Słowo Boże na dziś – 20 kwietnia 2015 r. – poniedziałek III TYGODNIA WIELKANOCNEGO

Myśl dnia

Wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy uczyć się sami.

Adam Mickiewicz

*******
PONIEDZIAŁEK III TYGODNIA WIELKANOCNEGO

PIERWSZE CZYTANIE (Dz 6,8-15)

Św. Szczepan przed Sanhedrynem

Czytanie z Dziejów Apostolskich.

Szczepan pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu.
Niektórzy zaś z synagogi, zwanej synagogą Libertynów i Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji, wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Nie mogli jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał.
Podstawili więc ludzi, którzy zeznali: „Słyszeliśmy, jak on mówił bluźnierstwa przeciwko Mojżeszowi i Bogu”. W ten sposób podburzyli lud, starszych i uczonych w Piśmie. Przybiegli, porwali go i zaprowadzili przed Sanhedryn.
Tam postawili fałszywych świadków, którzy zeznali: „Ten człowiek nie przestaje mówić przeciwko temu świętemu miejscu i przeciwko Prawu. Bo słyszeliśmy, jak mówił, że Jezus Nazarejczyk zburzy to miejsce i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał”.
A wszyscy, którzy zasiadali w Sanhedrynie, przyglądali się mu uważnie i widzieli twarz jego, podobną do oblicza anioła.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 119,23-24.26-27.29-30)

Refren: Błogosławieni, których droga prosta.

Choć zasiadają możni i przeciw mnie spiskują, *
Twój sługa rozmyśla o Twych ustawach.
Bo Twoje napomnienia są moją rozkoszą, *
moimi doradcami Twoje ustawy.

Wyjawiłem Ci moje drogi, a Tyś mnie wysłuchał, *
poucz mnie o Twoich ustawach.
Pozwól mi zrozumieć drogę Twych postanowień, *
abym rozważał Twoje cuda.

Powstrzymaj mnie od drogi kłamstwa, *
obdarz mnie łaską Twego prawa.
Wybrałem drogę prawdy, *
postawiłem przed sobą Twe wyroki.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4,4b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Nie samym chlebem żyje człowiek,
lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (J 6,22-29)

Troszczcie się o pokarm, który trwa na wieki

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Nazajutrz po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora, spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie.
A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy Go zaś odnaleźli na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?”
W odpowiedzi rzekł im Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”.
Oni zaś rzekli do Niego: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?”
Jezus odpowiadając, rzekł do nich: „Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Jaka jest moja wiara?

Nieustannie powinniśmy stawiać sobie pytanie o to, co dla mnie jest ważniejsze: pokarm duchowy czy jedynie sprawy materialne. Byli ludzie, którzy poszli za Jezusem ze względu na to, że mogli przy Nim najeść się do syta. To im w zupełności wystarczało. Gdy jednak pojawiły się prześladowania i Jezus został skazany na śmierć, bardzo szybko Go opuścili. Ich wiara była zbyt powierzchowna, aby mogła przetrwać próbę. Warto może zapytać samego siebie: z jakimi intencjami chodzę do kościoła? Czy moja wiara jest autentyczna i praktykuję ją z potrzeby serca?

Panie, wzmocnij moją wiarę. Oczyść mnie z patrzenia na świat jedynie przez pryzmat spraw materialnych. Chcę wytrwać przy Tobie – także gdy pojawią się prześladowania i trudności.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
******
Bł. John Henry Newman (1801-1890), kardynał, teolog, założyciel Oratorium w Anglii
PPS t. 4, nr 17, “Christ Manifested in Remembrance”

„- Rabbi, kiedy tu przybyłeś?… – Na tym polega dzieło Boga, abyście uwierzyli”

Chrystus nie chciał złożyć świadectwa sam sobie, powiedzieć, skąd przyszedł. Wśród sobie współczesnych był “jak ten, kto służy” (Łk 22,27). Najwidoczniej dopiero po Jego zmartwychwstaniu. a szczególnie po Wniebowstąpieniu, kiedy zstąpił Duch Święty, apostołowie pojęli, kto przebywał z nimi… Zrozumieli, kiedy wszystko się skończyło, a nie w trakcie wydarzeń. Jednakże widzimy tutaj, jak sądzę, wykładnię głównej zasady, której często jesteśmy poddani, zarówno w Piśmie, jak i w świecie: że nie dostrzegamy obecności Boga w chwili, kiedy jest z nami, ale później, kiedy spoglądamy na minione wydarzenia…

Nie znamy znaczenia zdarzeń, przyjemnych lub trudnych, które nam się przytrafiają. Nie widzimy w nich dłoni Bożej. Jeśli naprawdę mamy wiarę, wyznajemy to, czego nie widzimy i przyjmujemy wszystko, co nam się przytrafia jako pochodzące od Niego. Ale, czy przyjmujemy to w duchu wiary lub nie, nie ma z pewnością innego sposobu przyjęcia tego. Niczego nie widzimy. Nie widzimy, dlaczego coś się przydarza i do czego zmierza. Pewnego dnia Jakub zawołał: “We mnie przecież godzi to wszystko!”(Rdz 42,36) i niewątpliwie wszystko na to wskazywało… Jednakże wszystkie te nieszczęścia miały wyjść na dobre. Popatrzcie na jego syna Józefa, sprzedanego przez braci, zabranego do Egiptu, uwięzionego, w kajdanach, a który oczekiwał, żeby Pan spojrzał na niego łaskawym okiem. Kilka razy święty tekst mówi: “Pan był z Józefem”… W następstwie okoliczności zrozumiał, co w pewnej chwili było tak tajemnicze i powiedział do swoich braci: “Bóg mnie wysłał przed wami, aby wam zapewnić potomstwo na ziemi. Zatem nie wyście mnie tu posłali, lecz Bóg” (Rdz 45,7-8).

