Błogosławieni ci, którzy się nie zniechęcą w rozważaniu codziennej lektury Pisma św. – Sobota, 19 wrzesnia 2015 św. Januarego, biskupa i męczennika

Myśl dnia

Być dobrym – to żyć dla szczęścia innych, mieć serce szerokie w swojej dobroci.

św. Urszula Ledóchowska

Relacja człowieka z Bogiem opiera się na miłości.
I tak jak w miłości pomiędzy ludźmi uczucie trzeba pielęgnować i rozwijać,
tak też jest w miłości nadprzyrodzonej.
ks. Mariusz Krawiec SSP
Codzienne medytowanie słowa Bożego daje nam jasność widzenia kłamstwa
i siłę do jego odrzucenia z własnego życia.

ks.Roman Chyliński

...samotnoœæ w t³umie...
Panie, dotknij mojego serca Twoją nawadniającą i użyźniającą łaską.
Niech Twoje słowo, które na nie pada, wyda piękne plony.
SOBOTA XXIV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (1 Tm 6,13-16)

Zachować wierność Chrystusowi aż do Jego przyjścia

Czytanie z Pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Tymoteusza.

Najmilszy:
Nakazuję w obliczu Boga, który ożywia wszystko, i Chrystusa Jezusa, Tego, który złożył dobre wyznanie za Poncjusza Piłata, ażebyś zachował przykazanie nieskalane, bez zarzutu aż do objawienia się naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Ukaże je we właściwym czasie błogosławiony i jedyny Władca, Król królujących i Pan panujących, jedyny, mający nieśmiertelność, który zamieszkuje światłość niedostępną, którego żaden z ludzi nie widział ani nie może zobaczyć. Jemu cześć i moc wiekuista. Amen.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 100,1-2.3.4-5)

Refren: Stańcie z radością przed obliczem Pana.

Wykrzykujcie na cześć Pana wszystkie ziemie, *
służcie Panu z weselem!
Stawajcie przed obliczem Pana *
z okrzykami radości.

Wiedzcie, że Pan jest Bogiem, *
On sam nas stworzył,
jesteśmy Jego własnością, *
Jego ludem, owcami Jego pastwiska.

W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem, +
z hymnami w Jego przedsionki, *
chwalcie i błogosławcie Jego imię.
Albowiem Pan jest dobry, +
Jego łaska trwa na wieki, *
a Jego wierność przez pokolenia.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Por. Łk 8,15)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławieni, którzy sercem szlachetnym i dobrym
zatrzymują słowo Boże
i wydają owoc przez swą wytrwałość.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 8,4-15)

Przypowieść o siewcy

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy zebrał się wieki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: „Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”.
Przy tych słowach wołał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co oznacza ta przypowieść.
On rzekł: „Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli.
Takie jest znaczenie przypowieści:
Ziarnem jest słowo Boże.
Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni.
Na skałę pada u tych, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują.
To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu.
W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Pielęgnować miłość

Jesteśmy glebą, na która pada ziarno słowa Bożego. I tak jak w przyrodzie kilka czynników decyduje o tym, czy ziarno to wykiełkuje i wyda plon, tak też jest i z nami. Można przyjąć słowo Boże owacyjnie, ale szybko też o nim zapomnieć. Można podejść z entuzjazmem do uprawy tego, co Pan zasiał, ale z czasem popaść w zniechęcenie i wycofać się z pielęgnacji tego, co wyrosło. Relacja człowieka z Bogiem opiera się na miłości. I tak jak w miłości pomiędzy ludźmi uczucie trzeba pielęgnować i rozwijać, tak też jest w miłości nadprzyrodzonej. Jezus wiele razy zachęcał swoich uczniów do wytrwałości w miłości. Nie dajmy się zwieść pokusie „jakoś to będzie” i pracujmy każdego dnia, budując miłość Bożą w nas.

