Słowo Boże na dziś – 1 lutego 2015 r. – IV Niedziela Zwykła – niech nikt z nas, drodzy bracia i siostry, nie stanie się wobec nich (młodych) winien tego zgorszenia, o którym Pan Jezus mówi w słowach tak bardzo surowych

Myśl dnia

Każdemu, kto tonie, należy podać rękę.

Irena Sendlerowa

PIERWSZE CZYTANIE (Pwt 18,15-20)

Bóg obiecuje zesłać proroka

Czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa.

Mojżesz tak przemówił do ludu:
„Pan Bóg twój wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie. Jego będziesz słuchał. Właśnie o to prosiłeś Pana Boga swego na Horebie, w dniu zgromadzenia: «Niech więcej nie słucham głosu Pana Boga mojego i niech już nie widzę tego wielkiego ognia, abym nie umarł»”.
I odrzekł mi Pan: „Dobrze powiedzieli. Wzbudzę im proroka spośród ich braci, takiego jak ty, i włożę w jego usta moje słowa, będzie im mówił wszystko, co rozkażę.
Jeśli ktoś nie będzie chciał słuchać moich słów wypowiedzianych w moim imieniu, Ja od niego zażądam zdania sprawy. Lecz jeśli który prorok odważy się mówić w moim imieniu to, czego mu nie rozkazałem, albo wystąpi w imieniu bogów obcych, taki prorok musi ponieść śmierć”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 95,1-2.6-7ab.7c-9)

Refren: Naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.

Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu, *
wznośmy okrzyki ku chwale Opoki naszego zbawienia.
Stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem, *
radośnie śpiewajmy Mu pieśni.

Przyjdźcie, uwielbiajmy Go padając na twarze, *
zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył.
Albowiem On jest naszym Bogiem, *
a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku.

Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego: +
„Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba, *
jak na pustyni w dniu Massa,
gdzie Mnie kusili wasi ojcowie, *
doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła”.

DRUGIE CZYTANIE (1 Kor 7,32-35)

Małżeństwo i celibat

Czytanie z Pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.

Bracia:
Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień.
Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi.
Mówię to dla waszego pożytku, nie zaś, by zastawiać na was pułapkę; po to, byście godnie i z upodobaniem trwali przy Panu.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4, 16)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie,
i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło światło.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 1,21-28)

Jezus naucza jako mający władzę

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.

Oto słowo Pańskie.

**************************************************************************************************************************************

Prawdziwa moc!

paulusorgpl

http://youtu.be/LxuhnhlFMCA
******
Propozycja zmiany

Na widok cudów, jakie czynił Syn Boży, wielu ludzi ogarniało zdziwienie. Nie spodziewali się, że działanie Boga dokonujące się przez Jezusa i w osobie Jezusa, może być aż tak znaczne. Część osób pod wpływem tych doświadczeń przyjmowało naukę Mesjasza i przemieniało swoje życie. Byli i tacy, którzy zatrzymywali się jedynie na sensacyjnej stronie wydarzeń, a ich życie biegło dalej dotychczasowym torem. Bóg nikogo nie zmusza do nawrócenia. Proponuje jedynie, że może nam pomóc zmienić życie. Jednak to każdy z nas musi podjąć decyzję. Samo bycie obserwatorem, nawet cudownych zdarzeń, nie gwarantuje zbawienia.

Panie, który dokonywałeś tak wielu cudów, proszę, dodaj mi odwagi, abym szedł za Tobą i mógł zmienić to, co w moim życiu jest niedoskonałe. Nie chcę jedynie patrzeć na Ciebie, ale pragnę Cię naśladować.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła http://www.paulus.org.pl/czytania.html

******

Wprowadzenie do liturgii

 BILIŚMY BRAWO

Dzisiaj, gdy człowieka z niemal każdej strony zalewa potok słów i wiadomości – ktoś, kto mówi „z mocą”, byłby pewnie kimś niezwykłym. Trudno znaleźć takich osób wiele, jest ich może kilka.
Tak jak dziś, tak i w I wieku istniała potrzeba autorytetów, które jasno i klarownie, a jednocześnie mądrze umiałyby dotrzeć do umysłów ludzkich. Wówczas pojawił się Pan Jezus, niedawno taką osobą był św. Jan Paweł II, a dziś jest nią pewnie obecny papież. Człowiek tęskni za osobowościami, które miałyby w sobie ową „boską moc”. Trzeba nam też wracać do słów tych osób, które były nam kiedyś przewodnikami i głosicielami Prawdy, które nie tylko mówiły jak żyć, ale i to pokazywały.
Często wsłuchiwaliśmy się w słowa tych „wielkich”, spotykaliśmy się z nimi, biliśmy im brawo, ale ile zostało w nas z tych słów Jezusa czy naszego papieża? A co Bóg mówi dziś do Mojżesza: „Jeśli ktoś nie będzie chciał słuchać słów moich… Ja od niego zażądam zdania sprawy” (I czytanie). Lecz nawet gdy słuchamy, to i tak często robimy po swojemu; nawet zgadzamy się z taką osobą, ale nasze mądrości są dla nas najważniejsze. A przecież kiedyś z każdego wysłuchanego przez nas słowa będziemy musieli zdać sprawę. Z każdego wypowiedzianego też!
Pan Bóg mówi do nas często przez rodziców, nauczycieli, księży, przyjaciół…. Bóg nie chce naszej krzywdy – jeśli posyła do nas ludzi – proroków ze swoim Słowem, to tylko po to, aby nam było lepiej żyć tu na ziemi. Od Bożego głosu nie wolno nam uciekać, bo w nim zawiera się moc, która daje nam siłę.

ks. Krzysztof Stosur

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/903

Liturgia słowa

Służba Bogu przez wierną realizację codziennych obowiązków, a także udział w niedzielnej, a nawet codziennej liturgii ożywia i pogłębia naszą pobożność. Dlatego pragniemy wspólnie wielbić Boga, śpiewać Mu pieśni i składać dary. Jak kiedyś w synagodze w Kafarnaum, tak również dzisiaj Chrystus Jezus pragnie przemówić do nas i oczyścić nas z wszystkiego tego, co złe i grzeszne. Poprzez akt pokuty przygotujmy się na spotkanie z Panem.

PIERWSZE CZYTANIE (Pwt 18,15-20)

Mojżesz prowadzący Izraelitów przez pustynię zapowiada powstanie proroka, który poprowadzi nowy lud – wspólnotę dzieci Bożych. Pan Bóg żądał od nich na pustyni, i teraz żąda także od nas, aby temu „prorokowi jak Mojżesz” być posłusznym.

Czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa
Mojżesz tak przemówił do ludu:
«Pan, Bóg twój, wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie. Jego będziesz słuchał. Właśnie o to prosiłeś Pana, Boga swego, na Horebie, w dniu zgromadzenia: „Niech więcej nie słucham głosu Pana Boga mojego, i niech już nie widzę tego wielkiego ognia, abym nie umarł”».
I odrzekł mi Pan: «Dobrze powiedzieli. Wzbudzę im proroka spośród ich braci, takiego jak ty, i włożę w jego usta moje słowa, będzie im mówił wszystko, co rozkażę.
Jeśli ktoś nie będzie chciał słuchać moich słów, wypowiedzianych w moim imieniu, Ja od niego zażądam zdania sprawy. Lecz jeśli który prorok odważy się mówić w moim imieniu to, czego mu nie rozkazałem, albo wystąpi w imieniu bogów obcych, taki prorok musi ponieść śmierć».

PSALM (Ps 95,1-2.6-7ab.7c-9)

Stałym elementem pobożności narodu wybranego był codzienny kult Jahwe w jerozolimskiej świątyni, wyrażający się składaniem licznych ofiar i radosnymi śpiewami dziękczynnymi. My również jesteśmy wezwani, aby składać Panu Bogu nasze dary i radośnie śpiewać Mu nasze pieśni.

Refren: Słysząc głos Pana, serc nie zatwardzajcie.

Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu, *
wznośmy okrzyki ku chwale Opoki naszego zbawienia.
Stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem, *
radośnie śpiewajmy Mu pieśni. Ref.

Przyjdźcie, uwielbiajmy Go, padając na twarze, *
zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył.
Albowiem On jest naszym Bogiem, *
a my ludem Jego pastwiska i owcami w Jego ręku. Ref.

Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego: †
«Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba, *
jak na pustyni w dniu Massa,
gdzie Mnie kusili wasi ojcowie, *
doświadczali Mnie, choć widzieli Moje dzieła». Ref.

DRUGIE CZYTANIE (1Kor 7,32-35)

Święty Paweł, który z dnia na dzień oczekiwał końca świata i nadejścia Chrystusa, zachęcał Koryntian do całkowitego oddania się na służbę Panu. Jego słowa były jednak jedynie radą i zachętą, a nie nakazem. Dzisiaj zachęta do całkowitego poświęcenia się Bogu także znajduje mało zrozumienia wśród ludzi – a jest to przecież najpiękniejszy znak pośmiertnej i ostatecznej nadziei chrześcijanina.

Czytanie z Pierwszego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian
Bracia:
Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień.
Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi.
Mówię to dla waszego pożytku, nie zaś, by zastawiać na was pułapkę; po to, byście godnie i z upodobaniem trwali przy Panu.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4,16)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Lud, który siedział w ciemności,
ujrzał światło wielkie,
i mieszkańcom cienistej krainy śmierci
wzeszło światło.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 1,21-28)

Ewangelista Marek kontynuuje opis pierwszego dnia działalności Jezusa w Galilei. Jego nauczanie w synagodze i wypędzenie z opętanego człowieka złego ducha wzbudziło wśród ludzi podziw i zdumienie. Ale zrodziło też pytanie o pochodzenie Jego władzy i źródła cudotwórczej mocy.

Słowa Ewangelii według świętego Marka
W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży».
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego». Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne». I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/903/part/2

Katecheza

Siostry Służebnice Wynagrodzicielki Najświętszego Serca Jezusa

„Powołanie do wynagradzania jest łaską Pana. Zechciejcie zrozumieć wielkość daru i doprowadzić do wypełniania się Bożych planów” – ks. Antonino Celona.

Zgromadzenie Sióstr Służebnic Wynagrodzicielek Najświętszego Serca Jezusa zostało założone 8 września 1917 r. w Messynie we Włoszech. Już 2 lutego 1918 r. pierwsze siostry złożyły śluby zakonne. Założycielem zgromadzenia był włoski kapłan Antonino Celona (1873-1952). Tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi w Mesynie w 1908 r. oraz szerzenie się ideologii marksizmu odczytał on jako wezwanie do działania. Dlatego niedługo później powołał do istnienia zgromadzenie o nowym charyzmacie wynagradzania. Chodzi tu o wynagradzanie dokonywane przez Jezusa Kapłana, który ofiaruje się Ojcu i realizuje plan zbawienia. Stąd też każda z członkiń zgromadzenia czuje się powołana do bycia „odbiciem i odtworzeniem tego oddania się, które Jezus uczynił Ojcu z samego siebie” (ks. A. Celona).
Charyzmat wynagradzania ma dwa wymiary ‒ duchowy (wynagradzanie Sercu Pana Jezusa zniewag) oraz apostolski (troska o zbawienie osób słabych i zagrożonych moralnie). Łącząc się z Chrystusem przez adorację Najświętszego Sakramentu, siostry wypraszają ludzkości zniewolonej przez grzech miłosierdzie i łaskę.
Ksiądz Antonino Celona był również zafascynowany postacią Maryi – pragnął, aby jego „duchowe córki” naśladowały ją jako Pierwszą Wynagrodzicielkę.
W Polsce Zgromadzenie istnieje od 2000 roku i mieści się w Lublinie przy ulicy Judyma 47. Tworzą je trzy siostry: Brazylijka, Włoszka i Polka. Wymiar apostolski swojego charyzmatu siostry realizują przez opiekę nad dziećmi i młodzieżą z zaniedbanych rodzin. Kształtują w nich umiejętności nawiązywania i podtrzymywania bliskich, osobistych relacji z innymi, łagodzą skutki doświadczonego cierpienia i oddzielenia od naturalnych rodzin.
Wiedza pedagogiczna i psychologiczna w połączeniu z formacją duchową i pełnym oddania osobistym zaangażowaniem sióstr umożliwia rozwijanie w wychowankach integralnej osobowości. W ich Rodzinnym Domu im. Serca Jezusa przebywa 9 dzieci w wieku od 1,5 miesiąca do 18 lat. Praca wychowawcza sióstr została doceniona przez prezydenta Lublina. Siostra Łucja z Brazylii jest laureatką plebiscytu „Kobieta na Medal”.
Źródłem kryzysu, jaki dotyka współczesnego człowieka, jest niewątpliwie jego oddalenie się od Boga i ateizm. To wielki dramat społeczny. Siostry przez dzieło wynagrodzenia i naprawy ofiarują Bogu swoje życie i swoje siły, aby przybliżyć współczesnego człowieka do Boga i wyprosić dla niego zbawienie. Więcej na temat zgromadzenia można przeczytać na stronie: www.wynagrodzicielkinsj.pl.

Agata Kornacka 

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/903/part/3

Rozważanie

 Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne. (Mk 1, 28)

Każdy cud dokonany przez Jezusa miał służyć temu, aby ludzie w Niego uwierzyli. Cud jest pomocą w wierze, ale nie jest jej warunkiem. O cud możemy Boga prosić, ale nie możemy się go domagać. To od Boga zależy komu, gdzie i w jakim stopniu udziela swoich łask. Nie wolno nam się na Boga obrażać, kiedy cud, którego tak bardzo wyczekujemy, nie nadchodzi. Z wiarą i pokorą trzeba nam mierzyć się z każdą sytuacją i uznać prawdę, że wola Boża jest ważniejsza niż nasza. Jedno jest pewne: dla Boga nie ma nic niemożliwego. Jest też pewne, że Bóg nie robi niczego, co przynosiłoby jakąkolwiek szkodę Jego dzieciom. Nawet jeśli choroba, cierpienie czy jakieś niepowodzenia wydają się nam zbyt trudne,to przyjmując je z wiarą i ufnością, zrozumiemy, że jest to ofiara, która w ostatecznym rozrachunku pomoże nam wejść do królestwa Bożego.

Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/903/part/4

 

********

Św. Bonawentura (1227-1274), franciszkanin, doktor Kościoła
Kazanie: „Christus unus omnium magister”

„Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą”
 

„Jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus” (Mt 23,10)… Chrystus jest bowiem „odblaskiem chwały Ojca i odbiciem Jego istoty, podtrzymuje wszystko słowem swej potęgi” (Hbr 1,3). On jest początkiem wszelkiej mądrości, Słowo Boże na wysokościach jest źródłem mądrości. Chrystus jest źródłem wszelkiego prawdziwego poznania, jest bowiem „drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6)… Jako droga, Chrystus jest nauczycielem i zasadą poznania według wiary… To dlatego Piotr naucza w swoim drugim liście: „Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu” (1,19)… Ponieważ Chrystus jest zasadą wszelkiego objawienia przez swoje przyjście w duchu i umocnieniem wszelkiego autorytetu przez swoje przyjście w ciele…

Przychodzi najpierw do ducha jako światło objawiające wszelką wizję prorocką. Według Daniela, „On odsłania to, co niezgłębione i ukryte, i zna to, co spowite w ciemność, a światłość mieszka u Niego” (2,22). Chodzi o światło boskiej mądrości, jaką jest Chrystus. Według Jana, mówi: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności” (8,12) i „Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości” (12,36)… Bez tej światłości, jaką jest Chrystus, nikt nie może przeniknąć sekretów wiary. To dlatego w księdze Mądrości czytamy: „Wyślij ją [Mądrość] z niebios świętych, ześlij od tronu swej chwały, by przy mnie będąc pracowała ze mną i żebym poznał, co jest Tobie miłe… Któż bowiem z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana?” (9,10.13) Nikt nie może dojść do tej pewności objawionej wiary jak tylko przez przyjście Chrystusa w duchu i w ciele.

*******

Kilka słów o Słowie 1 II 2015

Michał Legan

http://youtu.be/vQrHzYcFigc
*******
Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”

IV NIEDZIELA ZWYKŁA B
01.02.2015 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Mojżesz tak przemówił do ludu: “Pan Bóg twój wzbudzi ci proroka spośród braci twoich, podobnego do mnie. Jego będziesz słuchał. Właśnie o to prosiłeś Pana Boga swego na Horebie, w dniu zgromadzenia: «Niech więcej nie słucham głosu Pana Boga mojego i niech już nie widzę tego wielkiego ognia, abym nie umarł»”. I odrzekł mi Pan: “Dobrze powiedzieli. Wzbudzę im proroka spośród ich braci, takiego jak ty, i włożę w jego usta moje słowa, będzie im mówił wszystko, co rozkażę. Jeśli ktoś nie będzie chciał słuchać moich słów wypowiedzianych w moim imieniu, Ja od niego zażądam zdania sprawy. Lecz jeśli który prorok odważy się mówić w moim imieniu to, czego mu nie rozkazałem, albo wystąpi w imieniu bogów obcych, taki prorok musi ponieść śmierć”.
Pwt 18,15-20

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Zacznijmy nasze rozważania od końca, czyli z dołu do góry. Bycie prorokiem Pana nie uprawniało do mówienia wszystkiego, co ślina na język przyniesie czy też prezentacji swoich własnych wywodów czy poglądów lub dawało prawo, aby tak sobie po godzinach dorabiać jako rzecznik prasowy jakiegoś innego bóstwa. Prorok miał mówić, tylko to, co usłyszał od Pana Boga, przekazywać Boże słowa. Nieposłuszeństwo w tym względzie, wszelkie nadużycia groziły prorokowi surowymi karami, łącznie z utratą życia.

Z chwilą bierzmowania uczestniczę w prorockiej misji Jezusa Chrystusa. W pewien sposób jestem prorokiem Pana. Czy to powoduje moją większą odpowiedzialność za słowa, które wypowiadam? Czy cenię sobie każde słowo, to Boże i to ludzkie? Czy swoimi słowami komunikuję życie czy też śmierć? Czy nie daję się wkręcić w bycie prorokiem jakiegoś bożka czy też samego siebie? Czy jestem wiarygodnym prorokiem?

Prorok mówił do konkretnych osób czy osoby, mówił słowa, które w jego usta włożył Pan, co On rozkazał mu powiedzieć. To jednak nie prorok rozliczał zainteresowanego słuchacza z realizacji usłyszanego słowa, ale sam Pan.

Czy słucham proroków moich czasów? Czy słuchając ich, pamiętam o tym, że mówią oni w Imieniu Pana, że to On włożył w ich usta słowa przeznaczone dla mnie, że to sam Pan będzie mnie rozliczał z realizacji usłyszanego słowa a wówczas “nie wykręcę się sianem”, nie wymigam od poniesienia konsekwencji przyjęcia lub odrzucenia Bożego słowa?

Sam Izrael prosił o proroka, bojąc się, że gdyby sam Pan osobiście do niego przemawiał, mogło to by się dla niego źle skoczyć. Wiemy z przekazu Starego Testamentu, że ten, kto ujrzałby Boga twarzą w twarz, musiałby umrzeć. Zapewne groziłoby to także temu, kto by usłyszał Go bezpośrednio. Prorok miał być takim bezpiecznym przekaźnikiem Bożego słowa dla Izraela.

Czy dziękuję Panu, że On pragnie do mnie przemawiać, choć nie zawsze jestem uważnym słuchaczem? Czy dziękuję za proroków, których stawia na drodze mego życia i przez nich do mnie przemawia? Czy proszę, aby ich nie zabrakło, aby zawsze był ktoś, kto w Imieniu Pana będzie mnie upominał, mobilizował, pocieszał, wzywał do nawrócenia? Czy sobie uświadamiam, że spotkanie z prorokiem, to tylko przygotowanie do chwili, kiedy Pan przemówi do mnie bez pośredników, osobiście? Czy zdaję sobie sprawę, że moje życie się rozwija, kiedy słucham Bożego głosu, marnieje, kiedy jest odwrotnie, kiedy nie słucham?

Pomodlę się za proroków Pana moich czasów, aby z mocą głosili Boże słowo, a ja bym był temu słowu posłuszny. Jutro (2 luty) będę pamiętał o szczególnej modlitwie za osoby zakonne. Będę też prosił Pana o liczne powołania do życia konsekrowanego.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu,
wznośmy okrzyki ku chwale Opoki naszego zbawienia,
stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem,
radośnie śpiewajmy Mu pieśni…
Ps 95,1-2

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Słysząc głos Pana, serc nie zatwardzajcie

*****

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

******

Bóg jest doświadczeniem, a nie teologiąks. Paul Coutinho SJ

Bóg jest doświadczeniem, a nie teologią

ks. Paul Coutinho SJ

(fot. VickyTH/flickr.com)

Pewien bogobojny człowiek, siedzący na szczycie Himalajów, ustawił dużą tablicę z napisem: “Za dwa centy pokażę wam, jak doświadczyć Boga”. Zewsząd schodzili się do niego ludzie.

On kazał im wrzucać monety do leżącej obok niego miseczki, a potem dawał im odrobinę cukru i polecał go zjeść. Nie żądał, aby opisali jego smak, czyli aby mówili o jego słodyczy. Kazał im zjeść cukier i doświadczyć słodyczy. Co to jest słodycz? Można ją analizować w chemicznym laboratorium. Można ją opisywać i mówić o niej. Im więcej jednak mówisz o słodyczy, tym mniej wiesz, czym ona jest w twoich ustach. Słodycz jest doświadczeniem. Również Bóg jest doświadczeniem.
Jak możesz dowieść rzeczywistości Boga, czyli Jego istnienia? Czy w ogóle możesz dowieść istnienia Boga? Podoba mi się definicja rzeczywistości zaproponowana przez Carla Junga. Rzeczywistością jest to, co na ciebie oddziałuje. Wszystko, co na ciebie oddziałuje, jest rzeczywiste. Bóg oddziałuje na moje życie, a więc Bóg jest dla mnie rzeczywistością. Bóg motywuje moje zachowanie, a więc Bóg jest dla mnie rzeczywistością. Bóg nawiązuje ze mną kontakt, jest więc dla mnie rzeczywistością. Bóg otwiera przede mną nieskończone możliwości, jestem więc żywy, a Bóg staje się dla mnie coraz bardziej rzeczywisty.
W Indiach żyje pewne tubylcze plemię, będące żywym znakiem tego, że Bóg jest doświadczeniem. Są to pierwotni mieszkańcy kraju i stanowią grupę najbardziej wyzyskiwaną. W rejonie, gdzie żyją, istnieje jeszcze dotąd ustrój feudalny. Pan feudalny jest właścicielem obszaru tak rozległego jak okiem sięgnąć i włada wszystkim, co na tym obszarze się znajduje: drzewami, bydłem, mężczyznami, kobietami, dziećmi. Może robić, co chce, ze wszystkim i z każdym na tym terenie. Może traktować wszystko i wszystkich na swojej ziemi z respektem i szacunkiem, ale może też bić mężczyzn, gwałcić kobiety i głodzić na śmierć dzieci, a wszystko to się zdarza – i nie istnieje prawo, które by go za to ścigało.
Każdego poranka ludzie ci wychodzą do pracy na pańskich polach, radośni i uśmiechnięci. Ich swobodny i pogodny gwar niesie się przez pola. Nocą, jeśli jest ładna pogoda, biorą bębny i przez całą noc śpiewają i tańczą. W swoich domostwach mają bardzo niewiele. Ich typowy dom składa się z dwóch pomieszczeń: w jednym znajduje się bydło, a w drugim mieszka rodzina. Od bydła oddziela rodzinę bambusowa zasłona. Ludzie ci mają niewiele, a jednak są pogodni i cieszą się życiem.
Co im daje to poczucie swobody, kiedy żyją wśród bólu i cierpienia, kiedy ich mężczyźni są bez żadnego powodu bici, ich kobiety gwałcone, a ich dzieci głodzone na śmierć? A przecież wbrew tym cierpieniom żyją pełnią życia. Co nie znaczy, że kiedy ich mężczyźni są bici, oni nie czują bólu, że kiedy ich kobiety są gwałcone, nie ogarnia ich gniew, że kiedy ich dzieci umierają, nie opłakują ich. Ale całe to zło, które stanowi część ich osobistego codziennego doświadczenia, nie przeszkadza im żyć pełnią życia.

