Słowo Boże na dziś – 21 czerwca 2015 r. – Niedziela

Myśl dnia

Dla ludzi wierzących świat nie jest owocem przypadku ani konieczności, ale planu Bożego.

Benedykt XVI


Kiedy normalny bieg codziennego życia zostaje nieoczekiwanie zakłócony, uświadamiamy sobie dobitnie, że jesteśmy niczym rozbitkowie, którzy próbują zachować równowagę na nędznej desce pośród otwartego morza, i nie pamiętają już, skąd się tam wzięli, ani nie wiedzą, dokąd znoszą ich fale.

Albert Einstein

******

XII NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

PIERWSZE CZYTANIE (Job 38,1.8-11)

Bóg jest władcą morza

Czytanie z Księgi Joba.

Z wichru Pan powiedział Jobowi te słowa: „Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdym chmury mu dał za ubranie, za pieluszki ciemność pierwotną? Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: «Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla twoich nadętych fal»”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 107,23-24.25-26.28-29.30-31)

Refren:Chwalmy na wieki miłosierdzie Pana.

Ci, którzy statkami ruszyli na morze, *
by handlować na wodach ogromnych,
widzieli dzieła Pana *
i Jego cuda wśród głębin. Refren.

Rzekł i zerwał się wicher *
burzliwie piętrząc fale.
Wznosili się pod niebo, zapadali w otchłań, *
ich dusza truchlała w nieszczęściu. Refren.

Wołali w niedoli do Pana, *
a On ich uwolnił od trwogi.
Zamienił burzę na powiew łagodny, *
umilkły morskie fale.

Radowali się w ciszy, która nastała, *
przywiódł ich do upragnionej przystani.
Niechaj dziękują Panu za Jego miłosierdzie, *
za Jego cuda wobec synów ludzkich.

DRUGIE CZYTANIE (2 Kor 5,14-17)

Wszystko stało się nowe

Czytanie z Drugiego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.

Bracia:
Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.
Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 7,16)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wielki prorok powstał między nami
i Bóg nawiedził lud swój.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 4,35-41)

Uciszenie burzy na jeziorze

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.
Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”

Oto słowo Pańskie.

Komentarz

Zaufanie Bogu

Bywa, że czujemy się opuszczeni przez Boga. Zwłaszcza w sytuacjach trudnych i bolesnych trudno jest nam uwierzyć, że Bóg mimo wszystko jest i czuwa nad nami. „Czemu się boicie?” – to słowa skierowane nie tylko do apostołów, ale także do każdego z nas. Jezus podczas burzy na jeziorze był w łodzi, a nawet spał. Chciał w ten sposób pokazać uczniom, że to On jest Panem życia i śmierci, pogody i niepogody. Prawdziwa wiara opiera się na zaufaniu. Ufamy Bogu, gdy czujemy się bezpieczni, ale jeszcze bardziej powinniśmy Mu zaufać, gdy jest nam trudno. Całkowite zdanie się na Bożą opatrzność jest znakiem prawdziwej wiary.

Panie, powierzam Ci moje życie. Zwłaszcza w sytuacjach trudnych i niezrozumiałych dla mnie, proszę Cię o Twoją opiekę nade mną.


Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

******

Wprowadzenie do liturgii

CZY STAĆ MNIE NA ADEKWATNĄ ODPOWIEDŹ?

„U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie” (Benedykt XVI, Deus caritas est).
Wiara jest odpowiedzią na objawienie Boże. Rodzi się ona ze zdumienia w obliczu Boga, który się objawia i oddaje w darze. Wiara w Katechizmie Kościoła katolickiego jest ukazana jako adekwatna odpowiedź człowieka na objawienie Boże (nr 142). Nieadekwatne byłoby odrzucenie objawienia, zlekceważenie go i niedocenienie. Jeżeli Bóg objawił się osobiście, to człowiek może mu odpowiedzieć, wyrażając zgodę na to objawienie i przeżywając komunię miłości, którą mu ofiaruje Pan.
Pan Bóg jednak nie działa jak automat z coca-colą, spełniając nasze banalne zachcianki. Nie rozwiązuje również bezpośrednio problemu bólu, cierpienia, którego doświadczył sprawiedliwy Hiob. Objawił mu jednak swoją wszechmoc, którą ujarzmił morze, tę chaotyczną potęgę – symbol wszelkiego zła, zagrażającego człowiekowi (I czytanie).
Jezus natomiast objawił się apostołom osobiście, uciszając burzę na jeziorze. Ten znak budzi wiarę w apostołach. Pokazuje, że Jezus jest prawdziwym Bogiem, który panuje nad wszechświatem i nad każdym śmiertelnym zagrożeniem. Zarzewie tej wiary zawiera się w bojaźni i lęku apostołów, a najbardziej w pytaniu: Kim właściwie On jest?
Prośmy pokornie, tak jak św. Piotr: Panie, przymnóż nam wiary! Ponieważ Jezus, gdy powtórnie przyjdzie w chwale, zapyta tylko o jedno: czy zachowaliśmy wiarę?

ks. Mariusz Habiniak 

 

Liturgia słowa

 W naszym życiu pełnym pośpiechu i codziennego zabiegania czasem trzeba się zatrzymać – aby zwyczajne pomyśleć, zastanawiać się: „Gdzie ja jestem?”. Pan Bóg daje nam łaskę takiego zatrzymania i zanurzenia się w tzw. czasie mocnym. To Msza św., gdzie przedziwnie czas Boży nakłada się na nasz ludzki czas. To święty czas, który przemienia nas, nawet jeżeli tego nie odczuwamy.

PIERWSZE CZYTANIE (Job 38,1.8-11)

Na każdej Mszy św. niedzielnej składamy wyznanie wiary: „Wierzę w jednego Boga, Ojca Wszechmogącego”. Dobrze jest pamiętać te słowa nieustannie i powtarzać je w myślach. Pomogą nam zaufać Bogu w trudnych chwilach życia. W czasie choroby, różnych prób, a także w czasie pokus. Pan Bóg może uczynić to, co wydaje się niemożliwe.

Czytanie z Księgi Joba
Z wichru Pan powiedział Jobowi te słowa: «Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdym chmury mu dał za ubranie, za pieluszki ciemność pierwotną? Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: „Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla twoich nadętych fal”».

PSALM (Ps 107, 23-24. 25-26. 28-29. 30-31)

Mówi się często ironicznie: „Jak trwoga to do Boga”. Tymczasem w tym powiedzeniu jest zawarta prawda. Gdy przeżywamy trudny czas, jakiś strach czy zagrożenie, to łatwo zanurzyć się w rozpaczy, w beznadziei. Wcale nie jest łatwo wtedy zwrócić się do Pana Boga. Lecz gdy w tej trwodze zacznę wołać do Pana, to będę uratowany. Będzie to moja modlitwa pełna wiary w Bożą Wszechmoc.

Refren: Chwalmy na wieki miłosierdzie Pana.
lub: Alleluja.

Ci, którzy statkami ruszyli na morze, *
by handlować na wodach ogromnych,
widzieli dzieła Pana *
i Jego cuda wśród głębin. Ref.

Rzekł i zerwał się wicher, *
burzliwie piętrząc fale.
Wznosili się pod niebo, zapadali w otchłań, *
ich dusza truchlała w nieszczęściu. Ref.

Wołali w niedoli do Pana, *
a On ich uwolnił od trwogi.
Zamienił burzę na powiew łagodny, *
umilkły morskie fale. Ref.

Radowali się w ciszy, która nastała, *
przywiódł ich do upragnionej przystani.
Niechaj dziękują Panu za Jego miłosierdzie, *
za Jego cuda wobec synów ludzkich. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (2Kor 5,14-17)

Dar wiary w Jezusa Chrystusa przeważnie otrzymaliśmy w dzieciństwie. Ten czas już dawno za nami, jesteśmy dorośli, odpowiedzialni. Warto zastanowić się nad tym, czy moja wiara w Jezusa też jest „dorosła”, czy pozostała na poziomie dzieciństwa? Często potrzeba nam w dorosłym życiu na nowo odkryć Chrystusa. Na nowo Go poznać. Gdy tak się stanie, odnaleziony Jezus odnowi moje życie.

Czytanie z Drugiego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian
Bracia:
Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.
Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 7,16)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Wielki prorok powstał między nami
i Bóg nawiedził lud swój.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 4,35-41)

Dziecko, gdy uczy się chodzić, to zawsze musi postawić pierwszy krok, nie trzymając się rodziców. Rodzice są obok, czuwają, ale dziecko musi samo stawiać następne kroki. Tak Jezus uczy nas stawiać kroki w naszej wierze. Posyła nas do nowych zadań, do nowych sytuacji. Czasem dopuszcza problemy i trudności. To wszystko są nowe przestrzenie dla naszej wiary. Jezus jednak zawsze jest obok. Chce, abyśmy zrobili ten pierwszy krok. Jezus ożywia w ten sposób naszą wiarę.

Słowa Ewangelii według świętego Marka
Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.
Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?». On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?». Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?».

Nadzieja dla bezdzietnych małżeństw

Powtarzają, że żyją w cieniu św. Anny i św. Dominika. Mimo klauzury aktywnie uczestniczą w smutkach i radościach tych, którzy je odwiedzają.
Mniszki Zakonu Kaznodziejskiego, popularnie zwane dominikankami, trafiły do miejscowości Święta Anna k. Częstochowy w 1868 r. w wyniku kasaty klasztoru w Piotrkowie Trybunalskim. Od wielu lat są m.in. powiernicami bezdzietnych małżeństw. Modlitwy w ich intencjach zanoszą Panu Bogu przez wstawiennictwo dwojga orędowników. O problemach par, które odwiedzają klasztor, mówią św. Annie, która sama doświadczyła bólu bezdzietności i wraz ze św. Joachimem wymodliła dar narodzin Maryi Niepokalanej. Drugim wspomożycielem jest ich zakonodawca ‒ św. Dominik Guzman (1170-1221).
Ten żarliwy kaznodzieja przez całe życie zabiegał o zbawienie ludzi, a gdy umierał, zostawił obietnicę, że nie odmówi pomocy tym, którzy go o nią poproszą. Nasilenie kultu św. Dominika wiąże się z obrazem (patrz obok), który według tradycji został podarowany jednemu z dominikanów przez samą Matkę Bożą. Maryja poprosiła, by wizerunek został powieszony w centralnym miejscu w kościele w Soriano (region Kalabria we Włoszech). W tym sanktuarium od 400 lat św. Dominik zyskuje coraz więcej czcicieli. Niektórzy z nich zabierają oliwę z lamp palących się przed jego obrazem, uważając ją za lekarstwo. Wiele bezdzietnych kobiet zaczęło też dotykać wizerunku przyniesionymi przez siebie tasiemkami. Potem się nimi przepasywały, wierząc, że święty zakonnik wyprosi im szczęśliwe narodziny dziecka. Obraz św. Dominika i praktyka związana z tasiemką zostały rozpowszechnione we wszystkich krajach, gdzie roztaczał działalność zakon dominikański.
Poświęcony tzw. pasek św. Dominika z wypisaną modlitwą: „O nadziejo przedziwna”, stał się popularny także w Polsce. By ułatwić korzystanie z „paska”, zmieniono jego formę. Wydano też folderek, który zawiera informacje dotyczące życia św. Dominika, sanktuarium w Soriano oraz samego „paska”, którego mały fragment (poświęcony w Soriano) został doń wklejony. Siostry wręczają folder osobom proszącym o modlitwę o dzieci. Najważniejszy akcent położony jest na samą modlitwę, jałmużnę oraz osobiste zaangażowanie i przygotowanie serca.
– Zachęcamy małżonków, by także sami modlili się do św. Dominika, podjęli drogę zbliżenia się do Boga i pojednania z Nim, a nade wszystko zamówili Mszę św. w intencji uzyskania daru potomstwa, gdyż nie ma większej modlitwy nad ofiarę Chrystusa. Czasem sugerujemy, by pierworodne dzieci nazwać na cześć naszych orędowników, córce nadając imię Anna, a synowi – Dominik – opowiadają mniszki.
Dodają, że echa modlitw docierają do nich w postaci niesamowitych świadectw. Rodzice piszą listy, wysyłają zdjęcia, dzwonią, a nawet osobiście przyjeżdżają do Świętej Anny, by pokazać im wymodlone pociechy. Do sióstr można pisać na: swanna@dominikanie.pl lub dzwonić pod numer: 034 355 52 05.
A oto wspomniana Modlitwa do św. Dominika:

O nadziejo przedziwna

Jak wielką nam dałeś nadzieję,
Gdy bracia żegnali Cię łzami,
Że chociaż od nas odejdziesz,
Nie pozostawisz nas samych.

Spełnij, Ojcze, co obiecałeś,
Módl się do Boga za nami.

Leczyłeś choroby ciała,
A Bóg Cię wsławił cudami.
Prosimy, byś nas uzdrowił
Z grzechu, co dusze nam plami.

Spełnij, Ojcze, co obiecałeś,
Módl się do Boga za nami.

Chwała Ojcu i Synowi,
I Duchowi Świętemu.

Spełnij, Ojcze, co obiecałeś,
Módl się do Boga za nami.

Módl się za nami święty Dominiku,
Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Chwała Ojcu… Amen.

Sióstr dominikanek wysłuchała Agnieszka Wawryniuk

Rozważanie

Czemu tak bojaźliwi jesteście? (Mk 4, 40).

Jezus, uciszając szalejącą na jeziorze burzę, pokazuje uczniom, jak mała jest ich wiara. W chwili strachu, w poczuciu zagrożenia wyjawiają oni swą prawdziwą, jakże ciągle mało przemienioną, słabą i mało ufną naturę. Ze złością robią wyrzut Jezusowi: „Cóż to, nie obchodzi Cię, że giniemy?”. Jezus, wystawiając ich na próbę wiary i ufności, pokazuje, że kto darzy Go szczerym zaufaniem, temu nic złego stać się nie może. Potrzeba jednak głębokiej wiary, aby nie przestraszyć się wichru przeciwności i mimo wszystko trwać w Chrystusowej łodzi. „Czemu tak bojaźliwi jesteście?”. To zadane przez Jezusa pytanie jest wielce uzasadnione i warto poszukać na nie odpowiedzi. Już przez proroka Izajasza Bóg wyznał człowiekowi: „Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu, tyś moim”. Jeśli zaakceptujemy fakt, iż jesteśmy wybrani przez Boga, że w pełni do Niego należymy, jeśli bezgranicznie Mu zaufamy, to w naszym sercu nie będzie miejsca na lęk. Żadna burza nie przestraszy tego, kto trwa w Panu.

Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/928/part/4
******

Ignacjańskie spotkania ze Słowem Mk 4, 35-41

Ronert Grzywacz SJ
(fot. Phil Dowsing eco-photography/flickr.com/CC

Jezus poleca uczniom przeprawę na drugą stronę jeziora, a dosłownie morza. W ten sposób nie szczędzi im doświadczenia, które wiąże się z pewnym niebezpieczeństwem. Izraelici nie byli ludźmi morza. Dodatkowo morze oznacza siedlisko potęg wrogich Bogu, rezerwuar sił chaosu.

 

Ale zarazem morze – ten obszar grożącego niebezpieczeństwa – stał się w czasie wyjścia miejscem objawienia się mocy Bożej. Zastanówmy się, co w naszym życiu jest taką sferą, której chętnie unikamy, którą wolelibyśmy omijać z daleka, w której panuje ciemność i jakieś nieokiełznane siły. Na ile dopuszczamy do głosu myśl, iż właśnie ten obszar naszego życia mógłby się stać terem działania Pana Boga, ukazania Jego mocy?…

 

Medytację prowadzi o. Robert Grzywacz SJ

http://www.w3.org/1999/xhtml

Z Ewangelii według św. Marka (Mk 4, 35-41)

 

Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: “Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: “Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: “Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: “Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: “Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/ignacjanskie-spotkania-ze-slowem/art,129,ignacjanskie-spotkania-ze-slowem-mk-4-35-41.html

******

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 4, 35-41

Na dobranoc
wydrukuj

Mariusz Han SJ

 

(fot. James Russell / flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Każdą burzę można uciszyć…

 

Burza na jeziorze

 

Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.
Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?» Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»

 

Opowiadanie pt. “Wypadek, Bruno Ferrero”

 

Młoda kobieta wracała do domu z pracy samochodem. Jechała bardzo ostrożnie, gdyż auto było nowiutkie, wczoraj odebrane i opłacone z oszczędności męża, który z wielu rzeczy zrezygnował, by móc kupić właśnie ten model.
Na bardzo zatłoczonym skrzyżowaniu kobieta zawahała się przez moment i to wystarczyło, by uderzyła zderzakiem w tył innego samochodu. Wybuchła płaczem. Jak będzie mogła wytłumaczyć tę szkodę mężowi?
Kierowca drugiego auta był wyrozumiały, ale wytłumaczył jej, że muszą wymienić sobie numery prawa jazdy i inne dane. Kobieta szukała dokumentów w plastikowej torbie. Wypadł z niej kawałek papieru. Zdecydowanym charakterem pisma napisane były te słowa: “Gdy zdarzy się wypadek… pamiętaj skarbie, że ja kocham ciebie, a nie auto!”.
Powinniśmy o tym zawsze pamiętać. To ludzie są najważniejsi, a nie przedmioty. Ileż to czynimy dla przedmiotów, aut, domów, organizacji, materialnej wydajności!
Gdybyśmy poświęcali taki sam czas i taką samą uwagę osobom, świat byłby inny. Powinniśmy znaleźć czas na słuchanie, na patrzenie sobie w oczy, na wspólny płacz, na dodawanie sobie otuchy, na śmiech, spacer… tylko to zabierzemy przed oblicze Boga. Nas i naszą umiejętność kochania. Nie rzeczy, nie ubrania, ani nie to ciało…

 

Pewien tatuś i jego synek szli podcieniami miejskiej ulicy, przy której znajdowały się sklepy i wielkie magazyny. Tatuś niósł torbę pełną paczek i sapał ze złości mówiąc do dziecka:
– Kupiłem ci czerwony kombinezon, kupiłem ci robota, kupiłem ci zestaw piłkarzy… Co jeszcze mam ci kupić?
– Weź mnie za rękę – odpowiedziało dziecko.

 

Refleksja

 

Każda burza, która rozgrywa się w naszym sercu i umyśle powoduje w nas lęk. To on wprowadza napięcie z którym nie da się “dopłynąć” do wyznaczonej mety. Nikt nie potrafi pływać ze sparaliżowanymi rękami i nogami. Złość, wściekłość oraz brak wiary w siebie i innych ludzi, a w konsekwencji też i Boga, to sznury, które wiążą nam ręce w dopłynięciu do upragnionego celu….

 

Jezus daje nam nadzieje, że każda burza, która rozgrywa się w nas, jest do przejścia. Warunek jest jednak jeden. Nie możemy tej burzy przetrwać sami. Potrzebny jest przyjaciel. Jezus wyciąga do nas rękę, która pomaga w dostaniu się na druga stronę brzegu. Zaczynamy tu na ziemi, aby któregoś dnia, spotkać się z Nim w niebie…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Co powoduje w Tobie paniczny lęk?
2. Co dziś wiąże Ci ręce w podejmowaniu decyzji?
3. Dlaczego burzy nie potrafimy przetrwać sami?

 

I tak na koniec…
Bo jak pszczoła ogarnięta burzą stara się schwycić kamyczka, żeby móc łatwiej opierać się pędowi wichrów, tak nasza dusza chwyciwszy się swym postanowieniem drogiego ciężaru miłości Bożej, staje się niewzruszona pomimo najbardziej burzliwych wzruszeń i przemian radości i smutków – czy to na zewnętrznych, wewnętrznych, czy duchowych czy świeckich (św. Franciszek Salezy, Filotea)

******

Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”
XII NIEDZIELA ZWYKŁA B
21 czerwca 2015 r.I. Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: “Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: “Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: “Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: “Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: “Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”
(Mk 4, 35-41)

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

W naszym życiu bywa wiele przepraw. Przeprowadzamy się z domu do domu, z mieszkania do mieszkania, z pokoju do pokoju, z jednej miejscowości do drugiej. Przechodzimy z jednej strony ulicy na drugą. Płyniemy promem, łodzią z jednego brzegu na drugi. Lecimy samolotem z jednego kontynentu na inny. Emigrujemy z ojczyzny, aby na obczyźnie szukać lepszego życia. Biegniemy z linii startu ku linii mety po medal, jak najlepsze miejsce, z pragnieniem ukończenia biegu. Powodowani pobożnością, pielgrzymujemy z miejsca zamieszkania ku temu czy innemu sanktuarium. Przemierzamy drogi doczesności dążąc do wieczności.

Jak to na jeziorze czy morzu. Pogoda bywa kapryśna i potrafi się zmienić w jednej chwili, nagle z przyjaznej na wręcz wrogą, zagrażającą życiu żeglarzy i pasażerów łodzi czy statku. Te nagłe zmiany “pogody”, jej załamania zdarzają się także w przestrzeni naszego “jeziora”, którym jest życie. Także i tu pojawiają się nagle: gwałtowny wiatr, wysokie fale, a co za tym idzie realne staje się zagrożenie dla życia. Nie należy się wtedy wstydzić, zastanawiać się czy wypada, ale wołać na cały głos, aby Pan nas ratował. Dla Niego nasz los, choć nieraz zdaje się tak wydawać, nie jest obojętny. On zawsze rzuci nam koło ratunkowe, uspokoi wzburzone fale, uciszy wiatr, ocali.

Czy kiedy na “jeziorze” życia załamie się pogoda i moje życie znajdzie się w poważnym niebezpieczeństwie, to ja nie wstydzę się i wołam do Pana o pomoc, wołam głośno i z wiarą? Czy usiłuję się ratować, wykorzystując tylko własne, ludzkie, ograniczone siły i możliwości? Czy w moich życiowych przeprawach obecny jest Pan? Czy podejmując decyzję o tej czy innej życiowej przeprawie zasięgam rady u Pana Jezusa? Czy ja już wiem, kim On jest i kim jest dla mnie? Wicher i jezioro są Mu posłuszne a ja? Czy pamiętam, że cisza to najlepsza przestrzeń do prowadzenia dialogu z Panem, do modlitwy?

Pomodlę się za tych, którzy w tym czasie na “jeziorze” życia zmagają się z przeciwnym wiatrem i wysokimi falami, aby oprócz własnego wysiłku nie zapomnieli wezwać na pomoc Pana Jezusa.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Ci, którzy statkami ruszyli na morze,
by handlować na wodach ogromnych,
Widzieli dzieła Pana
i Jego cuda wśród głębin…
(Ps 107,23-24)

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Chwalmy na wieki miłosierdzie Pana

*****

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=8RPPNyUl4qM
******

Komentarz liturgiczny

XII Niedziela Zwykła

 

On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!» Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?».
(Mk 4,39-40)
CHRYSTUS NIE GWARANTUJE STABILNOŚCI

Po tak zwanym „dniu przypowieści” uczniowie otrzymują polecenie przeprawienia się na drugi brzeg. Wydaje się, że Jezus oddaje inicjatywę w ich ręce. Łodzi, która w dzień stanowiła katedrę, zostaje przywrócone jej normalne przeznaczenie. Wspomnienie o obecności innych łodzi przywołuje widok dobrze znany nad Jeziorem Tyberiadzkim: wieczorem rybacy wyruszają na połów i całe lustro wody pokryte jest łodziami, które nikną w ciemności. Być może również uczniowie chcą wykorzystać przeprawę (około dziesięć kilometrów) na połów. W ten sposób przypominają nam o codziennej rzeczywistości i jej konkretnych wymaganiach.

Nad Jeziorem Tyberiadzkim, które przypomina nieckę wciśniętą bokami pomiędzy góry, często zdarzają się niespodziewane i gwałtowne burze. Przychodzące z południowego zachodu wiatry wywołują na nim zawieruchy, które charakteryzują krótkie i gwałtowne fale. Nawet najbardziej doświadczeni rybacy obawiają się tych burz. Również dzisiaj, „pomimo lepszego wyposażenia, wolą nie wypływać na jezioro wówczas, gdy zagraża zerwanie się silnego wiatru” (X. L. Dufour).

Ponadto urwiste skały działają tak, jak kamera pogłosowa; dlatego grzmoty brzmią przerażająco. W języku hebrajskim (a także języku arabskim) nie mówi się, że wiatr wyje czy jęczy, lecz, że wiatr szczeka – tak jak pies. W tym kontekście czasownik użyty przez Jezusa nabiera szczególnego znaczenia: „Ucisz się!”, co dosłownie należałoby przetłumaczyć jako: „Zamilknij, przestań ujadać”.

Mistrz usiadł na rufie, na miejscu, które przeznaczone jest dla gości. Pod głowę położono Mu mniej lub bardziej miękką poduszkę lub też, co bardziej prawdopodobne, narzutę, matę lub drewniany taboret, którego używa sternik (on również zajmuje miejsce w tylnej części łodzi, kontrolując jej ruchy). Tylko ten jeden raz Ewangelia przedstawia nam śpiącego Jezusa i to właśnie w tej dramatycznej sytuacji, w której nie należałoby spać! Sen jest normalną konsekwencją wyczerpującego dnia, który ma za sobą Jezus. Jego sen wyraża jednak również zaufanie w umiejętności uczniów. Jezus spełnił swoje zadanie. Teraz przychodzi kolej na nich. Ostatecznie to ich zawód.

„Mistrzu, nic Cię nie obchodzi, że giniemy?”

Niektórzy komentatorzy widzą w tych słowach cień zarzutu. Trudno jednak mówić, że jest to tylko cień; zarzut jest na tyle wyraźny, że przekracza reguły grzeczności. „On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora…” Jezus zwraca się do żywiołów tak, jakby zwracał się do osób. Nie powinno nas to dziwić. Musimy pamiętać, że w mentalności, która przewija się również w tekstach biblijnych, morze uznawane jest za „schronienie sił zła, nad którymi może zapanować tylko Bóg” (J. Radermakers). Jest to miejsce, w którym mieszkają i działają złe duchy. Gest Jezusa wskazuje zatem na moc Boga, który ma władzę również nad morzem i wyrzuca mieszkające w nim siły zła.

W ten sposób uczniowie otrzymują pouczenie: siły zła w różny sposób próbują przeszkodzić szerzeniu się Ewangelii. Ewangelizacja musi przejść przez burze, przeciwności, odrzucenie (oto przeprawa!).

Pierwotna wspólnota, tj. Kościół rzymski, do której zwraca się św. Marek, była również doświadczana burzą prześladowania. Obecna jest w niej jednak siła, dzięki której – pomimo swojej słabości (sen Jezusa) – może ona przezwyciężyć przeciwności.

 

ks. Alessandro Pronzato

teksty pochodzą z książki:
“Chleb na niedzielę homilie na rok B”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR Kraków 2003
www.salwator.com

*******

Dwunasta Niedziela zwykła

Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?» Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»
Mk 4, 35-41

  • Spróbuję znaleźć się w opisanym przez Marka wydarzeniu. Jest wieczór, a  Jezus wciąż  oblegany przez tłumy. Zobaczę Jego zmęczenie. Prosi uczniów, aby przeprawić się na drugą stronę jeziora. “Wsiądę” razem z nimi do łodzi. Jezus zasypia ze zmęczenia. Tymczasem inne łodzie już płynął za nimi.
  • “Wiosłując” razem z apostołami, będę wpatrywał się w Jezusa, który śpi zmęczony (w. 38). Uświadomię sobie, że Jezus codziennie posługuje się moimi rękami w swoim dziele. Potrzebuje mnie. Uraduję się to prawdą. Uwielbię Go za to, że mogę być Jego uczniem.
  • Spróbuję przeżyć razem z uczniami dramat nocnej burzy. Gwałtowny wicher. Bezradność w wiosłowaniu. Woda zalewa łódź. Groźba zatonięcia. Zobaczę przerażenie w oczach uczniów. Usłyszę krzyk. Wczuję się w ogarniający ich lęk.
  • Zobaczę jak zdenerwowani budzą Jezusa. Wołają do Niego w strachu i z pretensjami: “Nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?”.  Czują się opuszczeni przez Jezusa. Tracąc panowanie nad sobą tracą również wiarę w moc i miłość Jezusa.
  • Wrócę do mojej historii życia, do sytuacji, w których przeżyłem najcięższe doświadczenie. Przypomnę sobie lęk, który mnie opanował, bezradność i bezsilność. Opowiem o tym doświadczeniu Jezusowi.
  • Jak wyglądała wtedy moja modlitwa? Czy potrafiłem powierzyć się Jezusowi. Czy nie traciłem wtedy opanowania i ulegałem wrażeniu, że On  “śpi” i nie obchodzi Go mój los? Co mogę powiedzieć o moim zaufaniu do Jezusa?
  • Wrócę do sceny z Ewangelii. Zobaczę Jezusa jak spokojnie i z całą mocą ucisza w jednej chwili burzę. Wczuję się w głęboką ciszę, która nastała po Jego słowach. W tej głębokiej ciszy będę kontemplował Bóstwo mojego Mistrza. Oddam Mu pokłon i zawierzę na nowo moje życie, zwłaszcza to co w nim najtrudniejsze.

ks. Krzysztof Wons SDS
www.cfd.sds.pl

***

Człowiek pyta:

Wasz Nauczyciel nie płaci dwudrachmy?
Mt 17,24

***

KSIĘGA I, Zachęty pomocne do życia duchowego

Rozdział XVIII, O PRZYKŁADZIE ŚWIĘTYCH OJCÓW

1. Spójrz na żywe przykłady świętych Ojców, w których jaśnieje doskonałość i pobożność, a ujrzysz, jak to mało, prawie nic, do czego my dochodzimy. O, czymże jest nasze życie, jeśli je porównamy z ich życiem?

