Słowo Boże na dziś – 14 listopada 2014 r. – piątek – Jezu, chcę karmić się Twoim ciałem, aby żyć; chcę być gotowy na spotkanie z Tobą…

Myśl dnia

Znajdź czas, aby być wesołym – jest to droga szczęścia.

przysłowie irlandzkie

3823781
PIĄTEK XXXII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II
http://youtu.be/Gd7axfQRsIE 

PIERWSZE CZYTANIE  (2 J 4-9)

Kto trwa w nauce Chrystusa, ma Ojca i Syna

Czytanie z Drugiego listu świętego Jana Apostoła.

Wybrana Pani, ucieszyłem się bardzo, że znalazłem wśród twych dzieci takie, które postępują według prawdy, zgodnie z przykazaniem, jakie otrzymaliśmy od Ojca. A teraz proszę cię, Pani, abyśmy się wzajemnie miłowali. A pisząc to nie głoszę nowego przykazania, lecz to, które mieliśmy od początku. Miłość zaś polega na tym, abyśmy postępowali według Jego przykazań.
Jest to przykazanie, o jakim słyszeliście od początku, że według niego macie postępować. Wielu bowiem pojawiło się na świecie zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele ludzkim. Taki jest zwodzicielem i Antychrystem. Uważajcie na siebie, abyście nie utracili tego, coście zdobyli pracą, lecz żebyście otrzymali pełną zapłatę.
Każdy, kto wybiega zbytnio naprzód, a nie trwa w nauce Chrystusa, ten nie ma Boga. Kto trwa w nauce Chrystusa, ten ma i Ojca, i Syna.

Oto słowo Boże.

 

http://youtu.be/xy-yqNw-IA0

http://youtu.be/8cy_K_BRPmI

 

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 119,1-2.10-11.17-18)

Refren: Szczęśliwi, którzy żyją według Prawa.

Błogosławieni, których droga nieskalana, *
którzy postępują zgodnie z prawem Pańskim.
Błogosławieni, którzy zachowują Jego napomnienia *
i szukają Go całym sercem.

Z całego serca swego szukam Ciebie, *
nie daj mi odejść od Twoich przykazań.
W sercu swoim przechowuję Twe słowa, *
aby przeciw Tobie nie zgrzeszyć.

Czyń dobrze swojemu słudze, *
aby żył i przestrzegał słów Twoich.
Otwórz moje oczy, *
abym podziwiał Twoje prawo.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 24,42a.44)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Czuwajcie i bądźcie gotowi,
bo w chwili, której się nie domyślacie,
Syn Człowieczy przyjdzie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 17,26-37)

Dzień Syna Człowieczego nadejdzie niespodziewanie

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich.
Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi.
W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je.
Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona”.
Pytali Go: „Gdzie, Panie?”
On im odpowiedział: „Gdzie jest padlina, tam się zgromadzą i sępy”.

Oto słowo Pańskie.

**************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

Być gotowym

Spotykamy królestwo Boże tu i teraz, lecz nasze życie nie ogranicza się do tu i teraz. Pochodzimy z wieczności i ku niej zmierzamy. Pan przychodzi we dnie i w nocy, gdy pracujemy i odpoczywamy, do mężczyzn i kobiet. Nie jest ważne, co czynimy, ale jak czynimy. Wzięty będzie ten, kto jest gotowy na spotkanie z odwieczną Miłością. A pozostawiony będzie ten, komu potrzeba cierpliwości i miłosierdzia, szansy na nawrócenie. Tak jak orzeł żywi się mięsem i szuka zdobyczy, tak chrześcijanin karmi się ciałem samego Boga, aby żyć.Jezu, chcę karmić się Twoim ciałem, aby żyć; chcę być gotowy na spotkanie z Tobą…www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*******************

Ciało Chrystusa. Amen.

W Tej Hostii kryje się Miłość – ta, która rozbiła grób i ta, która ratuje świat, ta, która gładzi grzech, i ta która nie ma granic. Ona się skrywa w chlebie kruchym jak człowiek, tak niezwykle zwyczajnym, aby każdy z nas, każdy zwyczajny potrafił Go przyjąć jako część siebie samego, część bez której człowiek jest niekompletny. Ta Miłość daje nam siebie każdego dnia, jest tak rozrzutna i tak łatwa w dzieleniu, jest tak niesamowicie przystępna dla nas. Karmi nas. Ta Hostia zmienia kształt. Kiedy ją przyjmujemy, nie jest już chlebem. Jest naszym Ciałem, przyjmuje kształt naszych twarzy, naszych rąk i nóg, naszego spojrzenia i uśmiechu.

Miłość Boża nie ma granic, nie ma blokad czy barier. One dla niej nie istnieją. Ta Miłość bez granic jest w nas. Dlaczego na nas się zatrzymuje? Dlaczego nie potrafimy przekazywać Jej dalej, dlaczego zapominamy o Jej istnieniu ? Jak często pamiętamy tylko o tym, żeby to żywe Ciało Chrystusa zakrzyczeć swoimi pragnieniami! „Daj mi to i tamto, a będzie w porządku, Amen!”. Ta Miłość jest warta czegoś większego! Jak śmiemy w ogóle mówić cokolwiek innego niż „kocham Cię Jezu, kocham i chcę choć tak trochę szalenie kochać, jak Ty kochasz mnie”?

Gdybyśmy tylko uświadomili sobie, choć raz, że Bóg naprawdę nie ma granic, a jedyna granica, która hamuje Jego działanie to coś w nas. Coś, co krzyczy „ja tutaj jestem ważny, nie Twoja wola, Panie!”. Ciągle patrzymy na Jego Miłość przez pryzmat tego, jak on spełnia nasze „doskonałe i pokorne” prośby. Dlaczego nie pomaga, dlaczego nie działa, nie spełnia próśb? Dlatego, że ty masz już wszystko, człowieku, WSZYSTKO, co potrzebne do tej Jego Miłości bez granic! Do rozlewania ją na cały świat. Powinniśmy być jak niesamowite witraże – pięknie, przedstawiające to światło, które Bóg daje z góry, kolorowi, ale przede wszystkim przeźroczyści! Zamiast tego, wstawiamy w nasze serce, w naszą twarz lustro. Kiedy ktoś rzuca w naszym kierunku obelgi, my odpłacamy tym samym. Kiedy robi krzywdę, kiedy rani… My jak lustra odbijamy często te krzywdy. Wstawiamy lustro w miejscu, w którym powinien stać witraż. Jaką więc drogą ma się wylać Miłość Pana Boga na ten świat?

Jezus robi wszystko z Miłości. Wie, że nasze oczy zostały stworzone do oglądania Raju, a nie do oglądania cierpienia. Jeśli widzisz cierpienie – uczyń je Rajem! Po to Jezus zmartwychwstał ! Żeby zjednoczyć Niebo i Ziemię w życie wieczne, w RAJ. I jak uporczywie i z jaką determinacją każdego dnia czeka na Ciebie w Najświętszym Sakramencie! Czeka na to, żeby ta Jego Miłość bez granic połączyła się na dobre z Twoją maleńką i ograniczoną miłością już na zawsze i odmieniła oblicze tej Ziemi. On przenigdy się nie męczy, czeka już 2 tysiące lat na twoją odwagę, na twój krok, na Twoje gorące serce… Chroń się przed samym sobą, przed swoimi lękami i niepewnościami, oddaj się JEMU a On zamieni ciebie całego w niesamowity witraż przez który On będzie od teraz ładował TYLEEE Miłości w ten ubogi świat! BEZ GRANIC!

http://pustyniamlodych.pl/cialo-chrystusa-amen/

*************

Święty. Błogosławiony. Szczęśliwy.

Każdy z nas pragnie szczęścia, tego prawdziwego, niezbywalnego, niezmąconego.

