Słowo Boże na dziś – 7 sierpnia 2015r. – Pierwszy piątek miesiąca – bł. Edmunda Bojanowskiego

 

Myśl dnia

Kto z nadzieją patrzy w przyszłość, cieszy się teraźniejszością

Cyceron

Unikaj czczej gadaniny, bo ci, którzy się nią zajmują, coraz bardziej oddalają się od Boga

/2 do Tymoteusza 2,16/

********

 

PIĄTEK XVIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Pwt 4,32-40)

Wielkość Bożego wybrania

Czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa.

Mojżesz powiedział do ludu:
„Zapytaj dawnych czasów, które były przed tobą od dnia, gdy Bóg stworzył na ziemi człowieka, czy zaszedł taki wypadek, od jednego krańca niebios do drugiego, jak ten, lub czy słyszano o czymś podobnym? Czy słyszał jakiś naród głos Boży z ognia, jak ty słyszałeś, i pozostał żywym? Czy usiłował Bóg przyjść i wybrać sobie jeden naród spośród innych narodów przez doświadczenia, znaki, cuda i wojny, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem, dziełami przerażającymi, jak to wszystko, co tobie uczynił Pan, twój Bóg, w Egipcie na twoich oczach? Widziałeś to wszystko, byś poznał, że Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego.
Z niebios pozwolił ci słyszeć swój głos, aby cię pouczyć. Na ziemi dał ci zobaczyć swój ogień ogromny i słyszeć swoje słowa spośród ognia. Ponieważ umiłował twych przodków, wybrał po nich ich potomstwo i wyprowadził cię z Egiptu sam ogromną swoją potęgą. Na twoich oczach wydziedziczył ze względu na ciebie obce narody, większe i silniejsze od ciebie, by cię wprowadzić w posiadanie ich ziem, jak to jest dzisiaj.
Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko nie ma innego. Strzeż Jego praw i nakazów, które ja dziś polecam tobie pełnić, by dobrze ci się wiodło i twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na zawsze daje ci Pan, twój Bóg.”

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 77,12-13.14-15.16 i 21)

Refren: Wspominam, Panie, dawne Twoje cuda.

Wspominam dzieła Pana, *
oto wspominani Twoje dawne cuda.
Rozmyślam o wszystkich Twych dziełach *
i czyny Twoje rozważam.

Boże, Twoja droga jest święta: *
który z bogów dorówna wielkością naszemu Bogu?
Ty jesteś Bogiem działającym cuda, *
ludom objawiłeś swą potęgę.

Ramieniem swoim lud Twój wybawiłeś, *
synów Jakuba i Józefa.
Wiodłeś Twój lud jak trzodę, *
ręką Mojżesza i Aarona.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 5,10)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości,
albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 16,24-28)

Konieczność wyrzeczenia

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają, śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”.

Oto słowo Pańskie.

 ***************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

 

 

Wolni od przywiązań

Ulegamy pokusie fascynacji tym, co przyziemne. Pociągają nas klejnoty tego świata. Bóg, stwarzając człowieka, dał mu w posiadanie ziemię. Ma on ją uprawiać i czerpać z niej to, co jest potrzebne do życia. Człowiek skażony przez grzech nadużywa dóbr, które otrzymał. Jezus, posyłając w świat swoich uczniów, chciał, aby stali się wolni od przywiązań materialnych. Ich życie ma być proste i gotowe do poświęceń. Do takiego właśnie stylu życia wezwane są osoby konsekrowane, które składają śluby posłuszeństwa, ubóstwa i czystości. Ale także każdy chrześcijanin powinien pytać samego siebie o to, czy przywiązanie do tego, co ziemskie, nie bierze w nim górę, a materializm nie staje się jego bożkiem.

Daj mi, Panie, nieustanne pragnienie oczyszczania mego wnętrza od niewłaściwych przywiązań, tak abym był człowiekiem prawdziwie wolnym.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

********

 

#Ewangelia: Najważniejsze kwalifikacje

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. McD22 / CC BY 2.0 / flickr.com)

Jezus powiedział do swoich uczniów: “Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce

zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.

 

Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?

       

Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę powiadam

wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”.

 

Komentarz do Ewangelii

 

To, że Syn Człowieczy “odda każdemu według jego postępowania” nie oznacza gwarancji życia w Niebie w zamian za odpowiednią ilość dobrych uczynków.

 

Tu chodzi o to, że nasze postępowanie odzwierciedla to, co jest w nas i jacy jesteśmy “od wewnątrz”. Gdy ktoś jest Miłością na wzór Boga, jego postępowanie jest dobre i ma on wszelkie kwalifikacje do życia w Niebie.

 

W zdobyciu takich kwalifikacji niezmiernie pomaga zaparcie się samego siebie, wzięcie swojego krzyża i naśladowanie Jezusa.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2518,ewangelia-najwazniejsze-kwalifikacje.html

*********

Na dobranoc i dzień dobry – Mt 16, 24-28

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. @rild / Foter / Creative Commons Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic / CC BY-NC-ND 2.0)

Naśladować, nie kopiować…

 

Warunki naśladowania Jezusa
Jezus powiedział do swoich uczniów:  «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?

 

Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim».

 

Opowiadanie pt. “Święta Teresa Spowiedniczka”
Pewna legenda hiszpańska opowiada, że święta Teresa pragnęła spowiadać i że codziennie prosiła Boga, aby uczynił ją spowiedniczką.

 

Jednego dnia ukazał się jej Pan Bóg i powiedział: – Tereso, chcesz być spowiedniczką, a ja chcę cię wypróbować, by się przekonać, czy mogę spełnić twoje pragnienie. Najpierw daję ci tę szkatułkę i proszę, byś jej przez trzy dni nie otwierała.Kiedy Pan odszedł, święta Teresa pomyślała sobie: – Po cóż Pan dał mi to naczyńko? Cóż tam może być w środku? Dlaczego nie wolno mi jej otwierać przez trzy dni?

 

I jej ciekawość była tak wielka, że tegoż wieczoru jeszcze otworzyła szkatułkę, aby zobaczyć, co zawiera. Kiedy ją otworzyła, wyskoczył wróbelek i odleciał.

 

Wówczas przybył Pan Bóg i powiedział:  – Widzisz, Tereso! Nie możesz być spowiedniczką, bo nawet przez trzy dni nie potrafisz utrzymać tajemnicy.

 

Wtedy Teresa tak się strapiła, że zawzięła się i postanowiła zostać świętą, mimo że nie dane jej było spowiadać.

 

Refleksja
Naśladaowanie nie eliminuje własnej inwencji twórczej i kreatywności. Kopiowanie ma to do siebie, że mamy dokładnie to, co jest i nic już nie można ani dodać, ani ująć. Naśladowanie ma coś z “pójścia za”, ale nie pozbywając się własnej oryginalności i indywidualności. Powinniśmy wiedzieć kogo naśladujemy, bo wpływa to mocno na to, kim jesteśmy i co robimy. Nie możemy tracić własnej oryginalności na rzecz innych wzorów do naśladowania…

 

Jezus zachęca nas, abyśmy poszli własną drogą, która prowadzi nas do Ojca. Mamy jednak naśladować, a nie kopiować Jezusa. Nie możemy bowiem przejść dokładnie Jego drogi, ale jedynie naśladowac Go w tym co robił, zachowując swój “oryginalny styl”. Każde pójście za Jezusem jest i powinno być radością dodaną do naszego życia, aby to co robimy było zarówno Boże, ale i też nasze…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czym jest naśladowanie, a czym kopiowanie?
2. Jak iść własną drogą?
3. Jak zachować swój “oryginalny styl”?

 

I tak na koniec…
Pragnienie, by żyć lepiej, nie jest niczym złym, ale błędem jest styl życia, który wyżej stawia dążenie do tego, by mieć aniżeli być, i chce więcej mieć, nie po to aby bardziej być, lecz by doznać w życiu najwięcej przyjemności (Jan Paweł II)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,712,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-16-24-28.html

********

 

Bł. Edmunda Bojanowskiego

0,12 / 9,18
Piątek dla chrześcijan jest dniem krzyża. Spróbuj wyciszyć swoje myśli. Stań na chwilę z Maryją pod Krzyżem i poproś o łaskę zrozumienia i przyjęcia tych słów, które Jezus mówi dziś do ciebie.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
Mt 16, 24-28
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim».

Krzyż – znak cierpienia, ale też znak miłości. Co czujesz, patrząc na krzyż Jezusa? Co przeważa w twoim myśleniu o krzyżu? Może – jak bogaty młodzieniec – chcesz pójść za Jezusem, ale boisz się, że gdy tylko wypowiesz swoje „chcę”, spadną na ciebie nieszczęścia i trudności, którym nie podołasz.

Cierpienia, trudności, problemy, choroby to element naszego życia. Konsekwencja grzechu pierworodnego, której żaden człowiek nie jest pozbawiony. Tego nie zmienisz. Ale miłość zmienia nastawienie. Sprawia, że mimo fizycznego zmęczenia całonocnym czuwaniem przy łóżku chorego dziecka czy zniedołężniałego, starego rodzica, nie myślisz o tym w kategoriach nieszczęścia. To twój fragment jezusowego krzyża.

A może to ty jesteś osobą z niepełnosprawnością, cierpiącą na nieuleczalną chorobę czy borykającą się z trudnym problemem. Nie masz wpływu na to, że te problemy są. Ale to ty decydujesz o tym, jak je przeżywasz. Czy traktujesz je jak przekleństwo, bezsensowną udrękę, czy masz w sobie tyle miłości, aby złączyć swoje cierpienie z cierpieniem Jezusa? Nadać sens cierpieniu to ofiarować je za siebie, za innych.

Pomyśl o swoim krzyżu – co nim jest? Jeśli chcesz, możesz złączyć go z Krzyżem Jezusa. Ofiarować jako współcierpienie z Jezusem.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
**********

 

PASJA ŻYCIA

by Grzegorz Kramer SJ

Bóg jest śmiertelnie poważny, mówi do mnie: bierz krzyż.

Mamy wziąć krzyż i iść Jego śladem. Nie chodzi przecież o zbicie dwóch belek i noszenie ich przez całe życie, sam Jezus niósł je przecież przez krótki czas. Naśladowanie Jezusa w noszeniu krzyża rozumiem jako życie pasją.

Pasją Jezusa było zbawienie człowieka.Wszystko, co mówił i robił, było naznaczone tym celem. Naśladowanie Jezusa, to życie w pełni. I to jest Boży paradoks – żyć w pełni, tak naprawdę tracąc życie, ale tylko po to, by je zyskać.
 Dzięki Jezusowi i Jego ofierze człowiek może być bardzo „bezczelny”, żyć na granicy herezji.

Grzesząc, nie chcę grzechu, ale też grzech nie staje się dla mnie potępieniem. Nie ma potępienia, bo Jezus za mnie umarł. Wziął na siebie konsekwencje mojego grzechu. Jedyny warunek, by to zadziałało, to życie z pasją miłości.

To, co Jezusowi dawało siłę, która pchała Go ku śmierci, było Zmartwychwstanie. Wiara w to, że Słowo, które wypowiedział nad Nim Ojciec, jest prawdziwe. Tylko wiara w Zmartwychwstanie nadaje sens zajmowaniu się grzechem, śmiercią i noszeniu krzyża. Inaczej to nie ma sensu.

Możemy się zajmować wieloma sprawami, rozważać kolejne kroki Putina, możemy cieszyć się ze spalenia tęczy, z kłótni tzw. polityków na wizji TV. Jednak jeśli nie ma w nas pasji miłości do człowieka, to psu na budę całe to nasze działanie. Jeśli przychodzimy na modlitwę i prosimy Boga w różnych intencjach, a najczęściej, by zmienił wszystkich i świat, to najpierw musimy pragnąć przebaczyć. Musimy szukać pojednania z Bogiem.

Łatwo przesunąć środek ciężkości z serca na zewnątrz. Ale tak działają poganie.

Bierz krzyż i żyj jak człowiek pasji, który się poci, męczy, ale później cieszy z efektów. Nie bądź jak sfrustrowany uczestnik gry wideo, który ma wrażenie, że osiągnął wiele, ale tak naprawdę ciągle siedzi na kanapie.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/08/07/pasja-zycia/

**********

Komentarz liturgiczny

Konieczność wyrzeczenia
(Mt 16, 24-28
)

Naród wybrany wędrował przez pustynię pośród trudów i kryzysów wiary. To nas też dotyczy. Jezus woła o wzięcie przez każdego swojego krzyża w swojej drodze za NIM. Wtedy poznamy, że „Pan jest Bogiem, a poza NIM nie ma innego”. Z taką wiarą zachowamy swoje życie i duszę na ponowne przyjście Jezusa w chwale Ojca.
Boże, Twoja droga jest święta.
Jezu, Twój Krzyż staje się źródłem mego zmartwychpowstawania tutaj.
Duchu Święty, przyjmuję Twoje pouczenia i prowadzenie.

Asja Kozak
asja@amu.edu.pl

http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html

********

Refleksja maryjna

Dzięki Jej macierzyństwu jesteśmy braćmi

Maryja jest matką Chrystusa i Matką nas – chrześcijan. Matka Boża zatem reprezentuje lepiej od każdej innej istoty powszechne posłannictwo – posłannictwo katolickie, posłannictwo braterstwa. Ponieważ w Bogu Ojcu jesteśmy braćmi królestwa niebieskiego, Matka Boża zwraca się do nas: w moim macierzyństwie jesteście braćmi w królestwie ziemskim. Maryja jest Matką wszystkich: przyjmuje nas i wzywa do siebie, abyśmy wszyscy mogli stawać się dobrzy, łagodni, przyjaźni, zdolni do szacunku i miłości, zdolni do poznawania się i przyjmowania braterstwa, do tworzenia pod Jej matczyną opieką jednej rodziny.

G. B. Montini
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html

*********

Komentarz do Ewangelii:

Św. Padre Pio z Pietrelciny (1887-1968), kapucyn
FSP, 119; Ep 3, 441; CE, 21 ; Ep 3,413

„Niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”
 

W czasie twego życia Chrystus nie prosi cię, żebyś niósł z nim jego ciężki krzyż, ale jedynie niewielki kawałek, przyjmując jego cierpienia. Niczego się nie obawiaj. Wręcz przeciwnie, uważaj się za wybranego, godnego współcierpieć z Bogiem-Człowiekiem. Nie chodzi o to, ze strony Pana, żeby cię ukarać lub opuścić; wręcz przeciwnie, daje ci On świadectwo miłości, wielkiej miłości. Dlatego powinieneś złożyć dzięki Panu i pić kielich z Getsemani.

