Slowo Boże na dziś – 28 Maja 2015r. – czwartek – Jezusa Chrystusa, Najwyższego i Wiecznego Kapłana, święto

Myśl dnia

Najważniejszą rzeczą jest sprawianie radości bliźnim. To najlepsze, co można uczynić na tym świecie.

Peter Rosegger

Możesz zgro­madzić przeróżne skar­by, ale naj­cenniej­szym jest praw­dzi­wy przyjaciel.
Autor nieznany
*******

czwartek 28 maja 2015

Św. Germana z Paryża

Komentarz do Ewangelii
Św. Jan Chryzostom : Uwielbiać Ciało Chrystusa

Jr 31,31-34.

Pan mówi: «Oto nadchodzą dni, kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze.
Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich Władcą, mówi Pan.
Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: “Poznajcie Pana”. Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał».


Ps 110(109),1bcde.2-3.

Rzekł Pan do Pana mego:
„Siądź po mojej prawicy,
aż uczynię Twych wrogów
podnóżkiem stóp Twoich”.

Pan rozciągnie moc Twego berła z Syjonu:
„Panuj wśród Twych nieprzyjaciół.
Przy Tobie panowanie w dniu Twojego triumfu,
w blasku świętości,
z łona jutrzenki zrodziłem Cię jak rosę”.

Mk 14,22-25.

W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowano Paschę, Jezus, gdy jedli wziął chleb,, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje».
Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy.
I rzekł do nich: «To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana.
Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym».

Fragment liturgicznego tłumaczenia Biblii Tysiąclecia, © Wydawnictwo Pallottinum

Komentarz do Ewangelii:

Św. Jan Chryzostom (ok. 345-407), kapłan w Antiochii, potem biskup Konstantynopola, doktor Kościoła
Homilie do 1 listu do Koryntian, nr 24, 4; PG 61, 204-205

Uwielbiać Ciało Chrystusa
 

Chrystus, abyśmy kochali go mocniej, dał na swoje ciało na pokarm. Idźmy więc do Niego z miłością i zapałem. To ciało uwielbiali królowie, kiedy leżał w żłobie. Ci poganie, obcokrajowcy, opuścili swoją ojczyznę i domy, wyruszyli w daleką podróż, aby Go uwielbić z bojaźnią i drżeniem. Naśladujmy przynajmniej tych cudzoziemców, choć jesteśmy obywatelami nieba…

Wy nie widzicie Go w żłobie, ale na ołtarzu. Nie widzicie już kobiety, trzymającego Go w ramionach, ale kapłana, który Go ofiaruje, a Duch Boży, z całą hojnością, unosi się nad darami. Nie tylko widzicie to samo ciało, co królowie, ale znacie też Jego moc i mądrość, poznaliście Jego uczynki i dostąpiliście do poznania tajemnic, które dokładnie zostały wam przekazane. Obudźmy się zatem i obudźmy w sobie bojaźń Bożą. Pokażmy więcej pobożności wobec tego Ciała Chrystusa niż owi cudzoziemcy…

Ten stół umacnia naszą duszę, kieruje naszą myśl w Jego stronę, podtrzymuje naszą wiarę. On jest naszą nadzieją, zbawieniem, światłem i życiem. Jeśli opuścimy ziemię, zaopatrzeni w ten sakrament, wejdziemy z ufnością do świętego przybytku… Ale dlaczego rozmawiać o przyszłości? Już na tym świecie ten sakrament przemienia ziemię w niebo. Otwórzcie zatem bramy nieba…, a ujrzycie to, co właśnie powiedziałem. Co jest najcenniejsze w niebie, to wam pokażę na ziemi. Co wam pokazuję to nie aniołowie, ani archaniołowie, ani niebiosa niebios, ale Tego, który jest ich Panem.

********

JEZUSA CHRYSTUSA

NAJWYŻSZEGO I WIECZNEGO KAPŁANA – ŚWIĘTO, ROK B

 


PIERWSZE CZYTANIE (Jr 31,31-34)

Moje prawo wypiszę na ich sercach

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.

Pan mówi: «Oto nadchodzą dni kiedy zawrę z domem Izraela i z domem Judy nowe przymierze. Nie takie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich Władcą, mówi Pan.
Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi ludem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: «Poznajcie Pana! Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał».

Oto słowo Boże.

Albo:

PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 10,11-18)

Udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Każdy kapłan Starego testamentu staje codziennie do wykonywania swej służby i wiele razy składa te same ofiary, które żadną miarą nie mogą zgładzić grzechów. Ten przeciwnie, złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga, oczekując tylko, «aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem pod Jego stopy». Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani.
Daje nam zaś świadectwo Duch Święty, skoro powiedział: «Takie jest przymierze, które zawrę z nimi po owych dniach, mówi Pan: Nadam prawa moje w ich serca, także w myśli ich je wypiszę. A na ich grzechy oraz ich nieprawości więcej już nie wspomnę».
Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 110 (109),1bcde.2-3)

Refren: Jesteś kapłanem tak jak Melchizedek.

Rzekł Pan do Pana mego: *
«Siądź po mojej prawicy,
Aż uczynię Twych wrogów *
podnóżkiem stóp Twoje».

Pan rozciągnie moc Twego berła ze Syjonu: *
«Panuj wśród swych nieprzyjaciół.
Przy Tobie panowanie w dniu Twojego triumfu, +
w blasku świętości, *
Z łona jutrzenki zrodziłem Cię jak rosę».

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Hbr 5,8-9)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Chrystus, chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał.
A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich którzy Go słuchają.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 14,22-25)

To jest Ciało moje. To jest Krew moja

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowywano Paschę, Jezus, gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: «To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił napoju z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym».