Święci i przyjaciele Chrystusa służyli Panu w głodzie i pragnieniu, w chłodzie i nagości, w pracy i trudzie, w czuwaniu i postach, w modlitwie i rozmyślaniach, w prześladowaniach i w poniżeniu Pwt 28,48; 2 Kor 11,27; 12,10; 1 Kor 4,11-13; 1 Tes 2,9; 2 Tes 3,8.

2. O, jak wiele, jak ciężkie udręki znosili apostołowie, męczennicy, wyznawcy, panny i wszyscy inni, którzy zapragnęli iść śladami Chrystusa! Mieli w nienawiści dusze swoje w tym życiu, byle mogli pozyskać życie wieczne J 12,25.

O, jak surowe i pełne wyrzeczeń było bytowanie świętych Ojców na pustyni! Jakie uporczywe i ciężkie znosili pokusy, jak często dręczył ich nieprzyjaciel! Jak nieustannie i żarliwie modlili się do Boga! Jakie surowe przetrzymali umartwienia! Jak wielka była ich gorliwość i zapał w dążeniu do duchowej doskonałości!  Jak dzielnie walczyli ze sobą i pokonywali swoje wady! Z jak czystą i prostą myślą zwracali się do Boga! We dnie pracowali, a noce spędzali na modlitwach, chociaż i pracując nie przestawali się modlić w głębi serca.

3. Cały swój czas wykorzystywali z pożytkiem, a każda chwila poza pracą poświęcona Bogu była im za krótka. Czasami z wielkiego uniesienia ducha zapominali o posileniu ciała. Odrzucali bogactwa, godności, zaszczyty, zostawiali przyjaciół i znajomych, nie chcieli posiadać nic z rzeczy świata, tylko to, co niezbędne do życia, i ubolewali, że z konieczności muszą jeszcze podlegać potrzebom ciała.

Byli więc biedakami, jeśli chodzi o rzeczy ziemskie, ale bogaczami łaski i dobra. Na zewnątrz nie mieli nic, ale w głębi podtrzymywała ich łaska i Boża pociecha.

4.  Byli obcy światu, ale bliscy Bogu i z Nim zaprzyjaźnieni. Sobie zdawali się niczym, świat nimi gardził, lecz w oczach Boga byli najdrożsi i ukochani.

Trwali w prawdziwej pokorze, żyli w zwykłym posłuszeństwie, chodzili pełni miłości i cierpliwości i dlatego codziennie stawali się coraz doskonalsi i otrzymywali wiele łaski od Boga Ef 5,2. Są odtąd dla wszystkich duchownych przykładem i lepiej zachęcają do doskonałości, niż całe tłumy letnich skłaniać by mogły do lenistwa.

5. O, jak wielki był zapał zakonników na początku ich świętego powołania! Jak pobożne słowa! Jakie współzawodnictwo w cnotach! Jaka dyscyplina! Jaki szacunek i jakie kwitło posłuszeństwo wobec bezpośredniego zwierzchnika we wszystkim.

Pozostałe świadectwa świadczą do dziś, że byli to ludzie naprawdę święci i pełni doskonałości, bo tak dzielnie zmagając się ze sobą, podeptali to, co daje świat. Teraz już ten jest wielki, kto nie przekroczył reguły, kto potrafi tylko cierpliwie znosić to, do czego sam się zobowiązał.

6. O, ta letniość i obojętność naszego stanu, że tak szybko zbaczamy z drogi i porzucamy pierwsze zapały, aż w tym rozleniwieniu i w tej letniości życie staje się obrzydłe! Oby nigdy nie zagasło w tobie pragnienie doskonałości, którego tyle przykładów widzisz w ludziach oddanych Bogu.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

Magnificat, pieśń śmiałości i siły

O Maryjo, Dziewczątko, Twoje słowa przewyższają śmiałością i siłą słowa Księcia Apostołów wypowiedziane w dzień Pięćdziesiątnicy. Twoja cisza osiągnęła dojrzałość i Słowo rozwija się w Tobie. W Twoim nawiedzeniu zasłużyłaś sobie na tytuł Królowej Apostołów.

O Maryjo uniżona, z Twoich dziewiczych ust płyną najprostsze i najbardziej nieprawdopodobne proroctwa, dotyczące Twego Syna, Mesjasza. Przewyższasz w nich najznamienitszych proroków, jak Izajasz i Jeremiasz. Dzięki Twojemu Magnificat zasłużyłaś na tytuł Królowej Proroków.

O Maryjo, Królowo i Matko, mianujemy Cię opiekunką obietnic uczynionych Twojemu ludowi, Izraelowi, na użytek Abrahama i całego jego rodu na zawsze. Bądź pamięcią naszych serc, abyśmy nieustannie wstawiali się w intencji wypełnienia obietnic.

O Maryjo, przyczyno naszej radości, Ty podzieliłaś radość z kuzynką Elżbietą, ponieważ Twój pośpiech spotkania wyciszył się w spokoju szczęścia dzielenia miłości. Zostałaś u niej trzy miesiące, chcąc być przy niej aż do rozwiązania; służebnica Pana stała się służebnicą człowieka.

Ephraim

teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

Przed wszystkimi swoimi czynnościami wzbudź dobrą intencję i zawsze odnieś wszystko do Boga, swego Stwórcy i Pana.

Z ‘Dziennika Duchowego’ Sługi Bożego ks. Franciszka Jordana (1848-1918),
Założyciela Salwatorianów i Salwatorianek

Modlitwa na dziś
Boże, Twórco i Pomnożycielu wszystkich darów niebieskich, zesłałeś św. Alojzemu łaskę niewinności i natchnąłeś duchem pokuty. Spraw przez jego zasługi, abyśmy mogli naśladować jego pokorę. Amen.
http://www.katolik.pl/modlitwa.html

******

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

21 CZERWCA

21 czerwca

 

Święty Alojzy Gonzaga Święty Alojzy Gonzaga, zakonnikAlojzy urodził się 9 marca 1568 r. koło Mantui jako najstarszy z ośmiu synów margrabiego Ferdynanda di Castiglione. Ojciec pokładał w nim duże nadzieje. Chłopiec urodził się jednak bardzo wątły, a matce groziła przy porodzie śmierć. Rodzice uczynili więc ślub odbycia pielgrzymki do Loreto, jeśli matka i syn wyzdrowieją. Tak się też stało. Ojciec marzył o ostrogach rycerskich dla syna. W tym właśnie czasie flota chrześcijańska odniosła świetne zwycięstwo nad Turkami pod Lepanto (1571). Ojciec Alojzego brał udział w wyprawie. Dumny ze zwycięstwa ubrał swojego trzyletniego syna w strój rycerza i paradował z nim w fortecy nad rzeką Padem ku radości żołnierzy. Kiedy ojciec podążył na wyprawę wojenną do Tunisu (1573), pięcioletni Alojzy wrócił pod opiekę matki.
Kiedy Alojzy miał 7 lat, przeżył swoje “nawrócenie”, jak sam twierdził. Poczuł nicość ponęt tego świata i wielką tęsknotę za Panem Bogiem. Odtąd duch modlitwy, otrzymany od matki, wzrósł w nim jeszcze silniej. Codziennie z budującą pobożnością odmawiał na klęczkach oprócz normalnych pacierzy rannych i wieczornych siedem psalmów pokutnych i oficjum do Matki Bożej. Ojciec był z tego niezadowolony. Po swoim powrocie z wyprawy wziął syna do Florencji na dwór wielkiego księcia Franciszka Medici, by tam nabrał manier dworskich. Alojzy jednak najlepiej czuł się w słynnym sanktuarium, obsługiwanym we Florencji przez serwitów, w kościele Annuntiata. Tu też przed ołtarzem Bożej Matki złożył ślub dozgonnej czystości. Jak głoszą jego żywoty, w nagrodę miał otrzymać przywilej, że nie odczuwał pokus przeciw anielskiej cnocie czystości.
W 1579 r. ojciec Alojzego został mianowany gubernatorem Monferrato w Piemoncie. Przenosząc się na tamtejszy zamek, zabrał ze sobą Alojzego. W następnym roku, z polecenia papieża Grzegorza XIII, wizytację kanoniczną diecezji Brescia odbywał św. Karol Boromeusz. Z tej okazji udzielił Alojzemu pierwszej Komunii świętej. Jesienią tegoż roku (Alojzy miał wówczas 12 lat) rodzice chłopca przenieśli się do Madrytu, gdzie na dworze królewskim spędzili wraz z Alojzym dwa lata. Alojzy nadal pogłębiał życie wewnętrzne przez odpowiednią lekturę. Rozczytywał się w dziełach św. Piotra Kanizego i w Ćwiczeniach duchowych św. Ignacego z Loyoli. Modlitwę swoją przedłużał do pięciu godzin dziennie. Równocześnie kontynuował studia.Święty Alojzy Gonzaga Wreszcie zdecydował się na wstąpienie do zakonu jezuitów. Kiedy wyjawił swoje postanowienie ojcu, ten wpadł w gniew, ale stanowczy Alojzy nie ustąpił. Na korzyść swego brata, Rudolfa, zrzekł się prawa do dziedzictwa i udał się do Rzymu. W drodze zatrzymał się kilka dni w Loreto. 25 listopada 1585 roku wstąpił do nowicjatu jezuitów w Rzymie. Jak sam wyznał, praktyki pokutne, które zastał w zakonie, były znacznie lżejsze od tych, jakie sam sobie nakładał. Cieszył się jednak bardzo, że miał okazję do ćwiczenia się w wielu innych cnotach, do jakich zakon dawał mu okazję.
Jesienią 1585 r. Alojzy uczestniczył w publicznej dyspucie filozoficznej w słynnym Kolegium Rzymskim, gdzie olśnił wszystkich subtelnością i siłą argumentacji. Zaraz potem otrzymał święcenia niższe i został skierowany przez przełożonych na studia teologiczne. Był na trzecim roku studiów, kiedy we wrześniu 1589 roku przybył do Kolegium Rzymskiego św. Robert Bellarmin; wezwał on Alojzego, by powrócił do Castiglione i pojednał swojego brata Rudolfa z ojcem, który chciał wydziedziczyć syna tylko za to, że ten odważył się wejść w związek małżeński z osobą niższego stanu. Po załagodzeniu sporu Alojzy wrócił do Rzymu na czwarty rok studiów teologicznych, który miał zakończyć święceniami kapłańskimi (1590).
Wyroki Boże były jednak inne. W latach 1590-1591 Rzym nawiedziła epidemia dżumy. Alojzy prosił przełożonych, by zezwolili mu posługiwać zarażonym. Wraz z innymi klerykami udał się na ochotnika do szpitala św. Sykstusa oraz do szpitala Matki Bożej Pocieszenia. Wyczerpany studiami i umartwieniami organizm kleryka uległ zarazie. Alojzy zmarł jako kleryk, bez święceń kapłańskich, 21 czerwca 1591 r. w wieku zaledwie 23 lat.
Sława świętego Alojzego była tak wielka, że już w roku 1605 papież Paweł V ogłosił go błogosławionym. Kanonizacja odbyła się jednak dopiero w roku 1726. Dokonał jej papież Benedykt XIII jednocześnie z kanonizacją św. Stanisława Kostki. Ten sam papież ogłosił w 1729 św. Alojzego patronem młodzieży, szczególnie młodzieży studiującej. W 1926 roku papież Pius XI ogłosił św. Alojzego patronem młodzieży katolickiej. Jego relikwie spoczywają w kościele św. Ignacego w Rzymie.
Szczególnym nabożeństwem do świętych Stanisława Kostki i Alojzego Gonzagi wyróżniał się św. Robert Bellarmin. Miał on ich wizerunki w swoim pokoju. Niemniej serdecznym nabożeństwem do św. Alojzego wyróżniał się św. Jan Bosko. Ku jego czci obchodził nabożeństwo 6 niedziel, przygotowujących do dnia św. Alojzego, który obchodził bardzo uroczyście. Swoje drugie z kolei oratorium, w Turynie, nazwał właśnie jego imieniem.

W ikonografii św. Alojzy przedstawiany jest w sutannie jezuickiej, w białej komży z szerokimi rękawami. Jego atrybutami są: czaszka, Dziecię Jezus w ramionach, mitra książęca u stóp, krzyż, lilia, czaszka.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-21a.php3

******

Mistyczna adoracja

JOSÉ DE PÁEZ

“Serce Jezusa ze św. Ignacym Loyolą i św. Alojzym Gonzagą”
olej na blasze, ok.1770 Muzeum Sztuki, Denver

 

Powiększenie Wiek XVIII kojarzy nam się z ideami oświecenia – kryzysem wiary, triumfem ideologii gloryfikującej ludzki rozum. Racjonalizm oświecenia był reakcją na powszechną wówczas żarliwość religijną ludu, której jednym z przejawów był kult Najświętszego Serca Pana Jezusa.

Takich dzieł jak obraz de Páeza powstawało wówczas sporo. Ogromne Serce Zbawiciela jest zawieszone w odrealnionej przestrzeni. Otaczają je anioły, adorują święci. Serce Jezusa kojarzy nam się z nieograniczoną miłością. Tu symbolizują ją płomienie.

Artysta namalował serce z drobiazgowym naturalizmem, a jednocześnie opatrzył je atrybutami męki Pańskiej. Wokół zaciska się więc korona cierniowa, z głównej arterii u góry wyłania się krzyż, a z boku jest nawet otwarta rana, jakby uczyniona włócznią setnika, który sprawdzał, czy Chrystus na krzyżu rzeczywiście już zmarł. Dzięki tym dość szokującym zabiegom artysta pokazuje nam zbawczą śmierć Jezusa jako wyraz najwyższego stopnia miłości.

Serce adorują dwaj jezuici: założyciel Towarzystwa Jezusowego św. Ignacy Loyolą (z lewej) i św. Alojzy Gonzagą.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 22 – 6 czerwca 2010r.