Czasem Pan daje ci poznać ciężar krzyża. Ten ciężar wydaje ci się nieznośny, a jednak go niesiesz bo Pan, pełen miłości i miłosierdzia, wyciąga do ciebie rękę i daje ci potrzebne siły. Pan potrzebuje ludzi gotowych cierpieć z Nim wobec braku pobożności u ludzi. To dlatego prowadzi mnie po bolesnych ścieżkach, o których wspominasz w twoim liście. Ale niech zawsze będzie błogosławiony, bo jego miłość przynosi słodycz wśród goryczy; zamienia on przelotne cierpienia tego życia w zasługi na życie wieczne.

*********

 https://youtu.be/PDEKifpRmro

 

**************************************************************************************************************************************

Świętych obcowanie

7 sierpnia

*******

Święty Sykstus II, papież i męczennik
Sykstus pochodził z Aten, był synem filozofa. O latach dziecięcych oraz młodzieńczych przyszłego papieża nic nie wiemy. Wstąpił na stolicę Piotrową 30 sierpnia 257 r. po śmierci św. Stefana I. Załagodził spór wśród biskupów azjatyckich i afrykańskich w sprawie ważności chrztu, udzielanego przez heretyków. Biskupi Azji i Afryki byli zdania, że nie jest on ważny. Mieli oni silne poparcie także w św. Cyprianie, biskupie Kartaginy.

Święci męczennicy Sykstus II i Towarzysze Już w następnym roku, podczas niedawno rozpoczętego prześladowania chrześcijan przez cesarza Waleriana (253-260), Sykstus został aresztowany podczas celebrowania Mszy św. w katakumbach św. Kaliksta. Ścięto go mieczem na jego biskupim krześle 6 sierpnia 258 r. wraz z towarzyszącymi mu diakonami: św. Januarym, św. Magnusem, św. Wincentym i św. Stefanem. Tego samego dnia zostali ścięci dwaj inni diakoni: Felicysyn i Agapit oraz kapłani – ich imion jednak nie znamy.
Imię św. Sykstusa wymienia się w Kanonie rzymskim, syryjskim i kartagińskim. Św. Cyprian nazywa św. Sykstusa II “kapłanem dobrym i pokojowym”. W roku 1854 odkryto jego grób w katakumbach św. Kaliksta, w krypcie papieży.

W ikonografii św. Sykstus przedstawiany jest w papieskich szatach, w ornacie, paliuszu i prostej tiarze. Jego atrybutami są: miecz, moneta w dłoni, palma, pastorał z podwójnym krzyżem, sakiewka, sakiewka na księdze.

 

 

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-07a.php3

*********

Święty Kajetan, prezbiter
Święty Kajetan otrzymuje od Matki Bożej Dzieciątko Jezus Kajetan urodził się w 1480 r. w Vicenza (Italia). Jako młodzieniec udał się na studia do Padwy, gdzie uzyskał doktorat z prawa rzymskiego i kościelnego (1504). W 1506 roku przeniósł się do Rzymu, gdzie na dworze papieskim pełnił funkcję protonotariusza papieskiego. W dwa lata potem został mianowany proboszczem. Taki bowiem był zwyczaj, że świeccy ludzie albo klerycy ze święceniami niższymi otrzymywali parafie, by mogli z nich się utrzymać, chociaż w ich zastępstwie obowiązki duszpasterskie wypełniali kapłani. Kajetan, mimo że nie posiadał jeszcze święceń kapłańskich, nawiedzał szpitale i przytułki dla ubogich. Prowadził bardzo intensywne życie wewnętrzne. Dopiero mając 36 lat przyjął święcenia kapłańskie (1516). Mszę prymicyjną odprawił w bazylice Matki Bożej Większej. Lubił tu przychodzić na modlitwę do kaplicy Żłóbka Pana Jezusa. W nagrodę za to miał otrzymać łaskę niezwykłą, mianowicie objawiła mu się Najświętsza Maryja Panna z Dzieciątkiem i złożyła mu swojego Syna na ręce. Odtąd Kajetan zaczął wyróżniać się jeszcze większym nabożeństwem do Dzieciątka Jezus. To szczególne nabożeństwo przekazał swoim synom duchowym. Wierzył głęboko w Opatrzność Bożą.
W 1520 roku na wezwanie matki opuścił Rzym i powrócił do rodzinnego miasta Vicenza. Tu oddał się całkowicie pracy apostolskiej: na ambonie, w konfesjonale, w katechizacji ubogiej dziatwy i młodzieży, w odwiedzaniu chorych w szpitalach i ubogich w przytułkach. Dokoła niego zaczęli gromadzić się uczniowie. W trzy lata potem (1523), po załatwieniu spraw rodzinnych, powrócił do Rzymu. Z powodu wielkiej gorliwości zwano go “łowcą dusz”. W rok później otrzymał breve papieskie zatwierdzające nową rodzinę zakonną (1524). Wśród jego pierwszych towarzyszy znaleźli się: Giampietro (Jan-Piotr) Caraffa, biskup Chieti, późniejszy papież Paweł IV, Bonifacy Colli i Paweł Consiglieri. Z nimi jako z pierwszymi współzałożycielami Kajetan złożył uroczystą profesję. Tak powstał nowy zakon Kleryków Regularnych, zwanych pospolicie teatynami.

Święty Kajetan W 1527 roku cesarz Niemiec i król Hiszpanii – Karol V – z regularną armią hiszpańską najechał Rzym. Ucierpieli na tym również teatyni. Sam Kajetan był przez pewien czas więziony. Druga placówka zakonu została założona w Wenecji. Tam teatyni wyróżnili się i wsławili niezwykłym poświęceniem w posłudze chorym w czasie zarazy w latach 1528-1529. Kajetan zetknął się ze św. Hieronimem Emiliani, który założył także nową rodzinę zakonną dla opieki nad sierocą i opuszczoną dziatwą. W 1547 roku na kapitule generalnej w Rzymie zapadła decyzja przyłączenia się do teatynów rodziny zakonnej pod nazwą somasków, założonej przez św. Hieronima. Unia jednak nie trwała długo, gdyż po śmierci Kajetana obie rodziny zakonne rozeszły się i zaczęły iść własną drogą, wyznaczoną przez Opatrzność.
W tym samym 1547 roku w Neapolu wybuchła wojna domowa. Kajetan miał prosić Boga, by przyjął ofiarę jego życia dla zahamowania rozlewu krwi. Bóg widać przyjął ofiarę swego wiernego sługi, gdyż tego samego roku dnia 7 sierpnia Kajetan zmarł po 67 latach życia. Beatyfikacja sługi Bożego odbyła się w 1629 r. Dokonał jej Urban VIII. Do chwały świętych wyniósł Kajetana Klemens X w 1671 r. On też rozszerzył jego kult na cały Kościół (1673). Relikwie św. Kajetana złożono w okazałym grobowcu w kościele S. Paolo Maggiore w Neapolu.

W ikonografii św. Kajetan przedstawiany jest w zakonnym habicie przepasany rzemieniem, w białych skarpetkach, w birecie, z różańcem w dłoni. Jego atrybutami są m.in.: czaszka, Dziecię Jezus na rękach, krzyż, lilia, otwarta Ewangelia, ptak, zwój.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-07b.php3

*******

Błogosławiony Edmund Bojanowski
Błogosławiony Edmund Bojanowski Edmund Bojanowski urodził się 14 listopada 1814 r. w Grabonogu. W dzieciństwie został cudownie uzdrowiony za przyczyną Matki Bożej Bolesnej, czczonej na Świętej Górze w Gostyniu.
Otrzymał staranne wychowanie w katolickiej rodzinie. Poważna choroba uniemożliwiła mu ukończenie studiów filozoficznych, które podjął na uniwersytetach we Wrocławiu i w Berlinie. Po intensywnej kuracji zamieszkał w rodzinnej miejscowości. Chociaż wykazywał zainteresowania literackie, jego głównym charyzmatem okazała się praca społeczna i charytatywna. Zakładał czytelnie dla ludu, rozpowszechniając dobre czasopisma, by w ten sposób pomagać ubogiej młodzieży w zdobywaniu wykształcenia. Dał się poznać jako człowiek wielkiej wytrwałości i dobroci serca. Wielokrotnie był zapraszany do uczestnictwa w stowarzyszeniach niosących pomoc ubogim. Podczas epidemii cholery w 1849 r. poświęcił się służbie zarażonym.

Błogosławiony Edmund Bojanowski Będąc człowiekiem głęboko religijnym i praktykującym, na każdego człowieka, a zwłaszcza na biedne dziecko, patrzył przez pryzmat miłości do Boga. Mimo słabego zdrowia robił wszystko, by nieść pomoc zaniedbanemu ludowi wiejskiemu przez organizowanie ochronek dla dzieci i opieki nad chorymi, troszcząc się jednocześnie o podniesienie moralności dorosłych. Chociaż był człowiekiem świeckim, 3 maja 1850 r. założył zgromadzenie zakonne Sióstr Służebniczek Maryi Niepokalanej.
Problemy zdrowotne uniemożliwiły mu realizację marzeń o kapłaństwie, chociaż podejmował próby studiów seminaryjnych.
Dla otoczenia był zawsze przykładem heroicznej wiary, prostoty, miłości i ufności w Bożą Opatrzność. Już za życia przez wielu ludzi uznawany był za człowieka świątobliwego. Doczesne życie zakończył 7 sierpnia 1871 r. na plebanii w Górce Duchownej.

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-07c.php3

*********

Błogosławieni prezbiterzy i męczennicy
Agatanioł i Kasjan

Błogosławieni Agatanioł i Kasjan

 

Franciszek urodził się 31 lipca 1598 r. W roku 1619 wstąpił do kapucynów, przyjmując imię Agatanioł (Agatangelus). Studiował w Poitiers i w Rennes, gdzie w 1625 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Dwa lata później wyjechał na Wschód, gdzie rozpoczął naukę języka arabskiego.
Kasjan urodził sie we Francji 14 stycznia 1607 r. Jego rodzice, Jan Lopez-Netto i Guyonne d’Almeras, pochodzili z Portugalii. W Angers Kasjan wstąpił do kapucynów. W czasie epidemii z lat 1631-1632 odznaczył się poświęceniem w pielęgnowaniu dotkniętych chorobą, na którą także sam zapadł. Po ukończeniu studiów wysłano go do Kairu.
W 1633 r. przybył do Kairu także Agatanioł. Pracował tam nad zjednoczeniem Kościoła koptyjskiego z Rzymem. Wyposażony w misję apostolską, wyruszył potem do Abisynii, ale ledwo przybył tam z Kasjanem z Nantes, został wtrącony do więzienia. Potem sprowadzono ich do stolicy Gandary i tam skazano na śmierć. Zginęli, ukamienowani przez tłum, 7 sierpnia 1638 r. Beatyfikowano ich w 1905 r.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-07d.php3

*********

Święty Albert z Trapani, prezbiter
Święty Albert z Trapani

Albert (degli Abati), nazywany także Sycylijczykiem (Siculus), urodził się w Trapani w 1250 lub 1257 r. Wcześnie wstąpił do karmelitów, u których niebawem zajaśniał wieloma cnotami. Mimo swej woli wyświęcony na kapłana, przebywał potem w Messynie i pracował jako kaznodzieja. Przepowiadanie to ukoronowały liczne nawrócenia, także konwersje Żydów sycylijskich. Gdy w roku 1301 Robert, hrabia Kalabrii, ścisnął Messynę żelaznym pierścieniem swych wojsk, Albert miał cudowanie ocalić miasto przed głodem.
Zmarł 7 sierpnia 1306 r. i bez zwłoki został otoczony czcią wiernych.

 

 

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-07e.php3

********

Błogosławiony Tadeusz Dulny, męczennik
Błogosławiony Tadeusz Dulny Tadeusz urodził się 8 sierpnia 1914 r. w Krzczonowicach, niewielkiej wsi pod Ostrowcem Świętokrzyskim. Miał 5 braci i 2 siostry. Rodzice, w pamięci dzieci ludzie wielkiej dobroci, modlitwy i ciężkiej pracy, kosztem wyrzeczeń zapewnili wszystkim dzieciom naukę w szkołach, a czworo z nich trafiło na wyższe uczelnie.
W trakcie nauki w gimnazjum w Tadeuszu dojrzało powołanie kapłańskie. Rozpoczął formację w seminarium duchownym we Włocławku. Choć nie był intelektualnie najwybitniejszym z alumnów, braki nadrabiał pracowitością. W 1938 r. przyjął dwa niższe święcenia. Był to ostatni rok nauki przed wybuchem II wojny światowej. W seminarium pod kierunkiem 15 księży profesorów kształciło się 120 alumnów.
W ramach akcji zwalczania polskiej inteligencji 7 listopada 1939 r. gestapo aresztowało wszystkich profesorów i 22 alumnów – tych, którzy powrócili do Włocławka, by kontynować przygotowanie do sakramentu kapłaństwa. Był wśród nich bł. bp Michał Kozal. Opatrzność sprawiła, że aresztowania uniknął ks. Stefan Wyszyński, wykładowca nauki społecznej, profesor prawa kanonicznego i socjologii, późniejszy Prymas Tysiąclecia. Aresztowania nie uniknął jednak Tadeusz. Uwięzionych początkowo przetrzymywano w więzieniu we Włocławku. 16 stycznia 1940 r. Niemcy przewieźli ich do obozu przejściowego, zorganizowanego w pocysterskim klasztorze salezjanów w Lądzie. Przetrzymywano tam ok. 150 kapłanów, zakonników i kleryków, głównie z Kujaw i Wielkopolski. 26 sierpnia 1940 r. rozpoczęły się wywózki duchowieństwa. Tadeusza przewieziono najpierw do kolejnego obozu przejściowego w Szczeglinie, a po dwóch dniach do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, niedaleko Berlina. Stamtąd 14 grudnia 1940 r. trafił do Dachau i otrzymał numer 22662.
W obozie włączył się do kilkudziesięcioosobowej grupy modlitewnej więźniów, zawiązanej w wielkiej dyskrecji, bo zewnętrzne przejawy religijności były tępione. W warunkach nieludzkiego traktowania i pracy ponad siły czerpał siłę z modlitwy i zawsze służył pomocą współwięźniom, szczególnie starszym i schorowanym. Korzystając z nieuwagi dozorców starał się wyręczać ich w obozowych obowiązkach.
Wskutek osłabienia Tadeusz trafił do obozowego “szpitala”, tzw. rewiru, i tam 7 sierpnia 1942 r. zmarł. Jego ciało spalono w obozowym krematorium. Beatyfikowany został przez św. Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r. w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-07f.php3

********

Ponadto dziś także w Martyrologium:
Św. Klaudii. Wymienił ją św. Paweł (2 Tm 4, 21). Nic innego o niej nie wiemy. Mimo to kojarzono ją to z Prudensem, to znów z królem bretońskim Kogidubusem, a nawet dopatrywano się w niej żony Poncjusza Piłata. Nie posiadamy żadnych podstaw do przyjęcia tych przypuszczeń.

oraz:

św. Domecjusza, mnicha i męczennika (+ IV w.); św. Donata, biskupa Nikomedii (+ 362); św. Wiktrycjusza, biskupa Rouen (+ 407); bł. Wincentego, zakonnika (+ 1504)

**************************************************************************************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

*********

Kamila Rybarczyk

Czy wiesz kto Cię maluje?