Co za cudowna opatrzność, milcząca, lecz jakże skuteczna, tak niezmienna niezawodna! Ona ma moc pokrzyżować moc Szatana, który nie potrafi zauważyć działania dłoni Bożej w czasie wydarzeń.

********

*******

Na dobranoc i dzień dobry – J 6, 22-29

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Lawrence OP / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Troszczcie się nie o ten pokarm…

 

Mowa eucharystyczna
Nazajutrz po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora, spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami.

 

Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: Rabbi, kiedy tu przybyłeś?

 

W odpowiedzi rzekł im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec.

 

Oni zaś rzekli do Niego: Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże? Jezus odpowiadając rzekł do nich: Na tym polega dzieło /zamierzone przez/ Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał.

 

Opowiadanie pt. “Dramaty osobiste”
Wspomina kapitan… Kiedyś odprawiałem w Hajnówce (miasto na skraju Białowieży) Mszę świętą. Po zakończeniu Eucharystii wróciłem z ministrantami do zakrystii. Jeden z ministrantów 17-letni Edward w pewnym momencie powiedział: “Jak ja księdzu zazdroszczę! Tak bardzo chciałbym być księdzem”.

 

Odpowiedziałem mu: “Edek, jak naprawdę chcesz, to na pewno będziesz. Zdasz maturę, odbędziesz studia w seminarium i staniesz przy ołtarzu”.

 

Rozpłakał się na te słowa, choć wstydził się swoich łez. Przezwyciężając szloch mówił: “Nie, proszę księdza. Ja nigdy nie zostanę kapłanem. Mam ojca pijaka. Kiedy byłem mały, miałem wtedy 3 lata, ojciec wrócił bardziej niż zazwyczaj pijany. Wszczął awanturę z matką, zaczął ją bić. Ukryła się w jakimś zakamarku tak, że nie mógł jej znaleźć. Wtedy pijany chwycił siekierkę, stanął nade mną i krzyczał – jak nie powiesz, gdzie matka, to cię zarąbię, szczeniaku”. I wtedy dostałem pierwszego ataku padaczki. Teraz to często powraca. Lekarze mówią, że przestraszyłem się. – “Widzi ksiądz – kończył płacząc – ja nigdy nie będę mógł zostać księdzem”.

 

Refleksja
W naszej codzienności łatwiej żyć tym co zwykłe i normalne niż tym, co potrafi wciąż zadziwiać i pociągnąć nasze serce. Pokarm codzienny, który daje nam życie doczesne, jest czymś co nam powszednieje. Tymczasem Jezus mówi nam o innym pokarmie, który daje życie wieczne…

 

W każdej Eucharystii dotykamy “misterium codzienności”, ale też i “misterium tajemnicy”. W każdej Eucharystii jest zawarte życie takie jakie ono jest, czyli zwykłe i powszednie. Czytania mszalne przybliżają nas i przedstawiają bohaterów Starego i Nowego Testamentu, którzy przecież żyli zwykłą codziennością…

 

Ta sama Eucharystia przybliża nas równocześnie do tajemnicy, która nas zwyczajnie – niezwyczajnie przekracza: intelektualnie, fizycznie, czy też duchowo. Każdy z nas wezwany jest, aby tą tajemnicę zgłębiać każdego dnia naszego ziemskiego życia, abyśmy się stawali “ziemskimi aniołami”…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak “zauroczyć” się sercem w tym, co nowe?
2. Jak odkryć na “nowo” Eucharystię?
3. Jak zgłębiać “Tajemnicę Eucharystii”?

 

I tak na koniec…
“Eucharystia należy do tej właśnie godziny: do odkupieńczej godziny Chrystusa, do odkupieńczej godziny dziejów człowieka i świata. Jest to godzina, w której Syn Człowieczy “umiłował do końca”. Do końca potwierdził zbawczą potęgę miłości. Objawił, że Bóg sam jest Miłością. Innego, większego objawienia tej prawdy nie było i nigdy nie będzie. Bardziej radykalnego jej potwierdzenia: “Nie masz większej miłości nad tę, by ktoś życie dał” (por. J 15, 13) za wszystkich, ażeby oni “życie mieli — i mieli je w obfitości” (por. J 10, 10). To wszystko wyraża się w Eucharystii. Tego wszystkiego Eucharystia jest pamiątką i znakiem, sakramentem” (Jan Paweł II)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,228,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-6-22-29.html