Litania do św. Alojzego Gonzagi

Św. Alojzy Gonzaga Kyrie eleison
Chryste eleison. Kyrie eleison
Chryste, usłysz nas
Chryste, wysłuchaj nas
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami
Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami

Święta Maryjo, Opiekunko świętego Alojzego, módl się za nami
Święty Alojzy, ukochany Synu Maryi, módl się za nami
Św. Alojzy, wierny sługo Ojca Przedwiecznego, módl się za nami
Św. Alojzy, świątynio Ducha Świętego, módl się za nami
Św. Alojzy, wierny naśladowco Jezusa, módl się za nami
Św. Alojzy, gorący miłośniku Ukrzyżowanego, módl się za nami
Św. Alojzy, gorliwy czcicielu Najśw. Sakramentu, módl się za nami
Św. Alojzy, miłością ku Najświętszemu Sercu Jezusa zawsze gorejący, módl się za nami
Św. Alojzy, wspaniałomyślny wzgardzicielu świata, módl się za nami
Św. Alojzy, piękny przykładzie doskonałości, módl się za nami
Św. Alojzy, wzorze pokory, módl się za nami
Św. Alojzy, miłośniku ubóstwa, módl się za nami
Św. Alojzy, lilio czystości, módl się za nami
Św. Alojzy, aniele w ciele ludzkim, módl się za nami
Św. Alojzy, pokutniku niewinny, módl się za nami
Św. Alojzy, wzorze umartwienia, módl się za nami
Św. Alojzy, ozdobo skromności, módl się za nami
Św. Alojzy, ofiaro miłości bliźniego, módl się za nami
Św. Alojzy, wzorze prawdziwej pokuty, módl się za nami
Św. Alojzy, kwiecie anielskiej czystości, módl się za nami
Św. Alojzy, patronie i wzorze chrześcijańskiej młodzieży, módl się za nami
Św. Alojzy, opiekunie uczących się, módl się za nami
Św. Alojzy, dobry doradco w wyborze stanu, módl się za nami
Św. Alojzy, ozdobo Towarzystwa Jezusowego, módl się za nami
Św. Alojzy, światło Kościoła świętego, módl się za nami
Św. Alojzy, wielki cudotwórco, módl się za nami
Św. Alojzy, dzielny Patronie wszystkich Twych czcicieli, módl się za nami

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas Panie
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami

Ojcze nasz…
Zdrowaś Maryjo…

Módl się za nami święty Alojzy
Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych

Módlmy się: Boże, niebieskich darów dawco, któryś w anielskim młodzieniaszku Alojzym, przedziwną życia niewinność z równie wielką pokutą połączył: daj nam, którzy jego niewinności zachować nie zdołaliśmy, abyśmy przez zasługi jego i przyczynę przynajmniej w pokucie go naśladowali. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

http://www.ministranci.archidiecezja.katowice.pl/?s=patroni/litania_gonzaga.php

Niewinność – św. Alojzy Gonzaga

dodane 2008-12-15 11:15

ks. Tomasz Jaklewicz

Już jako siedmiolatek widział nędzę świata i tęsknił za Bogiem. Kiedy miał lat 9, ślubował dozgonną czystość. Spotykając się z zepsuciem i beztroską własnego środowiska, postanowił je kontestować modlitwą i pokutą.

Niewinność - św. Alojzy Gonzaga   Guercino (PD) Św. Alojzy Gonzaga

Młodzi ludzie coraz szybciej tracą niewinność. Obniża się wiek inicjacji seksualnej. Im szybciej zaczynają tzw. dorosłe życie, tym dłużej zostają dziećmi. Boją się zobowiązań, odpowiedzialności, boją się decyzji o małżeństwie. Życie na próbę, miłość na próbę. Wielu nigdy nie dojrzewa.

Św. Alojzy Gonzaga (1568–1591) też wcześnie zaczynał. Jego życie to kompletne przegięcie, tyle że w drugą stronę. Już jako siedmiolatek widział nędzę świata i tęsknił za Bogiem. Kiedy miał lat 9, ślubował dozgonną czystość. Spotykając się z zepsuciem i beztroską własnego środowiska, postanowił je kontestować modlitwą i pokutą. Jako 23-letni nowicjusz jezuicki umiera, niosąc pomoc zadżumionym.

Urodził się jako pierworodny syn księcia Ferranta Gonzagi. Był dziedzicem znanego i bogatego rodu szlachty lombardzkiej. Ojciec przygotowywał Alojzego od dziecka do dworsko-rycerskiej kariery.

Matka odznaczała się głęboką pobożnością. W wieku 7 lat mały Alojzy przeżył, jak sam twierdził, swoje nawrócenie. Odtąd codziennie, oprócz normalnych pacierzy, odmawiał siedem psalmów pokutnych i oficjum do Matki Bożej. Ojciec kręcił na to wszystko nosem. Wysłał syna do Florencji, na dwór wielkiego księcia Franciszka Medici, by tam nabył manier dworskich. Alojzy jednak najlepiej czuł się we florenckim kościele Annuntiata, gdzie złożył ślub dozgonnej czystości. W 1580 r. przyjął Pierwszą Komunię Świętą z rąk św. Karola Boromeusza. Kiedy rodzice przenieśli się do Madrytu, 12-letni chłopak został paziem na dworze królewskim Filipa II. Życie dworskie nie było mu jednak w głowie. Rozczytywał się w pobożnych lekturach, modlitwę przedłużał do pięciu godzin dziennie.

„Uciekał od zabaw, widowisk i uroczystości. Gdy wyrażaliśmy się niezbyt czystym językiem, wzywał nas i napominał z wielką grzecznością i łagodnością” – wspominał jeden ze służących. Kiedy Alojzy powiedział ojcu o zamiarze wstąpienia do jezuitów, ten wpadł w gniew, ale syn dopiął swego. Zrzekł się prawa do dziedzictwa i w wieku 17 lat wstąpił do nowicjatu w Rzymie. Przełożeni musieli studzić jego zapał i ograniczać surowe pokutne praktyki. Studiował teologię i przygotowywał się do kapłaństwa. W latach 1590–1591 Rzym nawiedziła epidemia dżumy. Alojzy prosił przełożonych, by zezwolili mu pomagać zarażonym w szpitalu. Wyczerpany studiami i umartwieniami uległ zarazie. Zmarł jako kleryk 21 czerwca 1591 r.

Ślad kultu św. Alojzego można spotkać na Górnym Śląsku. W 1871 roku wybitny duszpasterz i polski patriota ks. Norbert Bończyk założył w Bytomiu stowarzyszenie młodzieży męskiej pod nazwą alojzjanie, które prowadziło działalność oświatowo-religijną. W latach 1871–1897 działało na Śląsku 50 grup alojzjańskich skupiających kilka tysięcy polskiej młodzieży. „Nie naśladowaliśmy go w niewinności” – czytamy realistyczne słowa w modlitwie mszalnej na wspomnienie św. Alojzego. I dalej: „Spraw, abyśmy przez jego modlitwy i wstawiennictwo pełnili pokutę”. Wypada tylko powiedzieć: Amen.

http://kosciol.wiara.pl/doc/490635.Niewinnosc-sw-Alojzy-Gonzaga

Wizerunek Matki Bożej Opolskiej Najświętsza Maryja Panna Opolska

Cudowny wizerunek Matki Bożej Opolskiej znajduje się w ołtarzu katedry pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Opolu. Namalowany został na desce lipowej (129×92 cm) przez nieznanego artystę z kręgu czeskich warsztatów malarskich. Badania historyczne pozwalają określić czas powstania obrazu na koniec wieku XV. Wizerunek przedstawia Madonnę ujętą w półpostaci, z Jezusem na lewym ramieniu. W prawej dłoni Matka Boża trzyma jabłko. Głowę ma lekko schyloną w stronę Syna, który twarzyczką zwraca się ku Matce, a prawą rączkę unosi w geście błogosławieństwa, w lewej zaś ręce trzyma księgę Pisma świętego. Tło obrazu stanowi amarantowe sukno. W XVIII-wiecznej kronice ojców jezuitów, dawnych stróżów sanktuarium, czytamy o obrazie, że “zda się, jakoby ta Matka przedziwna oczyma swymi na każdego patrzy, a choćby i tysiące było przytomnych, każdy z nich sądzi, że Matka Jezusa na niego samego swym macierzyńskim okiem spogląda”.
Historia opolskiego wizerunku Matki Bożej jest niezwykle bogata. Obraz pochodzi z Piekar, gdzie już w średniowieczu słynął łaskami. W okresie reformacji kościół przeszedł w ręce protestantów i dopiero w 1659 roku został zwrócony katolikom. Ówczesny proboszcz (ks. Jakub Roczkowski) przeniósł obraz do głównego ołtarza. Od tego czasu wzrasta kult tego obrazu. Stąd, gdy w roku 1680 szalała w Pradze zaraza dziesiątkująca ludność, cesarz Leopold I postarał się o sprowadzenie do tego miasta obrazu Matki Bożej Piekarskiej. Obnoszono go w uroczystej procesji po ulicach. Po dwóch tygodniach zaraza zaczęła wygasać, a obraz obdarowany licznymi wotami wrócił triumfalnie do Piekar.
W roku 1683 ojcowie jezuici przewieźli cudowny obraz do Opola, ponieważ obawiali się zbliżającej się nawały tureckiej. W Piekarach pozostała kopia obrazu, przed którą modlił się Jan III Sobieski, śpiesząc pod Wiedeń z odsieczą. Gdy minęło wspomniane niebezpieczeństwo, obraz wrócił na krótko do Piekar. Już bowiem w 1702 roku przewieziono go ponownie do Opola, obawiając się tym razem Karola XII, króla Szwecji (potop szwedzki). Tym razem pozostał tutaj już na stałe. W Piekarach zaś zaczęła słynąć łaskami umieszczona tam wcześniej kopia obrazu.
Kult Matki Bożej Opolskiej rozwijał się coraz bardziej, ściągając licznych pielgrzymów nie tylko ze Śląska, lecz również z Czech oraz później zza kordonów polskich zaborów. W 1813 roku przeniesiono obraz z kościoła jezuitów do katedry. Po II wojnie światowej nastąpiło nowe ożywienie kultu. Przed wizerunkiem Maryi Opolskiej kończono wszystkie ważniejsze uroczystości odprawiane w katedrze – m.in. ingresy kolejnych biskupów, obchody narodowe i ogólnokościelne. O kulcie świadczą liczne wota, m.in. srebrna sukienka ofiarowana przez Jana III Sobieskiego, złoty medal – dar papieża Jana XXIII i kielich mszalny – dar Pawła VI.
21 czerwca 1983 roku, w 500-lecie istnienia wizerunku, w obecności 700 tysięcy pielgrzymów, św. Jan Paweł II dokonał uroczystej koronacji obrazu. Po homilii wygłoszonej na Górze św. Anny, gdzie miała miejsce koronacja, papież powiedział:Trzeba sięgnąć do początku owego sześćsetlecia, które w roku ubiegłym i bieżącym gromadzi nas wokół Jasnej Góry. Początek ten zaś znajduje się właśnie tutaj: na Piastowskim Śląsku. Z Wrocławia przybywam na Opolszczyznę, ażeby zatrzymać się na ziemi tego Piasta, z którego imieniem jest związana fundacja Jasnej Góry i darowizna jasnogórskiego obrazu. Jest to Władysław II, książę opolski, zwany powszechnie Opolczykiem. Dokonał swego życia w Opolu, tutaj też spoczywa w podziemiach kościoła franciszkańskiego. W ten sposób dzisiejsza stacja na ziemi opolskiej wpisuje się w papieską pielgrzymkę jasnogórskiego jubileuszu. Stacja ta ma miejsce na Górze Świętej Anny. Na pamiątkę mej obecności na tej ziemi pragnę także dokonać koronacji czcigodnego obrazu Matki Bożej z katedry opolskiej.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-21b.php3

Góra Świętej Anny, 21 czerwca 1983

Homilia w czasie nieszporów maryjnych

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! 1Moi Drodzy,Z radością gromadzimy się tutaj pod koniec dnia, aby sprawować ofiarę wieczornej modlitwy, a także, by dokonać uroczystej koronacji Chrystusa i Jego Matki, Matki Bożej Opolskiej. Dla tych, którzy rozumieją wewnętrzny sens tego obrzędu, będzie to niejako lekcja owej ewangelicznej nauki, wedle której więksi są w królestwie niebieskim ci, co okazali się pierwsi w służbie i świadczeniu miłości. Sam nasz Pan, który przyszedł nie po to, aby Mu służono, ale by służyć, kiedy został wywyższony ponad ziemię, wszystko pociągnął ku sobie i z drzewa krzyża zapanował mocą miłości i dobroci. Święta Maryja zaś, której chwałę dzisiaj głosimy, na ziemi była pokorną Służebnicą Pańską; całkowicie oddana Synowi, współpracowała z samą tajemnicą i w tajemnicy Odkupienia; zabrana do niebieskiej chwały nie zaniechała zbawczej opieki nad braćmi Chrystusa, ale troszcząc się o ich wieczne zbawienie pozostaje Szafarką miłosierdzia i Królową miłości.

 

 

1. Pozdrawiam z całego serca wszystkich pielgrzymów zgromadzonych na Górze Świętej Anny.Przybywam tutaj, idąc szlakiem mojej pielgrzymki związanej z jubileuszem Jasnej Góry: od sześciu stuleci czcimy Maryję jako naszą Matkę i Królową w Jej Wizerunku, znanym nie tylko w Ojczyźnie, ale także szeroko w świecie.Podczas pierwszych moich papieskich odwiedzin podążałem na Jasną Górę szlakiem naszych najstarszych patronów, świętego Wojciecha i świętego Stanisława — szlakiem prowadzącym przez Gniezno i Kraków.

Okoliczności tegorocznej pielgrzymki sprawiają, że podążam na Jasną Górę szlakiem naszej współczesności, szlakiem XX stulecia. Szlak ten prowadzi poprzez męczeństwo świętego Maksymiliana Marii Kolbego, którego czcimy w pierwszym roku po kanonizacji, dokonanej w Rzymie, na jego ziemi ojczystej, przede wszystkim w Niepokalanowie. Ten szlak współczesności prowadzi na Jasną Górę również od świeżej jeszcze mogiły wielkiego Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego, który maryjne dziedzictwo ojca Maksymiliana przeniósł w drugą połowę bieżącego stulecia i mocno związał z Jasną Górą.

 

 

2. Jednakże ten szlak współczesności — jakże wymowny i przejmujący — domaga się koniecznie dopełnienia. Trzeba sięgnąć do początku owego sześćsetlecia, które w roku ubiegłym i bieżącym gromadzi nas wokół Jasnej Góry. Początek ten zaś znajduje się właśnie tutaj: na Śląsku, na Piastowskim Śląsku.I dlatego dzisiaj droga mojego pielgrzymowania prowadzi poprzez Wrocław, gdzie czciliśmy świętą Jadwigę, córkę narodu niemieckiego, a równocześnie wielką matkę polskich Piastów na przełomie XII i XIII stulecia. Z Wrocławia zaś przybywamy na Opolszczyznę, ażeby zatrzymać się na ziemi tego Piasta, z którego imieniem związana jest fundacja Jasnej Góry i darowizna Jasnogórskiego Obrazu z lat 1382-84.Jest to Władysław II, książę opolski, zwany powszechnie „Opolczykiem”, postać znana zwłaszcza z czasów panowania Ludwika Węgierskiego, po którym — jak wiadomo — tron polski w Krakowie odziedziczyła jego córka, królowa Jadwiga. Sam Władysław z rodziny śląskich Piastów dokonał swojego żywota w Opolu, tutaj też spoczywa w podziemiach kościoła franciszkańskiego. Na grobowcu jego czytamy następujący napis: „W roku jubileuszu 600-lecia Jasnej Góry — jej Fundatorowi, Księciu opolskiemu Władysławowi II”.

