Słowo Boże na dziś – 8 marca 2015 r. – III Niedziela Wielkiego Postu

Myśl dnia

Bez cierpienia nie rozumie się szczęścia.

Fiodor Dostojewski

Nie martw się, że powoli posuwasz się naprzód, obawiaj się jedynie, abyś się nie zatrzymał

(autor nieznany)

Wypędzenie przekupniów ze świątyni_ Luca Giordano_ XVII_XVIII w_ Ermitaż_ St. Petersburg_ Rosja
Wypędzenie przekupniów ze świątyni, Luca Giordano, XVII/XVIII w., Ermitaż, St. Petersburg, Rosja
III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK B

PIERWSZE CZYTANIE DŁUŻSZE (Wj 20,1-17)

Ogłoszenie przykazań Bożych

Czytanie z Księgi Wyjścia.

W owych dniach mówił Bóg wszystkie te słowa:
„Ja jestem Pan, twój Bóg, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie.
Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią.
Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja, Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań.
Nie będziesz wzywał imienia Boga twego, Pana, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy.
Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe zajęcia. Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci twego Boga, Pana. Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. Bo w sześciu dniach uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest na nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty.
Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą twój Bóg, Pan, da tobie.
Nie będziesz zabijał.
Nie będziesz cudzołożył.
Nie będziesz kradł.
Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek.
Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego”.

Oto słowo Boże.

PIERWSZE CZYTANIE KRÓTSZE (Wj 20,1-3.7-8.12-17)

Ogłoszenie przykazań Bożych

Czytanie z Księgi Wyjścia.

W owych dniach mówił Bóg wszystkie te słowa: „Ja jestem Pan, twój Bóg, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie.
Nie będziesz wzywał imienia Boga twego, Pana, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy.
Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić.
Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą twój Bóg, Pan, da tobie.
Nie będziesz zabijał.
Nie będziesz cudzołożył.
Nie będziesz kradł.
Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek.
Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 19,8.9.10.11)

Refren: Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.

Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę, *
świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości.
Jego słuszne nakazy radują serce, *
jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy.

Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki, *
sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne.
Cenniejsze nad złoto, nad złoto najczystsze, *
słodsze od miodu płynącego z plastra.

DRUGIE CZYTANIE (1 Kor 1,22-25)

Chrystus ukrzyżowany jest mądrością Bożą

Czytanie z Pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.

Bracia:
Gdy Żydzi żądają, znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 3,16)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego;
każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA (J 2,13-25)

Zapowiedź męki i zmartwychwstania

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powyrzucał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu Ojca mego targowiska”. Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”.
W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?” Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”.
Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?”
On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.
Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo dobrze wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co się kryje w człowieku.

Oto słowo Pańskie.

**************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ
http://youtu.be/CJovwnbFY_o

Wytrwałość i cierpliwość

Działalność Jezusa jako Mesjasza związana była z tym, co duchowe. Syn Boży nie zapoczątkował zbrojnego powstania przeciw Rzymianom i nie przywrócił Izraelowi niezależności politycznej, jak to oczekiwali niektórzy przywódcy Narodu Wybranego. Tym, co dla Jezusa było ważne, to miejsce dla Boga w ludzkich sercach. Jedyną rewolucją, jaką On zapoczątkował, to rewolucja ludzkich serc. Dla wielu Mu współczesnych było to trudne do przyjęcia i zrozumienia. Wymagało od nich zmiany sposobu myślenia. Zbawiciel nie od razu wszystko przed nami odsłania. Bywa, że musimy na pewne znaki czekać, ucząc się tym samym wytrwałości i cierpliwości.

Jezu Mistrzu, oto stoję przed Tobą i wołam: Ześlij na mnie Ducha Świętego, abym umiał z pokorą przyjąć wszystko, co do mnie mówisz, i bym wytrwale realizował to życiu.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
********

Wprowadzenie do liturgii

 ŻYWA ŚWIĄTYNIA CIAŁA CHRYSTUSA

„Gniew mnie ogarnia z powodu występnych, co porzucają Boże Prawo” (Ps 119,53).
Podczas Paschy Izraelici mieli obowiązek przybyć do świątyni, złożyć na ofiarę zwierzę oraz wpłacić podatek świątynny w specjalnych żydowskich monetach. Mając to na uwadze, kapłani przygotowywali specjalne targowisko ze zwierzętami ofiarnymi i swoiste kantory wymiany pieniędzy. Ten proceder przysparzał im ogromnych zysków. Była to „dobrze prosperująca firma”.
Życie w czasoprzestrzeni świątyni jerozolimskiej było zmaganiem się z powierzchownością kultu i brakiem przełożenia zasad wiary na codzienne życie. Świątynia stała się dla ludu swoistą „polisą ubezpieczeniową”, którą należało każdego roku przedłużyć różnymi ofiarami, a później – „róbta, co chceta”, mając zagwarantowaną opiekę nieba. Pan Bóg nie chce być jednak dodatkiem do ludzkiego życia, ale jego źródłem, fundamentem.
Handlujący w świątyni byli obrazem niewoli grzechu, którą Mesjasz przyszedł zniszczyć. Na straży tej niewoli stała fałszywa pobożność, która zamieszkuje dziedzińce wszystkich świątyń.
Pycha, która broni grzechu, obłuda, fałszywa wiara, rozpusta, chciwość, oszczerstwa, pijaństwo, obżarstwo i inne zniewolenia są znakami zanieczyszczenia tej świątyni. Tej świątyni, którą Bóg chce wznosić w naszym życiu na innych zasadach – w Duchu i prawdzie.
Warto przyjrzeć się swojej relacji z Panem Bogiem i zapytać: Jaka jest moja świątynia? Jak wygląda miejsce mojego osobistego spotkania z Ojcem? Jaka jest Twoja wola, Panie, bo chcę ją wypełnić? Czy jest to kult w Duchu i prawdzie?

ks. Mariusz Habiniak

Liturgia słowa

Należymy do Kościoła, do wspólnoty wierzących, tworzymy duchową świątynię Chrystusa. Przykazania Boże, z największym przykazaniem miłości, nie ograniczają człowieka, lecz służą jego dobru, służą dobru każdego z nas. Prośmy o to, abyśmy nie ulegali obecnym wokół nas postawom ośmieszającym i odrzucającym prawo Boże. Ale abyśmy umacniali Bożą budowlę opartą na fundamencie męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa.

PIERWSZE CZYTANIE (dłuższe, Wj 20,1-17)

Wybierając Izraela na swój naród, Pan Bóg jednocześnie nadaje mu dekalog. Jest on konieczny, aby naród wybrany mógł żyć i rozwijać się jako naród Boży. Dekalog regulował stosunki religijne i społeczne narodu. W Nowym Przymierzu jest on wciąż aktualny, a w jego centrum Jezus umieszcza przykazanie miłości.

Czytanie z Księgi Wyjścia
W owych dniach mówił Bóg wszystkie te słowa:
«Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie.
Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią.
Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja, Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań.
Nie będziesz wzywał imienia Boga twego, Pana, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego, który wzywa Jego imienia do czczych rzeczy.
Pamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni będziesz pracować i wykonywać wszystkie twe zajęcia. Dzień zaś siódmy jest szabatem ku czci twego Boga, Pana. Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. Bo w sześciu dniach uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest na nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty.
Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą twój Bóg, Pan, da tobie.
Nie będziesz zabijał.
Nie będziesz cudzołożył.
Nie będziesz kradł.
Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek.
Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego».

PSALM (Ps 19,8.9.10.11)

Znaczenie Bożego prawa i przykazań w życiu człowieka jest niezwykle doniosłe. Ich wielki sens kryje się w tym, że umacniając człowieka, oświecając i dając mu nadzieję – wskazują mu drogę do Boga, który jest najwyższą wartością.

Refren: Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.

Prawo Pańskie jest doskonałe
i pokrzepia duszę, *
świadectwo Pana niezawodne,
uczy prostaczka mądrości.
Jego słuszne nakazy radują serce,*
jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy. Ref.

Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki, *
sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne.
Cenniejsze nad złoto, nad złoto najczystsze, *
słodsze od miodu płynącego z plastra. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (1Kor 1,22-25)

Pan Bóg postanowił zbawić ludzkość przez śmierć krzyżową swego Syna. Krzyż jest więc wydarzeniem historycznym i zbawczym. W krzyżu wypełniła się zbawcza wola Boga. Nie wszyscy tak to pojmowali. Już za czasów apostołów wydarzenie krzyża było dla jednych głupstwem, dla innych niedorzecznością, a jeszcze dla innych – zgorszeniem. Czym jest krzyż dla nas?

Czytanie z Pierwszego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian
Bracia:
Gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.
Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 3,16)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
Tak Bóg umiłował świat,
że dał swojego Syna Jednorodzonego;
każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne.
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA(J 2,13-25)

Świątynia jerozolimska była znakiem obecności Boga pośród ludu, była wielką chlubą całego Izraela. Wypędzając z niej kupców, handlarzy i bankierów, Pan Jezus wskazuje na inną świątynię – świątynię swojego Ciała. Ta świątynia, zburzona wydarzeniami Wielkiego Piątku, zostanie już na zawsze odbudowana w poranek wielkanocny.

Słowa Ewangelii według świętego Jana
Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powyrzucał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu Ojca mego targowiska». Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pożera Mnie».
W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?». Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo».
Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?».
On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.
Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo dobrze wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co się kryje w człowieku.

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/908/part/2

Katecheza

Święty Jan Paweł II – Mulieris dignitatem

„Moralna siła kobiety, jej duchowa moc wiąże się ze świadomością, że Bóg w jakiś szczególny sposób zawierza jej człowieka. Oczywiście, Bóg zawierza każdego człowieka wszystkim ludziom i każdemu z osobna. Jednakże to zawierzenie odnosi się w sposób szczególny do kobiety – właśnie ze względu na jej kobiecość – i w sposób szczególny stanowi też o jej powołaniu” (MD 30).
W Liście Apostolskim do kobiet z okazji Roku Maryjnego (15.08.1988) św. Jan Paweł II analizuje geniusz niewiasty na przykładzie Matki Jezusa. Papież nie tylko dostrzegał kwestie kobiet, lecz pilnie i systematycznie, a nade wszystko – pozytywnie, podejmował ten temat w swoim nauczaniu. Święty Jan Paweł II był przekonany o tym, że wszelkie dewiacje w tzw. kwestii kobiecej, we współczesnym feminizmie, jak zresztą i w innych dziedzinach, także w filozofii, są konsekwencją błędnej wizji człowieka.
W Mulieris dignitatem polski papież podjął głęboką medytację nad godnością i powołaniem kobiety w kontekście objawienia Bożego. To właśnie w Chrystusie Bóg objawił człowieka samemu człowiekowi. To właśnie do tego człowieka: do mężczyzn, aby szanowali godność każdej kobiety oraz do kobiet, aby dostrzegały godność swego powołania, kieruje papież swój apel. W jedności dwojga, mężczyzna i kobieta są od początku wezwani nie tylko do tego, aby bytować obok siebie czy nawet razem z sobą, ale są też wezwani do tego, aby bytować wzajemnie jedno dla drugiego (por. MD 7). Ojciec Święty przypomina o bardzo ważnej kwestii – o wzajemnym zawierzeniu się sobie mężczyzny i kobiety. Zawierzenie takie jest miarą miłości oblubieńczej, aby stawać się bezinteresownym darem jedno dla drugiego.
Pisząc o godności kobiety, papież przywołuje rolę Maryi. W niej spotkały się i zespoliły dwa podstawowe wymiary kobiecego powołania ‒ do macierzyństwa i dziewictwa. Maryja była świadoma wybrania i obdarowania przez Boga. Wyraziła to w czasie nawiedzenia w słowach: „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” (Łk 1,49).
Konkludując, Jan Paweł II wzywa, aby wszystkie kobiety w duchu Chrystusa odkryły pełne znaczenie swojej kobiecości, stając się w ten sposób bezinteresownym darem dla innych ludzi, oraz w Chrystusie odnalazły swoje powołanie.

Justyna Anna Zakrzewska

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/908/part/3

Rozważanie

…i uwierzyli słowu, które wyrzekł Jezus (J 2, 22).

Czasem wydaje się, żę mowa Jezusa – tak często niepojęta, trudna, daleka – wcale nas nie dotyczy. Tak jednak nie jest! Przeciwnie, każde zawarte w niej słowo skierowane jest do konkretnego człowieka. Do przyjęcia Bożego przesłania, do jego zrozumienia, do uczynienia go programem życia potrzebna jest wiara. Wiara, dzięki której przychodzi z pomocą dający światło poznania Duch Pocieszyciel. Wiara w Boże słowo, budząc pragnienie pójścia za jedynym Nauczycielem, nadaje właściwy sens egzystencji człowieka. W słowie Bożym poznajemy Boga i samych siebie, poznajemy jedyny i ostateczny cel naszego życia: Jezusa Mistrza Drogę, Prawdę i Życie. Uwierzyć słowu Jezusa to nie tylko przyjąć je, uznać za prawdziwe… Trzeba jeszcze w pełni się z nim utożsamić, trzeba życiem dawać świadectwo jego autentyczności. Kto uwierzył Bożemu słowu, musi stać się jego odbiciem, musi przekazywać Bożą prawdę wszędzie tam, gdzie jej światło jeszcze nie dotarło.

Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka “Dzień po dniu
wydawanego rzez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/908/part/4

*******

Gwałtowna niezgoda Boga na to wszystko, co nas pomniejsza, wyraża się w kategorycznym: „Nie będziesz!”. Nie będziesz miał cudzych bogów, nie będziesz oddawał im pokłonu… Tę samą żarliwość okazuje Jezus w świątyni. Nie zgadza się na sprowadzenie wiary do religijnego kupczenia. Jezus wie, jacy możemy być dzięki Jego łasce, która uczy nas mądrości, „raduje serce” i „olśniewa oczy”. On wie, jak bardzo Bóg pragnie naszego wzajemnego oddania. On też zna ludzkie serca: ich spełnieniem jest zamieszkanie w świątyni miłości Ojca.

Wojciech Jędrzejewski OP, „Oremus” Wielki Post 2009, s. 74

 

„Weźcie to stąd…”

Łatwo wyobrazić sobie skandal, jaki wywołał Jezus swoim „wyczynem”. Właśnie w takich kategoriach – wybryku i skandalu, musieli ocenić czyn Jezusa świadkowie tego wydarzenia; kto wie, zrazu może i Jego uczniowie.

Ale Jezus nie przyszedł po to by nas raczyć skandalami. Każdy Jego czyn i gest miał charakter znaku, symbolu, o głębokiej wymowie i znaczeniu – ale tylko dla tych, którzy dzięki wierze i Słowu Bożemu potrafili te symbole zrozumieć. Apostołowie w którymś momencie zrozumieli – gdy przypomnieli sobie proroctwo z Psalmu 69: „Gorliwość o dom Twój mnie pożera”.

Jezus przyszedł po to, aby oczyścić świątynię, czyli miejsce oddawania czci Bogu. Nie chodzi tu tylko o miejsce fizyczne, o mury, do których Żydzi byli bardziej przywiązani, niż do samego Boga. Jezusowi chodziło o żywą świątynię, o świętą – bo wybraną przez Boga, społeczność Izraela. To ona przede wszystkim domagała się oczyszczenia.

