Nie bójmy się trudności! – Środa, 09 wrzesnia 2015 – bł. Anieli Salawy, dziewicy

Myśl dnia

Jedyna wolność to zwycięstwo nad samym sobą.

Fiodor Dostojewski

Jezus uczy nas, że formowanie naszego serca powinno
obejmować całego człowieka.
Nasz rozum, duch, wola, słowa, ale i serce, czyli uczucia
i emocje powinny stanowić jedna wielką całość.
Mariusz Han SJ
Powinniśmy być wdzięczni Adamowi: odebrał nam błogosławieństwo lenistwa
i dał w zamian przekleństwo ciężkiej pracy.
Mark Twain
(fot. juhansonin / Foter / CC BY)
Panie, proszę zachowaj moje serce wolne od tego, co materialne, i od pokusy władzy opartej na wyzysku i dominacji nad innymi.

ŚRODA XXIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

 

PIERWSZE CZYTANIE  (Kol 3,1-11)

Nowe życie w Chrystusie

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Kolosan.

Bracia:
Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadując po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale.
Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Z powodu nich nadchodzi gniew Boży na synów buntu. I wy niegdyś tak postępowaliście, kiedyście w tym żyli. A teraz i wy odrzućcie to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebną mowę od ust waszych. Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga, według obrazu Tego, który go stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 145,2-3.10-11.12-13ab)

Refren: Pan Bóg jest dobry dla wszystkich na ziemi.

Każdego dnia będę Ciebie błogosławił *
i na wieki wysławiał Twoje imię.
Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały, *
a wielkość Jego niezgłębiona.

Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła *
i niech Cię błogosławią Twoi święci.
Niech mówią o chwale Twojego królestwa *
i niech głoszą Twoją potęgę.

Aby synom ludzkim oznajmić Twoją potęgę *
i wspaniałość chwały Twojego królestwa.
Królestwo Twoje królestwem wszystkich wieków, *
przez wszystkie pokolenia Twoje panowanie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Łk 6,23ab)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Cieszcie się i radujcie,
bo wielka jest wasza nagroda w niebie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 6,20-26)

Błogosławieni ubodzy, biada bogaczom

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:
„Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy was zelżą i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom”.

Oto słowo Pańskie.

 

 

KOMENTARZ

 

 

Szczęśliwi ludzie wolni

Wciąż są miejsca na świecie, gdzie chrześcijanie są prześladowani z powodu Ewangelii. Męczeństwo, wygnanie, marginalizacja społeczna, ośmieszanie. Jezus mówi do swoich uczniów, aby pomimo takich doświadczeń czuli się szczęśliwi. Na tych, którzy wytrwają, czeka nagroda w niebie. Nie bójmy się cierpień. Są one jedynie chwilowym doświadczeniem w porównaniu z wiecznością. Dlaczego ludziom bogatym tak trudno jest osiągnąć doskonałość? Bogactwo opiera się w znacznej mierze na zaufaniu dobrom materialnym, a także na ich przecenianiu. Zasobny portfel, dobry samochód, luksusowy dom stają się centrum i celem naszego życia. Postawmy sobie pytanie, czy materializm nie opanował zbyt mocno naszego umysłu i nie kieruje naszym postępowaniem.Panie, proszę zachowaj moje serce wolne od tego, co materialne, i od pokusy władzy opartej na wyzysku i dominacji nad innymi.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
********

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 6, 20-26

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. @ifatma. / Foter / CC BY-NC-SA)

Błogosławieni jesteście, gdy…

 

Błogosławieństwa
W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.

 

Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.

 

Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom.

 

Opowiadanie pt. “O błogosławieństwie”
Usłyszał kiedyś w raju archanioł Gabriel, jak Bóg osobiście błogosławił jakiemuś człowiekowi na ziemi. To musi być jakiś ważny sługa Najwyższego albo mędrzec czy pustelnik pomyślał sobie anioł i z ciekawości anielskiej zszedł na ziemię, aby odszukać owego wybrańca. Szukał i szukał, ale bez skutku. W końcu zwrócił się do Boga z prośbą o dokładny adres. Pan Bóg odpowiedział: – Idź do tej a tej wioski, a tam w małej świątyńce ujrzysz światło!

 

Gabriel zrobił, jak Pan Bóg polecił. W świątyni zobaczył człowieka modlącego się przed jakimś bożkiem. Anioł zawrócił czym prędzej do nieba i oburzony wyrzucił szybko z siebie: – Ależ Panie, Ty przecież nie będziesz patrzył łaskawym okiem na bałwochwalcę! – Ja nie zwracam uwagi na to – odpowiedział Pan Bóg – że on mnie rozumie źle. Przecież na dobrą sprawę nikt nie pojmie naprawdę mojej istoty. Nie patrzę więc na ducha, lecz na serce. A serce tego człowieka szuka mnie gorąco i dlatego jest mi tak bliskie.

 

Refleksja
Istotą człowieczeństwa powinno być widzenie i pojmowanie tego świata przez pryzmat serca. Tylko ono może dostrzec to, co dla ludzkiego oka jest niedostrzegalna. Tylko serce bowiem jest w stanie zobaczyć głębię naszej ludzkiej egzystencji. Serce bowiem widzi “inaczej” niż to, co podpowiadają rozum, słowa, czy oczy. Nasze ludzkie rozumowanie “kłóci” się często z sercem, które pojmuje i rozumuje zupełnie inaczej…

 

Jezus uczy nas, że formowanie naszego serca powinno obejmować całego człowieka. Nasz rozum, duch, wola, słowa, ale i serce, czyli uczucia i emocje powinny stanowić jedna wielką całość. Tylko w ten sposób stajemy się “jeszcze bardziej człowiekiem”. Nasze uczucia, myśli i zamiary powinniśmy kierować do Tego, który nas stworzył. Tylko w ten sposób możemy naśladować Tego, który jest naszą wiarą, nadzieją i miłością…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak patrzeć na świat swoim sercem?
2. Dlaczego rozum i serce często stają w opozycji?
3. Jak naśladować Jezusa swoim sercem?

 

I tak na koniec…
Powinniśmy być wdzięczni Adamowi: odebrał nam błogosławieństwo lenistwa i dał w zamian przekleństwo ciężkiej pracy (Mark Twain)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,380,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-6-20-26.html

*********

#Ewangelia: Wszystko dopiero się zacznie

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:

 

“Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.

 

Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.

Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.

Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród

siebie, gdy was zelżą i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.

 

Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.

Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.

Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.

Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem

przodkowie ich czynili fałszywym prorokom”. (Łk 6, 20-26)

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Dlaczego, według słów Jezusa, lepiej jest być ubogim, głodnym, płaczącym i znienawidzonym, niż bogatym, sytym, śmiejącym się i chwalonym? Dlatego, że mając wiele na tym świecie, mimo woli rezygnujemy z wieczności.

Po prostu zapuszczamy korzenie tu, na tym świecie. A to jest najgorsza rzecz, jaka może nam się przytrafić.

 

Nie o to więc chodzi w tej dzisiejszej Ewangelii, że im gorzej tym lepiej, ale o to, że trudności, przeciwności i niepowodzenia na tym świecie dużo częściej przyczyniają się do naszego otwarcia się na życie wieczne niż to, co łatwe i przyjemne.

 

Innymi słowy: nie bójmy się trudności! One wychowują nas do życia w Niebie, a to jest celem życia na tym świecie.

 

Kto uważa, że życie na tym świecie jest godnym człowieka celem, ten podobny jest do kogoś, kto przyszedł do filharmonii na koncert, ale go nie wysłuchał, bo zadowolił się samym strojeniem instrumentów przez orkiestrę i wyszedł zanim się wszystko zaczęło.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2563,ewangelia-wszystko-dopiero-sie-zacznie.html

********

 

Św. Piotra Klawera

0,14 / 12,52
Jezus dzisiaj głosi, kto jest szczęśliwy, a kto nie. Więc jeśli pragniesz szczęścia, wsłuchaj się. On wierzy w ciebie, wierzy, że możesz sprostać wymaganiom Ewangelii.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 6,20-26
W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: «Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy was zelżą i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom».

„Błogosławieni” znaczy „szczęśliwi”. Jezus, wymieniając w tym fragmencie Ewangelii, kto należy do prawdziwych szczęściarzy, kończy swoją wypowiedź słowami „z powodu Syna Człowieczego”. Bo szczęśliwi to ci, których życie toczy się wokół Boga, wokół Jezusa. Nawet jeśli to oznacza dla nich niewygodę.

Biedni natomiast okazują się ci, którzy obfitują tu i teraz, którzy mają powodzenie i są chwaleni. Dlaczego? Nie dlatego, że przekleństwo tkwi w bogactwie, przyjaciołach i sukcesie, ale ponieważ rzeczy te sprawiają, iż człowiek stawia siebie i swoją wygodę w centrum. I tak rozwija się w nim egoizm i samotność. Na ile w tobie są już one rozwinięte?

Jesteśmy wzywani przez Boga do nieustannego orientowania życia na nowo. Dlaczego On akurat miałby być w centrum? Ponieważ jest nieskończenie bardziej dobry od nas i pomoże nam znaleźć dla wszystkiego właściwe miejsce. Zastanów się nad tym, czy nie przydałoby ci się większe uporządkowanie w twoim wnętrzu, słuchając jeszcze raz tej Ewangelii.

Na koniec może warto prosić dobrego Ojca, by więcej kochać, a mniej myśleć o sobie. Postaraj się w tym dniu wsłuchać w potrzeby najbliższych osób, bo wiara bez uczynków jest martwa.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
*********

Ubóstwo – Bóg i szczęście

9 września 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom (Łk 6,20-26).

1. Kto jest szczęśliwy?

To dziwne i szokujące, że Jezus szczęśliwymi nazywa płaczących, cichych, czystego serca, prześladowanych. Jezus nie mówi tak bez powodu. Czy jednak zadamy sobie trud, by znaleźć klucz do zrozumienia Jezusowego twierdzenia? Sądzę, że klucza nie trzeba szukać gdzieś daleko. Znajduje się on już w pierwszym zdaniu Jezusowych Błogosławieństw. To nie przypadek, że na „liście” ludzi szczęśliwych znajdują się na pierwszym miejscu ubodzy w duchu czy po prostu ubodzy.

  • Ubóstwo właściwe ludzkiej osobie to rzeczywistość niezwykle wzniosła i wielce obiecująca, ale też niebywale trudna do zrozumienia i mądrego „zagospodarowania”. Doświadczając swego radykalnego ubóstwa (radykalnego niespełnienia) możemy otworzyć się na bogactwo, jakim jest sam Bóg, ale możemy też wylądować w rowie („pijak szuka Pana Boga w rowie” – Chesterton), gorączkowo szukając jakiegoś tam szczęścia, dopełnienia, ubogacenia…

2. „Pociągać wszystkich do najwyższego ubóstwa”

Św. Ignacy, dogłębnie zrozumiawszy myśl Jezusa z Kazania na Górze, każe (w Ćwiczeniach duchownych, w medytacji przedstawiającej „Dwa Sztandary”) „rozważyć mowę, którą Chrystus, Pan nasz, kieruje do wszystkich swoich sług i przyjaciół, których posyła na wyprawę, zalecając im, aby pragnęli wszystkim pomagać, pociągając ich najpierw do najwyższego ubóstwa duchowego” (Ćd 146). – Oto „poziom”, na którym można i należy pomagać wszystkim ludziom. To bezcenna usługa wobec człowieka, gdy mu się pomoże zrozumieć, zaakceptować i żyć głębią znaczenia, które skrywa się w fakcie „najwyższego ubóstwa duchowego”. To ubóstwo jest już faktem, jest niebywałym darem. W naznaczeniu nas (przez Boga) najwyższym ubóstwem duchowym skrywa się (jest zaszyfrowana) wielka i wspaniała rzeczywistość powołania człowieka do zjednoczenia z Bogiem.

  • Tę rzeczywistość „najwyższego ubóstwa” ducha” (czy osoby) najpełniej oświetla nam i najpewniej objaśnia Jezus Chrystus. Nikt nie dorówna Mu w interpretowaniu tego, co znaczy fakt, że jesteśmy ubodzy bezbrzeżnie, w najwyższym stopniu.

Niestety, nie tylko Chrystus objaśnia znaczenie naszego ubóstwa. Swoją usługę interpretatora biedy i ubóstwa człowieka proponuje też Szatan. Pojawił się już na samym początku, w raju, jako ktoś niby to przyjazny i lepiej poinformowany. W umiejętnym procesie kuszenia pouczał człowieka (czyni to także dzisiaj), jak przemienić swe najwyższe ubóstwo i sprzężone z nim najwyższe pragnienie, by być jak Bóg – w rzeczywistość, w Spełnienie!

Pytajmy, co przede wszystkim trzeba wiedzieć o fakcie radykalnego, „najwyższego ubóstwa” ludzkiej osoby, by nie pobłądzić, by nie dać się zwieść i oszukać.

  • Jeśli chcemy dobrze rozumieć swe ubóstwo i dobrze je przeżywać, winniśmy stale pamiętać, że to Bóg nas stworzył. Tylko Ten, Który jest, może dawać (komu zechce) udział w istnieniu, w byciu. Nasze istnienie jest osobowe, to znaczy, że istniejemy jako stworzeni na obraz Boga i na Jego podobieństwo. Bóg powołuje nas – zaprasza do uczestniczenia w Jego Boskim Życiu. Przed każdym człowiekiem stoi otworem perspektywa wręcz „przebóstwienia”. – To w takich Boskich darach i faktach ma swą przyczynę (całe życie trwająca i trawiąca nas) niespokojność serca i niemożność znalezienia ukojenia oraz szczęścia w czymkolwiek poza samym Bogiem. Dobrze wie o tym św. Augustyn i dlatego stwierdza: Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie.

Konsekwencją tego, że Bóg stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo, jest działający w nas wewnętrzny dynamizm, który stale skierowuje nas ku Bogu! Nieuchronnie tęsknimy za Bogiem, za Boską Pełnią, za Pięknem i Dobrem w Boskim „wydaniu”. Tęsknimy za uczestniczeniem w życiu Boskiej Rodziny, czyli w życiu Trójcy Boskich Osób. Nawet fakt grzechu nie niweczy w nas tęsknoty za samym Bogiem i udziałem w Jego Boskim Życiu! Wystarczy usunąć z serca gruz grzechów, zwątpienia czy zranień, a rychło dochodzi do głosu owa nieskończona tęsknota za samym Bogiem i za Boskim rodzajem Życia.

Tak, nie możemy nie tęsknić za życiem w świetle, w cieple, w miłości, w posiadaniu pełnej wiedzy i we wszelakim bezpieczeństwie. Każdy człowiek pragnie istnieć w zachwycie pięknem i w doskonałej wolności – bez przykrych ograniczeń takich jak upływ czasu i przemijanie, procesy niszczenia i sama śmierć.

Człowiek nie potrafi zadowolić się odrobiną czy nawet dużą ilością Bożych darów. Człowiek chce mieć udział we Wszystkim, co jest – w Całości. Pragniemy tego, co jest Bogu właściwe! To Bóg tak nas stworzył. To Bóg nas do tego uzdolnił – zaprosił. Św. Tomasz mówi: homo – capax Dei. Jesteśmy zdolni nie tylko nauczyć się np. czytać, rozumować, pięknie malować, śpiewać itp., ale jesteśmy zdolni poznać Boga i z Nim się zjednoczyć. Takimi – powtórzmy – chce nas Bóg. Słusznie zatem spodziewamy się, wierząc w Boże Objawienie, że kiedyś ujrzymy Boga twarzą w twarz i staniemy się do Niego podobni (por. 1 J 3). Na razie jednak trwa czas drogi, pielgrzymowania, mozolnej wędrówki. Tu rodzi się wielka trudność, jak iść do Celu, nie dając posłuchu kłamliwym i złośliwym radom Złego.

3. Najwyższe ubóstwo – najwyższa próba

Za godność bycia osobą Bogu podobną i za wielkość powołania do życia z Bogiem płacimy określoną „cenę” – bycia wystawionym na wielką próbę! Bierze się ona między innymi stąd, że na Boską Pełnię trzeba czekać, i to przez całe ziemskie życie.

Któż z nas, nawet jeśli dobrze pojmuje swą godność i znaczenie swego „najwyższego ubóstwa”, nie doznawał pokusy, by spróbować zaspokoić swoje dojmujące pragnienie za Boską Pełnią? Świat (i w tle stale obecny Szatan) twierdzi, że istnieje wiele dostępnych sposobów na zaradzenie biedzie i ubóstwu człowieka. Człowiek nie musi trwać w ciągłym pragnieniu, które spełni dopiero Bóg, i to dopiero po tym życiu. Spełnienia są – według tej demonicznej oferty – dostępne już tu i teraz. Są w zasięgu ręki, w zasięgu ludzkich możliwości.

Pokusa, o której mowa, jest aż nadto realna i nazbyt wielu i zbyt często zawierza jej. Czynimy to, dokonując gwałtu na „najwyższym ubóstwie”, które ma Boski rys, gdyż skierowuje nas ku Bogu, a nie ku choćby najwspanialszym stworzeniom, rzeczom.

Niestety, zamiast konsekwentnie kierować się ku Bogu i zamiast rozwijać więź z Nim – sięga nieraz człowiek (i to każdy, z różną intensywnością i częstotliwością) po różne namiastki, czyli coś, co ma być zamiast Boga. Bywają to rzeczy i pieniądze, gromadzone ponad słuszną miarę. Bywa to namiętna pogoń za znaczeniem, władzą, za uznaniem w oczach innych, za zaszczytami… Bywa to pogoń za przyjemnością, i za tym, co ją wywołuje.

  • Świeckie (w sensie: zlaicyzowane) przeżywanie wielkich pragnień i tęsknot człowieka za Bogiem sprowadza się do maksymalizowania doznań – zmysłowych, estetycznych, a także duchowych, pojmowanych wszelako bez odniesienia do Boga, do Transcendencji. Ojciec Karl Rahner (w książce “Ryzyko chrześcijanina”, s. 12) trafnie zauważa, że dzisiaj – z powodu braku żywego, pełnego ufnej wiary, odniesienia do Boga – ludzie próbują maksymalizować, co się da, wszystko! Nawet czynieniu zła nadaje się monstrualne, ogromne, właśnie maksymalizowane rozmiary. Po co? Po to, żeby robiło wrażenie czegoś bardzo wielkiego i – przez to – jakby (o ironio) boskiego!
  • Rzeczywiście, przemysł rozrywkowy stara się coraz bardziej wyrafinować i zwiększyć skalę doznań zmysłowych. Wykorzystuje się do tego, co tylko się da: wyciągi z roślin, produkty chemiczne, samo ciało i psychikę. Sięga się też po różne techniki zmieniające świadomość, nie wyłączając praktyk okultystycznych, odwołujących się do demonów. W ten proceder wciąga się sztukę i technikę, by zwiększać decybele dźwięków i częstotliwość migoczących kolorowych świateł.

To wielka szkoda, gdy pozwalamy, by danym nam przez Boga „najwyższym ubóstwem” zawiadywał Zły.

Winniśmy, pamiętając o Jezusowym błogosławieństwie ubogich, strzec naszego najwyższego ubóstwa jako miejsca świętego. Bóg stworzył nas w najwyższym stopniu ubogimi, by móc nas Sobą obdarować. Naszemu ubóstwu może zaradzić jedynie Bóstwo Boskich Osób.

Każdego dnia będę Cię błogosławił
i na wieki wysławiał Twe imię.
Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały,
a wielkość Jego niezgłębiona.

Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie dzieła Twoje
i niech Cię błogosławią Twoi święci.
Niech mówią o chwale Twojego królestwa
i niech głoszą Twoją potęgę.

Aby synom ludzkim oznajmić Twoją potęgę
i wspaniałość chwały Twego królestwa.
Królestwo Twoje królestwem wszystkich wieków,
przez wszystkie wieki Twoje panowanie (Ps 145,2-3.10-13).

http://osuch.sj.deon.pl/2015/09/09/k-osuch-sj-ubostwo-bog-i-szczescie/

Abp Jędraszewski: „Ateizm odbiera prawdę, poczucie sensu istnienia”
Materia nie może stworzyć czegoś co jest duchowe, a człowiek jest duchowy i intelektualny”- podkreślił abp Marek Jędraszewski. Pierwsze po wakacjach cykliczne spotkanie z metropolitą łódzkim z cyklu „Dialogi w Katedrze” poświęcone były ateizmowi. Gospodarz spotkania mierzył się m.in. z opiniami, że „wiara to największe kłamstwo jakie kiedykolwiek wymyślił człowiek” i że „człowiek jest bestią”.

Podczas spotkania, które odbyło się w piątkowy wieczór abp Jędraszewski zwrócił uwagę, że ateizm jest problemem wtórnym wobec teizmu, bo najpierw jest Bóg, a dopiero potem człowiek, który stwierdza, że Boga nie ma.

Ateiści twierdzą, że to religia ogranicza wolność, myślenie, rozum i racjonalne spojrzenie na świat. A przecież to właśnie religia zachęca do tego, by wiarę pogłębiać intelektem. Wiara wręcz domaga się intelektu

— podkreślił metropolita łódzki przypominając, że pierwsze uniwersytety były zakładane przez Kościół.

Gospodarz spotkania wskazywał, że ateizm nie jest pogłębieniem duchowości, lecz ograniczeniem się do pustki, której symbolem może być pudło, w którym człowiek zamyka się przed Bogiem i stworzonym przez niego światem. Dlatego, jak dodawał, nie można czysto i prawdziwie patrzeć na świat nie wierząc w Boga, bowiem to On jest źródłem prawdy.

Tylko w Bogu można odnaleźć siebie. To co daje religia, ateizm odbiera. Ateizm odbiera prawdę, poczucie sensu istnienia, odbiera prawdę dlaczego warto cierpieć, poświęcać się i mimo tylu trudności żyć

— mówił abp Jędraszewski.

Metropolita łódzki zareagował na opinię jednego z uczestników spotkania, że „wiara to największe kłamstwo jakie kiedykolwiek wymyślił człowiek” i na pytanie tej samej osoby: „Jeśli istnieje naprawdę Bóg, to dlaczego nie może zatrzymać tej przemocy między ludźmi?”. Hierarcha tłumaczył, iż nie można kategorycznie powiedzieć, że nie ma Boga, życia wiecznego i Królestwa Bożego oraz, że o tym dowiemy się na pewno dopiero po śmierci. Jednak, jak dodał, już dziś człowiek musi się za czymś opowiedzieć.

Jeśli żyjemy tak, jakby Bóg istniał i opowiadamy się za dobrem, to nawet jeśli Go nie ma, nic nie tracimy. Natomiast jeśli żyjemy tak, jakby Boga nie było, a On jest, mamy wiele do stracenia

— wskazywał abp Jędraszewski dodając, że „przed nami ogromna stawka do wygrania – życie wieczne, i to właśnie rozum podpowiada nam rozwiązanie”.

Pomysłodawca „Dialogów w Katedrze” polemizował też z inną opinią, że „człowiek jest bestią”. Wyjaśniał, że Bóg stworzył człowieka i obdarzył go wolnością i choć są ludzie, którzy wybierają zło i do zła doprowadzają, ale jest też wielu takich – na przykład święci – którzy mogą być wzorami prawdziwego człowieczeństwa.

Czy można powiedzieć o Matce Teresie z Kalkuty, że jest bestią?

— pytał hierarcha tłumacząc, że Bóg obdarzył człowieka wolnością, ale nie zostawia go samemu sobie.

„Przestrzega przed złem, ale to człowiek decyduje. To, że człowiek jest wolny to wielki dar i wielka odpowiedzialność za siebie i za drugiego człowieka. Bóg szanuje ludzką wolność, ale go z niej rozliczy”

— przekonywał.

Metropolita łódzki odniósł się także do opinii będących niejako zarzutami wobec Boga, np.: „Jeśli Bóg jest taki miłosierny i wszechmogący, to dlaczego nie chce pomagać tym biednym, zagubionym i samotnym. Błagałem Go o pomoc ale nie pomógł, więc przestałem w Niego wierzyć. Pomaga jeszcze bogaczom, którzy bardziej się bogacą. Przestałem wierzyć w takiego boga.”