 

Zapytani: “Co daje wam to poczucie swobody, że możecie śpiewać i tańczyć, śmiać się, żyć pełnią życia?”, pokażą wam swoje tatuaże. Są wytatuowani na czołach, skroniach, przegubach dłoni i kostkach u nóg. Każdy tatuaż jest symbolem Bóstwa. Ludzie ci nie są katolikami, nie są chrześcijanami, nie są hinduistami ani buddystami. Nie należą do żadnej religii. Oddają cześć siłom przyrody, ale mają doświadczenie prawdy i poczucie swobody.

 

Wierzą, że dopóki żyją, ich mężczyźni mogą być bici, ich kobiety mogą być gwałcone, ich dzieci mogą być głodzone na śmierć, ale nikt nie może tknąć Bóstwa, które jest zakorzenione w ich życiu. Wiedzą, że kiedy umrą, przyjaciele i krewni przyjdą i zabiorą ich mizerny dobytek. Wszystko można im odebrać, ale nikt na ziemi nie może tknąć Bóstwa, które jest na nich wytatuowane. Wszystkim, co zabierają ze sobą, jest wytatuowane na nich Bóstwo. To jest ich rzeczywistość, ich doświadczenie i ich prawda.

 

 

Rozmyślanie pochodzi z książki Paula Coutinho SJ, Jak wielki jest Twój Bóg

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,68,bog-jest-doswiadczeniem-a-nie-teologia.html

*******

Czy twoje myśli i uczucia są tobą?

Martin Laird OSA

(fot. shutterstock.com)

Jeżeli uważamy, że nasze myśli i uczucia to my, idziemy przez życie, po prostu reagując na otoczenie, z niewielką świadomością, że to czynimy albo że życie mogłoby wyglądać inaczej. Kiedy próbujemy się modlić, rozproszenia usidlają nas i stosunkowo łatwo przytłaczają. Kiedy usiłujemy spokojnie siedzieć, ledwo zauważamy, że oprócz wewnętrznych filmów, które bez przerwy są odtwarzane, jest w nas jeszcze coś. Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy, że filmy są filmami, a nasze życie toczy się według ich scenariusza. Chaos w naszej głowie jest naszym życiem.
Rozproszenie spotykane przy pierwszej bramie charakteryzuje pełna identyfikacja z myślami i uczuciami. Kiedy pośród tego wszystkiego próbujemy zająć się modlitwą, potrafi być ona prawdziwą męczarnią. Załóżmy na przykład, że próbujemy usiąść w ciszy z naszym słowem modlitwy, a sąsiedzi puszczają głośno muzykę. Nasze myśli są tak przepełnione swoim hałasem, że tak naprawdę ledwo słyszymy łomot zza ściany. W naszej głowie kotłują się głównie komentarze w rodzaju: “Dlaczego oni muszą być tacy głośni?!”, “Zadzwonię na policję!”, “To się skończy w sądzie!”. Razem z tymi myślami pojawiają się też emocje – trudna do zniesienia irytacja i stanowcze postanowienie, że przy następnym spotkaniu powiesz sąsiadom, co o nich myślisz. Muzyka po prostu grała, lecz my dodajemy do niej własny komentarz. Jesteśmy kompletnie zaplątani w tę czynność i zupełnie jej nieświadomi. Ten przykład może wydawać się przesadą, jego celem jest jednak pokazanie, że taki rodzaj usidlenia przez myśli na temat łomoczącej muzyki jest typowy dla rozproszeń przy pierwszej bramie.
Weźmy inny przykład – powiedzmy, że podczas modlitwy do pokoju wchodzi ktoś, kogo nie lubimy lub nawet się obawiamy. Natychmiast wpadamy w uwikłanie – próbując uniknąć strachu, zaczynamy obmyślać strategie: może najlepiej niepostrzeżenie wyjść albo zareagować prewencyjną agresją? Może lepiej będzie się podlizać i w ten sposób kontrolować sytuację, wkradając się w łaski wroga? Rozmaitość póz może być wielka, lecz rzecz w tym, że jesteśmy tak zaabsorbowani własną reakcją, z całym towarzyszącym jej komentarzem, że choć czujemy krępujące nas więzy, ledwo zdajemy sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Na tym wczesnym etapie podczas modlitwy na to, co nam się przydarza (a są to rozproszenia), reagujemy komentarzem zamiast ciszą. Całe to gadulstwo uniemożliwia nam proste, bezpośrednie doświadczanie naszych myśli i emocji, a co więcej – pomnaża cierpienie ponad miarę i potrzebę. Dlatego też wielu ludzi szybko porzuca kontemplację. Słyszeli oni, że przyniesie im ona wewnętrzny spokój, a tymczasem ich własne doświadczenia owocują tylko chaosem. Jednak na tym etapie kontemplacji konfrontacja z chaosem ma zbawienną moc. Pokój rzecz jasna przyjdzie, ale będzie on owocem. Nie wypchnie rozproszeń z naszej głowy, ale pojawi się w spotkaniach z myślami i uczuciami, jeżeli odpowiemy na nie ciszą, a nie komentarzem. Oto umiejętność, jakiej musimy się nauczyć.
Zmagania z rozproszeniami nie dotyczą tylko natrętnych myśli. Wielu szczerze pobożnych ludzi nigdy nie osiągnie krainy ciszy, ponieważ ich uwaga jest przykuta do pacierzy i słów. Dla nich modlitwa musi być potokiem słów skierowanych do Boga, proszeniem Go o to czy tamto. Rzecz jasna każda relacja wygląda w ten sposób do pewnego momentu. Kiedy kogoś poznajemy, nasz związek rozwija się przez rozmowę. Z czasem rozwinie się on na tyle, byśmy mogli z kimś wspólnie milczeć, a cisza ta będzie odczuwana jako głębszy rodzaj wspólnoty. Podobnie jest z naszą relacją z Bogiem – słowa ustępują miejsca ciszy.
Przyczyną, dla której przekroczenie progu tej bramy wymaga tyle czasu, jest to, że nasza świadomość przeładowana jest myśleniem. Gdziekolwiek się zwrócimy, wszędzie dostrzegamy plątaninę, myśli i komentarze. W rezultacie, choć jesteśmy świadomi duchowej tęsknoty, uważamy siebie za odciętych od głębszej podstawy naszego istnienia, gdzie cisza Słowa darowuje siebie bez końca w akcie stwarzającego istnienia, w podobny sposób jak krzew winny wypuszcza latorośle (por. J 15, 5). Podstawa naszego bytu jest jak porowata gąbka zanurzona w tym, co przez nią przepływa. Ponieważ jednak świadomość jest przeciążona myśleniem, a nasza uwaga przykuta do myśli i wewnętrznego gwaru, zamiast prostego zanurzenia w Bogu postrzegamy naszą świadomość jako poszukiwanie Boga niczym przedmiotu, który można posiąść.

 

Fragment książki: “W krainę ciszy” M. Lairda OCD

Książka ta budzi tęsknotę za prostotą i wewnętrznym pokojem. Ojciec M. Laird proponuje drogę, która prowadzi nas od zewnętrznego chaosu trosk, myśli, ran, lęków i nieustannej “wewnętrznej opery mydlanej” toczącej się w naszej głowie, do naszego centrum, gdzie obecny jest Bóg i gdzie cieszymy się z tego, że jesteśmy. Tam doświadczamy pokoju. Jest to książka dla tych, którzy pragną ciszy w zabieganiu i chcą uczyć się modlitwy, by potem doświadczyć wewnętrznej wolności, a także doznać stopniowego uzdrowienia. Gorąco polecam wszystkim, którzy szukają duchowego rozwoju.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1706,czy-twoje-mysli-i-uczucia-sa-toba.html

*******

#Ewangelia: Nie idźmy za przegranymi

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. Feans / flickr.com / CC BY 2.0)

Lecz Jezus rozkazał mu surowo: “Milcz i wyjdź z niego”.

 

W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: “Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: “Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumiewali, tak że jeden drugiego pytał: “Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.

 

Komentarz do Ewangelii

 

Jezus “zgubił” szatana. Złe duchy zostały pokonane przez Jezusa i nie mają już żadnej władzy nad człowiekiem. Dlaczego wobec tego mają one ciągle wpływ na człowieka? Dlatego, że człowiek jest wolny i nawet pokonanego szatana może wprowadzić do współdecydowania o swoim postępowaniu. Złe duchy są pokonane, ale dalej istnieją i dalej możliwa jest współpraca człowieka z nimi. Z przegranymi też można współpracować. Nawet można na nich stawiać. Tylko po co? Czy tak postępuje ktoś mądry?

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2322,ewangelia-nie-idzmy-za-przegranymi.html

*******

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 1, 21-28

Mariusz Han SJ

(fot. Xraijs_ / Foter.com / CC BY-NC)

Uzdrowić niemożliwe…

 

Nauczanie w Kafarnaum. Uzdrowienie opętanego
W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego.

 

Zaczął on wołać: Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: Milcz i wyjdź z niego. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.

 

A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.

 

Opowiadanie pt. “O pijaństwie i pijakach”
Święty Jan Chryzostom (350-407), największy mówca Kościoła Wschodniego, nie przebiera w słowach, gdy w jednej z mów katechetycznych wzywa do unikania pijaństwa: “Pijany nie umie rozsądnie szafować swymi słowami. Jak dom ze wszystkich stron otwarty, narażony jest na zakusy wroga, tak jest i z umysłem pijanego, otwartym i rozrywanym przez zgubne żądze. Pijaństwo nie jest niczym innym, jak zdradą idei, nieszczęściem, z którego się śmieją, chorobą, z której sobie urządzają igraszki.

 

Pijaństwo jest świadomie wybranym opętaniem, pijaństwo jest zaciemnieniem umysłu, pijaństwo jest pozbawieniem się rozsądku i zarzewiem żądz cielesnych. Pijacy są bardziej zwierzętami, niż same zwierzęta. Dlaczego? Oto mówię: zwierzę zaspokaja swe pragnienie według potrzeby i nie przekroczy jej nigdy. Natomiast ludzie – istoty rozumne – szukają nie uśmierzenia pragnienia, lecz utonięcia (w winie) i własnej ruiny. Jak przeładowany okręt wnet ulegnie rozbiciu, tak i człowiek, gdy przekroczy granice potrzeby i do żołądka włoży zbyt ciężki ładunek, straci rozsądek i poniży ludzką godność”.

 

Refleksja
Bardzo często chcemy pomagać innym ludziom. Problem jest jednak wtedy, gdy czujemy bezradność wobec osoby, której chcemy pomóc. I mimo, że chcemy dobra, musimy przyglądać się bezradnie temu, gdy ktoś samemu sobie robi sobie krzywdę. To “opętanie” złem, które jest już w człowieku zbiera swoje żniwo, a my nie potrafimy ze swojej strony dać już nic więcej…

 

Jezus widział “ludzką biedę”. Wielu z tych, którzy niedomagali przychodzili świadomie do niego, prosząc – będąc jednocześnie zupełnie bezradnymi – o pomoc w swojej niedoli. Wielu z nich było w takim stanie, że inni przynosili ich do Jezusa, aby zostali uzdrowieni. Jezus wiedział zawsze komu i czego potrzeba. Stąd idealnie znajdował “recepturę” na ludzkie szczęście. Uzdrawiał to, co po ludzku wydawało się być niemożliwe do uzdrowienia. Jednak to człowiek musiał chcieć otrzymać dobro… 

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego pomagamy innym ludziom?
2. Dlaczego czujemy bezradność jeśli nie możemy komuś pomóc?
3. Dlaczego dajemy się opętać “wszędobylskiemu złu”?

 

I tak na koniec…
Nie zawsze potrzebujemy pomocy od pamięci. Bywa, że bardziej potrzebujemy zapomnienia (Wiesław Myśliwski)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,506,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-1-21-28.html

******

Krzysztof Osuch SJ
Dwa żywioły i zawołania!

Chcemy żyć i być szczęśliwi
Taki jest podstawowy pęd w każdym człowieku: by trwać i być szczęśliwym. Przemożne pragnienie życia i szczęścia bierze się stąd, że Bóg stworzył człowieka (aż) na Swój obraz i podobieństwo. To Stwórca, „miłośnik życia” (Mdr 11, 26), wraz z wieloma uzdolnieniami wlał w każdą osobę również miłość do życia, do trwania. Ta miłość do życia trwa pośród wszystkich przeciwności i naporu procesów obumierania, przemijania i kultywowanej cywilizacji śmierci.
Podobnie rzecz się ma z naszym niespożytym pragnieniem szczęścia. „Odpowiada” za nie w nas również (osobiście) Bóg Stwórca, jako Sam najdoskonalej szczęśliwy. Natchniony autor Księgi Mądrości nie ma wątpliwości, że to dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności (Mdr 2, 23). Słusznie zatem bywamy zachęcani, by wbrew nierzadkim dziś odczuciom dezorientacji i zagubienia usiłować docierać do obecnych w nas fundamentalnych pragnień, które uskrzydlają i pomagają obrać wyraźny kurs na Boga, a w Nim – na życie i szczęście.
Niestety, dość poważnym błędem, zresztą umyślnie rozpowszechnianym, jest wmawianie ludziom, że sami, własnymi siłami, spełnią tak wielkie pragnienia. Zamiast mówić o Bogu i do Niego odsyłać, to mówi się o wiedzy (tajemnej) i technikach psychiczno – duchowych, które rzekomo mają zapewnić „własnoręczne” zdobycie życia i szczęścia. Z Pisma Świętego wiemy, że ta kłamliwa obietnica bycia szczęśliwym jak Bóg i utrwalenia swego życia niezależnie od ufnej więzi z Bogiem pojawiła się już w raju (por. Rdz 3, 4. 22).
Na przestrzeni dziejów, a szczególniej w naszych czasach, było i jest dużo wyznawców takich ideologii, które twierdzą, że człowiek sam siebie (jakoś tam, z reguły prostacko i prymitywnie) uszczęśliwi, zaś w kwestii nieśmiertelności podsuwa się mu marną podróbkę w postaci „wiecznej” pamięci u potomnych. Nie potrzeba zbyt dużo czasu ani wielkiej przenikliwości poznawczej, by odkryć i przekonać się, że jedynie wewnątrz światowe i czysto ludzkie projekty uszczęśliwiania są pomysłami z gruntu poronionymi, a ponadto realizowane są zawsze czyimś kosztem, najczęściej najsłabszych…
Czyniąc te spostrzeżenia, pewno od razu pomyśleliśmy np. o starej i nowej lewicy marksistowskiej, o tajnych i złowrogich celach masonerii czy libertynizmie, gardzącym prawdą i ładem moralnym. Nazywanie rzeczy po imieniu jest ważnym elementem rozeznawania duchów w wymiarze społeczno-kulturowym, a nawet politycznym. To rozeznawanie jest „towarem” czy usługą dziś bardzo deficytową. Gdyby nie Papieże i Kościół (szeroko rozumiany w bogactwie charyzmatów wierzących) ze swoją posługą rozeznawania duchów, bylibyśmy o wiele bardziej zagrożeni i zdezorientowani.
Nie możemy jednak poprzestać na napiętnowaniu innych, gdzieś tam ukrytych w centrach antyreligijnych i antykościelnych. Winniśmy się również zastanowić i pokornie uznać, że my wszyscy – choć pewno z różną częstotliwością i intensywnością, zależnie od etapów przebytej drogi do Boga – także popadamy w fatalną bez-bożność! Dzieje się to zwyczajnie i cicho, bez wypisywania obrazoburczych haseł, czy wykrzykiwania swej niewiary pod tą czy inną kurią biskupią. Wystarczy, że uprawiamy nasz smutny egocentryzm, zamiast rozradowywać się Teocentryzmem: Bogiem Wielkim i Wspaniałym! Jezusem Chrystusem, jako najcenniejszym Darem od Ojca i szczytowym Wydarzeniem w ludzkiej historii.
Na pewno na rekolekcjach i w innych miejscach odkrywaliśmy już (jak ufam) niejeden raz, że wciąż na nowo potrzebujemy radykalnego nawrócenia, czyli autentycznego zrywu ku Bogu. Zrywu, który czasem zrazu wywołuje ból ducha, ale też szybko wprowadza w strefę wielkiej radości i pokoju!
Przypominam sobie pewną historię z życia któregoś ojca pustyni. W porywający sposób mówił on do swych uczniów o tym, jak to dogłębne nawracanie się do Boga jest ważne i wspaniałe. Poruszony słuchacz, zapytał go: Ojcze, jak zatem często trzeba się nawracać? – Abba, doświadczony w chadzaniu po drodze Pańskiej, odpowiedział krótko: Jeśli zawodnik jest dobry, to nawraca się co godzinę albo i częściej. – Zapewne chciał powiedzieć, że zwrotu do Boga całym sercem trzeba w sobie strzec jak źrenicy oka. A jeśli słabnie nasze ufne i miłosne skierowanie ku Bogu, to należy się natychmiast nawracać, zawracać i powracać do Najlepszego Ojca.
Kto jest w centrum uwagi
To prawda, przez długie lata w naszym życiu jest tak, że to my sami jesteśmy w centrum własnej uwagi. Ludzka osoba, choć wyszła od Stwórcy i do Niego podąża, to jednak sama sobie wydaje się być najważniejszym przedmiotem zainteresowania. Poniekąd trudno się temu dziwić. Takie traktowanie siebie jest w pewnym sensie uprawnione i potrzebne, choćby po to, by przez ileś tam lat okrzepnąć, jako odrębny podmiot myślenia, poznawania, wyborów i działania. A poza tym (co też jest pozytywne) w jakiś naturalny i wrodzony nam sposób stopniowo i raz po raz „wychodzimy” ze scentrowania na sobie. Dzieje się to zwyczajnie, gdy odnosimy się do osób z otoczenia i świata przyrody oraz rzeczy. To prawda, nasze powtarzające się wyjścia z siebie ku światu i ludziom są najpierw bardzo interesowne. Wynikają bowiem z naszych potrzeb, pożądań, a nawet z jakiegoś rodzaju obsesji na swoim punkcie. Włada też nami nieraz jakaś obłędna troska o siebie. Niepewni siebie szukamy różnych zabezpieczeń. Na szczęście, tak dzieje się jedynie do tego momentu, w którym Pan Bóg naprawdę zachwyca nas Sobą i porywa, pociąga ku Sobie. Coś podobnego dzieje się w stanach zakochania w drugiej osobie i gdy rozwija się autentyczna miłość.
Tak, dopiero poważniejsze olśnienie drugą osobą i zachwyt jej dobrem i dobrocią sprawiają, że przestajemy być więźniami siebie samych. Taka właśnie, wyzwalająca z egocentrycznej obsesji, jest moc rodzącej się w nas miłości. A miłość według celnego określenia św. Tomasza z Akwinu, to przeżywanie radości z powodu dobra w drugiej osobie. Miłość widząca dobro i dobroć w drugiej osobie – w Bogu i człowieku – stopniowo sprawia, że wszystkie nasze myśli, zamiary, pragnienia, decyzje i czyny tracą piętno zaborczego egocentryzmu. Stopniowo też wszystko, co składa się na treść życia osoby, wypływa coraz jednoznaczniej z miłości jako najważniejszego motywu działania.
Dwa potężne żywioły i wołania
Trzeba nam jasno zdawać sobie sprawę z tego, że od czasu pierwszego kuszenia i upadku pierwszych rodziców w raju działają w przestrzeni duchowej Ziemi i Historii dwa potężne „żywioły”. Wprawdzie nie są one sobie równe, ale duchowy żywioł wrogi człowiekowi z różnych powodów wydaje się dla rosnącej liczby ludzi coraz bardziej skuteczny, atrakcyjny i uwodzący.
Oczywiście, żywiołem najpierwszym i najpotężniejszym na zawsze pozostanie Boska Miłość, która jest sprawczą przyczyną zaistnienia i trwania wszystkiego, co jest poza Bogiem. Ta Miłość wszystko przenika, ożywia i gromadzi w jedno. Ta Miłość gorąco pragnie uszczęśliwiać. Taka jest jej Boska natura.
Ujawnił się jednak i jak widać coraz mocniej oddziałuje – przez jakiś czas, co najmniej przez czas ludzkiej historii – drugi żywioł. Jest nim lucyferyczna pycha, która zaciekle i nienawistnie sprzeciwia się Boskiej Miłości! Niestety, pycha, będąca czymś wyjątkowo obrzydliwym, przedstawiana jest jako sposób istnienia kreatywny i gwarantujący sukces. Za sprawą tego swoistego „wymysłu”, jakim jest pycha, ani Lucyfer, ani upadli aniołowie nie chcą istnieć w miłości; wyzbywają się radości z Dobra, jakim jest Stwórca. Pysznie i szaleńczo odrzucają zachwyt wspaniałością swego Stwórcy. Wybierają pychę, która odpycha, odrzuca i neguje świętą prawdę. W miejsce prawdy „wstawia” ona wszelkie możliwe absurdy, bezeceństwa i oszustwa.
Powiedzmy obrazowo, że (od czasu pierwszego upadku w raju, a nawet „wcześniej”) rozlegają się w Kosmosie, a przede wszystkim w naszych ludzkich dziejach, dwa potężne wołania. Jedno jest pełne zachwytu i pokornej adoracji wobec Boga, zaś drugie – przesycone jest pogardą wobec Stwórcy, a także skrywaną rozpaczą i goryczą. Zwycięski Archanioł Michał woła z głębi swego jestestwa: Któż jak Bóg! Natomiast zwyrodniały Lucyfer krzyczy i wrzeszczy: Któż jak … ja! Obaj nawołują, by się do nich przyłączyć. Dzieje ludzkiej rodziny – w tym także nasze osobiste dzieje – rozwijają się (aż do „zwinięcia” ich na końcu przez Pana dziejów) pod znakiem tych dwóch zawołań. Angelus Silesius klaruje naszą sytuację fundamentalnego wyboru w takim oto dosadnym stwierdzeniu:
„Do kogo się przyłączysz,
tego istotę wchłoniesz;
Do Boga – staniesz się Bogiem,
Do diabła – diabłem będziesz”.
Wiedza serdeczna
Postacią pierwszoplanową, jak zawsze w Ewangeliach, jest Jezus Chrystus. Jednak tym, co przyciąga uwagę, szokuje i przeraża, jest działanie złośliwych demonów. Posłuchajmy:
Gdy przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: Czego chcesz od nas, /Jezusie/, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas? A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy prosiły Go: Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń! Rzekł do nich: Idźcie! Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach. Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic (Mt 8,28-34).
Najkrócej (i tylko częściowo) uchwyćmy coś z przesłania powyższej perykopy. Otóż z krótkiego opisu Ewangelisty Mateusza można wywnioskować, że dwaj opętani siali grozę w okolicy: byli bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść ta drogą.
– Być może ktoś z nas uczestniczył w rycie egzorcyzmów i wie, jakie ciarki przechodzą przez plecy, gdy w pewien sposób odczuwa się złowrogą obecność szatana! Można by się zadumać, pytając, ile to dróg tego świata trzeba omijać coraz szerszym łukiem, by żyć w pokoju i iść ku Bogu ufnie i bezpiecznie… Może już w naszych własnych domach i mieszkaniach mamy (najczęściej za sprawą mediów) takich różnych bardzo dzikich, z którymi strach przestawać (ale miejsce na multipleksie dostaną bez trudu)…
Rozstrzygające i najważniejsze jest to, że Pan Jezus – w przeciwieństwie do naszych często długich modlitw egzorcyzmujących diabła – jednym słowem wypędza Złego! (A czasem bywał to przecież nie jeden demon, ale legion). Uradujmy się potęgą Jezusa i na niej polegajmy w każdej sytuacji, również tak skrajnej i bolesnej jak opętania.
Uderza jeszcze to, że demony mają dość dobrą wiedzę na temat Jezusa. Powiedziano: Zaczęli krzyczeć: «Czego chcesz od nas Jezusie, Synu Boży?». Pozwalają też sobie na ocenę działalności Jezusa: nazywają ją przedwczesną i zadającą im udrękę: Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas? – Niestety, wiedza demonów jest bezużyteczna w tym sensie, że nie skutkuje aktem adoracji i zbawienia. W tym spostrzeżeniu kryje się pewna przestroga, byśmy wiedzę o Bogu pojmowali nie tylko umysłem, ale całym sercem, które szczerze raduje się Panem, adoruje Go, chwali i miłuje zbawiającą Miłość Zbawiciela.
Krzysztof Osuch SJ
http://www.katolik.pl/dwa-zywioly-i-zawolania-,24575,416,cz.html?s=2
********

Komentarz liturgiczny

IV Niedziela Zwykła

…Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży». Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego»
(Mk 1,21-28)

CZŁOWIEK OPĘTANY

Władza objawia się nie tylko w nauczaniu, ale i w działaniu Jezusa, na przykład w uzdrowieniu człowieka opętanego. Św. Marek chce pokazać, że słowo Jezusa jest skuteczne, obdarzone mocą. Jest to słowo, które staje się czynem, słowo, które jest czynem. Cud jest inną formą objawienia władzy Jezusa.

