Słowo Boże na dziś – 9 lutego 2015 r. – poniedziałek – Jezu, działający dziś w swoim Kościele poprzez sakramenty, dodaj mi wiary, abym nie wątpił w Twoją w nich obecność.

Myśl dnia

Aby osiągnąć wspaniałe rzeczy, musimy marzyć tak samo dobrze, jak potem działać.

Anatol France

Muzyk zmiesza orkiestrę najlepiej dobraną,
Jeśli grając stara się, żeby go słyszano.Adam Mickiewicz

PONIEDZIAŁEK V TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE (Rdz 1,1-19)

Stworzenie świata

Czytanie z Księgi Rodzaju.

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami.
Wtedy Bóg rzekł: „Niechaj się stanie światłość.” I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień pierwszy.
A potem Bóg rzekł: „Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich.” Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie niebem. I tak upłynął wieczór, a po nim poranek, dzień drugi.
A potem Bóg rzekł: „Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha.” A gdy tak się stało, Bóg nazwał tę suchą powierzchnię ziemią, a zbiorowisko wód nazwał morzem.
Bóg widząc, że były dobre, rzekł: „Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona”. I stało się tak. Ziemia wydała rośliny zielone: trawę dającą nasienie według swego gatunku i drzewa rodzące owoce, w których było nasienie według ich gatunków. A Bóg widział, że były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień trzeci.
A potem Bóg rzekł: „Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy, aby wyznaczały pory roku, dni i lata, aby były ciałami jaśniejącymi na sklepieniu nieba i aby świeciły nad ziemią”. I stało się tak. Bóg uczynił dwa duże ciała jaśniejące: większe, aby rządziło dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy. I umieścił je Bóg na sklepieniu nieba, aby świeciły nad ziemią; aby rządziły dniem i nocą i oddzielały światłość od ciemności. A widział Bóg, że były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień czwarty.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 104,1-2a.5-6.10 i 12.24 i 35c)

Refren: Radością Pana dzieła, które stworzył.

Błogosław, duszo moja, Pana, *
o Boże mój, Panie, Ty jesteś bardzo wielki!
Odziany w majestat i piękno, *
światłem okryty jak płaszczem.

Umocniłeś ziemię w jej podstawach, *
nie zachwieje się na wieki wieków.
Jak szatą okryłeś ją Wielką Głębią, *
ponad górami stanęły wody.

Ty zdroje kierujesz do strumieni, *
co pośród gór się sączą.
Nad nimi mieszka ptactwo niebieskie *
i śpiewa wśród gałęzi.

Jak liczne są dzieła Twoje, Panie, *
Tyś wszystko mądrze uczynił,
ziemia jest pełna Twych stworzeń. *
Błogosław, duszo moja, Pana.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4,23)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Jezus głosił Ewangelię o królestwie
i leczył wszelkie choroby wśród ludu.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 6,53-56)

Jezus uzdrawia chorych

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu.

Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.
Oto słowo Pańskie.
 
***************************************************************************************************************************************
 
KOMENTARZ
 
 

Frędzle Jezusa

Wydaje się nam, że gdybyśmy żyli w czasach Jezusa i mogli dotknąć frędzli Jego płaszcza, byłoby nam łatwiej wierzyć. Wydaje się nam, że teraz, przeszło dwa tysiące lat od tamtych wydarzeń, spotkać Jezusa jest dużo trudniej. Nic bardziej mylnego! Frędzle, których dotykali chorzy, to symbol tego, co określamy dziś mianem sakramentów. Jezus działa poprzez nie z taką samą intensywnością, jak działał wówczas poprzez skraj swojego płaszcza. W sakramentach nie widzimy Jezusa fizycznie. Doświadczamy go duchowo, poprzez znaki, które im towarzyszą. Zbawiciel działa dziś poprzez wodę chrzcielną, formułę rozgrzeszenia, białą hostię, czy olej, którym namaszczani są chorzy. Chorzy z czasów Jezusa tak samo potrzebowali wiary, jak my jej dziś potrzebujemy.Jezu, działający dziś w swoim Kościele poprzez sakramenty, dodaj mi wiary, abym nie wątpił w Twoją w nich obecność.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*******
Św. Grzegorz Wielki (ok. 540-604), papież, doktor Kościoła
Komentarz do psalmu 50; PL 75,581
„A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie”

Spójrzmy wewnętrznym wzrokiem na ciężko rannego, który niemal wydaje swoje ostatnie tchnienie… Raną duszy jest grzech, o czym mówi Pismo w takich słowach: „rany i sińce i opuchnięte pręgi, nie opatrzone ani przewiązane, ni złagodzone oliwą” (Iz 1,6). Jesteś ranny, uznaj lekarza w twoim wnętrzu i pokaż Mu rany grzechów. Niech usłyszy jęk serca, choć zna już każdą ukrytą myśl. Niech wzruszą Go twoje łzy. Bądź nieco natrętny w twoich błaganiach (por. Łk 11,8). Wznieś do Niego z głębi serca nieustanne, przenikliwe wzdychanie.

Niech twój ból dojdzie do Niego, aby i tobie powiedział: „Pan odpuszcza ci też twój grzech” (2Sm 12,13). Wydaj okrzyk z Dawidem, który Mu powiedział: „Zmiłuj się nade mną, Boże…, w ogromie swego miłosierdzia” (Ps 50,3). To jakby mówił: „Jestem w wielkim niebezpieczeństwie z powodu ogromnej rany, której żaden lekarz nie może uleczyć, chyba że wszechmocny lekarz przyjdzie mi z pomocą”. Dla tego wszechmocnego lekarza wszystko jest uleczalne. On leczy za darmo: jednym słowem przywraca zdrowie. Zwątpię z powodu mojej rany, jeśli nie złożę nadziei we Wszechmocnym.

*******

Bóg Stwórca, wyprowadzając z nicości kolejne stworzenia, zaszczepia porządek i piękno w tym, co kiedyś było tylko chaosem i bezładem. Cieszy się tym, co uczynił, i uznaje to za dobre. Jest to także obraz naszego życia, które pod działaniem Bożej łaski nabiera sensu, nawet jeśli wcześniej panowała w nim rozpacz i bezład grzechu. A jeśli z jakichś powodów trudno nam dziś poczuć się Bożym stworzeniem, w którym On ma upodobanie, módlmy się, aby dotknięcie Jezusa w tej Eucharystii przywróciło nam zdrowie ducha.

Mira Majdan, „Oremus” luty 2009, s. 40

*******

ŻYCIE SAKRAMENTALNE

O Panie, spraw, abyśmy po wyzwoleniu z grzechu i oddaniu się na Twoją służbę zbierali jako owoc uświęcenie (Rz 6, 22)

Pan nasz ustanawiając sakramenty tak je ukształtował, aby towarzyszyły człowiekowi we wszystkich donioślejszych chwilach jego życia. Przez chrzest człowiek rodzi się do życia łaski, dzięki bierzmowaniu rośnie, Eucharystią pożywia się, przez pokutę leczy się, dzięki sakramentom społecznym — kapłaństwu i małżeństwu, staje się płodny w dziedzinie nadprzyrodzonej i przyrodzonej, przez namaszczenie olejem chorych dostępuje pociechy w czasie choroby oraz pomocy w przejściu do życia wiecznego. W ten sposób sakramenty kształtują i zasilają całe życie chrześcijańskie, udzielając wiernym łaski, czyniąc ich uczestnikami życia, a więc świętości, Boga. „Toteż powinni oni zachowywać w życiu i w pełni urzeczywistniać świętość, którą otrzymali z daru Bożego” (KK 40). Tylko Bóg jest święty i tylko Bóg może uświęcać. Inicjatywa uświęcenia człowieka pochodzi od Boga i ostatecznie dokonuje się właśnie przez sakramenty. Życie duchowe, dążność do świętości to nie są zwyczajne obowiązki moralne, za których pomocą człowiek stara się zewnętrznie naśladować doskonałość wzoru Bożego. Życie to opiera się na rzeczywistości nadprzyrodzonej, jaką Bóg sam wszczepił w życie chrześcijanina kształtując go, przemieniając wewnętrznie do tego stopnia, że stał się nowym stworzeniem w Chrystusie (2 Kor 5, 17), „który wciąż się odnawia… według obrazu Tego, który go stworzył” (Kol 3, 10). Bóg jest jedynym źródłem, pierwszą przyczyną uświęcenia człowieka.

„My miłujemy — twierdzi św. Jan — ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował” (1 J 4,19). Podobnie można powiedzieć; chrześcijanin może się uświęcić, ponieważ Bóg wziął w swoje ręce inicjatywę jego uświęcenia; może dążyć do zjednoczenia z Chrystusem, z Trójcą, ponieważ Bóg pierwszy udzielił mu swego życia i wezwał go do zjednoczenia z sobą.

  • O Ojcze święty, Ty przez Syna swojego i Pana naszego Jezusa Chrystusa odrodziłeś mnie z wody i Ducha Świętego, udziel mi w pełni odpuszczenia wszystkich grzechów moich i racz namaścić mnie olejem Twojego Ducha na życie wieczne.
    O Jezu, słońce sprawiedliwości, spraw, abym przyodział się w Ciebie, bym żył według Twego upodobania… o Jezu, światłości nieustająca, zapal we mnie lampę płonącą Twojej miłości i naucz mnie strzec nienagannie mojego chrztu, abym kiedy zostanę wezwana na Twoje gody, zasłużyła sobie uczestniczyć w rozkoszach życia wiecznego i oglądać Ciebie, światło prawdziwe, oraz piękno Twojego boskiego oblicza.
    Twoje czcigodne Ciało i najcenniejsza Krew, Panie mój, Jezu Chryste, niech strzegą ciała i duszy mojej na życie wieczne…
    O słodki gościu duszy mojej, Jezu najłaskawszy, niechaj to słodkie zjednoczenie z Tobą odpuści mi wszystkie grzechy, naprawi wszelkie niedoskonałości i wyrówna czas stracony. Niechaj będzie dla mnie wiecznym zbawieniem, odpocznieniem duszy i ciała, ogniem miłości, odnowieniem w cnocie i szczęśliwym zakończeniem życia. Niech będzie wolnością ducha, świętością życia, szlachetnością obyczajów, tarczą cierpliwości, sztandarem pokory, pomocą dla ufności, pociechą w smutku, podporą w wytrwałości; niechaj będzie puklerzem wiary, ostoją nadziei, udoskonaleniem miłości, wypełnieniem Twoich przykazań, odnową ducha, prawdziwym moim uświęceniem… niech będzie zdrojem cnót, odpuszczeniem grzechów, wzrostem wszelkiego dobra i nieustannym pamiętaniem o Twojej miłości (św. Gertruda).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 113

http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150209.htm

*******

#Ewangelia: Jezus chce być blisko nas

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. Lies Thru a Lens / flickr.com / CC BY-ND 2.0)

Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu.

 

Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

 

Komentarz do Ewangelii

 

“Wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie”, ponieważ Jezus przyszedł odbudować naszą bliskość z Bogiem. Mógł uzdrawiać na odległość i czasami tak robił, ale na ogół wolał, by uzdrowienie było połączone z dotknięciem, czyli dokonało się w dużej bliskości między Nim a człowiekiem.

 

Bóg tęskni za bliskością z nami, bo wie, co ona oznacza, zwłaszcza dla nas. Gdybyśmy i my zdawali sobie z tego sprawę, wówczas też bardzo tęsknilibyśmy za nią. Uzdrowienia, których dokonywał Jezus, mają pomóc nam sobie to uświadomić – są obrazem tego, co oznacza bliskość z Bogiem.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2333,ewangelia-jezus-chce-byc-blisko-nas.html

******

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 6, 53-56

Mariusz Han SJ

(fot. EugeniusD80 / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Wszyscy, którzy się Go dotknęli…

 

Uzdrowienie w Genezaret
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu.

 Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa.

 I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

 

Opowiadanie pt. “O tym, jak uzdrawiał Longin”

 

Gdy pustynie egipskie były ojczyzną tych świętych mężów, których nazywamy Ojcami Pustyni, wówczas pewna kobieta, chora na raka piersi, udała się w drogę, aby spotkać niejakiego ojca Longina, o którym słyszała, że to święty człowiek i uzdrowiciel.

 

Gdy szła nad brzegiem morza, natknęła się – nie wiedząc o tym – na Longina, który zbierał akurat drewno. Widząc go, zapytała: – Czcigodny ojcze, gdzie tu mieszka sługa Boży, abba Longin?

 

Longin odrzekł jej: Co chcesz od tego oszusta? Nie idź do niego, bo on ci tylko zaszkodzi! A co ci dolega?

 

Kobieta odpowiedziała mu, co ją boli. A on przeżegnał chore miejsce i odprawił ją, mówiąc: – Idź teraz i niechaj Bóg cię uzdrowi, bo Longin ci nie pomoże.

 

Chora odeszła wierząc jego słowu i zaraz została uzdrowiona. Później dopiero, gdy komuś to opowiadała i opisywała starca, dowiedziała się, że był to sam ojciec Longin.

 

Refleksja
Jezus ma moc uzdrowienia. Jego dotyk może ożywić to, co jest uśpione lub nawet to, co już umarło. Ludzie wokół Jezusa mają świadomość tego, jaką ma On wielką moc. Dlatego są tak blisko, bo potrzebują Jego leczniczej obecności i uzdrowienia…

 

Każdy z nas powinien szukać okazji,  kiedy to będzie mógł “otrzeć” się, czy też dotknąć Tego, który uzdrawia. Każdy bowiem potrzebuje uzdrowienia ze swoich zranień. Już sama świadomość, że to właśnie On leczy, ma nieograniczoną moc wyleczenia nie tylko naszego ciała, ale przede wszystkim duszy…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. W jaki sposób Jezus dziś uzdrawia?
2. W jaki sposób można odkryć leczącą moc Jezusa?
3. Jak uzdrowić zranienia naszego życia?

 

I tak na koniec…
“Jest to zabieg przeprowadzany na emocjach i jak w przypadku innych zabiegów, by rana dobrze się goiła, trzeba ją najpierw oczyścić i musi upłynąć trochę czasu zanim ból przeminie. Ale ból oznacza także, że proces uzdrawiania już się zaczął” (Susan Forward, Toksyczni rodzice)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,165,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-6-53-56.html

*******

Marek Wójtowicz SJ
Pobożność – to nie dla mnie… A może jednak?
Głos Karmelu
24590Droga człowieka do źródła swojego życia, czyli Boga, z racji tego, że jesteśmy osadzeni w konkretnym czasie i miejscu, posiada swój zewnętrzny, materialny charakter. Jesteśmy ludźmi i nasz Stwórca pragnie, abyśmy szli do Niego poprzez wszystkie pokłady naszego człowieczeństwa. Wcielenie Jezusa jest namacalnym potwierdzeniem wielkiej wartości naszego ziemskiego życia, które chociaż cały czas „uduchawiane” i nakierowywane na wieczność, to jednak aby wyrazić i rozwinąć się, potrzebuje całej fizyczności, czyli mówiąc najprostszym językiem – ciała.
Oczywiście ta wędrówka nie jest tylko ludzkim zmaganiem się z rzeczywistością przerastającej nas wielokrotnie codzienności (nie wspominając już nawet pragnień zmierzających w kierunku sfery nadprzyrodzonej). Ta wędrówka bowiem to zwyczajne odkrywanie obecnego w nas Stwórcy, który sprawia, że jesteśmy ludźmi wiary, nadziei i miłości. Mało tego, przeżywana codziennie obecność Trójjedynego Boga w nas przybiera bardzo konkretne postawy wynikające ze świadomego korzystania ze złożonych w nas darów. A mianowicie otrzymane na chrzcie i ugruntowane poprzez bierzmowanie dary Ducha Świętego sprawiają, że szara obojętność otoczenia staje się przemieniona obecnością chrześcijanina, otwartego na działanie Bożego Ducha.
Dar, godny uwagi
Pośród tych darów jeden zasługuje na szczególną uwagę. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na jego szczególną wyjątkowość, jak również z racji na jego wielokrotnie błędne rozumienie. A chodzi nam o dar pobożności.
Idąc tym tokiem rozumowania, aby nie pozostać gołosłownym, odwołajmy się od razu do konkretnego świadectwa życia i doświadczenia mało jeszcze znanej, nawet w samym Kościele, bł. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej.
Ta wyjątkowa karmelitanka żyjąca na przełomie XIX i XX wieku dokonuje gigantycznego, aczkolwiek mało jeszcze zauważalnego, kroku polegającego na „ucodziennieniu” obecności i działania Trójcy Świętej albo, mówiąc inaczej, pokazuje nam, jak przeżywać odległego i tajemniczego Boga w codzienności każdego dnia. No właśnie, czy Bóg musi pozostawać odległy, skoro poprzez Wcielenie zbliża się tak bardzo? Czy my poprzez pewne wyobrażenie o Nim nie oddalamy Go sami od siebie? Otóż wcale nie musi tak być, gdyż na ratunek przychodzi właśnie złożony w nas dar pobożności – jeden z tych środków, które sprowadzają codziennie Boga w sfery naszego życia, a nas wynoszą w sfery Boże.
Z umysłu do serca
To proste. Spójrzmy, do czego dochodzi Błogosławiona z Dijon. Sumą jej życia staje się intensywne doświadczenie zamieszkania Trójcy Świętej w człowieku. Oczywiście, wielka a zarazem podstawowa tajemnica naszej wiary, dotycząca obecności Boga w człowieku, nie od razu staje się czymś oczywistym, konkretnym i uchwytnym w życiu Elżbiety. Jej dogłębne doświadczanie poprzedzone jest długoletnim etapem, podczas którego ta prawda „spływa” z jej umysłu (intelektualnego poznania – Błogosławiona wie, że tak jest) do serca (jej konkretne doświadczenie i osobiste, życiowe przekonanie).
I tutaj praktyki religijne odgrywają niewątpliwie wielką rolę w odkrywaniu, przeżywaniu i byciu apostołem tajemnicy zamieszkania Trójcy. Jednakże należy od razu dodać, że wychowanie religijne i wiążące się z nim praktyki pobożnościowe nie wyróżniają się stopniem oryginalności i intensywności w rodzinie Elżbiety – Błogosławiona otrzymuje to wszystko, czym żyje przeciętna katolicka rodzina francuska końca XIX wieku. A zatem życie sakramentalne, codzienna modlitwa, postępowanie zgodnie z dekalogiem, pielgrzymki do sanktuariów, rekolekcje i misje parafialne, pobożna lektura (u Elżbiety są to pisma św. Teresy od Jezusa).
Duchowy maksymalizm
Istnieje jednak wielka różnica, która sprawia, że to, co wszystkim nam dostępne, dla Elżbiety staje się wyjątkowe. Ta młoda karmelitanka w odróżnieniu od wielu jej współczesnych w swoim postępowaniu, przeżywaniu i doświadczaniu jest maksymalistką. W praktyce polega to na pełnym zaangażowaniu się we wszystko, co stanowi jej życie, czyli: praca nad sobą, budowanie klimatu rodziny i wspólnoty, tworzenie przyjaźni oraz głębokie przeżywanie wszystkich praktyk religijnych. W ten sposób nie zatrzymuje się na powierzchni relacji, gestów i nauczonych zachowań, ale dociera do ich istoty.
Takie potraktowanie wiary i związanej z nią pobożności w prosty sposób doprowadza ją do odkrycia niezmierzonych horyzontów Boga i własnego wnętrza. Co ciekawe, impulsywna, a zarazem wrażliwa Elżbieta cały czas pośród tej dyskretnej, ale dogłębnej pobożności pozostaje osobą naturalną, dobrze czującą się w towarzystwie, kochającą bezmiar przestrzeni Pirenejów, bezustanną grę na fortepianie oraz najmodniejsze ubieranie się. A jej sukces „pobożnego życia” tkwi w systematyczności i wierności konkretnym praktykom, słodyczy w ich wykonywaniu i ufności, że wszelkie braki wynikające z bezradności codziennego życia religijnego Bóg zrozumie i wypełni Sobą.
Odkrycie głębin własnego wnętrza
Spójrzmy teraz od innej strony na fakt daru pobożności. Dotychczas rozważyliśmy jego działanie od strony zewnętrznych gestów, które doprowadziły do lepszego przeżywania i ukonkretnienia wiary. W życiu Elżbiety po odkryciu najgłębszych pokładów ludzkiego wnętrza zamieszkałego przez Boga wcześniejsze praktyki pobożnościowe wcale nie zostają odrzucone. Wydawałoby się, że po dojściu do celu odegrały już swoją zasadniczą rolę i w zasadzie już się zdezaktualizowały. Na nasze szczęście – dla tych, którzy kochają sprawdzone metody i na nasze nieszczęście – dla tych, którzy szukają nowości, to, czym się posługiwała Elżbieta w swoim życiu wiary, pozostaje niezmienne.Całe życie religijne doprowadza ją do odkrycia głębi ludzkiego ducha, a teraz ta głębia, którą odkryła, pozwala jej autentycznie i z niezwykłą swobodą praktykować pobożność albo inaczej – odkryta głębia wnętrza sprawia, że praktyki, które wcześniej doprowadziły Błogosławioną do kluczowych odkryć, stają się bardziej życiowe, a sama Elżbieta jeszcze bardziej naturalna w swej wierze, jako że poruszana w swym zewnętrznym zachowaniu od środka.

