; a jak w klasztorze klaseńskim, tak też pod Marynusem zbogacał swój umysł podawanymi do naśladowania wzorami cnót i pobożności, i tak wielką życia świętobliwością w krótkim zajaśniał czasie, że się bardzo wielu młodzieńców do niego garnęło, i ci obrali go sobie za przywódzcę zakonnego żywota. Sam nawet Sergiusz ojciec jego wszedł w zawód zakonny pod jego przełożeństwo. Kiedy potem Sergiusz uszedł z klasztoru i wrócił do dawnego życia obyczaju, Romuald sprowadził ojca do klasztoru, i za to w więzieniu go osadził i dyscypliną ukarał. Założył Romuald między apenińskimi Alpami erem na polu zwanym: “Campo Malduli“, stąd jego zakonników nazwano kamedułami. Pozakładał on prócz tego we Włoszech jeszcze kilka klasztorów. Żył św. Romuald 120 lat, sto lat w ścisłości zakonnego żywota, umarł roku 1027. S. Petrus Damiani in vita S. Romualdi.

 

(2) DŁUGOSZ, Hist. Pol., księga II, str. 195 i następne. Cosmae Chronicon Boëmorum, ap. PERTZ, Scriptores, IX, pag. 67 seqq.

 

(3) Św. Piotr Damiani kameduła w XI stuleciu napisał żywot św. Romualda, Acta Sanctorum Tom. II. die 7 Februarii, w nim czyni wspominkę, że na żądanie Bolesława Chrobrego za wstawieniem się Ottona III i św. Henryka cesarza, św. Romuald wysłał ze swego eremu do Polski dwóch ojców kamedułów, Jana i Benedykta, dla oświecenia polskiego narodu w wierze św. Do tych dwóch, z Włoch przysłanych pustelników, wnet przyłączyło się czterech Polaków, Izaak, Mateusz, Krystyn i Barnabasz. Mylnie zatem podaje HAJEK dziejopis czeski, w swej kronice, że św. Wojciech wracając w r. 996 z Rzymu do Pragi, wziął z sobą z klasztoru śś. Bonifacego i Aleksego, tych sześciu braci benedyktynów, że ci mieli towarzyszyć św. Wojciechowi w misji do Prus. Co gdyby tak było, pewnie by żywociarze św. Wojciecha, Jan Kanaparz, i św. Bruno, byli o tym uczynili wspominkę; namieniają oni wyraźnie, że tylko Radzim i Benedykt towarzyszyli mu w pruskiej misji. Acta Sanctorum, April., Tom. III, dies 23. PERTZ, Monum. Scrip., Tom. IV, p. 574. Ale ani KOSMAS o tym nie wspomina w kronice czeskiego narodu.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVIII, Kraków 2008
http://www.ultramontes.pl/zywoty_pieciu_braci.htm

ŻYWOTY

Ś W I Ę T Y C H

PATRONÓW POLSKICH

X. PIOTR PĘKALSKI

ŚW. TEOLOGII DOKTOR, KANONIK STRÓŻ ŚW. GROBU CHRYSTUSOWEGO

SPIS ŻYWOTÓW

W NINIEJSZYM DZIELE UMIESZCZONYCH

––––––

 

Przedmowa

 

Na d. 8 lutego. Żywot błogosławionego Izajasza Bonera

 

Na d. 4 marca. Żywot świętego Kazimierza Jagiellończyka

 

Na d. 9 marca. Żywot świętych Cyryla i Metodego

 

Na d. 15 kwietnia. Żywot świętobliwego Świętosława

 

Na d. 23 kwietnia. Żywot św. Wojciecha biskupa i męczennika

 

Na d. 3 maja. Żywot świętobliwego Stanisława Kazimierczyka

 

Na d. 4 maja. Historia męczeństwa św. Floriana

 

Na d. 4 maja. Żywot świętobliwego Michała z książąt Gedrojców

 

Na d. 8 maja. Żywot św. Stanisława biskupa i męczennika

 

Na d. 16 czerwca. Żywot błogosławionej Jolenty księżnej kaliskiej

 

Na d. 16 lipca. Żywot śś. Andrzeja Żoerarda i Benedykta

 

Na d. 18 lipca. Żywot błogosławionego Szymona z Lipnicy

 

Na d. 19 lipca. Żywot błogosławionego Jana z Dukli (nowość)

 

Na d. 20 lipca. Żywot błogosławionego Czesława

 

Na d. 24 lipca. Żywot błogosławionej Kunegundy księżnej polskiej

 

Na d. 16 sierpnia. Żywot św. Jacka wyznawcy zakonu św. Dominika

 

Na d. 29 sierpnia. Żywot błogosławionej Bronisławy

 

Na d. 25 września. Żywot błogosławionego Władysława z Gielniowa

 

Na d. 28 września. Żywot św. Wacława męczennika

 

Na d. 7 października – albo na Niedzielę 2-gą w tym miesiącu:

Żywot błogosławionego Wincentego Kadłubka

 

Na d. 15 października. Żywot św. Jadwigi księżnej śląskiej i polskiej

 

Na d. 20 października – albo na Niedzielę 4-tą w tym miesiącu:

Żywot św. Jana Kantego wyznawcy

 

Na d. 12 listopada. Krótki Żywot i męczeństwo 5 braci pustelników

śś. Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Chrystyna

 