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Dar Eucharystii

Każda sprawowana Eucharystia jest uobecnieniem przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa, jaka dokonała się po raz pierwszy w czasie Ostatniej Wieczerzy. Otrzymujemy te same łaski, jakie otrzymali uczestniczący w niej apostołowie. Syn Boży daje się nam na pokarm, abyśmy trwali w wierze i spełniali dobre uczynki. Nie zaniedbujmy uczestnictwa w Eucharystii. Warto jak najczęściej korzystać z tego darmowego dla nas daru. Szybko zobaczymy, jak nasza wiara będzie wzrastała, a to, co będziemy czynili na co dzień, będzie o wiele bardziej owocne.

Jezu, dziękuję Ci za dar Eucharystii. Pragnę w niej uczestniczyć, gdy tylko będzie taka możliwość. Wierzę, że dzięki niej zbliżę się do Ciebie bardziej i będę pełniej kochał moich bliźnich.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

*****

#Ewangelia: Czy chrześcijaństwo jest religią?

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowywano Paschę, Jezus, gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: “Bierzcie, to jest Ciało moje”. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: “To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił napoju z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym”. (Mk 14, 22-25)

 

Rozważanie do Ewangelii

Oto kolejny dowód na to, że Jezus jest religijnym rewolucjonistą: pokazuje się jako kapłan, czyli objawia nam, że Bóg we własnej osobie jest kapłanem. Dotąd kapłani byli wybierani spośród ludzi, by w imieniu wiernych sprawowali kult. Nadto Jezus przedstawia się jako kapłan, który składa w ofierze sam siebie. Czy to nie przesada? Czy nie za wiele nowości?

Nie mówmy więc, że chrześcijaństwo to jedna z religii. Owszem, są tu pewne religijne elementy i jest tu miejsce na pewien rodzaj religijności, ale jest to religia totalnie odmienna. Tak odmienna, że może nie powinna być nazywana “religią” – raczej “wiarą”, albo po prostu “drogą”?

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2442,ewangelia-czy-chrzescijanstwo-jest-religia.html

******

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 14, 22-25

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. fs999 / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Skarb nad skarby…

 

Ustanowienie Eucharystii

 

W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowano Paschę, Jezus, gdy jedli wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, i pili z niego wszyscy.

 

I rzekł do nich: «To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił napoju z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym».

 

Opowiadanie pt. “Skarb, Bruno Ferrero”

 

Ojciec rodziny nawoskował samochód i pieczołowicie polerował lakier, by nadać mu właściwy połysk. Pomagał mu w tym jedenastoletni syn, czyszcząc szmatką zderzaki.
– Widzisz, mój synu – mówił z powagą ojciec – ten samochód to prawdziwy rodzinny skarb. Musimy traktować go delikatnie, z uwagą i poświęcać mu trochę czasu.
– Oczywiście tatusiu!
– Dobry z ciebie chłopak.

 

Po chwili ciszy:
– A czy ja jestem skarbem rodziny? – wyszeptało cicho dziecko.
– Dlaczego zadajesz takie pytania?
– Bo ty nigdy nie masz dla mnie czasu.

 

Refleksja

 

“Tam skarb Twój, gdzie serce Twoje”. To prawda, bo gdzie jest nasze serce i nasze myśli, tam też jest i pełne zaangażowanie człowieka. Wszystko to, czemu poświęcamy samych siebie, ma dla nas ogromna wartość, która przemienia na lepsze nasze życie. Ten, kto poświęca czas dobru, ten staje się lepszym człowiekiem. I odwrotnie: każdy czas spędzony złu, kończy się tragicznie dla człowieka, bo zbiera tego złe tego owoce…

 

Jezus zachęcał nas, abyśmy nasze życie poświęcali na dobre rzeczy. “Czyńcie to na moją pamiątkę”, aby rosła chwała Boga, który jest w Was. Musimy zatem dać czas Bogu, ludziom i sobie, aby wzrastać i być naśladowcami Jezusa. Tylko poprzez realizację miłości bliźniego nasza ofiara życia nie pójdzie nigdy na marne…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Gdzie jest Twój skarb?
2. Czemu poświęcasz swoje codzienne życie?
3. Jak realizować plan Pana Boga wobec nas?

 

I tak na koniec…

 

Możesz zgro­madzić przeróżne skar­by, ale naj­cenniej­szym jest praw­dzi­wy przyjaciel (Autor nieznany)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,755,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-14-22-25.html

******

*************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

28 mAJA

****

ŚWIĘTO JEZUSA CHRYSTUSA, NAJWYŻSZEGO I WIECZNEGO KAPŁANA

Dzisiejsze święto jest obchodzone w Kościele po raz trzeci. Teksty własne tego obchodu w języku polskim zostały zatwierdzone przez Konferencję Episkopatu Polski podczas 360. Zebrania Plenarnego

Ikona Chrystusa, Najwyższego Kapłana

 

 

 

 

 

 

 

 

*******
Święty German z Paryża, biskup
Święty German z Paryża błogosławi chorych

German urodził się w 496 r. koło Autun we Francji. Po studiach w Avallon podjął życie pustelnika. Około 540 r. przyjął święcenia kapłańskie. Na życzenie biskupa Autun przeprowadził reformę tamtejszego klasztoru św. Symforiana. W 556 r. został mianowany biskupem Paryża. Na terenie diecezji podjął działalność charytatywną i reformatorską. Założył opactwo Świętego Krzyża i św. Wincentego z Saragossy. Zmarł 28 maja 576 r. w Paryżu. Pochowano go w ufundowanym przez niego opactwie, które w VIII w. zostało nazwane Saint-Germain-des-Prés. Taką samą nazwę przyjęła dzielnica Paryża, która z czasem wyrosła wokół klasztoru.
Św. German jest patronem więźniów i muzyków. Wzywany w obronie przed ogniem i gorączką.