Wytrwałość i wierność do końca
Podsumowując, czym jest dar pobożności i jak przejawia się na co dzień? Z pewnością jest związany z wytrwałością i wiernością konkretnym sprawdzonym metodom pobożności w Kościele, chociaż te patrząc po ludzku, wydają się monotonne, staroświeckie i mało atrakcyjne. Napisze słynny teolog Garrigou-Lagrange w przedmowie do jednej z pozycji o bł. Elżbiecie: „Najbardziej elementarne prawdy wiary, choćby te zawarte w Ojcze Nasz, jawią się głębokimi, kiedy były długi czas medytowane, z miłością, kiedy zostały przeżyte, dźwigając krzyż, przez długie lata i w ten sposób, że stały się przedmiotem ciągłej kontemplacji. Wystarczyłoby duszy żyć dogłębnie jedną z tych prawd naszej wiary, aby być prowadzoną na szczyty świętości”.
Dar pobożności przy spojrzeniu od strony celu wędrówki ludzkiego życia czyni autentycznymi wszystkie przejawy religijności wypracowane przez wieki. A zatem pobożność wyrażająca się poprzez konkretne praktyki ułatwia odkrycie ludzkiego wnętrza – formatu naszego bycia i działania, a w kolejności to wnętrze nadaje swobodę i autentyzm w zewnętrznym przeżywaniu wiary i w ten sposób cała pula pobożności nie jest już tak ciężka, a życie w swym codziennym wydaniu bardzo się upraszcza.
Poza tym, po dotarciu do najgłębszych pokładów naszego wnętrza, postępujemy według kategorii tegoż wnętrza.A skoro naszym wnętrzem jest Bóg, stąd też logika każe nam podpowiedzieć, że zaczynamy postępować po Bożemu. W ten sposób dar pobożności nabiera bardzo życiowego wymiaru: postępujemy po Bożemu, tak jak Bóg chce, czyli według formatu naszego wnętrza, którym jest sam Bóg.

„Pobożność zaś przydatna jest do wszystkiego, mając zapewnienie życia obecnego i tego, które ma nadejść” (1 Tm 4, 8).
o. Mariusz Wójtowicz OCD
Głos Karmelu nr 5(41)/2011
fot. Bert Kaufmann, Devotion

www.flickr.com

http://www.katolik.pl/poboznosc—to-nie-dla-mnie—-a-moze-jednak-,24590,416,cz.html?s=2
******

Komentarz liturgiczny

Jezus uzdrawia chorych
(Mk 6, 53-56
)

Jezus leczył wszystkie choroby. Kto się Go dotknął był uzdrowiony. Kto dotknął się Jego płaszcza – także. Uzdrawianie towarzyszyło głoszeniu Ewangelii o Królestwie Bożym.
Panie, ład świata stworzonego objawia Twoje dzieło!
Ład w sercu moim niech będzie od Ciebie!
Uzdrowienie i zbawienie pochodzi od Ciebie
– wychwalaj, duszo moja, Pana!


Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

*****

Refleksja katolika

Genesis – Księga Rodzaju, pierwsza Księga Starego Przymierza rozpoczyna się przecudną pieśnią o stworzeniu świata i człowieka. Przedstawia ona także dzieje największych Patriarchów: Abrahama, Izaaka, Jakuba. I dwunastu synów Jakuba-Izraela. W tym historię jego najukochańszego syna Józefa sprzedanego przez braci do egipskiej niewoli.

W dzisiejszym czytaniu ze Starego Testamentu przyglądamy się pierwszym czterem dniom z „Bożego tygodnia”. Dniom, w których stwarza On świat z niczego. Wystarcza tylko Słowo Wszechmogącego, a wszystko staje się. I wszystko to, co się staje, jest dobre (zob. Rdz 1, 3-19), a nawet bardzo dobre (zob. Rdz 1,31). Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię (Rdz 1,1). Zdanie to w ogromnym skrócie ukazuje poniekąd całość stworzenia wszechświata. Potwierdza prawdę, że Bóg jest ponad czasem. Odwiecznie. To od Niego świat bierze początek. Kolejne zdania tej pieśni opisują dokładniej poszczególne Boże akty stwórcze. Natchniony Autor Genesis całokształt Bożego działania ujmuje niejako w sześć strof – sześć dni pracy. Siódmy – szabat, dzień odpoczynku. Bóg już u zarania dziejów człowieka daje mu wzór świętowania Swojego dnia. Bo to dzień, który On błogosławi, czyniąc go świętym (zob. Rdz 2, 2-3). Myślę, że nie dziwi zatem nikogo zachwycająca pieśń Psalmisty, który po latach odda Bogu chwałę i uwielbienie stworzenia, pisząc między innymi:

Jak liczne są dzieła Twoje, Panie!
Ty wszystko mądrze uczyniłeś:
ziemia jest pełna Twych stworzeń.
(…)
Niech znikną z ziemi grzesznicy
i niech już nie będzie występnych!
Błogosław, duszo moja, Pana!
(Ps 104, 24.35)

Jezus razem z Uczniami i Apostołami szukają dla siebie wytchnienia po trudach wyprawy misyjnej. Chcą nieco odpocząć, nabrać sił do dalszego głoszenia Dobrej Nowiny o zbawieniu człowieka grzesznego. Nie jest im to jednak dane. Gdy się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie (Mk 6, 53-56). Oprócz nauczania – głoszenia Ewangelii, Boży Syn także uzdrawia z licznych chorób wszystkich, którzy tylko wierzą w Jego moc uzdrawiania. Garnący się do Niego ludzie mocno wierzą w to, że wystarczy tylko Jego spojrzenia, dotknięcia się frędzli u Jego płaszcza, a ozdrowieją. I raczej nie jest to wiara w działanie magiczne, bo wieści o tej Jego mocy rozprzestrzeniają się szybko po całej Palestynie. Chorzy wraz ze swoimi opiekunami ufają Jezusowi, że ich nie odrzuci, ale im pomoże.

Dotyk Jezusa zbawia. Przywraca zdrowie duszy i ciała. Przekonuje się o tym niewiasta od dwunastu lat cierpiąca na krwotok. Niewiasta, która z ogromną wiarą w Jego moc dotyka z tyłu Jego płaszcza (por. Mk 5,27). I jeszcze wielu innych ludzi. Także nas, współcześnie żyjących, uzdrawia dotkniecie Chrystusa. Każde uczestnictwo w Jego Ciele i Krwi podczas bezkrwawej Ofiary, Eucharystii, jest dla nas zbawienne. Czy korzystam z Jej dobrodziejstw? Ile razy? Czy tylko raz w roku, zgodnie z drugim i trzecim przykazaniem kościelnym, żeby chociaż raz w okresie wielkanocnym wyspowiadać się i Komunię św. przyjąć? A przecież każdy prawdziwy uczeń Chrystusa pragnie codziennie się z Nim jednoczyć…

Bogumiła Lech-Pallach
, Gdynia
bogumila.lech@wp.pl

***

Biblia pyta:
Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów?
Syr 29, 3-4

***

KSIĘGA IV, GORĄCA ZACHĘTA DO KOMUNII ŚWIĘTEJ

GŁOS CHRYSTUSA:

Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię Mt 11,28 mówi Pan.
Chlebem, który ja dam, jest ciało moje za życie świata
J 6,51.
Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje, które za was będzie wydane
Mt 26,26; Mk 14,22. To czyńcie na moją pamiątkę 1 Kor 11,24; Łk 22.19.
Kto pożywa moje ciało i pije moją krew, we mnie mieszka, a ja w nim J 6,57.
Słowa, które ja wam powiedziałem, są duchem i życiem J 6,63.

Rozdział I Z JAK WIELKĄ CZCIĄ POWINNO SIĘ PRZYJMOWAĆ CHRYSTUSA
GŁOS UCZNIA:

1. To Twoje słowa, Chryste, Prawdo wieczna, chociaż nie w jednym czasie wymówione i nie w jednym miejscu zapisane. Ale dlatego, że są Twoje i prawdziwe, powinienem je przyjąć z wiarą i wdzięcznością. Są Twoje, Ty je wypowiedziałeś, ale także i moje, bo wyrzekłeś je dla mojego zbawienia. Chętnie przyjmuję z Twoich ust, aby jak najgłębiej zapadły mi w serce.
Wzruszają mnie te słowa pełne litości, łagodności i miłości, ale lękiem przejmują mnie własne winy i przed przyjęciem tak wielkiej tajemnicy powstrzymuje nieczyste sumienie. Zachęca łagodność Twoich słów, ale obciąża tyle moich występków.

2. Każesz mi, abym zbliżył się do Ciebie z wiarą, jeżeli chcę mieć wspólną cząstkę z Tobą J 13,8, i abym przyjął pokarm nieśmiertelności, jeżeli pragnę otrzymać życie wieczne i chwałę. Przyjdźcie do mnie wszyscy – mówisz – którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię Mt 11,28.

Jakże łagodnie, jak miło brzmią w uszach grzesznika słowa, w których Ty, Panie, Boże mój, zapraszasz mnie, nędznego i ubogiego, do Komunii Twojego świętego Ciała. Lecz kimże ja jestem, Panie, abym ośmielał się zbliżyć do Ciebie? Jakże to, niebiosa nie mogą Cię ogarnąć 1 Krl 8,27, a Ty mówisz: Przyjdźcie do mnie wszyscy?!

3. Do czego zmierza ta troskliwa łaskawość, to przyjacielskie zaproszenie? Jakże odważę się przyjść, skoro wiem, że nie ma we mnie nic dobrego, co by mnie mogło ośmielić? Jakże wprowadzę Cię do swojego domu Pnp 8,2, ja, który tak często obrażałem Twoje najlepsze Oblicze?

Kłaniają Ci się aniołowie i archaniołowie, w lęku stoją przed Tobą święci i sprawiedliwi, a Ty mówisz: Przyjdźcie do mnie wszyscy? Gdybyś Ty sam, Panie, tego nie powiedział, któż uwierzyłby w prawdę tych słów? Gdybyś Ty sam nie rozkazał, któż próbowałby się przybliżyć?

4. Patrzmy – Noe, mąż sprawiedliwy, sto lat pracował przy budowie arki, aby uratować siebie i garstkę istnień Rdz 6,9; 1 P 3,20, a ja jakże zdołam w ciągu jednej godziny przygotować się, by przyjąć z należna czcią Budowniczego świata? Joz 1,15. Mojżesz, Twój wielki sługa i wybrany przyjaciel Syr 45,1, sporządził skrzynię z najtrwalszego drzewa i obił ja szczerym złotem Wj 25,5.10-11, aby złożyć w niej tablice przykazań, a ja, nietrwała istota, śmiałbym Ciebie, Twórcę przykazań i Dawcę życia, przyjąć ot, tak sobie?

Salomon, najmądrzejszy z władców Izraela, przez siedem lat wznosił wspaniałą świątynię 1 Krl 6,38 na chwałę Twego imienia, a przez osiem dni świętował jej otwarcie 2 Mch 2,12; 1 Krl 8,66, złożył tysiące ofiar błagalnych 1 Krl 3,4, nim Arkę Przymierza ustawił uroczyście przy dźwięku trąb i triumfalnych okrzyków na miejscu dla niej przeznaczonym 2 Sm 6,15.17. A ja nieszczęsny i najnędzniejszy z ludzi, jakże wprowadzę Ciebie do swego domu Pnp 3,4, skoro wiem, że ledwie pół godziny będę Ci mógł poświęcić? I oby choć raz rzeczywiście pół godziny!

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

JA

Muzyk zmięsza orkiestrę najlepiej dobraną,
Jeśli grając stara się, żeby go słyszano.

Adam Mickiewicz

***

Nigdy nie ‘pożyczaj’ choćby ołówka z miejsca pracy.

H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

*****

Refleksja maryjna

Stracone słowa Maryi

Maryja była kobietą małomówną. Również i tą cechą umiała przewyższyć słabości swojej płci. To wszystko co można powiedzieć! Znajdą się jednak tacy, dla których lakoniczność Maryi będzie rozczarowaniem. Ich pobożna ciekawość pragnęłaby poznać wiele innych Jej słów, aby nasycić się podziwem – jakby tych kilka słów przekazanych w Ewangelii nie odkrywało w pełni Jej cnót. Życie Maryi, bez ujmowania mu wielkości i bez zniekształcania prawdy, było wystarczająco długie, by być bogate w słowa. W wielu sytuacjach swego życia Najświętsza Dziewica wypowiadała słowa dotyczące codziennych potrzeb, te same słowa, których i my używamy w podobnych sytuacjach. Zwykle wypowiadamy je z przyzwyczajenia, bez zastanowienia. Ale znalazły się też chwile, w których wypowiadała słowa właściwe tylko Jej: w rozmowach z Józefem, z Jezusem-młodzieńcem, później z Jezusem-Mistrzem, z Apostołami. Kto może powrócić do tych chwil i powtórzyć te słowa? Wyobraźnia jest zgubna, a ciekawości brak szacunku.

S. Garofalo


teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

***************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

9 lutego
Święta Apolonia, dziewica i męczennica

Święta Apolonia Pierwszy historyk Kościoła, Euzebiusz, przytacza list św. Dionizego Wielkiego (+ 265), który opisuje pogrom chrześcijan, jaki miał miejsce w Aleksandrii pod koniec 248 lub na początku 249 r. Rzucono się na domy chrześcijan, wyznawców Chrystusa wywlekano siłą z ich mieszkań, zabijano, a ich dobytek grabiono. W tych właśnie okolicznościach zginęła św. Apolonia. Być może Dionizy był naocznym świadkiem wydarzeń. Na pewno znał świadków. W jednym z fragmentów owego listu znajduje się opis męczeństwa św. Apolonii: “Apolonia była już podeszła wiekiem. A jednak poganie, nie patrząc na to, rzucili się na nią, zmiażdżyli jej szczęki i powybijali wszystkie zęby. Następnie tłum rozszalały żądzą krwi rozpalił stos przed miastem i zagroził Świętej, że spali ją żywcem, jeśli nie będzie złorzeczyć Chrystusowi. Na to Święta poprosiła o chwilę do namysłu, a potem gotowa na ofiarę, sama rzuciła się w ogień i spłonęła”.
Apolonia zdobyła się na ten heroiczny akt z obawy przed tym, by poganie nowymi katuszami i powolną śmiercią na stosie nie złamali jej woli. Nie była to więc śmierć samobójcza, ale bohaterskie oddanie życia za najwyższą wartość, jaką jest wieczne zbawienie. Żar jej miłości do Chrystusa był tak potężny, że stłumił w niej obawę przed męką ognia doczesnego. Równocześnie Apolonia dała poganom piękny przykład, że nie tylko nie lęka się pogróżek, ale sama jest gotowa oddać życie dla sprawy Bożej. Jej heroiczny czyn był także zachętą dla chrześcijan, by dla Chrystusa byli gotowi na wszelkie ofiary.
Kult św. Apolonii rozszerzył się rychło w całym chrześcijaństwie, tak na Wschodzie, gdzie poniosła męczeńską śmierć, jak też na Zachodzie. W Rzymie przy bazylice NMP w Zatybrzu wystawiono jej bazylikę. Ikonografia przedstawia Świętą z obcęgami dla przypomnienia, że zmiażdżono jej usta i wybito zęby. Święta uchodzi jeszcze dotąd za patronkę wzywaną w chorobach zębów i dziąseł. “Pontyfikał krakowski” z XV wieku nazywa św. Apolonię patronką Regni Poloniae – Królestwa Polskiego. Oskar Kolberg przekazał, że w niektórych regionach Polski w wigilię św. Apolonii poszczono, żeby patronka od bólu zębów raczyła je zachować w zdrowiu.

W ikonografii św. Apolonia przedstawiana jest z kleszczami, którymi wyrwano jej zęby. Jej atrybuty to: korona, księga, palma męczeństwa oraz stos, na którym spłonęła.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-09a.php3

Św. Apolonia z Aleksandrii

.

Święta dziewica i męczenniczka (zm. 249r.)

Kościół p.w. św. Marcina w Oberwolz
Fresk, 1777r.

Była znana z wielkiej pobożności i miłosierdzia dla biednych. W czasie gdy między panowaniem cesarza Decjusza i Seweryna ustały prześladowania chrześcijan, pewien czarnoksiężnik aleksandryjski tak podburzył pogan przeciwko chrześcijanom, wzbudzając w nich nienawiść, że ludzie sami zaczęli w najokrutniejszy sposób tępić wyznawców Chrystusa. Wielu chrześcijan szukało schronienia w górach lub w lesie, ale Apolonia postanowiła wytrwać na miejscu.

Godzinki Etienne Chevaliera
Ilustracje Jean Fouquet, XVw.

Wtedy pogańscy oprawcy postanowili ją wziąć na męki, żeby wyparła się wiary, a mając nadzieję, że skoro tak postąpi pobożna i znana ze swej wiary i uczynków miłosiernych niewiasta, tym łatwiej będzie zmusić do odstępstwa innych. Złapali ją i kazali oddać pokłon bożkom, wyrzekając się wiary.

Godzinki z Lisieux, 1460-70

Gdy św. Apolonia nie chciała tego uczynić, prześladowcy bili ją po twarzy tak mocno, że złamali jej szczękę. Widząc, że i to nie pomogło w złamaniu jej stałości, wyrwali jej wszystkie zęby, jeden pod drugim. Zdziwieni męstwem i siłą tej słabej kobiety nie przestawali jej dręczyć, żeby tylko wyparła się wiary. Wyprowadzili ją za miasto i tam dali jej jeszcze raz wybór: albo zaprze się wiary albo zginie na stosie. Święta udzieliła im odpowiedzi podobnej do poprzednich, że chętniej poniesie śmierć męczeńską niż zaprze się wiary w Jezusa Chrystusa i sama rzuciła się w ogień, 9 lutego 249 roku.

Francesco de Zurbaran
Luwr

Kult św. Apolonii bardzo wcześnie rozprzestrzenił się w całym chrześcijańskim świecie. W Rzymie, przy bazylice Najświętszej Maryi Panny na Zatybrzu wystawiono kościół jej poświęcony, gdzie przechowywano znaczną część relikwii, już nieistniejący.

Relikwiarz, 1689r.
Museum Don Clemente Confalone w Maiori, Włochy

Jej głowa znajduje się w Bazylice św. Maryi na Zatybrzu (Santa Maria in Trastevere), ręce w Bazylice św. Wawrzyńca za murami (San Lorenzo fuori le mura), część relikwii znajduje się w kościołach jezuitów w Antwerpii i Mechelen, w Brukseli, w skarbcu katedry w Porto i w kilku kościołach Kolonii.

Bicci di Neri, 1547r.
prywatna kolekcja

Pierwsze informacje o św. Apolonii pochodzą z listu św. Dionizego Wielkiego, biskupa aleksandryjskiego,  do biskupa antiocheńskiego Fabiana, który zamieścił Euzebiusz z Cezarei w swojej historii Kościoła.

Ercole de’Roberti, 1470-73
Poliptyk Griffoni, Luwr

Patronka:
Katanii, stomatologów. Wzywana w chorobach dziąseł, szczęki i przy bólu zębów.

