Słowo Boże na dziś – 25 listopada 2014 r. – wtorek – Św. Katarzyny Aleksandryjskiej, dziewicy i męczennicy

Myśl dnia

Nie pragnij być lepszym od innych, najpierw bądź samym sobą.

Fiodor Dostojewski

kw
Można stracić swoją twarz, czyli oblicze duszy, ale można tego pozbawić  kogoś, choćby przez zignorowanie („dla mnie nie istniejesz”), przez odebranie mu godności, człowieczeństwa. Kto jednak wtedy bardziej traci swoje oblicze bliźniego? – Bajdeusz
*************
WTOREK XXXIV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

*************

PIERWSZE CZYTANIE  (Ap 14,14-20)

Sąd ostateczny jako żniwo i winobranie

Czytanie z Księgi Apokalipsy świętego Jana Apostoła.

Ja, Jan, ujrzałem: Oto biały obłok, a Siedzący na obłoku, podobny do Syna Człowieczego, miał złoty wieniec na głowie, a w ręku swoim ostry sierp.
I wyszedł inny anioł ze świątyni, wołając głosem donośnym do Siedzącego na obłoku: „Zapuść twój sierp i żniwa dokonaj, bo przyszła już pora dokonać żniwa, bo dojrzało żniwo na ziemi”. A Siedzący na obłoku rzucił swój sierp na ziemię i ziemia została zżęta. I wyszedł inny anioł ze świątyni, która jest w niebie, i on miał ostry sierp.
I wyszedł inny anioł od ołtarza, mający władzę nad ogniem, i donośnie zawołał do mającego ostry sierp: „Zapuść twój ostry sierp i poobcinaj grona winorośli ziemi, bo jagody jej dojrzały”. I rzucił anioł swój sierp na ziemię, i obrał z gron winorośl ziemi, i wrzucił je do tłoczni ogromnej Bożego gniewu. I wydeptano tłocznię poza miastem, a z tłoczni krew trysnęła aż po wędzidła koni na tysiąc i sześćset stadiów.

Oto słowo Boże.

***************

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 96,10.11-12.13)

Refren: Pan Bóg nadchodzi, aby sądzić ziemię.

Głoście wśród ludów, że Pan jest królem, *
tak świat On utwierdził,
że się nie zachwieje, *
będzie sprawiedliwie sądził ludy.

Niech się radują niebiosa i ziemia weseli, *
niech szumi morze i wszystko, co je napełnia.
Niech się cieszą pola i wszystko, co na nich rośnie, *
niech – wszystkie drzewa w lasach wykrzykują z radości.

Przed obliczem Pana, który się zbliża, *
który już się zbliża, by osądzić ziemię.
On będzie sądził świat sprawiedliwie, *
a ludy według swej prawdy.

******************

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ap 2,10c)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Bądź wierny aż do śmierci,
a dam ci wieniec życia.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

**************

EWANGELIA  (Łk 21,5-11)

Zapowiedź zburzenia świątyni

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.
Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?”
Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz: «nadszedł czas». Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”.
Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”.

Oto słowo Pańskie.

******************************************************************************************************************

KOMENTARZ

Nie trwóżcie się!
Człowiek szczyci się swoimi osiągnięciami kulturalnymi, intelektualnymi, technologicznymi. I słusznie. Ważne jest jednak, aby nie zatrzymywać się jedynie na tym, co widoczne dla naszych oczu. Wszystko, co jest wytworem umysłu człowieka, jest czasowe, wcześniej czy później ulegnie zniszczeniu, zapomnieniu. Jedynie miłość jest wieczna. Jedynie dobro, które czynimy, pozostaje ukryte w sercach innych ludzi i nie ginie, lecz wraz z nimi przechodzi do wieczności.

Jezu, to, co napisałem, wybudowałem, stworzyłem, dziś jest, a jutro może nie być. Ale dobro, które jest moim udziałem, nie zginie, nie zostanie zniszczone ani zapomniane.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
**********
Św. Cyryl Jerozolimski (ok. 315 – 386), biskup Jerozolimy, doktor Kościoła
Katechezy przygotowujące do chrztu, nr 15
 
„Wielkie znaki na niebie”

Pan przybędzie na obłoku, tak jak wstąpił do nieba na obłoku (Dz 1,9). Bowiem to On sam powiedział: „I ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą” (Mt 24,30). Ale jaki będzie prawdziwy znak Jego przyjścia – zapytamy się z obawy, żeby wrogie moce nie ośmieliły się nas oszukać, naśladując go? Jezus dorzuca: „Wówczas ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego” (Mt 24,30). Prawdziwym znakiem i właściwym Chrystusowi jest krzyż. Znak świetlistego krzyża poprzedza króla, wskazując najpierw na Tego, który był ukrzyżowany, aby na ten widok ci, którzy Go kiedyś przebili gwoździami i otoczyli pułapkami, uderzyli się w piersi (Za 12,10), mówiąc: „Oto Ten, który został spoliczkowany, którego twarz została opluta, który został związany kajdanami, którego kiedyś upokorzono na krzyżu”. „Dokąd uciec przed obliczem Twojego gniewu?” – powiedzą (por. Ap 6,16). I otoczeni zastępami aniołów, nigdzie nie znajdą schronienia.

Dla wrogów krzyża znakiem będzie strach. Ale to będzie radość dla Jego przyjaciół, którzy uwierzą w krzyż lub będą go głosić albo będą cierpieć dla krzyża. Kto zatem będzie miał to szczęście, że jest uznany za przyjaciela Chrystusa? On nie pogardzi swoim i sługami, ten chwalebny król, którego otacza straż aniołów i który zasiada na tym samym tronie co Ojciec (Ap 3,21). Ponieważ żeby Jego wybrani nie zostali pomyleni z wrogami, „pośle On swoich aniołów z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata” (Mt 24,31). Nie zapomniał o osamotnionym Locie (Rdz 19,15; Łk 17,28); jakże mógłby zapomnieć o tłumie sprawiedliwych? „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego” (Mt 25,34) – powie tym, którzy zostaną przetransportowani na wozach z obłoków i których zgromadzą aniołowie.

**********************

*********************

Poznanie Jezusa Chrystusa rodzi w nas nadzieję. Nie niszczą jej trudne doświadczenia – niepowodzenia, choroby, niesprawiedliwość i prześladowania. Ona trwa pomimo wojen i zwodniczych podszeptów tych, którzy nie poznali miłości Pana Jezusa. Nadzieja na bycie z Nim pomaga nam znosić trudności, daje również dystans do tego, co nas spotyka. Nadzieja nie buduje raju na ziemi, ale pozwala z wdzięcznością przyjmować każde wydarzenie. Angażując się w sprawy tego świata, dzięki niej widzimy dalej, gdyż przez wiarę dostrzegamy stale przychodzącego Jezusa Chrystusa.

Hieronim Kaczmarek OP, „Oremus” listopad 2008, s. 107-108

 

W CIENIU BOGA

O Panie, chronię się w cieniu Twych skrzydeł (Ps 36, 8).

„Oto stoję u drzwi i kołaczę — mówi Pan — jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3, 20). Bóg w tysięczny sposób przez swoje łaski, natchnienia, swoją miłość, puka do serca człowieka i zaledwie ten postanawia otworzyć Mu, wkracza doń, bierze go w posiadanie i zakłada w nim swoje mieszkanie, przebywając w nim jak przyjaciel z przyjacielem. Jeśli dusza uczyni wszystko, co może, by uwolnić serce od wszelkiego nieuporządkowanego uczucia i otworzyć je całkowicie Bogu, „jest rzeczą niemożliwą, by Bóg nie działał również ze swej strony i nie udzielał się jej, przynajmniej w ukryciu i w milczeniu. Jest to bardziej niemożliwe niż to, by słońce nie rzuciło swych promieni w czyste i pogodne miejsce… Bo jak słońce podnosi się rankiem, by rzucić snop światła do twej chaty, gdy otworzysz okiennice, tak i Pan… natychmiast wejdzie do duszy ogołoconej i napełni ją boskimi skarbami” (J.K.: Ż.pl. 3, 46). Dlaczego więc kazać Mu czekać? Każda zwłoka może stać się szkodliwą, tak jak to dzieje się z oblubienicą z Pieśni nad pieśniami, która zwleka z otwarciem oblubieńcowi. A kiedy decyduje się uczynić to, on już odszedł: „Szukałam Go, lecz nie znalazłam, wołałam Go, lecz mi nie odpowiedział” (Pnp 5, 6). Bóg jest Panem; ma prawo kazać czekać na siebie, by wypróbować wierność człowieka, lecz człowiek nie ma żadnego prawa, by kazać Mu czekać. Zwlekać z odpowiedzią na wezwania Boże lub odpowiadać na nie częściowo, niedbale, z zastrzeżeniami, to znaczy narażać się na utratę bardzo cennych łask, które doprowadziłyby do najściślejszego zjednoczenia z Bogiem.

Bóg żąda od stworzenia doskonałego „tak” nie tylko w teorii, nie tylko w czasie modlitwy lub w uniesieniu radości, lecz zawsze: w konkretnej rzeczywistości codziennego życia, w trudnościach i w utrapieniach. Ma to być „tak’’ wielkoduszne, dusza ma lgnąć do Boga ze wszystkich swoich sił, z całą swoją miłością. Tylko na takie „tak” On odpowiada „przez «tak» prawdziwe i całkowite swojej łaski”, czyniąc duszę coraz pełniejszą uczestniczką swego bytu Bożego i zamieszkując w niej w sposób coraz bardziej poufny i głęboki. Jest to tryumf łaski, dzięki której dusza oddana całkowicie Bogu może wreszcie w Nim spocząć: „W upragnionym Jego cieniu usiadłam” (Pnp 2, 3).

  • O Panie nieba i ziemi, czy to być może, że już w tym życiu śmiertelnym można cieszyć się Tobą w tak bliskiej zażyłości?… Bądź błogosławiony, Panie! Cokolwiek byśmy dla Ciebie opuścili, nic na tym nie stracimy. Ileż to dróg, ile wynalazków i sposobów używasz na okazanie nam Twojej miłości! Nie dość Ci było pracować dla nas i cierpieć, nie dość śmierci okrutnej i męki najsroższej, nie dość, że na każdy dzień znosisz zniewagi od ludzi a zawsze przebaczasz — ale nad to wszystko raczysz jeszcze mówić do duszy miłującej Cię takie słowa pełne miłości, jakie są w Twojej Pieśni, i uczysz duszę takimi słowy mówić do Ciebie…
    O nic już więc w tym życiu nie proszę Cię, Panie, tylko o to, byś mię pocałował pocałunkiem ust Twoich. I tak mię tym pocałunkiem Twoim do siebie przywiązał, iżbym nigdy już nie zdołała, choćbym chciała, odłączyć się od tego zjednoczenia z Tobą.
    Na miłość Boga… ocknijmy się już z tego snu! Patrzmy, jak boska hojność Pana nie czeka nawet życia przyszłego z przygotowaną nagrodą ale już w tym życiu daje zapłatę naszej miłości. O Jezu mój!… Kto potrafi zrozumieć, jaki to dla nas zysk rzucić się w objęcia Twoje i takie ścisłe z Tobą uczynić przymierze: ja będę miała staranie o Ciebie, o mój Umiłowany, a Ty miej pieczę o moje potrzeby. Ty czuwaj nad moimi sprawami, a ja nad Twoimi (św. Teresa od Jezusa: Podniety miłości Bożej 3, 14— 15; 4, 7).
  • Jeśli spodoba się dobroci Bożej, dusza może w wyższej swojej części czuć się napełniona pokojem, nawet podczas nieustannej burzy. O niewysłowiony pokoju, Ty przewyższasz wszelkie odczucie i brzydzisz się tym, co jest zmysłowe; uciekasz się do czystej wiary jako do jedynego źródła boskiego Dobra, którego jesteś niewysłowionym, tysiąckroć błogosławionym owocem i darem przewyższającym wszystkie inne dary.Oto… Boże mój, łaska, którą uważam za wyższą nad to wszystko, czego szczodrobliwość Twoja udzieliła mi dotąd. Niechaj Twoja dobroć zachowa mi ją, jeśli taka jest Twoja wola! Czegóż mam się obawiać zażywając tego niewysłowionego pokoju? Dla duszy ściśle zjednoczonej z Tobą, o Panie, jesteś siłą jej słabości, posłuszeństwem w czasie jej buntu, pokorą na jej pychę, bogactwem w jej ubóstwie, miłością w czasie jej oziębłości, wdzięcznością za jej niewdzięczności, czystością w jej brzydocie i wreszcie modlitwą jej modlitwy. Przez ten boski pokój… chroń ją od wszelkiego niebezpieczeństwa, a Twoja nieskończona miłość pochłonie to małe nic, które zawsze jest przed Tobą ożywione pokorną ufnością i ślepym zdaniem się na Ciebie (bł. M. Teresa de Soubiran).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 503

http://mateusz.pl/czytania/2014/20141125.htm

*******************

*******************

Modlić się psalmami

Psalmy karmią nas chwałą Bożą z jej czystego i nieskalanego źródła, w całej jego pierwotnej prostocie i doskonałości.

Modląc się Psalmami uzyskujemy większy udział w tym błogosławionym odkryciu, utajonym w nich dla wszystkich pokoleń. Bóg bowiem chciał nam się dać poznać przez tajemnicę Psalmów.

To są nie tylko natchnione przez Boga pieśni proroków, ale hymny całego Kościoła, wyraz jego najgłębszego wewnętrznego życia. Słowa i myśli Psalmów wypływają nie tylko z niezmierzonych głębin Bożych, ale z najistotniejszych przeżyć serca Kościoła. Nie ma pieśni lepiej wyrażających jego duszę, pragnienie, tęsknoty, troski i radości.

Kościół nieustannie śpiewa z radością pieśni dawnych psalmów, ponieważ może w nich wyśpiewać swoje poznanie Boga i swoje z Nim zjednoczenie.