Panie, dotknij mojego serca Twoją nawadniającą i użyźniającą łaską. Niech Twoje słowo, które na nie pada, wyda piękne plony.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*********

Sobota 24 tygodnia w ciągu roku

Komentarz do I czytania (1 Tm 6, 13-16)

Zachować nieskalane przykazanie to zadanie, które stawia przed nami dzisiejsze pierwsze czytanie. Znamy je z Pisma Świętego i tradycji. W tym jednym słowie wyraża się nie tyle nakaz, który sumujemy w Dekalogu, Ośmiu błogosławieństwach czy przykazaniach kościelnych. Nawiązuje ono do starego znaczenia słowa przykazanie jako rada rodzicielska, dobre polecenie. Wówczas można mówić o jednym przykazaniu, które gromadzi w sobie wszystkie inne. Dlaczego jednak takie a nie inne? Tu Bóg nie odpowiada w szczegółach na nasze pytanie. Każe nam ufać, że taka droga jest najlepsza dla naszej duszy i szukać uzasadnienia w umyśle oświeconym Jego światłem. Temat ten w całości okaże się dla nas jasny wtedy, gdy nasz Pan objawi nam go w czasie Sądu Ostatecznego. Naszym zadaniem jest dziś wierzyć i ufać, że Bóg wie, co robi. Zaufanie to, zwłaszcza w trudnych sytuacjach, niesie w sobie moc, której boi się całe piekło. Zatem wtedy, gdy atakują nas pokusy choćby pochodzące od samego diabła, dobrze iść śladem takiej ufności i wołać: Jezu, ufam Tobie.

Komentarz do Ewangelii (Łk 8, 4-15)

Powszechnie znana przypowieść o ziarnie koncentruje się na temacie wdzięczności. W tym obrazie i symbolu kryje się prawda Boża, którą często najlepiej jest wyrazić w formie porównania. Dzięki lekturze Ewangelii wchodzimy w krąg najbliższych Panu uczniów, stając się adresatami Jego wyjaśnień. Dla zrozumienia ich znaczenia konieczna jest pomoc Jezusa. To nie złośliwość nakazywała ograniczenie grona uczniów do wąskiej grupy najbliższych. To wskazówka, że bez pomocy Jezusa Ewangelia pozostanie zakryta i przybierze formę jedynie pięknej nauki, moralizatorstwa i niedoścignionego wzoru. Jej moc zbawcza się nie ujawni. Dlatego tak wielu znawców Kościoła zupełnie nie rozumie zawartej w nim mocy. Trzeba być zatem wdzięcznym Bogu, że pozwala nam widzieć i rozumieć więcej. Ten wybór nie może być powodem do pychy, bo jest zupełnie niezasłużoną łaską. Może być natomiast powodem do dumy, bo ona oznacza stanąć w prawdzie i docenić nie siebie, lecz dar, który niezasłużenie stał się nasz.

Pomyśl:

  • Kiedy ostatni raz dziękowałem Bogu za swe zwycięstwo nad każdą pokusą?
  • W jakich intencjach ofiaruję swe zwycięstwa nad złem?
  • Jak przejawia się moja duma z tego, że mogę uczestniczyć w zwycięstwie Pana Jezusa nad złem?

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/366

**********

Alicja “POUCZENIA” pt. 3.04.1992, godz. 12.35

Uwaga: Cytaty z Pisma Świętego otrzymywane były przez tzw. przypadkowe otwarcie Biblii po uprzednim zapisaniu słów, modlitwie i prośbie o dopełnienie pouczenia.

To, co zapisujesz, jest po to, aby ludzie zrozumieli, że Ja chcę mówić do każdego, by pokierować nim, ustrzec od zła i wprowadzić na drogę zbawienia. Że jestem przy każdym człowieku, w każdej chwili jego życia. Że trzeba pragnąć Mnie usłyszeć, słuchać i wykonywać to, co wskazuję – pragnąć żyć według pouczeń Moich.

Nie jesteś osobą wyjątkową. Jesteś, jak wielu: słaba, wplątana w układy tego świata, z których cię wyprowadzam do życia wiecznego dzięki temu, że chcesz Mnie słuchać i być Mi posłuszna. W przeciwnym razie ginęłabyś, jak inni w grzechu i upadku, jak ginęłaś wielokrotnie, zanim serce twoje zwróciło się do Mnie.

Słyszenie w sercu Mojego głosu nie jest darem nadzwyczajnym, wyjątkowym. Każdy go otrzymał w Chrzcie świętym i każdy może rozpoznać pouczenia Moje, jeśli będzie ich pragnął i oczekiwał. Jeśli będzie usiłował żyć według nich.

Wtedy dam obfitość wielką, bo jestem Ojcem kochającym i troszczącym się o zbawienie każdego dziecka Mojego. Za każdego przecież oddałem życie Moje na krzyżu, aby ocalać, aby prowadzić, aby zbawić.