Abp Jędraszewski tłumaczył, że to pytanie każe się zastanowić nad tym, czy Bóg ma spełniać wszystkie zachcianki i oczekiwania człowieka.

Przyznał, że obserwowanie bogacenia się bogatych i postępujących problemów tych, którzy i tak są biedni, może wzmagać u tych drugich poczucie krzywdy.

„I wtedy pytają: dlaczego Bóg nie może tego zmienić, albo: gdzie jesteś Boże? Takie pytania stawiają sobie jednak ludzie wierzący, nie ateiści. I okazuje się, że Bóg nie zostawia tych pytań bez odpowiedzi. Bo to właśnie w Bogu ludzie cierpiący odnajdują ukojenie” – mówił Gospodarz „Dialogów”. Zauważył, że umęczeni cierpieniem ludzie często mają w sobie tyle mocy, by mimo bólu zawierzyć wszystko Bogu.

Po pytaniach nadesłanych drogą mailową i wrzuconych do skrzynki ustawionej w łódzkiej katedrze, był czas na bezpośrednie zadawanie pytań. Dotyczyły one m.in. problemu szerzącego się przekonania o zmniejszającej się na świecie liczbie osób wierzących, powodów odejścia od wiary czy teorii ewolucji i stworzenia świata.

Abp Marek Jędraszewski zaznaczył, że liczba osób wierzących na świecie wbrew przekonaniom utrwalanym w mediach zwiększa się. Powodem tego jest fakt, iż tylko człowiek, który ma rozwinięte wszystkie swoje sfery może osiągnąć pełnię swojego człowieczeństwa, czyli sferę zmysłową, etyczną i duchową – wyjaśniał.

Ludzie bez Boga żyją bez fundamentu. Wielką chwałą Boga jest to, że stworzył człowieka, który może powiedzieć, że Boga nie ma”

— zaznaczył hierarcha.

Metropolita łódzki przekonywał, że tylko Bóg mógł stworzyć coś, co jest duchowe.

„Materia nie może stworzyć czegoś co jest duchowe, a człowiek jest duchowy i intelektualny”

— dodał.

Abp Jędraszewski ocenił, że do ateizmu często prowadzić może właśnie brak wiedzy teologicznej i wynikająca z tego braku niewłaściwa interpretacja Pisma Świętego.

„To właśnie brak wiedzy, a nie jej nadmiar, jak twierdzą niektórzy, często staje się fundamentem pod ateizm”

— podkreślił.

„Dialogi w Katedrze” to inicjatywa podjęta przez archidiecezję łódzką w Roku Wiary. Co miesiąc abp Marek Jędraszewski spotyka się w katedrze i odpowiada na pytania przysłane przez internautów i zadawane przez zebranych w świątyni wiernych.

Tematami kolejnych spotkań będą: „Troska o ubogich” (10 października), „Samotność i starość” (14 listopada) oraz „Sumienie” (12 grudnia).

KAI/mall

 

 

*********

BÓG JEST(EM)

by Grzegorz Kramer SJ

JESTEM stał się Człowiekiem, by być z nami; dał nam Eucharystię – pokarm i obecność, a my w imię troski o Jego bezpieczeństwo, wyekspediowaliśmy Go do kasy pancernej. On chce być z nami, pośród nas, naszego codziennego życia, nie pobożnym eksponatem w muzeum, które nazywamy kościołem. Dlatego musimy z Nim zamieszkać, by był obecny, z Nim się modlić, spać, z Nim zaczynać i kończyć każdy dzień.

JESTEM – to najlepsze imię Boga, wszystkie inne są nieprecyzyjne, ułomne, projektują bardziej nasze nastroje, pragnienia i lęki. On JEST – w tym jest wszystko, choć słowo „wszystko” nie oddaje niczego. Ono próbuje zamknąć Tego, Który JEST do jakiegoś zbioru, każda taka próba kończy się jak patrzenie na pięknego motyla. W pewnym momencie chcesz go mieć, a on wtedy właśnie odlatuje.

Uczono mnie, że grzech jest zerwaniem więzi z Bogiem. Jednak nie da się zerwać więzi. Więź ma pochodzenie boskie, nie ludzkie. Ona jest niezrywalna. Nie da się zerwać czegoś, co jest czystą miłością Boga do człowieka. Grzech jest momentem upadku dziecka, rozwaleniem sobie kolana. Żadne dziecko tak naprawdę nie chce, by rodzica wtedy nie było. Choć może pojawić się myśl, że poradzę sobie sam, to tak naprawdę bardzo chcę być przytulony przez tatę lub mamę. Nawet jeśli dziecko nie ma tego doświadczenia, to jego serce za tym tęskni. Bóg przychodzi i mówi: nic się nie stało, pochuchamy, pocałujemy i będzie dobrze. Nie jest tak, że człowiek musi teraz się spiąć i naprawić winy, ale to Bóg przejmuje inicjatywę, bo jest mądrzejszy, bo bardziej kocha. Jedyne, co zostaje, to blizna na kolanie.

Jezus często mówił o oddawaniu swojego życia, by je później zyskać. Można swoje życie tracić również na modlitwie, która wtedy staje się czasem, w którym przestaje się liczyć to, co ja chcę, ale to, by On żył we mnie. Już nie ja mam żyć, ale On. Ja tracę swoje życie, by żyć mógł we mnie On, a zarazem zyskuję prawdziwe życie. Taki rodzaj modlitwy przestaje być frustrującym kręceniem się wokół swoich potrzeb i lęku o to, czy zostanę wysłuchany, czy modlę się wystarczająco dobrze. Te wszystkie dylematy przestają się liczyć w perspektywie oddawania swojego życia, by dostać Jego.

Siła, jej użycie – może i jest w pewnych kwestiach usprawiedliwione w naszym ludzkim świecie, ale nie w Bogu, On wybrał krzyż. Bezbronność. Budzi się w człowieku, w sytuacji trudnej poganin, który chce załatwić sprawy po swojemu, właśnie siłowo. Oczywiście człowiek taki musi zachować chrześcijańską twarz, dlatego dorabia teologię wojny.

Miłość to bycie, czyli obecność. Bóg nie oczekuje od nas niczego, On JEST i zaprasza do bycia z Nim, dla Niego to frajda, bo On się nami nigdy nie rozczarowuje. ON jest w nas zakochany, a więc nami oczarowany, nawet nasze słabości i grzechy widzi inaczej. Widzi je w Prawdzie, którą jest Jego Syn. I właśnie dlatego dał nam Biblię, ale i inne księgi. Nie by powiedzieć nam, co mamy robić, ale jaki On jest.

Bóg zakochany w człowieku nie chce być pierwszy czy na pierwszym miejscu. On nie jest kimś, komu można nalepić napis: priorytet. On chce nas całych, nie fragmentów naszego życia. Bóg wpatrzony w człowieka nie upokarza, nie wzbudza poczucia winy, nie szantażuje. Po tym, co wydarzyło się z Jezusem na Golgocie, takie zagrywki nie miałyby najmniejszego sensu.

Kiedy nie wybaczamy drugiemu człowiekowi, wtedy przeprowadzamy nad nim sąd, którego konsekwencją jest sąd nad Bogiem. Skoro Bóg jest początkiem wszystkiego, ostatecznie jest także początkiem tego, którego uważamy za niegodnego przebaczenia. Nie wybaczając drugiemu – wiążę swoje serce. Przebaczenie jest nieuwolnieniem nie tylko drugiego, ale siebie, jest daniem sobie zielonego światła, by pójść dalej, by nie siedzieć w ciemnej dziurze, która coraz bardziej pozbawia mnie człowieczeństwa. Gniew jest reakcją na zło, ale nie mogę pozwolić na to, by przerodził się w nieprzebaczenie.

Zdarza mi się, że pytam się siebie samego, czy to, co czynię, jest znaczące. Odpowiedź jest prosta: tak, to jest ważne, bo czyni to ktoś, kto jest znaczący wiele dla Ojca. I to Ojca, który staje się naszym sługą.

Ciekawe jest to, że chrześcijanie, którzy szczycą się tym, że zostali wyzwoleni z Prawa, prawem chcą zaprowadzić swój porządek w świecie, prawem chcą narzucić innym Boga, który jest Wolnością. Prawda jest taka, że chrześcijanin dla chrześcijanina może stać się przekleństwem, kimś, czymś, co zniewala, co nie daje wolności wzrostu i wolności do błądzenia. Sam Bóg to szanuje, nam to trudno przychodzi. I jasne, że w tym są dobre intencje – chcemy by świat miał, jak to nazywamy, „boży porządek”, ale jestem coraz bardziej przekonany, że my chrześcijanie nie wierzymy Bogu. Wierzymy sobie i swoim porządkom.

Wszystko pomieszaliśmy. Przykazania traktujemy jako wyznaczniki naszego bycia dobrym chrześcijaninem, odniesienia w naszych rachunkach sumienia, prawo, które nam mówi: już, albo jeszcze nie zgrzeszyłeś. Tymczasem one są obietnicą Boga. To jest to, co mówi Jezus, że Jego przyjaciele będą ich przestrzegać. Kto to jest przyjaciel? Czy nie ten, który wpatruje się w swojego Przyjaciela? Najpierw przyjaźń, patrzenie się na Niego (uczenie się Go), a z tego zrodzi się życie, w którym nie ma grzechu, a które opisują przykazania. Nie ma już Prawa, jest łaska, która prowadzi do Życia.

Łaska nie sprawia, że żyjemy bez grzechu, ale pozwala przemieniać grzech na drogę do Boga. Ostatecznie mój grzech jest drogą do Boga. Dzieje się tak dlatego, że u Niego nic się nie marnuje. To człowiek chce ciągle coś ze swojego życia wykrawać. A to właśnie grzech, a to zranienia, kompleksy, słabości. Bóg jest kimś, kto wszystko, co się wydarzyło, pomyślało, zapragnęło w sercu ludzkim (i nie tylko), wykorzystuje do tego, by człowieka przyciągnąć do siebie.

On jest tym, który JEST. A ja jestem tym, który ma być w Nim.

/tekst pochodzi z zeszłego roku, z moich rekolekcji w ciszy/

http://kramer.blog.deon.pl/2015/09/09/bog-jestem/

********

Refleksja katolika

W W pewnej amerykańskiej parafii kościelnym muzykiem i dyrygentem chóru był homosexualista. Wielu wiedziało o tym – podobnoż od pewnego czasu ks. proboszcz także o tym wiedział – ale nie robiono z tego problemu, może według zasady, że wszyscy jesteśmy grzesznikami i tylko Pan Bóg może wiedzieć, kto jest większym czy mniejszym grzesznikiem. I tak ten muzyk mógłby nadal pracować w tej zliberalizowanej, katolickiej parafii, gdyby nie to, że publicznie ogłosił swoje zaręczyny ze swoim partnerem. Jak sam oświadczył z rozrzewnieniem, zaręczyny odbyły się w Rzymie i to w cieniu Bazyliki św. Piotra.
Ten człowiek 17 lat pracował w kościele i jak widać niczego się nie nauczył. Można więc śpiewać w kościele, słuchać Słowa Bożego i kazań, a jednocześnie nie widzieć nic zdrożnego w swoim homoseksualnym postępowaniu i czuć się w swoich i cudzych oczach usprawiedliwionym. Ale na pewno nie przed Bogiem. Czyż Pan Bóg wyraźnie nie objawił swojej woli w Prawie Naturalnym i w Prawie Objawionym? Co do homoseksualnego stylu życia czytamy dzisiaj ostrzeżenie św. Pawła, apostoła:
Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą (…) nie odziedziczą królestwa Bożego
(1 Kor 6, 9-11)
Gdy sprawa wyszła na jaw i stała się publiczna, proboszcz musiał zwolnić go ze stanowiska. I można byłoby tę sprawę zamknąć. Ale w tej parafii, jak się okazało, większość była zarażona liberalnymi ideami rozpowszechnianymi niemal codziennie wszem i wobec przez współczesne, znieprawione środki masowego przekazu. Ci zliberalizowani parafianie zarządali publicznego spotkania z proboszczem i z przedstawicielami archidiecezji. Na te spotkanie przybył także ów muzyk. Siedział obok swego, jeszcze nie poślubionego partnera i ocierał chusteczką łzy, gdy kolejni mówcy, jeden po drugim, podchodzili do mikrofonu i usprawiedliwiali go, żądając od proboszcza, aby przyjął go z powrotem do pracy.
Wszystkie grzechy obrażają Boga, ale nie wszystkie zrywają z Nim kontakt. Niektóre grzechy – a wśród nich aktywny homoseksualizm – szczególnie obraża Boga, gdyż jest przeciw naturalnemu porządkowi rzeczy. Wydaje się jednak, że wielu ludzi tego oczywistego zła nie chce dostrzegać i ten brak poczucia grzechu może istnieć nie tylko w świecie, ale także w Kościele.
W dzisiejszej Ewangelii czytamy o powołaniu apostołów, a wśród nich o powołaniu Judasza Iskarioty, który stał się zdrajcą (por. Łk 6, 12-19).
Można dostrzec pewne podobieństwo pomiędzy Judaszem, a tymi, którzy pracując w Kościele  jednocześnie zdradzają Chrystusa, gdy żyją w grzechach ciężkich i nie chcą się z nich nawrócić. Podobnie jak Judasz, są blisko Jezusa i mogą słyszeć Jego naukę. Judasz bezpośrednio z ust samego Chrystusa, a oni słyszą Jego słowa głoszone z ołtarza i z kart Pisma Świętego podczas nabożeństw i celebrowanych Mszy Świętych. I ze smutkiem można powiedzieć, że w końcu tak jak Judasz nie rozumieją Chrystusa, o co chodzi w naszej wierze i o co toczy się walka.
diakon Franciszek
diakonfranciszek@gmail.com

***

Czowiek pyta:

Myśmy się dowiedzieli z Prawa, że Mesjasz ma trwać na wieki. Jakżeż Ty możesz mówić, że potrzeba wywyższyć Syna Człowieczego? Któż to jest ten Syn Człowieczy?
J 12,34

***

KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XLIX. O UPRAGNIENIU ŻYCIA WIECZNEGO I O TYM, JAK WIELKIE RZECZY OBIECANO TAM BOJUJĄCYM TU NA ZIEMI
5. Inni będą wielcy na ustach ludzi, o tobie będzie milczenie. Innym to lub owo powierzą, ciebie uznają za nieudolnego. Dlatego naturalne jest, że czasem będzie ci smutno, ale wielka to rzecz, jeśli zniesiesz to w milczeniu.
W ten sposób Pan doświadcza zwykle wiernego sługę, czy umie on się wyrzec wszystkiego i wszystko przezwyciężyć.
A już najbardziej masz siebie pokonywać, gdy coś jest przeciwne twojej woli, gdy czegoś nie chcesz widzieć i znosić, gdy każą ci robić coś, co ci nie odpowiada i wydaje ci się niepotrzebne.

Nie śmiesz sprzeciwić się władzy, choć jesteś stworzony do uległości, dlatego tak ciężkie ci się wydaje spełnianie cudzych poleceń i przeciwstawianie się własnym uczuciom.

6. Ale pomyśl, synu, jaki będzie owoc tego trudu, jak szybki koniec niedoli, jak ogromna nagroda, a wtedy nie będziesz już odczuwał ciężaru, ale wielką ulgę w cierpieniu. Bo w zamian za tę skromną swoją wolę, której tu sam się wyrzekniesz Hbr 6,18, otrzymasz wiecznotrwałą wolność w niebie.

Tam odnajdziesz wszystko, czego zechcesz, wszystko, czegokolwiek mógłbyś zapragnąć. Tam wszystko dobro samo przyjdzie do ciebie, i to bez obawy utraty. Tam twoja wola będzie zawsze równoznaczna z moją, nic z zewnątrz, niczego na własność nie zapragnie.

Tam nikt ci się nie sprzeciwi, nikt na ciebie nie poskarży, nikt nie przeszkodzi, nikt nie stanie na drodze, ale wszystko, czego zapragniesz, jednocześnie się spełni, orzeźwi cię i nasyci.

Tam za urazy doznane dam ci chwałę Iz 61,3, za smutki szatę wesela, a za ostatnie miejsce pobytu mieszkanie w Królestwie na wieki 1 Mch 2,57. Tam okaże się owoc posłuszeństwa, tam trud pokuty zmieni się w radość, a pokora przywdzieje wieniec chwały.

7. Teraz więc z pokorą podaj się w ręce ludzi i nie zważaj na to, kto ci co polecił lub kazał. Ale na to zważaj, aby przyjmować w dobrej wierze, a potem szczerze i ochotnie wypełniać wszystko, czegokolwiek ktoś od ciebie zażąda, czy to większy od ciebie, czy mniejszy, czy równy tobie.

Niech jeden dąży do tego, drugi do czegoś innego, niech jeden chlubi się tym, drugi czym innym, i niechaj chwalą ich tysiące, ty zaś nie ciesz się ani z tego, ani z tamtego, ale tylko z wyrzeczenia się siebie i wypełniania mojej woli.

Tego powinieneś pragnąć, aby przez życie twoje i przez śmierć zawsze działa się tylko chwała Boża Flp 1,20.

Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’

***

Nie trać czasu na uczenie się ‘tajemnic’ zawodu. Ucz się zawodu.
H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’

http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html

********

Refleksja maryjna

Cześć oddawana Matce Bożej
Pobożność Kościoła do Najświętszej Maryi Panny leży w naturze kultu chrześcijańskiego. Cześć zawsze i wszędzie oddawana przez Kościół Matce Bożej – od pozdrowienia błogosławiącej Ją Elżbiety (por. Łk 1, 42-45) aż do dzisiejszych wyrazów kultu i prośby – jest wspaniałym świadectwem tego, że prawo modlitwy (lex orandi) Kościoła jest zachętą, by jego prawo wierzenia (lex credendi) bardziej się umacniało w sumieniach. I odwrotnie: prawo wierzenia domaga się, by prawo modlitwy w stosunku do Matki Chrystusa wszędzie pomyślnie się rozwijało.

MC 56
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com

*********

****************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

9 WRZEŚNIA

******

Patron Dnia

św. Piotr Klawer, kapłan, patron misji afrykańskich
Piotr Klawer urodził się w Hiszpanii w roku 1580. Jego zubożali rodzice byli potomkami starych i znakomitych rodzin. Piotr uczył się w kolegium jezuickim w Barcelonie, po czym w roku 1609 rozpoczął nowicjat u jezuitów w Tarragonie. Ostatnie śluby złożył 8 sierpnia1604 roku. W roku 1610 udał się do Kartageny (obecnie Kolumbia), głównego ośrodka handlu niewolnikami w Nowym Świecie, gdzie co miesiąc lądowało tysiące niewolników. W roku 1616 otrzymał święcenia kapłańskie, po czym uczynił ślub służenia niewolnikom. Przez trzydzieści trzy lata ciężko pracował, by ulżyć ich doli, nieść im pomoc i pociechę duchową. Św. Piotr uśmierzał rozpacz, ból, otaczał troskliwą opieką, nauczał też niewolników prawd wiary chrześcijańskiej i udzielał sakramentów. Zmarł w roku 1654. Pod jego wezwaniem Maria Teresa Ledóchowska założyła “sodalicję św. Piotra Klawera” dla misji afrykańskich, niosącą wydatną pomoc misjonarzom w Afryce.

http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22215

*******

Błogosławiona Aniela Salawa, dziewica
Błogosławiona Aniela Salawa Aniela Salawa urodziła się 9 września 1881 r. w wielodzietnej, ubogiej rodzinie chłopskiej w Sieprawie pod Krakowem. Jej rodzice byli bardzo pobożni, a matka mimo wielu zajęć i obowiązków nie zaniedbywała wspólnej modlitwy rodzinnej, głośnego czytania książek i czasopism religijnych. Aniela odznaczała się niezwykłą urodą. Ukończyła jedynie dwie klasy szkoły elementarnej, ponieważ musiała pomagać matce przy gospodarstwie. Mimo wątłego zdrowia zawsze była bardzo chętna do pracy.
Jako młoda dziewczyna, jesienią 1897 r. udała się do Krakowa, gdzie podjęła pracę jako służąca. W dwa lata później bardzo przeżyła śmierć swojej dwudziestopięcioletniej siostry. Uświadomiła sobie wówczas, jak bardzo kruche jest życie. Po głębokim namyśle zdecydowała się na złożenie ślubu dozgonnej czystości. W 1900 r. przystąpiła do Stowarzyszenia Sług Katolickich św. Zyty, którego zadaniem było niesienie pomocy służącym. Miała więc okazję, aby bardzo owocnie prowadzić apostolstwo w gronie koleżanek, dla których była przykładem chrześcijańskiego życia. Wywierała bardzo silny wpływ na otoczenie. Dzieliła się pożywieniem i pieniędzmi z biedniejszymi od siebie. Garnęły się do niej zwłaszcza najmłodsze służące, dla których była matką i przyjaciółką.
W 1912 r. Aniela Salawa wstąpiła do III zakonu św. Franciszka i złożyła profesję. Zafascynowana duchowością Biedaczyny z Asyżu, okazywała niezwykłą wrażliwość na działanie Ducha Świętego. Modlitwa umacniała ją w cierpliwym dźwiganiu codziennego krzyża. Wszelkie urazy i poniżenia składała w ofierze Bogu za grzeszników. Umiała przebaczać i odpłacać dobrem za zło.
W czasie I wojny światowej – mimo że bardzo pogorszył się jej stan zdrowia, nasiliły się dolegliwości płuc i żołądka – pomagała w krakowskich szpitalach, niosąc pomoc i wsparcie rannym żołnierzom. Opiekowała się także jeńcami wojennymi. W 1916 r. podupadła jednak na zdrowiu tak, że konieczna stała się hospitalizacja. Po wypisaniu ze szpitala nie mogła już podjąć pracy zarobkowej. Ostatnie pięć lat życia spędziła w nędzy, z pogodą ducha dźwigając krzyż choroby. Swoje cierpienia ufnie ofiarowała Chrystusowi jako wynagrodzenie za grzechy świata. W tym czasie wiele też modliła się, czytała, rozmyślała. Obdarzona została przeżyciami mistycznymi.
Zmarła na gruźlicę 12 marca 1922 r. w krakowskim szpitalu św. Zyty. Umierała samotnie, opuszczona przez wszystkich, wśród straszliwych cierpień, ale w głębokim zjednoczeniu z Chrystusem jako tercjarka franciszkańska. Beatyfikowana została 13 sierpnia 1991 r. przez św. Jana Pawła II na krakowskim Rynku.

W ikonografii bł. Anielę przedstawia się w pomieszczeniu kuchennym. Jej atrybutem jest także szczotka do zamiatania.