Bóg oddał nam siebie w Chrystusie. Psalmy przepełnione są Słowem Wcielonym. Nie tylko Dawid jest „figurą” Chrystusa, cały Psałterz w myśli liturgicznej Kościoła jest od wieków uważany za przegląd i jak gdyby skrót wszystkiego, co Bóg objawił. Innymi słowy Psalmy zawierają w sobie Stary i Nowy Testament, pełne Misterium Chrystusowe. Śpiewając co dzień Psalmy, Kościół wyśpiewuje weselny hymn swojego zjednoczenia z Bogiem w Chrystusie.

http://www.modlitwawiekow.pl/modli-si-psalmami

i więcej : http://www.ekspedyt.org/wp-admin/post.php?post=31327&action=edit&message=10

*******************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

25 listopada

 

Błogosławiona Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza Błogosławiona Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza (Franciszka Siedliska), dziewica

Franciszka Siedliska urodziła się 12 grudnia 1842 r. w zamożnej rodzinie ziemiańskiej, w Roszkowskiej Woli koło Rawy Mazowieckiej. Na chrzcie otrzymała imiona Franciszka Józefa. Jej rodzice Adam i Marianna Cecylia z Morawskich zadbali o wszechstronne wykształcenie swojej córki – oprócz guwernantek miała także nauczycielki muzyki i tańca. Nie troszczyli się natomiast wcale o sprawy wiary i życia wewnętrznego – byli bowiem obojętni religijnie. Franciszka i jej brat żyli w dostatku i wygodzie, “w domu, gdzie Bóg nie był Panem” – jak sama napisała po latach.
Lata jej dzieciństwa naznaczyła ciężka choroba kręgosłupa. Wyjeżdżała na leczenie do najsłynniejszych miejscowości uzdrowiskowych Austrii, Niemiec, Francji i Szwajcarii. Pomimo tego ciągle odczuwała silne bóle, które w miarę upływu czasu przerodziły się w chorobę chroniczną. Nieśmiała, łagodna, ciągle cierpiąca, już w wieku 8 lat pragnęła wstąpić do klasztoru, jednak sprzeciw ojca, który marzył dla niej o karierze artystycznej, opóźnił tę decyzję.
Do sakramentów I Komunii świętej i bierzmowania przygotowywał ją kapucyn, o. Leander Lendzian. Ten sam kapłan pozostawał jej kierownikiem duchowym od 1854 r. do 1879 r. On rozpoznał jej powołanie i utwierdzał wolę założenia nowej rodziny zakonnej.
W 1864 w Cannes Franciszka złożyła prywatny ślub czystości i zdecydowanie sprzeciwiła się planom matrymonialnym snutym przez ojca. Jej zamiarem było całkowite poświęcenie się Bogu. Przyrzekła jednak ojcu, że pozostanie z rodziną, dopóki on będzie żył. Adam Siedliski powrócił przed śmiercią do zaniedbanych praktyk religijnych i umarł pojednany z Bogiem w 1870 r.
Franciszka została zakonnicą w tym samym roku. Najpierw była tercjarką franciszkańską, potem utworzyła i zorganizowała nowe zgromadzenie zakonne Najświętszej Rodziny z Nazaretu – nazaretanki. W 1873 r. przybyła do Rzymu i przedstawiwszy Piusowi IX projekt swego dzieła, otrzymała jego błogosławieństwo. Ponieważ w kraju po kasacie zakonów oficjalna działalność nie była możliwa, pierwszy dom zakonny nowego zgromadzenia powstał w 1875 roku w Rzymie. Założycielka przybrała imię Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza. Od tego czasu pochłonięta organizowaniem zgromadzenia, kształtowaniem jego duchowości, wytyczaniem celów i zadań apostolskich – ku zdumieniu wielu osób – odzyskała zdrowie i siły. W pracach organizacyjnych wspomagali ją ojciec jezuita Lanrencot i zmartwychwstaniec ojciec Semenenko, który ułożył pierwszy projekt reguły Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. W 1881 r. powstał dom zakonny w Krakowie, gdzie siostry otaczały opieką pracujące dziewczęta. Zgromadzenie podjęło pracę w szkołach, sierocińcach, ochronkach, internatach. Służyło moralności i religijnemu odrodzeniu rodziny. Wychodziło też naprzeciw każdej ludzkiej biedzie moralnej i materialnej. Siostry otaczały swą opieką ludzi biednych, chorych, samotnych oraz niepełnosprawnych. Troszczyły się o wychowanie, zwłaszcza o wychowanie religijne, dzieci zaniedbanych. Zajmowały się samotnymi matkami i broniły życia nienarodzonych.
W 1885 roku kierownik Misji Polskiej w Ameryce poprosił Marię, aby zaopiekowała się przebywającymi tam Polakami. Chociaż Zgromadzenie miało wówczas jedynie 22 siostry, Założycielka zabrała połowę z nich na drugi kontynent. Nowe placówki powstały też wkrótce we Francji i Anglii. Siostry pomagały emigrantom w prowadzeniu życia religijnego, zapewniały opiekę chorym w szpitalach, dzieciom w tworzonych przez siebie ochronkach, stały na straży ducha narodowego i ojczystego języka. Obejmowały swą serdeczną troską nie tylko Polonię, ale wszystkich potrzebujących pomocy.
Maria zmarła 21 listopada 1902 r. w Rzymie. Pozostawiła po sobie “Dziennik duchowy”. 23 kwietnia 1989 r. w Rzymie beatyfikował ją św. Jan Paweł II.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-25a.php3

Święta Katarzyna Aleksandryjska Święta Katarzyna Aleksandryjska, dziewica i męczennica

Podobnie jak św. Cecylia na Zachodzie, tak św. Katarzyna przede wszystkim na Wschodzie należała do najbardziej znanych świętych. Mało jednak o niej wiemy, a tak wiele powstało o niej legend, że niektórzy hagiografowie nawet powątpiewali w jej historyczne istnienie. Zachowały się dwa opisy męki i śmierci św. Katarzyny Aleksandryjskiej, ale pochodzą one dopiero z wieku VI i są pełne legend. Mamy jednak świadectwa już z wieku IV – a więc bardzo wczesne, bo sięgające prawie czasów Świętej. Wspominają bowiem o niej Rufin i Euzebiusz z Cezarei Palestyńskiej.
Według legendy Katarzyna urodziła się w Aleksandrii, stolicy Egiptu, jako córka króla Kustosa. Była osobą nie tylko bardzo zamożną, ale także wykształconą. Słynęła z urody. O jej rękę daremnie ubiegali się najznakomitsi obywatele miasta, bo – jak wiele chrześcijanek – złożyła ślub dozgonnej czystości.
Wkrótce wybuchło najdłuższe i najbardziej krwawe w dziejach Kościoła prześladowanie chrześcijan – za panowania cesarza Dioklecjana i jego współrządców: Galeriusza Maksymiana i Konstancjusza I. Szczególną nienawiścią do chrześcijan wyróżniał się Maksymian, władca wschodniej części Imperium Rzymskiego. Przybył on osobiście do Aleksandrii, by dopilnować realizacji prześladowczych edyktów.
Jedną z jego ofiar miała być Katarzyna. Po pojmaniu była przymuszana do złożenia ofiary bogom. Odmówiła, wyznając wiarę w Boga Jedynego. Wówczas cesarz zarządził dysputę między Katarzyną a pięćdziesięcioma tamtejszymi filozofami i retorami. Katarzyna pokonała swoich adwersarzy, udowadniając prawdziwość chrześcijaństwa, i doprowadziła wielu z nich do wiary w Chrystusa. Miała wtedy 18 lat. Cesarz rozgniewany obrotem sprawy skazał ją na tortury: smagano ją żyłami wołowymi tak, że jej ciało było jedną wielką raną; morzono ją głodem; łamano jej kości. Modlitwa Katarzyny sprawiła, że podczas miażdżenia kołem zstąpił anioł i spowodował, że rozpadło się ono w rękach kata. Na widok jej bohaterstwa w czasie znoszenia mąk miało nawrócić się kilkuset żołnierzy i oprawców. Ostatecznie wykonano wyrok śmierci przez ścięcie prawdopodobnie między rokiem 307 a 312.
Święta Katarzyna Aleksandryjska Męczeństwo św. Katarzyny musiała być czymś niezwykłym, skoro została ona wyróżniona tak wielką czcią. Ciało jej od setek lat znajduje się na Górze Synaj, przeniesione tam zapewne z Aleksandrii, kiedy Arabowie, a po nich Turcy najechali Egipt. Jest tam klasztor prawosławny i kościół, do którego podążają pielgrzymi. Klasztor ten wystawił cesarz Justynian w wieku VI.
Katarzynie poświęcili swoje arcydzieła najwięksi artyści: Hans Memling, Correggio, Tintoretto, Dawid Aubert, Masolino di Panicale, Jan Provost, Caravaggio i Raffael. Św. Joanna d’Arc zaliczała Katarzynę do swoich trzech głównych patronek. Na Zachodzie uważano ją za jedną z Czternastu Świętych Wspomożycieli. Św. Katarzyna z Aleksandrii była patronką wielu miast i związków katolickich. Jest patronką zakonu katarzynek; Nowego Targu, Dzierzgonia i Cypru; nauki i uniwersytetów, w tym paryskiej Sorbony; adwokatów i notariuszy, bibliotekarzy, drukarzy, filozofów chrześcijańskich, grzeszników, kolejarzy, kołodziejów, literatów, mężatek, młodych dziewcząt, młynarzy, fryzjerów, modystek, mówców, piekarzy, powroźników, prządek, studentów, szwaczek, uczonych, woźniców, zecerów. Dawniej w Polsce istniał zwyczaj, że w wigilię św. Katarzyny chłopcy wróżyli sobie, który z nich jako pierwszy ożeni się i jakie imię będzie miała wybranka. Popularne też było powiedzenie: “Święta Katarzyna Adwent zaczyna”.

W ikonografii św. Katarzyna przedstawiana jest w koronie królewskiej, z palmą męczeńską w dłoni. Jej atrybutami są: anioł, Dziecię Jezus, nakładające na jej palec pierścień jako oblubienicy, filozofowie, z którymi prowadziła dysputę, gałązka palmowa, koło, na którym była łamana, korona w ręku, krzyż, księga, miecz, piorun.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-25b.php3

Błogosławieni Alojzy Quattrocchi i Maria Corsini Błogosławieni małżonkowie Alojzy Quattrocchi i Maria Corsini

Wspominane dziś małżeństwo Quattrocchich jest pierwszą beatyfikowaną parą małżeńską. Tej doniosłej uroczystości 21 października 2001 roku przewodniczył św. Jan Paweł II, świętując 20-lecie ogłoszenia adhortacji apostolskiej Familiaris consortio, mówiącej o roli rodziny w życiu chrześcijańskim. Wspólna beatyfikacja stała się wyraźnym potwierdzeniem prawdy, że małżeństwo jest drogą do świętości – tak dla mężczyzny jako ojca, jak i dla kobiety w roli matki.

Alojzy Beltrame Quattrocchi urodził się w Katanii 12 stycznia 1880 roku. Do gimnazjum uczęszczał w Ankonie. W 1891 roku rodzina przeniosła się do Rzymu, gdzie Alojzy podjął studia prawa na uniwersytecie Sapienza. Po ukończeniu nauki został adwokatem. Obejmował coraz to wyższe, prestiżowe stanowiska w instytucjach państwowych. Zawsze jednak zachowywał dystans do bieżących walk politycznych. W 1939 roku odrzucił propozycję objęcia urzędu adwokata generalnego, a w roku 1948 odmówił startowania w wyborach do senatu. Profesjonalizm i szacunek, jaki zyskał sobie w sferach rządowych, pozwalały mu służyć wielu osobom mądrą radą.
Już od wczesnych lat codziennie uczestniczył z całą rodziną we Mszy świętej; rodzina wspólnie modliła się także na zakończenie każdego dnia. Był aktywnym apostołem, dzięki świadectwu Alojzego wielu jego kolegów wróciło do wiary. Zaraz po wojnie wraz z żoną, Marią Corsini, zaangażował się w ruch “Odrodzenie chrześcijańskie” oraz “Front rodzinny”. W życiu rodzinnym szedł drogą codziennego uobecniania zasad Ewangelii, które wraz z żoną wspólnie zaszczepiali dzieciom. Pragnąc pogłębić swoją wiedzę, systematycznie uczęszczał na wieczorowe kursy teologii dla świeckich na Uniwersytecie Gregoriańskim i uczestniczył w spotkaniach poświęconych kulturze religijnej.
Zmarł w Rzymie 9 listopada 1951 roku. Tak wspominała go żona: “Mój kochany, wspominam wszystkie szczęśliwe chwile, którymi się rozkoszowałeś do końca życia. Żadna z tych chwil nie przeszła niezauważona przez ciebie. Za każdą z nich składałeś dziękczynienie Panu Bogu. Pamiętam zmartwienie w chwilach choroby czy innego niebezpieczeństwa, radość z mego uratowanego życia, które było wszystkim dla ciebie. (…) Coraz bardziej cię podziwiałam za to, że z wielką godnością i szlachetnością wznosiłeś się ponad nędze i ambicje ludzkie. Zwyciężałeś dzięki miłości bliźniego. Okazałeś pogodną pobłażliwość i dobroć człowieka sprawiedliwego, którym kieruje miłość Boga i człowieka”.

Błogosławieni Alojzy Quattrocchi i Maria Corsini Maria Ludwika Corsini urodziła się we Florencji 24 czerwca 1884 roku. Rodzice, podobnie jak rodzina jej przyszłego męża, zdecydowali się osiąść w Rzymie. Maria była ich jedynym dzieckiem. Wielką rolę w jej wychowaniu, a później w kształtowaniu jej dzieci, odegrali dziadkowie. We wrześniu 1897 roku Marysia przystąpiła do Pierwszej Komunii świętej, przygotowana do tego wydarzenia podczas rekolekcji zamkniętych u sióstr Dzieciątka Jezus. To doświadczenie pozostawiło w niej trwały ślad. W szkole miała szczęście spotkać nauczycieli o wybitnej kulturze, którym zawdzięczała wszechstronne wykształcenie humanistyczne.
Ukończyła szkołę handlową. Wyróżniała się nieprzeciętną inteligencją. Już w szkole średniej rozwinęła zdolności pisarskie, które wykorzystała później w publikacjach katolickich. Nie mając jeszcze osiemnastu lat, zadebiutowała szkicem na temat Pszczoły Rucellaiego. Wkrótce pisarstwo Marii zaczęło odzwierciedlać rozwój jej duchowości. Już w 1912 roku oddała do druku pierwszy esej poświęcony problematyce chrześcijańskiej rodziny i wychowaniu dzieci: Matka a problem współczesnego wychowania.
Kiedy w roku 1913 po raz czwarty zaszła w ciążę, wywiązały się komplikacje uważane wówczas za zagrażające życiu matki i dziecka, a lekarz zaproponował jej aborcję. W porozumieniu z mężem stanowczo odrzuciła tę propozycję. Oboje postanowili zaufać oraz poddać się woli Boga i zwrócili się z modlitwą do Matki Bożej. W kwietniu 1914 roku, w ósmym miesiącu ciąży, przyszła na świat, ku ogromnej radości rodziny, wymodlona i wbrew ludzkim kalkulacjom zdrowa druga córka, Enrichetta.
Podobnie jak mąż, Maria działała w Akcji Katolickiej i innych stowarzyszeniach, oddawała się także pracy charytatywnej, zwłaszcza opiece nad chorymi. Towarzyszyła im w pielgrzymkach do Lourdes i Loreto. Zmarła 14 lat po mężu, w roku 1965. Przeżyła 81 lat.

Maria i Alojzy byli rodzicami czworga dzieci: Filipa (1906 r.), Stefanii (1908 r.), Cezarego (1909 r.) i Enerichty (1914 r.). W uroczystości beatyfikacji uczestniczyło ich troje dzieci: 95-letni Filip (ksiądz Tarcisio), 92-letni Cezar (ojciec Paolino, trapista), 87-letnia Enrichetta. Brakowało Stefanii (siostry Cecylii, benedyktynki) zmarłej w 1993 r. Enrichetta wybrała życie samotnej konsekrowanej osoby świeckiej. Na ręce biskupa złożyła śluby podobne do instytutów życia konsekrowanego. Skończyła historię sztuki i uczyła w rzymskich szkołach.
“Poprzez ten uroczysty akt kościelny – mówił podczas beatyfikacji św. Jan Paweł II – chcemy ukazać przykład pozytywnej odpowiedzi na pytanie Chrystusa. Odpowiedzi danej przez dwoje małżonków, którzy żyli w Rzymie w pierwszej połowie dwudziestego wieku, wieku, w którym wiara w Chrystusa wystawiona była na ciężką próbę. Nawet w tych trudnych latach małżonkowie Alojzy i Maria utrzymali zapalone światło wiary – światło Chrystusa. Przekazali je swym czworgu dzieciom, z których troje jest dziś obecnych w bazylice”. Małżonków dotkniętych dramatem separacji, choroby czy przedwczesnej śmierci żony lub męża papież zachęcił do ufnego zwracania się do Boga. Papież wezwał, by tak jak Kościół w trudnościach ich wspiera, i oni wspierali posługę Kościoła. “Dziękuję Wam – mówił papież – drogie rodziny, za wsparcie, jakiego i mnie udzielacie w mojej służbie Kościołowi i ludzkości. Codziennie zanoszę modlitwy do Pana, aby dopomagał tak licznym rodzinom zranionym biedą i niesprawiedliwością oraz by im dopomógł wzrastać w cywilizacji miłości”.