Przeświadczenie o obecności Boga pośród swojego ludu było bardzo wyraźne na kartach Starego Testamentu, ale już nie tak żywe w świadomości Żydów. Wbrew ostrzeżeniom proroków i zakazowi samego Boga, wyrażonemu w pierwszym przykazaniu – „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną” – Żydzi coraz bardziej zaczęli się przywiązywać do zewnętrznych znaków i symbolów Boga. Arka Przymierza, zawierająca kamienne tablice przykazań, zaczęła dla nich więcej znaczyć, niż Słowo Boga na tych tablicach wyryte. Świątynia, będąca znakiem obecności Boga i miejscem modlitwy, stała się ważniejsza od samego Boga i modlitwy. Ołtarz do składania ofiar, ważniejszy od Tego, któremu ofiary składano, a Prawo ważniejsze od Prawodawcy.

To wszystko domagało się oczyszczenia i Jezus przyszedł to uczynić. Przyszedł postawić właściwe akcenty: przesunąć je z materii i symbolu, na treść i rzeczywistość symbolizowaną, czyli na Boga i Jego Słowo. Właśnie taka była konkluzja rozmowy Jezusa z Samarytanką przy studni. Gdy ta powiedziała Jezusowi o sporze Żydów z Samarytanami na temat fizycznego miejsca kultu, Jezus odpowiedział: „Nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. (…) Bóg jest duchem; potrzeba więc by Jego czciciele oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie”.

Czyn Jezusa był więc nie tylko przejawem troski o godność i szacunek dla miejsca świętego, ale i dla żywej świątyni, czyli Ludu Przymierza. Ten lud, jego myślenie, sumienie, postępowanie i wiara najbardziej domagały się oczyszczenia. Dlatego tyle miejsca w swoim nauczaniu Jezus poświęcił duchowej i moralnej odnowie, naprostowaniu wypaczonych pojęć, demaskowaniu zakłamania, objawianiu prawdy i umacnianiu w dobrym. Bez tego, oddawanie czci Bogu było nieprawdziwe i obłudne.

Ale faktyczne i trwałe oczyszczenie Ludu Bożego dokonało się inaczej – przez Zmartwychwstanie. Wtedy powstał Nowy Izrael – Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa, oczyszczony przez Krew Chrystusa i odnowiony w Jego Zmartwychwstaniu.

Jesteśmy członkami tego Kościoła, Żywej Świątyni Chrystusa, Jego Ciała. Czy przypadkiem i w nas nie trzeba by czegoś oczyścić? Czy i my nie przeakcentowujemy zbytnio znaczenia miejsca kultu liturgicznego, kosztem kultu w Duchu i prawdzie, w życiu i sumieniu? Jedno i drugie jest potrzebne i ważne, ale jednak Kościół ważniejszy od kościoła, ci, którzy się gromadzą, od miejsca, gdzie się gromadzą. Ale najważniejszy jest Ten, dla którego się gromadzą. Czy nie stawiamy Mu przeszkód? Czy może się On z nami dobrze czuć? Czy przypadkiem nie musiałby znów chwycić za sznurki na bicz?

Ks. Mariusz Pohl

 

Handel w świątyni

Czytanie Ewangelii św. Jana jest trudne z tej racji, że prawie zawsze autor w jednym tekście prowadzi czytelnika równocześnie na dwu poziomach. Jeden jest historyczny, przedstawia wydarzenia z życia Jezusa, przytacza Jego przemówienia, relacjonuje prowadzone przez Niego dyskusje. Drugi poziom jest zarezerwowany dla ukazania podstawowych prawd wiary. Całość jednak jest tak pomyślana, że kto nie odczyta dokładnie wydarzenia o charakterze historycznym, nie potrafi dostrzec bogactwa ukrytego na poziomie drugim.

Scena wypędzenia kupców ze świątyni jest pod tym względem tekstem klasycznym. Jan nawiązuje do historycznego wydarzenia. Jezus, który ustawicznie oczyszczał autentyczne życie religijne z wszelkich wypaczeń, tym razem, w sposób wyjątkowo ostry, piętnuje zbezczeszczenie świątyni przez wprowadzenie w jej mury handlu.

Pod pozorem troski o ułatwienie praktyk religijnych, w obrębie murów świątyni ustawiono stragany, oferując kupującym zwierzęta ofiarne. Pokusa łączenia religii z biznesem jest stara jak świat, i nie łatwo ją odrzucić. Już w pierwszych pokoleniach chrześcijan pojawia się jako groźne niebezpieczeństwo, skoro autor „Didache” przestrzega: „Strzeżcie się ludzi, którzy chcą robić interes na Chrystusie”.

Problem nie jest łatwy do rozstrzygnięcia. Tam, gdzie trzeba wznosić świątynię, musi brzęczeć pieniądz, bo świątynia budowana dla Boga powstaje jednak z materiałów zakupionych w świecie, a na to trzeba pieniędzy. Potrzeba ich również do utrzymania już wybudowanej — remonty, malowanie, wyposażenie, sprzątanie, światło itp. W sumie w grę wchodzą miliony, a te muszą przepływać przez ręce ludzi odpowiedzialnych za budowę czy utrzymanie świątyni. Ponieważ zaś z doświadczenia wiadomo, że ręce ludzkie są lepkie i pieniądz łatwo przykleja się do nich, o nadużycia nietrudno. Jeszcze łatwiej o posądzenie, jako że wielu sądzi według siebie i nie wierzy, że inni mogą być uczciwsi od nich.

Ostra reakcja Jezusa ma na uwadze wytyczenie jasnej granicy między świątynią, domem modlitwy, a światem, gdzie jest miejsce na handel. Chrystus broni świętości świątyni, domu swego Ojca. Taki jest historyczny sens przedstawionego przez Jana wydarzenia. W drugim znaczeniu, głębszym, chodzi o spojrzenie oczami wiary na ciało Jezusa. Ono jest nową świątynią. W nim mieszka Bóg. Ponieważ napięcie między świątynią jerozolimską a Jezusem wzrastało, Ten zapowiada zburzenie świątyni swego ciała i odbudowanie jej w ciągu trzech dni.

Przez zestawienie siebie ze świątynią Jezus pragnie ukazać Żydom coś z tajemnicy swej świętości. Natomiast Apostołom pragnie przez to pomóc w przejściu od kultu świątynnego do wiary w Jego zmartwychwstanie. Ośrodkiem ich życia nie będzie już świątynia jerozolimska, lecz zmartwychwstały Mistrz. To w Nim rozpoznają obecnego Boga.

Warto zaznaczyć, że i ta najcenniejsza świątynia świata została przez Judasza przehandlowana za marne trzydzieści srebrników. Judasz jest pierwszym uczniem Chrystusa, który chciał zrobić interes na Mistrzu. Jaki to był interes, ujawniło się w ciągu kilku dni, a los Judasza stał się przestrogą dla wszystkich, którzy usiłują zbić pieniądze na Ewangelii. Dużo się mówi o następcach świętych Apostołów, rzadko natomiast o następcach tego jednego, nieświętego, Judasza. A i on ma swoich następców prawie w każdym pokoleniu. Dźwięk monety jest dla nich mocniejszy od przestrogi zawartej w dramacie syna z Kariot.

Kto patrzy na świątynię przez pieniądze, nie potrafi dostrzec jej prawdziwego skarbu. Często zło wykorzystuje szelest liczonych w kościele pieniędzy dla zniszczenia tego, co najświętsze, najcenniejsze, boskie. I dziś trzeba zabiegać o zachowanie w Kościele granicy między tym, co święte, a tym, co świata. I dziś trzeba w Chrystusie odkryć tę najpiękniejszą świątynię, w której to, co ludzkie, łączy się w hymnie uwielbienia z tym, co boskie. W świątyni Ciała zmartwychwstałego Chrystusa już nie dźwięczą pieniądze, ich miejsce zajmuje łaska i wdzięczność. Szczęśliwy, kto potrafi przejść na ten poziom życia religijnego. Jego już pieniądze świątyni nie zgorszą.

Ks. Edward Staniek

 

Prawo i wolność

Niewielu ludzi rozumie, że szacunek dla prawa jest gwarancją ich wolności. Najczęściej w prawie widzą zagrożenie dla swej wolności, jej ograniczenie. Ubóstwienie wolności jest równie groźne, jak ubóstwienie prawa. Jedno i drugie niszczy człowieka. Wolność bez ograniczeń jest jak samochód w biegu, w którym zawiódł układ sterowniczy. Kierowca jest zdany na łaskę losu. Nie potrafi obliczyć żadnych skutków swej jazdy, z reguły też tak uszkodzonym samochodem nie zajedzie zbyt daleko. Wypadek jest nieunikniony. Dziś odwoływanie się do wolności jest tak częste, iż staje się prawie śmieszne. W imię wolności dziecku wolno uderzyć matkę, uczniowi wolno jeść w czasie lekcji, studentowi wolno przerwać na kilka lat studia, małżonkowi wolno zdradzić żonę, a więźniowi wolno domagać się telewizora w celi.

Wolność to bożek naszego wieku. Nikt jednak nie chce powiedzieć głośno, że tak rozumiana wolność — czynienie tego, co mi się podoba — byłaby możliwa wyłącznie wówczas, gdyby na obszarze stu kilometrów kwadratowych żył tylko jeden człowiek. Z tą chwilą bowiem, gdy obok niego pojawi się drugi, mając takie samo pojęcie wolności, w wielu sytuacjach ich dążenia będą kolidować z sobą. Wolność jednego ograniczy wolność drugiego, a wówczas trudno już mówić o wolności. Im więcej ludzi zamieszka na jednym kilometrze kwadratowym, tym większe będzie ograniczenie wolności każdego z nich. Łatwo to można obserwować w ciasnych mieszkaniach, gdzie maleńki metraż wytycza granice świata dla kilku, czasem kilkunastu ludzi. Jakże bardzo jest ograniczona wolność każdego z nich, gdy dwadzieścia cztery godziny na dobę muszą się liczyć z domownikami i sąsiadami.

Chcąc do maksimum ocalić i wykorzystać wolność każdego, muszą określić prawa. One są nieodzowne dla normalnego funkcjonowania całej społeczności. Nie zawsze są to prawa pisane, ale one są. Im doskonalej są zachowywane, tym pełniej ludzie mogą wykorzystać swoją wolność. W pewnym momencie sami odkrywają, że umiejętność doskonalenia prawa i doskonalenia jego zachowania jest wykładnikiem ich wolności. To, że mogą dobrowolnie prawo określać i dobrowolnie je zachować, stanowi o ich wielkości.

To w tym kontekście należy dostrzec wartość dekalogu. Bóg darząc nas wolnością, a równocześnie łącząc we wspólnotę życia, jako nasz Stwórca, musiał określić prawa, by zagwarantować nam właściwe wykorzystanie wolności. Gdyby nasza wolność była mądra, to każdego dnia dziękowalibyśmy Bogu za dar Jego prawa i czynilibyśmy wysiłki, by to Jego prawo możliwie doskonale zachować. Niestety, nasza głupota ciągle widzi w prawie swoje nieszczęście, ograniczenie, przeszkodę w wykorzystniu pełni wolności. Stąd też raz po raz podejmujemy wysiłki, by prawo zlekceważyć, by go nie zachowywać. Płacimy za to wielkie ceny, ale wciąż popełniamy ten sam błąd.

Egoizm nie chce kierownicy, chce robić to, co się mu podoba, i mimo serii klęsk nie rezygnuje ze swego. Jest tak mocny, że woli ponosić klęski, niż dostosować się do prawa, bo klęska jego jest jeszcze jednym dowodem na to, że prawo stanowi przeszkodę na drodze jego rozwoju.

Konflikt wolności z prawem jest tak długo nieunikniony, jak długo wolność nie zostanie objęta w całości miłością. Prawo miłości jest bowiem najdoskonalszym prawem i w nim wolność zyskuje najdoskonalszą pełnię. Wola, która kocha, staje się odpowiedzialna za siebie, za innych i za prawo, które ułatwia sprostanie tej odpowiedzialności. Ten, kto kocha, dobrowolnie zgadza się na ograniczenie swej wolności wolą osoby kochanej. Tego ograniczenia nie traktuje jako krzywdy, lecz jako wielkie szczęście. Odkrywa bowiem, że łącząc się z drugim człowiekiem, powiększa zakres swojego świata o jego świat, a siłę swojej woli — o siłę jego woli.

W zmaganiu świata z Bogiem dwie wartości — wolność i prawo zostały sobie przeciwstawione. To wielki sukces zła. Miliony ludzi na świecie dało się zwieść tej propagandzie, wchodząc na drogę lekceważenia prawa i ubóstwiania wolności rozumianej jako samowola. Każdy mądry człowiek wie, że wolność jest jak źródło kryształowej wody, a prawo jak brzegi tego źródła i rzeki, którą wypływająca z niego woda popłynie. Te dwie wartości nie tylko nie są przeciwstawione, lecz organicznie ze sobą połączone. Nie ma wolności bez szacunku dla prawa i nie ma prawa bez szacunku dla wolności!

Ks. Edward Staniek

 

Umocnij, Panie, kroki moje Twoją mową, niech nie panuje we mnie żadna niegodziwość (Ps 119, 133)

„Niedługo po wydarzeniu Paschy”, czyli po przejściu oswobadzającym lud Izraela z Egiptu i wprowadzającym na pustynię, przez którą miał on przejść do ziemi obiecanej, Bóg zawiera z nim Przymierze i wypełnia je przez dar dekalogu. „Ja jestem Pan, twój Bóg, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!” (Wj 20, 2-3). Miłość, jaką Bóg okazał Izraelowi przez swoje nadzwyczajne interwencje, jest fundamentem jego wierności względem swego Pana. Dekalogu nie można uważać za suche prawo moralne, nałożone autorytatywnie z nieba. Wypływa ono z miłości Boga, który uwolniwszy swój naród z niewoli egipskiej, pragnie go wyrwać z wszelkiej moralnej niewoli, grzechu i namiętności oraz związać z sobą przyjaźnią. Przyjaźń tę będzie okazywać we wszechmocnej dobroci zawsze gotowej spieszyć z pomocą, od człowieka zaś oczekuje wierności względem woli Bożej. Zresztą dekalog wyjaśnia tylko to prawo miłości — względem Boga i bliźniego — jakie na początku stworzenia Bóg wyrył w sercu człowieka, który jednak szybko je przekręcił i o nich zapomniał. Izrael nie wytrwał w wierności obiecanej na Synaju; wiele ma na swoim rachunku wykolejeń, odejść i zdrad, w ciągu wieków zaś pojawiło się mnóstwo tłumaczeń literalnych oraz formalistycznych nadbudówek, które pozbawiły dekalog jego prawdziwej i głębokiej treści.

Konieczne było, aby Jezus przyszedł odnowić dawne prawo, uzupełnić je i udoskonalić przede wszystkim pod względem miłości i znaczenia wewnętrznego. To rzuca światło na śmiały czyn Chrystusa wyrzucającego przekupniów, którzy bezczeszczą świątynie. Bogu należy służyć i uwielbiać Go z czystą intencją. Religia nie może służyć za podnóżek dla osobistych interesów oraz samolubnych i ambitnych dążności człowieka. „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu Ojca mego targowiska” (J 2, 16). Stosunek do Boga i do bliźniego powinien być niezwykle prawy, szczery. Może się zdarzyć, że w służbie Bożej czy w zachowywaniu jakiegoś szczegółu dekalogu zważa się więcej na stronę zewnętrzną, prawną, niż na wewnętrzną, i wówczas można się stać w mniejszej lub większej mierze bezcześcicielem świątyni, religii, prawa Bożego. Jan zauważa, że Jezus oczyścił świątynię uwalniając ją od kupców i ich towarów, kiedy zbliżała się „Pascha żydowska” (tamże 13). Kościół przed „Paschą chrześcijan” powtarza ten gest, zapraszając wiernych do oczyszczenia własnego serca, aby z niego wzniosła się do Boga cześć jak najczystsza. Lecz Jezus mówi o innej świątyni, jaśniejącej nieskończoną godnością, „o świątyni swego ciała” (tamże 21). To miał na myśli, kiedy powiedział: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo” (tamże 19). Słowa te zgorszyły Żydów, uczniowie zaś zrozumieli je dopiero po śmierci i zmartwychwstaniu Pana. Dzięki swej tajemnicy wielkanocnej Jezus zastąpił świątynię Starego Przymierza przez swoje ciało, tę świątynię żywą i godną Trójcy. Ono to, złożone w ofierze na zbawienie świata, zastępuje i przekreśla wszystkie ofiary z „gołębi, baranków i wołów” (tamże 14-75), jakie składano w ofierze w świątyni jerozolimskiej, która zatem straciła racje bytu. Ośrodkiem Nowego Przymierza jest więc już nie świątynia z kamienia, lecz „Chrystus ukrzyżowany, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan; dla tych zaś, którzy są powołani… mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1, 23-24).

