Słowo Boże na dziś – 29 lipca 2015r. – środa – św. Marty, wspomnienie

Myśli dnia

Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego – w błędzie trwać.

Cyceron

********
Niech trwa braterska miłość. Nie zapominajmy też o gościnności,
gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę.
św. Paweł
********
Bóg dopuszcza do tego, abyśmy przechodzili przez różne, często trudne życiowe doświadczenia.
Chce w ten sposób wypróbować naszą wiarę, która nie jest ludzką kalkulacją, ale zaufaniem Bogu.
ks. Mariusz Krawiec SSP
********
Sama nasza świadomość tego, że jest ktoś, kto ogarnia nasze słabości i lęki,
ale też i sukcesy i radości życiowe, pomaga w kroczeniu z sercem do celu, jakim jest nasze zbawienie…

 Mariusz Han SJ

********

Wiara nie jest tylko wiarą w Boga, ale co ważniejsze, zaufaniem Bogu.

Nasza wiara może przetrwać próby tylko wówczas, jeżeli ufamy Bogu.

********

Bo miłość jest z Boga i jest drogą do Boga.

ks. Włodzimierz Lewandowski

********

ŚW. MARTY – WSPOMNIENIE OBOWIĄZKOWE

2907-marta_1Diego Rodríguez de Silva y Velázquez „Chrystus w domu Marii i Marty”, olej na płótnie, 1618–1620,

National Gallery, Londyn.

PIERWSZE CZYTANIE  (Hbr 13,1-2.14-16)

Obowiązek gościnności

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Bracia:
Niech trwa braterska miłość. Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę.
Nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść. Przez Jezusa więc składajmy Bogu ofiarę czci ustawicznie, to jest owoc warg, które wyznają Jego imię. Nie zapominajcie o dobroczynności i wzajemnej więzi, gdyż cieszy się Bóg takimi ofiarami.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 34,2-3.4-5.6-7.8-9.10-11)

Refren: Wszyscy zobaczcie, jak nasz Pan jest dobry.

Będę błogosławił Pana po wieczne czasy, *
Jego chwała będzie zawsze na moich ustach.
Dusza moja chlubi się Panem, *
niech słyszą to pokorni i niech się weselą.

Wysławiajcie razem ze mną Pana, *
wspólnie wywyższajmy Jego imię.
Szukałem pomocy u Pana, a On mnie wysłuchał *
i wyzwolił od wszelkiej trwogi.

Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością, *
oblicza wasze nie zapłoną wstydem.
Oto zawołał biedak i Pan go usłyszał, *
i uwolnił od wszelkiego ucisku.

Anioł Pański otacza szańcem bogobojnych, *
aby ich ocalić.
Skosztujcie i zobaczcie, jak Pan jest dobry, *
szczęśliwy człowiek, który znajduje w Nim ucieczkę.

Bójcie się Pana, wszyscy Jego święci, *
ci, co się Go boją, nie zaznają biedy.
Bogacze zubożeli i zaznali głodu, *
szukającym Pana niczego nie zbraknie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 8,12b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (J 11,19-27)

Wiara Marty

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Wielu Żydów przybyło do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu.
Marta rzekła do Jezusa: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga”.
Rzekł do niej Jezus: „Brat twój zmartwychwstanie”.
Rzekła Marta do Niego: „Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym”.
Rzekł do niej Jezus: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”
Odpowiedziała Mu: „Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”.

Oto słowo Pańskie.

albo:

EWANGELIA  (Łk 10,38-42)

Jezus w gościnie u Marty

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza.

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie.
Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: „Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła”.
A Pan jej odpowiedział: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona”.

Oto słowo Pańskie.

***************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

Próba wiary

Wiara pozwala nam pokonać lęk przed śmiercią. Potwierdzają to męczennicy, którzy oddali życie z powodu Chrystusa i ze względu na miłość bliźniego. Ich czyny są dowodem na to, że życie tutaj na ziemi się nie kończy wraz ze śmiercią człowieka. Jezus obiecuje tym wszystkim, którzy w Niego wierzą, życie wieczne. Śmierć brata Marty i Marii była próbą wiary dla obu kobiet. Miały one złożyć przed Jezusem swoje wyznanie wiary. Bóg dopuszcza do tego, abyśmy przechodzili przez różne, często trudne życiowe doświadczenia. Chce w ten sposób wypróbować naszą wiarę, która nie jest ludzką kalkulacją, ale zaufaniem Bogu.

Boże, Ty wiesz, że jestem człowiekiem słabym i nieudolnym. Zwłaszcza w sytuacjach trudnych uczę się ufać Tobie. Panie, przymnóż mi wiary.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*********

Na dobranoc i dzień dobry – J 11, 19-27

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. flatworldsedge / Foter / CC BY-SA)

Panie, gdybyś tu był…

 

Wskrzeszenie Łazarza
Wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu.

 

Marta rzekła do Jezusa: Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga. Rzekł do niej Jezus: Brat twój zmartwychwstanie.

 

Rzekła Marta do Niego: Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym. Rzekł do niej Jezus: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?

 

Odpowiedziała Mu: Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat.

 

Opowiadanie pt. “O malowaniu i przebaczaniu”
O Peruginim (1445-1523), znanym malarzu włoskim z tzw. szkoły umbryjskiej, opowiadają, że na łożu śmierci nie chciał się wyspowiadać, gdyż sądził, iż byłaby to obraza Boga.

 

Jego żona, nie wiedząc co się burzy w jego duszy, zapytała go delikatnie, czy nie boi się umierać bez spowiedzi.

 

Perugino miał odpowiedzieć: – Moja droga, popatrz na tę sprawę tak: moją profesją jest malowanie i jako malarz robiłem moją robotę wspaniale. Bożą profesją jest przebaczanie i jeżeli On w swoim zawodzie jest tak dzielny jak ja w moim, nie widzę żadnych powodów, abym się musiał bać.

 

Refleksja
Obecność Boga w naszym życiu wciąż chcemy przeżywać jako tą “permanentną”, czyli ciągłą. Wciąż wydaje nam się, że Bóg jest takim “wielkim nieobecnym” w naszym życiu. Często o to mamy do Niego pretensje i żal.  Tymczasem często jest tak, że to właśnie to my zapominamy o tym, że On wciąż jest i działa w naszym często zakręconym świecie. Często On puka do naszych zamkniętych serc, a my nie chcemy mu otworzyć…

 

Jezus uczy nas, że nawet w beznadziejnych sytuacjach On zawsze jest z nami. Sztuką jest widzenie to, że gdziekolwiek jesteśmy, cokolwiek robimy i z kimkolwiek jesteśmy, to On zawsze tam jest. Sama nasza świadomość tego, że jest ktoś, kto ogarnia nasze słabości i lęki, ale też i sukcesy i radości życiowe, pomaga w kroczeniu z sercem do celu, jakim jest nasze zbawienie…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego chcemy, aby Bóg wciąż był w naszym życiu?
2. Dlaczego zapominamy o Jego obecności w naszym życiu?
3. Dlaczego On pomaga w kroczeniu do celu?

 

I tak na koniec…
Jeżeli należysz do tych, którzy kochali jeden raz, to niewiele masz do powiedzenia. Ale jeśli to była prawdziwa miłość to inni powinni milczeć w Twojej obecności (Waldemar Łysiak)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,335,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-11-19-27.html

*********

Św. Marty

0,14 / 11,40
Wyobraź sobie, że tracisz wzrok. Jak wówczas się zachowujesz? Jak się poruszasz? Co robisz?Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 11, 19-27
Wielu Żydów przybyło do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga». Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». Rzekła Marta do Niego: «Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». Rzekł do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?». Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat».

Spójrz na Martę jako na osobę, która wierzy w Boga, wierzy w posłannictwo Jezusa. Przyjmuje ona to, w co wierzy. I w tym kontekście zastanów się, jaka jest twoja wiara? Czy wierzysz w rzeczy, które zawarte są w nauczaniu Jezusa? Że przyszedł na Ziemię, cierpiał, umarł za nasze grzechy i zmartwychwstał? A może coś budzi twoje wątpliwości?

Wiara nie jest tylko wiarą w Boga, ale co ważniejsze, zaufaniem Bogu. Marta jest tą, która wychodzi Mu na spotkanie, która Mu ufa. Czy ty potrafisz również ufać Jezusowi w życiu codziennym? Czy może twoja modlitwa, obecność na Eucharystii jest tylko rutyną? Czy wypływa z niej zaufanie do Jezusa?

Marta wierzy pomimo cierpienia, które ją spotkało, pomimo śmierci brata. Nasza wiara może przetrwać próby tylko wówczas, jeżeli ufamy Bogu. Inaczej pojawia się pytanie: czy Bóg w ogóle istnieje? A nasze pytanie powinno brzmieć: czego ode mnie oczekujesz? Co chcesz mi przez to powiedzieć?

Proś o łaskę zaufania Jezusowi na drogach twojego życia. By cię On prowadził, gdyż jest tym, który najlepiej wie, co jest dla ciebie dobre.

Duszo Chrystusowa, uświęć mnie. 
Ciało Chrystusowe, zbaw mnie,
Krwi Chrystusowa, napój mnie. 
Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie.
Męko Chrystusowa, pokrzep mnie.
O dobry Jezu, wysłuchaj mnie.
W ranach swoich ukryj mnie.
Nie dopuść mi oddalić się od Ciebie.
Od złego ducha broń mnie.
W godzinę śmierci wezwij mnie.
I każ mi przyjść do siebie,
Abym z świętymi Twymi chwalił Cię,
Na wieki wieków. Amen.
Modlitwa św. Ignacego z Loyoli

http://modlitwawdrodze.pl/home/
*********

Garnki i zmartwychwstanie

Garnki i zmartwychwstanie

Dzień, gdy mamy do wyboru dwa różne fragmenty Ewangelii może być trudnością, ale i błogosławieństwem. To dobra okazja, by wykorzystać starą zasadę wyjaśniania jednego tekstu drugim.

Mamy zatem dwie relacje – Łukasza i Jana. Z pierwszej wynika, że Marcie obce były subtelne duchowe dywagacje, jakimi zainteresowana była jej siostra. Warto jednak zatrzymać się nad uwagą Jezusa. Lepsza cząstka Marii nie przekreśla zaangażowania Marty. Lepsza cząstka wcale nie znaczy to, co robisz jest złe, bez znaczenia, nie służące duchowemu rozwojowi. Przeciwnie, przekaz uzupełniony o  relację Jana ukazuje Martę jako kobietę patrzącą na życie w perspektywie wieczności. Potrafiącą dostrzec w Jezusie obiecanego Mesjasza. Słuchając jej wyznania można zastanawiać się, czy to ta sama Marta, która przy okazji szykowania posiłku usłyszała cierpką uwagę Mistrza.

Ta sama. Bo garnki mogą przesłonić Jezusa, gdy stają się celem samym w sobie. Ale nigdy nie zagrodzą drogi do Niego gdy pocący się przy nich chce być sługą wszystkich, naśladowcą Jezusa. Bo miłość jest z Boga i jest drogą do Boga. Dlatego czytamy „wyszła Mu na spotkanie”.

Czytania mszalne rozważa ks. Włodzimierz Lewandowski

http://liturgia.wiara.pl/kalendarz/67b56.Refleksja-na-dzis/2015-07-29

**********

ks. Piotr Alabrudziński

Boże, Obrońco ufających Tobie, bez Ciebie nic nie jest mocne ani święte, spraw w swoim wielkim miłosierdziu, abyśmy pod Twymi rządami i Twoim przewodnictwem dobrze używali rzeczy przemijających i nieustannie ubiegali się o dobra wieczne. Przez naszego Pana…

http://liturgia.wiara.pl/doc/2097627.17-tydzien-zwykly

*********

 

#Ewangelia: Nie wystarczy być dobrym

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: “Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła”. A Pan jej odpowiedział: “Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona”.

 

Komentarz do Ewangelii

 

Można służyć i pomagać ludziom z wielu różnych motywów. Nie każda służba i nie każde pomaganie ludziom jest miłością. Może tak właśnie było z Martą? Może jej służba nie wynikała z miłości, tylko z nadmiernej troski i niepokoju: “Jak mnie ocenią? Czy zrobię dobre wrażenie?”
Ową “najlepszą cząstką”, którą obrała Maria zapewne wcale nie było przysłuchiwanie się Jezusowi, ale miłość do Niego. Słuchanie Boga nie jest bowiem czymś lepszym od służenia Mu. To są rzeczy tak samo istotne – o ile wypływają z miłości lub do niej prowadzą.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2509,ewangelia-nie-wystarczy-byc-dobrym.html
*********
Komentarz do Ewangelii:

Bł. John Henry Newman (1801-1890), kardynał, teolog, założyciel Oratorium w Anglii
Kazanie “The Tears of Christ at the Grave of Lazarus » PPS, tom 3, nr 10

Marta odpowiedziała Mu: „Tak, Panie! Ja mocno wierzę”

     Chrystus przybył wskrzesić Łazarza, ale blask tego cudu będzie przyczyną jego aresztowania i ukrzyżowania(J 11,46nn)… Czuł dobrze, że Łazarz powróci do życia za cenę jego poświęcenia; czuł, jakby sam schodził do grobu, z którego miał wyprowadzić swego przyjaciela; czuł, że Łazarz miał żyć, a On sam umrzeć. Pozory miały się odwrócić: będzie święto u Marty (J 12,1nn), ale ostatnia pascha smutku przypadała Jemu. Jezus wiedział, że akceptował całkowicie to odwrócenie ról: przybył z łona Ojca, aby odkupić swoją krwią grzechy ludzi, a w ten sposób wyzwolić każdego wierzącego z grobu, jak Łazarza — przywrócić ich do życia, nie na pewien czas, ale na zawsze…

W obliczu ogromu tego, co zamierzał uczynić w tym wyjątkowym akcie miłosierdzia, Jezus powiedział do Marty: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”. Przyswójmy sobie to słowo pociechy, w obliczu naszej śmierci jak i śmierci naszych przyjaciół: tam, gdzie jest wiara w Chrystusa, Chrystus jest obecny we własnej osobie. „Wierzysz w to?”  – zapytał się Marty. Tam, gdzie serce może odpowiedzieć jak Marta : „Tak, wierzę”, tam Chrystus staje się miłosiernie obecny. Choć niewidoczny, to jest tutaj, nawet przed łożem śmierci lub przed grobem, czy to my giniemy, czy ci, których kochamy. Niech będzie błogosławione Jego imię! Nic nam nie może odebrać tej pociechy. Dzięki Jego łasce jesteśmy pewni, że jest tutaj, ze swoją miłością, jakbyśmy Go widzieli. Wiedząc, co przydarzyło się Łazarzowi, nie wątpimy już ani przez chwilę, że jest pełen  uwagi dla nas i stoi u naszego boku.

********

***************************************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
29 LIPCA
**********
Diego Velazquez: Chrystus w domu Marty i Marii
Marta pochodziła z Betanii, miasteczka położonego na wschodnim zboczu Góry Oliwnej, w pobliżu wioski Betfage, odległego od Jerozolimy o ok. 3 km drogi. Była siostrą Marii i Łazarza, których Chrystus darzył swą przyjaźnią. Bardzo wiele razy gościła Go w swoim domu. Św. Łukasz opisuje szczegółowo jedno ze spotkań (Łk 10, 38-42). Martę wspomina w Ewangelii św. Jan, odnotowując wskrzeszenie Łazarza. Wyznała ona wtedy wiarę w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego (J 11, 1-45). Ewangelista Jan opisuje także wizytę Jezusa u Łazarza na sześć dni przed wieczerzą paschalną, gdzie posługiwała Marta (J 12, 1-11). Właśnie z Betanii Jezus wyruszył triumfalnie na osiołku do Jerozolimy w Niedzielę Palmową (Mk 11, 1). Wreszcie w pobliżu Betanii Pan Jezus wstąpił z Góry Oliwnej do nieba (Łk 24, 50).

Święta Marta - patronka zbłąkanych

Na Wschodzie cześć św. Marty datuje się od wieku V, na Zachodzie – od wieku VIII. Już w wieku VI istniała w Betanii bazylika na miejscu, gdzie miał stać dom Łazarza i jego sióstr. Św. Marta jest patronką gospodyń domowych, hotelarzy, kucharek, sprzątaczek i właścicieli zajazdów. Legenda prowansalska głosi, że po wniebowstąpieniu Jezusa Żydzi wprowadzili Łazarza, Marię i Martę na statek bez steru i tak puścili ich na Morze Śródziemne. Dzięki Opatrzności wszyscy wylądowali szczęśliwie u wybrzeży Francji, niedaleko Marsylii. Łazarz miał zostać pierwszym biskupem tego miasta, Marta założyła w pobliżu żeński klasztor, a Maria pokutowała w niedalekiej pustelni.Jan Vermeer: Chrystus w domu Marii i Marty

W ikonografii św. Marta przedstawiana jest w skromnej szacie z pękiem kluczy za pasem, czasami we wspaniałej sukni z koroną na głowie. Często pojawia się na obrazach również z siostrą, św. Marią. Są prezentacje, w których prowadzi smoka na pasku lub kropi go kropidłem. Nawiązują one do legendy, iż pokonała potwora Taraska. Jej atrybutami są: drewniana łyżka, sztućce, księga, naczynie, różaniec.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-29a.php3

Praca i modlitwa

dodane 2009-06-19 12:43

Leszek Śliwa

Diego Rodríguez de Silva y Velázquez „Chrystus w domu Marii i Marty”, olej na płótnie, 1618–1620, National Gallery, Londyn.

Jesteśmy w domu Marty i Marii, dwóch sióstr Łazarza. W Ewangelii według św. Łukasza czytamy, że pewnego razu Jezus przyszedł tam w odwiedziny. Marta krzątała się, chcąc Mu usłużyć, jej siostra zaś usiadła u Jego stóp i słuchała, co mówił. Marta zwróciła się do Jezusa, by nakazał Marii, żeby jej pomogła. „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę (…)” (Łk 10, 41–42) – usłyszała w odpowiedzi.

Velázquez w ciekawy sposób przedstawia tę scenę. Na pierwszym planie widzimy przygotowującą posiłek Martę. Jej twarz wyraża pretensję, oburzenie, poczucie odrzucenia. Obok, w sąsiednim pomieszczeniu, siedzi na krześle Chrystus. Zbawiciel wyciąga rękę w geście błogosławieństwa w kierunku wsłuchanej w Jego słowa Marii. Ponieważ jest to ręka lewa, uczeni domyślają się, że mamy do czynienia ze zwierciadlanym odbiciem. Jezusa i Marię widzimy zatem w wiszącym na ścianie lustrze. To tłumaczy, dlaczego oburzona Marta patrzy w naszym kierunku. Swój wzrok kieruje nie na widza, ale na siostrę i Jezusa, których my widzimy tylko w zwierciadle.

Są na obrazie jeszcze dwie starsze kobiety, wskazujące palcem na obie siostry. Uczeni są skłonni przypuszczać, że to jedna i ta sama osoba, być może Matka Boża. Wskazując Marię i Martę, chce nam zwrócić uwagę na to, że obie strony ludzkiej aktywności są ważne. Kontemplowanie słów Jezusa, modlitwa i życie wewnętrzne są bardzo istotne, ale artysta, ukazując na pierwszym planie pracującą Martę, chciał podkreślić znaczenie uczynków miłosierdzia, zwrócenia się w stronę ludzi, rzetelnego wypełniania obowiązków. Marta i Maria prezentują dwa rodzaje ludzkiej aktywności, które można pogodzić.

Starsza kobieta wskazująca palcem Martę ma twarz Maríi del Páramo – teściowej Velázqueza.

http://kosciol.wiara.pl/doc/489396.Praca-i-modlitwa
**********

Modlitwa i praca

dodane 2009-06-19 12:45

Leszek Śliwa

Johannes Vermeer van Delft, „Jezus w domu Marii i Marty”, olej na płótnie, 1654–1655 National Gallery of Scotland, Edynburg.

Jesteśmy w domu Marty i Marii, dwóch sióstr Łazarza, przyjaciela Jezusa. W Ewangelii według św. Łukasza czytamy, że pewnego razu Jezus przyszedł tam w odwiedziny. Marta krzątała się, chcąc Mu usłużyć, jej siostra zaś usiadła u Jego stóp i słuchała, co mówił.Vermeer namalował chwilę, w której Marta zwróciła się do Jezusa z pretensją pod adresem swej siostry. Poprosiła Go, by nakazał Marii, żeby jej pomogła. „(…) Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę (…)” (Łk 10, 41–42) – usłyszała w odpowiedzi. Postawę życiową Marty charakteryzuje niesiony przez nią koszyk z chlebem – symbol zabiegania o sprawy materialne, ziemskie.

