Słowo Boże na dziś – 12 lutego 2015 r. – czwartek – Postawa uniżenia wynika nie z gestu zewnętrznego, ale z postawy serca… Mariusz Han SJ

Myśl dnia

Prawdziwa miłość otwiera ramiona, a zamyka oczy.

św. Wincenty à Paulo

Od czasu wynalezienia pisma bardzo straciły na sile prośby, a zyskały rozkazy.
Georg Christoph Lichtenberg
Postawa uniżenia wynika nie z gestu zewnętrznego, ale z postawy serca… Mariusz Han SJ

CZWARTEK V TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE (Rdz 2, 18-25)

Stworzenie kobiety. Małżeństwo

Czytanie z Księgi Rodzaju.

Pan Bóg rzekł: « Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc ».
Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta ziemne i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę «.istota żywa ». I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny.
Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział:
« Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała. Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta ».
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.
Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali nawzajem wstydu.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 128(127), 1-2. 3.4-5)

Refren: Błogosławiony, kto się boi Pana.

Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana *
i chodzi jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich, *
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.

Małżonka twoja jak płodny szczep winny *
w zaciszu twojego domu.
Synowie twoi jak oliwne gałązki *
dokoła twego stołu.

Tak będzie błogosławiony człowiek, *
który się boi Pana.
Niech cię z Syjonu Pan błogosławi +
i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem *
przez wszystkie dni twego życia.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 11,25)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 7,24-30)

Prośba poganki wysłuchana

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu.
Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki.
Odrzekł jej: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest wziąć chleb dzieciom i rzucić psom”.
Ona Mu odparła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci”.
On jej rzekł: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.

Oto słowo Pańskie.

 **********************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 Pokora i wiara

Determinacja Syrofenicjanki była ogromna. Do Jezusa podeszła z wielką wiarą. Nie stawiała warunków ani ograniczeń. Po prostu uwierzyła, że Syn Boży może uwolnić jej dziecko z wpływu demona. Jezus spełnił jej prośbę, chociaż była poganką i nie należała do narodu wybranego. Człowiek może przed Bogiem stawać zawsze. Bez względu na to kim jest i jaki jest stan jego duszy. Także wtedy, gdy jest grzesznikiem. To, co się liczy, to jego pokora i wiara. Gdy będzie posiadał te dwie cnoty, Bóg na pewno o nim nie zapomni i pozwoli mu powstać.Panie, wiem, że często upadam. Jestem tak często uwikłany w grzechy i słabości. Staję przed Tobą jedynie z wiarą. Powierzam Ci moje życie. Proszę, uwolnij mnie od demonów, które oddalają mnie od Ciebie.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*******

Bóg objawia tajemnice królestwa zwyczajnym ludziom w codziennych sytuacjach. W czytaniach usłyszymy dziś o sprawach tak ludzkich, jak miłość męża do żony, matki do dziecka, proste radości życia rodzinnego. Bóg nie działa w oderwaniu od naszego życia, lecz wchodzi w naszą codzienność, pomagając nam przekraczać siebie. Dzięki Jego łasce, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jak kobieta z dzisiejszej Ewangelii, zdobywamy się na heroizm miłości, trudu, pokory, które często niezauważone przez innych, znajdują uznanie w oczach Boga.

Mira Majdan, „Oremus” luty 2009, s. 53

LUD BOŻY

O Boże, który z ciemności wezwałeś nas do przedziwnego swojego światła, spraw, abyśmy mogli głosić Twoją wielmożność (1 P 2, 9)

Zarówno chrzest jak i bierzmowanie nie są zwykłymi wydarzeniami osobistymi, dotyczącymi tylko tych, którzy dostępują odrodzenia i udoskonalenia w życiu chrześcijańskim, lecz są to wydarzenia kościelne odnoszące się do całego Kościoła, bądź to dlatego, że dokonują się przez pośrednictwo jego szafarza, bądź też dlatego, że sakramenty nie tylko jednoczą człowieka z Bogiem, lecz także ludzi wzajemnie między sobą. „Wszyscyśmy w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno ciało” (1 Kor 12, 13), Ciało Mistyczne Chrystusa, czyli Kościół. Kościół tworzy się, wzrasta i rozwija właśnie przez nowe dzieci, które rodzi przez sakramenty.

Nasz Pan, „podkreślając wyraźnie konieczność wiary i chrztu, potwierdził równocześnie konieczność Kościoła, do którego ludzie dostają się przez chrzest jak przez bramę” (KK 14). Ten sam sakrament, który czyni człowieka dzieckiem Boga, czyni go także członkiem Kościoła; podobnie ten sam sakrament, który go czyni doskonałym chrześcijaninem, zaciąga go jako żołnierza na służbę Kościoła. „Gdy Duch Święty… w chrzcielnicy, jakby w łonie, rodzi wierzących w Chrystusa do nowego życia, gromadzi ich wówczas w jeden lud Boży” (DM 15). Nie jest to jakaś rzeczywistość dodatkowa lub drugorzędna, lecz część tego samego planu Bożego zbawienia ludzkości, ponieważ „upodobało się Bogu uświęcać i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud, który by Go poznawał w prawdzie i święcie Mu służył” (KK 9). W tym celu od dawnych czasów Bóg wybrał naród żydowski uświęcając go i wiążąc z sobą szczególnym przymierzem. Lecz była to tylko figura nowego ludu mesjanicznego, który Pan Jezus miał odkupić przez swoją krew i stać się jego Głową. W ten sposób wszyscy ochrzczeni w Chrystusie stanowią lud przez Niego zbawiony: Lud Boży, przedmiot miłosierdzia Bożego (1 P 2, 10). Na ten przywilej, wypływający właśnie z miłosierdzia Bożego, chrześcijanin powinien odpowiedzieć wielkodusznością: „Wszyscy synowie Kościoła pamiętać winni o tym, że swój uprzywilejowany stan zawdzięczają nie własnym zasługom, lecz szczególnej lasce Chrystusa”, na którą powinni odpowiadać „myślą, słowem i uczynkiem” (KK 14).

  • Chwała Tobie, o Panie! Ojcze miłosierdzia, przez chrzest odrodziłeś nas do nowego życia przybranych dzieci Bożych. Ty przez wodę i Ducha Świętego czynisz ze wszystkich ochrzczonych jeden lud Chrystusowy. Ty zsyłasz w nasze serca Ducha Twojej miłości, aby nam udzielić wolności i pokoju. Ty wzywasz ochrzczonych, aby głosili Ewangelię Chrystusa.
    Wysłuchaj nas, o Panie! Spraw, aby wszyscy, którzy zostali naznaczeni znamieniem krzyża, wyznawali jawnie wiarę we wszystkich okolicznościach życia… zachowaj w jednej wierze i miłości wszystkich chrześcijan, których przez chrzest połączyłeś w jedną rodzinę (Obrzęd chrztu dzieci).
  • O święty Kościele Boży, jak wielką miłość ku tobie rozpala w moim sercu ta myśl: jestem twoim członkiem, jestem członkiem Jezusa Chrystusa! Jaką miłość wzbudza ona we mnie ku wszystkim chrześcijanom, skoro wszyscy są moimi braćmi i wszyscy razem tworzymy jedno w Jezusie Chrystusie!
    Nie mógłbym pozostać obojętnym wobec żadnej rzeczy, która dotyczy ciebie. Ogarnia mnie smutek, kiedy jesteś prześladowany, raduję się na wieść o twoich zdobyczach i tryumfie.
    Jak wielką radość budzi we mnie myśl, że uświęcając siebie samego przyczyniam się do powiększenia twojej piękności i pracuję nad uświęceniem wszystkich synów Kościoła, moich braci, a nawet do zbawienia wielkiej rodziny ludzkiej!
    O święty Kościele Boży, pragnę, na ile to zależy ode mnie, abyś stal się jeszcze piękniejszy, świętszy i bardziej liczny, ponieważ cały twój blask wypływa z doskonałości każdego z twoich dzieci, złączonych razem w ścisłej solidarności, która była myślą przewodnią modlitwy Jezusa po Ostatniej Wieczerzy, oraz prawdziwym testamentem Jego Serca: aby wszyscy byli jedno… aby byli doskonali w jedności! (J. B. Chautard).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 123

http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150212.htm

******

Życie opiera się nie na lęku tylko na miłości

Przewodnik Katolicki

Dorota Niedźwiecka

(fot. shutterstock.com)

Na więź, która się tworzy między małżonkami, składa się i czułość, i przyjemność, i radość bycia ze sobą, przyjęcia drugiej osoby i oddanie się jej – z o. Ksawerym Knotzem rozmawia Dorota Niedźwiecka

 

Właśnie wydał Ojciec swoją siódmą książkę Zaślubiny w Bogu mężczyzny i kobiety. Czym różni się ona od poprzednich?

 

Książka pokazuje przede wszystkim, na czym polega życie sakramentalne małżeństwa i jego wyjątkowa duchowość, mówi o budowaniu tożsamości małżeńskiej. Te zagadnienia są podstawą dla zrozumienia moralności życia seksualnego, na którym koncentrowały się moje poprzednie książki.

 

W czym pomaga budowanie tożsamości małżeństwa?

 

Bez określenia swojej tożsamości człowiek nie wie, kim jest. Dopiero gdy małżonkowie wiedzą, kim są dla Boga i jaka jest ich misja w Kościele, mogą odkryć swoją wartość i głębię swojego powołania. W książce pokazuję ogromną rangę, jaką małżeństwo zyskało w Bożym planie zbawienia. Jest ono nie tylko naturalnym związkiem kobiety i mężczyzny, ale czymś dużo, dużo głębszym. Miłość małżonków – sama w sobie niezwykle wartościowa – staje się objawieniem miłości Boga do człowieka.

 

“Małżeństwo jest w samym centrum historii zbawienia” – pisze Ojciec w książce.

 

Tak, małżeństwo w historii zbawienia człowieka, od Adama i Ewy po zaślubiny ludzi z Bogiem w niebie, wyjaśnia najważniejsze tajemnice wiary. Pomaga zrozumieć na przykład tak ważną relację jak relacja Chrystusa z Kościołem, czyli Oblubieńca zakochanego w swojej Oblubienicy. Nie ma ważniejszej rzeczywistości teologicznej jak małżeństwo – co od czasów Jana Pawła II teologia coraz bardziej odkrywa i docenia. Te zagadnienia studiowałem w minionym czasie i im poświęcam moją ostatnią książkę.

 

Specjalista od seksu zmienił branżę?

 

Pokazuję wypływające z Pisma Świętego uzasadnienie dla sposobu życia, jakie ma prowadzić małżeństwo katolickie, żyjące z Chrystusem.

 

Jak dojść do takiego spojrzenia na własne małżeństwo?

 

Poprzez Słowo Boże i sakramenty. Przez nie wchodzimy w tajemnicę spotkania się  z Chrystusem w Kościele i równocześnie w tajemnicę małżeństwa, które dzięki sakramentowi staje się małą wspólnotą Kościoła.

 

Niekiedy można usłyszeć, że jak się człowiek modli, to wszystkie problemy znikają, a małżeństwo nigdy się nie rozpadnie.

 

Wiadomo, że modlitwa jest bardzo ważna. Duchowość małżeńska uczy dostrzegania Boga w więzi małżeńskiej, a to wyklucza budowanie relacji z Bogiem w obojętności dla małżonka, a także wyklucza troszczenie się o siebie wzajemnie bez wspólnego budowania więzi z Bogiem. Modlitwa nie może być przeciwstawiona budowaniu więzi, która wymaga poznania siebie, drugiej osoby, słuchania się wzajemnie i dialogu ze sobą. Gdy troszczy się o więź i się modli, aby ona się rozwijała, można oczekiwać dobrych owoców.

 

Na przykład?

 

Jeśli małżeństwu poczęło się dziecko z wadą serca, mogą podejść do tego technicznie – i przy całym bólu, który z tego powodu odczuwają – po prostu je abortować. A mogą odkryć, że jest to doświadczenie, próba wiary, która pomaga człowiekowi odkryć coś dla niego ważnego. Małżonkowie, w trudnym doświadczeniu mogą zniszczyć swoją więź, a mogą ją umocnić. Kryzys może mieć różne finały zależnie od tego, w jaki sposób człowiek myśli, jaką ma relację do Pana Boga i jaką więź ze współmałżonkiem. Małżonkowie potrzebują bardzo konkretnej umiejętności odczytywania działania Boga w ich więzi małżeńskiej. Wówczas będą widzieć szerzej, niż tylko sprowadzając swoje problemy do kwestii medycznych, socjologicznych czy psychicznych.

 

Wyobraźmy sobie, że małżonkowie kłócą się o byle co, posądzają, zwracają do siebie ze złośliwością.

 

Mogą znaleźć takie rozwiązanie: jeśli coraz bardziej się kłócimy, to sensownie jest się rozejść i znaleźć kogoś bardziej zgodnego. A mogą całą energię skierować na rozwiązywanie problemu. Żeby to zrobić, potrzebują wiary, że Bóg ich złączył razem i da im łaskę jedności, która jest łaską sakramentu małżeństwa. Jedność w różnorodności tworzy się z wykorzystaniem wszelkich ludzkich sposobów stymulujących proces uzdrowienia i pojednania czyli rodzenia się wzajemnej życzliwości, przyjęcia własnych ograniczeń.

 

A intymne życie małżonków? Jak ono wpisuje się w to szerokie, teologiczne spojrzenie, o którym mówił Ojciec na początku?

 

Ważne, by zobaczyć seksualność w całym spektrum – jako wyraz życia fizycznego, psychicznego i duchowego równocześnie. Bo te wszystkie wymiary są ze sobą złączone.

 

Małżeństwa mówią o rewolucyjnej zmianie, jakiej doświadczają, gdy określą sobie, czym jest dla nich wymiar seksualny w kontekście wiary i jak on wpływa na ich życie. W intymnej bliskości z małżonkiem zaczynają dostrzegać głębię: miłości Boga, która jest między nimi i która przybliża ich do siebie nawzajem i równocześnie do Pana Boga. Intensywność spotkania, głębia i sublimacja przeżyć stają się tak delikatne i wyrafinowane zarazem, że małżonkowie mówią, że ich życie odwróciło się o 180 stopni. A zaczęło się od zmiany sposobu myślenia.

 

Z takiego myślenia “to grzech, a to już nie grzech”?