*********

ks.Roman Chyliński

Słowo Boże na 19 września.
Łk 8, 4-15
Słowa Ewangelii według św. Łukasza.

Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: “Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”.
Przy tych słowach wołał: “Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co znaczy ta przypowieść.
On rzekł: “Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie wiedzieli i słuchając nie rozumieli.
Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość”.

Komentarz.: Cztery etapy otwierania się na słowo Boże.

Dzisiaj św. Łukasz w sposób mistrzowski ukazuje nam etapy otwierania się na słowo Boże.

Dla naszego Ewangelisty „otwieranie się na słowo Boże” należy do istoty poznania osoby Jezusa Chrystusa oraz kroczenia „drogą” duchowości chrześcijańskiej ku zbawieniu.

Przyglądnijmy się, więc tym etapom i sami oceńmy, gdzie my obecnie znajdujemy się na tej „drodze”.

„Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże.”

Słowo Boże wyjaśnia nam Jezusa , a Jezus wyjaśnia nam słowo Boga.

Św. Łukasz pragnie, abyśmy nie tylko intelektualnie „otworzyli się” na słowo Boże, ale i sercem, to znaczy, abyśmy pokochali słowo Boże.

W ten sposób słowo Boże może stać się pięknym towarzyszem naszego codziennego życia i mądrym doradcą dla naszych decyzji.

Pierwszy etap.
„ Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni.”

Trudno u początku rozważania słowa Bożego otworzyć się sercem na jego treść.

Pamiętam świadectwo 42 letniej kobiety, która stwierdziła, że dopiero od roku czasu naprawdę słucha słowa Bożego na niedzielnej Mszy św.

Wszyscy u początku poznawania i czytania słowa Bożego reagujemy „twardym sercem” na usłyszane słowo Boże. To znaczy nie staramy się je zapamiętać, aby później rozważać i dzielić się nim.

Stąd szatan ma ułatwione zadanie „zabierania słowa Bożego z naszych serc, abyśmy nie uwierzyli i nie byli zbawieni.”
Poważną więc sprawą dla naszego zbawienia, jest „otwieranie się sercem” na słowo Prawdy.

Drugi etap.
„ Na skałę pada u tych, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują.”

Na tym etapie już reagujemy żywo i radośnie na usłyszane słowo Boże. Zaczyna nas to słowo interesować, wzbudzać pytania i zmuszać do odpowiedzi.

Ale jest to na razie li tylko intelektualne podejście do słowa Bożego. To słowo niestety jeszcze „nie zakorzenia się” głęboko w naszym sercu. Nasze serce jest „chwiejne”, brakuje w nim stałości i konsekwencji życia według słowa Bożego. Co prawda powoli zgadzamy się ze słowem Boga, ale nasze życie jest jeszcze daleko od postępowania według niego.

Gdy przychodzą próby, pokusy idziemy za innym myśleniem, a nie za prawdą.

Trzeci etap.
„ To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu.”

Na tym etapie jest już dojrzałe słuchanie słowa Bożego. Zaczynamy się z nim liczyć w naszym postępowaniu i w naszych decyzjach.

Powoli widzimy jak nieuporządkowane było nasze życie w sprawach moralnych, duchowych oraz w codziennych troskach. Dostrzegamy już jasno, jak potrzebne jest słowo Boże, abym mógł stanąć w prawdzie i „od chwaścić” zły styl życia i postępowania.

Zaczynam podchodzić radykalniej do mojego sposobu życia, aby np. wyrzec się: chciwości pieniędzy i wzbogacania się za wszelką cenę, wprowadzić powściągliwość w sferę pragnień i pożądliwości oraz wprowadzić ład i harmonie w moje codzienne życie.

Dojrzewam też powoli do przeżywania rekolekcji oraz głębszej formacji duchowej i modlitewnej.

Czwarty etap.
„W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość”.

W końcu zakochujemy się w słowie Bożym. Czujemy potrzebę częstego jego rozważania i odnoszenia do swojego życia.
Widzimy powoli owoce działania słowa Bożego w mocy Ducha Świętego w naszym życiu. Należałoby tu nadmienić, że przez czytanie słowa Bożego skutecznie napełniamy się Duchem Świętym.

Nasze serce oczyszczone z chwastów szlachetniej i staje się dyspozycyjne do dzielenia się dobrem.
„Zatrzymujemy „ słowo Boże! Staje się dla nas ono ważne. Ważne jest dla nas to , co Bóg mówi do naszego serca.
Zaczynamy trwać w prawdzie i bronić jej we własnym sercu.