Kluczowy dla zrozumienia wymowy dzieła jest gest prawej ręki Zbawiciela. Jezus wskazuje palcem Marię, dając ją za przykład siostrze. Vermeer wyraźnie obawiał się, by jego obraz nie został zinterpretowany jako nagana życiowej aktywności. Dlatego namalowany przez niego Jezus zachowuje równowagę w traktowaniu obu sióstr. Wprawdzie palcem wskazuje Marię, ale w stronę Marty patrzy życzliwie i łagodnie.

Artysta wydaje się sugerować, że scena w domu obu sióstr nie jest zderzeniem dwóch przeciwstawnych postaw życiowych: aktywności i kontemplacji. Życzliwe nastawienie Jezusa do obu sióstr ma zapewne pokazać, że akceptuje On i jedno, i drugie. Gest ręki ma jednak wskazać ludziom właściwą kolejność postępowania. Słuchanie Bożego słowa i zastanowienie się nad nim ma poprzedzać każdą postawę, jaką może wybrać człowiek. Najpierw modlitwa, a potem praca – mówi swym obrazem Vermeer.

http://kosciol.wiara.pl/doc/489397.Modlitwa-i-praca
**********

Świat Marty

dodane 2009-07-27 07:22

Leszek Śliwa

Joachim Beuckelaer, „Jezus w domu Marty i Marii” olej na desce, 1568, Muzeum Prado, Madryt.


Czasami duchowość schodzi w naszym życiu na dalszy plan. Nie znajdujemy czasu, żeby zastanowić się nad swoim postępowaniem, nad naszymi relacjami z Bogiem i z ludźmi. Troszczymy się przede wszystkim o sprawy materialne. Praca wypełnia nie tylko większość naszego czasu, ale nawet naszych myśli. Taką postawę życiowią ilustruje obraz Joachima Beuckelaera.Jesteśmy w domu Marty i Marii, dwóch sióstr Łazarza. W Ewangelii według św. Łukasza czytamy, że pewnego razu Jezus przyszedł tam w odwiedziny. Marta krzątała się w kuchni, chcąc Mu usłużyć, przygotować jak najwspanialsze potrawy. Jej siostra zaś usiadła u stóp Mistrza i słuchała, co mówił. Marta długo patrzyła na to z niechęcią. Wreszcie nie wytrzymała. Zwróciła się do Jezusa z prośbą, by nakazał Marii, żeby jej pomogła. „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę (…)” (Łk 10,41–42) – usłyszała w odpowiedzi.

Już na pierwszy rzut oka dzieło flamandzkiego mistrza nas zaskakuje. Na pierwszym planie widzimy bowiem nie nauczającego Jezusa, ale bogato wyposażoną kuchnię. Marta wraz ze służącą krząta się w swoim królestwie. Musimy dobrze się przypatrzyć, żeby daleko w tle zobaczyć niewielkie sylwetki siedzącego na krześle Chrystusa i słuchających Go osób, wśród których znajduje się Maria. Mamy więc zadziwiającą sytuację: to, co najważniejsze, jest zepchnięte na drugi plan. Jezusa prawie nie widać, możemy za to podziwiać w szczegółach okazałe wiktuały: królika, bażanty, drób, rybę, kapustę… Spomiędzy nich spogląda na nas pogodna i zadowolona twarz Marty.

Marta nie zauważa, że zabiegając tak bardzo o sprawy materialne, traci coś znacznie ważniejszego, coś, co w jej życiu jest zepchnięte na bardzo daleki plan. A my, czy jesteśmy bardziej podobni do Marty, czy do Marii? – zdaje się pytać artysta.

http://kosciol.wiara.pl/doc/489412.Swiat-Marty
**********

Człowieku, wyjdź z grobu!

JAN MATEJKO

“Wskrzeszenie Łazarza”,
olej na płótnie, 1867, Kościół
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Nowy Wiśnicz

 

Powiększenie W ewangelicznej opowieści o wskrzeszeniu Łazarza znajdujemy nadzieję dla nas wszystkich. Los Łazarza jest zapowiedzią zmartwychwstania do życia wiecznego. Pewnie dlatego na obrazie Matejki podnoszący rękę Jezus wydaje się zwracać bezpośrednio do nas.

Jak czytamy w Ewangelii według św. Jana, świadkowie cudu nie widzieli samej chwili wskrzeszenia. Siostry zmarłego, Maria i Marta, oraz inne osoby stały wraz z Jezusem na zewnątrz grobowca. Przywołany przez Zbawiciela Łazarz, po chwili, już żywy, pojawił się w wejściu. Matejko przedstawił tę scenę w sposób o wiele bardziej dramatyczny. Jezus stoi nad leżącym na marach Łazarzem. Za ułamek sekundy dokona się cud.

Namalowanie obrazu poprzedziły dramatyczne wydarzenia w życiu rodziny Matejków. 13 kwietnia 1866 roku, w ich mieszkaniu przy ul. Krupniczej w Krakowie, zmarł ksiądz Stanisław Giebułtowski, brat żony artysty Teodory. Zapewne śmierć szwagra była bezpośrednim impulsem do namalowania obrazu, który powstał w następnym roku. Łazarzowi Matejko nadał rysy twarzy ks. Giebułtowskiego. A u dołu płótna zamieścił napis: “Pamięci ukochanego Brata i Przyjaciela Księdza Stanisława Giebułtowskiego zmarłego w d. 13 kwietnia r.p. 1866 J.M. 1867”.

Ważną postacią w kompozycji dzieła jest Maria, siostra Łazarza. Na obrazie klęczy na pierwszym planie, trzymając Jezusa za rękę. Patrzy na martwego jeszcze brata, ale w jej oczach wyraźnie nadzieja przeważa już nad rozpaczą. Ona pierwsza uwierzyła, że to, co wszystkim wydawało się niemożliwe, za chwilę stanie się faktem. Jest więc pierwszym świadkiem mającego nastąpić cudu. Maria na obrazie jest bardzo podobna do siostry Jana Matejki, Marii Walerii Golichowskiej.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 14 – 10 kwietnia 2011r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/pra/wramach/2011/14.htm

Święte na wakacje – św. Marta

dodane 2009-06-19 12:36

Elżbieta Adamiak

Wakacje to dla wielu czas pomiędzy, czas od-po-czyn-ku – czas po czynach, wydarzeniach, sprawach, czas przygotowania do następnych – które mają przyjść. Także kalendarz liturgiczny zdaje się dostosowywać do tego rytmu – mamy teraz okres zwykły w ciągu roku, następujący po okresie wielkanocnym.

 

James Tissot (PD) Św. Marta

W ten spokojny, wydawałoby się, czas, podczas liturgii wspominamy kobietę, którą Ewangelie ukazują jako kobietę czynu – Martę. Jej wspomnienie obchodzimy w środku lata – 29 lipca, tydzień po święcie Marii z Magdali. W poprzednią niedzielę słyszeliśmy już fragment Ewangelii Łukaszowej, który naznaczył nasze spojrzenie na siostry z Betanii (Łk 10,38-42). W scenie spotkania Jezusa z siostrami Łukasz milczy o Łazarzu, ich bracie. Pokazuje dwie reakcje na Osobę Jezusa – posługa i słuchanie. Marta służy, Maria słucha. Marta działa, Maria oczekuje na słowo Mistrza. Marta dopomina się pomocy, Maria nie rusza się, siedzi.

Marta jest niewątpliwie najważniejszą postacią w tym domu. Łukasz pisze nawet: że “Marta przyjęła Go [Jezusa] do swego domu” (Łk 10,38), pisze tak, jakby chodziło po prostu o dom Marty. Jan w inny, lecz również wyraźny dla uważnego czytelnika, sposób wskaże rangę wymienianych osób, napisze, iż “Jezus miłował Martę, jej siostrę i brata” (J 11,5). Marta jest na pierwszym miejscu. Jej siostra i brat pojawiają się ze względu na relację do Marty.

Marta przewodzi – przez swą posługę. Do czynu wzywa swą siostrę. Powołuje się przy tym na autorytet Nauczyciela. Jego odpowiedź nie spełnia chyba jej oczekiwań. Jezus docenia dwie drogi. To, co robi Marta, nie traci znaczenia, ale to Maria wybrała “najlepszą cząstkę” (Łk 10,42). Jest w Kościele miejsce na czyn i słowo, ale jest też miejsce na słuchanie i milczenie. Jedno potrzebuje drugiego.

Czy Marta jest dobrą świętą na wakacje? Aktywna, nie przestająca działać – jak ci, dla których wakacje to czas wzmożonej pracy. Jak ci, którzy nie potrafią usiedzieć, gdy tyle do zrobienia. Gdy tyle nieszczęścia, katastrof, skrzywdzonych. W jej cieniu jest jednak i jej siostra, Maria – nawet jeśli nie została wspomniana w kalendarzu liturgicznym. Patronuje tym, dla których wakacje to czas podejmowania trudnych decyzji, wewnętrznego przepracowywania problemów narosłych przez lata. Wakacje jako czas pomiędzy – również czas skupienia i milczenia, pozornego bezruchu, który oby zaowocował czynem.

Patronka pracoholików

Myśl: Przeklinamy kołowrotek obowiązków, a jednoczenie nie umiemy bez niego żyć

Była siostrą Marii i Łazarza. Cała trójka rodzeństwa należała do grona przyjaciół Jezusa. Spotykamy ją dwa razy w Ewangelii. W rozdziale 10 św. Łukasza widzimy ją podczas odwiedzin Jezusa w ich domu. Maria siedzi u Jego stóp, jest skupiona i zasłuchana. Marta jest cała pochłonięta pracą, zabiegana „koło rozmaitych posług”. Chce stanąć na wysokości zadania i podjąć tak wspaniałego Gościa najlepiej, jak potrafi. Być może idą w ruch najlepsze kulinarne przepisy. Czyni to w dobrej wierze, ale wyczuwamy narastającą nerwowość. Kończy się to wszystko wybuchem: „Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła”.

Skąd my to znamy? Wszystko na mojej biednej głowie. Jestem kompletnie sam(a) ze wszystkim. Dostaje się wtedy najbliższym, nawet gościom, także Panu Bogu. Czy Bogu jest obojętny mój los, praca, moje przeciążenie? Przecież ja już zwyczajnie nie wyrabiam się. Czy ktoś to wreszcie zauważy, czy ktoś się ruszy, żeby mi pomóc? Słowa Marty odsłaniają jej zagubienie. Są typowym wyznaniem pracoholiczki, która żyje w lęku, że nie zrealizuje swych planów. „Marto, Marto…”. W Biblii takie dwukrotne wezwanie po imieniu pojawia się, gdy Bóg wzywa do czegoś ważnego i wymagającego. „Troszczysz się i niepokoisz o wiele”. Bóg zna nasze troski, widzi nasze przemęczenie. „A potrzeba tylko jednego…”. Czego? Słuchania bardziej Boga niż siebie.

Marta pojawia się raz jeszcze u św. Jana. Woła z pretensją i bólem do Jezusa: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Żal, bezradność, rozczarowanie mieszają się z jej wiarą. Także w tej scenie Marta jawi się jako kobieta energiczna i pragmatyczna. To ona woła do Jezusa: „Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie”. Marta uchodzi za patronkę gospodyń domowych i hotelarzy, ale można by ją uznać za patronkę pracoholików, których dziś coraz więcej. Troszczymy się i niepokoimy o wiele. Popędzają nas dzwoniące telefony komórkowe. Nieraz nawet na wakacjach. Przeklinamy cały ten zamęt, a jednocześnie stajemy się od niego uzależnieni. Wołamy, że wszystko na naszej biednej głowie, ale zarazem sami chcemy mieć wszystko pod kontrolą. Kiedy znajdziemy chwilę spokoju na urlopie, nieraz nie wiemy, co z sobą zrobić. „Marto, Marto… pomóż nam odnajdywać to, co jest naprawdę ważne!”.

Autor tekstu “Patronka pracoholików” – ks. Tomasz Jaklewicz.

http://kosciol.wiara.pl/doc/490875.Swiete-na-wakacje-sw-Marta/2

Żywot świętej Marty, dziewicy

(Żyła około roku Pańskiego 70)

Sławna w Ewangelii Marta, siostra starsza Magdaleny i Łazarza, rodem była z Betanii blisko Jerozolimy. Dostatkiem świeckim i zacnością dobrze od Boga opatrzona, uwierzywszy w Jezusa, obrała sobie żywot święty i bogobojny w panieńskiej czystości. Jak wielce Pan Bóg ją sobie upodobał, świadczą słowa świętego Jana Ewangelisty: “A Jezus miłował Martę i siostrę jej Marię i Łazarza” (Jan 11,5). Sławi się najpierw wiara jej, gdy bowiem umarł brat jej Łazarz, a Pan od niej przyzwany przyszedł w jej dom, rzekła ona słowa: “Byś tu był, Panie, nie umarłby był brat mój”. A podnosząc się na większe stopnie wiary, przydała: “Lecz i teraz wiem, że o cokolwiek Boga prosić będziesz, da Tobie Bóg”. Gdy Pan Jezus rzekł: “Brat twój zmartwychwstanie”, ona, nie śmiejąc tego pragnąć, rzekła: “Wiem, iż wstanie na dzień ostatni zmartwychwstania”. A Pan Jezus dał jej naukę: “Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie a wszelki, który żyje a wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz temu?” A ona uczyniła wielkie wyznanie, mówiąc: “I bardzom dawno temu uwierzyła, Panie mój, iżeś Ty jest Chrystus, Mesjasz, Syn Boży, któryś na ten świat przyszedł”. Ta wiara jej żywa była, bo ją między innymi i w hojnym miłosierdziu i jałmużnach ku ubogim pokazywała. Miłosierdzie tej świętej niewiasty tak wysoką nagrodę otrzymało, iż samemu Bogu i Panu aniołów jałmużnę dawała, i w domu swoim do stołu Mu służyła, i pieniędzmi Go w potrzebach opatrywała. Dlatego Ewangelia sławi jej jałmużnę, mówiąc: “Niewiasta niektóra imieniem Marta przyjęła Go do domu swego i z pracą a bieganiem i skrzętnością Jemu służyła”.

Pewnego razu, gdy Pan do niej z uczniami przyszedł, Marta gościom swoim jeść gotowała, a siostra jej Magdalena u nóg Pana słuchała słów Jego; tedy Marta poczęła się na nią do Pana żalić, mówiąc: “Panie, siostra moja opuściła mię w posługach domowych. Rozkaż jej, aby mi pomogła”. A Pan Jezus dał jej ową pamiętną naukę: “Marto, Marto, troszczysz się około wiela, ale jednego potrzeba; Maria najlepszą cząstkę obrała, która od niej odjęta nie będzie”.

Święta Marta

Oglądała potem Marta śmierć Pana Jezusa, Boga swego, i widziała z innymi uczniami Jego zmartwychwstanie. Przed Wniebowstąpieniem swoim wywiódł Pan Jezus uczniów swoich do Betanii, chcąc odwiedzić Martę, jałmużnicę swoją. Któż wypowie, z jakim weselem Go witała, z jaką czcią patrzyła na chwałę i majestat Tego, który już jej jałmużny nie potrzebował. Po Wniebowstąpieniu z innymi chrześcijanami skazana na śmierć przez żydów, za sprawą Bożą do Marsylii przypłynęła i tam świątobliwie żywota dokonała. Będąc już bliską zgonu, kazała się wynieść z komórki swej, aby swobodnie w niebo patrzyć mogła. Leżąc na ziemi popiołem posypanej, słuchała czytania Ewangelii św. Łukasza i przy słowach: “Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha mego” – poszła do wiecznej gospody, na rozkosze od Gościa swego zgotowane, z czego Bogu nieogarnionej chwały cześć i sława na wieki.

Nauka moralna

W słowach Zbawiciela: “Marto, Marto, troszczysz się około wiela, ale jednego potrzeba!” zawarta jest jak najzbawienniejsza dla nas nauka. Marne są bowiem wszystkie nasze zachody i zabiegi o rzeczy doczesne, jeśli nie będziemy o tym pamiętać, że zbawienie duszy jest najważniejszą sprawą, obok której wszystkie starania, troski, prace i zajęcia nasze mają tylko wartość drugorzędną. Iluż to ludzi troszczy się, co będą jedli i pili, ileż ponoszą trudów i starań, aby dojść do majątku, jakże mocno się frasują i kłopocą o rzeczy ziemskie i doczesne, odwracając uwagę od tego, o co by się przede wszystkim starać i troszczyć powinni. Zbawienie duszy ma być pierwszym i najgłówniejszym naszym zadaniem i staraniem. Jak drobnostkowym i marnym wyda się zajmowanie takimi drobnostkami temu, kto ze stanowiska wieczności zapatruje się na sprawy tego świata! Zamiast się uganiać za marnościami, zamiast martwić się i troszczyć o byle co, nie traćmy nigdy z oczu ostatecznego przeznaczenia swego, stosujmy wszystkie myśli, czyny, postępki do tego celu i pamiętajmy, co mówi Pismo święte Starego Zakonu: “Bój się Boga i zachowaj przykazania Jego, wtedy bowiem dopiero będziesz całym człowiekiem”.

Pomnijmy, jak błoga była śmierć Marty, jakie słowa pociechy usłyszała z ust Jezusa w nagrodę zato, że Go ugościła w swoim domu, że dla Niego wszystkiego się wyrzekła. Daj nam Boże wszystkim tak umierać; pełnijmy dzieła miłosierdzia z miłości ku Bogu, odwiedzajmy i pielęgnujmy chorych, nie szczędźmy ubogim jałmużny, módlmy się za grzeszników, nie zapominajmy w modlitwie o drogich nam zmarłych, nieśmy pociechę strapionym, wybaczajmy nieprzyjaciołom, pełnijmy obowiązki swego powołania ściśle i sumiennie, a wtedy będziemy mogli umierać ze spokojem i czystym sumieniem, ufni w sprawiedliwość i w miłosierdzie Boże.

Modlitwa

Wysłuchaj nas, Boże, Zbawicielu nasz, abyśmy weseląc się obchodem uroczystości św. Marty, dziewicy Twojej, z przykładów jej życia uczyli się czynić postęp w pobożności. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/m/marta.htm

*********

Święty Olaf II, król
Święty Olaf II Olaf Haraldson urodził się w 995 roku. Jego ojcem był Harald Harfagre. Olaf w młodości brał udział w wyprawach Wikingów na Anglię i tam zapoznał się z chrześcijaństwem. Miał przyjąć chrzest w 1014 roku w Rouen (Francja). Po powrocie do kraju musiał walczyć o tron z uzurpatorami. Pokonał ich (1016) i został panem całego kraju. Podanie głosi, że Olaf miał brata, Hakona, który miał również pretensje do norweskiego tronu. Obaj bracia spieszyli się więc na wyścigi z Anglii do Norwegii, by zająć tron. Olaf prześcignął brata, co było zapowiedzią tego, że zwycięży go również w walce o tron. Tak się też stało (1016).
Zaraz na początku swoich rządów Olaf zaczął niszczyć pogaństwo i wprowadzać chrześcijaństwo. Sprowadzał zewsząd kapłanów i zakonników. Miał wystawić wiele kościołów. Wprowadził zwyczaje i ustawodawstwo chrześcijańskie. Nie poszło mu to łatwo. Napotykał na silny opór, ale dzieła dokonał. Musiał bronić niezawisłości kraju od króla duńskiego, Kanuta. Tu jednak przegrał, gdyż wszyscy jego przeciwnicy połączyli się ze sobą i przyłączyli się do wojsk duńskich. Olaf bronił się do ostatka z garstką wiernych rycerzy. Musiał jednak ulec. Zginął w bitwie w Stiklestad pod Nidaros 29 lipca 1030 roku.
Na miejscu jego śmierci wystawiono w roku 1075 drewnianą kaplicę, a potem kamienny kościół pod jego wezwaniem. Także w Nidaros (dzisiejsze Trondheim) wystawiono później ku jego czci katedrę. Tam też postawiono mu okazały, wykładany złotem grobowiec. Kiedy Norwegia przyjęła protestantyzm (1537), drogocenne relikwie św. Olafa wywieziono do Danii i tam zaginęły bezpowrotnie. Zaraz po śmierci przy grobie św. Olafa wierni zaczęli doznawać szczególnych łask. Na ich skutek biskup Grimkel w 1031 roku ogłosił św. Olafa męczennikiem. Do roku 1532 grób św. Olafa był narodowym sanktuarium. Olaf miał wystawione kościoły ku swojej czci także w Anglii oraz w Szwecji. Odbierał cześć nie tylko jako pierwszy król chrześcijański w Norwegii, ale również jako pierwszy prawodawca tego kraju. Dlatego ikonografia przedstawia go najczęściej siedzącego na tronie i trzymającego w ręku Ewangelię jako kodeks prawa chrześcijanina.