Ikonografia:
Przedstawiana w powłóczystej szacie, czasami jako kobieta w podeszłym wieku, w czasie męki lub przy płonącym stosie. Jej atrybutami są: palma, kleszcze, księga.

Św. Apolonia i św. Małgorzata
Rogier van der Weyden
Staatliche Museen w Berlinie

Varia:
Oskar Kolberg podaje, że w niektórych częściach Polski w wigilię św. Apolonii poszczono, żeby patronka od bólu zębów, raczyła je zachować.

Gdy Porugalczycy w 1505 roku odkryli nową wyspę nazwali ją na cześć Świętej – Wyspą św. Apolonii (w 1638 roku po skolonizowaniu przez Holendrów przemianowana na Mauritius).

Lektura:
Jakub de Voragine “Złota legenda” – “Żywot św. Apolonii”

http://martyrologium.blogspot.com/2010/02/sw-apolonia-z-aleksandrii.html

św. Apolonia z Aleksandrii
APOLONIA z Aleksandrii, męczennica (Muczenica Apołłonija Aleksandrijskaja), 9/22 lutego, zm. 248/249

Święta była staruszką, która w czystości dziewicy wykonywała obowiązki diakonisy w Aleksandrii. Wraz z objęciem cesarskiego tronu Decjusz rozpoczął najokrutniejsze jak dotąd prześladowania chrześcijan. Był pierwszym imperatorem wzywającego do pełnego wyniszczenia wyznawców Chrystusa. W Aleksandrii prześladowania rozpoczęły się rok przed opublikowaniem edyktu o prześladowaniu chrześcijan, z powodu podjudzania pewnego proroka.

Wobec przychylności władz poganie dręczyli chrześcijan. Apolonia również została pochwycona. Świadectwo jej świętości zapisał kościelny pisarz Euzebiusz w “Historii Kościoła”, w której przywołuje list św. Dionizego I Wielkiego, patriarchy Aleksandrii (248-265) do patriarchy Fabiusza z Antiochii, w którym następująco opisuje śmierć Apolonii:

“Poganie złapali również Apolonię, cudowną staruszkę i dziewicę, bili po twarzy, wybijając wszystkie zęby; utworzyli za miastem ognisko i grozili, że spalą ją żywcem, jeżeli święta wraz z nimi bluźnierczo nie zakrzyknie. Apolonia, krótko pomodliła się, odeszła na bok, po czym skoczyła z rozpędu w ogień i spłonęła”

Późniejsza legenda nazywa Apolonię rzymską męczennicą, która ucierpiała za imperatora Juliana Apostaty w IV wieku.

Jej kult praktycznie ogranicza się do zachodniej Europy, gdzie jest patronką stomatologów. Jej atrybutem w ikonografii są szczypce z zębem. W Kościele prawosławnym czczona przez wiernych w Ameryce.

Apolonia to imię pochodzenia greckiego, oznacza osobę należącą do Apolla.

opr. Tomasz Sulima
http://www.cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal%5Bsw_id%5D=1331&cHash=1cf0663fadab4951d84d28b95dc0fe19

   Święta Apolonia, dziewica i męczenniczka. (Około roku 249.)

   Z poduszczenia pewnego mieszkańca Aleksandryi wybuchnęło w tym mieście prześladowanie chrześcijan około roku 248. Głosił bowiem, że dla pomyślności wszystkich należy szerzyć ofiary pogańskie, a tępić wiarę Chrystusową. Stąd też uczniowie Jezusa znosić musieli rozboje po domach swych, niszczenie dobytków, cierpienie i katusze. Śmierć przez ukamieniowanie poniósł starzec Metras, podobnie i niewiasta Kwinta. Cała złość wszakże pogańska skupiła się na pobożnej, a cnotliwej, w latach już podeszłej dziewicy, imieniem Apolonia. Kiedy bowiem wezwano ją do składania ofiar bożkom, śmiało zawołała: Jezus Chrystus jest Bogiem prawdziwym, którego jedynie uwielbiać należy. Chcąc ją zmusić do milczenia, wyrwano lub wybito jej wszystkie zęby; ale mężna dziewica skrwawionemi ustami dalej głosiła chwałę Zbawiciela. Nie ulękła się nawet przygotowanego ogniska. Przeciwnie po chwili jakby namysłu, w której Boga prosiła o natchnienie i oświetlenie, sama wskoczyła na płonący stos, wyrywając się z rąk oprawców. Prześladowanie miejscowe było niejako wstępem do prześladowania ogólnego za cesarza Decyusza r. 250. Św. Apolonia wzywa się jako patronka od bólu zębów.

   Nauka

   Nie wolno ani sobie ani drugim odbierać życia; uczy tego piąte przykazanie. Pomimo to kościół czci świętych, którzy pozornie jakoby z rozmysłem śmierć sobie zadali. Dowodem św. Apolonia, dowodem św. Pelagia, dowodem śmierć w nurtach rzeki pod Antyochią wdowy z dwoma córkami, dowodem też Sofronia małżonka, która za Maksencyusza cesarza żelazem się przebiła, dowodem św. Racyasz, co ciało swe mieczem rozpłatał. Wszystkie te przykłady tłomaczyć należy jako objawy osobliwszego natchnienia Bożego, które porównać można z rozkazem ofiarowania Izaaka danym Abrahamowi. Natchnienie to Boże tem prawdziwsze, że we wszystkich wypadkach chodzi o zachowanie czystości lub wyznanie wiary, o dwa więc skarby, które najdroższe są każdemu wyznawcy Chrystusowemu.
Życie nasze jak i wszystkie inne dobra ziemskie nie są naszą wyłączną własnością, ale własnością Boga; posiadamy tylko prawo ich używania wedle woli Bożej. Skoro je marnujemy i niszczymy, zaczepiamy najświętsze prawa Stwórcy, który dał nam życie i sam też jedynie oznacza chwilę śmierci. Bez wyraŸnej woli Bożej nie wolno nam życie skracać, a wola ta wyjątkowo się tylko objawiła w wypadkach, gdzie chodziło o skarb czystości i skarb wiary.

http://siomi1.w.interia.pl/9.lutego.html

Żywot świętej Apolonii,
panny i Męczenniczki

(żyła około roku Pańskiego 250)

 

W połowie trzeciego wieku żyła w Aleksandrii święta Apolonia, znana powszechnie z wielkiej pobożności i najuczynniejszego dla biednych miłosierdzia.

Gdy między panowaniem cesarzy Seweryna i Decjusza prześladowanie na krótki czas ustało, zanim rozsrożyło się na nowo po wszystkich krajach należących do cesarstwa rzymskiego, już na rok przedtem rozpoczęło się było w Aleksandrii. Głównym podżegaczem był pewien czarnoksiężnik, zawzięty wróg chrześcijan, który między poganami rozbudził wielką nienawiść ku wiernym i w końcu do tego doprowadził, że poczęli w najokrutniejszy sposób tępić wyznawców Chrystusowych, mimo iż ze strony władzy rządowej nie mieli ku temu najmniejszego upoważnienia. Pisarze współcześni, a zwłaszcza św. Dionizy, będący podówczas biskupem aleksandryjskim, donosi, że poganie tak okrutnie obchodzili się z chrześcijańskimi współobywatelami, jak najwięksi barbarzyńcy po zdobyciu długo broniącego się miasta. Gdy już wielka liczba chrześcijan w strasznych mękach śmierć była poniosła, pozostali zaczęli uchodzić z miasta i kryć się po okolicznych górach. Schodzili się tylko w celu odprawiania świętych obrzędów po jaskiniach i lasach, aby się przygotować na śmierć, której i tam nie każdy ujść zdołał.

Gdy inni uchodzili z miasta, św. Apolonia, wówczas już podeszła w latach dziewica, wytrwała na miejscu. Całe życie swoje miłowała krzyż Pański i wszelkiego rodzaju cierpienia znosiła nie tylko z poddaniem się woli Bożej, lecz poczytywała je za największe szczęście, przygotowując się tym samym do męczeństwa, którego zresztą gorąco pragnęła.

Ujęto ją tym łatwiej, że nie myślała kryć się nawet w mieście, a ponieważ od dawna znano ją powszechnie jako najgorliwszą i najpobożniejszą chrześcijankę, a szczególnie ubodzy których od wielu lat wspomagała hojnymi jałmużnami i sama doglądała w chorobach, mieli ją w największej czci i poszanowaniu – więc chodziło poganom przede wszystkim o to, aby przez zadanie jej mąk okrutnych przywieść ją do zaparcia się wiary świętej. W piekielnej na chrześcijan zawziętości cieszyli się myślą, że osoba tak podeszłego wieku nie zdobędzie się na męstwo potrzebne do poniesienia śmierci męczeńskiej, liczyli bowiem na to, że gdy tak wysoko cenioną chrześcijankę uda się im przywieść do sprzeniewierzenia się Panu Jezusowi, łatwiej już poradzą sobie z wszystkimi innymi.

Święta Apolonia

Pojmano ją tedy i ów czarnoksiężnik, który sobie przypisywał władzę sądzenia chrześcijan, chociaż nikt go do tego nie upoważnił, domagał się od niej, aby się wyrzekła Chrystusa Pana i oddała cześć bogom pogańskim. Apolonia odpowiedziała, że bogami pogańskimi gardzi i tylko Jezusa Chrystusa Bogiem wyznaje, któremu wszyscy taką cześć oddawać powinni. Wtenczas rzucili się na nią poganie i zaczęli ją bić tak okrutnie, że złamali jej szczękę. Gdy Święta mimo to mężnie trwała przy wierze, zadali jej jedną z najstraszniejszych mąk, jaką okrucieństwo ludzkie wynaleźć zdołało, a mianowicie wyrwano jej wszystkie zęby. Apolonia mężnie zniosła to cierpienie i oświadczyła zdziwionym poganom, że nie tylko owe męki, ale i śmierć samą dla Chrystusa ponieść gotowa.

Wyprowadzili ją tedy kaci za miasto, na plac bardzo obszerny, aby jak największa liczba pospólstwa mogła być albo świadkiem jej śmierci, albo też odstępstwa, którego mimo wszystko jeszcze się spodziewali. Gdy przyszli na miejsce męki, zapowiedziano jej, że ma do wyboru albo pójść na spalenie, albo odstąpić od wiary chrześcijańskiej. Apolonia wsparta łaską Pańską powtórzyła katom to samo, co im już przedtem oświadczyła, wzięli się przeto do układania wielkiego stosu z drzewa, na którym miała być spalona, a czynili to powoli, chcąc samym widokiem przerazić staruszkę i zachwiać jej stałość. Wszystko napróżno. Męki dotąd poniesione nie odjęły odwagi Apolonii, a stos przygotowujący się w jej oczach nie osłabił w niej pragnienia męczeńskiej śmierci. W chwili gdy ogień podłożony pod drzewo rozgorzał jasnym płomieniem, Apolonia, wiedziona szczególniejszym natchnieniem Ducha św., wyrwała się z rąk katów i sama rzuciła się na stos. Płomienie ogarnęły i spaliły jej ciało, a duszę gorejącą miłością Pan przyjął na łono swoje na wieki.

Święta Apolonia, ze względu na rodzaj męki, jaką cierpiała, jest szczególną patronką wszystkich osób, doznających bólu zębów.

Nauka moralna

Istnieje wielu chrześcijan, którzy w nieszczęściu, smutku lub innych okolicznościach życzą sobie śmierci. Zdają się oni bowiem nie wiedzieć, że wszelkie utrapienia od Boga pochodzą, już to na ukaranie za grzechy, już też dla dostatecznego doświadczenia człowieka. Wszystkie takie od Boga zesłane kary i doświadczenia prowadzą nas do Nieba, jeśli je znosimy z cierpliwością i uległością. Bóg jest naszym najlepszym Ojcem, zatem nic złego nam nie życzy, owszem chce, abyśmy wszyscy byli zbawieni i szczęśliwi. Dlatego szemranie na utrapienia jest grzechem i obrazą Boga. Życie i śmierć człowieka jest w ręku Stwórcy i On sam najlepiej wie, kiedy nas do siebie przywołać. Wyroków Boskich nie wolno nam zatem uprzedzać, lecz wszystko, radość czy cierpienia, z uległością od Niego przyjmować. Wszakże i sam Zbawiciel musiał cierpieć, zanim wszedł do chwały swojej. Wprawdzie Święci Pańscy niejednokrotnie pragnęli, aby śmierć jak najprędzej nadeszła, gdyż chcieli jak najprędzej dostać się do Nieba. Sam święty Paweł mówi: “Jestem ściśniony we dwojga, pragnienie mając, rozwiązanym być i być z Chrystusem” (Filip. 1,23). Chodziło tu o rychłe zobaczenie się z Bogiem, z Jezusem twarz w twarz, a nie o ucieczkę przed tym, co Bóg zsyła na człowieka. – Niechaj więc nikt nie rozpacza w utrapieniach, niech je chętnie znosi i niech pamięta, że kogo Bóg kocha, na tego krzyżyki zsyła. “Gdy bywamy sądzeni, od Pana bywamy karani, abyśmy nie byli z tym światem potępieni” (1Kor. 11,32).

Modlitwa

Boże, który pomiędzy innymi cudami wszechmocności Twojej także płeć słabszą palmą zwycięstwa męczeńskiego obdarzasz, daj miłościwie, abyśmy świętej Apolonii, Dziewicy i Męczenniczki Twojej, pamiątkę przejścia do wieczności pobożnie obchodząc, za jej przykładem do Ciebie zdążali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/a/apolonia.htm

Święta Apolonia i błogosławiony Marian Szkot

dodane 2009-09-14 15:55

Anna Leksy

“Rozszalały żądzą krwi tłum rozpalił stos za miastem i zagroził Świętej, że ją spali żywcem, jeśli nie będzie złorzeczyć Chrystusowi. Na to Święta poprosiła o chwilę do namysłu i niespodziewanie sama rzuciła się na zapalony stos, gdzie też spłonęła.” (List św. Dionizego do Flawiana). Tak zginęła wspominana 9 lutego przez kościół katolicki święta dziewica i męczennica Apolonia.

Wydarzenie to miało miejsce z końcem 293 lub z początkiem 294 roku w Aleksandrii. Było tylko jednym z epizodów trwającego kilka lat systematycznego prześladowania chrześcijan w Egipcie. W ostatnich latach panowania cesarza Filipa I Araba poganie urządzili pogrom w Aleksandrii. Rabowano i plądrowano domy chrześcijan, wyznawców Jezusa siłą wywlekano na ulice i mordowano. Wtedy właśnie została pojmana św. Apolonia.

Przekazy mówią, że na początku bezlitośnie ją torturowano. Poganie wybili jej wszystkie zęby i zgnietli szczękę. Późniejsze żywoty dodają, że wyrywano jej po kolei ząb po zębie obcęgami. Kres jej męczarniom miało przynieść dopiero spalenie na stosie, na który sama rzuciła się przedwcześnie.

Kult świętej rozszerzył się prędko na Wschodzie, a z czasem dotarł także na Zachód. W Rzymie przy bazylice NMP na Zatybrzu wystawiono jej kaplicę. Ikonografia przedstawia świętą z obcęgami, zębem lub na stosie. Do dziś św. Apolonia jest wzywana przy bólach zębów i chorobach dziąseł.

9 lutego wspomina się także błogosławionego Mariana Szkota. W 1067 roku wybrał się on na pielgrzymkę do Rzymu i już nigdy z niej nie powrócił. Po odbyciu pielgrzymki zatrzymał się w Bawarii i tam wstąpił do benedyktyńskiego klasztoru Michelsberg koło Bambergu.

Następnie przeniósł się do Ratyzbony, gdzie dał początek nowemu irlandzkiemu klasztorowi Weih-St-Peter i opactwu St. Jakob. Według tego wzoru organizowano potem na terenie Niemiec wszystkie szkockie klasztory. Bł. Marian zmarł 9 lutego 1088 roku w Ratyzbonie i został pochowany w St. Jakob.

http://kosciol.wiara.pl/doc/491011.Swieta-Apolonia-i-blogoslawiony-Marian-Szkot

Litania do św. Apolonii (9 II)

Litania do św. Apolonii (9 II)
Wpisał: Hrabia
14.01.2012.
Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.

Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.

Ojcze, z Nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.

Synu, Odkupicielu świata, Boże,

Duchu Święty, Boże,

Święta Trójco, Jedyny Boże,

Święta Maryjo,  módl się za nami.

Święta Apolonio, przesławna męczennico,

Święta Apolonio, płomieniu miłości Bożej,

Święta Apolonio, chwalebna dziewico,

Święta Apolonio, lilio czystości,

Święta Apolonio, nie wahająca się oddać życia za wiarę,

Święta Apolonio, rzucająca się w ogień za Chrystusa,

Święta Apolonio, wierna córo prześladowanego Kościoła,

Święta Apolonio, wysławiana przez św. Dionizego,

Święta Apolonio, czczona na Zachodzie i Wschodzie,

Święta Apolonio, chwało miasta Aleksandrii,

Święta Apolonio, orędowniczko w bólu zębów i jamy ustnej,

Święta Apolonio, opiekunko dentystów,

Święta Apolonio, wspomożycielko nasza u Boga,

 Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

 V. Módl się za nami Święta Apolonio,

R. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

 Módlmy się: Boże, Któryś Świętą Apolonię zachował w dozgonnym dziewictwie, a przez jej męczeństwo wskazałeś nam drogę do nieba, oddal od naszych ciał bóle zębów, zaś nasze dusze ustrzeż od grzechów, abyśmy Cię mogli sławić na tym świecie, jak również w wieczności. Amen.  

