Słowo Boże na dziś – 3 grudnia 2014 r. – środa – Św. Franciszka Ksawerego, prezbitera, wspomnienie

Myśl dnia

Nie zapominaj o tym, że nie ma nic bardziej niezwykłego, niż zwykłe zdarzenie.

Arthur Conan Doyle

*******

STOPNIE PRAWD

Są prawdy, które mędrzec wszystkim ludziom mówi,
Są takie, które szepce swemu narodowi;
Są takie, które zwierza przyjaciołom domu;
Są takie, których odkryć nie może nikomu.

Adam Mickiewicz

*******

Pamiętaj, że czas spędzony z własnymi dziećmi nigdy nie jest zmarnowany.
H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

******

ŚRODA I TYGODNIA ADWENTUPIERWSZE CZYTANIE  (Iz 25,6-10a)

Pan Bóg zaprasza na ucztę mesjańską i otrze łzy z każdego oblicza

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

W owym dniu:
Pan Zastępów przygotuje
dla wszystkich ludów na tej górze
ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win,
z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win.
Zedrze On na tej górze zasłonę,
zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów,
i całun, który okrywał wszystkie narody.
Raz na zawsze zniszczy śmierć.
Wtedy Pan Bóg otrze
łzy z każdego oblicza,
odejmie hańbę swego ludu
po całej ziemi,
bo Pan przyrzekł.
I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg,
Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi;
oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność:
cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia!
Albowiem ręka Pana
spocznie na tej górze.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 23,1-2a,2b-3,4, 5,6)

Refren: Po wieczne czasy zamieszkam u Pana.

Pan jest moim pasterzem, *
niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć *
na zielonych pastwiskach.

Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, *
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach *
przez wzgląd na swoją chwałę.

Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, *
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska *
są moją pociechą.

Stół dla mnie zastawiasz *
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem, *
a kielich mój pełny po brzegi.

Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną *
przez wszystkie dni życia
i zamieszkam w domu Pana *
po najdłuższe czasy.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Oto Pan przyjdzie, aby lud swój zbawić,
błogosławieni, którzy są gotowi wyjść Mu na spotkanie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 15,29-37)

Jezus ociera łzy i daje cudowny pokarm

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając ze sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela.
Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: „Żal Mi tego tłumu. Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze”. Na to rzekli Mu uczniowie: „Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba, żeby nakarmić takie mnóstwo?” Jezus zapytał ich: „Ile macie chlebów?” Odpowiedzieli: „Siedem i parę rybek”. Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął te siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.

Oto słowo Pańskie.

************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 U Jego stóp
Wystarczy być blisko Jezusa, aby powrócić do zdrowia. Doświadczają tego niemi, ułomni, sparaliżowani, niewidomi. Jezus nie tylko troszczy się o tych, którzy cierpią i źle się mają. On myśli o wszystkich. Nie chce, aby także inni zasłabli i karmi lud. Jezus troszczy się o potrzeby całego człowieka: i te duchowe, głosząc Ewangelię, i te fizyczne – uzdrawiając, i te biologiczne – karmiąc głodnych.

Jezu, Ty stałeś się człowiekiem, abym w Tobie odkrywał, co znaczy nim być. Dzięki Tobie mogę zatroszczyć się o każdy wymiar mojego człowieczeństwa. Cały przychodzę do Ciebie i Tobie się ofiaruję.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*****************

Refleksja katolika

„W owym dniu: Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win”
(Iz 25, 6)

To są tylko obrazy, ponieważ życie w niebie nie będzie polegało na jedzeniu i piciu. Ale jak wtedy zachęcić i przemówić do wyobraźni ludzi, dla których jedzenie i picie stanowi treść, a  może nawet cały sens ich życia na ziemi?

W innym miejscu prorok Izajasz porównuje niebo do miasta zbudowanego z drogocennych kamieni. Na samym malachicie położę ci kamienie węgielne a fundamenty – na czystych szafirach. Z rubinów uczynię występy twych murów, a ich bramy będą z samego kryształu, zaś cały obwód murów – z najdroższych kamieni (Iz 54, 11-12). Podobnie niebo opisuje św. Jan Ewangelista: Mury zbudowane są z jaspisu, a samo miasto ze szczerego złota. Poszczególne warstwy fundamentów przed murem miasta są wysadzane wszystkimi drogimi kamieniami… Dwanaście bram – to dwanaście pereł. Ulice zaś miasta – całe ze szczerego złota (Ap 21, 18-20).

Złotem i drogocennymi klejnotami przyozdobiony był św. Dominik Sawio, który wkrótce po swojej śmierci ukazał się swojemu wychowawcy, św. Janowi Bosco: „Biała tunika była przetykana złotymi nićmi i błyszczącymi klejnotami. Wokół swoich bioder opasany był czerwoną szarfą splecioną z drogocennych kamieni różnych barw, które lśniły i połyskiwały tysiącami świateł”.

Oczywiście są to tylko porównania. Pan Bóg ukazuje niebo i swoich świętych przyozdobionych w to, co my tutaj na ziemi najbardziej cenimy, a więc w złocie i drogocennych klejnotach. Święty Paweł apostoł chcąc opisać niebo nie znalazł żadnego ziemskiego odpowiednika i dlatego napisał: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jakie wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2,9).

Zbawienie jednak nie powinno być tylko naszą indywidualną sprawą. Niestety, współczesne trendy są takie, aby sprawy religijne traktować jako czysto prywatne i osobiste wartości. Nasza indywidualna nadzieja zbawienia ma się łączyć z nadzieją zbawienia innych ludzi. Stąd powinnismy zapytać siebie, co możemy uczynić, aby także inni skorzystali z szansy wiecznego zbawienia.

diakon Franciszek
diakonfranciszek@gmail.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

***********

 

Baldwin z Ford ( ? – ok. 1191), opat cysterski, następnie biskup
Sakrament ołtarza, PL 204, 690
Chleb życia wiecznego

Jezus powiedział: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie” (J 6,35)… W ten sposób podwójnie wyraża nasycenie wieczne, gdzie niczego nie brakuje.

Jednakże Mądrość mówi: „Którzy mnie spożywają, dalej łaknąć będą, a którzy mnie piją, nadal będą pragnąć” (Syr 24,21). Chrystus, który jest Mądrością Bożą, nie jest spożywany, żeby nasycić już teraz nasze pragnienie, ale żebyśmy pragnęli tego nasycenia. Im więcej kosztujemy Jego łagodności, tym bardziej nasze pragnienie staje się pobudzone. Dlatego ci, którzy Go spożywają, będą jeszcze głodni, aż wreszcie przyjdzie nasycenie. Ale kiedy nasze pragnienie zostanie napełnione, nie będą już ani głodni, ani spragnieni.

„Którzy mnie spożywają, dalej łaknąć będą”. Te słowa można także pojąć w stosunku do świata przyszłego, ponieważ istnieje w nasyceniu wiecznym jakby głód, który nie pochodzi od potrzeby, ale od szczęścia. To nasycenie nie zna przesytu w szczęściu; pragnienie w szczęściu nie zna skargi. Chrystus, zawsze zachwycający w swoim pięknie, jest również godzien pożądania, „Jego aniołowie pragną kontemplować” (1P 1,12). W ten sposób, nawet kiedy się Go posiada, to się Go pragnie, kiedy się Go trzyma, to się Go szuka, wedle tego, co napisane: „Szukajcie zawsze Jego oblicza” (Ps 105,4). On jest bowiem zawsze poszukiwany, On jest kochany, aby Go posiąść na zawsze.

www.evzo.org

****************

***************

Wszedł na górę i tam siedział…

Uzdrowienie nad Jeziorem (Mt 15,29-37)

 

Opowiadanie pt. “Uzdrowiony fatalista”

 

Książę włoski, wyznawca “złotej” zasady: “używaj świata, póki służą lata”, dla uspokojenia sumienia uczepił się wiary w istnienie przeznaczenia. Bardzo często lubił powtarzać: “Bóg przeznaczył mi albo zbawienie, albo potępienie. Jeśli przeznaczone mi zbawienie, nie zaszkodzą grzechy, a jeśli mam być potępiony, to żadna pobożność mi nie pomoże.”

 

Pech chciał, że któregoś dnia książę ciężko zachorował. Wezwano zatem nadwornego lekarza, któremu dobrze były znane poglądy pacjenta. Zbadawszy chorego powiedział z wielkim przekonaniem: – Waszej wysokości nie potrzeba lekarstwa, jeśli księciu pisane wyzdrowienie, to i tak wyzdrowieje…

 

Zaskoczony fatalista spojrzał na lekarza zdumionym wzrokiem… Zastanawiał się wtedy co powiedzieć, aż w końcu szczerze wyznał: – Wyleczyłeś mnie nie tylko od choroby ciała, ale i duszy!

 

Refleksja
Nawrócenie nie musi być jakimś spektakularnym wydarzeniem. Tylko w naszym mniemaniu musi ono być powiązane z jakąś sensacją i fajerwerkami. Nawrócenie nie musi być identyfikowane z wielkim przeżyciem duchowym. Wspomniany dziś w Eweangelii Bartymeusz poprosił Jezusa prosto i otrzymał. I nie było tam już nic więcej…
Jezus chce naszego nawrócenia, które jest umiejscowione w konkretnym momencie naszego życia. Jednocześnie rozciągnięte jest w czasie, bo nawrócenie potrzebuje czasu. Jest to proces, gdzie poznajemy Boga po to, aby poznać siebie. Z tej przemiany powstaje nowy człowiek…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy spotkałeś człowieka, który się nawrócił?
2. Jak wpłynęło to na Jego życie?
3. Czy Bóg nawraca nas, czy my sami siebie?