 

Z myślenia skażonego zagrożeniem. To nieistotne, czy to zagrożenie wynika z negatywnych doświadczeń życiowych, czy z nadmiernego skupiania się na własnej grzeszności w sferze seksualnej, czy może z lęku przed swoim ciałem, płodnością.

 

Jak sobie z tym lękiem poradzić? 

 

Rozwiązaniem jest doprowadzenie do zmiany w sposobie myślenia: że życie opiera się nie na lęku tylko na miłości. Trzeba nauczyć się interpretować własne życie z nowej perspektywy. A żeby to zrobić w sposób bezpieczny dla wszystkich, potrzebne są narzędzia: precyzyjny, pełen życzliwości język, który będzie otwierał na relacje, nie tworząc poczucia zagrożenia. Potrzebne jest rodzące się osobiste doświadczenie, jak budować duchowość małżeńską, jak dostrzegać ją w więzi Chrystusa. Dzięki temu łatwiej będzie budować czułość, troskę i szacunek dla własnego ciała.

 

A konkretnie?

 

Pyta Pani o sto pięćdziesiąt pozycji seksualnych? To konkret, który jest pułapką. Taki konkret nie uratuje rozpadającego się małżeństwa, bo ono nie ma mądrości, jak żyć, aby się kochać.

 

Niemniej: jest ważny w kontekście małżeństwa. Chodzi przecież także o to, by być umiejętnym kochankiem. 

 

Bo potrzebne jest myślenie, które wszystko łączy w harmonii i odpowiednich proporcjach. Wszystko, co stworzył Pan Bóg.

 

I wymyślili ludzie. Pan Bóg nie stwarzał przecież pozycji seksualnych.

 

Można powiedzieć, że stworzył, a ludzie potem nazwali po swojemu własne zachowania, zaplanowane przez Boga dla życia seksualnego. Bo na więź, która się tworzy między małżonkami, składa się i czułość, i przyjemność, i radość bycia ze sobą, przyjęcia drugiej osoby i oddanie się jej. Także odczucie delikatnej i pełnej szacunku obecności Pana Boga. I jak najbardziej techniczne kwestie ars amandi. Wszystko to może i ma ze sobą współgrać. Jak dźwięki, które zebrane w odpowiedni sposób tworzą harmonię melodii.

 

 

O. Ksawery Knotz – doktor teologii pastoralnej, duszpasterz małżeństw i rodzin, pisze książki i prowadzi rekolekcje o seksie dla małżeństw.

ZAŚLUBINY W BOGU MĘŻCZYZNY I KOBIETY

ZAŚLUBINY W BOGU MĘŻCZYZNY I KOBIETY

Ksawery Knotz OFMCap

Kod: 72801
Cena 19,50 zł

 

 Ojciec Ksawery Knotz OFMCap od lat pomaga małżeństwom w podtrzymywaniu ich więzi z Bogiem. Te książkę również dedykuje małżeństwom i wyjaśnia niezwykłość tego sakramentu.“Kiedy ludzie się zakochują, upojeni miłością chcieliby, aby ich wzajemna fascynacja nigdy się nie skończyła. Zakochanie się jest jednak zaledwie obietnicą Bożej miłości, czyli przyszłego szczęścia, jakie ostatecznie będziemy przeżywać dopiero w niebie, na weselu po zaślubinach z Bogiem. Na ziemi należy się spodziewać trudu pracy nad wzajemną relacją, który będzie nagradzany chwilami szczęścia, jakie Bóg przygotował dla tych, którzy Go kochają”.

http://www.deon.pl/religia/w-relacji/cialo-duch-seks/art,133,zycie-opiera-sie-nie-na-leku-tylko-na-milosci.html

*******

90 sekund z Ewangelią – Mk 7, 24-30

Jacek Siepsiak SJ

90 sekund z Ewangelią, codziennie i do końca świata. W każdym z odcinków rozważamy Słowo w myśl zasady: minimum słów, maksimum treści.

 

Rozważanie do dzisiejszej Ewangelii przygotował o. Jacek Siepsiak SJ

 

http://youtu.be/eDhD_pXb7ro

**************************************************************************************************************************************

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 7, 24-30

Mariusz Han SJ

(fot. splityarn / Foter / CC BY-NC-SA)

Prosić, ale tylko na kolanach…

 

Wiara Syrofenicjanki
Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu. Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki.

 

Odrzekł jej: Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom. Ona Mu odparła: Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci.

 

On jej rzekł: Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.

 

Opowiadanie pt. “Zmiana myślenia”
Sposób ubierania do pewnego stopnia kształtuje człowieka, ułatwia lub utrudnia kontakt z innymi. Psychologia mówi o pewnych zmianach u osób noszących stale określony strój czy uniform.

 

Św. Franciszek Salezy, biskup z Genewy, na pytanie, czy zakonnicy mają nosić skarpetki, czy nie – odpowiedział: “Głowy trzeba reformować, nie nogi”.

 

Refleksja
Postawa klęcząca wymaga od nas nie tylko wysiłku fizycznego i wykonania gestu uniżenia, ale przede wszystkim postawy serca. Uniżenie serca w tym geście jest o wiele ważniejsze, niż sam gest zewnętrzny przyklęknięcia. Z postawy serca bowiem biorą się wszelkie gesty, które jeśli są autentyczne, wyrażają to, co chcemy przekazać drugiemu człowiekowi……

 

Jezus za każdym razem, gdy rozmawiał z Ojcem, wpierw swoim sercem przygotował to, co chciał wyrazić wpierw swoimi ustami, a potem postawą zewnętrzną. Ta postawa była wyrażeniem jego postawy duchowej. W każdej modlitwie, każdy z nas uklękła po to, aby wyrazić  postawę szacunku wobec Tego, który jest naszym Ojcem. Postawa uniżenia wynika nie z gestu zewnętrznego, ale z postawy serca…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego postawa klęcząca jest tak ważna w naszym życiu?
2. Czy prosić to wstyd?
3. Dlaczego potrzebne są nam zewnętrzne gesty?

 

I tak na koniec…
Od czasu wynalezienia pisma bardzo straciły na sile prośby, a zyskały rozkazy (Georg Christoph Lichtenberg)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,536,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-7-24-30.html

*******

Komentarz liturgiczny

Prośba poganki wysłuchana
(Mk 7, 24-30
)

W czasach Jezusa kobieta, która nie będąc Żydówką biegła do Żyda po pomoc musiała być w wielkiej desperacji. Syrofenicjance chodziło o uzdrowienie jej opętanego dziecka. Jej dialog z Jezusem jest skuteczny, bo prowadzony w wierze w moc Jezusa. Zły duch z dziecka wyszedł.
Proszę Ciebie, Jezu, napełnij moje serce Duchem Świętym, bym umiał rozmawiać z Tobą.
 


Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

******

Refleksja katolika

W dzisiejszym świecie wrażliwość często wydaje się być kulą u nogi, a ona jest łaską!

Człowiek wrażliwy na Boga szuka Go całym sercem i umie wyprosić potrzebną łaskę. Tak jak Syrofenicjanka, którą spotykamy dziś w Ewangelii. Ona w sercu słyszała Boży Głos, który ją prowadził do Jezusa. Mimo wszystkich okoliczności tego wydarzenia, które skreślały ją w oczach wszystkich patrzących na to spotkanie (była „tylko” kobietą, i to poganką!), mimo wszystko wyprosiła Bożą łaskę dla swojej cierpiącej córki (por. Mk 7,24-30).

Człowiek wrażliwy rozpoznaje Boże dary. Nazywając je, dziękuje Bogu Stwórcy.

Człowiek wrażliwy dostraja się do drugiego człowieka. Widzi wspólne podobieństwo i cieszy się drugim człowiekiem. I z miłością chętnie wyrusza w drogę, którą im przygotował Bóg (por. Rdz 2,18-25).

Człowiek wrażliwy, idąc Bożą drogą jest szczęśliwy. W ciszy wydaje piękne owoce swego życia (por. Ps 128,1-5).

Błogosławiony, kto się boi Pana…
niech cię z Syjonu Pan błogosławi!
(z Ps 128)
Anna-Irena, Kraków
czytelny@poczta.fm

***

Biblia pyta:
I usłyszałem głos Pana mówiącego: Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?
Iz 6,8

***

KSIĘGA IV, GORĄCA ZACHĘTA DO KOMUNII ŚWIĘTEJ
ROZDZIAŁ II, W SAKRAMENCIE OŁTARZA UKAZUJE SIĘ WIELKA DOBROĆ I MIŁOŚĆ BOGA

1. Pełen ufności w dobroć Twoją, Panie, i bezmierne miłosierdzie, przychodzę chory do Uzdrowiciela, spragniony i głodny do Źródła życia Ps 36(35),10, ubogi do Króla niebios, sługa do Pana, stworzenie do Stworzyciela, zrozpaczony do mojego czułego pocieszenia. Ale skądże mi to, ze przychodzisz do mnie? Łk 1,43

Kimże jestem, abyś dawał mi siebie samego? Jakże grzesznik ośmiela się stanąć przed Tobą? I jakże Ty raczysz przyjść do grzesznika? Znasz od dawna swojego sługę i wiesz, że nie ma w nim żadnego dobra, aby zasłużył na Twoje przyjście. Wyznaję więc moją nędzę, poznaję Twoją dobroć, oddaję cześć Twojemu oddaniu i dziękuję za tak wielka miłość Ef 2,4.

Bo czynisz to dla siebie samego, a nie dla moich zasług, abym lepiej pojął Twoją dobroć, zapłonął większą miłością i uniżył się doskonałą pokorą. Ponieważ chcesz tego i sam rozkazałeś, więc i ja chcę doznać Twojej łaskawości, i niech już moja niedoskonałość nie będzie przeszkodą!

2. Jezu, łagodny i łaskawy, jakaż cześć Ci się należy, jaka wdzięczność i nieustanna chwała za dar Twojego świętego Ciała, którego wspaniałości nikt z ludzi nie potrafi wyrazić!

Ale o czym będę myśleć w czasie tej Komunii, kiedy zbliżę się do mojego Pana, którego i tak nie zdołam uczcić jak należy, a jednak pragnę Go przyjąć pobożnie? Cóż mógłbym pomyśleć lepszego i zbawienniejszego niż to, że mam się przed Tobą całkiem ukorzyć i tylko wysławiać Twoją nieskończoną dobroć dla mnie.

3.  Chwalę Cię, Boże, i wysławiam na wieki. Nie myślę o sobie, ale oddaję się Tobie do głębi mojego nicestwa.
Oto Ty, Święty świętych, a tu ja, grzesznik nikczemny.

Oto Ty schylasz się nade mną, a ja nie jestem godzien spojrzeć na Ciebie.

Oto Ty przychodzisz do mnie, chcesz być ze mną, zapraszasz mnie do swego stołu. Chcesz mi dać pokarm niebieski i chleb aniołów Ps 78(77),25, nie co innego, ale samego siebie, chleb żywy, który zstąpił z nieba i przynosi światu życie J 6,33.51-52.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

APOSTOLSTWO I FILOZOFIA

Filozof uczniom własnej nauki udziela:
Apostoł tylko świadkiem jest nauczyciela.

Adam Mickiewicz

***

Nie myl dobroci ze słabością.

H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

*********

Refleksja maryjna

Rodzaje objawień maryjnych

Z ilości osób, które do mnie piszą, domagając się, aby ich biskup lub ich parafialni księża zajęli odpowiednią pozycję w sprawie objawień Matki Bożej, wnioskuję, że rozszalał się pewien rodzaj wizji. Tak wiele jest osób, do których Matka Boża przemawia, nakazując im zapisywać swoje słowa. Znam pewną książkę, która jest zbiorem wizji pewnego księdza, która podbiła rynek sprzedaży setkami tysięcy wydań, przyczyniając się do powstania w świecie pewnego stylu duchowości. Mogę stwierdzić, że w obecnym czasie wizje osiągnęły niezliczoną liczbę. Również objawienia, często wzbogacane wizjami (niekiedy przeobfitymi jak w Medjugorie), osiągnęły ogromną liczbę.

W następnej kolejności pojawiają się łzawienia, łączone z objawieniami i krew, która wypływa z obrazów zawieszonych na ścianach. Mógłbym tak wymieniać bez liku, ale zasadniczo rodzaje zawężają się do pierwszych dwóch przykładów, o których wspomniałem: obecność widzialna z wizją lub bez wizji.

C. M. Martini


teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

*******

Izaak ze Stella (? – ok. 1171), mnich cysterski
Kazanie 33, Pierwsze na drugą niedzielę Wielkiego Postu

„Wybrał się stamtąd i udał się w okolice Tyru”
 

„Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w stronę Tyru i Sydonu” (Mt 15,21). Kiedy „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14), wyszło od Ojca by przyjść do świata (J 16,28). „On, istniejąc w postaci Bożej,” opuścił swoją ojczyznę, aby „ogołocić samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,6-7), „w ciele podobnym do ciała grzesznego” (Rz 8,3), żeby dać się znaleźć tym, którzy opuszczają własną ziemię i odnajdują Go w regionie Tyru i Sydonu… Niech wyjdzie zatem ta kobieta kananejska z wnętrza swego kraju (Mt 15,22) i niech spotka, na granicy krainy lekarza, który przychodzi z własnej woli, wyszedłszy przez miłosierdzie z własnego terytorium. Objawia się On, z dobrocią, na obcej ziemi, choremu, który nie mógłby mieć do Niego dostępu, gdyby nie przyszedł. Bo jako błogosławiony Bóg, sprawiedliwy i mocny, był w górze, a nędzny człowiek nie mógł tam wstąpić… Pełen współczucia zatem, dokonał tego, co przystoi litości: przyszedł aż do grzesznika…

Wyjdźmy więc, bracia, wyjdźmy każdy z osobna z miejsca naszej własnej niesprawiedliwości… Pogardź grzechem i oto opuszczasz grzech. Nienawidzisz grzech i spotkałeś Chrystusa tam, gdzie się znajduje. Ale powiesz, że to zbyt wiele dla ciebie i bez łaski Bożej człowiek nie może nienawidzieć grzechu, pragnąć sprawiedliwości, powstrzymać się od grzeszenia i pragnąć poprawy. „Niech dzięki czynią Panu za Jego miłosierdzie, za Jego cuda dla synów ludzkich” (Ps 107,8). Ponieważ jeśli to przez łaskę opuścił krainę Tyru i Sydonu, gdzie kobieta mogła Go spotkać, to także przez łaskę potajemnie wyciągnął tę kobietę z jej najbardziej wewnętrznego domostwa…

Ta kobieta symbolizuje Kościół, odwiecznie powołany, wezwany i usprawiedliwiony w czasie, przeznaczony do chwały na końcu czasów (Rz 8,30): nieustannie modli się on za swoją córką, to znaczy, za każdego z wybranych.