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-09b.php3

********

Bł. Aniela Salawa
Urodziła się dnia 9 września 1881 roku w Sieprawiu, w wielodzietnej rodzinie Bartłomieja i Ewy z Bochenków. Przez dwadzieścia lat pracowała jako służąca w Krakowie. W osiemnastym roku życia składa ślub czystości. W kwietniu 1900 roku zapisuje się do Stowarzyszenia Sług Katolickich i podejmuje pracę w schronisku dla bezdomnych. W maju 1915 roku wiąże się z III Zakonem św. Franciszka. Umiera 12 marca 1922 roku. Dnia 13 sierpnia 1991, w Krakowie, Jan Paweł II wynosi ją na ołtarze. Pozostawia po sobie Dziennik, pisany od 1916 roku
Marian Zawada OCD
Antologia mistyki polskiej
Antologia mistyki polskiej
Marian Zawada OCD
Ilość stron: t.1 – 312, t.2 – 400
Format: 19,5 x 12,5 cm
Rok wydania: 2008
Oprawa: Twarda
ISBN: t.1 – 978-83-7305-236-9
ISBN: t.2 – 978-83-7305-241-3
Teksty
Doświadczenie opuszczenia i wyniszczenia
Znów było zrozumienie, jak Pan Jezus w maleńkiej postaci był bardzo opuszczony. I było zrozumienie, że to odnosiło się do mnie. Była tam miłość, współczucie i bezradność i wielkie wyrzuty sumienia dla mnie.Prawie zawsze, gdy rozmawiam z osobą, a szczególnie niezgodzoną z wolą Bożą, w tej samej chwili słyszę głos do mnie, że jak to jest bolesno sercu Bożemu i żebym ja brała za tę osobę te cierpienia i te trudności dobrowolnie, które ta osoba ponosi tak niezgodnie [z wolą Bożą] “.A. Salawa, Dziennik, red. J. R. Bar OFMConv., Warszawa 1989, s. 39
Dał Pan Jezus odczuć zniewagę, jaką doznaje od dusz Jego służbie poświęconych, którzy grzeszą nieczystością. Nie mogąc znieść cierpienia w duszy tej zniewagi pragnęłam cierpień [ciała] i prosiłam o nie, a było to doświadczalnie. Czułam doświadczalnie zniewagę, jaką Pan Jezus doznał, gdy idącemu do chorego, ludzie nie oddali czci, ani nie klękli. Dało się to w duszy odczuć w bardzo wielkim stopniu.Często w największym skupieniu, bez przytomności, przebywam jak najwięcej trudne drogi.Czuję się taka zewsząd wygnana i jako bym szukała wszędzie pomocy, czy wsparcia. A co się gdzie zwrócę, to zdaje mi się na razie, że coś mi pomocnego, a po chwili to znów stanie mi się to takie mdłe, i znów czuję się taka wygnana i znękana, a jakoby z dala od mojego celu. Aż po tych wszystkich bieganiach spotykam gdzieś, jakby poza chmurami Pana i Boga mojego. Ale nie są to ani pociechy, ani słodkości. Jedno wiem, że to Bóg i to mnie uspokaja.Tamże, s. 39-40
Często dobroć Boża daje mi się odczuć doświadczalnie i wyniszczenie siebie, udzielając się w Komunii św. I jest to tak. Znika zwykły świat, a pozostaje tylko niebo i ziemia, mająca zupełnie inny wygląd. I Bóstwo w dziwnym wyniszczeniu niejako nachyla się do stworzenia. Odczuwam to wyniszczenie, ażeby oddać się stworzeniu…Tamże, s. 44
Było to kilka godzin leżąc na łóżku i będąc zupełnie przytomną z oczami otwartymi. I stało się widzenie, że ja w jednej chwili jestem w znanej parafii chcąc przejść przez nią, by się dostać do kościoła. Co kilka kroków zewsząd, z każdego miejsca, czy z góry, czy doliną, wszędzie wybuchała woda bardzo brudna i tak wielka, że zalewała całą wioskę. A ja byłam w tych latach, ale dziwnie stałam się młodą i z nadzwyczajnym duchem szłam, a gdzie postąpiłam, to wszędzie ta woda ustępowała tak, że mogłam przejść. I było mi powiedzianym tak: że ta woda tak wielka i tak brudna to grzechy ludzi tej parafii i grzechy nieczystości innych ludzi, które tak zalewają świat.Często bardzo doświadczam tak wielkich boleści i cierpień w duszy, że powiedzieć mogę śmiało: są one daleko więcej dotkliwe, niż wszystkie, co cierpię na ciele. Doświadczam zupełnego opuszczenia od Pana Boga i podczas tego jakby jakaś zasłona pada. Ale nie tylko na duszę, lecz i zupełnie i na zmysły ciała, to jest oczy. A podczas tego, to tylko wielkie wyrzuty sumienia, a czasem dziwne a dziwne, wszelkiego rodzaju postacie srogo się pastwiące i w przeróżny sposób. A są chwile, to inaczej i straszniej. A czasem spalenie, to znów jakby płomień ognia i raz jakby ku zniszczeniu. A znów inny raz, to jakby z wielkiej miłości Bożej dziwnie to zapala i uśmierza wszelki ból. Ale to tylko na maleńką chwileczkę.Tamże, s. 59-60Bardzo jasno i doświadczalnie poznałam i odczułam tak zupełnie w całej doniosłości wartość zupełnego opuszczenia od ludzi, a tak co do duszy, ale szczególnie co… [zdanie niedokończone]. I tak to było, że wywozili dużo ludzi tak bardzo chorych poza miasto i tak ich zostawiali prawie że bez żadnej opieki. I ci ludzie bardzo sobie to wygnanie przykrzyli, tylko ja sama zrozumiałam i odczułam, jak wielkiej wartości jest przed Panem Bogiem takie opuszczenie i takie wygnanie. I tak sobie zaraz postanowiłam i zapragnęłam sama zawsze i za wszystkich cierpieć. I zostałam dziwnie o tym przekonaną i upewnioną, jak to jest bardzo a bardzo dobre.Tamże, s. 69

Ustawicznie czuję bardzo wielkie pragnienie być ustawicznie tam, gdzie jest Pan Jezus. Jak chciałam Ojcu tę pociechę zrobić, to taki glos Boży słyszałam, że ja właśnie tym Ojcem jestem, gdzie właśnie czekam na pociechę od ciebie. […] I zapalił niesłychaną miłość. Ale też byłam ostro strofowaną od Pana Jezusa [za] popełnienie błędu pychą wobec spowiednika i za porywcze uleganie miłości własnej podczas niepowodzenia.Zawsze kiedy przyjdę do Pana Jezusa, to tak jestem przed Nim, jak dziecko zbrukane, szczęśliwe, że się dostało do swojej ukochanej mamusi i wcale o tym nie myśli, że ono jest brudne i czy matka jest z niego zadowoloną czy nie. Nie myśli o tym, szczęśliwe, że u mamusi i koniec. Tak samo jest z moją duszą w obecnym czasie. Czuję się tak dziwnie od Pana Boga odepchnięta i taką znękaną, zbiedzoną i taką czasem brudną ze wszech stron niedoskonałościami i różnego rodzaju niewiernościami. Ale mimo tego ustawicznie tam chcę być, gdzie On jest, Pan Jezus, i jak jestem przed Nim, to nic nie mówię, alem taka szczęśliwa, żem u Niego, że jakbym zapomniała o tym, żem ja taka strasznie nędzna i niedoskonała.Tamże, s. 78

Dziwna to rzecz, że ja, wobec całej nędzy i przeróżnego rodzaju grzechów i niewierności czuję niepojęte pragnienie jak najprędzej połączyć się z Panem Bogiem-Jezusem. I często bardzo czuję wielki ciężar tego życia i dziwnie odczuwam to wygnanie, a szczególnie jak Pan Jezus tak bardzo duszę moją miłością zapali i do Siebie pociągnie i dziwnie zachęca, ażeby ustawicznie z Nim była. To jak małe pacholę, to znów jako Pan rządzący światem. A wtenczas ją do wiernej i godnej służby zachęca, ażeby ustawicznie z Nim była. A dusza podczas tego jasno sobie zdaje sprawę ze swojego życia, tak bardzo zachęcona do wielkich umartwień i ostrego życia.I znowu innym razem ukazał się Ukrzyżowany i bardzo cierpiący. A tak zapewnił, że tylko ten widok ma mnie do Niego przykuć i że tylko On, tak cierpiący, ma być moim celem. I dusza dziwnie była zgodzoną i zdecydowaną pójść tylko tą drogą. I to miało być jej szczęściem i zupełnym zadowoleniem.Tamże, s. 82

 Ogrom Bóstwa
Tak często jest, jakby ogrom Bóstwa, uderzający moją duszę, który mnie takim strachem przejmuje, że cała drętwieję z przerażenia. Po takim zjawisku do niczego nie jestem zdolna, tylko do głębokiego milczenia i podziwienia. A siły fizyczne zupełnie ustają.Prawie ustawicznie czułam upal miłości, tak mnie bardzo pociągający, że nie mogłam się zupełnie czasem oprzeć. Było też do tego cierpienie organizmu, pochodzące z gorączki, odnoszącej się do tej miłości.Tamże, s. 40
Często tak jest, jakoby sen i modlitwa taka jakie i ja nigdy nie umiem, są słowa nadzwyczajne. Jestem w tym jakby zagubiona i sobie stracona. To znów [uczuwam] pociąg do poznania Bóstwa, ale na widok, a raczej z podziwienia Pana Boga w takiej nieskończoności nie mogąc tego znieść ani wytrzymać, zostaję się jakby maleńkim dzieckiem, a w ten sposób traci się tę bojaźń, którą się w zwyczajnym stanie miało. I tak rozumiałam, że Pan Jezus, dając się pod różnymi postaciami poznać, nachyla się niejako do nędzy i nicości ludzkiej. Czyni to, litując się nad niedołęstwem człowieka.Tamże, s. 47
Czasem znowu to taką miłością zapali serce moje do Swojej Matki, albo do Swojego Ojca, że ja ani myślała o tym. I w jednej chwili już bym chciała tam być, gdzie Oni mieszkają.A znów innym razem – jest to zjawisko, gdzie się nic poczuwalnego nie doświadcza – wiem tylko, że tam jest Pan Bóg… Ale to zupełnie inaczej się objawia… Są to jakby jakieś obce kraje i obce języki, wszystko to tchnie Panem Bogiem! Ale jaki strach, przerażenie i trwoga! To tak działa na duszę, jakby jakie zmiażdżenie stworzenia!…Czasem tak jest, że ani nie pod zasłoną, ani pod tą, ani pod żadną do wyrażenia – Pan Bóg jest! I w duszy słyszę tak bardzo mi wielką obecność Pana Boga, który mi przedstawia, jak wszystko na świecie jest niedoskonale i ażeby tylko o to się starać, ażeby Jego tak bardzo kochać!…I jest uczucie, że się tak znika zupełnie, aż w końcu jakobym już ja nie istniała, tylko Sam Pan Jezus stawia mi różne pytania. I zawsze tak jest, że On jako Wszechmocny ma prawo stworzenie tak w nicość zamienić, jak z nicości jest wyprowadzone.Ile razy zapuszczam się w głąb tajników Bożych, to coraz to jestem dalej wciągnięta. I tak później się zgubię i zapomnę się zupełnie bez należytej pamięci i przytomności…Tamże, s. 50Bardzo wielkie było moje zdziwienie, kiedym doświadczyła i odczuła doświadczalnie, jaką miłością jest sam Pan Jezus. Była to jakby wielka procesja. Rozdzieliła się na dwie części. Jedna część wstąpiła do pewnej, nieco ciemnej kaplicy. I przyniesiony został Pan Jezus z tabernakulum i tak postawiony. A ja czułam od Niego taki blask świętości i Bóstwa, żem cała była przejęta świętą trwogą i bojaźnią, jak prawdziwie przed Jego rzeczywistym Majestatem. Uwielbiałam Go mówiąc ustawicznie: “Chwała i dziękczynienie…” Wtem czułam zupełną Jego obecność i dlatego byłam przed Nim ze świętą bojaźnią, ale i z wielką czciąTamże, s. 70

 Łaski bogactwa/ogołocenia
Dwojakie jest objawienie woli Bożej; pierwsze udarowane darami Bożymi, a drugie, też wola Boża ogołocona zupełnie z łask i darów Bożych. Tak jak Bóg Ojciec doświadczył Syna Bożego, że na krzyżu umierając zupełnie zniszczony od męki, a Bóg Ojciec jakoby wzgardził męką Pana Jezusa, nie chciał ani na Niego popatrzeć. I to tak bardzo Pan Jezus najwięcej ceni takie opuszczenie, jakby odrzucenie pozorne. I właśnie ten akt Pana Jezusa dopełnił Boskiej sprawiedliwości. Tak też ma być z duszą. W tak wielkim opuszczeniu dopełnia się największa ofiara, której Pan Bóg żąda od duszy, tylko potrzeba odwagi, męstwa, hartu i siły, a najważniejsze; wiary i wielkiej pokory.Tamże, s. 58 Często tak jest, że w czasie Komunii św. zaczynam tak dziwnie niknąć i stanę się takim maleńkim proszkiem. I ten proszek unosi się w powietrze i gdziekolwiek spoczywa. Tak zwykłym pyłkiem dusza się stanie wobec Pana Boga, kiedy się jej z bliska okaże. Bo wielkość Pana Boga tak zmiażdży duszę.Tamże, s. 61
Tak jest, że kiedy daje się uczuć w wielkiej bliskości Pan Bóg, to natenczas traci się wszelką wiadomość istnienia, a poznaje się takie rzeczy, że język ludzki nic a nic nie jest w stanie wypowiedzieć. I tak czym większe poznanie, tym większe milczenie i jakby zupełne niebywanie[1]. Takie doświadczenie trwało kilka godzin. Widziałam jakby przez mgłę, czy też przez lekkie chmury, niepojętą chwałę Bożą i słyszałam coraz to inne zastępy wychwalające Boga. Słyszałam głos ich i rozumiałam, że coraz to inne zastępy były i bardzo a bardzo się dziwiłam, jak oni wychwalali Pan Boga, który był maleńką dzieciną. A w duszy zrozumiałam, że ta maleńka dziecina rządzi całym światem. A gdy przyszłam do siebie, to byłam cała w Panu Bogu zatopiona i podziwiałam, jak potrzeba uwielbić Pana Boga. Słyszałam także, jak święci cudnymi hymnami wielbili Pana Boga. Ustawicznie [po tym] napady przeróżnych potworów w straszny, niebezpieczny sposób i strasznie przerażająco i przekonywająco, że już wszystko stracone. Okropne skutki i niebezpieczeństwa. I znów czuła miłość. Co zupełnie w zwątpienie wprowadza I to wszystko na jawie.Tamże, s. 62-63
 Schronienie dla Zbawiciela i w Zbawicielu
Pan Jezus dał uczuć zniewagi w takim stopniu, w jakim doznaje i tak było, jakby szukał ulgi, czy też schronienia przed zgrozą grzechów. Och, jakżeż boleśnie daje się odczuć, kiedy Pan Bóg jakby czeka ulgi u stworzenia! O Boże! Jakżeż strasznie odczuwałam ból w duszy mojej, jakby w miarę zniewag pragnienie zadośćuczynienia. I tak to czułam, że absolutnie tak być musi, a inaczej być nie może, by zaspokoić pragnienie. A wtem uczułam jakby dziecinną niemoc, a pochodziła ona z nadmiaru miłości.Tamże, s. 64
 Tak było: Ja byłam bardzo zakłopotana, czy rozgniewana. W tym wszystkim zebrałam się pójść do Częstochowy. Naraz spotykam kilku kapłanów, a jeden szedł z jakąś panią wielce duchowną i zaczynam się przed księdzem żalić. A tak to było, że były dwie Częstochowy: do jednej, gdzie była Matka Boska mogłam się łatwo dostać, a druga to była jakby niebo, gdzie Pan Jezus mieszkał i były tam cudne rzeczy. Ale była tak maleńka brama, że ja nie mogłam na żaden sposób tam wejść, a ta pani tak mi powiedziała, że do tej bramy wchodzi tylko prawdziwy chrześcijanin i katolik. Do tej Częstochowy, gdzie była Matka Boża to dlatego mogłam łatwo wejść, bo choć jestem grzeszna, to Matka Boża jest ucieczką grzeszników. A widziałam w sobie gniew wielki i pychę. I tak miałam powiedziane, że do tej maleńkiej bramy dlatego nie mogę wejść, bo tam mieszka Pan Jezus, a jest tak czysty i doskonały że dusza nie może tam wejść. A do tego śpiewałam taką pieśń: “Niechaj będzie pochwalony Jezus Chrystus Syn Maryi”.Tamże, s. 68-69Pan Jezus mówił: Dlaczego w potrzebach doczesnych, czy przyciśnięta jakimś krzyżem, szukasz najpierw w zakłopotaniu pomocy u ludzi. A ludzie, jak zwykle: albo zimnym milczeniem pominą tę sprawę, albo rozgoryczą jeszcze gorzej swoją nieodpowiednią radą. A nawet ludzie dobrej woli często w takim razie okażą zimną milczącą bezradność. Czyż nie tak było?”Tak mówił Pan Jezus, i dalej tak: “Lepiej byś w sprawach takich zaraz do Mnie przyszła i żebyś się bardzo skupiła i upokorzyła i Mnie tę sprawę najpierw poleciła, którym jest dla ciebie najbliższym i najlepszym Ojcem i przyjacielem najtroskliwszym i obecnym podczas twojego zakłopotania. Boli to Serce Moje i bardzo rani, że tak nie najpierw do Mnie przychodzisz. I spokój duszy tracisz i gryziesz się i rozpaczasz w modlitwie… A to dlaczego tak jest? Powiedz mi szczerze! W czym cię oszukałem, że mi tak nie ufasz?”Tamże, s. 107

Płomień miłości
Ogień miłości objawiający się w duszy. Miłość czysta a tak wielka, że rozpala zupełnie organizm i sprawia cierpienie, tak jak od żaru. Ale miłe to cierpienie, bo dusza wie, że pochodzi z nadmiaru miłości Bożej. Dusza ulega jakby pewnemu stopieniu pod naciskiem takiej miłości. Dusza ma uczucie jakby nikła w uniesieniu czy w powietrzu. To jest ten cudowny płomień, który pożera duszę, ale tak czystą miłością. Nie ma w niej nic zmysłowego, to jest najważniejszy punkt w miłości Bożej, kiedy duszę żar ogarnie swoim płomieniem. W ziemskiej miłości to zaraz jakaś skaza, która plami, a miłość Boża to jak kryształ.Tamże, s. 71-72Straszne udręki co dzień to większe, a w Wielki Tydzień największe. Pokusy najstraszniejsze, a udręczenia jeszcze straszniejsze, a żar miłości równy, ale niedostrzegalny. Poznanie męki Pańskiej nadzwyczajne, ale innym sposobem. Ogień palący i ogień gaszący większym żarem ognie poprzednie. Oto jest obraz męki w głębi duszy. Miłość Boża dziwnie pociągająca, ale w sposób odmienny. Dusza ustawicznie Bogiem przejęta, ale tak jak ogień gaszony ogniem sprawia nową mękę, tak Pan Bóg w duszy będący sprawia tę samą mękę. Gwałtowny ucisk, smutek, tęsknota, a każda myśl lepsza .sprawia nową mękę, nowy ucisk, co dzień to większy.Tamże, s. 84

 Ciemności i światła
Innym razem znów widziałam dwa wielkie kraje, ale w nich dwa wielkie miasta, a w tych miastach drogi bardzo skrętne i strome. I nikogo tam nie było, tylko ja sama. I tak silnie zapalił mię [Bóg] miłością, że gwałt wielki odbywał się w duszy. I stała się wtem niesłychana ciemność… I znikło wszystko, tylko dał się słyszeć głos Boży, że w takiej ciemności dusza zapalona miłością jest wielką ofiarą bardzo miłą… I otrzymałam dwie księgi, w których tylko ja umiałam czytać. A tam były wszystkie tajemnice spisane Serca Bożego, jakie ma nad całym światem. Ale to zrozumiałam, żeby tego nie mówić zupełnie.Tak często Pan Jezus pogrąża duszę w takich ciemnościach i pociąga za sobą. To znów jej naznacza, że to jest stan duszy tak trudny i tak niepewny. Czasem to tak jest, że to jest droga, inny raz, ze to złudzenie i czas zmarnowany… i znów taki ucisk wewnętrzny, i znów taka suchość pochodząca z tej całej niepewności, i znów ciemności, a do tego brak odwagi tak się oddać na przepaść nie wiedzieć komu i jak… I tak ustawiczna niepewność.Tamże, s. 75-76
Było to zaraz następnej nocy… Ja byłam pod opieką strasznie surowego Ojca. Było to bardzo srogie obchodzenie się ze mną, zupełnie bez litości, a ja tak się bardzo upokarzałem, żem do nóg upadła i ze łzami błagała o nieodrzucenie mnie od siebie. Ale nie było litości, a ja wśród takiej boleści serca musiałam opuścić ten dom tego Ojca. I szłam, i bardzo a bardzo płakałam, i wymawiałam te słowa: “Pan Jezus darował Swoje Serce, ale z przeróżnego rodzaju gorzkościami i trudnościami. Czyni to z nadmiaru wielkiej Swojej miłości”. I zrozumiałam, że tu Pan Bóg bezpośrednio sam duszę doświadczył.I zaraz miałam takie tłumaczenie. Tym rozgniewanym Ojcem to był Bóg Ojciec, jednym słowem sprawiedliwość Boża, a to, że ja tak mile i z taką pokorą to przyjmowałam i tak bardzo dobroć Serca Bożego odczuwałam, było to miłosierdzie Boże, które ustawicznie Majestat Boży przejednywa. Było to dziwnie jawnie i zupełnie doświadczalnie i z nadzwyczajnym duchem, a rano to się powtórzyło w czasie Komunii św., ale tylko w samej miłości. Chciałabym ja rzeczywiście w takim duchu próby i cierpienia przyjmować, jak to było te kilka godzin, a zakończyło się o godzinie pół do piątej rano w niebie. Powiedział: “To Ja jestem, co się w takim nędznym i maleńkim kościółku na ziemi mieszczę”. I pokazywałam to różnym narodom.Tamże, s. 76
Dwa oblicza miłości
W ostatnich czasach często się pojawia dwojakie zjawisko Pana Boga. Sprawuje trwogę wielką i przerażenie święte, a przez to Pan Bóg daje duszy znak, jaka Mu się chwała należy i zapewnia ją, że w tym zjawisku, tak duszę do rdzenia przejmującym, pan Bóg doskonalej się duszy udziela, niż w tamtym, gdzie ją pieszczotami obsypywał, bo to jest nawiedzenie więcej duszę nawołujące do gorliwej i wiernej służby Bożej, zupełnie bez żadnych udań natury, ot tak jakby się dusza z Nim spotkała, kiedy przyjdzie w chwale i majestacie. Kiedy Pan Bóg takim nawiedzeniem przejmuje duszę do gruntu Swoją potęgą istoty, to dusza czuje, odpowiednio do tej laski, obowiązek do cierpień. A drugie zjawisko to są wybuchy miłości Bożej, gdzie dusza pali się z miłości i czuje to w organizmie. Wybuchy wielkiej miłości rozpalają gwałtownie wnętrzności, a w tej miłości dusza nie czuje surowego napomnienia, tak jak w poprzednim, lecz łagodne zaproszenie do cierpienia. To nawiedzenie poprzedza ustawiczne uciekanie i zakrywanie oblicza Pana Boga. A tamto zjawisko poprzedzały udręczenia, trwogi, zwątpienie, niepokoje i zniechęcenia i cierpienia fizyczne. Taka miłość, to jest jakby paląca swoim płomieniem.Tamże, s. 77-78Gdy dusza zrzeka się hojnie wszelkiego odczuwalnego, doświadczalnego uczucia miłości, ufności, nadziei, a nawet wiary na rzecz ogołocenia dla prawdziwej miłości, wtenczas dla prawdziwej odwagi i hojności duszy tego rodzaju wyzucia, wtenczas Pan Bóg otwiera jakby szerokie już nie drzwi, ale wrota, przed tego rodzaju oddaną Mu duszą i okazuje jej niepodległe odległości puste, nie zapełnione. Zdaje mi się, że na tę drogę brak dusz, bo każda dusza najlepiej woli pragnienie choć coś jakiegoś zapewnienia, a tu nie ma nic a nic. Znikła wszelka pamięć, że Pan Bóg wie o niej, że ona istnieje. To jest jakby jakaś studnia w duszy, a w niej jedno echo da się słyszeć. A spowiednik, znający drogi Boże, ma dać duszy zapewnienie, czy to droga i czy Boża. I zdaje mi się, ma ją pocieszać odpowiednią radą, bo ona tu jest jak zupełna wygnanka, nie mająca żadnej przystani, rzucona w same niepewności. I to ma być dla niej droga.Tamże, s. 80

Tak mi się zdaje, że ponad wszystkie laski Boże to jest ta największa łaska i ocenia się wtenczas wszystkie łaski: – kiedy się dusza mężnie potyka. A wszystkie inne łaski to są tylko na to, aby duszę przygotować i umocnić do krzyża. A największe umocnienia to wtenczas dusza nabywa, kiedy się mężnie potyka…Tak mi się zdaje, że Pan Bóg żąda ode mnie tej ofiary, że ja mam taka chora choć czasem pójść do kościoła. Ja w tym czuję szczególny pociąg i bardzo wielki zapał. Zdaje mi się, jest on czysto duchowy.Tamże, s. 87Uczucia duszy