Na d. 13 listopada – albo na następną po tym dniu Niedzielę:

Żywot św. Stanisława Kostki

 

Na d. 17 listopada. Żywot błogosławionej Salomei królowej halickiej

 

~~~~~~~~~~~

 

 

Żywoty Świętych Patronów polskich, napisał X. Piotr Pękalski Ś. T. Dr. Kan. Stróż Ś. Grobu Chrystusowego (1). Z ośmią rycinami. Kraków W DRUKARNI C. K. UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO 1862, str. 600. (2)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

—————————————————————————————————————–

Pozwolenie Władzy Duchownej:

 

Żywoty Świętych Patronów polskich przez WJ. Księ­dza Piotra Pękalskiego, św. T. Doktora, Kanonika św. Grobu Chrystusowego w sposób jasny i zajmujący napisane, nic w sobie nie mieszczą przeciwnego wierze św. i dobrym obyczajom; lecz owszem czytanie ich odświeżając w pamięci ojczyste przykłady roz­licznych cnót doskonałości chrześcijańskiej, silnie może pobudzić wiernych do naśladowania pobożnego i świątobliwego swoich roda­ków życia, którym w ubiegłych wiekach tak pięknie jaśnieli; prze­to niniejsze Żywoty druku godnymi być sądzę.

W Krakowie dnia 25 września 1860 roku.

 

F. GOŁASZEWSKI,

Kapł. Zgr. Miss., Cenz. ks. treści relig.

 

IMPRIMATUR

 (L. S.)

MATTHAEUS GŁADYSZEWICZ,

U. J. D., Adm. Gnlis Dioec. Cracov.

m. p.

 

 

Żywoty Świętych Patronów polskich napisane przez Księdza Piotra Pękalskiego, św. T. Dra, Kanonika ś. Grobu Chry­stusowego, nie zawierają w sobie nic przeciwnego wierze świętej katolickiej i dobrym obyczajom; ale owszem przedstawiają wzory prawdziwej pobożności, kwitnącej niegdyś na ziemi polskiej. Czy­tanie tych Żywotów może służyć ku zbudowaniu wiernych; dla te­go uznaję za wielce pożyteczną rzecz, aby zostały ogłoszone drukiem.

Warszawa dnia 22 października 1861 r.

 

Ksiądz PIOTR STOJAKOWSKI,

Cenzor ksiąg treści religijnej Archidiecezji Warszaws.

 

N. 2391.

APPROBATUR

Datum Varsaviae die 24 Ms Octobris 1861.

Judex Surrogatus Canonicus Metrop. Varsav.

AUGUSTUS SIEKLUCKI.

 

B. CZAJEWICZ,

Regens Cancell.

 

—————————————————————————————————————–

Przypisy:

(1) “Pękalski Franciszek Borgiasz Piotr, h. Odrowąż, ostatni z zakonu Miechowi­tów w Polsce. Ur. 10 października 1790 r. w Cieszynie, syn Jędrzeja marszałka dwo­ru księcia Karola Radziwiłła «Panie Ko­chanku» i Katarzyny z Fabijańskich. Ukończywszy gimnazjum w Cieszynie kilka lat strawił na gospodarstwie wiejskim pod Kentami, a 1815 r. przybyw­szy do Krakowa, słuchał filozofii w Uniwersytecie Jagiellońskim poczym w rok później wstą­pił w Miechowie do zakonu Kanoników regularnych Stróżów Grobu Chrystusowego (zob.). Już w r. 1819 przyjął z rąk Generała zako­nu, Tomasza Nerwińskiego biskupa biblijskiego święcenia kapłańskie, poczym był prokuratorem zakonu. W r. 1821 przy­był do Krakowa, by poświęcić się dalej studiom teologicznym, które zakończył doktoratem na podstawie rozprawy: De Petri Militis per S. Stanislaum Episcopum cracovien. resuscitatione, Kra­ków 1826. Zaraz też powołany został do wykładu języków wschodnich w wydzia­le teologicznym, a w 1830 został ich profesorem nadzwyczajnym aż do reorganizacji uniwersytetu w 1833, do zgonu zaś (30 marca 1874) był rządcą kościoła św. Barbary należącego do Miechowitów, po odebraniu im kościoła św. Jadwigi na Stradomiu. Należał do Akademii Umiejętności, jako członek nadzwyczajny, której też był dobrodziejem, jak i kilku instytucyj dobroczynnych krakowskich. Wydał: Żywoty Świętych Pa­tronów polskich. Kraków 1862; Ży­wot św. Wojciecha biskupa i męczennika z uwagami nad podaniem Czechów, jakoby zwłoki jego w Pradze spoczywały. Kra­ków 1858; Ołtarz nowy czyli nabo­żeństwo na cześć Świętych Patronów pol­skich, zastosowane do nabożeństwa ko­ścielnego. Kraków 1852; Historyczne podanie o Bractwach krakowskich, [w:] Pamiętniku jubileuszowym Towarzystwa Dobroczynności. 1868; Uwagi nad po­daniem starodawnej pieśni Bogaro­dzica. Kraków 1871; przełożył na pol­ski: Wiadomość historyczna o skut­kach nowego medalu (cudownego). Kraków 1837; Wyznania św. Augusty­na, Kraków 1847. Pozostawił w manuskrypcie: Wykład dwóch Ewangelij św. Mateusza i św. Jana. (Por. Ho­szowski, Wspomnienia zasług x. Pękalskiego, [w:] LXII Roczniku krakowskim Towarzystwa Dobroczynności, Kraków 1881)”. – Marian Bartynowski (artykuł w: “Podręczna Encyklopedia Kościelna” opr. pod red. ks. Zygmunta Chełmickiego, P., Tom XXXI–XXXII. Warszawa 1913, ss. 24-25).

 