Ludzie, którzy są świadkami działania tej władzy, są zdumieni, a nawet przerażeni. Bóg działa w świecie zarówno przez nauczanie, jak i przez słowo, które uzdrawia. W obu przypadkach mamy do czynienia z aktem wyzwolenia. Chrystus nie jest tym, kto – tak jak uczeni w Piśmie – tylko powtarza. Przynosi coś nowego. Nowość polega na tym, że przez swoje słowo Jezus sprawia, że coś się wydarza. Nie ma co ukrywać, św. Marek wprawia nas w zakłopotanie. Pierwszy cud, o którym mówi, to uzdrowienie opętanego. Zupełnie inny jest, na przykład pierwszy znak zanotowany przez św. Jana: jest to woda przemieniona w wino na weselu w Kanie Galilejskiej (por. J 2,1-11).

Trzeba przyznać, że w całej Ewangelii według św. Marka wyrzucanie złych duchów zajmuje poczesne miejsce. Z tego właśnie powodu czujemy się zakłopotani. Trudno jest wyjaśnić te fakty ludziom, którzy mają choćby minimalną wiedzę naukową.

[…] „Duch nieczysty” musi wyjść, aby opętany człowiek mógł wyjść ze swego więzienia i odnaleźć utraconą jedność i harmonię. Wyjście człowieka ku Bogu rozpoczyna się od zmuszenia „pasożytniczych” demonów do wyjścia. Dokonuje się to za pomocą prostych, stanowczych słów, które różnią się od ówczesnych skomplikowanych egzorcyzmów. W każdym razie ostatecznym rezultatem jest wyzwolenie ze zła.

Jeden z egzegetów słusznie zauważa: „Wydawało się, że z każdej szczeliny w ziemi wychodzą demony… Jezus pokonuje je tam, gdzie przychodzi, ziemia zostaje od nich uwolniona” (E. Käsemann).

Ziemia, uwolniona od mocy zła, na nowo może się stać mieszkaniem człowieka, przestrzenią wolności i miejscem wspólnoty.

ks. Alessandro Pronzato

 

teksty pochodzą z książki:
“Chleb na niedzielę homilie na rok B”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR Kraków 2003
www.salwator.com

 

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html
********

Refleksja katolika

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie.
Mt 5, 1-12a

  • ‘Jezus widząc tłumy, wyszedł na górę’. Będę kontemplował twarz i spojrzenie Jezusa. Zobaczę w niej przejęcie i troskę. Jezus, widząc tłum, widzi każdego człowieka z osobna.
  • Uświadomię sobie, że Jezus codziennie patrzy na mnie z miłością. Widzi każde moje zajęcie, zna każde drgnienie mojego serca i nic nie umyka Jego uwadze.
  • ‘A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie’. Będę patrzył na uczniów, którzy zbliżają się do Niego. Jak często zbliżam się do Jezusa? Czy jest we mnie tęsknota za Nim, za Jego obecnością?
  • ‘Wtedy otworzył swoje usta’. Uświadomię sobie, że Jezus codziennie osobiście mnie naucza: w Liturgii Słowa, w Eucharystii, w modlitwie brewiarzowej, w katechezie… Przypomnę sobie słowo, które w ostatnim czasie najbardziej mnie poruszyło. Jakie to było słowo?
  • ‘Błogosławieni…’. Stanę pośród tłumu zgromadzonego na górze. Zobaczę Jezusa, który patrzy na mnie. Przeczytam uważnie i powoli każde z błogosławieństw. Które najbardziej dotyka obecnej sytuacji mojego życia?
  • Jezus widzi stan mojego ducha i obecną sytuację życia. Czy potrafię ją przyjąć jako Jego błogosławieństwo? Czy wierzę, że Jezus również w tej chwili mi błogosławi, że pragnie mojego szczęścia?
  • ‘Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie’. Jezus przypomina, że celem mojego życia jest niebo.
  • W modlitwie końcowej poproszę Jezusa o wewnętrzną zdolność odnoszenia do Niego wszystkiego, co przeżywam na co dzień. Oddam Jezusowi mój dzień powtarzając: ‘Wierzę, że mi błogosławisz’.

ks. Krzysztof Wons SDS

***

Biblia pyta:

Nie mów: Któż mi ma coś do rozkazywania? Albowiem Pan z całą pewnością wymierzy ci sprawiedliwość. Nie mów: Zgrzeszyłem i cóż mi się stało? Albowiem Pan jest cierpliwy.
Syr 6, 3-4

***
KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział LIV. O RÓŻNYCH DZIAŁANIACH NATURY I ŁASKI

1. Synu, przemyśl dobrze działanie natury i łaski, bo są one całkiem odmienne i ukryte, trudno je rozpoznać nawet człowiekowi żyjącemu życiem duchowym, obdarzonemu wewnętrznym światłem. Bo wszyscy w jakiś sposób dążą do dobra i zawsze jest coś dobrego w ich słowach lub czynach, toteż łatwo się dać uwieść pozorom.

Natura jest podstępna, potrafi przyciągać, usidlać i omamiać, a zawsze ma za cel siebie, łaska zaś jest prosta, omija zło pod każdą postacią 1 Tes 5,22, nie stosuje żadnych sztuczek Prz 10,9 i działa wyłącznie dla Boga, bo Jego ma na celu.

2. Naturze obca jest myśl o śmierci, nie chce być ujarzmiona i tłumiona, nie chce nikomu podlegać ani sama poddawać się komuś, łaska zaś usilnie dąży do śmierci swego ja, buntuje się przeciwko popędom, chce być podległa, pragnie zostać pokonana, nie pożąda własnej wolności.

Lubi trwać w posłuszeństwie, nie pragnie nad nikim panować, ale zawsze chce żyć, trwać i pozostawać pod władzą Boga i gotowa jest poddać się pokornie każdemu dla Boga 1 P 2,13.

Natura pracuje dla własnej korzyści i do tego zmierza, aby od drugiego coś skorzystać, łaska zaś szuka nie tego, co dla człowieka wygodne i pożyteczne, ale co potrzebne wszystkim 1 Kor 10,33. Natura chętnie przyjmuje oznaki czci i szacunku, łaska zaś odnosi wiernie wszelką cześć i chwałę wyłącznie do Boga Ps 29(28),2; 96(95),7.

3. Natura lęka się pogardy i wstydu, łaska zaś cieszy się, że może cierpieć obelgi dla imienia Jezusa Dz 5,41. Natura lubi odpoczynek i spokój fizyczny, łaska zaś rwie się do trudu.

Natura poszukuje rzeczy ciekawych i pięknych, odpycha od siebie szpetne i pospolite, łaska zaś kocha to, co proste i pokorne, nie brzydzi się brzydotą, nie waha się odziać w znoszone łachmany.

Natura ogląda się na to, co doczesne, cieszy się z zysku, smuci się po stracie, złości ją byle krzywdzące słówko, łaska spogląda ku temu, co wieczne, nie przywiązuje się do tego, co przemija, nie zważa na żadną utratę, nie gniewa się z powodu ostrych słów, bo skarb swój i radość złożyła w niebie, gdzie nic nie ginie Mt 6,20.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

ODLEGŁOŚĆ

Że do nieba daleko, niejeden narzeka;
Ziemia dalej niżeli niebo od człowieka.

Adam Mickiewicz

***

Nie oczekuj pomocy od bankierów, kiedy znajdujesz się w tarapatach.

H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

*************

Refleksja maryjna

Jak powinien wyglądać kult Maryi?

Przede wszystkim powinniśmy pamiętać, że kult Maryi powinien być kierowany przez doktrynę i prawdę. Musi więc być skierowany na oddawanie czci Jej i Chrystusowi, zanim będzie naszym dobrem i naszym pożytkiem; a jeśli to możliwe, powinien stać się również ukojeniem, modlitwą wzniosłą i pełną godności, uczuciem serdecznym i synowskim; sztuka sakralna powinna wspomagać naszą pobożność i naszą modlitwę do Maryi.

Uczynimy z Niej idealną postać naszego życia, przywrócimy piękne i nabożne wizerunki Bożej Rodzicielki do naszych domów, nie tylko do kościołów. Będziemy oddawali cześć Jej uroczystościom i Jej sanktuariom. Powierzymy Jej wstawiennictwu naszą ufność i uczynimy naszymi przepiękne inwokacje, które w różnych okresach liturgia składa ku Jej czci przez nasze usta: “Bądź pozdrowiona, Królowo Niebieska! Bądź pozdrowiona, o Pani Anielska, Witaj Początku, Bramo tej światłości, która oświeca błędny świat w ciemności. Wesel się Panno, przenajchwalebniejsza – Nad wszystkie Panny Tyś najozdobniejsza! – O Pani nasza! Twoimi modłami – Chrystusa, Syna Twego proś za nami”.

G. B. Montini

teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

**************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

1 lutego
Święta Brygida z Kildare, dziewica

Święta Brygida z Kildare Brygida z Kildare (nazywana także Irlandzką) urodziła się między rokiem 452 a 456 w Irlandii (w okolicach dzisiejszego Kildare albo Faughart w hrabstwie Louth). Była pogodna i hojna, energiczna i przedsiębiorcza, dobra i sprawiedliwa. Już od dzieciństwa tęskniła za życiem poświęconym Bogu. Od nieznanego z imienia biskupa otrzymała welon, symbol dozgonnego dziewictwa. Zaczęła gromadzić przy sobie dziewice o podobnych ideałach. Założyła dla nich w Kildare, na zachód od Dublina, pierwszy klasztor w Irlandii (nazwa Kildare pochodzi od iryjskiego Cill dara – kościół dębu). Klasztor ten niebawem zasłynął i dał początek wielu innym. Brygida niosła pomoc cierpiącym i ubogim, przemierzając wzdłuż i wszerz Zieloną Wyspę. Stale była w podróży.
Zmarła w Kildare 1 lutego 523 lub 524 r. i została pochowana w istniejącej do dziś katedrze. Jednak w IX wieku, w okresie najazdu wojsk duńskich, relikwie ukryto. Zostały one odnalezione dopiero w XI w., a w roku 1185 biskup św. Malachiasz przeniósł je razem z relikwiami św. Patryka i św. Kolumbana do katedry w Downpatric. Niestety, król Henryk VIII kazał je zniszczyć. Część udało się uratować. Obecnie doznają czci w pięknym, kamiennym sarkofagu w Kildare (dzisiaj Cell Dara). Natomiast inna cząstka (prawdopodobnie relikwie głowy) znajdują się w kaplicy kościoła p.w. św. Jana Chrzciciela w Lumiar, niedaleko Lizbony.
Święta Brygida z Kildare jest uważana za współapostołkę i patronkę Irlandii (obok św. Patryka i św. Kolumbana Starszego) oraz za matkę życia zakonnego na tej wyspie. Czczona jest jako opiekunka pracujących na roli. Jej kult szybko rozpowszechnił się w Irlandii, Anglii i krajach skandynawskich. Podobno już w średniowieczu dotarł nawet do Polski.
Z VII w. zachował się staroirlandzki hymn ku czci św. Brygidy – najstarszy pomnik rodzimej literatury hagiograficznej Irlandii. Do dzisiaj żywa jest w Irlandii tradycja plecenia na 1 lutego wiklinowych krzyży świętej Brygidy, które mają chronić domy, a zwłaszcza zawartość spiżarni. Kultywowane są dawne zwyczaje nakazujące w wigilię św. Brygidy wysprzątać dom, upiec ciasto, przyjąć gości, w żadnym wypadku nie odmawiać potrzebującym. Domy i drzewa przy nich ozdabiane są wstążkami, które – według podań – dotyka Patronka wędrująca tego dnia po Irlandii.

W ikonografii Święta przedstawiana jest w stroju opatki, w białym habicie i czarnym welonie, z pastorałem w ręku i księgą reguły zakonnej. Czasami rozdaje osełki masła. Jej atrybutami są: otwarta księga, u jej stóp krowa, pastorał ksieni, płomień nad głową, świeca w dłoni.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-01a.php3

Św. Brygida z Kildare

Święta dziewica i mniszka (zm. 523r.)

Znana również pod imieniem: Brygida Irlandzka, Naomh Brid.

Katedra pw. św. Józefa w Macon, Georgia, USA

Urodziła się w 453 roku w Faughart niedaleko Dundalk. Jej ojciec Dubtach był poganinem, matka Brocca ochrzczona przez św. Patryka, została porwana i wywieziona do Irlandii przez piratów. Brygida była od dzieciństwa bardzo wrażliwa na krzywdę drugiego człowieka i biedę, starała się pomagać każdemu. Gdy Dubtach próbując sprzedać ją królowi Leinsteru, Brygida korzystając z tego, że byli bardzo zajęci rozmowami dała drogocenny miecz ojca trędowatemu żebrakowi. Dubtach uderzył ją, gdy wyjaśniła, że ofiarowała miecz Bogu przez tego trędowatego. Król Leinsteru, chrześcijanin, powstrzymał go mówiąc że zasługi Brygidy przed Bogiem są dużo większe niż ich. W końcu Dubtach postanowił rozwiązać domowe problemy obdarowując ją wolnością.

Kościół św. Kolumbana St. w Dubuque, Irlandia

Gdy ojciec ponownie chciał ją wydać za mąż, udała się do świętego biskupa Mela z Ardagh i złożyła śluby dziewictwa. Legenda mówi, że Brygida prosiła w modlitwie, żeby została zabrana jej uroda, która ściągała konkurentów do jej ręki i została jej zwrócona dopiero po złożeniu ślubów. I tak się miało stać.

Około roku 468 założyła pierwszy klasztor, z siedmioma siostrami. Na zaproszenie biskupów zaczęła zakładać klasztory w całej Irlandii. Założyła podwójny klasztor w Kildare – dla mnichów i dla mniszek – nad rzeką Liffey. Kildare oznacza dosłownie Dębowy Kościół.

Kościół pw. św. Edelredy w Londynie

Podróżowała po całej Irlandii, wspomagając dzieło św. Patryka w nawracaniu pogan.

Relikwiarz z fragmentami kości czaszki
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Lumiar, Portugalia

Zmarła 1 lutego 532 roku w Kildare, gdzie została pochowana w katedrze. Relikwie przeniesiono do Downpatrick w 878 roku w obawie przed najazdem Duńczyków, gdzie złożono je razem z relikwiami św. Patryka i św. Kolumbana, miejsce znało tylko kilku księży, z czasem zostało zapomniane. Zostały odkryte przez biskupa św. Malachiasza i 9 czerwca 1185 roku przeniesiono je za zgodą papieża Urbana III do katedry w Downpatrick. Klasztor rozwiązano, a relikwie zbezczeszczono i rozrzucono na rozkaz Henryka VIII, niewielką część udało się uratować. Relikwie głowy znajdują się w kaplicy kościoła p.w. św. Jana Chrzciciela w Lumiar, niedaleko Lizbony. Pozostała część relikwii znajduje się w kamiennym sarkofagu w Kildare (Cell Dara).

Katedra p.w. św. Brygidy w Kildare

Patronka:
Irlandii, rycerstwa, dzieci, podróżujących, żeglarzy, kowali, położnych, hodowców drobiu, mleczarzy.

Ikonografia:
Przedstawiana w stroju ksieni, z pastorałem i księgą reguły zakonnej w ręku; z lampą lub świecą, krową w pobliżu.

Legenda:
Św. Brygida poprosiła króla Leinsteru o ziemię na której mogłaby wybudować klasztor dla siebie i sióstr, żądając tylko tyle ile mógłby przykryć jej płaszcz. Kiedy król się zgodził, płaszcz w cudowny sposób powiększył się obejmując obszar całego Curragh.

Varia:
Najstarszym irlandzkim zabytkiem literatury jest staro-irlandzki hymn z VII wieku ku czci Świętej.

.http://martyrologium.blogspot.com/2010/02/sw-brygida-z-kildare.html

*******

Św. Brygida z Kildare i cuda natury

Michał Gryczyński

Fot.

Ta irlandzka święta, uznawana za matkę życia zakonnego na Zielonej Wyspie, słynęła z wielkiej gościnności, hojności i miłosierdzia wobec ubogich. A powiadano o niej, że w razie potrzeby potrafiła nakłonić do współpracy nie tylko inne osoby, ale i siły natury. Pewnego dnia, kiedy już rozdała z mniszkami całą żywność, jaką dysponowała, nadeszła wiadomość, że niebawem…

Ta irlandzka święta, uznawana za matkę życia zakonnego na Zielonej Wyspie, słynęła z wielkiej gościnności, hojności i miłosierdzia wobec ubogich. A powiadano o niej, że w razie potrzeby potrafiła nakłonić do współpracy nie tylko inne osoby, ale i siły natury.

Pewnego dnia, kiedy już rozdała z mniszkami całą żywność, jaką dysponowała, nadeszła wiadomość, że niebawem przybędzie do jej klasztoru kilku biskupów, którzy liczą na gościnę. Mniszki były zdruzgotane, bo spiżarnia świeciła pustkami. Ale Brygida, znana z pogody ducha, poleciła jednej z nich, aby uprosiła kury o zniesienie kilku jajek, drugiej – by przemówiła do drzew i poprosiła o owoce, jeszcze innej – by łagodnie nakłoniła krowy do tego, aby dały trochę mleka. I stało się tak jak chciała, a na dodatek kiedy zajrzała do piekarnika, znalazła w nim kilka świeżo upieczonych chlebów. Wieczerzę udało się wyprawić, a była na tyle okazała, że biskupi zgodnie orzekli, iż nigdy wspanialej nie ucztowali.

Brygida urodziła się ok. 452-456 r., jej rodzice mieli przyjąć chrzest z rąk samego św. Patryka, późniejszego patrona Irlandii. Podobno już od wczesnych lat tak bardzo pragnęła nosić habit, że uprosiła Boga, aby uchronił ją przed małżeństwem, odbierając jej urodę. I została wysłuchana; swoją niepospolitą urodę odzyskała dopiero po przyjęciu z rąk św. Mela welonu dziewictwa. Z czasem zaczęły się wokół niej gromadzić dziewczęta, które pragnęły jako mniszki poświęcić swe życie wyłącznie Bogu. Z inicjatywy Brygidy powstał w Kildare pierwszy irlandzki klasztor; później udało się jej utworzyć wiele innych. Zmarła w 525 r., a pochowano ją we wspólnym grobowcu ze świętymi Patrykiem i Kolumbanem.

Św. Brygidzie przypisywane są liczne cuda, które znacząco wpłynęły na rozwój Kościoła w Irlandii. W ikonografii bywa najczęściej przedstawiana w szatach ksieni, z pastorałem i regułą zakonną w rękach. Mieszkańcy Zielonej Wyspy uznają ułożony na jej cześć staroirlandzki hymn – pochodzący z VII wieku – za najstarszy pomnik rodzimej literatury.

https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2007/Przewodnik-Katolicki-15-2007/Przewodnik-liturgiczny/Sw-Brygida-z-Kildare-i-cuda-natury.aspx
********

Przyjaźń ponad wiekami – święte Brygida z Kildare i Wiridiana

Magdalena Konopka

1 lutego wspominamy dwie święte – Brygidę z Kildare i Wiridianę. Mimo iż daty ich życia dzieli prawie 700 lat historie dojścia do chwały ołtarzy są zaskakująco podobne.

Przyjaźń ponad wiekami - święte Brygida z Kildare i Wiridiana   Autor nieznany (PD) Św. Brygida z Kildare

O Brygidzie, choć zasłużonej dla Kościoła i czczonej jako patronce Irlandii nie zachowało się wiele informacji. Urodziła się ok. 453 r. i miała zostać ochrzczona przez świętego Patryka. Od wczesnej młodości pragnęła przyszła święta oddać się służbie Bogu. Kraj, w którym przyszła na świat był jeszcze wówczas na pół pogański, jednak jakiś nieznany z imienia biskup na prośbę Brygidy zgodził się nałożyć na nią welon- symbol dozgonnego dziewictwa.

Podobno w wieku 14 lat mniszka wybudowała sobie w Kildare celę pod dębem, z której stopniowo rozwinął się klasztor żeński. Wkrótce stał się on sławny i dał początek wielu innym. Tradycja nie przekazała nam więcej szczegółów z życia świętej. Zmarła w roku 523 lub 524, w wieku ok. 70 lat. Uważana jest za współapostołkę Irlandii i za matkę życia zakonnego na tej wyspie.

Ciało Brygidy spoczęło w pięknym, kamiennym sarkofagu w Klidare. W ikonografii przedstawiana jest jako przeorysza, rolniczka lub pasterka (ponieważ czczona była także jako patronka bydła). Jednym z niewielu śladów jaki został po patronce “Zielonej Wyspy” jest staroirlandzki hymn ku czci świętej, najdawniejszy pomnik literatury rodzimej, hagiograficznej tego kraju. Zachował się także fragment buta, który podobno miała nosić, obecnie pamiątka ta znajduje się w Messing.

Bł. Weridiana z Castelfiorentino   franciszkanie.pl Bł. Weridiana z Castelfiorentino

Druga święta urodziła się Castelfiorentino w Toskanii, nie znamy jednak dokładnej daty. Wiemy natomiast, że pochodziła ze znakomitego rodu Attavanti. Wydaje się, że Wiridiana była pokrewną duszą Brygidy- podobnie jak ona od młodości pragnęła poświęcić się służbie Panu Bogu.

Po pielgrzymce do grobu św. Jakuba Apostoła w Compostella oraz grobów św. Piotra i Pawła w Rzymie Wiridiana postanowiła zamieszkać samotnie i oddać się życiu pustelniczemu. Tak też się stało i przez 34 lata mniszka wiodła żywot pełen pokuty z dala od życia miasta. Jej postawa zyskała sobie jednak sławę wśród mieszkańców rodzinnego Castelfiorentino.

O pustelnicy dowiedział się sam św. Franciszek z Asyżu, który osobiście ją odwiedził i zbudowany jej pobożnym życiem przyjął w poczet tercjarek III Zakonu. Dzięki temu Wiridiana korzystać mogła ze wszystkich przywilejów, jakie wówczas Stolica Apostolska udzieliła zakonowi franciszkańskiemu. Mniszka odeszła do Pana 1 lutego 1242. Na miejscu jej pustelni wystawiono kaplicę, do której złożono doczesne szczątki świętej. W roku 1378 przeniesiono je uroczyście do kolegiaty św. Wawrzyńca i Leonarda. Jej kult jest ciągle żywy, o czym świadczy fakt, że w mieście wybudowano w roku 1939 r. nowy kościół ku jej czci.