Szum z Nieba

 

 

Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, nic więc dziwnego, że nieprzyjaciel natury ludzkiej będzie zabiegał, aby ten Boży obraz w nas zniekształcić. Będzie próbował wykrzywić nasze spojrzenie na samych siebie, zabić dobro i piękno, aby stworzyć w nas karykaturę Boga. A że nigdy mu się to nie znudzi – rozeznawajmy!
Ojciec Józef Kozłowski, charyzmatyczny jezuita, spowiednik i kierownik duchowy, w swoim podręczniku do rozeznawania duchowego Śladami Ducha trafnie przedstawia codzienną walkę o życie człowieka, o jego serce i piękno, na przykładzie dwóch malarzy. Malarze ci – każdy na swój sposób – nieustannie malują obraz, którym jesteśmy my sami. Płótno stanowi nasze życie i nasza codzienność. Dobrym malarzem jest Duch Święty, a wzorem, według którego powstaje dzieło, jest Jezus i Jego życie. Złym malarzem jest szatan – karykaturzysta i twórca plagiatów.
Karykatura – podobna, ale nieprawdziwa
Przyjrzyjmy się najpierw, jak porusza pędzlem malarz-karykaturzysta. Jego kolorami są: egoizm, pycha, pożądanie, zawiść, zazdrość, niezgoda, porównywanie się, rozłam, kłótnia, kłamstwo, zdrada… Pewnie dla wielu z nas nie są to (niestety) obce barwy. Ulubionymi odcieniami będą tu: zimno, oziębłość, oschłość, wrogość, niepokój, lęk, strach, zamknięcie, poczucie niespełnienia, izolacja, osamotnienie, negacja i tym podobne. Formy i techniki malowania są równie pomysłowe – zniewolenie bogactwem, swobodą bez zobowiązań, sławą, władzą, dążeniem do niezależności od innych itp. Nic więc dziwnego, że spod pędzla karykaturzysty najczęściej wychodzą egoiści, mordercy, kłamcy, oszuści, zarozumialcy, leniuchy, niesprawiedliwi, obłudnicy, współcześni faryzeusze, skąpcy, fałszerze – ponieważ wszystko to są bohomazy złego ducha.
Jeden z największych nauczycieli życia duchowego, św. Ignacy mówi, że mistrz fałszywych barw i odcieni „przemienia się nierzadko w anioła światłości, idzie razem z duszą pobożną, a potem stawia na swoim”. Sprawia on, że w efekcie powstają Judaszowe podobizny – ludzie, którzy odrzucają wpływ Ducha Bożego i nie chcą uczestniczyć w życiu, które On im przynosi. Zły duch potrafi też podsunąć duszy myśli dobre i święte, stąd konieczność ich ciągłego i wnikliwego badania. Będą one poddane nam najczęściej pod pozorem dobra, ale o tym przekonamy się dopiero w końcowym etapie, według zasady: „po owocach ich poznacie”, czyli patrząc na ich skutek. W takim przypadku szczególnie powinniśmy badać początek, środek i koniec myśli, ponieważ dzięki temu rozpoznamy tożsamość malarza.
Walka o wierność
Podzielę się tu pewnym zdarzeniem ze swojego życia. Pewnego ranka zauważyłam, że mama zostawiła na blacie kuchennym dwa banany. Pomyślałam, że na pewno będę głodna w pracy (zapowiadał się trudny dzień), a nie będę miała gdzie i kiedy kupić czegoś do jedzenia. Ale… wiedziałam, że jeśli rano coś leży na blacie w kuchni, to przygotowane jest to dla mojego najmłodszego brata do szkoły. Pamiętam, że walczyłam z myślami: „Przecież ja też mam żołądek i też będę głodna. Mamie na pewno nie sprawi różnicy, które z jej dzieci weźmie te banany, bo tak samo nas kocha. Poza tym, i tak przecież nie będzie pytała, kto je zjadł. A mój brat z reguły nie chce brać jedzenia do szkoły, więc te banany pewnie zostawi”. Ale myśl, że one nie są przeznaczone dla mnie – cały czas przebijała się przez to wszystko. W końcu, trochę zła, zostawiłam te banany w kuchni i wyszłam z domu.
W pracy rzeczywiście byłam głodna jak wilk, na dodatek w tym dniu miałam 7 godzin zajęć z młodzieżą, dyżury na przerwach, a po wszystkim – jeszcze radę pedagogiczną. Około 14.00 zmieniła mnie na dyżurze moja koleżanka i mogłam na chwilę wejść do pokoju nauczycielskiego. Zorientowałam się, że ktoś z kadry obchodzi swoje imieniny – stoliki były zastawione słodyczami, ciastami i owocami. Złożyłam solenizantom życzenia i podchodząc do miejsca, gdzie zwykle siadałam, zobaczyłam, że na moim talerzyku leżą… dwa banany! Od razu przypomniała mi się poranna sytuacja w kuchni. Zapytałam moją przyjaciółkę, czy ktoś tu siedzi. Na co ona, że nie – to ona sama w ten sposób zajęła mi miejsce. Pomyślała, że mam dyżur, ciężki dzień, i że pewnie wejdę do pokoju tylko na chwilę. Przeprosiła jeszcze, że miejsce zajęła bananami, ale po prostu były pod ręką… Nie miałam więcej pytań.
Wracając do domu autobusem, „przerzuciłam” w myślach cały miniony dzień. Zobaczyłam, jak od samego rana duch zły podsuwał mi swoje „farbki” i jak duch Boży walczył o mnie, gdy duchowa walka rozgrywała się w moich myślach. Dopiero „po owocach” (i to dosłownie!) mogłam się przekonać, kto usiłował pomalować mi dzisiejszy dzień podczas podejmowania decyzji w kuchni.
Nie jesteś bezbronny!
Skuteczną metodą wykrywania, który malarz obecnie jest w akcji może być codzienny rachunek sumienia. Św. Ignacy bardzo do niego zachęca, ponieważ jest on najlepszą i najskuteczniejszą szkołą rozeznawania – jest darem, a jednocześnie ochroną daną nam przez Boga przeciwko malarzowi karykatur.
A po czym rozpoznać Bożego malarza? Pociągnięciami Jego pędzla będą te same znaki oraz cechy, jakie charakteryzują Ducha Świętego oraz całe ziemskie życie Jezusa Chrystusa. O nich pisze nam św. Paweł w Liście do Galatów: „Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5,22-23). Zobaczmy też, jak prosto, naturalnie i konkretnie Bóg w swoim Słowie uczy nas rozeznawania oraz pokazuje, jak realizuje się w naszym życiu Jego wola. Poprzez budzenie w nas myśli (czyli za pomocą rozumu) oraz przez doświadczanie pewnych poruszeń ducha (tzn. poprzez bodziec: zdarzenie, myśl lub słowo, które zrodziło w nas jakieś uczucie) – możemy odczytywać zamysł Stwórcy wobec nas, a tym samym współpracować z Jego Duchem. Bóg wyposażył nas we wszystko, co konieczne, abyśmy Go rozpoznawali i wybierali Jego miłość (czyli rozeznawali), by w wolności pełnić Jego wolę. A ostatecznie –  byśmy byli w pełni szczęśliwi i spełnieni.
Bóg nie obiecywał, że życie na ziemi będzie nieustannie łatwe i przyjemne. Sam mówi, że przez całe ziemskie życie toczy się w człowieku walka dobra ze złem. Ona trwa, dopóki istnieje napięcie pomiędzy duchem a ciałem (por. Ga 5,16-21). Ale Jezus zwyciężył zło i powołał nas do miłości i wolności. Ostateczna walka toczy się więc, tak naprawdę, o kształt naszego serca.
Walka o nas została już raz na zawsze wygrana przez Tego, który złożył w nas swój obraz. Warto, byśmy o tym pamiętali, gdy przyjdzie pokusa, aby to, co zaczęliśmy duchem – zakończyć ciałem (por. Ga 3,1-5). Aby tak się nie stało, trzeba przyglądać się zarówno temu, dokąd zmierzamy, jak i temu, co dzieje się po drodze – trochę jak podczas jazdy samochodem. Wszelkie rozproszenia, zamieszanie w duszy, utrata pokoju, osłabienie wiary, zachwianie w nadziei, pomniejszenie miłości, pojawienie się wątpliwości, letniości w życiu duchowym, apatia i smutek – to znaki wzywające nas do głębszej czujności i rozeznania.
Nie dajmy się uśpić, zdrzemnąć i „zamalować” karykaturzyście! Nie zobojętniajmy naszego serca, abyśmy nie zaczęli wybierać mniejszego dobra, półprawdy czy szarości. Nie koncentrujmy się na naszych słabościach, ale wraz z Bożą łaską – wydoskonalajmy cnoty. Nie dajmy wykrzywić i zabić w sobie prawdziwego obrazu Boga, bo przecież jesteśmy i będziemy na zawsze do Niego podobni!
Artykuł powstał na podstawie książki o. Józefa Kozłowskiego SJ „Śladami Ducha”, wydanej przez Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym w Łodzi.
Kamila Rybarczyk
Szum z Nieba nr 130/2015
fot. Emily Poisel 45/365
Flickr (cc)
http://www.katolik.pl/czy-wiesz-kto-cie-maluje-,24975,416,cz.html
***********
ks. Krzysztof Wons SDS

Jonasz i ja, o świętości inaczej

Wydawnictwo Salwator

Jonasz i ja, o świętości inaczej

Zapisane w Biblii historie o Bogu i człowieku są natchnione i ciągle trwają. Nie są jedynie historiami sprzed tysięcy lat. Dzieją się dzisiaj. Tak jest między innymi z historią Jonasza. Warto przeczytać i przemodlić Księgę Jonasza, aby uwierzyć, że miasto łajdaków może zamienić się w miasto świętych. Mogę w niej odnaleźć siebie z moją historią życia, z moim niedowiarstwem, z moim buntem i …z “wielkimi oczami Jonasza”, na widok których, co – “nie do wiary!” – nawracją się. Historia Jonasza pomaga mi także uznać, że jeszcze nie jestem święty i uczy jak odrzucić swój grzech bez odrzucania siebie. Przypomina, że Bóg daje mi “licencję” na czas wychodzenia z moich słabości i że ja również powinienem dać czas sobie i innym.

Uciekanie przed Bogiem

To prawdziwy paradoks. Droga do świętości zaczyna się od ucieczki przed Bogiem. Jonasz, gdy usłyszał, czego chce od niego Bóg, postanowił ratować się ucieczką. To, czego oczekuje od niego Jahwe, wydaje mu się bezsensowne. Dlaczego ma się udać do Niniwy? Dlaczego ma być dobry dla łajdaków? Dlaczego ma się nimi przejmować? Dlaczego mają zakłócać jego spokojne życie? Dlaczego… dlaczego…? Przecież i tak się nie zmienią. Woli raczej wyjechać. Możemy sobie wyobrazić przeżycia Jonasza i jego wewnętrzną walkę. Aby zagłuszyć wołanie Boga, ucieka “daleko od Jahwe” – do Tarszisz. Zmaganie i ucieczka nie były obce świętym, których Kościół kanonizował.
Czy w moim życiu nie jest podobnie? Czy słyszę Boga? Czy to, co mówi do mnie, ma jakieś znaczenie? A może uciekam jak Jonasz. Czy jestem przekonany, że w życiu warto być dobrym? Jonasz miał swoje Tarszisz, w którym próbował ukryć się przed Bogiem i “tymi” z Niniwy. Czy i ja nie odszedłem “daleko od Boga”, czy nie uciekam od ludzi? Co jest moim “Tarszisz”, w którym się chowam, uciekam przed zaangażowaniem w życie?

Bóg wyciąga “z dna”

Ucieczka Jonasza przed Bogiem staje się dla niego początkiem nieszczęść, a nieszczęścia początkiem błogosławieństwa. Sam będąc nieszczęśliwy, staje się powodem nieszczęścia innych. Uciekał, …aż w końcu znalazł się “na dnie”. Ale Jonasz miał także swoje “trzy dni”, w których zrozumiał, że uciekając przed Bogiem, ucieka przed sobą. Otarł się o śmierć. Ale gdy był “na dnie”, spotkało go błogosławieństwo. Bóg wyciągnął go z otchłani zagubienia.
Czy miałem takie “trzy dni”, które zmieniły mnie i moje życie? Czy mógłbym teraz modlić się jak Jonasz: “Gdy gasło we mnie życie, wspomniałem na Pana, a modlitwa moja dotarła do Ciebie”? Jak wyglądałaby moja modlitwa do Boga w tej chwili – w moim obecnym stanie ducha? Spróbuję napisać mój psalm… i zachowam go dla siebie, jak zachował się psalm Jonasza.

Świętość jest możliwa także w Niniwie

Jonasz chociaż słucha Boga nie staje się wcale doskonały. Idzie do Niniwy, “bo musi”. Nie jest przekonany, czy to, co robi, jest słuszne. Idzie wewnętrznie zbuntowany. Dlaczego Bóg przebacza łajdakom? Czy nie powinni “dostać za swoje”? Niech umierają tak, jak żyli. Jonasz jest wściekły na Niniwitów …i na Boga. Być może jest bardziej poraniony niż “tamci”. Bóg cierpliwie uczy Jonasza nowego patrzenia na świat, na ludzi i na siebie: Bóg może zbudować nowe życie także “na popiele”. Tak się stało. Powoli miasto grzechu zamienia się w miasto nawrócenia i przebaczenia.

Kiedy wracam do domu, do miejsc codziennego życia i czuję się jak Jonasz, który “wlecze się” do Niniwy i nie mam nadziei “że tam może się jeszcze cokolwiek zmienić”, warto wtedy przypomnieć sobie tego zwyczajnego Proroka i pomyśleć, że jeśli będę chciał, nawrócenie rozpocznie się już teraz – ode mnie, od mojego serca. Reszta należy do Boga. Jeśli uda Mu się zmienić moje jonaszowe serce, będzie mógł także zmieniać “Niniwę”, do której mnie posyła. Ważne, żebym nie uciekał. A jeśli nawet, to żebym pozwolił się Mu odnaleźć. On znajdzie mnie nawet “na dnie” – jak wielu innych, którzy później zostali świętymi.

ks. Krzysztof Wons SDS
www.cfd.salwatorianie.pl

http://www.katolik.pl/jonasz-i-ja–o-swietosci-inaczej,570,416,cz.html

**************


tekst pochodzi z Magazynu SALWATOR  –
www.salwator.com

************

Wincenty Łaszewski

Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy

Przewodnik Katolicki

Panno Święta, co Jasnej bronisz

Częstochowy

Od pierwszych wieków Kościoła nie tylko pisano traktaty, ale też malowano obrazy wyrażające teologiczne prawdy. Tak powstawały ikony nazywane „milczącą teologią”.