Liturgiczne wspomnienie błogosławionych małżonków wyznaczono na dzień 25 listopada – w rocznicę zawarcia przez nich sakramentu małżeństwa.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-25c.php3

Błogosławiona Elżbieta zwana Dobrą Błogosławiona Elżbieta zwana Dobrą, dziewica

Elżbieta urodziła się 25 listopada 1386 r. w Waldsee w Górnej Szwabii. Jej rodzicami byli Hans i Anna Achlerowie. Wychowali ją w pobożnej atmosferze; matka chętnie przekazywała małej Elżbiecie opowieści ewangeliczne. Już w dzieciństwie dziewczynka odznaczała się szczególnym nabożeństwem do męki Chrystusa. W wieku 14 lat wstąpiła do Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Pragnąc dalszego rozwoju duchowego, obrała za swojego spowiednika Konrada Kügelina, przełożonego kanoników z Waldsee. Dzięki jego prowadzeniu wraz z kilkoma innymi tercjarkami franciszkańskimi w 1403 r. nabyła dom w Reute na obrzeżach Waldsee. Kobiety pragnęły głębiej realizować swoje franciszkańskie powołanie.
Wspólnota ta była pierwszym tego rodzaju klasztorem Zakonu Franciszkańskiego, jako że w tamtym okresie tercjarze w zakonach żebraczych nie mogli jeszcze składać ślubów. Elżbieta poświęciła swoje życie modlitwie i służbie, pracowała w kuchni klasztornej i w ogrodzie, gdzie spędzała długie godziny na rozważaniu Bożych tajemnic.
Słynęła z gościnności, z jaką przyjmowała przybywających do niewielkiego klasztoru. Troszczyła się także o ubogich, którzy przychodzili na furtę prosząc o pomoc. Jej miłość do Najświętszego Sakramentu była tak wielka, że przez ostatnich 12 lat życia karmiła się jedynie Komunią świętą. Według zachowanych przekazów, na jej głowie widać było ślady korony cierniowej, a na jej ciele – ślady biczowania. Chociaż stygmaty pojawiały się na jej rękach tylko czasami, Elżbieta zawsze czuła ból tych ran. Obdarzona była także darem przepowiadania przyszłości – zapowiedziała wybór papieża Marcina V i koniec Wielkiej Schizmy Zachodniej.
Zmarła w 34. rocznicę swoich urodzin w roku 1420. Pochowano ją w kościele parafialnym w Reute. Życie Elżbiety opisał Konrad, jej spowiednik. Kult rozpoczął się jednak dopiero po roku 1623, kiedy to ówczesny przełożony kanoników w Waldsee nakazał otwarcie grobu Elżbiety; po tym wydarzeniu za jej wstawiennictwem zaczęły się dokonywać liczne cuda. Papież Klemens XIII oficjalnie zaaprobował kult Elżbiety 19 czerwca 1766 r.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-25d.php3

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Aleksandrii, w Egipcie – św. Piotra, biskupa i męczennika. Mówi o nim w swej Historii Euzebiusz, a wspominają święci Atanazy i Epifaniusz. Stolicę biskupią objął w roku 300. Natomiast wedle wszelkiego prawdopodobieństwa śmierć męczeńską poniósł w roku 311, pod sam koniec wielkich prześladowań. Na Wschodzie nazywano go dlatego “pieczęcią męczenników”.

W Eymen pod Walencją, we Francji – bł. Beatryczy z Ornacieu. W trzynastym roku życia wstąpiła do kartuzji. W roku 1301 wysłano ją na założenie nowego domu zakonnego. Bezskutecznie walczyła tam z niedostatkiem. Zmarła z wycieńczenia w roku 1303. Jej biografię sporządziła współczesna jej Małgorzata z Oingt. Kult zaaprobował w roku 1869 Pius IX.

oraz:

bł. Humilisa, zakonnika (+ 1637); św. Merkuriusza z Cezarei Kapadockiej, żołnierza i męczennika (+ poł. III w.); św. Mojżesza z Rzymu, prezbitera i męczennika (+ 251)

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-25.php3
************************
UZUPEŁNIENIE DO ŻYWOTÓW ŚWIĘTYCH

Bł. Franciszka Siedliska CSFN

Franciszka Siedliska urodziła się w Roszkowskiej Woli koło Rawy Mazowieckiej 12 grudnia 1842 roku w zamożnej rodzinie Adama i Marianny z Morawskich. Otrzymała wszechstronne wykształcenie. Dokuczliwa choroba kręgosłupa zmuszała do wyjazdów na leczenie do Austrii, Niemiec, Francji i Szwajcarii. W 1864 w Cannes złożyła prywatny ślub czystości i zdecydowanie sprzeciwiła się planom matrymonialnym snutym przez ojca. W 1870 roku wiąże się Świeckim Zakonem Franciszkańskim, następnie, 1973 roku powołuje do życia Zgromadzenie Najświętszej Rodziny z Nazaretu – nazaretanki. Przybiera imię Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza. W pracach organizacyjnych wspomagali ją ojciec jezuita Lanrencot i zmartwychwstaniec ks. P. Semenenko, który ułożył pierwszy projekt reguły. Zmarła 21 listopada 1902 r. w Rzymie. Dnia 23 kwietnia 1989 r. w Rzymie beatyfikował ją Jan Paweł II. Pozostawiła po sobie Dziennik duchowy.

 

Teksty

 

Magnificat

„Mój Najsłodszy Panie! W Twej dobroci, w Twoim miłosierdziu, bardzo mnie raczyłeś zapalić pragnieniem Twej miłości. O, czemuż wtedy mój umysł i moja wyobraźnia jest taka ruchliwa? Chciałaby cos działać, coś myśleć; odbiega ku innym przedmiotom, gdy tymczasem Ty, mój Panie, dajesz mi poznać, że nie mam czynić co innego w chwilach takiego szczególniejszego działania Twego w mej duszy, jak to, co czynią kwiatki, gdy otwierają swe kielichy na przyjęcie promieni słońca, Mój Królu Jedyny! I ja pragnę otworzyć me serce, mą duszę, całą mą istotę na przyjęcie promieni Twej łaski, Twej miłości; a potem – współdziałać z tym, czego mi raczysz udzielać, będąc wierną Tobie we wszystkim, bo do tej wierności ciągle mnie pociągasz. O Panie mój Najsłodszy, nie wiedząc, jak Cię uwielbiać w duszy mojej, jakimi słowy wyrazić uczucia, jakimi napełniłeś me serce, czułam się pociągnięta do odmawiania nie usty, ale duszą, sercem Magnificat, bo tam wyrażone jest przez serce najbardziej Cię miłujące to, co Miłość wyrazić może.Magnificat anima mea Dominum. – I moja biedna, grzeszna, słaba, nędzna dusza Cię wielbi, mój Królu i Panie, wielbi i wysławia Twa miłość, to miłosierdzie, któreś nade mną okazał, wyrywając mnie z przepaści grzechów i nędzy, i okazując tyle dobroci i miłości mej duszy.Et exultavit spiritus meus in Deo salvarore meo. – W tej Twojej dobroci, w tej Twojej Miłości, w tym miłosierdziu Twoim rozradował się duch mój i rad by uwielbiać Cię, adorować, wychwalać bez granic, bez końca.Quia respexit humilitatem ancillae suae. – O mój Królu, wejrzałeś nie na pokorę, bo jej nie mama, ale na nędzę, na nicość, na złość moją i miałeś nade mną litość. Jak Dobry Pasterz, wziąłeś na ramiona swoje. Wejrzałeś na mnie, Panie, gdy ja Cię obrażałam, odstąpiłam od Ciebie, raniłam Ciebie.Ecce enim ex hoc beatam me dicent omnes generationes. – O tak, Panie, Ciebie, Ciebie Jedynego wielbić będą, wychwalać wszystkie narody; Ciebie wszystkie ludzie, Aniołowie i Święci, gdy poznają, jakie było Miłosierdzie Twoje nade mną, jak cudownie wyrwałeś mnie z grzechów i upadków moich.Quia fecit mihi magna, qui potens est et sanctum nomen eius. – O tak, mój Królu, Tyś uczynił mi wielkie rzeczy, nieskończenie wielkie, cud Twej miłości okazałeś nade mną, przyjmując mnie za służebnicę Swoją, za dziecko, za oblubienicę i dając mi przez cud miłosierdzia Twego taki cudowny, święty, najsłodszy stosunek miłości z Tobą, mój Panie i Królu.Et misericordia eius a progenie in progenies timentibus eum. – Którego miłosierdzie nieograniczone pokazało się i ciągle pokazuje się nade mną.Fecit potentiam in bracchio suo. – Tak mój Królu, mocą Twoją, siłą Twej łaski zwyciężam szatana, świat i własną złość moją. Pomimo wszystkich tych przeszkód, Panie mój, Królu, Ty posiadłeś, podbiłeś serce moje, bo ufam, mój Panie, ufam łasce Twej, Twej Miłości, że już nie dopuścisz, abym się kiedykolwiek dobrowolnie choćby na chwilkę odwróciła od Twojej najsłodszej, najświętszej Miłości. O Panie mój, potęgą Twą, mocą i siłą racz zawsze panować nade mną, bo ja tylko pod Twoim panowaniem, w Twoim Królestwie miłości żyć i umierać pragnę.Deposuit potentes de sede et exaltavit humiles. – O Panie mój, ile razy pychy, zarozumiałość zechce ogarnąć mą duszę i nad nią zapanować, błagam Cię zniwecz, zrzuć z tego tronu starego we mnie człowieka, a daj mi łaskę wnikać coraz głębiej w przepaść mej nędzy.Esurientes implevvit bonis. – Panie, mój Panie, przez łaskę Twoją wznieciłeś w mej duszy gorące pragnienie miłowania Cię bez granic, nade wszystko. O żebrzę Cię, racz mnie nakarmić Sobą Samym, Twą miłością cudowną, bo inaczej bez Ciebie niczego nie pragnę. Ciebie Jednego, Ciebie dla Ciebie Samego, abyś miał uwielbienie z tej nicości, którą powołałeś do bytu i która Twoim dzieckiem, Twoim narzędziem we wszystkim być pragnie”.Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza (bł. F. Siedliska), Dziennik duchowy (1885-1990), t. II, Rzym 2002, s. 286-287opr. M. Danuta Kozieł CSFN

 

Życie naszego Nazaretu

I tak mi się przedstawiło życie naszego Nazaretu, życie miłości: na zewnątrz praca, obowiązek, oddanie się na wszystko i spełnienie wszystkiego, czego Pan Jezus wymaga – i to wszystko uprzejmie, z miłością, wesoło, swobodnie, aby wszystkich do Pana Jezusa pociągnąć – ale tam w głębi duszy, w życiu wewnętrznym, ach, tam najściślejsze złączenie duszy z Panem Bogiem, miłość najczystsza, poświęcenie, ofiara ciągła, wyniszczenie siebie, zapomnienie o sobie, tam najściślejsza z Panem Bogiem więź. Tak musiał czynić Pan Jezus w Nazarecie: na pozór życie Jego proste, zwyczajne pracowite, obowiązkowe, lecz jakież tam połączenie Bóstwa z Ojcem Przedwiecznym i Duchem Świętym, jaka cześć, adoracja, uwielbienie, poświęcenie się w Panu Jezusie jako Synu Człowieczym. Lecz wszystkie uczynki Pana Jezusa, nawet te najmniejsze i najdrobniejsze były święte i doskonałe, najczystsze, nie było małych – wszystko było Boskie, a więc nieskończenie wielkie. Tak i nasze sprawy: chociaż same przez się małe i na pozór nic nie znaczące, stają się wielkimi i bardzo znaczącymi, jeżeli odpowiadają myśli Bożej, jeżeli są z Panem Jezusem działanie i według Niego, to jest tak, jak Pan Jezus chce, według prawa Jego i zakonu, nie zaś według pociągów naszych, choćby dobrych, ale naturalnych.I zdawało mi się także, że nasze życie duchowe ma być bardzo proste, bardzo ciche, ukryte, wewnętrzne, jednemu Panu Bogu znane i Przewodnikowi duszy naszej, ale nikt inny nie ma o nim wiedzieć, przynajmniej unikać powinnyśmy starannie, aby nikt nic nie dostrzegł w nas z tego, co Pan Jezus dawać raczy w duszy. Niedawno jeszcze tak pragnęłam czasem widzieć Pana Jezusa, pragnęłam gorących, nadzwyczajnych uczuć, rozumienia rzeczy Bożych, porywów duszy – dziś tak jakoś raczył Pan Jezus mnie uspokoić, że tego nie pragnę wcale, za tym nie tęsknię. Natomiast – pracować dla Pana Jezusa, poświęcać się dla Niego w obowiązkach moich z miłości dla Niego, żyć i umierać na każdą chwilę jak On chce, cierpieć, jeżeli zesłać raczy krzyż – i wewnątrz zawsze być z Nim i tam z Niego, z tego źródła czerpać życie, tym życiem żyć – tego pragnę, o to błagam mego Pana.Tamże, s. 15-16

 

Zjednoczenie duszy z Bogiem

Wieczorem tego dnia spojrzałam na moją obrączkę. Pomyślałam – ach! To ja tę obrączkę mam od Pana Jezusa! Ja zaślubiona! Z Kim? Z Synem Bożym, z Bogiem – Człowiekiem, z Drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej! Kto? Taka nędza, takie nicestwo – zaślubiona, zjednoczona z Panem i Bogiem swoim? O Boże mój, Miłości moja, Miłości nieogarniona, niepojęta, ach zapal, ogarnij, zniszcz mnie w ogniu Miłości, abym Cię miłowała nade wszystko na świecie, nade wszystko, co może być w Niebie i na ziemi – abym miłowała Boga mojego i Syna Jego Jednorodzonego, Pana Naszego Jezusa Chrystusa! (…)Dać mi też raczył Pan Jezus w tych dniach jaśniej zrozumieć, jak tam w głębi naszej duszy odbywa się owo święte zjednoczenie duszy miłującej, to jest oblubienicy z Panem Jezusem, jej Boskim Oblubieńcem. To wszystko jest prawdziwe, rzeczywiste, najprawdziwsze. Tam są owe pokoje, owe komnaty królewskie, gdzie oblubienica z Oblubieńcem łączy się w uścisku miłości, dusza z Bogiem swoim (pociągnięta Jego łaską i miłością) jednoczy się. Tego oko ludzkie dostrzec nie może, bo tam nikt przypuszczony nie jest. Tam dusza miłość swą, uczucia swe oświadcza, mówi Oblubieńcowi, a On miłośnie słucha, pociąga ją, ośmiela swą łaskawością, zachęca swą miłością, porusza jej serce. I to są tajniki, tajemnice miłości zakryte przed wszystkimi; tylko kapłanowi Bożemu powinny być objawione, aby to osądził, a przed innymi ta zachować je czuje potrzebę.Mój Boże i Panie, Ojcze mój, ja to wszystko piszę, aby ukazać, co jest w mej duszy i poprawić, odwołać to, co błędne i aby przemienić moje uczucia. Czuje niekiedy takie rzeczy, gdy mi Pan Jezus dać raczy chwilkę modlitwy – prawda, coraz to więcej mi droga i słodka ta wewnętrzna – „sam na sam” – z Panem Jezusem rozmowa: czasem nic powiedzieć nie umiem, tylko wyjęknąć: o Miłości, Miłości moja! Ale wtedy, choć bez uczucia zmysłowego, czuje się, jak dusza jak dusza jednoczy się z Bogiem swoim, a zwłaszcza po Komunii Świętej, kiedy Pan Jezus w nadmiarze swej miłości samego Siebie nam daje, Sam przychodzi w Boskiej Osobie swej do duszy naszej. Jego Ciało Najświętsze, Jego Krew, Jego Duch, Jego Bóstwo – wszystko to jest we mnie, łączy się ze mną, mnie nędzną łączy z Sobą. O Boże mój, Miłości moja, któż to pojmie, kto zrozumie? Trzeba być Bogiem i Miłością, żeby zrozumieć Boga – Miłość.Tamże, s. 19-20