A jak je można zdobyć?

Nie jest to łatwe, ale możliwe.

Droga ta nie jest usłana różami, ale prowadzi do ogrodu szczęścia. Pełnego kwiatów, zapachów, wielu osób takich, jak Ty, wśród których nie będziesz musiał się wstydzić Jezusa. Do NIEBA.

Zobacz ilu jest świętych. Każdy w jakiś sposób się wyróżniał, ale łączy ich jedno – należeli do Chrystusa. Mieli wątpliwości, któż ich nie ma, ale je przezwyciężyli i trwali w tej wierze. Byli ludem Bożym, za który umarł Chrystus i wierzyli w to, że kiedyś będą przebywać w jedności z samym Bogiem.

Ty też możesz zostać świętym!

Wystarczy, że uwierzysz.

Przypomnij sobie osiem błogosławieństw.

Cisi. Miłosierni. Smutni. Pragnący sprawiedliwości. Ubodzy w duchu. Czystego serca. Wprowadzający pokój. Cierpiący prześladowania dla sprawiedliwości.

Błogosławieni, a więc szczęśliwi są ci, którzy nie są obojętni.

Nie bądź letni, znajdź ogień!

Spróbuj znaleźć to, co rozpali Twoją wiarę.

Proś Boga o ogień, o rozpalenie Twojej wiary.

Przywołuj Ducha Świętego, przywołuj Pocieszyciela, Ożywiciela. Przywołuj Tego, który rozpalił wiarę Apostołów, tego, który jest trzecią osobą Trójcy, który przyszedł po Jezusie, którego On wysłał!

Przyjdź Duchu Święty, napełnij serca Twych wiernych i ogień Twojej miłości w nich zapal!

Zawołaj Go.

Jak tylko chcesz.

Ale najpierw Go zobacz. Przyjrzyj się:

http://www.traditia.fora.pl/modlitwa-i-duchowosc-katolicka,4/koronka-do-ducha-swietego-ulozona-przez-jana-marie-finigan,7384.html

On działa w każdej z tych tajemnic, On jest w każdej z nich. On czeka, czuwa, On działa.

On działa też w Twoim życiu, w każdej Jego chwili, on jest i w Tobie, przecież Go otrzymałeś podczas Chrztu świętego, a potem umocniony zostałeś przez niego w sakramencie Bierzmowania. I to On pozwala Ci się modlić.

To On kieruje tym, co najpiękniejsze i najważniejsze – Twoim sercem – ale tylko pod jednym warunkiem – jeśli Mu na to pozwolisz.

On jest posłańcem. I Ciebie też posyła. Do ludzi.

Bądź Bożym prorokiem! Bądź tym, który mówi ludziom o Bogu i wierz!

Może właśnie Ty. Tak, Ty zostaniesz świętym Boga. Będziesz z Nim przebywał już zawsze, w radości i cieszył się Jego miłością i obecnością.

Do tego przecież Cię powołano!

 

Chcesz zostać świętym?

Proś o to Boga i działaj.

“Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!” Kpł 19, 2b

“Duchu Ogniu, Duchu Żarze; Duchu Światło, Duchu Blasku; Duchu Wichrze i Pożarze; Ześlij płomień swojej łaski.”

www.youtube.com/watch?v=Z4htjAvzBeA

http://pustyniamlodych.pl/swietymi-badzcie/

***************

http://youtu.be/6_rjvkzlbuc

*****************

Przyjście naszego Pana jest tak pewne, jak to, że tam, gdzie leżą martwe ciała, zlatują się sępy. Spotkanie z Nim odbędzie się w całej prawdzie. Nie pomogą nam pobożne deklaracje, przygotowane reakcje i wyuczone słowa. Na nic się zda z troską kształtowany wizerunek. Spotkamy się z Nim tacy, jacy jesteśmy, a to, jacy jesteśmy, zależy od tego, ile od siebie wymagamy i jakich dokonujemy wyborów. To my sami zawieszamy poprzeczkę, która określa poziom naszego życia. Od decyzji podjętych dziś zależy, kim będziemy w dniu spotkania z Panem.

Hieronim Kaczmarek OP, „Oremus” listopad 2008, s. 64

 

W RĘKACH BOGA

Panie, Ty jesteś! Uczyń ze mną to, co w oczach Twoich jest dobre (1 Sm 3, 18)

Wobec przykrych kolei życia — niezrozumienia, niepowodzeń, utraty majątku, trudnych warunków otoczenia — należy strzec się przed pokusą zastanawiania się nad ich słusznością czy niesłusznością, przypisywania ich złości bliźnich lub dociekania ich powodów. Potrzeba tutaj natomiast czystego spojrzenia wiary, widzącego we wszystkim rękę Boga, który by oczyścić swoje stworzenia, doświadcza je. Hiob, właśnie dzięki swojej wielkiej wierze, na wiadomość o utracie dóbr i dzieci, „upadł na ziemię, oddał pokłon i rzekł… dal Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pana błogosławione” (Hi 1, 20-21). A również później, kiedy pogrążony w ciemnościach i utrapieniu będzie się skarżył, okazując swoją niewinność, wiara pozwoli mu uznać, że Bóg, chociaż dopuszcza niewytłumaczalne cierpienia, jest zawsze sprawiedliwy i mądry, i że nie wolno człowiekowi dociekać Jego postępowania: „Nie człowiek to, aby mógł odrzec: Razem stawajmy u sądu!” (Hi 9, 32). W końcu kiedy podda się całkowicie tajemniczym planom Boga, wyrzekając się wszelkiego rozumowania i własnej obrony, cierpienie jego ustanie.

Chrześcijanin ma jeszcze wyższe powody, by zdać się na Boga, który go doświadcza. On wie, że Bóg jest jego Stworzycielem i ma wszelkie prawa do niego, lecz wie także, że Bóg jest jego Ojcem i doświadcza go nie po to, żeby dręczyć, lecz by uzdrowić i uświęcić. Wie, że Bóg stał się jego bratem, a przyjmując ciało ludzkie raczył poznać cierpienie, aby doświadczyć na sobie wszystkich nędz ludzkich i uczynić z cierpień sakrament odkupienia. Kierując spojrzenie na Chrystusa, który cierpi całkowicie bez winy, chrześcijanin rozumie, jak bardzo potrzebuje on, grzesznik, uczestniczyć w Jego cierpieniu, by zdobyć utraconą niewinność, zupełną czystość. Podtrzymuje go jeszcze bardziej niezwyciężona nadzieja, ponieważ „cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić” (Rz 8, 18).

Bóg zresztą, jako najwyższy władca, jest wolny; nie prowadzi dwóch istot tą samą drogą, nie stosuje martwych schematów: wymierza cierpienie i radość, przeplata ciemności i światło według swego upodobania oraz potrzeb każdego. Lecz jest pewny, że im bardziej pragnie podnieść duszę do ścisłego zjednoczenia z sobą, tym więcej ją doświadcza i oczyszcza, by udzielić jej następnie „świateł bardziej wewnętrznych” (J.K.: Ż.pł 2, 20).