Święci doktorzy Kościoła zapełniali pismem zwoje pergaminu i karty papieru, malarze teologowie kładli farby na deski i płótna. Znaczenie pracy pisarzy i malarzy było porównywalne, a świętość i zasługi podobne. „To, co słowo nauczania daje słuchowi, to milczące malarstwo ukazuje przez przedstawienie” – wyjaśniał św. Bazyli Wielki. „Co Biblia ujęła w słowa, ikona pokazuje farbami i dla nas uobecnia” – nauczał sobór w Konstantynopolu w 869 r.

Tron nauczającego Pana

Matka Boża to jeden z ulubionych tematów ikonograficznych. Przedstawia się Ją na różne sposoby: jako modlącą się Orantkę, jako tulącą do policzka Dziecię, najczęściej jednak jako trzymającą na kolanach nauczającego Jezusa. Ten typ ikony nazywamy Hodegetrią – „Wskazującą drogę”. Do jednej z najsłynniejszych tego typu ikon należy święty wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, sprowadzony w 1382 r. przez Władysława Opolczyka, który od ponad 600 lat kieruje miliony swoich czcicieli do Chrystusa.

Piękna jest teologia tej starożytnej ikony, największego skarbu, jakim szczyci się polski naród. Kto chwilę dłużej przygląda się świętemu wizerunkowi, ten uświadamia sobie niezwykłą prawdę: w swej istocie jest to bardziej ikona Jezusowa niż Maryjna. Może poprawniej byłoby mówić o niej jako o obrazie Pana Jezusa Częstochowskiego? Bo w tej ikonie Matka Boża pełni rolę służebną i wcale nie jest jej głównym tematem. Jest tronem nauczającego Pana. Wpatruje się w oczy stojących przed Jezusem i milczącym gestem wskazuje na swego Syna, który naucza z Jej kolan i błogosławi. To chyba najważniejsze przesłanie jasnogórskiego wizerunku, który odsłania nam prawdę naszych serc: jesteśmy czcicielami Maryi, a więc sługami w Królestwie Jej Syna, ludźmi zasłuchanymi w słowa Ewangelii.

Jednak nazywamy tę ikonę „maryjną”. Czynimy tak z kilku powodów. Wszystkie sprowadzają się do naszego doświadczenia wstawienniczej mocy Maryi błagającej za nami u swego Syna. Maryja, która jest drogą do Jezusa, teraz, na ziemi, jest dla nas jakby bliższą i bardziej namacalną niż Chrystus – Omega naszego życia. Nasze stopy dotykają drogi, czujemy smak jej pyłu, oglądamy krajobrazy, przez które nas prowadzi. Maryja jest tak blisko… Gdybyśmy jednak zapomnieli o celu, pozostałaby sama ścieżka – sama Matka Boża. Kiedy ludzie skupiają się wyłącznie na Matce Bożej, pomijając Jezusa, wówczas przeżywają „fałszywą” maryjność. Mimo to, u kresu swej drogi, orientują się, że Maryja i tak sama poprowadziła ich do Jezusa. Bo wystarczy iść drogą i nie zboczyć z niej, by dotrzeć do celu.

Dlatego klejnot jasnogórski możemy nazywać maryjnym. Dlatego nie musimy bać się polskiej pobożności maryjnej i walczyć z może nie w pełni poprawnym teologicznie kultem. Jasna Góra jest dowodem, że Jezus i Maryja zawsze znajdą w naszych sercach swoje własne miejsca.

Historia naszego narodu

Matka Boża Częstochowska to więcej niż tylko wielka teologia i wielkie doświadczenie milionów serc. To również wspaniała historia naszego narodu. Temu wizerunkowi zawdzięczamy bardzo wiele, przede wszystkim ocalenie narodowej tożsamości i wolność. Tak odczytujemy rolę Matki Bożej Częstochowskiej w życiu polskiego narodu. Kiedy Mussolini ogłosił publicznie, że to koniec Polski, papież Pius XII powiedział: „Nie zginęła Polska i nie zginie, bo Polska wierzy, Polska się modli, Polska ma Jasną Górę…”. Co ogłosił gubernator Frank? „Gdy wszystkie światła zgasną, jest jeszcze Jasna Góra…”.

Ale dziś ten i ów twierdzi, że kult Matki Bożej Częstochowskiej jest mniejszy niż przed laty. Cieszymy się odzyskaną wolnością i Maryja nie jest już tak potrzebna…

Czyżbyśmy mieli do czynienia z kolejnym problemem, już nie natury teologicznej, ale patriotycznej? To także problem pozorny, bo nie popełnimy błędu Żydów z czasów Jezusa, którzy ograniczyli zadania Mesjasza do wymiaru politycznego. Tamci chcieli, by Chrystus uwolnił ich naród z niewoli rzymskiej i zaprowadził w kraju dostatek. A czego my oczekujemy? Przecież wiemy, że misją Zbawiciela jest wyzwolenie ludzi z niewoli duchowej! Odzyskanie wolności politycznej to zaledwie pierwszy mały krok. Mamy dojść do wolności ewangelicznej.

Przewodniczka codzienności

Czas spojrzeć na naszą Królową i dostrzec Jej gest wskazujący na nauczającego Jezusa. Maryja mówi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Widzimy, że Chrystus naucza z księgi. To Ewangelia, dobra nowina o zbawieniu – innym niż to, na które oczekiwali Izraelici…

Takiego spojrzenia uczył nas Ojciec Święty Jan Paweł II. Kiedy gościł na Jasnej Górze, wskazywał na ewangeliczny wymiar przesłania Czarnej Madonny: „Niech Maryja będzie przykładem i przewodniczką w naszej codziennej i szarej pracy. Niech wszystkim pomaga wzrastać w miłości Boga i miłości ludzi, budować wspólne dobro Ojczyzny, wprowadzać i umacniać sprawiedliwy pokój w naszych sercach i środowiskach.

Ta ikona będzie dla nas ważna aż do „końca drogi”. Bo uczy nas ona wielkiej modlitwy. To przed tym wizerunkiem Jan Paweł II mówił: „Jeżeli ma się wyłonić nowy świat, mondo migliore, lepszy świat, to trzeba do tego olbrzymiej modlitwy”. I dodał: „Proszę was, abyście modlitwę tę tworzyli nadal. (…) To jest największa twórczość Królestwa Bożego, największa twórczość przyszłego wieku”.

Każdy z nas oczekuje lepszego jutra. Bóg dał nam jasnogórską ikonę jako znak zwycięstwa dobra. Dlatego nie boimy się maryjności, nie boimy się miłości do Matki. I nie sprowadzamy roli wizerunku Częstochowskiej Pani do tego, co już zamknięte w księdze historii: do czasów walki o niepodległość i tożsamość narodową. Wizerunek jasnogórski jest dla nas drogowskazem ku pełnej wolności, która nadejdzie z przyjściem „nowego, lepszego świata”, jaśniejącego już na horyzoncie dziejów. Już teraz widocznego w Maryi – wskazującej drogę, będącej tronem Jezusa Króla, modlącej się za nami i z nami.

Wincenty Łaszewski

http://www.katolik.pl/panno-swieta–co-jasnej-bronisz-czestochowy,2506,416,cz.html

***************

ks. Andrzej Orczykowski SChr.

Rzeczypospolitej Polskiej bądź Królową i Panią!

Msza Święta

Kard. Augusta Hlonda akt oddania Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi

W niedzielę, 8 września 1946 roku na Jasnej Górze pod przewodnictwem Prymasa Augusta Hlonda z udziałem Episkopatu Polski oraz ponad milionowej rzeszy pielgrzymów miało miejsce epokowe wydarzenie, dokonano aktu oddania Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi. Wydarzenie to poprzedziły ogólnonarodowe przygotowania. Oddanie się Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi w rozumieniu kard. A. Hlonda było związane z nową rzeczywistością świata po straszliwej wojnie i stało się praktycznym przygotowaniem Polski na okres, który nastąpił później. Od tego momentu Kościół w Polsce pozostawał “pod znakiem Maryi”, zaś inicjatywy podejmowane przez kard. A. Hlonda oraz jego następcę na prymasowskiej stolicy, kard. Stefana Wyszyńskiego prowadziły przede wszystkim do ugruntowania wiary i polskości, przeciwstawiania się fali laicyzacji i skutecznego oporu przeciwko walce z religią. Po raz pierwszy w historii jasnogórskie zawierzenie Matce Bożej nabrało tak powszechnego i ogólnonarodowego znaczenia. Dzisiaj – w kontekście proroctwa kard. A. Hlonda wypowiedzianego w przededniu swojej śmierci (zmarł 22 października 1948 roku): “zwycięstwo, gdy będzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Dziewicy” – na nowo odczytujemy znaczenie tego wydarzenia.

Narodziny idei aktu oddania Polski Niepokalanemu Sercu Maryi i przygotowanie do jego realizacji

Inspiracją dla oddania Polski Niepokalanemu Sercu Maryi była postawa papieża Piusa XII wobec objawień fatimskich. W 1929 roku w objawieniu Matki Bożej Fatimskiej siostra Łucja usłyszała wezwanie: “Przyszła chwila, w której Bóg wzywa Ojca Świętego, aby wspólnie z biskupami całego świata poświęcił Rosję memu Niepokalanemu Sercu, obiecując ją uratować za pomocą tego środka”. Od tego momentu stopniowo poszczególne kraje i narody, zgodnie z treścią orędzia fatimskiego, oddawały się Niepokalanemu Sercu Maryi. Pierwszego tego typu oddania dokonał Episkopat Portugalii dnia 13 maja 1931 roku w Fatimie. Papież Pius XII 31 października 1942 roku po raz pierwszy w przemówieniu radiowym poświęcił świat Niepokalanemu Sercu Maryi, wypowiadając słowa: “Poświęcamy się na zawsze Tobie i Twojemu Niepokalanemu Sercu, Matko nasza i Królowo świata, aby miłość Twoja i opieka zapewniły zwycięstwo królestwa Bożego oraz by wszystkie narody, pojednane między sobą i z Bogiem, Ciebie błogosławiły i wysławiały”. Dnia 8 grudnia 1942 roku w Bazylice św. Piotra na Watykanie Ojciec Święty uroczyście poświęcił świat Niepokalanemu Sercu Maryi, aby uprosić za Jej wstawiennictwem u Boga  upragniony pokój. Pragnieniem Papieża było, aby wszystkie kraje oddały się Niepokalanemu Sercu Maryi, spełniając tym samym Jej życzenie wyrażone podczas objawień w Fatimie. Polska z powodu działań wojennych nie włączyła się wówczas oficjalnie w akt dokonywany przez Piusa XII.

Po zakończeniu wojny biskupi polscy, zgromadzeni na Konferencji Plenarnej na Jasnej Górze w dniach 3-4 października 1945 roku, z inicjatywy Prymasa Augusta Hlonda podjęli decyzję o dokonaniu aktu poświęcenia Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi. Ze względu na “nową sytuację polityczną” przygotowania podejmowano w konspiracji. W komunikacie wydanym na zakończenie konferencji nie wspomniano o decyzji dotyczącej aktu oddania. Aby uniknąć otwartego konfliktu z władzami, wiadomość o planowanym poświęceniu przekazywano “drogą kościelną”, informując działające organizacje kościelne, jak na przykład Sodalicje Mariańskie, Apostolstwo Modlitwy i inne, oraz poszczególnych wiernych. Prymas A. Hlond poprosił również kilku kapłanów o przygotowanie materiałów ukazujących znaczenie i rangę planowanego wydarzenia.

Realizację idei aktu oddania Polski Niepokalanemu Sercu Maryi poprzedziło ogólnonarodowe przygotowanie duchowe. Na początku Wielkiego Postu 1946 roku we wszystkich parafiach został odczytany list pasterski Episkopatu “O panowanie Ducha Bożego w Polsce”, w którym biskupi napisali między innymi: “Nie postąpilibyśmy zgodnie z duchem naszych dziejów ani z ciążącym na nas długiem wdzięczności, gdybyśmy na progu nowych czasów nie odnowili przymierza Polski z jej Niebieską Królową, dla której Naród ma odwieczną, serdeczną i rodzinną cześć. Po szwedzkim potopie ślubował Jej “nową i gorącą służbę” król Jan Kazimierz. Teraz sam naród i kraj cały poświęca się uroczystym aktem Matce Najświętszej i Jej Niepokalanemu Sercu, obierając Ją znowu za Patronkę swoją i państwa oraz oddając w Jej szczególną opiekę Kościół i przyszłość Rzeczypospolitej…”.

W ten sposób przygotowany program sprawiał, że w dziele aktu oddania się Niepokalanemu Sercu Maryi mogli uczestniczyć wszyscy wierni w Polsce. Kard. A. Hlond pragnął, aby ten akt został dokonany z wiarą i dopełniony czynem katolickim, był bowiem przekonany, że kult Matki Bożej jest pierwiastkiem religijnego odnowienia życia chrześcijańskiego i przyczynia się do odrodzenia jednostek, rodzin, narodów i świata. Prymas żywił nadzieję, że akt oddania Narodu Polskiego oraz miłość i opieka Niepokalanego Serca Maryi przyczynią się do utwierdzenia ładu Bożego w Rzeczypospolitej i będą natchnieniem dla polskiego życia.