  • Żadna krzywda, żadne głośne oskarżenie nie potrafiło sprowadzić Cię z drogi wyznaczonej przez wolę Twoją, o Panie najmiłosierniejszy, który odnawiasz to, co zginęło i popadło w ruinę. Tak została złożona Bogu w ofierze na zbawienie światu szczególna żertwa, a Twoja śmierć, o Chryste, prawdziwy Baranku, zapowiadana w ciągu wszystkich wieków, przeniosła synów obietnicy do wolności synów Bożych. Nowe Przymierze zostało zatwierdzone, a krwią Twoją o Chryste, zostali zapisani dziedzice królestwa wiecznego. Ty, najwyższy Kapłanie, wstąpiłeś do miejsca świętego świętych i jako kapłan niepokalany, okryty śmiertelnym ciałem, wszedłeś przebłagać Boga… wówczas dokonało sit; przejście od prawa do Ewangelii, od synagogi do Kościoła, od wielu ofiar do jednej żertwy.
    „To co było stare, przeminęło, a oto nowe powstało”: przez Twoje pośrednictwo, o Chryste, i razem z Tobą wspólnota w męce i zmartwychwstaniu wiecznym jest jedna dla wszystkich, którzy wierzą w Ciebie i zostali odrodzeni w Duchu Świętym według słów Apostola: „Wy jesteście umarli, a życie wasze jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Kiedy Chrystus, życie wasze. objawi się, wówczas również wy okażecie się z Nim w chwale” (św. Leon Wielki).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 307

http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150308.htm

********

Na dobranoc i dzień dobry – J 2, 13-25

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. quimby / flickr.com / CC BY-NC-SA 2.0)

Oczyścić i zacząć od nowa…

 

Znak oczyszczenia świątyni. Powściągliwość Jezusa

 

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powyrzucał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu Ojca mego targowiska». Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pożera Mnie».

 

W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo».

 

Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?»

 

On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

 

Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo dobrze wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co się kryje w człowieku.

 

Opowiadanie pt. “Zatrzymasz się wreszcie?”

 

Działo się to dawno a może nie dawno, nie jest ot istotne. Pewien Bogaty Człowiek, postanowił odebrać sobie życie, ponieważ stwierdził, że już dłużej nie może tak szybko żyć. Wiecznie tylko praca, praca, praca w domu stał się Gościem. Ale z drugiej strony nie potrafił się z tej matni wyzwolić. Ten stan spowodował, że nie widział innej możliwości jak tylko wysiąść z tego pociągu, jakim jest życie.

 

Jak postanowił tak też szukał okazji do zrealizowania swego pomysłu. Tak się jednak złożyło, że spotkał swego Znajomego z wojska. Bardzo się ucieszył na to spotkanie. W czasie rozmowy nasz Bohater zwierzył się ze swego postanowienia. Wtedy to Znajomy z wojska zaprosił Go do siebie. Z początkowymi oporami, ale jednak nasz Bogaty Człowiek zdecydował się z Znajomym udać do jego domu.

 

Było dla Niego wielkim zaskoczeniem, że ów Znajomy to Zakonnik a Domem jego jest Klasztor. Wtedy przypomniał sobie, że już dawno nie był w Kościele, już dawno się nie modli bo zawsze mówił nie mam czasu. Zakonnik zaprowadził Bogatego Człowieka do celi powiedział mu, że może być tu tak długo jak zechce i aby swe postanowienie jeszcze raz przemyślał.

 

Bogaty Człowiek spytał się czy może wykonać jeszcze parę telefonów do swoich firm na co Zakonnik mu odparł: Przecież chcesz się zabić to po co się jeszcze martwisz o firmę zostaw to. I odszedł.

 

Bogaty Człowiek usiadł na łóżku w swojej celi i zaczął wzrokiem wodzić po skromnym wystroju. I rozmyślał. Rozmyślał o życiu, o czasie, o Rodzinie, o Przyjaciołach, o Śmierci, o Bogu, o Radości, o Szczęściu, o Miłości, o…

 

Minęły cztery tygodnie Ubogi Człowiek, ale Radosny przychodzi do Zakonnika i mówi Mu: dziękuję Ci, żeś mnie tu przyprowadził to był piękny czas. Czas zatrzymania, czas, w którym odkryłem, że jestem Człowiekiem ale, że nie zawsze potrafiłem zachować się jak Człowiek. Był to czas, który pozwolił mi zrozumieć, że nie wszystko zależy ode mnie i nie ja o wszystkim decyduję. Czas, w który zrozumiałem, że jedno, o co w życiu chodzi to MIŁOŚĆ. A ja o tym zapomniałem i to zapomnienie kosztowałoby mnie Wieczne Zapomnienie.

 

A czy Ty nie myślisz się zatrzymać i na nowo zobaczyć, że najważniejsza jest MIŁOŚĆ.

 

Refleksja

 

W naszym zabieganiu i zajmowaniu się codziennymi obowiązkami, ale też i bezrefleksyjnym przyjmowaniem tego, co przyniesie “ślepy” los, nie mamy czasu nie tylko dla innych, czy siebie, ale przede wszystkim dla Boga. A tam, gdzie nie ma dla Niego czasu, nie ma czasu już na nic. Przyjmujemy bowiem to, co jest, nie kształtując rzeczywistości, która jest w około nas. Życie przeżyte bez refleksji nad sobą samym, nad tym co robię, jak, z kim i wokół kogo żyje, jest życiem zmarnowanym, bo bardzo skoncentrowanym tylko na sobie, życiem egoistycznym…

 

Jezus chciałby, abyśmy zatrzymali się nad tym, co dzieje się w naszym życiu w tym “tu i teraz”. Potrzeba nam zatem ciągłej refleksji nad wydarzeniami, sytuacjami, rozmowami, przeżyciami, które są też naszym udziałem. Bez tej refleksji ciężko nam przyjąć i pokochać to, w czym się obecnie znajdujemy. Sama świadomość tego, że coś można, a czegoś nie można zmienić, nadaje naszemu życiu pewnego dystansu, który jeśli zostanie przyjęty na spokojnie i z pełną akceptacją, wtedy przyniesie przemianę naszego życia i odkrycia ogromnych pokładów miłości, które drzemią w każdym człowieku…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry

 

1. Dlaczego mamy tendencję do zajmowania się “wszystkim i niczym”?
2. Dlaczego warto zatrzymać się i pomyśleć, gdzie teraz jestem?
3. Jak odkrywać ogromne pokłady miłości, które drzemią w każdym z nas?

 

I tak na koniec…

 

Nie martw się, że powoli posuwasz się naprzód, obawiaj się jedynie, abyś się nie zatrzymał

 

(autor nieznany)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,749,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-2-13-25.html
*********
Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU B
8 marca 2015 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Bracia. Gdy Żydzi żądają, znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.
1 Kor 1,22-25

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Można Pana Boga wręcz zamęczyć, ciągle żądając od Niego nowych znaków jak to czynili niektórzy Żydzi za czasów Pawła Apostoła, znaków potwierdzających Jego dobroć, miłość, troskę. Można też ciągle szukać w dziele Bożym śladów tylko ludzkiej mądrości, czepiając się szczegółów jak ówcześni Grecy. Paweł zaś w swym przepowiadaniu ukazuje, głosi Jezusa Chrystusa, ukrzyżowanego. Dla Żydów ten wyrazisty znak Bożej miłości do człowieka stał się zgorszeniem. Oni czekali na Mesjasza triumfującego, ale nie krzyżu. Dla pogan ukrzyżowany Bóg to głupstwo i nieporozumienie. Dla tych, którzy pozytywnie odpowiedzieli na Boże wezwanie do wiary, Ukrzyżowany, stał się źródłem mocy i Bożej mądrości.

Czy to także moje źródło wiary, więcej nadziei i miłości? Czy czerpię z niego systematycznie? Czy u stóp krzyża szukam mocy i mądrości, aby godnie i pięknie przeżywać moją codzienność, służyć Bogu i ludziom? Czy nie usiłuję zamęczać Pana Boga, żądając ciągle nowych znaków Jego miłości i dobroci względem mnie? Czy dziękuję Mu za te znaki, jakimi obdarza mnie każdego dnia? Czy się do nich nie przyzwyczaiłem tak, że nie robią już na mnie żadnego wrażenia? Czy nie gorszę się Ukrzyżowanym? Czy nie uważam dramatu krzyża za największe głupstwo, które przydarzyło się Panu Bogu? Czy krzyż Pana Jezusa to dla mnie zbawienie czy nieporozumienie? Czy pamiętam, że Pan Jezus dokonał mojego odkupienia w słabości i pokorze, miłością a nie przemocą, Sercem a nie mieczem? Czy staram się w tym naśladować Pana Jezusa? Czy pamiętam, że moc w słabości się doskonali?

Podziękuję Panu Bogu za dar zbawienia dokonany na drzewie krzyża. Pomodlę się za rekolekcjonistów, rekolektantów, spowiedników, penitentów czasu Wielkiego Postu. Przyjrzę się jak wygląda realizacja mojego wielkopostnego postanowienia.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę,
świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości.
Jego słuszne nakazy radują serce,
jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy…
Ps 19,8-9

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne

*****

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

********
Orygenes (ok. 185-253), kapłan i teolog
Komentarz do ewangelii św. Jana 10,20
 

“On zaś mówił o świątyni swego Ciała.”

“Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”… I jedno, i drugie – świątynia oraz Ciało Jezusa są w moich oczach symbolem Kościoła… Trzeciego dnia Świątynia zostanie odbudowana, a ciało zmartwychwstanie… Ponieważ trzeciego dnia wyłoni się nowe niebo i nowa ziemia (2P 3,13), kiedy kości, to jest cały dom Izraela (Ez 37,11), powstaną w wielkim Dniu Pana, i kiedy śmierć zostanie pokonana…

Tak jak Ciało Jezusa, poddane ludzkiej słabości, przybite do krzyża i pogrzebane, zostało następnie wzniesione, tak też całe ciało wiernych Chrystusowi było “razem z nim przybite do krzyża” i “teraz nie żyje już” (Ga 2,19). W rzeczywistości, tak jak św. Paweł, każdy z nich nie chlubi się z niczego innego poza krzyżem naszego Pana Jezusa Chrystusa, który dał się ukrzyżować za świat i świat ukrzyżował dla siebie (Ga 6,14)… “Gdyż z Chrystusem powstaliśmy”, jak mówi św. Paweł, który dodaje jako gwarancję zmartwychwstania: “Z Nim również żyć będziemy” (Rz 6,4-9). Każdy wkracza zatem w nowe życie, które jednak nie jest jeszcze błogosławionym i doskonałym zmartwychwstaniem… Ci, którzy teraz chowani są do grobu, pewnego dnia powstaną z martwych.

********

Szanowni Państwo!
Serdecznie zapraszam do czytania Ewangelii III Niedzieli Wielkiego Postu i naszych komentarzy.
Dziś w dość oryginalnej interpretacji metafory bicza Mesjasza nasz naczelny – sięgając do etymologii i gramatyki języków syryjskiego i hebrajskiego – stara się wykazać, że genezą tej metafory jest… znany u klasycznych proroków (Izajasza, Jeremiasza, Ozeasza) obraz kobiety cierpiącej bóle rodzenia. Ta – bądź co bądź – niecodzienna interpretacja jest fragmentem wykładu M. Wilka pt. “Ewangelia wg św. Jana w egzegezie XX i XXI wieku” wygłoszonym w zeszłym roku w Seminarium Zakonu Pijarów.
Oprócz tego warto poznać kilka motywów historii z historii i kulturowych realiów Izraela, pozwalających nam lepiej zrozumieć Ewangelię:
– Symbolika Paschy, zwanej u Jana Paschą Żydów
– Bankierzy i sprzedający woły, baranki i gołębie
– System monetarny
– Świątynia
W części teologicznej – jak zawsze – mamy dla Państwa wypiski z apokryfów (Ewangelia gruzińska) i teologów (Orygenes, Klemens Aleksandryjski).
Życzę Państwu pięknej niedzieli!
ks. Mateusz Wyrzykowski
Redaktor działu “Nowy Testament”
Orygenes+
*******
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=pWJSfF_lpbw
***************************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
8 MARCA
*************
Święty Jan Boży, zakonnik
Święty Jan Boży Jan Cidade urodził się w Portugalii w roku 1495. Ojciec Jana, Andrzej Ciudad, miał swój dom i mały warsztat rzemieślniczy. W pracy pomagała mu małżonka, Teresa Duarte. Gdy Jan miał 8 lat, zjawił się w jego domu jakiś pielgrzym wędrujący do Hiszpanii, prosząc o nocleg. Przy wieczerzy gość opowiadał o krajach, które zwiedził. Kiedy następnego dnia opuścił dom, zauważył przy sobie chłopca, który postanowił towarzyszyć kapłanowi w drodze. Uczynił to potajemnie przed rodzicami. Ci, pełni smutku, daremnie poszukiwali go po całej okolicy. Matka niebawem zmarła ze smutku, a ojciec wstąpił do franciszkanów. Nie wiemy, dlaczego kapłan nie odesłał chłopca do domu. Może myślał, że jest mu w domu bardzo źle, a może chłopiec nie chciał wrócić. Po 20 dniach forsownej drogi chłopiec nie mógł już iść dalej. Kapłan więc zostawił chłopca w mieście Oropesa u niejakiego Franciszka Mayorala, zarządcy owczarni pewnego hrabiego. Ten przyjął Jana jak syna i nazwał małego chłopca “Janem otrzymanym od Boga – a Deo“.
Chłopiec przeżył w domu opiekuna kilkanaście lat. Przybrani rodzice tak pokochali młodzieńca, że chcieli go uczynić spadkobiercą swojego majątku i zamierzali mu oddać za żonę swoją jedyną córkę. Mając dwadzieścia kilka lat Jan opuścił dom opiekunów. Zaciągnął się do wojska. Zaczęło się typowe życie najemnego żołnierza: włóczęga, zawadiactwo, kieliszek, dziewczęta. Jan był zbyt uczciwy i religijny, by pozwalać sobie na wszystkie wybryki. Niemniej życie jego było w tym okresie bardzo dalekie od doskonałości chrześcijańskiej.
Pewnego dnia Jan został posłany przez oficera z misją zaopatrzenia oddziału w konieczne wiktuały. Pobliski dwór zajmowali jednak Francuzi. Jan postanowił zaskoczyć ich brawurową szarżą. Koń zrzucił go jednak z siodła, tak iż cudem tylko uszedł niechybnej śmierci. Był to pierwszy głos napomnienia z nieba. Innym razem dowódca powierzył Janowi kasę oddziału. Niestety, w nocy Jana ktoś okradł. Podejrzenie padło na Jana. Został skazany na rozstrzelanie. Już zabierano się do egzekucji, kiedy nadjechał dowódca pułku i po zapoznaniu się z całą sprawą nakazał Jana uwolnić, ale wydalił go z wojska. Do końca życia Jan nie mógł sobie wytłumaczyć, jak się to stało, że tak cudownie został uwolniony, dosłownie w ostatnim momencie. W planach Opatrzności miał jeszcze żyć.