***********

Kilka słów o Słowie 12 II 2015

Michał Legan

 

http://youtu.be/4jV6XZiFteo

 

**************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

12 LUTEGO

św. Saturnin i towarzysze
męczennicy

Około roku 304 podczas prześladowań zarządzonych przez cesarza Dioklecjana w Abisynii w Afryce został uwięziony kapłan oraz 48 innych chrześcijan, mężczyzn, kobiet i dzieci. Pochwycono ich podczas niedzielnej Mszy Świętej i uwięziono, bo odmówili oddania Pisma Świętego. Wszyscy zostali wysłani do Kartaginy na przesłuchanie i stanęli przed prokonsulem Anulimusem. Niektórych torturowano, ponownie postawieni przed obliczem Anulimusa 11 lutego 304 roku zażarcie bronili swojej wiary. Odesłano ich więc z powrotem do więzienia. Nie wiemy na pewno, czy zginęli jeszcze tego samego dnia, czy też prokonsul pozwolił im umrzeć z głodu.

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

******

12 lutego
Błogosławiony
Reginald z Orleanu, prezbiter

Maryja ofiarowuje Reginaldowi szkaplerz dominikański Reginald urodził się około 1183 r. w Saint-Gilles we Francji. Otrzymał wykształcenie na uniwersytecie w Paryżu i od 1206 do 1211 r. wykładał tam prawo kanoniczne. Z racji widocznych zdolności i cnót mianowany został dziekanem kapituły katedralnej w Orleanie. Tu również wsławił się bystrością umysłu i elokwencją w przepowiadaniu oraz czułym nabożeństwem do Matki Bożej.
Jako bardzo gorliwy człowiek, Reginald nie był zadowolony z życia, jakie prowadził; pragnął jeszcze więcej. Wyruszył z pielgrzymką do Ziemi Świętej, aby rozeznać swoje powołanie. Po drodze przechodził przez Rzym. Podzielił się tu swoim pragnieniem pierwotnego ubóstwa i apostolskiego głoszenia Ewangelii z kardynałem Hugonem de Segni. Ten skierował młodzieńca do św. Dominika Guzmana, który w tym samym czasie przebywał w Rzymie. Reginald nie wahał się otworzyć serca przed Dominikiem – jego poszukiwanie miejsca realizacji powołania zakończyły się.
Reginald postanowił wstąpić do nowo powstałego zakonu św. Dominika. Bardzo szybko jednak poważnie zachorował, jego życie było zagrożone. Dominik, będąc pod wrażeniem mądrości i oddania Reginalda, gorliwie modlił się o jego uzdrowienie. Jego modlitwa była jak zwykle skuteczna. Reginald miał w tym czasie wizję: przy jego łóżku pojawiła się Najświętsza Dziewica ze św. Cecylią i św. Katarzyną Aleksandryjską. Namaściły go niebiańskimi perfumami. Maryja pokazała mu długi biały szkaplerz, wskazując, że będzie on częścią stroju zakonnego dominikanów. Po tej wizji Reginald był całkowicie zdrów. Bracia, którzy aż dotąd, do 1218 r., nosili stroje kanoników regularnych, z radością przyjęli białe szkaplerze, przyniesione im specjalnie przez Maryję. Reginald tymczasem, otrzymawszy habit, dla wypełnienia swoich ślubów udał się w dalszą drogę do Ziemi Świętej.
Po powrocie zaczął się krótki, ale błyskotliwy okres głoszenia Ewangelii przez Reginalda. Jego elokwencja i piękno życia ściągały wielu ludzi do zakonu w Paryżu i Bolonii. Wśród nich byli nie tylko studenci, ale także profesorowie i doktorzy prawa. Jednym z nich był także Jordan z Saksonii, który z czasem stał się również łowcą dusz oraz następcą św. Dominika jako generał zakonu.
Reginald był pierwszym, który nosił dominikański szkaplerz – i pierwszym, który w nim zmarł w niecałe dwa lata po obłóczynach w 1220 r. W ikonografii jest często przedstawiany w momencie otrzymywania szkaplerza od Maryi.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-12a.php3

 

Z Libellus de principiis Ordinis Prædicatorum
błogosławionego Jordana z Saksonii, prezbitera
(Nr 56-58: MOPH 16, Romae 1935, pp. 63-64)

Wydawało się, że powstał nowy Eliasz

 

W Roku Pańskim 1218, gdy Mistrz Dominik przebywał w Rzymie, przybył tam Mistrz Reginald, dziekan św. Aniana w Orleanie, aby się przygotować do przeprawy przez morze. Był to człowiek wielkiej sławy, wybitny uczony, wyróżniony godnościami, który od pięciu lat prowadził katedrę prawa kanonicznego w Paryżu. Zaraz po swoim przybyciu do Rzymu zapadł na ciężką chorobę. Mistrz Dominik odwiedzał go kilkakrotnie, zachęcając do przyjęcia Chrystusowego ubóstwa i wstąpienia do jego Zakonu, na co uzyskał pełną i wolną zgodę Reginalda, tak że nawet związał się co do tego ślubem.
Ze swojej ciężkiej choroby i niemal pewnego niebezpieczeństwa śmierci wyszedł Reginald nie bez cudownej interwencji Bożej. Ponieważ w czasie ataku silnej gorączki przyszła do niego w widzialnej postaci Królowa Nieba, Matka Miłosierdzia, Dziewica Maryja i jakimś zbawiennym olejkiem, który przyniosła ze sobą, namaściła mu oczy, nos, uszy, usta, pępek, ręce i nogi, dodając te słowa: Namaszczam świętym olejkiem twoje stopy, aby były gotowe do głoszenia Ewangelii pokoju. Ukazała mu ponadto cały habit tego zakonu. Reginald został natychmiast uzdrowiony i tak szybko odzyskał siły, że lekarze, którzy już prawie zwątpili w jego wyleczenie, dziwili się widząc oznaki zdrowia. Później Mistrz Dominik podał ten niezwykły cud do wiadomości wielu osób, które do dzisiaj żyją. Ja sam byłem obecny w Paryżu podczas jego nauki duchowej, gdy opowiadał o tym licznie zebranym.
Skoro więc Mistrz Reginald odzyskał zdrowie, wkrótce oddał się głoszeniu słowa, a wymowa jego była jak gwałtowny ogień. Zawrzało wówczas w całej Bolonii, ponieważ wydawało się, że powstał nowy Eliasz. Mistrz Reginald przyjął w owych dniach do Zakonu wielu bolończyków, liczba uczniów zaś ciągle wzrastała i wielu przyłączało się do nich.
Błogosławionej pamięci Mistrz Reginald udał się potem do Paryża i zaczął głosić słowem i przykładem, z niewyczerpanym żarem ducha, Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. Lecz Bóg zabrał go szybko do siebie i osiągnąwszy doskonałość, w krótkim czasie przeżył czasów wiele.
Brat Mateusz, który znał go na świecie i wiedział, jak był próżny i trudny we współżyciu, zapytał go ze zdziwieniem: Czy nie odczuwasz, Mistrzu, niechęci do tego habitu, który przyjąłeś? A on odpowiedział, spuszczając głowę: Sądzę, że nie mam żadnej zasługi, żyjąc w tym Zakonie, ponieważ znajduję w nim zbyt wiele radości.
http://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=272
********
12 lutego
Błogosławiona Humbelina, mniszka
Błogosławiona Humbelina, siostra św. Bernarda z Clairvaux

Humbelina urodziła się w 1092 r. i była młodszą siostrą św. Bernarda z Clairvaux. Kiedy jej brat wstępował do cystersów wraz z pozostałymi braćmi, ona jedna nie poszła wraz z nim. Wybrała małżeństwo z dostojnikiem.
Kilka lat po założeniu przez Bernarda opactwa w Clairvaux, Humbelina przybyła do niego z wizytą. Ubrana była bardzo dostojnie, towarzyszyła jej liczna świta. Kiedy Bernard dowiedział się, że przybywa jego siostra, odmówił spotkania z nią. Przez ich brata, Andrzeja, przekazał jej, że opat uważa jej przybycie za niepotrzebny spektakl. Humbelina miała wtedy odrzec, że jeśli Bernard zgodzi się z nią spotkać, zrobi, o cokolwiek ten ją poprosi. Bernard przystał na tę propozycję i pouczył z miłością siostrę, że jej tańce i przepych nie licują z wartościami, które wynieśli z domu od świątobliwej matki.
Ta rozmowa wydała swoje owoce dopiero dwa lata później. Humbelina dostała zgodę od męża, by zostać mniszką. Wstąpiła do klasztoru, w którym przeoryszą była jej szwagierka Elżbieta. Wkrótce potem, kiedy Elżbieta opuściła klasztor w celu założenia nowej fundacji w pobliżu Dijon, Humbelina została wybrana nową przeoryszą.
Podjęła bardzo surowe życie pokutnicze. Tłumaczyła siostrom, że tak długo żyła w świecie, że żadna pokuta nie jest dla niej zbyt wielka. Przy jej śmierci byli obecni jej bracia: Bernard, Andrzej i Niward. Obejmowana przez Bernarda, wydała ostatnie tchnienie w 1135 r.
Jej kult rozpoczął się zaraz po jej śmierci; w 1763 r. Stolica Apostolska potwierdziła przysługujący jej tytuł błogosławionej. Jest patronką osób, które straciły rodziców.

 http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-12b.php3

*********

 

12 lutego
Święty Melecjusz, patriarcha

Święty Melecjusz O młodzieńczych latach Melecjusza historia nie przekazała nam żadnych informacji. Wiadomo tylko, że urodził się w mieście Melitene, w Armenii. W roku 358 został wybrany biskupem w Sebaście (Armenia).
W tym okresie nastało groźne niebezpieczeństwo dla Kościoła: herezja Ariusza, który utrzymywał, że Jezus Chrystus nie był Synem Bożym z natury, ale tylko z przybrania, z adopcji. Za herezją opowiedziało się niestety wielu biskupów i sami cesarze, którzy popierali błędną naukę z wszystkich sił. Doszło do tego, jak pisze św. Hieronim, że w pewnym czasie zdawało się, że cały Kościół stał się ariański.
Za wyborem Melecjusza na biskupa głosowali także arianie, gdyż początkowo nie był on zdecydowany, gdzie jest prawda. W roku 360 został powołany na stolicę metropolitalną w Antiochii (Syria). Cesarz Konstancjusz II, sprzyjający arianom, chętnie zatwierdził ten wybór. Kiedy jednak patriarcha spostrzegł się, że arianie są w błędzie, zaczął stanowczo występować przeciwko herezji. To wzbudziło wśród heretyków tak wielkie wzburzenie, że wymusili na cesarzu depozycję Melecjusza i wygnanie. Przebywający wówczas w Antiochii ariański biskup z Cagliari (Sardynia), Lucyferiusz, wyświęcił na biskupa Antiochii Paulina. Kiedy Melecjusz wrócił na swoją stolicę po śmierci ariańskiego cesarza, Konstancjusza II (+ 361), zastał miasto podzielone na dwa obozy – liczniejszy ariański i mniejszościowy – wierny Soborowi Nicejskiemu I (325), który potępił arianizm.
Biskup Paulin umiał tak zręcznie maskować swoje błędy, że zdołał przekonać nawet św. Atanazego, patriarchę Aleksandrii, i papieża Liberiusza I, że Melecjusz głosi błędną naukę. Co więcej, zdołał nakłonić cesarza Walensa, by ten skazał Melecjusza jako heretyka na wygnanie. Tak więc do cierpień fizycznych dołączyły się o wiele boleśniejsze dla Melecjusza cierpienia moralne: został wyłączony ze społeczności kościelnej i napiętnowany jako odstępca od prawowitej wiary.
Na szczęście sprawa się wyjaśniła. Za Melecjuszem opowiedział się św. Bazyli i wielu innych. Gdy na tron wstąpił cesarz Gracjan, odwołał z wygnania bohaterskiego biskupa (378), który w triumfie wrócił na swoją stolicę. W roku 379 Melecjusz przygotował przeciwko arianom wyznanie wiary, które zatwierdził synod, zwołany przez niego w tym czasie. W roku 381 dzięki energicznym zabiegom patriarchy został zwołany do Konstantynopola sobór powszechny (381), na którym zaszczytne przewodniczenie powierzono właśnie Melecjuszowi i zatwierdzono uchwały synodu antiocheńskiego.
Sterany trudami i długoletnią walką w obronie czystości wiary, Melecjusz zmarł na tymże soborze (381). Mowę pogrzebową wygłosił ku jego czci św. Grzegorz z Nyssy, a przewodniczenie na soborze objął ówczesny patriarcha Konstantynopola, św. Grzegorz z Nazjanzu. Melecjusz pożegnał ziemię dla nieba w maju, ale na całym Wschodzie obchodzono rocznicę jego śmierci 12 lutego, zapewne w dzień przeniesienia jego relikwii. Martyrologium Rzymskie przyjęło również tę datę jako doroczną jego pamiątkę. Zasługi św. Melecjusza wysławił św. Jan Złotousty.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-12c.php3

św. Melecjusz I, patriarcha Antiochii
MELECJUSZ I, patriarcha Antiochii (Swiatitiel Mieletij, patriarch Antiochijskij), 12/25 lutego, zm. 381

Urodził się w mieście Melitene w Armenii. W 357 lub 358 r. został wybrany biskupem Sebesty. Głosowali za nim również arianie, których plaga rozlała się wówczas po cesarstwie, bowiem Melecjusz nie był zdecydowany, po której stronie się opowiedzieć.

W 360 r. powołano go na stolicę metropolitalną w Antiochii Syryjskiej. Jego wybór zatwierdził sam sprzyjający arianom cesarz Konstancjusz II. Patriarcha szybko spostrzegł, iż arianie są w błędzie i zaczął stanowczo występować przeciwko nim. Heretycy wymusili na cesarzu Walensie usunięcie go z katedry i wygnanie. Jakiś czas spędził jako pustelnik w odosobnieniu. Oficjalnie uznano go za odstępcę od prawdziwej wiary, przez co bardzo cierpiał moralnie jak i fizycznie.