(2) Por. 1) Ks. Piotr Skarga SI, Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień przez cały rok. 2) Ks. Julian Antoni Łukaszkiewicz, Żywoty Świętych, z dodatkiem rozmyślań, modłów i rycin.

 

(Przypisy od red. Ultra montes).

 

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007-2011

**************

Z Żywota Pięciu Braci Męczenników napisanego przez św. Brunona,
biskupa i męczennika
(Piśmiennictwo czasów Bolesława Chrobrego, Warszawa 1966)

Przedziwny jest Bóg w swoich świętych

Niosąc w lewej ręce świecę, w prawej zaś miecz, nagle przed zbudzonymi święty  stanął ze straszną twarzą złowrogi zabójca. Jan, syn cierpliwości, który lepiej znał język i w imieniu ich zwykł był odpowiadać przychodzącym, a przez męczeństwo zaraz miał się uświęcić, zaczął mówić tymi słowy: “Przyjacielu, po co przyszedłeś i czego nowego chcą ci uzbrojeni ludzie?” Oszołomiony zbój, który teraz bardzo żałuje, że dobro uczynił, źle czyniąc, odpowiedział: “Pan tej ziemi, Bolesław, przysłał nas, abyśmy bez litości was związali”. Uśmiechając się rzekło ono święte oblicze: “Nigdy takiego rozkazu nie wydał dobry książę, który dla miłości Boga bardzo nas kocha. Czemu daremnie kłamiesz, mój synu?” Zabójca odrzekł: “Ale chcemy was zabić. Oto powód, dla którego przyszliśmy”. A święty Jan rzecze: “Niech Bóg was wspomaga i nas!” Na te słowa pobladły zabójca natychmiast wydobył z pochwy okrutny miecz i zabił go, zadawszy dwie rany owemu świętemu ciału.

A następnie tę z wyższych względów szczególnie cenną perłę, błogosławionego Benedykta, gdy spieszył do innych, jednym potężnym ciosem ugodził w środek czoła, tak że wysoko tryskająca krew obfitym strumieniem zaczerwieniła krawędzie ścian, i jak to jeszcze dziś można oglądać, wokół rozpryskując się ubarwiła dom pięknymi plamami.

Jeden zaś z tamtych dwóch, z kraju i mowy słowiańskiej, którzy w świętym powołaniu poszli za błogosławionymi mistrzami Benedyktem i Janem, imieniem Izaak, trzeci z kolei, człowiek o silnej budowie ciała, niemile zbudzony, zawołał dwukrotnie: “Boże wspomagaj, Boże wspomagaj!” Szlachetne to zawołanie, zgodnie z owymi słowami: “Wieżą najmocniejszą imię Pańskie; do niego ucieknie się sprawiedliwy i będzie ocalony”. I gdy chciał się podnieść jakby do modlitwy, uczuł w środku goleni cios wściekłego miecza, a gdy ręce podniósł, otrzymał drugie bezlitosne uderzenie w pobożne ręce. Sam zaś Izaak zdumiony, że na rozkaz Chrystusa, który jest zbawieniem wszystkich wierzących w Niego, do domu przyszedł upragniony kres – oczekiwana śmierć, jako że przez męczeństwo człowiek zrzuca wielki ciężar narastających grzechów, które nosi, zaświadcza radość serca tymi oto słowami: “Dobrze nam – rzecze – którzy jedynie dzięki miłosierdziu Zbawiciela znaleźliśmy tak dobrą noc i tak szczęśliwą godzinę, na którą nigdy nie zasłużyliśmy naszymi dobrymi uczynkami”. I znowu powiedział: “Niech wam Pan błogosławi, ponieważ dobrze nam czynicie”.

Z kolei Mateusz, przerażony niezwykłością zdarzeń, daremnie rzucił się do ucieczki na zewnątrz; przebity oszczepami, doszedł w pobliże kościoła, gdzie legł na ziemi rozciągnięty całym ciałem jakby do modlitwy.

Krystyn zaś, ich kucharz, którego brat owego wieczora poszedł do wsi, według owych słów: “Jeden będzie zabrany, a drugi pozostawiony”, bronił się kawałkiem drewna, a nie wiedząc o zabiciu braci, na próżno wzywał ich na pomoc, gdyż jako ciałem umarli, nie słyszeli. Wyżej wspomniany Krystyn, ponieważ był przywiązany do zabitych, jako miłości godna i miła w ich służbie osoba, przyłączony został do czterech bezbożnie pomordowanych świętych jako piąty zabity, za wielką łaską Tego, z którego piątej rany boku wypłynęła krew i woda zbawienia, dzięki czemu ludzie dostępują odpuszczenia grzechów.

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

***************************

Gorzów Wielkopolski, 2 czerwca 1997

Homilia w czasie liturgii słowa odprawionej przed kościołem Braci Polskich Męczenników

 

