Dorota Kania oraz inni “niepokorni” robią z nas idiotów

Jestem na ogół osobą spokojną, ale dziś dostałam białej gorączki, gdy zobaczyłam artykuł Doroty Kani “Resortowa PKW” w nr 49/2014 “Gazety Polskiej”.  Dziennikarka omawia w nim związki dotychczasowych członków PKW z SB i władzami stanu wojennego.

To rzeczywiście niezwykły akt bohaterstwa – atakować członków PKW w dwa dni potem, jak podali się oni wszyscy do dymisji.  Czy dotyczące  ich fakty rzeczywiście były znane dopiero od wczoraj, a IPN właśnie przed chwilą zaczął swą działalność?  Red. Dorota Kania wpływami dawnej SB w różnych polskich instytucjach zajmuje się od kilku lat, czego owocem była praca “Resortowe dzieci”.  Co powstrzymywało ją od opisania przeszłości sędziów z PKW pół roku, czy rok temu?  Czyżby strach – przed czym?

Aleksander Ścios już wiele miesięcy temu pisał o konieczności śledzenia przygotowań do wyborów samorządowych.  Żaden z “niepokornych” dziennikarzy nie podjął tego tematu.  Wychylił się tylko tygodnik “W Sieci” dając na okładkę materiał o sprawie żydowskiej kamienicy zawłaszczonej przez rodzinę męża pani Hanny Gronkiewicz-Waltz.  Inni “niezależni” dziennikarze starali się jak mogli, by nikomu na odcisk nie nadepnąć.

A przecież już od wyborów prezydenckich w 2010 roku było jasne, że wybory w Polsce sa fałszowane.  Podobnie jak we wczorajszej notce muszę zacytować Józefa Darskiego:

“”Józef Darski

2014-11-19 [19:45]

Po raz pierwszy sprawa fałszerstw stanęła po wyborze Komoruskiego i wtedy PiS i inni niepokorni, nawet śp. Jacek Kwieciński, twierdził, żeby nie poruszać tego tematu, bo to oszołomstwo. No to teraz są owoce 4 lat tchórzostwa i kunktatorstwa.”  /TUTAJ/.

Przez ponad cztery lata nikt z “naszych” dzielnych publicystów nie zainteresował się ani składem PKW ani sposobami liczenia głosów.  Przypomnę też, iż przed wyborami prezydenckimi 2010 roku nikt nie odważył się wspomnieć ani słowem o tym, że żona Komorowskiego, Anna z domu Dziadzia, pochodziła z ubeckiej rodziny.  Dopiero, gdy Komorowski został wybrany prezydentem – zaczęto o tym wspominać.

Wyglada na to, że ten sam mechanizm zadziałał w wypadku artykułu Doroty Kani.  Można być “niezależnym” i “niepokornym”, ale najpierw trzeba zobaczyć dyskretny gest przyzwolenia zza kulis sceny politycznej.

O autorze: elig