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-29b.php3

http://www.zamki.name/kraje/norwegia/olaf2.php

Śladami św. Olafa po Norwegii

Św. Olaf to jedna z ważniejszych postaci w historii Norwegii i Kościoła katolickiego w średniowiecznej Europie – tak jakby Bolesław Chrobry i św. Wojciech w jednej osobie. Był królem Norwegii w latach 1016-1028 i uchodzi za tego władcę, który „ochrzcił” Norwegię, choć chrześcijańska wiara była już w tym kraju znana.

Posłuchaj

20’29 Ślady, 17 sierpnia 2011

Święty Olaf – którego dzień („Olsok”) obchodzimy 29 lipca – był królem Norwegii w latach 1016-1028 i uchodzi za tego władcę, który „ochrzcił” Norwegię, choć chrześcijańska wiara była już w tym kraju znana i wielu mieszkańców było ochrzczonych za panowania Olafa Tryggvassona, który zginął w bitwie morskiej w roku 1000. Jednak dopiero po śmierci Olafa Haraldssona -Świętego Olafa chrześcijaństwo na dobre się przyjeło. Olaf Haraldsson urodził się w roku 995, a zginął w bitwie pod Stikklestad k/Trondheim 29 lipca 1030 r.

Był on Wikingiem i na pierwszą wyprawę ruszył mając 12 lat, najpierw na Wschód w kierunku Nowgorodu, a potem do Anglii i Hiszpanii. W roku 1013/14 przezimowal w Normandii (podbitej przez Wikingów w 881r.) u króla Ryszarda II. Tutaj miał okazję poznać wiarę w Jezusa Chrystusa – Ryszard II był chrześcijaninem i Normandia była krajem ludzi ochrzczononych. Tutaj też, w Rouen, Olaf przyjął chrzest.

Po powrocie do Norwegii razem z czterema biskupami dążył do zjednoczenia kraju, którym rządzili król szwedzki, król duński i książęta z regionu Lade (ladejarlene). A jednocześnie ponowił próbę wprowadzenia do Norwegii chrześcijaństwa zamiast dotychczasowych wierzeń nordyckich. Nie było to łatwe i często był Olaf oskarżany o „chrzczenie mieczem”, w czym pewnie jest sporo prawdy, ale i sporo przesady. Chrześcijaństwo Olafa w tej fazie było zapewne wciąż pod wpływem dawnej religii, a jego chęć ustanowienia kościoła chrześcijańskiego motywowana nie tyko wiarą, ale i polityczną wolą stania się częścią chrześcijańskiej Europy. W roku 1023 w Moster uchwalono, a rok póżniej ogłoszono prawo, tzw. Prawo Św. Olafa, mówiące o tym, że Norwegia jest krajem chrześcijańskim.

Nakazano w nim m.in. budowę kościołów we wszystkich województwach, chrzest niemowląt, posty i wolne od pracy niedziele, także dla niewolników, a zakazywano m.in. wielożeństwa, a także mordowania niepełnosprawnych niemowląt, co było dotychczas tradycją. Król Olaf jeździł po kraju ogłaszając nowe prawo i napotykał na opór, który tłumił grożąc i karząc jednakowo panów i chłopów.

Snorre Sturlasson – autor m.in. Sagi o Świetym Olafie powiada, że ta właśnie sprawiedliwość, gdzie wszyscy są równi wobec prawa, była nie do przyjęcia dla możnych. Toteż gdy w 1028 r. król Danii i Anglii Kanut Wielki najechał Norwegię, musiał się Olaf salwować ucieczką do Rosji (Gardarike). Snorre powiada, że tam właśnie Olaf ostatecznie nawrócił się wewnętrznie i oddał swoje losy i losy królestwa w ręce Boga. Po dwu latach wraca do Norwegii, choć wie, że ma małe szanse na zwycięstwo i odzyskanie utraconego królestwa. W bitwie pod Stikklestad Olaf ginie 29 lipca 1030 r.

Po śmierci Olafa jego przeciwnicy odwracają się od zwycięzców i zaczynają mówić o jego świętości. Przyczyny tej zmiany pozostają tajemnicą, choć można je częściowo wyjaśnić rządami Duńczyków czy przesądami związanymi z zabiciem prawowitego władcy. Po swej śmierci Olaf zdołał osiągnać to, czego nie osiągnął za życia – zjednoczoną chrześcijańską Norwegię.

Przy jego grobie odnotowano cud uzdrowienia, a kiedy po roku przenoszono jego zwłoki były one stanie nienaruszonym. Również późniejsze źrodła, także po reformacji, potwierdzają nienaruszony stan zwłok. I stąd zaczęto nazywać go świętym. Pielgrzymowano z całej Europy do Nidaros (dziś Trondheim), gdzie zbudowano wspaniałą katedrę, a kult Świętego rozprzestrzenił się po całym chrześcijańskim świecie. W tamtych czasach nie stosowano, jak obecnie, procesu kanonizacyjnego, święty został mianowany „oddolnie”, a następnie uznany przez lokalnego biskupa Grimkjella, który był jego spowiednikiem. Kult świętego upowszechnił się szybko w całym kościele – wchodnim i zachodnim (pamiętajmy źe podział między Rzymem a Konstantynopolem nastąpił w roku 1054). Wiele kościołów budowano pod jego wezwaniem, na Wschodzie pisano ikony Świętego Olafa – jedna z najstarszych znajduje się na jednej z kolumn w krypcie Kościoła Narodzenia w Betlejem.

W czasie Reformacji Srebrna trumna św. Olafa została przez Duńczyków przetransportowana do Kopenhagi i przetopiona, a szczątki na rozkaz duńskiego króla zostały pochowane w r. 1568 potajemnie pod posadzką katedry, aby uniemożliwić dalszy kult świętego. Miejsce pochówku do dziś nie zostało odnalezione. Kult jednak trwał, a od końca XIX wieku, wraz z odzyskiwaniem przez Norwegię niepodległości, stał się św. Olaf ważnym symbolem narodowym.

W audycji przybliżamy postać św. Olafa, oprowadzamy po katedrze Nidaros w Trondheim i opowiadamy o festiwalu św. Olafa.

Goście:

Paweł Kapral – przewodnik,

Ks. Wojciech Egiert – Misjonarz Świętej Rodziny, proboszcz parafii św. Michała Archanioła w Hammerfest,

Ks. Albert Mączka – Kanonik Regularny, proboszcz parafii katedralnej św. Olafa w Trondheim.

Katedra Nidaros (Nidarosdomen) – gotycka katedra wybudowana w 1152 r. Katedra nosząca do dziś starą nazwę Trondheim wzorowana była na angielskiej katedrze w Canterbury. Ta największa w całej Skandynawii świątynia jest miejscem pochówku króla Norwegii Olafa II. Wprowadził on w swym kraju chrześcijaństwo i przez wiele lat po jego śmierci jego grób był miejscem pielgrzymek. To sprawiło, że czterdzieści lat po pogrzebie zaczęto budować katedrę. Obecnie niestety nie można zobaczyć srebrnej trumny Olafa, którą w 1537 r. wywieziono do Danii i przetopiono na monety.

W 1152 r. świątynia stała się katedrą, a Trondheim stało się siedzibą katolickiego arcybiskupstwa Norwegii. Było nią aż do ucieczki z miasta ostatniego katolickiego arcybiskupa Olava Engelbrektssona w 1537 r., kiedy to rozpowszechnił się protestantyzm.

W katedrze przechowywane są norweskie regalia. Z wieży katedry można podziwiać widok całej okolicy. Nieopodal znajduje się Pałac Arcybiskupów w Trondheim wzniesiony w XIII w. Katedra jest tradycyjnym miejscem pochówku rodzin królewskich, a od 1814 r. stanowi miejsce koronacji wszystkich kolejnych monarchów Norwegii.

Prace nad katedrą rozpoczęły się około 1070 r., a zakończyły dopiero około 1300 r. Na przestrzeni lat katedra była wielokrotnie niszczona przez pożary. Obecny wygląd zawdzięcza rozpoczętej w 1869 r. odbudowie, początkowo według projektu architekta Heinricha Ernst Schirmera, a dokończona przez innego Christiana Christie. Odbudowa została oficjalnie zakończona w 2001 r.

Festiwal św. Olafa

Co roku pod koniec lipca w norweskiej miejscowości Stiklestad k. Trondheim trwa Festiwal Św. Olafa – Olsokdagene. Poświęcony jest on pamięci króla Olafa Haraldssona, który zginął w bitwie pod Stiklestad 29 lipca 1030 r.

Król Olaf wprowadził w Norwegii i na Wyspach Owczych chrześcijaństwo. Podczas festiwalu, obok różnych wydarzeń i prezentacji związanych ze średniowieczem, głównym wydarzeniem jest wielkie historyczne widowisko Spelet om Heilag Olav, ukazujące tło i przebieg wypadków, które doprowadziły do śmierci króla. Biorą w nim udział czołowi aktorzy norwescy i mnóstwo amatorów. Widowisko przyciąga co roku kilkadziesiąt tysięcy gości.

Autorka: Sylwia Sułkowska

http://www.polskieradio.pl/37/225/Artykul/421566,Sladami-sw-Olafa-po-Norwegii

********

Błogosławiony Urban II, papież
Błogosławiony Urban II Odo z Châtillon (znany także jako Odo z Lagéry) urodził się około 1035 r., prawdopodobnie w Châtillon-sur-Marne. Studiował pod kierunkiem św. Brunona w Reims. Został tam następnie kanonikiem i archidiakonem. Przywdziawszy habit benedyktyński, został przeorem w Cluny. Około 1080 r. jako biskup Ostii otrzymał kapelusz kardynalski. W latach 1084-1085 był papieskim legatem w Niemczech, gdzie jako powiernik Grzegorza VII starał się zakończyć spór o inwestyturę i położyć kres schizmie. Nie zdołał w pełni wykonać tego zadania, jednak wiele osiągnął i umocnił posłuszeństwo wobec papieża. Występował jako niezłomny zwolennik reform gregoriańskich. We wszystkim miał praktyczny wzgląd na potrzeby duszpasterskie.
W marcu 1088 r., po krótkim pontyfikacie Wiktora III (1086-1087) i po sześciomiesięcznym wakansie, obrano go na papieża. Przyjął imię Urbana II. Sytuacja, którą zastał, nie usposabiała do optymizmu. Z dyplomatyczną zręcznością doprowadził jednak do większego umiaru i złagodzenia sporów w polityce krajów europejskich, między innymi w Niemczech, chociaż Henryk IV twardo obstawał przy antypapieżu Wibercie z Rawenny, a jego ugoda z papieżem wydawała się iluzją. W 1098 r. uznał przywilej legacyjny, nadany Rogerowi I. W Hiszpanii poparł rekonkwistę i zaaprobował nową organizację tamtejszego Kościoła. Aragonia, Nowarra i Barcelona stały się papieskim lennem – tak jak normandzka południowa Italia i Sycylia. Spór o inwestyturę także się nieco uciszył, chociaż nie został rozwiązany, a pod względem prawnym miał szanse nawet się zaostrzyć, bo na synodzie w Clermont w 1095 r. uchwalono dla duchownych zakaz składania jakiejkolwiek przysięgi lennej. Papież przewodniczył ponadto synodom w Piacenzy (1095) i w Bari (1098).
Stał się inicjatorem doniosłego w swych rozmiarach i następstwach ruchu krucjat. Posunął także dalej proces centralizacji władzy kościelnej i przyczynił się do zorganizowania Kurii, uformowania tzw. Kamery Apostolskiej i przeorganizowania kolegium kardynalskiego. Popierał ponadto życie zakonne, a także tworzenie kongregacji mniszych. Przez przywileje, których udzielił, mógł również uchodzić za prawodawcę ruchu kanonickiego.
Zmarł 29 lipca 1099 r. Uchodził zawsze za błogosławionego.

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-29c.php3

Mowa papieża Urbana II na synodzie w Clermont w 1095 r.


[Papież Urban II] […] usłyszawszy, że Turcy odebrali chrześcijanom wewnętrzną część Romanii […], poruszony skinieniem miłości bożej, przekroczył góry udając się do Galii i w Owernie, w mieście Clermont, zwołał sobór i wygłosił długą mowę […].

Ta mowa Urbana II została powitana przychylnie i spotkała się z życzliwością wszystkich obecnych, zarówno kleru, jak i ludu […], którzy szczerze przyrzekli przestrzegać ściśle, co postanowi sobór stosownie do dopiero co usłyszanych słów papieża Urbana. Wtedy papież dodał, że chrześcijaństwu grozi obecnie klęska […] idąca z drugiej części świata.

On powiedział:

“Ponieważ, o synowie Boży, obiecaliście energiczniej niż zwykle podtrzymywać w waszym środowisku należny pokój, a jeszcze sumienniej przestrzegać praw Kościoła, powinniście dążyć do tego, aby siłę waszej gorliwości obrócić na jaką bądź inną bożą i waszą sprawę. Wszak jest koniecznością, abyście niezwłocznie podążyli z pomocą waszym braciom zamieszkującym na Wschodzie i potrzebującym waszej, niejednokrotnie obiecywanej im pomocy. Na nich zwalili się bowiem, jak o tym większości z was już doniesiono, Turcy i Arabowie, którzy dotarli aż do Morza Śródziemnego, do tego miejsca, które zwie się “ręką św. Jerzego”, u granic Romanii. Zajmując coraz dalsze ziemie tychże chrześcijan, oni uzyskali nad nimi przewagę niejednokrotnie rozbijając ich w walce, wielu zabili lub wzięli do niewoli, kościoły porozbijali, a imperium spustoszyli. I jeśli wy spokojnie pobłażać będziecie jeszcze przez pewien czas wszystkim tym gwałtom, oni zwyciężą jeszcze więcej ludzi oddanych Bogu.

Dlatego zwracam się z pokorną prośbą, nie ja, lecz Pan, abyście wy, głosiciele Chrystusowi, częściej nakłaniali wszystkich, do jakiego by kto nie należał stanu, zarówno pieszych, jak i konnych, tak biednych, jak i bogatych, aby oni w porę pomogli wschodnim chrześcijanom i wypędzili z granic chrześcijańskiego świata ludzi tego niecnego rodzaju. Mówię to obecnym, polecam przekazać to nieobecnym. Wszak to nakazuje Chrystus.

Wszystkim idącym tam, w wypadku ich zgonu na lądzie czy na morzu lub w boju z poganami, od tej chwili odpuszczone będą grzechy. To przyrzeczenie idącym daję ja jako upoważniony przez Boga. Jaka byłaby sromota, jeśliby tak nikczemny, zdeprawowany i służący demonom rodzaj ludzi jednakże pokonał przenikniętych wiarą w Boga i opromieniony imieniem Chrystusa ród ludzki. Jaką hańbą okryje się sam Pan, jeśli wy nie pomożecie tym, którzy są takimi samymi wyznawcami Chrystusa jak i my! Niech wystąpią przeciw niewiernym do boju, który należy zacząć, do boju, który powinien przynieść w obfitości łupów, ci, którzy od dawna przywykli nadużywać praw prywatnej wojny przeciw swoim współwyznawcom.

Niech się obecnie staną rycerzami ci, którzy przedtem byli rozbójnikami. Niech obecnie prowadzą sprawiedliwą walkę z barbarzyńcami ci, którzy poprzednio walczyli przeciw braciom i współrodakom. Niech otrzymają teraz wieczną nagrodę ci, którzy dawniej za małą zapłatę byli najemnikami. Niech podwójny honor uwieńcza wysiłki tych, którzy trudzili się ze szkodą ciała i duszy. Kto tu nieszczęśliwy i biedny, tam będzie bogaty, kto tu przeciwnikiem Boga, tam będzie Jemu przyjacielem. Niech zatem idący [do Ziemi Św.] nie zwlekają, ale, powierzywszy swoje dobra [w godne ręce] i zebrawszy środki na koszty podróży, z końcem zimy, w najbliższą wiosnę, niech z Bogiem żywo wyruszą w drogę”.

Cyt. za: Rozwój dążeń uniwersalistycznych, walka papiestwa z cesarstwem i wojny krzyżowe. Teksty źródłowe do nauki historii w szkole, opracował J. Żuławiński, zesz. 6, Warszawa 1959.

http://silesia.edu.pl/slask/index.php?title=Mowa_papie%C5%BCa_Urbana_II_na_synodzie_w_Clermont_w_1095_roku

**************************************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ, OBEJRZEĆ, POSŁUCHAĆ
*********

Ciekła krew świętego

Ciekła krew świętego

Andrzej Macura

Cud w Madrycie. Krew świętego Pantaleona, jak co roku, znów stała się płynna. Czy to istotne?

Wierzę w większe cuda,  więc dla mnie właściwie nie. Jasne, jest jakimś umocnieniem mojej pewności, ale i bez tego cudu, czy podobnego, z krwią św. Januarego, wierzyłbym. W Ojca, Syna i Ducha Świętego, w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół, jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. I bez tego cudu oczekiwałbym wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie. Zastanawiam się jednak, jak na to wydarzenie spoglądają ci, którzy wyśmiewając łatwowierność wszystkich wierzących w Boga (czy bogów) z wyższością podkreślają, że kierują się światopoglądem naukowym?

Ktoś, kto chełpi się naukowym podejściem do rzeczywistości na pewno nad takim zjawiskiem nie powinien przejść obojętnie. No bo to policzek wymierzony przekonaniu, że w świecie zawsze wszystko dzieje się tylko i wyłącznie zgodnie prawami przyrody. Regularnie, co roku, na zawołanie. Czy nie powinno to materialistów niepokoić?

Chyba jednak niespecjalnie niepokoi. Wierzą, że albo jest to jakieś sprytne oszustwo, albo kiedyś znajdziemy „naukowe” wytłumaczenie tego fenomenu. Tyle że takie postawienie sprawy nie ma nic wspólnego z podejściem naukowym. Nauka nie lekceważy obserwacji. I pod jej wpływem często zmienia swoje stanowisko. „Materialistom”, choć sami nie znają mechanizmu zjawiska, nie przeszkadza to jednak wyśmiewać  tych, którzy wierzą, że to cud.

W sumie nic dziwnego. Jeśli założyło się, że istnieje tylko świat materialny, to trudno znaleźć dowody istnienia świata duchowego. I nawet to, że kiedy chcę, drapię się za uchem, a kiedy nie chcę, to się nie drapię, to tylko wypadkowa jakichś determinujących moje zachowanie procesów biochemicznych.

Jak się zastanowić, to zjawisko ignorowania niewygodnych faktów jest dość powszechne. W ocenie własnej postawy, w argumentowaniu sympatii politycznych…. Uprzedzając możliwe zarzuty zaraz jednak wyjaśniam, że, paradoksalnie, to właśnie wzywający do wiary Kościół chyba najodważniej mierzy się z tym wszystkim, co zdaje się jego nadziei przeczyć. Nie udaje, że takich spraw nie ma. Istnieje cała dziedzina teologii, (teologia fundamentalna zwana apologetyką), która ma odwagę polemizować z mniej czy bardziej uzasadnionymi zarzutami wobec wiary. Ma też Kościół odwagę zmierzyć się z mało chwalebnymi wątkami w swojej historii, a i o dzisiejszych, poważniejszych grzechach swoich członków, jak na standardy obowiązujące w naszym społeczeństwie, mówi wyjątkowo otwarcie.

Smutne, że właśnie nas, chrześcijan, nieraz oskarża się o ciemnotę i obskurantyzm. Ale to tylko pomówienia. Bo tak naprawdę w podejściu do oceny rzeczywistości, w przeciwieństwie do wielu ideologii współczesnego świata,  niespecjalnie mamy się czego wstydzić.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2608644.Ciekla-krew-swietego
***********

Szlak Ignacjański

dodane 2015-07-28 21:15

RADIO WATYKAŃSKIE |

Coraz większym powodzeniem cieszy się Szlak Ignacjański w Hiszpanii.

Wikimedia (PD) św. Ignacy Loyola

Popularny już w XVII wieku, cztery lata temu został on odnowiony i dostosowany do współczesnych wymogów. Trwają ostatnie przygotowania do rozpoczęcia Jubileuszowego Roku Szlaku Ignacjańskiego.