Nie tylko pragnienie służenia Bogu od młodych lat oraz wytrwałość i poświecenie w zakonnym życiu łączy obie święte, połączył je także kalendarz liturgiczny, który wyznaczył dzień 1 lutego jako wspomnienie tych “duchowych przyjaciółek”.

http://kosciol.wiara.pl/doc/491005.Przyjazn-ponad-wiekami-swiete-Brygida-z-Kildare-i-Wiridiana

*********

1 lutego
Święta Weridiana

Święta Weridiana Weridiana pochodziła ze znakomitego rodu Attavanti. Urodziła się w Castelfiorentino w Toskanii (nie znamy daty). Podobnie jak św. Brygida z Kildare, od młodości poświęciła się służbie Panu Bogu. W pobożnej pielgrzymce nawiedziła grób św. Jakuba Apostoła w Compostelli w Hiszpanii oraz groby świętych Apostołów Piotra i Pawła w Rzymie.
Po powrocie do rodzinnego Castelfiorentino zamieszkała przy kapliczce św. Antoniego Pustelnika, gdzie przez 34 lata jako pustelnica wiodła żywot pełny pokuty ku zbudowaniu całego miasteczka. Posiłek przyjmowała tylko raz na dzień – najczęściej w postaci chleba i wody, czasem dodawała trochę jarzyn. Dla powiększenia owoców duchowych zapisała się do pustelniczego zakonu Wallombroza. Sława jej świętości dotarła do samego św. Franciszka z Asyżu, który osobiście ją odwiedził (1221), a zbudowany jej umartwionym życiem, jako jedną z najpierwszych przyjął w charakterze tercjarki III Zakonu. Właśnie w tym roku Franciszek napisał regułę dla tercjarzy, żyjących wśród rodzin, aby im ułatwić praktykowanie rad ewangelicznych.
Weridiana mogła więc korzystać ze wszystkich przywilejów, jakie Stolica Apostolska udzieliła wówczas zakonowi franciszkańskiemu. Z biegiem lat III Zakon św. Franciszka stał się tak popularny, że należeli do niego najwyżsi dostojnicy duchowni i świeccy, w tym wielu papieży i panujących.
Weridiana zmarła 1 lutego 1242 roku. Na miejscu jej pustelni rychło wystawiono kaplicę, do której złożono śmiertelne szczątki. W roku 1378 przeniesiono je uroczyście do kolegiaty świętych Wawrzyńca i Leonarda. W roku 1939 miasto przeżywało podobną uroczystość przeniesienia relikwii Świętej do nowego kościoła, wystawionego ku jej czci, co świadczy o tym, że jej kult jest tam nadal żywy. Papież Klemens VII zatwierdził jej liturgiczną cześć dekretem z dnia 20 września 1533 roku, a papież Klemens X wpisał jej imię do Martyrologium Rzymskiego (1672).

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-01c.php3

********

 

1 lutego
Święty Rajmund z Fitero, opat

Święty Rajmund z Fitero Rajmund Sierra urodził się w hiszpańskiej Aragonii na początku XII w. Był kanonikiem katedry w Tarazonie. Wstąpił do cysterskiego opactwa Scala Dei we Francji. Wysłany do Hiszpanii, założył w Fitero opactwo, którego został pierwszym opatem.
W 1158 r., wraz ze swym przyjacielem i doradcą, o. Diego Velazquezem, byłym rycerzem, powołał do życia zakon rycerski kalatrawensów. Jego głównym zadaniem miała stać się obrona miasta i twierdzy Calatrava. Znajdujący się tam zamek został zdobyty w 1147 r. na Maurach przez króla Kastylii Alfonsa VII. Templariusze, stanowiący wcześniej załogę zamku w tym mieście, ze względu na szczupłość swoich sił nie byli w stanie dłużej troszczyć się o powierzoną im twierdzę. Król Kastylii Sancho III, za namową Velazqueza, powierzył miasto i twierdzę cystersom w osobie Rajmunda w wieczyste władanie pod warunkiem obrony ich przed wrogami wiary.
Rajmund rozkazał wówczas przenieść wiele dóbr z Fitero do Calatravy. Udało mu się uzyskać wsparcie finansowe od arcybiskupa Toledo, który dodatkowo obiecał wszystkim pomagającym odpust całkowity od wszelkich win. W krótkim czasie Rajmund zebrał znaczny oddział, który stał się zaczątkiem nowego zakonu.
Rajmund zmarł w 1164 r. Po jego śmierci duchowni pod przywództwem nowego opata Rudolfa opuścili Calatravę i powrócili do życia klasztornego w Cirvelos, a jedynie Velazquez z kilkoma mnichami pozostali, aby wspierać rycerzy. Nowy zakon nabrał wtedy wyraźnie militarnego charakteru, wzorując się na templariuszach i joannitach. W tym samym roku papież Aleksander III uznał zakon i nadał mu regułę cysterską z dodanym obowiązkiem walki z niewiernymi. Reguła została ostatecznie potwierdzona przez papieża Innocentego III i kapitułę generalną cystersów w 1199 r. Zakon podlegał opactwu w Morimond.
Cechą różniącą go od innych zakonów rycerskich było to, że nie wymagał od swoich członków potwierdzenia pochodzenia rycerskiego, a także, że jego członkowie byli prawdziwymi zakonnikami cysterskimi. W 1487 r. zakon został podporządkowany koronie hiszpańskiej (na mocy bulli papieża Innocentego VIII). Z czasem zakon przekształcił się w stowarzyszenie ludzi, których król chciał uhonorować za zasługi dla monarchii. W 1540 r. papież Paweł II pozwolił żenić się członkom zakonu. W roku 1838 zakon Calatrava faktycznie przestał istnieć.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-01b.php3

Zakony rycerskie

Autor: Andrzej Datko

Gdy w 732 r. Karol Młot rozbił pod Poitieres wojska Arabów kładąc kres ich ekspansji w głąb Europy, imperium wyznawców islamu przeżywało szczytowy okres rozwoju. Wkrótce jednak zaczęło ono tracić jednolitość w wyniku wewnętrznych walk o sukcesję po Mahomecie i prawo do tytułu kalifa. Zmieniały się dynastie, powstawały niezależne kalifaty i emiraty. Wyodrębnili się egipscy Fatymidzi, przyłączając do swojego państwa Palestynę i Syrię.

W X w. na Wschodzie pojawiła się nowa siła – Turcy Seldżucy, którzy ruszyli na zachód podbijając Chorosan, Persję, Mezopoptamię. Przyjęcie islamu nie przeszkodziło im w zdobyciu Bagdadu. W 1070 r. zajęli Syrię i Palestynę, potem większość Azji Mniejszej. Cesarstwo bizantyjskie, a z nim świat chrześcijański stanął w obliczu wielkiego zagrożenia. Turcy, wyznający islam od niedawna, byli – w przeciwieństwie do Arabów – nietolerancyjnymi fanatykami. Skończyło się w miarę swobodne pielgrzymowanie chrześcijan do Ziemi Świętej. Uciskowi zostali poddani także chrześcijańscy mieszkańcy Palestyny. Nim wszakże zastępy Franków z krzyżami na pancerzach ruszyły wyzwolić Jerozolimę, musiała narodzić się idea świętej wojny. Wojnę taką, uznaną za sprawiedliwą i za obowiązek religijny, zapoczątkowały walki w Hiszpanii. Już w końcu VIII w. rozpoczęła się tam reconquista, która przybrała na sile w X i XI w. W 1063 r. papież Aleksander II zaapelował do narodów chrześcijańskich o udzielenie pomocy Hiszpanom i Portugalczykom, przyznając uczestnikom walk z muzułmanami rozległe odpusty. Święta wojna czyli krucjata stała się faktem. Papiestwo uświęcają walkę z nieprzyjaciółmi krzyża, podniosło także znaczenie instytucji rycerstwa. W XI w. ustalił się zwyczaj poświęcania miecza wręczanego pasowanemu rycerzowi. Zaś od XII w., do ceremoniału pasowania włączono obrzędy religijne, a instytucję rycerstwa porównano do ósmego sakramentu. Powstała swoista mistyka powołania rycerskiego łącząca wierność seniorowi z obowiązkiem obrony wiary. Uświęcenie wojny i stanu rycerskiego, obok innych przyczyn, legło u podstaw wypraw krzyżowych i powołania zakonów rycerskich.

Krucjaty, mimo ujawnionych w czasie ich trwania okrucieństw i zaborczości, miały wszelki cechy ruchu eschatologicznego, który przygotowała nadzieja na powtórne przyjście Chrystusa w 1000 r., a kształtowała chęć zbudowania idealnego Państwa Bożego na ziemi.

W 1095 r. Urban II udał się do Francji aby odbyć w Clermont synod poświęcony reformie Kościoła. Tam, wobec licznie zgromadzonego duchowieństwa i świeckich stanów, papież wezwał do wyzwolenia Jerozolimy i Ziemi Świętej. „Bóg tak chce!” – z tym hasłem, 15 sierpnia 1096 r. wyruszyła do Palestyny pierwsza krucjata. Jerozolima została zdobyta 15 lipca 1099 r. Powstało Królestwo Jerozolimskie i lenne państewka łacińskie: Edessa, Antiochia i Tripoli. Do wyzwolonej Ziemi Świętej ruszyły rzesze pielgrzymów. Stanowili oni potencjalną siłę, która mogła pomóc utrzymać istnienie tych państw. Toteż starano się dbać o pielgrzymów, budowano dla nich zajazdy, hospicja i szpitale. Okazało się wkrótce, że należy zapewnić im także ochronę wobec wrogości i napadów muzułmanów. Państwa chrześcijańskie cierpiały jednak na brak ludzi mogących walczyć z naporem islamu. Potrzeba powołania instytucji, która rozwiązałaby ten problem stawała się coraz pilniejsza.

Idea obrony pielgrzymów, pojmowana jako służba Boża, powstawała w środowiskach biedniejszych, ascetycznie nastawionych rycerzy. Około 1115 r. do Ziemi Świętej przybył z Szampanii pobożny rycerz Hugon z Payens. Skupił on wokół siebie „ubogich rycerzy” francuskich, którzy postawili przed sobą zadanie obrony i opieki nad pielgrzymami. Powstało bractwo, które uzyskało poparcie króla jerozolimskiego Baldwina i cystersów – najzagorzalszych zwolenników krucjat. Bractwo urządziło swoją siedzibę w podziemiach dawnej świątyni Salomona. Od jej łacińskiej nazwy Templum Salomoni, pochodzi słowo templariusze, określające początkowo bractwo a potem potężny zakon.

Inicjatywę poparł św. Bernard z Clairvaux, największy autorytet duchowy tamtych czasów. Napisał na cześć templariuszy „Traktat pochwalny ku chwale nowego rycerstwa” i przygotował regułę dla nowego zakonu. Reguła została zaaprobowana na synodzie w Troyes w 1128 r. Z tą chwila powstał zakon Fratres Militiae Templi – Rycerzy Świątyni. Bulla Innocentego II z 1139 r. podporządkowywała templariuszy wyłącznie Stolicy Apostolskiej.

Reguła templariuszy, dostosowana do zadań zakonu, opierała się na regułach św. Augustyna i św. Benedykta. Do pierwszej nawiązywała przez podkreślanie prymatu miłości w życiu wspólnotowym i humanitaryzmu; w organizacji życia codziennego wzorowała się na drugiej, stosując umiar i unikając skrajności. Tworząc symbiozę rycerza z mnichem, św. bernard dokonał wyłomu w powszechnej dotąd zasadzie o podziale zadań między tymi co się modlą a tymi co walczą. Rycerze zakonni i tworzona przez nich ideologia – było to cos zupełnie nowego w świecie chrześcijańskim. Wspomniana już sakralizacja i idealizacja instytucji rycerstwa osiągnęła w zakonach rycerskich swój szczyt. Ich członkowie zyskali status miles Christi – rycerzy Chrystusa, z którym żadna inna formacja nie mogła się porównać. Rycerz Chrystusa przystawał idealnie do koncepcji Państwa Bożego, jakim miała stać się Ziemia Święta, a wartości które reprezentował, miały być początkiem powszechnej renovatio chrześcijaństwa.

Cechą wyróżniającą wszystkie zakony rycerskie było wysunięcie na czoło braci świeckich. Były to więc nie monastyczne formacje życia zakonnego, łączące ograniczenia i zadania wynikające ze ślubów zakonnych z obowiązkami rycerskimi.

Zakony rycerskie powstawały w dwóch rejonach, będących miejscami konfrontacji chrześcijaństwa z islamem – w Palestynie i w Hiszpanii. Wszystkie miały podobne ustawodawstwo, organizację i zadania. Cechowały je shierarchizowana struktura władzy, surowy rygor, bezwzględne posłuszeństwo i złagodzona praktyka postu – rycerze zakonni musieli bowiem zachować siły do walki z niewiernymi.

Na czele zakonu rycerskiego stał wybieralny wielki mistrz. Jego władza nie była absolutna – w najważniejszych sprawach zakonu zobowiązany był zasięgać opinii wielkiej rady. Zastępca wielkiego mistrza templariuszy miał tytuł seneszala (frankijskie siniskalk – zarządca dworu). Podział i funkcje członków zakonu, jego struktura administracyjna i terytorialna, były prawie jednakowe we wszystkich zakonach rycerskich, w niektórych inne było tylko nazewnictwo.

Członkowie zakonu dzielili się na zakonników – rycerzy, kapelanów i braci służebnych. Każdy zakon podzielony był na prowincje. Na ich czele stał bajliw (frankijskie ballif – namiestnik) zarządzający bajliwatem (u templariuszy i joannitów); jego odpowiednikiem był u krzyżaków wielki komtur zarządzający komturią. Templariusze, potem także joannici zakładali na zdobytych terytoriach komandorie – fortece klasztorne z dużym kościołem, stajniami, zbrojownią i warsztatami. Komandorią dowodził komandor (łac. commnedare – powierzać). Po przeniesieniu się krzyżaków do Europy, komturia stanowiła okręg rycersko-administracyjny, który pokrywał się w Niemczech z terytorium landu. Prowincja składała się z domów zakonnych na czele których stał preceptor (templariusze), komandor (templariuisze, joannici) lub komtur (krzyżacy). Do niektórych zakonów rycerskich jak Calatrava, przyjmowano niekiedy rycerzy żonatych, do zakonu Santiago mogli wstępować nawet rycerze posiadający rodzinę.

Macierzysty dom templariuszy w Jerozolimie nazywał się Templum (Świątynia), podobnie jak ich ufortyfikowane klasztory w Paryżu i Londynie.

Zakony rycerskie były wyjęte spod miejscowej władzy kościelnej i podlegały bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. Władze świeckie nie posiadały na nie prawie żadnego wpływu. Zakony rycerskie rozwijały się w organizmy suwerenne i samorządne, a niektóre jak joannici, a zwłaszcza krzyżacy, osiągnęły status państwa.

Templariusze

Reguła templariuszy składająca się z 76 artykułów była wzorem dla innych zakonów rycerskich. Nakazywała ubóstwo indywidualne, czystość i bezwzględne posłuszeństwo. Obowiązkiem rycerzy – mnichów było niesienie pomocy walczącym o słuszną sprawę, obrona Ziemi Świętej, kościołów, ubogich, wdów, sierot. Reguła zezwalała zakonowi jako instytucji na posiadanie ziemi, przyjmowanie nadań, posiadania i zatrudniania poddanych do prac fizycznych. Kodyfikowała tez bardziej szczegółowe zalecenia dotyczące uczestnictwa w odmawianiu godzin kanonicznych, ubioru i wyposażenia rycerzy (każdy mógł mieć 3 konie i 1 giermka); nakazywała lekturę przy wspólnym stole i tzw. wielkie milczenie. Templariusze mogli przyjmować rycerzy świeckich na określony czas (praktyka ta stała się z czasem popularna w innych zakonach) i na tych samych zasadach kapłanów – gości dla prowadzenia duszpasterstwa. Stali kapłani – zakonnicy pojawili się u templariuszy w drugiej połowie XII w. Do reguły pierwotnej dodawano stopniowo kolejne statuty regulujące wybór wielkiego mistrza i innych władz zakonu, obowiązki urzędników, kary za wykroczenia itp.

Wyróżniającym elementem stroju templariusza był biały płaszcz z czerwonym krzyżem. Zakonnicy budowali charakterystyczne oktagonalne kościoły, stosując przy tym, według niektórych badaczy, swoistą mistykę liczb, z którą zaznajomili się w Palestynie od Arabów. Przywilejem rycerskim templariuszy było stawanie w pierwszym szeregu i prowadzenie pierwszego ataku na wroga.

Do templariuszy wstępowali przede wszystkim rycerze francuscy. Zakon zdobył wkrótce wielkie znaczenie w Ziemi Świętej, gdzie zbudował liczne komandorie, potem zaś uzyskał liczne nadania we Francji, Anglii i Włoszech. Dzięki sprężystej administracji majątków, bojowości i umiejętnej polityce, templariusze stali się rychło potęgą militarną i gospodarczą tak w Palestynie jak i w Europie. Bogactwo zawdzięczali głownie posiadanym bankom i operacjom finansowym na wielką skalę.

Po upadku Akki w 1291 r., na czym zakończyło się istnienie Królestwa jerozolimskiego, templariusze przenieśli się na Cypr, który stał się najdalej na wschód wysuniętą placówką łacińską. Potem jednak musieli przenieść się na kontynent. Mimo posiadania dóbr i domów zakonnych w Europie, właściwym terenem działania zakonu, była zgodnie z regułą Ziemia Święta. Po jej utracie przez chrześcijan, celowość istnienia templariuszy i innych zakonów rycerskich stanęła pod znakiem zapytania. Proponowano zredukowanie ich liczby przez połączenie templariuszy z joannitami, czemu ci pierwsi stanowczo się sprzeciwiali. Tymczasem zakon, pozbawiony zasadniczego celu swojego istnienia, ulegał stopniowej degeneracji. Rozluźniała się dyscyplina, upadała duchowość, a cała energia kierowała się w stronę pomnażania dóbr.

Bogactwo zakonu i jego niezależność od władz świeckich i duchownych z wyjątkiem papieża, nie mogły być długo tolerowane przez władców centralizujących się państw. Król francuski Filip Piękny (zadłużony u templariuszy) przystąpił do likwidacji zakonu. Rycerzy oskarżono o herezje, oddawanie czci diabłu, o sodomię i przyjacielskie stosunki z Saracenami. W 1307 r. uwięziono wszystkich znacznych członków zakonu znajdujących się we Francji i zajęto jego majątek. Pod naciskiem Filipa, specjalnie zwołany sobór w Vienne, uznał winy templariuszy. Klemens V w 1312 r. rozwiązał zakon. Wielki mistrz Jakub de Molay i inni przywódcy, z wyroku francuskiej inkwizycji (z wiedzą i poparciem króla Filipa Pięknego) ponieśli śmierć na stosie.

Joannici

Zakon wywodzi się od charytatywnego bractwa założonego w Jerozolimie ok. 1070 r. przez pobożnych kupców z włoskiego Amalfi. W pobliżu Świętego Grobu zbudowali opactwo, a w nim hospiscjum i szpital dla pielgrzymów. Pierwsza wyprawa krzyżowa i napływ rycerstwa spowodowały rozwój i zmianę struktury społecznej bractwa. Za rządów Gerarda przekształciło się ono w zakon rycerski, otrzymało regułę wzorowaną na templariuszach, którą ułożył Raymond z Puy. Regułę i zakon zatwierdził papież Paschalis II. Nowa organizacja została nazwana Rycerskim Zakonem Świętego Jana Jerozolimskiego Szpitalników. Dominowało w nim rycerstwo włoskie. Zakon spełniał dwie podstawowe funkcje: prowadził walkę z muzułmanami i niósł pomoc chorym, rannym i pielgrzymom. Zakładał szpitale i komandorie w Ziemi Świętej i w Europie. Wkrótce joannici, obok templariuszy stanowili główną siłę bojową łacinników w Palestynie.

Po upadku Królestwa Jerozolimskiego joannici przenieśli się na Cypr, gdzie utworzyli Wielką Komandorię. Zakon pragnął jednak uzyskać suwerenność terytorialną, i w 1307 r.

podbił wyspę Rodos, która stała się jego główną siedzibą. Joannitów nazwano wówczas Kawalerami Rodyjskimi. Dzięki nim, Rodos był ważnym punktem przed ekspansją turecką we wschodniej części Morza Śródziemnego. Mimo waleczności joannitów wyspa została zdobyta przez Sulejmana Wspaniałego w 1522 r. Zakon musiał opuścić Rodos i po siedmiu latach tułaczki przeniósł się na Maltę, którą przekazał rycerzom cesarz Karol V. Od tej pory joannitów nazywano Kawalerami Maltańskimi, a zakon – Maltańskim. Czerwony krzyż z rozwidlającymi się ramionami na białych płaszczach rycerzy, nazwano maltańskim. Kawalerowie tak doskonale ufortyfikowali Maltę, że Turcy mimo wielu oblężeń nie zdołali jej zdobyć. W XVII w. wielki mistrz zakonu uzyskał rangę równą godności kardynała.

Rola joannitów zaczęła jednak maleć. W 1798 r. Maltę zajął Napoleon i wypędził rycerzy z wyspy. Przez kilkadziesiąt lat zakon pozostawał bezdomny, aż w 1834 r. został przyjęty w Rzymie, który stał się siedzibą jego władz. Kawalerowie maltańscy poświęcili się teraz głównie działalności charytatywnej i szpitalnej niosąc pomoc ofiarom wojen i klęsk żywiołowych. Siedzibą władz zakonu jest nadal Rzym, ale zdołał on uzyskać od rządu Malty w użytkowanie Fort Saint Angelo, który posiadał niegdyś przez kilkaset lat. Zakon szpitalników posiada przywileje niezawisłego i suwerennego podmiotu prawa międzynarodowego i utrzymuje stosunki dyplomatyczne z 90 krajami. Swą działalność zakon prowadzi przez Maltańską Służbę Medyczną, ponadto szkoli on wolontariuszy i zakłada szpitale.

Do Polski joannici zostali sprowadzeni przez księcia Henryka Sandomierskiego w XII w. i otrzymali na osiedlenie Zagość nad Nidą. Posiadali także kilka placówek na Śląsku.

Kawalerowie Maltańscy trwali w Polsce do zaborów. Po odzyskaniu niepodległości utworzono Związek Polskich Kawalerów Maltańskich, uznany przez władze zakonne. Odbudowa Związku, niemożliwa po 1945 r., dokonała się dopiero w 1991 r. Obecnie liczy on ponad 140 osób.

Krzyżacy

Pełna i właściwa nazwa tego zakonu brzmi: Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Dzieje i działalność tego zakonu rycerskiego są w Polsce dobrze znane z nauki historii w szkołach i z literatury pięknej. Dlatego przedstawimy tu tylko najważniejsze fakty.

Bractwo szpitalne złożone z krzyżowców niemieckich (były to resztki krucjaty Fryderyka Barbarossy) zastało założone z inicjatywy księcia Fryderyka Szwabskiego, syna cesarza Barbarossy, w 1128 r. Jego powołaniem była opieka nad chorymi i rannymi chrześcijanami, a celem poza religijnym, zapewnienie cesarstwu trwałego oparcia na Bliskim Wschodzie. W 1190 r. pod Akkonem w Syrii bractwo zostało zorganizowane i w 1198 r. przekształciło się w zakon rycerski. Swoich członków rekrutował on przede wszystkim spośród rycerzy niemieckich. Reguła była wzorowana na regule templariuszy. Twórcą potęgi krzyżaków był trzeci z kolei wielki mistrz Hermann von Salza. Udało się wówczas zakonowi uzyskać posiadłości w Palestynie i w kilku krajach Europy.

Do pierwszej próby budowy państwa zakonnego doszło w 1211 r., gdy król węgierski Andrzej II nadał krzyżakom ziemię w Siedmiogrodzie z  zadaniem obrony Węgier przed Kumanami. Po próbie usamodzielnienia się, krzyżacy zostali usunięci z Węgier w 1225 r. Rok później zawarli umowę z księciem mazowieckim Konradem, na mocy której uzyskali Ziemię Chełmińską w zamian za obronę Mazowsza przed najazdami pruskimi. Po uzyskaniu przywilejów papieskich i cesarskich (niektóre zostały sfałszowane), krzyżacy rozpoczęli podbój Prus zakończony w 1283 r. Budowa państwa zakonnego została zakończona wraz z podbojem Pomorza Gdańskiego w 1309 r. i przeniesieniem siedziby wielkiego mistrza z Wenecji do Malborka w następnym roku.