Bóg sprawił, że cała sprawa wyjaśniła się i za Melecjuszem opowiedzieli się św. Bazyli Wielki oraz wielu innych. W 378 r. cesarz Grancjan odwołał go z wygnania. Święty triumfalnie wjechał do swojej stolicy i rozpoczął walkę z arianami.

W 379 r. przygotował przeciwko heretykom wyznanie wiary, które zatwierdził zwołany przez niego synod. W 381 r. współorganizował i przewodniczył II Soborowi Powszechnemu w Konstantynopolu. Zmarł podczas jego obrad. Jego relikwie przeniesiono do Antiochii 12 lutego. Tego też dnia Kościół czci pamięć patriarchy. Kult świętego ma charakter powszechny.

W ikonografii święty przedstawiany jest jako stary mężczyzna z dosyć długą, siwą brodą, wyraźnie rozdzielającą się na dwa kosmyki. Ubrany jest w liturgiczne, biskupie szaty, ozdobione w duże krzyże. Zazwyczaj prawą ręką błogosławi, w lewej trzyma Ewangelię.

Melecjusz to imię pochodzenia greckiego, mélō — “troszczyć się”.

oprac. Jarosław Charkiewicz
http://www.cerkiew.pl/index.php?id=swieci&tx_orthcal%5Bsw_id%5D=670&cHash=6a297e641a7090761070d5cff9e4eab2

Święty Melecjusz

dodane 2009-09-17 09:36

Anna Leksy

Wiek IV n.e. przyniósł chrześcijaństwu nowy wewnętrzny konflikt. Schizma antiocheńska wynikła na tle walki pomiędzy katolikami i arianami.

Święty Melecjusz   Autor nieznany (PD) Św. Melecjusz

Początek sporowi dał Ariusz, duchowny Kościoła w Aleksandrii. Twierdził on, że Jezus Chrystus jako syn Boży jest poddany Bogu, że został stworzony przez Ojca. Ariusz rozumiał przez to, że “był czas, kiedy nie było Jezusa Chrystusa”. Tym samym Ariusz kwestionował boską naturę Jezusa. Nie można było pogodzić tego z powstającą wtedy doktryną o Trójcy Świętej oraz o równości Boga Ojca i Syna. W 321 r. Ariusz został ekskomunikowany przez synod w Aleksandrii.

Nie był to jednak koniec konfliktu. W spór jaki rozgorzał włączyli się wszyscy wielcy tamtej epoki: cesarz, papież, patriarchowie i biskupi. Nauki Ariusza potępił sobór w Nicei w 325 r. Mimo tego arianizm gromadził wciąż nowych zwolenników. W takich warunkach dojrzewała wiara Melecjusza, chłopca z ormiańskiego miasteczka Melitne. O jego młodzieńczych latach historia nie przekazała nam żadnych informacji.

Wiadomo natomiast, co działo się z Melecjuszem, gdy dorósł. W 358 roku Melecjusz został wybrany biskupem w Sebaście. Młody jeszcze duchowny nie miał wtedy sprecyzowanych poglądów. W związku z tym głosowali za nim tak przeciwnicy, jak i zwolennicy arianizmu.

W tym samym czasie doszło w Sebaście do rozruchów i zmęczony sytuacją Melecjusz wyjechał do Barei. Nie było mu jednak dane długo odpoczywać od sprawowania władzy biskupiej. W 360 roku został powołany na stolicę metropolitarną w Antiochii. Sprzyjający arianom cesarz Konstancjusz II z radością zatwierdził taki wybór. Wtedy jednak poglądy przyszłego świętego były już skrystalizowane.

Święty Melecjusz zdecydował się odstąpić od ariańskich koncepcji. Arianie antiocheńscy nie ukrywali rozczarowania, które niebawem zaowocowało otwartym konfliktem z biskupem. Wzburzeni arianie strącili Melecjusza z urzędu i wymogli zesłanie go na wygnanie do Mityleny.

Jego powrót był możliwy po śmierci cesarza Konstancjusza II w 361 roku. Wtedy właśnie doszło do podziału Antiochii na dwa obozy. Pierwszy i liczniejszy skupiał arian, mniejszy natomiast skupiał wiernych wykładni Soboru Nicejskiego. Ariański biskup Paulin, dyplomatycznie maskując swoje błędy, zdołał przekonać Liberiusza I, patriarchę Aleksandrii, że to Melecjusz głosi błędną naukę. Na skutek oszczerstwa cesarz skazał przyszłego świętego na kolejne wygnanie. Było to dla niego nie lada przykrością, musiał bowiem funkcjonować poza wspólnotą chrześcijańską.

Na szczęście Melecjusz znalazł wsparcie wśród wielkich postaci ówczesnego chrześcijańskiego świata. Opowiedział się za nim m.in. święty Bazyli – biskup i doktor Kościoła. Gdy na tron wstąpił cesarz Gracjan, biskup mógł wreszcie bezpiecznie powrócić z wygnania. Stało się to w 378 roku. Rok później Melecjusz przygotował przeciwko arianom wyznanie wiary. W roku 381 dzięki jego zabiegom zwołano sobór powszechny w Konstantynopolu. Podczas tego Soboru Melecjusz zmarł. Mowę pogrzebową wygłosił Grzegorz z Nysy. Nieco później uczcił go także pięknym panegirykiem Jan Chryzostom, który wcześniej był jego lektorem.

http://kosciol.wiara.pl/doc/491035.Swiety-Melecjusz

********

 

12 lutego
Błogosławiony Józef Eulalio Valdés, zakonnik

Błogosławiony Józef Eulalio Valdés

Józef urodził się 12 lutego 1820 roku na Kubie. Miesiąc później został oddany do sierocińca. Wychowany w surowych warunkach, zachował pogodę ducha i serdeczność dla innych. Jako bardzo młody chłopiec oddawał się opiece nad chorymi, ofiarami epidemii cholery, która miała miejsce w 1835 roku.
Odczytawszy w głębi swojego serca głos powołania, wstąpił do Zakonu Szpitalnego – bonifratrów. Przez kolejne 54 lata życia, aż do chwili śmierci, posługiwał w szpitalu jako usłużny i życzliwy pielęgniarz, później jako lekarz-chirurg. Zawsze z oddaniem wykonywał swoją pracę. Zajmował się biednymi i osobami z marginesu, troszcząc się o ich stan zdrowia, zapewniając wsparcie i pomoc materialną oraz duchową.
Brat Józef Eulalio udowodnił swoje wielkie oddanie chorym, kiedy kubańscy przywódcy wydali dekrety delegalizujące działalność zakonów w całym kraju. Pomimo tych wydarzeń pozostał wierny swoim przekonaniom i głosowi powołania, nie pozostawiając szpitala i nie opuszczając chorych, których nazywał swoimi braćmi i siostrami. Posiadał szczególny dar rozwiązywania problemów i sporów rodzinnych.
Zmarł 7 marca 1889 roku w Camaguey. Beatyfikowany został na Kubie w Camaguey przez kard. José Saraiva Martinsa w dniu 29 listopada 2008 r.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-12d.php3

Modlitwa wstawiennicza

Przenajświętszy Boże, Twoja łaska znalazła w bł. Józefie Eulalio Valdes podatny grunt, żeby przekazywać Twoje miłosierdzie. Całe swoje życie poświęcił On służbie biednym i chorym. Bądź uwielbiony za Jego życie pełne cnót i poświęcenia. Przez wstawiennictwo Twojego Sługi, który czynił miłosierdzie okaż, mi Panie Twoje Miłosierdzie oraz umocnij mą wiarę, nadzieję i miłość. Proszę Cię, udziel mi łaski, której potrzebuję. Niech się tak stanie, za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny, Twojego wiernego sługi brata Olallo Valdesa, na większą chwałę Twoją, przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

http://www.bonifratrzy.pl/index.php?option=18&action=articles_show&art_id=76%20&menu_id=110

Pierwsza w historii beatyfikacja na Kubie

dodane 2008-11-29 20:52

KAI/jk

Kościół katolicki na Kubie przeżywał po raz pierwszy wyniesienie na ołtarze swego rodaka.

W Camagüey w środkowej części wyspy emerytowany prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins w imieniu papieża ogłosił 29 listopada błogosławionym brata Józefa Olallo Valdesa, bonifratra żyjącego w XIX w. Uroczystość odbyła się na placu Miłosierdzia. Józef (José) Olallo Valdés urodził się 12 lutego 1820 r. w Hawanie. Jego rodzice byli nieznani i noworodek trafił od razu do sierocińca św. Józefa, gdzie 15 marca został ochrzczony. Uzyskał tam dobre wychowanie, stał się chłopcem poważnym i odpowiedzialnym. Mając 13-14 lat wstąpił do Zakonu Szpitalniczego św. Jana Bożego (bonifratrów) przy stołecznym szpitalu św. Filipa i Jakuba. Mimo wielu trudności, jakie pojawiały się na jego drodze, wytrwał w powołaniu i złożył śluby jako brat zakonny. W kwietniu 1835 r. przeniesiono go do miasta Puerto Príncipe (obecne Camagüey) i tam w szpitalu św. Jana Bożego oddał się bez reszty posłudze chorym. Pozostał jej wierny 54 lata, aż do śmierci. W wieku 25 lat został „naczelnym pielęgniarzem” szpitala, a w 1856 r. – przełożonym swej wspólnoty zakonnej. Wielokrotnie musiał stawiać czoła różnym trudnościom i przeciwnościom losu, zawsze jednak z wielką uczciwością i hartem ducha pełnił swą posługę, pozostając zarazem wiernym powołaniu zakonnemu. A były to trudne czasy również dla Kościoła na wyspie, gdy rządzili tam liberałowie hiszpańscy, którzy m.in. zawiesili działalność zakonów i zgromadzeń zakonnych oraz skonfiskowali dobra kościelne. Gdy w 1876 r. zmarł ostatni jego współbrat zakonny, Józef aż do śmierci był jedynym bonifratrem na Kubie. Nie zmieniło to jednak w niczym jego postawy, ofiarności i wierności Bogu i chorym. W okresie tzw. wielkiej wojny (1868-78), która zapoczątkowała 30-letnią walkę o wyzwolenie wyspy spod panowania hiszpańskiego, br. Józef, zachowując roztropność i mądrość i nie żywiąc do nikogo urazy, pomagał wszystkim, niezależnie od rasy, koloru skóry czy religii. Przede wszystkim jednak opiekował się najsłabszymi i najuboższymi, okazywał współczucie i pomagał niewolnikom, których wówczas było wielu na Kubie. Wielokrotnie musiał stawiać czoła władzom kolonialnym, cywilnym i wojskowym, usiłującym ograniczyć działalność Kościoła, trwając przy tym mężnie w powołaniu. Ta jego niezłomna postawa zyskała mu opinię „apostoła miłosierdzia” i „ojca ubogich”. Skromny, mądry, nie dążący do wielkich zaszczytów – nie czuł się nawet godny przyjęcia święceń kapłańskich – był samoukiem w zakresie nauk medycznych, potrafił jednak osiągnąć dużą wiedzę w tym zakresie. Zmarł 7 marca 1889 r. w Puerto Príncipe w opinii świętości. Jego grób, na którym ustawiono poświęcony mu pomnik, był przez wiele lat miejscem pielgrzymek wiernych, którzy w ten sposób chcieli uczcić „Ojca Olallo”. Proces beatyfikacyjny rozpoczęto w diecezji Camagüey w 1990 r. , a 16 grudnia 2006 r. władze kościelne uznały heroiczność jego cnót. Dekretem z 15 marca br. Benedykt XVI uznał cud, przypisywany wstawiennictwu br. Józefa – uzdrowienie 3-letniej Danieli Cabrera Ramos z Camagüey, która znajdowała się w terminalnym stadium choroby nowotworowej. W liście pasterskim ogłoszonym z okazji zbliżającej się beatyfikacji episkopat Kuby wyraził nadzieję, że „przykład świętości Ojca Olallo umocni we wszystkich Kubańczykach pragnienie zwrócenia się ku Bogu i trwania w Nim”. Umocni też w każdym „decyzję pójścia naprzód wraz z Maryją na spotkanie Jezusa Chrystusa, tak jak dostrzegł w Nim oblicze prawdziwej miłości Ojciec Olallo” – napisali biskupi. Obecna beatyfikacja była 16. w tym roku, a 55. od początku pontyfikatu Benedykta XVI.
http://info.wiara.pl/doc/180955.Pierwsza-w-historii-beatyfikacja-na-Kubie
***********
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Augusta Emerita (Merida), na terenie dzisiejszej Hiszpanii – św. Eulalii, jednej z najbardziej popularnych w tym kraju bohaterek wiary. Była ponoć bardzo młoda, gdy za Maksymiana ogarnęła ją fala prześladowań. Sławił ją poeta Prudencjusz, wielki Augustyn, a później Fortunat i Grzegorz z Tours. Niektórzy utożsamiają ją z Eulalią z Barcelony, co wydaje się być wysoce prawdopodobne.

oraz:

św. Antoniego, patriarchy Konstantynopola (+ 901); św. Gaudentego, biskupa (+ V w.); św. Saturnina, męczennika (+ 304)

*********
12 lutego
Św. Eulalia

12 lutego

Żywot świętej Eulalii, Męczenniczki

(żyła około roku Pańskiego 300)

 

Święta Eulalia niezaprzeczenie należy do liczby tych Świętych, w których życiu niekażdy szczegół za przykład godny naśladowania wszystkim posłużyć może. Jak się mianowicie niżej przekonamy, święta ta, powodowana szczególnym natchnieniem Ducha św., sama wydała się w ręce katów, czego nikomu bez zuchwalstwa czynić się nie godzi, wyjąwszy osoby wyraźnie i niewątpliwie przez Boga natchnione. Każdy chrześcijanin, wsparty łaską Boską, której Bóg żadnemu na tę próbę wystawionemu nie odmawia, winien być gotowym raczej śmierć ponieść, aniżeli się wyrzec Chrystusa; samemu jednakowoż bez konieczności na to się narażać, byłoby zuchwałą zarozumiałością, mogącą łatwo ściągnąć karę, przez odjęcie wytrwałości, w takim wypadku właśnie potrzebnej. Niezmiernie też rzadki wyjątek stanowią dusze, które natchnione do tego przez Boga, odważają się na krok dla drugich tak niebezpieczny.