Szlak Ignacjański prowadzi z Lojoli w Kraju Basków do Manresy, która leży w Katalonii. Tę 700-kilometrową trasę przebył w 1522 r. Ignacy, kiedy podjął decyzję o zmianie życia. Stała się ona popularna w XVII wieku po kanonizacji założyciela jezuitów oraz Franciszka Ksawerego, wielkiego misjonarza Dalekiego Wschodu. Odrodzenie szlaku obserwuje się od końca XX wieku. Pielgrzymi szukają głębokiego przeżycia religijnego na wzór duchowej przemiany, jakiej doznał św. Ignacy, innego stylu życia oraz przyjrzenia się swoim wartościom osobistym i społecznym. Czas pielgrzymowania to swoiste rekolekcje ignacjańskie w drodze. Szlak podzielony jest na 27 etapów. Wskazówki praktyczne i duchowe można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej www.caminoignaciano.org.
31 lipca rozpocznie się pierwszy Jubileuszowy Rok Szlaku Ignacjańskiego. Jego celem jest popularyzacja szlaku jako narzędzia spotkania z Bogiem i osobistego wzrastania, a także przygotowanie do 500-lecia nawrócenia Ignacego i jego pielgrzymki z Lojoli do Manresy. Fakt ten zostanie uczczony drugim Rokiem Jubileuszowym (31.07.2021-31.07.2022).

http://kosciol.wiara.pl/doc/2609734.Szlak-Ignacjanski
********

Kultura wyboru

Kultura wyboru

Joanna M. Kociszewska

Nie pomoże tutaj mówienie: biologia cię ogranicza i definiuje. Bo dziś już ograniczać nie musi. Definiować też nie. Chyba że ktoś tę definicję zaakceptuje, a w ograniczeniach zobaczy skarb.

Kilka dni temu Sejm uchwalił ustawę o uzgodnieniu płci. To kolejny z przepisów prawnych negujących chrześcijańską antropologię, za to doskonale wpisujących się w obowiązującą kulturę wyboru. Bo tutaj należy szukać źródła kolejnych roszczeń.

Zasada jest prosta: twoje życie twój wybór. Życie będzie takie, jakim je uczynisz. Jak układanka z klocków: dowolnie montowanych. Cel jest „szczytny”: pełne szczęście, tu i teraz. Bez strat.

Nie mam nic przeciw szczęściu. Ale cel określony przez „poczucie szczęścia, brak strat” to po prostu utopia. Nie mam także nic przeciw wyborowi. Wręcz przeciwnie. W tej zasadzie jest dużo prawdy. Pod jednym wszakże warunkiem: że nie oznacza to przyjęcia założenia, że każdy może być kim chce i zrealizować wszystko.

Nie tylko dlatego, że ma ciało podlegające prawom biologii, więc stwarzające ograniczenia. Nie tylko dlatego, że w jakimś kierunku ma talent, w innym wcale. Nie tylko dlatego, że niesie w sobie pewien zasób doświadczeń, które sprawiają, że w jednym jest mistrzem, w czymś innym co najwyżej rzemieślnikiem. Także dlatego, że nie da się wybrać wszystkiego. Każdy wybór otwiera jedną drogę, ale zamyka inną. Wybór „drogi próbowania wszystkiego” także. Nie daje szansy, by wejść wgłąb którejś ze ścieżek. To tak, jakby zamiast dogłębnie smakować potrawy jedynie je wąchać. No, czasem polizać.

Mamy do czynienia z ideologią, która będzie żądać kolejnych praw do uczynienia siebie kimkolwiek. Tożsamość przestaje tu mieć znaczenie: jest czymś przybieranym. Czasem na chwilę. „Jestem tym, kim chcę być teraz, nic mnie nie wyznacza.” To ważne: argument z tożsamości nie ma znaczenia. Wręcz przeciwnie: jej brak jest czymś pożądanym. W końcu to jeden z najbardziej „ograniczających” czynników.

Jest jeszcze drugie założenie, równie utopijne. Polega na tym, że można wybierać jakiś element bez jego konsekwencji. Wszystko jest do użycia. Także inni ludzie. Także dzieci. Renata Salecl, skądinąd bardzo lewicowa autorka, pisze w „Tyranii wyboru” m.in. o tym, że pragnienie dziecka zamieniło się dziś w żądanie dziecka. Czym innym jest jednak – zauważa – pytać, czemu rodzice mnie pragnęli i czemu mnie żądali? Dodaje, że wyborowi „posiadania dziecka” powinien towarzyszyć choćby w minimalnym stopniu wybór „bycia rodzicem”. A nie musi. Można żądać dziecka z różnych powodów. Niekoniecznie dla niego samego. To po prostu klocek mojego życia, który powinien być.

Czy da się nie ponosić konsekwencji? Autorka uważa, że nie. Ja jestem bardziej sceptyczna. Pytań żądanego dziecka i jego indywidualności, jego pragnienia poznania korzeni można po prostu nie zauważać. Problem w tym, że konsekwencje nie znikają od tego, że ktoś ich unika. Po prostu ponosi je inny. A ich ciężar bywa nie do udźwignięcia.

Czy „ludzie wyboru” są szczęśliwi? Okazuje się, że nie. Nie dość, że skupieni na konstruowaniu własnego życia do niczego poza tym nie są zdolni (wybór naprawdę zabiera masę energii), to jeszcze próbują budować coś, co po prostu nie istnieje i istnieć nie może. Renata Salecl pisze, że tę tyrańską ideologię trzeba odrzucić. Podkreślam: to autorka lewicowa, aktywnie niewierząca, proaborcyjna itd. Nie ma nic wspólnego z żadnym Kościołem. Jej motywacje nie mają nic wspólnego z religią ani prawem naturalnym. I dlatego przywołuję właśnie jej opinię. Naprawdę to nie jest “katolicki obraz świata, jak zwykle przesadzony i histerycznie reagujący na współczesność”.

Po co o tym pisać? Bo niezależnie od prawa stanowionego z odpryskami tej ideologii mamy do czynienia na co dzień. I musimy umieć podjąć z nią dyskusję. Na każdym poziomie, tym antropologiczno-filozoficznym i tym codziennym, gdy wybierać będzie chciało nasze dziecko. Nie pomoże tutaj mówienie: biologia cię ogranicza i definiuje. Bo dziś już ograniczać nie musi. Definiować też nie. Chyba że ktoś tę definicję zaakceptuje, a w ograniczeniach zobaczy skarb.

Pytanie brzmi: jak warto żyć, by być szczęśliwym? Dlaczego lepiej być sobą, niż kimś innym, o kim mówią, że osiągnął sukces? Dlaczego warto wchodzić wgłąb rzeczywistości zamiast jej tylko próbować? Dlaczego mam brać pod uwagę konsekwencje, których mogę uniknąć?

Tylko odpowiadając na te pytania – słowem i życiem – możemy zwyciężyć ideologię wyboru.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2607293.Kultura-wyboru

**********

Racja stanu a przyzwoitość

Racja stanu a przyzwoitość

Andrzej Macura

Mając na ustach dobro wspólne można czasem okazać się bezdusznym samolubem.

Nie jestem specjalistą w sprawach międzynarodowych i pewnie dlatego coraz bardziej się dziwię. Coś, co jeszcze parę miesięcy temu brałem za wynik mojej małej przenikliwości w ocenie międzynarodowych problemów staje się coraz wyraźniej oczywistością. O co chodzi? O sytuację z Państwem Islamskim.

Rzut oka na mapę wystarczy, by dojść do przekonania, że państwo to już dawno powinno przestać istnieć. Wokół siebie ma – nominalnie  – samych wrogów. Są sojusznicy USA: Irak i Turcja. Trochę dalej Arabia Saudyjska i Izrael. Poza tym wielcy wrogowie islamistów: Jordania i Syria Asada. W pobliżu także szyicki Iran. No i w samym Iraku Kurdowie. Wszyscy deklarują chęć walki z islamistami. Rozumiem, że w takiej sytuacji z wrogiem walczy się także na płaszczyźnie gospodarczej. Skąd więc otoczeni przez samych wrogów islamiści mają pieniądze na utrzymanie państwa i prowadzenie wojny? Wiem, że przejęli sporo uzbrojenia irackiej armii. Ale bez kontaktów gospodarczych z sąsiadami trudno sobie wyobrazić, by ich państwo mogło tak długo funkcjonować. Ba, nawet umacniać swoje wpływy. Kto więc wyłamuje się z oczywistego w takiej sytuacji embarga? I jakim cudem szeregi islamistów zasila tylu cudzoziemskich bojowników? Opanowali sztukę teleportacji?

Dziś już otwarcie mówi się, że islamiści mają ciche wsparcie różnych sił w regionie. Między innymi Turcji. Turcji, która za wroga uważa Syrię Asada i irackich Kurdów. Wzmocnienia tych ostatnich boi się, bo Kurdowie żyją też na jej terytorium. I jeśli wzrosną w siłę mogą zacząć dopominać się o swoje państwo. Chaos za południową granicą jest więc Turcji jak najbardziej na rękę.

A jak się to ma do deklaracji ich wielkiego sojusznika, Stanów Zjednoczonych, o konieczności zdławienia Państwa Islamskiego? Podobno pod ich patronatem montowana jest jakaś wielka koalicja przeciw islamistom… Serio? Bo mnie coraz bardziej prawdopodobna wydaje się teza, którą z pewną dozą złośliwości wyraziłem, gdy rozpoczynała się Arabska Wiosna, ale której wierząc w dobre intencje światowych przywódców sam nie dawałem wiary: że właśnie o to chodzi, by cały ten obszar stanął w ogniu. I by tego pożaru nikt nie gasił. Szkoda tylko, że cierpią przy tym niewinni ludzie.

Jeśli zanudzam czytelników rozważaniami na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie to dlatego, że w Polsce dostrzegam podobne postawy. Przez nasz kraj przetacza się wielka dyskusja na temat przyjmowania uchodźców. I tych uciekających przed wojną i tych szukających lepszych warunków życia.  Padają różne argumenty za i przeciw. Bardzo bym chciał, by w ostatecznym rozrachunku to, co nazywa się czasem polską racją stanu czy dobrem Polski i Polaków nie przyćmiło nam zwyczajnej przyzwoitości. Bo wstyd by było, gdyby przyszłą pomyślność Polski miała być okupiona obojętnością na cierpienie niewinnych ludzi. 

http://kosciol.wiara.pl/doc/2606261.Racja-stanu-a-przyzwoitosc

**********

Śladami pamięci o świętym Janie Pawle

dodane 2015-07-01 09:11

wiara.pl

zobacz galerię 

Pamięć o świętym Janie Pawle Wielkim na pewno jest inna niż przed laty. Ale przecież ciągle trwa. Chcesz pomóc ją udokumentować?

Po śladach pamięci o Janie Pawle Wielkim Aleksandra Kozak Ludźmierz
To tu przed laty biskup Karol Wojtyła złapał spadające z rąk figury Maryi berło

Od śmierci Jana Pawła Wielkiego minęło już ponad 10 lat. Wiele się od tej pory wydarzyło. Przeżyliśmy jego beatyfikację, potem kanonizację. Pamięć o nim na pewno jest inna niż przed laty. Ale przecież ciągle trwa. Objawia się też w postaci różnych śladów materialnych – pomników, tablic, nazw plac czy ulic. Jest tego cała masa. Czasem w  najbardziej zaskakujących miejscach. A  w wakacje…

Wakacje to dla wielu z nas czas podróży. Wiele ciekawych rzeczy można zobaczyć. Takich śladów pamięci o Janie Pawle Wielkim też. Chcielibyśmy więc naszym Czytelnikom zaproponować, by przesłali nam zdjęcia takich miejsc. Może stworzymy w ten sposób całkiem ciekawą kolekcję?  W każdym razie zachęcamy.

Żeby można było sensownie owe zdjęcia zaprezentować, powinny mieć szerokość co najmniej 700 pikseli. Ważne, by dołączyć do nich opis zawierający  informację gdzie, kiedy i przez kogo zostały zrobione. Materiały proszę przysyłać na adres

redakcja@wiara.pl .

No i tyle…

A wśród uczestników akcji, którzy podadzą swoje adresy pocztowe po wakacjach rozlosujemy kilka książek…

http://papiez.wiara.pl/doc/2569410.Sladami-pamieci-o-swietym-Janie-Pawle
*********

Papież, jakiego nie znacie

15 maja do kin trafi „Apartament” – film, w którym wykorzystano niepublikowane dotąd materiały pokazujące prywatne życie Jana Pawła II.

Papież, jakiego nie znacie   Arturo Mari

„Apartament” daje widzom niepowtarzalną szansę poznania Papieża Polaka takim, jakim znało go tylko kilku najbliższych przyjaciół i współpracowników. Film składa się w całości z nigdy wcześniej niepublikowanych materiałów. Na archiwalnych filmach widzowie zobaczą papieża Jana Pawła II prywatnie, poza murami Watykanu, pośród najbliższych mu ludzi i ukochanej przez niego przyrody. Narratorem jest Piotr Kraśko – dziennikarz TVP, który osobiście wybrał się do Rzymu, aby wysłuchać opowieści przyjaciół i współpracowników papieża Polaka. Usłyszymy  wspomnienia kard. Stanisława Dziwisza, wieloletniego sekretarza i przyjaciela Ojca Świętego. Papieża Polaka wspominają także Arturo Mari – osobisty fotograf Jana Pawła II, ochroniarz Egildo Biocca  oraz inne osoby, które poznały Ojca Świętego podczas jego prywatnych wędrówek i urlopów. Narratorem jest Piotr Kraśko – dziennikarz TVP, który osobiście wybrał się do Rzymu, aby wysłuchać opowieści przyjaciół i współpracowników papieża Polaka. Muzykę skomponował Radzimir Dębski.

„Apartament” jest kolejnym dziełem twórców „Świadectwa” – filmu, który pokazywał pontyfikat Jana Pawła II z nieznanej perspektywy towarzyszącego mu przez blisko 40 lat kard. Stanisława Dziwisza. W 2008 roku obejrzało go ponad milion widzów.

http://papiez.wiara.pl/doc/2444157.Papiez-jakiego-nie-znacie

**********

Betania – dom przyjaciół Jezusa

Czesław Wróbel

Ziemia Święta jest określana mianem “piątej ewangelii”. Oznacza to, że miejsca biblijne opowiadają o zbawczym zaangażowaniu się Boga w historię człowieka. Pielgrzymowanie po Ziemi Świętej pozwala dostrzec, że oprócz historii zbawienia istnieje również topografia (geografia) zbawiania człowieka przez Boga.
Czytając Ewangelie, dostrzegamy, że Jezus nieustannie był w drodze. Celem wędrówki Mistrza z Nazaretu była Jerozolima, miasto spotkania Boga z Jego ludem. Miasto, w którym Jezus spotykał swego Ojca. W czasach Jezusa Jerozolima liczyła ok. 30 tys. mieszkańców. Kiedy zbliżało się któreś z trzech świąt pielgrzymkowych: Pascha, Pięćdziesiątnica lub Święto Namiotów, ich liczba wzrastała do około 100 tys. Podczas dnia na terenie Świątyni Jerozolimskiej odbywały się uroczystości religijne, w których brali udział pielgrzymi, ale gdy nadchodził wieczór, znaczna ich część musiała udać się na nocleg do podjerozolimskich wiosek.
Również Pan Jezus spędzał dni w Świętym Mieście, głosząc Ewangelię, zaś na noc opuszczał Jerozolimę i udawał się do pobliskiej Betanii. Jest to niewielka wioska położona na zboczu Góry Oliwnej, przy drodze prowadzącej do Jerycha. Od Jerozolimy dzieli ją tylko 2700 m. Właśnie w Betanii mieszkało zaprzyjaźnione z Jezusem rodzeństwo Maria, Marta i Łazarz; “A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza”. Ewangeliści przekazali nam relacje o kilku wydarzeniach, które miały miejsce w Betanii, a współcześnie znalazły odzwierciedlenie w wystroju franciszkańskiego kościoła wzniesionego tam w 1954 r. Na lewo od wejścia znajduje się mozaika, która ukazuje nauczającego Jezusa, zasłuchaną Marię (i psa) oraz krzątającą się Martę (por. Łk 10, 38-42). Marta wydaje się samym spojrzeniem czynić wyrzut: “Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu?”. Poniżej widnieje odpowiedź Jezusa: “Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona”.
Nad wejściem do kościoła znajdujemy inną scenę ukazującą Jezusa z uczniami zasiadającego u stołu w domu Szymona Trędowatego. Do Jezusa podchodzi Maria i namaszcza Jego stopy funtem olejku nardowego. Jeden z uczniów, Judasz, wstaje i pyta: “Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów (trzysta dniówek najemnego robotnika) i nie rozdano ich ubogim?”. Jezus odpowiedział: “Zostaw ją! Przechowała to, aby mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, Mnie zaś nie zawsze macie” (J 12,1-11). W ten sposób Maria z Betanii wykonała wobec Jezusa element żydowskiego obrzędu pogrzebowego (Mk 16, 1), zapowiadając w ten sposób Jego zbliżającą się śmierć. Mozaiki na prawo od wejścia i za głównym ołtarzem nawiązują do wskrzeszenia Łazarza. W apsydzie kościoła widać Jezusa w otoczeniu Apostołów oraz Martę, która wyszła naprzeciw Jezusowi. Toczy się tu, sprowokowany utratą brata i przyjaciela, dialog: “«Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?». Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat»”. Wypowiadając te słowa, Marta stała się jedną z nielicznych wspomnianych w Ewangeliach osób (Jan Chrzciciel i Szymon Piotr) wyznających wiarę w mesjaństwo Jezusa.
Z prawej strony inna mozaika pokazuje Jezusa i osoby zgromadzone wokół grobu. Jezus woła: “Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”. Z grobu wychodzi “zmarły, mając nogi i ręce przewiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą”. Działo się to zaledwie kilka dni przed śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa.
Dzisiejsza Betania nosi nazwę el Azarijeh, czyli “Łazarzowo” i jest zamieszkana przez Palestyńczyków, wśród których są chrześcijanie i muzułmanie. Współczesny kościół franciszkański, formą nawiązujący do rzymskiego grobowca, został wybudowany na pozostałościach starszych budowli. Na dziedzińcu i w kościele można zobaczyć pozostałości mozaik kościołów z IV i V w. Egeria, która ok. 384 r. odbyła pielgrzymkę do miejsc świętych, napisała w swoim dzienniku, że w sobotę przed Niedzielą Palmową w Lazarium, czyli w Betanii, odbywały się uroczystości liturgiczne, którym przewodził biskup Jerozolimy. Najpierw wierni zbierali się w kościele, który znajdował się w miejscu, do którego Maria, siostra Łazarza, wyszła naprzeciw Panu: “Skoro przybędzie tam biskup, mnisi i cały lud spieszą mu naprzeciw, odmawiając hymn i antyfonę oraz odczytując z Ewangelii ów ustęp o tym, jak siostra Łazarza wyszła na spotkanie Pana. Odbywa się tu modlitwa, a po otrzymaniu błogosławieństwa wszyscy z hymnami idą do Lazarium. Gdy przybędą do Lazarium, to nie tylko owo miejsce, lecz i wszystkie pola wokół są pełne ludzi – tak wielkie zbiera się ich mnóstwo. Odmawiają hymny i antyfony stosowne do tych dni i miejsc, podobnie wszystkie czytania odnoszą się do tego dnia. Zanim nastąpi rozesłanie, ogłaszana jest Pascha – to jest kapłan wstępuje na podwyższenie i czyta ów ustęp zapisany w Ewangelii: “Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii (…)”. Po przeczytaniu tego ustępu i obwieszczeniu Paschy następuje rozesłanie.
W średniowieczu krzyżowcy wybudowali bezpośrednio nad grobem Łazarza nowy kościół i klasztor, w którym mieszkały Siostry Benedyktynki. Do dziś średniowieczny refektarz służy pielgrzymom jako kaplica, w której sprawują Eucharystię. Pod koniec XIV w. kościół był już opuszczony, a w XVI w. na jego ruinach wzniesiono meczet. Przez pewien czas grób Łazarza był dla chrześcijan niedostępny. W 1613 r. franciszkanie kupili od muzułmanów prawo do wykucia w skale bocznego wejścia do krypty. Schodzi się do niej z ulicy po dwudziestu czterech wąskich i nierównych, kamiennych stopniach. Do właściwej komory grobowej trzeba się przecisnąć przez wąski otwór w skale. Wchodząc i wychodząc, należy się mocno pochylić, gdyż korytarz jest niski.
W 1965 r. po przeciwnej stronie meczetu zbudowano kościół grecko-prawosławny. Chrześcijanie i muzułmanie zatrzymują się zdumieni tajemnicą wskrzeszenia Łazarza, człowieka, który musiał umrzeć dwukrotnie. Według tradycji Kościoła Wschodniego, został on biskupem na Cyprze. W Larnace znajduje się prawosławny kościół pod wezwaniem św. Łazarza, w którym jego doczesne szczątki czekają na zmartwychwstanie.
Bizantyjscy chrześcijanie właśnie w Betanii ogłaszali rozpoczęcie uroczystości paschalnych. Tam Jezus miał wiernych, kochających Go przyjaciół. Przez nich Bóg przygotowywał Go do przejścia przez śmierć do zmartwychwstania.