 

I tak na koniec…
“Nawrócenie jest sprawą jednej chwili. Uświęcenie – dziełem całego życia” (Św. Józef Maria Escrivá de Balaguer (1902-1975), Bruzda, punkt 285)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,96,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-15-29-37.html

***************

„Żal mi tego tłumu” – mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Współczucie jest tą Boską umiejętnością, która wyrywa nas z obojętności, z zamknięcia na potrzeby i odczucia drugiego człowieka. Współczucie otwiera serce, sprawia, że jesteśmy gotowi zmierzyć się z niemożliwym, sprawia cuda. Misyjne dokonania św. Franciszka Ksawerego (1506-1552), który głosił Ewangelię w Indiach, Chinach i Japonii, są imponujące, jak na krótkie życie jednego człowieka. Rozpoznajemy w nim gwałtowność św. Jana Chrzciciela i żar serca, które współczuje.

Wojciech Czwichocki OP, „Oremus” grudzień 2008, s. 17

 

ŚWIĘCI W MIŁOŚCI

O Panie, miłość i łaska Twoja niech mi towarzyszą przez wszystkie dni mego życia (Ps 23, 6)

„Pan otrze łzy z każdego oblicza” (Iz 25, 8), mówi Izajasz wspominając o dziele zbawienia, którego kiedyś Bóg dokona dla swojego ludu. A dokonało się ono z przyjściem Jezusa: „I przyszły do Niego wielkie tłumy — opowiada Mateusz — mając ze sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił” (15, 30). Działalność Chrystusa od samego początku ukazuje się jako działalność dobroci, nieskończonej miłości, dla wspomożenia wszystkich nędz ludzkich. W ten sposób Jezus objawił ludziom wewnętrzną naturę Boga: miłość.

„Bóg jest miłością” (1 J 4, 16), powie później apostoł Jan, wyprowadzając to stwierdzenie nie z teoretycznych rozumowań, lecz z tego, co sam widział, czego dotykał ręką, to jest Słowa Życia, Syna Bożego (tamże 1): chorych uzdrowionych, zmarłych wskrzeszonych, uciśnionych i cierpiących pocieszonych, grzeszników rozgrzeszonych i pojednanych. Ponadto Jan słuchał mów Pana o miłości Ojca niebieskiego, o miłości, której sam Jezus był wcieleniem i która skłoniła Go do oddania życia za zbawienie ludzi. Wszystko to Apostoł pod natchnieniem Ducha Świętego streścił w słowach: „Bóg jest miłością”.

Znaczenie tego krótkiego zdania jest bardzo głębokie. Bóg jest miłością, czyli wszystko, co jest w Bogu, cały byt Boga jest miłością. Istotą Boga jest miłość. Miłość, również miłość ludzka, jest wolą dobra, jest aktem woli, która skłania się ku dobru. W Bogu, byt nieskończony, miłość, jest nieskończoną wolą dobra, która zmierza do dobra nieskończonego, a jest nim sam Bóg. Miłość w Bogu jest wiec nieskończonym upodobaniem we własnym dobru nieskończonym, w którym On znajduje całą swoją szczęśliwość. Bóg jednak nie zamyka w sobie samym swojej miłości, lecz rozlewa ją poza siebie, powołując do życia niezliczone stworzenia, aby udzielić im swojego dobra, swojej szczęśliwości. On, który jest miłością, stwarza ludzi aktem miłości, i aktem miłości ich zachowuje i prowadzi do szczęśliwości kierując ich do siebie, Dobra Najwyższego, i uzdalniając do kochania Go.

  • Jak łatwo powiedzieć: Bóg jest miłością! Tak, wyrażenie jest krótkie: jeśli liczy się słowa, jest tylko jedno zdanie; jeśli je rozważysz, jakże ono jest głębokie! Bóg jest miłością… Kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg w nim. Załóż swoje mieszkanie w Bogu i sam bądź mieszkaniem Boga; trwaj w Bogu, a Bóg będzie trwał w tobie. Bóg pozostaje w tobie, by utrzymać cię w sobie; ty pozostawaj w Bogu, by nie upaść.
    Ty, o Panie, pobudzasz mnie do miłowania Cię. A czy ja mógłbym Cię miłować, gdybyś Ty pierwszy mnie nie umiłował? Jeśli byłem leniwy w miłowaniu, o! spraw, abym nie był leniwy w odpowiadaniu na Twoją miłość. Ty pierwszy umiłowałeś mnie… i nawet po tym nie jestem gotów miłować Cię! Umiłowałeś mnie, chociaż byłem grzeszny, i zmazałeś moje grzechy; umiłowałeś mnie, chociaż byłem grzeszny, lecz nie po to powołałeś mnie do Kościoła, abym nie przestał grzeszyć, limitowałeś mnie, kiedy byłem chory, lecz nawiedziłeś mnie, by mnie uzdrowić. W tym jasno ukazała się miłość Twoja ku mnie, ponieważ przyszedłeś ha ten świat, abym przez Ciebie miał życie.
    Nie chcę sam tylko uwielbiać Cię, nie chcę sam tylko kochać Cię. Nie chcę sam tylko obejmować Ciebie, abym obejmując Cię sobą, nie zasłonił Ciebie innym.
    Wstyd by mi było kochać Cię miłością zazdrosną!… pociągnę do miłości Twojej moich krewnych i wszystkich domowników moich… owszem, będę pociągał wszystkich, których tylko będę mógł, zachętą, modlitwą, przez rozmowy i rozumowania, łącząc je z cichością i uprzejmością. Jeśli ich pociągnę do miłowania Cię i gdy zaczną uwielbiać Cię również oni, będziemy wszyscy złączeni w uwielbianiu Ciebie (św. Augustyn).
  • Miłość przyzywa miłość. Mimo mojej nędzy i mimo że dopiero stawiam pierwsze kroki na tej drodze, nie wolno mi zaniedbywać nigdy rozważania tej prawdy i pobudzania siebie do miłości. Gdy bowiem Ty, o Panie, uczynisz mi te. łaskę i zapalisz w sercu moim ten ogień, wszystko będzie mi łatwe, i zdziałam dużo i bez trudu w krótkim czasie. Boże mój, przez miłość, jaką nas umiłowałeś, i przez Twojego chwalebnego Syna, który z miłości ku nam tak bardzo cierpiał, użycz mi tego płomienia, bo jest mi tak bardzo potrzebny (św. Teresa od Jezusa: Życie 22, 14)

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 46

www.mateusz.pl

*******

Nowenna przed uroczystością Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (Dzień V) – odmów

 

***

Spowiedź powinna być roztropna, a więc trzeba używać przy niej skromnych słów. I nigdy nie należy wyjawiać grzechów innych osób.
św. Jan Maria Vianney, O zadośćuczynieniu, pokucie i umartwieniu

***

Biblia pyta:

To się bowiem podoba Bogu, jeżeli ktoś ze względu na sumienie uległe Bogu znosi smutki i cierpi niesprawiedliwie.
Co bowiem za chwała, jeżeli przetrzymacie chłostę jako grzesznicy?

1 P 2, 19-20

***

KSIĘGA II, Zachęty do życia wewnętrznego
Rozdział IX O WYZBYCIU SIĘ WSZELKIEJ POCIECHY

1. Nie jest trudno gardzić ludzką pociechą, kiedy ma się Bożą. Ale to rzecz wielka nie mieć żadnej pociechy, ani ludzkiej, ani Bożej, ale dla chwały Boga chętnie dźwigać to wewnętrzne wygnanie i w niczym nie szukać samego siebie ani oglądać się na własną zasługę.

Cóż w tym wielkiego, żeś wesoły i pobożny, gdy czujesz łaskę Bożą? Wszyscy by sobie tego życzyli. Dobrze temu jechać, kogo unosi łaska. I cóż dziwnego, że nie czuje się ciężaru, skoro niesie nas Wszechmogący a prowadzi najlepszy Przewodnik? Pwt 1,30.

2. Chętnie czepiamy się lada pociechy i z trudem człowiek wyzbywa się samego siebie. Pokonał doczesność święty Wawrzyniec męczennik, bo porzucił wszystko, co mogło się zdawać godne kochania na ziemi, i cierpliwie dla miłości Chrystusa zniósł ból rozłąki z najwyższym kapłanem Pańskim Sykstusem, którego tak bardzo ukochał.

Tak miłością dla Stwórcy przezwyciężył miłość człowieka i wybrał szczęście Boże zamiast ziemskiego. Ty także ucz się opuszczać najbliższego i najdroższego przyjaciela dla miłości Boga. Nie rozpaczaj, gdy opuści cię przyjaciel, bo wiesz przecież, że i tak kiedyś wszyscy się rozstaniemy.

3. Czasem człowiek musi długo i ciężko walczyć ze sobą, zanim nauczy się przezwyciężać samego siebie i kierować wszystkie swoje uczucia do Boga. Gdy człowiek siebie ceni nad wszystko, łatwo schodzi ku ziemskim uciechom.

Lecz kto prawdziwie kocha Chrystusa i pilnie naśladuje Jego cnoty, nie zniża się do takich pociech, nie szuka smaku zmysłów, ale podejmuje ciężkie próby i pracę ciężką dla miłości Chrystusa.