Z tej właśnie liczby była nasza Święta. Przyszła na świat w połowie trzeciego wieku, w mieście Barcelonie w Hiszpanii, z rodziców należących do szlachty i gorliwych chrześcijan. Wychowana w wielkiej pobożności, słysząc o palmach męczeńskich, jakie za jej czasów wielu mężnych wyznawców zdobywało, sama poczęła o tym marzyć jak o największym szczęściu, jakie ją mogło spotkać na ziemi, i modliła się gorąco, błagając Pana Boga aby ją do tej najwyższej łaski usposobić raczył.

Święta Eulalia

Miała lat czternaście, gdy do Barcelony przybył jako wielkorządca głośny już wtedy prześladowca chrześcijan, imieniem Dacjan. Działo się to za panowania cesarzów Dioklecjana i Maksymiana; przez nich też został wysłany Dacjan, aby wytępił wiarę na całym Zachodzie, nikogo nie szczędząc, byle dopiął zamierzonego celu. Jakoż gdy się pojawił w Barcelonie rozpoczęło się natychmiast jedno z najokrutniejszych prześladowań wiernych; więził ich gromadami i mordował, zadając poprzednio męczarnie z najzawziętszym okrucieństwem obmyślane. Chrześcijanie w największym przerażeniu kryli się gdzie mogli. Zamożniejsi uchodzili z miasta. Uczynił to także ojciec św. Eulalii, udając się wraz z córką do majętności, jaką posiadał w górach o kilka mil od Barcelony. Szczególnie obawiał się o córkę, gdyż tyran najzacieklej prześladował osoby słynące z wielkiej pobożności. Poza tym lękał się, że jej urodziwa powierzchowność może ją na jeszcze większe niż śmierć narazić niebezpieczeństwo, gdyby się dostała w ręce pogan.

Ostrożności ojcowskie nie miały jednak pozbawić Eulalii korony męczeńskiej, której od dawna pragnęła. Pewnego dnia, na wieść, że Dacjan z jeszcze większą niż dotąd wściekłością katuje chrześcijan, którzy wpadli w jego ręce, Eulalia opuściła potajemnie dom rodzicielski i udała się do Barcelony, kierując się prosto na plac, gdzie odprawiano sądy. Stanąwszy przed Dacjanem rzekła: “Jak śmiesz, Dacjanie, barbarzyńsko rozlewać krew chrześcijan i zmuszać wyznawców Jezusa Chrystusa do oddawania czci fałszywym bogom? Jeden tylko jest Bóg prawdziwy, którego cesarze Dioklecjan i Maksymian, równie jak ty sam i wszyscy ludzie czcić są obowiązani. Będąc człowiekiem stworzonym przez tego Boga, jak śmiesz obrażać swego Stwórcę wszechmocnego!” Dacjan, zdumiony tymi słowy, zawołał: “Ktoś ty jest, która ważysz się tak ubliżające wyrazy miotać przeciwko majestatowi cesarzów i uwłaczać uszanowaniu należnemu jego urzędnikom?” – “Nazywam się Eulalia – odrzekła Święta – i jestem służebnicą Jezusa Chrystusa, któremu należy się cześć Boska”.

Wtedy Dacjan kazał Eulalię okrutnie ubiczować, a potem wtrącić do więzienia. Gdy ją srodze katowano, jaśniejąc najwyższą radością wołała do katów: “Nie czuję wcale mąk, które mi zadajecie, gdyż Bóg mój jest ze mną”. Sędzia, zdziwiony jej, siłą, a ogarnięty dzikim pragnieniem zemsty, kazał ją rozciągnąć na rusztowaniu i szarpać żelaznymi hakami, po czym przykładano jej do boków płonące pochodnie i tarzano ją w palącym się wapnie. Gdy z tych wszystkich katuszy wyszła silna i niezachwiana zarówno na ciele jak na duszy, Dacjan kazał jej lać na głowę wrzący olej, a w nozdrza roztopiony ołów, zmieszany z gorczycą i octem. Pan Bóg chciał opamiętać okrutników cudem, albowiem od ognia, którym męczono Eulalię, zajęło się odzienie katów i wszyscy w mgnieniu oka zostali zamienieni w popiół.

Ale napróżno. Zatwardziałości i barbarzyństwa Dacjana nic zmienić nie mogło. Nie posiadając się z gniewu, postanowił do tych męczarni przydać jeszcze najokrutniejszą dla świętej dziewicy zniewagę i w tym celu rozkazał, by ją odarto z odzienia i oprowadzono po ulicach miasta. Lecz i tu Pan Jezus nie odstąpił tej nieustraszonej sługi swojej i nowym cudem raczył oszczędzić jej skromność. Oto zaczął padać śnieg, tak gęsty, że w jednej chwili okrył całe ciało Świętej grubą, a białą jak jej dusza szatą. Poruszyło to wielu pogan, tak że zaczęli już w tym wszystkim poznawać moc i rękę prawdziwego Boga, wszakże Dacjan i na to okazał się ślepym, skazał bowiem Eulalię na ukrzyżowanie. Pełną radości, że będzie umierać śmiercią podobną jak Zbawiciel, rozpięto ją na krzyżu, a gdy długo skonać nie mogła, dobito ją uderzeniem topora w głowę. W chwili gdy Pan Jezus zabierał jej duszę do siebie, widziano ją w kształcie gołębicy unoszącą się do Nieba.

Nauka moralna

Śnieg, cudownie ciało świętej Eulalii pokrywający, jest obrazem tej świetnej białości, jaką w oczach Boga jaśnieje każda dusza, przyozdobiona cnotą świętej czystości. Jak wielce Pan Bóg umiłował tę Świętą dziewicę, ratując w ten sposób jej skromność dziewiczą, dowodzi właśnie ów cud widoczny, którym postanowił ją od wszelkiej skazy wolną zachować. Umiłujmy więc tę cnotę nad cnotami z całego serca; za łaską Pańską i opieką Matki Przeczystej, chrońmy ją od najmniejszej skazy i strzeżmy jej jak najstaranniej, a sami zasłużymy sobie na podobne korony, z jakimi stanęła święta Eulalia w Niebie.

Modlitwa

Boże, czystości duszy Dawco i Miłośniku, tą świętą cnotą dusze nasze racz obdarzać, i od wszelkiego grożącego jej niebezpieczeństwa miłościwie nas zawsze wybawiaj. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/e/eulalia.htm

Eulalia z Meridy

Eulalia, męczennica z Méridy, cs. Muczenica Jewlalija diewa (ur. ok. 292 w Augusta Emerita w Luzytanii, zm. ok. 304 tamże)[1] – dziewica i męczennica chrześcijańska[2], hiszpańska bohaterka wiary, święta Kościoła katolickiego i prawosławnego[3].

O jej życiu niewiele wiadomo. Jej Passio, które się zachowało, nie przedstawia większej wartości historycznej, natomiast jej wczesny kult jest dobrze udokumentowany. Śmierć męczeńską poniosła w czasach panowania Dioklecjana (284–305) i Maksymiana (286–305) będąc nastoletnią dziewczyną.

Hagiografia

Eulalia pochodziła z zamożnej chrześcijańskiej rodziny z okolic obecnej Barcelony. Słysząc o prześladowaniach chrześcijan, w tajemnicy opuściła dom. Eulalia otwarcie upomniała miejscowego urzędnika za jego postępowanie wobec wiernych. Nie wyrzekłszy się wiary w Chrystusa i za odmowę złożenia ofiary bogom poniosła śmierć męczeńską mając 13 lat. Hagiografia podaje śmierć poprzez spalenie w piecu[1] lub poprzez rozpięcie jej na krzyżu i podpalenie świecami. W chwili śmierci z jej ust miała ulecieć dusza w postaci białej gołębicy oraz spaść śnieg, aby okryć jej ciało[3].

Kult

Święta Eulalia widnieje na bizantyńskiej mozaice w Rawennie, a rzymski poeta Prudencjusz (zm. ok. 405) poświęcił jej hymn Peristephanon. Czcili ją św. Fortunat w swej poezji i św. Grzegorz z Tours w dziele In gloria martyrum.

Z czasem kult rozszerzył się na tereny Afryki Północnej, Francji i Włoch[3].

Jej wspomnienie liturgiczne w Kościele katolickim obchodzone jest 10 grudnia. Związany ze świętą dzień 12 lutego[4] prawdopodobnie upamiętnia przeniesienie relikwii (św. Eulalia czczona w Barcelonie właśnie 12 lutego wydaje się być tożsama ze świętą z Méridy).

Cerkiew prawosławna wspomina męczennicę 22 sierpnia/4 września[a], tj. 4 września według kalendarza gregoriańskiego[3].

Jej atrybutami są miniaturowy piecyk i biała gołębica[1], ale można spotkać lilię oraz tradycyjną palmę męczeństwa[2]. W ikonografii prawosławnej święta ma szkarłatne szaty i krzyż w ręce. Wyróżnia ją jedynie młody wiek i niski wzrost[3].

Jest patronką katedry św. Eulalii w Barcelonie i samej Barcelony. W wirydarzu katedry znajduje się mały staw, w którym pływa trzynaście gęsi symbolizujących wiek świętej. Jest też patronką kobiet w połogu, podróżnych, przeciw dyzenterii i nieszczęściu[1] a także młodzieży[5]

Przypisy

1. Eulalia von Mérida (niem.). Ökumenisches Heiligenlexikon. [dostęp 2013-02-02].

2. Archivio Parrocchia: Sant’ Eulalia Vergine e martire in Spagna (wł.). Enciclopedia dei Santi. [dostęp 2013-02-02].

3. Jarosław Charkiewicz: męcz. Eulalia. Serwis Cerkiew.pl. [dostęp 2013-02-02].

4. Żywot świętej Eulalii, Męczenniczki. Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937 r.. [dostęp 2013-02-02].

5. Asociación de la Virgen y Mártir Santa Eulalia (hiszp.). Stowarzyszenie św. Eulalii. [dostęp 2013-02-02].

 

za wikipedia

Święta
Eulalia z Meridy
 (292 – 304)

Eulalia urodziła się w 292 r. w hiszpańskiej Meridzie, zwanej wówczas Emérita Augusta, stolicy ówczesnej Lusitanii na Półwyspie Iberyjskim. Jej rodzice byli chrześcijanami. Została zamęczona na śmierć w mieście swego urodzenia w wieku 12 lat, dn. 12. lutego 304 roku.

Wiele lat wcześniej imperator Decjusz (249-259) opublikował edykt wymagający od wszystkich mieszkańców Imperium, aby się publicznie zawierzyli bożkom rzymskim i czcili je. Każdy, kto to uczynił, otrzymał certyfikat gwarantujący nietykalność – pozostali natomiast zostawali poddawani torturom. Z każdym rokiem coraz bardziej wzmagały się prześladowania. Na początku IV wieku, władcy rzymscy w obawie przed zachwianiem się imperium i utraceniem władzy pragnęli ostatecznie rozprawić się z Kościołem Powszechnym. Szczególnie wymowne jest to za panowania Dioklecjana – aby umocnić swą władzę, usiłował on ożywić dawną, tradycyjną rzymską wiarę pogańską, inicjując w tym celu jedne z najokrutniejszych w dziejach świata prześladowania członków Kościoła. Wielu chrześcijan, rozochoconych przez lekturę Akt Męczenników, które rozpowszechniane były we wszystkich kościołach, przeciwstawiali się temu z odwagą nieporównywalnie większą niż kiedykolwiek wcześniej, w wielu z pośród nich odzywało się silne pragnienie dobrowolnego męczeństwa za wiarę. Dotyczyło to też Eulalii.

Eulalia skończyła zaledwie 12 lat, kiedy ogłoszone zostały oficjalne dekrety zabraniające pod karą tortur i śmierci w męczarniach wyznawania wiary chrześcijańskiej, nakazujące czczenie bożków pogańskich. Dowiedziawszy się o tym, poczuła wręcz odrazę do tych praw i zaproponowała, że pójdzie protestować przed delegaturą władców. Jej mama szybko dostrzegła jednak pragnienie męczeństwa, jakie coraz silniej odzywało się w sercu córki, dlatego też, by ją chronić przed prześladowaniami, wywiozła Eulalię 30 km za miasto do warownego zamku, powierzając opiekę nad nią księdzu Feliksowi. Rozkazała mu, by wraz z liczną grupą służby nie spuszczał z oczu dziewczynki. Nadzór ten dopełniła dama do towarzystwa – Julia – będąca zarazem nianią i przyjaciółką Eulalii. W tych dniach prefekt rzymski wydał na śmierć wszystkich chrześcijan, którzy nie chcieli złożyć bożkom ofiary poprzez spalenie na ołtarzu fragmenty wątroby wieprzowej.

Eulalia, uwięziona dla własnego bezpieczeństwa, nie potrafiła już dłużej biernie czekać w schronieniu na koniec prześladowań. Sama jednak była bezradna, nie miała możliwości wymknąć się spod oka służby. Modliła się gorąco do Boga, błagała Go o pomoc w wydostaniu się z zamku. On wysłuchał jej próśb – pozyskała dla swych planów Julię, która odwróciła uwagę strażników. Dzięki temu zdołała uciec poza mury – a Julia poszła z nią. Wspólnie przemierzyły pieszo w ciągu jednej nocy kilkadziesiąt kilometrów, by rankiem stawić się przed prefektem. Zorientowawszy się, jaki jest cel ich wizyty, od razu kazał on pochwycić Julię, poddać okrutnym torturom i zgładzić. Eulalia mężnie zadeklarowała, że jest chrześcijanką wierną Jezusowi, zaś te pogańskie prawa nakazujące wszystkim czcić bożki rzymskie i zakazujące wyznawać Wiarę chrześcijańską są zupełnie niesprawiedliwe i nie mogą obowiązywać wiernych Kościoła Świętego. Wprost rzekła, że wszystkie dekrety ogłaszane przez prefektów przynoszą tylko hańbę i wstyd władcom Imperium. Prefekt słuchał do końca Eulalii, uśmiechając się początkowo z politowaniem nad naiwnością tego dziecka. Szybko jednak doszedł do wniosku, że czyn tej małej chrześcijanki nie jest żadną dziecinadą – co ona sama potwierdziła, spluwając mu z odrazą prosto w twarz. Tego było już za wiele dla dumnego Rzymianina. Eulalia postawiona została przed brutalnymi sędziami, którzy sięgnęli po każdy możliwy środek przymusu, by ją zastraszyć i zmusić do wyparcia się Jezusa. Grozili jej najstraszniejszymi męczarniami i pokazywali narzędzia tortur, którymi następnie rozdzielali jej ciało i łamali kości. Przyszli jej jednak z pomocą trzej aniołowie, pocieszali ją i wsparli tak, że z przyjemnością cierpiała dla swego Jedynego Pana i Oblubieńca. Aniołowie pouczyli ją, co ma odpowiadać sędziom, tak, że ci byli zmieszani mądrością i odwagą dziecka. Ujrzała Eulalia na własne oczy aniołów, którzy promieniowali pięknem i z miłością pocieszali ją. Jeden z nich powiedział: Znoś cierpienia dla naszego Pana, który cię kocha nieskończoną miłością. Drugi rzekł: Cierp, drogie dziecko, gdyż już wkrótce będziesz z nami na zawsze radować się w niebie. Trzeci dodał: Znoś cierpienia z odwagą, gdyż swoim przykładem i wytrwałością ocalisz wiele dusz. A potem, wszyscy trzej czule powiedzieli: Czy nie chcesz zostać naszą małą siostrzyczką?. Te słowa aniołów wypełniły serce Eulalii taką radością i siłą, że wykrzyknęła: O PANIE, JAKIEŻ SŁOWA RADOŚCI WYPISANO NA MYM CIELE KRWAWYMI LITERAMI I ZNAKAMI TWYCH CIERPIEŃ I RAN!