1. „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” To pytanie stawia św. Paweł w Liście do Rzymian (8, 35). Dzisiaj zaś powtarzamy je w liturgii, podczas nawiedzenia Kościoła w Gorzowie Wielkopolskim. W duchu tej Chrystusowej miłości pozdrawiam serdecznie cały Lud Boży diecezji. Pozdrawiam biskupa Adama, który jest w tym Kościele pasterzem, oraz biskupów pomocniczych diecezji gorzowskiej; pozdrawiam duchowieństwo, pozdrawiam pielgrzymów przybyłych z sąsiednich diecezjii, a także z zagranicy. Raduję się, że mogę dzisiaj wspólnie z wami modlić się, sprawując tę liturgię słowa. Bożej Opatrzności dziękuję za to spotkanie. Dziękuję kardynałom, arcybiskupom i biskupom, którzy w naszym spotkaniu uczestniczą.Wspólnota wasza ma za swych patronów męczenników, którzy — obok św. Wojciecha — są najstarszymi świadkami Chrystusa na ziemi polskiej. Tradycja Kościoła zachowała pamięć tych eremitów: Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, którzy żyli tutaj, w waszych stronach, za czasów Bolesława Chrobrego. Podobnie jak śmierć męczeńską św. Wojciecha, tak również i ich męczeństwo opisał w swojej kronice św. Bruno z Kwerfurtu — biskup misjonarz, który w czasach Bolesława Chrobrego prowadził dzieło ewangelizacji na ziemiach Polski zachodniej i północnej. Nazywa się tych męczenników Braćmi Polskimi, chociaż byli wśród nich także cudzoziemcy. Dwóch z nich przybyło do Polski z Italii, ażeby tutaj zaszczepiać życie mnisze według reguły św. Benedykta. Ich śmierć męczeńska, obok śmierci św. Wojciecha, stoi niejako na progu millennium chrześcijaństwa na naszych ziemiach.

 

2. Męczennicy są szczególnymi świadkami Boga Najwyższego, Ojca, Syna i Ducha Świętego. Tekst czytany przed chwilą z Listu do Rzymian przypomina nam tę trynitarną tajemnicę, z której bierze początek odkupienie świata. Oto bowiem Bóg, jak pisze Apostoł, „własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał”, i dalej pyta: „Jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?” (8, 32). Oto Jezus Chrystus, który poniósł za nas śmierć, Chrystus, który zmartwychwstał dnia trzeciego, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami. I od tej właśnie miłości Chrystusa nic nie potrafi nas odłączyć (por. Rz 8, 34-35). Jesteśmy z nią zjednoczeni przez wiarę. Ta zaś wiara w odkupieńczą moc śmierci i zmartwychwstania Chrystusa jest źródłem zwycięstwa. Pisze Apostoł: „We wszystkim (…) odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8, 37). Jego miłość odkupieńcza jednoczy nas z Bogiem. Ona jest źródłem naszego usprawiedliwienia. Z niej czerpiemy pewność zwycięstwa, którą głosi Apostoł.Taką pewność posiadali pierwsi męczennicy na ziemiach polskich. Posiadali ją męczennicy Kościoła wszystkich czasów. Kiedy podziwiamy ich świadectwo ukazujące, jak „miłość jest mocniejsza od śmierci” (por. Pnp 8, 6), czyż w sercu każdego z nas nie rodzi się jednocześnie pytanie: czy mnie starczyłoby wiary, nadziei i miłości, aby złożyć tak heroiczne świadectwo? Odpowiedź zdaje się przynosić modlitwa liturgiczna, którą przed chwilą odmówiliśmy: „Boże, Ty uświęciłeś początki wiary w narodzie polskim krwią świętych męczenników Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna; wspomóż swoją łaską naszą słabość, abyśmy naśladując męczenników, którzy nie wahali się umrzeć za Ciebie, odważnie wyznawali Cię naszym życiem”. To Bóg jest Tym, który wspomaga naszą słabość swoją łaską. On mocą swojego Ducha umacnia nas, abyśmy byli zdolni do odważnego składania świadectwa wiary.

 

3. „We wszystkim — pisze Apostoł — (…) odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8, 37). Bracia i siostry, w naszych czasach, gdy nie potrzeba już świadectwa krwi, tym bardziej czytelne musi być świadectwo codziennego życia. O Bogu winno się świadczyć słowem i czynem, wszędzie, w każdym środowisku: w rodzinie, w zakładach pracy, w urzędach, w szkołach, biurach. W miejscach, gdzie człowiek się trudzi i gdzie odpoczywa. Winniśmy wyznawać Boga przez gorliwe uczestniczenie w życiu Kościoła; przez troskę o słabych i cierpiących, a także poprzez podejmowanie odpowiedzialności za sprawy publiczne, w duchu troski o przyszłość narodu budowaną na prawdzie Ewangelii. Taka postawa wymaga dojrzałej wiary, osobistego zaangażowania. Winna wyrażać się w konkretnych czynach. Za taką postawę trzeba nieraz płacić ogromnym poświęceniem. Czyż i w naszych czasach, w naszym życiu nie doświadczyliśmy różnego rodzaju upokorzeń, starając się dochować wierności Chrystusowi i w ten sposób zachować chrześcijańską godność? Każdy chrześcijanin jest powołany, by zawsze i wszędzie tam, gdzie go Opatrzność postawi, przyznawać się do Chrystusa przed ludźmi (por. Mt 10, 32).Jakże nie wspomnieć