Swoje podboje w Prusach, potem na Żmudzi i Litwie, krzyżacy określili jako krucjatę, którą prowadzili nadal mimo chrztu Litwy. Zagrożenie krzyżackie było jednym z powodów zawarcia unii polsko-litewskiej oraz wielkiej wojny z zakonem i rozbicia jego potęgi pod Grunwaldem w 1410 r. W 1454 r. stany pruskie niezadowolone z polityki wewnętrznej krzyżaków poddały się królowi polskiemu. Po wojnie trzynastoletniej, państwo krzyżackie uległo podziałowi: Pomorze Gdańskie, Ziemia Chełmińska i Warmia weszły w skład państwa polskiego, zaś Prusy stały się jego lennem. W 1525 r. wielki mistrz Albrecht Hohenzollern sekularyzował swoje państwo, przyjął luteranizm i jako świecki książę złożył hołd lenny królowi polskiemu.

Zakon krzyżacki został odnowiony w Austrii w 1834 r., pełniąc obowiązki po części honorowe i charytatywne.

Montjoye

Ambicje narodowe i interesy rycerstwa hiszpańskiego zadecydowały prawdopodobnie o powołaniu przez Rodryga około 1185 r. zakonu Montjoye. Przeznaczony głównie do walki z Saracenami okazał się tworem efemerycznym i nie zdążył uzyskać jednolitej reguły. W 1204 r. został wchłonięty przez templariuszy.

Zakony rycerskie powstałe i działające w Hiszpanii:

Calatrava

Był to najstarszy zakon rycerski w Hiszpanii. Został założony w 1158 r. przez opata Rajmunda z Fitero, który wraz z mnichami bronił miasta Calatrava przed Maurami. Zakon, w 1164 r. został uznany przez papieża i formalnie związany z cystersami, którzy nadali mu swoją regułę. Łączono ideały monastyczne i rycerskie opierając się na wzorze templariuszy. Główną siedzibą było miasto Almagro. W okresie największego rozkwitu zakon Calatrava posiadał około 350 miast i wsi z 200 tys. ludności. Pod koniec XV w. jego znaczenie zmalało gdy wypędzeno Maurów z prawie całej Hiszpanii. Zmieniła się wtedy jego działalność i skład osobowy. Zakon stał się stowarzyszeniem szlacheckim z honorowymi tytułami i przywilejami. W 1489 r. został podporządkowany monarchii hiszpańskiej.

Santiago

Zakon został założony w 1170 r. i przeznaczony do walki z Maurami oraz do opieki i obrony pielgrzymów idących do grobu św. Jakuba w Composteli, ówcześnie jednego z trzech najważniejszych sanktuariów chrześcijaństwa. Połączenie funkcji rycerskich i szpitalnych wyróżniało zakon Santiago od innych zakonów rycerskich w Hiszpanii i Portugalii. Zakon Santiago kwestionował prymat Calatravy i nie przyjął jego reguły. Własną, wzorował na joannitach. Główną siedzibą Santiago było miasto Ucles. Zakon cieszył się dużą popularnością ochraniając szlaki do Composteli, za co otrzymywał nadania ziemskie. Pod koniec XV w. przeszedł ewolucję podobną do zakonu Calatrava, zaś w 1493 r. został poddany władzy królewskiej.

Alcantara

Jako pobożna fundacja, zakon Alcantara powstał w 1176 r. i znany był początkowo jako zakon św. Juliana de Pereiry. Przyjął regułę cystersów i odznaczył się w walkach z Maurami w Portugalii i Leonie. Przez pewien czas był zależny od zakonu Calatrava, lecz potem stopniowo zyskiwał autonomię. W 1494 r. królowie hiszpańscy zastrzegli sobie prawo mianowania wielkiego mistrza zakonu, który powoli przemienił się w organizację świecką.

http://forum.iskk.pl/index.php/leksykon-pojec/12-zakony-rycerskie

Forum Społeczne Michała Archanioła

        Geneza

1. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego

Początki sięgają lat siedemdziesiątych, działalność Kościoła w Polsce Ludowej. Kościół nie istniał w publicznych wykazach statystycznych PRL. Dlatego ośrodek pod nazwą Zakład Socjologii Religii powstały w zgromadzeniu Pallotynów podjął zadanie sporządzanie statystyk kościelnych. Pallotyński Zakład Socjologii Religii funkcjonował również jako Biuro Statystyczne Episkopatu. Działalność ośrodka była wewnętrzną sprawą Kościoła i publikacje nie były zgłaszane do państwowej cenzury. Pierwsza publikacja ukazała się w roku 1978 roku pt.: „Kościół katolicki w Polsce 1945-1972. Duchowieństwo i wierni, miejsca kultu i życie religijne”. W publikacji wykorzystano dane zawierające odpowiedzi na dwie ankiety ogólnopolskie: „Ankieta diecezjalna 1971” i „Ankieta parafialna 1972”. Materiały te pozwalają odtworzyć socjografię diecezji i parafii w Polsce w tamtych latach. Są w niej zawarte dane na temat duchownych i katolików świeckich, kościołów i kaplic (np. takie szczegóły jak odległość od kościoła parafialnego”. Ponadto ta pierwsza publikacja podaje dane na temat życia religijnego oraz międzynarodowy przegląd statystyki kościelnej. Tego typu dane zbierano i publikowano co kilka lat, a po 1989 roku wydano razem z Głównym Urzędem Statystycznym wspólną publikację – kościelny rocznik statystyczny dokładnie i obrazowo ukazującą życie Kościoła katolickiego na terenach polskich w latach 1918-1990, czyli II RP i PRL.

W roku 1979 roku rozpoczęto prowadzone co roku do dzisiaj ogólnopolskie liczenie wiernych obecnych na mszy św. niedzielnej i przystępujących do Komunii św. (dominicantes i communicantes). Badanie to jest unikatowych na skalę światową badaniem, które służy do specjalistycznych analiz socjologicznych jak również odzwierciedla poziom religijności Polaków w czasach komunistycznych, okresie transformacji i w wolnej Polsce. Badanie to dowodzi statystycznie również, że istnieją bardzo duże różnice w poziomie religijności zależnie od regionu kraju.

Po 1989 roku Instytut uzyskuje dzisiejszą nazwę „Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC” i podpisuje porozumienie z Głównym Urzędem Statystycznym w sprawie badań i analiz danych statystyki kościelnej w Polsce.

Standardowymi pracami i publikacjami ISKK są również Spisy Duchowieństwa oraz Wykazy Parafii wydawane co kilka lat. Dzięki tym danym nie ma w Polsce instytutu, który mógłby podejmować tak szczegółowe i precyzyjne analizy religijności, wiernych, stanu duchowieństwa, parafii i ogólnie Kościoła katolickiego.

W 1996 roku ISKK powołuje Ośrodek Sondaży Społecznych OPINIA, którego zadaniem jest prowadzenie badań i sondaży społecznych na temat postaw religijno-społecznych. Do tego roku przeprowadzono kilka ogólnopolskich badań postaw religijno-społecznych oraz szczegółowe badania 17 diecezji.

W 2007 powołany zostaje Zespół Badań Sektora Trzeciego NON PROFIT IN ECCLESIA do przygotowania metodologii oraz prowadzenia badań nad tzw. trzecim sektorem, czyli różnego rodzajami fundacjami, organizacjami, stowarzyszeniami i wspólnotami parafialnymi. Badania te ukazują motywowaną religijnie społeczną aktywność katolików świeckich (apostolstwo świeckich).

2. Symbolika Forum

Mamy nadzieję, że rok 2011 przejdzie również do historii Instytutu jako data powołania nowej agendy Instytutu – Forum Społecznego Michała Archanioła. W nowej inicjatywie celowo nawiązujemy do symboliki zawartej w Apokalipsie. W ostatniej księdze Pisma Świętego św. Jan przedstawia Archanioła Michała w wielkim boju o człowieka, ukazuje wielką walkę duchową i pokonanie zła. W tym opisie naprzeciw Archanioła staje Smok, „który zwie się diabeł i szatan”, z którym Michał Archanioł toczy zwycięską walkę. Ta duchowa walka odnosi się do całej historii zbawienia. Celem walki nie jest tylko pokonanie zła, ale pozytywne i twórcze „uczynienie wszystkiego nowym”. Ponieważ człowiek przez grzech utracił wewnętrzną harmonię i zburzył swój moralny porządek, stracił również zdolność doskonałego kształtowania życia społecznego. Celem Zbawiciela i Kościoła jest przywrócić utracony ład i harmonię. To inspirująca i urzekająca wizja nowego człowieka i nowego społeczeństwa.

Na obecnym, początkowym etapie Forum Michała Archanioła nasz patron ma nas nauczyć odwagi w wyborze dobra i walki ze złem. Widzimy potrzebę zachęcenia katolików w Polsce do zabierania głosu w sprawach ważnych dla ich życia i społeczeństwa. Do tej pory przy okazji prowadzonych badań poprosiliśmy proboszczów o zaproszenie dwóch katolików – wierzących, praktykujących i aktywnych – z każdej parafii w Polsce do współpracy z nami i zabierania głosu na temat problemów społecznych. Na ten apel otrzymaliśmy ponad osiem tysięcy adresów i deklaracji chęci współpracy. Wśród tej grupy – reprezentatywnej dla aktywnego, praktykującego i wierzącego Polaka katolika – przeprowadzaliśmy badania sondażowe na różne tematy. Raporty publikowane były w tygodniku Niedziela.

3. Sieć korespondentów

Korzystając z takiego zaplecza badawczego Instytutu, Forum Społeczne Michała Archanioła chce być ośrodkiem z jednej strony ukazującym „głos katolika w Polsce”, a z drugiej mobilizującym ich aktywność w zabieraniu głosu i angażowaniu się w sprawy społeczne w Polsce. Ponieważ wiele problemów ważnych dla polskich rodzin, dla katolików, dla wiary i Kościoła jest przemilczanych Forum stawia sobie za cel współtworzyć poważną i rzeczową debatę na temat istotnych dla przyszłości Polski zagadnień. Chcemy docelowo tworzyć też środowisko katolickie poszukujące wyzwań społecznych i metod rozwiązywania różnego rodzaju zagrożeń.

4. Skład Forum:

 

PATRONAT HONOROWY:

Jego Ekscelencja Ksiądz Arcybiskup Henryk Hoser,

biskup warszawsko-praski

 

PRZEWODNICZĄCY:

Prof. dr hab. Andrzej Ochocki – demograf, statystyk, pracownik naukowy UKSW

Ks. prof. dr hab. Witold Zdaniewicz SAC – dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC

 

SKŁAD OSOBOWY:

dr Lucjan Adamczuk – były doradca prezesa GUS, socjolog

Andrzej Datko – historyk, redaktor

Andrzej de Flassilier – pracownik firmy Polkomtel

Jacek Jakubiak – dyrektor programowy KAI

ks. dr hab. Edward Jarmoch – socjolog, duszpasterz

ks. dr Józef Kloch – rzecznik prasowy Konferencji Episkopatu Polski

dr Tomasz Korczyński – socjolog, pracownik naukowy UKSW

dr Jacek Kwiatkowski – architekt, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego

dr Rafał Lange – socjolog, pracownik naukowy UKSW

ks. prof. Janusz Mariański – socjolog, wykładowca KUL

o. Kazimierz Malinowski – sekretarz generalny Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce

ks. dr Sylwester Matusiak – teolog, wicerektor pallotyńskiego Wyższego Seminarium Duchownego

Anna Moskwa – doktorantka, dyrektor Fundacji Habitat Polska

Tomasz Ponikło – dziennikarz

kpt. lek. med. Narcyz Sadłoń – pracownik Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie

ks. Wojciech Sadłoń – doktorant UKSW

ks. inf. Ireneusz Skubiś – redaktor naczelny Tygodnika Niedziela

Mariusz Sulkowski – doktorant UW, prezes zarządu Fundacji Koncept Europa

dr Artur Stopyra – germanista, kulturoznawca, korespondent zagraniczny

ks. dr hab. Piotr Taras – socjolog, były wykładowca KUL

dr Tadeusz Zembrzuski – socjolog, były wykładowca Politechniki Warszawskiej

http://forum.iskk.pl/index.php/o-forum

*******

Transformacje zakonów rycerskich

templariusze

Zakony rycerskie są niewątpliwie obecne w powszechnej świadomości, nie wszystkie jednak i nie w każdym aspekcie swoich działań. Obraz zakonów rycerskich jest przy tym mocno wypaczony, oparty głownie na przedstawieniach literackich. Gdy mówi się o rycerzach zakonnych, na myśl przychodzą nam przede wszystkim Krzyżacy, czyli członkowie Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (Ordo Fratrum Hospitalis Sanctae Mariae Theutonicorum). Postrzegamy ich najczęściej negatywnie, patrząc na nich przez pryzmat ich długoletnich wojen z naszym krajem. Trudno, aby w takiej sytuacji wyklarował się obiektywny obraz Zakonu, zwłaszcza że ten negatywny stereotyp utrwalały liczne dzieła literackie, by wspomnieć tylko powieści Sienkiewicza i Kraszewskiego.

Z kolei drugi z najbardziej znanych zakonów rycerskich – Templariusze, a więc członkowie Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona (Pauperes Commilitones Christi Templique Salomonis) znani są przede wszystkim ze swoich „tajemnic”, kontrowersji, procesu, bogactw i innych spraw tego typu, niż z podstawowej działalności militarnej. Ostatnio popularność przyniosła im książka Dana Browna Kod Leonarda da Vinci, która jednak również przedstawia ich w zupełnie fałszywym świetle.

Trzeci zakon, Joannici, inaczej Kawalerowie Maltańscy, czyli członkowie Suwerennego Rycerskiego Zakonu Szpitalników Świętego Jana Jerozolimskiego (Ordo Militiae Sancti Joannis Baptistae Hospitalis Hierosolimitani) jest już mniej znany, ale za to ze swojej podstawowej obecnie działalności, czyli służby medycznej oraz z licznych zabytków pozostawionych nie tylko na Rhodos czy Malcie, ale w wielu innych krajach, w tym i w Polsce.

Zakon; rycerskie, a oprócz tych trzech było ich jeszcze sporo (część istnieje do dzisiaj) miały bowiem dwie zasadnicze funkcje: walka z niewiernymi i opieka nad chrześcijanami, zwłaszcza pielgrzymami i chorymi. Te dwie funkcje były ze sobą ściśle powiązane, opieka bowiem miała dwa główne aspekty – opiekę zbrojną i opiekę medyczną, a ta pierwsza zazębiała się z walką z niewiernymi, bowiem to oni należeli do głównych zagrożeń dla pielgrzymów. Większość zakonów rycerskich miała więc swoje szpitale, zarówno w Ziemi Świętej, jak i w Europie.

Zakon rycerskie zrodziły się z połączenia elementów mniszych, kanoniczych i szpitalnych ze świeckim etosem rycerskim. Jerzy Kłoczowski pisze, że zakony rycerskie wyrosły na gruncie szpitalniczo-kanonickim, ale takie sformułowanie odpowiada prawdzie tylko odnośnie do części zakonów (Joannici, Krzyżacy, Bożogrobcy), zupełnie zaś nie przystaje do rzeczywistości w odniesieniu do innych z nich (Templariusze, zakony hiszpańskie). Te drugie bardziej związane były z pniem monastycznym życia zakonnego, zwłaszcza z zakonem cystersów, którzy w różny sposób miał wpływ na te organizacje. Jest to bardzo istotne rozróżnienie.

Templariusze, pierwszy zakon rycerski, powstali w Jerozolimie w 1118 roku z inicjatywy kilku rycerzy francuskich z Hugonem de Payens na czele, W roku 1128 uzyskali na synodzie w Troyes papieskie zatwierdzenie dla zakonu i reguły, ułożonej prawdopodobnie przez świętego Bernarda z Clairvaux lub przynajmniej pod jego silnym wpływem. Pełnili początkowo role policyjne w Królestwie Jerozolimskim. Z czasem zaczęli prowadzić własne operacje zbrojne. W początkowym okresie panowała w tym zakonie żelazna dyscyplina, która z czasem uległa rozproszeniu. Dzielili się na cztery grupy: rycerzy, giermków, kapelanów i rzemieślników. Tylko pierwsza grupa sprawowała urzędy zakonne, przydzielano je wyłącznie braciom świeckim, nigdy kapłanom. W ciągu kolejnych dwóch stuleci zakon rozprzestrzenił się po całej Europie. Oprócz militarnej Templariusze prowadzili również działalność bankową. Nie założyli własnego państwa zakonnego choć podjęli takie próby. Zostali zlikwidowani przez króla Francji w krwawy sposób w początkach XIV stulecia. Nie mieli szczególnego znaczenia na polu szpitalnictwa.

Inne początki, właśnie ze szpitalnictwem związane miały kolejne dwa zakony. Joannici powstali z przekształcenia w zakon rycerski bractwa charytatywnego, działającego w Ziemi Świętej od połowy wieku jedenastego, a więc kilka dziesiątków lat przed początkiem wypraw krzyżowych, W Jerozolimie prowadzili klasztor Matki Bożej Łacińskiej oraz związane z nim szpital i hospicjum, czyli schronisko dla pielgrzymów i kupców. Rozwój bractwa i przyjęcie nazwy Szpital Św. Jana Jerozolimskiego nastąpiły w trakcie pierwszej krucjaty. Główną rolą zakonu była wtedy opieka nad pielgrzymami – zapewnienie im noclegu i leczenie w chorobach. Zmiana charakteru bractwa i przekształcenie go w skonsolidowany zakon rycerski nastąpiło za czasów wielkiego mistrza Gerarda de Puy (1120-1160). Od tego czasu stali się Joannici stałym konkurentem Templariuszy. Mieli własne państwa zakonne, najpierw na Rhodos, potem na Malcie. To ostatnie zlikwidował dopiero Napoleon. Zakon istnieje do dzisiaj, mając charakter wybitnie szpitalniczy. Joannici mają również nurt protestancki. Po przejściu Brandenburgii na luteranizm placówek zakonu w tym kraju nie zlikwidowano, ale nadano im laterański charakter. Joannici luterańscy, a następnie także kalwińscy, rozwinęli swoja działalność także w innych krajach Rzeszy oraz w Niderlandach i Szwecji. Również la gałąź istnieje do dziś i ma charakter szpitalniczy. Wielcy Mistrzowie protestanckiego zakonu Joannitów rekrutują się od 1813 roku z rodu Hohenzollernów.

Kolejnym zakonem w Ziemi Świętej był Zakon Montjoye. Powstał on w 1180 roku, rekrutował się głównie z rycerstwa hiszpańskiego, istniał jedynie kilka lat, nie miał większego znaczenia, a jego resztki zostały wchłonięte na początku XIII stulecia przez Kalatrawensów.

Nieporównanie większe znaczenie mieli Krzyżacy. Oni również, podobnie jak Joannici, powstali na podłożu szpitalnym. Ich założenie wiąże się ze szpitalem na okrętach w czasie oblężenia Akki w latach 1191-1193. Chorymi Niemcami zajmowali się tam członkowie bractwa, składającego się również z Niemców. Bractwo to wywodziło się z Jerozolimy, gdzie w latach 1118-1187 prowadziło hospicjum niemieckie, pozostające pod zwierzchnictwem joannitów. Joannici decydowali wtedy o przyjmowaniu członków i obejmowaniu urzędów bractwa. Pod Akką usamodzielniło się ono od Joannitów, W 1198 roku zostało przekształcone w zakon rycerski. W 1199 został on zatwierdzony przez papieża Innocentego III. Reguła Krzyżaków wzorowała się na templaryjskiej w kwestiach militarnych i duchowych oraz na joannickiej w kwestiach szpitalniczych. W organizacji zakonu istniał specjalny wysoki urząd Wielkiego Szpitalnika, odpowiedzialnego, między innymi, za kwestie charytatywne i medyczne. Również w Prusach, gdzie mieli swoje państwo, prowadzili szeroko zakrojona działalność szpitalną. W Państwie Zakonnym powstały pierwsze na tych ziemiach krzyżackie schroniska dla trędowatych i obłąkanych. Jako ciekawostkę warto przytoczyć informację, że w Malborku obok szpitala zakonnego czynny był dom publiczny. W czasie gdy działali w Prusach, wchłonęli dwa mniejsze zakony działające w rejonie nadbałtyckim – Braci Dobrzyńskich i inflanckich Kawalerów Mieczowych. Krzyżacy przetrwali sekularyzację Prus, chociaż wtedy zasadniczo stracili na znaczeniu. W tym czasie odłączyli się od nich Kawalerowie Mieczowi, a główną prowincją krzyżacką stała sie niemiecka. W wiekach kolejnych do zakonu byli przyjmowani także protestanci, do wieku XIX, kiedy to przywrócono mu czysto katolicki charakter. Krzyżacy istnieją do dzisiaj, jako zgromadzenie kleryckie o charakterze szpitalnym.

Zakon Bożogrobców, czyli Kanoników Regularnych Stróży Świętego Grobu Jerozolimskiego (Fratres Canonici Regulares Custodes Sanctissimi Sepulchri Hierosolymitani), założony został w Jerozolimie w 1099 i składał się z. dwóch grup: rycerzy i duchownych. Od 1114 roku posługiwali się Regułą Świętego Augustyna. Zatwierdzenie papieskie uzyskali od Kaliksta II, Honoriusza II i Celestyna II. Szpitalnictwo należało do ich głównych aktywności. Istnieją do dzisiaj, spośród wszystkich zakonów rycerskich są najbardziej związani z naszym krajem, Miechów był przez kilka wieków ich główna siedzibą. Mieli możliwość założenia państwa zakonnego, ale do tego nic

doszło. Zostali bowiem wymienieni, razem z Templariuszami i i Joannitami w testamencie króla Aragona Alfonsa I Wojownika. Jednak wskutek sprzeciwu możnowładców testament ten unieważniono.

Poza Ziemią Święta zakony rycerskie powstawały także w Hiszpanii i Portugalii. Najstarszymi z zakonów hiszpańskich były: Calatrava, zakon z Alcantarra i zakon Świętego Jakuba z Compostelli. Ten pierwszy był wybitnie cysterskiego pochodzenia. Jego początki biorą, się od obrony twierdzy Calatrava przez cysterskiego opata z Fitero, zapoczątkowanej w 1158 roku. Była to wiec początkowo kongregacja uzbrojonych mnichów. Zatwierdzenie papieskie przyszło od Innocentego III w 1199 roku. Powzięte zostały proby rozszerzenia działań zakonu na Ziemię Świętą i wybrzeża Bałtyku, ale zakończyły się one fiaskiem. Zakon ten w miarę upływu czasu wiązał się coraz ściślej z hiszpańską koroną, od końca średniowiecza wielkimi mistrzami byli królowie, przetrwał do dzisiaj, jako świeckie bractwo orderowe.

Inna była geneza zakonu z Alcantarra. Początkowo istniał on jako bractwo rycerskie powstałe w 1157 roku, polem przekształcone w zakon z regułą cysterską, zatwierdzony w 1177 roku przez papieża Aleksandra III. Również i ten zakon został pod koniec średniowiecza połączony z koroną hiszpańską.

Zakon Świętego Jakuba z Compostelli rozwinął się z rycerskiego bractwa pokutniczego, chroniącego pielgrzymów do tego sanktuarium w drugiej poło-wie XII wieku. Zatwierdzenie otrzymują w 1175 roku od Aleksandra III. Również i oni pod koniec XV wieku zostają połączeni z koroną. Zakony hiszpańskie nie prowadziły działalności szpitalniczej, niektóre z nich przyjmowały również żonatych, a od czasu połączenia z koroną ulegały rychłej laicyzacji.