Szymon M. Wilk

Litania nie posiada imprimatur

http://www.laudate.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=5359&Itemid=37

Święta Apolonia –  Patronka Dentystów

dziewica i męczennica (zm. 249)

     Św. Apolonia jest patronką dentystów oraz osób cierpiących od bólu zębów. Była diakonisą Kościoła aleksandryjskiego i znaną ze świętości kobietą. W piśmiennictwie starochrześcijańskim zachował się list św. Dionizego Aleksandryjskiego, zwanego również Wielkim (zm. 265) do biskupa Fabiusza, z którego dowiadujemy się o męczeństwie Apolonii w czasie prześladowania chrześcijan w Egipcie, za panowania cesarza Decjusza w latach 249-251. Miano wówczas dokonać w Aleksandrii pogromu chrześcijan. Uprzedzając rozkazy cesarza, niejaki Divinus podniecił przeciw chrześcijanom tłum zabobonny. Rzucono się na domy chrześcijan, wyznawców Chrystusa wywlekano siłą z ich mieszkań, szarpano ich ciało, wyłupiano oczy i wygnano z miasta, a dobytek grabiono. W tych właśnie okolicznościach zginęła św. Apolonia. Jest o niej w tym piśmie następujące świadectwo: “Była już podeszła wiekiem, a jednak poganie nie zważając na to, rzucili się na nią, złamali jej szczękę i wybili zęby. Następnie rozszalały żądzą krwi dziki tłum rozpalił stos za miastem i zagroził świętej, że ją spali żywcem, jeżeli nie będzie złorzeczyć Chrystusowi. Na to święta poprosiła o chwilę namysłu i, gdy była od ich rąk wolna, niespodziewanie sama rzuciła się w ogień”.
Św. Apolonia zdobyła się na ten heroiczny akt z obawy, by poganie, nowymi katuszami i powolną śmiercią na stosie, nie złamali jej woli. Nie była to więc śmierć samobójcza, ale bohaterskie oddanie życia za najwyższą wartość, jaką jest wieczne zbawienie. Czyn Apolonii stał się dla chrześcijan przykładem stałości w wierze. Jej kult dosyć szybko zaczął się rozszerzać zarówno na Wschodzie, gdzie poniosła śmierć, jak i na Zachodzie. Ku jej czci wznoszono liczne świątynie. W Rzymie, przy bazylice NMP na Zatybrzu, wystawiono jej bazylikę. Zreformowany Kalendarz Rzymski zatwierdzony przez papieża Pawła VI 14 lutego 1969r. skreślił jš z kalendarza powszechnego, do którego była wpisana w XIII w. i pozostawił tylko w kalendarzach partykularnych.
     W malarstwie kościelnym przedstawiana jest z obcęgami dla przypomnienia, że zmiażdżono jej usta i wybito zęby. W powszechnym przekonaniu wiernych jest uznawana za orędowniczkę w chorobach jamy ustnej. Jest wzywana przeciwko bólom i chorobom zębów. Patronka dentystów i ich pacjentów. Jej kult znalazł odbicie także w filatelistyce, gdyż z okazji Międzynarodowego Kongresu Stomatologicznego poczta San Marino emitowała znaczek przedstawiajšcy św. Apolonię (1979). W Polsce imię Apolonii jest znane od dawna. Święta ma sporo w naszej Ojczyźnie ołtarzy i obrazów. Jeden z nich, pochodzący z XVIII w. znajduje się w kościele NMP w Krakowie, ale jest ich znacznie więcej. Oskar Kolberg w monumentalnym swoim dziele o zwyczajach ludu polskiego pisze: “We wigilię św. Apolonii, panny i męczennicy, niektóre osoby poszczą, żeby ta patronka od bólu zębów zachować je raczyła” (t. III s. 500). Uroczystość św. Apolonii przypada 9 lutego.

http://www.krajewscy.lublin.pl/apolonia.php

******

9 lutego
Błogosławiony Marian Szkot, opat

Marian (właściwie Muiredach Mac Robartaigh) urodził się w Donegal, w Irlandii, na początku XI wieku w znakomitej rodzinie Mac Robartaigh. W roku 1067 opuścił rodzinną wyspę i wraz z dwoma towarzyszami, Janem i Kandydem, udał się z pielgrzymką do Rzymu. Zatrzymali się w drodze na pewien czas w Bamberdze i zamieszkali przez rok w klasztorze na Górze św. Michała. Kiedy ruszyli w dalszą drogę i przybyli do Ratyzbony (Regensburga), pewien mnich irlandzki, imieniem Muirchertach, skłonił ich, by pozostali w jego klasztorze na stałe.
W 1076 roku Marian wystawił w Ratyzbonie nowy, irlandzki klasztor pw. św. Piotra. Pozostał w nim aż do śmierci w roku 1083 lub 1086. Szczególne zasługi położył na polu kultury średniowiecznej, zakładając w swoim klasztorze skryptorium do przepisywania książek. Sam też zasłynął na tym polu, zostawiając bezcenne odpisy żywotów Ojców kościoła i teksty Pisma świętego.
Jego żywot zostawił nam w sto lat po śmierci Błogosławionego pewien mnich irlandzki, zamieszkały w Ratyzbonie.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-09b.php3

******

9 lutego
Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich, dziewica

Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich Anna przyszła na świat w dniu 8 września 1774 roku w Flamschen, w Westfalii. Pochodziła z ubogiej wiejskiej rodziny. Jako dziecko razem z rodzeństwem (było ich dziewięcioro) wiele pracowała w domu i na gospodarstwie. Do szkoły chodziła tylko przez 4 miesiące. Nauczyła się jednak szyć i zarabiała na utrzymanie jako krawcowa. W dzieciństwie wyróżniała ją wielka i szczera pobożność. Już wtedy miała pierwsze wizje. Nie uważała ich za coś nadzwyczajnego. Była przekonana, że podobne wizje mają również inne dzieci. Wielokrotnie chciała wstąpić do klasztoru, ale było to trudne, bo nie miała posagu. Była zbyt uboga.
Klaryski z Münster obiecały, że przyjmą ją, jeśli nauczy się grać na organach. W tym celu Anna Katarzyna zamieszkała u organisty Söntgena w Coesfeld. Nie znalazła jednak czasu na naukę, ponieważ opiekowała się jego liczną i biedną rodziną. Pomagała im we wszystkim, a w końcu oddała im nawet swoje oszczędności.
Gdy miała 24 lata, ujrzała Chrystusa niosącego jej dwa wieńce – jeden z kwiatów, drugi cierniowy. Wtedy na jej głowie pojawiły się bolesne, krwawe rany. Od tego dnia, niczego nie wyjaśniając, zaczęła nosić na głowie opaskę. Potem, po wielu trudach, w 1802 roku, przyjęły ją augustianki w Agnetenbergu. Rok później złożyła śluby zakonne.
Wszystkie swoje obowiązki wypełniała z wielką gorliwością. Dobrowolnie podejmowała się najcięższych i upokarzających zajęć. Jej gorliwość w przestrzeganiu reguły budziła podejrzliwość innych sióstr, które posądzały ją o hipokryzję. W klasztorze bardzo wiele wycierpiała, zarówno ze względu na otaczającą ją wrogość, jak i z powodu słabego zdrowia.

Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich W okresie wojen napoleońskich, w 1811 roku, klasztor został zamknięty. Przeprowadzano wtedy przymusową laicyzację. Anna Katarzyna znalazła schronienie w Dülmen, w domu francuskiego kapłana J.M. Lamberta, który uciekł z Francji w czasach rewolucyjnych prześladowań Kościoła. Wkrótce po opuszczeniu klasztoru bardzo poważnie zachorowała i do końca życia nie podniosła się już z łóżka. W tym czasie otrzymała stygmaty – widzialny znak cierpień, które jednoczyły ją z ukrzyżowanym Chrystusem.
Od tej pory zaczęło ją odwiedzać wielu ludzi i zyskała szczerych przyjaciół, takich jak jej lekarz doktor Franz Wesener czy Klemens Brentano, niemiecki poeta i prozaik, który przez 5 lat, począwszy od 1818 roku, codziennie spisywał jej mistyczne wizje, dotyczące szczegółów z życia Jezusa i Maryi. Zostały one opublikowane już po jej śmierci, w 1833 roku.
Anna Katarzyna swoje cierpienia ofiarowywała za nawrócenie grzeszników i za dusze w czyśćcu cierpiące, które często prosiły ją o modlitwę. Była przy tym kobietą całkiem naturalną, nawet wesołą, ale mającą w sobie coś nieokreślonego. “Ona jakby widziała człowieka od środka” – mówili ci, którzy z nią rozmawiali. Miała dar rozpoznawania stanu ducha ludzkiego. Przez lata nie przyjmowała żadnych pokarmów, z wyjątkiem Komunii świętej.
Zmarła w Dülmen w dniu 9 lutego 1824 roku.
Od 2005 roku możemy w Polsce oglądać film “Pasja”, wybitnego reżysera i aktora Mela Gibsona. Obrazy tam przedstawione wiernie oddają wizje Błogosławionej. Są w swym wyrazie mocne, ale prawdziwe. Jest to pierwszy w historii film tak uczciwie i rzetelnie ukazujący wielkość cierpienia i ofiary Chrystusa.
Podczas beatyfikacji Anny Katarzyny Emmerich, w dniu 3 października 2004 roku, św. Jan Paweł II powiedział: “Kontemplowała bolesną Mękę naszego Pana Jezusa Chrystusa i doświadczała jej w swoim ciele. Dziełem Bożej łaski jest to, że córka ubogich rolników, żarliwie szukająca bliskości Boga, stała się znaną mistyczką z landu Münster. Jej ubóstwo materialne stanowi kontrast z bogactwem życia wewnętrznego. Zdumiewa nas cierpliwość, z jaką znosiła dolegliwości fizyczne, a także wywiera na nas wrażenie siła charakteru nowej błogosławionej oraz jej wytrwałość w wierze. Siłę czerpała z Najświętszej Eucharystii. Jej przykład sprawił, że serca ubogich i bogatych, ludzi prostych i wykształconych otwierały się i z całą miłością oddawały Jezusowi Chrystusowi. Do dziś głosi wszystkim zbawcze orędzie: dzięki Chrystusowym ranom zostaliśmy uzdrowieni”.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-09c.php3

WITAMY NA STRONIE POŚWIĘCONEJ BŁOGOSŁAWIONEJ ANNIE KATARZYNIE EMMERICH

Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich tak opowiadała o tym co widziała podczas zachwycenia, będąc jeszcze małym dzieckiem: „Rozważając w piątym czy szóstym roku życia pierwszy artykuł Składu Apostolskiego: „Wierzę, w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, „ różne obrazy o stworzeniu nieba i ziemi stanęły mi przed oczyma.


Widziałam upadek aniołów, stworzenie świata i raju, Adama i Ewy, oraz grzeszny tychże upadek. Sądziłam, że każdy człowiek widzi te tak samo, jak wszystkie inne przedmioty, i dla tego też opowiadałam o tym śmiało rodzicom, rodzeństwu i przyjaciółkom; wreszcie jednakowoż spostrzegłam, że się ze mnie śmiano, pytając mnie, czy posiadam może książkę, w której to wszystko jestopisane.


Wtedy ani słówkiem więcej o tych rzeczach nie wspominałam, sądząc, że nie godzi się zapewne o tym mówić. Miewałam te widzenia w nocy i we dnie, w polu, w domu, chodząc, pracując, wśród rozmaitych zatrudnień. Kiedy razu pewnego, bez najmniejszego podstępu, o Zmartwychwstaniu Pana Jezusa inaczej mówił, im, tj. z pewnością i w przekonaniu, że każdy inny tak samo tę tajemnicę pojmować musi, jako ja ją pojmowałam, nie wiedząc wcale, że ten sposób pojmowania szczególnym jest moim przywilejem; inne dzieci, dziwując się temu, wyśmiały mnie i oskarżyły przed nauczycielem, który mnie surowo upomniał bym sobie w przyszłości podobnych urojeń nie robiła.

Miewałam jednakowoż te wizje dalej a patrzałam na nie jak dziecię, które przypatruje się obrazom i je sobie tłumaczy na swój sposób, nie troszcząc się o to, co ten lub ów obraz przedstawia.

Ponieważ zaś częściej widziałam, że te same przedmioty na obrazach Świętych w Piśmie świętym były przedstawiane w najrozmaitszy sposób, lecz bez najmniejszego uszczerbku dla wiary mojej, więc uważałam te wizje moje za książkę z obrazkami, a przypatrując się tej książce jak najspokojniej, wzbudzałam następująca dobrą intencję: wszystko na większą chwałę Bożą. W sprawach duchowych wierzyłam jedynie w to, co Pan Bóg objawił i przez Kościół Swój święty do wierzenia podaje, czy tam wyraźnie napisane lub nie napisane.

Nigdy też w to, co w zachwyceniu widziałam, nie wierzyłam tak, jak widziałam. Patrzałam na wszystko tak samo, jako przypatrywałam się rozmaitym żłóbkom, które, jakkolwiek były rozmaite, wcale mi nie przeszkadzały; w każdym, bowiem żłóbku, cześć oddawałam tej samej Boskiej Dziecinie. Tak samo też rzecz się miała z owymi obrazami, przedstawiającymi stworzenie nieba i ziemi i człowieka; patrząc na nie, oddawałam cześć Panu Bogu Wszechmogącemu, Stwórcy nieba i ziemi.

https://annakatarzynaemmerich.wordpress.com/

FILMY POŚWIĘCONE ŚWIĘTEJ

PASJA

Wstrząsający opis ostatnich 12 godzin życia Jezusa Chrystusa. To zdecydowanie najmocniejsze przedstawienie Pasji z jakim spotkaliśmy się do tej pory w kinie. Film jest wierny przekazom historycznym, biblijnym oraz teologicznym, a także inspirowany objawieniami bł. Anny Katarzyny Emmerich. Aby podkreślić autentyczność historii, aktorzy posługują się dwoma wymarłymi językami: aramejskim i łaciną. „Pasja” to obrazowe dzieło sztuki prowokujące do poważnego myślenia i refleksji nad śmiercią Chrystusa osoby o różnych przekonaniach religijnych. Jest to film o wierze, nadziei, miłości i przebaczeniu – a więc o tym, czego bardzo potrzeba w dzisiejszych burzliwych czasach

DAS GELÜBDE

Film przedstawiający relację między bł. Anną Katarzyną a Pielgrzymem, Clemensem Brentano, niemieckim pisarzem, który przez wiele lat, będąc przy łóżku błogosławionej stygmatyczki, spisywał jej wizje . Reżyserem obrazu jest Dominik Graf.

https://annakatarzynaemmerich.wordpress.com/filmy/

Bł. Anna Katarzyna Emmerich: Sekrety Dusz Czyśćcowych cz. 1/5

 

“Żadna praca, żadne wspomaganie cierpiących nędzę nie dokonuje się bez walki i zmagań. Dlatego gdy byłam jeszcze małym, zdrowym dzieckiem, a potem krzepkim dziewczęciem i modliłam się nad grobami na kościelnych cmentarzach, wtedy złe duchy, a nawet sam Nieprzyjaciel, często mi przeszkadzały, straszyły mnie i maltretowały. Wokół słyszałam wrzaski, otaczały mnie straszliwe zjawy, często powalano mnie na groby, popychano, i rzucano na wszystkie strony, próbowano przemocą usunąć z cmentarza. Bóg dał mi jednak tę łaskę, że nie dałam się zastraszyć i nigdy nawet na jeden włos nie ustąpiłam Nieprzyjacielowi, a tam, gdzie mi przeszkadzano podwajałam swe modlitwy. O, ileż podziękowań otrzymałam od moich dusz czyśćcowych!” A.K. Emmerich.

Błogosławiona Anna Katarzyna w swych wizjach wielokrotnie prowadzona była do czyśćca. Dzięki temu zrozumiała, jak bardzo potrzebują pomocy dusze tam przebywające i stała się ich wielką orędowniczką. Jako Bóg zapłać za wysłuchanie tego audiobooka, proszę zmówcie modlitwę za te dusze i nie zapominajcie o nich nigdy!

http://youtu.be/ZCxpENyXAFs

Bł Anna Katarzyna Emmerich 01 (JEZUS W OGRÓJCU)

Przekazy z Nieba

Przekazy z Nieba

http://youtu.be/Dk3-7S7TIdo

Komu się spodobał darmowe materiały o wizjach Bł Anny Katarzyny Emmerich Stygmaty i wizje i chce dowiedzieć się więcej o jej wizjach zachęcam wejść na strone alegro i kupna pełnej wersji: – http://allegro.pl/blogoslawiona-anna-…

http://youtu.be/Dk3-7S7TIdo?list=PLS8BjZ8qzPYYqf5usRSdzw1Qw1JhhuK3X

Bł Anna Katarzyna Emmerich 02 (DUCHOWE ZMAGANIA)

Przekazy z Nieba

Przekazy z Nieba

http://youtu.be/UZKUT_TC3b0

Bł Anna Katarzyna Emmerich 03 (WIZJA KOŚCIOŁA)

Warto posłuchać !!!

Przekazy z Nieba

Przekazy z Nieba

http://youtu.be/uioY7Uy0Kww

http://youtu.be/mBDf7nmxBi8

Dusze czyśćcowe pomagają – przykłady (mp3)

PiekloIstnieje

PiekloIstnieje
Bardzo potrzebują naszej pomocy te osoby, które już odeszły do wieczności, ale jeszcze przed wejściem do nieba muszą w czyśćcu odpokutować za swoje grzechy i zaniedbania. Miłosierny Bóg sprawił, że możemy skrócić ich czas oczyszczenia. A oni nie pozostają bierni i odwdzięczają się tym wszystkim, którzy im pomagają dostać się do nieba.

Gdy tylko możemy, to módlmy się: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju. Amen.”

Mistycy mówią o wielkiej wdzięczności dusz czyśćcowych dla tych wszystkich, którzy im niosą pomoc.

„Musimy modlić się za dusze w czyśćcu. To niewiarygodne, co one mogą uczynić dla naszego duchowego dobra.”
Św. Ojciec Pio

„Często to, co przez Świętych w Niebie uzyskać nie mogłam, otrzymałam natychmiast, kiedy zwróciłam się do dusz w czyśćcu.”
Św. Katarzyna z Bolonii

„To, co ktoś dla dusz czyśćcowych czyni, czy modli się za nie, czy ofiaruje cierpienie, zaraz mu to wychodzi na korzyść i wtedy one są bardzo zadowolone, szczęśliwe i wdzięczne. Kiedy za nie ofiaruję moje cierpienie, wtedy one modlą się za mnie.”
Bł. Katarzyna Emmerich

„O, gdyby wiedziano, jak wielką moc posiadają te dusze nad Sercem Bożym i jakie łaski można za ich wstawiennictwem uzyskać, nie byłyby tak bardzo opuszczone. Kiedy uprosić chcemy u Boga prawdziwy żal za nasze grzechy, zwróćmy się do dusz czyśćcowych, które od tak wielu lat żałują za swe grzechy w płomieniach ognia czyśćcowego. Trzeba się dużo za nie modlić, aby i one modliły się dużo za nas.”
Św. Jan Maria Vianney

„Żaden okres mojego życia nie był dla mnie tak szczęśliwy i bardziej błogosławiony niż czas, który spędziłam z duszami i dla dusz czyśćcowych. Bóg wspaniałomyślnie nagradza miłość do dusz czyśćcowych i tą drogą najprędzej pomaga nam w cnotach i doskonałościach, ponieważ te dusze leżą Mu bardzo na Sercu, dlatego że są najbiedniejsze i same już sobie pomóc nie mogą.”
Anna Maria Lindmayr

http://youtu.be/9y4kmlWrK-s

7n198 Sekrety dusz czyśćcowych

http://youtu.be/PwSkXGiFBKo

 

Zdrada Judasza według bł. Katarzyny Emmerich

Data publikacji: 2013-03-28 07:06
Data aktualizacji: 2013-03-28 08:22:00

Zdrada Judasza według bł. Katarzyny Emmerich

Pocałunek Judasza – Giotto

W Wielką Środę chrześcijanie wspominają dzień, w którym Sanhedryn podjął działania mające na celu pojmanie i zabicie Pana Jezusa. Związana z tym zdrada jednego z Dwunastu – Judasza, w sposób szczególny oddziaływała na wyobraźnię wiernych, czego owocem były liczne obyczaje ludowe związane z tą postacią. Poniżej zamieszczamy fragment Pasji według Anny Katarzyny Emmerich opowiadający o aresztowaniu Zbawiciela i roli jaką odegrał w nim Judasz.

[…] Judasz oczekiwał właściwie innego obrotu swej zdrady. Chciał zdobyć sobie nagrodę pieniężną i przypodobać się Faryzeuszom, wydając w ich ręce Jezusa, ale nie myślał, że Jezus może być osądzony i ukrzyżowany, i to nie było w jego planach. Sprzykrzyło mu się to uciążliwe, wędrowne życie, pełne przykrości i prześladowań, więc już od dłuższego czasu wszedł w stosunki z kilku szpiegującymi Jezusa Faryzeuszami i Saduceuszami, którzy pochlebstwami wciągnęli go zręcznie do zdrady. Złym popędom swym dał folgę już w ostatnich miesiącach, kradnąc, co się dało, z jałmużny przeznaczonej dla ubogich; skąpą jego naturę obruszyła do reszty hojność Magdaleny przy namaszczeniu Jezusa, skąpstwo też popchnęło go wreszcie do ostateczności. Zawsze miał Judasz widoki na doczesne królestwo Jezusa i nadzieję, że dostanie mu się w nim świetne i zyskowne stanowisko; gdy jednak ani słychu nie było o tym, umyślił sam zdobyć sobie majątek.

Widział przy tym, jak wzmagały się zewsząd przeciwności i prześladowania, więc rozumiał, że lepiej na wszelki wypadek nawiązać dobre stosunki z potężnymi a znakomitymi nieprzyjaciółmi Jezusa. Jezus jakoś nie myślał zostać obiecanym królem; z drugiej strony arcykapłani i znakomici mężowie przy świątyni cieszyli się w oczach Judasza wielką powagą, więc coraz ściślejsze zawiązywał stosunki z owymi pośrednikami, a ci pochlebiali mu we wszystkim i prawdopodobnie dla uspokojenia go zapewniali, że w każdym razie Jezus nie długo się już utrzyma. Niedawno szukali za nim znowu w Betanii, a tak zdrada dojrzewała z dniem każdym i Judasz coraz głębiej popadał w przepaść zguby grzechowej. W ostatnich dniach nie czuł prawie nóg, tak biegał po arcykapłanach i kapłanach, by skłonić ich do ostatecznego kroku. Ci jednak traktowali go z wielką pogardą, a co do czynu wahali się, bardzo.