Nie wyczerpuje to jeszcze bezpośrednich związków ziemi opolskiej z Obrazem Jasnogórskim. W latach najazdu szwedzkiego, podczas „potopu” w 1655 roku, Śląsk Opolski otoczył swoją opieką cudowny Obraz i dał mu bezpieczne schronienie w Paulinach, miejscowości położonej w parafii Mochów koło Głogówka.

W ten sposób dzisiejsza stacja na ziemi opolskiej wpisuje się w papieską pielgrzymkę jasnogórskiego jubileuszu.

Stacja ta ma miejsce na Górze Świętej Anny, w pobliżu której znajduje się Kamień Śląski, miejsce urodzenia świętego Jacka, błogosławionego Czesława i błogosławionej Bronisławy Odrowążów — postaci bardzo mi drogich i bliskich od wczesnej młodości. Święty Jacek i błogosławiona Bronisława spoczywają w Krakowie, błogosławiony Czesław jest patronem Wrocławia.

 

 

3. Znajdujemy się więc w okolicy, która w przeszłości została jakby szczególnie nasycona znakami świętości. Moje powitanie zwraca się tutaj do obecnych pasterzy Kościoła w diecezji opolskiej — i metropolii wrocławskiej. Pozwólcie jednak, czcigodni i drodzy bracia w biskupstwie, że wspomnę naprzód o tych, którzy byli waszymi bezpośrednimi poprzednikami. Trudno mi bowiem nie wspomnieć — gdy zbliża się srebrny jubileusz mojej sakry biskupiej — o tych, którzy w dniu 28 września 1958 roku włożyli na moją głowę swe ręce, przekazując mi w sakramencie biskupstwa Ducha Świętego i sukcesję apostolską w katedrze królewskiej na Wawelu. Byli to zaś — wespół ze śp. arcybiskupem Eugeniuszem Baziakiem, metropolitą lwowskim — śp. kardynał Bolesław Kominek, od 1972 roku metropolita wrocławski, oraz śp. biskup Franciszek Jop, od 1972 roku pierwszy biskup rezydencjalny diecezji opolskiej.Wspominając zmarłych — zwłaszcza niedawno zmarłych — serdecznie pozdrawiam i witam żywych. Przede wszystkim — obok metropolity wrocławskiego — drugiego z kolei biskupa opolskiego Alfonsa Nossola, który jest rodowitym synem waszej ziemi. Witam też wszystkich trzech opolskich biskupów pomocniczych: Wacława, Antoniego oraz Jana. Pozdrawiam równocześnie i witam kapitułę opolską oraz całe duchowieństwo Kościoła opolskiego, a przy nim rodziny zakonne męskie i żeńskie. Szczególne słowa kieruję do ojców franciszkanów, którzy od wielu pokoleń strzegą sanktuarium na Górze Świętej Anny, spełniając duszpasterskie posługi wobec licznych pielgrzymów.Obok gospodarzy witam serdecznie wszystkich gości duchownych i świeckich przybyłych ze Śląska i z różnych stron Polski, nade wszystko zaś przedstawicieli Episkopatu. Wśród nich jest sześciu kardynałów: kardynał Volk, kardynał Król, który tutaj rano już przewodniczył koncelebrze wyręczając papieża, kardynał Meisner, kardynał Casaroli, i nasi polscy: kardynał prymas oraz kardynał metropolita krakowski. Prócz tego liczni księża biskupi, moi umiłowani bracia, również i spoza Polski.

Nie mogę też nie pozdrowić przedstawicieli uczelni katolickich i to z różnych miast polskich. To wszystko stąd bierze swój początek, że uczelnie katolickie bardzo kochają waszego biskupa; kochają go, ponieważ sam jest wybitnym teologiem. I on również kocha bardzo uczelnie katolickie. Ale tak jakoś potrafi sobą rządzić, że ta miłość uczelni i nauki nie przeszkadza mu w miłości diecezji opolskiej. Wręcz przeciwnie, jeszcze ją potęguje!.

 

 

4. Stajemy tutaj, na Górze Świętej Anny, wobec tej „pełni czasu”, jaką głosi święty Paweł w Liście do Galatów. Czytamy tam: „Gdy… nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z Niewiasty…” (Ga 4, 4).Na Górze Świętej Anny ta centralna prawda dziejów zbawienia uwydatnia się w sposób szczególny: „Niewiasta”, która zrodziła Syna Bożego, znajduje się, wraz z tym Synem, w objęciach swojej własnej matki: świętej Anny — tak jak widać na tej figurze… Wyraża się to w postaci świętej Anny Samotrzeciej, która tu w centralnym sanktuarium Śląska i Opolszczyzny, o sto lat zaledwie młodszym od Jasnej Góry, od pięciu stuleci doznaje szczególnej czci — i otoczona jest miłością pokoleń.Ta miłość i cześć kieruje się w stronę tajemnicy Wcielenia. Wiemy dobrze z Ewangelii świętego Mateusza i świętego Łukasza, że Syn Boży, stając się za sprawą Ducha Świętego człowiekiem w łonie Dziewicy z Nazaretu, ma równocześnie swoją ludzką genealogię. Genealogie ewangelistów wymieniają przede wszystkim męskich przodków Jezusa Chrystusa. W postaci świętej Anny Samotrzeciej uwydatnione jest przede wszystkim macierzyństwo: Matka — i matka Matki. Syn Boży stał się człowiekiem dlatego, że Maryja stała się Jego Matką. Ona sama zaś nauczyła się być matką od swojej matki.

Kult świętej Anny zostaje włączony poprzez genealogię macierzyństwa w samą tajemnicę Wcielenia. Zostaje on wprowadzony do tej „pełni czasów”, która nastąpiła wówczas, gdy „Bóg zesłał Syna swego zrodzonego z Niewiasty”.

 

 

5. Zesłał Go zaś, „..aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo” (Ga 4, 5).Wiecie dobrze, drodzy pielgrzymi, że od dnia 25 marca tego roku, czyli od uroczystości Zwiastowania, która jest równocześnie liturgicznym świętem tajemnicy Wcielenia — rozpoczął się w całym Kościele nadzwyczajny Jubileusz Roku Odkupienia. Tak bowiem, jak w roku 1933 Kościół obchodził jubileusz, wspominając 1900 lat, które minęły od Odkupienia świata, podobnie w roku bieżącym wspomina 1950 lat od tego zbawczego wydarzenia.W ten sposób obchodzony w Polsce rodzimy jubileusz Jasnej Góry przechodzi niejako w ów powszechny jubileusz całego Kościoła. Punktem zaś odniesienia owego Jubileuszu Odkupienia jest właśnie owa „pełnia czasu”, kiedy „Bóg zesłał Syna swego zrodzonego z Niewiasty, aby wykupił tych, którzy byli pod Prawem…”: aby odkupił z grzechu cały rodzaj ludzki — „abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo”.

Wy, którzy tutaj pielgrzymujecie na Górę Świętej Anny, rozważajcie w tym roku z pogłębioną wiarą tajemnicę owego „narodzenia z Niewiasty”, które dało początek naszemu Odkupieniu. I starajcie się ze szczególną nadzieją przenikać niezgłębione skarby Odkupienia, które Kościół w tym roku otwiera przed całym Ludem Bożym, aby z nich czerpał odpuszczenie i pojednanie. Starajcie się więc o odpuszczenie grzechów, a także i odpuszczenie kar doczesnych, na ile to możliwe przy właściwym usposobieniu wewnętrznym. Starajcie się czerpać również pojednanie: przede wszystkim coraz głębsze pojednanie z Bogiem samym w Jezusie Chrystusie i za sprawą Ducha Świętego, równocześnie zaś pojednanie z ludźmi, bliskimi i dalekimi — obecnymi na tej ziemi i nieobecnymi. Ziemia ta bowiem wciąż potrzebuje wielorakiego pojednania, jak o tym już dziś mówiłem we Wrocławiu, nawiązując do dzieła świętej Jadwigi.

 

 

6. Ze czcią wspominamy na Górze Świętej Anny również i tych, którzy na tej ziemi nie wahali się, w odpowiednim czasie, złożyć ofiary życia na polu walki, jak o tym świadczy znajdujący się tutaj pomnik Powstańców Śląskich. Góra Świętej Anny pamięta również o nich. Równocześnie zaś nosi ona w samym sercu sanktuarium pamięć tych wszystkich, którzy z pokolenia na pokolenie przybywali tutaj, aby „otrzymać przybrane synostwo”: synostwo Boże. Aby żyć tym Bożym życiem, jakie za cenę ofiary Chrystusa stało się darem dla wszystkich ludzi. Ażeby na nadprzyrodzonym gruncie łaski uświęcającej budować uczciwe, szlachetne ludzkie życie: życie godne chrześcijanina, zarówno w domu rodzinnym, jak przy warsztacie pracy rolniczej czy przemysłowej, jak wreszcie w życiu całej społeczności.„Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: »Abba, Ojcze!«” (Ga 4, 6).Tu, na Górę Świętej Anny, przychodziły i przychodzą całe pokolenia pielgrzymów po to, aby nauczyć się tego wołania. Aby nauczyć się modlitwy, która następnie przenika ludzkie życie — przenika i kształtuje je po Bożemu. A ta modlitwa, zespalając obok siebie rodziców i dzieci, dziadków i wnuki, stwarza zarazem najgłębszą więź pokoleń. Czyż w tej więzi nie przetrwało wielkie dziedzictwo Boże i ludzkie aż od czasów piastowskich: od czasów świętej Jadwigi i Władysława Opolskiego, fundatora Jasnej Góry?

 

 

7. Postać świętej Anny Samotrzeciej uzmysławia nam, jak Syn Boży stał się człowiekiem z Ducha Świętego, a równocześnie poprzez genealogię ludzkich pokoleń. Niech ta postać będzie dla was, drodzy bracia i siostry, stałym źródłem natchnienia w życiu codziennym, w życiu rodzinnym i społecznym. Przekazujcie sobie wzajemnie, z pokolenia na pokolenie, wraz z modlitwą, całe duchowe dziedzictwo życia chrześcijańskiego.Jako dzisiejszy pielgrzym na Górę Świętej Anny, a zarazem pierwszy papież, którego wydała ziemia polska, pragnę potwierdzić to dziedzictwo i umocnić je. Przetrwało ono tutaj przez tyle pokoleń. Niech trwa nadal. Niech w zasięgu promieniowania Góry Świętej Anny rozwija się to wszystko, co ma swój początek w Odkupieniu dokonanym przez Jezusa Chrystusa, Syna Maryi. To, co w duszach naszych zaszczepia sakrament chrztu, a umacnia bierzmowanie. To, co się stale odnawia przez pokutę — a sakramentalną pełnię znajduje w Eucharystii.Na pamiątkę mej obecności na tej ziemi pragnę za chwilę dokonać koronacji czcigodnego obrazu Matki Bożej z katedry opolskiej.

Synowie i Córki tej ziemi!

Nie przestawajcie żyć tą wiarą, że Bóg zesłał Syna swego zrodzonego z Niewiasty… abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo, synostwo Boże.

Synowie i Córki tej ziemi!

Nie przestawajcie trwać w synostwie Bożym, które mamy od Jezusa Chrystusa — ukrzyżowanego i zmartwychwstałego — za sprawą Ducha Świętego.

Synowie i Córki tej ziemi!

Nie przestawajcie nigdy wołać (w języku, który był językiem waszych przodków — nie przestawajcie nigdy wołać do Boga: Abba, Ojcze! Amen.

 

 

Na zakończenie nabożeństwa Jan Paweł II powiedział:Pragnę na zakończenie udzielić błogosławieństwa, a tym błogosławieństwem również poświęcić kamienie węgielne przeznaczone dla kościołów, które mają być zbudowane.W ten sposób zostaną poświęceni i ludzie, i świątynie…

Moi drodzy, pragnę wyrazić na zakończenie móją wielką radość z tego, że tu przybyłem. Nawet może bym tu został z wami, tylko bardzo ciężko byłoby przenieść Bazylikę św. Piotra.

Jak tutaj wylądowałem i wysiadłem z helikoptera, wojewoda opolski powiedział mi tak: „No, przynajmniej jeden raz w czasie tej pielgrzymki Papież przyjeżdża na wieś, bo stale jeździ tylko po miastach, a Góra Świętej Anny to wieś”. Ja tego nie wiedziałem, ale tym lepiej. Myślę sobie, jak doszło do tego, że przyjechałem na Górę Świętej Anny? Rozważam, wspominam, szukam w przeszłości i przypominam sobie: przyszedł do mnie raz ksiądz biskup Nossol. Zaprosiłem go na kolację po starej znajomości, a on w tej jadalni, gdzie jedliśmy kolację, czyli wieczerzę, ustawił figurkę św. Anny Samotrzeciej. I ta św. Anna Samotrzecia tam stoi i swoje robi — i swoje zrobiła…

(W tym momencie rozległo się wołanie: Dziękujemy!)

Ja również wam bardzo dziękuję. Dziękuję wam za tę piękną liturgię, liturgię nieszporów. I jeśli o coś mogę was prosić tu, w tym sanktuarium, a prosiłbym o to na wielu miejscach, to abyście tę piękną, nieszporną liturgię dalej kultywowali tak, jak to dzisiaj sprawowaliście wspólnie z papieżem. To tyle myśli przychodzi mi do głowy — na razie.

Teraz chciałbym jeszcze odwiedzić sanktuarium i robić, co do mnie należy, to znaczy wsiadać w helikopter i lecieć do Krakowa.

Tam w Krakowie macie swoich rodaków, tam jest św. Jacek, tam jest bł. Bronisława. Chociaż w Krakowie — to i tak będę pod Górą Świętej Anny. Kraków pod Górą Świętej Anny!

 

PRZYPISY

1 Przed rozpoczęciem przemówienia zgromadzeni wznosili okrzyki: „My kochamy Papieża!”, „Niech żyje Papież!” i śpiewali „Sto lat”, na co Ojciec Święty odpowiedział:
Moi drodzy, chcę zrobić małą uwagę, a mianowicie taką, że od dziecka śpiewałem nieszpory, chodziłem na nieszpory, a potem jako kapłan odmawiałem, śpiewałem nieszpory, ale pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby w nieszporach śpiewano „Sto lat!”… To jakaś nowa liturgia!