W ikonografii przedstawiany jest w stroju biskupim. Jego atrybutem jest: paliusz, pastorał, mitra, łańcuchy, chory chłopiec, płonący dom.

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/05-28a.php3
******
Święta Maria Anna
od Pana Jezusa z Paredes, dziewica
Święta Maria Anna od Pana Jezusa z Paredes
Maria urodziła się 31 października 1618 r. w Quito, w dzisiejszym Ekwadorze. Była ósmym dzieckiem Hieronima, hiszpańskiego oficera, i kreolki Anny. Bardzo wcześnie straciła rodziców. Zabrała ją wówczas do siebie jej starsza siostra Hieronima, która miała już córkę Joannę, rówieśnicę Marii. W wieku lat siedmiu dopuszczono ją do pierwszej Komunii św. Było to wówczas czymś wyjątkowym. Wyjątkową jednak była też jej wczesna i bardzo intensywnie rozwijająca się pobożność. Patrząc na nią, bliscy nalegali, aby wstąpiła do zakonu. Na miejscu do wyboru miała dominikanki i franciszkanki. Skłaniała się ku franciszkankom, ale w ostatniej chwili cofnęła się przed decyzją i pozostała u siostry. W jej domu urządziła sobie małą celę i w niej wiodła odtąd życie na modłę klasztorną. Dużo się modliła, surowo pościła, usługiwała rodzinie, zajmowała się nieszczęśliwymi, leczyła chorych, godziła małżeństwa, pocieszała biedotę indiańską. Niektóre z jej uczynków miłosierdzia miały charakter cudów.
Nie ominęły jej cierpienia, które zapewne po części wypływały ze stosowanych przez nią umartwień. Gdy w 1645 r. Quito nawiedziło najpierw trzęsienie ziemi, a potem epidemia, ofiarowała się za jego mieszkańców. Zmarła w dwa miesiące później, w dniu 26 maja 1647 r. Już wówczas nazwano ją “lilią Quito”. Pius IX beatyfikował ją w 1850 r., a sto lat później kanonizował ją Pius XII.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/05-28b.php3
******
Błogosławiony Lanfranck, biskup
Błogosławiony Lanfranck Lanfranck urodził się w Pawii w roku 1005 w zamożnej rodzinie. Po śmierci ojca pełnił obowiązki urzędnika miejskiego. Pragnąc jednak życia doskonalszego, z Włoch udał się do Francji, gdzie wstąpił do benedyktynów. Założył dwa klasztory benedyktyńskie w Caen: męski i żeński. Został też przełożonym założonego przez siebie męskiego klasztoru (1066).
W roku 1067 papież Aleksander II mianował go biskupem w Rouen. Zdołał się jednak w swojej pokorze wymówić z tego urzędu. Jednak król angielski, Wilhelm, do którego należała wówczas północna Francja (Normandia), zaproponował Lanfrancka na stolicę prymasów Anglii. Rzym się zgodził. Trudniej jednak było o zgodę samego zainteresowanego. By jednak nie komplikować sprawy, ofiarowaną sobie godność wreszcie przyjął (1070).
Jego rządy nie były łatwe. Najpierw powstały trudności z metropolią Yorku, której arcybiskup nie chciał uznać Lanfrancka jako swojego zwierzchnika. Co więcej, zbuntował przeciwko prymasowi również biskupów Worcester, Lichlield i Rochester. Sprawa oparła się o Rzym. Papież Aleksander II zwołał jeszcze w tym samym roku 1070 synod do Windsoru, gdzie przez swojego kardynała Huberta przyznał arcybiskupom Canterbury prawa prymasów Anglii.
Jako duszpasterz Lanfranck wyróżnił się tym, że rozbudował katedrę i przyległy do niej klasztor benedyktyński. Zreformował życie kleru diecezjalnego i zakonnego, wprowadził karność kościelną. W tym celu zreformował ustawodawstwo kościelne w Anglii.
Po 19 latach rządów (1070-1089) oddał Bogu ducha 28 maja 1089 roku. Pochowany został w katedrze Canterbury pod ołtarzem św. Marcina.
Zostawił po sobie szereg pism. Wśród nich wyróżnia się rozprawa przeciwko Berengariuszowi w obronie realnej obecności Pana Jezusa w Eucharystii. Napisał także piękne i głębokie w treści komentarze do psalmów. O jego prawniczej wiedzy świadczą wydane przez niego dekrety odnośnie do życia kapłanów diecezjalnych i zakonnych oraz pisma dotyczące reformy Kościoła. Zostawił cenną księgę o sakramencie pokuty, gdzie jest również mowa o tajemnicy spowiedzi. Wreszcie dla historyków najcenniejsze są jego listy, z których można prześledzić rozgrywające się wtedy w Anglii i w świecie chrześcijańskim wypadki.
Chociaż formalnej beatyfikacji Lanfrancka nie było, cieszył się kultem także w niektórych rejonach Italii. Wydane nakładem Akademii Papieskiej w Rzymie dzieło Enciclopedia Sanctorum nadaje mu ten tytuł.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/05-28c.php3
******
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Seo de Urgel, u stóp Pirenejów – św. Justa, biskupa. Miał trzech braci, którzy dostąpili tej samej godności: Nebrydiusza, Justyniana i Elpidiusza. Uczestniczył w kilku synodach i pozostawił kilka pism. Zmarł około roku 550. Jego pamięć przekazał nam przede wszystkim św. Izydor z Sevilli.

