Kłopoty z Kukizem

Kukiz jest Palikotem PiS-u. Kukiz jest PO-wską piątą kolumną, która ma zaszkodzić PiS-owi i odebrać Dudzie część głosów wyborczych. Kandydatura Kukiza to autokreacja – celebryta zebrał skądś pieniądze oraz ludzi i bazując na swojej popularności próbuje zaistnieć w polityce, a jego program polityczny jest niewiadomy. To najpopularniejsze opinie na temat Pawła Kukiza jako kandydata na prezydenta, na jakie można trafić we wszelkiego typu publikatorach.
Tak radykalna rozbieżność opinii pokazuje, jak wielkie problemy sprawia ta kandydatura prawie wszystkim komentatorom politycznym. Przyznam, że wcale mnie to nie dziwi, skoro wszystkie główne media, tak reżimowe jak i opozycyjne, prezentują tak bardzo zredukowany i schematyczny opis życia politycznego i społecznego w Polsce. Gdy w ten mocno zredukowany obszar opisu życia politycznego przenikną jakieś zjawiska, albo byty polityczne na co dzień skrupulatnie przemilczane przez media, a na dodatek wyłamujące się z przyjętych schematów, to kłopoty z interpretacją takich zjawisk są nieuniknione. Parafrazując znane porzekadło można by rzec, że gdy się nie powiedziało „A”, to trudno potem powiedzieć „B”.

Chcę zaznaczyć, że problem, o którym tu piszę, w większym lub mniejszym stopniu dotyczy wszystkich kandydatów niepartyjnych. Tylko dlatego wziąłem za przykład akurat Pawła Kukiza, bo o jego zapleczu społeczno-politycznym najwięcej wiem.

Paweł Kukiz został wydelegowany na kandydata w wyborach prezydenckich przez obywatelski, antysystemowy ruch społeczny, którego był jednym z wielu współorganizatorów, lecz nie jako Paweł Kukiz – znany i popularny piosenkarz, lecz Paweł Kukiz – członek Ruchu „Zmieleni”, jednej z wielu organizacji obywatelskich, współtworzących ów ruch społeczny. Lecz jak o tym mówić, skoro w mediach nie pojawiały się żadne informacje o istnieniu tego ruchu społecznego, ani o próbach jego tworzenia, mimo że te próby trwały kilka lat (sam uczestniczyłem w kilku kongresach organizacyjnych)?

Ruch społeczny, którego reprezentantem w wyborach prezydenckich jest Kukiz, jest tworzony przez kilkadziesiąt różnych organizacji społecznych i ma strukturę sieciową. To znaczy, że nie ma stałego zarządu, ani wodza, lecz jest federacją niezależnych organizacji, zachowujących swoją podmiotowość i autonomię, a decyzje dotyczące działalności całego ruchu, są owocem konsensusu między organizacjami tworzącymi ruch. Reprezentanci i delegaci ruchu są zależni od woli członków ruchu społecznego, co dotyczy także programu politycznego Pawła Kukiza, jako przedstawiciela tego ruchu społecznego w wyborach prezydenckich. Ale jak można to uwzględniać w analizach politycznych, gdy w opisie medialnym życie społeczne i polityczne jest zredukowane do kilku partii politycznych, mających struktury hierarchiczne , które to struktury są jedynym możliwym systemem organizacyjnym opisywanym przez media? Dodatkowo, w przyjętym przez media schemacie opisowym, rzeczywistymi podmiotami życia politycznego w Polsce nawet nie tyle są partie polityczne, co ich liderzy i przywódcy. W tym schemacie decyzje, działania i programy polityczne partii są decyzjami, działaniami i programami ich liderów, a przywódcy partyjni nie są reprezentantami swoich organizacji i elektoratów, lecz to masy członkowskie partii, oraz ich wyborcy są reprezentantami swoich przywódców, ich programów i ich woli. Ani Paweł Kukiz, ani Marian Kowalski do tego schematu nie pasują, a mimo to są w niego na siłę wciskani przez komentatorów politycznych.