Dzień Najświętszego Serca Pana Jezusa w tym roku przypadł w dniu rocznicy mego Bierzmowania. Mój Pan od dawna wlać raczył we mnie uczucie głębokiego przygotowania się na ten dzień święty, jakby dzień szczególnej łaski Bożej dla mnie. I rze­czywiście – cudowna miłość Pana Jezusa dała mi wielki żal za moje grzechy, łzy obfite, że zraniłam Serce mego Najmiłosierniejszego Pana Boga i Zbawiciela, który mnie miłością swego Serca wybawił od wiecznego zatracenia. Ojciec nasz jedyny przy­był do nas odprawić Mszę świętą. Odbyłam spowiedź świętą, podczas której prawdziwie z Serca swojego Pan Jezus mnie ra­czył nauczyć tajemnic swej miłości. Dzień ten był dla mnie i dla całego naszego domu dniem szczęścia, uroczystej radości i miło­ści – tej niewysłowionej miłości, jaka jest w Panu Jezusie, w Je­go Boskim Sercu!O Panie mój, jakże czułam się wtedy zjednoczona z Tobą! Przez naszego Ojca pouczyłeś mnie, że to przemienienie serca mego w Boskie Twe Serce to jest owo moje zjednoczenie się we wszystkim z najświętszą wolą Twoją; to przyjęcie od Ciebie wszystkiego, co na mnie zesłać raczysz, i spełnienie razem z To­bą wszystkiego, czego ode mnie wymagasz; to życie w obecności Twej świętej, zważanie na Twą obecność w mej duszy i przeję­cie się we wszystkim Twoim Duchem. O Panie mój! Tak to czu­łam, rozumiałam i zdawało mi się, że to serce moje już nie od­wróci się, nie oddali od Ciebie. O, czemuż tak łatwo o Tobie za­pominam, tak łatwo odstępuję od Twej miłości, stygnę w niej. Lecz Ty, Panie, nie dopuszczasz do tego, abym trwała z dala od Ciebie; zaraz budzisz mnie ze snu głosem sumienia, Twoimi świętymi natchnieniami i na nowo pociągasz do Siebie, do Two­jej miłości.Tamże, s. 227-228

 

Rozmowy z Panem Jezusem

I. Kto chce dojść do prawdziwej, nie byle jakiej miłości Mej, ten musi się wyrzec wszystkiego, z samego siebie się ogołocić, ale za to otrzyma Mnie i Ja będę w nim działał…, a dusza ta za to, że się wyzuła ze wszystkiego otrzyma uczestnictwo w Mojej wielkości, w Mojej chwale, w Moich bogactwach.Dziecko moje, tak jak i Matka moja Najśw. Oddała się Mnie na usługi, na spełnienie Woli Mojej we wszystkim, tak i ty się Mnie oddaj.Przyjdź do żłóbka Mego, gdzie z miłości do ciebie leżę jako Dzieciątko, ofiaruj się na Moje usługi, powtarzając z Moją Matką Najśw.: Ecce Ancilla Domini – abym mógł cię użyć do spełnienia zamiarów Moich nad tobą, jako tez nad tym dziełem Moim.Patrz na Mnie, jako Twego Boga w postaci małej Dzieciny. Niech ta miłość Moja w tej tajemnicy rozjaśni twe ciemności, rozpali cię miłością. Przyjdź do Mnie, jak Matka Moja, oddać Mi pokłon miłości, jak ci pastuszkowie i ci Trzej Królowie święci, którzy oddali mi siebie samych, nadto swe bogactwa, swe berła, swe korony złożyli w ofierze, bym ja nad wszystkim królował. Tak i ty, dziecko moje, nie chciej panować nade Mną wolą swoją, ale niech Ja panuję w tobie.Archiwum Generalne Zgromadzenia Sióstr Najśw. Rodziny z Nazaretu, Rzym, Rozmowy z Panem Jezusem (rkps), 27 XII 1890 r.opr. D. Kozieł CSFN II. Dzień Najśw. Rodziny – 27. I. 1895 r.

– O, Panie mój, Jezu, smutna jest dusza moja i ciężko jej, bo obrażałam Ciebie i łasce Twej wierną nie byłam znajdując się w ciężkościach i trudnościach rozmaitych.– Dziecko moje, jak już wiele razy tak i tym razem nic innego ci nie pozostaje, jak całą duszą zwrócić się do Mnie i rzucić się w przepaść miłosierdzia Mego, przeprosić Mnie i błagać o przebaczenie. Jeżeli kto, dziecko moje, ma być przejęty duchem Mej Najśw. Rodziny – to ty, moje dziecko, która pierwsza powołana zostałaś do tego dzieła – więc od ciebie spodziewam się i pragnę, abyś rozumiała zamiary Moje i oddała się na ich spełnienie.A jakież są zamiary Moje? Nie to, abyś żyła w pociechach, w zadowoleniu, ale to, abyś umiała z miłości ku Mnie znosić krzyże, trudności, utrapienia wszelkiego rodzaju, abyś na to wszystko Mnie się oddała i w cierpliwości, w wierności wszystko to dla miłości Mej zniosła. Słaba to, niepewna, a nawet własna jest ta miłość, która opływa we wszystkie pociechy, nie ma krzyża i trudności, zadowolenia we wszystkim; taka miłość, która tego szuka, tego pragnie i tym się zadawala, nie jest prawdziwą Moją miłością – jest to miłość niepewna, fałszywa, miłość własna. Esencja Mej miłości jest w ofierze, w poświęceniu się na wszystko, w znoszeniu krzyża, w walczeniu z trudnościami, zachowując się w tym wszystkim wiernie i znosząc to wszystko cierpliwie dla Mej miłości. Nie ma prawdziwej miłości, gdzie nie ma ofiary, cierpliwości, cierpienia.Dziecko moje, pamiętaj, że Ja, Pan Jezus, jestem Tym, który wszystkim kieruje, wszystko dopuszczam, te okoliczności, w których się znajdujesz i wszystko to czynię dla dobra Twojego. – A więc pamiętaj o tym i nie trać tej wiary w prowadzenie pełne miłości Mej Opatrzności Bożej, a wtedy nie będziesz miała goryczy, niechęci do bliźnich, lecz będziesz widziała we wszystkim Moje dopuszczenie i z tej wiary wypłynie łagodność, cierpliwość, słodycz i wielka wyrozumiałość dla innych, a surowość dla siebie samej. Zawsze o tym pamiętaj, że masz być pełną wyrozumiałości, współczucia, dobroci dla bliźnich, wymagającą i surową dla siebie.Tamże, 27 I 1895 r.

III. Esencją miłości jest zjednoczenie się ze Mną, aby spełnić Najświętszą Wolę Moją. Powinnaś więc iść za Mną, bo Ja cię prowadzę i im dalej za Mną idziesz, tym większe są Moje wymagania. Powinnaś przyjąć ode Mnie te upokorzenia, poniżenia, cierpienia. Nie tylko przyjąć je z miłością i pokorą, ale nadto ukochać je i dziękować Mnie za nie i ofiarować się z całą gotowością na wszystko, co bym nadal jeszcze na ciebie zesłać zechciał.Tak czyniła Moja Matka Najśw. Ona dobrowolnie ofiarowała się na wszystkie cierpienia. Wszystko ze Mną dzieliła i nie tylko to nie zmniejszyło Jej miłości ku Mnie, ale raczej powiększało i czyniło te miłość prawdziwą, bo nie ma miłości bez ofiary. Im większa ofiara, tym większa miłość.Przez to, że Najśw. Matka Moja ze Mną współcierpiała, stała się uczestniczką w tym dziele zbawienia świata. I ty oddaj się na wszystko, na cierpienia i krzyż. Gdy ze Mną będziesz, chociaż na krzyżu boleść czuć będziesz, będziesz szczęśliwa i spokojna, bo będziesz ze Mną. To będzie twoją pociechą i szczęściem….Tamże, 19 VIII 1891 r.

 

Tak Bóg umiłował świat…

Tego dnia dał mi Pan Jezus jaśniejsze zrozumienie nieskończonej miłości Pana Boga dla nas i promykiem światła swojego rozjaśnił mi słowa św. Jana: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swojego Jednorodzonego dał, ażeby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”(J 3, 116).„Tak Bóg umiłował świat” – tu dał Pan Jezus odrobinkę zrozumieć, uwielbiać, podziwiać tę miłość Ojca Przedwiecznego, który Syna swojego Jednorodzonego, przedmiot Jego odwiecznej miłości i upodobania, wydał. Dla kogo? Za kogo? Za stworzenia swoje, za te same ze siebie nicestwa, za tę złość i grzech, za tych niewdzięczników, jakimi jesteśmy. I znów objawia nam miłość Syna Bożego, który się oddaje, ofiaruje na tę mękę, na śmierć dla nas: „Umiłował nas i samego Siebie wydał za nas”. O Panie, rozum ludzki takiej miłości pojąć, zrozumieć nie może. Zdaje się to niemożliwe, a ponieważ tak jest – bo Ty, Panie, to objawiłeś, a Kościół święty do wierzenia podaje – więc, Zbawicielu mój Jedyny, Boże i Panie mój, cóż pozostaje duszy, której to dałeś poznać i zrozumieć? Oto miłować Ciebie, miłować nade wszystko; za łaską Twoją świętą oddać się Tobie i już nie żyć inaczej, tylko życiem Twoim, w Tobie i dla Ciebie.Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza (bł. F. Siedliska), Dziennik…, s. 111

 

Modlitwa uciszenia

Coraz więcej pociągałeś mnie, Panie mój, do modlitwy uciszenia i uspokojenia u nóg Twoich, uciszenia w Twojej obecności. Odtąd wszystkie moje własne uczucia wydawały mi się obrzydliwością. Z łaski Twej dałeś mi rozeznanie tego, co Ty sam we mnie wzbudzasz i czynisz, a co jest wynikiem mojej własnej działalności. Tę modlitwę dałeś mi, Panie mój, silniej uczuć i zrozumieć od kilku dni i zdaje mi się, że od tego czasu jest ściślejszy, bliższy (przez łaskę i niepojęte miłosierdzie Twoje) kontakt Twój ze mną, grzesznicą. Jedynie w takiej modlitwie dusza moja znajduje spoczynek, gdy bez żadnego uczucia, aktu ni słowa, tam – u nóg Twoich – się znajduje. Czasem tylko, aby uprzytomnić sobie obecność Twoją świętą, jednym okiem duszy, czy westchnieniem serca, rzeknie: „Pan mój i Bóg mój”. I to znów starczy na pewien czas. Prawda, że czasem zdawałoby się, iż to zupełna bezczynność; nie czuje się działania Bożego, nie ma szczególnych uczuć, nie czyni się żadnych aktów, ale – Panie mój – któż opisze, ile w tej ciszy, w tej „bezczynności” się zawiera. Ile rzeczy, jaka pełność i głębia szczęścia, pochodzącego z tej Twojej bliskości… Jedna chwilka takiej modlitwy sprawia w duszy coś takiego, że zdaje się, iż całe godziny medytacji i rozważania nie mogą iść z nią w żadne porównanie, bo tam dusza działa pod wpływem Twojej łaski i pomocy, a tu działasz Ty sam, Panie i Boże mój. A więc – jak niebo i ziemia różne są od siebie, tak działanie nasze i działanie Twoje. Toteż inne skutki i owoce rodzi to w duszy. Gdy tak raz wewnętrznie zapytałam Pana, jak słuchać Mszy świętej i jak przystępować do Komunii świętej (żadnych aktów, żadnych przygotowań czynić nie mogę, bo zamiast mnie zbliżać i łączyć z Panem moim, to raczej oddala mnie od Niego; tylko adoracja i owe ciche trwanie u nóg Jego do Niego mnie zbliża), uczułam: „Bogaty człowiek, gdy ma przyjąć władcę jakiegoś lub monarchę, czyni przygotowania na jego przyjęcie, chce go przyjąć należycie, według stanu i Jego godności. Biedak zaś, który nic nie ma, a którego monarcha jego (przez łaskę i wielka swą dobroć) chce nawiedzić, niczego nie przygotowuje na jego przyjęcie, bo nic nie ma. Wie tylko, że wszystko, co by uczynił, byłoby niestosowne, niegodne takiego pana. Tylko swoją pokorna postawą, miłością i wdzięcznością serca chciałby pokazać, jak wielce ceni sobie tę łaskę, jak czuje, że niczym na nią nie zasłużył. A więc i ty tak czyń. Nie sil się na żadne przygotowanie. To twoje uciszenie u nóg moich zawiera z twojej strony wszystkie akty miłości, pokory, oddania się i żalu. Reszty Ja sam dopełnię w twej duszy; wszystko głęboko oczyszczę, przemienię, wezmę w Moje posiadanie.Tamże, s. 153

Panie mój, dziś z miłosierdzia Twojego wielką otrzymałam łaskę, którą tu chcę opisać, aby pamięć na nią pobudzała mnie do wielkiej miłości ku Tobie, Panie i Królu mój, oraz do wiernego odpowiadania Tobie.Od pewnego już czasu z miłosierdzia Twojego dawać mi raczyłeś, Panie, wielkie i gorące pragnienie jak najściślejszego z Tobą zjednoczenia we wszystkich moich uczynkach, a także pociągałeś mnie do modlitwy wewnętrznej i dawałeś poznać najmniejsze nawet moje uchybienia. Bądź za to uwielbiony! Ale dziś, Panie mój, tak poruszyłeś moje serce, że zdawało się, iż nie będzie mogło pomieścić tego szczęścia, jakim je obdarzyłeś. Rano na medytacji (jakkolwiek natura nędzna czuła się zmęczona i pragnęła spoczynku, jednakże za łaską Twoją, nie zważając na nic, klęczałam u nóg Twoich) tak raczyłeś, Panie, pociągnąć ku Sobie moją duszę, że zdawało mi się, iż ona uleciała z ciała i bieży, podąża ku Tobie, swej jedynej miłości. Z początku mogłam jeszcze bez słów, lecz uczuciem wyjęknąć: „Boże mój, Miłości moja”, lecz później ogarnęło mnie takie uciszenie, upojenie, uspokojenie wszystkich władz duszy i takie uczucie obecności Pana Boga (Pana Jezusa), że zdawało mi się, iż każdy wyraz, każde uczucie byłoby niestosowne, nie w porę; że z mojej strony powinno być tylko największe uciszenie, zatopienie się w tej miłości, w Bogu moim! Co się wtedy działo w mej duszy, tego wyrazić nie umiem, była w niej cisza, spokój i szczęście, ale bez gwałtownych uczuć; radość, uwielbienie, dziękczynienie, upokorzenie się, podziwianie tej nieskończonej miłości Pana i Boga mojego; potem prośba gorąca do Pana Jezusa (tak realnego w mej duszy, tak bliskiego), żeby On tu w tym domku swoim [w domu sióstr – dop. red.] żył, królował, żeby mnie tak poddał Sobie, tak związał miłością swoją, abym nie myślała, nie czuła, nie pragnęła i nic nie czyniła własnymi naturalnymi siłami, idąc za popędem naturalnym, za pomocą tych władz, które mi Pan Bóg dał, lecz – żeby cała istota moja i władze jej tak były poddane Panu Jezusowi (i pod panowaniem Jego), żeby On im dawał ruch, On był autorem i motorem każdego ich poruszenia. Dalej mój Pan Jedyny podał mi do serca gorące pragnienie Jego miłości – takiej miłości, która by mnie tak związała z Nim i tak uobecniła Go w mej duszy, abym rzeczywiście nic nie poczynała sama, ale zwracała się do mego Pana i Króla i z Jego rozkazu lub za Jego zezwoleniem wszystko czyniła z Nim razem. W takiej chwili, Panie mój, o jakże pragnie dusza rozwiązania z więzów tego ciała, aby już być z Tobą i posiadać Cię na wieki! Idąc do Komunii św. i wracając, musiałam uważać na siebie, bo takim uczuciem byłam przejęta, że nie ruszyłabym się z miejsca, lecz tak trwałam w adoracji i w tym słodkim zatopieniu się w Panu i Bogu moim (…).Po Komunii św. przez chwilę byłam roztargniona, ale później znów dać mi raczyłeś to słodkie ukojenie, w którym zdaje się, że władze duszy śpią, ale ona czuwa i w najdelikatniejszy sposób w wyższych władzach swoich styka się i jednoczy z Bogiem swoim aktem czystym, prostym, bez przymieszki uczuć gwałtownych, ni wyobraźni. Jest to wiara – ale wiara, która jest rzeczywistością, aktem rzeczywistym, którego się nie widzi i nie słyszy, a jednakże jest. Dusza to czuje i uwielbia, i wierzy. Do takich to chwil nawiązują słowa św. Pawła Apostoła: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani umysł człowieka pojąć nie może, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują” [por. 1 Kor 2, 9].Tamże, s. 217-218