  • Lecz czyż Ty, o Panie, czynisz może cokolwiek, co nie zmierzałoby do większego dobra takiej duszy, którą widzisz swoją i poddaną we wszystkim Twojej woli, aby szła za Tobą, gdziekolwiek pójdziesz — aż do śmierci krzyżowej, z mocną wolą dopomagania Ci w noszeniu krzyża i niepozostawienia Ciebie z nim samego?… Chcę być przekonana, że wszystko to jest dla mojego dobra. Prowadź mnie, którędy zechcesz, nie należę już do siebie, ale do Ciebie… Uczyń, o Panie, wszystko, co chcesz. Niech tylko ja Ciebie nie obrażam, niech nie tracę cnót, jeśli mi ich z samej tylko dobroci Twojej użyczyłeś. Cierpieć chcę, Panie, bo Ty cierpiałeś. Niech się spełni nade mną na wszelki sposób Twoja święta wola! Nie dopuszczaj tylko, Panie, by rzecz tak droga, jaką jest miłość Twoja, dostała się najemnikom, którzy służą Tobie tylko dla pociech duchowych (św. Teresa od Jezusa: Życie 11, 12).
  • O Jezu, Panie mój, bądź ze mną wszędzie i zawsze; niech to będzie moją pociechą, że dobrowolnie chcę być pozbawiony wszelkiej ziemskiej chwały; a gdyby mi Twojej pociechy zabrakło, niech Twoja wola i sprawiedliwe doświadczenie będzie mi najwyższą radością. Bo na wieki nie będziesz się gniewał ani wiecznie groził słudze Twojemu…
    O Panie, czyń ze mną, cokolwiek Ci się spodoba, byleby moja wola wprost do Ciebie stale była skierowana. Jeżeli chcesz, bym brnął w ciemności, bądź błogosławiony; jeżeli chcesz, bym chodził w światłości, bądź również błogosławiony. Jeżeli chcesz, żebym żył w utrapieniach, bądź zarówno zawsze błogosławiony…
    Panie, dla Ciebie ochoczo zniosę, cokolwiek zechcesz mi zesłać. Z ręki Twej pragnę jednakowo przyjąć dobro i zło, słodycz i gorycz; obmyj mnie z wszelkiej winy, a nie ulęknę się śmierci ani piekła. Byłeś mnie tylko nie odrzucił na wieki, o Panie, i nie wykreślił z księgi żywota; wówczas nie zaszkodzi mi jakiekolwiek utrapienie, które by na mnie przyszło (O naśladowaniu Chrystusa III, 16, 2; 17, 1. 2. 4.).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 451

http://mateusz.pl/czytania/2014/20141114.htm

***********************

Św. Grzegorz z Nyssy (ok. 335-395), mnich i biskup
Kazania do Pieśni nad Pieśniami, nr 11,1

„Jedli i pili, kupowali i sprzedawali”
 

Pan pozostawił swoim uczniom wielkie przykazania, aby ich umysł strząsnął jak proch to, co jest ziemskie w naturze i wzniósł się do pragnienia nadnaturalnej rzeczywistości. Kiedy zwracamy się w stronę życia z wysoka, trzeba być mocniejszym od snu i zawsze zachowywać czujny umysł… Mówię o przyśnięciu tych, którzy pogrążyli się w kłamstwach życia przez złudne sny, jakimi są zaszczyty, bogactwa, władza, przepych, fascynacja przyjemnością, ambicja, pragnienie użytkowania, próżność i to wszystko, co popycha powierzchownego człowieka do szaleńczej gonitwy. Wszelkie rzeczy przemijają z krótkotrwałą naturą czasu; one należą do kategorii pozorów…, zaledwie zdawało się, że istnieją, a znikają jak fale na morzu…

Aby oswobodzić nasz umysł z tych iluzji Słowo Boże nakazuje nam zetrzeć z oczu duszy ten głęboki sen, abyśmy nie oddalili się od prawdziwej rzeczywistości, przywiązując się do czegoś, co nie jest trwałe. To dlatego proponuje nam czujność, mówiąc nam: “Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie” (Łk 12,35). Ponieważ światło, lśniąc przed naszymi oczami, odpędza sen, a biodra ściśnięte pasem podtrzymują ciało przed zaśnięciem… Kto opasał się umiarkowaniem, żyje w świetle czystego sumienia, synowska ufność oświeca jego życie jak lampa… Jeśli żyjemy w taki sposób, wejdziemy do życia podobnego do życia aniołów.

www.evzo.pl

*********************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

14 listopada
Błogosławiona Maria Luiza Merkert Błogosławiona Maria Luiza Merkert, dziewica

Maria Luiza urodziła się 21 września 1817 r. w Nysie, w niemieckiej rodzinie mieszczańskiej. Jej rodzicami byli Karol Antoni Merkert i Barbara z domu Pfitzner. Dzień później została ochrzczona w nyskim kościele św. Jakuba i św. Agnieszki. W kolejnym roku, po śmierci ojca, rodzina zubożała. Maria, wraz z siostrą Matyldą, ukończyła katolicką szkołę dla dziewcząt w Nysie. Po śmierci matki w 1842 r. obie sprzedały skromny majątek i wraz z Franciszką Werner oraz Klarą Wolff poświęciły się pomocy opuszczonym chorym i bezdomnym w Nysie. Po mszy w dniu 27 września 1842 r. (dzień ten był wspomnieniem świętych Kosmy i Damiana, lekarzy-męczenników z III w.) złożyły przed obrazem Serca Pana Jezusa w nyskim kościele św. Jakuba i św. Agnieszki akt oddania – zobowiązały się nieść pomoc potrzebującym bez względu na wyznanie, narodowość i płeć.
19 listopada 1850 r. Maria Merkert rozpoczęła w Nysie organizowanie Stowarzyszenia św. Elżbiety dla pielęgnacji opuszczonych chorych w ich własnych domach (ta troska o chorych pozostających bez opieki we własnych środowiskach jest charakterystyczna dla pierwszych elżbietanek). 4 września 1859 r. uzyskała dla stowarzyszenia zatwierdzenie diecezjalne. Heinrich Förster – biskup wrocławski – uznał stowarzyszenie za kongregację kościelną, a miesiąc później zatwierdził jej statuty. W tym też roku Maria Merkert została wybrana na pierwszą przełożoną generalną Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety. Funkcję tę pełniła przez 13 lat, aż do śmierci. 5 maja 1860 r. złożyła śluby zakonne: oprócz czystości, ubóstwa i posłuszeństwa – także posługi chorym i najbardziej potrzebującym. W Nysie wybudowała dom macierzysty, a pod jej kierownictwem powstało 90 domów zakonnych, 12 szpitali i wiele domów opieki aż w 9 diecezjach (chełmińskiej, gnieźnieńsko-poznańskiej, warmińskiej, wrocławskiej, Fulda, Ołomuniec, Osnabrück, Praga, Paderborn) i 2 wikariatach apostolskich (Saksonii i Szwecji). 7 czerwca 1871 r. papież Pius IX udzielił aprobaty założonemu przez nią zgromadzeniu.

Zmarła w opinii świętości 14 listopada 1872 w Nysie. Pochowana została na tamtejszym Cmentarzu Jerozolimskim. W chwili śmierci matki założycielki zgromadzenie liczyło 465 sióstr w 87 domach.