 

 

http://mateusz.pl/jp99/pp/1983/pp19830621d.htm

Figura Matki Bożej z Góry Iglicznej, Przyczyny naszej radości Najświętsza Maryja Panna z Góry Iglicznej, Przyczyna naszej radościŁaskami słynąca figura Matki Bożej, czczona w sanktuarium na Górzej Iglicznej (diecezja świdnicka) została wykonana z drewna lipowego w Austrii ok. 1750 r. przez nieznanego artystę. Ma 39 cm wysokości i jest ludową kopią cudownej figury Matki Bożej z austriackiego sanktuarium w Mariazell. Figura przedstawia Maryję z Dzieciątkiem Jezus trzymanym na prawej ręce. Suknia Maryi jest w kolorze błękitu z motywem kwiatowym, zaś suknia Jezusa jest gładka, ma kolor czerwieni. Suknie obu postaci są w kształcie trapezu z poziomymi pasami imitującymi sploty sznura z wisiorami. Podstawę figury stanowią trzy główki aniołków. Na figurę zakładane są sukienki.
Św. Jan Paweł II w dniu 21 czerwca 1983 r., podczas II pielgrzymki do Ojczyzny, dokonał we Wrocławiu koronacji cudownej figury Matki Bożej nadając jej wezwanie “Przyczyna naszej radości”. Powiedział wtedy:Pragnę wyrazić radość, że wśród jasnogórskiej pielgrzymki jest mi dane ukoronować cudowną figurę Matki Bożej Śnieżnej, która w Sudetach króluje i hojnie rozdaje swe łaski: szczególna Opiekunka ludzi dotkniętych chorobą oczu, niewiast pragnących potomstwa, turystów i sportowców – Przyczyna naszej radości. Wkładając na skronie Syna i Matki korony, mówimy: “Tyś Bogarodzicą, Tyś naszą Matką, naszą Królową. w Twoich rękach, Pośredniczko łask wszelkich, nasze życie i nasze zbawienie”. Zbieramy dziś w jedno, składamy u stóp Twoich wiarę, nadzieję i miłość wyrażane tu i wyznawane przed Tobą od tylu dziesiątków lat, a także naszą wiarę, nadzieję i miłość – i tę, którą wyznawać będą przyszłe pokolenia. Bądź naszą radością, jak w przeszłości, tak również dziś, zsyłaj sercom naszym łaski, tak jak płatki śniegu w górach, gdzie mieszkasz. Polecam siebie i moją posługę Kościołowi powszechnemu na rzymskiej Stolicy świętego Piotra modlitwom pielgrzymów, którzy Cię, Matko Boża Śnieżna, odwiedzają.

Chrystus przyszedł na świat, aby przynieść ludziom pokój i radość (por. J 15, 11; J 17, 13). Przez swe narodzenie napełnił radością pokornych pasterzy (por. Łk 2, 10), a zmartwychwstając rozradował swych uczniów (por. J 20, 20; Łk 24, 41). Wstępując do nieba pozostawił Apostołów rozradowanych (por. Łk 24, 52), a siedząc po prawicy Ojca, zesłał na powstający Kościół Ducha miłości i wesela (por. Ga 5, 22).
Kościół zawsze umieszczał swą radość w Chrystusie i miłował Go z coraz pełniejszą radością. Ponieważ Jezus przyszedł do nas przez Maryję, Kościół stopniowo doszedł do zrozumienia, że poprzez swe współdziałanie w tajemnicy Wcielenia Słowa stała się Ona przyczyną, czyli początkiem i źródłem tak wielkiej radości. Oprócz tego Kościół w przekonaniu, że smutek, jaki wniosła w dzieje świata Ewa przez nieposłuszeństwo, Maryja zamieniła w radość przez uległość, zaczął Jej oddawać cześć jako “Przyczynie naszej radości”. Jej kult pod tym właśnie tytułem rozszerzył się szczególnie we Francji i w Kanadzie (franc. Notre Dame de Liesse).

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-21c.php3

Góra Igliczna

Góra Igliczna

 

I

gliczna (niem. Spitzberg) to niewielki (845 m n.p.m.), ale dość stromy, pokryty gęstym lasem bukowym i świerkowym szczyt w Sudetach Wschodnich, w Masywie Śnieżnika. Przechodzą tędy główne szlaki turystyczne Masywu Śnieżnika. Z terenu przy sanktuarium roztacza się wspaniały widok na Czarną Górę, Śnieżnik i Kotlinę Kłodzką.

Sanktuarium Matki Bożej Śnieżnej Przyczyny Naszej Radości

Pod szczytem Iglicznej znajduje się późnobarokowa świątynia z końca XVIII wieku – Sanktuarium Maria Śnieżna. Historia miejsca związana jest z wojnami o Śląsk w XVIII wieku, pomiędzy austriacką monarchią Habsburgów i pruskim królestwem Hohenzollernów. Gdy po I wojnie śląskiej, w roku 1742 większość ziem znalazła się pod panowaniem pruskim, okoliczna ludność – pielgrzymująca wcześniej licznie do austriackiego sanktuarium w Mariazell (w Styrii), do Madonny zwanej Matką Narodów Słowiańskich – zaczęła napotykać coraz większe trudności z przekraczaniem austriacko-pruskiej granicy. Prawdopodobnie dlatego mieszkaniec wsi Wilkanów – Krzysztof Veit, wracając z Mariazell, przywiózł ze sobą ludową kopię tamtejszej figury Matki Bożej, którą umieszczono na starym buku, rosnącym na stoku Iglicznej. W roku 1765 w czasie potężnej burzy buk runął, ale figura nie została uszkodzona, co uznano za cudowne wydarzenie i przeniesiono rzeźbę do nowo wybudowanej kapliczki, gdzie – jak odnotowują kroniki – w 1777 roku nastąpiło pierwsze, oficjalnie potwierdzone, cudowne uzdrowienie. Syn gospodarza ze wsi Sienna wpadł do dołu z wapnem. Po trzech dniach modlitw w kaplicy na Iglicznej chłopiec, któremu wapno uszkodziło oczy, odzyskał wzrok. Wkrótce potwierdzono 12 kolejnych uzdrowień, co zapoczątkowało rozkwit ruchu pielgrzymkowego. Niewielka drewniana kaplica nie była w stanie pomieścić wszystkich wiernych. W 1781 roku rozpoczęto, a rok później ukończono budowę nowego, stojącego do dziś kościoła. Zapewne dlatego, że Igliczna przez wiele miesięcy w roku jest pokryta śniegiem, sanktuarium na szczycie poświęcono MB Śnieżnej. W 1784 roku do kościoła dobudowano wieżę, a później niskie podcienia, otaczające świątynię z zewnątrz – tzw. soboty. Neobarokowy ołtarz wykonano w ostatnich latach XIX stulecia. W jego centrum dwaj aniołowie podtrzymują gablotę, w której znajduje się figura Marii z Dzieciątkiem, trzymanym na prawej ręce. Postać – wyrzeźbiona przez nieznanego artystę w lipowym drewnie – ma 39 cm wysokości. Jan Paweł II podczas drugiej pielgrzymki do Polski, w 1983 roku, dokonał we Wrocławiu koronacji figury Matki Bożej z Iglicznej, nadając jej wezwanie Przyczyny Naszej Radości. Dziś miejsce przyciąga pielgrzymów i turystów nie tylko z Polski, ale też z pobliskich Czech, Niemiec oraz Słowacji.

Sanktuarium Maria Śnieżna
Góra Igliczna 1
57-500 Bystrzyca Kłodzka
074 813 51 75
msniezna@diecezja.swidnica.pl
www.mariasniezna.pl

http://turystyka.wp.pl/title,Gora-Igliczna,wid,15575410,wiadomosc.html?ticaid=11514f

Słowo pasterza

Przyczyna naszej radości

Bp Ignacy Dec

Na terenie diecezji znajduje się góra Igliczna, na którą wspinają się turyści nie tylko po to, by nasycić się urokiem gór: pięknymi widokami i świeżym powietrzem, ale także, by pokłonić się figurce Maryi którą nazywamy Matką Bożą, Przyczyną Naszej Radości. Wielcy przyjaciele Boga na czele z Maryją byli ludźmi wewnętrznej radości. Stąd też wszyscy chrześcijanie wezwani są do życia w radości. Jak jednak odpowiedzieć na to wezwanie, które wydaje się dziś być trochę niezrozumiałe? Spróbujmy zastanowić się, do jakiej radości wzywa nas Bóg i gdzie są właściwe jej źródła.
O radości mówi się dziś dość dużo. Mówi się o jej potrzebie. Mówi się, że jest bardzo dobrym lekarstwem na stresy, że chroni przed zawałem serca, że jest potrzebna w towarzystwie, na zabawie, w urzędach, w zakładach pracy, w kościele – jednym słowem – wszędzie. Spotykamy niejednokrotnie ludzi radosnych, uśmiechniętych. Widzimy ich na ekranach telewizorów. Spotykamy na przyjęciach towarzyskich, imieninowych. Lubimy przebywać w ich obecności. Jednakże zauważamy, że nie każda radość jest autentyczna. Niekiedy jest to radość wymuszona. Czasem jest to radość na pokaz, uśmiech przed kamerą, uśmiech za pieniądze, radość dla zmylenia przeciwnika. Radość tego typu może być skutkiem grzechu: oszustwa, kłamstwa, kradzieży, rozpusty cielesnej, nagromadzenia bogactw doczesnych. Radość tego rodzaju jest krótkotrwała, szybko przemija, usycha. Jesteśmy wezwani do radości autentycznej, prawdziwej, głębszej. Jest to radość dzieci Bożych, radość, która jest cnotą moralną.
Źródłem prawdziwej radości jest doświadczanie obecności Boga, doświadczanie Jego miłości i dobroci: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim” (Iz 61,10); „Radujcie się zawsze w Panu. Jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Pan jest blisko” (Flp 4,4.5). Kto doświadcza naprawdę Pana Boga, ten przeżywa wewnętrzną radość.
Nasz poeta napisał kiedyś: „Idą ulicą biedni ludzie, bardzo znękani smutni ludzie. Jak się nazywa ich boleść sroga? Nie mają Boga, brak im Boga”. Ludzie, którzy zagubili Boga, tracą prawdziwą radość. Jeśli czymś potrafią się cieszyć, to jest to zwykle radość przejściowa, pozorna.
Kolejne źródło radości to wolność od zła – nawrócenie jako źródło radości. „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim, bo przyodział mnie w szaty zbawienia, okrył mnie płaszczem sprawiedliwości (Iz 61,10). Przyodzianie w szaty zbawienia to tyle, co przyjęcie Bożego miłosierdzia, dostąpienie odpuszczenia grzechów. Zatem autentyczna radość wyrasta z czystego serca. Ludzie z obciążonym sumieniem nie mogą być wewnętrznie radośni. Mogą stwarzać tylko pozory radości.
Również czynienie prawdy w miłości stanowi źródło radości. Bezinteresowne pełnienie uczynków miłosierdzia. Gdy Jan Chrzciciel nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: „Cóż więc mamy czynić? „On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni» (Łk 3, 10-11). Życie potwierdza następującą prawidłowość: im więcej czynimy dobra, im więcej służymy i poświęcamy drugim, tym więcej jest w nas radości.

Oprac. ks. Łukasz Ziemski

Edycja świdnicka 20/2012E-mail: swidnica@niedziela.pl
Adres: ul. Kościuszki 4, 58-150 Strzegom
Tel.: (34) 369-43-25“Z Bogiem” — rozmyślania — część 188Przyczyno naszej radości, módl się za nami!

W tym wezwaniu wychwalamy Maryję za liczne pomoce, przez które przynosi nam radość. Ona przecież dała nam tego, o którym powiada Boży wysłannik: “Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu” (Łk 2, 10). Jest ona przyczyną naszej radości także z tego względu, że Odkupiciel ze szczególnym upodobaniem zlewa na nas swe łaski za jej pośrednictwem. Wyjednuje nam ona tyle łask, że słusznie może odezwać się do nas: “Kto mnie znajdzie, ten znajdzie życie i uzyska łaskę u Pana” (Prz 8, 35).
Maryja staje także wobec nas jako matka łaskawości, przepełniona radością i rozweselająca wszystkich. Ona śpiewa radosną pieśń Magnificat, gdzie wyznaje: “Duch mój się raduje w Bogu i Zbawicielu moim” (Łk 1, 47). Ona wniosła czystą radość w dom Zachariasza, tak że dziecię poruszyło się radośnie w łonie Elżbiety (Łk. 1, 44). Bierze ona udział w godach w Kanie i sama przyczynia się do powiększenia radości przez cud swego Syna. Obok dotkliwych boleści doznała ona także najgłębszych radości. Siedem z nich obchodzi Kościół osobnym świętem i czci je w osobnej koronce radosnej. Są to radości przy wcieleniu Pana Jezusa, przy nawiedzeniu św. Elżbiety, przy narodzeniu Zbawiciela, w czasie hołdu Trzech Mędrców ze Wschodu, po znalezieniu Pana Jezusa w świątyni, przy spotkaniu się z Jezusem po jego Zmartwychwstaniu i wreszcie przy jej chwalebnym ukoronowaniu w niebie. I ta sama promieniująca weselem Dziewica stoi niewątpliwie najbliżej Trójcy Przenajświętszej i jest także przyczyną radości aniołów i Świętych.
Wesel się z Maryją, bogatą w radości. Bądź, jak ona, apostołem radości i otaczaj w ten sposób religię nimbem szczęścia, uroku, wesela i miłego powabu, “Służcie Panu z weselem!” (Ps 100, 2). Pozbądź się na zawsze wszelkich uciech niskich i pospolitych. Idź drogą, którą szła Maryja: “Weselcie się zawsze – w Panu!” (Flp 4, 4).
Bądź na wzór Niepokalanej przyczyną radości dla bliźnich swoich, dla swego otoczenia, dla podwładnych i domowników. Bądź im słońcem! Chętnie sprawiaj im drobne radości! Nie bądź zimnym egoistą. Nie trać z oczu ani na moment wspaniałej zasady życiowej: “Jeśli chcesz być szczęśliwym w życiu, przyczyniaj się do uszczęśliwienia drugich, albowiem radość, którą sprawiamy innym, wraca z powrotem do naszego serca!”