Święty Jan Boży Jan powrócił do Oropesy. Opiekun przyjął go serdecznie, ale i teraz Jan nie zagrzał tu długo miejsca. Wybuchła wojna na wschodzie Europy. Jan ponownie zgłosił się do wojska. Po zawarciu pokoju przez obie strony Jan powrócił, jednak już nie do swojego opiekuna, ale w rodzinne strony. Tu dowiedział się o losie swoich rodziców. Uczyniło to na nim ogromne wrażenie. Z wielką skruchą odbył spowiedź z całego życia i udał się z pielgrzymką do Compostelli, do grobu św. Jakuba Apostoła. Pchany żarliwością o zbawienie duszy i chęcią poniesienia męczeńskiej śmierci udał się do Afryki, gdzie naprzeciw Gibraltaru była portugalska twierdza Ceuta. Przez kilka lat pracował tu ciężko przy fortyfikacji Ceuty, wspierając równocześnie pewnego szlachcica, skazanego przez króla na banicję w te strony wraz z rodziną (1533-1535). Okazji jednak do męczeństwa nie było. Arabowie nie byli też skłonni do przyjęcia wiary Chrystusa. Jan wrócił więc do Hiszpanii i przez krótki czas pracował w Gibraltarze. Za zaoszczędzone pieniądze kupił pobożne książki i założył małą księgarnię, by w ten sposób propagować dobrą prasę (1535-1536). Stąd udał się do Grenady. Założył tu księgarnię książek i obrazów religijnych (1538).
20 stycznia 1538 r. odbywał się w Grenadzie odpust ku czci św. Sebastiana. Przybyło mnóstwo ludzi. Kazanie głosił słynny kaznodzieja, św. Jan z Avili. Kazanie wywarło na Janie wrażenie piorunujące. Ogarnął go ból za stracone dla wieczności lata. Wydał głośny jęk, rzucił się na ziemię, zaczął targać włosy i ubranie na sobie. Drapał sobie twarz, wołając: “Boże! Miłosierdzia!”. W takim też stanie wybiegł na ulicę. Otoczenie myślało, że postradał zmysły. Kilkunastu ludzi pobiegło za nim i rzuciło się na niego jako na szaleńca; związano go, wychłostano dotkliwie i zamknięto w domu dla obłąkanych. Dla Jana zaczęły się dni straszliwej katorgi fizycznej i duchowej. Metoda ówczesnego leczenia tego rodzaju zaburzeń psychicznych polegała bowiem na zamknięciu pacjenta w wilgotnym i zimnym lochu. Przykutego do ściany łańcuchem, bito do utraty przytomności i sił. Tak obchodzono się z Janem przez 40 dni. Jednak ku zdumieniu oprawców Jan nie tylko się nie bronił, ale zachęcał ich jeszcze: “Bijcie, bijcie to przeniewiercze ciało! Niech ponosi karę za swoje winy!” Stawał jednocześnie bardzo stanowczo w obronie swoich towarzyszy. Kiedy więc wypuszczono go na wolność, zaczął usługiwać nieszczęśliwym, by chociaż w części złagodzić ich dolę.

Święty Jan Boży Szybko Jan przekonał się, że sam niewiele zdziała. Za użebrane pieniądze zakupił własny dom, w którym mógł postawić 47 łóżek. W miarę napływu ofiar powiększał szpital i lepiej go zaopatrywał, by chorzy mieli jak największe wygody. Szczególną troską otaczał psychicznie chorych, których traktował z wielką łagodnością i dla których przeznaczył wydzieloną część szpitala. Sam każdego dnia odwiedzał swoich podopiecznych, chorych i ubogich, przewiązywał ich rany, pocieszał, leczył. Nie mniejszą troskliwość okazywał o potrzeby duchowe swoich podopiecznych, zapraszając kapłanów w każdą niedzielę ze Mszą świętą i kazaniem, a nawet z codzienną Komunią świętą. W ciągu dnia przewidział czas na wspólne modlitwy – poranne i wieczorne. Dla uniknięcia zarazy podzielił swój szpital na sektory. Za poradą św. Jana z Avili w szpitalu leczyli się wyłącznie mężczyźni. Na parterze były miejsca przeznaczone dla bezdomnych i ubogich wędrowców.
Troska o leki, bieliznę, bandaże, łóżka, opłata służby i wyżywienie całej załogi wymagało od Świętego heroicznego poświęcenia. Codziennie udawał się na miasto i na umówionym placu zbierał żywność i ofiary pieniężne. Najczęściej one nie wystarczały. Wtedy udawał się do domów możnych, błagając o pomoc tymi znamiennymi słowy: “Pomóżcie sobie, wspomagając ubogich i chorych, bowiem błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Kiedy wyczerpał już wszystkie środki i zadłużył się, udał się do miasta Valladolid, gdzie był wtedy dwór królewski. Nie zawiódł się, dostał szczodry zasiłek od najprzedniejszych pań i panów dworu.
W swojej żarliwości apostolskiej nie zapomniał o kobietach. Zajął się losem kobiet upadłych. Nawiedzał je osobiście i błagał o zmianę życia. Starał się o uczciwe zabezpieczenie ich losu, by nie musiały utrzymywać się z nierządu. Staruszki i samotne wdowy polecał poszczególnym rodzinom pod opiekę. Niemniej czuły był na los sierot, których wówczas nie brakowało, powierzając je rodzinom, które zapewniały im bezpieczny los. Wszyscy, którzy pomagali Janowi, zarówno kapłani, jak i świeccy (także lekarze), za swoją posługę nie żądali zapłaty.
Jan wiedział jednak, że ciężaru, który na siebie nałożył, sam nie udźwignie. Nadto trapiła go troska o przyszłość dzieła. Zebrał więc koło siebie gromadkę podobnych szaleńców Bożych i tak założył nową rodzinę zakonną dla obsługi chorych i opuszczonych. Tak powstał zakon Braci Miłosierdzia, zwany u nas bonifratrami. Założycielowi zaś nadał miejscowy arcybiskup przydomek “Jana Bożego” i takim go znamy.

Święty Jan Boży

Zmarł na klęczkach 8 marca 1550 r. w wieku 55 lat. W poczet błogosławionych zaliczył Jana papież Urban VIII w 1630 roku, a papież Aleksander VIII wpisał jego imię do katalogu świętych (1690). Papież Leon XIII ogłosił św. Jana Bożego wraz ze św. Kamilem de Lellis patronem szpitali i chorych (1886). Papież Pius XI wyznaczył go na patrona pielęgniarzy i służby zdrowia. Relikwie Świętego znajdują się w kościele zakonu w Grenadzie. Jest ponadto patronem Grenady i księgarzy.

W ikonografii przedstawiany jest w prostym habicie bonifratra. W ręku trzyma przekrojony owoc granatu, z którego wyrasta krzyż. Jego atrybutami są: cierniowa korona, żebrak na plecach, żebrak u stóp.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-08a.php3
Święty Jan Boży, założyciel zgromadzenia Bonifratrów (braci miłosierdzia). (1495-1550)

   Święty Jan zwany Boży urodził się w Portugalii, w miasteczku Elvono dnia 8. marca roku 1495 z ubogich, ale bardzo pobożnych rodziców; od nich , to odebrał bardzo staranne wychowanie. Mając dziewięć lat opuścił potajemnie dom i zgodził się do pewnego pasterza, któremu służył wiernie aż do 21. roku życia. Miał pojąć córkę jego za żonę, lecz Jan nie nosił się z zamiarami małżeńskimi; opuścił więc dom swego chlebodawcy i poświęcił się służbie wojskowej, podczas której oddawał się swawoli żołnierskiej.
Razu pewnego odebrał rozkaz, aby strzegł łupów, zdobytych na nieprzyjacielu. Jan niedopilnował powierzonych mu rzeczy, które nieprzyjaciel odzyskał na powrót. Za to przewinienie skazano go na śmierć. Ułaskawiony potem wprawdzie, musiał ku wielkiej swej hańbie opuścić obóz. Wrócił napowrót do pasterza, dawnego pana swego, lecz długo u niego nie pozostał, bo zaciągnąć się kazał do wojsk przeciw Turkom.
Po skończonej wojnie wrócił do Portugalii do swych rodziców. Nie zastał już swej rodzinnej strzechy. Matka bowiem dawno już umarła ze zmartwienia nad jego ucieczką, ojciec wstąpił do zakonu świętego Franciszka. Widząc skutki swego lekkomyślnego postępowania, postanowił Jan pokutą całego życia zmazać swe winy. Zamierzał ruszyć do Afryki, by tam umrzeć śmiercią męczeńską. Podczas swej wędrówki spotkał pewną szlachecką rodzinę, która wypędzona z kraju musiała uchodzić do Ceuty w Afryce. Do niej się przyłączył i pracą rąk swych zarabiał na utrzymanie wychodźców. Po upływie wygnania dla rodziny przeznaczonego wrócił z nią do Hiszpanii. Tu założył składzik, w którym sprzedawał obrazy świętych, książki do nabożeństwa i inne podobne rzeczy.
Spotkawszy razu pewnego na ulicy biednego chłopca, który stał boso wśród mrozu i trząsł się od zimna, wziął go zdjęty litością na swe barki i chciał go zanieść do gospody. Lecz im dalej go niósł, tem większym zdawał mu się ciężar; wreszcie zmęczony usiadł. Wtedy dał mu się poznać ów chłopczyna. Był to Pan Jezus, który przepowiedział mu, że znajdzie śmierć w Granadzie. W tej chwili porzucił Jan wszystko i żądny męczeństwa udał się do Granady. Kazanie błogosławionego Jana Avila, zwanego apostołem Hiszpanii, tak poruszyło jego serce, że zaczął gorzko opłakiwać swe życie.
Odtąd rozpoczął Jan żywot pokutnika. By się upokorzyć, udawał człowieka zmysłów zdrowych pozbawionego; skutkiem tego zamknięto go w szpitalu i obchodzono się z nim nie bardzo łagodnie. Na rozkaz Jana Avila zaprzestał wkońcu udawania, ale został w szpitalu, by doglądać i pielęgnować chorych. To zadanie spełniał z największą gorliwością. Pan Bóg dał mu takie zamiłowanie w opiece nad chorymi, że wnet opuścił dotychczasowy szpital, by zbierać pieniądze na zbudowanie osobnego domu dla chorych. Wkrótce dokonał swego dzieła. Teraz oddał się ubogim z całem poświęceniem. Sam starał się o ich wyżywienie, o lekarza i lekarstwa; gdzie tylko widział biedę i potrzebę, tam biegł z pomocą i pociechą. Na własnych barkach znosił chorych do zakładu. Tam ich leczył i przygotowywał na dobrą śmierć. Wnet zesłał mu Pan Bóg pomocników, którzy z równą jemu gorliwością służyli biednym i chorym.
Tak powstało pierwsze zgromadzenie braci miłosierdzia w Granada; było to roku 1540. miejscowy biskup zatwierdził to zgromadzenie, przepisał braciszkom suknię zakonną, a Jan otrzymał przydomek Jana Bożego. Nowe te zgromadzenie rozszerzyło się wnet po wielu krajach i przyniosło zbawienne owoce. Braciszkowie utrzymywali się z jałmużny. Jan chodząc całymi dniami za jałmużną, nie odzywał się inaczej jak: Bądźcie miłosierni dla siebie samych! Twierdził bowiem, że kto daje jałmużnę, sam sobie więcej pomaga, jak temu, któremu daje. Mimo rozmyślnie stawianych mu trudności nie zaprzestał prosić o datki dla swych biednych; na prześladowania odpowiadał zawsze cichością i pokorą.
Równą gorliwością pracował nad nawróceniem upadłych dziewczyn. Z krzyżem w ręku szukał ich na manowcach, zaklinał, błagał i często nawracał.
Dla siebie był twardym. Postami i bezsennością umartwiał swe ciało. Wolne chwile poświęcał na modlitwę. Razu pewnego, kiedy był pogrążony w modlitwie, ukazała mu się Matka Boża i włożyła koronę cierniową na jego skronie. W tej chwili uczuł bardzo bolesny ból w głowie. Było to uprzytomnienie boleści cierniem ukoronowanego Zbawiciela. Stąd też przedstawiają go z koroną cierniową na skroniach.
Opowiadają wiele cudownych zdarzeń z jego życia. Spotkał Jan razu pewnego na ulicy bardzo ciężko chorego wędrowca. Wziął go na barki swe, zaniósł do szpitala i umył mu nogi; gdy zaś według swego zwyczaju chciał je ucałować, spostrzegł, że miały znaki ran Chrystusowych. I w rzeczy samej był to Pan Jezus, który w postaci biednego zaniesiony do szpitala odezwał się w te słowa: Co ubogim czynisz, mnie czynisz. Innym znowu razem upadł Jan, niosąc ubogiego do szpitala; jakiś piękny młodzieniec podniósł go. był to archanioł Gabryel, którego Pan Bóg przydał Janowi, by się nim opiekował i był mu pomocnym w spełnianiu uczynków miłosiernych.
Pan Bóg wsławił też życie świętego “brata miłosierdzia” jeszcze innymi cudami. Kiedy w szpitalu w Granadzie powstał wielki pożar, Jan wszedł między płomienie, by ratować chorych. Pół godziny chodził w ogniu i dymie wynosząc jednego po drugim, bez najmniejszej dla siebie szkody.
Przed zgonem zesłał Pan Bóg na niego ciężką chorobę. Z największą skruchą i bojaźnią przygotował się na drogę wieczności. Gdy przyjął Sakramenta święte, prosił braci, by się oddalili i zostawili go samego. Wstał z łóżka, ubrał się, wziął krzyż, rzucił się na ziemię, całował wizerunek Ukrzyżowanego, przyciskał go do serca i wołał głośno: “Jezu mój, Jezu, w ręce twoje polecam ducha mego”. Były to ostatnie jegosłowa. Skoro braciszkowie weszli do niego, nie zastali go już przy życiu. Klęczał trzymając krucyfiks przed sobą sześć godzin jeszcze po śmierci; św.Jan Boży umarł dnia 8.marca w roku 1550.
Z powodu licznych cudów, jakie działy się przy jego grobie, policzył go papież Aleksander VIII. w poczet świętych r. 1690.
   Nauka

   Życie św. Jana jest dowodem na to, że ci, którzy dobre odebrali wychowanie w domu rodzicielskim nieraz odchodzą od drogi prawej dla złego towarzystwa, w którem przebywają. Bo złe towarzystwa wystudzają ducha pobożności. Św. Jan ocknął się za łaską Bożą, porzucił złe życie i został świętym. Idź za jego przykładem. Raz trzeba zacząć poprawę życia. Do nieba prowadzą dwie drogi; droga niewinności nieskalanej grzechem i droga pokuty. Jeśli nie jest ci danem pójść pierwszą, idź drugą. Lecz idź zaraz, nie ociągaj się. Lepiej późno jak wcale. Wszedłszy z drogi grzechu na drogę cnoty mamy wiele sposobności, by Panu Bogu odwdzięczyć się za łaskę nawrócenia i przeprośić Pana Boga za grzechy i dane współbraciom swym zgorszenie. Najlepszym sposobem ku temu jest czynić dla bliźnich to, co Pan Bóg uczynił dla nas, to jest pracować nad ich zbawieniem. I tutaj daje nam znowu piękny przykład św. Jan Boży. Nawróciwszy się, całe życie poświęcił służbie bliźnich swych. Syn Boży, tak zwykł mawiać, przyszedł na świat dla zbawienia ludzi, więc i my jesteśmy zobowiązani starać się o ich zbawienie za pomocą przestróg, modlitwy i dobrych przykładów. Oto najlepsze uczynki miłosierne co do duszy, najlepsza jałmużna duchowna. Lecz chcąc bliźniemu przyjść z pomocą duchowną, trzeba sobie zdobyć jego zaufanie, wdzięczność, szczerość, a do tego potrzeba pomocy uczynków miłosiernych co do ciała, t.j. pomocy materyalnej przez jałmużny. Stąd też święty Jan Boży tak bardzo się opiekował chorymi i biednymi, ich żywił, przyodziewał, im był pomocnym w nieszczęściach. Znał on bowiem dobrze i powtarzał często słowa Pana Jezusa (Mat. św.25,35): “Pójdźcie błogosławieni Ojca mego, otrzynajcie królestwo wam zgotowane od założenia świata. Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść, pragnąłem, a napoiliście mnie, byłem gościem, a przyjęliście mnie”.