Z parafii poprzez diecezje na Jasną GóręW liście pasterski “O panowanie Ducha Bożego w Polsce” Episkopat ustalił trzy etapy poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi. W niedzielę po uroczystości Nawiedzenia Maryi Panny (7 lipca) aktu ofiarowania Najświętszej Pannie i Jej Sercu Niepokalanemu, poprzedzonego specjalnym triduum, dokonały wszystkie parafie. Następnie w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia) biskupi dokonali tego aktu w swoich diecezjach. Natomiast kulminacyjnym wydarzeniem w uroczystość Narodzenia Matki Bożej (8 września) na Jasnej Górze było ogólnopolskie dokonanie aktu poświęcenia Narodu Polskiego i Rzeczypospolitej. Wówczas Episkopat Polski, na czele z Prymasem kard. A. Hlondem, wraz przedstawicielami całego Narodu uwieńczyli jednym, wspólnym aktem dokonywane wcześniej poświęcenia. Biskupi wybrali taką kolejność poszczególnych etapów przygotowania, gdyż pragnęli, aby Akt Jasnogórski był szczytem maryjnego zrywu w całej Polsce i aby ów Akt był dogłębnie przeżyty przez wszystkich wierzących. Po raz pierwszy w historii Jasnogórskie Zawierzenie Matce Bożej nabrało tak masowego i ogólnonarodowego znaczenia.Jasnogórski szczyt

Dnia 8 września 1946 roku na wałach Jasnogórskiego Sanktuarium stanął Prymas Polski kard. A. Hlond wraz z całym Episkopatem i rzeszą duchowieństwa. U stóp Jasnej Góry, jak relacjonowała prasa katolicka (“Niedziela” 16/1946): milion ludzi skupionych tłumnie, tłoczno i ciasno, jeden tuż przy drugim, na jednym placu, głowa przy głowie, morze głów ludzkich. Było razem ponad milion. Był to więc milion ludzi, milion Polaków i Polek. Prymas August Hlond wypowiadał słowa oddania się Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi:

Niepokalana Dziewico, Przeczysta Matko Boga! Jak ongiś po szwedzkim najeździe król Jan Kazimierz obrał Ciebie za Patronkę i Królową Państwa, a Rzeczpospolitą polecił Twojej szczególnej opiece i obronie, tak i my, dzieci Narodu polskiego, stajemy teraz przed Twym tronem z hołdem miłości, serdecznej czci i wdzięczności. Tobie, Twemu Niepokalanemu Sercu poświęcamy siebie, cały Naród i wskrzeszoną Rzeczpospolitą, obiecując Ci wierną służbę, zupełne oddanie oraz cześć dla Twych świątyń i ołtarzy. Twojemu Synowi, a naszemu Odkupicielowi, ślubujemy dochowanie wierności Jego nauce i prawu, obronę Jego Ewangelii i Kościoła, szerzenie Jego Królestwa.

Pani i Królowo nasza, pod Twoją obronę uciekamy się. Otocz rodzinę polską macierzyńską opieką i strzeż jej świętości. Natchnij nadprzyrodzonym duchem pobożności naszą parafię, ochraniaj jej lud od grzechów i nieszczęść, a pasterza umacniaj i uświęcaj swymi łaskami. Uproś Narodowi polskiemu stałość w wierze, świętość życia i zrozumienie posłannictw. Złącz go w zgodzie i bratniej miłości. Daj polskiej ziemi, przesiąkłej krwią i łzami, spokojny i chwalebny byt w prawdzie, sprawiedliwości i wolności. Rzeczypospolitej Polskiej bądź Królową i Panią, Natchnieniem i Patronką.

Potężna Wspomożycielko wiernych, otocz płaszczem opieki Papieża oraz Kościół święty. Bądź mu puklerzem w dni prześladowania. Wyjednaj mu światłość i żarliwość apostolską, swobodę i skuteczne działanie. Powstrzymaj zalew bezbożnictwa. Ludom od Kościoła odłączonym wskaż drogę powrotu do jedności z Chrystusową Owczarnią. Okaż niewierzącym słońce prawdy i podbij ich dusze czułością Twego Niepokalanego Serca.

Władna świata Królowo, spojrzyj miłościwym okiem na troski i błędy ludzkiego rodzaju. Wyprowadź go z udręki i bezładu, z nieuczciwości i grzechów. Wyproś narodom szczere i trwałe pojednanie. Wskaż im drogę powrotu do Boga, by na Jego prawie budowali swoje życie. Daj wszystkim trwały pokój, oparty na sprawiedliwości, braterstwie i zaufaniu.

Matko Boga i nasza, przyjmij naszą ofiarę i nasze ślubowanie. Przygarnij wszystkich do swego Niepokalanego Serca i złącz nas na zawsze z Chrystusem i Jego świętym Królestwem. Amen.
Wszyscy pielgrzymi powtarzali Akt Ofiarowania się Matce Bożej, deklarując ofiarną służbę Bogu, dochowanie wierności Jego nauce i prawu, obronę Ewangelii i Kościoła, szerzenie Królestwa Bożego.

Echa Jasnogórskiego ŚlubowaniaŚwiadkowie Jasnogórskiego aktu oddania Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi uznali je za wydarzenie epokowe. Uroczystość odbiła się szerokim echem w Polsce i świecie. “Dokonało się. Naród raz jeszcze zawarł przymierze z Bogiem” – napisano w ówczesnej prasie katolickiej. Podkreślano, że cała Polska podjęła zobowiązanie i cała Polska musi je wypełnić. W sprzeczności z entuzjazmem pism kościelnych zachowywała się oficjalna prasa, która celowo przemilczała to wydarzenie zarówno w wymiarze religijnym, jak i społecznym. W prasie tak zwanej świeckiej nie było nawet wzmianki o tym wydarzeniu. Nawet “w lokalnej prasie w Częstochowie nie zauważono obecności miliona pielgrzymów”.Korespondenci zagraniczni informowali, że “w żadnym z miejsc pielgrzymkowych nie widzieli tak licznych rzesz ludzkich, ani tak wysokiego napięcia ducha modlitewnego”.Po wielkiej modlitwie milionowej rzeszy pielgrzymów biskupi polscy zebrali się na Konferencji Plenarnej i wydali specjalny komunikat, w którym podkreślili doniosłość Aktu Jasnogórskiego oraz konieczność jego wypełnienia. Napisali między innymi: “Dokonano wielkiego aktu religijnego, a zarazem narodowego: poświęcenia narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi”. Był to moment wzruszający, “gdy z ust setek tysięcy przedstawicieli wszystkich diecezji wszystkich dzielnic polskich padały słowa dziejowej przysięgi wytrwania w świętej wierze ojców, która wyprowadziła naród z wielu kryzysów i niebezpieczeństw moralnych minionych wieków”.W pierwszą rocznicę tego wielkiego wydarzenia jedynie w nielicznych czasopismach katolickich, na przykład w miesięczniku “Msza Święta”, wydrukowano tekst aktu poświęcenia, zachęcając do jego osobistego odnawiania i podkreślając potrzebę wcielania go w czyn w życiu codziennym. Z biegiem lat oddanie Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi z 1946 roku “skryło się pokornie w cieniu innych wielkich uroczystości: odnowienia ślubów kazimierzowskich w 1956 roku i milenijnego aktu oddania w roku 1966”.Zamiast podsumowania

Prymas A. Hlond był wierny zawierzeniu Maryi do końca swego życia. W przededniu swojej śmierci (zmarł 22 października 1948 roku) wypowiedział prorocze słowa: “Zwycięstwo wasze jest pewne. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa… Nie rozpaczajcie! Nie rozpaczajcie! Lecz zwycięstwo, gdy będzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Dziewicy”. Prymas Stefan Wyszyński odczytał te słowa jako testament swojego poprzednika i uważając się za jego wykonawcę, podejmował działania, aby wszystko, co się w Polsce działo dla obrony Kościoła Chrystusowego, było pod opieką Najświętszej Maryi Panny. Prymas Tysiąclecia wielokrotnie mówił o Zwycięstwie Maryi i proroczej zapowiedzi tego faktu przez swojego wielkiego Poprzednika. W dniu inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II, 22 października 1978 r., wypowiedział znamienne słowa, łączące osobę kard. A. Hlonda z osobą Papieża-Polaka: “Wszystkie nasze uczucia wiążemy z aktem dziękczynnym za proroczą wizję Kardynała Prymasa, który mówił: Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Najświętszej”. I dalej Kardynał Wyszyński kontynuował: “Meldujemy tobie, radosny przyjacielu z ojczyzny niebieskiej, trwający dzisiaj na kolanach przed Świętą Bożą Rodzicielką: zwycięstwo, które ukazałeś, krzepiąc nas na duchu – przyszło! I to przyszło w imię Matki Chrystusowej, której dochowaliśmy wierności, idąc za Nią ku Jej Synowi, który jest jedynym Zbawieniem świata!”.

Również sam Jan Paweł II podczas apostolskich pielgrzymek do Polski kilkakrotnie powołał się na hlondowską wizję zwycięstwa Maryi. Uczynił to między innymi w Jasnogórskim Sanktuarium 19 czerwca 1983 roku. Nawiązując do ocalenia z zamachu na Placu św. Piotra, powiedział między innymi: “Zeszłego roku w dniu 13 maja byłem w Fatimie, aby dziękować i zawierzać. Dziś pragnę tu, na Jasnej Górze, pozostawić jako wotum widomy znak tego wydarzenia, przestrzelony pas sutanny. Wielki Twój czciciel, Kardynał August Hlond, Prymas Polski, na łożu śmierci wypowiedział te słowa: “Zwycięstwo – gdy przyjdzie – przyjdzie przez Maryję””. Papież wyznał, że prorocze słowa kard. A. Hlonda inspirowały go i kształtowały oraz wywarły wpływ na jego własne, całkowite zawierzenie Maryi. W swoim testamencie, wspominając dzień wyboru na Stolicę Piotrową, napisał: “”Zwycięstwo, kiedy przyjdzie, będzie to zwycięstwo przez Maryję” – zwykł był powtarzać Prymas Tysiąclecia słowa swego poprzednika, kard. Augusta Hlonda”.

W kaplicy Cudownego Wizerunku na Jasnej Górze znajdują się trzy witraże. Środkowy przedstawia Jana Pawła II, na dwóch bocznych są podobizny kard. A. Hlonda (z zapisanymi słowami jego proroctwa) oraz kard. S. Wyszyńskiego. Wszystkich tych trzech wybitnych synów Narodu Polskiego charakteryzuje niezachwiana wiara we wstawiennictwo Maryi w historii zbawienia ludzkości. Zawierzając Maryi, Prymas A. Hlond oddał Polskę Jej Niepokalanemu Sercu; Prymas S. Wyszyński “pod znakiem Maryi kontynuował dzieło swojego Poprzednika”; Papież Jan Paweł II całkowicie poświęcił się Matce o Niepokalanym Sercu i oddał pod Jej opiekę cały świat.

Z perspektywy czasu dostrzegamy, że akt oddania Polski Niepokalanemu Sercu Maryi, dokonany 8 września 1946 roku, zgodnie z zamysłem Sługi Bożego Prymasa Augusta Hlonda stał się znaczącym w historii Polski i świata. Dla Narodu Polskiego był źródłem inspiracji do odnowy duchowej i moralnej, zarówno w okresie przygotowania do Milenium Chrztu Polski, jak też w latach następnych. Dzisiaj realizacja zobowiązań wynikających z tego Aktu jeszcze bardziej niż wówczas jest warunkiem społecznej dojrzałości Polaków i właściwego miejsca Polski w zjednoczonej Europie.

ks. Andrzej Orczykowski SChr

 http://www.katolik.pl/rzeczypospolitej-polskiej-badz-krolowa-i-pania-,22445,416,cz.html?s=3
*********
Błażej Tobolski