Rozmyślania pochodzą z książki “Z Bogiem” o. Atanazego Bierbauma OFM, wydanej w Krakowie w 1934 r. za aprobatą tamtejszej Kurii Książęco-Metropolitalnej.

http://msza.net/i/rozmyslania-188.html

Przyczyna naszej radości

Tak mówimy modląc się do Maryi. Jest jedyną Osobą, która na ziemi umiała tak głęboko i tak doskonale w tym samym czasie przeżywać i krzyż i radość. Widzi konanie i śmierć Syna, ale jednocześnie trwa w radości widząc, że Bóg realizuje swoje obietnice. Widzenie z jednej strony dramatu Jej Syna i Jej matczynego serca nie przeszkadza w widzeniu tego, do czego ta śmierć i Jej ból prowadzą. Jest to patrzenie głębokie, wybiegające w wieczność, patrzenie w wiarą. Jej życie było i jest radością Boga. Rzecz nie w tym, co Ona dokonała, lecz w tym, na co pozwoliła, aby Bóg w Niej dokonał.

Maryja jest tą, przy której Jezus odpoczywał. Skąd w Niej radość? Jest oddana w posłuszeństwie i miłości życzeniom Boga. Radość w Niej również przez to, że zawsze modli się w sercu. Człowiek staje się prawdziwie ludzki, przez modlitwę serca. Pełnia radości pojawia się w człowieku poprzez poddanie się działaniu Ducha Świętego, aby „urodzić Słowo”. Odkrywamy w nas połączenie otwartości na dary Boże i Jej odpowiadanie zawsze w sercu, które to odpowiadanie tam czynione, jest modlitwą.

Serce Maryi zawsze jest skupione na Jezusie, Słowie Ojca. Zostaje Ona Matką Boga jedynie w tym celu, aby poddać się panu, jako Jego pokorna Służebnica. W świetle Ducha Świętego rozważała każde wydarzenie dotyczące Jej Syna. Cale jej życie, było życie w sercu, gdzie spotykała się z miłością i działaniem Boga.

Odnajdujemy w Niej głód oddawania siebie na służbę Miłości. Jest osobą całkowicie spełnioną, doskonałą. Kontemplacja Boga uczyniła Ją Matką Słowa Bożego. Otrzymała życie i dawała, daje nieustannie życie. Maryja uczy nas dochodzenia do doskonałości, spełniania się w chrześcijańskim, zakonnym życiu przez przeżywanie „w sercu” śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Miarą tego dochodzenia jest zawsze miłość i pokora otrzymywana w służbie innym. Jest to istota modlitwy serca.

http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/index.php?page=01&id=04-04-008

 

Relief na grobowcu św. Rajmunda Święty Rajmund z Barbastro, biskup

Rajmund był synem Wilhelma, a urodził się w Durban, koło Tuluzy. Wychowywał się w klasztorze św. Antonina we Frédelas. Około 1100 r. został kanonikiem w Saint-Sernin, w Tuluzie, a potem także prepozytem tamtejszej kapituły. W 1104 r. powołano go na biskupstwo w Roda-Barbastro. Urząd piastował w czasie wielkiej ekspansji Nawarry i Aragonii, zwycięstw odnoszonych w walkach z muzułmanami. Na skutek zatargu z Alfonsem I oraz Stefanem, biskupem Huesca, w 1116 r. musiał opuścić diecezję, ale z królem pojednał się w trzy lata później. Wrócił wtedy na swą stolicę. W 1125 r. towarzyszył Alfonsowi I w wyprawie do Andaluzji.
Zmarł 21 czerwca 1126 r. w Roda.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-21d.php3

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Evreux, we Francji – św. Laufryda, opata. Niemal przez 50 lat był przełożonym założonego przez siebie klasztoru. Zmarł w roku 738.oraz:św. Albana, męczennika (+ 450); św. Euzebiusza, biskupa z Samosaty i męczennika (+ 380); św. Terencjusza, biskupa Ikonium i męczennika (+ I w.)

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/06-21.php3

*****

********************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

*****

Mateusz Pindelski SP, Natalia Polak

Zawód: biblista

eSPe

Rozmowa z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim, biblistą, Przewodniczącym Stowarzyszenia Biblistów Polskich
Natalia Polak: Księże Profesorze, w jaki sposób biblista czyta Pismo Święte? 
W zajmowaniu się Biblią można wyróżnić dwa poziomy. Pierwszym jest czytanie, rozumienie i objaśnianie Biblii, która odzwierciedla określone uwarunkowania historyczne, geograficzne, społeczne, obyczajowe i religijne. Bez znajomości bogatego świata, który znalazł wyraz w Piśmie Świętym, nie sposób właściwie orędzia Biblii zrozumieć. Jest to wymiar pod wieloma względami historyczny, można nawet powiedzieć: archeologiczny.
Drugi poziom objaśniania Biblii, polega na odczytaniu jej przez biblistę jako człowieka osadzonego we współczesności i żyjącego wiarą Kościoła. Setki tysięcy, miliony ludzi na całym świecie czyta Biblię dlatego, że ta Księga odpowiada na najważniejsze, najistotniejsze pytania człowieka. Biblia przetrwała nie tylko dlatego, że jest bardzo interesująca, ale dlatego, że każde pokolenie chrześcijan, wyznawców judaizmu, a także muzułmanów szuka przede wszystkim w niej drogi życia. Dzisiejszy człowiek też szuka takiej właśnie drogi życia. Podstawowe zadanie, które przed biblistą stoi, polega na pogodzeniu wymiaru historycznego i egzystencjalnego czytania oraz objaśniania Ksiąg świętych.
N.P.: Co to znaczy być dobrym biblistą? 
Być dobrym biblistą to znać, jak najlepiej, języki, w których Biblia została napisana: hebrajski, aramejski i grecki. Odzwierciedlają one biblijną mentalność, biblijny sposób myślenia, biblijny sposób wyznawania wiary w Boga, a więc ten sposób, który jest niezbędny dla zrozumienia Biblii. Być dobrym biblistą to znaczy głęboko i wszechstronnie poznawać realia, w jakich Pismo Święte powstawało. Jest to jeden wymiar. Można powiedzieć: wymiar intelektualny. Jednak on nie wyczerpuje wszystkich wyzwań, przed którymi staje dobry biblista.
Dobry biblista jest również wyczulony na wiarę Kościoła dzisiaj, dlatego że Biblia jest własnością Kościoła. Powstała z wiary i dla wiary, i została bardzo wiernie przechowana, ponieważ ludzie wierzący w Boga z największą troską ją przepisywali, utrwalali, przekazywali, objaśniali i komentowali. Dobry biblista z jednej strony, musi cierpliwie i wytrwale poznawać owoce wysiłku komentowania Biblii w przeciągu stuleci, ale także powinien być otwarty na potrzeby i dylematy współczesnego Kościoła i współczesnego człowieka.
o. Mateusz Pindelski SP: Czy Ksiądz Profesor zauważa nawyki, zachowania, sposób rozmawiania czy życia charakterystyczne dla biblistów? 
Każda dyscyplina teologiczna ma swoją specyfikę i zakłada przyzwyczajenia, predyspozycje, ukierunkowania i uwarunkowania ludzi, którzy ją uprawiają. Myślę, że bibliści wyróżniają się wśród teologów dużą otwartością. Muszą być otwarci na bardzo różne „światy”. Poznają przecież religię biblijnego Izraela, a także starożytne wierzenia sąsiednich ludów pogańskich. Takie poznanie zakłada nawet pewną sympatię dla tych wierzeń, bo dzięki niej można lepiej zrozumieć przesłanie tych części Biblii, które mają charakter polemiczny albo krytyczny.
Czytając Nowy Testament biblista nie tylko stara się zrozumieć orędzie Jezusa Chrystusa, ale także – motywy postępowania tych, którzy Go prześladowali, a w końcu ukrzyżowali – nie dlatego, żeby ich usprawiedliwiać, ale dlatego, żeby poznać mechanizmy zła czy sprzeciwu wobec Boga, które są w każdym człowieku.
Biblista musi być bardzo otwarty na rozmaite kierunki objaśniania Biblii, które w ciągu wieków były bardzo różne, nieraz wykluczające się nawzajem. Bibliści umieją budować jedność spojrzenia religijnego i jedność teologii przy uszanowaniu różnorodności poglądów. Z tego powodu miewają rozmaite kłopoty, dlatego że nie są rozumiani, nie są właściwie odczytywani przez ludzi, którzy mylą jedność z jednorodnością.
N.P.: Co Księdza Profesora denerwuje w związku z badaniem Pisma Świętego? 
Nie tyle denerwuję się, co raczej czuję się bezsilny, kiedy przychodzi mi publikować rezultaty dociekań biblijnych i okazuje się, że w wydanej książce czy w artykule pojawiają się błędy. To jest najczęstszy powód mojej frustracji. Natomiast innych powodów do frustracji nie mam, dlatego, że spotkania ze studentami czy wykłady ogólnie są zawsze bardzo interesujące. Wykładam Pismo Święte prawie 20 lat i muszę powiedzieć, że z roku na rok mam coraz lepszych studentów w tym znaczeniu, że są coraz mocniej zainteresowani tym, co studiują – są coraz lepiej przygotowani, znają coraz lepiej języki nowożytne i dzięki temu mogą również poznawać coraz lepiej języki starożytne. Częstsze niż kiedykolwiek są kontakty z zagranicą, wyjazdy studentów do Rzymu czy do krajów biblijnych.
M.P.: Co do tej pory sprawiło Księdzu Profesorowi największą satysfakcję związaną z pracą biblisty? 
Największą satysfakcję sprawiło mi to, że po żmudnych dociekaniach nad porównaniem Księgi Ezechiela z Księgą Rodzaju (zakładając, że obie powstały w VI wieku przed Chrystusem, czyli w okresie wygnania babilońskiego* [Gwiazdka odsyła do słowniczka zamieszczonego pod tekstem – przyp. red.]). stwierdziłem, że w jednej i drugiej są wspólne tradycje*, wspólny sposób myślenia, wspólne materiały źródłowe*; że jedna i druga mają mezopotamski* rodowód. Zwykło się mówić, że w Księdze Rodzaju 1–11, są wykorzystywane tradycje mezopotamskie oraz że ta część ma bardzo dawne pochodzenie, sięgające X wieku przed Chrystusem, podczas gdy Księga Ezechiela pochodziłaby z VI wieku przed Chrystusem. Należałoby zatem wnosić, że Ezechiel znał Księgę Rodzaju. Doszedłem do przekonania, że wprawdzie prorok Ezechiel znał tradycje, które są zamieszczone w Księdze Rodzaju 1-11, ale znał je w kształcie wcześniejszym. Ten wniosek naprowadził mnie na myśl o istnieniu prężnej, okrzepłej i znaczącej diaspory asyryjskiej* złożonej z Izraelitów, którzy zostali deportowani do Mezopotamii, na teren współczesnego Iraku, pod koniec VIII wieku przed Chrystusem. Ta teza o istnieniu prężnej asyryjskiej diaspory Izraelitów, którą zgłosiłem jako pierwszy i której od kilku lat wytrwale bronię, przyniosła mi najwięcej satysfakcji, bo ona stanowi żywy i znaczący wkład do biblistyki starotestamentowej i do biblistyki w ogóle.

Druga dziedzina, która przynosi mi ogromną satysfakcję, to badania dotyczące miejsca, statusu i roli Septuaginty* jako Biblii greckiej w ostatnich wiekach przed chrześcijaństwem. Septuagina to nie tylko przekład, tłumaczenie, ale prawdziwa Biblia grecka, Biblia judaizmu hellenistycznego, która później, z początkiem ery chrześcijańskiej, stała się Biblią autorów Nowego Testamentu oraz Biblią Ojców Kościoła, a więc Biblią chrześcijańską. Septuaginta jest tak ważna, bo jest to Biblia Kościoła pierwszych wieków, (a Kościoła prawosławnego – po dzień dzisiejszy). Obydwa te zagadnienia: asyryjska diaspora Izraelitów oraz rola i miejsce Biblii greckiej mają ogromne znaczenie dla dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. Odsłaniają one mechanizmy, które kierowały życiem biblijnego Izraela i kierują Żydami po dzień dzisiejszy, a polegają na tworzeniu swojej wizji historii przez kolejne pokolenia Żydów. Na przykładzie Septuaginy widać doskonale, w jaki sposób rozeszły się drogi Synagogi i Kościoła. Septuaginta, Biblia grecka, była Biblią Żydów, którzy ją jednak odrzucili, dlatego że stała się Biblią Kościoła. I właśnie ten pierwiastek antychrześcijański w judaizmie istniejący do dzisiaj to sprawa bardzo istotna. Dość powszechnie mówi się o elementach antyżydowkich w nauczaniu chrześcijańskim, natomiast druga strona tego procesu, czyli elementy antychrześcijańskie w nauczaniu żydowskim, jest skwapliwie przemilczana. Mówienie na ten temat bywa bardzo niewygodne i w związku z tym badania nad Biblią mają też swój aktualny wymiar i wydźwięk.
ŻYĆ PISMEM ŚWIĘTYM