Edycja szczecińska 15/2003E-mail: redakcja@knob.pl
Adres: pl. Św. Ottona 1, 71-250 Szczecin
Tel.: (91) 454-15-91http://niedziela.pl/artykul/14152/nd/Betania—dom-przyjaciol-Jezusa

*********

„Gość w dom – Bóg w dom”

2013-07-17 10:06

Ks. Tomasz Pełszyk

Zasada gościnności jest wpisana bardzo głęboko w naszą tradycję. Niewątpliwą zasługę ma tutaj całe chrześcijańskie dziedzictwo, które ściśle łączy postawę wobec bliźniego z uszanowaniem lub brakiem szacunku wobec samego Boga. Człowiek, którego przyjmujemy, cieszy się specjalnym statusem: może czuć się bezpieczny, jest traktowany jako ktoś najważniejszy – na nim skupia się zainteresowanie domowników. Zdarza się, że gość wnosi do życia rodzinnego coś ważnego: daje radość, dobrą radę, przestrogę. Przypomnienie tradycji ma nam pomóc w przełamaniu egoizmu i indywidualizmu.

Niebiańscy goście nawiedzający Abrahama dają Patriarsze okazję do urzeczywistnienia jego naturalnej dobroci i otwarcia na przybyszów, ubogacają go natomiast obietnicą rychłego wypełnienia się dawnej zapowiedzi o potomku, który urodzi się, mimo podeszłego wieku Sary. Zaskoczenie jest totalne, mimo że Abraham był już świadkiem objawień Pana. Jego serce przeczuwało, że oczy widzą tylko cząstkę rzeczywistości, resztę natomiast – tę najważniejszą – może odkryć tylko przez wiarę. Podobnie w Ewangelii: ludzkie oczy Marty każą jej uwijać się przy przygotowywaniu posiłku, ponieważ umiłowany Nauczyciel nawiedził jej dom. Maria natomiast, zapomniawszy o wszystkim, widzi Jezusa, przy którym trzeba po prostu być – jakby przeczuwała, że Jego ziemski czas jest bardzo krótki. Nie chce uronić ani jednego słowa, pragnie chłonąć dobro płynące z Jego Osoby. W opisie biblijnym nie chodzi o wartościowanie postaw obu sióstr, a jedynie o podkreślenie proporcji między zabieganiem o zewnętrzne znaki gościnności a zwyczajnym zatrzymaniem się i skoncentrowaniem na tym, który do nas przyszedł. Św. Paweł przenosi naszą myśl na niebotyczne szczyty: Pan nawiedził go i zamieszkał w nim wraz z darem swego krzyża. Stąd rodzi się obowiązek cierpienia dla dobra Kościoła (Apostoł w swoim ciele „dopełnia braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała”). Punktem dojścia jest natomiast „zamieszkanie w Chrystusie”, ponieważ dopiero wtedy każdy z nas może się okazać „doskonałym” – dzięki Jego świętości i doskonałości.

Najprostszym przeniesieniem treści naszych rozważań na grunt codziennego życia niech będzie przypomnienie, na jak wiele sposobów Bóg do nas przychodzi. Są tu zarówno sakramenty święte, Pismo Święte, jak i normalne kontakty z bliźnimi, są cierpienia i radości codzienne, jest piękno i bogactwo świata, jest też doświadczenie biedy duchowej i fizycznej, której możemy zaradzić… Czy jednak pragnę przyjścia Pana? Czy przygotowuję się na nie?

Edycja podlaska 29/2013 , str. 1E-mail: niedzielapodlaska@gmail.com
Adres: ul. Kościelna 10, 17-312 Drohiczyn
Tel.: (85) 656-57-54http://niedziela.pl/artykul/107027/nd/%E2%80%9EGosc-w-dom—Bog-w-dom%E2%80%9D

*********

Arabowie są naszymi braćmi

Renee Hanna Hattar

(fot. aleteia.org / aiuto chiesa che soffre)

Męczeństwo arabskich chrześcijan musi stać się wyjątkowym przykładem oddania i wiary Chrystusowi, ale też miłości i pokoju, dając prześladowcom lekcję przebaczenia i łaski. Tak świadczył o. Douglas Bazi, chaldejski kapłan z Iraku: “muszę przebaczyć, aby łaska pokoju mogła dotrzeć do kolejnych pokoleń”, czy 10-letnia Miriam z Iraku, zapytana o ISIS: “Nigdy bym ich nie skrzywdziła, proszę tylko Pana Boga, aby im przebaczył”.

 

Słowo “Arab” współcześnie wywołuje uprzedzenia, stereotypy, a często po prostu inwektywy i wulgarne komentarze. Ktoś, kto nigdy nie był w arabskim kraju, szczególnie na Bliskim Wschodzie, łatwo uznaje wszystkich jego mieszkańców za muzułmanów. Nie przyjmuje się do wiadomości, że wśród nich mogą być też chrześcijanie czy żydzi.

 

Atmosfera walki, nieustannie nakręcana przez media, nie sprzyja refleksji. Nie odróżnia się tego kim są Arabowie etnicznie, od tego jaką religię wyznają i jaki sposób życia prowadzą. Narody Bliskiego Wschodu, czy to Arabowie, czy tylko grupy etniczne posługujące się na co dzień arabskim, przyjęły chrześcijaństwo między I a VI stuleciem. Chrześcijaństwo rozpoczęło się właśnie tu, na Wschodzie. Dopiero stąd rozprzestrzeniło się na wszystkie kontynenty. Dlatego też, gdy chrześcijanie z Europy pytają Araba: “kiedy przyjąłeś Chrystusa?” odpowiedź zazwyczaj brzmi: “prawie 2000 lat temu…”.

 

Ostatnio jednak arabscy chrześcijanie doświadczają wielu prześladowań, zmuszani są do opuszczania swoich ziem, a wręcz umierania dla swojej wiary. Jedną z towarzyszących temu ran jest też poczucie opuszczenia przez Braci z Zachodu. W krajach o muzułmańskiej większości chrześcijanie-Arabowie są uznawani za zdrajców i niewiernych. Na Zachodzie zaś nie odróżnia się ich od muzułmanów. Jeśli już, to w ich Kościołach o wielowiekowej tradycji widzi się tylko wspólnoty sekciarskie lub heretyckie.

 

Arabscy chrześcijanie są między młotem a kowadłem. Zostali opuszczeni w tych wszystkich czystkach religijnych, zbrodniach, które ich otaczają. Jak jednak można zapomnieć o tych, którzy kiedyś przyjmowali Świętą Rodzinę podczas jej ucieczki do Egiptu? O tych, którzy patrzyli na chrzest Jezusa w Jordanie? I którzy do tej pory często sprawują msze święte w Jego języku – aramejskim?
Choć wiele z Kościołów Orientu powstało w wyniku schizm i różnic doktrynalnych, to obecnie, po wielu spotkaniach i synodach ekumenicznych, nie wolno wyrzucać ich poza margines chrześcijaństwa. Wiele spośród tych Kościołów weszło do wspólnoty katolickiej, a ich tradycje (antiocheńska, ormiańska, chaldejska czy bizantyjska) są traktowane na równi z tradycją łacińską. Niestety, niektóre spośród tych Kościołów – ze względu na inne tradycje czy po prostu nazwę – traktuje się jako herezje. Znakomitym przykładem jest Kościół Nestoriański, znany oficjalnie jako Apostolski Katolicki Kościół Asyryjski Wschodu.

 

To niezrozumienie na Zachodzie może wydawać się zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że wiele z tych Kościołów zostało założonych przez pierwszych uczniów Chrystusa, a podziały – których używają katolicy – zostały wprowadzone setki lat później. Przez te uprzedzenia i nieporozumienia zapomina się o długiej i bogatej tradycji tych Kościołów, choćby ciągle używanych liturgiach znanych świętych Wschodu: Jana Chryzostoma, Jana z Damaszku, Efrema Syryjczyka czy Bazylego Wielkiego.

 

W tych okolicznościach musimy uświadamiać ludziom, że Kościoły Zachodu i Orientu tworzą jedno Ciało Chrystusa. Co więcej, chrześcijanie Arabowie mogą być znakomitym mostem porozumienia, pomagającym Zachodowi zrozumieć islam, zainicjować autentyczny dialog z tą kulturą. Odgrywali oni zresztą taką rolę w dziejach wielokrotnie, np. zbierając i tłumacząc dzieła zrujnowanej Europy we wczesnym średniowieczu. Towarzysząc islamowi przez stulecia – poprzez kulturę i język – stali się uprzywilejowanymi świadkami Chrystusa w społecznościach muzułmańskich.

 

Chrześcijanie Bliskiego Wschodu są powołani do tego, by uczyć Zachód jak prowadzić dialog z islamem. Ich dzisiejsze męczeństwo musi stać się wyjątkowym przykładem oddania i wiary Chrystusowi, ale też miłości i pokoju, dając prześladowcom lekcję przebaczenia i łaski. Tak jak świadczył o. Douglas Bazi, chaldejski kapłan z Iraku: “muszę przebaczyć, aby łaska pokoju mogła dotrzeć do kolejnych pokoleń”, czy 10-letnia Miriam z Iraku, zapytana o ISIS: “Nigdy bym ich nie skrzywdziła, proszę tylko Pana Boga, aby im przebaczył”.

 

 

Renee Hanna Hattar – Arabka, chrześcijanka z Jordanii. Zajmuje się dziedzictwem arabskich chrześcijan oraz dialogiem chrześcijańsko-islamskim. Jest zaangażowana w religijny chór chrześcijańsko-muzułmański. Uczy języka i kultury arabskiej w  centrum ICSCO w Grenadzie (Hiszpania).

 

 

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Aleteia.

Przetłumaczył Karol Wilczyński

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1015,arabowie-sa-naszymi-bracmi.html

**********

 

GLOBALNA WOJNA Z CHRZEŚCIJANAMI

John L. Allen Jr.

 

Chrześcijanie są obecnie najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie. 80% wszystkich działań skierowanych przeciwko religii wymierzona jest właśnie w chrześcijan.

 

Prześladowania to nie tylko okrucieństwa, których dopuszcza się tzw. Państwo Islamskie w Syrii i Iraku.

 

Od Indii po Meksyk i od Nigerii po Białoruś chrześcijanie padają ofiarami represji władz państwowych, partyzantów, bojówek, narkotykowych bossów i organizacji przestępczych. W wielu miejscach ich wyłączną winą jest to, że jako jedyni bronią praw człowieka, troszczą się o najuboższych, sprzeciwiają się bezprawiu i wyzyskowi.

 

Globalna wojna z chrześcijanami to najbardziej aktualny obraz prześladowań dostępny w języku polskim.

 

John L. Allen Jr. jest najlepszym w historii korespondentem watykańskim piszącym w języku angielskim, jak ocenia go G. Weigel, autor biografii Jana Pawła II Świadek nadziei. Allen współpracuje z Boston Globe, portalem Crux oraz CNN. Opublikował dziewięć książek, w tym biografię papieża Benedykta XVI.

*********

Wstrząsające przesłanie Chrześcijan do Islamistów z ISIS [WIDEO]

Mighty / youtube.com / mc / pk

“Giniecie dla Waszego boga, nasz Bóg zginął za nas” – takimi słowami chrześcijanie z organizacji MIGHTY w USA apelują do Islamistów o zaprzestanie krwawych egzekucji na naszych siostrach i braciach.

Dodają, że przed Jedynym Bogiem jesteśmy równi, a krwawa ofiara Jezusa Chrystusa, raz na zawsze odkupiła wszystkie, nawet najgorsze czyny.
Chrystus został ukrzyżowany. Raz za WSZYSTKICH. Aby uczynić braćmi grzeszników takich jak ja i Ty. Nawet Ty. Nawet dziś.”

 

 

Za stworzenie filmu odpowiada chrześcijańska organizacja MIGHTY z Los Angeles, która zajmuje się działalnością misyjną poprzez media elektroniczne. Jako cel stawia sobie tworzenie wysokiej jakości treści multimedialnych. Jej członkowie nazywają siebie misjonarzami medialnymi (media missionaries).

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1821,wstrzasajace-przeslanie-chrzescijan-do-islamistow-z-isis-wideo.html

*********

Na piasku cyrkowej areny

Posłaniec

ks. Zygmunt Kwiatkowski SJ / pk

(fot. elvisvaughn / Shutterstock.com)

Kamera zarejestrowała stały ruch warg niektórych skazańców. W momencie egzekucji wzywali imienia Chrystusa przez cały czas, aż do momentu powalenia ich na piasek plaży, na którym klęczeli w jednym rzędzie, zanim poderżnięto im gardła.

 

Na arenach cyrków rzymskich potykali się gladiatorzy. Były to mrożące krew w żyłach widowiska, bo chodziło w nich o wysoką stawkę. Każdy występ był walką o życie i każdy kończył się śmiercią pokonanego, chyba że cesarz okazywał mu łaskę. Senat rzymski wiedział doskonale, że biedocie rzymskiej trzeba zabezpieczyć panem et circensis, chleba i igrzysk, inaczej nie byłoby można nad nią zapanować. Tym bardziej, że cyrkowe widowiska były również ulubioną rozrywką możnych, a nawet samego imperatora. Brutalnymi cyrkowymi scenami egzaltowały się również damy dworskie.
Organizowano coraz to nowe widowiska, dbając o stałe podnoszenie ich atrakcyjności. Wśród nowych propozycji było również pożeranie ludzi żywcem przez dzikie zwierzęta. Tymi ludźmi byli chrześcijanie, skazani na śmierć za przynależność do “sekty” potępionej prawem. Wywlekano ich przestraszonych na piasek areny, aby zostali rozszarpani przez dzikie lwy czy tygrysy. Niezwykłość tego widowiska polegała między innymi na tym, że chodziło o zwykłych ludzi, kobiety i mężczyzn; młodych i starych, takich samych jak ci, którzy byli na trybunach cyrku; to oni właśnie stawali się bohaterami krwawej jatki.
Starożytne opisy hagiograficzne podają, że gromadki skazańców najczęściej klękały na piasku cyrkowej areny i modląc się, czekały na śmierć. Nieraz śpiewały pobożne hymny, dając sobie wzajemnie zachęty do wytrwania w wierności Chrystusowi. Widzów dziwiło, że często ludzie ci nie ulegali panice, ale zachowywali głęboki pokój, a twarze ich wyrażały dziwne duchowe uniesienie. Nieustannie wzywali przy tym imienia Chrystusa.
Po dwóch tysiącach niemal lat odbyło się podobne widowisko, tyle że jeszcze bardziej okrutne. Areną cyrkową był też piasek; bardzo dużo było tego piasku, gdyż w tym wypadku chodziło o plażę nadmorską. Rzecz miała się w Libii. Widzów było mnóstwo, bo to widowisko zarejestrowane zostało na kamerach video, tak że mógł je oglądać cały świat. Ludzcy oprawcy przejęli rolę dzikich zwierząt.
Najpierw odbył się jakby liturgiczny pochód liczący dwadzieścia jeden męskich par. Dwadzieścia jeden na czarno ubranych postaci z twarzami ukrytymi za czarnymi maskami, specjalnie dobrani posturą, tak aby byli wyżsi od swoich ofiar, które prowadzili na miejsce śmierci. Pochód ten miał znamiona pochodu tryumfalnego. Z jednej strony czarne postaci nadludzi, jak na wojskowej paradzie, a obok nich w pomarańczowych kombinezonach hańby, ze związanymi w tyle rękami rząd “podludzi” ze spuszczonymi głowami. Trzymani byli za karki, każdy przez swojego czarnego anioła śmierci.
Zaczęła się rytualna zemsta. Całe widowisko adresowane było do “ludów krzyża”. Z przemówienia, które wygłosił jeden z katów, wynikało, że jest to krwawy rewanż za śmierć Ben Ledena, spalenia jego zwłok i rozrzucenia jego prochów nad wodami morskimi. Krew ofiar miała spłynąć po plaży do morza, aby w ten sposób zemsta stała się bardziej czytelna dla patrzących.
Kamera zarejestrowała stały ruch warg niektórych skazańców. W momencie egzekucji wzywali imienia Chrystusa przez cały czas, aż do momentu powalenia ich na piasek plaży, na którym klęczeli w jednym rzędzie, zanim poderżnięto im gardła. Z imieniem Jezus kończyła się ich gehenna trwająca kilka miesięcy. Mieli możliwość ujścia z życiem, jeżeli wyrzekliby się swej wiary, przechodząc na islam. Nie wykorzystali tej “szansy”. Pozostali nieugięci. Mordowani byli jako niewierni, lecz w rzeczywistości oprawcy ich przyczynili się do apoteozy ich wiary.
Kościół koptyjski niemal nazajutrz ogłosił ich męczennikami i wpisał do rejestru świętych, zaświadczając w ten sposób przed zlaicyzowanym światem, że są oni kimś więcej aniżeli tylko ofiarami terroryzmu. Jednocześnie zwrócił uwagę na to, że męczennik chrześcijański nigdy nie odbiera życia ani sobie samemu, ani tym bardziej innemu, niewinnemu człowiekowi, ale gdy mu gwałtem je odbierają, on je składa w ofierze, jak to uczynił Chrystus na krzyżu. Ofiaruje je za Pełnię Życia, której on sam doświadczy oraz wszyscy, którzy prawdziwie wierzą w Miłosiernego Boga.

http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,217,na-piasku-cyrkowej-areny.html

********

Jak nauczyć dzieci empatii

Gerda Pighin / slo

(fot. shutterstock.com)

Dla możliwie bezproblemowego funkcjonowania społeczeństwa niezbędne są wszystkie wartości moralne. Ostatecznym celem jest to, aby samemu przetrwać, nie wyrządzając przy tym krzywdy innym.

 

Pomocna będzie tutaj pewna szczególna ludzka cecha – empatia, czyli “umiejętność wczuwania się w uczucia innych osób, dzielenia tych uczuć i w ten sposób zrozumienia ich sposobu odbioru rzeczywistości i postępowania”. Tyle na temat empatii mówi jedna z definicji encyklopedycznych.

 

Empatia jest czymś więcej niż tylko zdolnością wczuwania się w sytuację innego człowieka. Dochodzi tu również współczucie i wzajemne zrozumienie. Człowiekowi obdarzonemu zdolnością empatii udaje się spojrzeć na pewne sprawy również z perspektywy obcego człowieka i w ten sposób zrozumieć jego uczucia i reakcje.

 

Ten, kto to potrafi i tak też postępuje, jest w swoim człowieczeństwie niezwykle prawdziwy. Taki człowiek nigdy nie wyrządzi krzywdy bliźniemu, ponieważ w swoich uczuciach i postępowaniu kieruje się zasadą: Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Nie ma to jednak nic wspólnego z rezygnacją z własnych potrzeb lub nadmiernym dopasowywaniem się do otoczenia.

 

Człowiek może być tylko wtedy zdolny do empatii, gdy sam jest świadomy własnej wartości, lubi i akceptuje swoją osobę i stanowi samodzielną i suwerenną jednostkę. Dla rodziców oznacza to, że im bardziej będą wspierać wiarę swoich dzieci we własne możliwości oraz umacniać ich pewność siebie, tym lepsze rokowania ku temu, że rozwiną one w sobie zdolność empatii.

 

Naukowcy odkryli, w jaki sposób kształtuje się zdolność do empatii. Z badań przeprowadzonych wśród rocznych i dwuletnich dzieci, polegających na tym, że w ramach zabawy skonfrontowano je z jakimś nagłym problemem rówieśnika – a to zepsuła się komuś zabawka, a to podczas jedzenia ułamała się łyżka – wynika, że tylko te dzieci, które umiały już bezsprzecznie patrzeć na siebie jako na istoty samodzielne, reagowały z empatią.

 

Próbowały pomóc swojemu koledze czy koleżance, dzieląc z nim łyżeczkę, żeby dziecko mogło dalej jeść albo próbując naprawić zabawkę. Były więc już w stanie wczuć się w sytuację swojego towarzysza. Udaje się to począwszy od ukończenia przez dziecko drugiego roku życia. W tym okresie dzieci zaczynają rozpoznawać się w lustrze, co można stwierdzić na podstawie testu z różem: dziecko z cieniem różu na twarzy, które siebie jeszcze nie rozpoznaje, aby usunąć cień, sięgnie do twarzy odbitej w lustrze, natomiast to, które siebie już rozpoznaje – dotknie swojej twarzy. Dzieje się tak w okolicach drugich urodzin dziecka.

 

Co mogą zrobić rodzice, aby wspierać u dziecka zdolność do empatii? Podchodzić zarówno do swojej pociechy, jak i do innych ludzi, ze zrozumieniem, współczuciem, próbując wczuć się w ich sytuację, ponieważ dziecko nabywa tę cechę oraz umiejętności takiego zachowania w dużej mierze poprzez wzorce ze swojego otoczenia.