*******

**************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

20 KWIETNIA

****

Święta Agnieszka z Montepulciano,
dziewica i zakonnica

Święta Agnieszka z Montepulciano Agnieszka urodziła się w 1268 r. w toskańskim Gracciano Vecchio, leżącym w pobliżu Montepulciano. Pochodziła ze szlacheckiej rodziny Lorenza i Marii Segni. Legenda głosi, że jej narodziny poprzedziła niezwykła światłość. Miała być bardzo pobożnym dzieckiem; od najwcześniejszych lat pragnęła wstąpić do klasztoru, czemu rodzice byli przeciwni. Dopiero niezwykłe wydarzenie skłoniło ich do oddania 9-letniej córki do szkoły klasztornej. Tym wydarzeniem był atak kruków, które nadleciały do dziewczynki znad domu schadzek w Montepulciano. Agnieszka miała wtedy zapowiedzieć, że w tym miejscu powstanie kiedyś klasztor. Szkołę klasztorną, do której oddano Agnieszkę, prowadziły franciszkanki zwane del Sacco – od workowatych habitów. Jako czternastoletnia dziewczyna Agnieszka postanowiła zostać zakonnicą.
Za zezwoleniem Stolicy Świętej w wieku lat 15 stanęła na czele grupy zakonnic i założyła z nimi nowy klasztor w Procero (Viterbo). Wybrana wbrew własnej woli na przełożoną tego klasztoru, wsławiła go swoją mądrością, pobożnością i darami nadprzyrodzonymi. Pod kierownictwo duchowe przeoryszy, młodej wiekiem, ale dojrzałej doskonałością chrześcijańską, zaczęły zgłaszać się licznie nowe kandydatki.
Na wiadomość o tym mieszkańcy Montepulciano zaprosili ją do siebie. Powróciła więc i stała się matką nowej gałęzi dominikańskiej. Magistrat miasta z wdzięczności ofiarował siostrom w 1306 r. nowy lokal i uposażenie. Nowy klasztor Santa Maria Novella stanął w tym samym miejscu, gdzie niegdyś istniał dom schadzek. Matka Agnieszka nadała mu regułę św. Augustyna, a później przyłączyła klasztor do rodziny dominikańskiej. Pan Bóg obdarzył ksienię darem wizji, proroctw i ekstaz. Św. Katarzyna ze Sieny będzie widziała w niej dla siebie wzór do naśladowania. Kiedy w roku 1377 przybyła do jej relikwii z pielgrzymką, zawołała: “Matko nasza, Agnieszko, chwalebna!” Wielkim uczuciem miłości Agnieszka otaczała Dzieciątko Jezus oraz Dziewicę Maryję. Umocniona darami Ducha Świętego, stała się jasną lampą modlitwy i miłości, a dzięki swojemu męstwu oraz autorytetowi podtrzymywała ducha obywateli w dążeniu do jedności i pokoju.
Zmarła w rodzinnym mieście 20 kwietnia 1317 r., otoczona współsiostrami. Papież Klemens VII wyniósł ją do chwały błogosławionych w roku 1532, a papież Benedykt XIII 10 grudnia 1726 r. zaliczył ją uroczyście w poczet świętych. Jej nienaruszone ciało w 1435 r. zostało sprowadzone do kościoła dominikańskiego w Orvieto, gdzie przechowywane jest do dnia dzisiejszego. Przez ponad 300 lat pozostawało ono nienaruszone. Później umieszczono jej doczesne szczątki w woskowej figurze, pozostawiając na widoku tylko jej ręce i stopy, z których wypływał pachnący olejek.
Pierwszą i najwcześniejszą biografię św. Agnieszki (Legenda s. Agnetis) napisał po pięćdziesięciu latach od jej śmierci bł. Rajmund z Kapui, generał dominikanów, kierownik duchowy św. Katarzyny ze Sieny, a wcześniej spowiednik sióstr w Montepulciano.

Ikonografia przedstawia św. Agnieszkę najczęściej z lilią w ręku prawym, a w lewej ręce trzymającą założony przez siebie klasztor. Bywa także przedstawiana w towarzystwie św. Katarzyny ze Sieny i św. Róży z Limy – dwóch innych wielkich dominikanek.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/04-20.php3

Święta Agnieszka z Monte Pulciano, dziewica, Dominikanka. (1278 – 1317.)