tutaj świadectwa wierności tradycji i Kościołowi, jakie dawaliście w czasach bardzo trudnych. Wielu z was nosi w swym sercu bolesne doświadczenia drugiej wojny światowej. Po zakończeniu wojny, na tych ziemiach zaczynaliście niejako nowe życie, przychodząc z różnych stron Polski, a nawet spoza jej granic. Odcięci od korzeni pochodzenia, zachowaliście jednak korzenie wiary. W trudnym okresie przemian byliście blisko Kościoła, który starał się odpowiadać na potrzeby duchowe i materialne, jak matka troszcząc się o swoje dzieci. Pragnę wyrazić wdzięczność duchowieństwu i siostrom zakonnym, którzy nie wahali się opuszczać rodzinnych diecezji i tu podejmowali ofiarną służbę. Pomagaliście wszyscy budować wspólny dom, nie tylko ten materialny, ale przede wszystkim duchowy, w ludzkich sercach. Byliście dla tych ludzi oparciem w chwilach trudnych, niosąc im światło wiary i wskazując na Chrystusa jako jedyne źródło nadziei. Nie mogę  tu wszystkich wymienić, ale pragnę wspomnieć przynajmniej z wielką wdzięcznością śp. biskupa Wilhelma Plutę. On budował niejako fundamenty Kościoła gorzowskiego w czasach bardzo trudnych dla naszego kraju. Długie lata zarządzał tym Kościołem najpierw jako administrator, a później jako pierwszy jego biskup. On tu jest dzisiaj na pewno z nami. Biskupie Wilhelmie, dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła na tych ziemiach. Za twój trud, odwagę i mądrość, za twoją wielką pobożność. Dziękuję ci za to, co uczyniłeś dla Kościoła w naszej Ojczyźnie.

Wielki wkład w rozwój życia religijnego na tych ziemiach wniosło wasze seminarium duchowne, z którego murów wyszły zastępy kapłanów, tak bardzo tutaj oczekiwanych i potrzebnych. Dziękujemy Opatrzności Bożej za to, że tak prężnie rozwija się Kościół w waszej diecezji. Ziemia ta u zarania została zroszona krwią świętych Braci Polskich, męczenników, którzy jak pochodnie gorejące dzisiaj prowadzą wasz Kościół ku nowym czasom. Nowe czasy, zbliżające się trzecie tysiąclecie, wymagać będą waszego świadectwa. Staną przed wami nowe zadania. Miejcie odwagę je podejmować.

Zadania, jakie Pan Bóg stawia przed nami, są na miarę każdego z nas. Nie przekraczają naszych możliwości. Bóg przychodzi na pomoc w chwilach naszej słabości. On jeden zna ją naprawdę. Zna ją lepiej niż my sami, a przecież nas nie odtrąca. Przeciwnie, w swej miłosiernej miłości pochyla się nad człowiekiem, by go umacniać. To umocnienie człowiek otrzymuje przez żywy kontakt z Bogiem. Wypada na ten aspekt naszego życia zwrócić szczególną uwagę. Wśród zwykłych ludzkich zajęć nie możemy zatracać łączności z Chrystusem. Potrzebne są nam szczególne momenty przeznaczone wyłącznie na modlitwę. Modlitwa jest niezbędna w życiu osobistym i w apostolacie. Nie może być autentycznego świadectwa chrześcijańskiego bez modlitwy. Ona jest źródłem natchnienia, energii, odwagi w obliczu trudności i przeszkód; jest źródłem wytrwałości i mocy podejmowania inicjatywy.

Życie modlitwy wyrasta z uczestniczenia w liturgii Kościoła. Aby mogło się ono rozwijać, potrzeba udziału we Mszy św., potrzeba korzystać z sakramentu pojednania. W ten sposób całe nasze życie zostaje przeniknięte Chrystusem: Nim samym, Jego łaską. Przecież On powiedział: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6, 56). Eucharystia jest pokarmem duchowym, z którego czerpiemy wewnętrzną moc do dawania świadectwa i dzięki któremu możemy przynosić obfity owoc. Dlatego tak ważne jest uczestnictwo we Mszy  św., przede wszystkim niedzielnej. Ani troski rodzinne, ani inne sprawy nie powinny pozostawać poza sferą życia duchowego. Wszelka ludzka działalność nabiera w Chrystusie głębszego znaczenia, stając się prawdziwym świadectwem. Wyrosła z ducha modlitwy, jest w konsekwencji otwarta na Boga nieskończonego i wiecznego. Pragnie temu Bogu służyć i z Niego czerpać siłę i światło do chrześcijańskiego postępowania. „W Nim [bowiem] żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Dzięki wierze rozpoznajemy urzeczywistnianie się Bożego planu miłości w naszym życiu, odkrywamy stałą troskę Ojca, który jest w niebie.