 Tu pragnę wyrazić trzy uczucia duszy pod wpływem szczególnej łaski Bożej.Pierwsze uczucie. Nadzwyczajny wstręt do wszystkiego, co nie jest Bogiem, a na to miejsce pragnienie ach jak bardzo wielkie: dużo, ach dużo cierpieć dla Boga.Drugie uczucie. Szał miłości, porywający duszą gwałtem ku wyżynom tam, gdzie mój Pan i Bóg mieszka. Ach, jak wielki to szał miłości!Trzecie uczucie. Niepojęta boleść duszy, czemu Pan Bóg jest tak mało kochany i tak zapomniany i tak zlekceważony! Wówczas cierpienia fizyczne srogo przywaliły mnie, ale i boleść z obrazy Pana Boga odpowiednio. A moje kochane udręczenia – bo mi je tak Pan Jezus kazał nazywać – o jakżeż się bardzo wzmogły! Nic nie wiedziałam, gdzie się znajdują, bom tak była bardzo ogarnięta miłością i tym, co Pan Bóg od ludzi cierpi. Tak mile Pan Jezus mówił do duszy mojej biednej: “Pozostań tu, pozostań moja maleńka pieszczotko! Ja już tak długo czekałem na ciebie! Powiedz i powierz się Sercu Mojemu! Ja je zapalę, Ja je oczyszczę, Ja je udoskonalę, Ja napełnię ogniem i żarem, zniszczę to, co Mnie, w nim się może nie podobać! Pozostań tu u stóp Mojego Boskiego Serca jak najdłużej”.Tamże, s. 99O Boże, gdybym ja umiała to wyrazić, co w duszy poznaję i do czego czuję pociąg! Jaką Pan z dobroci swojej drogę pokazał i jak mnie mile i serdecznie na nią zapraszał. A Sam to tak wygląda, jak gdyby pełen majestatu i chwały, ale bije od Niego taka prostota i taka miłość ojcowska. I czym większy majestat, tym większa prostota i miłość. Bóg zwykle nie samym tylko ogromem majestatu dusze nawiedza. Ale On stosuje się do jej nędzy i słabości, szczególnie że dusza ta jest jeszcze w ciele grzesznym, a On by ją skruszył swoją świętością. I dlatego czyni tak, że odsłania jej Swój majestat i wzmacnia ją na tę chwilę. A widząc, jak dusza bardzo odeszła od siebie, czy też od życia – tego nie wiem – wzmacnia ją, o tak, jak maleńkie dziecko do pewnego stopnia matka pozostawia same sobie, ale jak już widzi matka, że dziecko to samo sobie rady dać nie może, naówczas zbliża się do dziecka, by mu dać znać, że ona jest przy nim i że widzi, co ono robi. O, tak samo dobroć Boża postępuje ze stworzeniem. Odsłania Swój majestat, ale go czyni przystępnym dla stworzenia, bo inaczej skruszałoby stworzenie…Zaraz po św. spowiedzi pogrążył Pan Jezus duszę moją w daleko większym i doskonalszym stopniu, niż dotąd, w Swoich doskonałościach, a szczególnie w świętości i pokazał ogromną przestrzeń między duszą a Bóstwem Jego i drugą, ogromną wysokość i przepaść z tej wysokości, grożącą duszy zatraceniem, gdyby nie korzystała z łaski nadzwyczajnej. W tym doświadczeniu dusza pozostała jakby nieruchoma, nic nie mogła myśleć ani pragnąć, prócz doskonałości Bożych. Czuła, że pełna Boga: i w duszy, i woli, i w rozumie, i w sercu, i wszystko było ogarnięte Bogiem. Jednym słowem pełna Boga i zewnątrz, i wewnątrz.Mówił tak: “Spuść się na rządy Opatrzności Mojej. Zaufaj tak dobroci Mojej, jak dobre dziecko ukochanemu ojcu, ale nie z tego świata. Powiedz tak, że Mię kochasz i pragniesz kochać więcej, niż wszyscy ludzie od początku świata i aż do końca świata będą mię miłować…”Na chwilę uczułam jakby odsłonięcie jakiejś zasłony i zrozumiałam, że to są pokusy tak straszne, co tak we mnie wmawiają takie straszne upodobanie. O, co za szaleństwo, aby tylko spróbować! O, co za gwałt…Tamże, s. 102-103

Okazał Pan Bóg przeróżne dzieła rąk Swojej wszechmocy i potęgi. Poznałam doświadczalnie piękność i doskonałość duszy nieśmiertelnej. O Boże, jak to trudno było znieść ten widok i słuchać tego głosu. Zdawało mi się tak, żebym mogła zawołać wielkim głosem: “Panie, zakryj przede mną oblicze Swoje, bo widoku tego nie zniesie nicość moja, a głosu Twego słuchać dalej nie mogą grzeszne uszy moje!” O, tak w duszy nieco jakbym sobie myślała… Ale na to tak usłyszałam: “Oto jest tylko cień bardzo maleńki w stosunku do tego, co będzie w dzień zetknięcia się duszy z Panem Bogiem swoim twarzą w twarz – w dzień śmierci i sądu”. O, co za poznanie niepojęte! Boże! Czym ja się usprawiedliwię przed obliczem Pańskim, to ja już nie wiem.Przez ten czas były uśpione wszystkie namiętności i złe skłonności. Ale kiedy dusza przyszła do swojego stanu, wszystko się obudziło i zdawało mi się jakby jeszcze gorsze. Ale to nie chodzi o to, tylko, że w górę serce ma się wznosić. I tak ma być: walczyć co mocy, a co się nie da pokonać, to mieć cierpliwość ze sobą i cicho to znosić.Tamże, s. 104

Całą siłą woli uważać na każde poruszenie serca. Dużo cierpieć raczej, aniżeli dla ulgi cierpień fizycznych zgrzeszyć. Mieć przede wszystkim zawsze i wszędzie wolę Bożą na celu, a nie własne zadowolenie i to we wszystkim.Koniecznie potrzeba żyć w zupełnym zapomnieniu o sobie, nic a nic nie pragnąć dla siebie, ani uznania, ani przyznania, ani ulgi w cierpieniach wewnętrznych, ani lepszego zdrowia, ani lepszego uznania, ani nawet tego, co jest koniecznie potrzebne i co wolno i koniecznie mieć. Jednym słowem nic dla siebie…Tamże, s. 104-105

Przypisy:
[1] Nieobecność, niedostępność.
http://www.katolik.pl/antologia-mistyki-polskiej,1874,812,cz.html?idr=691
********

 

 

********

Zobacz także:
*********
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Clonmacnois, w Irlandii – św. Kierana, opata. Jego dzieje pogrążone są w mgle, przypominającej tę, która tak często spowija jego ojczystą wyspę. Ale wiadomo, że był założycielem opactwa. Zmarł zapewne około roku 549. Wcześnie otoczono go czcią i dlatego imię przekazały nam stare martyrologia.W Madrycie – bł. Marii de Cabeza, wdowy. Była małżonką św. Izydora Oracza. Żyła w XII stuleciu. Jej wczesny kult otoczono legendami. Zaaprobował tę cześć Innocenty XII (1697).

oraz:

św. Audomara, biskupa (+ ok. 670); świętych męczenników Doroteusza i Gorgoniusza (+ 303); św. Seweriana, żołnierza, męczennika (+ 320?); św. Stratona, męczennika (+ ok. 310)

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-09b.php3
***************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
******
ks. Edward Staniek

Bogaci w wierze

Mateusz.pl

Sprawiedliwy czy nie?Niesprawiedliwość na tym świecie stanowi jedno z poważnych oskarżeń Boga. Jeśli to Jego świat, a On jest doskonałą sprawiedliwością, to dzieło zda się przeczyć istnieniu takiego Twórcy. Niesprawiedliwie jest rozdzielana uroda, zdrowie, długość życia, siły, nie mówiąc już o niesprawiedliwości w posiadaniu dóbr tego świata. Jedni posiadają tak wiele, że trudno im to obliczyć, a inni nie mają na kromkę chleba dla umierającego z głodu dziecka. Wprawdzie o tę niesprawiedliwość w podziale materialnego bogactwa może być oskarżony człowiek a nie Bóg, lecz skoro zachłanność jednych wyrządza krzywdę drugim, a Bóg rządzi światem, to powinien ingerować broniąc skrzywdzonych. Tak czy owak, myślenie w kategoriach doczesnych o niesprawiedliwości istniejącej na tym łez padole bardzo utrudnia wiarę w istnienie sprawiedliwego i kochającego Boga.

Św. Jakub w swoim liście zwraca jednak uwagę na inny rodzaj bogactwa dostępnego dla każdego człowieka, tak jak dostępne jest słońce, które sprawiedliwie oświeca i ogrzewa wszystkich mieszkańców ziemi. Tym bogactwem jest wiara. Każdy człowiek może w jej promieniach tak rozwinąć swoje serce, doprowadzić je do takiej dojrzałości, że skarby tego świata wobec niej są jak kropla wody znikająca pod tchnieniem wiatru.Spojrzeć na zegarek swego życia

I tu objawia się sprawiedliwość Boga w sposób przedziwny. Oto ludzie ubodzy, tzn. nie dysponujący dobrami cenionymi na tej ziemi, są o wiele podatniejsi na działanie łaski wiary niż ludzie bogaci. Najmocniejsze słowa Jezusa o przeszkodach na drodze rozwoju wiary dotyczą bogactwa. Wystarczy wspomnieć jedno: „Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”.
Dobra doczesne zasypują człowieka jak lawina, z tą różnicą, iż jest to lawina dobrego jedzenia, picia, pięknego ubrania, wygodnego mieszkania, podziwu w oczach otoczenia. Człowiekowi nie chce się spod tej lawiny wydostać, jest mu pod nią dobrze. Nie ma nawet czasu spojrzeć na zegarek swego życia, by ocenić, że śmierć zbliża się szybkimi krokami, a żadnego z tych dóbr doczesnych do wieczności przenieść nie potrafi. Śmierć go wydobędzie spod tej lawiny nagiego, o niedorozwiniętym sercu, ukazując równocześnie zaprzepaszczone przez niego wielkie możliwości rozwoju.Wiara, która doskonali

W Ewangelii jest mowa o wielu ludziach ubogich w oczach tego świata — to trędowaci, niewidomi, niemi, głusi, sparaliżowani, chorzy na wodną puchlinę, trawieni gorączką, nieszczęśliwi po śmierci najbliższych. To oni najusilniej szukali Jezusa i oni zostali przez Niego najbardziej ubogaceni. Wiara doskonaliła ich serca. Wiara też umożliwiała im otrzymanie cennych wartości decydujących o życiu doczesnym — zdrowia, a nawet życia.
Niewiele jest cudów Jezusa związanych z dobrami materialnymi. Poza zamianą wody w wino oraz nakarmieniem chlebem i rybami tysięcznych rzesz, można wskazać jedynie cud połowu ryby z monetą w pyszczku, jakiego z polecenia Mistrza dokonał Piotr, by zapłacić podatek. Cuda z winem i chlebem mają ścisły związek z ustanowieniem Eucharystii i nie chodziło w nich tylko o zaradzenie potrzebom chwili. Jezus, jeśli sięga do cudotwórczej mocy, ubogaca siły, usuwa choroby, kalectwa lub przywraca życie. Nie chce dosypywać do tej lawiny bogactw materialnych, bo wie, że one bardziej przeszkadzają człowiekowi, niż pomagają.Bogactwo wiary

Sprawiedliwość Boga na tej ziemi jest zachowana przez wprowadzenie bogactwa wiary. Ponieważ jest ono dostępne dla każdego człowieka, a ubodzy tego świata są w tym względzie szczególnie uprzywilejowani, o niesprawiedliwości trudno mówić. Mogą o niej krzyczeć jedynie niewierzący. Gdy uwzględni się hierarchię wartości dostępnych w wierze, obraz świata ulega zasadniczemu przeobrażeniu. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak prośba: „Panie, przymnóż nam wiary”.
ks. Edward Staniek
fot. Malcolm Jackson TIPOYOCK LIFE PICTURE CHRIST CROSS
Flickr (cc)
http://www.katolik.pl/bogaci-w-wierze,25030,416,cz.html
********
Roman Zając

Liczby Boga i liczba Bestii

Któż jak Bóg

Pan Józef z Bestwiny napisał do Redakcji „Któż jak Bóg” list, w którym poruszył zagadnienie liczby doskonałej przypisywanej Bogu, pytając, czy za taką liczbę należy uznać 777 czy raczej 888. W tym kontekście padło też pytanie o liczbę Bestii, jaką jest 666.

Informacje wstępne

Zanim ustosunkuję się do liczb 777 i 888, kilka informacji wstępnych. Cyfra siedem symbolizuje w Biblii doskonałość, pełnię. Pojawia się ona w Piśmie Świętym bardzo często (7 dni stwarzania świata; 7 pieczęci i 7 czasz boskiego gniewu w Apokalipsie; 7 Kościołów, do których adresował listy Jan, 7 niebios, 7 aniołów itp.). Jak wiadomo świętym dniem dla wyznawców judaizmu był szabat, czyli siódmy dzień, w którym Bóg „odpoczął”. Siódemka oznaczała dla Hebrajczyków jakiś pełny, doprowadzony do końca etap. Żydzi uważali każdy siódmy dzień tygodnia za poświęcony Bogu (a także każdy kolejny siódmy rok w żydowskim kalendarzu). Siódmym dniem tygodnia jest oczywiście nasza sobota. Dla chrześcijan święty stał się jednak przede wszystkim następny dzień po szabacie (po polsku – niedziela, a po rosyjsku woskresienije), a więc dzień Zmartwychwstania Chrystusa. Od początku chrześcijanie nazywali ten dzień Dniem Pańskim. Jest to pierwszy dzień nowego tygodnia, ale możemy także powiedzieć, że dzień ósmy. Dlatego ósemkę łączy się symbolicznie z Jezusem Chrystusem i przypisuje jej także symbol Nowego Stworzenia, nowego początku. Możemy powiedzieć, że 7 i 8 to w symbolice chrześcijańskiej cyfry szczególnie święte, pierwsza związana jest z Bogiem Ojcem, druga z Jezusem Chrystusem. Czasem, dla zintensyfikowania symbolicznej wymowy siódemki, stosowano jej wielokrotność „siedemdziesiąt” lub „siedemdziesiąt siedem” (Rdz 4, 24). W Biblii w celu szczególnego uwydatnienia występuje też trzykrotne powtórzenie, swoisty stopień najwyższy w hymnie serafów: Święty, Święty, Święty.

Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że liczby 777 i 888 nie pojawiają się wprost ani w Biblii, ani w tradycji judaistycznej. Dopiero w późniejszych pozabiblijnych pismach teologicznych znajdziemy pomysły, że na przykład 777 reprezentuje potrójną doskonałość Trójcy. Pasjonaci gematrycznej interpretacji Pisma Świętego (która przywiązuje wagę do wartości liczbowej wyrazów greckich lub hebrajskich), powstałej przez zsumowanie wartości liczbowej poszczególnych liter (ponieważ litery alfabetu były zarazem cyframi), zwrócili uwagę na fakt, że liczbowa wartość imienia Jezus w wersji greckiej to właśnie 888 (jota = 10; eta = 8; sigma = 200; omikron = 70; ypsilon, = 400, sigma = 200, czyli suma 10 + 8 + 200 + 70 + 400 + 200 = 888). Stąd już tylko krok do snucia dalszych hipotez. Powtórzę jednak raz jeszcze: potrójna siódemka i potrójna ósemka pojawiają się jako liczby Boga Ojca i Jezusa Chrystusa nie w Biblii, ale w późniejszych spekulacjach, niejako per analogiam do występującej w Biblii liczby Bestii, czyli potrójnej szóstki.

Liczba Bestii

Wielu ludziom spędzała sen z powiek zagadka, co Jan miał na myśli, pisząc: “Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: 666” (Ap 13,18). Czy liczba 666 zawiera zakodowaną informację o tożsamości Antychrysta, którą powinniśmy „odkodować”, aby wiedzieć skąd płynie zagrożenie? Na ten temat pisano i wysnuwano najbardziej fantastyczne teorie, których omówienie zajęłoby wiele stron. Gwoli przykładu i ilustracji podam jedynie kilka z nich:

Najstarsza interpretacja tego wersetu zakłada, że chodzi o Nerona, który jak wiadomo prześladował chrześcijan. Jeśli grecką formę imienia Neron (z końcowym “n”) i słowo “kesar” (cesarz) zapiszemy hebrajskimi spółgłoskami, po zsumowaniu liczb odpowiadających poszczególnym literom, otrzymamy 666. Natomiast przy użyciu formy Nero (bez końcowego “n”) otrzymamy liczbę 616, która także pasuje, jeśli przyjmiemy wariant z niektórych manuskryptów. Neron, którego popularny wizerunek szalonego zbrodniarza na tronie zakorzenił się w naszej świadomości m.in. dzięki “Quo vadis”, mógł niewątpliwie dla autora Apokalipsy stanowić symbol Antychrysta. Osobiście uważam jednak, że poszukiwanie rozwiązań gematrycznych w egzegezie, jest błądzeniem po manowcach. Gematria jest metodą typową raczej dla znacznie późniejszych kabalistycznych i ezoterycznych egzegez niektórych rabinów, a rzekoma popularność gematrii w czasach kształtowania się Nowego Testamentu budzi wątpliwości, jakkolwiek niektórzy (np. Ireneusz Kania czy prof. Andrzej Wierciński) promują ten pogląd.

Z kolei w pewnych radykalnych kręgach protestanckich, w których istnieje tradycja utożsamiania Antychrysta z papiestwem, szukano sposobu na powiązanie z liczbą 666 biskupa Rzymu. Można wręcz stwierdzić, że publicyści antykatoliccy wykazywali się wielką kreatywnością. W starożytnej grece słowo określające człowieka posługującego się łaciną brzmi: “lateinos”, co według greckich odpowiedników liczbowych daje nam 666 (l=30; a=1; t=300; e=5; i=10; n=50; o=70; s=200). Ta interpretacja była już znana Ireneuszowi z Lyonu, ale dla niego oznaczała oczywiście imperialny Rzym, a nie Watykan. Jeśli zaś posłużymy się alfabetem hebrajskim, można uzyskać wynik 666 przy wyrażeniach “królestwo rzymskie” i “Rzymianin”. Podkreślano również, że określenie “Vicarius Filii Dei” używane w stosunku do papieża, po podsumowaniu liczbami rzymskimi także daje 666.

Nie zabrakło prób przypisywania liczby Bestii prezydentom USA. Podobno we wczesnych latach sześćdziesiątych kilku pisarzy protestanckich twierdziło, że Antychrystem jest John F. Kennedy, który na Konwencie Demokratów uzyskał 666 głosów. Przekonanie to było tak silne, że w 1963 oczekiwano, że podniesie się on z trumny, spełniając apokaliptyczne proroctwo o śmiertelnie zranionej głowie, która została cudownie uzdrowiona. W latach osiemdziesiątych natomiast zauważono, że Ronald Wilson Reagan to trzy słowa po sześć liter. Dodatkowo mieszkał on przez jakiś czas w posiadłości pod numerem 666. Obecnie w różny sposób próbuje się wykazać, że autor Apokalipsy miał na myśli Baracka Obamę (jak widać nie ma znaczenia, czy prezydent jest republikaninem czy demokratą).

A może system bankowy?

Pojawiła się też hipoteza, że liczba 666 oznacza ogólnoświatowy system bankowy, ponieważ w 1 Krl 10,14 i 2 Krn 9, 13 jest mowa o rocznych dochodach Salomona wynoszących 666 talentów złota. Inna teoria zakłada, że liczba 666 symbolizuje jakąś formę obowiązkowego systemu identyfikacji tożsamości, na przykład kod paskowy, tatuaż albo wszczepiony miniaturowy układ elektroniczny.

Jak widać wyobraźnia ludzka nie zna granic, a jeśli się czegoś bardzo chce, zawsze można to “udowodnić”. Liczba 666 znalazła więc swoje miejsce także w kulturze popularnej. W filmie “Omen” Antychryst urodził się 6-ego czerwca 1966 roku. W filmie „Dzień sądu” ze Schwarzeneggerem, datą przyjścia Antychrysta jest rok 1999, bo jak się odwróci tę liczbę “do góry nogami”, otrzymamy 666.

Symbol ludzkości

Ja osobiście preferuję hipotezę, że liczba ta symbolizuje ducha Antychrysta (por. 1 J 4, 3), a więc coś, co Jan Paweł II nazywał cywilizacją śmierci. W Ap pojawia się stwierdzenie, że 666 jest „liczbą człowieka” (arithmos gar anthropou estin), nie musi to jednak oznaczać, że należy szukać Antychrysta jako konkretnego przedstawiciela rodzaju ludzkiego. Niewykluczone, że greckie słowo „anthropos” ma w Ap 13, 18 charakter rodzajowy, a wówczas mogłoby być tłumaczone jako “ludzkość”. W takim sensie słowo “człowiek” pojawia się choćby w Ap 16,18, co wspiera argument, że liczba 666 symbolicznie odnosi się do ludzkości, a nie do jednostki. Warto tu zauważyć, że szósty dzień Stworzenia to dzień, gdy został powołany do istnienia człowiek. Tu mamy zwielokrotnienie szóstki, jakby człowiek wyniesiony został do rangi absolutnej. Pierwsza pokusa Węża skierowana do ludzi brzmiała: “Będziecie jak bogowie, decydujący o tym, co jest dobre a co złe” (słowo “jada” – poznać, można przetłumaczyć właśnie jako “decydować”). Od tego momentu ludzkość ciągle ulegała pokusie budowania cywilizacji bez Boga. Czy współczesna cywilizacja nie jest właśnie urzeczywistnianiem tego pierwotnego grzechu? A taki świat, w którym ludzie ośmielają się decydować, co jest dobrem, a co złem (głosząc np., że aborcja jest, w pewnych przypadkach, „dobrem”), może być nazwany cywilizacją Antychrysta. Liczba 666 byłaby więc symbolem ludzkości, która uległa zgubnej iluzji stawiania siebie w miejsce Boga. Ale to także oczywiście tylko hipoteza.

Roman Zając

http://www.katolik.pl/liczby-boga-i-liczba-bestii,23343,416,cz.html

********

ks. Marek Dziewiecki

Ku wolności

Don Bosco

Wszystko, czym Bóg nas obdarza, jest prawdziwe. Nasza wolność jest równie prawdziwa, jak nasze istnienie.
Nie jesteśmy w stanie płynąć żaglówką pod silny wiatr, ale jesteśmy w stanie postępować inaczej niż chcą tego popędy, instynkty, hormony, znajomi czy dominujące ideologie. Wolność jest prawdziwa właśnie dlatego, że nie da się nikogo przymusić do życia w wolności.

Podobnie, jak inne umiejętności, tak też i wolność wymaga wychowania i czujności. Człowiek może aż tak źle korzystać z wolności, że ją straci i popadnie w śmiertelne uzależnienia. Zadaniem rodziców i innych wychowawców jest demaskowanie modnych wśród młodzieży mitów na temat wolności. Pierwszym z nich jest przekonanie, że człowiek wolny to ktoś, kto żyje w wolnym, demokratycznym państwie. Kto tak myśli, ten myli wolność zewnętrzną z wolnością osobistą. Wielu ludzi bezkrytycznie wierzy w to, że wystarczy wprowadzić w danym państwie ustrój demokratyczny i na drugi dzień wszyscy obywatele będą już “wolni”. W podobnie magiczny sposób myśleli “naukowcy” marksistowscy, którzy twierdzili, że wprowadzenie ustroju socjalistycznego sprawi, iż wśród obywateli będziemy mieli samych “bohaterów socjalizmu”. Rzeczywistość przeczy takim magicznym oczekiwaniom. To właśnie w demokracjach liberalnych są miliony ludzi uzależnionych od substancji, osób czy bodźców. Wolność osobista jest arystokratyczna, gdyż osiągają ją nieliczni. Najlepszym gwarantem tej wolności jest solidne wychowanie, a nie ustrój.

Mit drugi, to przekonanie, że być wolnym, to robić to, co się chce. To skutek odrywania wolności od miłości, prawdy, odpowiedzialności, sumienia, norm moralnych i zdrowego rozsądku. Błąd polega tu na uznaniu wolności za najwyższą wartość. Gdyby wolność polegała na czynieniu tego, na co ma się w danym momencie ochotę, to najbardziej “wolne” byłyby niemowlęta oraz najgroźniejsi przestępcy. Kto kieruje się tego typu filozofią życia, w rzeczywistości nie robi tego, co chce, a jedynie to, co chce się jego ciału, jego popędom czy jego emocjom. Taki człowiek popada w nałogi, gdyż uzależniony to ktoś, kto robi to, czego nie chce, gdyż wcześniej robił to, co chciał. Mylenie miłości z samowolą, to efekt tchórzostwa wobec prawdy o człowieku, o realiach jego życia i o wymaganiach, jakie płyną z miłości i odpowiedzialności.