Mówili, że czas już za krótki przed paschą, że wywoła się tylko przez to przeszkodę i zamieszanie w czasie świąt; Rada jedynie przychylała się nieco ku wnioskowi Judasza. Przyjąwszy świętokradzko Najśw. Sakrament, popadł Judasz do reszty w moc szatana i zaraz też poszedł dokonać tej ohydnej zbrodni. Najpierw wyszukał owych pośredników, którzy dotychczas stale mu schlebiali, a i teraz przyjęli go z obłudną uprzejmością. Powoli zeszli się i inni Faryzeusze, także Kajfasz i Annasz, ale ci ostatni szyderczo i wzgardliwie się z nim obchodzili. Zaczęła się burzliwa, niezdecydowana narada, nie wierzono w dobry wynik sprawy i Judaszowi zdawano się nie ufać.

Równocześnie miałam widzenie, że i w państwie piekielnym nie było jedności. Szatan pragnął, by Żydzi stali się winnymi tej zbrodni, wydając na śmierć najniewinniejszego z ludzi; pragnął śmierci Jezusa, bo nienawidził Go za nawracanie grzeszników, świętą naukę, uzdrawianie i sprawiedliwość. Z drugiej strony zaś czuł jakąś trwogę wewnętrzną na myśl o niewinnej śmierci Jezusa, który jej nie unikał i nie chciał się ratować; zazdrościł Mu, że niewinnie będzie cierpiał i zaskarbi sobie przez to zasługi. Tak więc kusiciel z jednej strony rozżarzał złość i nienawiść nieprzyjaciół Jezusa, zebranych w koło zdrajcy, z drugiej strony podsuwał niektórym z nich myśli, że Judasz — to nikczemny łotr, że przed świętami nie da się załatwić sprawa osadzenia Jezusa i nie będzie można ściągnąć potrzebna ilość świadków przeciw Jezusowi.

Tak tedy zwalczali Faryzeusze nawzajem swe zdania i nie mogli powziąć postanowienia. Zapytywali także Judasza, czy można będzie pojmać Jezusa, czy nie ma On koło Siebie jakiej zbrojnej gwardii. Nikczemny zdrajca odpowiedział im na to: „Broń Boże! Ma tylko jedenastu uczniów, bojaźliwych co się zowie, a i Sam upadł zupełnie na duchu. Teraz musicie pojmać Jezusa, albo nigdy; innym razem nie będę Go mógł wam wydać, bo już nie chcę Mu się pokazywać na oczy.

I tak już ostatnimi dniami a szczególnie dziś i Jezus sam i inni uczniowie półsłówkami przytyki i docinki mi różne czynili, dając do poznania, że odgadują moje zamiary; gdybym więc teraz znowu do nich powrócił, niechybnie by mnie zamordowali. Zresztą jeśli teraz nie pojmiecie Jezusa, to wymknie się wam, powróci później z liczną rzeszą stronników i każe się obwołać królem.” Takimi argumentami Judasz ich wreszcie przekonał; zgodzono się na jego wniosek, by pojmać Jezusa stosownie do jego wskazówek, poczym mu zaraz wypłacono trzydzieści srebrników, jako nagrodę za zdradę. Było to trzydzieści sztuk srebrnej blachy w formie języczków, pospajanych kółeczkami na łańcuszku w jeden pęk. Na blaszkach wybite były jakieś znaki.

Teraz już, czując tę ciągłą nieufność i pogardę Faryzeuszów, dał się Judasz unieść pysze i chełpliwości, by się pokazać przed nimi jako mąż sprawiedliwy i bezinteresowny, i ofiarował się oddać otrzymane pieniądze na świątynię. Odrzucono jednak tę ofiarę, która, jako zapłata krwi, nie mogła być przyjęta. Judasz, choć może poniekąd zadowolony z tego, poznał tym bardziej głęboką pogardę, jaką żywiono ku niemu, więc złość wielka chwyciła go za serce; nie tego się spodziewał. Owoce zdrady, jeszcze nawet nie spełnionej, już napawały go goryczą; ale zanadto już zaplątał się z Faryzeuszami i był w ich rękach, więc wycofać się było za późno. Zresztą zwracano na niego baczną uwagę i nie spuszczano go z oka, dopóki nie ułożył całego planu pojmania Jezusa.

Trzej Faryzeusze zaprowadzili następnie zdrajcę na dół do sali, zajmowanej przez żołnierzy, zostających na żołdzie przy świątyni; należeli do nich nie tylko Żydzi, ale i przedstawiciele innych narodowości. Gdy już wszystko umówiono i zebrano potrzebną ilość żołnierzy, pobiegł Judasz w towarzystwie jednego sługi Faryzeuszów, najpierw do wieczernika, by dać im znać, czy Jezus tam jest jeszcze, bo tu łatwo mogliby Go pojmać, obsadziwszy bramy. Miał im o tym dać znać przez posłańca. […]

Judasz, powróciwszy, oznajmił Faryzeuszom, że Jezusa nie ma już w wieczerniku, lecz musi być zapewne w Swej zwykłej modlitewni na Górze Oliwnej. Nalegał teraz na to, by dodano mu niewielką tylko garstkę żołnierzy, by nie zwracać uwagi uczniów, czuwających wszędy, i nie wzbudzić jakiego rozruchu. Za to trzystu żołnierzami miano obsadzić bramy i ulice dzielnicy Ofel, leżącej na południe od świątyni i doliny Milo aż do domu Annasza na Syjonie, by powracającemu z Jezusem orszakowi można w razie potrzeby zdążyć na pomoc; wiedziano bowiem, że mieszkańcy Ofel są, gorliwymi stronnikami Jezusa.

Dawał także nikczemny zdrajca rady, jak trzeba się zabezpieczyć, by Jezus się nie wymknął, jak już nieraz na wzgórzach nagle znikał Swemu otoczeniu i stawał się niewidzialny przy pomocy sztuk tajemnych. […]

Judasz umówił się z żołnierzami, że wejdzie przed nimi do ogrodu, ucałuje i pozdrowi Jezusa, jak gdyby był wciąż jeszcze Jego uczniem i przyjacielem i teraz wracał po załatwieniu interesów; wtedy dopiero mieli żołnierze otoczyć i pojmać Jezusa. Judasz sam miał się przy tym zachować tak, jak gdyby pojawienie się żołnierzy nastąpiło przypadkowo tylko, tuż po jego przybyciu; miał niby to uciec wraz z innymi uczniami, jakoby nic nie był winien. Przychodziło też Judaszowi na myśl, że być może powstanie jakiś rozruch, Apostołowie będą się bronić i Jezus wymknie się, jak to już nieraz było. Byłby może i zadowolony z tego, nie, jakoby żałował swego czynu, lub litował się nad Jezusem, bo szatan już owładnął nim zupełnie, lecz złościła go pogarda i nieufność, jaką mu okazywali nieprzyjaciele Jezusa.

Judasz żądał także, by żołnierze, idący z nim, nie nieśli żadnych więzów ani powrozów i w ogóle by nie dodawano mu żadnych podłych siepaczy. Pozornie zgodzono się na to, a w rzeczywistości postąpiono z nim tak, jak zwykle obchodzi się z nikczemnym zdrajcą, któremu się nie ufa i którego się odrzuca po wyzyskaniu jego zdrady. Dali więc Faryzeusze żołnierzom szczegółowe polecenie, by dawali pilne baczenie na Judasza i nie spuszczali go z oka, dopóki Jezusa nie pojmą, gdyż jak mówili, należy się obawiać tego, że łotr ten umknie z otrzymaną zapłatą, a tak tej nocy wcale by nie schwytali Jezusa, lub też pojmali kogo innego zamiast Niego, a wtedy z całego tego przedsięwzięcia wynikłoby tylko zamieszanie, a może i rozruch w czasie świąt. […]

Wysłani żołnierze obchodzili się bardzo grzecznie z Judaszem, aż doszli do drogi, oddzielającej ogród Getsemański od Oliwnego. Tu jednak zmienili swoje zachowanie się, nie chcieli puścić samego naprzód, a gdy upierał się przy tym, rozpoczęli z nim brutalnie kłótnię. mieście czaty, by zapobiec zbiegowisku i usiłowaniom ratowania Jezusa.

Gdy Judasz już wyruszył w drogę z dwudziestu żołnierzami, pchnięto za nimi w pewnym oddaleniu czterech nikczemnych siepaczy, pospolitych oprawców z pętami i powrozami, kilka zaś kroków za nimi szło owych sześciu urzędników, z którymi Judasz nawiązał był zdradzieckie stosunki. Byli to jeden znamienity kapłan i zausznik Annasza, drugi Kajfasza, dalej dwóch faryzejskich i dwóch saducejskich urzędników, którzy to ostatni należeli zarazem do Herodian. Byli to wszyscy szpiedzy, ludzie podstępni i podli pochlebcy Annasza i Kajfasza, a przy tym tajemni, najzaciętsi nieprzyjaciele Zbawiciela.

Wysłani żołnierze obchodzili się bardzo grzecznie z Judaszem, aż doszli do drogi, oddzielającej ogród Getsemański od Oliwnego. Tu jednak zmienili swoje zachowanie się, nie chcieli puścić samego naprzód, a gdy upierał się przy tym, rozpoczęli z nim brutalnie kłótnię. […]

Właśnie, gdy Jezus wyszedł z trzema Apostołami na drogę między ogrodem Getsemańskim a Oliwnym, pojawili się z drugiej strony na 20 mniej więcej kroków żołnierze z Judaszem, którzy z początku może nawet nie zobaczyli Pana, tak zajęci byli kłótnią. Judasz mianowicie chciał sam bez żołnierzy przystąpić do Jezusa, niby jako przyjaciel, a oni mieli później jakby zupełnie przypadkowo, wyskoczyć i pojmać tego, którego on pocałuje. Lecz żołnierze, przytrzymawszy go, zawołali: Poczekaj, bratku! nie puścimy cię od nas, dopóki nie dostaniemy w ręce Galilejczyka! Wtem spostrzegli ośmiu Apostołów, którzy, zwabieni hałasem, nadeszli z ogrodu Getsemańskiego, więc zawołali na czterech idących z tyłu siepaczy, by wzmocnić swe siły. Judasz, teraz dopiero spostrzegłszy tychże, chciał ich odprawić z powrotem i znowu rozpoczął o to kłótnię.

Tymczasem trzej Apostołowie rozpoznali przy świetle pochodni, co to za jedni, ta banda zbrojna, więc Piotr, zapytawszy jak zawsze, zawołał: Panie, owych ośmiu z Getsemane są tam na przedzie, zatem dalej, uderzymy na tych oprawców!” Jezus jednak kazał mu spokojnie się zachować i cofnął się z nimi parę kroków za drogę na murawę. Judasz, widząc, jak mu pomieszano szyki, złościł się ogromnie i sarkał. Na to wyszło z ogrodu czterech uczniów i przystąpili, pytając, co ma znaczyć ta kłótnia i zgiełk. Judasz więc zwrócił się zaraz do nich, zaczął ich zagadywać i chciał bardzo jakoś się wykręcić z tej całej sprawy, ale straż go nie puszczała. Czterej ci uczniowie byli to Jakub Młodszy, Filip, Tomasz i Natanael. Ten ostatni, dalej jeden z synów Symeona i wielu innych uczniów, przybyli tu, częścią jako posłowie od przyjaciół Jezusa do ośmiu Apostołów w ogrodzie Getsemańskim, częścią sprowadziła ich trwoga i ciekawość. Oprócz tych czterech krążyli i inni w dali z oczekiwaniem, każdej chwili gotowi do ucieczki.

Jezus tymczasem zbliżył się na kilka kroków do żołnierzy i zapytał głośno i poważnie: – Kogo szukacie?Jezusa z Nazaretu – zawołali przywódcy. A Jezus rzekł: – Jam jest! Zaledwie wyrzekł te słowa, a żołdacy, jakby kurczem gwałtownym ogarnięci, rzucili się w tył i upadli na ziemię. Judasza, stojącego w pobliżu, zmieszało to jeszcze bardziej. Objawił chęć zbliżenia się do Jezusa, lecz Pan podniósł rękę i rzekł: – Przyjacielu, po co przyszedłeś? Na co Judasz, zmieszany, zaczął mówić coś o załatwionym interesie, lecz Jezus przerwał mu i, zdaje mi się, rzekł: – O, lepiej byłoby dla ciebie nie narodzić się wcale.

Nie przypominam sobie na pewno tych słów. Podczas tego podnieśli się żołdacy z ziemi i oczekując umówionego znaku zdrajcy, pocałunku, zbliżyli się do Jezusa i Apostołów, a Piotr i inni obstąpili Judasza, powstając na niego i nazywając go złodziejem i zdrajcą. Chciał się Judasz łgarstwem wywinąć, ale nie udało mu się to; sami bowiem żołnierze, biorąc go w obronę przed Apostołami, dali tym samym świadectwo przeciw niemu.

Na powtórne pytanie Jezusa, kogo szukają, odpowiedzieli żołdacy znowu: – Jezusa z Nazaretu! A Jezus rzekł: – Jam jest! Powiedziałem wam już to, więc jeśli Mnie szukacie, zostawcie innych w spokoju. Na Jego słowo: „Jam jest” upadli powtórnie żołdacy na ziemię, powykręcani, jak cierpiący na padaczkę, a tymczasem Apostołowie otoczyli znowu Judasza, rozgoryczeni przeciw niemu do najwyższego stopnia. Jezus zaś rzekł do leżących żołnierzy: – Wstańcie! I wstali zaraz, strachem przejęci; lecz gdy Judasz nadal kłócił się z Apostołami, a ci i na straż poczęli naciskać, zwrócili się żołnierze przeciw Apostołom, a oswobodziwszy w ten sposób Judasza, groźnie zażądali od niego, by dał im umówiony znak; mieli bowiem surowy nakaz tego tylko pojmać, kogo on pocałuje. Judasz więc rad nie rad przystąpił do Jezusa, uścisnął Go i pocałował, mówiąc:

– Bądź pozdrowiony, Mistrzu! A Jezus odrzekł mu: – Judaszu, pocałowaniem zdradzasz Syna człowieczego! W tej chwili jednak otoczyli Go w koło żołnierze, a siepacze Go pochwycili. Judasz chciał uciekać, lecz Apostołowie przytrzymali go, a nacierając na żołnierzy, zawołali: – Panie, czy mamy wziąć się do mieczów? Piotr zaś w zapalczywości, nie czekając odpowiedzi, ciął mieczem Malchusa, pachołka arcykapłana, który chciał ich odpędzić i odciął mu kawałek ucha. Zraniony Malchus upadł na ziemię, więc zamieszanie stało się jeszcze większe.

[…]

Judasz błądził długo po skalistej dolinie Hinnom na południe od Jerozolimy, pełnej śmieci, odpadków i nieczystości. Szatan opanowawszy go, nie dał mu spoczynku, a rozpacz rozsiadła się w jego sercu. Gnany niepokojem, podszedł w pobliże domu Kajfasza, właśnie gdy Jezus był w więzieniu. Lękliwie skradał się koło zabudowania, mając przy sobie u pasa pęk związanych srebrników, zapłatę swej zdrady. W budynku sądowym panowała cisza, widać było tylko pilnujące straże. Zbliżył się Judasz i nie poznany przez nich, zapytał jednego żołnierza, co też zamierzają zrobić z Galilejczykiem. Odpowiedziano mu, że już skazany na śmierć i że dziś będzie ukrzyżowany. Podszedłszy dalej, usłyszał znów żołnierzy rozmawiających między sobą, jak okrutnie obchodzono się z Jezusem i jak cierpliwie On to wszystko znosił.

Z rozmowy dowiedział się dalej Judasz, że z brzaskiem dnia stawią znowu Jezusa przed Wielką Radę, by uroczyście i prawomocnie wydać nań wyrok. Chciwie, a zarazem z udręczeniem zbierał Judasz te wiadomości, lecz tymczasem zaczęło świtać, a w domu i koło domu ruch zrobił się większy, Judasz przeto cofnął się na tył domu, by nie być widzianym; podobnie jak Kain uciekał przed ludźmi, a zwątpienie opanowywało go coraz więcej. Lecz, oto, co napotkał! Natrafił właśnie na miejsce, gdzie obrabiano krzyż; pojedyncze kawałki leżały w porządku koło siebie a robotnicy spali otuleni w koce; nad Górą Oliwną tymczasem niebo zaczęło blask rzucać, a światło zdawało się niby wzdrygać paść na narzędzie naszego odkupienia. Przerażenie ogarnęło Judasza na widok tego krzyża, na którym miał zawisnąć Mistrz przezeń zaprzedany. Uciekł czym prędzej, ale nie zbyt daleko, bo chciał tu w ukryciu oczekiwać wyniku rannego sądu.

[…] Judasz w pobliżu się ukrywał, więc słyszał gwar, jaki powstał przy wyprowadzaniu Jezusa; do uszu jego dochodziły urywki rozmowy tych, którzy, opóźniwszy się, doganiali pochód. Słyszał, jak mówili: – Teraz prowadzą Go do Piłata; Wielka Rada” skazała Galilejczyka na śmierć, musi pójść na krzyż. Przy życiu przecie nie zostanie; obeszli się z Nim już i tak dobrze. Cierpliwy jest, nad miarę; nic nie mówił, tylko powiedział, że jest Mesjaszem i że będzie siedział po prawicy Boga; więcej nie chciał się nic tłumaczyć i dlatego musi iść na krzyż. Gdyby był tego nie powiedział, nie mogliby Mu udowodnić, że zasłużył na karę śmierci, a tak już przepadło. Ten łotr, który Go zaprzedał, był Jego uczniem i na krótki czas przedtem pożywał z Nim baranka wielkanocnego. Nie chciałbym maczać ręki w tej sprawie. Bądź co bądź jaki jest Galilejczyk, ale żadnego przyjaciela nie wydał na śmierć za pieniądze. Zaprawdę, ten niecnota zasługuje także na szubienicę.

Słyszał to wszystko Judasz, widział, że już Jezus zgubiony jest bez ratunku, więc duszę jego owładnęła czarna trwoga, spóźniona skrucha i rozpacz. Dręczony przez szatana, puścił się cwałem. Trzos srebrników, uwieszony u pasa pod płaszczem, był mu bodźcem piekielnym i ościeniem. Ujął go w rękę, by uderzając mu o bok, nie sprawiał zbytniego chrzęstu i biegł na oślep przed siebie; ale nie pobiegł za Jezusem, by rzucić Mu się do nóg, by błagać Go o litość i przebaczenie i umrzeć z Nim razem; nie poszedł wyznać ze skruchą swą winę przed Bogiem, lecz chciał przed ludźmi zrzucić z siebie winę i pozbyć się zapłaty za zdradę. Pobiegł więc jak szalony do świątyni, gdzie po osądzeniu Jezusa zebrało się wielu starszych członków Rady, którzy byli przełożonymi nad kapłanami, pełniącymi służbę.

Gdy Judasz, zmieniony na twarzy, zrozpaczony, stanął przed nimi, spojrzeli najpierw ze zdziwieniem po sobie, a potem z szyderczym uśmiechem utkwili w Judasza dumne spojrzenia. On zaś wyrwał zza pasa trzos srebrników, wyciągnął je ku nim i rzekł, gwałtownie wzruszony: – Odbierzcie te pieniądze, którymi skusiliście mnie do wydania Sprawiedliwego! Odbierzcie te pieniądze, a puśćcie Jezusa. Rozwiązuję nasza umowę; zgrzeszyłem ciężko, zdradziwszy krew niewinną. Lecz kapłani teraz dopiero dali mu odczuć całą swa pogardę dla niego. Wyciągnęli ręce, niby odpychając podawane srebrniki, jak gdyby nie chcieli się zanieczyszczać przez dotknięcie nagrody za zdradę, i rzekli: – Co nas to obchodzi, że ty zgrzeszyłeś? Jeśli mniemasz, żeś sprzedał niewinną krew, to już twoja rzecz. My wiemy, cośmy kupili od ciebie i znaleźliśmy Go winnym śmierci. Pieniądze sobie schowaj, nie chcemy się ich nawet dotykać!

Tak mówili prędko i z roztargnieniem, jak ludzie, którzy, zajęci interesami, chcą okazać natrętnemu, że radziby się go pozbyć; wreszcie z pogardą odwrócili się od niego. Jego zaś złość porwała i rozpacz, przyprawiająca go prawie o utratę zmysłów; włosy zjeżyły mu się na głowie. Rozerwał obiema rękami łańcuszek, na którym nanizane były srebrniki, rzucił im je pod nogi, że aż rozsypały się po całej świątyni i wybiegł jak szalony za miasto.