4. Gdy zaś Bóg obdarzy cię ukojeniem ducha, przyjmij je z wdzięcznością, ale pamiętaj, że to dar Boży, nie twoja zasługa. Nie chwal się, nie ciesz się za wcześnie, nie wbijaj się w dumę, ale stań się jeszcze pokorniejszy z powodu tego daru, bądź jeszcze ostrożniejszy i czujniejszy we wszystkim, co robisz, bo minie pora i znów wróci pokusa.

A kiedy odebrana ci będzie i ta pociecha, nie wpadaj od razu w rozpacz, ale cierpliwie i pokornie czekaj na gościa niebiańskiego, bo Bóg jest w mocy zwrócić ci jeszcze większe ukojenie. Dla doświadczonych na drogach Bożych nic w tym nowego ani dziwnego, bo wielcy święci i dawni prorocy często doznawali tej odmienności łaski.

5. Dlatego to Prorok obdarzony łaską mówił: Rzekłem w dostatku swoim: Nie zachwieję się już nigdy! Ps 30(29),7. Kiedy zaś łaska odeszła od niego, wiedząc już, co się z nim stało, dodał: Odwróciłeś twarz ode mnie i ogarnęła mnie trwoga Ps 30(29),8. A jednak i teraz bynajmniej nie rozpacza, ale jeszcze usilniej modli się i woła: Do Ciebie, Panie, wołałem i błagałem Boga mojego Ps 30(29),9.

Niedługo otrzymał plon swojej modlitwy, a czując, że została wysłuchana, mówił: Usłyszał Pan i ulitował się nade mną. Pan przyszedł mi znowu z pomocą Ps 30(29),11. W jaki sposób? Zamieniłeś żałość moją w radość, odziałeś mnie weselem Ps 30(29),12.

Jeżeli tak się działo z wielkimi świętymi, nie powinniśmy my słabi i nędzni rozpaczać, że ogarnia nas to żar, to chłód, bo duch przychodzi i odchodzi, kędy chce. Dlatego to pobożny Hiob powiedział: Nawiedzasz go z rana i natychmiast doświadczasz Hi 7,18.

6. Skąd więc mam czerpać nadzieję, komu ufać, jeśli nie wielkiemu miłosierdziu Bożemu i jedynej nadziei łaski niebieskiej? Ps 52,(51),10.

Bo choćby otaczali mnie sami dobrzy ludzie i bracia oddani, wierni przyjaciele, święte książki, piękne rozprawy, słodkie śpiewy i hymny, wszystko to niewiele pomoże ani nasyci, kiedy opuści mnie łaska i stanę zdany na własną nędzę. Nie ma na to lepszego lekarstwa niż cierpliwość i wyrzeczenie się swojej woli dla woli Bożej.

7. Nie spotkałem w życiu nikogo tak religijnego i pobożnego, kto nie przeżywałby niekiedy utraty łaski albo nie odczuwał osłabienia gorliwości. Żaden święty nie był tak wzniosły i tak natchniony, aby prędzej czy później nie doznał pokusy Jdt 6,26-27.

Bo nie jest godny oglądać Boga, kto dla Boga nigdy nie zniósł żadnego cierpienia. Zwykle pokusa jest znakiem, że już zbliża się ukojenie. Bo tym, na których Bóg zsyła próbę, obiecuje też pociechę: Kto zwycięży – rzecze – temu dam jeść z drzewa żywota Ap 2,7.

8. Pociecha Boża przychodzi, aby pokrzepić człowieka na przetrwanie trudności. Przyjdzie i pokusa, abyś nie był zbyt pewny siebie. Diabeł nie śpi, a ciało jeszcze nie umarło, dlatego nie ustawaj w gotowości bojowej, bo wrogowie czyhają na prawo i lewo, a nigdy nie spoczywają.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

3 grudnia
Święty Franciszek Ksawery, prezbiter

Święty Franciszek Ksawery Franciszek urodził się 7 kwietnia 1506 r. na zamku Xavier w kraju Basków (Hiszpania). Jego ojciec był doktorem uniwersytetu w Bolonii, prezydentem Rady Królewskiej Navarry. W 1525 r. Franciszek podjął studia teologiczne w Paryżu. Po uzyskaniu stopnia magistra przez jakiś czas wykładał w College Domans-Beauvais, gdzie zapoznał się z bł. Piotrem Favre (1526), zaś w kilka lat potem (1529) ze św. Ignacym Loyolą. Niebawem zamieszkali w jednej celi. Mieli więc dosyć okazji, by się poznać, by przedstawić swoje zamiary i ideały. Równocześnie Franciszek rozpoczął na Sorbonie studia teologiczne z zamiarem poświęcenia się na służbę Bożą. Duszą całej trójki i duchowym wodzem był św. Ignacy. Razem też obmyślili utworzyć pod sztandarem Chrystusa nową rodzinę zakonną, oddaną bez reszty w służbę Kościoła Chrystusowego. Potrzeba nagliła, gdyż właśnie w tym czasie Marcin Luter rozwinął kampanię przeciwko Kościołowi, a obietnicą zagarnięcia majątków kościelnych pozyskał sporą część magnatów niemieckich i z innych krajów Europy.
Dnia 15 sierpnia 1534 roku na Montmartre w kaplicy Męczenników wszyscy trzej przyjaciele oraz czterej inni towarzysze złożyli śluby zakonne, poprzedzone ćwiczeniami duchowymi pod kierunkiem św. Ignacego. W dwa lata potem wszyscy udali się do Wenecji, by drogą morską jechać do Ziemi Świętej. W oczekiwaniu na statek usługiwali w przytułkach i szpitalach miasta. Kiedy jednak nadzieja rychłego wyjazdu zbyt się wydłużała, gdyż Turcja spotęgowała wtedy swoją ekspansję na kraje Europy, a w jej ręku była ziemia Chrystusa, wszyscy współzałożyciele Towarzystwa Jezusowego udali się do Rzymu. Tam Franciszek otrzymał święcenia kapłańskie 24 czerwca 1537 roku; miał już 31 lat. W latach 1537-1538 Franciszek apostołował w Bolonii, a potem powrócił do Rzymu, gdzie wraz z towarzyszami oddał się pracy duszpasterskiej oraz charytatywnej. Dnia 3 września 1540 r. papież Paweł III zatwierdził ustnie Towarzystwo Jezusowe, a 27 września tego samego roku osobną bullą dał ostateczną aprobatę nowemu dziełu, które niebawem miało zadziwić świat, a Kościołowi Bożemu przynieść tak wiele wsparcia.
W tym samym czasie przychodziły do św. Ignacego naglące petycje od króla Portugalii, Jana III, żeby wysłał do niedawno odkrytych Indii swoich kapłanów. Św. Ignacy wybrał grupę kapłanów z Szymonem Rodriguezem na czele. Ten jednak zachorował i musiał zrezygnować z tak dalekiej i męczącej podróży. Wówczas na jego miejsce zgłosił się Franciszek Ksawery. Oferta została przez św. Ignacego przyjęta i Franciszek z małą grupą oddanych sobie towarzyszy opuścił Rzym 15 marca 1540 roku, by go już więcej nie zobaczyć. Udał się zaraz do Lizbony, stolicy Portugalii, aby załatwić wszelkie formalności. Wolny czas w oczekiwaniu na okręt poświęcał posłudze wobec więźniów i chorych oraz głoszeniu słowa Bożego.