   Urodziła się św. Agnieszka z majętnych rodziców r. 1278 w Monte Pulciano w Toskanii; stąd jej przydomek. Ledwie nauczyła się odmawiać Ojcze nasz i Zdrowaś Marya, a już często dobrowolnie w jakim kąciku spędzała dłuższy czas na modlitwie. Wizerunek Zbawiciela lub Matki Bożej napełniał ją niewymowną radością. W szóstym roku życia oświadczyła rodzicom, że jedynem jej pragnieniem jest jak najrychlejsze wstąpienie do zakonu. Rodzice nie opierali się jej woli, bo oddali ją jako dziewięcioletnią dziewczynkę do klasztoru zakonnic zwanych po włosku sachini od skaplerza z grubego płótna, z jakiego wyrabiano worki.
Tutaj zaprawiała się młoda Agnieszka w wszelkich rodzajach umartwienia; chętnie w nich się ćwiczyła, ale głos wewnętrzny napominał ją, aby zupełnie usunęła się od świata i sama przyjęła na zawsze suknię zakonną. W tym też celu wstąpiła do klasztoru Dominikanek, gdzie do takiej wzniosła się doskonałości, że ogólny swą świętością podziw budziła. Jej zamiłowanie do modlitwy, jej czystość, posłuszeństwo, umartwienie były niezrównane; nie mniej ochotną była do wszelkiej, chociażby najcięższej pracy. Stąd wizytatorka o niej powiedziała pewnego razu, że Agnieszka nie mniejszą chlubę przyniesie stanowi zakonnemu od chwały, jaką przyniesie Agnieszka męczeństwem całemu Kościołowi. Kiedy Dominikanki nową osadę klasztorną uzyskały w Proceno, wybrały Agnieszkę na nową przełożoną, a papież Mikołaj IV. wybór potwierdził bez wachania, lubo liczyła dopiero 16 lat.
Podwoiła odtąd Agnieszka swą pobożność, aby uprosić od Boga łaski do sprawowania godnego swych obowiązków. Sypiała na gołej ziemi, z kamieniem pod głową. Umartwiała się pokutami tak bardzo, że spowiednicy musieli jej nałożyć obowiązek większej troski o zdrowie osłabione. Żyła w świętej łączności z Jezusem, Oblubieńcem swej duszy. Wobec innych była łagodną, wyrozumiałą tak dalece, że najmniejszego nie okazywała śladu jakiejkolwiek miłości własnej. Bóg też w nagrodę obdarzył ją różnemi niezwykłemi łaskami cudów i proroctwa.
Współziomkowie Agnieszki wszelkich przykładali sił, aby ją spowodować do powrotu na dawne miejsce w Monte Pulciano. Ofiarowali jej jako osadę klasztorną dom, w którym kiedyś sprosność mieszkała i nieczystość. Było to po myśli świętej dziewicy, aby miejsce grzechu uświęcić cnotami zakonnemi i tak Boga przebłagać. Wróciła więc do Monte Pulciano, a wprowadzając do nowej osady siostry zakonne św. Dominika stworzyła siedlisko cnoty i wzoru doskonałego życia dla wszystkich mieszkańców.
Wyczerpana na siłach przez umartwienia, prace i choroby żyła Agnieszka w końcu gorącem tylko pragnieniem, aby przenieść się do chwały wiecznej. Znosząc z poddaniem cierpienia śmiertelnej choroby, oddała ducha swego Bogu 20.kwietnia 1317 w 40. roku życia swego. W chwili konania odezwała się do sióstr zakonnych zgromadzonych u jej łoża: Dzieci ukochane! miłujcie się wzajemnie, bo miłość jest znakiem wybranych dzieci Bożych.
   Nauka

   Chcę umartwiać ciało, mówiła św. Agnieszka, abym była zbawiona. Chcę opanować zmysły, abym godną była łaski, godną życia prawdziwie duchowego. Kto się sprzeciwia i przeszkadza memu pragnieniu, abym przez modlitwę łączyć się mogła z boskim Oblubieńcem, jest największym nieprzyjacielem mej duszy.
Oddawaj Bogu ciało swe przez opanowanie namiętności, a Bóg ciebie obdarzy duchem Swym. Walcz usilnie z poruszeniami złego, które w tobie tkwi, a Bóg starać się będzie o duszę twoją, zalewając ją strumieniami łask niebiańskich. Prawdziwe, a trwałe umartwienie, oparte na miłości Boga, jest ofiarą Stwórcy nader przyjemną. Jeśli żyjemy wedle woli Bożej, nic nas nie zdoła zasmucić, co nas spotka, chociażby pozorami swymi a naszą słabością wywoływało jakieś cierpienie.
Nie godną jestem, zaliczać się do wybranych dzieci Bożych. Niesforne dziecko tak długo zasługuje na karę, póki się nie poprawi. Jeśli sama siebie karać nie będę, Bóg mnie będzie karać. Jeśli siebie tutaj na ziemi oszczędzać nie będę, Bóg zlituje się nademną i w doczesności i w wieczności. Jeśli sama siebie nienawidzieć będę, Bóg mnie będzie miłował. Jest rzeczą rozumniejszą, być na ziemi męczenniczką miłości, niż w wieczności ofiarą karżącego gniewu Bożego. Jest lepiej być w jedności z Zbawicielem i dziedzicem chwały Jego niż być na wieki potępionym i być uczestnikiem wiecznej kary.

http://siomi1.w.interia.pl/20.kwietnia.html

Św. Agnieszko z Montepulciano! Czy Ty rzeczywiście jesteś taka doskonała?