Obecnie jej doczesne szczątki spoczywają w marmurowym sarkofagu w kościele św. Jakuba i św. Agnieszki. Proces beatyfikacyjny przeprowadzono w latach 1985-1997. Dekret o heroiczności cnót ogłosił papież św. Jan Paweł II 20 grudnia 2004 r., a papież Benedykt XVI w czerwcu 2007 r. zatwierdził dekret o cudzie za wstawiennictwem Marii Merkert. Za cud konieczny do beatyfikacji zostało uznane uzdrowienie z gruźlicy jednej z elżbietanek, siostry Miry. 30 września 2007 r. w Nysie odbyła się uroczystość beatyfikacyjna, której przewodniczył delegat papieża Benedykta XVI, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Watykanie, kard. Jose Saraiva Martins. Na obrazie beatyfikacyjnym przedstawiono scenę oddania przez bł. Matkę Marię Mekert swoich butów ubogiej proszącej u furty klasztornej.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-14a.php3

 

Święty Wawrzyniec z DublinaŚwięty Wawrzyniec z Dublina, biskup

Wawrzyniec, znany także jako Laurenty lub Lorcan O’Tuathail lub O’Toole, urodził się w Castledermot w Irlandii w 1128 roku. Jego matka nosiła panieńskie nazwisko O’Byrne, a ojciec nazywał się Murtagh O’Tuathail – oboje pochodzili z królewskich rodów. Celt imieniem Tuathail był w II wieku jednym ze znamienitszych królów Irlandii. Jednak w czasie, w którym urodził się Wawrzyniec, linia jego ojca nie rządziła już Irlandią. Chociaż jego ojciec posiadał wielu żołnierzy, służących, rozległe ziemie, a także zamek – był lennikiem Dermonta MacMurrougha, swojego zięcia (wyszła za niego siostra Wawrzyńca). Ten ostatni, aby zapewnić sobie wierność szlachcica, nakazał mu przekazanie Wawrzyńca jako zakładnika na swoim dworze. Tak też się stało.
Dermont MacMurrough był człowiekiem postawnym, gwałtownym i budzącym strach wśród własnych poddanych. Nade wszystko zaś miłował wojnę. Wawrzyniec przebywał na jego dworze odkąd skończył 10 lat i przez jakiś czas spokojnie mieszkał w zamku Dermota – aż do czasu, gdy jego ojciec odmówił wykonania jakiegoś rozkazu. Wawrzyniec został wówczas zabrany w miejsce wyludnione i kamieniste – aby odpokutować nieposłuszeństwo ojca. Tam zamieszkał w rozpadającej się chatce, gdzie za jedynego towarzysza miał strażnika, a cała żywność mu dostarczana wystarczała ledwie na przetrwanie z dnia na dzień. Ubrań nie dostarczano mu wcale. Żył tak dwa lata, do czasu, kiedy ojciec pogróżkami wymusił zwrot chłopca.
W sporze między ojcem Wawrzyńca a Dermontem głównym mediatorem był biskup Glendalough (to górska dolina w pobliżu Dublina, z opactwem z końca VI w). Do niego też wysłano chłopca, gdy wydostał się z rąk Dermonta. Tu zaczyna się zupełnie nowa era dla Wawrzyńca. Biskup zapoznał go z nauką chrześcijańską, a także cichym i pokornym życiem kontemplacyjnym. Wawrzyńcowi spodobało się ono wielce, ponieważ gdy ojciec przyjechał do niego z wizytą i w geście wdzięczności dla biskupa zaproponował, że poświęci jednego z synów na służbę Bogu i św. Kevinowi (patron klasztoru), chłopiec zgłosił się z radością na ochotnika. W ten oto sposób stał się nowicjuszem w Glendalough, gdzie przebywał 22 lata. Ascetyczność jego życia, podobnie jak innych irlandzkich mnichów tego czasu, byłaby niewiarygodna, gdyby nie to, że została przez historię dobrze udokumentowana. Wypełnione ono było samotnością, ubóstwem i kontemplacją na skalistych wybrzeżach tuż pod klasztorem św. Kevina.
W wieku 25 lat Wawrzyniec został wybrany opatem. Była to w tamtych czasach funkcja tyleż odpowiedzialna, co prestiżowa. Rangą dorównywała ona funkcji biskupa. Natomiast wśród trudów, jakie niosła, było także zmaganie z nieprzyjazną przyrodą zagrażającą klasztorowi, zabezpieczenie dróg przed rabusiami, znoszenie zazdrości braci z powodu niezwykle młodego wieku jak na kogoś, kto został wybrany opatem.
Wawrzyniec dał się poznać jako opat szczególnie zatroskany o biednych, których wspierał zarówno pieniędzmi zakonnymi, jak i swojego ojca. Wspierał też budowę kościoła i rozbudowę klasztoru Świętego Zbawiciela, który znacznie powiększył się pod jego jurysdykcją. Po 4 latach takiej służby, wysoki i niezwykle chudy Wawrzyniec zyskał liczne grono stronników w wyborze na biskupa. Wawrzyniec jednak odmówił, powołując się na prawo kanoniczne, które nie dopuszczało tak młodych kandydatów na to stanowisko. Jednakże w 1161 roku zmarł Grzegorz, arcybiskup Dublina, i Wawrzyniec został jednomyślnie wybrany na jego następcę.
Został wyświęcony na biskupa w Dublinie, gdzie jeszcze nigdy wcześniej nie widziano rodzimego nawet prałata. Był to wyraz i owoc reformy duchowieństwa irlandzkiego, które w XII wieku zyskiwało coraz większą konsolidację i niezależność od struktur angielskich. Dla niego samego było to wyzwanie polegające w dużej mierze na przejściu od ukrytego życia duchownego do życia w świecie. Nie lamentował jednak ani nie pomstował na tę trudną zmianę, ale starał się łączyć harmonijnie oba te wymiary własnej egzystencji. Symbolicznym tego przejawem może być fakt, że pod biskupimi szatami nosił… włosiennicę. Aby zachęcić bogatych do naśladowania, gościł w swoim domu codziennie od 30 do 60 biedaków, z którymi dzielił nowo zyskane wygody. Pozostał wierny cichej i samotnej modlitwie, a także ascetycznemu życiu i wyrzeczeniom, które praktykował na co dzień. Przedstawiany jest zwykle na obrazach w milczącej i skupionej pozie, a jego ręce wykonują gest “dawania”.
Jako biskup wprowadził wiele reform. Kanoników katedralnych ze świeckich uczynił regularnymi i sam z nimi prowadził życie wspólne. W ten sposób powstała swoista szkoła świętych, która zaowocowała licznymi powołaniami. Starał się też o ustanowienie pokoju między Irlandią a Anglią. Był aktywnym negocjatorem pomiędzy stronami, jako że więzy krwi wiązały go ze zwaśnionymi rodami.
W czasie wojennego oblężenia Dublina pomagał mieszkańcom przetrwać głód i negocjował pokój. Rozmawiał nawet z królem Henrykiem II jako reprezentant Irlandii. Ten ostatni jednak za którymś razem odmówił zobaczenia się z nim w Anglii i zażądał, by udał się za nim do dworu w Normandii. Długie niewygody podróży osłabiły jednak Wawrzyńca do tego stopnia, że wkrótce zachorował na febrę. Widząc jego krytyczny stan, współpracownicy doradzali mu spisanie testamentu. Wawrzyniec jednak nie miał nic swojego, co mógłby pozostawić komuś na ziemi. Ostatnie jego słowa były opłakiwaniem ludzi, których zostawiał na ziemi: “Biedni, głupi ludzie, co teraz zrobicie”, płakał, “kto się wami zajmie w waszych kłopotach? Kto wam pomoże?”.