 

Dobry Pasterz

Panie mój, cały ten tydzień – święty i uroczysty – [był] dla mnie jakby dalszym ciągiem owego świętego dnia rocznicy mej I Komunii świętej i odnowienia ślubów. Mój Panie i Zbawicielu mój! Twoje miłosierdzie, miłość Twoja i dobroć – [są jak] morze niezgłębione! Im więcej je rozważam, tym większa przepaść miłości Twojej staje mi przed oczyma. Te kilka dni prawie zawsze na adoracji przedstawiałeś mi się wewnętrznie w umyśle moim jako Dobry Pasterz i pobudzałeś mnie do wielbienia, adorowania oraz wychwalania Ciebie, jako Dobrego Pasterza, który życie swe oddał za swoje owieczki [por. J 10, 11]. Przede wszystkim jednak, Panie mój, dla mnie byłeś i jesteś Dobrym, najlepszym Pasterzem, bo gdy przez nędzę moja odstąpiłam od Ciebie, Tyś mnie nie odrzucił, nie zostawił samej sobie, lecz szukałeś mnie, broniłeś od zguby, wyrwałeś z przepaści i na ramionach Twych przyniosłeś do Twojej owczarni [por. Łk 15, 4 – 6]. Panie mój! O, [spraw to, aby] wszyscy ludzie Cię znali; żebym wszystkim mogła opowiadać cuda Twej dobroci i miłości. Mój Królu i Panie, coś Ty dla mnie uczynił, jakże umiłowałeś mnie! Umiłowałeś to dzieło rąk Twoich, tę duszę [stworzoną] na obraz i podobieństwo Twoje i raczyłeś – chociaż znałeś jej złość, niewdzięczność i niemiłość – wybrać ją i powołać do służby Twej, do dzieła Twojego, niczym się nie zrażając. Teraz, Panie, pociągnąwszy mnie ku sobie, tak cierpliwie, miłosiernie i litościwie ze mną postępujesz – nauczasz, oświecasz, upominasz, wciąż delikatnie pociągasz i prowadzisz; tyle niewierności znosisz, [nieustannie] przebaczasz i otaczasz jakże delikatną miłością… O mój Jezu, Pasterzu dobry, mój najmiłosierniejszy Panie, mój Wybawicielu, mój Zbawco, jedyne Dobro moje! Racz mi dać łaskę, abym Cię miłowała i odpowiadała Twej miłości”.Tamże, s. 166

 

Modlitwa do Dzieciątka Jezus

O słodkie Dzieciątko Jezus, chociaż Cię widzę w tak ubogim stanie i tak maleńkie, to przecież wyznaje Cię z całej duszy wobec nieba i ziemi i wobec całego świata Bogiem moim, Bogiem prawdziwym; przed Tobą upadam i oddaję Ci pokłon najgłębszy. Dziękuję Ci z całego serca, że raczyłeś się tak uniżyć dla mnie, dla mnie stać się dziecięciem.Przychodzę do Ciebie z ufnością, jako do mego Zbawiciela i Obrońcy. Ty jesteś, o Panie, tym Barankiem Bożym, który przychodzi gładzić grzechy świata, w Tobie więc pokładam całą nadzieję moją. Jestem nędzną grzesznicą, bo, niestety, zbyt ciężko i często Cię obrażałam; lecz teraz żałuję z całego serca, że Cię obraziłam i przyrzekam poprawę. O najmilsze Boskie Dzieciątko, daruj mi wszystkie grzechy moje, oświeć moje ciemności, ode mnie wszelką złość i napełnij mnie łaską Twą świętą, abym rozpoczęła nowe życie i chodziła w czystości i prawości żywota.Jakkolwiek widzę Cię upokorzone, leżące na sianku, owinięte w pieluszki, to przecież wyznaje Cię moim Królem, Królem miłości, który tą cudowną miłością wzywasz mnie, abym Ci oddała serce moje. Oto jestem, Jezu mój najsłodszy, oto u nóg Twoich przy tym żłóbeczku składam serce moje. Wprawdzie niegodne ono i zimne, lecz Ty racz je zmienić i zapalić ogniem Twej Boskiej miłości. Przyszedłeś na ziemię, aby nasze serca ogniem Twej Boskiej miłości zapalić; dałeś mi już początek tej miłości i dlatego mówię Ci dzisiaj i powtarzam: O Boskie Dzieciątko kocham Cię, kocham Cię, i kochać pragnę na wieki. Łączę się z Maryją, Matką Twą Najświętszą i św. Józefem. Łączę się z tymi Aniołami, którzy śpiewali nad żłóbkiem: Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. Łączę się z całym niebem ze wszystkim Świętymi i wiernymi na całej ziemi i sercem tych wszystkich istot Tobie drogich miłuję Cię i proszę, abym wytrwała w miłości Twej aż do śmierci i potem miłowała Cię na wieki w niebie. Amen.F. Siedliska, Modlitwa do Dzieciątka Jezus, w: Jezus, Maryja Józef. Modlitewnik do użytku Sióstr Najśw. Rodziny z Nazaretu, Rzym 1989, s. 149-150

 

Adoracja

Pewnego wieczoru, gdy spędziwszy prawie cały dzień w nieopisanym szczęściu, w świętym z tobą obcowaniu i obecności Twej w mej duszy, żegnałam Cię, Panie mój, utajony w Najśw. Sakramencie i – łącząc się z tymi, którzy Cię w nocy adorują – cier­piałam nad tym, że muszę udać się na spoczynek i opuścić Ciebie, Ty, Panie mój najsłodszy, dałeś mi tak słodkie zrozumienie i świa­tło, jakby wewnętrzną naukę, w tym mniej więcej znaczeniu, że wcale nie rozłączam się z Tobą, ani kontakt mój z Tobą przez sen się nie przerywa; że Ty, Panie – choć idę na spoczynek –jesteś ze mną i we mnie przebywasz i działasz, bo mój sen jest spełnie­niem woli Twej Najśw. Wielką uczułam z tego pociechę i szczę­ście. Odtąd też zawsze – z łaski Bożej – gdy idę na spoczynek, oczami duszy i wiary widzę Pana Jezusa w mym sercu; duchem do nóg Jego się przytulam, przy nich wypoczywam, pokrzepiając snem krótkim swe ciało.Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza (bł. F. Siedliska), Dziennik duchowy (1885-1990), t. II, Rzym 2002, s. 379-380

 

Poruszenia miłości

Dziś byłam u spowiedzi św. Powiedziałam Ojcu wszystko, cu­da miłości, jakie Pan Jezus czyni nad tą najniewdzięczniejszą du­szą moją, a więc to tutaj zapisać mogę, na chwałę tego Boga mi­łości. W tych dniach Pan Jezus dawać mi raczy dziwne uczucie szczęścia, płynące z poczucia, że mam Pana Jezusa, że w duszy posiadam Boga mojego, że przez miłosierdzie Jego jestem Jego dzieckiem i Jego własnością. I – jeżeli tak śmiem powiedzieć – ufam Panu Jezusowi z Jego łaski, z Jego nieprzebranej dobroci. Dusza moja jest w relacjach miłości ze swoim Bogiem i Panem. Ze strony Pana Jezusa zawsze była ta miłość, On umiłować mnie ra­czył i całe życie moje jest jednym pasmem dowodów tej niepoję­tej miłości. Z mojej strony jednak nie było odpowiadania tej łasce mojego Pana, nie było miłości, a raczej sama niewdzięczność, sa­ma złość. Ale Pan nieskończenie miłosierny raczył poruszyć ser­ce moje, dając mi poznać Ojca, przez Ojca wyrwał z przepaści, dał poznać Siebie, pociągnął ku swojej miłości i przez blisko dwa lata pod przewodnictwem Ojca ciągle prowadzi, kieruje mną i co­raz więcej okazuje mi, jakim jest, okazuje swoją miłość – i tej mi­łości coraz jaśniejsze daje mi dowody i pobudza mnie do wzajem­ności.W tych czasach więcej jeszcze, silniej jeszcze Pan Jezus to czyni w mojej duszy. Wszystko, co z Niego jest, chciałabym tu za­pisać, ogłosić przed światem całym, ażeby wszyscy wiedzieli, kim jest Pan Bóg i czym są dzieła Jego. Rada byłabym zarazem, żeby wszyscy wiedzieli, komu takie miłosierdzie okazuje Pan Bóg – na­czyniu nieprawości, zepsucia i nędzy, które nie tylko że wyrwał raz z przepaści potępienia wiecznego, ale jeszcze ciągle trzymać musi swoją wszechmocną ręką; inaczej to zepsute naczynie, tak pełne obrzydliwości i najgorszych pociągów, znowu (przez swoją nędzę i zepsucie) wpadłoby w tę samą przepaść, gdyby nie łaska i miłość Pana Boga. Oto tak widząc siebie i czując w każdej chwi­li najgorsze moje skłonności, muszę być ciągle w ręku Pana Jezu­sa, prowadzona przez Niego i nauczana przez Niego – i to w spo­sób najdoskonalszy i najpewniejszy, bo wewnętrznie przez na­tchnienia i poruszenia Jego łaski (wszystkie poddane przewodni­kowi i przez niego zatwierdzone), a zewnętrznie przez tegoż Oj­ca, który wyjaśnia, tłumaczy i uczy tego, co Pan Jezus wewnątrz wskazuje.Tamże, s. 102

Po południu na adoracji dać mi raczyłeś, Panie, pewne we­wnętrzne natchnienie i światło, abym do ślubu posłuszeństwa, który Tobie, Królu mój, dawno już [złożyłam] w osobie Ojca, do­łączyła jeszcze przyrzeczenie, zobowiązując się ślubem do tego, że wszystko najszczerzej będę wyznawać Ojcu: me grzechy, ułomności, nędzę i pokusy; a gdy nie będę mogła mówić, to na pi­śmie przedstawię je Ojcu, tak żeby nie było w mej duszy najmniej­szej rzeczy, która by nie była przedstawioną Ojcu. Także w całym działaniu Ojca ze mną, w każdym jego słowie i we wszystkim, co w tym dziele będzie czynić, widzieć będę Ciebie, mój Panie i Kró­lu; wszystko przyjmę z łaską Twoją z miłością, z poddaniem wo­li, rozumu i serca, uważając zawsze Ojca za Twego przedstawi­ciela i Twego zastępcę dla mnie na ziemi.Gdy za łaską Twoją świętą to uczyniłam, uczułam wielkie szczęście i spokój w duszy, bo ufam, Panie mój, że spełniłam Twoją świętą wolę.Tamże, s. 229

 

Światło Króla

O Panie – dziś dalszy ciąg Twej miłości i miłosierdzia. Rano byłam bardzo twarda. Dałeś mi łaskę spowiedzi świętej, ale by­łam jak głaz; święte słowa Ojca padały jakby na skałę; ogarniał mnie nawet bunt. Ty jednak, mój Królu, ulitowałeś się nade mną. Kiedy Ojciec mówił o Twej miłości, pociągnąłeś mnie ku Sobie; ustał bunt; dusza cała, jakby przejęta swą nędzą, zwróciła się do Ciebie, o Jezu i Panie mój! Przeniknąłeś mą duszę dziwnym uczu­ciem uwielbienia i wdzięczności ku Tobie, bo raczyłeś mnie – ta­ką nędzę, taki grzech – powołać do Zgromadzenia Twej Naj­świętszej Rodziny, mój Królu; dałeś mi uczucie żalu, że tyle łask Twoich zmarnowałam i byłabym zniszczyła to dzieło, gdyby nie cudowne miłosierdzie Twoje.Dziś, Panie, jakby zapominając o dawniejszym zaleceniu Twoim, które uczułam przed paroma tygodniami w mej duszy, ze względu na Uroczystość Najświętszej Rodziny grałam i śpiewa­łam podczas Benedykcji.Wieczorem, mój Panie, rozjaśniłeś mi wiele rzeczy w duszy; dałeś mi zrozumieć, kim Ty jesteś, mój Królu; dałeś mi lepiej przyjąć święte słowa Ojca w czasie dzisiejszej spowiedzi – o tym, że powinnam Cię miłować nade wszystko na świecie i [tylko] Cie­bie jednego, jak Tobie się oddać. Dałeś mi promyk Twego światła [by zrozumieć], jaka to miłość, jakie Królestwo Twoje panowało w Twej Najśw. Rodzinie w Nazarecie, jak Najśw. Panna, Twa Matka, Ciebie miłowała i jak razem z Tobą czciła i miłowała św. Józefa; że go słuchała jako głowy Najśw. Rodziny; że sama – czcząc go i miłując – z miłością spoglądała, że Ty, mój Królu, ja­ko dziecko czcią i miłością otaczałeś św. Józefa. Panie mój, we­wnętrznie ukazywałeś mi, jak ja mam czcić tego Ojca, którego mi dałeś jak św. Józefa Najśw. Pannie; jak powinnam tego Ojca, ja­ko Ojca słuchać; jak we wszystkim poddać się Ojcu, wierzyć w działanie Boże dane mi przez niego; w to, że chce Pan Jezus przez Ojca rozlewać ducha Swego, prowadzić nas, uczyć, kiero­wać; że to ojcostwo, które Pan Jezus dał Ojcu nad nami, powinno być tu czczone (tak jak Pan Jezus i Najśw. Panna czcili ojcostwo św. Józefa); że nigdy nie powinnam stawiać Panu Jezusowi przeszkody w spełnieniu w każdej siostrze Jego Boskich zamiarów i w prowadzeniu każdej według Jego Najświętszej woli. Tamże, s. 272-273

O Panie mój, sądziłam, że wszystko jest dla mnie stracone. W sercu wygasło wszelkie uczucie miłości. Zdawało mi się, że nie ma w nim miłości – ani ku Tobie, ani ku tym, którzy mi Ciebie przedstawiają, których miłować mi w Tobie kazałeś. Tak było w mej duszy, a Ty, Panie najsłodszy, ciągle w niej raczyłeś dzia­łać – to pociągając do Siebie, do modlitwy, do większej miłości, to upominając wewnętrznie, gdy w czymś (choćby w małej na pozór rzeczy) nie spełniałam tego, co Ty – Panie mój – wskazywałeś mi w przepisach zakonnych. W nocy nawet budziłam się, czując ca­ły ciężar cierpienia w duszy. A Ty, Panie, ciągle czuwałeś nade mną i przygotowywałeś to, co z czystego miłosierdzia Twego chciałeś dać mej duszy.10 stycznia dać mi raczyłeś większą skruchę, łaskę oskarże­nia się i potępienia wszystkich grzechów i moich niewierności. Ojciec mój zapewnił mnie, że (Ty Panie mój) jesteś blisko mnie, że się nie oddaliłeś ode mnie; a najlepszym dowodem Twej łaski i miłości jest to światło, jakie mi dać raczyłeś w poznaniu mych nędz i ułomności.Po tej spowiedzi wielki spokój ogarnął mą duszę i ufność w miłosierdzie Twoje. Dałeś mi jasno poznać, że tak obojętnie żyć nie mogę; że myśli moje, uczucia i cała istota – Tobą być powin­na zajęta. O najmiłosierniejszy mój Zbawicielu! Swą Boską obec­nością zacząłeś przenikać mą duszę i powoli raczyłeś wzbudzać we mnie miłość ku Tobie, jakby nowe życie, życie z Tobą (zdaje mi się) ściślej zjednoczone – przynajmniej we woli, w pragnieniu – bo bardzo lękałam się każdej niewierności, którą bym Ciebie, Miłości moja, zranić mogła.O Panie! Im więcej raczyłeś się (że tak śmiem wyznać) obja­wiać mej duszy, tym też więcej równocześnie wymagałeś ode mnie: (ale, o! z jakąż miłością, z jakąż delikatnością Boskiego Ser­ca Twego) większej ścisłości, umartwienia, zachowania przepi­sów reguły, większej miłości dla sióstr, całkowitego oddania się Tobie, wiary w prowadzenie Twoje przez Ojca mego duchownego oraz zupełnego wyrzeczenia się mego sądu i mej woli, by pod­dać się i pełnić Twą Najświętszą wolę.Pewnego razu, zanim jeszcze dałeś mi głębiej uczuć w duszy Boską Twą Obecność, czułam wielką trudność w realizowaniu ślubu posłuszeństwa, w poddaniu mego sądu i woli [spowiedni­kowi]. Zdawało mi się trudne to, co dawniej mi było największą pociechą – słuchać się i spełniać święte rady i nauki Ojca. Wtedy Pan Jezus dał mi usłyszeć wewnętrznie: „Ojciec jest moim delega­tem. Dotychczas w relacji twej do Ojca doznawałaś pociechy i ra­dości; teraz może nadejść droga krzyżowa (co zrozumiałam, że krzyżowo – czyli trudno będzie); masz jednak zawsze trzymać się go i słuchać”. Gdy więc teraz, Panie mój najsłodszy, działać ra­czysz w mojej duszy silniejszą Twoją łaską, dajesz mi wiarę w prowadzenie Twoje i – z miłosierdzia Twego – gorące pragnie­nie zupełnego wyrzeczenia się siebie, by spełnić Twą Najśw. wo­lę i żyć Tobą.Tamże, s. 378-379