Ks. Antoni Tatara

Proszę o inny zestaw pytań! OK, żartowałam! Odpowiem na to pytanie, choć przyznaję, że się go nie spodziewałam. Wiesz… Gdyby tak patrzeć na mnie tylko przez pryzmat znaczenia mojego imienia, to z pewnością odpowiedziałabym twierdząco. Wszak imię to wywodzi się z greckiego przymiotnika hagné, który znaczy „czysta”, „nieskalana”, „doskonała”, „święta”.
Obiektywnie patrząc na siebie, muszę powiedzieć, że naprawdę jestem kobietą wrażliwą i odpowiedzialną. Jestem gotowa poświęcić życie ideałom. Mam w sobie spore pokłady odwagi, która daje mi poczucie pewnej niezależności w działaniu. Nie narzucam jednak swojej woli innym. Sądzę, że pomimo tego, iż całe stulecia dzielą mnie od dzisiejszych czasów, to jednak mogę być przykładem do naśladowania.
Żyłam na przełomie XIII i XIV wieku we Włoszech. Pochodzę z rodziny arystokratycznej, gdzie właśnie owa doskonałość we wszystkim była stawiana na pierwszym miejscu. Zostałam oddana na wychowanie do klasztoru Sióstr Dominikanek. Miałam wtedy 9 lat. Nie było mi łatwo pogodzić się z taką decyzją moich rodziców, choć było to rzeczą normalną w tamtych czasach. Później jednak doszłam do wniosku, że było to opatrznościowe posunięcie z ich strony. Postanowiłam bowiem zostać zakonnicą. Przykro mi tylko z tego powodu, że niestety, moi rodzice tego nie pochwalali.
Następnie moje życie potoczyło się bardzo szybko. Założyłam nowy dom zakonny. Inne zakonnice wybrały mnie w wieku 15 lat na swoją przełożoną. Starałam się więc być dla nich mądrą, pobożną i zarazem wyrozumiałą „szefową”. Pan Bóg błogosławił mi różnymi łaskami, poczynając od daru proroctwa, aż do tego, że byłam w stanie żywić się jedynie chlebem i wodą, sypiać na ziemi i zamiast poduszki używać kamienia. Wiele dziewcząt dzięki mnie wstąpiło do zakonu. Po mojej śmierci ikonografia zaczęła przedstawiać mnie najczęściej z lilią w prawej ręce. W lewej z reguły trzymam założony przez siebie klasztor.
Wracając do postawionego mi pytania, myślę, że perfekcjonizm wyniesiony z domu i niejako pogłębiony przez zakonny tryb życia można przemienić w wielki dar dla innych. Oczywiście, jest to możliwe tylko wtedy, gdy współpracujemy w pełni z Bożą łaską i nieustannie pielęgnujemy w sobie zdrowy dystans do samego siebie.
Pięknie pozdrawiam i do zobaczenia w Domu Ojca!
Z wyrazami szacunku –

św. Agnieszka z Montepulciano

Niedziela Ogólnopolska 16/2006 , str. 20E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17

*****

Błogosławiony Jan Prandota, biskup krakowski. (+ r. 1266.)