 

To od rodziców dzieci w swoich pierwszych latach życia czerpią całą swoja wiedzę. Ważnym motorem do ich dalszego rozwoju jest pragnienie bycia takim, jak dorośli.

 

 

Więcej w książce: JAK PRZEKAZYWAĆ DZIECIOM WARTOŚCI – Gerda Pighin

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/wychowanie-dziecka/art,753,jak-nauczyc-dzieci-empatii.html

*********

To małżeństwo przeżyło niewyobrażalną stratę

2ryby

Moja mama modliła się i mówiła: “Dziecko nie oddycha”. Wszystkie moje marzenia w tej jednej chwili legły w gruzach. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego – poznaj historię o niezmierzonej łasce Boga i mocy Jego Słowa, których doświadczyło małżeństwo przeżywające niewyobrażalną stratę.

 

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1931,to-malzenstwo-przezylo-niewyobrazalna-strate.html

*******

okładka-215x300

Małżeństwo Józefa i Maryi w literaturze i piśmiennictwie staropolskim doby potrydenckiej (fragment)

Książka Małżeństwo Józefa i Maryi w literaturze i piśmiennictwie staropolskim doby potrydenckiej (Kraków 2015) jest swoistym historyczno-literackim wstępem do katolickiej teologii małżeństwa, sięgającym po dzieła Ojców Kościoła, średniowieczne traktaty i pisma mistyczne, a przede wszystkim pisane zabytki kultury wczesnej nowożytności (aż po połowę XVIII wieku). Na kartach tej książki można znaleźć drobiazgowe analizy i interpretacje piśmiennictwa chrześcijańskiego, które przez wieki próbowało odpowiedzieć na pytania: jaka relacja łączyła małżonków z Nazaretu, a więc ziemską matkę Jezusa i Jego przybranego ojca? Co ma wspólnego Trójca Święta z ziemską trójcą, Kościół powszechny z Kościołem domowym, a także – chrześcijańska rodzina z obcowaniem świętych w niebie?

Poniżej przedstawiamy fragment zakończenia książki.



Tradycja chrześcijańska od zawsze przedstawiała świętą miłość – amor sacer – jako ogień zstępujący z nieba. „Bóg jest miłość” (1J 4, 8), pisał Jan Apostoł, ale jednocześnie „Bóg nasz jest ogniem trawiącym” (Hbr 12, 29); podobnie oblubienica z Pieśni nad pieśniami mówi: „mocna jest jako śmierć miłość (…), pochodnie jej pochodnie ognia i płomieniów” (Pnp 8, 6), ale i uczniowie wspominają zmartwychwstałego Chrystusa słowami: „Izali serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił w drodze” (Łk 24, 32). Nieco wcześniej sam Chrystus, jako «wcielona Miłość», ogłosił: „Przyszedłem puścić ogień na ziemię: a czegoż chcę jedno aby był zapalon?” (Łk 12, 49). Czy to dlatego na obrazie Świętej Rodziny, namalowanym przez Bartolomé Estebana Murilla, na którym ponad głowami Józefa, Maryi i Jezusa otwierają się niebiosa, ukazuje się Bóg Ojciec w asyście aniołów i zstępuje Duch Święty, dominują czerwone, pomarańczowe i żółte barwy, z daleka przypominające ognistą smugę? Dzieło to jest jednak przede wszystkim wyobrażeniem Trójcy Świętej (trinitas veneranda), która w osobie Chrystusa – Boga i człowieka, zarazem drugiej Osoby triady Bożej, jak i drugiej osoby triady ludzkiej – łączy się z trójcą ziemską (trinitas terrestris). Można powiedzieć: „jako w niebie, tak i na ziemi” (Mt 6, 10).

Wydaje się znaczące, że Bóg w Trójcy jedyny przedstawiony został przez Murilla w układzie wertykalnym, natomiast jedność rodziny z Nazaretu – w układzie horyzontalnym; obie jednie, Boża i ludzka, przecinają się na kształt krzyża. Jedna zstępuje do drugiej, druga wznosi się do pierwszej, w centrum zawsze pozostaje jednak Chrystus. A więc „związek miłości onej, ktora zachodzi między trzema Osobami Boskiemi, w jedności Istoty waszej, ktorą Bog jesteście”, znajduje wzorcowe odzwierciedlenie miłości pomiędzy Józefem, Maryją i Jezusem. Ona również z dwojga i trojga uczyniła jedno. Toteż spoglądając na obraz Murilla, można powtórzyć za Augustynem z Hippony, że w Świętych Rodzicach dokonało się „zjednoczenie osób, które kochają Boga z całego serca, kochają swoje dusze i umysł i kochają się tak jak siebie same i są zjednoczone przez całą wieczność ze sobą i z Chrystusem”. Koreluje to ze słowami homilii Szymona Starowolskiego, dla którego małżeństwo Józefa i Maryi „było niebieskie nie ziemskie”, a ich wspólna radość była obrazem „szczęśliwości nieodmiennej w krolestwie niebieskim”.

Być może najbardziej znaczącym wkładem polskiej literatury siedemnastowiecznej w rozwój refleksji świętorodzinnej było dostrzeżenie w małżeństwie Józefa i Maryi nie tylko teologicznego symbolu, ale również historycznego urzeczywistnienia doskonałej miłości pomiędzy kobietą i mężczyzną w jej wewnętrznym, przemienionym, duchowym wymiarze. Świętych Rodziców przedstawiano bowiem jako odnowionych Adama i Ewę, wskazujących na porządek szóstego dnia stworzenia, podczas którego Bóg „mężczyznę i białągłowę stworzył je” (Rdz 1, 27), a zarazem antycypujących życie w Królestwie Bożym, w którym oboje „będą jako Aniołowie Boży w niebie” (Mt 22, 30). Dlatego też myśl teologiczna zawarta w wielu wczesnonowożytnych dziełach literackich, w tym także staropolskich, poruszając temat więzi łączącej Józefa i Maryję, nieustannie przywodziła na myśl ideę miłości niebiańskiej. Jej najzwięźlejszą definicję podał chyba Jan Klimak, pisząc: „Czysty jest ten, kto żądzę przebił miłością, i ogień ugasił ogniem niematerialnym”. Czyż nie w ten właśnie sposób należy odczytać przymioty Józefa, który – wedle tekstu pewnej staropolskiej Litanii – był wobec Maryi „w Panieństwie najczystszy”, ale zarazem „w miłości najgorętszy”?

„Na widok tego niebiańskiego zjawiska św. Józef pogrążył się w podziwie i niewysłowionej radości; nigdy jeszcze nie widział swej błogosławionej oblubienicy w takiej chwale (…). Niebiańskich rozmów Najświętszej Panny ze swym szczęśliwym oblubieńcem nie zdoła powtórzyć żaden ludzki język”.
María de Ágreda, Mistyczne Miasto Boże

Literatura staropolska poświęcona czystemu związkowi Józefa i Maryi nie ograniczała się jednak do samej tylko teologicznej spekulacji, aktualizacji starotestamentowego przekazu w duchu „wypełnionego Prawa” (zob. Mt 5, 17), prowadzącej na przykład do skojarzenia Świętych Rodziców pochylonych nad Dzieciątkiem Jezus z dwoma cherubinami strzegącymi Arki Przymierza: „znakiem tego małżeństwa byli oni Cherubini w kościele Salomonowym ze złota szczyrego oblani”. Traktaty ascetyczne i systematyczne przedstawiały bowiem nazaretańskich oblubieńców jako przykład duchowości rozwijanej we wspólnocie, dowód na świętość tak drogi małżeńskiej, jak i życia w dziewictwie, kazania opisywały wspólne szczęście Józefa i Maryi, wychodząc z założenia, że przedstawiali oni wzór „sakramentu wielkiego między Chrystusem i Kościołem” (Ef 5, 32), podczas gdy pastorałki dramatyczne i utwory liryczne skupiły się na bogactwie i głębi ich relacji: te pierwsze – zdecydowanie w praktycznym wymiarze życia, drugie zaś – w sferze ikoniczności wypowiedzi poetyckiej. W tym miejscu przywołać można teksty medytacyjne, wedle których miłość sprawiła, że twarz Maryi rozbłyskiwała w oczach Józefa niczym twarz Mojżesza po zejściu z góry Synaj, albo te, w których zauważone zostało tak daleko posunięte zaufanie Maryi do Józefa, że bardziej lękała się ona odwiedzin anioła podczas Zwiastowania niż stałej obecności swojego Oblubieńca. Można też wspomnieć, że skromny domek w Nazarecie stał się obrazem Królestwa; że jedność i miłość łącząca Świętych Rodziców sprawiła, że wciąż jeszcze wstawiają się oni za ludem Bożym jako nierozłącznie ze sobą związani, a także to, że Maryja podczas zaślubin wniosła w posagu nie ziemskie kosztowności, ale najdroższą perłę, którą był Syn Boży w jej łonie. Ostatecznie jednak cała wczesnonowożytna tradycja opisywania, obrazowania i przedstawiania małżeństwa Józefa i Maryi, na ogół ukazująca ciągłość idei patrystycznych oraz średniowiecznych, daje się streścić w krótkim wykładzie na temat «miłości świętej», dziewiczej i anielskiej, którego autorem jest Dietrich von Hildebrand, autor Metafizyki wspólnoty:

[Święta miłość – M.G.] jako taka jest możliwa tylko wtedy, gdy chodzi o miłość w Chrystusie (…). Jest to miłość, która ma wspólne z miłością małżeńską pozostawanie całkowicie „naprzeciw siebie”, a także intentio unionis nastawioną na zjednoczenie (…). Występuje tu również owo najgłębsze rozumienie drugiego człowieka – nawet w pewnym sensie jeszcze głębsze niż w miłości małżeńskiej, bo przecież ta „święta” miłość i zawarte w niej odsłonięcie najgłębszego własnego słowa istotowego już z założenia możliwe są tylko w owej najwyższej sferze wartości, która dla małżeństwa od strony doznania oznacza najwyższy idealny stopień. Ale „tematem” tej miłości jest zarazem, a nawet przede wszystkim, Chrystus.

http://teologia.deon.pl/malzenstwo-jozefa-i-maryi-w-literaturze-i-pismiennictwie-staropolskim-doby-potrydenckiej-fragment/

********

 

św. Teresa od Dzieciątka Jezus

Szatan nękał także św. Teresę od Dzieciątka Jezus: „‚Wczoraj wieczór – mówiła /św. Teresa/ do matki Agnieszki od Jezusa – opanowała mnie trwoga,a ciemności wzmogły się. Jakiś głos wrogi mówił do mnie: ”Czy jesteś pewna, że Bóg cię miłuje? Czy przyszedł i to ci powiedział? Zdanie niektórych ludzi nie uczyni cię przed Nim sprawiedliwą.” (…)

W miesiącu sierpniu była /św. Teresa/ przez kilka dni w takim stanie duszy, jakoby od siebie odchodziła, i błagała nas, aby się za nią modlić. Nigdy nie widziałyśmy jej w podobnym stanie duszy. W tym niewypowiedzianym udręczeniu powtarzała co chwila: ”O, gdyby ludzie wiedzieli, jak potrzeba się modlić  za konających!” Pewnej nocy prosiła infirmerkę, by skropiła jej łóżko święconą wodą, mówiąc: ”Szatan jest koło mnie; nie widzę go, ale czuję… dręczy mię, trzyma mnie jakby żelazną ręką, by nie dopuścić najmniejszej ulgi; przysparza mi cierpień, aby mnie przywieść do zwątpienia… A nie mogę się modlić!… Mogę tylko patrzeć na Najśw. Pannę i wymawiać: Jezus!

Jakże potrzebna jest modlitwa komplety: ”Proculrecedant somnia, et noctium phantasmata! Wybaw nas od widziadeł nocnych!” ”Dziwne mam uczucie, nie cierpię za siebie, lecz za inną jakąś duszę… a szatan nie chce tego.” Infirmerka wzruszona, zapaliła gromnicę, a duch ciemności uciekł bezpowrotnie. Jednak nasza siostra /św. Teresa/ zostawała aż do końca w bolesnych trwogach.”

Fragment ksiąźki „UDRĘCZENI PRZEZ DEMONY – opowieści o szatańskim zniewoleniu” wyd. Armoryka 2007 http://www.armoryka.strefa.pl/.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/sw-teresa-od-dzieciatka-jezus/

*******

Uwolnienie wolnomularza ze zniewolenia za przyczyną św. Teresy z Lisieux

 

List ks. kanonika B.:

Czcigodna Matko!

Szczęśliwy jestem, że mogę spełnić jej życzenie, posyłając opis nawrócenia pana X, napisany przez niego samego. Zezwala on uczynić z tym listem, co Wielebna Matka zechce, na chwałę św. Teresy. Proszę tylko nie wymieniać żadnych nazwisk.

Mogę poświadczyć, że pan X stał się wzorowym chrześcijaninem, wypełnia nawet rady ewangeliczne. Wyzbył się całego majątku i żyje w ubóstwie, poświęcając się na usługi księży w naszym domu dla emerytów. Buduje nas codziennym ćwiczeniem się w najpiękniejszych cnotach, a zwłaszcza w pokorze, i powtarza z upodobaniem, że to dzieło św. Teresy. Bogu niech będzie chwała!

kanonik B.
Francja, 7 kwietnia 1933 r.

Opowiadanie nawróconego:

Kochany Księże Kanoniku!

Życzył sobie Ksiądz Kanonik opisu faktów, które poprzedziły moje nawrócenie. Aż dotąd nic o tych rzeczach nie pisałem, bo nie uważałem za potrzebne spisywać ich dla pamięci. Tak przepoiły one moją duszę, że będę je z radością przeżywał aż do śmierci, tak jak gdyby wczoraj się zdarzyły. Ale chcę być posłuszny i proszę św. Teresę, aby jeszcze wiele dusz przywiodła do Jezusa i pociągnęła je na swoją ścieżynę dziecięctwa duchowego.

W listopadzie roku 1930 minęło lat 12, jak przestałem odprawiać spowiedź wielkanocną, i nie tylko zaniechałem wszelkich praktyk religijnych, lecz także znienawidziłem i unikałem księży, tak iż nie chciałem wejść do żadnego kościoła. Wyrzekłem się całej swojej katolickiej przeszłości, pociągnięty przez świat i jego bezbożność, a także przez miłość do złota i najhaniebniejsze rozkosze. Żyłem więc, niestety, daleko od Boga, kierowany przez szatana ku zatracie wiecznej.

Od lat siedmiu byłem wolnomularzem. Szatan doprawdy opętał mnie, a skutkiem rozmaitych nadużyć zapadłem na zdrowiu i leczyłem się w klinice prowadzonej częściowo przez zakonnice, w której była kaplica, o czym przed przybyciem tam nie wiedziałem. Z początku nie interesowałem się nabożeństwami, które odbywały się w tym domu, następnie jednak, dla zabicia czasu i gdy pielęgniarz mnie zapewnił, że w kaplicy ładnie śpiewają, niekiedy tam chodziłem. Bywałem też na mszy św. dla przyjemności słuchania muzyki, a potem gawędziłem z kapelanem, świętym i współczującym księdzem. Czułem jakby potrzebę mówienia o religii, nie myśląc oczywiście o zmianie obecnych poglądów.

Pewnego ranka, wychodząc z zakrystii, przechodziłem jak zazwyczaj koło małego balkonu wychodzącego na kaplicę, gdzie wstęp dla publiczności był dozwolony. Klęczała tam młoda osoba cudnej piękności, w czarnym welonie na głowie; jej promienny wzrok skierowany był w górę z wyrazem gorącej prośby. W chwili, gdy obok niej przechodziłem, spojrzenia nasze skrzyżowały się. Byłem tym poruszony w dziwny i niewytłumaczalny sposób.

Nazajutrz po mszy św., podczas mojej zwykłej pogawędki z kapelanem, zapytałem, kim była ta młoda osoba. „Co pan mówi?” – odrzekł. „Od dawna tylko jedna, stara kobieta słucha mszy św. w dni powszednie. Na głowie nosi kapelusz i jestem pewny, że prócz niej nikogo w kaplicy nie było”. Z mojej strony zapewniałem o tym, co widziałem, i dodałem, że potrafię odróżnić piękną, młodą osobę od starej.

Tego samego dnia po południu poszedłem po raz pierwszy odwiedzić jednego pana, który miał pokój obok mojego. Jakież było moje zdziwienie, gdy poznałem na obrazie zawieszonym nad jego łóżkiem tę samą zakonnicę o wyrazie idealnej niewinności, którą ujrzałem w kaplicy. Trzymała w rękach krucyfiks pokryty różami. Nie mogłem powstrzymać okrzyku: „Oto ona!”, i zrozumiałem…

Pierwszy raz widziałem portret św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Zacząłem odtąd się modlić. Kapelan dał mi Ewangelię, której nie miałem w ręku od 17 lat, a po wyjściu z kliniki pierwszą moją czynnością było nabycie „Dziejów duszy”, nad którymi wylewałem łzy rozrzewnienia. Wreszcie jeden z ojców marystów zdjął ekskomunikę, w którą popadłem, należąc do związku wolnomularzy, i powróciłem z radością na łono Kościoła Świętego.

Doznałem w tym czasie wielkich trosk rodzinnych i majątkowych, nawet częściowej ruiny, a żona mnie opuściła. Czułem jednak, że te cierpienia były potrzebne dla mojego oczyszczenia i że kochana święta dopomoże mi w ich zniesieniu. Pojąłem, dlaczego św. Teresa patrzyła w niebo, gdy mi się ukazała. Chciała mi wskazać wyraźnie, że nie powinienem już w niczym przywiązywać się do rzeczy ziemskich, a myśleć jedynie o niebieskich. Tam tylko mogę znaleźć wyłączną i prawdziwą szczęśliwość.

Będąc wolnym, straciwszy już pociąg do pieniądza i do świata, poświęciłem się dziełom Bożym. Chciałbym więcej uczynić, jak Księdzu Kanonikowi wiadomo, ale Opatrzność nie uznała mnie tego godnym.

W pierwszych miesiącach mojego nawrócenia stary człowiek odzywał się jeszcze we mnie i wracałem do dawnych nałogów. Spowiednicy moi z owych czasów, którym powierzałem swoje troski, mówili mi prawie to samo: „Bądź mężnym, walcz, opieraj się pokusom”. Żaden z nich jednak nie zdołał mnie uleczyć.

Dopiero w dniu, w którym rozważając „Dzieje duszy”, pojąłem istotę „drogi dziecięctwa”, dobry Mistrz udzielił mi łaski zwyciężenia pokusy. Już nie próbowałem szukania siły w sobie, lecz pokorne zrozumienie mojej słabości i nicości uczyniło mnie mocnym, bo już nie tylko licha natura, skłonna do grzechu stała wobec kusiciela, lecz także siła samego Boga.

Zdarza mi się jeszcze być kuszonym i upadłbym na pewno, gdybym próbował choć przez chwilę opierać się na sobie. Od 16 miesięcy żyję tak, jak żyć powinienem, jedynie dlatego, że Pan stał się moją zbroją i tarczą.

Wreszcie cenna książka o. Desbonauois SI „Message de Sainte Thérèse de l’Enfant Jésus” dokonała we mnie dzieła uspokojenia i odrodzenia duchowego. Przez nią nabyłem pewności, że miłuję Boga, w co dotąd nie śmiałem wierzyć. Powiedziała mi ona, że wystarczy mieć głębokie poczucie swojej nędzy i zupełnie zaufać miłosiernej dobroci Boga, aby ta miłość w nas królowała, gdyż Bóg nie może nam jej wówczas odmówić. Toteż rozpowszechniam wszędzie tę dobroczynną książkę, aby oświeciła dusze, które zbyt poddają się bojaźni.

O, gdyby mi było wolno wypowiedzieć jedno życzenie: aby wszyscy spowiednicy zrozumieli i pouczyli grzeszników o „drodze dziecięctwa duchowego”, którą kroczy się tak bezpiecznie w głębokim poczuciu swej słabości, opierając się jedynie z ufnością bezgraniczną na łasce Bożej, udzielanej tak obficie pokornym i maluczkim. Ileż razy odczytując życzenie wyrażone przez Piusa XI w homilii wygłoszonej podczas mszy św. kanonizacyjnej św. Teresy: „Gdyby droga dziecięctwa duchowego się rozpowszechniła, jakże łatwo spełniłaby się ta reforma społeczna, którą zamierzyliśmy od początku naszego pontyfikatu”, pomyślałem sobie, że zdobyłem osobiście to błogie doświadczenie za łaską Bożą i pomocą mojej kochanej świętej.

Podpis: X

Pan X odprawił we wrześniu 1933 r. dziękczynną pielgrzymkę do Lisieux i służył z radością do mszy św. w kaplicy Karmelu.

 

Cuda św. Teresy z LisieuxFragment książki „Cuda i łaski św. Teresy z Lisieux”, do nabycia w Wydawnitwie Rosemaria.