Wiara większa niż strach

Przewodnik Katolicki

Z ojcem Charbelem Beiroutchym z Libanu, kustoszem grobu św. Charbela rozmawia Błażej Tobolski
Jest Ojciec imiennikiem św. Charbela. Czy to popularne imię w Libanie?
Imiona świętych są w ogóle popularne w Libanie, co wynika z naszej kultury. Imię maronickie powinno pochodzić od jakiegoś silnego świętego, bo potrzebujemy tej ich siły na co dzień. Nigdy nie było nam łatwo zmagać się ze skalistą ziemią naszego górzystego kraju i z przeciwnościami, jakie niosła nam historia. Dlatego popularnymi świętymi, od których bierzemy imiona, są np. prorok Eliasz, który przedstawiany jest z mieczem, czy św. Jerzy, który zabijał smoki. Natomiast imię Charbel, co znaczy Historia Boga, dopiero od niedawna zyskuje popularność. Jego kult tak naprawdę zaczął się szybko rozpowszechniać dopiero po beatyfikacji w 1965 r., bo wcześniejsze cuda nie były zaaprobowane przez Stolicę Apostolską. Teraz jest, jeśli można tak powiedzieć, bardzo popularny.
W czym w takim razie tkwi siła św. Charbela, który przecież nie był wojownikiem tylko mnichem?
Rzeczywiście, jego życie było życiem zwyczajnego człowieka. I w tej zwyczajności jest nam bliski. Natomiast jego siła objawia się w tym, że kiedy usłyszał głos Boga: „Zostaw wszystko, idź za Chrystusem, aby wszystko otrzymać”, po prostu to zrobił.
Zaznaczył Ojciec, że św. Charbel jest obecnie bardzo popularnym świętym. Zakonnicy w Annaya, gdzie znajduje się jego grób, mają więc pewnie ręce pełne roboty?
Nie narzekamy na brak zajęć, tym bardziej że do grobu św. Charbela pielgrzymuje co roku jakieś 4,5 mln osób.
4,5 mln!? To nieprawdopodobne! To o milion więcej pielgrzymów, niż przybywa co roku na naszą Jasną Górę. A Polska jest przecież zdecydowanie większym i ludniejszym krajem niż Liban.
Zdecydowanie. Liban ma jedynie 10,5 tys. km2 powierzchni i mieszka w nim obecnie ponad 3 mln Libańczyków. Szacuje się przy tym, że 14 mln moich rodaków żyje na emigracji, dosłownie na całym świecie. W samej Brazylii jest ich prawie 6 mln. I to libańscy emigranci stanowią najliczniejszą grupę pielgrzymów przybywających do Annaya. Natomiast drugą co do liczebności są Polacy. Nie ma miesiąca, żebyśmy nie gościli pielgrzymki z waszego kraju. Zazwyczaj trwają one kilka dni, ale prawie zawsze Polakom zależy na tym, aby być w Annaya 22. dnia miesiąca i uczestniczyć w uroczystej procesji odbywającej się wówczas z udziałem Nohad Al Chami.
Nohad to kobieta uzdrowiona w 1993 r. w cudowny sposób za wstawiennictwem św. Charbela, prawda?
Dokładnie. Dziś ma 77 lat i mieszka w Byblos, kilkanaście kilometrów od Annaya. Kiedy dostała udaru mózgu z powodu niedrożności tętnicy szyjnej, a w konsekwencji paraliżu lewej połowy ciała, ona i jej rodzina modlili się za wstawiennictwem św. Charbela. 22 stycznia 1993 r. wieczorem córka natarła jej szyję ziemią pochodzącą z grobu świętego zmieszaną z jego olejem. W nocy Nohad przyśniło się, że zbliżają się do niej dwaj zakonnicy. Jeden z nich powiedział: „Jestem ojciec Charbel i przyszedłem cię zoperować”. Po chwili na swojej szyi poczuła ręce zakonnika i silny ból. Kiedy się obudziła, zorientowała się, że może się normalnie poruszać. Wstała więc z łóżka i w lustrze zobaczyła, że po obu stronach szyi ma zszyte rany o długości kilkunastu centymetrów. Po pewnym czasie ponownie we śnie ukazał jej się św. Charbel, mówiąc, że zostawił jej blizny, aby wszyscy mogli je zobaczyć, a szczególnie ci, którzy oddalili się od Boga i Kościoła. Polecił również kobiecie, aby każdego miesiąca w rocznicę uzdrowienia udawała się do klasztoru w Annaya na Mszę św. I tak robi, a dzień ten zawsze przyciąga rzesze pielgrzymów. 22 stycznia tego roku w sprawowanej u nas Mszy św. uczestniczyło 150 tys. osób, a w niedzielę przypadającą po tym dniu 200 tys. A trzeba pamiętać, że nie wszyscy pielgrzymi nawiedzający grób świętego i jego pustelnię biorą udział w Eucharystii, bo nie wszyscy są katolikami.
Z tego, co Ojciec mówi, wynika, że obecna napięta sytuacja na Bliskim Wschodzie nie zahamowała ruchu pielgrzymkowego. Czy kiedy wokół trwa wojna, w Libanie jest spokojnie?
W Libanie patrzymy na całą tę sytuację nieco inaczej niż wy, Europejczycy. Tak naprawdę chrześcijanie na całym Bliskim Wschodzie, nie tylko w Libanie, nigdy nie żyli w pokoju. To, co się teraz u nas od kilku lat dzieje, to dla nas nic nowego. Tak było od wieków. Jako chrześcijanie dobrze wiemy, że sam Chrystus był prześladowany i umęczony na krzyżu. On dał nam przykład, jak żyć. Pokazał, że mamy podążać Jego śladami. Tak naprawdę więc chrześcijanie na Bliskim Wschodzie nie szukają pokoju. Chcemy żyć w wewnętrznym pokoju, a jest on możliwy do osiągnięcia jedynie w Bogu. Stąd w czasie wojen i prześladowań, jakie nas dotykały w ciągu wieków, nie myśleliśmy przede wszystkim o tym, żeby uciekać, dlatego, że takie właśnie życie rozumiemy jako życie wiarą.
Trzeba też przyznać, że teraz, w związku z kryzysem wywołanym przez Państwo Islamskie, sytuacja chrześcijan w Libanie jest o wiele lepsza niż w innych krajach tego regionu. Jesteśmy zresztą jedynym państwem na Bliskim Wschodzie, gdzie prezydentem jest chrześcijanin. Mamy wolność wyznawania naszej wiary i stąd w Libanie można zobaczyć liczne krzyże na wzgórzach, figury Matki Bożej czy świętych w wielu miejscach, a także usłyszeć bijące dzwony kościelne wzywające na nabożeństwa.
Sytuacja jednak się zmienia. Do Libanu przybywają bardzo liczni uchodźcy, którzy są przede wszystkim muzułmanami.
Kwestia uchodźców także nie jest dla naszego państwa czymś nowym. W 1948 r., kiedy wojska izraelskie zajęły Palestynę, Palestyńczycy, którzy w większości byli muzułmanami, uciekli właśnie do Libanu. Ci muzułmanie, a było ich 700 tys., żyją w naszym państwie od ponad 60 lat. Teraz przyjęliśmy ponad 1,5 mln uciekinierów z Syrii. Oczywiście, mają oni wpływ na naszą ekonomię i funkcjonowanie państwa, ale nie jest to dla nas coś, do czego nie bylibyśmy przyzwyczajeni.
Państwo Islamskie podejmuje ciągłą ekspansję. Nie boicie się w związku z tym, że wolność religijna i swobodne wyznawanie wiary także w Libanie może się skończyć?
Tak jak mówiłem, kryzys, którego obecnie doświadczamy, nie jest dla nas czymś nowym. Nie zaczęliśmy się więc bać teraz. Jako chrześcijanie zawsze żyliśmy w pewnym strachu, ale większa niż nasz strach jest nasza wiara. Wierzymy, że zwłaszcza w tych trudnych czasach nasz pokój pochodzi od Boga, a pośrednio od Maryi. W Libanie Maryja jest otaczana niezwykłą czcią i bardzo kochana. Wy, Polacy, powinniście to rozumieć. Tak jak wy macie swoją Matkę Bożą Częstochowską, tak my w Libanie mamy Matkę Bożą Libańską, która czuwa nad nami z narodowego sanktuarium w Harissie, do którego przybywają także muzułmanie. Również św. Charbel miał wielkie nabożeństwo do Matki Bożej. Zresztą nie tylko miłość do Maryi nas łączy. Wydaje mi się, że naszym narodom, pomimo oddalenia geograficznego, jest do siebie bardzo blisko. Polacy, tak jak Libańczycy, wiele wycierpieli w swojej historii. Bardzo rozpowszechniony jest też u nas kult Miłosierdzia Bożego, świętej siostry Faustyny i teraz także św. Jana Pawła II.
Wiara Ojca zdaje się iście libańska – jak skała. Ojciec jest jednak mnichem. A czy inni mieszkańcy Libanu też podchodzą w ten sposób do obecnego bliskowschodniego kryzysu?
Przed dwoma laty, kiedy zaczynały się niepokoje, rządzący naszym krajem, wśród których są zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie, podjęli wraz z biskupami wspólną inicjatywę. Liban został poświęcony Najświętszemu Sercu Jezusa i Matce Bożej. A odbyło się to w ten sposób, że kapłan trzymając monstrancję z Najświętszym Sakramentem, latał helikopterem nad całym krajem, błogosławiąc go i kropiąc wodą święconą. Równocześnie patriarcha maronicki przewodniczył uroczystej Mszy św. z udziałem m.in. pary prezydenckiej. Podczas niej podkreślał, jak ważny jest Bóg, Maryja i święci w utrzymaniu wolności wyznawania wiary w Libanie. Czujemy się więc dobrze chronieni, silni wiarą, mimo wszystkich pojawiających się problemów. Wierzymy, że jeśli przetrwamy, to tylko dzięki Maryi i świętym.
O. Charbel Beiroutchy jest libańskim mnichem należącym do Kościoła maronickiego, jednego ze starożytnych Kościołów Wschodu obrządku katolickiego, który jako jedyny zachował łączność z Rzymem. Pełni również funkcję kustosza grobu św. Charbela znajdującego się przy klasztorze w Annaya w Libanie.
Rozmawiał Błażej Tobolski
Przewodnik Katolicki 22/2015
fot. Robert Cheaib, The “bed” of saint Charbel 
Flickr (cc)
http://www.katolik.pl/wiara-wieksza-niz-strach,24858,416,cz.html
*********

Maronici

Czytałem, że Ojciec Święty przyjął patriarchę Antiochii dla maronitów, wraz z trzema biskupami i trzema opatami maronickimi? Czy maronici są odłamem Kościoła prawosławnego?

Maronici są katolikami obrządku syryjskiego. Ich skupiska znajdują się w Libanie, Syrii, Palestynie, Egipcie i na Cyprze. Liturgię sprawują w języku arabskim. Ich nazwa pochodzi od imienia św. Marona Pustelnika żyjącego w w. II lub od klasztoru pw. Św. Marona, który został zbudowany na początku V w. na grobie Świętego, nad rzeką Orontes. Chrześcijanie aramejscy stworzyli wokół klasztoru prężną wspólnotę. Już w w. VII mieli własny patriarchat. Przetrwali do dnia dzisiejszego i w Libanie stanowią przodująca społeczność chrześcijańską.

Fr. Justin – “Rosary Hour”
http://www.rosaryhour.net/

*************

Justyna Siemienowicz

Kim jest prorok?

Znak

Z ks. Wacławem Hryniewiczem OMI rozmawia Justyna Siemienowicz
Jeśli teolog ma jakiś charyzmat, to jest to charyzmat poszukiwania. I tyle w nim z proroka, ile wytrwałości w poszukiwaniu

Ot, cały warsztat teologa – gdziekolwiek by nie spojrzeć książki, książki, książki…
Przede wszystkim to Biblia w różnych wydaniach i różnych językach. Mam ich tu bardzo dużo i starszych i nowszych. Proszę zobaczyć, całe popodkreślane, można by powiedzieć pomazane, podniszczone… Może niejeden by się zgorszył, że ksiądz tak niedelikatnie obchodzi się z Pismem Świętym, ale osobiście nie mam takich zahamowań. Wystarczy, że wezmę którąś do ręki, otworzę, rzucę okiem i od razu widzę, co mnie frapowało, jakie fragmenty nie dawały mi spokoju, a często do dziś przecież nie dają. Taka Biblia czysta, nietknięta…

… jest często nietknięta i w sensie duchowym.
Czasami tak pewnie bywa. Jak Pani widzi, nie mam problemu z tą niedotykalnością, przynajmniej w fizycznym aspekcie. Jest wręcz odwrotnie.
Kim jest teolog? Czy jest w teologach coś z dawnych proroków?
Nie wiem, czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wciąż uczę się teologii, jestem i pozostanę do końca swoich dni jej „studentem”, który odejdzie z tego świata z uczoną niewiedzą. Ale poczytuję to sobie za wielkie szczęście. To, o czym piszę i mówię, w pewnym tylko stopniu jest moje. O tyle, o ile to, co poznałem, przeczytałem, jest przeze mnie przemyślane. Przede wszystkim jednak sięgam do Pisma i tych, którzy nim żyli i interpretowali przez wieki – do tych, których można by rzeczywiście nazwać prorokami nadziei. Ale o sobie nie śmiałbym powiedzieć w tak mocnym sensie. Jeśli mówię, to głosem wieków. Próbuję przypominać to, co zostało zapomniane, a od siebie dodaję własne doświadczenie.

Prorocy nadziei? Czy to szczególna kategoria wśród proroków?
Użyłem tego określenia ze względu na zakorzeniony w nas obraz proroka jako tego, który grozi, straszy, głosi konieczność nawrócenia i do niego przynagla przez zapowiadanie kary boskiej. W moim odczuciu prawdziwymi prorokami są także ci o wrażliwym, lecz spokojnym sercu, którzy skłaniają do tego, by zaufać Bogu; którzy przekonują, że On jest Panem dziejów i nie wypuści z rąk swojego stworzenia. Nadzieja jest łagodna i może trafić raczej do spokojnego serca człowieka. Nie szarpie nim, nie niepokoi na krótko, ale sączy się powoli, stopniowo wnika do ludzkiego wnętrza i je przemienia.
Czy ci pierwsi – synowie gromu, by posłużyć się biblijnym określeniem, są w takim razie fałszywymi prorokami?
Różne są powołania prorockie w zależności od sytuacji i potrzeb chwili. Bardziej przemawia do mnie, zwłaszcza dzisiaj, pozytywna rola proroka. Czy można głosić Dobrą Nowinę o Bogu, strasząc ludzi? Czy nie tkwi w tym jakaś sprzeczność? Czy Dobra Nowina nie zamienia się tym samym w przerażającą nowinę, która nieraz wpędza ludzi w przeróżne neurotyczne choroby – do tego stopnia, że niekiedy przez całe życie nie potrafią z nich wyjść? Ale na tego rodzaju pytania często pojawia się odpowiedź, że trzeba przecież wstrząsać sumieniem ludzi, bo dziś coraz mniej mówi się o grzechu, winie i karze.Co Ksiądz wtedy odpowiada?
Że stawianie takich diagnoz jest wyrazem wiary w skuteczność pedagogii strachu. Czy ta uchroniła nas ona przed dechrystianizacją, sekularyzacją i ateizmem? Bóg, który przerażał, został przez wielu odrzucony. Kiedyś krytycznie usposobieni ludzie nie mieli odwagi przeciwstawić się doktrynie, ale we wnętrzu często nie wierzyli w takiego Boga. Gdy nastały czasy większej wolności sumienia, wzmogła się fala otwartego ateizmu. Bóg, którym straszono przez wieki, umarł, jak przepowiadał Friedrich Nietzsche. Odrzucony został obraz zagniewanego i karzącego Boga. Bądźmy więc ostrożni przy wyrokowaniu, że nawracając ludzi groźbami, można osiągnąć więcej aniżeli głoszeniem nadziei. Wizja świata ostatecznie scalonego, pojednanego i uleczonego wymaga głębszej religijności, nieporównanie większej pracy nad wiarą i nadzieją. Ona jest po prostu trudniejsza.
Niekiedy wydaje się jednak, że pedagogia strachu niewiele straciła na aktualności.
Bo jej skutki, choć doraźne, widoczne są gołym okiem nieomal natychmiast. Do dziś w kościołach odbywają się tzw. misje. Niegdyś prowadzący je misjonarz często zdobywał sobie posłuch wśród wiernych, grzmiąc niemiłosiernie z ambony. Zdarzało się nawet, że trafiał się i taki, co odważał się rzucić krzyżem o posadzkę w kościele, aby wywrzeć na ludziach „odpowiednie” wrażenie. A gdy potem, jak w natchnieniu, wznosił ręce i rozpościerał pelerynę misjonarza, to nieraz ludzie zdjęci bojaźnią, by ukorzyć się przed Panem Bogiem, padali na kolana, nie bacząc na błoto pośniegowe wniesione na butach, zalegające czasem, podobnie jak w tym roku, jeszcze do Wielkanocy. Czy na długo te emocje jednak starczą? Czy mają w sobie moc głębokiej i trwałej przemiany serc? Ludzie wracają do domów, do swego życia, do jego zwyczajnych, codziennych trosk, problemów, rozczarowań i nie pozostaje po tych wstrząsach żaden ślad. Ks. Thomáš Halík w jednej ze swoich książek wspomina o takich kaznodziejach, którzy nawet na Boże Ciało nie mogli powstrzymać się, by w czasie kazania nie dojść do opisu piekła i mąk piekielnych, podczas którego dziewczynki siusiały ze strachu. Przecież tego rodzaju głoszenie spraw Bożych przynosi ujmę i nic dziwnego, że wielu ludzi odeszło od Boga.Jeśli teolog ma jakiś charyzmat, to jest to charyzmat poszukiwania. I tyle w nim z proroka, ile wytrwałości w poszukiwaniu
Jeżeli myślimy o przyczynach sekularyzacji czy dechrystianizacji, to tego rodzaju pedagogia i wizja Pana Boga jest, myślę, jedną z najpoważniejszych. Potrzeba wielkiego, powszechnego rachunku sumienia, bo nasza religijność staje się rytualna, procesyjna, nieraz czysto deklaratywna. Nie mam nic przeciwko praktykom pobożności, ale jak widzę nieraz pewne ich formy i podział, jaki nastąpił dziś w Polsce, to jestem przerażony. Dlaczego doprowadzamy do tego rodzaju rozziewów w tym, co jest najważniejsze w chrześcijaństwie? Przecież ono nie uczy nas nienawiści. Wręcz przeciwnie! Co się w takim razie stało z naszą religijnością, że jest ona taka chora, tak podatna na wypaczenia? Czy nasze głoszenie tych spraw nie idzie w złym kierunku? To, co dokonało się na ostatnim Soborze, było dopiero początkiem nowego początku. Ewangelia wzywa nas do podejmowania nieustannie na nowo wysiłku jej rozumienia i korygowania popełnianych błędów. Stąd soborowe hasło: Ecclesia semper reformanda – Kościół powinien stale podejmować dzieło odnowy.W tym wysiłku rozumienia powołanie teologiczne odgrywa szczególną rolę. Jak to jest z teologiem – on wierzy, wie, ufa w to, co głosi?
Wiedza szuka pewników, doświadczalnego potwierdzenia – dziś już o tym wiemy dzięki naukom ścisłym. A nadzieja otwiera inną pewność. Nie jest to pewność eksperymentalna, a więc taka, którą da się namacalnie zweryfikować, choć można mówić o pewnej weryfikacji płynącej z namysłu nad źródłami wiary i doświadczeniem życia. Nadzieja daje pewność, ale jest ona szczególnego rodzaju. Przywykliśmy mówić: „wierzę, abym zrozumiał” (credo, ut intelligam), ale mogę również powiedzieć: „mam nadzieję, żebym zrozumiał” (spero, ut intelligam). Nadzieja daje mi pewną wiedzę, ale nie jest to zadufana pewność. Nie mogę przekonywać, że w tym, co głoszę, wszystko jest już raz na zawsze ustalone i udowodnione. Dlatego ma głęboki sens zalecenie apostoła Pawła: „Z bojaźnią i drżeniem zabiegajcie o swoje zbawienie” (Flp 2,12; przekład ekumeniczny 2001). Nie wolno odwracać oczu od tego, co nie daje spokoju. Teolog także pozostaje człowiekiem otwartym na niepewność i skazanym na ciągłe poszukiwanie.A czym jest nadzieja?Na takie pytanie najtrudniej jest krótko odpowiedzieć. Na pewno nie zdobędę się na definicję. Mogę jedynie dać wyraz pewnemu przeczuciu, czym może być nadzieja, jak ja ją pojmuję i przeżywam. To jest nasz wysłannik, który wybiega w przyszłość dalej i szybciej niż sam nasz umysł. Nadzieja jest mądrością umysłu i serca, która uczy skuteczniej niż sama ludzka wiedza. Nie na darmo powiedziano: „Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zyskali mądre serca” (Ps 90,12). To jest właśnie droga nadziei. Czym jest mądrość serca? Autor Listu do Efezjan pisał o „pełnych światła oczach serca” (Ef 1,18). Jaka to głęboka i piękna intuicja! Światłe, oświecone oczy serca – tym właśnie jest nadzieja. Celowo odpowiadam tekstami biblijnymi, by nie wyręczać się wyświechtanymi słówkami. Oświecone oczy sięgają wzrokiem ducha dalej aniżeli nasze doczesne życie i już jakby są u kresu – „w nadziei przecież zostaliśmy zbawieni” (Rz 8,24).Intuicje te pobrzmiewają w sięgającej średniowiecza maksymie: „gdzie serce, tam oko” (ubi cor, ibi oculus). Serce współdziała w jedności z umysłem. I tu już jestem w głębokiej przyjaźni ze Wschodem, bo myśl wschodnia w ślad za Biblią mówi, że umysł zstępuje do serca, gdyż tylko razem, będąc niejako jednym, mogą docierać w głąb prawdy.
Uczęszczałem przed laty w Paryżu na wykłady nieżyjących już, wybitnych teologów prawosławnych, Paula Evdokimova oraz Oliviera Clémenta. Ten ostatni przeszedł przez okres ateizmu, a pod wpływem Mikołaja Bierdiajewa i Władimira Łosskiego nawrócił się i został prawosławnym. Wyróżniało go niezwykle żywe usposobienie (jak na Francuza z Południa przystało), zawsze gorąco dyskutował, ale, gdy na wykładzie mówił o „sercu inteligentnym”, jego oczy prawdziwie pałały.Zespolenie serca i umysłu rodzi mądrość przenikniętą nadzieją. Bo nadzieja jest umiejętnością inteligentnego serca, które sięga dalej aniżeli droga czysto racjonalnego dyskursu i samej logiki. Nawet niektórzy angielscy przedstawiciele analitycznej filozofii języka podkreślają: sama logika nie wystarczy (logic is not enough).I jeszcze jedno. Nadzieja jest najskromniejszą z cnót teologicznych. Pięknie pokazał to francuski poeta Charles Péguy. Jego Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty (część tryptyku) ukazuje nadzieję pomiędzy wiarą i miłością, a więc jako tę, która scala, integruje i pośredniczy. Poeta pisał: „Nadzieja widzi to, czego jeszcze nie ma i to, co nadejdzie. Lubi to, co jeszcze się nie stało, a co przyjdzie. W przyszłości czasu i w wieczności”. Bez nadziei wiara nie miałaby ostatecznego odniesienia, nie wiedziałaby dokąd zmierza, a miłość byłaby pozbawiona motywów wiary i nadziei. Ostatecznie zaś one trzy są nieoddzielne, a oderwane od siebie – marnieją.