Bracia i siostry, przykład takiego życia dali nam Bracia Polscy Męczennicy. To właśnie oni w zaciszu swoich eremów poświęcali wiele czasu na modlitwę i w ten sposób przygotowywali się do tego wielkiego zadania, jakie Bóg w  swoich niezbadanych wyrokach im przygotował: przygotowali się do tego, aby dać o Nim największe świadectwo, ofiarować życie za Ewangelię. Bracia Polscy poprzez swoją daninę krwi, którą złożyli Panu u początków naszej historii, chcieli powiedzieć wszystkim, którzy po nich będą, że aby dawać świadectwo o Chrystusie, trzeba się do tego przygotować. Rodzi się ono bowiem, dojrzewa i uszlachetnia w atmosferze modlitwy, owej głębokiej i tajemniczej rozmowy z Bogiem. Na klęczkach! Nie można ukazywać Chrystusa innym, jeżeli wcześniej się Go nie spotka we własnym życiu. Tylko wówczas świadectwo to będzie miało prawdziwą wartość. Stanie się zaczynem dla ludzkości, solą ziemi i światłem rozjaśniającym mroki naszym braciom kroczącym po ścieżkach tego świata.

„Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?” Tak woła dzisiaj św. Paweł. Niech to wołanie przeniknie do głębi serca i umysły. Bądźcie czujni, aby was nic od tej miłości nie odłączyło. Żadne fałszywe hasła, błędne ideologie ani pokusa pójścia na kompromis z tym, co nie jest z Boga, czy też szukanie własnych korzyści. Odrzućcie wszystko, co tę jedność niszczy i osłabia. Bądźcie wierni Bożym przykazaniom i zobowiązaniom chrzcielnym.

 

4. „Nie lękajcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (por. Mt 10, 28). Te słowa Chrystusa z Ewangelii św. Mateusza Kościół odnosi do męczenników, a w naszym kontekście do św. Wojciecha oraz świętych Braci Polskich. Męczeństwo jest szczytowym wyrazem męstwa człowieka współpracującego z łaską, która uzdalnia go do heroicznego świadectwa. W męczeństwie Kościół widzi „wspaniały znak” swojej świętości. Znak cenny dla Kościoła i dla świata, „ponieważ pomaga uniknąć najgroźniejszego niebezpieczeństwa, jakie może dotknąć człowieka: niebezpieczeństwa zatarcia granicy między dobrem a złem, co uniemożliwia budowę i zachowanie porządku moralnego jednostek i społeczności. To właśnie męczennicy, a wraz z nimi wszyscy święci Kościoła, dzięki wymownemu i porywającemu przykładowi życia, budują zmysł moralny. Poprzez swoje świadectwo dobru stają się wyrzutem dla tych wszystkich, którzy łamią prawo” (por. Veritatis splendor, 93). Patrząc na przykład męczenników, nie bójcie się dawać świadectwa. Nie lękajcie się świętości. Starajcie się odważnie dążyć do pełnej miary człowieczeństwa. Wymagajcie od siebie, choćby inni nawet od was nie wymagali!Człowiek odczuwa naturalny lęk nie tylko przed cierpieniem i śmiercią, ale także przed odmienną opinią bliźnich, zwłaszcza gdy ta opinia posiada potężne środki wyrazu, które łatwo mogą się stać środkami nacisku. Dlatego człowiek często woli się przystosować do otoczenia, do panującej mody, niż podjąć ryzyko świadectwa wierności Chrystusowej Ewangelii. Męczennicy przypominają, że godność ludzkiej osoby nie ma ceny, że „godności tej nie wolno nigdy zbrukać ani działać wbrew niej, nawet w dobrej intencji i niezależnie od trudności” (Veritatis splendor, 92). „Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” (Mk 8, 36). Dlatego jeszcze raz powtarzam za Chrystusem: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (Mt 10, 28). Czyż godność sumienia nie jest ważniejsza od jakichkolwiek korzyści zewnętrznych? Bracia Polscy Męczennicy, których dzisiaj wspominamy, św. Wojciech, św. Stanisław, św. Andrzej Bobola, św. Maksymilian Maria Kolbe, męczennicy wszystkich czasów, wszyscy oni świadczą o prymacie sumienia i o jego niezniszczalnej godności, o prymacie ducha nad ciałem, o prymacie wieczności nad doczesnością. To, co tutaj się stało na początku tysiąclecia chrześcijaństwa, za czasów Bolesława Chrobrego, znajdowało wielokrotnie odzew w dziejach — choćby i w historii naszego stulecia. Iluż było w tym stuleciu mężczyzn i kobiet, ludzi, którzy heroicznie wyznawali Chrystusa przed ludźmi! Wierzymy, że śmierć, jaką ponieśli za wierność sumieniu, za wierność Chrystusowi, znajdzie odpowiedź w sercach wierzących, że ich świadectwo umocni słabych i małodusznych, że będzie posiewem nowej żywotności Kościoła na tej piastowskiej ziemi. Chrystus zapewnia nas, że przyzna się przed Ojcem niebieskim do wszystkich, którzy nie wahają się wyznać Go przed ludźmi (por. Mt 10, 32-33), nawet za cenę największych ofiar. Chrystus przestrzega także przed zaparciem się wiary i rezygnacją z dawania o Nim świadectwa wobec innych.

„Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? (…) jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani jakiekolwiek stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (por. Rz 8, 35. 38-39).

Cały Kościół czerpie dziś łaski dzięki pośrednictwu męczenników. I cały Kościół raduje się ich odważnym wyznaniem wiary. Jest ono również umocnieniem w naszej słabości. Jest dla nas znakiem nadziei.

Moi drodzy, kiedy tu patrzę na to wielkie zgromadzenie Ludu Bożego diecezji gorzowskiej, przypominają mi się czasy dawniejsze, ale nie tak znowu bardzo dawne. Przypomina mi się tysiąclecie chrztu, któreśmy tutaj wspólnie obchodzili w roku 1966. I wtedy właśnie my wszyscy, biskupi polscy, nauczyliśmy się naszej Ojczyzny. Nauczyliśmy się po kolei wszystkich polskich diecezji. Wszędzie razem śpiewaliśmy Te Deum laudamus — Ciebie Boże wysławiamy. Ja pragnę dzisiaj tutaj podziękować za ten szczególny dar, jakim było milenium polskie dla mnie. W dniu 16 października 1978 roku, w święto św. Jadwigi Śląskiej, podczas konklawe, po wyborze, Kardynał Prymas, Kardynał Tysiąclecia powiedział do mnie: „Masz teraz wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie”. I dlatego, moi drodzy, przyjechałem do Polski. Przyjechałem do Wrocławia na światowy Kongres Eucharystyczny. Przyjechałem do Gniezna — dopiero tam się wybieram — na milenium św. Wojciecha. Przyjechałem, ażeby tu na tych szlakach milenijnych wyprosić sobie łaskę, łaskę tego zadania, które chyba Opatrzność Boża postawiła przede mną w słowach wielkiego Prymasa Tysiąclecia. Ale, moi drodzy, lat mi przybywa. Więc macie błagać na klęczkach Pana Boga, ażebym temu zadaniu sprostał. [W tym momencie rozległ się okrzyk: „Pomożemy!”, co Ojciec Święty skomentował: Ten okrzyk jest mi znany, ale może tym razem będzie lepiej].

 

Po nabożeństwie Jan Paweł II powiedział:Na zakończenie pragnę wyrazić moją radość, że mogłem się z wami wspólnie modlić. Dziękuję Bożej Opatrzności za spotkanie w Gorzowie. Wiele wspomnień łączy mnie z tą diecezją. Posiada ona piękną przyrodę, którą często mogłem podziwiać podczas moich wędrówek, zwłaszcza spływów kajakowych. Wspomnienia te zostały na zawsze w moim sercu i w modlitwie. Piękna jest ziemia gorzowska i winniście sobie cenić ten jej urok i nie pozwolić go niszczyć czy pomniejszać. Dziękuję tej ziemi za to, że była dla mnie zawsze gościnna i serdeczna.

Więzy, jakie łączyły mnie z waszą diecezją, dzisiaj odżywają na nowo, gdy patrzę na was, tak licznie zgromadzonych na tym wielkim placu przed kościołem Braci Polskich Męczenników. Odżywają, gdy widzę tutaj wśród biskupów księdza arcybiskupa Jerzego Strobę, księdza biskupa Ignacego Jeża, księdza arcybiskupa Józefa Michalika. Pozdrawiam wielu kapłanów znanych mi, trudno wszystkich po imieniu wspomnieć. Wszystkich tu obecnych pozdrawiam.

Są pośród was również żołnierze-kombatanci, przedstawiciele organizacji kombatanckich z Polski i zagranicy. Polski żołnierz walczył na wszystkich frontach drugiej wojny światowej z myślą o Ojczyźnie, którą kochał jak matkę. Dziękujemy dzisiaj synom naszego narodu za to, że nie szczędzili ofiar i wyrzeczeń, broniąc najwyższych wartości: wolności i godności człowieka. Dziękujemy za świadectwo, jakie daliście, a jest to świadectwo miłości Ojczyzny. Pozdrawiam serdecznie także tych spośród was, którzy nie mogli przybyć do Gorzowa. Poległych i zmarłych polecam miłosierdziu Bożemu.

Ze szczególną miłością myślimy o Sybirakach, o ich rodzinach, o wszystkich tu obecnych i pozostających w innych częściach kraju lub na emigracji.

Dużo byłoby jeszcze wspominać, ale trzeba kończyć. Niech Bóg błogosławi całej waszej ziemi, której tyle zawdzięczam.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

http://www.mateusz.pl/jp99/pp/1997/pp19970602b.htm

 

******************************

Mikołaj I Wielki – pierwszy koronowany

Andrzej Grajewski

W świecie ciągłych konfliktów politycznych, chaosu i braku wartości, Mikołaj I, zwany później Wielkim stworzył wzór papieża-świadka. Dla świata ma być czytelnym znakiem prawdy.

Mikołaj I Wielki - pierwszy koronowany   fot. KS. MAREK ROSŁOŃ Bazylika laterańska w Rzymie wraz z pałacem apostolskim była miejscem urzędowania Mikołaja I i przez setki lat centrum papiestwa