W opactwie Saint-Guilhelm-du-Desert, zwanym ongiś Gellone – św. Wilhelma, mnicha. Krewny Karola Wielkiego, był rycerzem, który zasłynął w walkach z najeźdźcami arabskimi. W roku 803 dotarł do Barcelony. Zaprzyjaźniony ze św. Benedyktynem z Anianu, ufundował później opactwo, do którego po złożeniu wszystkich urzędów sam wstąpił. Zmarł w roku 812. Jego sławę głosili nie tylko hagiografowie, ale także pieśni rycerskie (chansons de gestes).

oraz:

św. Helikonidy z Tesalonik, męczennicy (+ III w.); bł. Herkulana z Piegaro, prezbitera i zakonnika (+ 1451); bł. Marii Bagnesi (+ 1578); św. Podiusa, biskupa Florencji (+ X w.); św. Senatora, biskupa (+ ok. 480)

***************************************************************************************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

Kościół rośnie przez przyciąganie

Paweł Kowalski

(fot. shutterstock.com)

Kościół nie rośnie przez prozelityzm, ale przez przyciąganie. Powiedział to kiedyś Benedykt XVI do biskupów Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Stwierdzenie bardzo zapadło w pamięć Jorge Mario Bergoglio, który uwzględnił je potem w swojej “Evangeli Gaudium”.

 

Bardzo łatwo wpaść w pułapkę zachłyśnięcia się pierwszą częścią tego zdania: “Kościół nie rośnie przez prozelityzm”, zatem nie przez przymusową zmianę wiary. Druga część tego zdania jest jednak dużo bardziej wyzywająca i zmuszająca do refleksji.

 

Co to znaczy, że Kościół rośnie przez “przyciąganie”?

Niedawno ktoś mi powiedział, że w Kościele za dużo zajmujemy się wadami, a za mało mówimy o cnotach. To racja! Szczególnie, że to właśnie życie cnotami, a więc przede wszystkim wiarą, nadzieją i miłością może zwiększyć “przyciąganie” do Kościoła.

 

Ale najpierw pytanie kluczowe, co to w ogóle jest cnota? W łacinie mówiąc o cnotach, obok terminu virtus, używa się również słowa habitus. Chodzi więc o dyspozycję człowieka, można by powiedzieć, nawyk konkretnego postępowania, predyspozycję. Prosty przykład. Spotkałem kiedyś osobę, która kiedy słyszała coś negatywnego o kimś innym, zawsze mawiała, że może coś go do tego sprowokowało, może to było tylko przypadkowe. Innymi słowy starała się za wszelką cenę obronić drugiego, nie potępić go, jednocześnie wiedząc, że zrobił źle. Nie było to nic wymuszonego. Ona po prostu tak myślała. To jest właśnie przykład nawyku.

 

Przyciąganie 1. Umacniać wiarę

 

Aby Kościół mógł przyciągać powinien sam być umacniany. Nic tak nie wzmacnia wspólnoty jak wiara. Wiara to nasza odpowiedź na spotkanie Chrystusa, obecnego czy to w Słowie, czy też we wspólnocie Kościoła. Jesteśmy zwykle przyzwyczajeni, że oznacza to uwierzyć w Jezusa. To prawda. Jednak wydaje mi się, że pierwszoplanową rzeczą jest dla nas dzisiaj uwierzyć Jezusowi. Oznacza to poszukiwać Jego woli, a co za tym idzie zaryzykować wyruszenie we własną drogę wiary. Tą drogą jest m.in. nasze życie modlitwy, indywidualnej jak i wspólnotowej.

 

Kościół, który umacnia wiarę daje przestrzeń ludziom wątpiącym, zadającym pytania. Nie zadowala się jednak błahymi odpowiedziami o Jezusa, ale wskazuje konkretną, praktyczną drogę, którą człowiek może wcielić w codzienne życie, aby dać się prowadzić swojemu pragnieniu spotkania Boga.

 

Taka wspólnota otwiera się na nowych członków. Kiedy ktoś się nawraca nie podchodzi do niego z powątpiewaniem, albo podważaniem jego motywacji. Wręcz przeciwnie, aby nie zgasić płomyka, umacnia w nim to co dobre. Szuka również podstawowych prawd, na których może pewnie stanąć, do których zawsze może wrócić w chwilach trudności.

 

Przyciąganie 2. Patrzeć z nadzieją

 

Jako Kościół jesteśmy bardzo nietypową wspólnotą. Z jednej strony żyjemy bowiem tym co działo się w przeszłości, tym że żył na ziemi niejaki Jezus z Nazaretu, który umarł i zmartwychwstał. Nie jest to jednak tylko taki Jezusowy Fan Club, ale żywe Ciało, w którym ciągle obecny jest Jego Duch. Co więcej, naszym celem nie jest podtrzymywać jedynie pamięć o Nim, ale żyć ku przyszłości. Naszym celem jest świętość! A więc życie w Bogu!

 

Kościół, który patrzy z nadzieją nie daje sie pokusie lamentowania, że czasy złe, że ludzie nie wierzą, że nie praktykują. Taki Kościół patrzy zarówno w Boga jak i ludzi i stara się odczytać w jaki sposób może głosić właśnie tę nadzieję.

 

Nadzieja spotyka cierpienie. Nie chodzi jednak o płytkie “kiedyś będzie lepiej”, albo “Pan Bóg ci wynagrodzi”, tak jakby Pan Bóg był jakimś kantorem, w którym mogę wymienić cierpienie na zbawienie. Kościół pełen nadziei to Kościół współcierpiący, towarzyszący obolałym. Człowiek Kościoła nie boi się zrobić większych zakupów, żeby podarować coś sąsiadom, którzy mają większą liczbę dzieci, albo odwiedzić niedołężną ciocię i wysprzątać jej mieszkanie, albo po prostu trwać w milczeniu z małżeństwem, które właśnie straciło dziecko.