Święty Franciszek Ksawery 7 kwietnia 1541 roku, zaopatrzony w królewskie pełnomocnictwa oraz mandat legata papieskiego, wyruszył na misje do Indii. Po długiej i bardzo uciążliwej podróży, w warunkach nader prymitywnych, wśród niebezpieczeństw (omalże nie wylądowali na brzegach Brazylii), przybyli do Mozambiku w Afryce, gdzie musieli czekać na pomyślny wiatr, bowiem żaglowiec nie mógł dalej ruszyć. Franciszek wykorzystał czas, by oddać się posłudze chorych. W czasie zaś długiej podróży pełnił obowiązki kapelana statku. Wszakże trudy podróży i zabójczy klimat rychło dały o sobie znać. Franciszek zapadł na śmiertelną chorobę, z której jednak cudem został szczęśliwie uleczony. Kiedy dotarli do wyspy Sokotry, leżącej na południe od Półwyspu Arabskiego, okręt musiał ponownie się zatrzymać. Tu Franciszek znalazł grupkę chrześcijan zupełnie pozbawioną opieki duszpasterskiej. Zajął się nimi, a na odjezdnym przyrzekł o nich pamiętać. Wreszcie po 13 miesiącach podróży 6 maja 1542 roku statek przybył do Goa, politycznej i religijnej wówczas stolicy portugalskiej kolonii w Indiach. Spora liczba Portugalczyków żyła dotąd bez stałej opieki kapłanów. Święty zabrał się energicznie do wygłaszania kazań, katechizacji dzieci i dorosłych, spowiadał, odwiedzał ubogich. Następnie zostawił kapłana-towarzysza w Goa, a sam udał się na tak zwane “Wybrzeże Rybackie”, gdzie żyło około dwadzieścia tysięcy tubylców-rybaków, pozyskanych dla wiary świętej, lecz bez duchowej opieki. Pracował wśród nich gorliwie dwa lata (1543-1545).
W 1547 roku Franciszek zdecydował się na podróż do Japonii. Za płatnego tłumacza służył mu Japończyk Andziro, który znał język portugalski. Był on już ochrzczony i bardzo pragnął, aby także do jego ojczyzny zanieść światło wiary. Franciszek mógł jednak udać się do Japonii dopiero w dwa lata potem, gdy Ignacy przysłał mu więcej kapłanów do pomocy. Dzięki nim założył nawet dwa kolegia jezuickie w Indiach: w Kochin i w Bassein. W kwietniu 1549 roku z portu Goa Franciszek wyruszył do Japonii. Po 4 miesiącach, 15 sierpnia wylądował w Kagoshimie. Tamtejszy książę wyspy przyjął go przychylnie, ale bonzowie stawili tak zaciekły opór, że musiał wyspę opuścić. Udał się na wyspę Miyako, wprost do cesarza – w nadziei, że gdy uzyska jego zezwolenie, będzie mógł na szeroką skalę rozwinąć działalność misyjną. Okazało się jednak, że cesarz był wtedy na wojnie z książętami, którzy chcieli pozbawić go tronu. Udał się więc na wyspę Yamaguchi, ubrał się w bogaty strój japoński i ofiarował tamtejszemu władcy bogate dary. Władca Ouchi-Yshitaka przyjął Franciszka z darami chętnie i dał mu zupełną swobodę w apostołowaniu. Wtedy udał się na wyspę Kiu-siu, gdzie pomyślnie pokierował akcją misyjną. Łącznie pozyskał dla wiary około 1000 Japończyków. Zostawił przy nich dwóch kapłanów dla rozwijania dalszej pracy, a sam powrócił do Indii (1551). Uporządkował sprawy diecezji i parafii, utworzył nową prowincję zakonną, założył nowicjat zakonu i dom studiów.
Postanowił także trafić do Chin. Daremnie jednak szukał kogoś, kto by chciał z nim jechać. Chińczycy bowiem byli wówczas wrogo nastawieni do Europejczyków, a nawet uwięzili przybyłych tam Portugalczyków. Udało mu się wsiąść na okręt z posłem wice-króla Indii do cesarza Chin. Przybyli do Malakki, ale tu właściciel statku odmówił posłowi i Franciszkowi dalszej żeglugi, przelękniony wiadomościami, że może zostać aresztowany. Wtedy Franciszek wynajął dżonkę i dojechał nią aż do wyspy Sancian, w pobliżu Chin. Żaden jednak statek nie chciał płynąć dalej w obawie przed ciężkimi karami, łącznie z karą śmierci, jakie czekały za przekroczenie granic Chin.
Franciszek, utrudzony podróżą i zabójczym klimatem, rozchorował się na wyspie Sancian i w nocy z 2 na 3 grudnia 1552 roku oddał Bogu ducha w zaledwie 46. roku życia. Ciało pozostało nienaruszone rozkładem przez kilka miesięcy, mimo upałów i wilgoci panującej na wyspie. Przewieziono je potem do Goa, do kościoła jezuitów. Tam spoczywa do dnia dzisiejszego w pięknym mauzoleum – ołtarzu. Relikwię ramienia Świętego przesłano do Rzymu, gdzie znajduje się w jezuickim kościele Il Gesu we wspaniałym ołtarzu św. Franciszka Ksawerego.
Z pism św. Franciszka pozostały jego listy. Są one najpiękniejszym poematem jego życia wewnętrznego, żaru apostolskiego, bezwzględnego oddania sprawie Bożej i zbawienia dusz. Już w roku 1545 ukazały się drukiem w języku francuskim, a w roku 1552 w języku niemieckim.
Do chwały błogosławionych wyniósł Franciszka Ksawerego papież Paweł V w 1619 roku, a już w trzy lata potem, w 1622 r., kanonizował go papież Grzegorz XV wraz z Ignacym Loyolą, Filipem Nereuszem, Teresą z Avila i Izydorem Oraczem. W roku 1910 papież św. Pius X ogłosił św. Franciszka Ksawerego patronem Dzieła Rozkrzewiania Wiary, a w roku 1927 papież Pius XI ogłosił go wraz ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus głównym patronem misji katolickich. Jest patronem Indii i Japonii oraz marynarzy. Orędownik w czasie zarazy i burz.

W ikonografii św. Franciszek Ksawery przedstawiany jest w sukni jezuickiej obszytej muszlami lub w komży i stule. Niekiedy otoczony jest gronem tubylców. Jego atrybutami są: gorejące serce, krab, krzyż, laska pielgrzyma, stuła.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/12-03.php3

 

***********************************************************************************************************************************

UZUPEŁNIENIE DO ŻYWOTÓW ŚWIĘTYCH
St. Francis Xavier, SJ - Painting by A. CostalongaŚw. Franciszek Ksawery urodził się w 1506 r. w średniowiecznym zamku w Javier (Nawarra w Hiszpanii). Gdy miał 19 lat, wyruszył na studia do Sorbony. W Paryżu spędził 11 lat. Tam poznał św. Ignacego Loyolę oraz pięciu innych „pierwszych jezuitów”. Wraz z nimi postanawił udać się do Ziemi Świętej, aby tam poświęcić się pracy misyjnej.
W 1541 r. wyruszył do Indii, gdzie w Goa rozpoczął działalność misyjną. Dostosowywał się do zwyczajów i rytów miejscowej ludności, uczył się jej języka i poznawał jej religię. W ten sposób stał się “prekursorem nowożytnych misji”.
Następnie  jako pierwszy misjonarz z Europy stanął na ziemi japońskiej. Trafił tam dzięki poznanemu po drodze japońskiemu rozbitkowi Yajirō, który stał się później jego przewodnikiem. W latach 1549-51 ewangelizował Japonię, począwszy od Kagoshimy na południu Kiusiu, gdzie przyjął go życzliwie tamtejszy daimyō (wielki właściciel ziemski i miejscowy władca). Ale w niespełna rok później jezuitę wygnano z prowincji Satsuma i musiał przenieść się do Hirado. Następnie przez Hakatę i Yamaguchi na wyspie Honsiu udał się do Kioto, do szoguna Y. Ashikagi z prośbą o pozwolenie na głoszenie Ewangelii. Ponieważ nie uzyskał takie zgody, wrócił na Kiusiu, gdzie przy poparciu dwóch miejscowych rodów założył pierwszy kościół.
W 1551 r. opuścił Japonię i przybył na wyspę Shangchuan Dao, w pobliżu Chin, pragnąc dostać się do tego kraju. Czekając na zezwolenie ciężko zachorował i zmarł z 2 na 3 grudnia 1552, mając zaledwie 46 lat.

TEKST NOWENNY DO ŚW. FRANCISZKA KSAWEREGO

http://www.xaverianum.pl/images/stories/Now_Ksawerego_kolumny.pdf

 

List do współbraci jezuitów

Moim wypoczynkiem, najdrożsi Bracia, jest tutaj nieustanna myśli o was i rozpamiętywanie czasów, kiedy dzięki miłosierdziu Bożemu poznałem was i cieszyłem się waszą przyjaźnią Większe Mnóstwo ludzi w tych stronach nie zostaje chrześcijanami tylko dlatego, że nie ma nikogo przysposobionego do świętego obowiązku nauczania ich. Często miałem ochotę znaleźć się na uniwersytetach Europy, a szczególnie w Paryżu i głośno jak szaleniec wołać do tych, którzy mają więcej wiedzy niż dobrej woli ku jej pożytecznemu zastosowaniu, aby wiedzieli, ile tu dusz traci niebo i idzie do piekła przez ich niedbalstwo.

Gdyby wraz z nauką literatury zechciał studiować rachunek, jakiego zażąda Bóg za dane im talenty, to nie jedne odczułby potrzebę odprawienia Ćwiczeń duchowych, które by ich doprowadziły do zrozumienia woli Bożej i poddania się jej wbrew własnym skłonnościom. Wtedy wołali by do Boga: O Panie! Oto jestem! Co chcesz, abym uczynił? Poślij mnie dokąd chcesz, nawet do Indii. O ile więcej spokoju zaznaliby w życiu ileż więcej mieliby nadziei na miłosierdzie Boże w chwili skonania, gdyby mogli powiedzieć na Boskim sądzie, któremu musi podlegać każdy zrodzony człowiek. Panie, pięć talentów otrzymałem, oto drugie pięć talentów zyskałem. Obawiam się jednak, że tylko po to, żeby zdobyć dostojeństwa, beneficja, biskupstwa; mówią, że po ich uzyskaniu będzie dość czasu na służbę Bogu. W ten sposób o wyborze zawodu przesądzają ich własne skłonności, ponieważ obawiają się, że wola Boga może nie zgadzać się z ich własną wolą, i w konsekwencji nie chcą Mu pozostawiać swobody w rozporządzaniu ich życiem. Naprawdę czuję pokusę napisania do naszych przyjaciół w Paryżu, do mistrza Piotra de Cornibus i doktora Franciszka le Picart, aby im powiedzieć, że wielkie mnóstwo pogan pojęłoby wiarę chrześcijańską, gdyby tylko znaleźli się księża do niesienia im pomocy. Ludzie pchają się tu w takich masach do Kościoła, że moje ręce po prostu opadają ze zmęczenia, tyle jest chrztów, a głos mój zupełnie zamiera w skutek ciągłego powtarzania w ich języku Wierzę, przykazań, modlitw i kazania o niebie i piekle. .

Jest to klasa ludzi zwana bragmanes. Są oni podporą pogaństwa i sprawują nadzór nad świątyniami, w których znajdują się bałwany. Jest to najprzewrotniejszy rodzaj ludzi na świecie i to o nich mówi się w modlitwie Psalmisty: de gente non sancta, ab homine iniquo et doloso eripe me. Oni nie wiedzą, co to znaczy mówić prawdę, lecz zawsze się zmawiają, aby chytrze kłamać i oszukiwać swych biednych współwyznawców.