   Z rodu Odrowążów pochodził Jan Prandota z Białoczowa. Bogobojnie wychowany i wykształcony wszechstronnie poświęcił się jako młodzieniec stanowi duchownemu. Przyjąwszy święcenie z rąk Wisława z Kościelca, ówczesnego biskupa krakowskiego, oddał się z całą gorliwością pracy w winnicy Pańskiej. Osobiste cnoty pracę tę mu niemało ułatwiały. Jaśniał bowiem wielką miłością bliźniego, mianowicie miłosierdziem wobec ubogich; jaśniał łagodnością wobec podwładnych, uległością wobec przełożonych; jaśniał prawdziwem ubóstwem w duchu, umartwieniami, postami, modlitwami. To też zwrócił na siebie uwagę dostojników kościelnych, którzy dla zasług darzyli go swoimi względami. Postąpił więc nasamprzód na kanonikat kolegiaty w Sandomierzu, potem na archidyakonat krakowski. Sprawując swe obowiązki w imieniu biskupa ku ogólnemu zadowoleniu, został wybrany po śmierci Wisława ku powszechnej radości pasterzem dyecezyi krakowskiej r. 1242.
Pierwszym prawie zadaniem, jakie sobie stawił bogobojny biskup, było przeprowadzenie kanonizacyi św.Stanisława, biskupa i męczennika; Inocenty IV. spełnił gorące życzenie Prandoty oraz narodu polskiego. Kiedy zaś ten sam papież uciskany przez Frydryka cesarza niemieckiego i w Polsce szukał pomocy, Jan biskup na synodzie wrocławskim r. 1248 zobowiązał się oddawać do Rzymu przez trzy lata piątą część dochodów kościelnych. W zamian za tak chojną pomoc Polacy uzyskali przywilej rozpoczynania Wielkiego Postu nie od Niedzieli Starozapustnej, jak dotąd, ale dopiero od Popielca. Broniąc swych dóbr kościelnych, nie ociągał się surowo napominać Konrada mazowieckiego w zatargach z Bolesławem Wstydliwym, a gdy nie mógł już grabieży ciągłych powstrzymać, rzucił klątwę na opornego księcia na synodzie w Łęczycy r. 1245.
W staraniach o dobro duchowo wiernych swych był nieznużony. Hojny aż do rozrzutności prawie dla biednych i pełen troski o sieroty zyskał sobie chwalebne miano ojca ubogich. Starał się o uposażenie rozmaitych zakonów; dla nich to wzniósł kościoły św. Krzyża i św. Ducha; zbudował szpital, który mógł pomieścić około 300 osób, zbudował świątynię Pańską w Biskupicach pod Wieliczką. Prandota był tym biskupem, który św.Kunegundę i bł. Salomeę przyjął do życia zakonnego.
Bóg gorliwość i świątobliwość biskupa nagrodził nadprzyrodzonemi widzeniami; powiadają bowiem, że podczas modlitwy za duszę zmarłego r. 1257 św.Jacka, swego krewnego z rodu Odrowążów widział, jak go w chwalebnym orszaku św. Stanisław biskup wprowadzał do wiekuistego szczęścia.
Pragnął od tej chwili Prandota, aby jak najrychlej opuścić ziemski padół płaczu, a w niebie połączyć się z świętymi. Bóg wszakże inaczej postanowił, bo chciał cnoty jego ciężkiemi jeszcze doświadczyć klęskami. Kiedy bowiem roku 1260 Tatarzy, Jadźwingowie, Litwini i Prusacy napadli na krainy polskie, ucierpiał pod najazdem po za województwami lubelskiem i krakowskiem sam Sandomierz. Ufając oblegającym nieprzyjaciołom starosta Piotr Krempa poddał gród; ale zamiast ochrony przyrzeczonej, wielu albo życie oddało w rzezi krwawej albo wolność postradało w jasyrze. Wtedy to rozpacz ogarnęła nieszczęsnych Sandomierzan; wybuchnęli sarkaniami nad swym losem; nagle zjawia się Prandota, napominając, że Bóg nie karze bez przyczyny, że zamiast bluźnić, należy się poddać niezbadanym wyrokom Pana najwyższego. Bóg dał, mówił, Bóg wziął, niech będzie imię Pańskie pochwalone. Słowa te były balsamem dla dusz zbolałych. Uspokojeni zabrali się do pracy, aby ślady zatrzeć grabieży, a w tej pracy służył szczególniejszą pomocą sam biskup tak radą jak swemi środkami z dochodów kościelnych. Przykład biskupa pobudził i Bolesława Wstydliwego i jego małżonkę Kunegundę do gorliwego naśladownictwa.
Potępiwszy jeszcze r. 1261 sektę biczowników, oddał po 24 latach biskupich rządów Prandota duszę swoją Bogu r. 1266, umocniwszy ją na drogę wieczności tak wysłuchaniem Mszy św. jeszcze w dzień śmierci jak odmówieniem pacierzy kapłańskich i przyjęciem Sakramentów św.. Roku 1444 Zbigniew Oleśnicki, kardynał i biskup krakowski, kazał ciało swego świątobliwego poprzednika wydobyć z ziemi, na nowym zaś nagrobku wyryć słowa: Błogosławiony Jan Prandota, biskup krakowski. Pamięć bł. Prandoty obchodzi się też 21. września.

http://siomi1.w.interia.pl/20.kwietnia.html

*****

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Antiochii – Dominy oraz jej córek Berenike i Prosdokii. W czasie prześladowania ukryły się za miastem, ale odkryte przez siepaczy, wystawione były na niebezpieczeństwo zniesławienia. Wtedy to matka przedłożyła córkom, że “jedno tylko z tego wyjście pozostaje: ucieczka do Pana”. Opowiada Euzebiusz, że bez namysłu rzuciły się do rzeki i potonęły. “Tak to – kończy historyk – one same życia się pozbawiły”. Sprawy dalej nie rozważa, ale św. Augustyn, który się nią spekulatywnie zajął, podkreślił mocno, że świętych w takich porywach naśladować nie wolno.

W Embrun, w południowej Francji – św. Marcelina, który uchodzi za pierwszego biskupa tego miasta. Pochodzić miał z Afryki. Zmarł około roku 374.

oraz:

św. Margana, prezbitera (+ 488); św. Tedora “Włochatego”, mnicha (+ IV/V w.); św. Teotyma, biskupa w Torni (+ V w.); świętych męczenników Wiktora, Zotyka, Zenona, Acyndyna, Cezareusza, Seweriana, Chryzofora, Teonasa i Antonina

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/04-20.php3
******
***************************************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
*****
Przemysław Radzyński

Głosić tak, jakby wygrało się w totolotka

eSPe

O rekolekcjach, przygotowaniu do nich i ich owocach opowiada ks. Michał Olszewski SCJ, rekolekcjonista, egzorcysta, redaktor naczelny sercańskiego portalu ewangelizacyjnego Profeto.pl w rozmowie z Przemysławem Radzyńskim.
 