Mit trzeci, to przekonanie, że wolny jest ten, kto się do niczego nie zobowiązuje. Jest to postawienie sprawy na głowie, gdyż wolność nie polega na powstrzymywaniu się od zobowiązań, lecz przeciwnie – na zobowiązywaniu się do czegoś. Gdy udamy się do banku po pożyczkę z naszym psem jako żyrantem, to pracownik banku wyjaśni, że żadne zwierzę nie może być żyrantem, gdyż zwierzęta nie są w stanie przyjąć na siebie żadnych zobowiązań. Z wolnością jest tak, jak z pieniędzmi: w obydwu przypadkach mamy do czynienia z wartościami względnymi. Faktycznie posiadamy tylko te pieniądze, które wydajemy. Zamieniamy wtedy symbol na realne dobra: ubranie, jedzenie, książkę. Podobnie wolni jesteśmy tylko na tyle, na ile potrafimy wyrazić wolność poprzez dobrowolnie podjęte i wiernie wypełniane zobowiązania. Tak, jak myśl wyraża się poprzez słowo, tak wolność wyraża się poprzez działanie, które wynika z podjętych zobowiązań. Kto powstrzymuje się od zobowiązań, ten rezygnuje z wolności. Taki człowiek nie różni się od zwierząt, które też do niczego się nie zobowiązują.

Mit czwarty, to przekonanie, że jedyną granicą mojej wolności jest wolność drugiego człowieka. Na pierwszy rzut oka takie przekonanie wydawać się może sensowne, a nawet mądre. Tymczasem jest ono sprzeczne z oczywistymi faktami i prowadzi do bolesnych konsekwencji. Po pierwsze, jeśli granicą mojej wolności jest tylko to, by nie naruszać czyjejś wolności, to moja wolność wobec mnie samego nie powinna być niczym ograniczona. Przyjmując tego typu logikę, musielibyśmy uznać zasadę, że każdy człowiek może, na przykład, popełnić samobójstwo na oczach tłumu i nikt nie ma prawa interweniować, bo przecież samobójca nie narusza wolności innych ludzi. Z kolei rodzice nie mogliby niczego zakazać swoim dzieciom, na przykład brania narkotyków, by “nie naruszać” wolności syna czy córki. Tymczasem człowiek mądry wie, że w niektórych sytuacjach “naruszanie” wolności drugiej osoby może tejże osobie uratować życie. Największą wartością jest bowiem człowiek, a nie jego wolność. Nie istnieje wolność bez człowieka. To nie wolność ma być wolna, lecz człowiek.

Biblia dostarcza nam precyzyjnego opisu dojrzałej wolności. Jeśli chcesz być człowiekiem wolnym, to najpierw nie rób tego, co krzywdzi ciebie lub innych. W szczególności nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie kłam! Nie stawiaj w miejsce Boga ani samego siebie, ani innego człowieka, ani żadnej rzeczy! Ale to nie wszystko. Jeśli chcesz być w pełni wolnym człowiekiem, to czyń dobro! Kochaj! Kochaj Boga nade wszystko, a drugiego człowieka aż tak, jak  chcesz  kochać samego siebie! Szanuj rodziców! Przebaczaj! Bądź  cierpliwy! Zło w sobie i wokół zwyciężaj dobrem!

Człowiek wolny to ktoś, kto używa swojej wolności wyłącznie po to, by żyć w sposób błogosławiony, czyli kochać.
ks. Marek Dziewiecki

http://www.katolik.pl/ku-wolnosci,2197,416,cz.html

*******

ks. Jerzy Olszówka SDS

Sprawiedliwość jako zasada współżycia między ludźmi

materiał własny

Sprawiedliwość jako zasada współżycia między ludźmi

“Sprawiedliwość jest cnotą moralną, która polega na stałej i trwałej woli oddawania Bogu i bliźniemu tego, co im się należy. Sprawiedliwość w stosunku do Boga nazywana jest “cnotą religijności”. W stosunku do ludzi uzdalnia ona do poszanowania praw każdego i do wprowadzenia w stosunkach ludzkich harmonii, która sprzyja bezstronności względem osób i dobra wspólnego. Człowiek sprawiedliwy, często wspominany w Piśmie świętym, wyróżnia się stałą uczciwością swoich myśli i prawością swojego postępowania w stosunku do bliźniego”. (KKK 1807)

Ze słowem “sprawiedliwość” kojarzy się przede wszystkim pewien porządek prawny: sędzia czyni zadość sprawiedliwości, sprawiając tym samym, że zostaje przywrócony szacunek dla prawa. Pojęcie moralne sprawiedliwości jest znacznie szersze: sprawiedliwość polega na tym, że oddaje się każdemu to, co mu się należy, nawet, gdy ta należność nie jest dokładnie określona przez prawo. W prawie naturalnym obowiązek przestrzegania sprawiedliwości sprowadza się ostatecznie do tego, by była zachowana równość przy wszystkich zmianach i podziałach.

W świetle Biblii sprawiedliwość stanowi jeden z podstawowych przymiotów Boga oraz pozostaje ideałem dla człowieka. Formuła “oddania każdemu tego, co mu się słusznie należy” nie wyczerpuje całej treści hebrajskiego słowa sedaqa. Wszyscy autorzy biblijni są mocno przekonani, że Bóg jest sprawiedliwy i zawsze postępuje zgodnie ze sprawiedliwością. Przejawem sprawiedliwości Boga są min.: opieka nad Izraelem, troska o jego wolność, poskromienie nieprzyjaciół, wyprowadzenie z niewoli egipskiej. Bóg w swojej sprawiedliwości jest obrońcą i opiekunem ubogich, wdów, sierot, niesie pomoc pokrzywdzonym. Boża sprawiedliwość ratuje wreszcie człowieka z jeszcze większej niedoli niż prześladowania i bieda, a mianowicie z nędzy grzechu. Nikt nie może uchodzić za sprawiedliwego przed Bogiem na podstawie własnych dobrych czynów, postów i modlitw, jeśli Bóg nie odpuści mu grzechów (por. Ps 103,14n). Dziełem sprawiedliwości Boga jest także sąd nad człowiekiem, a ostatecznym dziełem tej sprawiedliwości będzie oddzielenie błogosławionych i sprawiedliwych od przeklętych i odpowiednia odpłata za dokonane czyny (por. Mt 25, 31 – 46).

Sprawiedliwość człowieka, zgodnie z ideałem Bożej sprawiedliwości, oznacza posłuszeństwo Bożemu prawu oraz wrażliwość na problemy człowieka, któremu należy przyjść z pomocą. W Piśmie świętym znajdujemy wiele przykładów realizowania tak pojętej sprawiedliwości. Sprawiedliwy Hiob jest wierny Bogu zarówno w chwilach pomyślności jak i w czasie cierpień i pokus. Siedmiu braci machabejskich wolało wraz z matką oddać życie niż złamać prawo Boże (por. 2 Mch 7), Józef, poślubiony Maryi, zyskuje uznanie za swą sprawiedliwość, ponieważ jest posłuszny nie tylko powszechnie znanemu prawu Bożemu, ale z całkowitym zaufaniem spełnia wolę Boga objawioną w postaci niezwykłych poleceń, których sensu nie jest w stanie nawet po części odkryć (por. Mt 1,18 – 25).

Wypaczeniem tak pojętej sprawiedliwości jest postawa faryzeuszów i uczonych w Piśmie, którzy trzymając się litery prawa zagubili jego istotę, którą było dobro człowieka (por. J 7,19 – 24; Mt 12, 1 – 13). Jezus odrzuca taką formalistyczna sprawiedliwość i ostrzega nawet swoich uczniów, że jeśli ich sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdą do królestwa niebieskiego (por. Mt 5,20). Większa sprawiedliwość uczniów ma oznaczać, że będą pełnić wolę Bożą kierując się miłością. Dla Jezusa postępować sprawiedliwie znaczy spieszyć z pomocą: podać chleb głodnym, odwiedzić i uwolnić więźniów, podtrzymać złamanych na duchu, przyodziać nagich, przyjąć do domu tułaczy (por. Iz 58,6n; 61,1; Ps 146,6-8; Mt 25,35n; Łk 4,18). Tak pojęta sprawiedliwość, już utożsamiając się z miłością i doskonałością moralną jest dziełem łaski Bożej w człowieku i owocem wiary w Chrystusa (por. Ga 2,16 – 21; Rz 1,17; Hbr 11,4.7.33n).

Sprawiedliwość jako podstawowa zasada współżycia między ludźmi polega na oddawaniu każdemu tego, co mu się należy. Od wieków stanowi centralną wartość etyczną i religijną, a przez wielu jest uważana za najważniejszą z cnót i źródło wszystkich innych. Spotykamy się z wieloma koncepcjami sprawiedliwości. Najpowszechniejsze można by streścić w następujących formułach: każdemu to samo, każdemu według jego zasług, każdemu według jego dzieł, każdemu według jego potrzeb, każdemu według jego pozycji, każdemu według tego, co mu przyznaje prawo. Koncepcji tych nie sposób ze sobą pogodzić. Zawierają one jednak pewien element wspólny – jest nim postulat jednakowego traktowania ludzi równych z pewnego punktu widzenia. Każda z tych koncepcji wybiera jednak inny punkt widzenia i inna kategorię uważa za istotną, np. zasługi, potrzeby, pozycja społeczna itp. Wybór danej kategorii zależy od uprzedniego przyjęcia pewnej skali wartości i określonej wizji świata. Każda więc koncepcja sprawiedliwości jest w pewnym sensie streszczeniem światopoglądu.

Pojęcie sprawiedliwości oparte jest na idei równości. Ludzie są sobie równi jednak nie tylko w obrębie określonych kategorii, ale ta równość sięga głębiej – sięga fundamentów człowieczeństwa. Każdy człowiek jest osobą i ten właśnie fakt zrównuje wszystkich pod względem praw i obowiązków. Osobie ludzkiej jako najwyższej wartości na ziemi, a z perspektywy teologicznej jako istocie będącej obrazem Stwórcy, przysługuje niezbywalna godność. To właśnie owa godność uzasadnia tzw. prawa człowieka oraz odpowiadające im obowiązki. Zaliczamy do nich: prawo do życia, do dobrego imienia, do wolności sumienia i religii, do wolnego wyboru stanu i swobody życia rodzinnego, do swobodnego podejmowania pracy zarobkowej, odpowiednich warunków pracy, sprawiedliwej płacy, do własności, do zrzeszania się, do emigracji itd. Ponieważ prawa te są powszechne i nienaruszalne, nie można się ich zrzec.

Rodzaje sprawiedliwości

Zasady sprawiedliwości spełniają istotną rolę w porządkowaniu życia społeczności ludzkiej. Regulują one rozmaite relacje międzyludzkie: między pojedynczymi ludźmi, między jednostką a społeczeństwem, między poszczególnymi społeczeństwami.

Sprawiedliwość wymienna (zamienna)
reguluje stosunki między osobami fizycznymi według zasady równości między tym, co dajemy, a tym, co otrzymujemy. Skoro jedna osoba ma prawo do jakiegoś dobra – druga powinna je uiścić.

Sprawiedliwość legalna (prawna)
zachodzi między społeczeństwem jako całością a podporządkowanymi mu członkami. Poprzez prawa mające na celu dobro wspólne określa obowiązki obywateli, rodzin, jednostek gospodarczych, itp. względem społeczeństwa, czyli inaczej mówiąc określa obowiązki obywateli względem państwa.

Sprawiedliwość rozdzielcza
określa obowiązki społeczeństwa wobec swych członków, tzn. reguluje wymiar dóbr, przywilejów i świadczeń należnych jednostce ze strony społeczeństwa, a więc ustala obowiązki państwa wobec obywateli.

Sprawiedliwość społeczna,
w przeciwieństwie do wcześniej wymienionych, których podmiotem były ściśle wyznaczone prawa, mocniej akcentuje prawa i obowiązki wypływające ze społecznej natury człowieka. Opiera się ona wprawdzie na sprawiedliwości wymiennej, legalnej i rozdzielczej, lecz jest podstawą nie jest zasada “świadczenie za świadczenie”, nie oblicza wszystkiego według bezwzględnej równości. Zwraca ona uwagę przede wszystkim na gospodarczo i politycznie słabych, którzy wprawdzie niewiele mogą dać, jednak w stosunku do społeczności i do ludzi posiadających mają naturalne prawa. Kluczowym problemem sprawiedliwości społecznej w zakresie pracy jest zagadnienie sprawiedliwej płacy. Wynagrodzenie za pracę jest bowiem konkretnym środkiem, dzięki któremu większość ludzi korzysta z dóbr majątku społecznego. Zgodnie z zasadą sprawiedliwości wymiennej wynagrodzenie powinno być proporcjonalne do świadczenia. Pracownika trzeba widzieć jednak nie tylko w relacji do pracodawcy, ale również w szerszym kontekście jako np. żywiciela rodziny, dlatego wydajność pracy nie może być jedyną podstawą określenia jego płacy. Wobec tego za sprawiedliwą uznaje się taką płacę, która wystarcza na zapewnienie poziomu życia godnego człowieka, na założenie i utrzymanie rodziny oraz na zabezpieczenie jej przyszłości. Nakazem sprawiedliwości społecznej jest ponadto dążenie do pełnego zatrudnienia, przeciwdziałanie tworzeniu się uprzywilejowanych grup społecznych, udostępnianie dóbr i usług kulturalnych jak największej liczbie obywateli, likwidowanie dysproporcji między poszczególnymi okręgami gospodarczymi danego kraju i sektorami gospodarki np. handel i rolnictwo. Wszyscy pracownicy mają też prawo do uczestniczenia w zarządzaniu przedsiębiorstwami i do osobistego doskonalenia się przez wykonywaną pracę.

Zasady sprawiedliwości społecznej dotyczą również relacji międzynarodowych. Każde państwo ma prawo do istnienia i rozwoju, dlatego w stosunkach między nimi niedopuszczalna jest jakakolwiek forma dyskryminacji. Dotyczy to w szczególności stosunków między państwami bogatymi a opóźnionymi w rozwoju. Na skutek niewłaściwych relacji cen w wymianie handlowej dysproporcje między ich poziomem gospodarczego rozwoju stale się powiększają. A zatem wymogiem sprawiedliwości społecznej w zakresie umów międzynarodowych jest równość warunków handlowych między partnerami. Ponieważ własność jest nie tylko prawem, ale stwarza również obowiązki, państwa zamożniejsze powinny spieszyć z pomocą krajom biednym. Wszelkie niszczenie produktów dla utrzymania ich wysokich cen jest poważnym wykroczeniem przeciw sprawiedliwości społecznej.

Skróty:
KKK – Katechizm Kościoła Katolickiego

Opracował ks. Jerzy Olszówka SDS

http://www.katolik.pl/sprawiedliwosc-jako-zasada-wspolzycia-miedzy-ludzmi,688,416,cz.html

*********

 

ks. Krzysztof Grzywocz

Poprosić sny o pomoc

Życie Duchowe


 

Czy nie jest to wszystkim ludziom wiadome,
że Bóg może objawić się człowiekowi najlepiej poprzez sen?
(Tertulian)

Dostrzec szczęście, gdy przychodzi

A gdyby człowiek nie poprosił, czy wtedy sny mogłyby odmówić pomocy? Czy mogłyby zakłócić jego rozwój? Dojrzałość nie pojawia się automatycznie – rozwój człowieka jest zawsze dramatyczny. Ludzkie ciało, rozum, emocje i uczucia, sny i wyobraźnia mogą pomóc na drodze do pełni, mogą go też zakłócić czy nawet zniszczyć. Rozumem można próbować uzasadnić największe patologie, pod wpływem agresji można zabić albo uratować życie, ta sama ręka przytula albo znieważa. Trzeba poprosić o pomoc. Za progiem tego słowa kryje się akceptacja, zaufanie, umiejętność posługiwania się danym “narzędziem”, a nade wszystko rozpoznanie celu, dla którego zostało dane. Ofiarowane narzędzie nie jest celem – tragicznym błędem jest tworzenie kultu ciała, religii rozumu, adorowanie uczuć czy snów. Poprosić o pomoc, aby “dostrzec szczęście, gdy przychodzi” (por. Jr 17, 6).

Nieprzespane sny

Rozróżnienie faktu od jego interpretacji odnosi się niezwykle wyraźnie do wydarzenia snu. Faktem jest, że istnieją sny. Opowiadamy o nich, nieraz długo pamiętamy ich treść. Z drugiej strony istnieje wiele interpretacji, teorii dotyczących zjawiska snu – jego powstania, zawartości, znaczenia, wpływu na życie. W ramach tylko jednej z teorii na wiele sposobów można interpretować konkretny sen. Podejścia do zjawiska snu krążą pomiędzy dwoma skrajnymi biegunami: z jednej strony – całkowite lekceważenie snów, niebranie ich pod uwagę w całej dynamice rozwoju człowieka -nieraz ośmieszanie, a z drugiej – ryzykowny kult snów, zbyt mocno uzależniający decyzje życiowe od często naiwnie i magicznie interpretowanej jego symboliki.

Biblia nie lekceważy snów. Zarówno Stary, jak i Nowy Testament często traktują sny jako miejsca doświadczenia obecności Boga. Wielkie decyzje są tu wielokrotnie podejmowane we śnie. Również w nauczaniu Ojców Kościoła wiele uwagi poświęcono temu zagadnieniu. Współczesna psychologia traktuje sny jako jeden z podstawowych materiałów w służbie zrozumienia i pomocy człowiekowi.

W wielu teoriach sen jest uznawany za wytwór człowieka w dużym stopniu wolny od mechanizmów obronnych. To moja świadomość, lub raczej podświadomość, tworzy obrazy senne, pokazując tym samym niejako prawdziwy stan mojego wnętrza, głębokiego “ja”, które ma duży wpływ na kreowanie moich zewnętrznych spostrzeżeń, reakcji i decyzji. Sen jest bardziej wolny od iluzji, które w dużym stopniu zniekształcają doświadczenie rzeczywistości. W tym znaczeniu sny mogą być niejako lustrem, w którym mogę zobaczyć swoją twarz – prawdę o sobie. W Sonetach dla Orfeusza Rainer M. Rilke pisał:

Choćby odbicie wodne
zmąciło kształty swoje
nie trać obrazu[1].

Sen pozwala poznać swój obraz. Ważne jest uchwycenie, na ile sen współbrzmi z rzeczywistością poza nim. Co mogą oznaczać na przykład sny osoby na zewnątrz nadzwyczaj spokojnej, która we śnie jest często niezwykle brutalna? Jak zrozumieć brak motywów religijnych u osób wierzących? Dla Jana Kasjana sen jest istotnym kryterium w ocenie dojrzałości człowieka. W jego sześciostopniowej skali, oceniającej dojrzałość mnicha w cnocie czystości, to, co dzieje się z seksualnością we śnie, zajmuje, jako kryterium, najwyższą pozycję[2].

Należy także odróżnić sen od jego interpretacji. Interpretacji snu nie dokonuje się zazwyczaj we śnie, lecz po przebudzeniu. Może więc być dokonywana w świetle mechanizmów obronnych. Sen jako fakt jest w tym znaczeniu obiektywny, jego interpretacja – subiektywna.

Pojawienie się we śnie umierającej, bliskiej osoby nie musi oznaczać zapowiedzi jej śmierci, ryzykowna jazda na nartach nie musi być zwiastunem mniej lub bardziej ukrytych myśli samobójczych, a przytulenie do kobiety – znacznych zaniedbań w integracji seksualnej. Sny są pełne symboli, często podobne do przypowieści i dlatego nie muszą ograniczać się tylko do jednej interpretacji. Bywa pewnie i tak, że celem pojawienia się snu nie jest jego precyzyjne zrozumienie, interpretacja, lecz danie wewnętrznego światła, nastroju, energii, które przenikną życie.

Jeżeli sam człowiek jest autorem swoich snów, gdzie więc miejsce dla Boga? Jedno nie wyklucza drugiego (gratia perficit naturam). Przez sen mówi Bóg i człowiek. Nawet jeżeli w tej “produkcji” akcent pada na człowieka, Bóg nie pozostaje niemy. Mówi: “zobacz, jakie jest twoje wnętrze, nie bój się skonfrontować z prawdą o sobie, od której uciekasz”. Bóg może pomóc w odkryciu właściwej interpretacji snu i zintegrować go z życiem. Bywa, że akcent w wyjątkowy sposób pada na Boga, który przez sen przekazuje szczególne posłannictwo, zadanie, słowo. Sny o takim nadprzyrodzonym charakterze wydają się rzadkie i potrzeba dobrego rozeznania, aby je odróżnić od innych. Często się zdarza, że ludzie zbyt pospiesznie dopatrują się w swoich snach nadprzyrodzonej interwencji Boga i własnym słowom, myślom przypisują boskie znaczenie.

Sen jest więc szczególną, cenną własnością człowieka. Można przespać sny, tak jak się przesypia wartościową sztukę teatralną albo przyjacielskie spotkanie. Można coś wtedy stracić, bezpowrotnie zagubić i nie uciec do “Egiptu” albo z niego nie powrócić.

Jak radzić się snów

Doceniając wartość snów, postawmy pytanie, w jaki sposób wykorzystać je dla rozwoju życia duchowego? Czy istnieją jakieś reguły? Zbierając doświadczenia wielu pokoleń, można wyróżnić niektóre z nich:

1. Jeżeli oczekuję od snu konfrontacji z prawdą, to ważne jest, jak zagospodaruję czas przed snem. Wierzę, że słowo Boże jest słowem prawdy, w świetle którego mogę odróżnić prawdę od fałszu. To, co staje u bramy snu, przenika nas, gdy zasypiamy. Jeżeli zasypiamy po obejrzeniu brutalnego, przenikniętego lękiem i agresją filmu, wtedy przyjęte treści zapadają głęboko w świadomość i podświadomość i mają istotny wpływ na życie i sny. Słuchając przed snem słowa Bożego, pozwalam, aby ono – jak ziarno, które wpadło w ziemię – przeniknęło moją głębię (wewnętrzne “niebo i piekło”), rozświetliło wnętrze i doszło do samego kresu mojej tajemnicy. Żyjemy ostatecznie słowem Bożym, a nie snami. Ono zapada najgłębiej. Sen, który być może zrodzi się w świetle obecnego we mnie słowa, pełniej ukaże stan mojego wnętrza. Łatwiej będzie mi wtedy o poranku zrozumieć sens danego mi słowa Bożego. Niesiemy odpowiedzialność za nasze wnętrze – skarby naszego serca. Przyjęcie słowa Bożego przed snem jest jedną z form tej odpowiedzialności.

2. Można przed snem poprosić w modlitwie o sen: o nieprzespanie snu, odwagę jego narodzenia i przyjęcia, właściwą interpretację.

3. W dobrym przeżywaniu snów pomaga ich zapisywanie. Dzięki zapisywaniu stajemy się bardziej wrażliwi na tę rzeczywistość w nas. Częściej wtedy pamiętamy sny – nie tylko ich małe fragmenty, ale całość. Zapisywanie snów ma także wpływ na tworzenie nowych.

4. Obok obrazów, wydarzeń i scen, jakie urzeczywistniają się w snach, równie istotne są uczucia, nastroje, jakie im towarzyszą. Być może to obrazy towarzyszą uczuciom, a nie uczucia obrazom. Ważne jest uchwycenie atmosfery, zarejestrowanie emocji – jak czuję się w tym śnie, jak czuję się po przebudzeniu, czy ten sen jest integrujący czy destrukcyjny?