Mikołaj I przekonywał Kościół, że zadaniem papieża, jako następcy Chrystusa na ziemi, jest przede wszystkim świadczenie o Ewangelii, bez względu na konsekwencje. Nie było to przekonanie, które podzielałby cały ówczesny Kościół. Minęły już wieki od czasów, gdy biskupi byli tylko duchowymi przewodnikami niewielkich wspólnot ukrywających się w różnych zakątkach rzymskiego imperium. Kościół IX wieku mocno wrósł w tamten świat, a biskupi mieli uprzywilejowane miejsce w tamtej społeczności. Wiedzieli, że od łaski cesarza zależy i nadanie ziemi, i przywileje. Dlatego niektórzy z nich bardziej byli skłonni słuchać cesarza niż papieża.

KONFLIKT Z LOTAREM II
Mikołaj I zaraz na początku pontyfikatu musiał w obronie Kościoła rzucić na szalę cały swój autorytet. Jego przeciwnikiem był najpotężniejszy władca ówczesnej Europy król Lotar II, władca Lotaryngii, prawnuk cesarza Karola Wielkiego. Lotar na krótko zjednoczył chrześcijańską Europę. Nie dość że władcą był kiepskim, to jeszcze fatalnie się prowadził. Jego zachowanie mogłoby posłużyć jako scenariusz do kiepskiej telenoweli o perypetiach miłosnych i zdradzie małżonków. Choć był poślubiony z królową Teutbergą, oddalił ją z dworu i otwarcie żył z jedną ze swoich nałożnic. Aby zalegalizować zdradę, wymyślił podłą intrygę. Oskarżył żonę Teutbergę o kazirodztwo, czyli o stosunki seksualne z synem. I wystąpił do biskupa Reims o unieważnienie małżeństwa. Sprawa dotarła także do Mikołaja, któremu poskarżyła się Teutberga.

Papież nakazał zbadać sprawę, a gdy okazało się, że królewska żona jest niewinna, sprzeciwił się rozwodowi. Jednak Lotar II przekupił biskupów. Zebrani na lokalnym synodzie uznali królewskie małżeństwo z Teutbergą za nieważne i zezwolili na poślubienie Waldrady. Mikołaj zareagował natychmiast. Rozpustnemu królowi zagroził klątwą, a przekupnych biskupów pousuwał z urzędów. Ryzykował wiele. Wściekły Lotar wysłał siepaczy do Rzymu, aby rozprawili się z niepokornym papieżem. Mikołaj ostrzeżony o niebezpieczeństwie, uciekł ze swej siedziby, czyli Bazyliki św. Jana na Lateranie i schronił się w rejonie Watykanu, w bazylice św. Piotra. Po jakimś czasie Lotar ochłonął, bo widział, że niezadowolenie wśród ludzi rośnie i bał się dalszych konfliktów z Kościołem. Po tych wydarzeniach autorytet papieża w całym chrześcijańskim świecie wzrósł ogromnie.

ROZŁAM NA WSCHODZIE
Wielkim problemem dla Mikołaja okazały się też relacje z Konstantynopolem. Drugim co do znaczenia ośrodkiem chrześcijaństwa na świecie. Na różnice między łacińskim Rzymem a greckim Bizancjum nakładały się podziały polityczne między władcami podzielonej Europy a Cesarstwem Wschodnim. Do tego dochodziły jeszcze poważne spory wokół formuły wyznania wiary, tzw. Filioque. Przy dobrej woli ze strony patriarchy i papieża, podziały i różnice udawało się długo przezwyciężać. Katastrofa nastąpiła, gdy bizantyjski cesarz na tronie patriarchy Konstantynopola osadził Focjusza, zamożnego, świeckiego patrycjusza, a zarazem błyskotliwego erudytę.

Ambitny patriarcha chciał przede wszystkim uwolnić się spod kurateli Rzymu. W praktyce postępował tak, jak gdyby Konstantynopol był głową innego Kościoła aniżeli Rzym. Papież Mikołaj wystąpił w obronie zagrożonej jedności, ale biskupi Bizancjum, posłuszni woli cesarza, odrzucili dokumenty papieża Mikołaja stwierdzające nieważność wyboru Focjusza. W 867 r. Focjusz otwarcie wypowiedział posłuszeństwo papieżowi. Mikołaj I obłożył go więc ekskomuniką. Konflikt udało się zażegnać, gdy cesarz przestał wspierać Focjusza, ale między Kościołem na Wschodzie i na Zachodzie powstało pęknięcie, które za dwa stulecia doprowadzi do rozłamu chrześcijaństwa, trwającego niestety do dzisiaj.

Mikołaj I (858–867)
Pochodził ze starożytnego rzymskiego rodu Contich i był pierwszym papieżem, którego ukoronowano potrójną koroną – tiarą. Miała ona symbolizować papieską władzę duchową, ziemską i władzę nad czyśćcem. Przez ponad tysiąc lat tiara była jednym z symboli papiestwa. Zrezygnował z niej dopiero Paweł VI w 1965 r. Mikołaj I rządził Kościołem krótko, tylko dziewięć lat.

Ale jego pontyfikat trwale zmienił papiestwo. Wyznaczył wzorce dla papieży następnych wieków. Gdy Mikołaj zmarł w listopadzie 867 r., opłakiwały go w Rzymie rzesze wiernych, a zwłaszcza ubodzy. Pamiętali jego dobroć, bo Mikołaj w kazania wzywał możnych do hojnej jałmużny, aby nikt w Rzymie nie musiał cierpieć głodu.

http://malygosc.pl/doc/962577.Mikolaj-I-Wielki-pierwszy-koronowany/2

************

 

O autorze: Judyta