W Portugalii oprócz autonomicznej prowincji zakonu z Compostelli istniał rodzimy zakon z Avis, podległy Kalatrawensom i przestrzegający reguły cysterskiej. Był on ściśle powiązany z portugalską koroną. W tym kraju istniał też Zakon Skrzydła Św. Michała o bardziej świeckim charakterze. Ogólnie zakony portugalskie podobne były do hiszpańskich. Do zakonów półwyspu pirenejskiego dołączyły w XIV wieku jeszcze dwie wspólnoty, powstałe po kasacie Templariuszy i skupiające dawnych członków tego zakonu. Portugalski Zakon Rycerzy Chrystusa był po prostu prowincją Templariuszy w tym kraju, która po likwidacji macierzystego zakonu usamodzielniła się i przyjęła wspomniana nazwę. Było to możliwe dzięki dobrym stosunkom portugalskich Templariuszy z koroną. Zakon został zatwierdzony przez papieża Jana XXII w 1319 roku. Jego rycerze wsławili się głownie jako żeglarze i przysporzyli swemu krajowi wiele zamorskich nabytków terytorialnych. W 1551 urząd Wielkiego Mistrza został połączony z koroną portugalską i stopniowo zakon zaczął się przekształcać w organizację honorową. W królestwie Aragonu miejscowy władca, nie chcąc przekazywać Joannitom dóbr Templariuszy, utworzył nowy zakon Rycerzy z Montesa, nadał mu regułę cysterską i uposażył wzmiankowanymi dobrami. Zakon został zatwierdzony przez Jana XXII w 1317 roku i podporządkowany Kalatrawensom. Również i te zakony nie wsławiły się na polu szpitalnictwa.

Zakony rycerskie powstawały tez nad Bałtykiem. Kawalerowie Mieczowi, zwani także Rycerzami Chrystusowymi (Fratres Militiae Christi) powstali w 1202 roku w Inflantach z inicjatywy Cystersów i biskupa ryskiego. Mieli regułę Templariuszy. Po połączeniu z Krzyżakami przyjęli ich regułę i ubiór. Bracia dobrzyńscy, czyli Pruscy Rycerze Chrystusowi (Fratres Milites Christi de Dobrin), powołani w roku 1228 przez biskupa pruskiego i Cystersów. Mieli regułę wzorowaną na Cystersach i Kawalerach Mieczowych. Zatwierdzeni przez papieża Grzegorza IX w roku powstania. Liczyli tylko 14 członków z mistrzem na czele. Zakony bałtyckie do wchłonięcia przez Krzyżaków nie prowadziły działalności szpitalniczej.

Oprócz zakonów rycerskich w sensie ścisłym, które powstawały zawsze w miejscach kontrowersji z żywiołem niechrześcijańskim, na przykład w Ziemi Świętej, czy na półwyspie Pirenejskim, istniały takie, które zachowując podobną strukturę, nie prowadziły zasadniczo walki zbrojnej. Przykładem Zakon Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą (Canonici Regula res Sanctissimae Crucis a Stella Rubae). Jego początki sięgają ok. 1231 roku, kiedy to w Pradze powstał szpital przy zespole klasztornym Św. Franciszka, założonym przez świętą Agnieszkę Czeską. Bracia prowadzący ten szpital pod wpływem działań papieża Grzegorza IX usamodzielniają się i w 1237 roku przyjmują regułę świętego Augustyna, W roku 1252 otrzymują stałą siedzibę na praskim Starym Mieście, gdzie wznoszą kościół, szpital i klasztor, będący głównym domem zakonu i siedzibą Mistrza Generalnego. Przyjmują też wtedy herb składający się z czerwonego krzyża i takiejże gwiazdy na czarnym polu. W wieku piętnastym zakon przekształcił się z laickiego w klerycki i od-ląd jego członkowie byli zobowiązani przyjmować przynajmniej niższe świecenia. Głównym celem zakonu zawsze była opieka nad chorymi.

Wśród zakonów rycerskich można wyraźnie wyodrębnić dwie grupy, które znacznie różniły się w wielu kwestiach, w tym także w kwestii szpitalnictwa. Jedną grupę stanowiły zakony o charakterze zbliżonym do kanoniczego, oparte zasadniczo na regule św. Augustyna lub jej modyfikacjach. Do tych zakonów należą: Joannici. Krzyżacy, Bożogrobcy, Krzyżowcy z Czerwoną Gwiazdą. Wszyscy oni prowadzili rozległą działalność szpitalniczą, która z czasem stała się ich działalnością podstawową. Wszystkie te zakony istnieją do dzisiaj, choć znaczna ich część przekształciła się ze zgromadzeń laickich w kleryckie. Drugą grupą są zakony powiązane z Cystersami, bądź to cysterskiej reguły mnisi-rycerze, bądź też rycerze zakonni reguły opartej na cysterskiej, dopasowanej jednak do zgromadzenia laickiego. Do tej grupy należeli templariusze i zakony iberyjskie. Żaden z nich nic rozwinął znacząco szpitalnictwa, Myślę, że w zasadniczym stopniu wpłynęła na len fakt istota cysterskiej reformy monastycyzmu. Otóż ruch ten był zasadniczo anty intelektualny. Kluniackim studiom naukowym Cystersi przeciwstawiali prace fizyczne, które miały dla nich największą wartość. W ciągu kolejnych stuleci len stan uległ gruntownej zmianie, ale w czasach, gdy Cystersi wpływali na powstawanie zakonów rycerskich, nauka nie była u nich w cenie. Również wiec sami Cystersi w porównaniu do kluniaków szpitalnictwa nie rozwinęli. nic ma sic więc co dziwię, że taki model przekazali wtórnym wobec siebie zakonom. Natomiast wspomniane wcześniej kanonicze wspólnoty, oparte na regule św, Augustyna, zawsze ceniły wysiłek intelektualny. Reguła ta zawiera wzmianki dotyczące nauki, ksiąg i opieki nad chorymi. Warto pamiętać, że na niej opierają się również Dominikanie, jeden z najbardziej uczonych zakonów. Rozwój szpitalnictwa był ściśle powiązany z rozwojem nauki, bardziej sie więc do niego przyczyniły te wspólnoty, w których była ona ceniona.

Między wiekiem XIII a XVI wskutek zmieniających się okoliczności historyczno-politycznych wszystkie zakony rycerskie zaprzestały swojej działalności militarnej, dotąd podstawowej. W Europie nowożytnej nie za bardzo było miejsce dla rycerzy zakonnych. To zaprzestanie podstawowej formy działalności było prawdziwą rewolucją w funkcjonowaniu zakonów. Omawiane dwie grupy zgromadzeń przeszły tę rewolucję w sposób zasadniczo odmienny. Zakony typu kanoniczego, jak już pisałem wyżej, wykorzystały fakt, że już wcześniej miały silnie rozwiniętą działalność szpitalniczą, uczyniły z niej swą funkcję podstawową i przetrwały do dziś, czyniąc wiele dohra. Zakony postcysterskie poszły w kierunku laicyzacji, związków z polityką, organizacji typowo rycerskich, honorowych i z czasem faktycznie przestały istnieć, trudno bowiem świeckie bractwo orderowe uważać za zakon rycerski. Nie sposób zaprzeczyć, że formacja intelektualna, wywiedziona z reguły św. Augustyna, uratowała zakony typu kanoniczego od tego rodzaju degeneracji. Ułatwiła ona w sposób zasadniczy dostosowanie do zmieniających się warunków zewnętrznych Organizacje, które do wartości intelektualnych przywiązywały daleko mniejszą wagę, nic posiadły tych zdolności przystosowawczych i nie przetrwały. Różnice w przyjętych regułach w pierwszych wiekach istnienia zakonów rycerskich były pewnie ledwo zauważalne, ale w ostatecznym rozrachunku okazały się decydujące. Ta konkluzja w żadnej mierze nie ma być krytyką cysterskiego stylu monastycyzmu – wręcz przeciwnie w moim mniemaniu stał się on jednym z filarów łacińskiej cywilizacji, jednak dla zakonów rycerskich okazał się dobry tylko do czasu. Model kanoniczy ostatecznie wykazał się większą uniwersalnością. Dzięki niemu, mamy i w dzisiejszych czasach tak barwny element życia Kościoła, jak zakony rycerskie.

Autor
Artur Rumpel
Urodziłem się w roku 1975 w Rybniku, w tym też mieście mieszkam obecnie. Mam żonę i synka. Jestem farmaceutą, antropologiem kulturowym i konserwatywnym publicystą freelancerem. Ukończyłem Śląską Akademię Medyczną (obecnie Śląski Uniwersytet Medyczny) i Uniwersytet Śląski. Z przekonań politycznych jestem konserwatywnym liberałem, a ze światopoglądu umiarkowanie tradycyjnym katolikiem.

http://www.eioba.pl/a/1lbz/transformacje-zakonow-rycerskich

*********

 

1 lutego
Bazylika prymasowska w Gnieźnie

Bazylika prymasowska w Gnieźnie Bazylika prymasowska pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gnieźnie jest bez wątpienia jedną z najważniejszych polskich świątyń o randze równej katedrze wawelskiej. Kościół stanowi najcenniejszy zabytek miasta. W 1000 r. pierwszym arcybiskupem gnieźnieńskim został bł. Radzim Gaudenty, młodszy brat św. Wojciecha. Po 1018 roku wzniesiono trójnawową bazylikę zburzoną przez Brzetysława I Czeskiego. Brzetysław wywiózł z Gniezna m.in. relikwie św. Wojciecha. Około 1064 r. odbudowano romańską katedrę. W połowie XIV w. wybitny arcybiskup Jarosław Bogoria Skotnicki zaczął wznosić nową gotycką świątynię. Kilkukrotnie odbudowywana po pożarach, przybrała obecną postać po regotyzacji w latach 1945-1961.
Katedra gnieźnieńska była miejscem koronacji pięciu królów Polski, a od 1418 r. do 1992 arcybiskupom gnieźnieńskim przysługiwała godność Prymasa Polski. Przy wieży południowej znajduje się dawniejsze główne wejście, w którym eksponowane są sławne Drzwi Gnieźnieńskie, jeden z ważniejszych zabytków plastyki romańskiej w Europie.

Fundacja archidiecezji gnieźnieńskiej miała miejsce w latach 999/1000 za rządów Bolesława Chrobrego i pontyfikatu papieża Sylwestra II. Na synodzie rzymskim w roku 999 jednocześnie z kanonizacją św. Wojciecha papież dokonał kanonicznego erygowania archidiecezji i na jej pasterza wyznaczył bł. Radzima. W następnym roku (1000) na słynnym zjeździe gnieźnieńskim dekret o erygowaniu arcybiskupstwa został zrealizowany przez legata papieskiego kardynała Roberta.

W latach 1821-1946 metropolia była związana unią personalną z archidiecezją poznańską – na czele obu diecezji stał ten sam biskup. W związku z nową sytuacją w powojennej Polsce, Stolica Apostolska podjęła decyzję, że archidiecezja zostanie połączona unią personalną z archidiecezją warszawską. Taka sytuacja trwała w latach 1946-1992. 25 marca 1992 r. unia personalna została rozwiązana i ówczesny Prymas Polski, kard. Józef Glemp, pozostając arcybiskupem metropolitą warszawskim, otrzymał tytuł kustosza relikwii św. Wojciecha w Gnieźnie. Arcybiskupem gnieźnieńskim został wówczas Henryk Muszyński, który 18 grudnia 2009 otrzymał tytuł Prymasa Polski. Odtąd godność prymasowska, tak jak przez wieki, jest związana z gnieźnieńską stolicą arcybiskupią.

Abp Józef Kowalczyk, metropolita gnieźnieński, prymas Polski
Obecnie pasterzem archidiecezji jest abp Józef Kowalczyk; w posłudze wspomagają go biskupi pomocniczy Wojciech Polak i Krzysztof Wętkowski. Na terenie archidiecezji mieszkają również seniorzy: abp Henryk Muszyński i bp Bogdan Wojtuś. Archidiecezja gnieźnieńska obejmuje obszar ponad 8 tys. km kw. i jest zamieszkana przez ok. 660 tys. mieszkańców. Jej patronem jest św. Wojciech, biskup i męczennik, jeden z głównych patronów Polski. Jego relikwie spoczywają w bazylice prymasowskiej. Patronami archidiecezji są także bł. Bogumił i bł. Jolanta. W 266 parafiach podzielonych na 30 dekanatów pracuje ok. 530 kapłanów diecezjalnych i ok. 30 zakonnych.

W Gnieźnie dwukrotnie gościł św. Jan Paweł II – w 1979 i 1997 roku. W czasie drugiego pobytu powiedział przed gnieźnieńską katedrą:

Stajemy dziś przy grobie św. Wojciecha w Gnieźnie. W ten sposób znajdujemy się w samym centrum Wojciechowego milenium. Przed miesiącem ów szlak Wojciechowy rozpocząłem w Pradze oraz w Libicach, diecezji Hradec Králové – stamtąd bowiem pochodził Wojciech. A dzisiaj jesteśmy w Gnieźnie – rzec można, w tym miejscu, gdzie dokończył on swego ziemskiego pielgrzymowania. Dziękuję Bogu w Trójcy Jedynemu, że u schyłku tego tysiąclecia dane mi jest znów modlić się przy relikwiach św. Wojciecha, które są największym skarbem naszego narodu.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-01d.php3

*******

Gniezno, 3 czerwca

Homilia  Jana Pawła II w czasie Mszy św. odprawionej na Wzgórzu Lecha

 

Najdostojniejszy i umiłowany Prymasie Polski,

Drodzy Bracia, Arcybiskupie poznański, Biskupi gnieźnieńskiej,
prymasowskiej metropolii,

Czcigodni Goście!

1. Pozdrawiam w was pasterzy i cały Lud Boży, żyjący na mojej ojczystej ziemi! Pozdrawiam kapłanów, rodziny zakonne, braci i siostry, pozdrawiam świeckich. Wszystkich!

Pozdrawiam Polskę, ochrzczoną tutaj przed tysiącem z górą lat!

Pozdrawiam Polskę wprowadzoną w tajemnice życia Bożego przez sakramenty chrztu i bierzmowania. Pozdrawiam Kościół na ziemi moich praojców w jego wspólnocie i jedności hierarchicznej z następcą św. Piotra. Pozdrawiam Kościół w Polsce, który od początku prowadzą święci biskupi i męczennicy, Wojciech i Stanisław, zjednoczeni u boku Królowej Polski, Jasnogórskiej Pani!

Pozdrawiam was wszystkich, drodzy bracia i siostry, braterskim pocałunkiem pokoju. Pozdrawiam każdego wśród was, od sędziwego starca do maleńkiego dziecka, stając wśród was jako pielgrzym wielkiego jubileuszu.

2. Oto znowu nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, a my znajdujemy się równocześnie duchem w jerozolimskim wieczerniku — i równocześnie jesteśmy obecni tutaj: w tym wieczerniku naszego polskiego millenium, gdzie przemawia do nas z jednaką zawsze mocą tajemnicza data tego początku, od której liczymy historię Ojczyzny i Kościoła zarazem w dziejach Ojczyzny. Historię Polski zawsze wiernej.

Oto w dniu Pięćdziesiątnicy w wieczerniku jerozolimskim dopełnia się obietnica przypieczętowana krwią Odkupiciela na Kalwarii: ,,Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 22-23). Kościół ostatecznie rodzi się z mocy tych słów. Rodzi się z mocy tego tchnienia. Przygotowany przez całe życie Chrystusa rodzi się definitywnie, przychodzi na świat jak dziecko, wówczas gdy apostołowie otrzymują od Chrystusa Dar Pięćdziesiątnicy — gdy przejmują od Niego Ducha Świętego. Zesłanie Ducha Świętego oznacza początek Kościoła, który poprzez wszystkie pokolenia ma wprowadzać ludzi: ludzkość — ludy i narody — do jedności Ciała, Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa. Zesłanie Ducha Świętego oznacza początek i trwanie tej tajemnicy. Trwanie bowiem jest stałym powracaniem do początku.

I oto słyszymy, jak w wieczerniku jerozolimskim napełnieni Duchem Świętym apostołowie ,,zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić” (Dz 2, 4). Języki obce stały się swoimi, stały się własnymi, dzięki tajemniczej sprawczości Ducha Świętego, który ,,wieje tam, gdzie chce” (J 3, 8) i odnawia ,,oblicze ziemi” (Ps 103, 30).

I chociaż autor Dziejów Apostolskich nie wylicza wśród języków, którymi wówczas zaczęli przemawiać apostołowie, naszego języka — nadejdzie czas, gdy następcy apostołów z wieczernika zaczną przemawiać również językiem naszych praojców i głosić Ewangelię ludowi, który w tym języku tylko może ją zrozumieć i przyjąć.

3. Znamienne są nazwy tych piastowskich grodów, w których dokonało się owo historyczne przeniesienie Ducha, a zarazem zapalenie znicza Ewangelii na ziemi naszych praojców. Wraz z tym język apostołów odezwał się po raz pierwszy jakby w nowym przekładzie, w naszym brzmieniu, które zrozumiał lud żyjący nad Wartą i Wisłą i które my do dziś rozumiemy.

Grody zaś, z którymi związały się początki wiary na ziemi Polan, naszych praojców — to Poznań, gdzie od najdawniejszych czasów, bo już dwa lata po chrzcie Mieszka osiadł biskup — oraz Gniezno, gdzie w roku tysięcznym dokonał się wielki akt o charakterze kościelno-państwowym. Oto przy relikwiach św. Wojciecha spotkali się wysłannicy papieża Sylwestra II z Rzymu z cesarzem rzymskim Ottonem III i pierwszym królem polskim (wówczas jeszcze tylko księciem) Bolesławem Chrobrym, synem i następcą Mieszka, ustanawiając pierwszą polską metropolię, a przez to samo kładąc podwaliny ładu hierarchicznego dla całych dziejów Ojczyzny. W ramach tej metropolii znalazły się w roku tysięcznym: Kraków, Wrocław i Kołobrzeg jako biskupstwa zespolone jedną organizacją kościelną.

Ilekroć znajdujemy się tutaj, na tym miejscu, musimy widzieć na nowo otwarty wieczernik Zielonych Świąt. I musimy słyszeć mowę praojców, w której zaczęły być przepowiadane ,,wielkie dzieła Boże” (Dz 2, 11).

Tutaj też Kościół w Polsce w roku 1966 rozpoczął swoje dziękczynne Te Deum na tysiąclecie chrztu, w którym miałem szczęście brać udział jako ówczesny metropolita krakowski. Pozwólcie, że dzisiaj — jako pierwszy z niezbadanych wyroków Bożej Opatrzności papież z rodu Polaków — wyśpiewam raz jeszcze z wami to milenijne Te Deum. Niezbadane i przedziwne są wyroki Boże, kreślą drogi prowadzące od Sylwestra II do Jana Pawła II na tym miejscu.

4. Otwarł się po stuleciach na nowo jerozolimski wieczernik i zdumiały się już nie ludy z Mezopotamii i Judei, z Egiptu czy Azji, czy wreszcie przybysze z Rzymu, ale zdumiały się ludy słowiańskie i inne zamieszkujące w tej części Europy, iż apostołowie Jezusa Chrystusa mówią ich językami, że w rodzimej mowie opowiadają ,,wielkie dzieła Boże”.

Kiedy pierwszy historyczny władca Polski zamierzył wprowadzić do Polski chrześcijaństwo i związać się ze Stolicą św. Piotra, zwrócił się przede wszystkim do pobratymców. Wziął za żonę Dąbrówkę, córkę księcia czeskiego Bolesława, która sama już będąc chrześcijanką, stała się matką chrzestną swego małżonka i wszystkich jego poddanych. A wraz z tym zaczęli przybywać do Ojczyzny misjonarze pochodzący z różnych narodów Europy: z Irlandii, z Italii, z Niemiec (jak święty biskup-męczennik Bruno z Kwerfurtu). W pamięci Kościoła na ziemi Bolesławów utrwalił się najwymowniej św. Wojciech, znów syn i pasterz pobratymczego narodu czeskiego. Znane są jego dzieje na stolicy biskupiej w Pradze, jego pielgrzymowania do Rzymu, nade wszystko jednak znana i droga nam jest gościna na dworze gnieźnieńskim Bolesława, która miała go przygotować do ostatniej podróży misyjnej na północ. W pobliżu Bałtyku ten biskup-wygnaniec, ten niestrudzony misjonarz stał się owym ziarnem, które wpadłszy w ziemię musi obumrzeć, aby wiele przynieść owocu (por. J 12, 24). Świadectwo śmierci męczeńskiej, świadectwo krwi, przypieczętowało w sposób szczególny chrzest, jaki przed tysiącem lat przyjęli nasi praojcowie. Męczeńskie zwłoki apostoła, biskupa Wojciecha, legły u fundamentów chrześcijaństwa na całej polskiej ziemi.

I dlatego dobrze, że widzę tutaj przed oczyma ten napis: Otče… w siostrzanym języku, w języku św. Wojciecha: Pamatuj Otče na své české deti. Niegdyś te bliskie sobie słowiańskie języki brzmiały jeszcze podobniej. Historia językoznawstwa wykazuje to, jak rosły ze wspólnego pnia słowiańszczyzny, ze wspólnego pnia chrześcijaństwa, pnia Wojciechowego. Pamatuj Otče na své české deti. Nie może ten papież, który nosi w sobie spuściznę Wojciechową, zapomnieć tych dzieci! I nie możemy my wszyscy, drodzy bracia i siostry, którzy nosimy w sobie to samo Wojciechowe dziedzictwo, zapomnieć tych naszych braci!

5. Kiedy dzisiaj, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego Roku Pańskiego 1979, sięgamy do tych fundamentów, nie możemy nie słyszeć — obok języka naszych praojców — także innych języków słowiańskich i pobratymczych, którymi wówczas zaczął przemawiać szeroko otwarty wieczernik dziejów. Nie może zwłaszcza nie słyszeć tych języków pierwszy w dziejach Kościoła papież-Słowianin. Chyba na to wybrał go Chrystus, chyba na to prowadził go Duch Święty, ażeby do wielkiej wspólnoty Kościoła wniósł szczególne zrozumienie tych wszystkich słów i języków, które wciąż jeszcze brzmią obco, daleko, dla ucha nawykłego do dźwięków romańskich, germańskich, anglosaskich, celtyckich. Czyż Chrystus nie chce, czyż Duch Święty nie wzywa, żeby Kościół-Matka u końca drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa pochylił się ze szczególnym zrozumieniem, ze szczególną wrażliwością ku tym dźwiękom ludzkiej mowy, które splatają się z sobą we wspólnym korzeniu, we wspólnej etymologii, które — mimo wiadomych różnic (nawet w pisowni) — brzmią wzajemnie dla siebie blisko i swojsko?

Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież, który nosi w swojej duszy szczególnie wyrazisty zapis dziejów własnego narodu od samego jego początku, ale także i dziejów pobratymczych, sąsiednich ludów i narodów, na sposób szczególny nie ujawnił i nie potwierdził w naszej epoce ich obecności w Kościele? Ich szczególnego wkładu w dzieje chrześcijaństwa. Ażeby odsłonił te profile, które właśnie tutaj, w tej części Europy, zostały wbudowane w bogatą architekturę świątyni Ducha Świętego.

Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież-Polak, papież-Słowianin, właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu? My, Polacy, którzy braliśmy przez całe tysiąclecie udział w tradycji Zachodu, podobnie jak nasi bracia Litwini, szanowaliśmy zawsze przez nasze tysiąclecie tradycje chrześcijańskiego Wschodu. Nasze ziemie były gościnne dla tych tradycji, sięgających swych początków w Nowym Rzymie — w Konstantynopolu. Ale też pragniemy prosić gorąco naszych braci, którzy są wyrazicielami tradycji wschodniego chrześcijaństwa, ażeby pamiętali na słowa Apostoła: ,,Jedna wiara, jeden… chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich. Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa” (por. Ef 4, 5-6). Ażeby o tym pamiętali. I żeby teraz, w dobie szukania nowej jedności chrześcijan, w dobie nowego ekumenizmu, wspólnie z nami przykładali rękę do tego wielkiego dzieła, które tchnie Duch Święty!