 

Przyciąganie 3. Działać z miłością

 

Jest to jedna z trudniejszych i ważniejszych cnót. Nie chodzi bowiem o miłość rozumianą jako wzruszenie losem drugiego człowieka. Miłość, caritas, to cnota działania! To ona sprawia, że kiedy widzę żebrzącego, to nawet jeżeli nie dam mu pieniędzy, to będę po prostu dla niego miły. I nie chodzi o jakąś ogólnie pojętą miłość do świata, ale przede wszystkim codzienne życie. Kiedy zaczyna coś się psuć w rodzinie to nie zwieszam głowy zrezygnowany, że widocznie coś się skończyło, ale sporządzam plan działania, jak to naprawić.

 

Miłość oznacza też coś o czym nie bardzo lubimy słuchać. Jest to bowiem również nasze życie moralne. Dlaczego jest ono istotne? Bo kiedy myślimy o ewangelizacji to pierwszą rzeczą jaką postrzegają ludzie niewierzący czy też wątpiący jest nasze świadectwo życia, czyli czy żyjemy tak jak wierzymy.

 

Mam jednak wrażenie, że naszym problemem jest przede wszystkim to, że jakakolwiek dyskusja na ten temat przeradza się w upominanie, a co za tym idzie pozostawienie człowieka samym sobie. A chyba to czego potrzebujemy to przede wszystkim danie konkretnych wskazówek w jaki sposób wcielić miłość w życie. Innymi słowy, np. nie tyle chodzi o wypominanie, że ktoś życie w cudzołóstwie, ale przede wszystkim w zrozumienie co go do tego doprowadziło, a następnie aktywnej próbie towarzyszenia mu w drodze ku małżeństwu.

 

Do wiary, nadziei i miłości nie można się zmusić. Dlatego właśnie są określane jako cnoty teologalne, gdyż są one owocem Łaski. Można jednak sprawić, że zwyczajnie, kiedy przyjdzie czas Łaski, będziemy gotowi, aby je przyjąć. A to właśnie dzięki nim Kościół będzie miał dużo większą siłę przyciągania.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1851,kosciol-rosnie-przez-przyciaganie.html

******

Szczera dusza to rarytas

Dariusz Piórkowski SJ

Szczerość nie figuruje w klasycznym katalogu cnót. Pierwszą wyraźną wzmiankę znajdziemy o niej dopiero w etyce Arystotelesa. Po wiekach zapomnienia przywrócono ją do łask w XVII wieku, by niebawem uwypuklić jej artystyczne i społeczne zalety w Romantyzmie. Wkrótce psychoanaliza podważyła samą możliwość szczerości i uznała ją za etyczny miraż, obwieszczając, że człowiek nigdy nie osiąga pełnego obiektywizmu. Podlega bowiem tylu czynnikom i uwarunkowaniom, wynurzającym się nadto z mgieł podświadomości, iż trudno rozsądzić, do jakiego stopnia jego reakcje są rzeczywiście zgodne z deklaracjami i wewnętrznymi motywami. To, co o sobie wiemy jest tylko wierzchołkiem góry lodowej.

Gwoździem do trumny okazał się postmodernizm, który pogrzebał wszelkie nadzieje na bycie szczerym, wysuwając tezę, że nie możemy dotrzeć do prawdy o rzeczach, ponieważ takowej prawdy nie ma, nie mówiąc już o człowieku. Ale gdyby zgodzić się z mistrzami podejrzeń, musielibyśmy wykluczyć możliwość podjęcia jakiejkolwiek autonomicznej decyzji, ponieważ zawsze istnieje coś, czego nie wiemy. A jednak nadal wybieramy i decydujemy.
Uczciwość umysłu
Wskutek historycznych zniekształceń, wokół tej cnoty powstało wiele zamieszania terminologicznego. Jedni utożsamiają szczerość z prawdomównością i podciągają ją jeszcze pod uczciwość. Inni nazywają ją dobrą wiarą lub prostolinijnością. Istnieje jednak subtelna różnica między uczciwością a szczerością, chociaż obie cnoty bez wątpienia wywodzą się z tego samego korzenia. Ich wspólnym mianownikiem jest prawdomówność. Wydaje się jednak, że w kwestii uczciwości bardziej chodzi o dawanie świadectwa prawdzie obecnej w faktach i na ich wiernym odzwierciedleniu, podczas gdy szczerość czuwa nad właściwym powiązaniem mojego wewnętrznego królestwa intencji i motywacji z ich ucieleśnieniem w słowach i czynach. Tak czy owak, słusznie twierdzi św. Tomasz z Akwinu, że „ludzie nie mogliby ze sobą współżyć, gdyby nie wyznawali sobie prawdy, gdyby jedni drugim nie wierzyli”. Prawdomówność w obu przypadkach chroni zaufanie, kluczowe dla budowania międzyludzkich relacji i kultywowania osobowego rozwoju.
Na najbardziej fundamentalnym poziomie, szczerość jest więc sprawnością, dzięki której poznajemy swoje myśli, uczucia, pragnienia i słabości i wypowiadamy się o nich zgodnie z prawdą. Wtedy pomiędzy naszą zewnętrznością a wewnętrznością nie zione przepaść, nie żyjemy w ciągłym rozdarciu, lecz płynnie i swobodnie przechodzimy od jednego brzegu naszej osobowości do drugiego jak po zwodzonym moście. Jesteśmy w stałym kontakcie z własnym wnętrzem i nie odcinamy się od niego. Nasze czyny, słowa, gesty i wyrazy twarzy wyrażają wówczas nas samych tak jak znaki, które odsyłają do niewidzialne rzeczywistości. Szczerość „jest zgodnością czynów i słów z życiem wewnętrznym czy też życia wewnętrznego z nim samym” – pisze Andre Comte-Sponville.