Istnieją we śnie dwie warstwy: obiektywna i subiektywna. Obiektywna odnosi się do rzeczywistości, w której żyję albo żyłem. Co mówi ten sen o mojej pracy, rodzinie, przyjaźniach, przeszłości i przyszłości? Co mówi Bóg przez ten sen? Co mówią moi bliscy? Czy dopuszczam możliwość kuszenia? W wymiarze subiektywnym dochodzi do głosu sposób przeżywania rzeczywistości obiektywnej. Dlaczego nieświadomie wybrałem akurat te postaci z mojego życia, jakie słowa włożyłem w ich usta? Co to mówi o mnie? Być może postaci i przedmioty ze snu to części mojej osoby, fragmenty mojego wnętrza. Te dwa wymiary, obiektywny i subiektywny, stykają i przenikają się wzajemnie.

5. Należy łączyć sny z aktualną sytuacją życiową. W jakim momencie życia pojawia się dany sen? Co wydarzyło się przed jego pojawieniem, co ma się wydarzyć jutro, czy za kilka dni? Sen jest zawsze częścią większej całości.

6. Nie należy spieszyć się z interpretacją snu. W Biblii panuje przekonanie, że “wyjaśnianie snów jest sprawą Bożą” (por. Rdz 40, 8). Tylko to, co włączone w dialog, rozwija się poprawnie. Tylko to, co otoczone rozmową, może być interpretowane właściwie. Ten dialog dotyczy nade wszystko Boga. Sen powinien stać się częścią modlitwy. Rozmawiając z Bogiem o moim śnie, zapraszam Go tym samym w świat mojego wnętrza, które w Jego świetle może być dobrze zinterpretowane, Jego mocą uzdrowione i przemienione.

Rozważając słowo Boże, przeznaczone na dany dzień, pozwalam, aby Jego światło padło także i na moje sny. Czy istnieje związek pomiędzy słowem Bożym a moimi snami?

7. Do dialogu o snach powinien zostać zaproszony drugi człowiek. W jego spojrzeniu, jak w zwierciadle, można inaczej skonfrontować się z wydarzeniem swojego snu. Z boku, z dystansu, łatwiej jest zrozumieć sens poszczególnych wydarzeń. Szczególne miejsce ma tutaj przyjaciel, psycholog czy kierownik duchowy.

8. Trwając w dialogu z Bogiem i człowiekiem, można dalej – już na jawie – tworzyć scenariusz ze snu. Gdy dla przykładu we śnie nie potrafię wejść na wysoką górę, mogę – już teraz w nowym scenariuszu – tego wejścia dokonać. Ta kontynuacja lub zmiana scenariusza snu może mieć wpływ na zmianę wewnętrznych, głęboko zakodowanych przekonań – może mieć na przykład wpływ na korektę wewnętrznej tezy: “i tak w życiu niczego nie osiągnę, i tak mi się nic nie uda”. Taka zmiana scenariusza – na zasadzie sprzężenia zwrotnego – dotyka i przeobraża nasze sny, tzn. zapada głęboko i ma wpływ na nasze postawy i decyzje życiowe.

9. Należy być ostrożnym nie tylko ze zbyt pospieszną interpretacją treści snu, lecz także z rozumieniem na przykład częstotliwości występowania snów, braku snu, pojawiania albo niepojawiania się snów o określonej treści. Brak snu, w którym występowałby papież, nie musi świadczyć o antyrzymskim nastawieniu, a brak wątków biblijnych – o słabej wierze.

Wszystkie wymienione tu zasady wykorzystania snu łączy jeden wspólny mianownik: troska o świętość, która wyraża się w przykazaniu miłości Boga i bliźniego swego jak siebie samego. Wszystko inne – także sny – służą temu przykazaniu. Chrześcijaństwo nie jest religią snów, ale koncentruje się wokół Boga, który w Chrystusie przychodzi do człowieka. Bóg, który stał się człowiekiem, podobnym do nas we wszystkim, oprócz grzechu, może przemówić do nas przez wszystko – także przez sen.

__________________

[1] R. M. Rilke, Poezje, tłum. M. Jastrun, Kraków 1987, s. 255.
[2] Jan Kasjan, De institutiscoenobiorum et de octo vitiorum principalium remediis, Paris 1965, XII, 7.

ks. Krzysztof Grzywocz


http://www.katolik.pl/poprosic-sny-o-pomoc,2670,416,cz.html?s=3
*********
ks. Krzysztof Mierzejewski

Siedem darów łaski

Wieczernik

Sakramenty wtajemniczenia odpowiadają zrodzeniu człowieka i jego wzrostowi, sakramenty uzdrowienia – leczeniu ran i chorób, sakramenty służące komunii i posłaniu wiernych – jego życiowej misji
Każdy z nas od dzieciństwa, a ściślej rzecz biorąc od przygotowań do Pierwszej Komunii świętej dobrze wie, że jest siedem sakramentów. Doświadczenie katechetyczne pokazuje, że nawet mniej rozgarnięci uczniowie potrafią je wymienić. Nie każdy jednak wie, że nie zawsze tak było. Liczba siedem jako liczba sakramentów ustanowionych przez Chrystusa i udzielanych w Kościele jest przedmiotem wiary dopiero od II Soboru Lyońskiego (1274). Do XIII wieku kwestia ta pozostawała mniej lub bardziej otwarta.
Liczba sakramentów
Starożytność chrześcijańska na dobrą sprawę nie zajmowała się sakramentologią. Ojcowie Kościoła pochłonięci sporami chrystotologicznymi i trynitarnymi, które wywołały niemałe zamieszanie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa dość lapidarnie wspominają o sakramentach nie podając jakiejkolwiek systematyki.
Ojcowie Apostolscy wspominają o chrzcie i Eucharystii. W III w. Tertulian wspomina ponadto o bierzmowaniu, pokucie i kapłaństwie. Za nim idzie św. Cyprian. Św. Augustyn wymienia sześć sakramentów, pomijając namaszczenie chorych. Średniowiecze ma wyraźny problem z odróżnieniem sakramentów od sakramentaliów. Św. Piotr Damiani w XI w. wymienia aż dwanaście sakramentów uznając obok klasycznych siedmiu: namaszczenie na króla, dedykację kościoła, konsekrację dziewic, poświęcenie zakonnic oraz obmycie nóg w Wielki Czwartek. Inni idą jeszcze dalej uznając za sakramenty dotknięcie relikwii świętego, jałmużnę, posypanie głowy popiołem, pobłogosławienie krzyżem lub obrazem.
Takie poszerzenie liczby sakramentów wiązało się z trudnością w ostatecznym zdefiniowaniu pojęcia sakramentu i doprowadziło do wypaczonego pojmowania świętego znaku. Zaczęto wręcz traktować sakrament wyłącznie w kategoriach symbolu. Dopiero wspomniany we wstępie II Sobór Lyoński naucza:
Święty Kościół Rzymski mocno wierzy i uczy, że jest siedem sakramentów kościelnych, jeden mianowicie to chrzest (…); innym jest sakrament bierzmowania, którego udzielają biskupi przez włożenie rąk, namaszczając ochrzczonych; innym jest pokuta, innym Eucharystia, innym sakrament święceń, innym jest małżeństwo, innym ostatnie namaszczenie, którego udziela się chorym według nauki błogosławionego Jakuba (BF 255).
Naukę tę potwierdza Sobór Florencki w Bulli o unii z Ormianami z 22 listopada 1439 r. oraz Sobór Trydencki w Dekrecie o sakramentach z 3 marca 1547 r. Warto dodać, że siedem sakramentów uznaje także chrześcijański Wschód.
Podział sakramentów
Różne są też podziały sakramentów. Każdy z nich zwraca uwagę na inną cechę siedmiu sakramentalnych znaków pozwalając nam lepiej pojąć ich głębię.
Sobór Florencki we wspomnianej Bulli dzieli sakramenty na dwie grupy: „Pięć pierwszych służy osobistemu udoskonaleniu duchowemu każdego człowieka, dwa ostatnie – rządzeniu całym Kościołem i jego wzrostowi”. Dalej Ojcowie Soborowi wyjaśniają:
Przez chrzest bowiem duchowo się odradzamy, przez bierzmowanie wzrastamy w łasce i wzmacniamy się w wierze; odrodzeni zaś i wzmocnieni posilamy się pokarmem boskiej Eucharystii. Jeśli przed grzech wpadamy w chorobę duszy, przez pokutę duchowo jesteśmy uzdrawiani; duchowo także, a cieleśnie, jeśli jest to pożyteczne dla duszy, przez ostatnie namaszczenie; przez święcenia zaś Kościół jest rządzony, przez małżeństwo fizycznie się pomnaża.
Sakramenty niepowtarzalne i powtarzalne
W tej samej Bulli Sobór wprowadza inny, istotny podział:
Wśród tych sakramentów są trzy – chrzest, bierzmowanie i święcenia – które wyciskają na duszy niezniszczalny charakter, to jest pewien duchowy znak odróżniający od pozostałych. Pozostałe zaś cztery sakramenty charakteru nie wyciskają i pozwalają na ich powtarzanie.
Dzisiaj niektórzy teologowie rozwijają ten podział mówiąc o sakramentach niepowtarzalnych (chrzest, bierzmowanie, święcenia), trudno powtarzalnych (namaszczenie chorych i małżeństwo) i powtarzalnych (pokuta i Eucharystia). Niepowtarzalność pierwszej grupy wiąże się ściśle z niezatartym charakterem, o którym mówi Sobór. Ma to praktyczne zastosowanie zwłaszcza w przypadku chrztu. Jeżeli istniało zagrożenie życia noworodka i został on ochrzczony z wody, w kościele chrztu się już nie udziela, wprowadzając jedynie tak ochrzczone dziecko do wspólnoty parafialnej i odprawiając tzw. obrzędy wyjaśniające (namaszczenie krzyżmem, włożenia białej szaty, przekazanie światła Chrystusa). W przypadku, gdy istnieją poważne wątpliwości co do faktu przyjęcia chrztu (niemożliwość odtworzenia metryki chrztu, brak świadków) lub jego ważności udziela się sakramentu warunkowo, przy czym warunek brzmi: jeżeli nie jesteś ochrzczony. Sakrament święceń jest niepowtarzalny na każdym ze stopni. Znaczy to, że sakrament ten można przyjąć trzykrotnie (stopień pierwszy – diakonat, drugi – prezbiterat i trzeci – episkopat).
Sakramenty żywych i umarłych
Sakramenty dzieli się także ze względu na dyspozycję wewnętrzną człowieka, który je przyjmuje. Mówi się wówczas o sakramentach żywych i umarłych.
Nie chodzi rzecz jasna o życie w sensie biologicznym. Sakramenty żywych to te, które wierni przyjmują w stanie łaski uświęcającej, a więc bierzmowanie, Eucharystia, namaszczenie chorych, święcenia i małżeństwo. Pomnażają one łaskę uświęcającą, ale nie mogą jej przywrócić. Ten walor posiadają sakramenty umarłych: chrzest i pokuta.
Podział ten nie jest do końca spójny. Wiemy bowiem, że w sytuacji, gdy chory nie może się wyspowiadać, sakrament namaszczenia sprawia w nim odpuszczenie grzechów i przywrócenie łaski uświęcającej. Działa zatem jak sakrament umarłych, jeśli jednak to możliwe powinna poprzedzać go sakramentalna spowiedź. Z kolei sakrament pojednania mogą przyjmować osoby w stanie łaski uświęcającej – oskarżające się z samych tylko grzechów powszednich. Mówimy wtedy o tzw. spowiedzi z pobożności.
Odżywanie sakramentów
Na kanwie nauki o sakramentach niepowtarzalnych i powtarzalnych oraz sakramentach żywych i umarłych ukuło się w teologii pojęcie odżywania sakramentów. Dotyczy ono sakramentów żywych niepowtarzalnych oraz małżeństwa.
O czym mówi nam to pojęcie? Wiemy, że sakramenty żywych wierni winni przyjmować w stanie łaski uświęcającej. Jeśli przyjmą te sakramenty w stanie grzechu śmiertelnego, takie przyjęcie jest niegodziwe i pozostaje bezowocne, to znaczy, że niemożliwe jest korzystanie z łaski sakramentu. Z drugiej jednak strony sakrament przyjęty jest ważnie. Nie można powtórzyć bierzmowania, święceń czy małżeństwa, bo ktoś nagle się opamiętał i wyznał prawdę. I tutaj jest miejsce dla przebaczającej łaski Boga. Odżywanie sakramentów oznacza, że człowiek, który przyjął jeden z trzech wyżej wymienionych sakramentów w stanie grzechu śmiertelnego, po ponownym wejściu w stan łaski może korzystać z sakramentalnych darów wynikających z sakramentu przyjętego niegodnie ale ważnie. Ten sakrament odżywa w jego duszy ubogacając ją łaską, która jest z nim związana.
Trzy grupy sakramentów
Najbardziej powszechnym podziałem, który wymienia Katechizm Kościoła Katolickiego jest ten wyróżniający trzy grupy sakramentów: wtajemniczenia chrześcijańskiego (chrzest, bierzmowanie, Eucharystia), uzdrowienia (pokuta, namaszczenie chorych) oraz służące komunii i posłaniu wiernych (święcenia, małżeństwo). Katechizm wywodzi ten podział z analogii do życia człowieka, której autorem jest św. Tomasz z Akwinu. Sakramenty wtajemniczenia odpowiadają zrodzeniu człowieka i jego wzrostowi, sakramenty uzdrowienia – leczeniu ran i chorób, w końcu sakramenty służące komunii i posłaniu wiernych – jego życiowej misji.
Pierwsza grupa mocno nawiązuje do praktyki pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy to wszystkich trzech sakramentów inicjacji udzielano w czasie jednej celebracji liturgicznej – w Wigilię Paschalną. Także dzisiaj, gdy mamy do czynienia z dorosłymi katechumenami Kościół udziela tych sakramentów łącznie ukazując ich teologiczną jedność i właściwy porządek. Choć w obecnej praktyce pastoralnej kolejność jest inna (chrzest – pokuta – Eucharystia – bierzmowanie), to właściwa, pierwotna kolejność znalazła odzwierciedlenie w nauczaniu Kościoła oraz w kościelnym katechumenacie dorosłych.
Sakramenty uzdrowienia mają leczyć rany zadane przez grzech. Choć w tym procesie nieodzowny jest sakrament pokuty i pojednania, przez swą częstotliwość szczególnie obecny w życiu chrześcijan, warto zwrócić uwagę na namaszczenie chorych. O ile gdy mowa jest o sakramentach żywych i umarłych – namaszczenie zalicza się do sakramentów żywych – w tym podziale bardziej akcentuje się uzdrawiającą moc tego sakramentu, zwracając uwagę na uzdrowienie duszy i ciała, a zatem i na tę właściwość namaszczenia, jaką jest odpuszczenie grzechów.
W końcu sakramenty służące komunii i posłaniu wiernych. Nazwa w pełni ukazuje cel tych sakramentów. Choć udziela się ich konkretnym osobom, to głównych ich celem jest dobro wspólnoty. Owszem, sakramenty te są owocne w życiu przyjmujących je osób, stanowią skuteczną pomoc w wykonaniu powierzonych im zadań, ale nazwa ostatniej grupy sakramentów wyraźnie wskazuje na ich celowość. Małżeństwo i święcenia przyjmowane są nie tylko dla własnego dobra, ale przede wszystkim dla dobra i rozwoju osób, które na tej drodze zostaną powierzone osobie przyjmującej sakrament. Widać to wyraźnie zarówno w życiu małżonków, którzy mocą sakramentu zdolni są do niezwykłych poświęceń wobec swoich dzieci czy współmałżonka, jak i w życiu i posłudze wyświęconych szafarzy, którzy mocą sakramentu stają się duchowymi ojcami powierzonych im wiernych.
* * *
Podsumowując należy dodać, że o ile liczba sakramentów jest ostatecznie ustalona i sama w sobie jest przedmiotem wiary Kościoła, o tyle takie czy inne podziały sakramentów służą lepszemu zrozumieniu ich istoty i zależą od właściwości sakramentów, na której opiera się dany podział.

ks. Krzysztof Mierzejewski 

http://www.katolik.pl/siedem-darow-laski,24105,416,cz.html?s=2
*********

Polscy Ś‌więci i Błogosławieni Jana Pawła II

 

 

*********
ks. Zbigniew Sobolewski

Jak żyć sprawiedliwie?

Różaniec

Każdy człowiek ma poczucie sprawiedliwości. Nie zawsze potrafimy ją zdefiniować, jednak sumienie odzywa się wtedy, gdy jesteśmy krzywdzeni lub sami postępujemy nagannie.
W relacjach społecznych sprawiedliwość odgrywa bardzo ważną rolę. Dlatego już w starożytności była uznana za jedną z najważniejszych cnót i trwały fundament życia społecznego. Jej zasady regulują różne dziedziny życia, pozwalają ludziom żyć w pokoju i dają poczucie bezpieczeństwa.
Niesprawiedliwość rodzi poczucie krzywdy, buntu, prowadzi do walki między ludźmi. W dziedzinie pracy możemy mówić o sprawiedliwości w relacji pracodawca – pracownik, zwracając uwagę na prawa i obowiązki obu stron. Sprawiedliwość można krótko zdefiniować jako oddanie każdemu tego, co mu się należy. Polega ona na wzajemnym poszanowaniu praw i obowiązków.
  
Sprawiedliwa zapłata za pracę
Pracodawca ma obowiązek uczciwego wynagradzania pracownika. Zapłata za pracę winna być uiszczana zgodnie z umową, w terminie i w wysokości, na jaką zgodziły się obie strony.
Ile powinien zapłacić pracodawca? Ekonomista odpowie bez wahania: tyle, ile praca jest warta. Jan Paweł II w encyklice Laborem exercens postulował, by sprawiedliwa zapłata była czymś więcej niż finansowym ekwiwalentem trudów pracownika oraz wartości produkowanych dóbr. Chciał, aby pracodawca, przy określaniu wysokości wynagrodzenia, uwzględniał sytuację rodzinną pracownika i jej potrzeby. Sprawiedliwa płaca pozwala robotnikowi na zapewnienie rodzinie godziwych warunków życia.
Niestety, w praktyce bardzo trudno o takie podejście pracodawców do płacy. Spotykamy się z bardzo częstymi sytuacjami, w których, pomimo posiadania pracy i systematycznego zarobkowania, wiele osób żyje w biedzie, z trudem “wiążąc koniec z końcem”. Pracodawcy, wykorzystując trudną sytuację na rynku pracy, proponują zatrudnienie na niekorzystnych warunkach, często bez zapewnienia świadczeń socjalnych i zdrowotnych (tzw. “umowy śmieciowe”). Chcąc płacić swoim pracownikom jak najmniej, nieraz zatrudniają ich “na czarno”. Bywa, że bezprawnie wydłużają zatrudnionym czas pracy, powierzając im dodatkowe zadania i obowiązki, nierzadko czasochłonne i wymagające ogromu pracy. Nie płacą za nadgodziny i pracę w dni świąteczne.
Pracodawcy mają prawo oczekiwać od swoich pracowników rzetelnego realizowania zleconych im zadań, uczciwego wykorzystania czasu pracy i odpowiedzialności za powierzone im mienie.
Sprawiedliwość nakazuje pracownikom, by podejmowali się prac, które mogą wykonać jak najlepiej i jak najstaranniej. Pracownika powinno cechować: rzetelne podejście do obowiązków zawodowych, uczciwość, fachowość, punktualność oraz dotrzymywanie zobowiązań. Dobry pracownik dba o podnoszenie swoich kwalifikacji oraz przestrzeganie zasad etyki zawodowej.
Tajemne wyrównanie
Zdarza się, że pracownicy czują się okradani przez pracodawcę. Skarżą się na niskie zarobki, dodatkowe prace, brak uczciwego podejścia ze strony pracodawcy. Czują się niedocenieni i wyzyskiwani. Teologia moralna w sytuacji niesprawiedliwych wynagrodzeń przewidywała możliwość “tajemnego wyrównania” – źle opłacany pracownik sam rekompensował sobie straty finansowe. Mógł bez wiedzy i zgody pracodawcy zabrać narzędzia, materiały lub środki finansowe – i nie stanowiło to kradzieży. Na przykład pracownik restauracji brał do domu żywność, która pozostawała, lub pracownik biura korzystał ze służbowego komputera w celach prywatnych. Do tych działań trzeba podchodzić bardzo ostrożnie. Łatwo tu o subiektywizm i niesprawiedliwość. Istnieje niebezpieczeństwo, że to, co miało służyć naprawieniu doznanej krzywdy, stanie się kradzieżą.
Zarówno pracodawca, jak i pracownik powinien działać sprawiedliwie. Oznacza to, że podejmą oni uczciwy dialog dotyczący wynagrodzeń, warunków pracy, zakresu obowiązków. Nie wszystko da się określić i zapisać w regulaminach pracy i umowach. Trzeba, aby każda ze stron szanowała prawa drugiej. Poczucie sprawiedliwości pomoże w rozwiązywaniu nawet najtrudniejszych problemów i konfliktów interesów w duchu solidarności i braterstwa.
Czy równo znaczy sprawiedliwie?
Sprawiedliwość społeczna od wieków pozostaje największym pragnieniem ludzkości. Wiele osób angażuje się w walkę o jej nastanie lub przywrócenie, a mimo to w dalszym ciągu żyjemy w świecie niesprawiedliwości i ogromnych kontrastów społecznych. Zarówno w relacjach międzynarodowych, narodowych, jak i rodzinnych sprawiedliwość pozostaje wciąż niespełnionym postulatem. Chrześcijanie, pamiętając o słowach Chrystusa wypowiedzianych w Kazaniu na górze: “Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mt 5, 6), mają moralny obowiązek działania na rzecz sprawiedliwości.
Sprawiedliwość w relacjach z bliźnimi ujawnia się w poszanowaniu ich godności, wypełnianiu obowiązków wobec nich. Sama jednak nie wystarcza. Czasami bezwzględne stosowanie jej zasad sprawia, że przeradza się w niesprawiedliwość. Zasada “wszystkim po równo”, którą niektórzy utożsamiają ze sprawiedliwością, może okazać się krzywdząca. Dlatego – jak uczył bł. Jan Paweł II – sprawiedliwość trzeba umacniać miłością i miłosierdziem.
ks. Zbigniew Sobolewski
Różaniec nr 11/725 2012
fot. Michael Coghlan Scales of Justice – Frankfurt Version 
Flickr (cc)
http://www.katolik.pl/jak-zyc-sprawiedliwie-,25031,416,cz.html
**********
ks. Marek Dziewiecki