Po wielu niewyobrażalnych męczarniach Eulalia została wrzucona, żywa jeszcze, do ognia, i tak zmarła w płomieniach, zaś z jej ust wyfrunął biały gołąbek i wzniósł się ku Niebu.

Powyższa notatka biograficzna pochodzi z autorskiego cyklu artykulików
”Młodzi świadkowie wiary” pisanych przez Marka Pawła Tomaszewskiego w latach 2006-2007
All rights reserved © 2006-2011 Marek Paweł Tomaszewski
http://marek-p-t.blogspot.com/2012/11/eulalia-z-meridy.html

Św. Eulalia z Barcelony

.

Święta dziewica i męczenniczka (zm. 304r.)

Znana również pod imieniem: Ouilla, Olalla, Olara, Aulera.

Figura św. Eulalii na fasadzie budynku Starego Miasta w Barcelonie

Urodziła się w Barcelonie, około 290 roku, w rodzinie szlacheckiej i bardzo pobożnej. Słysząc o męczennikach za wiarę, modliła się gorąco, aby Bóg jeśli będzie taka jego wola, przysposobił ją do takiej śmierci. Gdy miała czternaście lat do Barcelony przybył nowy rządca prowincji Dacjan, okrutnie prześladujący chrześcijan. Ojciec Świętej schronił się wraz z nią w majątku w górach, obawiając się, że nie tylko wielka pobożność Eulalii ściągnie na nią śmierć, ale i jej niezwykła uroda mogłaby na nią ściągnąć coś o wiele gorszego. Sama potajemnie opuściła dom ojca i udała się do miasta.

 Kościół p.w. św. Józefa w Barcelonie
Postawiona przed trybunałem rządcy wyznała, że jest chrześcijanką. Nie chcąc oddać pokłonu bożkom została okrutnie ubiczowana i wtrącona do więzienia. Następnego dnia rozciągnięto ją na rusztowaniu i rozdzierano jej ciało hakami, przypalano boki pochodnią i tarzano w palącym się wapnie. Gdy z tych strasznych męczarni wychodziła coraz mężniejsza i bardziej stanowcza okrutnik Dacjan kazał jej lać na głowę gorący olej, a w nozdrza roztopiony ołów, aby jeszcze bardziej upokorzyć Eulalię kazał zedrzeć z niej ubranie i wlec ją po ulicach miasta. Ale stał się cud i śnieg zaczął padać tak gęstymi płatkami, że okrył ciało Świętej jak białą szatą. Na koniec kazał ją rządca ukrzyżować, a gdy długo konała, kazał ją ugodzić toporem w głowę. W tym momencie jej dusza, jak biała gołębica, uleciała ku niebu.

Sarkofag św. Eulalii w katedrze w Barcelonie

Została pochowana w kościele p.w. św. Maria del Mar w Barcelonie. Jej doczesne szczątki zostały ukryte w 713 roku z obawy przed zbezczeszczeniem w czasie najazdu Maurów, ponownie odkryte w 878 roku. W 1339 roku relikwie przeniesiono do alabastrowego sarkofagu w  krypcie nowo wybudowanej katedry p.w. św. Eulalii.

John William Waterhouse, 1885r.
Tate Gallery w Londynie

To samo imię oraz podobne okoliczności śmierci sprawiają, że bywa mylona ze św. Eulalią z Merida (wspomnienie 10 grudnia).

Patronka:
Barcelony i barcelońskiej katedry, przewoźników, żeglarzy, marynarzy. Wzywana w czasie suszy i w zagrożeniu poronieniem.

Ikonografia:
Przedstawiana w długiej szacie, najczęściej z krzyżem św. Andrzeja (crux decussata).
Jej atrybutami są: gołąb, korona, lilia, palma, płonące pochodnie, czasami księga.

Varia:
Barcelońskie obchody święta Eulalii trwają cały tydzień, od 12 lutego.

Na dziedzińcu  klasztoru przy katedrze św. Eulalii zawsze przechadza się 13 białych gęsi. Gęsi dlatego, że św. Eulalia miała w swoim domu stadko gęsi, trzynaście – bo tyle miała lat jak poniosła śmierć męczeńską i białe, jako symbol jej niewinności.

http://martyrologium.blogspot.com/2010/02/sw-eulalia-z-barcelony.html

*************************************************************************************************************************************

Krzysztof Osuch SJ
Hymn o Miłości – Ona sama wystarczy

Starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą.

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe.

Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość.

(1 Kor 12,31-13,13)
W naszym życiu uczyliśmy się (i nauczyli) różnych rzeczy. Posiedliśmy różne umiejętności… Ich lista jest otwarta, gdyż wciąż wiedzę zdobywamy i nabywamy nowych umiejętności. Stają też przed nami różne zadania – stare i coraz to nowe. Codziennie konfrontowani jesteśmy z różnymi wymogami życia w rodzinie, w społeczeństwie, w Kościele… No i może czasem mamy tego (lekko) dosyć. A poza tym nasuwają się nam dość poważne pytania.

Co jest w życiu grane?

Rzeczywiście, od czasu do czasu pytamy, o co w tym wszystkim chodzi. A może już przestajemy pytać, bo wątpimy, czy istnieje wiarygodna odpowiedź. Jednak w naszej głębi drzemią zasadnicze pytania: „co w tym życiu jest grane?” Co jest w nim najważniejsze? Co powinno liczyć się najbardziej, a co się de facto liczy? Czy jest jakiś wspólny „mianownik” dla wszystkich ludzi; coś, co – oprócz pieniędzy – ożywiałoby różnorodną aktywność człowieka?

Odpowiedź otrzymaliśmy w słowie Bożym. Św. Paweł wskazał wprost na Miłość, a uczynił to podniośle i pięknie… Na Miłość wskazuje także Pan Jezus (On tym bardziej). Ilekroć w Eucharystii uobecniamy Jego zbawczy czyn z Wieczernika i Golgoty, tylekroć odsyłani i zanurzani jesteśmy w oceanie Boskiej Miłości. Jednak wymowa Eucharystii jest z reguły bardzo dyskretna i zakłada wiarę, uważność. Domaga się szukania – za każdym razem na nowo – odpowiedzi na Jezusowe pytanie: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?” (J 13, 12).

Jedno jest pewne i zbieżne u „obu”: i św. Paweł, i Pan Jezus widzą właśnie w Miłości odpowiedź na niepokojące nas pytania. – Tak, to Miłość jest najważniejsza! Ona liczy się najbardziej. Z Niej, to znaczy z Boga, Który jest Miłością – wszystko pochodzi. W Niej, to znaczy w Bogu, Który jest wspólnotą Trzech miłujących się Osób, wszystko ma swą sprawczą przyczynę i swoje uszczęśliwiające spełnienie (cel).

Kiedyś, przed laty, bodaj na seminarium filozoficznym, zapadło mi w pamięć ważkie stwierdzenie: W definicję człowieka wpisany jest Bóg! Słusznie mądrzy filozofowie jednoznacznie stwierdzają, że człowieka nie da się zdefiniować bez odwołania się do Boga.

A skoro tak, to od razu nasuwa się pytanie: A kim jest Bóg?

Kim jest Bóg?

W Piśmie Świętym spotykamy dwa najważniejsze określenia, Kim Bóg jest. Gdy Mojżesz – posyłany przez tajemniczego rozmówcę do faraona – dopytywał się, kim jest ten, który go posyła, wtedy – w odpowiedzi usłyszał: „JESTEM, KTÓRY JESTEM. I dodał: Tak powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was” (Wj 3, 143).

Równie ważne, a poniekąd jeszcze dla nas ważniejsze, jest to, co zapisał o Bogu św. Jan Ewangelista: „Bóg jest miłością” (1 J 4, 16).

Wagę i doniosłość powyższych stwierdzeń na temat Boga lepiej widać na zasadzie kontrastu. Pomyślmy, czy ktokolwiek z nas ludzi powie z ręką na sercu: «oto ja jestem tym, który jest». Lub: «ja jestem miłością». Tak twierdzić o sobie może jedynie ktoś nie znający siebie lub … kpiarz, by nie powiedzieć kłamca. – Tak, tylko BÓG JEST! I tylko BÓG JEST MIŁOŚCIĄ! A nam – niestety, czy raczej po prostu – nie przysługuje ani atrybut koniecznego istnienia, ani nawet przymiot miłości, miłowania. Jesteśmy nędzni i ubodzy; ubodzy i w istnienie, i w miłość. A jednak…

A jednak jesteś i masz miłować!

Właśnie, mimo naszego radykalnego ubóstwa (co do być i kochać), przecież jesteśmy, choć oczywiście z czystego daru Tego, Który Jest. Zaczęliśmy istnieć i już istnieć nie przestaniemy! I po drugie: dowiadujemy się od samego Boga, że naszym przeznaczeniem (powołaniem) jest mimo wszystko miłość! To ona jest żywiołem, danym nam i zadanym. Ona przeziera przez nasze najgłębsze pragnienia. Wokół niej – mimo sił wytrącających – grawituje nasze „heroiczne myślenie”.

To prawda, grzech pierworodny pozbawił nas przejasnej wizji miłości (jaką widać choćby u św. Pawła), jedna – z niezmiennej woli Boga – „najgłębsza głębia” w nas wciąż pozostaje skierowana ku Miłości – ku Bogu, Który Jest Miłością. … Zatem choć jesteśmy ubodzy w miłość, to jednak ku niej pozostajemy nieodwołanie skierowani!

Zatem miłości pragniemy i mamy jej pragnąć. Mamy się nią wciąż na nowo napełniać. Mamy się (najlepiej po wielekroć na dzień) nawracać i do niej zwracać. Mamy ją pielęgnować. Nią winniśmy „mierzyć” jakość wszystkich naszych zamiarów, decyzji, czynów, a także procesów rozeznawania i podejmowania decyzji. A nade wszystko mamy o nią prosić.

Prosić o dar miłości

Święty Ignacy Loyola, zaczynając rekolekcje Fundamentem, nic o miłości nie mówi, lecz ją znamiennie „szyfruje”. Wydaje się, że z dość oczywistego powodu niejako „chowa” ją pod imieniem: „stworzony” – człowiek jest stworzony. Tego wątku nie rozwijam, natomiast robiąc duży przeskok, przywołam ostatnią kontemplację, zwieńczającą całą drogę Ćwiczeń. Dopiero tu i teraz wszystko może być nazwane najwłaściwszym imieniem, imieniem Miłości! Tak jak uczynił to św. Paweł w swoim Hymnie o Miłości.

Św. Ignacy we wspomnianej kontemplacji (Dla uzyskania miłości) zaleca, by jeszcze raz, z jakąś nową intensywnością, wprost i bardzo starannie przypatrywać się wszystkim wielkim dziełom Boga. Każe to jednak czynić, w taki sposób, by koniecznie dojrzeć we wszystkim Miłość! Nie jest wszystko. Każe też, i to kilkakrotnie, żarliwie o tęż Miłość prosić. Po złożeniu Bogu wszystkiego w darze o „coś” jednak prosi. O co? Właśnie o miłość: Daj mi jedynie miłość twą i łaskę, albowiem to mi wystarcza.

Rekolektant oświecony światłem czterech Tygodni Ćwiczeń powinien dobrze wiedzieć (niejako o każdej porze dnia i nocy), że liczy się tylko miłość.

I to Boska Miłość! Ta, która z góry zstępuje. Która jest w Bogu i … Którą jest Bóg.

Jak często zwykłem prosić Boga, Który Jest Miłością, o największy Jego dar – o Miłość?

Tak, o ten wielki Dar należy prosić często i żarliwie!

Żeby jednak nie było niejasności, powiedzmy, że (właściwie nigdy) nie trzeba prosić o to, aby Bóg Ojciec zechciał nas miłować. To mamy dane z góry i od zawsze. „Co najwyżej” mamy się stopniowo doinformowywać, że Bóg, nasz Stwórca i Ojciec, miłuje nas w sposób Boski i właściwie dla nas niepojęty, nieprzejrzany. – Nie ma zatem potrzeby prosić i błagać Boga, by On zaczął kochać nas (wreszcie)! Sednem Ewangelii jest właśnie to, że jesteśmy miłowani za darmo, w sposób absolutnie uprzedzający i bezwarunkowy oraz „przed wiekami”.

I na powyższym „tle” podkreślmy, że powinniśmy jednak często prosić Ducha Świętego o to, by On rozlał, i wciąż na nowo rozlewał, Boską Miłość w naszych sercach (por. Rz 5, 5). Jedno z drugim się nie kłóci. Przeciwnie. Modlitwa prośby otwiera nasze serca na dar, którym Bóg Ojciec pragnie nas napełnić.

Kontrolnie pytajmy

Mając w pamięci treść Hymnu o Miłości i to, co dotąd powiedziałem, zauważmy, że (chyba nazbyt często) zadowalamy się stanem naszych serc, myśli i uczuć.

Dość łatwo tolerujemy np. gniew wobec bliźnich. Jest nawet na „rynku usług”, powiedziałbym nie dość dokładnie, rodzaj „kultu” gniewu. Mówi się czasem o nim tak, jakby był ważniejszy od miłości i więcej znaczył dla prawidłowego rozwoju osoby niż właśnie miłość.