Bez zbędnych domieszek

Korzenie słowa „szczerość” są jednak dość zaskakujące. W łacinie „szczerość” -„sinceritas” pierwotnie pojawia się w zupełnie innym kontekście, czyli w świecie rzeczy. „Sincerus” to zbitka słów złożona z „sine” (bez) i „cera” (wosk). A wzięła się ona stąd, iż rzymscy rzeźbiarze lub garncarze„zalepiali” błędy, niedoróbki i pęknięcia w swoich dziełach woskiem. Ubytki szybko jednak się objawiały, gdy tylko promienie słońca padły na pomnik lub garniec podgrzał się na ogniu. „Szczera”, czyli autentyczna, rzeźba pozbawiona jest wosku (sine cera). Jest cała, czysta, szlachetna, niezmieszana, bez retuszu i „podmienionych” składników.
Szczere jest to, czego struktura pozostaje nietknięta, wolna od domieszek i naleciałości, stanowiąca jedną zwartą całość jak dziewicza wyspa na Pacyfiku nienaruszona jeszcze przez wpływ człowieka i cywilizację. Szczere wino nie jest „ochrzczone” wodą. Szczera opowieść czy doktryna nie uległa zafałszowaniu. W naszym języku zachowało się już niewiele z tego pierwotnego znaczenia słowa „szczery”. Dzisiaj głównie zarezerwowane jest do opisu osób. Chociaż czasem mówimy jeszcze, że ktoś znalazł się w „szczerym polu”, to znaczy, w przestrzeni pustej i niezamieszkałej przez ludzi.
Dalekim echem tej antycznej intuicji jest niezwykle popularny w krajach anglosaskich termin „integrity”, który, niestety, trudno oddać w polskim języku. Najbardziej pokrewnym słowem byłaby integralność, prawość, intelektualna uczciwość bądź szczerość. To pojęcie zastosowuje się do wielu dziedzin życia: polityki, moralności, sztuki czy biznesu. Chodzi tutaj o pewne poczucie kompletności i scalenia, wypływające z połączenia i utrzymania różnych aspektów osobowości: pragnień, ocen, słabości w pewnej koherentnej i dynamicznej całości. Czasem „integrity” określa stałość i jednolitość charakteru.
Zawężając integralność do człowieka, możemy powiedzieć, że ta jakość charakteryzuje osobę, której ja pozostaje w harmonii i nie jest rozrywane na strzępy przez sprzeczne dążenia. Takie podejście zakłada, że w osobie ludzkiej istnieje pewna hierarchia pragnień i celów, które go wewnętrznie porządkują i pozwalają zogniskować własne energie na wyznaczonym celu. Jedne z tych pragnień są „wyższe” inne „niższe”. Człowiek wewnętrznie zintegrowany (autentyczny i szczery) nie działa jedynie pod wpływem aktualnie najsilniejszego bodźca, lecz podejmuje namysł i rozeznaje, czy to konkretne poruszenie warte jest realizacji. W jeszcze innym ujęciu, ocierającym się o istotę szczerości, bycie zintegrowanym zachodzi wówczas kiedy osoba działa według wartości, przekonań i zasad, które rzeczywiście wyznaje, czyli jest wierna temu, co uważa za nieodzowne w swoim życiu.
W każdym razie, postulat integralności zakłada istnienie wielu płaszczyzn w życiu, które właśnie z tego powodu, że nie są ze sobą zlane i mogą popychać człowieka w różne strony, dla zdrowia ducha i ciała, muszą skupić się wokół jakiegoś centrum jak elektrony w atomie. Dezintegracja to „odsunięcie różnych części od centralnego jądra, tak że krążą one w sposób chaotyczny, po nieharmonijnych orbitach” (A. Pronzato). Taki proces prowadzi niechybnie do wewnętrznej implozji w człowieku, która zamienia go w kłębowisko chaotycznych poruszeń, wyborów i zachowań.

Być w zgodzie z sobą

Tym tropem idzie poniekąd już św. Augustyn, który szczerość stawia na równi z czystością serca, czyli, jego zdaniem, z „nieżywieniem złych pragnień”, destabilizujących człowieka od środka. Biskup Hippony nawiązuje do słów Chrystusa krytykującego hipokryzję i dwulicowość faryzeuszów, którzy udawali innych ludzi niż nimi w rzeczywistości byli. Pościli i modlili się tylko na pokaz. Niby zwracali się do Boga, ale w gruncie rzeczy chodziło im o przyciągnięcie uwagi osób postronnych, którzy mieli docenić ich rzekomą moralną gorliwość i doskonałość. Ich intencje były jednak zafałszowane, a doskonałością wcale nie błyszczeli, gdyż co innego myśleli, a co innego wyrażali na zewnątrz. Byli niespójni.
Św. Tomasz z Akwinu precyzuje jednak, że wyrokowanie o hipokryzji nie może opierać się wyłącznie na podstawie zewnętrznych gestów. Dominikanin pisze, że jeśli ktoś przywdziewa strój zakonny z intencją aktywnego dążenia do doskonałości, ale na skutek swej słabości nie osiąga tego, czego pragnie, nie może być posądzony o udawanie. Tylko osoba, „która przyjęła ten strój, by uchodzić za sprawiedliwą, byłaby hipokrytą i obłudnikiem”. Hipokryzja zwalnia człowieka od podjęcia wysiłku, który jest konieczny w dążeniu do doskonałości, nawet jeśli nie przynosi oczekiwanych owoców. Szczerość unika gry pozorów i zbędnego skomplikowania. Natomiast obłudnik tworzy wokół siebie aurę, która ma zasłonić jego wewnętrzne nieuporządkowanie. Niby pragnie doskonałości, ale wybiera drogę na skróty, uważając, że otrzyma ją „z nadania” lub na skutek intensywności podziwu ze strony innych.