Zmarł w klasztorze kanoników regularnych w Auger (Eu) w Normandii 14 listopada 1180 roku. Kanonizował go papież Honoriusz III w 1225 roku.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-14b.php3

 

Święty Mikołaj Tavelić

 

Święty Mikołaj Tavelić, męczennik

Według Martyrologium rzymskiego Mikołaj pochodził z dalmatyńskiego Szybernika. Urodził się w 1340 r. na terenie obecnej Chorwacji. Był franciszkaninem. Pracował przez 12 lat jako duszpasterz w Bośni. W 1384 r. zgłosił się do pracy w Kustodii Ziemi Świętej. Przez dłuższy czas opiekował się – wraz z innymi zakonnikami – miejscami kultu i pielgrzymami.
Zginął wraz z trzema towarzyszami: Francuzami Deodatem z Rodez i Piotrem z Narbonne oraz Włochem Stefanem z Cuneo, kiedy postanowili tak jak św. Franciszek głosić Ewangelię Jezusa sułtanowi. Przygotowali wystąpienie na piśmie po łacinie oraz po arabsku i 11 listopada 1391 r. udali się do meczetu Omara. Było to w dniu, w którym mahometanie uroczyście obchodzili Kurban Bayram (Święto Ofiarowania – jedno z najważniejszych świąt w świecie islamu). Nie zostali wpuszczeni, ale zaprowadzono ich do kalifa. Tam zaczęli czytać swój tekst, w którym napisali wprost, że należy odrzucić naukę Mahometa. Słuchający ich tłum muzułmanów zapałał wielkim gniewem. Zażądano wycofania tych stwierdzeń, a potem nalegano, żeby misjonarze wyrzekli się wiary. Kiedy franciszkanie odmówili, zostali brutalnie pobici. Wrzucono ich zakutych w dyby do lochu, gdzie – pozbawieni nawet wody – spędzili trzy dni. 14 listopada 1391 r. zostali zawleczeni na sąd, który odbył się w pobliżu istniejącej do dziś Bramy Dawida w Jerozolimie. Ponownie odmówili zaparcia się Chrystusa. Wtedy zostali zasieczeni mieczami, ich ciała rozerwano na strzępy i spalono, a prochy rozsypano.
Ich męczeństwo opisał wiernie Gerard Calveti, ówczesny gwardian jerozolimskiego konwentu Najświętszego Zbawiciela (San Salvatore). Kult męczenników był żywy niemal od razu po ich śmierci, zwłaszcza w zakonie franciszkańskim. Beatyfikacji Mikołaja Tavelića dokonał w 1889 r. papież Leon XIII. Wszystkich czterech męczenników kanonizował papież Paweł VI 21 czerwca 1970 r. w Rzymie. Są jedynymi kanonizowanymi franciszkańskimi misjonarzami pracującymi na terenie Ziemi Świętej. Mikołaj Tavelić jest pierwszym świętym pochodzącym z Chorwacji.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-14c.php3

 

Święty Józef PignatelliŚwięty Józef Pignatelli, prezbiter

Józef urodził się 27 grudnia 1737 roku w Saragossie, w zamożnej rodzinie szlacheckiej, która zapewniła mu solidne wykształcenie. Kiedy miał 4 lata, zmarła jego matka, a on wraz z ojcem przeprowadził się do Neapolu, gdzie mieszkała jego siostra, hrabina Arezza. Z kolei po śmierci ojca (Józef miał wtedy 9 lat) wrócił do Hiszpanii i skończył szkołę średnią w kolegium jezuitów w Saragossie. Była to decyzja jego starszego brata, który przejął rządy w rodzinie po śmierci rodziców. W szkole przebywał wraz ze swoim młodszym bratem Mikołajem. W tym okresie swojego życia chorował na tuberkulozę, której efekty – w postaci osłabienia organizmu – dolegały mu już przez całe życie.
W 1753 roku wstąpił do nowicjatu jezuitów w Tarragonie; wraz z nim wstąpił tam także jego brat Mikołaj. Studia w zakresie filozofii kończył w Calatayard, a w zakresie nauk humanistycznych – w Manrezie. Po święceniach kapłańskich przyjętych w 1762 r. pracował jako nauczyciel w szkole podstawowej w Saragossie oraz pełnił funkcję kapelana więziennego; szczególnie gorliwie zajmował się więźniami skazanymi na śmierć. Nazywano go “ojcem wieszanych”.
3 kwietnia 1767 roku wydano w Hiszpanii dekret państwowy likwidujący zakon jezuitów. Było to preludium do prześladowań wszystkich zakonów i wszystkich duchownych w czasie rewolucji. Podobne likwidacje nastąpiły szybko także w Portugalii i we Francji. Józef starał się nie poddać w tych strasznych dla Kościoła czasach i podtrzymywał na duchu innych braci zakonnych, a korzystając z tolerancji księcia Parmy, prowadził nawet nowicjat jezuicki. Stał się wówczas nieformalnym liderem hiszpańskich jezuitów. Wszyscy jezuici hiszpańscy zostali w pewnym momencie załadowani na statek przez rząd i wydaleni z kraju. Wiele portów odmawiało im pozwolenia na przybicie do brzegu, aż wreszcie znaleźli schronienie na Korsyce. W 1803 roku Józef został przełożonym zakonu na Białej Rusi, w zaborze rosyjskim. W tym samym roku papież wydał dekret o restauracji zakonu w Neapolu i na Sycylii. Józef udał się tam, by na nowo organizować placówki jezuickie.
Powszechnie kochany za miłość, pokorę, wysoką kulturę i inne cnoty, zmarł w Rzymie 15 listopada 1811 roku. Przyczyną śmierci było prawdopodobnie osłabienie tuberkulozą. Pogrzeb odbył się cicho, gdyż w Rzymie stacjonowały jeszcze wojska francuskie. Józef Pignatelli przeszedł do historii jako człowiek, który obserwował, jak świat wokół niego się wali i pogrąża w ciemności, a jednak nie tylko nie stracił wiary, ale własną siłą wspierał wielu mu współczesnych. Beatyfikował go papież Pius XI w 1933 roku, a kanonizował Pius XII w 1954 roku.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-14d.php3

 

Błogosławiony Jan Liccio

 

Błogosławiony Jan Liccio, prezbiter

Jan urodził się w 1400 r. w Caccamo na Sycylii, w pobliżu Palermo. Pochodził z bardzo ubogiej rodziny. Jego matka zmarła przy jego narodzinach, a ojciec karmił go miąższem z granatów zamiast mlekiem. Z powodu biedy zmuszony do całodziennej pracy w polu, musiał niestety zostawiać Jana samego. Na szczęście pewnego dnia płacz noworodka usłyszała sąsiadka i zabrała go do swojego domu. Położyła Jana na łóżku obok sparaliżowanego męża, który natychmiast został uleczony. Gdy ojciec Jana wrócił, kobieta opowiedziała mu o cudzie, ale on nie tylko nie zainteresował się tym, ale jeszcze był zły, że kobieta się wtrąca. Gdy tylko dziecko zostało zabrane z domu sąsiadów, wrócił paraliż; gdy Jan znowu został wzięty przez sąsiadkę, nastąpiło ponowne uzdrowienie. Nawet ojciec dziecka uznał w końcu to za znak i pozwolił, by sąsiedzi opiekowali się chłopcem.
Za radą bł. Piotra Geremia piętnastoletni Jan wstąpił do zakonu dominikanów i pozostał w nim przez 96 lat. Jest to najdłuższy w historii czas życia w zakonie. Zbudował klasztor św. Zyty w Caccamo, w który zakonnicy żyli według ostrzejszej, odnowionej przez bł. Piotra reguły. Wielu myślało, że nigdy nie uda się dominikanom dokończyć tej budowy, ale zdolność czynienia cudów, jaką miał Jan, pozwoliła zbudować klasztor.
Według legendy pewnego dnia kilku dominikanów, w tym Jana, w czasie podróży zaatakowali złodzieje. Gdy jeden z nich podniósł rękę na Jana, nie był w stanie nią ruszyć. Złodzieje przestraszyli się i prosili o przebaczenie, a o. Liccio pobłogosławił ich. Ręka złoczyńcy została natychmiast uzdrowiona. Są też liczne opowieści o niezwykłych wydarzeniach. Gdy pewnego razu zabrakło materiałów budowlanych, duży wół przybył na plac budowy ciągnąc wóz pełen kamienia, wapna i piasku. Po rozładunku woźnica zniknął, a wół i wóz były wykorzystywane na potrzeby budowy aż do jej zakończenia. Gdy okazało się, że belka stropowa została zbyt krótko przycięta, wystarczyła modlitwa Jana, aby ją rozciągać. Jan potrafił cudownie rozmnożyć chleb i wino, aby nakarmić robotników. Zdarzyło się też, że na plac budowy przyszedł mały chłopiec, aby obejrzeć, jak pracuje jego wujek. Wszedł na mur, z którego niestety spadł i zabił się; modlitwa o. Liccio przywróciła go do życia i zdrowia.
Mówiono również o tym, że za jego przyczyną pudełko na chleb pewnej wdowy było zawsze pełne, co pozwalało na wykarmienie jej i sześciorga jej dzieci. Jan dbał o to, by bydło jego parafian nie chorowało. Jest też świadectwo trzech osób, które zostały uzdrowione, mimo że ich głowy zostały zmiażdżone w wypadkach. Stąd też Jan jest czczony i wzywany jako patron osób z urazami głowy. Swoim głoszeniem propagował pobożność różańcową i szerzył miłość do Matki Zbawiciela. Później został mianowany generalnym wikariuszem konwentów ściślejszej obserwancji na Sycylii. Pracował nad reformą licznych klasztorów. Przeszedł całą Sycylię, nawiedzając ubogich, chorych i więźniów, dlatego nazywano go “apostołem Sycylii”.