 

Moc wychodząca z monstrancji

Innego znowu dnia, mój Panie, gdy w kościele Najśw. Serca Twego na Montmartre, raczyłeś tak silnie pociągać serce moje ku Sobie i zapalać je miłością Twoją, że – zdawało mi się – jakoby ja­kaś siła wychodziła z tej monstrancji, w której Ty, o Panie mój, przebywasz, i pociągała mnie ku Tobie; udzielałeś mi, Panie, pewności (tego wyrazić nie umiem, jak to dusza czuje), że to Ty sam dajesz się [duszy mej], Ty się jej udzielasz, udzielasz Twej miłości, Twej siły, Twego życia, Twej świętości (nie wiem, czy się tak godzi wyrazić) – jakby przymiotów Twej Boskiej Istoty. Któż to pojąć zdoła? Czy wyrazy oddać mogą to, co się dzieje w duszy, gdy Ty w niej przebywasz, gdy jej się udzielasz, gdy z nią obcu­jesz, o Panie mój upragniony, oczekiwany, wyglądany od tak dawna? Zdaje mi się, a raczej w miłosierdziu Twoim niepojętym i nieskończonym ufam, że Cię posiadam w mej duszy; że jesteś we mnie najmniejszej, a ja w Tobie. A gdyby tak nie było, Panie, to przez łaskę Twą zawsze do tego dążyć będę, o to Cię prosić, i błagać, abyś zlitował się nade mną i dał choć odrobinkę, okruszynki spadające ze stołu Twego, choć iskierkę miłości Twej tej duszy, która Ciebie pragnie i pożąda.Pewnego wieczoru, gdy spędziwszy prawie cały dzień w nie­opisanym szczęściu, w świętym z tobą obcowaniu i obecności Twej w mej duszy, żegnałam Cię, Panie mój, utajony w Najśw. Sakramencie i – łącząc się z tymi, którzy Cię w nocy adorują – cierpiałam nad tym, że muszę udać się na spoczynek i opuścić Ciebie, Ty mój najsłodszy, dałeś mi tak słodkie zrozumienie i światło, jakby wewnętrzną naukę, w tym niej więcej znaczeniu, że wcale nie rozłączam się Tobą, ani kontakt mój z Tobą przez sen się nie przerywa.Tamże, s. 379-380

http://www.communiocrucis.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=140:b-franciszka-siedliska-csfn-&catid=4:mistycy-kocioa-polskiego-mistycy-&Itemid=45

Znów kończy się rok jeden waszego życia i pracy dla Pana Boga. Znów powinnyście uwielbiać, wychwalać nieskończoną dobroć i miłosierdzie Boże, które was strzegło, broniło i taką opieką swą otaczało. Przeszedł ten rok, przejdzie i życie nasze. Staniemy przed Panem i Bogiem naszym z tym, cośmy uczyniły dla Niego. Żadnej pracy naszej, żadnej ofiary chociażby najmniejszej, żadnego aktu wyrzeczenia się siebie, a oddania się w miłości Panu, On, ten nasz Król i Pan nie pozostawi bez nagrody.

(List do sióstr, 9.12.1886 r., bł. Franciszka Siedliska)

http://www.skarbykosciola.pl/xx-wiek/franciszka-siedliska/franciszka-siedliska-znow-konczy-sie-rok/

bł. Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza

 

Założycielka Zgromadzenia


Serce Twoje niech będzie Nazaretem przez udoskonalenie spraw codziennych. Niech będzie Kalwarią przez znoszenie małych krzyżyków. Niech będzie Wieczernikiem przez wierność dobrym natchnieniom. Niech będzie Niebem przez Ducha Adoracji, Czci i Wdzięczności.

/bł. Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza/

23 kwietnia 1989 roku Papież Jan Paweł II do grona błogosławionych Kościoła włączył Marię od Pana Jezusa Dobrego Pasterza – Franciszkę Siedliską. Polkę, pochodzącą z mazowieckiej ziemi, z Roszkowej Woli. Założycielkę Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. W dzień po uroczystościach beatyfikacyjnych Ojciec Święty do zgromadzonych w Auli Pawła VI Polaków między innymi powiedział: “Cieszę się i dziękuję w sposób szczególny Bogu za to, że właśnie mnie było dane dołączyć jej imię do tych, którzy zapisani są w niebie, a tym samym postawić jš na przedłużeniu dziedzictwa św. Wojciecha, św. Stanisława, św. Jacka/…/; że stała się świadkiem i współtwórczynią odrodzenia się w Bogu naszego Narodu, gdy na jego horyzoncie zdawały się gasnąć wszystkie inne światła”.

Pytamy często: “Czy dziśświęci?” Są. Trzeba ich tylko poszukać. Lecz nie szukajmy efektów świętości. Im społeczeństwo chłodniejsze, im gorliwsza jest pogoń za sensacją i za zyskiem, tym świętość wypowiada się ciszej. Cud nie jest dla tych, którzy nie chcą patrzeć. Całe życie świętych jest cudem. Odnajdźmy jednego z nich, a nagle przekonamy się, że dokoła niego dokonują się setki cudów, tylko my nie umiemy ich zobaczyć.

Więc to była świętą? Na czym polegała jej świętość? Była przecież zwyczajnym człowiekiem. Nie odgadywała przyszłości. Można się jej było zwierzyć z małych trosk codziennego życia, a ona się tymi troskami smuciła. Można ją było prosić, aby się za nas pomodliła i wtedy – ale dopiero po jakimś czasie, gdy już utraciliśmy poczucie związku między naszą prośba, a tym, co się stało – znikały nasze zmartwienia. Pozostały po niej pamiątki, zapiski, tysiące listów. Odszukajmy tajemnicę świętości…

Więc zacznijmy: Pewnego dnia… Albo inaczej, według znanego szablonu: urodziła się 12 listopada 1842 roku w Roszkowej Woli w majątku rodzinnym ojca, w powiecie rawskim. Może wtedy stanie przed nami dziewczynka, potem panienka z domu, jakich setki były przed ponad stuleciem w Polsce. Ma na imię Franciszka. Pan wpisał w jej życie zadanie, które doprowadzi po latach do powstania nowej rodziny zakonnej, zwanej popularnie nazaretankami. Spróbujmy zapytać Franciszkę, dziś – bł. Marię od Pana Jezusa Dobrego Pasterza, jak Bóg ją prowadził i powoli, ale konsekwentnie realizował w jej życiu swój odwieczny zamysł.

Franciszko, urodziłaś się w ziemiańskiej rodzinie i twój ojciec, Adolf Siedliski, będąc typowym szlachcicem ówczesnych czasów z pewnością chciał zapewnić tobie i twemu bratu warunki do życia na poziomie ludzi swojej klasy. Jak wspominasz teraz, po latach, tę atmosferę panującą w waszym domu?

Ojciec był bardzo szanowany i ceniony w sąsiedztwie, jako zacny i prawy człowiek, nadzwyczaj gościnny. Rodzice nie byli pobożni, a raczej byli pobożni jak zwykli ludzie na świecie; odznaczali się wielką szlachetnością, ale Bóg nie panował w naszym domu.

Do jakich wydarzeń wracasz najchętniej wspominając swoje dzieciństwo? Które z nich szczególnie zaważyły na twoim dalszym życiu?

Jest to z pewnością dzień mojej I Komunii św. Pamiętam, 1 maja 1855 r. wstawszy rano, w bieli ubrana, pojechałam z mamą do kościoła oo. kapucynów na ul. Miodową w Warszawie. Tłum był w kościele, bo tegoż roku i dnia po raz pierwszy zaprowadzono w Warszawie nabożeństwo majowe na cześć Najśw. Panny. Dla wielkiego tłumu pozwolono nam przejść przez chór zakonników do prezbiterium i uklęknąć na stopniach ołtarza, a więc było swobodnie; zresztą ja nic i nikogo nie widziałam i Pan Jezus mój najdroższy, jedyny wszedł do serca mego.

Właściwie całe twoje dzieciństwo i młodość były naznaczone cierpieniem i chorobą, która często nasilając się sprawiała, że długie dni spędzałaś przykuta do łóżka. Czy nie przeraziła cię świadomość wielkości zadania, które Bóg postawił przed tobą, byś została Założycielką nowego zgromadzenia zakonnego?

Z początku bardzo mnie to przejęło. Ojciec Leander, mój spowiednik, mówił bardzo poważnie, że ani nie zmusza, ani namawia do tego, zostawia mi wolność. Kazał się modlić. Wzięłam krzyżyk do ręki i błagałam Pana, aby mi dał spełnić swą Najświętszą Wolę. Po długiej modlitwie, nagle uczułam w duszy to, o co prosiłam – to jest dziwne światło i odwagę. Oddałam się mojemu Bogu na wszystko, czego ode mnie zażąda.

Czy twoja podróż do Rzymu w 1873 roku i audiencja u papieża Piusa IX miała na celu potwierdzenie tej decyzji?

Pragnąc widzialnego znaku Woli Pana Jezusa, udałam się do Rzymu, aby tę myśl Bożą przedstawić Ojcu Świętemu, wierząc mocno, że jeżeli otrzymam na to dzieło pozwolenie i błogosławieństwo, będzie to dla mnie wyraźny znak, że sam Pan dzieła tego pragnie – gdyby zaś Ojciec Święty nie był potwierdził tej myśli – zupełnie byłam gotowa zaniechać tego dzieła.

Ostatecznie Pius IX udzielił swego błogosławieństwa i to był początek dzieła, którego Duch Święty zapragnął w Kościele. Ale właściwie jeszcze przez prawie 10 lat trwały poszukiwania duchowego kształtu nowej rodziny zakonnej. Ostatecznie odczytałaś, że ideałem postawionym przez Boga tobie i twoim siostrom do naśladowania ma być Naświętsza Rodzina. Dlaczego właśnie Ona?

Tak mi się przedstawiło życie Nazaretu: życie miłości, na zewątrz praca, obowiązek, oddanie się na wszystko, czego Pan Jezus wymaga. A to wszystko uprzejmie, z miłością, swobodnie, aby wszystkich do Pana Jezusa pociągnąć. Ale tam, w głębi duszy, w życiu wewnętrznym, tam najściślejsze złączenie duszy z Panem Bogiem, miłość najczystsza, poświęcenie, zapomnienie o sobie.

Ten sposób życia Matka Maria przekazywała kolejnym siostrom nazaretankom. Kiedy napływały do Zgromadzenia nowe kandydatki, Założycielka otworzyła dom w Krakowie w 1881r. /pierwszy dom powstał w Rzymie/. W 1885r. posłała jedenaście sióstr /połowę Zgromadzenia/ do Stanów Zjednoczonych, gdzie wielka liczba polskich emigrantów wymagała obecności i pomocy sióstr. Otworzyła również domy w Paryżu i w Londynie oraz kolejne domy w Polsce. Stopniowo ponoszone przez nią trudy zużyły jej słabe siły fizyczne. Zaledwie wyszła z poważnej choroby, zaraz rozpoczynała intensywne prace. Wciąż podróżowała, niosąc do każdego domu Nazaretu swoją miłość i matczyną radę. Odeszła do Pana, w Święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny 21 XI 1902r. Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza była świadkiem upadania życia rodzinnego i dostrzegała grożące rodzinie niebezpieczeństwa. Pragnęła więc, by jej Zgromadzenie angażując się w różne rodzaje apostolstwa zatroszczyło się przede wszystkim o religijne i moralne odrodzenie rodziny i aby troska o nią była jego szczególnym darem dla Kościoła.

Swoje oddanie rodzinom siostry potwierdziły w czasie niemieckiej okupacji. W 1943 roku w Nowogródku, jedenaście Sióstr Nazaretanek złożyło Bogu ofiarę życia, prosząc w zamian Boga o uwolnienie aresztowanych ojców rodzin. Bóg przyjął wielkoduszną ofiarę. Siostry rozstrzelano – aresztowani wrócili do rodzin. Przez ostatnie lata toczył się proces beatyfikacyjny Sióstr z Nowogródka. 5 marca 2000r. Papież Jan Paweł II beatyfikował S.M. Stellę i 10 współsióstr ze Zgromadzenia Sióstr Najœwiętszej Rodziny z Nazaretu.

Dziś, pozostając wierne charyzmatowi przekazanemu naszej Założycielce, otaczamy duchowym wsparciem rodziny oraz niesiemy im pomoc poprzez pracę wychowawczą w przedszkolach i szkołach, w domach samotnej matki, zakładach opieki. Tam, gdzie pracujemy staramy się przenosić atmosferę Nazaretu i na wzór Świętej Rodziny tworzyć Dom, w którym panuje Królestwo Bożej Miłości. We wszystkich naszych domach modlimy się za rodziny, także za Twoją:

Najświętsza Rodzino, błogosław i strzeż wszystkie rodziny świata. Zachowaj je złączone nierozerwalnym węzłem miłości, wierne otrzymanym łaskom i obowiązkom swego powołania. Spraw, aby żyły według Prawa i przykazań Bożych, by ich życie było odbiciem Twego życia na ziemi i pozwoliło im kiedyś cieszyć się Twoim szczęściem w niebie. Amen.

http://www.nazaretanki.pl/zaloz.htm

Jan Paweł II

BUDUJCIE W RODZINACH KRÓLESTWO BOŻEJ MIŁOŚCI

6 VII 2001 — Audiencja Ojca Świętego dla Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu

W piątek 6 lipca w Sali Klementyńskiej Ojciec Święty przyjął na audiencji uczestniczki kapituły generalnej Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu z dotychczasową przełożoną generalną m. Marią Teresą Jasionowicz. W przemówieniu wyraził uznanie dla «apostolatu miłości» prowadzonego przez siostry wśród rodzin i życzył, aby ich charyzmat «zajaśniał jeszcze pełniejszym blaskiem» w Kościele i świecie. Podczas kapituły nową przełożoną generalną Zgromadzenia została wybrana m. Maria Michaelann Delaney.

Drogie Siostry Zgromadzenia Najświętszej Rodziny z Nazaretu!