Kochana, choć wykpiona prostota

Szczerość idzie w parze z prostotą, zwaną czasem prostodusznością lub prostolinijnością. Dopiero razem tworzą one zgrany tandem. Niestety, dzisiaj często prostotę myli się z brakiem wykształcenia i ogłady towarzyskiej, z niskim ilorazem inteligencji czy słabą zaradnością życiową. Czym jednak jest prostota? „Człowiek prosty – pisze Alessandro Pronzato – „to ktoś, kto sobie poukładał sprawy, wartości, wprowadził porządek we własne życie, usunął przeszkody, pozbył się niepotrzebnych rzeczy. Czyli cierpliwie wszystko uprościł”. Prostota stawia na to, co najważniejsze i rezygnuje z lubowania się w drugorzędnych detalach. Innymi słowy, człowiek wewnętrznie nieskomplikowany wie, po co żyje i dokąd zdąża. Prostota to jedna z córek duchowej wolności, dzięki której człowiek nie musi maskować swoich blizn ani dostosowywać się do opinii większości.
Thomas Merton pisał, że „wiele ludzi obawia się pójść za głosem swojego sumienia, ponieważ próbują dostosować się raczej do opinii innych niż do prawdy, którą rozpoznają w swoim sercu”. Dlatego ulegają niezwykle przemożnemu w naszych czasach konformizmowi, rezygnując z „niebezpiecznego”, ich zdaniem, ujawniania własnej odrębności i niepowtarzalności. Człowiek prosty nie ma pojęcia, jak się podlizywać, ponieważ nie oddycha duchem społecznego oportunizmu. Z tej racji nie jest wyrachowany. Nie ma w nim pogmatwania, knucia, symulacji, politycznej poprawności i niekończącej się autocenzury.
Niektórzy przypisują prostotę jedynie dzieciom, (i to nie wszystkim), gdyż są bezpośrednie i mówią to, co myślą, nie snując ukrytych planów. Natomiast prostego dorosłego człowieka uznaje się za naiwniaka, godnego pośmiewiska, ponieważ nie wie jak odnaleźć się (ustawić się) w świecie.
Przedstawiciel filozoficznych cyników, Francois de la Rochefoucauld, nazywa wprawdzie szczerość otwartością serca, ale zaraz wtrąca, że to rzadka cnota, bo większość ludzi i tak udaje. Jego zdaniem, życie jest jednym wielkim spektaklem, a ludzie mistrzami pozorów. Każdy z nas przechowuje w garderobie swojego serca cały zestaw masek, które zmienia w zależności od wystawianej sztuki i publiczności zasiadającej na widowni.
Jak bardzo silne są społeczne „uprzedzenia” wobec prostych i szczerych, widać również w powieści Fiodora Dostojewskiego „Idiota”, w której główny bohater, książe Lew Myszkin, doświadcza wzgardy i uśmieszków jako osobnik „niespełna rozumu i opóźniony w rozwoju”. A to dlatego, że nie daje się złapać w pajęczynę międzyludzkich intryg i sitw, zawiązywanych przez cwaniaczków i hochsztaplerów. Chociaż Myszkin cierpi na epilepsję, nie jest głupim człowiekiem, lecz wyjątkowo uczciwym, a jego dobroduszność, szczerość i wielkoduszność jest skrzętnie wykorzystywana przez ludzi z „manierami” i „zasadami”. Dostojewski nie tyle wyśmiewa księcia, co raczej demaskuje społecznie aprobowaną hipokryzję i małość ludzi. I dowodzi, że świat nie lubi Myszkinów, ponieważ dziecięctwo ducha wypiera przebrany w szaty cynizmu i dulszczyzny „zdrowy rozsądek” dorosłości. G. B. Shaw mawiał, „iż niebezpieczną rzeczą jest być uczciwym, chyba że ktoś jest głupcem”.
Ta maksyma znajduje często smutne potwierdzenie także na gruncie polityki. Nicolo Machiavelli ubolewał w „Księciu”, że „człowieka, który chce żyć dobrocią w każdym czasie, spotka porażka pośród tylu ludzi, którzy nie są dobrzy”. Dlatego „prawdziwy” polityk musi wejść w skórę lisa, aby ustrzec się przed drapieżnymi wilkami i zastawianymi na niego pułapkami. A konkretnie oznacza to posłużenie się kłamstwem i podstępem (mniejszym złem) w celu zapobieżenia większemu złu.