http://siomi1.w.interia.pl/8.marca.html

Żywot świętego Jana Bożego,
założyciela zakonu

(Żył około roku Pańskiego 1550)

 

Urodził się w roku 1495 w Portugalii z ubogich ale bogobojnych rodziców. Od samej młodości czując skłonność do wędrówki po świecie, z człowiekiem jakimś uciekł potajemnie z domu rodzicielskiego i prowadził bardzo burzliwy żywot aż do 40 roku życia. Pasał owce, potem wstąpił do wojska i walczył przeciw Francuzom, a później przeciw Turkom. To niespokojne życie przytłumiło w nim wyniesione z domu uczucia religijne. Zdziczał i przez złych towarzyszy wprowadzony na złą drogę, oddał się zupełnie rozpuście. Wróciwszy z wojska do ojczyzny, dowiedział się z żalem, że rodzice jego już dawno nie żyją i pomarli ze smutku nad ucieczką syna. Znowu przeto pasał owce, a mając czas do rozważania, począł się zastanawiać nad swym grzesznym życiem i środkami, jakby wszystko naprawić. Udał się przeto nasamprzód do Afryki w zamiarze służenia nieszczęśliwym jeńcom. Na okręcie zgodził się jako sługa do pewnego szlachcica, który wygnany z kraju udawał się z rodziną do Afryki. Po wylądowaniu wygnańcy zachorowali, a szczupłe ich zapasy wnet się wyczerpały. Gdyby nie Jan, byliby wszyscy marnie zginęli. Ale Jan ofiarował im własne zasoby, a gdy i te się wyczerpały, najął się do pracy jako robotnik i zarobek obracał na wyżywienie nieszczęśliwych wygnańców. Po kilku latach zwierzył się swemu spowiednikowi, że chce się udać w głąb Afryki i łagodzić los nieszczęśliwych niewolników. Spowiednik odradzał mu to, mówiąc, że niewolnikom nic nie pomoże, a sam niechybnie utraci życie; niech raczej wraca do ojczyzny, a zajmie się jaką pożyteczną pracą.

Jan usłuchał, wrócił do Hiszpanii i osiadł w mieście Granadzie, gdzie począł handlować budującymi książkami i religijnymi obrazkami; stąd właśnie księgarze mają tego Świętego za patrona. W samą uroczystość świętego Sebastiana roku 1539 był na kazaniu słynnego kaznodziei hiszpańskiego Jana z Avili. Kaznodzieja mówił, że chrześcijanin raczej śmierć męczeńską ponieść winien, jak święty Sebastian, aniżeli Boga, najwyższe Dobro, obrazić. Słowa te zrobiły silne wrażenie na Janie. Głośno westchnąwszy, zawołał: “Miłosierdzia, o Panie, miłosierdzia!” Następnie pobiegł do domu, rozdał całe swoje mienie między ubogich, książki treści niemoralnej spalił, a potem, udawszy się na najwięcej ożywioną ulicę, bił się w piersi, głośno wołając: “Miłosierny Panie, bądź miłościw mnie grzesznemu!”, rzucał się na ziemię, darł sobie włosy i tarzał się w błocie. Lud i ulicznicy wołali ze śmiechem: “Wariat, wariat!” i gonili za nim, rzucając nań błotem i kamieniami, on zaś mówił: “Dobrze czynicie, na większą jeszcze zelżywość i wzgardę zasłużyłem, ja, który pogardziłem Bogiem i znieważyłem Go”. Litościwi obywatele zaprowadzili go do domu obłąkanych, gdzie lekarze przez osiem miesięcy okrutnie się z nim obchodzili, by go z obłąkania wyleczyć. Bez najmniejszej skargi znosił to wszystko za pokutę, a potem dał poznać, że jest przy zdrowym rozumie, i przez niejaki czas sam pomagał opatrywać chorych, po czym postanowił całkiem poświęcić się służbie około chorych. Pobożne swe przedsięwzięcie rozpoczął od tego, że chodził codziennie do lasu, zbierał drewka, sprzedawał je na rynku, a zebranymi pieniędzmi wspomagał ubogich. Kiedy pewnego razu uskarżał się w modlitwie Najświętszej Maryi Pannie, ukazała się mu i włożyła mu na głowę cierniową koronę, na znak, że przez liczne utrapienia wejdzie do Królestwa niebieskiego. W cichości pełnione miłosierne uczynki zjednały mu dobrodziejów, za których pomocą mógł nająć dom mający służyć za szpital z 40 łóżkami. Chorzy winni byli odbyć spowiedź, a potem cierpienia swe znosić w chrześcijańskiej pokorze. Św. Jan co wieczór wychodził z koszem na plecach, z garnkami w obu rękach, i zbierał jałmużnę, której mu hojnie udzielano. Gorliwość jego w pielęgnowaniu chorych tak się wszystkim podobała, że Don Sebastian, biskup z Tuy, nadał mu przydomek: “Jan Boży”, a szlachta i obywatele dopomogli mu do wybudowania obszernego gmachu szpitalnego, kilku zaś mężów dobrowolnie stawiło się do usługiwania chorym pod jego kierownictwem. Tak powstał zakon “Braci Miłosiernych”, który potwierdził papież Pius V w roku 1578 i nadał mu regułę św. Augustyna. Dziś zakon ten jest rozpowszechniony po całym świecie.

Jan nie ograniczał swej działalności tylko do szpitala, lecz wchodził także do kryjówek ludzkiej nędzy. Złośliwość ludzka prześladowała go podejrzeniami, niewdzięcznością, ale Jan wszystko zwyciężył cnotliwością swoją. Kiedy go kto zelżył, mawiał: “Bracie, prędzej czy później; odpuścić ci muszę, dlatego już teraz odpuszczam ci z całego serca!” Pewnego razu znalazł na drodze na pół nieżywego człowieka. Wziąwszy go na barki, zaniósł do szpitala, gdzie mu według zwyczaju umył nogi; ucałowawszy je, ze zdumieniem ujrzał na nich znaki od przebicia gwoździami. Spojrzał na chorego, a ten uśmiechnąwszy się mile, rzecze: “Janie, cokolwiek biednym czynisz w Imię Moje, Mnie czynisz”. Po tych słowach zniknął, a szpital cały ogarnęła taka jasność, że chorzy zerwawszy się, poczęli wołać, że gore. Kiedy zaś pewnego razu rzeczywiście wybuchnął ogień i nikt nie chciał się odważyć na ratowanie chorych, Jan rzucił się w płomienie i wyniósł pojedynczo wszystkich niemocą złożonych, nie doznawszy innego uszkodzenia jak tylko opalenia brwi.

Święty Jan Boży

Chcąc naprawić szkody wyrządzone pożarem, musiał znowu zbierać jałmużnę. Zbytnie natężenie wnet wyczerpało jego siły. Śmiertelnie chory na serce leżał w szpitalu, mając pod głową kosz do zbierania jałmużny i przykryty habitem. Opatrzony Sakramentami św., prosił dozorców, by go pozostawili samego. Kiedy po niejakim czasie weszli, zastali go ubranego i klęczącego, ale już nieżywego. Było to roku 1550. Papież Urban VIII ogłosił go w roku 1630 Błogosławionym, a Aleksander VIII w roku 1690 Świętym. Tysiące tysięcy wylewają ustawicznie łzy wdzięczności po szpitalach Braci Miłosiernych, gdzie znajdują duchową i cielesną opiekę.

Nauka moralna

Wzruszające kazanie zrobiło na Janie Bożym tak silne wrażenie, że rozdawszy swą własność oddał się całkiem pokucie, wiodąc odtąd życie bogobojne i ofiarując swe usługi ubogim. I w nas winno rozważanie złośliwości i złych następstw grzechu śmiertelnego podobne wywołać skutki. Jednakże nie dosyć jest dla usprawiedliwienia się przed Bogiem być wolnym od grzechu, ale trzeba jeszcze mieć dobre uczynki, aby jak niepożyteczne drzewo nie być w ogień wrzuconym. Nie dosyć także szczerze się nawrócić, do grzechów więcej nie wracać, gniewać się na siebie, w niczym sobie nie pobłażać, mieć skruchę i ustami wyznać grzechy, ale trzeba jeszcze i owoców godnych pokuty. Lekarze, lecząc choroby ciała, używają lekarstw, które są przeciwne chorobie; tak i od nas Pan Bóg wymaga, mówi święty Grzegorz, abyśmy lecząc rany zadane duszy naszej przez grzechy, wypełniali cnoty przeciwne grzechom, ażeby nieczysty po nawróceniu był najczystszym i ćwiczył się w umiarkowaniu ciała; skąpiec przyzwyczajony z krzywdą bliźnich zbierać majątek, był odtąd hojnym dla ubogich; gniewliwy słodkim i łagodnym, pyszny zaś pokornym. Jeżeli jesteśmy z liczby wybranych, powinniśmy ciągle ćwiczyć się w dobrych uczynkach, aby nas nieustannie wspierała łaska Boska. Nie wystarczy też do zbawienia być cnotliwym przez pewien czas i zostawać kilka lat w łasce Boskiej, ale trzeba wytrwać w dobrym aż do końca; a że to wytrwanie jest szczególnym darem Boskim, przeto Bóg udziela go tylko tym, którzy żyją świątobliwie i ćwiczą się w dobrych uczynkach. Idźmy przeto za przykładem tego świętego, abyśmy po życiu doczesnym otrzymali wieczną nagrodę. Niech słabość nasza nie służy nam za wymówkę, że nie możemy wykonywać dobrych uczynków. Pracujmy, póki czas mamy, nim nadejdzie dzień, w którym niepożyteczne drzewo będzie wycięte na spalenie; pracujmy tak, aby wszystkie sprawy nasze zasługiwały na wieczność szczęśliwą.

Modlitwa

Boże, któryś świętego Jana, miłością Twoją zapalonego, bez szkody uchował, gdy wśród płomieni przebywał, jako też przez niego Kościół swój nowym zgromadzeniem zakonnym wzbogacił; spraw miłościwie przez wzgląd na jego zasługi, aby płomień Twojej miłości wyniszczył w nas grzechy nasze, a pośrednictwo jego wyjednało nam ratunek wiekuisty. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

św. Jan Boży, założyciel zakonu
urodzony dla świata 1495 roku,
urodzony dla nieba 1550 roku,
beatyfikowany 1630 roku,
kanonizowany 1690 roku,
wspomnienie 8 marca

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/j/janbozy.htm

************
Święty Stefan z Obazine, opat
Sarkofag św. Stefana z Obazine

Stefan urodził się ok. 1085 r. w pobliżu Limoges w regionie Limousin we Francji. Wcześnie stracił ojca i musiał opiekować się matką i braćmi. Obowiązki zdołał pogodzić z nauką i przygotowaniami do kapłaństwa. Kiedy ten cel zrealizował, rozdał swój majątek ubogim i razem z przyjacielem Piotrem podjął życie pustelnicze pod kierunkiem Bertranda. Po niecałym roku obaj kapłani przenieśli się do samodzielnej pustelni w lasach niedaleko Obazine we Francji. Sława ich świętości sprawiła, że zgromadziło się wokół nich wielu naśladowców. Około 1134 r., za zgodą biskupa Tulle, utworzyli opactwo, składające się z wielu niewielkich szałasów rozrzuconych w lesie. Mnisi znani byli z wielkiej surowości obyczajów; większość czasu spędzali na modlitwie i rozmyślaniu. Niedaleko Coyroux założyli klasztor dla około 150 sióstr, żyjących w podobny sposób.
Wspólnota nie miała żadnej reguły; ok. 1142 r. Stefan postanowił zasięgnąć rady cystersów. W tym celu udał się do Wielkiej Kartuzji, a następnie do opactwa w Dalon. Po powrocie przyjął habit i złożył śluby, a za nim poszli mnisi i siostry. W 1147 r. Stefan afiliował swoje leśne opactwo przy cystersach i został jego pierwszym opatem. Opactwo powiększało się, powstawały zabudowania klasztorne. Kandydatów na mnichów przybywało tak wielu, że konieczne były nowe fundacje. Kolejne klasztory powstały w Garde-Dieu (1150) oraz we Frenade (1151). W wyniku Rewolucji Francuskiej w 1791 r. opactwo zostało zniszczone; zachował się jedynie kościół, który obecnie służy jako parafialny.
Stefan zmarł nagle 8 marca 1154 r. w klasztorze w Bonnaigue w Pirenejach, gdzie udał się, by przewodniczyć wyborowi opata. Pochowany został w Obazine i jego grobowiec do dziś znajduje się w miejscowym kościele. Klemens XI zaaprobował w 1701 r. jego kult liturgiczny. Jest patronem katedry w rodzinnym Limoges (fr. Cathédrale Saint-Étienne).

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-08b.php3
*********
Święta Beata, dziewica i męczennica
Beata pochodziła z Afryki i z grupą Towarzyszy poniosła tam śmierć męczeńską. Nie znamy ani dnia, ani roku ich śmierci, gdyż prześladowań było wiele, a nie zachowały się ich akta męczeńskie – podobnie jak wielu pomordowanych za wiarę. Martyrologium Rzymskie dzień ich śmierci umieszcza dzisiaj. Oprócz św. Beaty są tam wymienieni: biskup Cyryl oraz Rogat, Feliks, drugi Rogat, Urban, Sylwan, Mamillus, Herenia i Felicyta.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-08c.php3
*********
Bazylika katedralna w Pelplinie
Bazylika katedralna w Pelplinie Diecezja pelplińska powstała na mocy bulli św. Jana Pawła II Totus Tuus Poloniae Populus z 25 marca 1992 r. Wcześniej jej tereny znajdowały się w obrębie utworzonej w 1243 r. diecezji chełmżyńskiej. Od 1821 r. jej stolicą był Pelplin.
Katedrą diecezji jest bazylika pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, będąca częścią bardzo starego opactwa cystersów (datującego się na XIII w.). Opactwo to wzbudzało uznanie i podziw wielu ważnych osobistości, m.in. polskich władców, którzy w nim gościli: Zygmunta III Wazy wraz z królewiczem Władysławem, Jana III Sobieskiego z Marysieńką i królewiczem Jakubem oraz królowej Eleonory.

bp Ryszard Kasyna, ordynariusz pelpliński

Ordynariuszem tej diecezji jest bp Ryszard Kasyna. Pomaga mu biskup pomocniczy Wiesław Śmigiel oraz biskup-senior Piotr Krupa. Na terytorium blisko 13 tys. km kw. zamieszkałym przez ok. 780 tys. osób w 290 parafiach pracuje blisko 600 księży diecezjalnych i 90 zakonnych. Patronami diecezji są św. Wawrzyniec, diakon i męczennik, oraz św. Bernard z Clairvaux.