Tak łatwo tolerujemy zniecierpliwienie wobec naszych bliskich… Żywimy (i podkarmiamy) niechęci i urazy, nie mając przy tym większych zastrzeżeń i wątpliwości, czy tak można, czy nie… Tak często nie widzimy problemu w spontanicznym sądzeniu i surowym osądzaniu naszych bliźnich… Nierzadko bez najmniejszego zastanowienia i wyrzutów sumienia pomniejszamy wartość i godność – własną i innych osób… Jakie to nagminne.Powyższe czyny (i towarzyszące im uczucia) świadczą o tym, że brakuje naszym sercom i umysłom tego, co jest najcenniejsze i najważniejsze: miłości. Dokładniej: Boskiej Miłości. Tej, która jest w Bogu i która do nas „z góry zstępuje”!Obyśmy znacznie częściej odczuwali twórcze zaniepokojenie zasadniczym brakiem – brakiem Boskiej Miłości w naszym usposobieniu, myśleniu i reakcjach, i to nie tylko tzw. pierwszych, ale i tych drugich, i „trzecich”…

Ważny wniosek

Skoro prawdą jest to wszystko, co dotąd uwydatniłem, to zastanówmy się, co winniśmy uczynić? Takie jest ulubione powiedzenie św. Ignacego po poważnym rozważeniu czegoś ważnego: Quid agendum? Co należy czynić, uczynić?

Nie chce wyręczać, ale jedno „podpowiem”. Na pewno winniśmy odnowić czy „od zera” wdrażać praktykę częstej, codziennie wypowiadanej prośby do Boga Ojca o największy Jego dar, o Miłość.

Jak ją sformułować? – Można własnymi słowami. Najważniejsze, żeby z głębi przekonania i serca. Można tak, jak św. Ignacy proponuje na końcu Ćwiczeń duchownych:

Zabierz, Panie, i przyjmij
całą wolność moją
pamięć moją i rozum,
i wolę mą całą,
cokolwiek mam i posiadam.
Ty mi to wszystko dałeś –
Tobie to, Panie, oddaję.
Twoje jest wszystko.
Rozporządzaj tym w pełni
wedle swojej woli.
Daj mi jedynie
miłość twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza (Ćd 234).

Tak właśnie, „Daj mi jedynie miłość twą i łaskę, albowiem to mi wystarcza”!