Ludzie sumienia skarbem Kościoła

Wzrastanie

Ludzie sumienia to arystokraci ducha i najwięksi dobroczyńcy ludzkości.
 Żyjemy w cywilizacji moralnego relatywizmu i nihilizmu, w której niemal wszystko – z wyjątkiem dobra i prawdy – jest tolerowane, a nawet akceptowane. Tego typu niska, prymitywna kultura sama siebie skazuje na śmierć. Obecnie dochodzi nawet do tego, że niektóre grupy społeczne (na przykład politycy i lekarze) przypisują sobie władzę decydowania o tym, których ludzi i w jakiej fazie ich rozwoju można legalnie zabić. Większej władzy nie przypisywał sobie nawet Lenin, Stalin czy Hitler. W tak barbarzyńsko “liberalnej” demokracji największą karierę robią ludzie o najbardziej wypaczonym sumieniu. Konsekwencją wypaczonych sumień jest to, że w Unii Europejskiej – podobnie jak dwa tysiące lat temu w Palestynie – znacznie więcej ludzi głosuje na Barabasza niż na Jezusa.
Wypaczone sumienia
Wypaczenie sumienia to największa krzywda, jaką człowiek może wyrządzić samemu sobie. Na początku historii ludzie wmówili sobie, że własnymi siłami – bez pomocy Boga, a nawet wbrew Bogu! – odróżnią dobro od zła i że sami będą jak bogowie. Okazało się, że własną mocą człowiek potrafi jedynie słuchać podszeptów tych, którzy już wcześniej wypaczyli własne sumienie. Odchodząc od Boga, człowiek zaczyna mieszać dobro ze złem oraz czynić coraz większe zło.(…)
Syn Boży przyszedł na Ziemię po to, byśmy na nowo odzyskali więź nie tylko ze Stwórcą, ale też ze stworzoną przez Niego rzeczywistością. Jezus stanowczo broni nas przed dramatem wypaczonych sumień. On codziennie opisywał swoim słuchaczom rzeczywistość, w której żyli i podawał zasady szlachetnego mierzenia się z tą rzeczywistością. Zbawiciel nigdy nie używał takich pojęć, jak tolerancja, akceptacja czy mijanie się z prawdą. Przeciwnie, z całą mocą wyjaśniał, że tylko prawda może nas wyzwolić z ignorancji, naiwności, cynizmu i grzechu. Uświęcenie człowieka może nastąpić tylko w prawdzie, a prawdą nie są “postępowe” ideologie czy czyjeś subiektywne przekonania, lecz słowo Boga (por. J 17,17).
Prawda cię wyzwoli
Jan Paweł II wielokrotnie przypominał nam o tym, że najważniejsze zdanie w Piśmie Świętym brzmi: “Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). Najważniejszą dla każdego człowieka prawdą jest prawda o jego sposobie postępowania. Właśnie dlatego Papież z Polski wołał o ludzi sumienia, którzy odważnie i bezbłędnie odróżniają dobro od zła i prawdę od fałszu. Tylko człowiek sumienia potrafi postępować w twardej rzeczywistości w sposób godny własnej godności, czyli w sposób święty.
Człowiekiem heroicznego sumienia był ks. Jerzy Popiełuszko, na którego prześladowcy nie tylko wrzeszczeli i straszyli, ale którego zabili. Byli jednak bezradni wobec prawości jego sumienia. Z historii Kościoła znamy wiele postaci niezwykłych świętych, którzy mieli na sumieniu ciężkie winy, i którzy mimo to stali się ludźmi świętymi właśnie dlatego, że odzyskali prawość sumienia.
Judasz i Piotr
Wrażliwość sumienia łączy tak różne wydawałoby się postaci, jak Judasz i Piotr. Mają oni jedną ważną wspólną cechę: obydwaj świetnie odróżniali zdradę od wierności. Judasz – zdrajca – zrobił sobie szczery rachunek sumienia, “opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników (…) i rzekł: Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną” (Mt 27,4). Niestety, z prawdą o sobie nie poszedł do Jezusa, lecz uległ rozpaczy. Sam sobie wymierzył najwyższą karę doczesną: odebrał sobie życie. Jednak do końca nie zagłuszył niepokoju sumienia.
Również Piotr rozczarował się ogromnie własną słabością, ale i on zachował wrażliwość sumienia. W przeciwieństwie jednak do Judasza, ze swoim grzechem i z niespokojnym sumieniem poszedł za Jezusem. Nie uległ rozpaczy, gorzko zapłakał i przemienił się w mocarza. Wiemy, że to on sam szczerze wyznał innym uczniom Jezusa swój tajny grzech, skoro jego historię tak jednoznacznie i szczegółowo opisują wszystkie Ewangelie (Mt 26,69; Mk 14,66-72; Łk 22,54-62; J 18,15-27). Po nawróceniu Piotr pokochał Jezusa nie tylko bardziej niż inni, ale bardziej niż samego siebie. Pokochał też Jego Kościół bardziej niż własną karierę i właśnie dlatego Jezus powierzył mu dzieło umacniania braci w wierze.
Chrześcijanie bez sumienia
Chrześcijanin bez sumienia staje się wielkim zagrożeniem dla samego siebie i dla Kościoła. Wyrządza Kościołowi znacznie większą krzywdę niż wojujący ateista czy nihilistyczny liberał. Dla człowieka, który miesza dobro ze złem, inteligencja, wiedza, wykształcenie i władza staje się przekleństwem, zamiast być błogosławieństwem. Człowiek wypaczonego sumienia nie tylko sieje zgorszenie wśród ludzi uczciwych. Staje się też obrońcą i poplecznikiem ludzi podobnych sobie, a zatem ludzi bez sumienia. Boi się natomiast ludzi prawych i na wszelkie sposoby próbuje zamknąć im usta.
Święci naszych czasów
Ludzie świeccy żyją zwykle w dużo trudniejszych warunkach niż księża i osoby konsekrowane. Świeccy na co dzień stykają się z ludzką słabością i przewrotnością, z niemoralnymi naciskami, z trudnościami finansowymi. Mimo to tak wielu z nich potrafi trwać w wierności Bogu i własnemu sumieniu. (…)
Nierzadko cierpią biedę, doznają niesprawiedliwości i krzywd, są namawiani do zła, a mimo to postępują w sposób prawy. To są święci naszych czasów, gdyż święty to ktoś, kto wie, że zawsze i za każdą cenę warto słuchać Boga i Jego głosu w ludzkim sumieniu. Tacy ludzie nie poświęcą swojej godności i sumienia dla kariery czy dla osiągnięcia najszlachetniejszych nawet marzeń. Wiedzą bowiem, że dobry cel nigdy nie uświęca nieuczciwych środków.
Chrystus pozostał na zawsze w Kościele, byśmy nie ustali w drodze do świętości. W każdej epoce i w każdym pokoleniu znajduje On ludzi sumienia, w których ma upodobanie i którzy zasiądą po Jego prawicy w Bożym Królestwie miłości i prawdy, czyli w Królestwie prawdziwej miłości. To właśnie tacy ludzie są największym skarbem Kościoła.
ks. Marek Dziewiecki
http://www.katolik.pl/ludzie-sumienia-skarbem-kosciola,1461,416,cz.html?s=2
********
ks. Jerzy Olszówka SDS

Nie pożądaj

Magazyn Salwator

Nie pożądaj

Poprzez Dekalog Pan Bóg wprowadził człowieka w świat prawdziwych wartości, na których opiera się ludzkie życie. Ukazał, że ważne są jego związki ze Stwórcą, wyrażające się w kierowaniu się w życiu taką hierarchią wartości, w której Bóg jest na pierwszym miejscu, w prowadzeniu dialogu z Bogiem na modlitwie, w roztropnym dzieleniu czasu na pracę i świętowanie. Wskazał, że prawdziwą wartością jest rodzina, ludzkie życie, będące świętym darem Boga, ludzka miłość będąca fundamentem życia małżeństwa i rodziny, owoce pracy, prawda i dobre imię człowieka. Pan Bóg chciał, aby człowiek nie tylko te wartości znał, ale też by je chronił. Poprzez w większości negatywną formę przykazań wyraźnie wskazał, jakie zachowania ten świat wartości niszczą. Boży Prawodawca nie chciał jednak, by człowiek był Mu posłuszny tylko zewnętrznie, by zadowolił się zewnętrzną wiernością Bożemu prawu. Chciał sięgnąć głębiej, tam, dokąd nie sięgają żadne stanowione przez człowieka prawa i kodeksy postępowania. Chciał sięgnąć do ludzkiego serca i dlatego aż dwa przykazania Dekalogu poświęcił ochronie tej wartości, jaką jest czyste serce człowieka.

Dlaczego Pan Bóg sięga do głębi ludzkiego serca? Bo to właśnie tam jest źródło, ludzkiego działania. To w sercu człowieka rodzi się to dobro albo zło, które potem czynią jego ręce. Ręce są przecież jakby “przedłużeniem serca”. Jezus powiedział: Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? (.) Poznacie ich po ich owocach (Mt 7,16.20). Żeby czyny człowieka były dobre, dobry musi być sam człowiek w swoim wnętrzu, dobre musi być jego serce.

Czyny dobre lub złe nie wynikają natychmiast z dobrych lub złych myśli człowieka. Myśli i pragnienia dojrzewają w ludzkim sercu nieraz bardzo długo, zanim wyrażą się w czynach i zewnętrznej postawie. W jednym z psalmów autor porównuje kształtowanie się złego czynu do kształtowania się płodu w łonie matki: grzesznik począł nieprawość, brzemienny jest udręką i rodzi podstęp (Ps 7,15). Wierność Bożym przykazaniom, to na ile człowiek będzie na nich budował swoje życie, zależy więc tak naprawdę od kształtu ludzkiego serca, bo to właśnie tam jest źródło ludzkich czynów.
W dziewiątym przykazaniu Bóg mówi: Nie pożądaj żony bliźniego twego! Już po raz trzeci, po przykazaniu czwartym i szóstym, Stwórca staje na straży tej wartości, jaką jest rodzina. To mówi samo za siebie.

Płciowość jest wielkim darem Stwórcy wszczepionym w ludzką naturę. Ten dar może być jednak wykorzystany dobrze lub źle. Może służyć człowiekowi, budowaniu małżeńskiej wspólnoty miłości i życia, ale może też stać się czynnikiem destruktywnym ludzkiej osobowości, środkiem do podporządkowania sobie drugiej osoby, a nawet do zawładnięcia nią. Tak może się stać, gdy człowiek nie podporządkowuje sobie własnej płciowości, lecz gdy to właśnie ona kieruje jego działaniem.

Pan Bóg mówi: Nie pożądaj! Pożądanie oznacza gwałtowną postać ludzkiego pragnienia, oznacza chęć zawłaszczenia, posiadania drugiej osoby jako przedmiotu zaspokojenia własnych żądz zmysłowych z pominięciem szacunku dla tej osoby, z pominięciem Bożych praw. Mówiąc: Nie pożądaj. Pan Bóg nie mówi: “Nie odczuwaj żadnego zmysłowego pragnienia”. Nie pożądaj znaczy: nie pozwól, aby te pragnienia zapanowały nad tobą, aby kierowały twoim postępowaniem – to ty masz nad nimi panować! Poprzez swoje przykazanie Pan Bóg chciał raz jeszcze przypomnieć człowiekowi, że płciowość ludzka jest świętym darem, który umacnia ludzką miłość i który owocuje nowym życiem. Chciał też przestrzec, że właśnie w tej dziedzinie szczególnie wyraźnie ujawniają się nasze słabości i skłonność do grzechu.

Przykazanie to chroni człowieka przed grzechem, przed upadkiem już na samym początku, w chwili, gdy próbuje on dopiero usadowić się w ludzkim sercu. Pożar bowiem należy gasić już w zalążku – pięknej metafory używa Autor natchniony: Czy schowa kto ogień w zanadrzu, by nie zajęły się szaty? Czy kto pójdzie po węglach ognistych, a stóp nie poparzy? (Prz 6,27n). Chrystus w Kazaniu na Górze wyraźnie stwierdza: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa (Mt 5,28). W ten sposób nie tylko pokazuje, gdzie jest źródło zła, ale jednocześnie wskazuje na potrzebę ukształtowania w człowieku takiego szacunku dla drugiej osoby i dla samego siebie, że nawet w sferze myśli i pragnień będzie zawarte poszanowanie ludzkiej godności.

Problemu pożądania nie można jednak ograniczać do sfery seksualności. Jan Paweł II w czasie pamiętnej pielgrzymki do Polski w roku 1991 powiedział: Pożądanie nie jest zewnętrznym uczynkiem. Pożądanie jest tym, czym żyje ludzkie serce. Przedmiotem pożądania mogą więc stać się wszystkie rzeczy i sprawy, które człowiek uzna za godne posiadania, a więc np.: dobrobyt, pieniądze, status społeczny, dobra materialne i wiele innych. Niezależnie jednak od przedmiotu każde pożądanie może zdeprawować ludzkie serce, dlatego Pan Bóg na górze Synaj powiedział: Nie pożądaj żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego.

Właściwie należałoby powiedzieć, że nie każde pożądanie jest złe, grzeszne. Chęć posiadania, zdobycia czegoś, może być bardzo pozytywnym elementem, może być motorem działania. Trudno bez takiego pragnienia wyobrazić sobie działania zmierzającego do zabezpieczenia materialnej strony ludzkiej egzystencji, trudno wyobrazić sobie rozwój gospodarczy i ekonomiczny społeczeństwa. Pożądanie staje się złe, grzeszne, gdy tak zawładnie sercem człowieka, że przestaje on respektować ustanowiony przez Boga porządek wartości i wartości materialne stawia na naczelnym miejscu, tworząc z nich jakby bożyszcze, któremu podporządkowuje wszystko i wszystkich. Złe pożądanie sprawia, że gdy w grę wchodzi osobista korzyść lub zysk, to nie liczy się ani uczciwość, ani prawda, ani drugi człowiek, nawet ten najbliższy.

Pożądanie rodzi z kolei zazdrość. Można zazdrościć wszystkiego – od pieniędzy i sławy do urody, zdrowia, zdolności. Zazdrość oznacza smutek doznawany z powodu tego dobra, które posiada drugi człowiek i nadmierne pragnienie przywłaszczenia go sobie za wszelką cenę. Nietrudno sobie wyobrazić, że to pragnienie może z kolei doprowadzić do oszustwa, kradzieży a nawet przemocy w dążeniu do zdobycia przedmiotu pożądania.

Św. Jan źródło wszelkiego zła w człowieku i w świecie dostrzega w potrójnej pożądliwości: Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata (1J 2,16). W tej pożądliwości ciała i zmysłów oraz nieuporządkowanej pożądliwości dóbr materialnych oraz pysze i płynącej z niej pogardzie, a nawet nienawiści do Boga i człowieka tkwi źródło niewierności wobec wszystkich przykazań Dekalogu.
Pan Bóg mówiąc: Nie pożądaj! Nie pożądaj żony bliźniego twego, ani żadnej rzeczy, która do niego należy!, chce chronić czyste serce człowieka przed złem, które dopiero zaczyna się rodzić w ludzkim sercu. Te przykazania są właściwie streszczeniem całego Dekalogu.

We współczesnym świecie łatwo ulec złudzeniu, że pieniądze, dobrobyt i bogactwo zapewnią człowiekowi szczęście i radość. Chrystus przestrzega przed takim złudzeniem: Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł (Mt 16,26). Jednocześnie wyraźnie ukazuje cel, ku któremu trzeba dążyć, aby nie zmarnować swojego człowieczeństwa: Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6,20n).

ks. Jerzy Olszówka SDS

http://www.katolik.pl/nie-pozadaj,640,416,cz.html

*********

Ks. Jerzy Olszówka SDS

DEKALOG prawo ludzi wolnych

Magazyn Salwator

DEKALOG prawo ludzi wolnych

We współczesnym świecie nie ma takiej dziedziny życia, która nie podlegałaby pewnym przeobrażeniom. Zmieniają się warunki życia, zmieniają się ludzkie poglądy, obyczaje, tradycje, zmieniają się systemy wartości, wzorce postępowania, prawa rządzące życiem ludzkiej społeczności. Ten proces przemian nie ominął także sfery religijności. Choć wierzymy w tego samego Boga, w którego wierzyli nasi ojcowie i dziadowie to jednak zmienia się styl pobożności – zmienia się sposób modlitwy, sposób uczestnictwa w życiu Kościoła. Staramy się we współczesnych warunkach wciąż na nowo odczytywać niezmienną prawdę Ewangelii.

Od ponad 3 tys. lat, najpierw dla narodu wybranego, a potem także dla wszystkich chrześcijan fundamentem postępowania moralnego był Dekalog. W naszym zmieniającym się świecie nie brak głosów i postaw wskazujących na to, że i to prawo moralne powinno ulec przeobrażeniu, że już nie przystaje do mentalności współczesnego człowieka, że przynajmniej w jakiejś części się zdezaktualizowało. Czy można zgodzić się z takim twierdzeniem? Jakże znamienne jest to, że kiedy Jan Paweł II przybył do Polski w 1991 roku, a więc z pierwszą pielgrzymką do wolnej ojczyzny, jako temat swoich homilii wybrał właśnie Dekalog. Jakby chciał w ten sposób nam powiedzieć, na jakim fundamencie powinniśmy budować świeżo odzyskaną suwerenność. Jakby chciał nam przypomnieć, że Dekalog jest wciąż aktualny, choć z pewnością musi być na nowo odczytywany w kontekście współczesności.

Aby zrozumieć sens i wartość Dekalogu trzeba najpierw uświadomić sobie, kto jest Autorem tego niezwykłego prawa. Kiedy odczytujemy jego słowa to zauważamy, że są one poprzedzone swoistym prologiem: Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Te słowa nie są tylko zwykłym wprowadzeniem w treść Dekalogu, ale mają bardzo ważne znaczenie teologiczne. Zanim Pan Bóg na górze Synaj przez pośrednictwo Mojżesza przedstawił ludowi wybranemu treść swoich wymagań, najpierw przypomniał o tym, kim jest i co dla niego uczynił. Przypomniał, że jest tym samym Bogiem, który wyprowadził Izraela z egipskiej niewoli, który dał mu wolność, który wiedzie go do ziemi obiecanej, który czyni to wszystko z wielkiej miłości.
Realizacja przykazań ma więc być odpowiedzią człowieka na inicjatywę miłości Pana, ma być wyrazem wdzięczności i dziękczynienia. Słowa prologu mają i nam przypominać, że Autorem Dziesięciu Przykazań jest kochający Bóg, który pragnie naszego dobra, który jak dobry ojciec chce swoim dzieciom wskazać bezpieczną drogę, który pragnie przestrzec przed tym, co złe, co może prowadzić do nieszczęścia. Jeśli zapomnimy o tym, że Dekalog jest darem Boga, darem Jego miłości, to zawsze będziemy go traktowali tylko jako prawo, które zostało nam narzucone.

Współczesny człowiek, ceniący swoją wolność, często reaguje wręcz alergicznie na wszelkiego rodzaju nakazy. Także w Dekalogu widzi wyłącznie spis zakazów, poprzez które chce się ograniczyć jego wolność, za pomocą których chce się go zmusić do określonych zachowań. W codziennym życiu spotykamy się z wieloma najróżnorodniejszymi nakazami. Czy możemy jednak powiedzieć, że na przykład ktoś, kto umieścił przy trawniku tabliczkę z napisem nie deptać trawników chce ograniczyć wolność tych, którzy przechodzą obok? Albo ktoś, kto w muzeum umieścił napis nie dotykać eksponatów chce w jakiś sposób ograniczyć wolność zwiedzających? Z pewnością nie! Pierwszemu chodziło tylko o to, aby uchronić przed podeptaniem, a więc przed zniszczeniem trawę, która stanowi jakąś wartość, drugiemu by uchronić przed zniszczeniem zabytkowe eksponaty, a więc również pewną wartość. Można by podać wiele przykładów nakazów z codziennego życia, które często sami tworzymy i z pewnością doszlibyśmy do wniosku, że ustanawiane są one nie po to, aby ograniczać wolność, ale po to, by chronić jakąś wartość, a więc wszystko to co dla człowieka jest cenne. Rolą wszelkich zakazów i nakazów jest ochrona tego, co jest wartością. Co więcej, o tyle tylko mają one jakikolwiek sens, o ile chronią to, co jest cenne.

W tym kontekście trzeba też spojrzeć na Przykazania Boże. Kochający Bóg nie dał ich po to, by człowieka pozbawić wolności lub ją ograniczyć – sam przecież darem wolności człowieka obdarzył. Dał przykazania po to, aby chronić wartości dla człowieka najważniejsze, takie jak jego relacje ze Stwórcą, ludzkie życie, ludzką miłość, własność człowieka, prawdę. Każde z Przykazań chroni jakąś wielką wartość w życiu człowieka. We współczesnym świecie, w którym tak często zmieniają się systemy wartości, człowiek traci orientację i nieraz sam już nie wie, co jest wartością, a co nią nie jest. Dekalog jest swoistym drogowskazem, pozwalającym poznać wartości prawdziwe, wartości największe.

Przykazania nie stanowią żadnego zagrożenia dla wolności człowieka. Wręcz przeciwnie, Dekalog zakłada wolność, jest skierowany do człowieka wolnego! Bóg dał go ludowi wybranemu. Był elementem przymierza, jakie zawarł ze swoim ludem na górze Synaj. Tego przymierza nie zawierał Bóg z niewolnikami w ziemi egipskiej, ale zawarł je dopiero z ludem wolnym. Znakiem tej wolności jest kult, a więc cześć, jaką naród wybrany okazuje swojemu Wybawcy. Bóg nie chciał czci od niewolników, ale chce jej od ludzi wolnych. Najpierw więc wyzwala z niewoli, a dopiero potem przyjmuje akty kultu. Chce być przy tym jedynym i wyłącznym adresatem tego kultu. Do tego odnoszą się trzy pierwsze przykazania.
Doświadczenie wyzwolenia ma nie tylko wyrażać się w czci jedynego Boga, ale ma także gwarantować wolność we wspólnocie ludu Bożego. Ponieważ Bóg wyzwolił naród wybrany, dlatego oczekuje, że i on zagwarantuje wolność innym: wolność od zniewag w starości, wolność od zabójstwa, wolność od cudzołóstwa, które rozbija rodziny, wolność od kradzieży, wolność od fałszywego świadectwa, wolność od pożądania cudzej żony i cudzego mienia. Do tego odnoszą się przykazania drugiej tablicy. Na tak pojętej wolności miał się opierać religijny i społeczny ład Izraela jako ludu Bożego. Podobnie jak wtedy tak i dziś Dekalog wciąż pozostaje prawem skierowanym do ludzi wolnych.

Jezus w rozmowie z bogatym młodzieńcem wskazał na Dekalog, jako podstawowy warunek osiągnięcia życia wiecznego. Jezus przecież nie przyszedł znieść Prawa, ale je wypełnić. W wielu miejscach, a szczególnie w Kazaniu na Górze dokonywał jednak nowej interpretacji Bożych Przykazań, interpretacji sięgającej głębi serca człowieka, a nie odnoszącej się tylko do czysto zewnętrznych zachowań. Dlatego uczył, że nie tylko nie wolno zabijać, lecz również gniewać się na swego brata, nie tylko nie wolno cudzołożyć, ale również pożądliwie patrzeć na kobietę, nie tylko nie wolno fałszywie przysięgać, lecz w ogóle nie powinno się przysięgać. Ostatecznie zaś w rozmowie z uczonym w Prawie wskaże na przykazanie miłości, jako na źródło i wypełnienie wszystkich przykazań. Dekalog powinien być wyjaśniany w świetle tego podwójnego i jedynego przykazania miłości, która jest wypełnieniem Prawa. Dekalog i przykazania miłości stanowią nierozłączną jedność i wzajemnie się uzupełniają. Jedne i drugie są znakiem i darem miłości Boga i bez tego kontekstu stają się nieczytelne i niezrozumiałe. Bez Dekalogu przykazanie miłości jest nieokreślone, ogólne, wieloznaczne, a z kolei Dekalog bez miłości traci właściwie swój sens. O związku tych przykazań dobitnie mówi św. Paweł w liście do Rzymian.

Przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa (Rz 13, 9-10).
Na Dekalog trzeba więc spojrzeć nie jak na zwykły zbiór nakazów i zakazów, ale jak na dar samego Boga, który jak drogowskaz wskazuje jak trzeba żyć, aby nie zmarnować życia, aby osiągnąć szczęście już tu na ziemi i kiedyś w wieczności.

ks. Jerzy Olszówka SDS
Wykładowca teologii moralnej w Seminarium Duchownym Salwatorianów w Bagnie. Pracuje również jako rekolekcjonista.

http://www.katolik.pl/dekalog-prawo-ludzi-wolnych,91,416,cz.html

*******

ks. Janusz Nagórny

Pokusa kłamie

Z ks. profesorem Januszem Nagórnym rozmawia ks. Piotr Filas SDS

W następstwie tajemniczego grzechu pierworodnego, popełnionego za poduszczeniem Szatana, który jest ‘kłamcą i ojcem kłamstwa’ (J 8,44), człowiek ustawicznie doznaje pokusy, by odwrócić wzrok od Boga żywego i prawdziwego i skierować go ku bożkom (por. 1Tes 1,9), przemieniając ‘prawdę Bożą w kłamstwo’ (por. Rz 1,25); przytępia to również jego zdolność poznawania prawdy i osłabia wolę poddania się jej. W konsekwencji człowiek, ulegając relatywizmowi i sceptycyzmowi (por. J 18,38), zaczyna szukać złudnej wolności poza samą prawdą” (Jan Paweł II, Veritatis splendor 1).
Księże Profesorze, w poszukiwaniu pełnej prawdy o człowieku musimy dotknąć także tej trudnej, tajemniczej sprawy, jaką jest słabość ludzka, grzeszność człowieka, jego skłonność do ulegania złu, do ulegania różnym pokusom. Jak teologia moralna ujmuje problem pokusy w życiu chrześcijańskim?