A więc wmawiają w prosty lud, że bałwany potrzebują żywności i wielu ludzi przynosi ofiar, zanim oni sami zasiądą do stołów. Jedzą dwa razy dziennie przy dźwiękach kotłów i bębnów i ogłaszają, że to bałwany ucztują. Zamiast ograniczyć swe potrzeby, co bragmanes grożą nieszczęsnym łatwowiernym ludziom, że w razie niedostarczenia im tego, czego się od nich wymaga, bałwany ześlą im śmierć lub chorobę, albo sprowadzą diabłów do ich domów.

Mają mało wykształcenia, lecz wiele nieprawości i chytrości. Mnie uważają za wielkiego szkodnika, ponieważ stale ujawniam ich nikczemność, gdy jednak spotykam któregoś z nich na osobności, to ten przyznaje się do swych oszustw i mówi, że nie posiadają innych środków do życia prócz kamiennych bałwanów i kłamstw o nich zmyślonych. Oni faktycznie myślą, że ja umiem więcej niż oni wszyscy razem. Zapraszają mnie do siebie i mają mi za złe, gdy odmawiam przyjęcia darów, jakie mi przysyłają, aby mi zamknąć usta. Mówią, że wiedzą bardzo dobrze, że istnieje tylko jeden Bóg i że będą modlić się do Niego w mojej intencji. Ja też wypowiadam swoje zdanie o ich postępowaniu i ujawniam ich oszustwa i matactwa popełnione kosztem prostego ludu, który jest przywiązany do nich wyłącznie ze strachu; wreszcie ogarnia mnie zmęczenie po tylu wysiłkach. Gdyby nie ci bragmanes, wszyscy poganie byliby nawróceni.

Od czasu, jak tu jestem, tylko jeden z nich przyjął wiarę chrześcijańską, piękny młodzian, obecnie oddany sprawie nauczania dzieci katechizmu. .

Gdy obchodzę wsie chrześcijańskie, mijam liczne pagody. W jednej miejscowości było przeszło 200 bragmanes. Wyszli oni na moje spotkanie i podczas dyskusji o wielu sprawach zadałem im następujące pytanie: co wasi bogowie i bałwany, którym oddajecie cześć, każą wam czynić, aby osiągnąć zbawienie? Długo spierali się między sobą, kto ma odpowiedzieć na moje pytanie. Przypadło to w udziale jednemu z najstarszych, 80-letniemu starcowi, który prosił mnie, abym pierwszy powiedział, jakie są żądania stawiane przez Boga chrześcijan jego wyznawcom. Przenikając jego podstęp, odmówiłem powiedzenia czegokolwiek, zanim on sam nie odpowie na moje pytanie; w ten sposób był zmuszony wykazać swój brak wykształcenia.

Odpowiedział mi, że bogowie dali dwa przykazania wszystkim ludziom, pragnącym osiągnąć swe niebo. Pierwsze, żeby ludzie nie zabijali krów, lecz czcili w nich samych bogów, drugie zaś, by dawali ofiary bragmanom, którzy obsługują pagody. Usłyszawszy to bardzo się zasmuciłem, że diabeł może aż tak panować nad naszymi bliźnimi, że przywłaszcza sobie cześć należną jedynemu Bogu. Porwałem się więc na nogi i każąc bragmanom, by usiedli, wielkim głosem w ich własnym języku wypowiedziałem Credo i przykazania, czyniąc krótką przerwę po każdym przykazaniu.

Potem wygłosiłem również w ich języku kazanie o niebie i piekle, i powiedziałem, kto idzie do jednego z tych miejsc, a kto do drugiego. Po kazaniu wszyscy bragmanes powstali i gorąco mnie ucałowali mówiąc, że Bóg chrześcijan jest naprawdę prawdziwym Bogiem, skoro jego przykazania tak są zgodne ze wszystkimi słusznymi racjami. Zapytali mnie, czy nasze dusze umierają wraz z naszymi ciałami, jak dusze zwierząt; Bóg poddał mi argumenty odpowiednie dla ich umysłów, by jasno udowodnić prawdę o nieśmiertelności duszy. Zdaje się, że byli z tego bardzo zadowoleni. Należy unikać scholastycznych subtelności w rozmowach wobec takich prostych ludzi. Jeszcze jedno chcieli siedzieć a mianowicie, przez jaki otwór wychodzi dusza, gdy człowiek umiera, i czy dusza człowieka pogrążonego we śnie, gdy mu się śni, że jest w jakimś kraju ze swymi przyjaciółmi i znajomymi, udaje się na to miejsce i czasowo przestaje przebywać w jego ciele (mnie samemu często śni się taki sen, moi drodzy, i wtedy myślę, że jestem wśród was).

Było jeszcze jedno pytanie: czy Bóg jest biały czy też czarny, stosownie do rozmaitości barw na twarzach ludzi. Ponieważ w tym kraju ludzie są czarni i lubią ten kolor, dlatego twierdzą, że Bóg również jest czarny. Większość bałwanów jest czarna. Oni je stale namaszczają olejem i dlatego cuchną obrzydliwie. Są też przerażająco brzydkie. Bragmanes wyglądali na bardzo zadowolonych z moich odpowiedzi na wszystkie pytania, wobec czego rozpocząłem dyskusję mówiąc, że skoro poznali prawdę, to powinni zostać chrześcijanami. Oni jednak odpowiedzieli w sposób bardzo dobrze znany nawet w krajach chrześcijańskich: co pomyśli świat o nich, jeżeliby mieli dokonać tej zmiany w trybie swego życia? Odstraszał ich również wzgląd na to, że utraciliby jedyny środek do życia. Jeden z nich chciał porozmawia o tych sprawach. Postanowiłem spotkać się z nim. Pod wielkim sekretem zwierzył mi się, że pierwszą czynnością nauczycieli w szkołach jest przymuszenie uczniów do przysięgi, że nigdy nie ujawnią niektórych rzeczy, jakie się tam nauczą.

Zaprzyjaźniliśmy się i w zaufaniu objaśnił mi, jakie to są te rzeczy. Między innymi była następująca: nigdy nie ujawniać, że istnieje tylko jedne Bóg, Stworzyciel nieba i ziemi, przebywający w niebie, i że Jemu należy oddawać cześć, a nie bałwanom, które są demonami. Pytał, czy ma zachować to, co słyszał w sekrecie. Odpowiedziałem, że przeciwnie, nie powiem niczego o głównych zasadach chrześcijaństwa, o ile on nie obieca mi, że nie będzie ich trzymał w ukryciu, na co on chętnie przystał. Z największą przyjemnością wypowiedziałem i objaśniłem te doniosłe słowa naszej wiary: Ten, kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony. Zapisał te słowa i komentarz w swym własnym języku wraz z Credo i przykazaniami, które również wyłożyłem. Opowiedział mi, jak w nocy śnił ku swej wielkiej radości i zadowoleniu, że miał zostać chrześcijaninem i moim towarzyszem podróży. Prosił mnie, abym go ochrzcił w tajemnicy, lecz pod warunkami, które nie były ani uczciwe, ani dozwolone, wobec czego byłem zmuszony odmówić. Ufam w Bogu, że on zostanie kiedyś chrześcijaninem, poniechawszy tych wszystkich zastrzeżeń. Poradziłem mu, by uczył prostych ludzi czcić Boga jedynego, Stworzyciela nieba i ziemi, lecz sprzeciwił się ze względu na swoją wiarę i ze strachu, że demon mógłby go zabić.

Nie wiem, co jeszcze mógłbym wam powiedzieć prócz tego jednego. Tak wielkie są radości zesłane przez Boga, Pana naszego, pracującym tu nad nawróceniem pogan, że jeśli istnieje na świecie radość, to niewątpliwie jest nią właśnie ta. Często słyszę, jak pewna osoba woła [tzn. sam Franciszek Ksawery]: O Panie, nie dawaj mi tyle pociech a w tym życiu, albo skoro już w swej nieskończonej dobroci i miłosierdziu dajesz mi aż tyle pociech, to zabierz mnie do swej świętej chwały, bo męką jest żyć, nie widząc Ciebie po doznaniu Twego wewnętrznego pocieszenia. .

Wśród łask, okazanych mi przez Boga teraz i dawniej, jest jedna, do której tęskniłem z całego serca: abym przed śmiercią doczekał zatwierdzenia naszej reguły i sposobu życia. Dzięki, nieskończone dzięki Bogu, Panu naszemu, że uznał za dobre ujawnić na zewnątrz to, co tajemnie oznajmił swemu słudze a naszemu Ojcu Ignacemu. Zdaje mi się, że w ciągu dwóch lat wszystkie msze ojca Pawła i moje były w intencji najprzewielebniejszego kardynała Guidationa [właśc. Guidiccioni] Moim wypoczynkiem, najdrożsi Bracia, jest tutaj nieustanna myśli o was i rozpamiętywanie czasów, kiedy dzięki miłosierdziu Bożemu poznałem was i cieszyłem się waszą przyjaźnią. Wiem bardzo dobrze, ile straciłem wówczas z mojej własnej winy, nie wykorzystując o wiele więcej mądrości, którą dał wam Bóg. Oby okazał mi On swoje miłosierdzie i pozwolił za sprawą waszych wiernych modlitw dojrzeć moje niezliczone grzechy i żałować za nie; niech mi da siłę do wytrwania na mojej drodze wśród pogan. Jestem tak bardzo wdzięczny Jemu i wam również, najdrożsi bracia.