Ten znany z cudów i dobrych uczynków dominikanin zmarł 14 listopada 1511 r. z przyczyn naturalnych, przeżywszy 111 lat. Jego ciało znajduje się w kościele dominikańskim w Caccamo. 25 kwietnia 1753 r. papież Benedykt XIV potwierdził jego kult. Jest patronem miejscowości Caccamo, Włoch i wspomnianych wcześniej chorych, którzy ulegli urazom głowy.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-14e.php3

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Gangra, w Paflagonii – św. Hipacego, biskupa. Uczestniczył w synodzie z roku 340, ale zapewne nie zginął z rąk nowacjan, jak to utrzymywała późna legenda. Nie wiemy też, czy był autorem licznych komentarzy biblijnych. Ongiś otaczano go czcią bardzo żywą i szeroko rozpowszechnioną.

W Bingh-Dinh, w Wietnamie – św. Stefana Teodora Cuenot, męczennika. Był najstarszym z jedenastu dzieci skromnego wieśniaka z departamentu Doubs. Kształcił się zrazu u sąsiednich proboszczów. W roku 1825 został jednak kapłanem. W dwa lata później wstąpił do Towarzystwa Misji Zagranicznych. W roku następnym był już w Macao z przeznaczeniem do Indochin. Zostawszy w roku 1835 biskupem, dbał nade wszystko o kształcenie kleru tubylczego. Zwołał także synod prowincjonalny i starał się o przetłumaczenie kilku najpotrzebniejszych książek, z Ewangeliami na czele. Przez 25 lat pracował w ukryciu. Ujęty w roku 1861, miał być ścięty, ale w przeddzień zmarł, wycieńczony udrękami więziennymi.

oraz:

św. Jukunda z Bolonii, biskupa (+ VI w.); świętych męczenników Klementyna, Teodota i Filomena (+ ok. II w.); św. Serapiona, biskupa Aleksandrii (+ 251); św. Serapiona, zakonnika i męczennika (+ 1240)

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-14.php3

***************************************************************************************************************

UZUPEŁNIENIE DO ŻYWOTÓW ŚWIĘTYCH

****************

Śląska Samarytanka

Beatyfikacja – Matka Maria Merkert

Ks. Mariusz Rosik

Bł. m. Maria Merkert

Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety obchodzi w tym roku jubileusz 800-lecia urodzin swojej patronki – św. Elżbiety Węgierskiej oraz bliskie już wyniesienie do chwały ołtarzy założycielki i pierwszej matki generalnej – służebnicy Bożej Marii Merkert. Uroczystość beatyfikacyjna pod przewodnictwem prefekta Kongregacji ds. Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martinsa odbędzie się 30 września 2007 r. w Nysie, mieście, gdzie matka Maria Merkert żyła, pracowała i zmarła. W oczekiwaniu na beatyfikację warto zastanowić się, kim była ta Śląska Samarytanka? Co zawdzięcza jej założone w 1842 r. Zgromadzenie? Czym „porwała” ponad 10 tys. sióstr, które w ciągu 165 lat istnienia poszły jej śladem?

Nysa – początek drogi – powołanie

Maria Luiza przyszła na świat 23 września 1817 r. w Nysie na Śląsku, jako drugie dziecko Marii Barbary i Karola Merkertów. Tam została ochrzczona, tam zdobyła wykształcenie. Była przekonana, że wolą Bożą jest, by poświęciła swoje siły cierpiącym i potrzebującym pomocy. Wraz ze swą siostrą Matyldą oraz Klarą Wolff i Franciszką Werner wystąpiła z ideą pielęgnacji chorych i opuszczonych w ich własnych mieszkaniach. Narażając się na niesławę i pomówienia, podjęła posługę samarytańską. 27 września 1842 r. – wspomnienie świętych lekarzy Kosmy i Damiana, to początek działalności Szarych Sióstr. Kolejne lata są czasem umacniania się charyzmatu, zdobywania formacji duchowej, zakonnej i zawodowej oraz kształtowania się wspólnoty jako Stowarzyszenia Sióstr św. Elżbiety (potem Zgromadzenia Szarych Sióstr św. Elżbiety). Szare Siostry rozszerzają swą działalność na Śląsku, w Wielkopolsce, na Pomorzu, w Niemczech i Szwecji. W oparciu o Statuty siostry składają śluby zakonne: czystości, ubóstwa, posłuszeństwa oraz posługi chorym i najbardziej potrzebującym.

Anioł Dobroci

Maria Merkert przebacza oszczerstwa, pomówienia i doznane krzywdy, z pełnym zaufaniem Opatrzności Bożej i mocna mocą miłości Chrystusa kontynuuje działalność charytatywną, oddaje swoje siły, talenty, zdolności i wrażliwość serca tym, którzy jej potrzebują: Zgromadzeniu, współsiostrom, biednym, opuszczonym, chorym, sierotom, dzieciom i młodzieży.
Chociaż żyje w czasach wojen, nazywana jest „człowiekiem pokoju i pojednania”, ponieważ wiele ryzykując, pielęgnuje rannych żołnierzy i jeńców wojennych różnych narodowości na polach walki i w szpitalach polowych na Śląsku, w Wielkopolsce, Czechach, Niemczech, Francji i Danii. Wraz z siostrami niesie pomoc protestantom, grekokatolikom, katolikom, żydom, muzułmanom…
W Europie rozdartej niezgodą i wojnami rozwija działalność charytatywną, wychowawczo-oświatową i misyjną.

Matka wszystkich

Matka Maria troszczy się także o współsiostry, ich zdrowie, odpoczynek, wykształcenie oraz o wysoki poziom duchowy i moralny, by przy wzrastających obowiązkach, wzrastały w łasce Bożej. Daje porywające świadectwo wiary, którą żyje poprzez autentyczną konsekrację, przeżywaną w radości i osobistym oddaniu się Chrystusowi. To przyciąga setki dziewcząt, które coraz liczniej zgłaszają się do elżbietańskiej wspólnoty, by na wzór Matki z ofiarną miłością, gorliwością, bezgranicznym oddaniem i dobrocią pochylać się nad chorymi.
Kres ziemskiej pielgrzymki Matki Założycielki nastąpił 14 listopada 1872 r. Zmarła w wieku 55 lat, po 22 latach kierowania Zgromadzeniem i 30 latach ofiarnej i heroicznej posługi chorym, biednym i potrzebującym. Jej doczesne szczątki spoczywają obecnie w kaplicy Trójcy Świętej w kościele św. Jakuba w Nysie.