I znowu błądził na oślep po dolinie Hinnom, a szatan w strasznej postaci trzymał się wciąż jego boku i szeptał mu do ucha wszystkie przekleństwa Proroków, wypowiedziane o tej dolinie, na której Żydzi niegdyś ofiarowali bałwanom własne dzieci; chciał go w ten sposób przywieść do ostatecznej rozpaczy. Zdawało się Judaszowi, że prorok palcem wskazuje na niego, mówiąc te słowa: Wyjdą i będą oglądać zwłoki tych, którzy zgrzeszyli przeciw Mnie, a robak ich nie umrze, a ogień ich nie wygaśnie. To znowu brzmiało mu w uszach: Kainie, gdzie jest Abel, brat twój? Co uczyniłeś? Krew jego woła o pomstę do Mnie. Przeklęty będziesz na ziemi, błąkać się będziesz i uciekać od widoku ludzi! Błądząc tak, przybył Judasz nad potok Cedron i spoglądał ku Górze Oliwnej, lecz w tej chwili odwrócił się ze zgrozą.

Wszak niedawno słyszał tam słowa: – Przyjacielu, po co przyszedłeś? Judaszu, pocałowaniem zdradzasz Syna człowieczego! Straszne przerażenie przejęło duszę Judasza, gdy to wspomniał, zmysły odmawiały mu służby, jednej myśli nie mógł zebrać, a czarny, wróg szeptał mu wciąż do uszu: – Tu, przez Cedron uciekał Dawid przed Absalonem; Absalon obwiesił się na drzewie i tak zginął. O tobie to zarazem prorokował Dawid, gdy mówił: „Złem odpłacili dobre, będzie miał surowego sędziego, szatan stanie po jego prawicy, wszelki sąd go potępi, krótkie będą dni jego życia; urząd jego obejmie kto inny, Pan zawsze mieć będzie w pamięci złośliwość jego przodków, i grzechy matki jego, bo bez litości prześladował ubogich, zabił zasmuconego. Lubował się w przekleństwach, niech więc będzie przeklęty; i oto wziął na siebie przekleństwo jak szatę, jak woda wcisnęło się ono w jego wnętrzności, jak oliwa weszło w jego golenie, odziała go klątwa jak szata, jak pas, który go opasuje na wieki.
Poznawał Judasz, jak na jotę stosuje się to wszystko do niego, a sumienie dręczyło go strasznie, gorzej niż męki cielesne. Właśnie zabłądził w miejsce bagniste, pełne rumowisk i nieczystości, na południowy wschód od Jerozolimy u stóp góry Zgorszenia, gdzie go nikt nie mógł widzieć. Ale sumienie dręczyło go coraz więcej, a z miasta dolatywał doń głośny zgiełk, szatan zaś szeptał mu do ucha słowa: Oto prowadzą Go na śmierć! Ty Go zaprzedałeś! A wiesz ty, że napisano jest w Zakonie: „Kto sprzeda jedne duszę z braci swoich z dzieci Izraela i weźmie za nią zapłatę, śmiercią ma umrzeć. Zrób raz koniec, nędzniku! Zrób koniec! A Judasz, pod wpływem tych podszeptów, oddał się zupełnie rozpaczy; zdjąwszy pas, obwiesił się na drzewie o wielu rozgałęzieniach, wyrastającym z zagłębienia ziemi. A gdy już wisiał, rozpękło się jego ciało i wnętrzności wyleciały na ziemię.

Źródło: Żywot i bolesna męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Marki Jego Marii według widzeń świątobliwej Anny Katarzyny Emmerich (za: pasja.wg.emmerich.fm.interia.pl)

 

Bł. Anna Katarzyna Emmerich – wizję nieba i piekła.

Bł. Katarzyna opisując zstąpienie Pana Jezusa do otchłani, przekazała nam także wizję nieba i piekła.

Wreszcie zbliżył się Jezus do jądra tej przepaści, do samego piekła, które wydawało mi się kształtem jako ogromna, nieprzejrzana okiem budowa skalna, straszna, czarna, połyskująca metalicznym blaskiem; wejścia strzegły olbrzymie, straszne bramy, opatrzone mnóstwem rygli i zamków, widokiem swym wzbudzające dreszcz i trwogę. Za zbliżeniem się Jezusa dał się słyszeć ryk potężny i okrzyk trwogi, bramy rozwarły się na oścież i ukazała się przepaść, pełna ohydy, ciemności i okropności.

Jak mieszkania błogosławionych, świętych, przedstawiają mi się w widzeniach pod postacią niebiańskiej Jerozolimy, jako miasto olbrzymie o różnorodnych pałacach i ogrodach, zapełnionych cudownymi owocami i kwiatami różnych gatunków, stosownie do niezliczonych warunków i odmian szczęśliwości, tak i to piekło przedstawiało się mym oczom w formie odrębnego świata, stanowiącego całość, pod postacią różnorodnych budowli, obszarów i pól. Ale tu źródłem wszystkiego było przeciwieństwo szczęśliwości, wieczna męka i udręczenie.

Jak tam, w siedzibie szczęśliwości, wszystko zdawało się być ugruntowane na prawidłach wiecznego pokoju, wiecznej harmonii i zadośćuczynienia, tak tu opierało się wszystko na rozstroju i rozdźwięku wiecznego gniewu, rozdwojenia i zwątpienia. Tam widziałam najróżnorodniejsze przybytki radości i uwielbienia, przeźrocza, niewypowiedzianie piękne, tu zaś niezliczone, różnorodne, ponure więzienia i jaskinie męki, przekleństwa, zwątpienia.

Tam widziałam najcudowniejsze ogrody, pełne owoców Boskiego pokrzepienia, a tu najszkaradniejsze puszcze i bagniska, pełne udręczenia, męki i wszystkiego, co tylko może wzbudzić wstręt, obrzydzenie i przerażenie. Pełno tu było przybytków, ołtarzy, zamków, tronów, ogrodów, mórz i rzek przekleństwa, nienawiści, ohydy, zwątpienia, zamętu, męki i udręczenia, w przeciwieństwie do niebiańskich przybytków błogosławieństwa, miłości, jedności, radości i szczęśliwości.

Tu panowała wieczna, rozdzierająca niejedność potępionych, jak tam wieczna, błoga harmonia i zgodność Świętych. Wszystkie zarodki przewrotności i fałszu przedstawione tu były przez niezliczone zjawiska i narzędzia męki i udręczenia; nic tu nie było prawidłowego, żadna myśl nie przynosiła ukojenia, panowała tylko wszechwładnie groźna myśl Boskiej sprawiedliwości, przywodząca każdemu z potępionych na pamięć, że te męki, tu ponoszone, są owocem winy, powstałym z nasienia grzechów, popełnionych na ziemi. Wszystkie straszne męki odpowiadały co do swej istoty, sposobu i mocy grzechom popełnionym, były tym gadem, który grzesznicy wyhodowali na swym łonie, a który teraz przeciw nim się zwracał.

Widziałam straszną jakąś budowlę o licznych kolumnadach, obliczoną na wzbudzanie strachu i trwogi, jak w królestwie Bożym – dla spokoju i wytchnienia. Wszystko to rozumie się, gdy się widzi, ale słowami nie jest człowiek mocen to wypowiedzieć.

Gdy aniołowie otworzyli bramy piekielne, ujrzałam jakiś zamęt ohydy, przekleństw, łajań, wycia i jęków. Jezus przemówił coś do duszy Judasza, tu zamkniętej, a aniołowie mocą Bożą całe tłumy złych duchów obalali na ziemię. Wszyscy czarci musieli uczcić i uznać Jezusa, co było dla nich najstraszniejszą męką.

http://www.traditia.fora.pl/milosierdzie-boze,39/bl-anna-katarzyna-emmerich-wizja-nieba-i-piekla,979.html

Droga Krzyżowa wg wizji Anny Katarzyny Emmerich

Droga krzyżowa
wg widzeń Sługi Bożej siostry Anny Katarzyny Emmerich
(fragmenty – Słowa Jezusa do niej skierowane)

Stacja I. Pan Jezus na śmierć skazany

Wydałem się w ręce ludzi, którzy postąpili ze Mną wedle swej woli. Uczyniłem to z miłości. Teraz wydaję się w Eucharystii i znowu ludzie postępują ze Mną jak chcą. Czynię to z miłości, aż do końca, aż do końca czasów. Macie swobodny wybór chcieć lub nie chcieć Mnie.
A Ja trwam w postawie „stojącej”, to znaczy, że liczę się z tym, że zostanę przepędzony. Czekam na waszą decyzję. Serce Moje niespokojne czeka, pragnąc waszego wyboru. Nieraz ludzie nie chcą nawet żebym czekał. Mówią Mi: – Nigdy do mnie nie wejdziesz… jak gdybym był złoczyńcą. Skazany na śmierć, na taką śmierć! Wiesz co to jest? Będziecie sądzeni z miłości. Jak bardzo potrzeba Mi pocieszenia… Pocieszaj Mnie. Zapomnę o niewdzięcznych. Macie nade Mną władzę, która zadziwiłaby was, gdybyście ją znali. Jakże wy nie znacie potęgi Waszego Boga.

Stacja II. Pan Jezus bierze Krzyż na Swe ramiona

Twoje grzechy – biorę je na Siebie.
Z jaką radością wewnętrzną uścisnąłem Mój Krzyż, gdy Mi Go przyniesiono. Czy ty wiesz, co to znaczyło dla Mnie? Jestem Tym, który miłuje najwięcej. Dostrzegaj Mnie w bliźnich. Ćwicz się w tym, by zwracać się do bliźniego, jak ktoś mało znaczący. Czy umieszczasz Mnie w twoim pochodzie jako Światło Przewodnie? Tak wielu używa wszystkich swoich sił, aby się ode Mnie uwolnić, wynajdują preteksty, aby dobrodziejstwa, które im zsyłam, przypisać przypadkowi. Swój Krzyż na każdy dzień podejmuj podobnie jak Ja przyjąłem Swój – z wielką miłością.
Dojdź powoli do tego, by cierpienie pokochać – właśnie cierpienie zbliża do Mnie. Każdy chrześcijanin w stanie łaski jest drugim Chrystusem. Postępujcie ze Mną, jak z kimś najbliższym, który nie tylko wybacza winy – które mu się powierza, lecz który jeszcze bierze je na Siebie, aby dla nich uzyskać przebaczenie Ojca. Moja potęga zbawcza jest nieskończona.

Stacja III. Pierwszy upadek Pana Jezusa

Liczone są możliwości postępu – nawet przez upadki. Wołaj mocno, gdy upadniesz. Wierz w Moją miłość. Przyzywaj Mnie. Czyż nie chwyciłem Piotra, gdy tonął w falach? Gdyby wiedziano, jak bardzo pragnę, by przychodzono do Mnie z prostotą i odrobiną serdeczności. Na ziemi potrzebuję wszystkich Moich dusz. Potrzebowałem twego przyjścia na świat jako nowego serca do kochania Mnie.
O wy, którzy jesteście Moimi bardziej wrażliwymi przyjaciółmi, przychodźcie zaspokoić Mój głód posiadania was.

Stacja IV. Pan Jezus spotyka Matkę Swoją

Moja Matka pozostawiła wszędzie, gdzie była, wymowny ślad świętości. Miłość nie dopuszcza rozłąki. Szukam ofiar, które by chciały przyłączyć się do Mojej. Czy miłujesz Mnie? Czy miłujesz Mnie więcej niż inni?
Nabierzcie odwagi, by cierpieć. Są dusze, które nie mogą już żyć bez cierpienia.
Jakkolwiek kocham was niezmiernie, z jakąż osobliwą miłością spoglądam na te dzieci, które cierpią… Spojrzenie Moje jest czulsze i tkliwsze od spojrzenia Matki. Czy to nie Ja stworzyłem serce Matki?

Stacja V. Pomoc Cyrenejczyka

Wasza miłość, jak Ja jej szukam w waszych dziełach. Pomyśl o tym, by dojść do pokochania upokorzeń. Wymagam tak mało, tak łatwo można Mnie zaspokoić. Łącz twoje czyny z Moimi. Gdy będziesz jedno ze Mną, siła twoja będzie nadludzka. Pokaż swoim życiem, że na ziemi się nie wypoczywa. Wspólnie przeszliśmy lata. We dwoje dokonamy pięknych rzeczy. To przez ciebie zwracam się do tej lub innej duszy, aby ją pokrzepić, albo ją zachęcić, aby się zbliżyła. Widzisz, nic nie zapali się bez zetknięcia. Zbliż się do Mnie. Złącz się ze Mną, by stać się jednym. Proś za tych, którzy się boją. Dusza zapala się od duszy, jak świeca od świecy. Żyj odtąd myślą, że twój najdroższy Przyjaciel jest stale przy tobie, a wpływ twój będzie dziesięciokrotnie pomnożony. Gdy widzę was cierpiących dla Mnie, zbieram każde z waszych cierpień z wielką miłością.

Stacja VI. Pomoc Weroniki

Przyłącz się do Moich owieczek. Zbliż się do Mnie. Złącz się ze Mną. Nie zapalisz ognia bez dotknięcia. Jak miła Mi jest wasza skwapliwość z jaką do Mnie przychodzicie. Zostanie ona szczególnie wynagrodzona.
Zabiegaj gorliwie o swe oczyszczenie w Sakramencie Pokuty. Zbieraj Krew płynącą po cierniach i obmywaj Nią świat. Z tego co wkładam w twoje ręce – dawaj innym. Dziękujcie Stwórcy. Kochajcie Go za Jego delikatność. Jesteście z Rodziny Bożej.

Stacja VII. Drugi upadek Jezusa

Gdy jesteście zjednoczeni z Moimi cierpieniami, wasze wynagrodzenie podoba się Bogu. I dlatego, gdy Mi na to pozwalacie, łączę życie wasze z życiem Moim. Pomagaj Mi, aby wszyscy weszli do Nieba i proś tych, którzy już weszli, aby wam pomagali. Mów do nich ze słodyczą, z czułością. Jeden szorstki odruch mógłby ich oddalić jeszcze więcej. Bądź surowa dla siebie, a łagodna dla innych. Chciej służyć, przypomnij sobie, że umywałem stopy, że niosłem ulgę, że uzdrawiałem.
Kiedy będzie dość świętych, oblicze świata ulegnie zmianie. Przypomnij sobie – wystarczyłoby kilku tylko, by ocalić Sodomę. Pozwalam ci służyć Mi i kochać Mnie. Służyć Bogu… Gdybyś myślała o tym szczęściu… Ach, gdyby jeden jedyny dzień mógł być jeszcze przyznany potępionemu… Wyobraź sobie, jaki by on zrobił z niego użytek…
Będę cię słuchał z tak wielką radością – tak uważnie, gdybyś wiedziała, powiedz im, aby do Mnie przyszli, by się oddali Miłości tacy, jacy są.
Przede wszystkim patrzę zawsze na waszą intencję, a dla czynów jestem pobłażliwy, jeśli się coś nie uda.
Powiedz im, aby przyszli!

Stacja VIII. Niewiasty Jerozolimskie

Miłość przyzywa miłość. Odpowiedz Mi. Pragnę ciebie. A ciebie co onieśmiela? Twoje powtarzające się zaniedbania? Twoje niedociągnięcia? Twoja myśl roztargniona? Upokarzaj się z twoich błędów… To wasze błędy czynią was nieszczęśliwymi. Uznajcie wasze przewinienia. Zejdźcie myślami do dna waszej nędzy.
Proś Ducha Świętego, by kierował twoim duchem. Czy ty wiesz, co to jest miłość Boga – Człowieka, który wzywa miłości, a Który w odpowiedzi słyszy tylko śmiech i urągania? Jakże mało znają Mnie ludzie. Dla niektórych jestem nieznajomym, dla innych obcym, surowym nauczycielem.
Nieliczni są ci, którzy przychodzą do Mnie jak do umiłowanej rodziny. Chcę, aby się Mnie więcej nie bano, aby wiedzieli, że Moje Serce pełne miłości zawsze oczekuje, aby rozmawiano ze Mną jak z umiłowanym bratem.
Będę przychodził do ciebie, aby słuchać jak mówisz do Mnie. Lubię słuchać twej mowy, nie ze względu na jej treść, lecz po prostu dlatego, że do Mnie mówisz. Szukam u was zwrócenia się sercem do Serca. Ja wzywam, ty przynajmniej daj odpowiedź.
 
Stacja IX. Trzeci upadek Jezusa

Drapieżca porywa Mi wiele owieczek. Kto Mi pomoże, jeżeli wy, ze Mną duchowo złączeni, nie przyłączycie się? Jakże dokonam tego, jeżeli zamykacie przede Mną drzwi?
Tak rzadko kierujecie spojrzenia choćby ukradkiem w życie przyszłe, w waszą jutrzejszą siedzibę.
Wołaj Mnie, znam dobrze twoje wołanie. Pomóż Mi ratować grzeszników. Jestem tak bardzo wdzięczny tym, którzy usiłują Mi przyprowadzić dusze grzeszników. Ja każdą z nich wołam po imieniu. Wymień Mi dusze, które chciałbyś do Mnie przyprowadzić… Ze względu na ciebie, będę je uporczywie wołał. Ja ich naprawię… przemienię. Doznają radości jakiej nie znają. Jedynie Ja ją daję.

Stacja X. Odarcie z szat

Szedłem Drogą Kalwaryjską i mimo tylu trudów doszedłem. Nie pojmujesz tego dziecko, co to znaczy samotność, opuszczenie przez tyle dusz i jak bardzo potrzebuję wszelkich rodzajów i przejawów waszej miłości i czułości. Czy serce twoje może być zamknięte na widok Moich otwartych Ran? Czy nie wierzysz, że dzieje się coś w niebie i na ziemi, gdy Mnie skrwawionego ofiarujesz z sobą Ojcu? Na cóż służyłyby Moje boleści? A ty jak korzystasz z dobroci Ojca? Każda modlitwa ma swój odzew, którego ty nie słyszysz. Proś… Proś… W każdej minucie możesz ocalić tysiące dusz. Pomyśl. Proś. Kochaj. Proś usilnie. Przyjdź Królestwo Twoje. Nadejście godziny królowania Ojca może być przyspieszone, jeżeli Jego dzieci będą błagać o to usilnie. Jedno „Chwała Ojcu” – może sprowadzić z oddali nawrócenie duszy, zmienić postawę człowieka, od którego wiele zależy, uspokoić lud, wspomóc papieża, rozszerzyć akcję misjonarzy, ożywić Boga we wnętrzu duszy, oddać Bogu konającego – poniesionego przez miłosierdzie Boże. Bądź Moją łaską dla każdego – abyś w obliczu Moich męczenników mogła powiedzieć: – I ja tam byłam – choćby tylko pragnieniem.

Stacja XI. Ukrzyżowanie Pana Jezusa

Pojmujesz, że w życiu każdego człowieka przychodzi chwila, która domaga się od niego najwyższego męstwa? Ileż to razy ukrzyżowała Mnie wasza wolność. Nie mogę już szukać grzeszników, ponieważ stopy Moje są przybite. Nie mogę już przyciskać rąk do Mojej piersi, ponieważ są przybite w pozycji rozciągniętej. Ale Serce Moje jest otwarte, niech grzesznicy tam wejdą i zamieszkają. Gdy Mój Krzyż wpuszczano do przygotowanego dołu, odgłos tego wstrząsu usłyszano w otchłani, gdzie tyle dusz czekało na przyjście Zbawiciela. One zadrżały z radości i nadziei. To Ja wynagradzam, a ty złóż na ołtarzu wszystkie swoje błędy i szeptem z czułością wyznaj Ojcu swoją skruchę.

Stacja XII. Śmierć Pana Jezusa na Krzyżu

Biedna duszo, zaczynasz w ten sposób popadać w sen. Wkrótce wrócę, ale ty śpiąc już Mnie nie usłyszysz. Czy będziesz miała siłę się kiedyś obudzić? Czy nie należy się raczej obawiać, że długo pozbawiona pożywienia osłabniesz i nie wyjdziesz już więcej z letargu?
Dusze Moje umiłowane, wiedzcie, że wielu spośród was śmierć zaskoczy wśród głębokiego snu. Gdzie i jak się obudzicie?