 

Od szatana do Boga – Łaska nawrócenia przez św. Teresę

 http://egzorcyzmy.katolik.pl/uwolnienie-wolnomularza-ze-zniewolenia-za-przyczyna-sw-teresy-z-lisieux/

*********

Maria Simma „Moje przeżycia z duszami czyśćcowymi”

Pierwsze objawienie

Myślałam, że już wszystko stracone. Drogi, którą Pan Bóg dla mnie przeznaczył, nie mogłam znaleźć. Przez czas dłuższy byłam bardzo przygnębiona. Pocieszałam się myślą, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy, aby zostać zakonnicą. Od dziecka miałam wielkie nabożeństwo do dusz czyśćcowych. Nasza matka często mawiała: „Jeżeli macie wielką potrzebę, zwróćcie się do dusz czyśćcowych, to są wdzięczne pomocnice”.

 

Pierwsza dusza czyśćcowa przyszła do mnie w 1940 roku. Obudziły mnie w nocy czyjeś kroki w pokoju, spojrzałam i zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Strach był dla mnie uczuciem obcym. Ponieważ nie znałam tego człowieka, ostro zapytałam go: „Jak wszedłeś do mojego pokoju? Coś tu zgubił?” Udawał, że mnie nie słyszy i dalej chodził po pokoju tam i z powrotem. Pytam: „Ktoś ty?” Znów nie odpowiada. Wyskoczyłam więc z łóżka i próbowałam go złapać, ale ręce trafiły w próżnię. Mężczyzna zniknął. Położyłam się i zobaczyłam go znowu, słyszałam też, jak chodził po pokoju. Wyraźnie przecież zdawałam sobie sprawę z tego, że nie śpię, dlaczego więc nie mogę go złapać. Raz jeszcze wyskoczyłam z łóżka, żeby to zrobić i znowu zniknął. Zrobiło mi się nieswojo, położyłam się, była czwarta godzina nad ranem, nie mogłam więcej zasnąć. Po Mszy Św. poszłam do mojego kierownika duchowego i opowiedziałam mu wszystko. Pouczył mnie, abym zapytała, jeżeli ten człowiek znowu przyjdzie, nie kim jest, ale czego żąda. Kiedy rzeczywiście przyszedł on następnej nocy i na moje pytanie czego żąda, odpowiedział: „Postaraj się o trzy Msze Św. za mnie, a będę wybawiony”, poznałam, że to dusza pokutująca w Czyśćcu. To potwierdził mi również mój spowiednik. Od 1940 do 1953 przychodziły co roku dwie lub trzy dusze czyśćcowe, najczęściej w listopadzie. Nie dopatrywałam się w tym szczególnego zadania Bożego; zawsze też informowałam o tym mojego proboszcza, ks. Alfonsa Matta. Poradził mi, abym żadnej duszy nie odrzucała i każdą chętnie przyjęła.

Cierpienie zastępcze

Dusze czyśćcowe prosiły mnie następnie, abym za nie cierpiała. Były to ciężkie cierpienia. iedy jakaś dusza przychodzi, budzi mnie czy to przez pukanie, wołanie czy też szarpnięcie. Obudzona pytam zaraz: „Czego chcesz?” albo „Co mogę zrobić dla ciebie?” i wtedy dopiero może taka dusza powiedzieć, co jej brakuje, l tak zapytała mnie pewnego razu jedna z nich: „Czy mogłabyś za mnie cierpieć?” Pytanie to było nieco dziwne, po raz pierwszy proszono mnie o to, zaraz powiedziałam: „Co mam robić?” Otrzymałam odpowiedź: „Przez trzy godziny będziesz miała bóle w całym ciele, ale po upływie tego czasu będziesz mogła wstać i pracować, jak gdyby nic nie zaszło. Odbierzesz mi tym 20 lat Czyśćca”. Zgodziłam się. Natychmiast opanowały mnie tak straszne cierpienia, że wiedziałam zaledwie, gdzie jestem i pozostała mi tylko świadomość, że przyjęłam je jako pokutę za duszę czyśćcową i że to ma trwać trzy godziny. Wydawało mi się, że czas ten dawno upłynął i że minęło już co najmniej parę dni lub tygodni. Kiedy skończyło się wszystko i spojrzałam na zegarek, stwierdziłam, że cierpienia moje trwały dokładnie trzy godziny. Zdarzało się często, że wystarczyło 5 minut cierpienia, a jakże ten czas wydawał się długi.

Co dusze czyśćcowe wiedzą o nas?

Dusze czyśćcowe wiedzą o nas i o tym, co się dzieje więcej, niż myślimy. Wiedzą, np., kto bierze udział w ich pogrzebie i czy tylko idzie, aby inni go widzieli. Wiedzą, kto wysłuchał za nich Mszy Św., bo dla umarłych pobożne wysłuchanie Mszy Św. ma większe znaczenie, aniżeli towarzyszenie zwłokom na cmentarz. Wiedzą również dusze czyśćcowe, co się o nich mówi i co się dla nich robi. Są bliżej nas, niż myślimy: są całkiem blisko nas.

Co pomaga duszom czyśćcowym?

Najwartościowszą pomocą dla dusz pokutujących jest Msza Św., ale tylko w tym stopniu, jak sobie dana dusza ceniła ją za życia, l tu spełnia się powiedzenie: Co się sieje, to się zbiera. Wielkie mają znaczenie Msze Św. wysłuchane w dni powszednie, a więc nie tylko te obowiązkowe w niedziele i święta. Oczywiście nie każdy może wysłuchać Mszy Św. w dzień powszedni, ma pracę zawodową i obowiązki, a spełnienie ich ma w dnie powszednie bez szkody dla swoich obowiązków, np.pierwszeństwo. Niejeden emeryt przecież mógłby chodzić na Mszę Św., szczególnie jeżeli jest zdrów i mieszka blisko kościoła. Cóż, kiedy on tak sobie mówi: „W niedziele jestem obowiązany pójść na Mszę Św., ale nie w dzień powszedni, więc nie idę”. Kto myśli tak i postępuje, długo musi po śmierci czekać, zanim mu się jakaś Msza Św. dostanie, bo ją sobie za życia mało cenił. Jeżeli sami nie możemy brać udziału w nabożeństwie, posyłajmy przynajmniej dzieci szkolne i to jak najczęściej. W wielu miejscowościach nie ma w ogóle dzieci na Mszy Św. w dni powszednie. Gdyby wiedziano, jak wielką wartość dla wieczności posiada wysłuchanie jednej Mszy Św., kościoły byłyby pełne nie tylko w święta. W chwili śmierci, za życia wysłuchane Msze Św., są dla nas wielkim skarbem i mają większą wartość od ofiarowanych Mszy Św. za dusze po śmierci. Rodzice i wychowawcy skarżą się, że dzisiejsze dzieci są ordynarne i nie chcą słuchać starszych. Nic dziwnego. Dawniej uczęszczały dzieci szkolne co dzień na szkolną Mszę Św. Modlitwa oraz Komunia Św. dawały im siłę do tego, że były posłuszne i obowiązkowe. Ani ojciec, ani matka, ani katecheta nie potrafią włożyć dziecku w duszę tego, co Zbawiciel przez łaskę daruje dziecku we Mszy i Komunii Św. Pytano mnie, czy ma sens i wartość palić świece i lampki oliwne. Naturalnie że ma, zwłaszcza jeżeli są poświęcone. A chociażby i nie były, należy pamiętać, że świece te czy oliwa są kupione z miłości dla zmarłych, a każdy akt miłości posiada wartość. Podobnie i woda święcona ma wartość, osobliwie jeżeli używamy jej z wiarą i ufnością. Obojętne jest, czy całą dłoń, czy kroplę dajemy duszom czyśćcowym, lepiej jednak kroplę wraz z aktem strzelistym. Niestety, w dzisiejszych czasach często w ogóle nie ma przy drzwiach kropielniczki z wodą święconą. Pragnę wyjaśnić, że w Vorarlbergu wchodzący do domu czy wychodzący żegnają się wodą święconą, zaś resztkę kropli z palca strzepują na ziemię z aktem strzelistym za dusze czyśćcowe. Nazywa się to dać duszom czyśćcowym wodę święconą.

Jak cierpią dusze czyśćcowe?

Jest tyle różnych rodzajów Czyśćca, ile dusz. Każdą duszę trapi tęsknota za Bogiem i to powoduje najboleśniejsze ze wszystkich cierpienie. Poza tym jest każda dusza tak karana, jak grzeszyła. To samo jest na ziemi, gdzie kara idzie w ślad za występkiem. Kto grzeszy obżarstwem, dostaje bólu żołądka i staje się otyły, kto za dużo pali, dostaje zatrucia nikotyną albo i raka płuc itp. Żadna dusza nie chciałaby wrócić na ziemię i nadal żyć, ponieważ posiada poznanie, o którym my pojęcia nie mamy. Dusze pokutujące w Czyśćcu Pragną oczyszczenia. Czy możemy sobie wyobrazić dziewczynę, która odważyłaby się przyjść na pierwszy bal w brudnej sukience i nie uczesana? Dusza w miejscu oczyszczenia, czyli w Czyśćcu, posiada tak świetlane pojęcie o Bogu, że przedstawia się jej Bóg w oślepiającej piękności. Żadna siła nie zdołałaby jej zmusić, aby stanęła przed Jego Obliczem, jeżeli najdrobniejsza skaza nie została z niej jeszcze zmazana. Tylko doskonale czysta dusza odważy się stanąć przed Bogiem, aby oglądać Go twarzą w twarz.

Stuletnia staruszka na ulicy

Było to w 1954 roku. Około godziny 14.30 po południu szłam do sąsiedniej wioski Marul. Na drodze spotkałam staruszkę wyglądającą na przeszło sto lat. Pozdrowiłam jągrzecznie, na co mi odpowiedziała pytaniem: „Dlaczego pozdrawiasz mnie? Mnie już nikt nie pozdrawia”. Wyjaśniłam więc: „Jesteś godna pozdrowienia, jak każdy inny człowiek”. Wtedy zaczęła skarżyć się, że nikt nie ma dla niej zrozumienia, nikt nie daje nic do zjedzenia i że musi spać na ulicy. Pomyślałam, że jest to niemożliwe, a może na skutek starości stała się tak nieznośna i z tego powodu nikt nie chce jej mieć u siebie. Powiedziałam wobec tego, że zapraszam ją do swojego domu, gdzie dostanie i jeść, i spanie. „Ale ja nie posiadam pieniędzy, aby zapłacić”. Na to odpowiedziałam: „To nic nie szkodzi, będziesz musiała przyjąć to, co mam, gościnnego pokoju nie posiadam, ale zawsze lepsze to niż spanie na ulicy”. Podziękowała mi wtedy: „Bóg zapłać, obecnie jestem wybawiona”, i znikła. Nie zauważyłam dotąd, że była to dusza czyśćcowa. Widocznie za życia odmówiła komuś potrzebującemu pomocy i dlatego teraz czekać musiała, aż ktoś dobrowolnie zaofiaruje jej gościnę.

Spotkanie w pociągu

Pewna dusza czyśćcowa zapytała mnie, czy ją znam. Musiałam zaprzeczyć. „Ale wiesz o mnie, bo towarzyszyłam ci w pociągu, kiedy jechałaś do Hali”. Przypomniałam sobie wtedy, że był to mężczyzna, który głośno wygadywał na Kościół i religię. Miałam wtedy zaledwie 17 lat. Powiedziałam mu, że nie jest dobrym człowiekiem, skoro tak bezcześci rzeczy święte. „Jesteś zbyt młoda, abyś mnie pouczała” -odpowiedział. „Mimo to jestem mądrzejsza od ciebie”, odcięłam się. Spuścił głowę i nie odezwał się więcej. Kiedy wysiadł, prosiłam Pana Boga, by nie pozwolił tej duszy zginąć. „Twoja modlitwa uratowała mnie, inaczej byłby marny mój koniec” – przyznał.

Wskazania dusz czyśćcowych

Otrzymuję często od dusz czyśćcowych wskazówki i praktyczne pouczenia. A więc, że Najświętszy Sakrament nie jest dostatecznie czczony. W wielu kościołach dzisiaj Eucharystia nie stanowi centralnego punktu nabożeństwa. Często obrazy i figury świętych uwłaczają raczej temu, co przedstawiają. Większą troską należy otaczać Różaniec, bo jest on wielką potęgą. Maryja Panna jest Wspomożeniem Wiernych i Matką Miłosierdzia Dusz Czyśćcowych. Dusze czyśćcowe napominają, abyśmy sporządzili testament w odpowiednim czasie. Brak tego dokumentu lub źle sporządzony jest powodem wielu kłótni i nieporozumień w rodzinie. Ważną rzeczą jest, aby każdy pomagał budować Królestwo Boże. Jeżeli rodzice nie wciągają dzieci do tej pracy, odpowiadają za to przed Bogiem. Młodzież ponosi winę, jeżeli dla wygody zaniedbuje dobre uczynki.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/maria-simma-moje-przezycia-z-duszami-czysccowymi/6/

********

Wdzięczność dusz czyśćcowych

Katarzyna Emmerich mówi: To, co ktoś dla dusz czyśćcowych czyni, czy modli się za nie, czy ofiaruje cierpienie, zaraz mu to wychodzi na korzyść i wtedy one są bardzo zadowolone, szczęśliwe i wdzięczne. Kiedy za nie ofiaruję moje cierpienie, wtedy one modlą się za mnie.

 

Anna Maria Lindmayr: Żaden okres mojego życia nie był dla mnie tak szczęśliwy i bardziej błogosławiony niż czas, który spędziłam z duszami i dla dusz czyśćcowych. Bóg wspaniałomyślnie nagradza miłość do dusz czyśćcowych i tą drogą najprędzej pomaga nam w cnotach i doskonałościach, ponieważ te dusze leżą Mu bardzo na Sercu, dlatego że są najbiedniejsze i same już sobie pomóc nie mogą.

Święty proboszcz z Ars także mówi: O, gdyby wiedziano, jak wielką moc posiadają te dusze nad Sercem Bożym i jakie łaski można za ich wstawiennictwem uzyskać, nie byłyby tak bardzo opuszczone. Kiedy uprosić chcemy u Boga prawdziwy żal za nasze grzechy, zwróćmy się do dusz czyśćcowych, które od tak wielu lat żałują za swe grzechy w płomieniach ognia czyśćcowego. Trzeba się dużo za nie modlić, aby i one modliły się dużo za nas.

Św. Katarzyna z Bolonii (zm. 1463) wyjaśnia: Często to, co przez Świętych w Niebie uzyskać nie mogłam, otrzymałam natychmiast, kiedy zwróciłam się do dusz w Czyśćcu. Przyczyną tego – podaje Anna Maria Lindmayr – nie jest to, że nas dusze czyśćcowe wysłuchały, ale to, że Bóg nas wysłuchał ze względu na Jego Miłość do tych biednych dusz, które Bóg bardzo kocha.

Skoro w czasie czytania tych rozważań poznaliśmy, jak wielkie nieszczęścia powodują grzechy, także te tylko powszednie, wzbudzić powinniśmy mocne postanowienie zwalczania naszych słabości i błędów. Przeżywajmy dlatego każdy dzień w świadomości obecności Jezusa w nas i z wdzięcznością pamiętajmy o Jego ukrytej w Tabernakulum Miłości, gdzie nieraz jest tak bardzo opuszczony, abyśmy w ten sposób napełnieni zostali Jego wszystko obejmującą Miłością i w Nim zupełnie się zmienili. Będąc tak wewnętrznie z Bogiem zjednoczeni, będziemy mogli także ofiarować więcej tym, którzy sami sobie już pomóc nie mogą, duszom czyśćcowym.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/wdziecznosc-dusz-czysccowych/

*********

O. Posacki „Maria Simma i problem dusz czyśćcowych”

Poniższy tekst pochodzi z książki Niebezpieczeństwa okultyzmu autorstwa ks. Aleksandra Posackiego. Publikujemy za zgodą Autora.

Jeśli w ogóle możliwe są doświadczenia z duszami czyśćcowymi, to mogłyby, czy nawet powinny by wyglądać właśnie tak, jak to jest w przypadku Marii Simmy. Nie wnikając jednak w argumentację za prawdziwością tych doświadczeń, która pozostaje sprawą otwartą, chcę pokazać jednak istotną ich różnicę wobec spirytyzmu dla dobra osób, które czy to miały, czy mają, czy może będą mieć, podobne jak Maria Simma, doświadczenia z duszami czyśćcowymi, czego teologicznie, jak się wydaje nie można wykluczyć. Istnieją tu jednak pewne teologiczne warunki i zastrzeżenia, które mogą się stać zarazem kryterium dla rozróżnienia tych zjawisk od podobnego do nich, w pewnej mierze, spirytyzmu.

Doświadczenia Marii Simmy, jak się wydaje, spełniają te warunki i są ich praktyczną weryfikacją. Pierwszym warunkiem teologicznym jest motyw objawienia się ze strony dusz czyśćcowych. Powinien być proporcjonalnie wystarczający i poważny. Jak zaświadcza Maria Simma, dusze objawiają się w jakiejś powadze i skrusze, z bardzo konkretną prośbą o modlitwę czy nawet ofiarę. Wykluczona jest wszelka ciekawość, niedyskrecja i inne nie duchowe cele. Duchy spirytyzmu natomiast zachowują się często błazeńsko i obscenicznie. Są rozgadane i hojne w objawieniu rzekomych sekretów spoza zasłony śmierci.

Po drugie, dusze czyśćcowe są pobożne i mają tę świadomość pozwolenia Bożego oraz władzy Kościoła, w tym na przykład wartości Mszy św. jako pomocy w ich uwolnieniu. Duchy spirytyzmu są często obojętne na te sprawy lub nawet wrogie Chrystusowi czy Kościołowi, o czym świadczy choćby gwałcenie zakazów odnośnie seansów spirytystycznych.

Po trzecie, jest logiczne, że dusze czyśćcowe szukałyby raczej osób odpowiednich, to jest osób pobożnych, dyskretnych i przygotowanych duchowo do tego, by udźwignąć pewne sekrety czy nawet pewne ciężary związane z modlitwą i ofiarą za zmarłych. Wydaje się, iż Maria Simma spełnia te warunki. W spirytyzmie natomiast duchy zwracają się do obojętnie kogo, byle wciągnąć w to więcej osób, bez ograniczeń, choć niekiedy właśnie unikając osób pobożnych i modlących się.

Po czwarte, sprawa formy czy sposobu objawiania się. Są tu dwa elementy. Po pierwsze: to nie człowiek szuka kontaktu z duszami, jak jest w spirytyzmie, ale to dusze szukają kontaktu z człowiekiem, jak to jest u Marii Simmy.

Typowy dla spirytyzmu trans mediumiczny, będący skutkiem tzw. czasowego opętania, kiedy to duch posługuje się człowiekiem jak przedmiotem czy rodzajem megafonu, jest w zasadniczej sprzeczności z personalną formą Bożych objawień.

Bóg bowiem nie mówi przez człowieka opętując go, ale szanując jego godność i wolność, mówi do człowieka niejako twarzą w twarz i to nawet w wizjach nadzwyczajnych czy ekstazach, gdzie nie ma nigdy pełnej utraty świadomości czy zapoznania tego co było, jak to się zdarza w transie mediumicznym.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/maria-simma-problem-dusz-czyscowych/

********

Kuszenie i piekło św. Faustyny

„Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka – jest ustawiczne towarzystwo szatana: siódma męka jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa.

 

l to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest.


Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem.” (741)


Jezus dał mi poznać, jak Mu jest miła modlitwa wynagradzająca, mówi mi: Modlitwa duszy pokornej i miłującej rozbraja zagniewanie Ojca mojego i ściąga błogosławieństw morze. Po skończonej adoracji, w połowie drogi do celi obstąpiło mnie mnóstwo psów czarnych, wielkich, skacząc i wyjąc, chcąc mnie poszarpać w kawałki. Spostrzegłam, że nie są to psy, ale szatani. Jeden z nich przemówił ze złością: Za to, żeś nam odebrała tej nocy tyle dusz, to my cię poszarpiemy w kawałki. — Odpowiedziałam, że jeżeli taka jest wola Boga najmiłosierniejszego, to szarpcie mnie w kawałki, bo na to słusznie zasłużyłam, bo jestem najnędzniejsza z grzeszników, a Bóg jest zawsze święty, sprawiedliwy i nieskończenie miłosierny. — Na te słowa odpowiedzieli wszyscy razem szatani: Uciekajmy, bo nie jest sama. ale jest z nią Wszechmocny. — I znikły jako pył. jako szum z drogi, a ja spokojnie, kończąc Te Deum, szłam do celi rozważając nieskończone i niezgłębione miłosierdzie Boże.