Kończę więc modlitwą, by jak w swym miłosierdziu nas połączył, a później dla swej służby tak daleko nas rozdzielił, tak oby nas znowu połączył w swej świętej chwale. Ażeby ta radość stała się naszym udziałem, weźmy za pośredników i obrońców te święte dusze, które ochrzciłem w tych krajach, a sądzę, że jest ich ponad tysiąc, i które Bóg powołał do siebie, zanim utraciły stan niewinności. Niech uzyskają one dla nas na tym świecie wygnania to, byśmy poznali Jego świętą wolę i dobrze ją wypełniali.

Wasz kochający brat, Franciszek.

http://www.xaverianum.pl/teksty/swiadectwa/127-list-do-wspobraci-jezuitow

3 grudnia

Żywot świętego
Franciszka Ksawerego, jezuity

(żył około roku Pańskiego 1552)

 

Na akademii paryskiej zasłynął około roku 1533 jako profesor filozofii młody szlachcic Franciszek, rodem ze zamku Ksawier pod Pampeluną w Hiszpanii. Równocześnie z nim chodził do akademii szlachcic hiszpański Ignacy, którego serce dążyło do wyższego celu. Młody Ignacy odgadł w uczonym Franciszku Ksawerym narzędzie wybrane i nie szczędził starań i zabiegów, aby go pozyskać dla Chrystusa. Nie przestawał przypominać mu pamiętnych słów Zbawiciela: “Co pomoże człowiekowi, choćby cały świat zyskał, a szkodę by poniósł na duszy?” W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny ślubował Franciszek wraz z Ignacym i pięciu innymi poświęcić życie nawracaniu niewiernych i zbawieniu duszy, a ustąpiwszy z katedry profesorskiej, zajął się nauką teologii.

Gdy w jakiś czas potem król portugalski Jan III zwrócił się do Ignacego z prośbą o kilku zakonników, którzy by mieli chęć udać się na misje do Indii Wschodnich, Ignacy wyznaczył na ten cel Franciszka Ksawerego i jeszcze drugiego kapłana.

Otrzymawszy błogosławieństwo papieża Pawła III odbył Franciszek pielgrzymkę do obrazu Matki Boskiej w Lorecie, do której miał osobliwsze nabożeństwo, a potem wybrał się przez Alpy do Lizbony. W podróży przechodził około rodzinnego zamku, w którym żyła jeszcze ukochana matka, ale z tęsknoty oglądania jej uczynił ofiarę Bogu i kazał ją tylko przez drugich pożegnać tymi słowy: “Spodziewam się wkrótce i na wieki oglądać cię w Niebie”. W stolicy Portugalii mieszkał przed wybraniem się w drogę nie w pałacu królewskim, lecz w szpitalu, poświęcając cały czas pielęgnowaniu chorych. Podróż do Indii trwała trzynaście miesięcy. Po wylądowaniu w Goa poprosił o ciasną komórkę w szpitalu i torował sobie drogę do serc pogan w ten sposób, że nasamprzód starał się usunąć zgorszenia między tamtejszymi chrześcijanami. Rano pierwszym jego zajęciem było krzepienie ciała i duszy więźniów i chorych. Potem przechodził wszystkie place i ulice miasta z dzwonkiem w ręku i zapraszał dzieci i doroślejszych do kościoła na nauki katechizmowe. Za pośrednictwem dzieci zjednywał sobie zaufanie i wdzięczność rodziców. Wielka była ilość grzeszników, którzy wskutek jego zabiegów szczerze się nawrócili, i pogan, którzy prosili o chrzest święty. Założył także seminarium w celu wychowywania i kształcenia młodych współpracowników. Później udał się do szczepu Parawasów, którzy już dawniej byli przyjęli chrzest, ale dla braku nauki i kapłanów popadli znowu w pogaństwo. Po przybyciu zdziałał wiele cudów przy chorych i zmarłych, co na krajowcach uczyniło niesłychane wrażenie. Uprzejmością i gorliwością w nauczaniu pozyskał sobie wszystkich, a ziarno przez niego rzucone wydało tysiąckrotny plon. Aby ten plon nie zniszczał, budował Franciszek kościoły, uregulował nabożeństwo, a najzdatniejszych nowonawróconych mianował nauczycielami. Następnie udał się do Trawankoru, gdzie za widoczną przyczyną niewyczerpanej łaski Bożej zaraz w pierwszym miesiącu ochrzcił dziesięć tysięcy pogan i w krótkim czasie poświęcił 45 kościołów. Sława św. cudotwórcy rozeszła się po całych Indiach. Zewsząd go zapraszano, wszędzie z radością witano. Błogie skutki działalności spowodowały go do napisania prośby do świętego Ignacego, aby mu przysłał jeszcze więcej misjonarzy.

Gdy na wyspie Terrate założył liczną parafię, doszła go wiadomość, że mieszkańcy Mory, nienawidzący Portugalczyków, zamordowali przyjaciela jego Simona, który ich nawrócił do chrześcijaństwa, i popadli znowu w bałwochwalstwo. Franciszek bez namysłu wybrał się do nich w drogę. Odradzano mu tę podróż, gdyż klimat tych stron był niezdrowy, mieszkańcy byli osławieni jako rozbójnicy, a skwary tamtejsze były dla cudzoziemców nieznośne. Na te przestrogi tak odpowiedział: “Gdyby to były kopalnie złota, srebra i drogich kamieni, gdyby tam można liczyć na obfity połów pereł, każdy by tam poszedł, nie pytając o niebezpieczeństwa. Czyż by kupiec miał okazywać więcej odwagi w nadziei obfitego zysku i zbogacenia, aniżeli misjonarz chrześcijański, któremu wiadomo, że może tam pozyskać dla Nieba dusze nieśmiertelne? Choćby mi się udało ocalić tylko jedną duszę, nie powinienem się ulęknąć nawet największego niebezpieczeństwa”.

Pojechał więc, zdobył dla Chrystusa dwa największe miasta i zbawiennie wpłynął na poprawę obyczajów ich mieszkańców. Potem udał się do miasta Goa, powitał przybyłych z Europy misjonarzy i każdemu z nich wyznaczył teren działania.

Zamiast wypocząć po mozolnej pracy, wsiadł na statek pogańskiego rozbójnika morskiego i puścił się do Japonii, leżącej na wschodnim krańcu Azji. Wylądował na brzegu wyspy bez broni, bez funduszów, bez znajomości języka krajowego, bez pomocy obcej, polegając jedynie na Bogu i nadziei, że Wszechmocny udzieli mu daru porozumienia się z rozmaitymi szczepami osiadłymi na wyspach, tworzących cesarstwo japońskie. Głoszenie Ewangelii było tu niesłychanie trudne, a nawet niebezpieczne, gdyż kapłani we wszystkim stawiali mu nieprzezwyciężone przeszkody, mimo to jednak zdołał w ciągu półtrzecia roku zasiać tyle ziarna Boskiego, że posiew ten w chwili jego odjazdu bujnie się rozkrzewił, bo po trzydziestu latach było w Japonii już około czterysta tysięcy chrześcijan.

Święty Franciszek Ksawery

Ksawery przyszedł do przekonania, że nawrócenie Japonii pójdzie szybszym krokiem, jeśli przedtem przyjmą wiarę Chrystusową Chińczycy, którzy mieli u Japończyków wielkie znaczenie, pospieszył przeto do Goa, ażeby się przysposobić na tę ważną misję. Sprzysięgli się przeciw niemu ludzie i żywioły, aby zniweczyć jego usiłowania, ale mimo to dotarł aż do wyspy Sancian, skąd miał już niedaleko do Chin, celu swej tęsknoty. Wtem zapadł na ciężką febrę; leżąc w nędznej, słomianej chacie, pozbawiony pomocy, z cierpliwością znosił boleści przedśmiertne i skonał z obliczem niebieską radością rozjaśnionym dnia 2 grudnia 1552, licząc lat czterdzieści sześć. Święte jego zwłoki spuszczono do grobu w kościele jezuitów w Goa. Paweł V ogłosił go w roku 1619 Błogosławionym, a Grzegorz XV zaliczył w roku 1622 w poczet Świętych Pańskich; święte “Stowarzyszenie rozszerzania wiary” czci w nim swego patrona.

Nauka moralna

Podajemy na tym miejscu zdarzenie z życia świętego Franciszka, które jeszcze lepiej da nam poznać ducha, jaki ożywiał tego świętego apostoła.

Będąc w Indiach zadał sobie Ksawery dużo pracy, aby nawrócić pewnego portugalskiego szlachcica, który chlubił się ze swego niedowiarstwa i bezbożności. Wesołą gawędką udało mu się pozyskać jego zaufanie i przychylność, po czym starał się przemówić mu do serca i wykazać konieczność pokuty i pojednania się z Bogiem. Szlachcic odpowiedział na napomnienia i przestrogi drwinkami i szyderczym uśmiechem. Nie zwątpił jednak Ksawery i nie poprzestał na tym, lecz przy każdej sposobności ponawiał prośby i przestrogi. Wszystkie usiłowania były nadaremne. Pewnego dnia wyszli razem na przechadzkę do pobliskiego zagajnika. Ksawery wznowił rozmowę o miłosierdziu i sprawiedliwości Bożej. Naraz ukląkł, obnażył plecy, wydobył spod habitu dyscyplinę i tak się nią osmagał, że krew zaczęła spływać mu po ciele, przy czym w te słowa odezwał się do szlachcica: “Czynię to dla twej duszy, a uczyniłbym daleko więcej, byle by ją uratować! Ale cóż by znaczyła ta drobnostka wobec tego, co Jezus Chrystus dla ciebie uczynił? Czyż by męka Jego i okrutna śmierć nie miały wzruszyć twego serca?” Po czym wzniósłszy oczy w Niebo westchnął: “O Jezu, nie patrz na to, czym ja biedny grzesznik chciałbym Cię przebłagać, lecz na własną Przenajświętszą Krew, i racz się nad nami zmiłować”. – Szlachcic stanął jakby w ziemię wryty. Nie mogąc pojąć ogromu takiej miłości bliźniego, ukląkł obok Ksawerego, prosząc, aby przestał się katować, obiecał poprawę i wiernie dotrzymał słowa.

