Czy politycy lekkich obyczajów mają prawo startować w wyborach?

Zjednoczeni

Polska nierządem stoi. Politycy lekkich obyczajów, którzy w codziennych kalkulacjach lekko sobie ważą dobro wspólne i pomyślność obywateli stali się autentyczną plagą. Tymczasem dziś, w czasie przełomowym dla Polski, następuje niestety powtórka z historii – powtórka okrągłostołowego scenariusza i „grubej kreski”.

Gdy w 1989 roku stalinowski dziennikarz Tadeusz Mazowiecki (1) wygłaszał swoje słynne przemówienie, nikt nie przypuszczał, że stanie się ono nie tylko deklaracją nowego otwarcia, ale przede wszystkim zamknięciem przeszłości w sensie odpowiedzialności kogokolwiek za cokolwiek.

Co było w exposé byłego stalinowca?

Dzisiejsze deklaracje wygłaszane przez „prawicową opozycję” są bardzo podobne do ówczesnego przemówienia Mazowieckiego, w którym padły słowa o zmianie, jedności, o działaniu dla dobra społeczeństwa, narodu i państwa, słuchaniu głosu opinii publicznej, a ponadto znamienne:Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania. Jestem świadomi, że dla moich rodaków najważniejsze jest dziś pytanie, czy może być lepiej”. (1989)

Zgodnie z ówczesną mądrością etapu rząd Mazowieckiego został nazwany „niekomunistycznym”, a w rzeczywistości, w jego pierwotnym 30-osobowym składzie prawie wszyscy jego członkowie byli w PRL funkcjonariuszami partii komunistycznych oraz ich przybudówek. W tej osobliwej gromadzie był komunistyczny przestępca Czesław Kiszczak oraz inni starzy stalinowcy, szczerze nienawidzący Żołnierzy Niezłomnych, a także zarejestrowani (oczywiście bez swojej wiedzy i zgody) tajni współpracownicy SB.

Warto wiedzieć, że w 2014 roku posłowie PIS głosowali za „uchwałą dziękczynną” w uznaniu zasług rządu Tadeusza Mazowieckiego. „Spośród biorących udział w głosowaniu 127 posłów PiS za przyjęciem uchwały opowiedziało się 121, przeciw było 2, wstrzymało się 4”(wiadomosci.wp.pl). W sejmowych mowach uzasadniających uchwałę, brakowało tylko wzmianki o zasługach Mazowieckiego w podtrzymaniu codziennych wschodów słońca i o odważnym potwierdzeniu jakże słusznego kierunku spływu polskich rzek do morza.

Nikt oczywiście nie zająknął się o aferach, a także o wydrenowaniu Polski przez spekulantów, którzy wiadomymi sobie kanałami czerpali wiedzę o czasie obowiązywania regulacji finansowych ogłaszanych przez Balcerowicza – cudownie przemienionego z komunisty w zwolennika kapitalizmu kompradorskiego.

Piszę o tym, ponieważ wydaje mi się, że euforia, która pojawiła się po wyborze Andrzeja Dudy przytłumiła w znacznym stopniu świadomość rzeczy najważniejszych. Wiele wskazuje na to, że po wygranych wyborach PiS pozostanie nadal w politycznej defensywie, zajmując się jedynie objawami i skutkami, bez sięgania do przyczyn problemu, polegającego na fakcie przebywania w przestrzeni publicznej zdrajców i przestępców, którzy na zasadzie oligarchicznej – resortowej – rodzinnej ciągłości pasożytują na Polsce od 1944 roku.

Nie jest ważne, czy ktoś zdradził więcej, czy trochę mniej, czy ukradł dużo, czy mało, a także czy aktualnie pracuje dla Rosji, Niemiec, USA, Izraela, UE lub zasłużonej dla NWO zagranicznej instytucji finansowej, propagandowej takiej czy innej. Osobnicy, którzy działają przeciw polskiej racji stanu powinni stanąć przed sprawiedliwym sądem, ponieść karę i zostać wykluczeni z życia publicznego w Polsce – na zawsze. Tymczasem stają w polityczne szranki w ramach kolejnej kampanii wyborczej, a także goszczą w „prawicowych” mediach. Myślę, że dzieje się tak m.in. nie tylko z powodu konformizmu pretendującej do “władzy” opozycji, ale również za przyczyną tchórzliwości tresowanego przez 26 lat społeczeństwa.

Wszystkim tym, którzy uważają, że się czepiam, albo że jest za wcześnie na takie „radykalne zmiany” (śpiewka z 1989 roku), zadam konkretne pytanie. Kiedy w Polsce nastąpi rozliczenie i delegalizacja tworów działających na szkodę dobra wspólnego, jakim jest Rzeczpospolita – tworów takich jak: PO, SLD, PSL, loży B’nai B’rith, fundacji Sorosa i wiele innych podobnych? Czy mają rację funkcjonariusze frontu ideologicznego, określając tego typu postulaty mianem „zamachu na wolność i demokrację”, czy może byłby to pierwszy i autentyczny przejaw nieudawanej polskiej wolności?

____________________________________________________________________

Grafika w ikonie wpisu: fot.simon daval/maxpp/forum

(1) Tadeusz Mazowiecki nie mordował ludzi, nie zabijał ich fizycznie, lecz dobijał słowem tych, którzy siedzieli w ubeckich katowniach. Kreowana na „autorytet”, wschodząca gwiazda „katolewicy” młody socjalista Tadeusz Mazowiecki, specjalista od „nowych rzeczywistości” i ”postępu społecznego” zbeształ w gorliwych bredniach  torturowanego przez 2,5 roku, fałszywie oskarżonego i skazanego podczas sądowej farsy Biskupa Kaczmarka. Notabene akt oskarżenia został przygotowany przez kadrę oficerską Ministerstwa Spraw Wewnętrznych ZSRR oraz polskojęzycznych pomocników. Nie przeszkadzało to Mazowieckiemu napiętnować  ofiarę stalinowskich represji za: ”nastawienie wrogie wobec postępu społecznego, wrogie wobec przemian społecznych i broniące dotychczasowego kapitalistycznego ustroju.”

 

O autorze: CzarnaLimuzyna

Wpisy poważne i satyryczne