Matka Maria uczy

Dzieła, które zapoczątkowała matka Maria Merkert, kontynuowane są przez jej duchowe córki w: Polsce, Niemczech, Włoszech, Szwecji, Danii, Norwegii, Brazylii, Boliwii, Litwie, Ukrainie, Gruzji, Rosji, Czechach i Ziemi Świętej. Charyzmat Zgromadzenia rozwija się też dzięki posłudze wielu osób świeckich, młodzieży elżbietańskiej oraz dzięki członkom Wspólnoty Apostolskiej św. Elżbiety, którzy pragną czynić dobro, służyć innym, wszczepiać prawdę, że Bóg jest Miłością.
Śląska Samarytanka żyje nadal w swych dziełach i poucza, jak we współczesnym, rozdartym świecie dostrzec na ulicach i w kanałach, na poddaszach i w piwnicach człowieka potrzebującego naszej troski i ofiarnej miłości. Służebnica Boża matka Maria Merkert wskazuje na ludzkie potrzeby i uczy, że zawsze można dać coś z siebie, uczy miłości ofiarnej, posuniętej do granic heroizmu, by człowiek czuł się bezpieczny w naszej bliskości.
Kulminacyjne uroczystości Roku Jubileuszowego obchodzone będą w Toruniu podczas Międzynarodowego Sympozjum z okazji 800-lecia urodzin św. Elżbiety Węgierskiej w dniach 26-28 listopada 2007 r.

Niedziela Ogólnopolska 39/2007 , str. 20E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17***************************doire

Doire aniołów pełne. Antologia poezji staroirlandzkiej

Średniowieczna Irlandia – miejsce wyjątkowe – kwitnące drzewo opowieści, legend, mitów, była również oazą poezji. Doire aniołów pełne to zbiór wierszy i poetyckich modlitw – których autorami byli i święci, i pustelnicy, i filidzi – poeci – z najszczęśliwszego jak dotąd okresu kultury Wyspy, jej złotych wieków. Większość z nich powstała między VI i XII stuleciem, wpierw przekazywana ustnie, później spisana, dzięki czemu – w pięknym przekładzie dwojga kochających Irlandię tłumaczy – możemy poznać dziś, choć w części, tę celtycką “baśń o czasach wielkich”.

Wyboru dokonali, przełożyli i opracowali Ernest Bryll i Małgorzata Goraj.

Oprawa: miękka
Liczba stron: 72
Wydawnictwo: W drodze
Wydanie: Poznań 1998
ISBN: 83-7033-338-9

*********************************

Opis męczeństwa świętego Mikołaja i Towarzyszy napisany przez współczesnego im autora:

Mikołaj i jego współbracia długo się zastanawiali nad tym, jak zdobyć dla Boga dusze, które szatan usiłował zdobyć dla siebie, i jak złożyć w ofierze Bogu Najwyższemu bogaty plon na świętej ziemi jerozolimskiej. Przezwyciężywszy wszelki strach zasięgnęli rady u przebywających tam niektórych teologów i innych pobożnych braci oraz zachęcili się argumentami, które wyczytali w różnych miejscach Pisma świętego i dzieł doktorów. W ten sposób przez Pana zostali umocnieni w przekonaniu, że każdy dobry chrześcijanin może skutecznie wpłynąć na ludzi światowych. Dnia 1 1 listopada 1391 roku, w uroczystość świętego Marcina, około godziny dziewiątej, rozpoczęli realizować to, co już od dłuższego czasu planowali wykonać. Każdy z nich niósł zwiniętą kartę zapisaną po włosku i arabsku. Szli razem do świątyni Salomona, jednak przeszkodzono im wejść do niej.
Zaprowadzono ich do domu kadiego. Tam natychmiast rozwinęli swoje zwoje i odczytali je przed nim. Wtedy kadi przemówił do tych czterech braci następująco: „Czy te słowa, które teraz odczytaliście, wypowiedzieliście jako ludzie mądrzy i w pełni świadomi, czy jako niemądrzy, pozbawieni rozumu i nieświadomi? Czy zostaliście posłani przez Papieża lub jakiegoś króla chrześcijańskiego?” Na to odpowiedzieli bracia z wielką rozumnością, stanowczością, z żarliwą wiarą i z gorącym pragnieniem swojego zbawienia: „Nie zostaliśmy przysłani przez żadnego człowieka, lecz przez Boga, który raczył nas natchnąć, abyśmy wam
oznajmili prawdę i zbawienie wasze, albowiem Chrystus mówi w Ewangelii: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony”. Wtedy kadi zapytał ich: „Czy chcecie to wszystko odwołać i stać się saracenami? Inaczej bowiem będziecie musieli umrzeć”. Na to odpowiedzieli dobitnie: „Żadną miarą nie chcemy tego odwołać, jesteśmy gotowi za tę prawdę i za stanowczą obronę wiary katolickiej umrzeć i ponieść wszelkie męki, wszystko bowiem cośmy powiedzieli jest święte, katolickie i prawdziwe”. Kiedy kadi to usłyszał, wydał na nich, wraz ze swoją radą, wyrok śmierci.
Skoro tylko zgromadzeni tam saraceni usłyszeli słowa wyroku, wszyscy rzucili się na nich z okrzykiem: „Na śmierć z nimi, na śmierć!” I bili ich różnymi przedmiotami tak długo, aż padli na ziemię jak martwi. To działo się około godziny trzeciej. Oni zaś, ze względu na obecność krzyczącego tłumu, pozostali tam aż do północy.
Około północy kadi kazał ich obnażyć, mocno przywiązać do pali i okrutnie biczować. Ciała ich były tak poszarpane, że nie potrafili utrzymać się na nogach. Następnie kazał wtrącić ich do wstrętnego więzienia. Tam osadzono ich na ostre pale, przez co doznawali bez przerwy okrutnej męczarni.
Wreszcie na trzeci dzień wyprowadzono ich na plac, na którym zwykle karano zbrodniarzy. W obecności emira, kadiego i niezliczonego tłumu rycerzy z obnażonymi mieczami i przed rozpalonym ogniem zapytano ich jeszcze raz, czy chcą odwołać to wszystko, co powiedzieli i stać się saracenami, aby uniknąć śmierci. Oni na to odpowiedzieli: „Pragniemy jedynie tego, co wam też oznajmiamy, abyście się nawrócili i przyjęli chrzest. Przyjmijcie do wiadomości, że dla Chrystusa i wiary w Niego nie boimy się ani ziemskiego ognia ani doczesnej śmierci”. Kiedy stojący tam tłum saracenów to usłyszał, rzucił się na nich jak szalony ze złości i pociął ich mieczami na kawałki tak,
że nie mieli już nawet ludzkiego wyglądu. Potem wrzucono ich pocięte ciała do owego rozpalonego ognia, lecz nie mogły się spalić. Przez cały dzień zgraja ludzi stała tam i patrzała na to widowisko dorzucając drewna do ognia aż do nocy. Następnie rozrzucono popiół, a kości ukryto, aby chrześcijanie ich nie odnaleźli.

Modlitwa
Boże, Ty wsławiłeś świętych Mikołaja i Towarzyszy gorliwością w krzewieniu wiary i chwałą męczeństwa, spraw, za ich przykładem i wstawiennictwem, abyśmy zachowując Twoje przykazania zasłużyli na nagrodę życia wiecznego. Przez Chrystusa naszego Pana. Amen.

http://greccio.franciszkanie.pl/readarticle.php?article_id=140

*****************

Jezuita w trudnych czasach – św. Józef Pignatelli

dodane 2009-08-28 13:01

Agnieszka Manowska

Święty Józef Pignatelli urodził się 27 grudnia 1737 roku. Pochodził z hiszpańskiej rodziny, która przeniosła się do Neapolu.

Święty Józef był siódmym z ośmiorga dzieci. Po śmierci rodziców powrócił do Hiszpanii i studiował w kolegium jezuitów. Zgłębiał między innymi filozofię oraz nauki humanistyczne w Manrezie. Po ukończeniu studiów wstąpił z bratem do zakonu. Odbył nowicjat w Tarragonie.