Najważniejszym wydarzeniem w dziejach diecezji pelplińskiej była wizyta św. Jana Pawła II w Pelplinie 6 czerwca 1999 r. Podczas odprawionej tam Mszy św. Ojciec Święty przypominał m.in.:

Jan Paweł w Pelplinie, 06.06.1999 Długa jest tradycja słuchania słowa Bożego na tych ziemiach i długa jest tradycja świadectwa dawanego Słowu, które w Chrystusie stało się Ciałem. Idzie ona przez stulecia. W tę tradycję wpisuje się także nasz wiek. Wymownym i tragicznym symbolem tej ciągłości była tak zwana “pelplińska jesień”, której 60-lecie przypada w tym roku. Wówczas, 24 mężnych kapłanów – duszpasterzy, profesorów seminarium duchownego i pracowników kurii biskupiej – okupiło swoją wierność posłudze Ewangelii ofiarą cierpienia i śmierci. A cały czas okupacji wydarł tej pelplińskiej ziemi 303 duszpasterzy. Za cenę własnego życia heroicznie nieśli Chrystusowe orędzie nadziei w dramatycznym okresie wojny i okupacji. Jeżeli dziś wspominamy tych kapłanów męczenników, to dlatego, że z ich ust nasze pokolenie słuchało Słowa Bożego i dzięki ich ofierze doświadczało i doświadcza Jego mocy.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-08d.php3
*******
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Dunwich, w Anglii – św. Feliksa, biskupa. Uchodzi on za apostoła Anglów wschodnich. Zmarł w roku 648.

W Korei – świętych Franciszka-Szymona Berneux i Antoniego Daveiny, biskupów, oraz 22 towarzyszy, chrześcijan koreańskich, którzy dostąpili męczeństwa w roku 1866.

oraz:

świętych męczenników Apoloniusza, diakona, i Filemona (+ 511); świętych męczenników Ariana i Teotyka (+ ok. 311); św. Juliana, biskupa (+ 690); św. Poncjusza z Kartaginy, diakona i męczennika (+ 260)

**************************************************************************************************************************************
REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE
*************
JEZUICI

zWierzamy do doskonałości, odc. 7: Lis polarny

DEON.pl

Potomstwo jednego pokolenia lisów polarnych często pozostaje w norze, żeby pomóc rodzicom w opiece nad następnym pokoleniem. A Ty…

 

DEON.pl zaprasza na wielkopostną serię “zWierzamy do doskonałości –  rekoLEKCJE wielkoPOSTNE”, w których głównymi bohaterami będą zwierzęta. Jest to wstęp do właściwych rekolekcji, na które zapraszamy od 23 marca.

#MwD: Bóg przypomina Ci o wolności

Piotr Stanowski SJ

(fot. iSams / Foter / CC BY-SA)

Słuchając dziś kolejnej przypowieści Jezusa, skoncentruj się na postaci miłosiernego ojca. Zobacz jego gesty i wyraz twarzy, wsłuchaj się w ton głosu wypowiadający poszczególne kwestie. To jest prawdziwy obraz miłości Boga do ciebie.

Trzecia Niedziela Wielkiego Postu

J 2, 13-25 Ściągnij plik MP3 (ikonka) ściągnij plik MP3

Trwa Wielki Post. Specjalny czas w ciągu roku przeznaczony na oczyszczenie własnego serca. Spróbuj skoncentrować się na osobie Jezusa, który w dzisiejszej Ewangelii pokazuje swoją gorliwość o Królestwo Boże.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 2 , 13 – 25
Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powyrzucał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu Ojca mego targowiska». Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pożera Mnie». W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus. Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo dobrze wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co się kryje w człowieku.

Niektórzy ze współczesnych Jezusowi ludzi byli bardzo przywiązani do pieniędzy. Z tego powodu handlowali nawet w miejscu świętym. Jezus, który widział grzech, nie zadowolił sie przeciętnością, lecz wziął sprawy w swoje ręce. Jak myślisz, co Jezus zauważyłby w twojej duszy?

Nie jest problemem, aby bankierzy czy hodowcy przychodzili do Świątyni. Ważne jest jednak, z jaką intencją przychodzą na spotkanie z Bogiem. Jezus przestrzega cię dzisiaj, abyś miał czyste intencje idąc na spotkanie z Nim.

Chrystus gorliwie dbał o Świątynię, czyli miejsce spotkania z Bogiem. W innym miejscu Pisma Świętego możesz przeczytać: “Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?”. Czy tak samo dbasz o czystość duszy jak Jezus dbał o Świątynię?

Niedziela jest uprzywilejowanym czasem spotkania z Nim. Zaplanuj sobie dzień tak, abyś mógł Go bliżej poznać i jeszcze bardziej pokochać.

http://modlitwawdrodze.pl/home/

Tydzień 2 – niedziela

Rekolekcje Internetowo-Radiowe 2015
Tydzień 2: „Jesteś moją radością!” – mówi Bóg

Niedziela, 8 marca – konferencja o modlitwie w codzienności

Plik audio do odsłuchania znajdziesz tutaj.

https://dl.dropboxusercontent.com/u/825872/mp3/Rekolekcje%20radiowe%202015/na%20strone%20www/RIR15_2-00_NDZ.mp3

 

**********
FRANCISZKANIE

Wielki Post 2015 – odcinek 19 – Grzechy cudze.

 

***************************************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
*********

Biskupi apelują o modlitwę za abp. Michalika

KAI / psd

(fot. © Mazur/catholicnews.org.uk)

Z apelem o modlitwę za abp. Józefa Michalika zwrócili się biskupi pomocniczy archidiecezji przemyskiej: Adam Szal i Stanisław Jamrozek. Prośba ma związek z rozprawą sądową przeciwko metropolicie, która odbędzie się w najbliższy czwartek, 12 marca, przed sądem w Przemyślu.

 

Z pozwem przeciwko abp. Michalikowi wystąpiła prezes stowarzyszenia Stop Stereotypom Małgorzata Marenin. Chodzi o jego słowa wypowiedziane podczas świętowania we Wrocławiu 90. urodzin kardynała Henryka Gulbinowicza. W homilii abp Michalik zwrócił uwagę na zagrożenia, jakie niosą częste rozwody, w wyniku czego dzieci pozostawiane są bez pełnej rodziny.

– Wiele dziś się mówi i słusznie o karygodnych nadużyciach dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie odważy się pytać o przyczyny, żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe. Na naszych oczach następuje promocja nowej ideologii gender. Już kilkanaście najważniejszych uniwersytetów w Polsce wprowadziło wykłady z tej nowej i niezbyt jasnej ideologii, której programową radę stanowią najbardziej agresywne polskie feministki, które od lat szydzą z Kościoła i etyki tradycyjnej, promują aborcję i walczą z tradycyjnym modelem rodziny i wierności małżeńskiej – mówił wtedy metropolita przemyski.

Według M. Marenin wypowiedź ta poniża w oczach opinii publicznej rodziców samotnie wychowujących swoje dzieci. Jak stwierdziła, arcybiskup obraził ją swoimi słowami i dlatego skierowała sprawę do Sądu Rejonowego we Wrocławiu. Ten jednak postanowił ją umorzyć, uzasadniając, że wypowiedź “nie wyczerpuje znamion przestępstwa, co jest konieczne do wdrożenia postępowania karnego”. M. Marenin odwołała się od tamtego orzeczenia, a po oddaleniu odwołania wniosła pozew cywilny, tym razem do Sądu Okręgowego w Przemyślu.

“Prosimy o solidarność z Księdzem Arcybiskupem wyrażoną przez pamięć w modlitwie w najbliższą niedzielę, a także w czwartek, 12 marca” – piszą biskupi Szal i Jamrozek.

“W sytuacji przegłosowanej przez Sejm Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, będącą ukrytym sposobem promowania ideologii gender, tamte słowa naszego Pasterza okazały się prorocze. Jak się dowiadujemy, z czwartkowego wydarzenia chce się uczynić medialny zamęt, co tym bardziej potęguje dotkliwe ataki na osobę naszego Pasterza” – kontynuują biskupi.

Zapewniają również o swojej solidarności z metropolitą przemyskim i zachęcają do duchowej łączności z nim poprzez modlitwę.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,21482,biskupi-apeluja-o-modlitwe-za-abp-michalika.html

Ostatni Żołnierz Niezłomny

Przewodnik Katolicki

Tadeusz Płużański / pk

(fot. shutterstock.com)

Marek Franczak o tym, kim był jego ojciec, dowiedział się dopiero po 1989 r. Teraz odzyskał czaszkę taty, którą komuniści oddzielili od tułowia.

 

Dzięki trwającemu niemal 20 lat śledztwu IPN-u, czaszka odnalazła się w Uniwersytecie Medycznym w Lublinie. Ale nie wszystko się udaje. W Lublinie miała ostatnio powstać ulica Józefa Franczaka. Nie powstała: tuż przed Bożym Narodzeniem sąd unieważnił uchwałę Rady Miasta. Pomysł zablokowało siedem osób i jeden podmiot gospodarczy. Powód? Koszty wymiany dokumentów, których mieszkańcy i tak by nie ponieśli, bo zobowiązała się do tego lubelska Fundacja Niepodległości. Ratuszowi pozostaje jeszcze złożenie skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale nie ulega wątpliwości, że w Lublinie nie chcą ostatniego Niezłomnego.

 

Popierali polskiego żołnierza

 

– Nasz syn Marek urodził się w 1958 r. – mówi mi Danuta Mazur, konspiracyjna narzeczona “Lalka”. – Józek zobaczył go pierwszy raz po ośmiu miesiącach, gdy wyniosłam dziecko w zboże. Wiele razy jeździłam do księży, byłam u dominikanów w Lublinie, ale nikt nie chciał dać nam ślubu. Mówili, że to wielkie ryzyko. Kiedy ubecy przychodzili i pytali o Marka, odpowiadałam, że ja już nie wiem, z kim mam to dziecko. Tak się poniżyłam.
Przed wojną Józef Franczak (rocznik 1912) ukończył szkołę żandarmerii w Grudziądzu. Został przeniesiony do Równego, gdzie zastała go wojna. Po 17 września aresztowany przez Sowietów, uciekł z niewoli. Potem walczył z Niemcami i Sowietami. Jeszcze w latach 40. chciał się ujawnić, rozpocząć normalne życie.
– Znajomy prokurator z Lublina powiedział nam, że Józek nie ma szans, takie papiery na niego mają. Po amnestii mogą go wypuścić, ale po dwóch, trzech miesiącach ślad po nim zaginie – mówi Czesława Kasprzak, siostra ostatniego Żołnierza Niezłomnego.
Urząd Bezpieczeństwa miał utrudnione zadanie, bo ludzie, mimo ciągłych aresztowań, nie chcieli wydać Franczaka: w ogóle o nim nie słyszeli; jeśli go znali, to nie widzieli go od kilku lat; potem informowali “Lalka” o swoich przesłuchaniach.
Według materiałów UB Franczak miał co najmniej sto “melin”, głównie w okolicach Lublina. Mieszkańcy kwaterowali go, zapewniali jedzenie, ubranie. Popierali polskiego żołnierza, a nie NKWD-zistów czy KBW-iaków.
– Wolałam nie wiedzieć, gdzie i z kim chodzi, żeby nie wydać go na UB. Miałam nawet kilka zdjęć z Józkiem, ale wszystkie zniszczyłam, też ze strachu. Zostawić go? Nigdy w życiu. Przecież go kochałam – zawstydza się Danuta Mazur.

 

Czekała 20 lat

 

– Około godziny 14.00 wracaliśmy z pola. Kiedy spojrzałam na dębowy las, miałam przeczucie, że coś złego się wydarzy – Czesława Kasprzak wspomina 21 października 1963 r.

 

“H: Powietrze stoi. Coś w nocy będzie. / LALEK: Co ma być? / H: Burza, albo…”.

Tak pisał Zbigniew Herbert w dramacie Lalek.
– Spotkaliśmy się w niedzielę, w zagajniku. Józek był pogodny, nie przypuszczał, że coś się stanie – Danuta Mazur z trudem kryje łzy. – Opowiedziałam mu mój sen. To była mętna, wezbrana rzeka, a w niej pływał nasz syn. Józek powiedział, żeby uważać na Marka. Mieliśmy zobaczyć się za dwa tygodnie.
Już w 1950 r. bezpieka na Lubelszczyźnie otrzymała z Departamentu III Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego nakaz “rozpracowania operacyjnego” ostatnich grup oporu. Nadzwyczajne środki w sprawie ujęcia “kadrowego bandyty Franczaka” podjęto w 1954 r. Dwa lata później postępowanie musiano jednak zawiesić, “wobec jego ukrywania się”. 8 września 1961 r. w “Kurierze Lubelskim” ukazał się list gończy za Franczakiem, razem ze zdjęciem.
Rysopis poszukiwanego wg SB: “Wzrost ok. 174 cm, ciemny blondyn, włosy szpakowate, lekko łysy, czesze się do góry, oczy niebieskie, czoło wysokie, nos średni, lekko pochylony do dołu, twarz owalna, koścista, śniada, (…) mowa grubsza, typowo męska, jest dobrze zbudowany, barczysty, pierś wysunięta do przodu, chód ciężki.
– Zawsze był czysty, schludnie ubrany, żadnego brudu za paznokciami. Może dlatego, jeszcze za Niemca, nazwali go “Lalek” – opowiada Czesława Kasprzak. – Ostatniego dnia założył zielone, prążkowane spodnie i brązową marynarkę, choć na ogół chodził po wojskowemu.
– Poznałam go na zabawie w 1946 r. i od razu mi się spodobał. Spotykaliśmy się raz na dwa, trzy miesiące. Na polu, w lesie, czasem u rodziny albo znajomych. Nawet na randki przychodził z pistoletem i granatami – wspomina Danuta Mazur, która przez prawie 20 lat czekała na “Lalka”. – Miałam nadzieję, że jeśli przeżyje, będziemy kiedyś razem.

 

TW “Michał”

 

21 października 1963 r. nadzieje prysły. O godzinie 15.40 (większość ubeckich materiałów podaje błędnie godzinę 5.40) “Lalek” został otoczony przez obławę SB i ZOMO w Majdanie Kozic Górnych (20 km od Lublina, 8 km od Piasków).
“W wyniku intensywnej pracy operacyjnej w dniach 18-21 X 63 r. w dniu 21 X 63 r. uzyskano dane, że wymieniony bandyta melinuje w zabudowaniach aktywnego współpracownika we wsi Kozice pow. Lublin. (..) podjęto decyzję przeprowadzenia rewizji w zabudowaniach “BW” [Becia Wacława]. Na ewentualny wypadek, gdyby wynik był negatywny, zakładano dokonać rewizji dwóch meliniarzy w tej samej miejscowości dla pozoracji i odwrócenia po-dejrzeń w odniesieniu do t. w. [tajnego współpracownika] «Michała»”.
TW “Michał” to Stanisław Mazur, stryjeczny brat Danuty, narzeczonej “Lalka”. To on zawiadomił SB, gdzie tego dnia przebywa Franczak. Rodzina przez lata niesłusznie podejrzewała rodzinę Beciów.