N.P.: Dlaczego Ksiądz został biblistą? Czy to jest zawód czy powołanie? 
Myślę, że najpierw jest to powołanie, które staje się zawodem; zawodem w najlepszym tego słowa znaczeniu. Zostałem biblistą, bo zawsze chciałem nim być. Od czasu podjęcia studiów teologicznych, zawsze mnie Pismo Święte interesowało. Czytałem Pismo Święte, kiedy byłem małym dzieckiem (w wieku jedenastu–dwunastu lat), oczywiście wtedy jeszcze nawet nie wiedziałem, że istnieje biblistyka (był to początek lat sześćdziesiątych). Przeświadczenie, że jest to bardzo ciekawa dziedzina, utrwaliło się we mnie podczas studiów w seminarium duchownym. Chociaż w seminarium byłem skupiony głównie na Nowym Testamencie, wiedziałem, że tym, co mnie bardziej interesuje jest Stary Testament. Na niego zorientowałem studia w Rzymie i Jerozolimie. Zwłaszcza pomocne były studia w Jerozolimie na Uniwersytecie Hebrajskim, które umożliwiały dokładniejsze, lepsze poznanie języka hebrajskiego, kultury hebrajskiej, realiów Palestyny, co sprzyjało, aby Stary Testament poznawać lepiej i głębiej.
N.P.: Czy nie zdarzyło się kiedyś, że żałował Ksiądz wyboru kierunku studiów? 
Nigdy nie żałowałem i nigdy nie było takiego momentu, żebym się zachwiał. Sama Biblia jest ciekawa, a studia nad Biblią są wręcz porywające. Kiedy byłem w Rzymie czy w Jerozolimie mogłem tylko żałować, że dzień jest za krótki na to, by czytać więcej; że pobyt w bibliotece jest ograniczony. Co więcej, z roku na rok rosło poczucie satysfakcji, zadowolenia, czy wręcz głębokiej radości, że robię to, co lubię – im bardziej człowiek jest starszy, tym bardziej jest to poczucie spełnionego życia. Dlatego nie tylko nie żałuję, ale nie wyobrażam sobie życia innego niż to, które wybrałem i które prowadzę.
N.P.: Czy mógłby Ksiądz opowiedzieć o spotkaniu związanym z Pismem Świętym, które najbardziej utkwiło Księdzu w pamięci? 
Oczywiście był to pierwszy wyjazd do Ziemi Świętej. Pismo Święte żyło we mnie, na długo zanim pojechałem do Ziemi Świętej i Ziemia Święta we mnie żyła, na długo zanim pojechałem do Palestyny. Ale można powiedzieć, że do czasu pierwszego kontaktu z Ziemią Świętą Pismo Święte było rodzajem złotej legendy albo opowiadań o krainie i kraju, które może gdzieś istnieją, ale jak one wyglądają, tego nie wiemy.
Naprawdę z bijącym sercem leciałem z Warszawy do Bukaresztu – to był 5 lipca 1979 rok – a następnie z Bukaresztu do Tel Awiwu. Pamiętam, że na pokładzie samolotu leciała grupa sowieckich jeszcze wtedy Żydów i gdy samolot zbliżył się do Ziemi Świętej (pogoda była znakomita), zaczęli śpiewać tradycyjną żydowską pieśń. Dla nich Ziemia Święta była spełnieniem marzeń, które nosili w sobie od początku, ale dla mnie – też. Nie mogłem śpiewać żydowskiej pieśni ze zrozumiałych względów, ale była we mnie pieśń głęboko chrześcijańska, która z tą Ziemią Świętą się wiązała.
Pamiętam do dziś uderzenie gorącego powietrza, kiedy wyszedłem z samolotu, i zapach Ziemi Świętej. Najlepszym komentarzem do Biblii stawało się właśnie powolne, ale bardzo ubogacające, spotkanie z Ziemią Świętą. To było najważniejsze. Od tamtej pory Pismo Święte zaczęło dla mnie żyć w nowy sposób. Biblijne wydarzenia zaczęły się odtąd kojarzyć z biblijnymi miejscami.
OBJAŚNIAĆ SŁOWO BOGA
M.P.: Skoro Biblia jest tak bardzo zakorzeniona w konkretnym miejscu, konkretnym czasie, czy Ksiądz Profesor nie miał pokusy, żeby nie tylko przekładać Biblię, ale żeby napisać ją od nowa? Przesłanie objawienia napisać w realiach, w których żyjemy? 
Biblia to nie jest opowiadanie, które można po prostu dublować. Biblia to jest opowiadanie, które można i trzeba powtarzać oraz opowiadać na nasz własny sposób. Ale żeby to powtarzanie było owocne, potrzeba najpierw uszanować orędzie Biblii takim, jakim ono jest. Trzeba zastanowić się nad rodzajami i gatunkami literackimi, nad stylem, nad sposobem przedstawiania, nad stroną psychologiczną – a nawet psychoanalityczną – biblijnego orędzia. Trzeba to wszystko uwzględnić, żeby, pojmując je na swój własny sposób, owocnie przedstawiać je innym.
Rozmaite doświadczenia religijne, o których mowa na kartach Biblii, są powtarzalne, ale jest w Biblii coś, co jest absolutnie unikatowe: przymierze przeżywane przez Izrael i jednocześnie pokazywane od strony Boga, przymierze coraz wyraźniejsze, które zawiera elementy coraz bardziej mesjańskie; Przymierze urzeczywistnione we wcieleniu Jezusa Chrystusa, czyli wejściu Syna Bożego w ludzką historię, oraz w Jego śmierci i zmartwychwstaniu.
N.P.: Dlaczego Bóg nie sprawił, żeby Biblia była całkowicie jasna. Dlaczego uczniowie muszą w szkole zmagać z problemami, takimi jak ten: skąd się wzięły wnuki Adama i Ewy? 
Biblia odsłania nam przede wszystkim sposób działania Boga wobec człowieka, człowieka który potrzebuje wyzwolenia. Biblia pokazuje, że Bóg jest bardzo blisko każdego człowieka. Oczywiście, w związku z tym, o czym mówi Biblia, człowiek ma całą masę pytań. Chce znać sprawy, które są marginalne. Ale taki jest człowiek i trzeba to uszanować.
Mamy tu paradoks bardzo dosłownego odczytania Biblii, polegający na tym, że stawia się pytanie: skoro Adam i Ewa mieli trzech synów (Kain zabił Abla i wtedy Bóg dał im Seta) oraz jeszcze innych synów i córki, to ich dzieci pochodzą z kazirodczych związków braci z siostrami. Gdyby rzecz pojmować bardzo dosłownie… Oczywiście zawsze istnieje pokusa, aby opowiadania biblijne pojmować bardzo dosłownie. Tradycja dosłownego rozumienia jedenastu pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju jest bardzo długa.
Tam, gdzie natrafiamy na tego rodzaju próby odczytywania tekstu Biblii, to nie Pan Bóg sprawia nam trudność, tylko my sami ją sobie sprawiliśmy. Bo czytając Biblię, chcemy znać okoliczności, przyczyny według tego myślenia przyczynowo-skutkowgo. Stawiamy pytania lekceważące gatunek literacki biblijnych tekstów. Tymczasem w Biblii najważniejsze jest pytanie o znaczenie tych opowiadań – traktowanie ich jako swoistej przypowieści odsłaniającej dylematy człowieczego losu. Jeżeli tak to się traktuje, wówczas pytanie o pochodzenie wnuków Adama i Ewy przestaje mieć sens.
M.P.: Ksiądz Profesor jest bardzo mocno zaangażowany w dialog katolicko-judaistyczny. Czy Biblia łączy czy dzieli katolików i żydów? 
Sądzę, że powierzchownie patrząc – łączy. Wydaje się, że bierzemy do ręki Stary Testament i możemy go wspólnie czytać. Ale kiedy bierzemy do ręki egzemplarz Biblii, to zaczyna się dyskusja wokół tego, który to będzie? Czy będzie to Biblia hebrajska czy Stary Testament, który jest obszerniejszy niż Biblia hebrajska? Czy bierzemy w oryginale czy w przekładzie, a jeżeli w przekładzie, to w którym przekładzie? (Wiadomo, że przekłady chrześcijańskie są zorientowane chrystologicznie*). Dalej, jeżeli czytamy Biblię, to w jakiej tradycji ją czytamy i objaśniamy? Czy w chrześcijańskim czytaniu Biblii uwzględniamy tradycję żydowską oraz czy w żydowskim czytaniu Biblii postulujemy uwzględnienie tradycji chrześcijańskiej (ten postulat jest bardzo rzadko podejmowany). Wtedy szybko okazuje się, iż Biblia nas dzieli. I właśnie dlatego dialog stanowi zadanie, które mimo tych wszystkich trudności, powinno być realizowane. Przy wspólnym czytaniu i komentowaniu Biblii dochodzi do głosu to, jacy naprawdę jesteśmy. Wtedy może się okazać, że za fasadą rozmaitych błahych, czasami wręcz pustych słów, ukłonów i grzeczności nie kryje się nic głębszego. Z drugiej strony może się też okazać, że, czytając księgi święte, odstępujemy od wielowiekowych nawyków wzajemnego odcinania się od siebie, a nawet wrogości, i chcemy budować nową przyszłość, której fundament stanowi przeświadczenie, że jesteśmy dziećmi jednego Boga.
Rozmawiali Mateusz Pindelski SP i Natalia Polak 
eSPe 65/2003

SŁOWNICZEK TRUDNIEJSZYCH TERMINÓW 

chrystologiczny – związany z chrystologią – działem teologii mówiącym o wierze Kościoła w Jezusa Chrystusa jako Boga i człowieka.
diaspora asyryjska – diaspora oznacza Żydów mieszkających poza terytorium Palestyny. Asyria to starożytne państwo istniejące na terenach obecnego Iraku (część północna), które w I tysiącleciu przed Chrystusem stworzyło imperium nowoasyryjskie i w latach 732-720 przed Chrystusem podbiło Królestwo Izraela.
judaizm hellenistyczny – Żydzi, wyznawcy judaizmu, żyjący w diasporze, którzy ulegli wpływom języka i kultury greckiej.
Septuaginta – przekład Starego Testamentu z języka hebrajskiego na grekę. Prace nad nim rozpoczęto w III wieku przed Chrystusem w Egipcie
mezopotamski – Mezopotamia (Międzyrzecze) – region leżąca między Eufratem a Tygrysem (tereny dzisiejszego Iraku).
tradycje – przekazy ustne, następnie piśmienne, które znalazły się w księgach biblijnych.
wspólne materiały źródłowe [ksiąg biblijnych]
wygnanie babilońskie – deportacja (a właściwie kilka deportacji) części ludności Judei do Babilonii w IV wieku przed Chrystusem. 

Opracowano na podstawie Encyklopedii biblijnej, Wydawnictwa „Vocatio” (Warszawa 1999).

http://www.katolik.pl/zawod–biblista,24887,416,cz.html?s=2
Szkoła walki duchowej,
czyli o zmaganiu się z Bogiem
Biada mi, matko moja, żeś mnie porodziła, męża skargi i niezgody dla całego kraju. Nie pożyczam ani nie daję pożyczki, a wszyscy mi złorzeczą (Jr 15,10).
Dzisiejszy świat poszukuje drogi wiodącej do doskonałości. Tego pragnienia człowiek nigdy nie będzie mógł się pozbyć. To takie nasze szczęście w nieszczęściu. Ale jak sobie radzi świat? Szuka w religiach wschodu natchnienia, człowieka, który gardzi bólem, cierpieniem, jest ponad wszystkim, co doczesne. I choć wielu współczesnych guru wykrzywia prawdziwy sposób myślenia kultury Dalekiego Wschodu, bardzo dużo ludzi, także chrześcijan, daje się uwieść.
Gdy patrzę na posąg Buddy i krzyż Chrystusa, widzę różnicę. Chciałbym tak jak Budda być panem życia, umierać z uśmiechem na ustach, w stanie nirwany, całkowicie zanurzony w sobie. Ale Chrystus, jedyny prawdziwy Pan Życia i Śmierci, obdarza nas wspanialszą drogą. Drogą całkowitej ofiary z siebie, ekstazy – wyjścia z siebie, z własnego egoizmu i odnalezienie siebie w Bogu, w Łonie Ojca. Tylko to cierpienie…
Jeśli chcesz zostać świętym, nie ominie Cię droga Chrystusa. Jest to wielki przywilej – mieć udział w Jego cierpieniu, żeby mieć też udział w Jego chwale (por. Rz 8,17). Możesz cierpieć w rozpaczy lub w nadziei, wybór należy do ciebie. Nie ma innej możliwości, także sama Biblia opisując losy powołanych przez Boga ludzi, nie tuszuje ich trudności, walki i zmagania się z Bogiem.
Chciałbym zaproponować Ci, drogi czytelniku, mały eksperyment. Chcesz powalczyć z Bogiem? Chcesz poczuć słodki smak zmiażdżenia z Jego ramion pełnych mocy, jak doświadczył tego Jakub (por. Rdz 32,25-33)? A może wydaje Ci się, że jesteś gotowy do pełnienia Jego woli jak Izajasz? Nie zapominaj, że i on poddał się oczyszczeniu, gdy anioł żarzącym węglem dotknął jego ust (por. Iz 6,1-8). Dopóki nie poddasz się Bogu w walce, nie poznasz, na jak wiele Cię stać. Twoim powołaniem nie jest siedzenie w pozycji lotosu jak Budda i rozpływanie w „harmonii wszechświata”. Twoim powołaniem jest los dwóch świadków z Apokalipsy św. Jana (por. Ap 11,1-13).
Skoro jesteś gotów, to proponuję Ci prawdziwą walkę. Nie musisz oglądać kolejnych programów z serii reality show. Weź Pismo i módl się, a poznasz smak walki. Codzienne, wytrwałe czytanie i modlenie się Słowem to prawdziwa szkoła życia. Jeśli chcesz przemodlić temat zmagania z przyjęciem powołania, proponuję Ci tzw. „Księgę wyznań Jeremiasza”. Są to fragmenty 15, 10-21; 17, 14-18; 18, 18-23; 20, 7-18 z Księgi proroka Jeremiasza. Są to konkretne fragmenty z Pisma Świętego, które możesz rozłożyć na kolejne dni modlitwy.
Jak zadać pierwszy „cios”? Wołaj o Ducha, módl się gorąco w sercu, by On Cię prowadził w tej walce, byś był wyczulony na Jego natchnienia i wskazówki. Proś też o pomoc Maryję, Ona nauczy Cię, jak zachowywać i rozważać w sercu Słowo. W miejscu cichym i spokojnym, nie tak jak na ringu. Bez tłumu – myślisz, a co z całym Niebem, które przygląda się Twej codziennej walce. Jest to walka ukryta, a jednak jawna wobec aniołów, świętych i Boga! Znajdź czas (najmniej 15 minut) i miejsce.
Czytaj uważnie, walcz z brakiem skupienia. Nie uderzaj na oślep, lecz stosuj taktykę uników. Wracaj do tekstu, jeśli zgubiłeś jego główną myśl . Możesz go przepisywać lub uczyć się na pamięć. Kształtuj go, krusz, czytaj tak, jakby to do Ciebie mówił Bóg, a nie do Jeremiasza. W słowo proroka włóż Twoje uczucia, przeżycia, serce. I bądź czujny. Serce, to najzdradliwsze „miejsce” na ziemi, które jedynie Bóg może zgłębić, ono zareaguje na Słowo. Jeśli nie teraz, to może w ciągu dnia lub po wielu dniach, w chwili całkowicie niespodziewanej.
Ty musisz wypracować własny styl walki. Bądź gotowy na zmiany, elastyczność, dopracowanie taktyki. Ale jedna ważna uwaga – żeby wygrać, trzeba przegrać! Bzdura?! Spójrz na krzyż. Szatan i jego pachołki myśleli, że wygrali, nie wiedząc, że patrzą na znak swej klęski. Pozwól się ukrzyżować, wejdź w trud modlitwy i życia Bożego, a już teraz wśród cierpienia i zmagania, będziesz miał udział w chwale Chrystusa. Upodabniając się do Jego śmierci, dojdziesz do pełnego powstania z martwych (por. Flp 3,10). Chrzest to początek, zadatek, a jednak już pełnia zwycięstwa.
Po modlitwie podziękuj. Nie nam oceniać wyniki, nie mamy dobrego rozeznania i obiektywnego spojrzenia. Zostaw to Bogu. Ucz się zawierzenia. A jeśli będzie Ci się wydawać, że taka walka jest zbyt męcząca, że z Bogiem trudno jest walczyć, to pomyśl, ile On się z Tobą nabiedził przez te 15 minut, żebyś dopuścił do siebie jedno, najważniejsze dla każdego człowieka zdanie: „Kocham Cię i chcę, byś był ze Mną na wieczność”.
Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał, ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, żarzący się w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem (Jr 20,7.9).
o. Piotr Krupa OCD

 

 

 

O autorze: Judyta