Uczmy się od Czechów

Uczmy się od Czechów
Właśnie wróciłam z Czech gdzie odwiedziłam znajomych związanych zawodowo z końmi. Czesi w przeciwieństwie do Polski przeprowadzili lustrację i reprywatyzację. Nie znaczy to, że uniknęli do końca złodziejskiej prywatyzacji i oligarchizacji kraju. Są to zjawiska typowe dla wszystkich krajów postkomunistycznych. Uniknęli jednak bezmyślnego niszczenia majątku narodowego, zabytków oraz wielkich przedsięwzięć. Takim zabytkiem najwyższej klasy jest stadnina koni w Kladrubach. Historię tej stadniny oraz sytuację hodowli koni w Czechach naświetlił mi pan Peter Žlumov. Pan Peter był dyrektorem stadniny w Kladrubach w latach 1980-1991, ale przedtem przez 5 lat pracował w tej stadninie jako zootechnik. Był w kadrze narodowej WKKW (wszechstronny konkurs konia wierzchowego). Teraz jest przewodniczącym komisji wyścigowej w Pardubicach.
Stadnina w Kladrubach została założona w 1579 roku przez Rudolfa II specjalnym dekretem. Majątek kupili czescy arystokraci w prezencie dla dworu cesarskiego. Habsburgowie byli spokrewnieni z dworami włoskim i hiszpańskim więc współpracowali również w dziedzinie hodowli koni. Z Hiszpanii konie wędrowały (na własnych nogach!) do Włoch a potem do Kladrub i założonych rok później Lipic. W Lipicach konie były hodowane przede wszystkim do celów jeździeckich natomiast w Kladrubach przeznaczano je do bryczek i karet. W ten sposób w Czechach pojawiły się starohiszpańskie i włoskie rasy koni. Były to początkowo konie różnych maści. Między innymi bujne srokacze, które odnajdujemy na obrazach Velasqueza. W czasie wojny konie były przenoszone do Austrii. W 1757 roku pod Kolinem odbyła się decydująca bitwa wojny siedmioletniej, w której Austria odniosła zwycięstwo nad Prusami. Konie dla ich bezpieczeństwa zostały przeniesione do Kopcan na Słowacji. Po bitwie, gdy podobno już świętowano zwycięstwo spaliła się stadnina w Kladrubach i co najważniejsze wszystkie dokumenty hodowlane. Odnawiano je stopniowo. W Kopcanach powstały dwie linie siwków kladrubskich: Generale oraz Generalissimus. Ich ojcem był ogier Pepoli. W hodowli skupiono się w zasadzie na dwóch maściach- siwej i karej. Siwe były używane jako konie zaprzęgowe na cesarskim dworze, kare najczęściej służyły duchowieństwu. W 1826 roku zlikwidowano stadninę w Kopcanach. Konie pół krwi z Kopcan zostały przeniesione do Kladrub. Ogiery z Kladrub służyły do hodowli dla potrzeb wojska. Najlepsze ogiery szły do Wiednia na dwór a sprawdzone wracały do Kladrub jako ogiery czołowe. Obsługiwali je często wojskowi i wprowadzali również w stadninie wojskowy dryl i porządek. Tak to funkcjonowało do końca I wojny światowej. Po wojnie chciano zlikwidować stadninę Kladruby jako przeżytek cesarstwa ale na szczęście do tego nie doszło. Jednak kare konie kladrubskie praktycznie wyginęły. Po II Wojnie Światowej profesor Bilek skupował resztki karych kladrubów w celu odtworzenia tej rasy. Udało się to zrobić w stadninie Slatiňany.
W latach 90-tych stadninę i rasę koni kladrubskich uznano za skarb narodowy. Obecnie budynki stadniny są remontowane. Wkrótce odbędzie się jej uroczyste otwarcie.
Nie ma sensu dyskutować nad przydatnością praktyczną koni kladrubskich. Podobnie jak nie ma sensu zastanawiać się do czego potrzebne są dziś piramidy albo freski w grocie Lascaux. Jest to po prostu dziedzictwo kulturowe człowieka, którego nie wolno nam zaprzepaścić. A rasa koni, nad wytworzeniem której pracowano kilkaset lat to takie samo dziedzictwo kultury jak piramidy. Dobrze rozumieją to Czesi. Przykładem innego przedsięwzięcia, które doskonale funkcjonuje w rękach fachowców jest tor wyścigowy w Pardubicach na którym odbywa się słynna Wielka Pardubicka. Gonitwa ta cieszy się wielkim zainteresowaniem na świecie. Kilka dni temu widziałam gonitwy kwalifikacyjne do Wielkiej Pardubickiej. A z pięknie wydanego programu dowiedziałam się, że w 1874 roku gonitwę wygrał koń Fantome (Orphelin- Belle de Nuit) pod jeźdźcem o nazwisku Sayers.
Nikomu w Czechach nie przychodzi do głowy, że jeździectwo i wyścigi to przeżytek i arystokratyczne wymysły. Nikomu nie przychodzi do głowy sprzedanie terenu stadniny Kladruby czy toru w Pardubicach pod jakiś market. Są chronione przez prawo i dotowane przez państwo.
W przeciwieństwie do Czech w Polsce marnuje się dorobek kilkuset lat hodowli. Za grosze sprzedaje się stadniny w niefachowe ręce. Na przykład Stadninę Kozienice kupił za 3 miliony pan Kiliańczyk. Dokładnie tyle samo dostał za skrawek ziemi odsprzedany pod stację benzynową. Jak to się mówi- nic nie mam do pana Kiljańczyka i życzę mu wszystkiego najlepszego. W hodowli koni nie ma jednak cudów. W najlepszym przypadku Kiliańczyk będzie nieudolnym hodowcą amatorem. Proszę nie podejrzewać mnie o tak zwane przesądy klasowe. Najlepsi hodowcy w Czechach nie mają nic wspólnego z arystokracją. Ich sukcesy to wyłącznie kwestia doświadczenia. A upodobanie do osiągnięć hodowlanych i jeździeckich zeszło w tym kraju po prostu pod strzechy. To nie snobizm lecz prawdziwe zamiłowanie. W Polsce nie brakuje ludzi znających się na koniach. Ich bezspornego dorobku, choćby w hodowli arabów nie traktuje się jednak jako dziedzictwa narodowego. Co gorsza od lat władze Warszawy usiłują zlikwidować tor wyścigów konnych na Służewcu. Wyścigi są jedynym sposobem selekcji koni pełnej krwi. Likwidacja wyścigów oznacza upadek hodowli. Poza tym niszczejący obecnie kompleks architektoniczny toru wyścigowego na Służewcu to zabytek najwyższej klasy. Pomysł umieszczenia na torze akwaparku czy galerii handlowej jest porównywalny do pomysłu zamiany Łazienek Królewskich w Warszawie w wesołe miasteczko. Często podnosi się argument, że nie wszyscy interesują się końmi.. Nie wszyscy interesują się również muzyką klasyczną co nie znaczy, że w budynku Filharmonii można założyć sklep czy agencję towarzyską. Osobiście nie interesuję się zupełnie piłką nożną ale nie przyszłoby mi do głowy żądać likwidacji stadionów.
Człowiek cywilizowany po prostu szanuje dziedzictwo kulturowe ludzkości
Tekst drukowany w ostatnim numerze Warszawskiej Gazety

_________________________________________

Zdjęcie w ikonie wpisu: Stadnina Kladruby

O autorze: izabela brodacka falzmann