Koło południa weszłam na chwilę do kaplicy i znowuż moc łaski uderzyła o serce moje. Kiedy trwałam w skupieniu, szatan wziął jedną doniczkę kwiatów i ze złością rzucił na ziemię z całej siły. Widziałam całą jego zaciętość i zazdrość. W kaplicy nie było nikogo, więc podniosłam się od modlitwy i pozbierałam potłuczoną doniczkę, i przesadziłam kwiat, i spiesznie chciałam postawić na miejscu, nim kto przyjdzie do kaplicy. Jednak nie udało mi się. bo zaraz weszła matka przełożona i siostra zakrystianka i parę sióstr. Matka przełożona zdziwiła się. że coś poruszałam na ołtarzyku i  spadła doniczka; siostra zakrystianka okazała swoje niezadowolenie; ja starałam się nie tłumaczyć ani uniewinniać. Jednak pod wieczór czułam się bardzo wyczerpana i nie mogłam odprawić godziny świętej, i poprosiłam matkę przełożoną o [pozwolenie na] wcześniejsze położenie się na spoczynek. Jak tylko się położyłam, zaraz zasnęłam; jednak koło godziny jedenastej szatan szarpnął moim łóżkiem. Zbudziłam się natychmiast i spokojnie zaczęłam się modlić do swego Anioła Stróża. Wtem ujrzałam dusze czyśćcowe pokutujące; postać ich była jako cień, a pomiędzy nimi widziałam wiele szatanów; jeden starał się mnie dokuczyć, rzucał się w postaci kota na moje łóżko i na stopy, a był tak ciężki, jakoby parę pudów.

Modliłam się cały ten czas na różańcu; nad ranem ustąpiły owe postacie i mogłam zasnąć. Rano, kiedy przyszłam do kaplicy, usłyszałam głos w duszy: Jesteś złączona ze mną i nie lękaj się niczego, ale wiedz o tym, dziecię moje, że szatan cię nienawidzi; chociaż on każdej duszy nienawidzi, ale szczególnie nienawiścią pała do ciebie, dlatego że wiele dusz wyrwałaś spod jego panowania.


Kiedy się skończyło kazanie, nie czekałam na zakończenie nabożeństwa, bo mi się śpieszyło do domu. Kiedy uszłam parę kroków, zastąpiło mi drogę całe mnóstwo szatanów, którzy mi grozili strasznymi mękami, i dały się słyszeć głosy: Odebrała nam wszystko, cośmy przez tyle lat pracowali. Kiedy się ich zapytałam: Skąd was takie mnóstwo? — Odpowiedziały mi te złośliwe postacie: Z serc ludzkich, nie męcz nas.

Widząc ich straszną nienawiść do mnie, wtem prosiłam Anioła Stróża o pomoc i w jednej chwili stanęła jasna i promienna postać Anioła Stróża, który mi rzekł: Nie lękaj się, oblubienico Pana mojego, duchy te nie uczynią ci nic złego bez pozwolenia Jego. — Natychmiast znikły złe duchy, a wierny Anioł Stróż towarzyszył mi w sposób widzialny do samego domu. Spojrzenie jego skromne i spokojne, a z czoła tryskał promień ognia.
O Jezu, pragnęłabym trudzić się i męczyć, i cierpieć przez całe życie za tę jedną chwilę, w której widziałam chwałę Twoją, Panie, i pożytek dusz.


Adoracja nocna.
Czułam się bardzo cierpiąca i zdawało mi się, że nie będę mogła pójść na adorację, jednak zebrałam całą siłę woli i chociaż upadłam w celi, nie zważałam na to, co mi dolega, mając przed oczyma mękę Jezusa. Kiedy przyszłam do kaplicy, odczułam wewnętrzne zrozumienie, jak wielką Bóg nam gotuje nagrodę nie tylko za czyny dobre, ale i za szczere pragnienie spełnienia ich. Co to za wielka łaska Boża!

O, jak słodko jest trudzić się dla Boga i dusz. Nie chcę spoczynku w boju, ale walczyć będę do ostatniego tchu życia o chwałę Króla i Pana swego. Nie złożę miecza, aż mnie wezwie przed tron swój; nie lękam się ciosów, bo tarczą moją jest Bóg. Lękać się powinien nas wróg, a nie my wroga. Szatan tylko pysznych i tchórzliwych zwycięża, bo pokorni mają moc. Nie zmiesza ani [nie] zatrwoży nic duszy pokornej. Skierowałam lot swój w sam żar słońca i nic mi go obniżyć nie zdoła. Miłość więzić się nie da, jest swobodna jak królowa, miłość dosięga Boga.


Odwiedziła mnie znowuż jedna dusza w nocy, którą już kiedyś widziałam, jednak ta dusza nie prosiła mnie o modlitwę, ale robiła mi wymówki takie, że byłam kiedyś bardzo próżna i pyszna — a teraz tak się wstawiasz za innymi, a i teraz jeszcze masz niektóre wady. — Odpowiedziałam, że byłam bardzo pyszna i próżna, ale już się spowiadałam i pokutowałam za swoją głupotę, i ufam w dobroć Boga mojego, a jeżeli teraz upadam, to raczej mimowolnie, a nigdy z rozmysłem, chociażby to [było] w rzeczy najmniejszej. Jednak dusza ta zaczęła mi robić wymówki: czemu nie chcę uznać jej wielkości — jaką mi oddają wszyscy za moje wielkie czyny, czemuż ty jedna nie oddajesz mi chwały? Wtem ujrzałam, iż w tej postaci szatan jest, i rzekłam: Bogu samemu należy się chwała, idź precz, szatanie! I w jednej chwili dusza ta wpadła w otchłań straszliwą, niepojętą, [nie] do opisania; i rzekłam do tej nędznej duszy, że powiem o tym całemu Kościołowi.

 

Opisy kuszenia i piekła zawarte w „Dzienniczku” św. s. Faustyny
To opis piekła, które Bóg ukazał św. Siostrze Faustynie, aby mogła je opisać w „Dzienniczku” i mogli ten opis wszyscy przeczytać, jako przestrogę.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/sw-faustyna-i-pieklo/

**********

Modlitwy dowolne za dusze czyśćcowe

1. Dla zasług Najświętszej Twojej Krwi, wylanej w Ogrodzie Oliw nym, proszę Cię, Panie Jezu Chryste, o wybawienie od kar czyśćco wych dusz, które cierpią za swoje winy, nade wszystko dusz najbardziej opuszczonych. Wprowadź je do Nieba i dozwól im chwalić Ciebie na wieki. Amen.

2. Przez cierpienie Twego, o Jezu, biczowania, które przyjąłeś dla zbawienia wszystkich ludzi, racz przebaczyć popełnione winy du szom w Czyśćcu cierpiącym i okaż im swoje wielkie miłosierdzie. Amen.

3. Przez bolesne cierpienia ran Twoich, zadanych Ci, o Jezu, przez ludzi, przebacz duszom czyśćcowym popełnione na ziemi grzechy i w swoim wielkim miłosierdziu obdarz nagrodą wiecznego życia i nieśmiertelności. Amen.

4. Przyjmij, o najłaskawszy Panie, wszystkie dusze, których ciała spoczywają na naszych cmentarzach i wprowadź tych, co w Ciebie na ziemi wierzyli, na ucztę życia i do chwały zbawionych. Amen.

5. Obdarz, o Panie, chwałą życia wiecznego i pełnią nieśmiertel ności wszystkich, którzy przez czyny wiary, nadziei i miłości dawali na ziemi świadectwo, że do Ciebie chcą na zawsze należeć. Amen.

Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie a światłość wiekuista niechaj im świeci.

Dobry Jezus, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie.

Przez Miłosierdzie Boże niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Amen.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/modlitwy-dowolne-czysciec/

********

Litania do Najdroższej Krwi Chrystusa

Kyrie, eleison, Chryste, eleison, Kyrie, eleison.

Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad
nami.
Duchu święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Krwi Chrystusa, Jednorodzonego Syna Ojca Przedwiecznego,
wybaw nas (powtarza się),
Krwi Chrystusa, wcielonego Słowa Bożego,
Krwi Chrystusa, nowego i wiecznego Przymierza,
Krwi Chrystusa, przy konaniu w Ogrójcu spływająca na ziemię,
Krwi Chrystusa, tryskająca przy biczowaniu,
Krwi Chrystusa, brocząca spod cierniowej korony,
Krwi Chrystusa, przelana na Krzyżu,
Krwi Chrystusa, zapłato naszego zbawienia,
Krwi Chrystusa, bez której nie ma przebaczenia,
Krwi Chrystusa, którą w Eucharystii poisz i oczyszczasz dusze,
Krwi Chrystusa, zdroju miłosierdzia,
Krwi Chrystusa, zwyciężająca złe duchy,
Krwi Chrystusa, męstwo Męczenników,
Krwi Chrystusa, mocy Wyznawców,
Krwi Chrystusa, rodząca Dziewice,
Krwi Chrystusa, ostojo zagrożonych, .
Krwi Chrystusa, ochłodo pracujących,
Krwi Chrystusa, pociecho płaczących,
Krwi Chrystusa, nadziejo pokutujących,
Krwi Chrystusa, otucho umierających;
Krwi Chrystusa, pokoju i słodyczy serc naszych,
Krwi Chrystusa, zadatku życia wiecznego,
Krwi Chrystusa, wybawienie dusz z otchłani czyśćcowej,
Krwi Chrystusa, wszelkiej chwały i czci najgodniejsza,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami.

L:Odkupiłeś nas, Panie, Krwią swoją.
W:I uczyniłeś nas Królestwem Boga naszego.

MÓDLMY SIĘ

Wszechmogący, wieczny Boże,
któryś Jednorodzonego Syna Swego ustanowił Odkupicielem
świata i Krwią Jego dał się przebłagać,
daj nam, prosimy, godnie czcić zapłatę naszego
zbawienia i dzięki niej doznawać obrony od zła
doczesnego na ziemi, abyśmy radowali się
wiekuistym szczęściem w niebios:
Przez tegoż Chrystusa Pana naszego. Amen.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/litania-do-najdrozszej-krwi-chrystusa/

********

Nabożeństwo codzienne za dusze czyśćcowe

Na niedzielę

K. Panie wysłuchaj modlitwy mojej.
W. A wołanie moje niech do Ciebie przyjdzie.
K. Błogosławmy Panu.
W. Bogu chwała.
K. A dusze wiernych niech odpoczywają w pokoju wiecznym.
W. Amen.
(Powyższe wezwania stosujemy na każdy dzień tygodnia.)

O Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Krew Przenaj-droższą, którą Boski Syn Twój, Jezus, wylał za nas w Ogrójcu, racz wybawić dusze z mąk czyśćcowych, a mianowicie najbardziej opuszczoną i wprowadź ją do chwały Twojej, gdzie by Cię chwaliła i błogosławiła na wieki. Amen.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Wieczny odpoczynek… i Psalm 129

Psalm 129 za umarłych (De Profundis)

Z głębokości wołam ku Tobie, Panie, Panie wysłuchaj głosu mego!
Niech będą uszy Twoje nakłonione na głos modlitwy mojej.
Jeśli będziesz uważał nieprawości, Panie, Panie któż się ostoi?
Albowiem u Ciebie jest ubłaganie i dla zakonu Twego czekałem Cię, Panie.
Czekała dusza moja na słowo Jego; nadzieję miała dusza moja w Panu.
Od straży porannej aż do nocy niechaj ufa Izrael w Panu.
Bo u Pana jest miłosierdzie i obfite u Niego odkupienie. A On odkupi Izraela ze wszystkich nieprawości Jego.
Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie,
A światłość wiekuista niechaj im świeci.
Niech odpoczywają w pokoju. Amen.

Na poniedziałek

O Panie, Boże Wszechmogący! Błagam Cię przez Krew Przenajdroższą, którą Boski Syn Twój, Jezus wylał za nas w okrutnym biczowaniu swoim, racz wybawić dusze z mąk czyśćcowych, a mianowicie najbliższą chwały Twojej, aby Cię najrychlej oglądała i wielbiła na wieki. Amen.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Wieczny odpoczynek… i Psalm 129

Na wtorek

O Panie, Boże Wszechmogący, błagam Cię przez Krew Przenajdroższą, którą Boski Syn Twój, Jezus wylał za nas w bolesnym cierniem ukoronowaniu, racz wybawić dusze z Czyśćca, mianowicie tę, która miała być ostatnia uwolniona, aby Cię jak najprędzej w chwale Majestatu Twego wielbiła i błogosławiła na wieki wieków. Amen.

Ojcze nasz…Zdrowaś Maryjo… Wieczny odpoczynek… i Psalm 129

Na środę

Wszechmogący Boże! Przez Najdroższą Krew Syna Twego, Jezusa, Zbawiciela naszego, którą wylał dźwigając ciężar krzyża na ulicach Jerozolimy, wybaw, proszę Cię, dusze z Czyśćca, mianowicie tę, która najwięcej ma zasług przed Obliczem Twoim, aby otrzymawszy wysoki stopień chwały, wielbiła Cię i wysławiała na wieki. Amen.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Wieczny odpoczynek… i Psalm 12g

Na czwartek

Wszechmogący Boże! Przez Najświętsze Ciało i Krew Jednorodzonego Syna Twego, Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który w przeddzień śmierci swojej dał siebie na pokarm i napój Apostołom i całemu Kościołowi i zostawił na wieczną ofiarę ożywiający pokarrn duszom wiernym, wybaw, proszę Cię, duszę w Czyśćcu, która najwięcej miała nabożeństwa do Tajemnicy Miłości, aby Cię przez nią wielbiła wraz z Synem i Duchem Świętym w chwale Twojej na wieki. Amen.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Wieczny odpoczynek… i Psalm 129

Na piątek

Wszechmogący Boże, błagam Cię pokornie przez Najdroższą Krew Jednorodzonego Syna Twego, Jezusa Chrystusa, którą obficie wylał na krzyżu a najbardziej z Rąk i Nóg Najświętszych, wybaw dusze z mąk czyśćcowych, mianowicie te, za które powinienem się modlić, aby z mojej winy nie były zatrzymane w ognistym więzieniu. Ach, Panie! racz je co najprędzej wprowadzić do chwały Twojej, gdzie z Aniołami będą Cię wielbić i wysławiać na wieki. Amen.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Wieczny odpoczynek… i Psalm 129

Na sobotę

Wszechmogący Boże, błagam Cię pokornie przez Najdroższą Krew Jednorodzonego Syna Twego, Jezusa Chrystusa, którą obficie wylał w obliczu Najboleśniejszej Matki Swojej, wybaw dusze z Czyśćca, mianowicie te, które byty do niej nabożne w życiu, by wszedłszy do chwaty Twojej, wraz z Maryją wielbiły Cię na wieki. Amen.

Ojcze nasz… Zdrowaś Maryjo… Wieczny odpoczynek… i Psalm 129

http://egzorcyzmy.katolik.pl/nabozenstwo-codzienne-czysciec/

********

Nowenna do Serca Jezusowego za przyczyną sł.B. Rozalii

Nowenna do Serca Jezusowego za przyczyną służebnicy Bożej Rozalii Celakówny do prywatnego odmawiania.

Rozalia miała szczególne nabożeństwo: do Ducha Świętego, do Serca Jezusowego – zwłaszcza utajonego w Najświętszym Sakramencie, do Męki Pańskiej, do Najświętszej Maryi Panny – osobliwie Wniebowziętej oraz do św. Józefa. Na motywach tych właśnie nabożeństw oparta jest niniejsza nowenna. Ewentualnie można ją skrócić, odmawiając punkty 1, 2, 6 i 7.

1. Antyfona do Ducha Świętego
Przyjdź, Duchu Święty! Napełnij serca Twoich wiernych i zapal w nich ogień Twojej miłości.

2. Krótki akt osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusa
Najmilszy Panie Jezu, dla okazania Ci mojej wdzięczności i zadośćuczynienia za me niewierności, oddaję Ci moje serce, całkowicie poświęcam się Tobie i przy Twojej pomocy postanawiam więcej nie grzeszyć.
Najświętsze Serce Jezusa, poświęcam się Tobie przez Maryję. Amen.

3. Akt miłości i wynagrodzenia
Panie Jezu, wnikam dziś w pragnienie Twego Najświętszego Serca, które wiele razy żądało ofiary ekspiacyjnej za grzechy ludzkie. Mój Ukochany Jezu, jednoczę swe serce z Twoimi cierpieniami i pragnę całym mym życiem wynagradzać Ci za nie. Spraw to, błagam Cię, Jezu, bym Ci oddał(a) miłość za miłość, moje życie za Twoje życie, złożone w ofierze za grzechy nasze na krzyżu. Ty wiesz, o Panie, najlepiej, jak bardzo pragnę kochać Cię, jak pragnę kochać i pocieszać Twoje Najświętsze Serce, tak bardzo wzgardzone i zapomniane przez ludzkość. Jezu mój najsłodszy. Ty wszystko wiesz. Ty wiesz, jak bardzo pragnę Ciebie kochać.

4. Intencja
O Boskie Serce Jezusa, za przyczyną Twej Najświętszej Matki Niepokalanej i Wniebowziętej, za wstawiennictwem św. Józefa oraz przez szczególne dziecięctwo duchowe Twej służebnicy Rozalii – jej staranne ukrycie się przed światem, żarliwą miłość, bezgraniczną ufność, niewinność, heroiczne poświęcenie się dla bliźnich i głębokie jej unicestwienie się – z wielką ufnością i miłością błagam Cię o łaskę, na której mi tak bardzo zależy……… (tu wymienić tę łaskę). W tej intencji postanawiam…….. (tu wymienić przedmiot obietnicy). Racz mnie wysłuchać, o Miłosierne Serce Zbawiciela, przez Twą Ranę nieskończonej miłości. Amen.

5. Tajemnica Różańca Świętego
Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny.

6. Ostatnia modlitwa świątobliwej Rozalii
Panie Jezu, ukryty w Sakramencie Miłości, kochający nas mimo naszej ogromnej nędzy i przyjmujący nas chętnie w każdej chwili… przychodzę do Ciebie z całą moją nędzą i wszystkimi sprawami, byś Ty mi pomógł. Zmiłuj się nade mną, mój Najsłodszy Jezu, i wysłuchaj mnie, o co Cię serdecznie proszę przez Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny. Proszę Cię, mój Jezu, dla siebie o łaskę miłowania Ciebie miłością podobną do Twojej miłości. Pomóż mi. Panie Jezu, w moich utrapieniach, gdyż nie ma nikogo, kto by mi pomógł… Całuję, mój Jezu, Twoje Najświętsze stopy. Amen.

7. Modlitwa o wyniesienie Rozalii na ołtarze
Boskie Serce Jezusa, wsław grób Rozalii cudami i wynieś ją na ołtarze. Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu.

8. Akty strzeliste do częstego powtarzania, a w ciągu nowenny na każdy dzień
1) Najświętsze Serce Jezusa, przyjdź Królestwo Twoje!
2) Niech będzie wszędzie miłowane Najśw. Serce Jezusowe!
3) Najświętsze Serca Jezusa, bądź znane, miłowane i naśladowane!
4) Najświętsze Serce Jezusa, wierzę w Twą ku mnie miłość.
5) O Serce Jezusa, płonące miłością ku nam, roznieć w sercach naszych miłość ku Tobie!
6) Słodkie Serce mojego Jezusa, spraw, niech Cię kocham coraz więcej.
7) Jezu cichy i pokornego Serca, uczyń serce moje według Serca Twego!
8) Najświętsze Serce Jezusa, w Tobie pokładam ufność moją.
9) O Serce pełne miłości, w Tobie pokładam całą mą ufność, ponieważ obawiam się wszystkiego ze strony mojej skłonności do czynienia zła, natomiast spodziewam się wszystkiego od Twojej dobroci.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/do-serca-jezusowego/

*********

Modlitwa do Matki Bożej za dusze w czyśćcu

Najświętsza Panno Nieustającej Pomocy,
Matko litościwa, racz spojrzeć na biedne dusze, które Sprawiedliwość Boża w płomieniach czyśćcowych zatrzymuje. Drogie są one dla Twego Boskiego Syna, zawsze Go one kochały i teraz pałają żądzą oglądania i posiadania Go. Lecz nie mogą przerwać swych więzów, a ogień okrutny je pożera, niech się więc wzruszy Twoje Serce, Litościwa Matko, pospiesz z pociechą dla dusz, które Cię zawsze kochały i teraz ślą swe westchnienia do Ciebie. Dzieci to są Twoje, bądź więc im pomocną, nawiedzaj je, osładzaj im ich męki, skróć ich cierpienia i nie zwlekaj z ich wybawieniem. Amen.

http://egzorcyzmy.katolik.pl/modlitwa-do-matki-bozej-czysciec/

********

 

 

O autorze: Judyta