Czym są rekolekcje?
Rekolekcje w tradycji Kościoła zawsze były specjalnym czasem, kiedy chrześcijanin miał stoczyć jakąś duchową walkę, zerwać z grzechem, podjąć wysiłek ku poprawie, zrobić jakieś wyrzeczenie i otworzyć się bardziej na przyjęcie łaski Bożej. To jest zawsze duży wysiłek wewnętrznej pracy nad sobą. Rekolekcje ewoluują, dopasowują się do czasów, ale ich podstawa jest ta sama.
Co to znaczy, że dopasowują się do czasów? Jakie teraz mamy rekolekcje?
Bardzo się aktualizują. W Polsce i wśród Polonii – bo w innych krajach Europy tego nie spotkałem – popularne są rekolekcje on-line. Zaczęło się kilka lat temu w Polsce, ktoś to nieśmiało ruszył, a dzisiaj w Adwencie i w Wielkim Poście różne portale, strony parafialne, zgromadzenia zakonne zabiegają o to, żeby mieć jakąś formę rekolekcji w sieci. Ale też mamy wielką modę – w dobrym tego słowa znaczeniu – na rekolekcje ignacjańskie czy różnego rodzaju rekolekcje charyzmatyczne. Renesans przeżywają też rekolekcje parafialne (adwentowe i wielkopostne). Mam okazję co roku głosić w różnych miejscach w Polsce i mam przekrój, jak to wygląda. Kiedy jest głoszone Słowo Boże, to bardzo dużo ludzi przychodzi do kościołów i chce uczestniczyć w rekolekcjach. W tym czasie oblegane są też konfesjonały. W wakacje jest mnóstwo rekolekcji młodzieżowych, powołaniowych. Różne wspólnoty chcą chociaż raz w roku przeżyć swoje rekolekcje. W wychowaniu zakonnym i do kapłaństwa kładzie się bardzo duży nacisk, żeby co roku były porządnie przeżyte rekolekcje. Rozwój ruchu rekolekcyjnego widać na różnych poziomach.
Właśnie – zakonnicy, księża mają niejako obowiązek uczestniczyć raz w roku w rekolekcjach. A co ze świeckimi? Czy nie dobrze by było, żebyśmy przynajmniej raz w roku zorganizowali sobie taki wyjazd rekolekcyjny?
Nic na siłę, bo rytm życia jest różny, nie dla każdego jest odpowiedni czas. Natomiast uważam, że warto korzystać z rekolekcji w parafii, jeśli odbywają się na przykład w Wielkim Poście. A jeżeli ktoś należy do konkretnej wspólnoty, idzie jakąś duchową drogą charakterystyczną dla tej wspólnoty i ona przewiduje rekolekcje, to uważam, że uczestnictwo w nich jest wymogiem formacyjnym.
 