Dobrze, że dotykamy najpierw tajemnicy grzechu ludzkiego. Wprawdzie pokusa – co trzeba z całą mocą podkreślić – sama w sobie nie jest jeszcze grzechem, ale jeśli chcemy zrozumieć jej sposób oddziaływania, musimy stale pamiętać o tym rozdarciu wewnętrznym człowieka, którego źródłem jest grzech pierworodny. W sensie ścisłym pokusą nazywamy jakieś wewnętrzne pobudzenie, jakąś wewnętrzną podnietę do grzechu; w tym sensie pokusa może zrodzić się wyłącznie w duszy człowieka. Ale w życiu codziennym rozumiemy pokusę szerzej: wskazujemy także na zewnętrzne niebezpieczeństwa grzechu, a więc na wpływy, które nakłaniają go do grzechu. W sensie szerokim pokusą możemy więc określić całość wpływów zewnętrznych i inklinacji wewnętrznych, które mogą prowadzić do grzechu. Powinniśmy jednak odróżnić zewnętrzne kuszenie, któremu podlega każdy człowiek, nawet – jak wiemy o tym z Ewangelii – sam Chrystus, od wewnętrznej pokusy, której ani Jezus, ani Maryja nie podlegali.

Pokusy odwołują się niejako do ciemniejszej strony naszej egzystencji – do naszego egocentryzmu, pychy, uprzedzeń, chorobliwych ambicji. Ich wspólną cechą charakterystyczną jest to, że pragną w nas zniekształcić prawdę o nas samych, a zwłaszcza o naszej relacji do Boga. Pokusy mogą być uśpione, ale nie są całkowicie nieobecne w naszym życiu; mogą być przezwyciężone, można się im przeciwstawić, ale nie można ich całkowicie usunąć.
Codziennie modlimy się słowami, których nauczył nas Jezus Chrystus; w modlitwie „Ojcze nasz” prosimy: „i nie wódź nas na pokuszenie”. Jak rozumieć tę prośbę? Czy rzeczywiście Bóg może nas kusić? Czy pokusa może pochodzić od Boga? A jeśli tak, to w jakim sensie?

Najpierw warto zwrócić uwagę, że zachowaliśmy – zresztą słusznie – w modlitwie „Ojcze nasz” staropolską formułę „i nie wódź nas na pokuszenie”, choć poprawne tłumaczenie tekstu ewangelicznego brzmi: „i nie dozwól, byśmy ulegli pokusie”. To już pozwala nam zrozumieć, że pokusa nie pochodzi od Boga [por. KKK 2846]. Jakże często przypomina się tu słowa św. Jakuba: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi” (1,13). Ale równie wymowne są słowa z Księgi Syracha: „Nie mów: “Pan sprawił, że zgrzeszyłem”, czego On nienawidzi, tego On nie będzie czynił. Nie mów: “On mnie w błąd wprowadził”, albowiem On nie potrzebuje grzesznika. Pan nienawidzi wszystkiego, co wstrętne, i nie pozwala, by ci, którzy się Go boją, mieli z tym styczność. On na początku stworzył człowieka i pozostawił go własnej mocy rozstrzygania. Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania: a dochować wierności jest Jego upodobaniem” (Syr 15,11-15).

Stąd też, kiedy modlimy się słowami „Ojcze nasz”, modlimy się o to, byśmy dzięki łasce Bożej osiągnęli czystość serca, intencji i motywów, a jednocześnie byśmy sami umieli i pomogli innym odrzucić liczne pokusy. Nie jest to prośba o to, by Bóg zachował nas od wszelkiej próby; to jest błaganie o to, by strzegł nas przed niebezpiecznymi pokusami.

Jeśli Biblia niekiedy mówi o kuszeniu ze strony Boga, to tylko w znaczeniu próby – i to w imię miłości (por. Hbr 12,6). Bóg chce doświadczyć naszej wiary i zawierzenia (por. Jk 1,2-3; 1P 4,12-14). Dopuszczając do tego, że jesteśmy poddawani próbom, Bóg chce oczyścić nasze serca i jak złoto oczyścić naszą wiarę (por. Syr 27,6) oraz poznać naszą miłość (por. Pwt 13,4). W tym sensie pokusa, którą Bóg na nas dopuszcza, jest rodzajem egzaminu, ale taka próba nigdy nie przekracza sił człowieka umocnionych łaską Bożą. Zapewnia o tym m.in. św. Paweł: „Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10,13) [por. KKK 2848].

Jeśli Bóg tylko dopuszcza pokusy, to gdzie zatem należy szukać prawdziwego źródła pokus?

Istnieje wiele różnych źródeł pokus i czasami mamy kłopoty z ich uporządkowaniem. Już z próby określenia istoty pokusy wynika, że można wyróżnić pokusy wewnętrzne (te płynące z samego człowieka, z racji jego wewnętrznego rozdarcia) i pokusy zewnętrzne. Ale i tu trzeba pamiętać, że prawdziwie pokusą jest dopiero to, co „zagości” w sercu i umyśle człowieka (więc nawet pokusy zewnętrzne stają się niejako wewnętrznymi). Wskazuje się najczęściej na trzy podstawowe źródła pokusy: na szatana (jako osobowe zło), na nieuporządkowaną pożądliwość człowieka i na świat zewnętrzny.

Szatan jest głównym sprawcą pokus. Dlatego przestrzega nas św. Piotr: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze, przeciwstawiajcie się jemu” (1 P 5,8). Chrystus chce, byśmy prosili Ojca: „wybaw nas od złego” (Mt 6,13). Może tu chodzić o wybawienie zarówno od złego, czyli od grzechu, jak i od Złego, czyli szatana (por. KKK 2851). W pewnych przypadkach można mówić o opętaniu szatańskim, o swoistym zawładnięciu człowiekiem. Zawsze jednak należy zakładać możliwość nawrócenia (dzięki wsparciu Ducha Świętego).

Warto przy tym dodać, że w swej pokusie szatan może posłużyć się zarówno pewnymi sytuacjami życiowymi, w których znajduje się człowiek, jak też innymi ludźmi, których już wcześniej zdążył niejako „zdobyć” dla siebie. Ale „sukces” pokusy szatańskiej ostatecznie zależy od wewnętrznego stanu człowieka, czyli od poddania się temu, co św. Jan określił jako „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia” (1 J 2,16). Są one następstwem grzechu pierworodnego, ale same w sobie nie są grzechem, lecz jedynie pokusą do grzechu: „To własna pożądliwość wystawia na pokusę i nęci każdego. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć” (Jk 1,14-15).

W końcu źródłem pokusy może być otaczający nas świat, a dokładniej – błędne odniesienie człowieka do świata. Przypomina o tym także określenie grzechu, które podaje św. Augustyn: “Odwrócenie się od Boga, a zwrócenie się do stworzeń”. Ten świat należy rozumieć bardzo szeroko: nie tylko świat materialny, ale także świat ludzkiej społeczności, a także konkretna egzystencja ludzka w tym świecie naznaczona różnymi trudnościami i cierpieniami. Dzisiaj trzeba odważnie wskazywać na liczne zagrożenia i pokusy, jakie niesie ze sobą konkretny kształt życia społecznego (np. wpływ mediów). Ale pamiętajmy: Żadna zewnętrzna ani wewnętrzna siła nie może wolnego człowieka zmusić do grzechu.
Pozwoli Ksiądz Profesor, że powrócę do wskazanych tu źródeł pokus. Wydaje się, że nie jest łatwo dzisiaj mówić człowiekowi o szatanie.

Rzeczywiście nie jest łatwo. Istnieje przy tym jakiś paradoks: z jednej strony w kulturze masowej straszy się człowieka różnego rodzaju demonami, istnieją sekty satanistyczne, a z drugiej – ukazywanie osobowego charakteru zła, bywa często wyśmiewane, przemilczane lub całkowicie odrzucane. Człowiek współczesny, choć bywa dramatycznie doświadczany swoistą eskalacją zła, ucieka od problemu zła, nie zastanawia się nad jego ostatecznym źródłem, zwłaszcza nie potrafi sobie poradzić z ponadludzkim złem, które Biblia ukazuje jako „zwierzchności i moce” (por. Kol 2,15; Ef 1,20-21). Jezus, który zwyciężył szatana, ukazuje go jako „zabójcę” i „ojca kłamstwa” (por. J 8,44). Posługując się kłamstwem, szatan przybiera szaty anioła światła (por. 2 Kor 11,14). Jako wróg prawdy chce ją zniszczyć w człowieku, dlatego stara się oddzielić człowieka od Boga, źródła prawdy. Jan Paweł II ukazując ten problem odrzucenia prawdy przez człowieka, stwierdza: „Odrzucenie to wyraża się w czynie jako «nieposłuszeństwo» dokonane na skutek pokusy, która pochodzi od “ojca kłamstwa” (por. J 8,44). U korzenia ludzkiego grzechu leży więc kłamstwo jako radykalne odrzucenie prawdy, zawartej w Słowie Ojca, poprzez które wyraża się miłująca wszechmoc Stwórcy” [DeV 33].

Nie wolno lekceważyć wpływu „ojca kłamstwa” na ludzkie życie. Z drugiej jednak strony – ukazując niebezpieczeństwo pokusy ze strony szatana powinniśmy jednak pamiętać, że w żadnej mierze nie może być on stawiany na równi z Bogiem. Pomimo całej powagi zagrożeń, jakie niosą ze sobą pokusy szatańskie, nie można traktować szatana jako wszechmocną przyczynę grzechu. Człowiek może – dzięki wsparciu łaski Bożej – przeciwstawić się pokusie szatańskiej (por. 1 J 5,18-19).

Boję się takiego ukazywania wpływów szatańskich, które nie tylko lekceważą zbawcze zwycięstwo Chrystusa nad szatanem i grzechem, ale jednocześnie starają się pomniejszyć naszą ludzką odpowiedzialność za zło, albo od niej całkowicie uciec. Musimy wciąż pamiętać o wspomnianej pożądliwości, która jest w nas.

Czy te wyliczone przez św. Jana pożądliwości: pożądliwość ciała, oczu i pycha życia nie stały się jakimś istotnym wymiarem współczesnej kultury, zwłaszcza kultury masowej?

To jeden z ważnych wątków naszej rozmowy na temat pokusy. Wydaje się, że nie wystarczy stwierdzić, że człowiek jest dzisiaj bardziej narażony na pokusy już nie tylko odejścia od Boga, z drogi Jego przykazań, ale także pokusy zagubienia, a nawet zatracenia samego siebie. Choć taka jest prawda, to nie jest to cała prawda. Odwołując się do współczesnego zjawiska utraty poczucia grzechu, chciałbym podkreślić, że jeśli człowiek nie widzi już grzechu, to i pokusy do grzechu nie odczytuje jako czegoś, co go pomniejsza, niszczy – także w relacji do Boga i do ludzi, a pośrednio do świata materialnego. Dla wielu ludzi każda pokusa jawi się jedynie jako „okazja”, a przecież – tak mówią – trzeba korzystać z okazji, bo może się więcej nie nadarzyć. Takie zbanalizowanie pokusy sprawia, że staje się ona jeszcze bardziej groźna dla człowieka.

Im bardziej człowiek uważa siebie za mocniejszego, im bardziej chce zapanować nad światem i nad innymi ludźmi, tym bardziej staje się podatny na różnego rodzaju pokusy, zwłaszcza pokusy władzy i pieniądza, a także pokusy technologicznej władzy nad życiem ludzkim. Podatność współczesnego człowieka na pokusy wiązałbym także z kryzysem moralnym, dotykającym prawie wszystkich sfer życia ludzkiego. Dotyczy to zwłaszcza ludzi, którzy żyją powierzchownie i nie zastanawiają się nad sensem własnego życia.

Przesadna wiara w człowieka, w jego nieomylność, nabrała dzisiaj charakteru bałwochwalczego; jest to rodzaj „kultu człowieka” („antropolatrii”), który płynie z absolutyzacji ludzkiej wolności. W imię fałszywie pojętej wolności człowiek odbiera pokusy, jakie niesie dzisiejszy świat, w sposób zaślepiony: jako rzekome szanse, podczas gdy faktycznie rodzą one zniewolenie i niszczą relacje miłości. W ten sposób człowiek staje się jeszcze bardziej podatny na wszelkie pokusy płynące ze świata.
Jak to jest z tą pokusą płynącą od świata? Przecież świat sam w sobie nie jest zły. Ksiądz Profesor w swojej książce „Posłannictwo chrześcijan w świecie” napisał, że „świat jest tym darem, który jako rodzaj dziedzictwa został mu [człowiekowi – przyp. P.F] powierzony przez Boga”. Dlaczego mimo to stanowi on dla nas źródło pokusy?

Tak, świat jest darem Boga Stwórcy i my chrześcijanie jesteśmy posłani do tego świata. Ale sens tego posłania ukazuje modlitwa arcykapłańska Chrystusa: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego […] Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem” (J 17,15.18). Nowy Testament ukazuje wyraźnie, że świat ma charakter ambiwalentny: jest dobry, ale jest w nim obecne także zło. Ewangelie synoptyczne, a jeszcze bardziej pisma św. Jana, prezentują specyficzne pojęcie świata; jest to świat, który nie zna Boga, sprzeciwia się Jezusowi i przeciwstawia prawdzie. Księciem tego świata jest szatan (por. Rz 16,20), nazwany nawet „bogiem tego świata” (por. 2 Kor 4,4).

To ze względu na grzech pierworodny świat stał się źródłem pokusy. Właśnie dlatego, że człowiek jest wewnętrznie rozdarty, świat może być dla niego zagrożeniem. Wartości tego świata mogą bowiem przesłonić zarówno Boga, jak i drugiego człowieka, mogą też prowadzić do zagubienia własnej godności. Warto przypomnieć słowa św. Augustyna: „Świat jest zły o tyle, o ile są źli ludzie, dla których ważniejszy jest świat niż Bóg” (Sermo 95,5). Nie w samych rzeczach leży zło, lecz w ich niewłaściwym użyciu.
W teologii moralnej mówi się także o tym, że człowiek może kusić Pana Boga. Jak należy to rozumieć?

To kuszenie Boga jest rodzajem grzechu przeciwko wierze, a zwłaszcza przeciwko nadziei. Człowiek w takiej sytuacji uważa, że może Boga poddawać próbie, żądając od Niego pewnych znaków potwierdzenia Jego obecności i Jego woli lub zanegowania jakiegoś wyboru życiowego. Takim postawom towarzyszy często nastawienie magiczne. Kuszeniem Boga może być też żądanie od Boga ukarania kogoś jako grzesznika (lub ewentualne pretensje, że tego nie uczynił). Za szczególnie obraźliwe kuszenie Boga uznałbym sytuację, kiedy ktoś modli się o to, by nie uległ pokusie, a jednocześnie szuka dobrowolnie sytuacji rodzącej pokusy. Kiedy zanika prawdziwa bojaźń Boża, kiedy człowiek łatwo spoufala się z Bogiem, łatwiej ulega pokusie takiego właśnie podejścia do Boga.

Jak walczyć z pokusami? Jak sprawić, by pokusa nie stała się grzechem?

Chociaż Chrystus odniósł zwycięstwo nad szatanem i grzechem i człowiek ochrzczony już uczestniczy w tym dziele zbawienia, to jednak musi walczyć z pokusami i z siłami zła. Dopóki jednak trwa ten świat, w sercu ludzkim wciąż toczy się walka pomiędzy dobrem a złem. Człowiek świadom swej niemocy woła wciąż do Boga – Ojca miłosiernego: „zbaw nas ode Złego” (por. KKK 2854). Człowiek walczący z pokusami do grzechu – a także z samym grzechem – nie jest więc sam. Stąd też ta walka będzie dokonywała się zawsze przy wykorzystaniu nadprzyrodzonych środków, co nie znaczy, że powinniśmy lekceważyć te możliwości, które istnieją w samym człowieku, pomimo jego grzesznego rozdarcia.

Najpierw wskażę na potrzebę ludzkiego wysiłku. W pokusie grzech jest tuż przed drzwiami. Nie wolno mu otworzyć, stąd trzeba stawiać opór. Niekiedy człowiek przeciwstawia się pokusie w sposób pasywny; wprawdzie się na nią nie godzi, ale też nie podejmuje jakichś konkretnych przeciwdziałań. Często jednak nie wystarczy takie pasywne podejście do pokusy, gdyż zachodzi niebezpieczeństwo, że człowiek jej ostatecznie ulegnie. Aktywny opór przeciw pokusie oznacza najpierw pozbawienie grzechu jego maski, odkrycie kłamstwa, którego źródłem jest szatan, a przejawem – właśnie grzech. Konieczna jest asceza, która jest nie tylko umartwieniem w jakiejś dziedzinie, lecz jednocześnie ożywieniem całego życia chrześcijańskiego. Wielką przeszkodą w przezwyciężaniu pokus jest tutaj brak silnej woli, brak stanowczości oraz niecierpliwość w oczekiwaniu na pozytywne rezultaty. Dlatego w tej walce tak ważna jest cnota męstwa, zapewniająca wytrwałość w trudnościach i stałość w dążeniu do dobra. Dzięki niej człowiek jest zdolny do opierania się pokusom i przezwyciężania wszelkich przeszkód w życiu moralnym [por. KKK 1808]. Do całego życia chrześcijańskiego należy odnieść słowa „Katechizmu” na temat cnoty czystości: „Kto chce pozostać wierny przyrzeczeniom chrztu i przeciwstawić się pokusom, podejmie w tym celu środki takie, jak: poznanie siebie, praktykowanie ascezy odpowiedniej do spotykanych sytuacji, posłuszeństwo przykazaniom Bożym, ćwiczenie się w cnotach moralnych i wierność modlitwie” [KKK].

Modlitwa, o której mówi „Katechizm”, a do której wzywa nas nade wszystko sam Chrystus, wprowadza nas na nadprzyrodzoną drogę walki z pokusami. W każdej modlitwie – nade wszystko w słowach „Ojcze nasz” – wyznajemy, że Bóg wspiera nas w przezwyciężeniu pokus. Tylko dzięki łasce Bożej człowiek może odnieść ostateczne zwycięstwo nad wszelkimi pokusami. Stąd zachęta Jezusa: „Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Łk 22,40). Modlitwa jest też wyrazem postawy czujności i otwarcia się na pełnienie woli Bożej. Modlitwa otwiera nas na działanie Ducha Świętego, dzięki któremu jesteśmy w stanie przezwyciężyć pokusy tego świata. Tę duchową walkę prowadzi człowiek „uzbrojony” – jak to pięknie przedstawia św. Paweł – w pomoc nadprzyrodzoną (Ef 6,11-18).

Ten, kto pokłada ufność w Panu i posłuszny jest Duchowi Świętemu, potrafi także wspierać innych w walce z pokusami, a jednocześnie sam znajdować wsparcie we wspólnocie wierzących. Trzeba dzisiaj podkreślać wspólnotowy wymiar walki z pokusami. Drugi człowiek może wprawdzie stać się narzędziem pokusy, ale może też – jeśli sam żyje nowym życiem w Chrystusie – stać się wsparciem na drodze walki z pokusami przez dodawanie otuchy i odwagi, przez pouczenie braterskie, a nade wszystko przez tworzenie żywych wspólnot wiary i modlitwy.

Dziękuję za rozmowę.
Ks. Janusz Nagórny,
kapłan diecezji zamojsko-lubaczowskiej, Zmarł 17.X.2006 r – był profesorem zwyczajnym, kierownikiem Katedry Teologii Moralnej Szczegółowej i zarazem dyrektorem Instytutu Teologii Moralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim; pełnił funkcję przewodniczącego Zarządu Sekcji Teologów Moralistów Polskich.

http://www.katolik.pl/pokusa-klamie,784,416,cz.html?s=4

*********

Jaka miłość jest najważniejsza?

John Templeton /br

(fot. shutterstock.com)

Człowiek, który odkrywa cud miłości, nie może i nie chce powstrzymywać się od dawania. Miłość wzmacnia się, kiedy ją dajemy, a słabnie, kiedy staramy się ją zachować.

 

Nie ma w żadnym ludzkim języku słowa, które miałoby więcej definicji niż słowo miłość. Nie ma słowa, które z większą głębią opisywano by w wierszach, sztukach teatralnych, powieściach oraz traktatach filozoficznych i teologicznych. Niezależnie jednak od tego, jak definiuje się miłość i co się o niej pisze, najważniejsze jest, co się z nią robi.
Grecy wyróżniali kilka rodzajów miłości. Eros to miłość romantyczna, która wywołuje znany ucisk w żołądku. Storge to miłość, którą odczuwa się w stosunku do członków rodziny. Phileo to miłość, którą żywi się do przyjaciół. Najważniejsza jednak jest miłość określana słowem agape.
Agape to bezinteresowna miłość, która daje sama siebie, nie oczekując niczego w zamian. Właśnie taka miłość wzrasta, kiedy daje się ją innym. Cudownym sposobem im więcej agape dajemy, tym więcej mamy jej do rozdania. Właśnie o takiej miłości mówili wielcy duchowi nauczyciele, jak Jezus, Budda, Mahomet, Laozi, Konfucjusz i inni.
Angielski pisarz Clive Staples Lewis porównał agape do narzędzi, którymi należy się posłużyć, aby wyhodować piękny ogród. Każdy ma możliwość wyboru. Można pozostawić ogród życia niepielęgnowany i pozwolić, aby zarósł chwastami, ale można też za pomocą odpowiednich narzędzi stworzyć miejsce niewyobrażalnie piękne – pełne kwiatów i warzyw. Jednym z najważniejszych narzędzi jest gotowość okazywania miłości innym ludziom.
Człowiek, który odkrywa cud miłości, nie może i nie chce powstrzymywać się od dawania. Miłość wzmacnia się, kiedy ją dajemy, a słabnie, kiedy staramy się ją zachować.
Agape to bezwarunkowa miłość, którą Bóg obdarza każdego człowieka, bez względu na jego wygląd, stan konta, iloraz inteligencji, a nawet czyny, które niejednokrotnie nie wyrażają miłości. Bóg kocha nas bezwarunkowo. I my też powinniśmy próbować tak kochać. Praktykując agape, uczymy się kochać wrogów, tolerować ludzi, którzy nas irytują, i odnajdywać coś cennego w każdym napotkanym człowieku.
Aby kształtować agape, trzeba rozwijać umiejętność szczerego wyrażania miłości tak długo, aż stanie się to naszą drugą naturą, aż będzie to czynność tak naturalna, jak oddychanie. Kiedy do tego dojdzie, miłość będzie do nas wpływać i wypływać z nas równie łatwo, jak wdychane i wydychane powietrze przepływa przez płuca. Okazywanie agape to kwestia świadomego wyboru, którego każdy człowiek może dokonać w każdej chwili. Agape bowiem nie zależy od uczuć, ale jest umiejętnością okazywania miłości niezależnie od samopoczucia. Można to porównać do ćwiczeń fizycznych. Osoba rozpoczynająca trening chodu, biegania lub podnoszenia ciężarów nie od razu zgłasza się do maratonu i nie od razu zakłada na sztangę największe obciążenie.
Satysfakcja związana z konsekwentnymi ćwiczeniami wynika między innymi z zadowolenia z osiąganych wyników i wzrostu sprawności fizycznej. Satysfakcja z okazywania agape wynika, między innymi, z zadowolenia z siebie i z innych ludzi – czyli dwóch warunków koniecznych do prowadzenia szczęśliwego życia.

 

Więcej w książce: UNIWERSALNE PRAWA ŻYCIA – Sir John Templeton

 

***

UNIWERSALNE PRAWA ŻYCIA – Sir John Templeton

Sir John Templeton, słynny inwestor z Wall Street i filantrop. Poświęcił życie na promowanie otwartości umysłu. Ufundował najwyższą na świecie nagrodę przyznawaną za wybitne osiągnięcia w badaniach duchowości człowieka.
Ludzki umysł działa w zdumiewający sposób. Za pomocą swoich myśli człowiek może kształtować rzeczywistość. Zafascynowany tym faktem John Templeton poznawał myśl filozoficzną, wypowiedzi naukowców, artystów i historyków, oraz literaturę różnych kręgów kulturowych w poszukiwaniu mądrości, która będzie stanowiła zbiór praw życia. Wybrał najlepsze z nich i ułożył w prosty, a jakże inspirujący podręcznik pozytywnego myślenia.

http://www.deon.pl/slub/duchowosc/art,36,jaka-milosc-jest-najwazniejsza.html

O autorze: Słowo Boże na dziś