1. Serdecznie was pozdrawiam z okazji tego spotkania, które ma miejsce podczas XXI kapituły generalnej waszego Zgromadzenia. Słowo szczególnego pozdrowienia kieruję do przełożonej generalnej, m. Marii Teresy Jasionowicz. Reprezentujecie osiem waszych prowincji zakonnych i piętnaście krajów, w których prowadzicie działalność apostolską. Przybyłyście do Rzymu, do domu generalnego i do grobów świętych apostołów Piotra i Pawła, aby w poczuciu odpowiedzialności podjąć refleksję nad aktualną sytuacją Zgromadzenia i ukierunkować je na przyszłość. W tej perspektywie zamierzacie uaktualnić wasze prawo zakonne i dokonać wyboru nowego zarządu generalnego.

2. W przesłaniu do osób konsekrowanych, które przekazałem wspólnotom zakonnym w sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej, w dniu 4 czerwca 1997 r., przypomniałem, że «żyjemy w czasach duchowego chaosu, zagubienia i zamętu, w których do głosu dochodzą różne tendencje liberalne i laickie. Często w sposób otwarty wykreśla się Boga z życia społecznego. (…) w postępowanie ludzi wkrada się szkodliwy relatywizm. Szerzy się obojętność religijna. Pilną potrzebą chwili jest więc nowa ewangelizacja. Kościół w pierwszym rzędzie oczekuje od was, że poświęcicie wszystkie siły, aby (…) przeciwstawić się największej pokusie naszych czasów — odrzuceniu Boga-Miłości».

Współczesny świat niesie z sobą wiele zagrożeń. Doświadczają ich mężczyźni i kobiety, małżeństwa, młodzież i dzieci… Najbardziej zagrożona wydaje się być jednak współczesna rodzina! Nie należy się jednak zniechęcać. Im więcej jest zagrożeń, tym większa jest potrzeba wiary, nadziei i miłości, modlitwy i świadectwa życia chrześcijańskiego. Wasze Zgromadzenie pragnie dawać ewangeliczną odpowiedź na niepokoje współczesnego człowieka. Cieszę się, że podczas obrad kapituły zamierzacie na nowo odczytać wasz charyzmat zakonny w perspektywie nowej ewangelizacji.

3. Wasza założycielka, bł. Franciszka Siedliska, Maria od Pana Jezusa Dobrego Pasterza, którą dane mi było ogłosić błogosławioną, w dniu 23 kwietnia 1989 r., wskazała waszej wspólnocie, jako wzór życia, Najświętszą Rodzinę z Nazaretu: Jezusa, Maryję i Józefa. Wcielenie Syna Bożego i życie ukryte Jezusa w tajemnicy Najświętszej Rodziny z entuzjazmem nazywała Królestwem Bożej Miłości.

Tworząc zakonną wspólnotę miłości, pomóżcie rodzinom przeciwstawić się «największej pokusie naszych czasów» — odrzucenia Boga-Miłości. Pomóżcie rodzinom otworzyć się na Chrystusa! Będzie to możliwe o tyle, o ile wasze życie modlitewne i świadectwo będzie przenikać w sposób szczególny troska o rodzinę. Niech dzięki waszej posłudze rodziny odnajdują w Rodzinie z Nazaretu wzór swego życia i postępowania. Umocnieniem dla was niech będzie przykład błogosławionych sióstr waszego Zgromadzenia, jedenastu męczennic z Nowogródka, które w zamian za uwolnienie aresztowanych ojców rodzin z tej miejscowości ofiarowały własne życie w czasie II wojny światowej. Wyrażam radość, że mogłem wynieść je do chwały ołtarzy w czasie obchodów Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, w dniu 5 marca. Niech świadectwo waszego życia i wierność charyzmatowi pomagają w dziele ewangelizacji i budowaniu w rodzinach Królestwa Bożej Miłości.

4. Tematem obrad waszej kapituły generalnej jest «Prawo miłości jako wezwanie do całkowitego oddania się Bogu». Od wielu lat staracie się odpowiadać na to wezwanie poprzez wasze apostolstwo, współdziałając z Chrystusem i Jego Kościołem. Dajecie świadectwo prawu miłości w waszych wspólnotach, a zwłaszcza w posłudze rodzinom potrzebującym duchowego i materialnego wsparcia, w poradnictwie i duszpasterstwie rodzin, w gorliwej posłudze wśród chorych, niepełnosprawnych, w pracy parafialnej, w szkołach i ośrodkach wychowawczych, w domach samotnej matki, wśród ubogich i bezdomnych, wśród dzieci, ludzi zagubionych i nie chcianych.

Korzystając z okazji waszej kapituły generalnej, pragnę wyrazić wam słowa uznania za ten apostolat miłości, który jest najbardziej skutecznym przepowiadaniem Chrystusa współczesnemu światu i konkretną realizacją charyzmatu zakonnego. Wam, drogie siostry tu zgromadzone, powierzam to przesłanie, abyście je przekazały całej Wspólnocie. Modlę się, aby władze zakonne, wybrane podczas kapituły, w duchu jej wskazań, przyjęły nowe wyzwania w taki sposób, aby wasz charyzmat — Królestwo Bożej Miłości — zajaśniał jeszcze pełniejszym blaskiem w waszych wspólnotach, w Kościele i w świecie. Niech pozostanie on wyrazistym odbiciem, wcieleniem «Miłości, która nawiedziła nas z wysoka» (por. J 1, 8).

5. W Liście apostolskim Novo millennio ineunte skierowałem do wszystkich wiernych zachętę: Duc in altum — Wypłyń na głębię! Dzisiaj te słowa kieruję do waszej wspólnoty, «byście z wdzięcznością wspominały przeszłość, całym sercem przeżywały teraźniejszość i ufnie otwierały się na przyszłość: Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13, 8)» (por. n. 1). W duchu tej zachęty proszę Boga, aby łaska waszego powołania zakonnego przynosiła obfite owoce duchowe.

Matce generalnej, uczestniczkom kapituły i całej wspólnocie Sióstr Zgromadzenia Najświętszej Rodziny z Nazaretu z serca udzielam Apostolskiego Błogosławieństwa.

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (9/2001) and Polish Bishops Conference

**********************************************************************************************************

Wlk. męcz. Katarzyna
wlk. męcz. Katarzyna
Ikona św. Katarzyny

Święta Katarzyna urodziła się w drugiej połowie trzeciego stulecia, prawdopodobnie w 294 roku po Chrystusie, w Aleksandrii, ówczesnej stolicy Egiptu, w bardzo zamożnej rodzinie pogańskiej, jako córka królewska. Otrzymała bardzo staranne i wszechstronne wykształcenie z zakresu filozofii, retoryki, poezji, muzyki, fizyki, matematyki, astronomii i medycyny. Słynęła nie tylko z wielkiej mądrości, ale także z niezwykłej urody.

Wielu bogatych młodzieńców starało się o jej rękę. Na małżeństwo namawiała ją także rodzina. Święta Katarzyna odkładała jednak decyzję o zamążpójściu, aż w końcu powiedziała: “Jeśli chcecie, abym wyszła za mąż, znajdźcie mężczyznę, który będzie równie mądry i piękny jak ja”. I choć pretendentów do jej ręki było wielu, ona konsekwentnie odrzucała ich starania. Matka Katarzyny, tajna chrześcijanka, zaprowadziła ją więc do pobożnego pustelnika, słynącego z mądrości i trafnych porad. Sądziła bowiem, że potrafi on właściwie pokierować przyszłymi decyzjami córki.

Katarzyna rozmawiając z nim o zaletach młodzieńców starających się o jej rękę, usłyszała od starca takie oto słowa: “Znam Młodzieńca, który we wszystkim cię przewyższa. Nikt mu nie dorówna”. Następnie pustelnik opowiedział jej dobrą nowinę o Synu Człowieczym, podarował ikonę Przenajświętszej Bogarodzicy i obiecał, że Ta pomoże jej zobaczyć wyjątkowego Młodzieńca. W nocy Katarzyna miała widzenie. Ukazała się jej Królowa Niebios otoczona Aniołami, trzymająca na rękach Młodzieńca, od którego bił blask silniejszy niż słońce.

Na próżno jednak Katarzyna próbowała zobaczyć Jego oblicze. Młodzieniec je od niej odwracał, mówiąc, iż jest brzydka, biedna i niegodna jak każdy, kto nie został obmyty wodami Chrztu i namaszczony pieczęcią Ducha świętego. “Nie gardź swoim stworzeniem – prosiła Dziecię Matka Boża – powiedz jej, co ma uczynić, aby ujrzeć Twe jasne oblicze”. “Niech wróci do starca. Od niego wszystkiego się dowie” – usłyszała święta Katarzyna. Przedziwny sen do głębi ją poruszył.

Gdy nastał ranek, pospiesznie udała się do starca po radę. Ten szczegółowo wyjaśnił jej sens Prawdziwej Wiary, opowiedział o spokoju sprawiedliwych, zamieszkujących Raj i o zgubie grzeszników. Mądra Dziewczyna zrozumiała przewagę wiary chrześcijańskiej nad pogańską, uwierzyła w Jezusa Chrystusa jak w Syna Bożego i przyjęła święty Chrzest. Po Chrzcie Światłość Boża przeniknęła Katarzynę i napełniła ją ogromną radością.

Po powrocie do domu z odnowioną duszą, święta Katarzyna dużo czasu spędziła na modlitwie, dziękując Bogu za litość, jaką wobec Niej okazał. Wkrótce zasnęła, a we śnie znów zobaczyła Bogarodzicę z Bożym Dziecięciem, które teraz łaskawie na nią spoglądało. Najświętsza Dziewica ujęła prawą dłoń Katarzyny, a Chrystus włożył jej na palec cudowny pierścień, mówiąc: “Nie miej ziemskiego narzeczonego”.

Katarzyna zrozumiała, iż od tej pory jest zaręczona z Chrystusem i obudziła się z jeszcze większą radością na sercu. Po tym wydarzeniu całkowicie się zmieniła – stała się skromna, łagodna i łaskawa. Zaczęła dużo czasu spędzać na modlitwie, prosząc Boga o wskazówki i pomoc. Jeden cel wypełnił Jej życie: żyć dla Chrystusa. Wkrótce do Aleksandrii przybył Maksymian (lata 286-305), rządzący wspólnie wraz z cesarzem Dioklecjanem. Był on fanatycznym poganinem i bardzo sumiennie czuwał, aby na podporządkowanym mu obszarze skrupulatnie przestrzegano edyktów cesarskich.

Wysłał do miast Egiptu posłanników w celu zgromadzenia ludności na święto ku czci pogańskich bogów. Katarzyna cierpiała z faktu, iż cesarz zamiast wspierać ideę oświecania ludności, jeszcze bardziej umacnia pogańskie wierzenia. Kiedy nadeszło święto, wybrała się do miejsca, gdzie zebrali się kapłani, władze oraz prości ludzie i gdy stanęła przed cesarzem, oskarżyła go o bałwochwalstwo i prowadzenie ludzi na wieczne zatracenie. Ten, podziwiając jej urodę, mówił: “Nie złorzecz bogom moim, bo i oni chwałę mają nieśmiertelną”.

Katarzyna stanowczo odmówiła złożenia im kadzielnej ofiary oświadczając, że marmurowych posągów nie może traktować jako bogów, gdyż jest tylko jeden Bóg – Chrystus. Skierowała też do cesarza następujące słowa: “Byś chciał upór i błąd ten złożyć z siebie, poznałbyś prawego Boga, wiecznego i nieśmiertelnego, którego samo imię wymówione i krzyż na powietrzu uczyniony bogów twoich straszy i uciekać muszą”. Teraz cesarz zaczął podziwiać także wielką jej mądrość, a jednocześnie poczuł obawę i rozgniewany, pospiesznie zwołał wielkie gremium filozofów i retorów, liczące pięćdziesięciu uczonych z całego imperium.

Ich zadaniem było przekonać w dyspucie Katarzynę o jej błędnych wywodach, wyrazić dla nich dezaprobatę i odzyskać ją dla pogaństwa. Katarzyna była jednak nieugięta i, cytując dzieła filozofów greckich, zniweczyła ich zamiary. Mędrcy ulegli sile jej argumentów i uwierzyli w Chrystusa. Gdy filozofowie zamilkli cesarz ich upomniał. Wtedy wszyscy odrzekli: “Próżno się staraliśmy, cesarzu, gdyż przedniejszy między nami nie może dorównać jej mądrości i sprzeciwić się prawdzie, którą głosi”. Stanęli więc przed cesarzem jako oskarżeni.

Maksymian rozkazał ich wyprowadzić i stracić przez spalenie w piecach wapiennych. Katarzyna sprawiła, że przyjęli przed śmiercią naukę Chrystusa. Miała wówczas zaledwie osiemnaście lat. Pomimo klęski na gruncie intelektualnym, Maksymian nie odstąpił od przekonywania Katarzyny o słuszności religii pogańskiej. Wezwał Ją do siebie, próbując przekupić prezentami, obietnicami bogactwa i sławy. Jednak Katarzyna pozostawała nieugięta. Za odmowę złożenia ofiary bożkom pogańskim i odrzucenie propozycji małżeństwa skazał ją więc na tortury. Przez dwie godziny smagano Katarzynę okrutnie żyłami wołowymi i biczami, ale jej ciało było niczym z kamienia.

Po krwawym biczowaniu cesarz rozkazał wrzucić ją do więzienia. Tam była morzona głodem. Bez jedzenia i picia leżała cierpiąc przez dwanaście dni. Boski Oblubieniec, za pośrednictwem Anioła, uzdrowił ją. W więzieniu odwiedziła Katarzynę skrycie, w mrokach nocy, także Augusta, żona cesarza. Wstrząsnęła nią bowiem silna wiara i odwaga męczennicy. Udała się do więzienia z Porfiriuszem, hetmanem wojsk cesarskich, który pomógł jej w tej wyprawie, przekupiwszy straż.

On także był zaciekawiony Chrystusem, który tak wielką siłę daje swoim wyznawcom. W czasie rozmowy Katarzyna oznajmiła cesarzowej proroczo, że i ona wkrótce odda życie za Chrystusa, a w zamian otrzyma nieporównanie wyższe od ziemskiego panowanie w niebie. Porfiriuszowi zaś opowiadała o dobrach wiecznych, przygotowanych chwalącym Chrystusa, których oko nie oglądało i język wielkości i piękności ich wymówić nie może.

Pouczeni, poprosili o chrzest i stali się chrześcijanami. Wtedy także 200 żołnierzy Porfiriusza uwierzyło w Chrystusa. Pod wpływem Katarzyny nawrócili się również strażnicy więzienni. Z woli Bożej świętą przez dwanaście dni karmiła gołębica, a sam Chrystus ukazał się jej, by siłą napełnić jej serce i uwolnić ją od strachu. Przed sądem stanęła więc z twarzą ochotną i majestatyczną, wcale nie zmienioną głodem.

Cesarz znów próbował ją pozyskać mówiąc: “Ze mną będziesz rozkazywać światu, nie chciej gubić takiej swej piękności”. Katarzyna stanowczo odpowiedziała: “Uroda, którą widzisz, ziemią jest, prochem, z czasem się zmieni, i odchodzi więdnąc jak kwiat, a dobra, które Chrystus obiecał wytrwałym i cierpliwym, trwają na wieki”. Po tej rozmowie cesarz postanowił poddać Katarzynę strasznym torturom. Przygotowano koła ze straszliwymi ostrymi mieczykami i nożami i próbowano nimi najpierw ją przestraszyć, sądząc, że przestraszy się rozszarpania i odda pokłon bożkom.

Gdy i to nie odniosło oczekiwanego skutku, świętą uwiązano na kołach i poczęto je obracać, aby połamać jej kości. Znak krzyża i modlitwa Katarzyny sprawiły, że zstąpił Anioł i niewidzialna siła roztrzaskała to okrutne narzędzie. Katarzyna była ocalona. Wówczas cały lud krzyknął: “Wielki jest Bóg chrześcijański!” Cesarz planował jednak kolejne męki, a gdy jego żona Augusta starała się go przekonać, by powstrzymał swój gniew, on obrócił go również przeciwko niej.