 

Ostatnia ucieczka

 

Ostatnie chwile “Lalka” według UB: “Okrążenia zabudowań B [Becia] Wacława s. Jana dokonano z podjazdu przez grupę operacyjną ZOMO, składającą się z 35 funkcjonariuszy doprowadzonych do meliny przez dwóch oficerów Służby Bezpieczeństwa. Z chwilą okrążenia zabudowań b. [bandyta] Franczak wyszedł ze stodoły, pozorując gospodarza rozważał możliwość wyjścia z obstawy, a gdy został wezwany do (nieczytelne) chwycił za broń – pistolet, z którego oddał kilka strzałów. W tej sytuacji grupa likwidacyjna ZOMO przystąpiła do likwidacji. Franczak mimo wzywania go do zdania się, podjął obronę i wykorzystując słabe punkty obstawy pod osłoną zabudowań wycofał się około 300 m od meliny, gdzie podczas wymiany strzałów został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł”.
– Zobaczyłam Józka, jak biegł przy naszym płocie – mówi Helena Misiura, sąsiadka. – W jednej ręce miał teczkę, w drugiej pistolet. Nagle zachwiał się i złapał pod bok. Przeskoczył jeszcze przez żywopłot i zaległa cisza. Śmiertelny strzał musiał paść zza lipy. Za chwilę podniosły się krzyki: “Jest, jest”. Ze wszystkich stron, od drogi, z lasu wylegli ludzie. Jedni byli w mundurach i płaszczach, drudzy w kufajkach i po cywilnemu. Podjechały trzy samochody i karetka. Myśleliśmy, że to po Józka, ale zabrali jakiegoś zabitego milicjanta.
W sekcji zwłok przeprowadzonej przez biegłego lekarza czytamy:
“Rany postrzałowe klatki piersiowej i jamy brzusznej, z następnym uszkodzeniem serca, wylewem krwawym do jamy opłucnej, uszkodzeniem wątroby, przepony i płuca lewego. Biorąc pod uwagę wyniki sekcji zwłok, należy przyjąć, że przyczyną zgonu denata była rana postrzałowa serca”.

 

Nagi, bez głowy

 

Czesława Kasprzak: – Po pół godzinie przyjechał z Lublina prokurator Antoni Maślanko. Milicjanci podświetlili latarkami ciało. Prokurator spytał, czy to “Lalek”. – Przecież wiecie, kogo zamordowaliście – odpowiedziałam. Maślanko zapewniał, że wyda nam ciało Józka.
O 21.00 martwego “Lalka” przewieziono do Akademii Medycznej w Lublinie. Został pochowany potajemnie, tak jak jego koledzy z partyzantki, na cmentarzu przy Unickiej. Po czterech dniach, w nocy, rodzina wykopała ciało.
– Józek leżał nagi, bez głowy – opowiada Czesława Kasprzak.
“Powołując się na pismo prokuratury z dnia 24 października 1963 r. i na ustną rozmowę z dr. Iwaszkiewiczem proszę o zdjęcie głowy ze zwłok Józefa Franczaka”. Podpisał podprokurator powiatowy.
Czesława Kasprzak mogła przenieść brata na cmentarz w Piaskach dopiero w 1983 r. Spoczął obok miejscowych księży i dawnych dziedziców. Na skromnym grobie wyryto napis: “Józef Franczak, żył lat 45, zginął 21 X 1963. Poświęcił życie za wolność ojczyzny, której nie doczekał”. Przed cmentarzem stoi pomnik upamiętniający opór przeciwko hitlerowskiemu okupantowi. Czyżby walka o wolną Polskę skończyła się w roku 1945?

 

Skazany na banicję

 

“Lalek” brał udział w wielu akcjach na “utrwalaczy władzy ludowej”. Kilka razy był ranny, a raz nawet aresztowany. W czerwcu 1946 r. UB zrobiło w okolicy wielką łapankę. Po zatrzymaniu kilku osób ubecy pojechali do wsi Chmiel na wesele. “Bandytów” zamknęli w komórce, a sami raczyli się wódką. Nie wiedzieli, że jednym z zatrzymanych jest od dawna poszukiwany Józef Franczak – “Lalek” miał wyrobione dokumenty na inne nazwisko. Po zabawie ciężarówka z aresztowanymi ruszyła do Lublina. W drodze partyzanci rzucili się na podchmielonych ubeków, obezwładnili ich i zabili pięciu. Podobno sygnał do akcji dał Franczak.
Łapanka urządzona przez UB była związana z poszukiwaniami “Lwa” – Antoniego Kopaczewskiego, kierownika Inspektoratu Lubelskiego WiN, który zginął kilka miesięcy później na skutek donosu. “Lalek” likwidował później ubeckich szpicli.
Żołnierz “Lwa”, Mieczysław Jarosz z Piasków, ujawniony w 1945 r., opowiada:
– Przez wiele lat wzywali mnie na UB, pytali o różne rzeczy, ale zawsze kończyło się na “Lalku”. W lutym 1953 r., razem z “Wiktorem” – Stanisławem Kuchciewiczem i “Felkiem” – Zbigniewem Pielakiem (zmarł we wrocławskim więzieniu w 1954 r.) “Lalek” napadł na kasę Gminnej Spółdzielni w Piaskach. Partyzanci chcieli zdobyć fundusze, aby przetrwać zimę. “Wiktor” i “Felek” weszli do poczekalni w strojach wieśniaków. Uzbrojony w pepeszę “Lalek” osłaniał kolegów po przeciwnej stronie szosy Chełm-Lublin, w bramie cmentarza. Skok nie udał się, gdyż kasjer zdążył wezwać na pomoc milicję. Ostrzelanie drogi przez “Lalka” nie mogło pomóc. Ranny “Wiktor” rozkazał “Felkowi”, aby zostawił go i uciekał.
Stanisław Kuchciewicz był ostatnim dowódcą Franczaka. Wcześniej zginął “Zapora” – Hieronim Dekutowski, “Uskok” – Zdzisław Broński i wielu innych. Po śmierci “Wiktora” w 1953 r. “Lalek” został sam. Przez następnych dziesięć lat ukrywał się. Skazany na banicję, wyjęty spod prawa.

http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,172,ostatni-zolnierz-niezlomny.html

********

Obżarty nie jest w stanie dobrze myśleć

Anna Sosnowska

(fot. shutterstock.com)

Wybieram post nie po to, żeby szukać cierpienia, tylko żeby panować nad pewnymi moimi skłonnościami – z Tessą Capponi-Borawską rozmawia Anna Sosnowska.

 

 

Okres przygotowania do świąt paschalnych nazywamy wielkim postem, a przecież bywa, że ten wątek postu jakoś nam umyka.

 

Wielki post to nazwa stosowana w Polsce. We Włoszech używamy określenia Quaresima, które odnosi się do czterdziestu dni trwania postu. Polska nazwa wskazuje na dwa aspekty: że jest to najdłużej trwający postny czas w roku oraz że wiąże się on z tym najważniejszym wydarzeniem dla naszej wiary, mianowicie ze śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa. Odnosi się również do bardzo konkretnego wydarzenia biblijnego – postu, który Jezus zafundował sobie na pustyni przed rozpoczęciem działalności publicznej. My co roku symbolicznie uczestniczymy w tym poście Jezusa, żeby się przygotować do przeżycia tajemnicy świąt wielkanocnych.

 

 

Ale Jezus funkcjonował w zupełnie innych warunkach niż współcześni ludzie. My jesteśmy zanurzeni w hałasie i chaosie. Jak w takiej rzeczywistości stworzyć sobie pustynię?

 

To już jest sprawa indywidualna. Chociaż, szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę w różne mniej lub bardziej wyrafinowane postanowienia wielkopostne.

 

Dlatego że często nie udaje nam się ich dotrzymać?

 

Raczej dlatego, że – widzę to po sobie – bardziej się wtedy koncentrujemy na formalnej stronie postu niż na prawdziwym nawróceniu. Kiedy byłam dzieckiem, w Środę Popielcową ksiądz mówił: Memento homo, quia pulvis es et in pulverem reverteris­ – “Pamiętaj, człowieku, prochem jesteś i w proch się obrócisz”. A teraz słyszymy: “Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Nawracajcie się, czyli wracajcie na tę drogę, z której się oddaliliście, i uwierzcie w Dobrą Nowinę, czyli w to, że na końcu tej drogi czeka was szczęście. Jeżeli będziemy się gubić w szczegółach naszego umartwienia, to na pewno nie uda nam się zobaczyć Dobrej Nowiny. Zresztą Jezus daje nam bardzo konkretne wskazówki na temat postu.

 

“Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 16-18).

 

Absolutnie tak. Bo post to moja sprawa. Nie muszę wszystkim dookoła pokazywać, jaka to jestem dobra i święta. Byłam pod wielkim wrażeniem, kiedy rok temu moja serdeczna przyjaciółka, która nie żałuje sobie ani jedzenia, ani picia, przyszła na kolację – właśnie w wielkim poście – i powiedziała, że dziękuje za wino, tym razem się nie napije. Ani ja nie dopytywałam o powody, ani ona się nie tłumaczyła. Dopiero później się okazało, że miała takie wielkopostne postanowienie. Ale nie robiła z tego jakiegoś wielkiego halo.

 

Jaki sens ma dzisiaj piątkowa wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, skoro tylu wśród nas jest wegetarian czy wegan, a bezmięsne potrawy – nawet te znajdujące się na zakonnych stołach – często raczej pobudzają ślinianki, niż skłaniają do ascezy?

 

Według mnie niejedzenie mięsa w piątek jest kompletnie passé, chociaż bardzo szanuję ludzi, którzy tego przestrzegają. Uważam, że znacznie większym umartwieniem ciała będzie dokończenie w piątek resztek z czwartku, np. ohydnego zimnego mięsa, niż przygotowanie pysznej ryby. Tu mamy jeszcze jeden aspekt. Dlaczego to robimy? Żeby nie wyrzucić. Żeby nie marnować. Przyzwyczailiśmy się do dostatku i ten wymiar kulinarny coraz bardziej dominuje w naszej codzienności. Zdobywanie pokarmu przestało być kwestią życia i śmierci, a stało się kwestią czystej przyjemności. I w tej czystej przyjemności tracimy z oczu sens i wartość jedzenia.

 

I mówi to Włoszka. Przecież Włosi kochają smaczne jedzenie!

 

Owszem, ono ma być smaczne, ale nie żyjemy przecież dla jedzenia. To jedzenie ma służyć człowiekowi, a nie odwrotnie. Odnoszę niestety wrażenie, że w tej chwili wszystko się wokół niego kręci. Proszę zobaczyć, ilu ludzi pisze książki kucharskie, ile powstaje poradników zachęcających do stosowania różnych diet. Mój mąż miał takie trafne spostrzeżenie, że dzisiejszymi biczownikami, tymi flagellanti, są ci, którzy się głodzą czy w inny sposób katują swoje ciało.

 

Widać w tym jakiś paradoks: z jednej strony potrafimy się zdobyć na stosowanie drakońskich diet, a z drugiej strony mamy kłopot z poszczeniem. Bo przecież trzydniowa głodówka dla oczyszczenia organizmu to jeszcze nie jest post.

 

Post w dziedzinie jedzenia musi się odnosić do wymiaru duchowego, a nie tylko fizycznego. Pewna bardzo mądra zakonnica powiedziała, że u niej w klasztorze pości się przez czterdzieści dni, ale nie w taki sposób, że się nie je. Można nawet jeść do syta, bo siostry muszą mieć siłę do modlitwy i pracy.

 

Na czym w takim razie polega ich post?

 

Na jedzeniu codziennie tego samego. Monotonia to jedno z najważniejszych kryteriów postu. Moja cioteczna babka Greczynka – prawosławni podchodzą do postu dość surowo – przez cały wielki post nie tknęła ani mięsa, ani żadnych produktów zwierzęcych, jak mleko czy masło, ani ryby, która miałaby krew, a w Wielkim Tygodniu jadła tylko gotowane ziemniaki i gotowane karczochy polane kropelką oliwy. I nic więcej.

 

To zawstydzające, jeśli porównamy taki właśnie post z naszymi piątkowymi makaronami z owocami morza.

 

Myślę, że to, co czasem jemy w postne dni, może być przeciwieństwem postu.

 

Czym zatem charakteryzuje się według pani prawdziwie postne danie?

 

Wspominałam już o monotonii. Dodałabym jeszcze, że powinny to być potrawy proste i ubogie. Na przykład chciałabym spróbować przez czterdzieści dni wielkiego postu – wyłączając oczywiście niedziele – jeść same kasze, na przykład gryczaną czy jaglaną.

 

Tak na marginesie – bardzo zdrowe.

 

Absolutnie. Ale na pewno przyjdzie taki moment, kiedy nie będę już w stanie na tę kaszę patrzeć. Jeśli jednak uda mi się to zniechęcenie pokonać, to jedzenie nadal będzie ważne, ale już nie najważniejsze w moim życiu.

 

Tu dochodzimy do pytania o sens postów i wstrzemięźliwości.

 

Wybieram post nie po to, żeby szukać cierpienia, tylko żeby panować nad pewnymi moimi skłonnościami. Jeden z ojców pustyni, Ewagriusz z Pontu, którego pisma teraz czytam, mówi na przykład, że człowiek obżarty nie jest w stanie dobrze myśleć.

 

To czysta biologia – organizm koncentruje się na trawieniu.

 

Właśnie. Sama widzę, że jeśli wypiję kieliszek wina do kolacji i potem chcę popracować, to mi nie idzie. Kiedyś mi to nie przeszkadzało, a teraz dopada mnie senność.

 

To pokazuje, że w poście jest zawarta również jakaś mądrość natury.

 

Oczywiście. W czasach średniowiecznych było w ciągu roku więcej dni postnych niż niepostnych. Pościło się w środy, piątki, soboty i w każdy dzień poprzedzający ważne święto, plus jeszcze te wielkie okresy adwentowy i wielkopostny. To szalenie interesujące, bo pokazuje, że między ciałem i duszą powinno się utrzymywać pewną równowagę.

 

A gdybyśmy spojrzały na post z czysto duchowej perspektywy?

 

Post pomaga mi się oczyścić z pewnych moich zachcianek, uwolnić się od rzeczy, których się kurczowo trzymam. Post skłania do zadania sobie takich pytań: Czy ja jestem tylko zwierzęciem, czy jestem jednak czymś więcej? Bo jeśli jestem czymś więcej, to mój rozum i moja wola są w stanie zapanować nad zmysłami. Czy ja jestem tylko ssakiem, czy jednak zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga? Czy to ja kontroluję moje zachcianki, czy raczej one kontrolują mnie? Czy naprawdę muszę je spełnić? Nie muszę.

 

Ale w tym, o czym pani mówi, może się kryć pokusa samodoskonalenia czy pokusa udowodnienia sobie i światu, że mam supersilną wolę i żadne wyrzeczenia mi niestraszne. A to ma niewiele wspólnego z Bogiem.

 

Jeśli chcemy praktykować post chrześcijański, to powinniśmy mieć przed oczyma Jezusa przebywającego na pustyni – wracam do tego obrazu. Jezus był tam kuszony przez Szatana, a Szatan to nie idiota, więc zaczyna od najbardziej podstawowej potrzeby.

 

Czyli od chleba.

 

Każdy, kto zaznał prawdziwego głodu, wie, jak trudno oprzeć się takiej pokusie. Szatan uderza następnie w bardzo czuły punkt, czyli osobowość. Zrezygnujesz z chleba i już myślisz, że jesteś takim supermenem. A Szatan mówi: Możesz być kimś jeszcze bardziej wyjątkowym. Opierasz się, więc on przenosi cię na narożnik świątyni. Skoro nie poddałeś się dwóm pierwszym pokusom, a nie każdy tak potrafi, jesteś naprawdę wielki. Dlatego skacz, przecież cię złapią. Wtedy człowiek czuje się tak szczęśliwy i ma tak napompowane ego, że jest gotów uwierzyć we własną wyjątkowość i skoczyć. Tym większy czeka go upadek.

 

Do którego doprowadziła go pycha.