Tak. Chrystus tego chce. Duch Święty tak rozrządza, ażeby to zostało powiedziane teraz, tutaj w Gnieźnie, na ziemi piastowskiej, w Polsce, przy relikwiach św. Wojciecha i św. Stanisława, wobec Wizerunku Bogarodzicy-Dziewicy, Pani Jasnogórskiej i Matki Kościoła. Trzeba, ażeby przy sposobności chrztu Polski była przypomniana chrystianizacja Słowian: Chorwatów i Słoweńców, wśród których pracowali misjonarze już około 650 r. i z którymi niedawno w Bazylice św. Piotra w ich chorwackim języku dziękowałem Bogu za więcej niż 1000 lat, za 1100, 1300 lat ich wiary i wierności dla Stolicy Apostolskiej. I trzeba, żeby tutaj była przypomniana chrystianizacja Bułgarów, których książę Borys I przyjął chrzest w 864 lub 865 r., Morawian i Słowaków — do nich docierali misjonarze przed 850 r., a potem umocnili tam wiarę święci apostołowie Słowian: Cyryl i Metody, którzy przybyli do Państwa Wielkomorawskiego w 863 r., Czechów, których księcia Bořivoja ochrzcił w 874 r. św. Metody. W zasięgu działalności św. Metodego i jego uczniów znajdowali się także Wiślanie oraz Słowianie zamieszkujący Serbię. Trzeba też, aby był przypomniany chrzest Rusi w Kijowie w 988 r. Wreszcie trzeba przypomnieć ewangelizację Słowian Połabskich: Obotrytów (Obodrzyców), Wieletów i Serbołużyczan. Chrystianizację Europy, tę oficjalną, ukończył chrzest Litwy w latach 1386 i 1387, który to, za sprawą błogosławionej naszej królowej Jadwigi, umocnił wcześniejszy o sto lat chrzest księcia Mendoga. Papież Jan Paweł II — Słowianin, syn narodu polskiego, czuje, jak głęboko wrastają w glebę historii korzenie, z których on sam razem z wami wyrasta. Ile wieków liczy ta mowa Ducha Świętego, którą on dzisiaj sam przemawia i z watykańskiego wzgórza świętego Piotra, i tutaj w Gnieźnie ze Wzgórza Lecha, i w Krakowie z wyżyn Wawelu.

Ten papież — świadek Chrystusa, miłośnik Jego Krzyża i Zmartwychwstania, przychodzi dziś na to miejsce, aby dać świadectwo Chrystusowi żyjącemu w duszy jego własnego narodu, Chrystusowi żyjącemu w duszach narodów, które kiedyś przyjęły Go jako Drogę, Prawdę i Życie (por. J 14, 6). Przychodzi więc wasz rodak, papież, aby wobec całego Kościoła, Europy i świata mówić o tych często zapomnianych narodach i ludach. Przychodzi wołać wołaniem wielkim. Przychodzi ukazywać te drogi, które na różny sposób prowadzą z powrotem w stronę wieczernika Zielonych Świąt, w stronę Krzyża i Zmartwychwstania. Przychodzi wszystkie te narody i ludy — wraz ze swoim własnym — przygarnąć do serca Kościoła: do serca Matki Kościoła, której ufa bezgranicznie.

6. Za niedługo skończy się tutaj, w Gnieźnie, nawiedzenie Ikony! Obraz Pani Jasnogórskiej, Obraz Matki, w szczególny sposób wyraża Jej obecność w tajemnicy Chrystusa i Kościoła, żyjącego od tylu wieków na ziemi polskiej i na ziemiach ludów pobratymczych. Ten Obraz, który od dwudziestu przeszło lat nawiedza poszczególne kościoły, diecezje, parafie, na tej ziemi za niedługo kończy swe nawiedzenie w prymasowskim Gnieźnie i przechodzi na Jasną Górę, aby rozpocząć nawiedzenie diecezji częstochowskiej.

Umiłowany Księże Prymasie!

Drodzy Bracia i Siostry!

Jest moją ogromną radością, że ten etap mojego pielgrzymowania mogę odbyć wspólnie z Maryją. Że wspólnie z Nią mogę znaleźć się na tym wielkim szlaku dziejów, którym tylokrotnie wędrowałem: od Gniezna do Krakowa poprzez Jasną Górę, od świętego Wojciecha do świętego Stanisława poprzez Bogarodzicę Dziewicę, Bogiem sławioną Maryję.

Główny szlak naszych duchowych dziejów, na który wchodzą wszyscy Polacy, zarówno ci, co mieszkają na Zachodzie, jak i ci, co mieszkają na Wschodzie, jak też ci, co mieszkają poza Polską, wśród różnych narodów, na tylu kontynentach… Ufam, że mnie słyszą! Ufam, drodzy bracia, że nas słyszą. Ufam, że mnie słyszą. Trudno by mi było pomyśleć, żeby jakiekolwiek polskie czy słowiańskie ucho, w jakimkolwiek zakątku globu, nie mogło usłyszeć słowa papieża Polaka i Słowianina.

Moi drodzy, ufam, że nas słyszą. Ufam, że mnie słyszą, żyjemy przecież w epoce tak zdecydowanie zadeklarowanej wolności wymiany. Wymiany informacji, wymiany dóbr kultury! A przecież my tutaj sięgamy do samego korzenia tych dóbr !

Tak więc znajdujemy się na głównym szlaku naszych duchowych dziejów. Jest to zarazem jeden z głównych szlaków duchowych dziejów całej Słowiańszczyzny. I jeden z głównych szlaków duchowych dziejów Europy.

Opatrzność Boża zrządziła, że w tych dniach po tym szlaku po raz pierwszy kroczyć będzie papież, biskup rzymski, następca świętego Piotra, pierwszego wśród tych, którzy wyruszyli z wieczernika Zielonych Świąt w Jerozolimie, śpiewając:

,,O Boże mój, Panie, jesteś bardzo wielki!
Odziany we wspaniałość i majestat,
światłem okryty jak płaszczem.
Jak liczne są dzieła Twoje, Panie!
Ty wszystko mądrze uczyniłeś:
ziemia jest pełna Twych stworzeń.
Stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha
i odnawiasz oblicze ziemi”(Ps 104 [103] 1-2. 24. 30).

Tak będzie śpiewał wraz z wami, umiłowani rodacy, ten papież, krew z waszej krwi i kość z kości. I będzie razem z wami wołał:

,,Niech chwała Pańska trwa na wieki:
niech Pan się raduje z dzieł swoich.
Niech chwała Pańska trwa na wieki:
niech miła Mu będzie pieśń nasza” (Ps 104 [103] 31. 34).

Pójdziemy razem tą drogą naszych dziejów. Na Jasną Górę, w stronę Wawelu, w stronę świętego Stanisława. Pójdziemy ku przeszłości.

Nie pójdziemy jednakże w przeszłość.

Pójdziemy ku przyszłości!

„Weźmijcie Ducha Świętego!” (J 20, 22).

Amen.

http://www.mateusz.pl/jp99/pp/1979/pp19790603c.htm

*****

Gniezno, 3 czerwca

Przemówienie do młodzieży zgromadzonej na Wzgórzu Lecha

 

1. Dobrze, moi drodzy! Przyjmuję zamówienie społeczne 1. Widać, że się rozumiemy od pierwszego słowa. Skoro jestem w tym kraju, trzeba mówić językiem tego kraju. I pragnę powiedzieć wam krótko na temat, o którym w Gnieźnie musi się coś powiedzieć, na temat Bogurodzicy.

Przedtem parę słów na temat autora. Wiadomo, autor nie jest znany. Tradycja przypisuje pochodzenie Bogurodzicy św. Wojciechowi — więc na temat św. Wojciecha… Ale jeszcze wpierw mówić będę od siebie.

Poprzednik naszego umiłowanego Prymasa, kardynał August Hlond kiedyś, w związku z uroczystością św. Wojciecha, w latach między I a II wojną światową — nie pamiętam dokładnie, w którym roku — odwiedzał Pragę, i w czasie uroczystego zebrania, zaproszony na podium, powiedział tylko jedno zdanie: ,,Kiedy nadejdą owe Pentecostes Slavae” — Zielone Świątki Słowian… Myślę, że to, co tutaj dzisiaj przeżywamy, jest jakimś echem słów tego wielkiego prymasa Polski niepodległej, Polski dwudziestolecia, Polski okupacyjnej.

Przytaczam je ze czcią dla tego, kto te słowa wypowiedział, a zarazem dla tego, kto jest autorem, jeżeli nie Bogurodzicy, to przynajmniej inspiracji, z której wzięła ona początek.

Moi drodzy, Bogurodzica jest najstarszym pomnikiem polskiej literatury. Historia literatury pozwala nam ustalić najstarsze zapisy tej wspaniałej pieśni-orędzia na wiek XV. Mówię: pieśni-orędzia, ponieważ ,,Bogurodzica” jest nie tylko pieśnią. Jest równocześnie wyznaniem wiary, jest polskim symbolem, polskim Credo, jest katechezą, jest nawet dokumentem chrześcijańskiego wychowania. Główne prawdy wiary i zasady moralności weszły w nią. Nie jest tylko zabytkiem. Jest dokumentem życia. Jakub Wujek, który pochodził z wielkopolskiego Wągrowca, najstarszy polski biblista, tłumacz Pisma Świętego, nazywał ją ,,katechizmem polskim”.

Śpiewamy ją zawsze z głębokim przejęciem, z uniesieniem, pamiętając, że śpiewano ją w momentach uroczystych i decydujących. A czytamy ją z wielkim wzruszeniem. Trudno czytać inaczej te prastare wersety, jeśli się pomyśli, że wychowywały się na nich pokolenia naszych praojców. Bogurodzica jest nie tylko zabytkiem kultury. Ona dała kulturze polskiej podstawowy, pierwotny zrąb.

2. Czym jest kultura? Kultura jest wyrazem człowieka. Jest potwierdzeniem człowieczeństwa. Człowiek ją tworzy — i człowiek przez nią tworzy siebie. Tworzy siebie wewnętrznym wysiłkiem ducha: myśli, woli, serca. I równocześnie człowiek tworzy kulturę we wspólnocie z innymi. Kultura jest wyrazem międzyludzkiej komunikacji, współmyślenia i współdziałania ludzi. Powstaje ona na służbie wspólnego dobra — i staje się podstawowym dobrem ludzkich wspólnot.

Kultura jest przede wszystkim dobrem wspólnym narodu. Kultura polska jest dobrem, na którym opiera się życie duchowe Polaków. Ona wyodrębnia nas jako naród. Ona stanowi o nas przez cały ciąg dziejów. Stanowi bardziej niż siła materialna. Bardziej nawet niż granice polityczne. Wiadomo, że naród polski przeszedł przez ciężką próbę utraty niepodległości, która trwała z górą sto lat — a mimo to pośród tej próby pozostał sobą. Pozostał duchowo niepodległy, ponieważ miał swoją kulturę. Więcej jeszcze. Moi kochani: wiemy, że w okresie najtragiczniejszym, w okresie rozbiorów, naród polski tę swoją kulturę ogromnie jeszcze ubogacił i pogłębił, bo tylko tworząc kulturę, można ją zachować.

3. Kultura polska od początku nosi bardzo wyraźne znamiona chrześcijańskie. To nie przypadek, że pierwszym zabytkiem, świadczącym o tej kulturze, jest Bogurodzica.

Chrzest, który w ciągu całego millenium przyjmowały pokolenia naszych rodaków, nie tylko wprowadzał ich w tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, nie tylko czynił dziećmi Bożymi przez łaskę, ale znajdował stale bogaty rezonans w dziejach myśli, w twórczości artystycznej, w poezji, muzyce, dramacie, plastyce, malarstwie i rzeźbie.

I tak jest do dzisiaj. Inspiracja chrześcijańska nie przestaje być głównym źródłem twórczości polskich artystów. Kultura polska stale płynie szerokim nurtem natchnień mających swoje źródło w Ewangelii. To przyczynia się zarazem do gruntownie humanistycznego charakteru tej kultury — to czyni ją tak głęboko, tak autentycznie ludzką, ,,…albowiem — jak pisze Mickiewicz w Księgach pielgrzymstwa polskiego — cywilizacja, prawdziwie godna człowieka, musi być chrześcijańska”.

W dziejach kultury polskiej odzwierciedla się dusza narodu. Żyją w nich jego dzieje. Jest ona nieustającą szkołą rzetelnego i uczciwego patriotyzmu. Właśnie dlatego też umie stawiać wymagania, umie podtrzymywać ideały, bez których trudno człowiekowi uwierzyć w swoją godność i siebie samego wychować.

Moi Drodzy,

4. Te słowa mówi do was człowiek, który swoją duchową formację zawdzięcza od początku polskiej kulturze, polskiej literaturze, polskiej muzyce, plastyce, teatrowi — polskiej historii, polskim tradycjom chrześcijańskim, polskim szkołom, polskim uniwersytetom.

Mówiąc do was, młodych, w ten sposób, pragnę przede wszystkim spłacić dług, jaki zaciągnąłem wobec tego wspaniałego dziedzictwa ducha, jakie zaczęło się od Bogurodzicy. Równocześnie zaś pragnę dziś stanąć przed wami z tym dziedzictwem, jako wspólnym dobrem wszystkich Polaków, a zarazem z wybitną cząstką europejskiej i ogólnoludzkiej kultury. I proszę was:

Pozostańcie wierni temu dziedzictwu! Uczyńcie je podstawą swojego wychowania! Uczyńcie je przedmiotem szlachetnej dumy! Przechowajcie to dziedzictwo! Pomnóżcie to dziedzictwo! Przekażcie je następnym pokoleniom!

Przybądź, Duchu Święty,
Ześlij z nieba wzięty
Światła Twego strumień.
Przyjdź, Ojcze ubogich,
Przyjdź, Dawco łask drogich,
Przyjdź, Światłości sumień…

Światłości młodych polskich sumień, przyjdź! Przyjdź i umocnij w nich tę miłość, z której się kiedyś poczęła pierwsza polska pieśń Bogurodzica: orędzie wiary i godności człowieka na naszej ziemi! Polskiej, słowiańskiej ziemi!

 

PRZYPISY

1 Słowa Papieża poprzedziło wołanie: „Przemów do nas” (red.).

http://www.mateusz.pl/jp99/pp/1979/pp19790603d.htm

 

******

Gniezno, 3 czerwca 1997

Homilia w czasie Mszy św. odprawionej na placu przed katedrą

 

1. Veni, Creator Spiritus!

Stajemy dziś przy grobie św. Wojciecha w Gnieźnie. W ten sposób znajdujemy się w samym centrum Wojciechowego milenium. Przed miesiącem ów szlak Wojciechowy rozpocząłem w Pradze oraz w Libicach, diecezji Hradec Králové — stamtąd bowiem pochodził Wojciech. A dzisiaj jesteśmy w Gnieźnie — rzec można, w tym miejscu, gdzie dokończył on swego ziemskiego pielgrzymowania. Dziękuję Bogu w Trójcy Jedynemu, że u schyłku tego tysiąclecia dane mi jest znów modlić się przy relikwiach św. Wojciecha, które są największym skarbem naszego narodu.

Pragniemy iść tym świętowojciechowym, duchowym szlakiem, który bierze swój początek niejako z wieczernika. Właśnie do wieczernika, dokąd apostołowie wrócili z Góry Oliwnej po wniebowstąpieniu Chrystusa, prowadzi nas dzisiejsza liturgia. Przez czterdzieści dni od zmartwychwstania Chrystus ukazywał się im, mówił o królestwie Bożym. Polecił im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać na spełnienie obietnicy Ojca. „Słyszeliście o niej ode Mnie” — mówił Chrystus. „Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce ochrzczeni zostaniecie Duchem Świętym. (…) Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (por. Dz 1, 5.8). Otrzymują więc apostołowie mandat misyjny. W mocy słów zmartwychwstałego Pana mają iść na cały świat i nauczać wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego (por. Mt 28, 18-20). Na razie jednak wracają do wieczernika i tam trwają w modlitwie, oczekując na spełnienie obietnicy. Dziesiątego dnia, w święto Pięćdziesiątnicy, Chrystus zesłał im Ducha Świętego, który odmienił ich serca. Stali się mężni i gotowi podjąć swój misyjny mandat. Rozpoczęli dzieło ewangelizacji.

To dzieło prowadzi w dalszym ciągu Kościół. Następcy apostołów wyruszają wciąż na cały świat, by nauczać wszystkie ludy. Przy końcu pierwszego tysiąclecia przybywali na ziemię polską synowie różnych narodów już przedtem ochrzczonych, zwłaszcza zaś narodów ościennych. Wśród nich centralne miejsce zajmuje św. Wojciech, który przybył do Polski z sąsiedniej i pobratymczej krainy czeskiej. Dało to jakby drugi początek Kościołowi na ziemiach piastowskich. Chrzest w 966 roku, za Mieszka I, zostaje niejako potwierdzony krwią Męczennika. I nie tylko to. Polska bowiem wchodzi do rodziny krajów europejskich. Przy relikwiach św. Wojciecha spotykają się cesarz Otton III i Bolesław Chrobry, w obecności legata papieskiego. Było to spotkanie o historycznej wymowie — Zjazd Gnieźnieński. Miało ono oczywiście znaczenie polityczne, ale miało i znaczenie kościelne. Przy grobie św. Wojciecha została proklamowana przez papieża Sylwestra II pierwsza polska metropolia: Gniezno, do której zostały przyłączone biskupstwa w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu.

2. Ziarno, które obumrze, przynosi owoc, plon obfity (por. J 12, 24). Również do św. Wojciecha odnoszą się słowa z Ewangelii Janowej, które kiedyś Chrystus wypowiedział do apostołów. Umierając, dał on świadectwo życia. „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12, 25). Wojciech dał też świadectwo służby apostolskiej. Powiedział bowiem Chrystus: „Kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec” (J 12, 26). Wojciech poszedł za Chrystusem. Poszedł długą drogą, która prowadziła z rodzinnych Libic do Pragi, z Pragi do Rzymu. A potem, kiedy natrafiał wciąż na opór swoich praskich rodaków, wyruszył jako misjonarz na Równinę Panońską, a z kolei przez Bramę Morawską do Gniezna i nad Bałtyk. Jego misja jest jak gdyby zwieńczeniem ewangelizacji ziem piastowskich. A to właśnie dlatego, że Wojciech dał świadectwo Chrystusowi, ponosząc śmierć męczeńską. Ciało Męczennika wykupił Bolesław Chrobry i sprowadził je tu, do Gniezna.

Wypełniły się w Wojciechu słowa Chrystusa. Ponad miłość doczesnego życia postawił on miłość do Syna Bożego. Poszedł za Chrystusem jako wierny i ofiarny sługa, dając o Nim świadectwo za cenę swej krwi. I oto uczcił go Ojciec. Lud Boży otoczył go czcią należną świętym na ziemi w przekonaniu, że Wojciech, męczennik Chrystusa, cieszy się chwałą w niebie.

„Ziarno, które obumrze, przynosi plon obfity”. Jakże dosłownie te słowa spełniły się w życiu i w śmierci św. Wojciecha! Jego męczeńska krew, zmieszana z krwią innych polskich męczenników, leży u fundamentów Kościoła i państwa na ziemiach piastowskich. Wojciechowy zasiew krwi przynosi wciąż nowe duchowe owoce. Czerpała z niego cała Polska u zarania swej państwowości i przez następne stulecia. Zjazd Gnieźnieński otworzył dla Polski drogę ku jedności z całą rodziną państw Europy. U progu drugiego tysiąclecia naród polski zyskał prawo, by na równi z innymi narodami włączyć się w proces tworzenia nowego oblicza Europy. Jest więc św. Wojciech wielkim patronem jednoczącego się wówczas w imię Chrystusa naszego kontynentu. Święty Męczennik tak swoim życiem, jak i swoją śmiercią kładzie podwaliny pod europejską tożsamość i jedność. Po tych historycznych śladach stąpałem wielokrotnie w okresie milenium chrztu Polski, przybywając z Krakowa do Gniezna z relikwiami św. Stanisława, i dziś Opatrzności Bożej dziękuję za to, że dane mi jest jeszcze raz znaleźć się na tym szlaku.

Dziękujemy ci, św. Wojciechu, żeś nas dzisiaj tak licznie tu zgromadził. Są tu wśród nas bardzo dostojni goście. Myślę naprzód o prezydentach krajów związanych z osobą i działalnością św. Wojciecha-Adalberta. Dziękuję za obecność prezydentowi Polski panu Kwaśniewskiemu, prezydentowi Czech panu Václavovi Havlovi, prezydentowi Litwy panu Brazauskasowi, prezydentowi Niemiec panu Herzogowi, prezydentowi Słowacji panu Kováčowi, prezydentowi Ukrainy panu Kuczmie, prezydentowi Węgier panu Gönczowi. Czcigodni Panowie, wasza obecność tutaj w Gnieźnie ma szczególne znaczenie dla całego kontynentu europejskiego. Tak jak przed tysiącem lat, tak i dziś świadczy ona o chęci pokojowego współżycia i budowania nowej Europy, złączonej więzami solidarności. Proszę bardzo, ażeby Panowie byli łaskawi przekazać moje pozdrowienie swoim narodom, które dzisiaj tutaj reprezentujecie.

Słowa wdzięczności kieruję także pod adresem księży kardynałów przybyłych z Wiecznego Miasta, z kardynałem sekretarzem stanu Angelo Sodano na czele, oraz kardynałów z krajów świętowojciechowych, którym przewodzi kardynał Miloslav Vlk — następca św. Wojciecha na stolicy biskupiej w Pradze. Raduję się, że wraz z nami są kardynałowie z odległych stron świata, od Ameryki aż po Australię. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję oczywiście za obecność kardynałom polskim z kardynałem prymasem na czele, wszystkim arcybiskupom i biskupom. Również dziękuję biskupom prawosławnym oraz zwierzchnikom Wspólnot reformowanych, a także zwierzchnikom innych Wspólnot kościelnych. Słowa szczególnego pozdrowienia kieruję do naszego gospodarza, księdza arcybiskupa Muszyńskiego, metropolity gnieźnieńskiego, oraz do was, drodzy bracia i siostry, którzy przybyliście na to spotkanie z całej Polski.

3. Pozostało mi głęboko w pamięci spotkanie gnieźnieńskie w czerwcu 1979 roku, gdy po raz pierwszy papież rodem z Krakowa mógł sprawować Eucharystię na Wzgórzu Lecha, w obecności niezapomnianego Prymasa Tysiąclecia, całego Episkopatu, wielu pielgrzymów nie tylko z Polski, ale również z krajów ościennych. Dzisiaj, po osiemnastu latach, wypadałoby powrócić do tamtej homilii gnieźnieńskiej, która stała się poniekąd programem pontyfikatu. Przede wszystkim jednak była ona pokornym odczytywaniem zamierzeń Bożych, związanych z ostatnim 25-leciem naszego milenium. Mówiłem wtedy: „Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten papież-Polak, papież-Słowianin, właśnie teraz odsłonił duchową jedność chrześcijańskiej Europy, na którą składają się dwie wielkie tradycje: Zachodu i Wschodu…? Tak. Chrystus tego chce. Duch Święty tak rozrządza, ażeby to zostało powiedziane teraz, tutaj w Gnieźnie” (3 VI 1979 r.).

Z tego miejsca rozlała się wówczas potężna fala, moc Ducha Świętego. Tutaj zaczęła przybierać konkretne formy myśl o nowej ewangelizacji. W tym czasie dokonały się wielkie przemiany, powstały nowe możliwości, pojawili się nowi ludzie. Runął mur dzielący Europę. W pięćdziesiąt lat po rozpoczęciu drugiej wojny światowej jej skutki przestały żłobić oblicze naszego kontynentu. Skończyło się półwieczne rozdzielenie, za które szczególnie straszliwą cenę płaciły miliony mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej. Dlatego tutaj, u grobu św. Wojciecha, składam dziś Bogu wszechmogącemu dziękczynienie za wielki dar wolności, jaki otrzymały narody Europy, a czynię to słowami Psalmisty:

„Mówiono wtedy
między narodami:
»Wielkie rzeczy im Pan uczynił!«
Pan uczynił nam wielkie rzeczy
i radość nas ogarnęła”
(por. Ps 126 [125], 2-3).