Mówić, ale roztropnie i jasno

Cnota szczerości to również umięjętność nazywania rzeczy po imieniu, bez rozmydlania, wodolejstwa, pokrętności, insynuacji, kluczenia, zawiłości, językowej żonglerki, sofistyki, pustego gadulstwa lub napuszonego patosu, który wszystkie razem wzięte są zasłoną dymną dla wewnętrznej pustki. A więc liczy się najzwyczajniejsza w świecie, chociaż rzadka, jasność w wysławianiu się i wypowiadaniu się. Oczywiście, nie chodzi o elokwencję i potoczystość stylu, lecz o przejrzystość, konkretność i jednoznaczność przekazu. W sferze publicznej człowiek szczery nie ucieka się do taniej demagogii, populizmu i retoryki, która nie pragnie niczego innego poza zdobyciem poparcia dla realizacji ukrytych celów.
Wcześniej napomknęliśmy, że szczerość oznacza mówienie tego, co się rzeczywiście myśli i czuje. To byłoby jednak zbyt ogólne i szerokie określenie. Św. Tomasz z Akwinu pisze, że „jeśli ktoś mówi prawdę o sobie zachowuje złoty środek między mówieniem za wiele, a mówieniem mniej niż trzeba”. Nieszczerość pojawia się, zdaniem św. Tomasza, w dwóch podstawowych wypadkach: gdy ktoś mówi prawdę w niestosownej chwili albo ukrywa ją wtedy, gdy trzeba ją ujawnić. Nie powiem przecież swoim przyjaciołom, którzy zaprosili mnie na imprezę, że, według mnie, kupili brzydki dywan, nawet jeśli on rzeczywiście nie urzeka swoim pięknem.
Ten typ prawdy, podobnie jak w związku z uczciwością, należy więc mówić gdy trzeba i jak trzeba. Szczerość wiąże się ściśle ze sprawiedliwością, ponieważ ujawnianie swoich myśli dotyczy innych ludzi. Dlatego człowiek szczery musi rozważyć, czy w danej sytuacji należy mówić prawdę o sobie, a także zwrócić uwagę na sposób, w jaki zamierza to uczynić. Szczerość nie jest ekshibicjonizmem, lecz uwzględnia motywy i intencje dzielącego się jakąś informacją lub doświadczeniem, a także zważa na okoliczności i sytuację duchową rozmówcy.Gdyby, na przykład, ktoś wstał w kościele i wykrzyknął na cały głos w trakcie mszy św., że ma problemy z pożyciem małżeńskim, nikt chyba by go nie wyklął, ale pewnie większość wiernych poczułaby się niezręcznie , po czym zapadłoby grobowe milczenie. Gdyby ta sama osoba zwierzyła się ze swoich zmartwień na spotkaniu małej grupy wobec uczestników, którzy mają podobne problemy i znają się, takie wyznanie mogłoby się wszystkim bardzo przysłużyć i okazać wzajemnym wsparciem.
Wykroczeniem przeciwko szczerości jest także gburowatość i naturalizm w zachowaniu, dodatkowo „nasączony” poczuciem własnej nieomylności. Gbur działa z wyrachowaniem. Dlatego rzuca prawdą jak solą w oczy, nie mając względu na okoliczności i nie licząc się z możliwymi reakcjami słuchających, ponieważ bardziej zależy mu na tym, by wyrazić swoją frustrację i rozczarowanie niż skonfrontować kogoś z prawdą.
Szczerość polega również na tym, że jeśli ktoś postawi mi trudne pytanie, na które nie znam odpowiedzi, nie będę się wił jak piskorz, lecz po prostu oświadczę: „Nie wiem”. Niektórzy ludzie nie lubią być skonfrontowani z własną ignorancją, chociażby wtedy, gdy zapytasz ich o drogę. Nie wiedząc, wskazują błędny kierunek. Boją się, że „nie wiem” zanadto by ich upokorzyło i przebiło balon przesadnego mniemania o sobie. Niewiedza uchodzi coraz częściej za ujmę na honorze. Dlatego szczerość idzie ręka w rękę z pokorą, która respektuje granice i nie poczytuje ich za rzecz wstydliwą. Szczerość zdobywa się również na odwagę, by nie wiedzieć. Oprócz tego, zakłada umiejętność przyznania się do własnych błędów i niedoskonałości , a także pobudza do wzięcia pełnej odpowiedzialności za swoje słowa i czyny.
I w ten sposób, jak napisał pewien anonimowy poeta, ucząc się tej cnoty, pomnażamy w sobie nadzieję, że nie przegramy w życiu, chociaż po drodze co nieco stracimy.
„Bo szczerość jest niezbędną kartą
By dowieść przypuszczenie,
Że żyć jest mimo wszystko warto
Że sens jest i znaczenie… „
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2011/siedem-cnot-niemodnych/art,7,szczera-dusza-to-rarytas.html
******

Leon Knabit OSB: Fałszywi prorocy

Ps-po

Leon Knabit OSB

(fot. shutterstock.com)
(fot. shutterstock.com)

Fałszywi prorocy – Mt 7, 15-20

 

O wiele łatwiej jest dawać sobie radę ze złem, które występuje  z otwartą przyłbicą, niż ze złem  ukrytym pod pozorami dobra. Jest ono trudne do odkrycia i do zwalczenia. Zaczęło się już w raju, kiedy szatan wystąpił jako przyjazny doradca, starający się o to, by pierwsi rodzice mieli pełniejsze rozeznanie rzeczywistości, w której żyli.

 

Oczywiście trudno jest podejrzewać każdego życzliwego człowieka o dwulicowość i obłudę. Nawet zasada prawna mówi wyraźnie: Zakłada się, że każdy człowiek jest dobry, dopóki mu się czegoś przeciwnego nie udowodni. Takie założenie nie musi jednak iść w parze z łatwowiernością i naiwnością. Doświadczenie uczy, że tylu ludzi i to z bardzo różnych środowisk nie zasługuje dzisiaj na zaufanie, a kolejne odkrycia zła są często porażające. W tej trudnej rzeczywistości trzeba jednak wciąż zaczynać od siebie i prosić Ducha Świętego, by pomógł nam zawsze być czytelnymi dla innych. Niech owoce naszego postępowania świadczą zawsze na  naszą korzyść. Na korzyść prawdy i miłości.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/lectio-divina/art,5,leon-knabit-osb-falszywi-prorocy.html

******

 

**

O autorze: Judyta