Modlitwa

Boże, któryś ludy Indii chciał przez nauki i cuda świętego Franciszka Ksawerego wcielić do Twego Kościoła, spraw łaskawie, abyśmy naśladowali przykłady cnót jego, jak i wielbili jego wspaniałe cnoty. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

*******

Marzyciele

tekst Sebastian Musioł

 

W epoce powolnych statków żaglowych św. Franciszek Ksawery przemierzył pół świata w poszukiwaniu pogan, których chciał zdobyć dla Chrystusa. Spieszył się. W XVI wieku chrześcijańska pozostawała tylko Europa. Choć umierał, nie spełniwszy marzenia, jego duchowi uczniowie dokonali misyjnej rewolucji.

Siódmego kwietnia 1541 roku, zaopatrzony w królewskie pełnomocnictwa oraz mandat legata papieskiego, Franciszek Ksawery wyrusza na misje do Indii. Jezuita, żołnierz Chrystusa, pragnie zdobywać dla Niego świat.

Urodził się 34 lata wcześniej, 7 kwietnia 1506 roku, na zamku Xavier w Hiszpanii. Zdolny, ambitny i wysportowany młodzieniec studiuje filozofię w Paryżu. Dzieli pokój z Ignacym Loyolą. Kiedy powstaje Towarzystwo Jezusowe, przyłącza się do niego bez wahania.

W poszukiwaniu “typowych pogan”

Po 13 miesiącach podróży i męczących postojów, 6 maja 1542 roku, do Goa przybija statek z Franciszkiem Ksawerym na pokładzie. Goa to stolica portugalskiej kolonii w Indiach. Portugalczycy od pół wieku starają się zaszczepić tu własne obyczaje. Burzą świątynie hinduskie, a uczonych hinduistów zmuszają do niszczenia własnych ksiąg religijnych.

Misyjny szlak św. Franciszka Ksawerego

Św. Franciszek Ksawery przemierzył pół świata, by nawracać pogan.

Franciszek Ksawery natychmiast zadziwia gorliwością ewangelizatora. Początkowo jego metody nie różnią się od kolonialnych. Dość szybko jednak zauważa, jak marne dają one efekty.

Obraz B. E. Muriilo: “Franciszek Ksawery rozpoczyna swoją działalność misyjną”, olej na płótnie, muzeum w Hartford (USA)

Przemyślawszy sprawę, Ksawery uznaje, że najważniejsze jest udzielanie chrztu. Po stosunkowo krótkiej katechezie włącza więc do Kościoła całe rzesze nawróconych. Podobno pewnego razu ochrzcił kilka tysięcy osób naraz. Aż do jego czasów nie znano działań misyjnych na tak wielką skalę.

Szukając “typowych pogan”, którzy jeszcze nie słyszeli o Chrystusie, z wypiekami słucha opowieści o Japonii i Chinach-dopiero odkrywanych dla Europy. W 1549r. ląduje w Kraju Kwitnącej Wiśni. Władze japońskie zrazu nie stawiają mu przeszkód. Oporni są jednak bonzowie buddyjscy, ludzie są nieufni. Nie rozumieją, dlaczego mają słuchać ubogiego mnicha z obcego świata. Tu szacunek budzi człowiek o pewnym znaczeniu społecznym. Dlatego Ksawery wymaga, by jezuici nie ukrywali swej wiedzy i już samym dostojnym strojem zwracali na siebie uwagę, jako ludzie mający coś do przekazania. Kiedy stanie przed władcą, przywdzieje bogaty strój japoński i ofiaruje mu bogate dary.

Dotrzeć do Państwa Środka

Misja w Japonii powoli się rozwija, a Ksawery marzy o Chinach – najpotężniejszym państwie Dalekiego Wschodu. Zamkniętym i niezbadanym, o wspaniałej kulturze i historii. Daremnie jednak szuka kogoś, kto by chciał z nim jechać. Chińczycy byli wówczas wrogo nastawieni do Europejczyków, a nawet uwięzili przybyłych tam Portugalczyków. Niespożyty Franciszek wsiada mimo to na okręt z posłem wicekróla Indii do cesarza Chin. Przybywa do Malakki, ale tu właściciel statku odmawia posłowi i Franciszkowi dalszej jazdy. Wtedy wynajmuje dżonkę, na której dociera aż do wyspy Sancian. Niemal widać wybrzeże Kraju Środka. Utrudzony podróżą i zabójczym klimatem choruje. Umiera w nocy z 2 na 3 grudnia 1552 roku, w zaledwie 46. roku życia.

Powyżej Matteo Ricci przygotowywał dla Chińczyków mapy z objaśnieniami w ich języku.

Marzenie Ksawerego jednak nie umiera. W tym samym roku, kiedy umiera Franciszek, we włoskiej miejscowości Macerata przychodzi na świat Matteo Ricci. 31 lat później stanie na chińskiej ziemi, a nawet zaprzyjaźni się z cesarzem Chin. Ten gruntownie wykształcony w zakresie prawa, filozofii, fizyki, astronomii i matematyki jezuita dokonał prawdziwej rewolucji w dziele misyjnym. Metoda Ricciego, znana jako inkulturacja, nie od razu zyskała uznanie. Narodziła się zaś pod wpływem porażek, do jakich nieuchronnie prowadziły próby przeszczepiania mentalności europejskiej w krajach Wschodu.

Portret Matteo Ricciego, namalowany w 1610r. przez chińskiego Jezuitę Yu Wen-hui

Matteo Ricci zamierza postępować zgodnie z metodą apostołów, czyli “stać się Chińczykiem dla Chińczyków”. Dlatego początkowo ubiera się jak mnisi buddyjscy. Przyjmuje nazwisko Li Ma-tou. Nie spieszy się, by chrzcić i nie uznaje chrztów masowych. W pierwszym roku swego pobytu w Chinach sakramentu chrztu udziela tylko jednemu choremu biedakowi. I znowu okazuje się, że w kraju uczonych mandarynów w największej cenie jest wykształcenie. Ricci upodobnia się więc do mandarynów z brodami i długimi włosami. Poznaje niuanse prowadzenia dysputy, uczy się rytu picia herbaty. Opanowuje skomplikowany ceremoniał grzeczności i uprzejmości. A przy tym doskonale mówi w dialekcie mandaryńskim, kreśli precyzyjne mapy i zdumiewa fotograficzną pamięcią.

Choć Mszę świętą odprawia tylko po domach i nie głosi kazań, wielu urzędników i uczonych zbliża się do Chrystusa. Matteo Ricci uważa, że nowi chińscy chrześcijanie nie powinni w żadnym wypadku rezygnować z lojalności wobec swego kraju; a po wtóre – chrześcijańskie objawienie tajemnicy Boga nie niszczy niczego, co piękne, dobre, prawdziwe i święte w starożytnej tradycji chińskiej; przeciwnie, dowartościowuje ją i udoskonala. Taka działalność misyjna nie jest nastawiona na szybkie sukcesy. Żniwo zostanie zebrane później.

Guru z Włoch

W Indiach misyjne dzieło św. Franciszka Ksawerego kontynuuje tymczasem Roberto de Nobili. W 1605 r. przybywa do Goa, gdzie obserwuje bezradność Portugalczyków. De Nobili nie rozumie, dlaczego misjonarze uzależniają udzielenie chrztu od wyrzeczenia się przynależności do kast, na które było podzielone społeczeństwo indyjskie. Przecież żaden Hindus z wyższej kasty nie pozwoli się ochrzcić europejskiemu księdzu, który obcował z niższymi kastami!

Roberto de Nobili ubierał się i żył jak hinduski asceta. Wiedział, że tylko w ten sposób może pozyskiwać Hindusów dla Chrystusa

De Nobili udaje się na południe kraju, do Maduraj, ponad-tysiącletniego ośrodka kultury hinduskiej. Zgodnie ze swym pochodzeniem ogłasza, że należy do kasty wojowników. Ubiera się i żyje jak hinduski asceta. Zamiast sutanny – widomego znaku obcości kulturowej – przywdziewa strój hinduskiego nauczyciela – guru. Goli głowę, nosi kij bambusowy w jednej ręce, a naczynie z wodą w drugiej, a także znak z pasty sandałowej na czole i święty sznur owinięty wokół szyi. Próbuje akomodacji, czyli dopasowania Dobrej Nowiny do zwyczajów i kultury indyjskiej. Włada sanskrytem, a święte księgi wedyjskie interpretuje w świetle Ewangelii.

Braminów, członków najwyższej kasty w społeczności indyjskiej, nie zwalcza, ale pozyskuje dla Chrystusa. Nowo ochrzczonym pozwala zachowywać ich dotychczasowe zwyczaje: rytualną kąpiel poranną, używanie pasty sandałowej, noszenie świętego sznura i pęku włosów z tyłu głowy. Nie muszą nawet zmieniać imion.

Kiedy umiera w 1656 roku, w misji madurajskiej żyje 40 tys. katolików należących do różnych kast.

