Sportowcy i dziennikarze sportowi podlizują się władzy

W ostatnim numerze “Warszawskiej Gazety” /nr 24/2015/ jest artykuł Aldony Zaorskiej “Kolaboranci władzy, czyli najwięksi przegrani”.  Autorka stawia tezę, że tymi przegranymi w wyborach prezydenckich 2015 są sportowcy i ludzie kultury z komitetu poparcia Komorowskiego.  Wymienia nazwiska 46 z nich, w tym 10 sportowców.  O tych ostatnich pisze tak:

“Adam Małysz, Mateusz Kusznierewicz, Robert Korzeniowski, Justyna Kowalczyk zdobywali dla Polski medale.  Zamienili je na Bronisława Komorowskiego.  Warto było? (…) Wygrywali zawody i olimpiady, przegrali ludzki szacunek.  Razem z resztą politycznych lokajów Komorowskiego.  Oni są najwiekszymi przegranymi tych wyborów.”.

W rzeczywistości takich sportowców jest jeszcże więcej.  W dniu 15.05.2015 opublikowano listę 207 członków komitetu honorowego  Bronisława Komorowskiego  /TUTAJ/.  Wsród nich było 26 sportowców  /TUTAJ/.  Potem doszło kilku nowych, m.in. Dariusz Michalczewski, Adam Małysz i Jan Tomaszewski.  W sumie ponad 30 osób.

Nie jest jasne – po co oni to zrobili?  Przykłady Kamila Stocha, czy Agnieszki Radwańskiej pokazują, że włażenie władzy w tyłek bez mydła nie jest wcale potrzebne do zrobienia kariery w sporcie.  Można jeszcże pojąć byłych sportowców, którzy są działaczami związków sportowych.  Mogą oni mieć nadzieję na załatwienie jakichś dotacji, czy ułatwienie budowy obiektów sportowych.  Ale reszta?

Podobny problem dotyczy także dziennikarzy sportowych.  W czwartek, 11.06.2015, byłam na wieczorze autorskim Tomasza Jarońskiego i Krzysztofa Wyrzykowskiego w centrum handlowym Arkadia w Warszawie.  Ci dwaj dziennikarze sportowi promowali swoją książkę “Rach-ciach-ciach czyli pchamy, pchamy!”.  Ja znałam ich ze świetnego komentowania wyścigów kolarskich i byłam ciekawa jak się prezentują, gdyż zawsze słyszałam tylko ich głosy.  Okazali się być dwoma starszymi panami /Wyrzykowski ma ponad 70 lat, Jaroński jest 10 lat młodszy/ z wdziękiem opowiadającymi o swych karierach dziennikarskich oraz sporcie i sportowcach.

Książkę oczywiście kupiłam i przeczytałam.  Jest bardzo ciekawa, zwłaszcza dla kibiców kolarstwa i biathlonu, a napisana w formie dialogu miedzy autorami.  Można ją zresztą polecić każdemu interesującemu się sportem czytelnikowi.  W tej beczce miodu jest jednak spora łyżka dziegciu.  Oto na str 147 czytamy:

“Krzysztof:  Jest wspaniale.  Świetokrzyska jest ładna, to wszystko fajnie wyglada (…) Nigdy Warszawa nie wyglądała tak pięknie.  Jako stary warszawiak mam prawo tak powiedzieć.  Natomiast pod Pałacem Prezydenckim znów stoi krzyż, znów stoi siedem osób, i siedem osób spiewa pieśni koscielne, fałszując dramatycznie (…)Prezydent w tym czasie przyjmował korpus dyplomatyczny, życzenia noworoczne.  Samochody parkowały naprzeciwko na dziedzińcu Ministerstwa Kultury.  Wzywają samochód, jakims walkie-talkie czy telefonem, otwiera się brama Ministerstwa Kultury, wyjeżdża samochód i wjeżdża na dziedziniec prezydencki, zabiera ambasadora, ambasador robi kółeczko i wyjeżdża.  A tu stoi dziesięć osób i śpiewają pieśni kościelne. (…) Nigdzie, w żadnym cywilizowanym kraju tak się nie dzieje, tylko u nas.”.

Dwie strony dalej /str. 149-150/ mamy fragment dialogu:

“Krzysztof:  Niebywała sprawa.  Znajomi, których byś w ogóle nie podejrzewał, że mogą mieć sympatie zwiazane z opozycją, czyli – nie bójmy się słów – z PiS-em, wykształceni, inteligentni, nagle zaczynają mi mówić o zamachu w samolocie, o proszku, który jest trotylem, dynamitem.  O tym, że wszystko zostalo sfałszowane, że nie bylo brzozy, tylko że może były dwie brzozy.  Podstawiają pseudonaukowców, wierzą we wszystkie bzdury.

Tomasz:  Bo jak rów jest już wykopany, to komuś zalezy, żeby ten rów trwał, a nie został zasypany (…) Tu brzoza, tam zamach, ówdzie inne rzeczy.

Krzysztof:  Tomku, jak patrzysz na przedstawicieli opozycji – juz kończę z polityką i wrócimy do podróży – czy nie zauważyłeś, że w większosci są to frustraci?

Tomasz:  Wielu usiłuje brzemię niepowodzeń w obecnej rzeczywistości, czyli w ostrym kapitalizmie, angażując się politycznie.  Typowym przykładem jest Jan Pietrzak, kabareciarz.  Kiedyś hołubiony, bo wystarczyło, że powiedział jedno słowo, coś nawiązał, rzucił “wiatr ze wschodu”, i już się wszyscy śmiali.  Teraz mu się trudno odnaleźć w rzeczywistości, w związku z czym został frustratem…”.

Powyższe cytaty nie mają nic wspólnego z tematyką reszty książki.  Wygladają na sztucznie wklejone.  Tylko – po co?  Obaj autorzy pracują w zagranicznej stacji Eurosport, która chyba nie wymaga od swych pracowników tego typu politycznych hołdów.  Osobiście podejrzewam, że Jaroński i Wyrzykowski obawiają się dziennikarzy “mętnego nurtu”.  Na wszelki wypadek umieścili więc w swej książce wypowiedzi, pozwalające im zakrzyknąć: patrzcie koledzy, jesteśmy tacy sami jak wy!

O autorze: elig