4. Umiłowani bracia i siostry, po latach osiemnastu powtarzam to samo: potrzebna jest nam gotowość. Okazuje się bowiem w sposób niekiedy bardzo bolesny, że odzyskanie prawa samostanowienia oraz poszerzenie swobód politycznych i ekonomicznych nie wystarcza dla odbudowy europejskiej jedności. Jakże nie wspomnieć w tym miejscu tragedii narodów byłej Jugosławii, dramatu narodu albańskiego i ogromnych ciężarów ponoszonych przez wszystkie społeczeństwa, które odzyskały wolność z wielkim wysiłkiem, zrzucając z siebie jarzmo totalitarnego systemu komunistycznego.

Czyż nie można powiedzieć, że po upadku jednego muru, tego widzialnego, jeszcze bardziej odsłonił się inny mur, niewidzialny, który nadal dzieli nasz kontynent — mur, który przebiega przez ludzkie serca? Jest on zbudowany z lęku i agresji, z braku zrozumienia dla ludzi o innym pochodzeniu i innym kolorze skóry, przekonaniach religijnych, jest on zbudowany z egoizmu politycznego i gospodarczego oraz z osłabienia wrażliwości na wartość życia ludzkiego i godność każdego człowieka. Nawet niewątpliwe osiągnięcia ostatniego okresu na polu gospodarczym, politycznym, społecznym nie przesłaniają istnienia tego muru. Jego cień kładzie się na całej Europie. Do prawdziwego zjednoczenia kontynentu europejskiego droga jeszcze jest daleka. Nie będzie jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha. Ten najgłębszy fundament jedności przyniosło Europie i przez wieki go umacniało chrześcijaństwo, ze swoją Ewangelią, ze swoim rozumieniem człowieka i wkładem w rozwój dziejów ludów i narodów. Nie jest to zawłaszczanie historii. Jest bowiem historia Europy wielką rzeką, do której wpadają rozliczne dopływy i strumienie, a różnorodność tworzących ją tradycji i kultur jest jej wielkim bogactwem. Zrąb tożsamości europejskiej jest zbudowany na chrześcijaństwie. A obecny brak jej duchowej jedności wynika głównie z kryzysu tej chrześcijańskiej samoświadomości.

5. Drodzy bracia i siostry, to właśnie Chrystus, Jezus Chrystus, „ten sam wczoraj, dziś i na wieki” (por. Hbr 13, 8), objawił człowiekowi jego godność! To On jest gwarantem tej godności! To patroni Europy — św. Benedykt oraz święci Cyryl i Metody — oni wszczepili w europejską kulturę prawdę o Bogu i o człowieku. To orszak świętych misjonarzy, których dziś przypomina nam św. Wojciech, niósł europejskim ludom nowinę o miłości bliźniego, o miłości nieprzyjaciół nawet — nowinę poświadczoną oddaniem za nich życia. Tą Dobrą Nowiną — Ewangelią, żyli w Europie przez kolejne stulecia, aż po dzień dzisiejszy, nasi bracia i siostry. Powtarzały ją mury kościołów, opactw, szpitali i uniwersytetów. Głosiły ją foliały, rzeźby, obrazy, obwieszczały strofy poezji i dzieła kompozytorów. Na Ewangelii kładziono podwaliny duchowej jedności Europy.

Od grobu św. Wojciecha pytam więc, czy wolno nam odrzucić prawo chrześcijańskiego życia, które głosi, że tylko ten przynosi owoc obfity, kto obumiera dla wszystkiego, co nie Boże, kto dla dobra braci obumiera, jak ziano rzucone w ziemię? Tu, z tego miejsca, powtarzam wołanie z początku mego pontyfikatu: otwórzcie drzwi Chrystusowi! W imię poszanowania praw człowieka, w imię wolności, równości, braterstwa, w imię międzyludzkiej solidarności i miłości, wołam: nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi! Człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa. Dlatego mur, który wznosi się dzisiaj w sercach, mur, który dzieli Europę, nie runie bez nawrotu ku Ewangelii. Bez Chrystusa nie można budować trwałej jedności. Nie można tego robić, odcinając się od tych korzeni, z których wyrosły narody i kultury Europy i od wielkiego bogactwa minionych wieków. Jakże można liczyć na zbudowanie „wspólnego domu” dla całej Europy, jeśli zabraknie cegieł ludzkich sumień wypalonych w ogniu Ewangelii, połączonych spoiwem solidarnej miłości społecznej, będącej owocem miłości Boga? O taką rzeczywistość zabiegał św. Wojciech, za taką przyszłość oddał swoje życie. On też dzisiaj nam przypomina, iż nie można zbudować nowego porządku bez odnowionego człowieka, tego najmocniejszego fundamentu każdego społeczeństwa.

6. U progu trzeciego tysiąclecia świadectwo św. Wojciecha jest wciąż obecne w Kościele i wciąż wydaje owoce. Winniśmy jego dzieło ewangelizacji podjąć z nową mocą. Tym, którzy zapomnieli o Chrystusie i Jego nauce, pomóżmy odkryć Go na nowo. Stanie się tak wtedy, kiedy zastępy wiernych świadków Ewangelii znów zaczną przemierzać nasz kontynent; gdy dzieła architektury, literatury i sztuki będą w sposób porywający dla współczesnego człowieka ukazywać Tego, który jest „wczoraj, dziś, ten sam na wieki”; gdy w sprawowanej przez Kościół liturgii ujrzą piękno oddawania Bogu chwały; gdy dostrzegą w naszym życiu świadectwo chrześcijańskiej miłości, miłosierdzia i świętości.

Umiłowani bracia i siostry, w jak niezwykłej godzinie dziejów przyszło nam żyć! Jak ważkie zadania powierzył nam Chrystus! On wzywa każdego z nas, abyśmy przygotowywali nową wiosnę Kościoła. Chce, aby Kościół — ten sam, co w czasach apostolskich i w czasach św. Wojciecha — wkroczył w nowe tysiąclecie pełen świeżości, rozkwitającego nowego życia i rozmachu ewangelicznego. W  roku 1949 Prymas Tysiąclecia wołał: „Tu, przy grobie św. Wojciecha, zapalać będziemy ogniste wici, zwiastujące ziemi naszej »światłość na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego« (por. Łk 2, 32)” (List pasterski na ingres). Dziś na nowo wznosimy to wołanie, prosząc o światło i ogień Ducha Świętego, aby zapalał nasze wici zwiastunów Ewangelii aż po krańce ziemi.

7. Święty Wojciech jest ciągle z nami. Pozostał w piastowskim Gnieźnie, pozostał w powszechnym Kościele otoczony chwałą męczeństwa. I z perspektywy tysiąclecia zdaje się dzisiaj przemawiać do nas słowami św. Pawła z dzisiejszej liturgii: „Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja — czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka — mógł usłyszeć o was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajecie się zastraszyć przeciwnikom” (Flp 1, 27-28).

Odczytujemy raz jeszcze dzisiaj, po tysiącu lat, ten Pawłowy i ten Wojciechowy testament. Prosimy, ażeby słowa tego testamentu doczekały się spełnienia również w naszym pokoleniu. Nam bowiem z łaski Bożej dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczyliśmy tę samą walkę, jakiej świadectwo pozostawił nam św. Wojciech (por. Flp 1, 29-30).

I przyzywamy Wojciechowego pośrednictwa, prosząc go o orędownictwo, gdy Kościół oraz Europa przygotowują się do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000.

I przyzywamy Ducha Świętego, Ducha Mądrości i Mocy.

Veni, Creator Spiritus. Amen.

Na zakończenie Mszy św. Jan Paweł II powiedział:

„Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki”. (Hbr 13, 8).

Te słowa, drodzy bracia i siostry, nabierają szczególnej wymowy na tym miejscu nabrzmiałym historią. To On, Chrystus, zgromadził nas tutaj w jedną wspólnotę dziękujących Bogu za dar św. Wojciecha, który stał się fundamentem rodzącego się przed tysiącem lat Kościoła i państwa. Wyrażam ogromną radość, że mogłem z wami przy relikwiach św. Wojciecha, męczennika i patrona Polski, sprawować tę Najświętszą Ofiarę. Dzięki składam Bogu, iż po raz drugi dane mi było jako papieżowi przybyć do Gniezna.

Serdecznie pozdrawiam wszystkich tu obecnych, słowa pozdrowienia kieruję do członków parlamentu z Panem Marszałkiem Senatu na czele, do przedstawicieli władz administracyjnych i samorządowych: wojewodów, prezydentów i burmistrzów miast oraz wójtów licznych gmin. Słowa szczególnego podziękowania składam na ręce Pana Wojewody poznańskiego oraz Pana Prezydenta Gniezna za godne przygotowanie i odnowienie miasta świętego Wojciecha, pierwszej historycznej stolicy Polski. Również serdecznie witam obecnych tu przedstawicieli różnych organizacji i stowarzyszeń. Są z nami kombatanci, jest wojsko, są harcerze i policjanci, którym szczególnie dziękuję za ich służbę. Raduję się, że przybyli tutaj, do kolebki narodu, Polacy z emigracji. Pozdrawiam Polonię ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Argentyny i innych stron świata.

Pozdrawiam także różne grupy apostolskie z Akcją Katolicką na czele, które od św. Wojciecha pragną uczyć się zapału apostolskiego oraz powracać do korzeni, by na nowo uświadamiać sobie swoją tożsamość. Duchowość Wojciechowa, której zręby w wielkiej syntezie wyryte są na Drzwiach Gnieźnieńskich, stanowić może i dla nas drogowskaz wzrastania ku tym wartościom, które są nieodzowne dla Europy poszukującej trwałej jedności. W istocie opierają się one na Ewangelii, na jej duchu i mocy.

Szczególne słowa pozdrowienia kieruję do młodzieży, zwłaszcza tej, która całą noc czuwała i pielgrzymowała z Lednicy do grobu św. Wojciecha. Bądźcie zawsze Bogiem silni.

Jako pamiątkę mojej pielgrzymki do grobu św. Wojciecha pozostawiam wam poświęconą replikę przepięknego baldachimu nad trumienką św. Wojciecha, nawiązującego w swojej formie do słynnej konfesji Berniniego w Bazylice św. Piotra w Rzymie. Na odrestaurowanym grobie świętego Męczennika złożyłem swój podpis jako znak wielowiekowej wspólnoty Kościoła rzymskiego z Kościołem polskim i osobistej więzi następcy świętego Piotra ze swoim narodem. Poświęciłem również brązowy ołtarz, będący fundacją Episkopatu niemieckiego. Polsce pozostawiam w darze koronowane wizerunki Matki Bożej; mieszkańcom Bydgoszczy przywożę dar w postaci tytułu bazyliki mniejszej dla monumentalnego kościoła Księży Misjonarzy w sercu miasta, a mieszkańcom Kaliningradu ikonę św. Wojciecha.

http://www.mateusz.pl/jp99/pp/1997/pp19970603a.htm

******

Gniezno, 3 czerwca 1997

Przemówienie do prezydentów siedmiu państw Europy Środkowej

 

Ekscelencje,

Szanowni Panowie Prezydenci,

Wasza obecność w Gnieźnie, w chwili gdy obchodzimy uroczyście tysiąclecie męczeństwa św. Wojciecha, posiada szczególną wymowę. Witam was z szacunkiem w tym wyjątkowym momencie i dziękuję za to, że zechcieliście przybyć, aby wraz z Kościołem oddać cześć temu wielkiemu świętemu, w miejscu, gdzie znajduje się jego grób.

Przed dziesięciu laty kardynał František Tomášek powiedział, że św. Wojciech jest „symbolem duchowej jedności Europy”. Istotnie, pamięć o tym wielkim świętym pozostała szczególnie żywa w środkowej Europie. Dowodzi to, że ludy tego kontynentu mają głęboką świadomość, iż są spadkobiercami dziedzictwa tych misjonarzy, którzy z mocą głosili na ich ziemiach wiarę chrześcijańską i zaszczepili w ich kulturze chrześcijańską wizję człowieka.

Św. Wojciech, urodzony w Czechach w epoce bliskiej jeszcze czasom, gdy Cyryl i Metody rozpoczynali ewangelizację Słowian, potrafił — wzorem swoich wielkich poprzedników — łączyć duchowe tradycje Wschodu i Zachodu. Zdobywszy wykształcenie w Magdeburgu, został kapłanem, a potem biskupem w Pradze. Poznał Rzym, stolicę papieży, i Pawię. Pielgrzymował też do Francji. Przebywał w Moguncji, gdzie zaprzyjaźnił się z cesarzem Ottonem III. Jako apostoł pogan w swej ostatniej misji dotarł do wybrzeży Bałtyku. Był człowiekiem głębokiej duchowości. W ciągu krótkiej działalności misyjnej wpisał się na trwałe w dzieje kilku narodów. Polska uznaje św. Wojciecha za jednego ze swoich głównych patronów i ze czcią przechowuje jego relikwie wśród swoich najcenniejszych skarbów.

Świadectwo św. Wojciecha jest nieprzemijające, gdyż cechuje je przede wszystkim umiejętność harmonijnego łączenia różnych kultur. Jako człowiek Kościoła zawsze zachowywał niezależność w niestrudzonej obronie ludzkiej godności i podnoszeniu poziomu życia społecznego. Z duchową głębią doświadczenia monastycznego podejmował służbę ubogim. Wszystkie te przymioty osobowości św. Wojciecha sprawiają, że jest on natchnieniem dla tych, którzy dziś pracują nad zbudowaniem nowej Europy, z uwzględnieniem jej korzeni kulturowych i religijnych.

Św. Wojciech żył w niespokojnych czasach; przeżył tragedie rodzinne i zmagał się z przeszkodami w swoim apostolskim posługiwaniu, na koniec przyjął śmierć męczeńską, ponieważ nie chciał wyrzec się głoszenia orędzia o zbawieniu. W naszym stuleciu, również bardzo burzliwym, ludy środkowej Europy przeszły straszliwe doświadczenia. Dzisiaj otwierają się przed nimi nowe drogi. Trzeba, aby Europejczycy umieli zdecydowanie podjąć wysiłek twórczej współpracy, aby umacniali pokój między sobą i wokół siebie! Nie można pozostawić żadnego kraju, nawet słabszego, poza obrębem wspólnot, które obecnie powstają!

Dziś nadal stoją przed odpowiedzialnymi za politykę ogromne zadania. Umacnianie instytucji demokratycznych, rozwój gospodarczy, współpraca międzynarodowa — wszystkie te działania osiągną swój prawdziwy cel tylko wówczas, gdy zapewnią taki poziom życia, który pozwoliłby człowiekowi rozwijać wszystkie wymiary swojej osobowości. Wzniosłość misji ludzi kierujących polityką polega na tym, że mają oni działać w taki sposób, aby zawsze była szanowana godność każdej ludzkiej istoty; stwarzać sprzyjające warunki dla budzenia ofiarnej solidarności, która nie pozostawia na marginesie życia żadnego współobywatela; umożliwiać każdemu dostęp do dóbr kultury; uznawać i wprowadzać w życie najwyższe wartości humanistyczne i duchowe; dawać wyraz swoim przekonaniom religijnym i ukazywać ich wartość innym. Postępując tą drogą, kontynent europejski umocni swoją jedność, dochowa wierności tym, którzy położyli podwaliny pod jego kulturę i spełni swoje doczesne powołanie w świecie.

Szanowni Panowie Prezydenci!

Niech orędzie św. Wojciecha stanie się dla was obfitym źródłem inspiracji do działania wobec ogromu problemów, jakim musicie sprostać. Raz jeszcze dziękuję wam za przybycie w dniu dzisiejszym do Gniezna. Składam gorące życzenia wypełnienia wzniosłych zadań oraz wszelkiej pomyślności wam samym i narodom, które reprezentujecie. Proszę Boga, by udzielił wam daru swego błogosławieństwa.

http://www.mateusz.pl/jp99/pp/1997/pp19970603b.htm

*******

 PRZEMÓWIENIA PAPIESKIE — 1979

 JAN PAWEŁ II
Gniezno, 3 czerwca

Przemówienie do pielgrzymów zgromadzonych na błoniach w Gębarzewie

 

Wasza Eminencjo, Umiłowany Prymasie Polski!

1. Bóg zapłać za słowa powitania skierowane do mnie na tym miejscu, po drodze do Gniezna. Oto pole, błonie szerokie, na którym stanęliśmy wspólnie, ażeby rozpocząć pielgrzymkę lub jak to mówi współczesny polski pisarz: rozpocząć „pąć”. Ma nas ona poprowadzić do Gniezna, a z Gniezna przez Jasną Górę ku Krakowowi, tak jak ściele się szlak historii narodu, a zarazem szlak naszych świętych patronów: Wojciecha i Stanisława, zespolonych w trosce o chrześcijańskie dziedzictwo tej ziemi wokół Bogarodzicy z Jasnej Góry.

Tu na tym rozległym błoniu witam ze czcią samo gniazdo piastowskie, początek dziejów Ojczyzny, a równocześnie kolebkę Kościoła, w którym praojcowie zjednoczyli się jednością wiary z Ojcem, Synem i Duchem Świętym.

Witam tę więź! Ze czcią ją witam głęboką, bo sięga ona samego początku dziejów, a po tysiącu lat dalej trwa nienaruszona.

Pozwólcie, że zrobię dygresję. Rozczytywałem się w dziele Antoniego Gołubiewa o Bolesławie Chrobrym. I kiedy teraz staję tu, na tym błoniu, wyrasta mi przed oczyma duszy może ta piastowska puszcza, a może już właśnie błonie. A na tym błoniu jest św. Wojciech, przemawiający do naszych praojców. A może na tym błoniu Bolesław Chrobry, wykuwający granice naszej pierwotnej państwowości, Bolesław Chrobry, jednoczy to pierwsze, piastowskie gniazdo Polaków ze Stolicą Świętą… Po tysiącach lat została wokół puszcza i jeziora, jak wtedy. I to błonie. Niech będzie błogosławiony Bóg, że możemy po tysiącleciu spotkać się tutaj znowu! Witam tę więź! Bogu dziękuję, że po tysiącu lat trwa niewzruszona! I dlatego też pozdrawiam tutaj — wraz z najdostojniejszym Prymasem Polski również arcybiskupa poznańskiego, metropolitę i biskupów: szczecińsko-kamieńskiego, koszalińsko-kołobrzeskiego (a Kołobrzeg to brzmi tysiącleciem), gdańskiego (a Gdańsk to brzmi Wisłą i Bałtykiem i naszym „oknem na świat”), pelplińskiego i włocławskiego, a wraz z nimi biskupów pomocniczych tychże stolic. Witam duchowieństwo wszystkich diecezji należących do wspólnoty metropolitalnej prymasowskiego Gniezna. Dostojne kapituły, seminaria duchowne, uczelnię akademicką Poznania. Witam rodziny zakonne męskie i żeńskie. Witam wszystkich tak licznie tutaj zgromadzonych. Wszyscy razem jesteśmy „królewskim kapłaństwem” i rodzajem wybranym, Ludem Bożym (por. 1 P 2, 9). Wszyscy też razem stanowimy „królewski szczep Piastowy”, jak głosi nasza ojczysta pieśń. Wszystkich witam i nikogo nie pomijam. Również przedstawicieli władz terenowych, przedstawicieli służby porządkowej i milicji. Wszystkich! Królewski szczep Piastowy!

2. Drodzy bracia i siostry! Rodacy moi!

Pragnę, ażeby moje pielgrzymowanie po ziemi polskiej we wspólnocie z wami wszystkimi stało się żywą katechezą — dopełnieniem tej katechezy, którą zapisały w dziejach całe pokolenia naszych przodków i praojców. Niech to będzie katecheza całych dziejów Kościoła i Polski, a równocześnie katecheza naszych czasów. Dobrze, że te słowa wypowiadam wobec metropolity poznańskiego, który od 20 lat przewodniczy Komisji Katechetycznej Episkopatu.

Podstawowym zadaniem Kościoła jest katechizować. Wiemy o tym doskonale nie tylko na podstawie prac ostatniego Synodu Biskupów, ale także na podstawie naszych rodzimych doświadczeń. Wiemy, ile w tym dziele wiary wciąż na nowo uświadamianej, wciąż na nowo wprowadzanej w życie każdego pokolenia, zależy od wspólnego wysiłku rodziców, rodziny, parafii, duszpasterzy, kapłanów, katechetów i katechetek, sióstr zakonnych, środowiska, środków przekazu, zwyczajów i obyczajów. Bo przecież i mury, i wieże kościelne, i krzyże przydrożne, i obrazy święte na ścianach domów i izb — wszystko to w jakiś sposób katechizuje. I od tej wielkiej, syntetycznej katechezy życia: przeszłości i teraźniejszości — zależy wiara przyszłych pokoleń.

I otóż — pragnę dzisiaj stanąć wraz z wami tu, w tym piastowskim „Gnieździe”, w tej kolebce Kościoła — tu, gdzie zaczęła się przed tysiącem z górą lat katecheza na polskiej ziemi.

I pragnę pozdrowić stąd wszystkie wspólnoty Kościoła na ziemi polskiej, w których ta katecheza odbywa się dziś. Wszystkie zespoły katechetyczne w kościołach, kaplicach, salach i salkach… barakach, i pozdrowić stąd całą młodą Polskę, wszystkie polskie dzieci i całą młodzież, was wszystkich, skupionych w tych zespołach, gromadzących się w tych punktach wytrwale, systematycznie… Wypowiadam to słowo: młoda Polska i serce moje zwraca się do wszystkich polskich dzieci, zarówno do tych, które znajdują się tutaj w tej chwili, jak też do wszystkich, które żyją na polskiej ziemi.

Nikt z nas nie może nigdy zapomnieć tych słów Pana Jezusa: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im” (Łk 18, 16). Pragnę być żywym echem tych słów Zbawiciela wobec was, drogie dzieci polskie, w tym zwłaszcza roku, który na całym świecie obchodzony jest jako rok dziecka.

Myślą i sercem ogarniam te maleństwa jeszcze w ramionach ojców i matek. Oby nigdy nie zabrakło tych miłujących ramion rodzicielskich dla was. Oby jak najmniej było na ziemi polskiej społecznego sieroctwa dzieci. Można podziwiać domy dziecka. Ale żaden dom dziecka nie zastąpi domu rodzinnego, rodzicielskich ramion!

Niech wszystkie dzieci mają łatwy przystęp do Chrystusa w latach przedszkolnych. Niech przygotowują się z radością do Jego przyjęcia w Eucharystii. „Niech wzrastają w latach i w mądrości, i w łasce u Boga i u ludzi” (por. Łk 2, 52), tak jak On sam, Chrystus, wzrastał w domu nazaretańskim.

A kiedy tak wzrastają w latach, gdy od dzieciństwa dochodzą do lat młodzieńczych, niech nikt z nas, drodzy bracia i siostry, nie stanie się wobec nich winien tego zgorszenia, o którym Pan Jezus mówi w słowach tak bardzo surowych. Pomyślmy czasem o tych słowach. Niech pomagają nam z tym większą gorliwością i odpowiedzialnością podejmować wielkie dzieło wychowania i katechizacji.

3. Ksiądz Prymas pozdrowił mnie tutaj w imieniu Polski zawsze wiernej. Pierwszym i podstawowym sprawdzianem tej wierności, jej zasadniczym warunkiem na przyszłość jest właśnie ta młodzież, te polskie dzieci, a przy nich rodzice i duszpasterze, i siostry — katecheci i katechetki — zgromadzeni, zespoleni, w codziennym dziele katechezy na całej ziemi polskiej.

Niech Bóg błogosławi was wszystkich tak, jak kiedyś błogosławił praojców, Mieszków i Bolesławów, tu na szlakach Poznania i Gniezna — tak niech błogosławi was.

Przyjmijcie znak tego błogosławieństwa z rąk papieża-pielgrzyma, który was nawiedza, z rąk Prymasa Polski i wszystkich tutaj obecnych arcypasterzy.

Odmówmy „Anioł Pański”, bo zbliża się godzina południowa…

 http://www.mateusz.pl/jp99/pp/1979/pp19790603b.htm

O autorze: Judyta