Justyna Siemienowicz
http://www.katolik.pl/kim-jest-prorok-,23601,416,cz.html?s=2
**********
Teresa Nowak

Zakochane na wieki

Wzrastanie

Publiczny ślub czystości

– W dziejach Kościoła było dużo dziewic konsekrowanych – mówi pionierka polskich dziewic konsekrowanych, siostra Zofia Pochownik ze Skawiny – Niektóre nawet konsekrowali papieże i kardynałowie. Wspomnę choćby Marcelinę, rodzoną siostrę świętego Ambrożego, którą w roku 353 konsekrował w Rzymie sam papież Liberiusz, nakładając welon na jej głowę.

Dziewicą konsekrowaną była również święta Genowefa, urodzona w roku 422 niedaleko Paryża. Ta świątobliwa dziewczyna, która nigdy nie rozstawała się z krzyżem, ofiarowanym jej przez świętego Germana, po śmierci swoich rodziców udała się do Paryża, gdzie na ręce miejscowego biskupa złożyła ślub czystości. Wkrótce wokół niej zaczęły się gromadzić młode pobożne paryżanki, pragnące pójść w ślady tej przyszłej świętej.

Dziewica konsekrowana poprzez swój publiczny ślub czystości, tak jak publicznie składają sobie śluby małżonkowie, jest umieszczona w środku Ludu Bożego, w bezpośrednim kontakcie i bez żadnej separacji zewnętrznej od świata.

Kopa dziewic

W Polsce jest już prawie 60 dziewic konsekrowanych w różnych diecezjach. Pani Maria, nauczycielka w katolickiej szkole na Śląsku, ślub czystości złożyła trzy lata temu. Przedtem przez długie lata szukała swojego miejsca w życiu.

– Zawsze byłam osobą wierzącą – opowiada – Dlatego czułam potrzebę silniejszego związania się z Bogiem. Nie chciałam iść do zakonu, bo to oznaczałoby rezygnację z zawodu nauczycielskiego. Dlatego obrałam stan dziewictwa konsekrowanego. Znam wiele kobiet, nawet z tytułami naukowymi w różnych zawodach, które przygotowują się do wstąpienia w stan życia dziewic konsekrowanych.

Wspomniana już siostra Zofia Prochownik złożyła uroczysty ślub czystości na ręce biskupa w kaplicy krakowskich arcybiskupów w dniu 12 października 1991 roku, po odpowiedniej formacji teologiczno-duchowej, zgodnie z kanonem 604 Kodeksu Prawa Kanonicznego, który mówi: Do tych różnych form życia konsekrowanego jest upodobnione Zgromadzenie Dziewic, które deklarując święty zamiar naśladowania Chrystusa z bliska, są konsekrowane przez biskupa diecezji Panu Bogu według aprobowanego rytu liturgicznego i złączone w mistycznych ślubach Chrystusowi, Synowi Bożemu, oddają się na służbę Kościoła.

Założenie duchowej rodziny

Człowiek żyjący w dobrowolnym celibacie, chociaż przez swój ślub czystości wyrzeka się płodności fizycznej, staje się jednak płodny duchowo. Dziewica staje się matką, poprzez współpracę w dziele kształtowania się rodziny wedle zamysłu Bożego.

Do konsekracji dopuszcza biskup danej diecezji, który przedtem rozmawia z kandydatką. Ma ona opiekę duchową w postaci kapłana wyznaczonego przez biskupa. Formacja duchowa przyszłej dziewicy konsekrowanej trwa od dwóch do czterech lat.

Zdane tylko na siebie

Siostra Maria mówi o swoich lękach, które minęły po konsekracji:
Ludzie często pytają mnie, czy dam sobie radę sama w okresie starości. Bardzo ważną rolę odgrywa ksiądz biskup w zakresie rozpoznania materialnego, czy dana osoba żyjąc samotnie poradzi sobie, czy mieszka przy rodzinie. W stanie dziewictwa konsekrowanego nie mogę liczyć na nikogo, nawet na pomoc ze strony Kościoła. Ja muszę sama wszystko sobie wypracować i mieć silną wiarę w Bożą pomoc.

Przyjmij tę obrączkę

Dziewice konsekrowane, podobnie jak mężatki, noszą obrączki. To właśnie biskup w czasie konsekracji mówi:
Przyjmij obrączkę, znak zaślubin z Chrystusem, i dochowaj nie naruszonej wierności Twojemu Oblubieńcowi, abyś mogła wejść na wieczne gody.

Dziewicami konsekrowanymi mogą zostać nie tylko świeckie kobiety, ale również siostry, które zrezygnowały z życia zakonnego, np. z powodów zdrowotnych. Do codziennych obowiązków dziewicy należy modlitwa brewiarzowa i przyjmowanie Komunii Świętej.

Dziewice konsekrowane ślubują czystość Bogu, ale ich praca zawodowa i społeczna nie musi być bezpośrednio związana z działalnością duszpasterską Kościoła. Znam cenioną panią architekt ze Szczecina, która od lat jest dziewicą konsekrowaną. Natomiast pod Gnieznem mieszka siostra Teresa, od trzech lat dziewica konsekrowana, na co dzień pracuje w banku.

Spotkania na Jasnej Górze

W czasie grudniowej pielgrzymki stanu dziewic, wdów i pustelników są prowadzone konferencje, modlitwy i Msza św. w Kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze.

Życie dziewicy jest trudniejsze od sióstr w zakonach. Trzeba samemu czuwać nad swoim życiem duchowym, codziennie ustalać sobie rytm życia, modlić się. Jest się bardziej samotnym. Łatwiej jest we wspólnocie zakonnej, bo trudniej tam wpaść w rutynę i zaniedbać obowiązki.

Jedna z dziewic konsekrowanych powiedziała mi:
– Dziewictwo konsekrowane ma wielką wartość wobec Boga, Kościoła i ludzi w świecie, ale ponieważ we współczesnym świecie jest znakiem sprzeciwu, dlatego się go pomniejsza, ignoruje i ośmiesza.

Teresa Nowak

http://www.katolik.pl/zakochane-na-wieki,2330,416,cz.html

 

********

Dlaczego warto być cierpliwym

Ps-po

Szymon Hiżycki OSB

(fot. shutterstock.com)

Makary Egipski (dla odróżnienia od Aleksandryjskiego urodził się około 300 r. w ubogiej rodzinie. Ożenił się i był poganiaczem wielbłądów wożących sodę z Wadi el Natrun. Mając 30 lat, po śmierci rodziców i żony, udał się na pustynię i przeżył tam 60 lat. Był założycielem życia monastycznego w Sketis. Utrzymywał kontakty z wielkimi Ojcami Pustyni, Antonim i Pambo oraz Ewagriuszem Pontyjskim; jego uczniami byli Sisoes, Izajasz i Mojżesz, Ajo, Pafnucy. Około 373 został wygnany przez arian, ale w dwa lata później powrócił i umarł w 390 roku. Poniższy apoftegmat opisuje początki mniszego życia św. Makarego.

 

Abba Makary opowiadał o sobie: “Kiedy byłem młody i mieszkałem w celi w Egipcie, złapano mnie i wyświęcono, żebym był duchownym w tej wiosce. A nie chcąc przyjąć takiego urzędu, uciekłem i zamieszkałem gdzie indziej. Tam odwiedzał mnie pewien pobożny świecki człowiek, odbierał moje wyroby i załatwiał moje sprawy. Otóż zdarzyło się, że pewna dziewica w tej wiosce uległa pokusie; a gdy zaszła w ciążę, pytano ją, kto jest sprawcą. I odpowiedziała: “Pustelnik”. Wtedy przyszli mieszkańcy wioski i pochwycili mnie, przywiązali mi do szyi zasmolone skorupy i garnki i prowadzili mnie przez wszystkie ulice wioski, bijąc mnie i wołając: “Ten mnich pohańbił naszą dziewicę, trzymajcie go, trzymajcie!” I pobili mnie prawie do śmierci. Przyszedł pewien starzec i rzekł: “Przestańcie bić tego przybysza”. A człowiek, który mi usługiwał, szedł za mną zawstydzony, bo oni bardzo z niego drwili i mówili: “Oto pustelnik, za którego ręczyłeś, a co on zrobił?” Rodzice zaś dziewicy powiedzieli: “Nie wypuścimy go, dopóki nie da poręki, że ją będzie utrzymywał”. Pomówiłem z tym, który mi usługiwał, a on zaręczył za mnie. Wróciłem więc do celi i dałem mu wszystkie kosze, które miałem, mówiąc: “Sprzedaj je i daj na utrzymanie mojej żonie”. I powiedziałem sam do siebie: “Makary, otoś się ożenił: musisz teraz pracować trochę więcej, by móc wyżywić żonę”. Pracowałem więc dniem i nocą, zarobek zaś jej posyłałem. A kiedy dla tej nieszczęsnej przyszedł czas porodu, męczyła się przez wiele dni, nie mogąc dziecka na świat wydać. Pytano ją, dlaczego tak się dzieje. Odpowiedziała: “Wiem, dlaczego: bo oskarżyłam pustelnika i kłamliwie na niego zrzuciłam winę, a to nie on zawinił; ale ten a ten młodzieniec”. Człowiek, który mi usługiwał, przyszedł rozradowany, mówiąc: “Ta dziewczyna nie mogła porodzić, dopóki się nie przyznała i nie powiedziała: «Skłamałam, pustelnik nie jest winien». A teraz cała wioska wybiera się tutaj, żeby cię uczcić i przeprosić”. Kiedy to usłyszałem, wstałem i uciekłem stamtąd do Sketis, żeby mi się ludzie nie naprzykrzali. Tak się wszystko zaczęło i dlatego tu jestem”.