Po wydaniu przez króla Karola III dekretu 3 kwietnia 1767 roku, jezuici musieli opuścić Hiszpanię. W tym czasie Józef pracował jako kapłan w Saragossie. Jego brat był wtedy ambasadorem arcy-katolickiej Hiszpanii we Francji, a Józef jako jezuita musiał opuścić kraj. Większość jezuitów udała się wtedy do Włoch. Święty Józef zatrzymał się najpierw na Korsyce, potem w Genui, a ostatecznie osiadł we Ferrarze.

Papież Klemens XIV wydał dekret likwidujący cały zakon. Był to okres największego w dziejach natężenia bezbożnictwa. W jezuitach widziano awangardę Kościoła. Wolnomyśliciele wystąpili przeciwko zakonowi, a i w Kościele jezuici mieli także licznych wrogów. Akcja prześladowcza była doskonale zorganizowana przez masonerię. Zaczęto wyrzucać jezuitów z poszczególnych krajów. Pierwsza uczyniła to Portugalia, a w jej ślady poszła Francja i Hiszpania. Pod presją rządów 1773 roku papież wydał dekret kasacji zakonu.

Król pruski, Fryderyk II i caryca Katarzyna II zatrzymali zakon, aby podkreślić, że papież nie ma prawa mieszać się w ich wewnętrzne sprawy. Dzięki interwencji największych wrogów Kościoła zakon ocalał. W 1801 roku papież Pius VII zatwierdził istnienie zakonu w zaborze pruskim i rosyjskim. Likwidacja jezuitów miała na celu osłabić Kościół.

Św. Józef Pignatelli nie doczekał się wznowienia działalności zakonu. Zasłużył się podtrzymywaniem na duchu zakonników. Prowadził nowicjat do 1802 roku, dzięki tolerancji księcia Parmy, Ferdynanda Burbona. W 1803 roku został przełożonym zakonu na Białej Rusi w zaborze rosyjskim. Św. Józef wrócił, aby na nowo organizować placówki po wydaniu dekretu o restauracji zakonu w Neapolu i na Sycylii.

Zmarł w 1811 roku w pobliżu kościoła Św. Pantaleona i Koloseum. Papież Pius XI wyniósł go do chwały błogosławionych w 1933 roku, a papież Pius XII do chwały świętych w 1954 roku.

http://kosciol.wiara.pl/doc/490967.Jezuita-w-trudnych-czasach-sw-Jozef-Pignatelli

**************

Mirosław Król 2011-11-14

Św. Józef Pignatelli

W teorii sztuki wojennej występuje termin „rozpoznanie walką”. Są to działania zaczepne, które mają za celu ujawnić rzeczywiste pozycje przeciwnika, jego siłę i punkty oporu. Czasami takie rozpoznanie walką doprowadzić może do opanowania dobrych pozycji wyjściowych do właściwego ataku. Mamy zapewne dziś w Polsce takie „rozpoznanie walką”, które ma za zadanie przekonać się, czy zareagujemy na próbę wyrzucenia krzyża i innych symboli i wartości, które są dla nas drogie i święte z przestrzeni publicznej. Czy zareagujemy, czy pozostaniemy bierni? To dla przeciwników bardzo ważna informacja, czy jeszcze będą nas rozdrabniać, czy może już czas posunąć się dalej i wymyślić dla nas jakąś formę rezerwatu.

Kościół Chrystusowy nigdy nie miał łatwo, a i jego założyciel przepowiadał, że będą nas nienawidzić i prześladować z Jego powodu. Wczorajsza niedziela była przecież dniem solidarności z Kościołem Prześladowanym, a prześladowanie Kościoła nie jest wcale zjawiskiem rzadkim w świecie.

Kościół w osobie patrona dnia dzisiejszego św. Józefa Pignatelli przypomina czasy prześladowań, które poprzedziły wybuch rewolucji we Francji w XVIII wieku. Za awangardę Kościoła uchodzili wówczas jezuici, których wpływy nad wyraz demonizowano. Zakon jezuitów liczył wtedy 24 tys. ojców i braci, posiadał ok. 700 kolegiów szkolnych i prowadził 270 misji. Wyparcie jezuitów, zwłaszcza z obszaru szkolnictwa stwarzało szansę na jego upaństwowienie i wtłoczenie do szkół treści antychrześcijańskich. I ten plan był realizowany.

Józef Pignatelli pochodził z arystokratycznej rodziny hiszpańsko-włoskiej. Porzucił jednak życie w pałacu i wstąpił jako 16-latek do Towarzystwa Jezusowego. W 1762 r. został wyświęcony na kapłana. Był zawsze pełen miłości Bożej i pokory, cechowała go bardzo wysoka kultura osobista. Pięć lat pozostawał Pignatelli w kapłaństwie, gdy spadły na zakon jezuitów represje. Wydalono ich z Portugalii, jego rodzinnej Hiszpanii i Francji. Siedemdziesięcioletniego generała jezuitów Lorenzo Ricciego uwięziono w rzymskim Zamku Anioła, gdzie też wkrótce zmarł. Sytuacja ta doprowadziła do kasaty zakonu jezuitów w 1773 r. Niektórzy ojcowie powrócili do życia świeckiego, ale przeważająca część pracowała jako kapłani diecezjalni. Józef Pignatelli nie mógł pogodzić się z tą jawną niesprawiedliwością i do końca swoich dni postanowił pozostać jezuitą. Mógł przecież wykorzystać przywilej swojego pochodzenia i pozostać w Hiszpanii, jednak wybrał życie tułacze wraz ze swymi współbraćmi. Przez Korsykę dotarł do Włoch. Tu utrzymując ożywioną korespondencję z innymi jezuitami, działał na rzecz trwania we wspólnocie. Już jako 60-latkowi za zgodą papieża udaje się odnowić swoje śluby zakonne. W dwa lata później zakłada nowicjat we Włoszech i zostaje mistrzem nowicjuszy. Wkrótce zakon zostaje reaktywowany w Neapolu, gdzie zmierzają wszyscy jezuici z zachodniej Europy. Wszystko zdaje się wskazywać na to, iż działalność zakonu zostanie wznowiona. Dokonał tego papież Pius VII w 1814 r. Niestety Józef Pignatelli zmarł trzy lata wcześniej. Jednak praca, którą prowadził przez ponad 40 lat wygnania, przyczyniła się do tego, iż zakon został odnowiony i dalej mógł służyć Kościołowi.

Brak zgody na niesprawiedliwość oraz posłuszeństwo Kościołowi wyznaczały rytm życia św. Józefa Pignatelli. Ta niezłomna postawa, a zarazem pełna zaangażowania po stronie dobra jest dla współczesnych katolików warta podkreślenia. „Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi i pragną świętości. Święci wołają o świętość.” – mówił niegdyś Jan Paweł II. Postawa, jaką prezentował św. Józef Pignatelli, jest szczególnie ważna w czasach, gdy realizowane jest wobec nas tzw. „rozpoznanie walką” i gdy usiłuje się religię katolicką usunąć z przestrzeni publicznej. Trzeba wtedy być niezłomnym, trwać we wspólnocie Kościoła i pomnażać dobro wokół nas. Tak postępował św. Józef Pignatelli i jego postawa przyniosła błogosławione owoce.

Tekst został wygłoszony w ramach cyklu felietonów „Spróbuj pomyśleć” w Radiu Maryja 14 listopada 2011 r.

http://www.realitas.pl/FelietonKrola/2011/MK14XI.html

PRZY OKAZJI: POLECAM STRONĘ – http://www.realitas.pl/

*******************

O autorze: Judyta