Ojciec Narodu

Nowoczesne metody stosowane przez jezuitów w XVI wieku nie wszystkim się podobały. Zostały one nawet zakazane przez papieża Benedykta XIV. Dopiero Sobór Watykański II zaaprobował inkulturację i akomodację misyjną.

Dzisiaj misjonarz starannie przygotowuje się do wyjazdu. Poznaje obyczaje, dzieje i kulturę ludu, któremu pojedzie głosić Ewangelię. Mówi o Jezusie w języku zrozumiałym dla słuchaczy. Misjonarz okazuje się często Ojcem Narodu. Bywa, że po raz pierwszy spisuje przysłowia, podania i opowieści. Tworzy słowniki i… tłumaczy Pismo Święte.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/f/frak.htm#02

Wielki papież

GUERCINO (GIOVANNI FRANCESCO BARBIERI)

“Św. Grzegorz Wielki ze św. Ignacym i św. Franciszkiem Ksawerym”,
olej na płótnie, 1625-1626, National Gallery, Londyn

 

Powiększenie Tylko kilku papieży w historii otrzymało przydomek “wielki”. Jednym z nich był św. Grzegorz (540-604), pierwszy papież, który przyjął takie imię. Na obrazach przeważnie jest on przedstawiany w szatach pontyfikalnych. Otwarta księga leżąca na kolanach wielkiego papieża ma przypominać o jego zasługach jako doktora Kościoła. Tak właśnie św. Grzegorza Wielkiego namalował również Guercino. Papież spogląda na lecącego nad nim białego gołębia, symbolizującego Ducha Świętego. To oczywiście oznacza, że reformy podejmowane przez św. Grzegorza miały swe źródło właśnie w Duchu Świętym.

Obraz powstał na zamówienie kard. Ludovico Ludoviciego, bratanka papieża Grzegorza XV. Alessandro Ludovici, wybrany na papieża 9 lutego 1621 roku, zmarł jeszcze przed powstaniem obrazu, 8 lipca 1623r. Podczas swego krótkiego pontyfikatu 12 marca 1622r. kanonizował m. in. Dwóch najwybitniejszych jezuitów – założyciela Towarzystwa Jezusowego Ignacego Loyolę i wielkiego misjonarza Azji – Franciszka Ksawerego. Obu świętych widzimy na obrazie Guercino. Stoją przy tronie papieskim. Św. Ignacy, z lewej strony, trzyma księgę, co przypomina o napisanych przez niego “Ćwiczeniach duchowych”. Św. Franciszek Ksawery, z lilią (symbolem czystości) w ręce, stoi z prawej strony. Świętym towarzyszą aniołowie i putta.

Portret Grzegorza I Wielkiego i świętych jezuickich jest więc pośmiertnym hołdem złożonym papieżowi Grzegorzowi XV. Grzegorz Wielki był dla niego inspiracją, z myślą o nim przyjął to samo imię. Z kolei wyniesienie na ołtarze świętych jezuickich było najbardziej znaczącym osiągnięciem jego krótkiego pontyfikatu.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 35 – 30 sierpnia 2009r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/pra/wramach/2009/35.htm

Pierwsze kroki misyjne
15 marca 1540 roku misjonarze wraz z Franciszkiem opuszczają Rzym i udają się do Lizbony, a stamtąd drogą morską do Indii. Po 13 miesiącach docierają na zachodnie wybrzeże Indii, do Goa – centrum kolonialnego i handlowego. Od tej pory przyszły Święty prowadzi pełną poświęcenia działalność, którą rozszerza na sąsiadujące tereny. Dociera do Nowej Gwinei, do Japonii i do wrót Chin.

Najważniejszym jego zadaniem było udzielanie chrztu. Po stosunkowo krótkiej katechezie włączał nawróconych do Kościoła. Jan Paweł II przypomina w encyklice Redemptoris missio, że praca misyjna winna zmierzać do nawrócenia, czyli „pełnego i szczerego przylgnięcia do Chrystusa i do Jego Ewangelii” (RMs 46), a to związane jest z sakramentem chrztu.

Nowe metody
Prowadząc szeroką akcję misyjną, obejmującą różne ludy, religie, tradycje kulturowe i języki, Ksawery modyfikował dotychczasowe metody misyjne. Poczynione przez niego uwagi, wynikające z osobistych doświadczeń, dały początek całej serii chlubnych i niezwykle odważnych prób, które ukształtowały zasady pracy misyjnej. Metoda zapoczątkowana przez Ksawerego, a kontynuowana później przez takich misjonarzy jezuickich jak Mateusz Ricci i Bel Schall w Chinach oraz Roberto de Nobili w Indiach, dała początek fundamentalnej dziś zasadzie misyjnej, jaką jest inkulturacja. Głoszenie Ewangelii ma miejsce w określonych warunkach geograficznych, klimatycznych i kulturowych. Stąd potrzeba dostosowania prawd Ewangelii i wyrażenia ich za pomocą zrozumiałego języka.

Z kolei Kościół także przyjmuje z danej kultury to wszystko, co cenne i nieskażone grzechem. Teologicznym uzasadnieniem inkulturacji jest tajemnica Wcielenia: Bóg w Jezusie Chrystusie zbliżył się do człowieka, przyjmując naszą naturę i wszystko z wyjątkiem grzechu. Inkulturacja jest drogą Kościoła na wszystkich kontynentach. To dzięki niej Kościół jest ciągle młody i żywy wśród wielu ludów.

Innym elementem metody misyjnej Ksawerego jest troska o powołania rodzime. Powołania do kapłaństwa, życia zakonnego i kontemplacyjnego są oznaką dojrzałości Kościoła. Mentalność ludzi najlepiej znana jest tym, którzy pochodzą z danego terenu. To oni mogą wzmocnić pracę misyjną. Od samego początku zakon jezuitów rozumiał potrzebę troski o powołania miejscowe. Dowodem tego są liczne kolegia zakładane przez zakon i troska o wykształcenie młodzieży na różnych stopniach.

Oddziaływanie Świętego
Kościół zachęca do zaangażowania w dzieło misyjne. Jest wiele miejsc, na których przykład św. Franciszka Ksawerego może inspirować do działania. Pomocą służą parafialne koła misyjne, umacniając ducha osobistego zaangażowania w misje przez zainteresowanie ich problematyką, modlitwę i dary duchowe czy materialne.

Dokonania św. Franciszka stały się inspiracją dla szeroko rozumianej twórczości artystycznej. Goa, do którego uroczyście przeniesiono w 1554 roku ciało Świętego, jest miejscem niezliczonych pielgrzymek. Jego relikwie doznają czci nie tylko w Azji, ale i w Europie, a szczególnie w Rzymie. Liczne opowiadania i utwory poetyckie sławią dzieła, jakich dokonał Święty. Dedykowano mu liczne kościoły i ołtarze, zarówno w Europie, jak i w krajach misyjnych.

http://kosciol.wiara.pl/doc/490525.Misjonarz/2

*****

Z listu św. Franciszka Ksawerego, prezbitera, do św. Ignacego Loyoli
(H. Tursellini, Vita Francisci Xaverii, Romae 1596, Lib. 4, epist. 4 [1542] et 5 [1544])

Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!

Odwiedziliśmy wsie zamieszkałe przez chrześcijan, którzy parę lat temu przyjęli wiarę. Nie ma tu Portugalczyków, ponieważ ziemia jest jałowa i nieurodzajna. Miejscowi chrześcijanie z powodu braku kapłanów wiedzą tylko to, że zostali ochrzczeni. Nie ma tu kapłana, który by odprawiał dla nich mszę świętą, ani też nikogo, kto by ich uczył pacierza oraz przykazań Bożych.

Odkąd więc tu jestem, nie przestaję chrzcić dzieci. Tak więc oczyściłem ogromną liczbę dzieci, o których można powiedzieć, że nie rozróżniają między swoją prawicą a lewicą. Te dzieci nie dają mi spokoju ani czasu na odmówienie oficjum, jedzenie czy spanie, zanim nie nauczę ich jakiejś modlitwy. Tu zaczynam rozumieć, że “do takich należy królestwo Boże”.

Byłoby to z mej strony brakiem wiary, gdybym nie zadośćuczynił tak pobożnym pragnieniom. Dlatego nauczywszy ich wyznawać Boga w Trójcy Jedynego, wyjaśniłem im Skład Apostolski oraz Ojcze nasz i Zdrowaś Maryja. Zauważyłem, że te dzieci są bardzo pojętne i niewątpliwie stałyby się dobrymi chrześcijanami, gdyby je tylko zaznajomić dokładniej z nauką naszej wiary.

W tych krajach bardzo wielu nie jest chrześcijanami tylko dlatego, że nie ma nikogo, kto by wśród nich apostołował. Często wspominam, jak to dawniej, na uczelniach europejskich, a szczególnie na Sorbonie, wyszedłszy z siebie krzyczałem do tych, którzy mają więcej wiedzy niż miłości, i nawoływałem ich tymi słowami: O jak wiele dusz z waszej winy traci niebo i pogrąża się w otchłań piekła!

Obyż to oni tak się przykładali do apostolstwa, jak pilni są do nauki, by mogli zdać Bogu rachunek z powierzonych im talentów wiedzy. O gdybyż ta myśl mogła ich poruszyć; oby odbyli ćwiczenia duchowne i zechcieli posłuchać tego, co by im Pan powiedział w głębi ich serca, i porzuciliby swoje pożądania i sprawy ziemskie. Byliby wtedy gotowi na wezwanie Pańskie i wołali do Niego: “Oto jestem, co mam czynić, Panie?” Poślij mnie, dokąd zechcesz, nawet i do Indii.

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

O autorze: Judyta