Ksiądz wymieniał różne typy rekolekcji, Ksiądz się w jakichś specjalizuje?
Całe moje głoszenie zorbitowane jest wokół kerygmatu. To nie jest jakaś wielka teologia – staram się w każdych rekolekcjach mówić o doświadczeniu żywego Boga i próbować podprowadzać człowieka pod to spotkanie. Ta tematyka daje wolność głoszenia wszystkim bez względu na wiek, i w parafiach, i w seminariach, i dla różnego rodzaju wspólnot ewangelizacyjnych, formacyjnych, charyzmatycznych, związanych ze Szkołami Nowej Ewangelizacji.
Każdy rok staram się przeżywać pod jakimś hasłem. Zaczęło się to trzy lata temu w Roku Wiary – wszystkie rekolekcje były oparte na kerygmacie, ale tłem było Credo – chrześcijańskie wyznanie wiary; miniony rok to był Dekalog a ten – Osiem Błogosławieństw. Gdziekolwiek dziś jadę, to głoszę błogosławieństwa, ale idąc prawdami kerygmatu.
Jest Ksiądz wziętym rekolekcjonistą.
Powiedziałbym raczej zajętym, to chyba lepsze określenie. Odkąd wróciłem do Polski, to cały czas głoszę. Zakon dał mi taką możliwość, że mogę to robić oprócz pracy ewangelizacyjnej w portalu i radiu Profeto.pl. Mam dużą możliwość gospodarowania czasem – chcę go wykorzystywać na głoszenie Słowa, bo odkrywam takie powołanie w powołaniu, że Pan Bóg mnie powołał właśnie do głoszenia Słowa.
Nawiasem mówiąc podoba mi się to słowo „wzięty”, ale nie wiem nawet co to znaczy (śmiech). Jest duże zapotrzebowanie, ale inni rekolekcjoniści pewnie też dużo głoszą. Zapotrzebowanie na rekolekcje wzrasta, dlatego że w Polsce oczyszcza się klimat wokół wiary. Ludzie, którzy chodzą dziś w niedzielę do kościoła robią to świadomie, a nie dlatego, że tak wypada, bo „co sąsiad pomyśli?”. Ci, którzy chcą czegoś więcej i szukają, to chcą się zaangażować bardziej w wiarę i dlatego przychodzą też na rekolekcje, choćby w parafii.
Chciałem poprosić o kilka praktycznych wskazówek dla biorących udział w rekolekcjach.
Trzeba zdecydować: „chcę w nich uczestniczyć”. A później słuchać wskazówek rekolekcjonisty, który poprowadzi rekolektantów wybraną drogą. Pokusą jest chęć zmiany całego życia od razu po rekolekcjach. Jak paliłem, piłem, byłem uzależniony od komputera, narkotyków, szybkiej jazdy samochodem, byłem pracoholikiem, miałem słabość do słodyczy, to od dzisiaj wszystko to rzucam. To jest pułapka. Dobrze przeżyte rekolekcje mogą pokazać wiele rzeczy, które musimy naprawić w życiu. Ale kluczem do poprawy jest zaczynanie od jednej konkretnej sprawy. Po rekolekcjach na przykład kończę z szybką jazdą samochodem i od dzisiaj jeżdżę zgodnie z przepisami.
No właśnie, rekolekcje trwają kilka dni. Co zrobić, żeby postanowienia, które się wtedy zrodzą, były realizowane jak najdłużej?
Nie wiem czy ktoś ma odpowiedź, bo to jest pytanie, które towarzyszy chrześcijaństwu od zawsze. Jak uchronić tę łaskę, którą nosimy w naczyniach glinianych? Jeśli jest w naszym sercu pragnienie, żeby się zmieniać na lepsze, by zachować owoce rekolekcji, to już jest dużo. By było łatwiej, to jeszcze raz wrócę do tego, żeby nie wszystko robić na raz, tylko wybrać jakąś jedną konkretną rzecz i nad nią pracować. Jak już widzimy, że jest lepiej, można sobie wziąć następną. No i chyba nie trzeba przypominać, że będą nam pomagały takie rzeczy jak regularna spowiedź, życie w łasce uświęcającej, modlitwa.
Wspomniał Ksiądz o swoim „powołanie w powołaniu”.
Już w seminarium czułem w sercu, że Pan Bóg powołuje mnie do głoszenia Słowa, do tego, żeby mówić dużo kazań, homilii, żeby też pisać. Kiedy zostałem diakonem, a potem księdzem zobaczyłem, że sprawia mi to ogromną radość. Zarówno głoszenie Słowa Bożego jak i przygotowywanie się do tego, bo już ten moment przygotowania jest bardzo ważny.
Jak Ksiądz się przygotowuje?
Papież Benedykt XVI powiedział, ku zaskoczeniu wielu księży, że przygotowanie kazania jest bardzo łatwe: bierzemy tekst Pisma Świętego i zadajemy trzy pytania: 1. Co Bóg mówi w tym tekście przez autora natchnionego? 2. Co Bóg mówi do mnie osobiście? 3. Co Bóg chce, żebym powiedział ludziom? Dokładnie tak przygotowuję się do głoszenia – modlę się tym tekstem, zadaję te trzy pytania i idę spokojnie na ambonę. Zawsze jest trema, ale w sumieniu jestem spokojny, że nie idę tam głosić siebie. Zrobiłem co mogłem po ludzku – jest jeszcze Duch Święty, który pomaga.
Radość, o której Ksiądz mówi, to wynik reakcji odbiorców na głoszone Słowo?
Dziś jest takie modne słowo „feedback” – wiadomość zwrotna. To może człowieka umacniać. Ale nigdy się na tym nie skupiam. Przyjąłem zasadę „głoszę i znikam” – głoszę i zostawiam ludzi z tym Słowem; nie pytam czy zagrało, czy nie zagrało, czy coś się zmienia czy nie. Wiadomości zwrotne do mnie docierają często po czasie, ale do tego trzeba podchodzić z wiarą. Takie jest zadanie apostoła –on głosi i idzie dalej.
A to nie jest tak, że Ksiądz chciałby sprawdzić swoją metodę; porównać kiedy robi to lepiej, w jakim przypadku więcej ludzi zostaje dotkniętych Słowem? Jeśli Ksiądz zasieje i idzie dalej, to nie wie czy wyrosło czy nie wyrosło?
Nie wiem, ale idę spokojny właśnie ze względu na to przygotowanie. Wiem, że zrobiłem wszystko – zapytałem, co Bóg chce nam powiedzieć przez to Słowo; powiedziałem to tej konkretnej grupie i idę dalej. Jeżeli mam wewnętrzne przekonanie, że głosiłem tak, aby wzrok ludzi skierować na Pana Jezusa, to już nie muszę się o nich troszczyć, bo zostają w Jego ręku.
Na poprzednich rekolekcjach podchodzi do mnie człowiek: „fajnie ksiądz mówi, ludzie się śmieją, reagują; ksiądz mówi tak, jakby opowiadał, że wygrał w totolotka. Ale musi ksiądz tak głosić, żeby ludzie uwierzyli, że oni też mogą wygrać”. Spotkałem Jezusa, mam z Nim relację, a teraz muszę tak o tym opowiadać, żeby ludzie uwierzyli, że też mogą Go spotkać. To mi dało dużo do myślenia, „żeby ludzie uwierzyli, że też mogą wygrać”…
Rozumiem, że Ksiądz nie skupia się owocach głoszonych przez siebie rekolekcji, ale zapytam, jakie mogą one być. Co może się wydarzyć w czasie rekolekcji?
Jest jedno słowo, które od zawsze towarzyszy tradycji rekolekcji w Kościele – „nawrócenie”. Nawrócenie, czyli przemiana życia, czyli odkrycie Boga żywego, spotkanie Boga, pogłębienie relacji z Bogiem.
Rozmawiał Przemysław Radzyński
 „eSPe” nr 115
fot. Vadim Timoshkin, hope
Flickr (CC)
http://www.katolik.pl/glosic-tak–jakby-wygralo-sie-w-totolotka,24726,416,cz.html

O autorze: Judyta