Krzysztof Osuch SJ

 http://www.katolik.pl/hymn-o-milosci—ona-sama-wystarczy,23072,416,cz.html?s=4
*******
Magdalena Węglewska
Kobiece pytania o męską duchowość
Więź
Kim jest mężczyzna w Kościele? Jakie powołania, drogi stoją przed nim? Jaka duchowość wyraża jego drogę, jego specyfikę? Jakie pieśni, rytuały, gesty odpowiadają i wyrażają duchowość męską? Jako kobieta mogę tylko zadawać pytania, które najprawdopodobniej nie dotykają jeszcze wcale istoty problemu. Przez dwa tysiące lat o kobietach pisali głównie mężczyźni, więc być może o dyskusję na temat roli i miejsca mężczyzny w Kościele może prosić także kobieta, wyrażając wdzięczność za mężczyzn, ich obecność w Kościele, ich poszukiwanie Boga bliższego im, niż oni sami, ich udział we wspólnotach rodzinnych i zakonnych, ich miłość, przyjaźń, troskę i odpowiedzialność.
Geniusz męskości
Znane jest oficjalne nauczanie Kościoła na temat roli i zadań kobiet – znacznie trudniej jest znaleźć w dokumentach kościelnych słowa na temat analogicznej roli i zadań mężczyzn, którzy nie są duchownymi lub zakonnikami.
Rozpoczynając refleksję nad mężczyzną, być może należałoby pójść drogą, wytyczoną już przez Jana Pawła w jego listach do kobiet*. Zamieszczone tam refleksje, zastosowane do mężczyzn, stawiają nas wobec całkiem nowych i nierozpoznanych jeszcze zagadnień. Jaki jest zatem biblijny paradygmat mężczyzny, zamysł Boży określający jego powołanie i posłannictwo? Co odróżnia mężczyznę od kobiety? Czy można mówić o istotnym, ogromnym bogactwie i geniuszu mężczyzny, o osobowych zasobach męskości, które na pewno nie są mniejsze od zasobów kobiecości – są tylko inne? Czy fundamentalny rys męskości polega na tym, że mężczyźni są osobami ludzkimi stworzonymi z miłości i do miłości? Czy „moc” mężczyzny płynie ze świadomości, że Bóg w jakiś szczególny sposób zawierza mu matkę i dziecko? Czy mężczyzna może odnaleźć tożsamość tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie, a ojcostwo jest szczególną częścią rodzicielstwa? Czy wreszcie jest prawdą, iż analiza naukowa w całej pełni potwierdza fakt, że sama konstytucja cielesna mężczyzny oraz jego organizm zawierają w sobie naturalną dyspozycję do ojcostwa, jako następstwa małżeńskiego zjednoczenia z kobietą?
Wolno mi wyrazić oczekiwanie, by mężczyźni świeccy – może szczególnie mężowie oraz ojcowie – zechcieli zająć swoje miejsce wśród osób tworzących duchowość, liturgię i całą teologię, tak, aby ich dotąd milcząca obecność mogła znaleźć swój wyraz w Kościele. Ich refleksja z pewnością pomoże całemu Kościołowi odkryć – że pójdę raz jeszcze za intuicją Papieża – potrzebę nowego maskulinizmu, który nie powtórzy starych słabości i błędów męskości, ale pozwoli na odkrycie geniuszu mężczyzny w Kościele i świecie, pozwoli na odkrycie męskości jako daru, który tak cudownie stworzył Bóg.
Z punktu widzenia dogmatycznego kwestia męskości i kobiecości nie jest kluczowa. Nie da się obronić tezy, że człowiek wprawdzie jest zbawiany przez łaskę Bożą, ale dodatkowym warunkiem koniecznym dla połowy ludzkości jest na przykład rodzenie dzieci. Z punktu widzenia Dobrej Nowiny nie ma mężczyzny ani kobiety (Gal 3, 28), a podstawowe jest trwanie w wierze, nadziei i miłości. Czy słuszne jest budowanie antropologii którejkolwiek płci, opartej na cielesności i więziach biologicznych? Niewątpliwie człowiek realizuje się i zbawia poprzez relacje z ludźmi, wśród wielu z nich może jedną z piękniejszych jest ojcostwo i macierzyństwo. Dlaczego jednak tylko tożsamość kobiety określa się poprzez odniesienie do jej fizjologii i relacji z ludźmi? Dziewczynki słyszą, że są przyszłymi matkami, czy równie często określa się chłopców jako przyszłych ojców? Wiele kazań zwraca się ku kobietom jako matkom, wzywając je do naśladowania Matki Bożej, lecz poza kazaniami stanowymi rzadko słyszy się kazania do mężczyzn. Jakie wzorce można wskazać panom?
Kłopot ze wzorem
Najdoskonalszym wzorem i celem jest Chrystus, najpewniejszą drogą pełne przylgnięcie do Niego. Popularne jest jednak przekonanie, że pełne oddanie Bogu i naśladowanie Chrystusa możliwe jest wyłącznie w stanie duchownym i zakonnym, co stawia pytania zarówno antropologii, jak i duchowości świeckich.
Jacy święci mężczyźni wyrażają „geniusz męskości”? Święty Józef, Opiekun Odkupiciela, wybrany ze wszystkich mężczyzn, aby być mężem Najświętszej Dziewicy, Żywicielem Syna Bożego, Głową Świętej Rodziny, Opiekun dwu Najświętszych Osób, ukazujący szczyt męskiego powołania, może być prototypem męskiego przyjmowania odpowiedzialności za kobietę i dziecko. Tego Mężczyznę, przyjmującego Dziewicę z Synem Bożym, litania określa jako postrach duchów piekielnych. Historia Józefa przypomina, że przyjęcie ojcostwa jest zawsze dla mężczyzny kwestią zawierzenia Bogu i kobiecie. To ona mówi mężczyźnie o istnieniu dziecka. Stwórca powierza dziecko najpierw kobiecie; mężczyzna, przyjmując kobietę, przyjmuje ją zawsze z potencjalnymi dziećmi. Mężczyźni zawsze w jakiś sposób podążają śladami tego Sprawiedliwego, wahającego się, czy przyjąć kobietę z dzieckiem – czy to naturalnym, czy z dalszej rodziny, czy adopcyjnym.
Wśród wspaniałych mężczyzn Biblii jest także Jan Chrzciciel, o którym powiedział Jezus, że „między narodzonymi z kobiet nie powstał większy”. Jan to przyjaciel Oblubieńca, który widzi swe powołanie w tym, by to Oblubieniec wzrastał, a on sam się umniejszał. Są jeszcze inni: Setnik, którego wiara zadziwia samego Jezusa, Jan Apostoł, przyjaciel przytulany na Ostatniej Wieczerzy, który trwa pod krzyżem i przyjmuje do siebie Matkę; Józef z Arymatei i Cyrenejczyk, którzy pojawiają się, gdy Apostołowie chowają się ze strachu… Pismo Święte przekazuje mocne męskie postacie, które nie są jednak popularne wśród wierzących mężczyzn. Kobiety mogą identyfikować się z Maryją, odnajdywać w Jej kulcie – mężczyznom brak podobnej możliwości.
Czy tradycyjne męskie wzorce kulturowe sprzyjają wyrażaniu się męskiej duchowości chrześcijańskiej? Część z nich zapewne tak, jednak popularnie męskość jest kojarzona zazwyczaj z władzą, siłą, dominacją; trudniej niż kobiecość odnajduje się we wzorze Chrystusa Sługi. Jednak Syn Boży nie przyszedł, by mu służono; Józef jest podległy powołaniu Maryi; Poprzednik pragnie się umniejszać… Określenie „prawdziwy mężczyzna” potocznie kojarzy się raczej z potrzebą adrenaliny, niż z codzienną, zwyczajną służbą, trudnościami życia we wspólnocie i mało efektowną pracą na jej rzecz. A jednak w ten sposób budowali Europę benedyktyni i cystersi. Za cechę „męską” uważa się raczej gwałtowność, niż opanowanie i łagodność. Bohaterowie przelewający krew za honor i ojczyznę są bardziej czczeni, niż nauczyciele dialogu i życia we wspólnocie, choć od epoki krucjat doszliśmy przecież do czasów Karola de Foucauld, żyjącego w pokoju wśród Arabów. Przemoc w męskim wydaniu – jak corrida, poetyka wojny i pojedynków – została podniesiona do rangi rytuału celebracji męskiego honoru. O ile jednak łatwo jest określać walkę jako czynność „męską”, rzadko chyba mówi się o albertynach czy braciach szpitalnych, uzasadniając ich powołanie: no tak, to prawdziwy mężczyzna.
Przyjaciele Boga 
Na ile uwarunkowany historycznie męski etos kulturowy wspomaga dążenie do bliskości Boga, realizację świętości? Być może obawy przed zagubieniem tożsamości powodują niekiedy zbyt kurczowe przywiązanie do kulturowych ról płci, utożsamianych z samą płcią. Wydaje się, że wiele kobiet staje się przyjaciółkami Boga i świętymi, wykraczając poza stereotyp kobiecości swej epoki: hagiografowie określają je nierzadko jako „męskie”. Ich świętość była jednak czytelna zarówno dla wiernych, jak i dla hierarchii kościelnej. Ożywczy jest przykład świętych przyjaciół Boga, którzy odrzucali niektóre kulturowe wzorce męskości, jako niewygodne w ich drodze ku Umiłowanemu. Franciszek z Asyżu, przyjmując imię brata mniejszego, wyraził tym samym zgodę na status człowieka pozbawionego przywilejów, nie „kapłana”, ale „laika”, rezygnującego z wszelkich zabezpieczeń finansowych. Ignacy z Loyoli wskazał na posłuszeństwo, kojarzone raczej ze służącymi, kobietami i dziećmi. Wielu świętych, na przykład Albert Chmielowski, Kamil, Jan Boży, Józef Kalasanty, nie bało się odejść od schematu kulturowego, przypisującego opiekę nad biednymi, chorymi i dziećmi wyłącznie kobietom, i to niższego stanu. Jak przykład tych świętych wpłynął na kształtowanie się obrazu mężczyzn w Kościele, na nauczanie o mężczyznach? Charyzmat świętych trwa w założonych przez nich wspólnotach, na ile jest jednak obecny w świadomości wiernych jako droga mężczyzny do Boga? Czy odkrywamy i kształtujemy męską duchowość, patrząc na wzorce świętych przyjaciół Boga, zaczerpnięte z Biblii i historii Kościoła?
Partnerzy kobiet
Szereg postaci kobiecych, wiele błogosławionych i świętych, które były przewodniczkami duchowymi Kościoła, niewiele zmienia potoczne postrzeganie w nim miejsca kobiety. Wydaje się, że wielu mężczyzn odczuwa trudność życia w świecie, w którym Bóg stworzył kobietę. Słuchając niektórych wypowiedzi męskich – niestety także niektórych księży – można odnieść wrażenie, ze zgoda na istnienie kobiet jako daru Bożego jest dla nich trudna. Taką trudnością jest uznanie kobiety na prawach nie matki, nie żony, nie w relacji biologicznej, ale w relacji siostrzeństwa i braterstwa, z cała wolnością, uznaniem darów kobiety, a nie tylko postrzeganie jej jako zagrożenia, z którym trzeba sobie poradzić, czasem także przez pogardliwe traktowanie.
Teologia mówi o grzechu pierwszych rodziców, jednak zgodnie z oskarżeniem Adama: „kobieta, którą mi dałeś…”, mówi się częściej o winie Ewy. W biblijnym opisie mężczyzna nie poczuwa się do własnej winy i wskazuje na innych sprawców swego upadku. Charakterystyczne, że mężczyznę nie zadawala samo oskarżenie kobiety: jakby podkreślając nieuchronność swego upadku, wskazuje na Boga, jako na przyczynę istnienia kobiety! Gdyby Bóg nie dał mu jej, nie byłoby problemu. Echo tego oskarżenia słychać w niezliczonych sytuacjach, gdy za brak opanowania mężczyzny zazwyczaj obwiniana bywa kobieta, jej wygląd, zachowanie. Tłum pobożnych i zgorszonych mężczyzn, żądający ukarania jawnogrzesznicy, nie mówi ani słowa o tym, który przyczynił się do jej grzechu. Gdy Jezus zgadza się, by karali bezgrzeszni, robi się pusto…
Z opisu stworzenia można jednak wywnioskować, że mężczyźni są stworzeni do życia we wspólnocie: zakonnej, rodzinnej, kościelnej etc. Bóg po stworzeniu człowieka stwierdza, że „nie jest dobrze, by mężczyzna był sam”, uznając brak samowystarczalności mężczyzny i potrzebę kobiety. Relacja z raju mówi najpierw o jedności mężczyzny i kobiety, zachwycie mężczyzny kobietą, o wspólnocie w miłości wzajemnej, zaś o panowaniu mężczyzny nad kobietą mówi się w Piśmie tylko jako o konsekwencji grzechu, podobnie jak konsekwencją grzechu jest trud uprawy na roli.
Symboliczny sens sceny, w której Jezus oddaje Janowi swoją Matkę, wskazuje na uznanie duchowej roli kobiety. Kobieta jest w tej relacji partnerką mężczyzny na drodze do Boga. Pojawienie się w pierwotnym chrześcijaństwie kategorii dziewicy, jako kobiety nie związanej z mężem ani ojcem, wskazywało na nowe miejsce kobiety–siostry, nie warunkowanej we wspólnocie czynnikami biologicznymi. W tej wizji mężczyzna traktowany był jak brat i partner kobiety. Czy nie warto odkryć na nowo tej starej intuicji?
Ojcowie
Macierzyństwo bywa ukazywane jako droga uświęcenia kobiety, bardzo rzadko mówi się w ten sposób o ojcostwie. Czy małżeństwo to jedna z męskich dróg zbawienia? Sądząc z definicji sakramentów – na pewno tak, sądząc po treści większości kazań – niekoniecznie. Przyjaźń z żoną i jej związek z przyjaźnią z Bogiem to rzadki temat w naszym Kościele. Niewiele słyszy się o komunii osób, jako drodze zbawienia w małżeństwie (i nie tylko). Nauczanie często kończy się na kwestii ochrony życia poczętego i wychowywania dzieci, niekiedy też kobiety słyszą o swej szczególnej odpowiedzialności za religijność męża.
Myśląc o wychowaniu religijnym dzieci, mówi się zazwyczaj o roli matki, tak jakby ojciec był osobą mniej ważną. Biblia składa odpowiedzialność raczej na ojcowski przekaz wiary, mówiąc o Bogu Abrahama, Izaaka, Jakuba, „Bogu naszych ojców”. Mimo że chętnie piszemy o zachowaniu „wiary ojców”, jednak wierzymy, że „święci wychowują się na kolanach świętych matek”. Świadectwa księży obfitują zazwyczaj w piękne portrety matek (bardzo rzadko ojców!), które niejako towarzyszyły im na drodze powołania. Czy w naszej świadomości ojciec jest świadkiem wiary? Czy małżonek, zgodnie z definicją sakramentu, jest widomym znakiem łaski? Czy jest opiekunem Oblubienicy Pańskiej, którą jest Kościół domowy, prowadzony przez męża jednej żony, ojca dzieci? Konsekwencją takiego charyzmatu mogłaby być posługa ojców jako lektorów, kantorów, prowadzenie przez nich modlitw rodzinnych lub nabożeństw. Być może ojcowie, jako świadkowie wiary w rodzinie, mogliby być szafarzami Najświętszego Sakramentu, na przykład podczas pierwszej komunii?
Na nabożeństwie
Szczególnym momentem refleksji i zaangażowania świeckich mogą być święta kościelne. Procesja Bożego Ciała znajduje szczególne miejsce dla dziewczynek. Natomiast święto Chrztu Pańskiego rzadko ukazuje Jana Chrzciciela, jako poprzednika i przyjaciela Oblubieńca. Co ukazuje mężczyznom symbolika Bożego Narodzenia? Kobieta tuląca Dziecko w stajence, to obraz poruszający serca. Lecz więcej jest tutaj obecnych mężczyzn: jeden, maleńki Wcielony – w wielu kolędach płacze i wymaga matczynej opieki, drugi, opiekun Rodziny – gdzieś z boku. Trzech przedstawicieli elity i ubodzy z pokłonem stanowią tu raczej element tła. Wielki Piątek ukazuje kobiety stojące pod krzyżem, Zmartwychwstanie – niewiasty przychodzące do grobu. To Marię Magdalenę, a nie Apostołów chce najpierw spotkać Zmartwychwstały. Liczne i wyraziste postacie męskie czasu Paschy rzadko są obecne w refleksji wiernych – widać tam raczej „trzy Maryje”, które drogie maści niosły…
Gdyby w tych scenach lepiej widać było mężczyzn, inaczej wyglądałaby w naszych oczach rzeczywistość Wielkiego Postu i Triduum Paschalnego. Może zamiast czterdziestu dni śpiewania żałobnych pieśni pasyjnych lepiej by kłaść nacisk na walkę duchową, na panowanie nad sobą, zgodę na własną śmierć? Może po czterdziestu dniach pasyjnych można by świętować czterdzieści dni chwały zmartwychwstania? Tymczasem kluczowa prawda chrześcijaństwa, bez której próżna jest nasza wiara, szybciutko przechodzi w majowe, kojące pieśni o słodkiej Matce, która wszystko rozumie. Majówki najczęściej pomniejszają rolę Najmilszej do czułej Opiekunki, pięknej i cichej jak wiosna, podczas gdy pełny obraz zakładałby również wspomnienie Panny Mocnej, która samodzielnie, bez jakiejkolwiek ludzkiego oparcia przyjęła Zwiastowanie, stała pod krzyżem wobec wrogiego tłumu, wobec ucieczki Apostołów i cierpienia swego Syna. Tkliwy obraz Panny łaskawej niewątpliwie koi serca, warto jednak zastanowić się, jakie struny pobożności porusza on w typowym mężczyźnie? Czy obecna jest mu przede wszystkim czuła Matka, „która wszystko rozumie”, czy też Dziewica, której ostatnie słowa – Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2, 5) – są wyraźnym, bezdyskusyjnym poleceniem?
O stylu naszej pobożności można by długo dyskutować… Faktem jest, że w wielu polskich kościołach niemal jedynymi mężczyznami obecnymi na Eucharystii, nabożeństwie lub procesji, są księża. Czy to znaczy, że inni mężczyźni, którzy nie są celibatariuszami, nie odnajdują się w tych formach pobożności? Ewangelia przeznaczona jest niewątpliwie dla wszystkich w sposób doskonały, niedoskonałe mogą być tylko formy przekazu.
Jakie zatem byłyby formy pobożności odpowiadające duchowości męskiej? Dlaczego więcej mężczyzn widać w nowych grupach religijnych, niż na tradycyjnych nabożeństwach? Być może jedną z wielu przyczyn jest rodzaj specyficznej duchowości, wyrażany także w pieśniach. Możliwe, że trudniej mężczyznom koncentrować się na swej słabości, bezradności i deklarowaniu „bycia sierotami”, których głos do litości wzbudzi. Może łatwiej byłoby zachęcić ich do walki duchowej i pieśni uwielbienia?
Duchowość mężów i ojców
Wiele mówi się o tym, że teologię w Kościele tworzyli głównie mężczyźni. Można tu dodać: mężczyźni nieżonaci, nie ojcowie rodzin. Czy teologia była pisana z męskiego punktu widzenia? Jeśli tak, to odzwierciedla przede wszystkim doświadczenie synów, celibatariuszy, czyli doświadczenie bardzo istotne, ale nie jest jedynym doświadczeniem męskim. Teolog świecki, widzący swe małżeństwo jako miejsce doświadczania Boga, być może pisałby nie tylko o zbawczym wymiarze męki Syna Bożego, ale i cierpieniach Boga Ojca, który tak ukochał świat, że zgodził się na Mękę własnego Dziecka; być może rozwinąłby szerzej w teologii kategorie ojcostwa i naśladowanie Ojca ofiarującego Syna, może inaczej postrzegałby mariologię. Być może rozwinąłby motyw naśladowania Boga przez proroka Ozeasza, przyjmującego niewierną żonę. Świeccy teologowie duchowości zapewne dostrzegliby radę expressis verbis ewangeliczną: przyjęcie w imię Jezusa niekoniecznie własnego dziecka. W ramach wymiany doświadczeń raz w roku rekolekcje dla duszpasterzy mógłby poprowadzić ojciec rodziny, teolog świecki…
Rzadko słyszymy o duchowości mężów. Trudno, by pisali ją księża i zakonnicy, choć zdarzają się wśród nich piszący bez moralizowania o komunii osób i jedności małżeńskiej, jako znaku komunii Trójcy Świętej. A przecież pierwotnym wzorem wspólnoty nie jest zakon czy Kościół, ale rodzina, pierwotnymi nauczycielami wiary – ojciec i matka. Tymczasem czytając tekst o duchowym ojcostwie w Kościele można być pewnym, ze główny akcent zostanie tu postawiony na ojcostwie symbolicznym duchownych, zapomniane zaś zostanie realne ojcostwo ojców rodzin.
Czy świecki mężczyzna może oddać się całym sercem Bogu? Najlepiej na to pytanie odpowiadają przenikające słowa Księgi Powtórzonego Prawa, wzywające do oddania się Mu całym sercem, całą duszą, całym umysłem, z wszystkich swych sił (Pwt 6, 3-21). I nie chodzi tu wcale o duchowość kapłanów: mowa jest o całym Izraelu, a nie o „wybranych”.
Czy mąż żony, ojciec dzieci, może dojść do świętości? Na to pytanie przytakną zapewne duszpasterze Rodzin Nazaretańskich, Opus Dei, grup charyzmatycznych… W dniu swych 83 urodzin Papież powiedział, że żaden stan lub wiek nie jest przeszkodą do życia doskonałego. Czy to przekonanie podzielają powszechnie nasi duszpasterze?
Potrafimy określić choćby w przybliżeniu, na czym polega świętość życia osoby duchownej. Jednak nie do końca już wiadomo, jak miałaby wyglądać świętość życia mężczyzny niekonsekrowanego. Beatyfikacja świeckich męczenników i celibatariuszy nie wskazuje na małżeństwo, jako skuteczny znak łaski. Podobnie ma się rzecz z beatyfikowanymi rodzicami dzieci konsekrowanych, wybierającymi ostatecznie tzw. białe małżeństwo. Szanując tę decyzję, trudno jest jednak uznać ją za wzór świętości dla męża czy żony. Czy słuszna może być decyzja kapucyna, który nie spowiada, dominikanina, który nie głosi kazań, trapisty, który podróżuje po całym świecie? Można się zapewne zbawić, nie wypełniając obowiązków przyjętego powołania, ale chyba raczej na zasadzie wyjątku od reguły…
Może zachwycać i zdumiewać dobór Patronek Europy: Katarzyna Sieneńska – świecka dziewica, pouczająca papieży, kierowniczka duchowa klasztorów męskich, negocjatorka między możnymi tego świata, doradczyni królów; Brygida – świecka mistyczka, matka, wdowa, zabiegająca o ewangeliczny kształt papiestwa, wraz z nimi Edyta Stein – intelektualistka, filozofka i mniszka. Męscy patroni to z kolei mnisi – budowniczy Europy: Benedykt, Cyryl i Metody. Brak mężczyzn innych powołań, na przykład ojców rodzin.
Nie ma w Kościele tradycji środowisk duchowych, pobożnych, teologicznych mężczyzn świeckich. Bogactwo duchowości wielu zakonów przyciągało zawsze chętnych, a zaangażowanie mężczyzn świeckich w Kościele (nie licząc rzadkich rodzynków, jak bł. Bartolomeo Longo) jest trudne do zauważenia. Niewątpliwie nie sprzyjały temu czasy minione… Tym niemniej – nawet uwzględniając specyfikę spojrzenia na celibat i małżeństwo – łatwo jest wskazać długi szereg wybitnych kobiet, dziewic i wdów, zaangażowanych czynnie w Kościele, podczas gdy mało znani są historii mężczyźni niekonsekrowani, czynnie angażujący się w jego życie. Kimś takim jest dzisiaj chociażby Kiko Argüello, założyciel neokatechumenatu, inicjujący nową formułę seminariów duchownych, sam pozostający jako świecki.
Mało widoczne są w duchowości, pobożności i teologii takie cnoty, jak piękno i godność bycia małżonkiem. Rzadko bywają one traktowane jako locus theologicus, źródło czy punkt wyjścia dla teologii, kształtu Kościoła. Sytuacja, w której teologia, nauczanie Pisma Świętego, duchowość są odzwierciedleniem wyłącznie doświadczenia osób żyjących w celibacie, wydaje się niepełna, chociażby dlatego, że „nie tak było od początku”.
Kim więc jest mężczyzna?
Z postawionych wyżej pytań spróbujmy wydobyć to, co niewątpliwe. Mężczyzna jest zatem osobą ludzką, stworzoną z miłości i do miłości. Może odnaleźć się tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie, wyrażany przez rozmaite charyzmaty we wspólnocie rodzinnej czy zakonnej. Pełnia męskości realizuje się niewątpliwie najdoskonalej w bliskości i przyjaźni z Bogiem. Przyjmując ciało mężczyzny, Syn Boży stał się podobny nam we wszystkim, z wyjątkiem grzechu – a więc wskazał, że bycie mężczyzną jest wolne od determinizmu biologizujących wzorców, jednocześnie nie redukując wizji człowieka do modelu życia anielskiego. Przykład wielu świętych, mężczyzn realizujących siebie w przyjaźni z Bogiem, wskazuje nieomylnie na istnienie pewnego paradygmatu męskości. Można wyrazić nadzieję, że wpiszą się weń także powołania do życia świeckiego.
Obecność świeckich mężczyzn w Kościele była najczęściej obecnością milczącą. Być może czas świeckich – znak wiosny Kościoła – okaże się także czasem mężów i ojców, których nowa świadomość pomoże również mężczyznom konsekrowanym i duchownym w rewizji ich schematów myślowych, by odnowiony Kościół mógł wyrażać pełnię swego doświadczenia i powołania.
http://www.katolik.pl/kobiece-pytania-o-meska-duchowosc,24078,416,cz.html?s=4
********

 

O autorze: Judyta