Stacja XIII. Pan Jezus z Krzyża zdjęty i na łonie Swojej Najświętszej Matki złożony

Spamiętaj to: – każdy dochodzi do cierpienia, które jest ostatnie. Oddałem wszystko. Czy zauważyliście, że nawet mieszkanie, w którym wypełniłem najdroższy Swój ślub – Eucharystię – użyczono Mi na słowa – Mistrz je potrzebuje? Oddałem wszystko, aż do tuniki utkanej przez Moją Matkę. Pamiętaj o Moim ubóstwie. Bądź ukrzyżowana ze Mną. To znaczy przeciwstawiaj się swojej naturze, swoim pragnieniom, swojej miłości własnej, w posłuszeństwie Ojcu. Przypomnij sobie, że ukrzyżowanie poprzedza zmartwychwstanie, to znaczy wielkie radości.
Życie na ziemi krótko trwa, a potem ujrzycie Moje Oblicze, Moje ukochane dusze. Tak samo, jak wyzwoliłem i uratowałem dusze z otchłani, tak samo przyjdę uroczyście wyzwolić was i uratować.
Na Krzyżu otwarłem niebo dla wszystkich, ale każdy ma wolny wybór. To wy, Moi bracia, macie dopełnić zbawienia ludzi, prosząc Mnie o to, cierpiąc za nich. Nie pozbawiajcie Mnie swoich cierpień, one pomagają grzesznikom. W tobie Ja modlę się do Ojca. Spoglądaj często w niebo, to ci pomoże pragnąć go. Czy nie wyjdę ci naprzeciw większą część drogi? Dobry łotr zrozumiał miłość i wtedy wydał okrzyk żalu… Wkrótce potem spoczywał na Moim łonie. Marta, Maria i Łazarz, Mną się zajmowali. Czy nie sądzisz, że musiałem ich dobrze przyjąć w Moim Pałacu Niebieskim? Światło Moje wzejdzie nad tobą dnia ostatniego. Jak wielki będzie twój zaszczyt… Poznasz dobrodziejstwa Zbawiciela. Będziesz otoczona Moim miłosierdziem. Już od tej chwili wyśpiewuj swą wdzięczność. Myśl częściej o niebie. Jakże was tam wszystkich oczekuję… Tak pięknie przygotowałem uroczystości… Twoje miejsce czeka. Zrozum Mą niecierpliwość, by przyjąć współbiesiadników… by cieszyć się ich zrozumieniem i zaszczytem. Bardzo drogo zapłaciłem za wasze szczęście.
W tej ostatniej chwili potrzebna ci będzie Moja Matka. Jakże nie byłaby blisko tych, co całe życie odmawiają Różaniec święty – prosząc Ją, by się modliła w godzinie śmierci.

Stacja XIV. Pan Jezus do Grobu złożony

Jakże drogo zdobyłem chleb dla Moich dzieci, ale jestem szczęśliwy, że mogę Go wam ofiarować. Czy staracie się podnieść swój głód Eucharystii? Czy nie żyjecie tak – jak gdybyście mieli na zawsze pozostać na ziemi? Przyzwyczajajcie się do tego, że was szczodrze obdarowuję. Jestem Hostią. Ty jesteś monstrancją, a łaski Moje przenikające przez ciebie są jej promieniami złotymi.
Hostia raz otrzymana jest na wieczność dana. To właśnie jest Skarb Wybranych. Wasza postawa – nieco pogardliwa w stosunku do Moich Sakramentów. Daj świadectwo twojej miłości i wdzięczności za tyle otrzymanych Hostii. Gdy kapłan zamyka drzwi tabernakulum, proś Mnie, abym zamknął ciebie w Moim Sercu. Nie miej innej woli tylko Moją, to jest wola Mego Ojca. Będziesz za to wynagrodzona w Dniu Ostatecznym. Tak pragnąłem waszej radości, że aż zstąpiłem na ziemię, aby poznać cierpienie. To nie kraj Mnie przyciągnął, lecz pokorna dusza. Dusze, które nieustannie prowadzą rozmowę wewnętrzną ze Mną, tego nie wiecie, ile rozkoszy zgotowaliście swojemu Zbawcy.
Nie pojmujesz tego, Moje dziecko, co to znaczy w samotności, opuszczeniu przez tylu, odczuwać, że w czyimś sercu jest się drogim przyjacielem… tym najmilszym… jedynym… oczekiwanym.
Dziwna to rzecz – żeby stworzenie mogło pocieszyć swojego Boga. Ja pocieszę was, gdy zasypiać będziecie, odchodząc do wieczności.

http://www.wojciech-nasielsk.plock.opoka.org.pl/?q=node/66

 

Bł. Anna Katarzyna Emmerich
ks. Józef Mandziuk

Na rozpoczęcie Roku Eucharystii papież Jan Paweł II wyniósł na ołtarze pięciu nowych błogosławionych, w których życiu centralne miejsce zajmowała Tajemnica Ciała i Krwi Pańskiej, jako źródło miłości i misji Kościoła. Wśród nich znalazła się s. Anna Katarzyna Emmerich, niemiecka mistyczka i stygmatyczka. Była jedną z najbardziej znanych postaci Kościoła niemieckiego w pierwszej ćwierci XIX stulecia. Ściągała do siebie ludzi z różnych środowisk, którzy często w jej obecności doznawali olśnienia łaską wiary.

Przewodniczka “po drogach miłości Boga i człowieka” przyszła na świat 8 września 1774 r. w miejscowości Flamschen (Westfalia), w ubogiej, wielodzietnej rodzinie wiejskiej. Wychowana w religijnej atmosferze domu rodzinnego, do szkoły chodziła tylko kilka tygodni, w życiu posługiwała się dialektem westfalskim. Od najmłodszych lat ciężko pracowała jako służąca i krawcowa. Z natury wrażliwa i oswojona z biedą i niedostatkiem, z radością służyła ludziom, mając w sobie – według słów Jana Pawła II – wyobraźnię miłosierdzia. W wieku 24 lat otrzymała pierwszy nadzwyczajny znak w postaci ran głowy podobnych do ran Chrystusa, pozostałych po przeżyciu koronowania cierniem. Ukrywała je pod noszoną stale opaską. W 1802 r., kierując się głosem powołania, wstąpiła do klasztoru kanoniczek regularnych św. Augustyna w Dülmen. Odtąd wzmogły się jej wizje i wewnętrzne doświadczenia mistyczne, z czym związane były coraz liczniejsze cierpienia. Po zlikwidowaniu w 1811 r. przez władze pruskie na mocy edyktu sekularyzacyjnego klasztoru, musiała tułać się po obcych domach i heroicznie znosząc cierpienia nadal prowadziła posługę charytatywną. Pod koniec 1812 r. doznała pełnej stygmatyzacji, przez którą poprzez własne cierpienia uczestniczyła w męce Chrystusa. W tym okresie pozostawała pod opieką duchową ks. J.M. Lamberta, byłego spowiednika augustianek dülmeńskich oraz dominikanina o. Limberga. Doznawała wówczas wielu dodatkowych cierpień i upokorzeń związanych ze szczegółowymi badaniami, które w końcu wykazały autentyczność jej stygmatów, a prowadzący badania lekarskie dr F. Wesener doznał łaski nawrócenia. Rok 1813 przyniósł dla niej nowe doświadczenia, mianowicie na skutek wypadku została sparaliżowana. Odtąd pozostając pod ścisłą kontrolą policji pruskiej i lekarzy, przez 11 lat odżywiała się wyłącznie codzienną Komunią św. i wodą. Z tymi doznaniami wzmogły się w niej wizje, koncentrujące się na Chrystusie i Matce Bożej. Na podstawie szczegółowych wskazówek zawartych w tych objawieniach archeolodzy odnaleźli w Efezie domniemany dom św. Jana Apostoła, w którym Maryja miała spędzić ostatnie lata życia. Potwierdzają to zachowane inskrypcje pielgrzymów na ścianach. Najwięcej szczegółów objawień dotyczyło męki Chrystusa, m.in. charakterystyczne było wołanie tłumu domagającego się wydania Jezusa na śmierć: krew jego na nas i syny nasze (Mt 27, 25), które przybierało formę czarnych płomieni, pożerających krzyczących Żydów. Późniejsza konfrontacja wizji z danymi biblistyki wykazała pewne niezgodności z topografią i historią biblijną. Natomiast analiza teologiczna nie ujawniła żadnych błędów doktrynalnych. Dla wizjonerki podstawą było Pismo Święte, które formowało jej życie duchowe połączone z cierpieniem, przez miłość do Chrystusa i Kościoła. Pragnęła ona pozyskać dla Boga jak najwięcej ludzi, zwłaszcza stroniących od spraw religii. Na tym tle można lepiej zrozumieć Mela Gibsona, który wykorzystał wizje mniszki augustiańskiej w swoim głośnym filmie pt.: Pasja.

Postać Katarzyny stawała się coraz bardziej głośnia i do celi klasztornej, w której mieszkała, przybywali ludzie z całych Niemiec. Jedni gonili za sensacją, inni poszukiwali prawdy, mającej pomóc w odnowie Kościoła niemieckiego. Wśród nich znalazł się m. in. młody Melchior Diepenbrock, późniejszy kardynał wrocławski. Targany wewnętrznymi wątpliwościami, za namową przyjaciół odwiedził stygmatyczkę w klasztorze Agnetenberg, gdzie doznał religijnych wzruszeń, gdy w jego obecności stygmaty zaczęły krwawić. Nie mówiąc nikomu o tym wydarzeniu, zaczął myśleć o stanie kapłańskim. W podróży po Westfalii augustiańską wizjonerkę odwiedził też ks. Michał Sailer, profesor teologii Uniwersytetu w Landshut, wraz z braćmi Krystianem i Klemensem Brentano. Szczególnie duże znaczenie miało spotkanie stygmatyczki z Klemensem Brentano, gdyż ten poeta, pisarz i głośny konwertyta stał się niejako jej osobistym sekretarzem. Spisane przez niego w latach 1818-1824 wizje i doświadczenia mistyczne Katarzyny ukazały się drukiem w dwóch książkach: Bolesna Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa według widzeń świątobliwej Anny Katarzyny Emmerich, augustianki z klasztoru Agnetenberg w Dülmen (Salzbach 1833) oraz Życie Świętej Dziewicy Maryi według […] (Monachium 1852). Brentano sporządzane notatki podawał Katarzynie do akceptacji, a ostatecznie spisał je w literackiej niemczyźnie z pewnymi zmianami i upiększeniami, uzupełniając je własnymi przemyśleniami.

Katarzyna zmarła 9 lutego 1824 r. w klasztorze w Dülmen w wieku 50 lat. Jej kult szerzył się w Niemczech i w 1892 roku rozpoczęto proces beatyfikacyjny, który toczył się z przerwami do lipca 2003 r. Uroczystość beatyfikacyjna odbyła się w niedzielę 3 października 2004 roku na placu św. Piotra w Rzymie. W homilii podczas Mszy św. beatyfikacyjnej Papież-Polak podkreślił, że w duchowej łączności z cierpieniem Zbawiciela, mistyczka z Münsterlandu, wypełniła swoimi cierpieniami słowa Apostoła dopełniając braki udręki Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. W nabożeństwie pobeatyfikacyjnym biskup Reinhard Lettmann z Münster stwierdził, że bł. Anna Katarzyna Emmerich, choć naznaczona ogromnym cierpieniem, dzięki mocy czerpanej z Eucharystii może być dla nas przykładem życia w głębokim zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem i przyjęciu naszej przyszłości z oddaniem i miłością.

http://nowezycie.archidiecezja.wroc.pl/numery/022005/07.html

******

9 lutego
Błogosławiona Euzebia Palomina Yenes, dziewica

Błogosławiona Euzebia Palomina Yenes Euzebia przyszła na świat 15 grudnia 1899 roku w Cantalpino, w Hiszpanii. Wzrastała w ubogiej, głęboko wierzącej rodzinie. Miała czworo rodzeństwa. Dwoje z nich umarło w dzieciństwie. Jej ojciec pracował jako robotnik sezonowy w okolicznych posiadłościach ziemskich. Nieraz, gdy przychodziła zima i kończyły się zapasy żywności, musiała żebrać z ojcem o jedzenie dla rodziny. “Było bardzo zimno, ale ja czułam jeszcze ciepło uścisku mojej mamy i słyszałam jej słowa: Wracajcie szybko, bo bardzo się o was niepokoję!” – wspominała po latach. Wracając do domu, często przechodzili przez las. Tam dziewczynka zbierała gałęzie, a ojciec rozpalał ognisko i w garnuszku, który zawsze nosił ze sobą, gotował zupę.
Żyli bardzo skromnie w małej chatce przykrytej słomą i pobielanej wapnem. W domu panowała miłość i bieda. Dziewczynka bardzo głęboko przeżyła swoją Pierwszą Komunię świętą. Choć miała zaledwie 8 lat, całym swym dziecięcym sercem oddała się Panu Jezusowi. Pokochała Go tak, jak tylko dziecko potrafi: bezgranicznie i z pełnym oddaniem. Dwa lata później rodzice wysłali ją do bogatych sąsiadów, by służyła im za opiekunkę do dziecka. Do szkoły uczęszczała jedynie przez rok. Ponad wszystko lubiła przyrodę. Biegając po polach, była naprawdę szczęśliwa. Słuchała śpiewu ptaków, wąchała kwiaty, wpatrywała się w chmury.
Gdy miała około 12 lat, udała się ze starszą siostrą Dolores do Salamanki, gdzie zaczęła pracować u zamożnej rodziny jako pomoc domowa. W niedzielne popołudnia uczęszczała do oratorium prowadzonego przez salezjanki (Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki). Gdy siostry poznały ją lepiej, zaproponowały jej pracę w domu zakonnym. Euzebia chętnie wykonywała wszystkie powierzone jej obowiązki. Siostry same były bardzo ubogie. W ich otoczeniu poznawała coraz lepiej swoje powołanie.
Wkrótce postanowiła poświęcić się jeszcze bardziej Bogu i drugiemu człowiekowi. W dniu 5 sierpnia 1923 roku rozpoczęła nowicjat u salezjanek. “Była prosta, szlachetna i niewinna” – wspominały jej siostry. W początkach tego okresu siostra mistrzyni Serravelle zaproponowała Euzebii jedną z książek do rozmyślania. Euzebia odpowiedziała zaskoczona: “To do rozmyślania potrzeba książki?” “A ty jak rozmyślasz?” – dziwiła się siostra. “O, mnie wystarczy spojrzeć na oliwkę lub inne drzewo, aby rozmyślać o Bogu”. Po dwóch latach formacji, modlitwy i poznawania codziennego życia sióstr, Euzebia złożyła śluby zakonne. Ofiarowała swe młode życie Panu Bogu i Maryi.
Przełożona skierowała ją do domu w Valverde del Camino. Do jej obowiązków należała praca w kuchni, na furcie i w ogrodzie oraz opieka nad małymi dziećmi w oratorium. Oddała się z całym młodzieńczym zapałem tym prostym obowiązkom. Dzieliła czas między modlitwę, służbę siostrom i dzieciom, i spotkanie z Jezusem w sakramencie Eucharystii. Ukochała szczególnie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny. Lubiła rozważać pisma św. Ludwika Marii Grignion de Montfort, wielkiego mistyka i czciciela Matki Bożej. Nigdy nie była nauczycielką, ale jej świadectwo i miłość do Boga zaczęła promieniować na otoczenie. Przychodziło do niej wiele osób, by nauczyć się prawdziwego życia. Nieustannie się modliła. Była przepełniona Modlitwą Spotkania, bez względu na to, czym w danej chwili się zajmowała.
Tymczasem w Hiszpanii zaczęły narastać napięcia społeczne. Ideologia komunizmu zatruwała dusze mieszkańców tego narodu. Obdarzona łaską proroctwa, siostra Euzebia przewidziała wybuch wojny domowej i prześladowań Kościoła. Bardzo głęboko przeżywała te wizje, wiedziała, jak bolesne to będą doświadczenia dla jej rodaków. Aby ratować ojczyznę i wolność religijną, złożyła Bogu w ofierze swoje życie. Rozpoczął się dla niej okres wielkich cierpień cielesnych i zmagań duchowych. Pewnego razu idąc w pośpiechu do jadalni, przewróciła się, roztrzaskując trzymane w ręku butelki. Upadła na duże kawałki szkła, które poprzecinały jej żyły. Zapadła na zdrowiu. Lekarze byli bezradni. Nikt nie potrafił rozpoznać choroby, która wyniszczała jej organizm. Odpowiedziała wówczas: “Spełniam wolę Bożą”.
Powodem jej największych cierpień duchowych były “wizje krwi”, czyli okrucieństw zbliżającej się wojny i prześladowań. Wszystkich wzywała do modlitwy za Kastylię, a swej przełożonej, siostrze Carmen Moreno Benítez, przepowiedziała męczeńską śmierć. Któregoś dnia robotnik kopał u sióstr studnię, do usunięcia został jeden kamień, gdy nagle strumień wody gwałtownie wytrysnął i go zalał. Mężczyzna zaczął tonąć. Zdążył jedynie zawołać: “Ratunku!” Siostra Euzebia, będąc w pobliżu, szybko przybiegła. Nie mając nic innego pod ręką, podała mu krzyż z szyi. Woda przestała wzbierać, a robotnik szczęśliwie wydostał się na powierzchnię. Historie o cudach za jej wstawiennictwem wędrowały po okolicach. Seminarzyści, siostry zakonne, księża, dziewczęta – kto tylko mógł, szukał u niej rady i wsparcia. “Ona słuchała, radziła i odpowiadała na trudne pytania, rozwieszając bieliznę w ogrodzie, obierając ziemniaki w kuchni. (…) Kiedy pytano ją, skąd to wszystko wie, odpowiadała jak kiedyś św. ksiądz Bosko: Śniło mi się”. Ukochała Boga, ukochała wszystko, co jej zsyłał, zwłaszcza cierpienie. Codziennie rozważała tajemnice Męki Pana Jezusa, modliła się na różańcu. W tajemnicy bólu i miłości, powoli żegnała się z ziemskim życiem.
Zmarła w nocy z 9 na 10 lutego 1935 roku w Valverde del Camino. Do grona błogosławionych wprowadził ją nasz rodak, papież św. Jan Paweł II, w dniu 25 kwietnia 2004 roku. Powiedział wtedy: “Słowa, jakie Pan wypowiada do Piotra, są stanowcze i jednoznaczne: «Pójdź za Mną!» Również siostra Euzebia Palomino ze Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki usłyszała pewnego dnia Boże wezwanie i odpowiedziała na nie intensywnym życiem duchowym i głęboką pokorą w życiu codziennym. Jako dobra salezjanka żyła miłością do Eucharystii i Najświętszej Maryi Panny. Miłość i służba były dla niej najważniejsze. Wszystko inne nie miało znaczenia, zgodnie z salezjańską maksymą: da mihi animas, caetera tolle. Dokonując radykalnych i konsekwentnych wyborów, (…) wytyczyła nam wszystkim, a zwłaszcza młodym naszych czasów fascynującą i wymagającą drogę do świętości”.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-09d.php3

*********

9 lutego
Błogosławiony Leopold z Alpandeire, zakonnik

Błogosławiony Leopold z Alpandeire Leopold z Alpandeire (Francisco Sánchez Márquez) urodził się w 1864 r. w rodzinie prostych rolników. Ci, którzy go znali, mówili, że był człowiekiem “z sercem na dłoni”. Bóg przygotowywał go stopniowo do swojej służby. W 1894 r., słuchając kazania pewnego kapucyna z okazji beatyfikacji Dydaka z Kadyksu, młody Franciszek Tomasz – takie były jego imiona z chrztu – postanowił wstąpić do zakonu. Dopiero w 1899 r. został przyjęty do kapucynów w Sewilli. Otrzymał habit i imię zakonne Leopold z Alpandeire.
Większość swego życia spędził w Granadzie. Jako ogrodnik, zakrystian i kwestarz, zawsze wierny Bogu, był jednocześnie bliski ludziom. Wstąpił do zakonu, aby uciec od “hałasu świata”, ale posłuszeństwo zaprowadziło go na gwarne ulice miasta i do ludzi. Br. Leopold, podobnie jak pozostali święci kapucyni charakteryzujący się umiłowaniem kontemplacji, żył w nieustannym kontakcie z ludźmi, co nie tylko go nie rozpraszało, ale pomagało oderwać się od siebie samego, brać na siebie troski innych, służyć im i kochać. Był on, jak powiedział jeden z jego gorliwych czcicieli, “oderwany od świata, ale nie oddalony”. Przez pół wieku br. Leopold przemierzał ulice Granady, rozdzielając jałmużnę, pocieszając smutnych, prowadząc ludzi do Boga, ukazując godność codziennej pracy.
Leopold był kwestarzem w okresie, gdy w Hiszpanii zaczynał pojawiać się antyklerykalizm. To czas Drugiej Republiki, po której nastąpiła wojna domowa. Zginęło siedem tysięcy zakonników i kapłanów. Podczas swoich codziennych wędrówek po kweście br. Leopold często był wyszydzany. Pochwały natomiast zawstydzały go, cieszył się z upokorzeń i był świadomy swoich ograniczeń i grzechów. Często powtarzał: “Jestem wielkim grzesznikiem”.
Zmarł 9 lutego 1956 r. w wieku 92 lat. Do dziś codziennie przybywają do jego grobu pielgrzymi z całego świata. Beatyfikował go 12 września 2010 r. na polecenie papieża Benedykta XVI kard. Angelo Amato SDB.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-09e.php3

List okólny nr 7

Błogosławiony Leopold z Alpandeire

(1864-1956)

Prot. N. 00653/10

Nasz zakon przygotowuje się do przeżywania już drugiej – w tak krótkim odstępie czasu – beatyfikacji na Półwyspie Iberyjskim. Tym razem przyszła kolej na Leopolda z Alpandeire, brata kapucyna.