 

Zachowanie Makarego może budzić nasze zdziwienie. Dlaczego nie bronił się przed fałszywymi oskarżeniami i pozwolił tak traktować? W jego postępowaniu możemy jednak zobaczyć głęboko ukrytą mądrość. Po pierwsze wiedział, że najgorętsze zapewnienia nie przekonają całej wioski o jego niewinności. Ludzie szukają kozła ofiarnego i rzadko zdarza się, aby można ich było od tego odwieść. Z drugiej strony nasz bohater zdawał się znać swych sąsiadów aż nazbyt dobrze i wiedział, że gdy zobaczą swój błąd, nie będą się go wypierać, ale zdobędą się na poniesienie konsekwencji swego niesprawiedliwego osądu. Co zatem robi? Czeka aż prawda wyjdzie na jaw. Jest bardzo cierpliwy. Jak się okazuje wkrótce potem Makary ma rację: ludzie poznawszy swój błąd chcą go przeprosić i zaczynają mieć za świętego (wcześniej nie mieli o nim chyba dobrej opinii, skoro tak łatwo dali wiarę oskarżeniom dziewczyny. Cóż, może wiedzieli, że Makary za młodu trudnił się kradzieżą sody?) Te objawy czci nie podobają się naszemu mnichowi. I tym razem nie próbuje ludzi powstrzymać, ale ucieka do Sketis. Tak zaczynają się dzieje istniejącego w Egipcie do dziś skupiska klasztorów. Ale to już całkiem inna historia.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/ojcowie-pustyni/art,26,dlaczego-warto-byc-cierpliwym.html

*********

Na czym budować życie duchowe

Ps-po

Szymon Hiżycki OSB

(fot. shutterstock.com)

Nawet wielcy potrzebują rady i kierownictwa duchowego. Powiedzmy szczerze: wielcy są wielcy dlatego, że potrafią o kierownictwo prosić i nie wahają się z niego korzystać.

 

Poniżej mamy zapis rozmowy dwóch wybitnych Ojców Pustyni: Antoniego Wielkiego (zm. 356 r.) i Pambo (zm. ok. 370 r.)

 

Abba Pambo pytał abba Antoniego: “Co mam robić?” Starzec mu odpowiedział: “Nie ufaj własnej sprawiedliwości, nie troszcz się o to, co minęło, a powściągnij swój język i brzuch”.

 

Fundamentem, na którym Antoni każe budować Pambo jest pokora. Niezbyt modne to słowo, kojarzące się z kimś, kto jest nieporadnym życiowo fajtłapą, okazuje się stawiać wysokie wymagania. Pokora to nazywanie spraw po imieniu, odwaga, aby stanąć w prawdzie o sobie, świecie i innych. Człowiek, który znajduje w sobie moc pokory, musi mieć oparcie silne i pewne – jest to Bóg i Jego sprawiedliwość. W istocie: jeśli nie swojej sprawiedliwości Pambo ma ufać, to czyjej? Sprawiedliwości Boga, który usprawiedliwia wszystkich przez Mękę i Zmartwychwstanie swego Syna. Wobec takiej potęgi nasze małe zamki wznoszone bez Boga niewiele znaczą. Jeśli ktoś jednak oprze się na Bożej sprawiedliwości, odda jej swoje życie, dawne grzechy, to nic dziwnego, że przestaje się martwić swoimi dawnymi klęskami. Z Bogiem wszystko zaczyna się na nowo. Nie chodzi tutaj tylko o moje dzieje. Gra toczy się o przebaczenie bliźnim – nieustanne powracanie do dawnych krzywd, których zaznaliśmy, nie prowadzi do niczego dobrego. Jedynie w Bogu odnaleźć możemy pokój i przebaczenie. Konsekwencją tego kroku staje się coraz głębsze milczenie – nie chodzi jedynie o zamilknięcie naszego języka. Cisza wchodzi do naszego wnętrza – już nie rozpamiętujemy tego, co nas zraniło.

 

Umocnieniem tak podjętego życia jest post. W dawnej tradycji łączył się jałmużną. Chodziło w nim nie tylko o powstrzymanie się od tego, co zbyteczne, ale także dzielenie się tym, co udało nam się w ten sposób oszczędzić.

 

Te krótkie rady Antoniego dla Pambo są jak program na Wielki Post. Czy jest to dla nas wyzwanie? Tak. Ale i wielka nadzieja na nowe życie z Bogiem i bliźnimi.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/ojcowie-pustyni/art,10,na-czym-budowac-zycie-duchowe.html

**********

„Wejdź mocno w głębię określenia: TWÓJ OJCIEC”!

7 sierpnia 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

„Pragnę, żeby jeden dzień lub przynajmniej jedna niedziela była poświęcona uczczeniu Mnie w szczególny sposób pod imieniem „Ojca całej ludzkości”. Jeżeli pragniecie oddać Mi tę szczególną cześć w niedzielę, wybieram pierwszą niedzielę sierpnia; jeżeli w dzień powszedni, chciałbym, aby to był zawsze siódmy dzień tego miesiąca”.

– Fragment z Orędzia:Bóg Ojciec mówi do swoich dzieci.

1945 – 11 października. Odmawiałam „Ojcze nasz” rozmyślając nad tymi dwoma słowami.

„Wejdź mocno w głębię określenia: twój Ojciec. Jest nim Bóg. Adoptował cię z miłości. Prawda, że adopcje pochodzą z miłości? Rozkoszuj się słodyczą tego, że jesteś dzieckiem Ojca, takiego Ojca!…

Niech cię nie dziwi zwłaszcza to imię, które On sobie nadaje: to by Go zmartwiło. I pomyśl, że żaden ojciec nie jest takim Ojcem jak On, a to rozwinie w tobie myśl, że możesz oczekiwać od Niego wszystkiego w niespodziewanych rozmiarach i że powinnaś starać się stale pomnażać swoje nieudolne słowa miłości i wdzięczności. Bo On czuwa nad twoim wnętrzem, które zna lepiej niż ty sama. On jest duszą twojej duszy. Uczynił w tobie swoje mieszkanie. Wiesz dobrze, że trzeba Go tam szukać często, życzyć Mu, by nadeszło jego królestwo, by stała się Jego wola. Proś Mnie, bym zwiększał twą wiarę w Jego Obecność wewnętrzną. Nigdy nie obawiaj się jej nadużyć. Prosisz o tak niewiele!… Dlaczego? Zbadaj, czy jest to brak zaufania, czy beztroska, czy też to, że wolisz liczyć tylko na siebie?

Jak bardzo pozbawiłabyś Mnie radości pozbawiając Mnie okazji pomagania ci… Czy choć odrobinę lepiej zrozumiałaś moją miłość?

Jeżeli rozumiesz, kochaj bardziej i w każdej chwili. Czy nie od dawna zaczęłaś już odróżniać Mnie od rzeczy ziemskich? Jak bardzo trzymałaś się z daleka na początku… Jak wyjątkowo!… I oddawałaś się jedynie po komunii… Nie myślałaś o tym, by żyć ze Mną blisko we wszystkich czynnościach dnia…

Czy nie możesz nadrobić czasu straconego i ze słodyczą wejść w okres narzeczeństwa?… Chwile pełne wzajemnych zwierzeń i oczekiwania. Jestem gotów, moja umiłowana, słuchać cię bardzo uważnie, nachylony, by odebrać pierwsze słowo twego serca: niech ono będzie jak krzyk!…” (ON i ja, t. II, nr 375).

  • Przed zaśnięciem. – „Odmów Ojcze nasz. Już mówiłaś tę modlitwę, ale można ją mówić na tyle różnych sposobów!” (ON i ja, t. I, nr 322).
  • 1938 – 29 marca. Le Fresne. – Po komunii, mówiłam Mu: Ofiaruj mnie Swemu Ojcu. Poprawił mnie delikatnie: „Naszemu Ojcu” i ukazał mi, że dzieli z nami nawet Swego Ojca (t.I, nr 364).
  • Tunis. Kościół Serca Bożego. – Po komunii św. odmawiałam Ojcze nasz. – „Jakiej błogości doznasz, kiedy będziesz mogła powiedzieć: ‚Twoje Królestwo nadeszło!’ A kiedy czynisz znak Krzyża, zamykam cię od stóp do głowy, i w całym twoim wymiarze” (t. I, nr 384).
  • 1938 – 12 grudnia. Sartène. – Dzieci z roztargnieniem odmawiały różaniec. – „Jakże zniekształca się moje Ojcze nasz”(t. I, nr 521).
  •  – Bastia. Na Mszy św. podczas „Pater noster”. – Panie, gdy przemawiałeś z krzyża wśród tak strasznych cierpień – jak się stało, że chwile te nie zbawiły wszystkich grzeszników ziemi? – „Otwarłem niebo dla wszystkich, ale każdy jest wolny. To wy, moi bracia, powinniście uzupełniać zbawienie ludzi prosząc Mnie o nie, cierpiąc za nich” (t. I, nr 534).
  • Kochaj swoje modlitwy: ‚Ojcze nasz’, ‚Zdrowaś Maryjo’

 

1939 – 24 kwietnia, po komunii, odmawiałam „Ojcze nasz”:

  • „Jakaż inna modlitwa mogłaby dorównać tej, którą Ja Sam ułożyłem!” (I przy każdej z próśb zdawał się przyciskać mnie do swego serca). „Kochaj swoje modlitwy: ‚Ojcze nasz’, ‚Zdrowaś Maryjo’; ty, która kochasz dzieła sztuki, kochaj swoje modlitwy. Kieruję słowami na twoich wargach, kiedy się modlisz, tak jak kieruje się krokami małego dziecka. Poznaj wreszcie moją miłość. Zrób Mi tę przyjemność i uwierz w nią. Trudno ci uwierzyć, że Bóg może się cieszyć swoim stworzeniem? Jednak to prawda. Wynajduj bez przerwy nowe sposoby kochania Mnie. Czy nie byłabyś szczęśliwa, czyniąc Mnie szczęśliwym?… I jeszcze pozwól Mi wykonywać mój Zawód Zbawcy: polecaj Mi dusze”.Le Fresne, po powrocie z Tunezji. – „Oto jesteśmy w naszej samotności. Podziękuj Mi miłością. Widzisz? Mówię tylko o miłości. Bóg jest Miłością” (t. I, nr 591).
  • 1939 – 26 czerwca. – „Chcę zamieszkać w samym centrum twojego jestestwa. Dam ci życie. Życie to Ja… Nie miej innej woli poza moją. Moja wola jest wolą mego Ojca. Otrzymasz za to nagrodę w dniu ostatecznym”. Na Mszy św., podczas „Pater noster”. – „Ułożyłem słowa ‚Ojcze nasz’, abyście pragnęli je dobrze odmawiać” (t. I, nr 630).
  • – Lyon. W barze przepełnionym tłumem ludzi. – „Odmów tutaj ‚Ojcze nasz‚. Od jakże dawna będzie to jedyne ‚Ojcze nasz’ odmówione tu dla Mnie!” (t. I, nr 666).
  • Jedno ‚Ojcze nasz’, odmówione przez świętego

1940 – 24 sierpnia. – „Jedno ‚Ojcze nasz’, odmówione przez świętego, jest potężniejsze niż wiele modlitw odmówionych bez miłości. Wkładaj w słowa miłość, (niech będą) jakby wylaniem twego serca.A wtedy twoje słowa Mnie pocieszą. Czyż nie jest radością dla ciebie dać odpoczynek twojemu Bogu? Powiedz Mi to, niech to dobrze usłyszę jako tajemnicę miłości” (t.I, nr 822).

  • A jak wielka jest twoja siła, gdy odmawiasz ze Mną ‚Ojcze nasz’!… Odmawiaj je często.

1940 – 28 listopada. Święto Krzyża św. Godzina święta. – „Dla dusz słabych zmniejszam doświadczenia. Są także dusze, jak twoja, które swą spontaniczną miłość okazują Mi w szczególny sposób, w tajemnicy, kiedy im zsyłam radości. W ten sposób często rozpoznajesz Mnie w nich i dajesz się w skrytości serca. I czy nie tego właśnie szukam w was? Odruchu prawdziwej czułości? Moja agonia była najstraszniejszą z wszystkich na ziemi, tak z powodu cierpień, które poprzedziła, jak z powodu wrażliwości i jasnowidzenia mojej natury.

Zbliż się. Wejdź, o ile możesz, w moją duszę pełną udręki. Ofiaruj tę udrękę Ojcu za wszystkie czasy, za twój czas. O, gdybyś mogła dopomóc Mi zbawić wszystkich ludzi twoich czasów!…”

– Panie, czy gdybyśmy nawrócili rządzących, to narody poszłyby wkrótce za nimi?

– „Czy wiesz, jaką wartość przedstawia dusza?… Pozostawiono jej wolność. Ja nie biorę siłą. Nawet święty Paweł przyszedł do Mnie tylko dlatego, że przyjął otrzymane światło. O, dusze, moja córeczko, dusze… gdybyś wiedziała, czym to jest dla Mnie, Zbawcy!… Gdybyś rozumiała, nie traciłabyś ani minuty i z żarliwością, która mogłaby cię uświęcić, pracowałabyś ze Mną, na wielkim polu dobrego ziarna i chwastów. Ty, która widziałaś mnie umęczonego, ledwie trzymającego się na nogach, całym sercem weź swoją cząstkę pracy. W ten sposób dasz Mi odpocząć, będziesz Mnie niosła. Nie pozwolę ci pomagać sobie, nie pomagając tobie, wiesz o tym dobrze. A więc nie bój się wielu modlitw, poświęceń, ponieważ twój Brat poświęcił się i tak wiele się modlił!… Jęczeć to także modlić się. Przyglądać się z ufnością miłosierdziu – to modlić się. A jak wielka jest twoja siła gdy odmawiasz ze Mną ‚Ojcze nasz’!… Odmawiaj je często. Lubię słyszeć jak je powtarzacie: to hymn ziemi. Całe niebo słucha go. I wiesz, że nauczyłem go apostołów, ażeby przez całe życie całkowicie oddawali się. Odmawiaj je z tą samą intencją. Życie nie jest długie. Nawet jego ostatek oddaje Mi wielką cześć a memu sercu niesie pociechę. Moje biedne, małe dzieci, bardzo łatwo jest wam sprawić Mi przyjemność. Jakże łatwo ulega wzruszeniu moja miłość, kiedy mówiąc do Mnie jesteście cali pokorni, cali biedni, cali przepełnieni pragnieniem zjednoczenia ze Mną, nie na chwilę lecz na zawsze. Wtedy właśnie staję się Oblubieńcem duszy, która Mnie błaga i którą po tajemnych stopniach cnót wiodę i umieszczam w miejscu mego serca zarezerwowanym dla niej, a do którego nie ma wstępu żadna inna dusza” (t. I, nr 873).

Modlitwa do Ojca za kogoś, kto nie wierzy…

http://osuch.sj.deon.pl/2015/08/07/wejdz-mocno-w-glebie-okreslenia-twoj-ojciec-aktualnie-szczegolniej-dzisiaj-7-sierpnia/

**********

Seria filmów o miłości:)

 

https://www.youtube.com/playlist?list=PLVdrvbY9AVQpaG8xKvDdbpk6_kBaf4Jt2

 

 

 

 

 

 

**********

O autorze: Judyta