Ruch społeczny, którego przedstawicielem w wyborach prezydenckich jest Kukiz, utworzony został przez ludzi podzielających pogląd, że III RP jest państwem niedemokratycznym, w którym Naród jest pozbawiony większości praw politycznych, zaś podstawowym celem tego ruchu społecznego jest przywrócenie podmiotowości i suwerenności Narodowi, czyli budowa rzeczywistej demokracji w Polsce (widać to w programie wyborczym Kukiza).
Zarówno członkowie ruchu społecznego, jak i jego potencjalny elektorat, to w większości ludzie, którzy na ogół nie biorą udziału w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, głosując tym samym przeciwko wszystkim partiom i systemowi, który obciąża wyborców całą odpowiedzialnością za decyzje „ich wybrańców” (przypominam, że w wyborach parlamentarnych wybieramy partie, a nie posłów, których wybierają liderzy partyjni), na które wyborcy nie mają żadnego realnego wpływu. Jak jednak można poważnie mówić o takim programie politycznym, skoro media na okrągło nam wmawiają, że to co mamy w Polsce, to właśnie demokracja? Jak też mówić o zapleczu społecznym i politycznym Kukiza, skoro w opisie medialnym, grupa absencyjna (ci, którzy nie chodzą na wybory) w ogóle nie istnieje, a tym bardziej nie istnieje ta aktywna społecznie i obywatelsko część grupy absencyjnej, z której wywodzi się zaplecze społeczne i polityczne Pawła Kukiza? To ignorowanie przez media ponad połowy społeczeństwa i dzielenie społeczeństwa, wedle wskazań sondaży, na „plemiona partyjne”, miewa zupełnie kuriozalne konsekwencje, jak choćby w przypadku ostatnich wyborów samorządowych, gdy media obu nurtów przedstawiały wyniki tych wyborów tak, jakby kandydaci partyjni podzielili całkowicie między sobą pełną pulę mandatów do wygrania, gdy w rzeczywistości kandydaci startujący z list partyjnych, łącznie zdobyli mniej niż 20% stanowisk samorządowych.

Jak widzicie, opinie, które przytoczyłem na wstępie, choć wygłaszane przez ich autorów w sposób kategoryczny, jako pewniki, nie są niczym innym, jak racjonalizacją, która przy braku niezbędnych informacji, pozwala wpasować zjawisko w znane schematy.

Nie jest prawdą, że Kukiz odbiera głosy Dudzie, bo obydwaj odwołują się do zupełnie różnych elektoratów – Duda do grupy frekwencyjnej (chodzący na wybory), Kukiz i inni kandydaci niepartyjni, głównie do antysystemowego elektoratu, ukrytego w grupie absencyjnej (ten elektorat jest całkowicie niedostępny dla partii parlamentarnych i ich kandydatów). Jeśli jednak Kukiz „podbiera” Dudzie jakieś głosy, to niewiele, i tylko tych wyborców PiS, którzy mają już dość programowego minimalizmu i ciągłych porażek tej partii. Radykalną zmianą w polskim krajobrazie politycznym, która może doprowadzić do zmiany systemu, jest właśnie możliwość aktywizacji antysystemowego elektoratu, ukrytego w grupie absencyjnej, którego rozmiary mogą wynosić nawet kilkanaście procent uprawnionych do głosowania, czyli liczbę, która do tej pory, przy frekwencji wyborczej w okolicach 50%, dawała partiom zwycięstwo wyborcze.

Jestem przekonany, że wspólny, reżimowo-opozycyjny walec medialny ostatecznie rozjedzie wszystkich kandydatów niepartyjnych i w końcu na placu gry pozostanie tylko Komorowski i Duda, jednak pojawienie się na scenie politycznej środowisk radykalnie antysystemowych, które już nie chcą reform systemu państwa (jak PiS), lecz jego całkowitej zmiany, może narobić sporego zamieszania już w wyborach prezydenckich (zaskakująco wysokie wyniki sondażowe Kukiza), a w tegorocznych wyborach parlamentarnych może doprowadzić do daleko idących zmian na scenie politycznej. Jednak by tak się stało, antysystemowe ruchy i środowiska społeczne, które zaakcentowały swoją obecność w wyborach prezydenckich, muszą do wyborów parlamentarnych (do tego zostało jeszcze tylko kilka miesięcy) wykonać sporą pracę. Przede wszystkim chodzi tu o zbudowanie sprawnie działającego systemu komunikacji z wyborcami, a tym samym przełamanie blokady informacyjnej, nałożonej na tego typu inicjatywy społeczne, pospołu przez media reżimowe i opozycyjne. Ruchowi Narodowemu, dzięki silnej, niemożliwej do przemilczenia obecności w przestrzeni publicznej (Marsz Niepodległości i nie tylko), po części się to udało, więc jest to możliwe.

Nie wiem, jak się rozwinie sytuacja, którą tu zarysowałem, ale jeśli chcecie dobrze się orientować w dostępnych alternatywach politycznych i dokonywać świadomych, wolnych wyborów, to radzę zachować zasadę ograniczonego zaufania względem wszystkich mediów.

O autorze: Piotr Marzec