 

W języku włoskim mamy dwa określenia: pycha, czyli superbia i próżność – vanagloria. Pycha jest gorsza, bo w niej zawiera się przekonanie o byciu bardzo podobnym do Boga albo nawet na równi z Bogiem. Jednak próżność od pychy dzieli tylko jeden mały krok. Więc dochodzimy do momentu, kiedy jesteśmy z siebie bardzo zadowoleni, bo dotrwaliśmy w naszych postanowieniach do Wielkiego Piątku. Rozpływamy się w zachwycie nad sobą, że tak porządnie wykonaliśmy nasz plan. Jeszcze w Niedzielę Zmartwychwstania czujemy się bardzo dobrze, bo przecież uczestniczyliśmy w nocnej liturgii Wigilii Paschalnej. A potem przychodzi drugi dzień świąt i całe to zadowolenie ulatuje. Wtedy dopiero następuje weryfikacja, czy nasz post był owocny, czy nie.

 

Może gdybyśmy raz czy drugi przegrali walkę ze zmysłami, mielibyśmy i bardziej realny obraz samych siebie, i piękniejsze święta, które przecież mówią o tym, że zbawia nas Jezus, a nie my samych siebie?

 

Kiedy ulegniemy od czasu do czasu pokusie, zdajemy sobie lepiej sprawę z własnej słabości. Uważam, że jedną z najbardziej niebezpiecznych rzeczy związanych z postem jest chęć bycia superczłowiekiem i uleganie potem satysfakcji z tego powodu. To, jak już mówiłam, prosta droga do pychy i do gardzenia bliźnim, bo ja potrafię, a on nie. Ja nie jem mięsa w piątek, a on je. No tak, je, ale to nie znaczy, że on jest ode mnie gorszy.

 

Czy post może być dobrem dla naszego ciała?

 

Dzisiaj każdy objaw jedzenia mniej, ustrzeżenia się przed obżarstwem, ma pozytywne działanie. Podczas pogrzebów mówi się o zmarłym: Twoje ciało było świątynią Ducha Świętego. Tylko że moja świątynia może być bardzo uduchowiona, a jednocześnie mieć obdrapane kolumny czy popękane ściany.

 

Taka świątynia z, powiedzmy, za wysokim cholesterolem?

 

Na przykład. A przecież to Bóg dał mi ciało, więc ja mam obowiązek utrzymywać je w jak najlepszej kondycji.

 

Rozmawiałyśmy do tej pory o poście w dziedzinie jedzenia, a przecież post może obejmować także inne obszary życia. Wielu młodych ludzi próbuje rezygnować na czas wielkiego postu np. z korzystania z mediów społecznościowych czy słuchania muzyki. Co pani sądzi o takich pomysłach?

 

Myślę, że to jest bardzo interesujące i ważne. Nie wiem, czy zrezygnowałabym z muzyki, bo pomaga mi ona w modlitwie i rozważaniu, ale ja słucham przede wszystkim muzyki klasycznej, barokowej. Natomiast odcięcie się np. od Facebooka uważam za bardzo wskazane, bo kiedy patrzę na moje dzieci, to widzę, że one mają telefony wrośnięte w ręce. To daje złudne poczucie, że nigdy nie jest się samemu, a przecież warto czasem być sam na sam ze sobą.

 

A jaki post pani stosuje?

 

Post, który praktykuję i chcę praktykować, to – proszę się nie śmiać – dążenie do afazji. Ja mam tendencję do mówienia za dużo, do mówienia, zanim pomyślę, oraz do okrutnego plotkowania. Ta słabość mnie najbardziej męczy. Więc mój post polega na tym, że staram się jak najmniej mówić, a jak najwięcej słuchać. I tu nie chodzi tylko o mówienie do kogoś, ale też o mówienie do siebie. Nikt mnie tak nie słucha, jak ja słucham samej siebie! A czasami trzeba po prostu spróbować wyłączyć tę gadaninę, w której oczywiście pierwsze skrzypce gra moje “ja”.

 

Pani przykład pokazuje, że nasze posty powinny być skrojone na miarę.

 

Absolutnie tak. Jednak z drugiej strony taki post kreatywny nie zawsze jest dobrym pomysłem.

 

Jak znaleźć w takim razie złoty środek?

 

Na pewno trzymać się tych prostych wskazań kościelnych, dbać o umiar, ale też spojrzeć na siebie z zewnątrz i zastanowić się, na ile mnie stać? Co realnie mogę, a czego nie mogę podjąć? I czy przypadkiem nie wyznaczam sobie granic, które są zbyt trudne? Jeśli tak, to dlaczego to robię? Ze szczerej chęci oczyszczenia się czy ze szczerej chęci udowodnienia, że ja też potrafię? Te podstawowe pytania trzeba sobie zadać na początku wielkiego postu.

 

Post wiąże się dla mnie z doświadczeniem braku, dlatego chcę panią zapytać o jeszcze jedną rzecz. Czy przeprowadzka do Polski w 1983 roku to nie było także w pewnym sensie doświadczenie postu? Przecież nasz kraj diametralnie różnił się od pani rodzinnej Florencji albo Stanów Zjednoczonych, w których także pani mieszkała?

 

Nie, proszę pani. To była dzika miłość. I nawet jeśli zdarzały się dni postne, to tych dni świątecznych przeżyłam tutaj znacznie więcej. Właśnie o tym myślałam parę dni temu. Moje życie zostało nieprawdopodobnie wzbogacone przez to doświadczenie. Dlatego nie traktuję Polski jako krainy postu.

 

 

TESSA CAPPONI-BORAWSKA – pochodzi z Florencji, od ponad 30 lat mieszka w Warszawie.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1747,obzarty-nie-jest-w-stanie-dobrze-myslec.html

*****

Kielce: Nocna Droga Krzyżowa na Święty Krzyż

KAI / psd

(fot. shutterstock.com)

Aż 178 osób uczestniczyło w zorganizowanej po raz pierwszy trudnej, bo blisko 40-kilometrowej nocnej Drodze Krzyżowej z Kielc do sanktuarium na Świętym Krzyżu, która zakończyła się w sobotę nad ranem. Organizatorem wyjątkowego nocnego nabożeństwa, trwającego 12 godzin, było Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Diecezji Kieleckiej.

 

Droga rozpoczęła się w piątek 6 marca o godz. 21 Mszą św. w kościele NMP Matki Kościoła w Kielcach-Dąbrowie. Przemarsz na Święty Krzyż wraz z rozważaniem tekstów Drogi Krzyżowej trwał całą noc i dzisiejszy poranek.

Uczestnicy wydarzenia otrzymali specjalne przewodniki z rozważaniami tekstów Drogi Krzyżowej, przygotowanymi specjalnie przez ks. Grzegorza Stachurę ze Skorzeszyc. Większość trasy odbywała się w ciszy. Pielgrzymi zatrzymywali się w wyznaczonych punktach i samodzielnie w skupieniu odczytywali rozważania stacji. – Wyeliminowaliśmy tuby i nagłośnienie, aby stworzyć nastrój skupienia na relacji z Bogiem, wyciszenia – mówi ks. Marek Blady, organizator z ramienia KSM.

Trasa nie należała do łatwych, ks. Marek Blady określa ją wręcz jako “bardzo trudną”. – Duże zainteresowanie taką właśnie formą nabożeństwa Drogi Krzyżowej, przekrój uczestników wręcz z całej diecezji, a nawet udział gości z Krakowa i Warszawy, świadczą o potrzebie takiego ekstremalnego duszpasterstwa – uważa ks. Blady. Pielgrzymom towarzyszyła grupa księży.

Trasa prowadziła Górami Świętokrzyskimi przez miejsca znane z historii i literatury, uwiecznione m.in. przez Stefana Żeromskiego, w tym Przełęcz Krajeńską, Św. Katarzynę, kapliczkę św. Mikołaja i Przełęcz Hucką.

Droga trwała znacznie dłużej niż przewidywano, bo aż 12 godzin, co opóźniło planowane spotkanie w sanktuarium na Świętym Krzyżu z biskupem kieleckim Janem Piotrowskim. Biskup spotkał się jedynie z częścią pątników – forpocztą grupy, a w intencji wszystkich pielgrzymów odprawił Mszę św. w sanktuarium.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,21483,kielce-nocna-droga-krzyzowa-na-swiety-krzyz.html

 

***************************************************************************************************************************************
CHRZEŚCIJANIE A RZECZYWISTOŚĆ

Prof. Chazan o losach naprotechnologii

KAI / psd

07.03.2015 19:05

W kwestii naprotechnologii konieczne jest wsparcie tych, którzy tworzą prawo i je realizują – podkreślił prof. Bogdan Chazan podczas konferencji w Bielsku-Białej w ramach wielkopostnego dnia skupienia dla katechetów.

 

W konferencji “Wychowanie do życia w rodzinie wobec wyzwań współczesności”, z udziałem znanego ginekologa oraz mgr Teresy Król, uczestniczyli m.in. biskup Piotr Greger, poseł parlamentu RP, lekarze naprotechnolodzy, doradcy życia rodzinnego, nauczyciele przygotowania do życia w rodzinie, rodzice i wielu zainteresowanych problematyką rodzinną.

Odpowiadając na jedno z pytań uczestniczek konferencji na temat tego, dlaczego wciąż tak mało popularna jest naprotechnologia, prof. Chazan przypomniał, że przeciwnicy naprotechnologii związani są z technologią in vitro, która stanowi intratny biznes, zasilany obecnie w Polsce z pieniędzy publicznych. Prof. Chazan przyznał, że sami lekarze – zwolennicy naprotechnologii – niewiele mogą zrobić na rzecz popularyzacji tej niezwykle skutecznej metody leczenia niepłodności.

“Możemy się upominać, możemy prosić, przekonywać, że naprochtechnologia jest nauką, dzięki której wiele kobiet może urodzić dzieci. Wiele jednak zależy od tego, jakich wybieramy posłów, radnych, kto będzie tworzył prawo, kto będzie je wdrażał na lokalnym poziomie” – zauważył. Nadmienił, że w Europie zachodniej jest wielu lekarzy, którzy chcą być położnikami, ale nie decydują się na wybór tej specjalizacji, gdyż obawiają się, że nie będą mogli pracować zgodnie ze swoim sumieniem.

Profesor podkreślił, że przyszłe losy, naprotechnologii zależą w dużej mierze od społeczeństwa. “To dziwne, że nie chcemy wypowiadać opinii, boimy się. Lęk zabija godność. Wstydzimy się, że nas uznają za oszołomów albo nienowoczesnych. A nas jest przecież sporo, nawet większość. Nie bronimy swoich praw, nie występujemy w swoim interesie i w interesie tych, którzy mogą nas bronić – lekarzy” – zauważył prof. Chazan i wyraził nadzieję, że to się zmieni. Zachęcał, by wsparć organizacje i ludzi zaangażowanych w obronę życia, walczące z seksualizacją dzieci. “Powinniśmy w większym stopniu brać na siebie odpowiedzialność, występować publicznie w obronie naszych racji” – dodał.

Niektórzy uczestnicy konferencji złożyli osobiste świadectwa niezwykłej skuteczności naprotechnologii, mówiąc o przypadkach poczęcia dzieci w sytuacjach niemal beznadziejnych.

Profesor podczas swej prelekcji przypomniał m.in. o niebezpiecznym działaniu i konsekwencjach szerokiego dostępu tzw. pigułki “dzień po”, która decyzją ministerstwa zdrowia, w Polsce ma być dostępna bez recepty.

Wyjaśniając szczegółowo mechanizm działania specyfiku, lekarz podkreślił, że nie może zgodzić się z opinią zwolenników aborcjogennej pigułki, że w przypadku jest stosowania korzyści przewyższają ryzyko. “Relacja korzyść -ryzyko może być stosowana wobec leków stosowanych do leczenia chorób. Ciąża nie jest chorobą, więc nie możemy uznać, że niezajście w ciążę jest korzyścią, a ciąża ryzykiem” – tłumaczył, przypominając, że jedna tabletka “dzień po” zawiera tyle hormonu progesteronu, co 10 pigułek jednego ze środków antykoncepcyjnych, “To ma olbrzymi wpływ na zdrowie kobiety” – dodał, podkreślając, że środek ten podczas testów na zwierzętach wykazał działanie embriotokstyczne – uszkadzał zarodek.

Prof. Chazan zwrócił także uwagę, że brak wymogu recepty w przypadku pigułki “dzień po” może sprzyjać niewłaściwym zachowaniom w sferze seksualnej i w dziedzinie zdrowia prokreacyjnego. “Udowodniono, że szeroki dostęp tego środka powoduje zwiększoną ilość partnerów seksualnych, co wpływa z kolei na zwiększoną ilość chorób przenoszonych drogą płciową oraz zwiększoną, nie zmniejszoną, liczbę aborcji, w przyszłości także większą ilość nowotworów u kobiet” – zauważył.

Naukowiec jeszcze raz przypomniał, że pigułka “dzień po” ma działanie podobne do preparatów stosowanych w aborcji farmakologicznej (mifepristone): modeluje receptory progesteronowe. W obu przypadkach (aborcja farmakologiczna i pigułka dzień po) niszczone są mechanizmy, które “utrzymują” ciążę.

Kolejna prelegentka sympozjum Teresa Król – redaktor i współautor podręczników i materiałów pomocniczych z zakresu przygotowania do życia w rodzinie – podkreśliła, że polski model edukacji seksualnej sprawdza się i przynosi dobre rezultaty.

Posługując się konkretnymi danymi statystycznymi dowodziła, że liczba wczesnych inicjacji seksualnej, chorób przenoszonych drogą płciową i aborcji jest wśród polskich nastolatków znacznie mniejsza niż wśród ich rówieśników w Anglii, Niemczach czy Szwecji – więc w krajach, w których realizowany jest program permisywnej edukacji seksualnej. Według oficjalnych danych, odsetek legalnie przerwanych ciąż przez nastolatki (15-19 lat) na 1000 nastolatek wynosi w Polsce 0, 03, a Wielkiej Brytanii 23.

Najniższy wskaźnik Polska ma także jeśli chodzi o liczbę zdiagnozowanych przypadków HIV i AIDS na 100 tys. mieszkańców. W Polsce wskaźnik ten wynosi 2,39, podczas gdy w Szwecji 4,97 a w Wielkiej Brytanii, która przeznacza gigantyczne sumy na lekcje edukacji seksualnej – 13,26.

Konsultant wychowania seksualnego i prorodzinnego wyraziła zaniepokojenie doniesienia, że środowiska gejowsko-lesbijskie oraz feministyczne i genderowe naciskają na zmiany podstawy programu nauczania przedmiotu wychowania do życia w rodzinie. Zauważyła, że są one wymierzone w przekaz wartości związanych z tradycyjnym modelem rodziny, a więc z dotychczasowymi założeniami podstawy programowej WDŻ. Założenia te ukazują rodzinę jako małżeństwo mężczyzny i kobiety, przybliżają wiedzę o płodności kobiety i mężczyzny i mówią o pięknie ludzkiego życia od jego poczęcia.

“Proszę zauważyć, że Ci, którzy nie tworzą rodzin, nie mają dzieci, chcą decydować za nas, którzy mamy dzieci, oni mają decydować o kształcie edukacji dzieci” – dodała.

Chwalił przy okazji powstanie inicjatywy rodziców z Wrocławia “Stop seksualizacji naszych dzieci” w reakcji na zapowiedzi wyrażone w tycznych Światowej Organizacji Zdrowia, zalecających edukację seksualną dzieci w jak najmłodszym wieku.

Organizatorem bielskiej konferencji był Wydział Katechetyczny Kurii Bielsko-Żywieckiej.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,21487,prof-chazan-o-losach-naprotechnologii.html

*******

Ikona wpisu: Wypędzenie-przekupniów-ze-świątyni_-Cecco-del-Caravaggio

O autorze: Judyta