Jego życie nie wyróżniało się niezwykłymi dziełami, lecz prostotą i wiernością powierzonym sobie obowiązkom. Można o nim powiedzieć, że był rzeczywiście „człowiekiem Bożym”, przenikniętym Duchem Świętym. Jako brat kwestarz codziennie przebywał pośród ludzi. Nigdy nie występował z pozycji władzy, ale zawsze jako ten, który prosi i szanuje wolność drugiej osoby. Kwestował na potrzeby braci, a w zamian dawał pogodę ducha, pokój, dary Ducha Świętego.

Kwesta, tak jak była praktykowana przez br. Leopolda, prawie całkowicie zanikła w naszym zakonie, jednak ważne jest, aby odkryć nowe formy obecności pośród ludzi jako „bracia mniejsi”. „Poddani wszystkim ludziom na tej ziemi” – mówił św. Franciszek w Pozdrowieniu cnót – aby stać się okazją do dzielenia się i ofiarować ludziom „pokój Jezusa Chrystusa”. W jaki sposób? Angażując ich w dzieła miłosierdzia, które wielu z naszych braci prowadzi, prosząc, aby poświęcili trochę własnego czasu na czynienie dobra. Z bezinteresownego dawania się może zrodzić się tylko dziękczynienie za wszystko, co się otrzymało.

Błogosławiony Leopold należy do grona braci kwestarzy, którzy jako bracia mniejsi byli wcieleniem Boga szukającego człowieka. Dziś cieszymy się, gdyż ten pokorny kwestarz osiągnął chwałę ołtarzy, a jednocześnie prosimy go, aby pomagał poszukującym Boga. Jako bracia mniejsi kapucyni bądźmy otwarci na głos Ducha, który prowadzi nas do ludzi, gdzie w prostocie i radości możemy świadczyć o miłości Boga.

W centrum Serranía de Ronda znajduje się Alpandeire, mała malownicza wioska, ukryta niczym ptasie gniazdo na szczycie góry. Jest miejscem narodzin naszego świętego kwestarza kapucyńskiego, mistyka pokory i ukrycia, który był darem Boga dla ludzkości, poszukującej sensu życia.

Jego rodzice, Diego Márquez Ayala i Jerónima Sánchez Jiménez byli prostymi rolnikami, którzy musieli ciężko pracować na nieurodzajnej i skalistej ziemi, aby wyżywić cała rodzinę. Dnia 24 czerwca 1864 roku urodził się pierwszy syn, który 29 czerwca otrzymał na chrzcie imiona Franciszek Tomasz Jan Chrzciciel, w przyszłości nasz brat Leopold. Diego i Jerónima mieli jeszcze troje dzieci: Diego, Juan Miguel i Maria Teresa.

Franciszek Tomasz wzrastał w cieple rodzinnej miłości, umacnianej praktyką cnót chrześcijańskich. Od swego ojca nauczył się dobrych manier, zasad życia chrześcijańskiego i czynienia dobra. Z ust matki nauczył się modlitwy. Franciszek Tomasz był człowiekiem wesołym i rozsądnym, dobrym towarzyszem, niestrudzonym pracownikiem. Dzień rozpoczynał Mszą świętą i adoracją Najświętszego Sakramentu. Umiejętność dzielenia się z innymi wszystkim, co miał oraz naturalna, niewymuszona dobroć, były wyrazem jego głębokiego życia duchowego i silnej wiary. Świadectwa i ci, którzy go znali, mówili, że był człowiekiem „z sercem na dłoni”, gdy pomagał ubogim. Opowiada się, że oddawał swoje narzędzia rolnicze tym, którzy ich nie mieli lub rozdawał zarobione pieniądze na winobraniu ubogim, których spotykał na swojej drodze do domu.

W ten sposób przeżył w „ukryciu” 35 lat, pracując na roli i pomagając rodzinie. Tymczasem Bóg przygotowywał go stopniowo do swojej służby. W 1894 roku, słuchając kazania pewnego kapucyna z okazji beatyfikacji Diego z Kadyksu, młody Franciszek Tomasz postanowił wstąpić do zakonu kapucynów. „Chcę być kapucynem tak jak on i żyć w odosobnieniu”.

Dopiero w 1899 roku został przyjęty do kapucynów w Sewilli. Miesiąc potem rozpoczął nowicjat otrzymując bardzo pozytywną opinię braci, którzy chwalili jego milczenie, pracowitość, modlitwę, dobroć. Z rąk br. Diego z Walencji, przełożonego i mistrza nowicjatu, 16 listopada tego samego roku przyjął habit kapucyński i imię Leopolda z Alpandeire.

Decyzja, żeby zostać kapucynem nie wymagała radykalnej zmiany życia, ponieważ już prowadził głębokie i intensywne życie ewangeliczne. Br. Leopold pracując na roli i w ogrodzie klasztornym przekształcał swoją pokorną pracę w nieustanną modlitwę i służbę. Zmiana imienia, powie wiele lat później, wstrząsnęła nim „jak zimny prysznic”, gdyż imię to nie było popularne wśród członków zakonu. Klasztor nie był dla niego ucieczką przed ubóstwem czy schronieniem dla „złamanego serca”, ale miejscem, gdzie kontynuował swoje życie ewangeliczne. Przykład bł. Diego z Kadyksu zachęcił go do służby Bogu całym sercem, aż do całkowitej ofiary z siebie.

Przełożeni w Sewilli, wiedząc, że był rolnikiem, wyznaczyli go do pomocy bratu ogrodnikowi. W ogrodzie oprócz uprawy jarzyn br. Leopold rozwijał także swoje dary duchowe. Kto go znał twierdzi, że jego święta radość odpowiadała jego głębi duchowej, której jego oczy i twarz nie mogły ukryć. Każdy jego gest, także ten najbardziej zwykły i rutynowy, wypływał z głębokiej jedności z Bogiem. Jako nowicjusz, br. Leopold doświadczył radości płynącej z bezwarunkowej odpowiedzi na powołanie Boże. Miał 36 lat, jednak młodość ducha nie była faktem tylko wewnętrznym, lecz objawiała się w widzialnej i namacalnej radości. W nowicjacie, który położył fundament pod jego wzrost duchowy, zapoznał się z tradycją i duchowością kapucyńską, co przyczyniło się do dalszego umacniania się w miłości Boga.

Po ukończeniu nowicjatu i złożeniu pierwszych ślubów, przebywał krótki czas w klasztorach w Sewilli, Granadzie i Antequerze. Motyka była jego wierną towarzyszką w pracy w ogrodach klasztornych. Nauczył się przemieniać pracę ręczną i posługę braciom w modlitwę. Był „kontemplatykiem pośród kanałów nawadniających, warzyw, owoców i kwiatów na ołtarze”.

W 1903 roku został wysłany do klasztoru w Granadzie, gdzie miał pełnić posługę ogrodnika. Spędził tu swoje ostatnie lata życia, w absolutnym odosobnieniu, między starymi murami klasztornymi a ogrodem. Lata głębokiego doświadczenia duchowego i milczenia. W ogrodzie zrodził się jego dialog z Bogiem, a wraz z nim jego cnoty. Z ogrodu szedł prosto do kaplicy z Najświętszym Sakramentem, przed którym spędzał długie noce na adoracji. W starym klasztorze w Granadzie, 23 listopada 1903 roku, br. Leopold złożył śluby wieczyste w ręce br. Franciszka z Mendieta, przełożonego domu. Była to jego definitywna konsekracja Bogu, którą odtąd wypełniał przez całe swoje życie.

Po krótkich pobytach w Sewilli i Anteguerze, 21 lutego 1914 roku powrócił do Granady, aby tam pozostać już na zawsze. Miasto u podnóża Sierra Nevada stało się miejscem, w którym br. Leopold spędził prawie 50 lat swego życia jako ogrodnik, zakrystianin i kwestarz, zawsze wierny Bogu i jednocześnie bliski ludziom. Najbardziej był znany jako brat kwestarz. Wstąpił do zakonu, aby uciec od „hałasu świata”, ale posłuszeństwo zaprowadziło go na gwarne ulice miasta i do ludzi, aby tam stoczyć swoją decydującą walkę o świętość. Góry, doliny, zakurzone drogi i ścieżki stały się jego klasztorem i kościołem. Br. Leopold, podobnie jak pozostali święci kapucyni charakteryzujący się wielką skłonnością do kontemplacji, żył w nieustannym kontakcie z ludźmi, co nie tylko go nie rozpraszało, ale pomagało oderwać się od siebie samego, brać na siebie troski innych, rozumieć innych, służyć im i kochać. Był on, jak powiedział jeden z jego gorliwych czcicieli, „oderwany od świata, ale nie oddalony”.

W mieście wszyscy go znali. Przede wszystkim dzieci, gdy tylko go dostrzegły, wołały: „Spójrzcie, tam idzie br. Nipordo” i wybiegały mu na przeciw. Zatrzymywał się z nimi jakiś czas, aby nauczyć ich podstaw katechizmu, a z dorosłymi, aby wysłuchać ich problemów i trosk. Br. Leopold odkrył sposób, aby obdzielać wszystkich dobrocią Boga: była nim recytacja trzech Ave Maria. Była to jego formuła umożliwiająca przenikanie rzeczywistości Bożej w rzeczywistość ludzką.

Przez pół wieku, dzień po dniu, br. Leopold przemierzał ulice Granady rozdzielając jałmużnę miłości, pocieszając smutnych, tworząc jedność i harmonię, prowadząc ludzi do Boga, ukazując godność codziennej pracy. Każdy jego czyn i każde spotkanie z drugim człowiekiem były zawsze czymś nowym i niepowtarzalnym.

Nie wszystko jednak przychodziło łatwo i lekko. Br. Leopold był kwestarzem w okresie, gdy w Hiszpanii zaczynał pojawiać się antyklerykalizm, a to, co miało posmak religii, było źle widziane jeśli nie zwalczane. Był to czas Drugiej Republiki, po której nastąpiła wojna domowa. Zginęło siedem tysięcy zakonników i kapłanów. Podczas swoich codziennych wędrówek po kweście br. Leopold często był wyszydzany: „Leniuchu, wkrótce założymy ci ten powróz na szyję!”, „Obiboku, zacznij pracować, zamiast prosić o jałmużnę!” – wykrzykiwali niektórzy za nim. Br. Leopold odpowiadał na te złośliwe zaczepki parafrazując słowa Ewangelii: „Biedacy, żal mi ich, bo nie wiedzą, co mówią”.

Zadaję sobie pytanie czy był jakiś sekret w życiu naszego brata kwestarza? Tak, sekretem jego życia była modlitwa, zjednoczenie z Bogiem i praca. Przekształcał wszystko w modlitwę, a modlitwa była dla niego jego uprzywilejowaną pracą. Życie jego nie składało się z wielkich czynów czy spektakularnych wydarzeń, oprócz tego, co normalnie wymagane jest od człowieka podejmującego życie zakonne.

Świętość br. Leopolda budowana była na fundamencie jego wcześniejszego życia w świecie. Zachował swoją tożsamość rolnika z Alpandeire, która już zawierała projekt świętości.

Br. Paschalis Rywalski, były minister generalny zakonu, mówiąc o br. Leopoldzie, powiedział: „Niewątpliwie, kto spotkał br. Leopolda od razu był zafascynowany jego prostym i naturalnym stylem życia, bez sztuczności, stylem szczerym i prawym, ewangelicznie ubogim. Był ubogim chrześcijaninem i rolnikiem, człowiekiem prostym i dyskretnym, nie szukał pierwszych miejsc, służył w pokorze i ukryciu. Człowiek z sercem dziecka, szlachetny i szczery, uprzejmy i trzeźwy w osądzie, uczciwy pracownik. Osoba wyjątkowo powściągliwa i skromna mimo tak wielkich dzieł, które dobry Bóg dokonał przez niego. Pochwały ludzi zawstydzały go, cieszył się z upokorzeń i był świadomy swoich ograniczeń i grzechów. Często powtarzał: «Jestem wielkim grzesznikiem». Br. Leopold dobrze znał słynne powiedzenie św. Franciszka: „Człowiek jest tym tylko, czym jest w oczach Boga i niczym więcej” (Napomnienie 19, 2).

Nie było łatwo zobaczyć jego oczy. Br. Leopold wziął za wzór św. Feliksa z Canalice, który wzrok miał zawsze zwrócony ku ziemi, a serce ku niebu. Miał oczy dziecka: czyste, pogodne i przenikające. Emanował pogodą ducha, czystością i dobrocią serca, które były owocem wewnętrznego pokoju.

Dzięki swej pokorze i dyspozycyjności posiadał szczególny wpływ na wszystkich, którzy go spotykali. Jego postać nie należała do tych, które rzucają się w oczy i przyciągają uwagę. Br. Leopold często przebywał pośród ludzi niezauważony, ale w swoim sercu widział osoby, które go potrzebowały.

Patrząc na życie br. Leopolda możemy powiedzieć, że żył Ewangelią Jezusa sine glossa, naśladując w tym św. Franciszka z Asyżu. To, co jest nadzwyczajne, to jego szczerość, przejrzystość, skupienie. W klimacie niepewności i braku punktów odniesienia, br. Leopold jawi się nam jako ktoś, kto potrafił uważnie słuchać głosu Boga kształtującego go na obraz Syna Jednorodzonego.

Pewnego dnia, gdy jak zwykle kwestował, upadł na ziemię i złamał sobie kość udową. Przez jakiś czas przebywał w szpitalu, ale na szczęście wyzdrowiał bez operacji chirurgicznej. Do klasztoru powrócił na własnych nogach pomagając sobie laską, ale nie mógł już chodzić po kweście. W ten sposób mógł całkowicie poświęcić się modlitwie i Bogu, swojej największej miłości. Przez ostatnie trzy lata życia, zjednoczony z Bogiem, był jak „płomień miłości”, który spalał się do końca.

Płomyk zgasł 9 lutego 1956 roku. Miał wówczas 92 lata. Pokorny kwestarz od Trzech Zdrowaś Maryjo, połączył się na zawsze z Bogiem. Wiadomość o jego śmierci szybko obiegła całą Granadę pogrążając w smutku jej mieszkańców. Rzeka ludzi skierowała się do klasztoru kapucynów. Codziennie, a zwłaszcza dziewiątego dnia każdego miesiąca, przybywają do jego grobu pielgrzymi z całego świata. Wiele łask Bóg udzielił przez wstawiennictwo swego wiernego sługi.

Benedykt XVI dnia 15 marca 2008 roku ogłosił heroiczność jego cnót, a 12 września 2010 roku br. Leopold będzie ogłoszony błogosławionym.

Rzym, 15 sierpnia 2010
Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Pany

Br. Mauro Jöhri
Minister generalny OFMCap

Źródło: Kuria Generalna Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów

https://www.kapucyni.pl/index.php/biografie/kapucyni/2832-bl-leopold-z-alpandeire

Hiszpania: przed beatyfikacją br. Leopolda – kwestarza Granady

Zakon kapucynów przygotowuje się do drugiej już w tym roku beatyfikacji na Półwyspie Iberyjskim. 25 kwietnia w Barcelonie został ogłoszony błogosławionym José Tous y Soler, kapłan, a 12 września to samo spotka żyjącego na przełomie XIX i XX w. brata zakonnego Leopolda z Alpandeire. Uroczystości będzie przewodniczył prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, abp Angelo Amato SDB.

Leopold z Alpandeire (Francisco Sánchez Márquez)urodził się w 1864 r. w rodzinie prostych rolników. Ci, którzy go znali, mówili, że był człowiekiem „z sercem na dłoni”. Bóg przygotowywał go stopniowo do swojej służby. W 1894 r., słuchając kazania pewnego kapucyna z okazji beatyfikacji Dydaka z Kadyksu, młody Franciszek Tomasz – takie były jego imiona z chrztu – postanowił wstąpić do zakonu. Dopiero w 1899 r. został przyjęty do kapucynów w Sewilli. Otrzymał habit i imię zakonne Leopold z Alpandeire.

Większość swego życia spędził w Granadzie. Jako ogrodnik, zakrystian i kwestarz, zawsze wierny Bogu, był jednocześnie bliski ludziom. Wstąpił do zakonu, aby uciec od „hałasu świata”, ale posłuszeństwo zaprowadziło go na gwarne ulice miasta i do ludzi. Br. Leopold, podobnie jak pozostali święci kapucyni charakteryzujący się umiłowaniem kontemplacji, żył w nieustannym kontakcie z ludźmi, co nie tylko go nie rozpraszało, ale pomagało oderwać się od siebie samego, brać na siebie troski innych, służyć im i kochać. Był on, jak powiedział jeden z jego gorliwych czcicieli, „oderwany od świata, ale nie oddalony”. Przez pół wieku br. Leopold przemierzał ulice Granady, rozdzielając jałmużnę, pocieszając smutnych, prowadząc ludzi do Boga, ukazując godność codziennej pracy.

Br. Leopold był kwestarzem w okresie, gdy w Hiszpanii zaczynał pojawiać się antyklerykalizm. To czas Drugiej Republiki, po której nastąpiła wojna domowa. Zginęło siedem tysięcy zakonników i kapłanów. Podczas swoich codziennych wędrówek po kweście br. Leopold często był wyszydzany. Natomiast pochwały zawstydzały go, cieszył się z upokorzeń i był świadomy swoich ograniczeń i grzechów. Często powtarzał: „Jestem wielkim grzesznikiem”.

Zmarł w 1956 r. w wieku 92 lat. Codziennie przybywają do jego grobu pielgrzymi z całego świata.

T. Wroński, OFMCap, Rzym

http://pl.radiovaticana.va/storico/2010/09/11/hiszpania:_przed_beatyfikacj%C4%85_br._leopolda_%E2%80%93_kwestarza_granady/pol-421833

******

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Rouen – św. Ansberta, biskupa. Był zrazu opatem we Fontenelle. Objąwszy stolicę w Rouen, zasłynął z wielkoduszności i miłosierdzia. Mimo to wycierpiał przykrości wygnania, na które skazał go Pepin z Herstalu. Zmarł około roku 692 w Hautmont, w prowincji Hainaut. W czasie najazdów normandzkich jego ciało przeniesiono do opactwa pod Gandawą.

oraz:

św. Cyryla, biskupa Aleksandrii (+ 441); bł. Jakuba Cusmano, prezbitera (+ 1888); świętych diakonów i męczenników Pryma i Donata (+ 361); św. Sabina, biskupa (+ pocz. VI w.)

 

 

O autorze: Judyta