Poddana została torturom, a następnie, na oczach Katarzyny, ścięta. Dzielna męczennica Katarzyna także została skazana na ścięcie mieczem. Kroczyła na śmierć z nieustraszoną twarzą, a tłum podążał za nią. Okrutne i niewyobrażalne cierpienia sprowadzone na Katarzynę zaowocowały nieoczekiwanie dla jej przeciwników nawróceniem się kilkuset żołnierzy oraz oprawców, a nawet przedstawicieli rodziny cesarskiej i arystokracji rzymskiej.

Po tej męczeńskiej śmierci, która miała miejsce 24 listopada 304 roku, święte ciało Katarzyny zniknęło, Bóg bowiem wysłuchał jej prośby o ukrycie ciała. Aniołowie przenieśli je na najwyższy szczyt półwyspu Synaj.

W VI wieku cesarz Justynian zbudował tam, u podnóża góry Synaj, potężny klasztor. Tamtejsi mnisi, po trzystu latach od śmierci św. Katarzyny, natchnieni podczas snu proroczymi widzeniami, odnaleźli ciało świętej na Górze i przenieśli je do klasztornego kościoła. Od Xl wieku klasztor jest oddany pod opiekę św. Katarzynie i nosi jej imię. W klasztorze przechowywane są relikwie świętej i wiele cennych zabytków.

W ikonografii św. Katarzyna Aleksandryjska przedstawiana jest w koronie królewskiej, z palmą męczeństwa w ręku i leżącym lub stojącym obok kołem służącym do łamania kości, lub też fragmentem takiego koła. Często także trzyma w ręku krzyż.

Pamięć św. Katarzyny jest obchodzona 24 listopada/7 grudnia.

http://www.cerkiew.pl/index.php?id=1247

************************************************************************************************************************************

Jan Paweł II

Przeżywali zwyczajne życie w sposób nadzwyczajny

Msza św. beatyfikacyjna w Bazylice Watykańskiej, 21.10.2001 z okazji

beatyfikacji dwojga małżonków: Alojzego i Marii Beltrame Quattrocchi
1. «Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?» (Łk 18, 8).

Pytanie Jezusa, zamykające przypowieść, która mówi o tym, że trzeba «zawsze się modlić i nie ustawać» (Łk 18, 1), porusza nasze sumienia. Po tym pytaniu nie następuje odpowiedź — ma ono bowiem pobudzić do myślenia każdą osobę, każdą wspólnotę kościelną, każde pokolenie. Każdy z nas sam musi znaleźć na nie odpowiedź. Chrystus chce nam przypomnieć, że celem życia człowieka jest spotkanie z Bogiem, i w tym kontekście pyta, czy kiedy On powróci, znajdzie dusze gotowe Go przyjąć, aby razem z Nim wejść do domu Ojca. Dlatego też mówi do wszystkich: «Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny» (Mt 25, 13).

Drodzy bracia i siostry! Drogie rodziny! Spotkaliśmy się dzisiaj z okazji beatyfikacji dwojga małżonków: Alojzego i Marii Beltrame Quattrocchi. Przez ten uroczysty akt Kościoła pragniemy ukazać przykład pozytywnej odpowiedzi na to pytanie Chrystusa. Taką odpowiedź dało dwoje małżonków, żyjących w Rzymie w pierwszej połowie dwudziestego wieku, stulecia, w którym wiara w Chrystusa poddana została ciężkiej próbie. Nawet w owych trudnych latach małżonkowie Alojzy i Maria nie pozwolili zgasnąć światłu wiary — lumen Christi — i przekazali je czwórce swych dzieci; troje z nich jest dziś w tej bazylice. Moi drodzy, wasza matka tak o was pisała: «Wychowujemy ich w wierze, aby poznali Boga i kochali Go» (L’ordito e la trama, s. 9). Ale ten żywy płomień wiary wasi rodzice przekazywali także przyjaciołom, znajomym, kolegom… A teraz z Nieba darują go całemu Kościołowi.

Wraz z krewnymi i przyjaciółmi nowych błogosławionych witam przedstawicieli władz kościelnych, którzy przybyli na tę uroczystość, poczynając od kard. Camillo Ruiniego; witam też innych przybyłych tu księży kardynałów, arcybiskupów i biskupów. Pozdrawiam również władze państwowe, a w sposób szczególny prezydenta Republiki Włoch oraz królową Belgii.

2. Trudno byłoby znaleźć szczęśliwszą i bardziej wymowną okazję, niż dzisiejsza beatyfikacja, by uczcić dwudziestolecie adhortacji apostolskiej Familiaris consortio. Dokument ten, który i dzisiaj jest bardzo aktualny, przedstawia znaczenie małżeństwa i zadania rodziny, a zwłaszcza wzywa do szczególnego zaangażowania na drodze do świętości. Małżonkowie są do niej powołani mocą łaski sakramentu, która «nie wyczerpuje się w samym sprawowaniu sakramentu małżeństwa, ale towarzyszy małżonkom przez całe ich życie» (Familiaris consortio, 56). Piękno tej drogi jaśnieje w świadectwie błogosławionych Alojzego i Marii, wzorowej pary Włochów, przedstawicieli narodu, który tak wiele zawdzięcza małżeństwu i opartej na nim rodzinie.

Małżonkowie ci w świetle Ewangelii i z wielkim ludzkim zaangażowaniem przeżywali swoją miłość małżeńską i służbę życiu. Z pełną odpowiedzialnością podjęli zadanie współpracy z Bogiem w przekazywaniu życia i poświęcili się wielkodusznie dzieciom, wychowując je i kierując ich drogami, by doprowadzić je do odkrycia Bożego planu miłości wobec nich. Z tej żyznej gleby duchowej wyrosły powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego, ukazujące, jak głęboko łączą się ze sobą i wzajemnie oświecają małżeństwo i dziewictwo, wspólnie zakorzenione w oblubieńczej miłości Boga.

Inspirowani słowem Bożym i świadectwem świętych, ci błogosławieni małżonkowie przeżywali swoje zwyczajne życie w sposób nadzwyczajny. Wśród radości i trosk normalnej rodziny potrafili wieść życie o niezwykłym bogactwie ducha. Jego ośrodkiem była codzienna Eucharystia, z którą łączyło się dziecięce oddanie Najświętszej Maryi Pannie, wzywanej w modlitwie różańcowej odmawianej co wieczór. Szukali też rad u światłych kierowników duchowych. Dzięki temu potrafili towarzyszyć dzieciom w wyborze powołania, ucząc je oceniania każdej sprawy zgodnie z miarą «od dachu w górę», jak często powtarzali.

3. Bogactwo wiary i miłości małżonków Alojzego i Marii Beltrame Quattrocchi jest żywym przykładem tego, co Sobór Watykański II mówi o powołaniu wszystkich wiernych do świętości, precyzując, że małżonkowie osiągają ten cel «propriam viam sequentes» — «idąc własną drogą» (por. Lumen gentium, 41). Wypełnieniem wskazania Soboru jest dzisiejsza pierwsza w historii beatyfikacja pary małżonków, którzy dochowali wierności Ewangelii i rozwinęli cnoty w stopniu heroicznym jako małżonkowie i jako rodzice.

W ich życiu, podobnie jak w życiu wielu innych małżonków, którzy z zaangażowaniem codziennie wywiązują się ze swoich rodzicielskich zadań, dostrzec można sakramentalny wyraz miłości Chrystusa do Kościoła. Małżonkowie bowiem «wypełniając mocą tego sakramentu swoje zadania małżeńskie i rodzinne, przeniknięci duchem Chrystusa, który przepaja całe ich życie wiarą, nadzieją i miłością, zbliżają się (…) coraz bardziej do osiągnięcia własnej doskonałości i obopólnego uświęcenia, a tym samym do wspólnego uwielbienia Boga» (Gaudium et spes, 49).

Drogie rodziny, mamy dzisiaj szczególne potwierdzenie, że można dążyć do świętości razem, jako para małżeńska, i że jest to droga piękna, niezwykle owocna i ważna z punktu widzenia dobra rodziny, Kościoła i społeczeństwa.

Prośmy zatem Pana o coraz liczniejsze pary małżeńskie, które przez świętość swego życia będą potrafiły ukazywać «wielką tajemnicę» miłości małżeńskiej, biorącej początek z dzieła stworzenia, a wypełniającej się w zjednoczeniu Chrystusa z Kościołem (por. Ef 5, 22-33).

4. Tak jak każda droga do świętości, również i wasza, drodzy małżonkowie, nie jest łatwa. Codziennie stawiacie czoło trudnościom i próbom, aby dochować wierności swojemu powołaniu, budować harmonię małżeństwa i rodziny, spełniać swoją rodzicielską misję i uczestniczyć w życiu społecznym.

Odpowiedzi na wiele pytań stawianych wam przez codzienne życie umiejcie szukać w słowie Bożym. Św. Paweł przypomniał nam w dzisiejszym drugim czytaniu, że «wszelkie Pismo od Boga natchnione jest (…) pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości» (2 Tm 3, 16). Umocnieni tym słowem możecie razem «w porę i nie w porę» rozważać je z dziećmi, upominając i pouczając je «z całą cierpliwością» (2 Tm 4, 2).

W życiu małżeńskim i rodzinnym zdarzają się też chwile zagubienia. Wiemy, ile rodzin ulega w takich wypadkach pokusie zniechęcenia. Myślę zwłaszcza o tych, którzy przeżywają dramat separacji; myślę o osobach, które muszą walczyć z chorobami, i tych, które cierpią z powodu przedwczesnej utraty współmałżonka czy dziecka. Również w tych sytuacjach można dawać wielkie świadectwo wiernej miłości, tym bardziej gdy jest oczyszczona przez cierpienie.

5. Zawierzam wszystkie rodziny doświadczone przez Bożą Opatrzność serdecznej opiece Maryi, wspaniałego wzoru oblubienicy i matki, która dobrze poznała cierpienie i trud naśladowania Chrystusa aż po krzyż. Kochani małżonkowie, nie dopuśćcie nigdy, aby opanowało was zniechęcenie. Łaska sakramentu wspiera was i pomaga wam nieustannie wznosić ręce ku niebu, tak jak Mojżesz, o którym mówiło pierwsze czytanie (por. Wj 17, 11-12). Kościół jest z wami i pomaga wam swą modlitwą zwłaszcza w momentach trudnych.

Proszę zarazem wszystkie rodziny, aby wspierały Kościół, by nigdy nie zawiódł w swojej posłudze wstawiania się, pocieszania, kierowania i dodawania odwagi. Drogie rodziny, dziękuję wam za wsparcie, którego i mnie udzielacie w mojej służbie Kościołowi i ludzkości. Proszę codziennie Pana, aby dopomógł wielu rodzinom cierpiącym z powodu nędzy i niesprawiedliwości i pozwolił wzrastać cywilizacji miłości.

6. Moi drodzy, Kościół liczy na was, podejmując wyzwania czekające go w tym nowym tysiącleciu. Wśród różnych dróg jego posłannictwa «rodzina jest drogą pierwszą i (…) najważniejszą» (List do rodzin, 2). Kościół liczy na nią i wzywa ją, by była «prawdziwym podmiotem ewangelizacji i apostolstwa» (tamże, 16). Jestem pewien, że staniecie na wysokości zadania, które was czeka, w każdym miejscu i w każdej sytuacji. Zachęcam was, drodzy małżonkowie, abyście bez lęku i odpowiedzialnie wywiązywali się z zadań, które na was spoczywają. Odnówcie w sobie zapał misyjny, tworząc wasze domy uprzywilejowanym środowiskiem głoszenia i przyjmowania Ewangelii w atmosferze modlitwy i w konkretnej solidarności chrześcijańskiej.

Duch Święty — który napełnił serce Maryi, ażeby gdy nadeszła pełnia czasów, poczęła Słowo życia i przyjęła Je razem ze swym małżonkiem Józefem — niech was wspiera i umacnia! Niech napełni wasze serca radością i pokojem, abyście każdego dnia umieli oddawać chwałę Ojcu Niebieskiemu, od którego pochodzi wszelka łaska i błogosławieństwo. Amen!

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (1/2002) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/bquattrocchi_21102001.html

*******************

 

MSF

Zgromadzenie Misjonarzy Świętej Rodziny (MSF) powstało 28 września 1895 r. w miejscowości Grave w Holandii. Założył je francuski kapłan, Sługa Boży – ks. Jan Berthier.

http://www.swietarodzina.pl/index.php?ret=31

********************

Maria i Luigi Beltrame Quattrocchi

24.11.2008.
Spis treści
Maria i Luigi Beltrame Quattrocchi
Luigi i Maria – krotki życiorys
Rodzice czworki dzieci
Beatyfikacja – Radio Vaticana 21.10.2001
Liturgiczne wspomnienie Marii i Alojzego Quattrocchich
Litania do błogosławionych małzonkow Marii i Alojzego Quattrocchich
Strona 6 z 6
 
Kyrie eleison! Christe eleison! Kyrie eleison!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z nieba, Boże  – zmiłuj się nad nami
Synu, Odkupicielu świata, Boże – zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże – zmiłuj się nad nami
Święta Trójco, Jedyny Boże – zmiłuj się nad nami
Święta Maryjo – módl się za nami
 
Błogosławieni Mario i Alojzy, którzy ofiarując się Bogu i sobie nawzajem stworzyliście nierozdzielne “my”, całkowicie zanurzone w Bożej miłości – módlcie się za nami
Błogosławieni Mario i Alojzy, szukający nieustannie Boga w codzienności życia
Błogosławieni Mario i Alojzy,którzy czciliście Najświętsze Serce Jezusowe
Błogosławieni Mario i Alojzy, którzy uczyniliście przyjmowanie Jezusa w Komunii Świętej termometrem waszej wiary
Błogosławieni Mario i Alojzy, którzy przez wspólne poznawanie woli Bożej, odczuwaliście coraz większą komunię między sobą
Błogosławieni Mario i Alojzy, których dziecięctwo Boże utrwalało się z każdym uczestnictwem we Mszy Świętej
Błogosławieni Mario i Alojzy, dla których małżeństwo było narzędziem uświęcenia
Błogosławieni Mario i Alojzy, którzy zastąpiliście zjednoczenie cielesne zjednoczeniem ducha
Błogosławieni Mario i Alojzy, którzy odkrywaliście każdego dnia świeżą radość bycia razem
Błogosławieni małżonkowie, któych dom był ogniskiem jasniejącym Bożym światłem i miłością dla każdego
Błogosławieni małżonkowie, wyrozumiali i łagodni dla wszystkich, nawet najbardziej obłudnych i nikczemnych
Błogosławieni małżonkowie, którzy traktowaliście każdego biedaka jako błogosławieństwo od Boga
Błogosławieni małżonkowie, któzy czuwaliście nad swymi dziećmi, by nic nie skalało ich dusz
Błogosławieni małżonkowie, którzy z miłości do dzieci staraliście się naprawić swoje wady i łagodzić charaktery
Błogosławieni małżonkowie, któzy traktowaliście pracę jako obowiązek, powołanie i wyraz godności człowieka
Błogosławieni małżonkowie, którzy oddaliście dzieci na służbę Bogu
 
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam, Panie
Baranku Boży, któy gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas, Panie
Baranku Boży, któy gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami
 
K: Błogosławieni rodzice, módlcie się za nami
W: Abyśmy się stali na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu
 
Módlmy się:
 
Wspominając błogosławioną parę małżonków, Alojzego i Marię, prosimy Cię najlepszy Ojcze, spraw, abyśmy chcieli być braćmi i sługami Twoimi, a jako małzonkowie byli zjednoczeni w ciele i w duchu. Abyśmy razem się modlili, razem klękali i razem pościli. Upominając się nawzajem z miłością i wspierając, razem przystępowali do Stołu Pańskiego. Zawsze byli razem, w chwilach próby, prześladowań i radości. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
 
(Litania ułożona przez rodziny Wspólnoty Bożego Ojcostwa)
http://ojcze.pl/aktualnosci/wspomnienie-blogoslawionego-malzenstwa-6.html

 

 

 

 

 

O autorze: Judyta