Codzienne medytowanie słowa Bożego daje nam jasność widzenia kłamstwa i siłę do jego odrzucenia z własnego życia.

Tak ziarno w „żyznej glebie” naszej duszy i w jasnym umyśle przynosi powoli plon zbawczy.

Na koniec św. Łukasz podkreśla cnotę „wytrwałości”.

Błogosławieni ci, którzy się nie zniechęcą w rozważaniu codziennej lektury Pisma św.

Modlitwa:

Przyjdź Duchu Świętym i rozpal we mnie pragnienie codziennego przyjmowania słowa Bożego sercem szlachetnym i dobrym. Daj mi wytrwałość, aby rozważanie słowa Boga przyniosło we mnie obfite owoce. Niech mocą Twoją odrzucę życie w kłamstwie, aby życie w prawdzie słowa Bożego wzmocniło moją wiarę i dało mi stałość w dążeniu do zbawienia. Amen!

https://www.facebook.com/roman.chylinski.3

********

PROCES

by Grzegorz Kramer SJ

Wy, ludzie z dużych miast myślicie, że jak włoży się ziemniaka do ziemi, to na drugi dzień będą z niego smaczne frytki, które na dodatek same się zrobią. No nie zrobią. Musi zgnić, wyróść, trzeba go okopywać, plewić, wykopać, obrać itd. To długa droga.

Jan Ożóg SJ

Tłumy słuchają Słowa Boga ukrytego w przypowieściach. To jest po prostu codzienna obserwacja naszego życia. Każdy widzi zmieniające się pory roku, proces starzenia się, narodziny i śmierć. Każdy widzi wypadki samochodowe i słyszy różne wiadomości, każdy styka się z dobrem i złem w tym świecie. To jest doświadczenie wspólne wszystkim ludziom. A jednak nie wszyscy patrzą jednakowo, albo nie wszyscy rozumieją rzeczywistość tak, jak należy. Tylko niektórzy słyszą w tłumie, tylko niektórzy patrząc na różne zjawiska i procesy – rozumieją.

Co znaczy mieć uszy? Znaczy słyszeć, czyli rozumieć. Bardzo często wpadamy w pułapkę polegającą na tym, że aby dobrze słyszeć, wyciszyć się, to trzeba pozbyć się zewnętrznego hałasu, pojechać na pustynię, oddalić się do lasu. Oczywiście to może pomóc, ale tylko pomóc. Sukces tkwi w zapanowaniu nad uszami. Ja muszę chcieć przestać słuchać tego wszystkiego, co przeszkadza, co mnie odwodzi od rozumienia istoty. To się przekłada też na inne sfery, bo zawsze przecież można zwalać na innych ludzi, na społeczeństwo, na warunki polityczne, społeczne, czy nawet klimat. Tu chodzi o to, co Jezus mówił w innym miejscu: wejść do swojej izdebki, ważne jest to słowo: swojej – do siebie, w siebie.

Cztery rodzaje gleby.

Droga i skała. Powierzchnia twarda, nie przygotowana do tego, by wydać owoc. Słowo leży na powierzchni, to są ludzie, którzy nie otwierają serca, z założenia są zamknięci, co nie znaczy, że przegrani. Wystarczy przeorać taką drogę, spulchnić ją i nawodnić, a więc wykonać pracę. Co trzeba w tobie spulchnić, co jest z góry zamknięte na Jego słowo?

Ciernie, krzaki. Początek wzrostu jest dobry, zapuszcza korzenie, kiełkuje, ale później brak słońca, ograniczenie spowodowane cierniami sprawia, że ostatecznie umiera. To są ludzie, którzy nie dbają o słowo w sobie. Chcą żyć w rozdwojeniu: niby mają w sobie słowo, ale go nie pielęgnują, czy nie rezygnują z tego wszystkiego, co ich niszczy. Nie wyrywają chwastów.

Gleba żyzna. Niby takie fajne to – wydawanie owoców. Jest jedno „ale”. Ono musi zgnić, zanim wyrośnie. To jest to, co Jezus nazywa umieraniem samego siebie; to jest proces, to jest bardzo nieprzyjemny proces.

Chrześcijaństwo to wcale nie jest sielanka. To oczywiste, ale ważne by pamiętać, że decydując się na nie – ma być przykre dla mnie, nie ja dla innych. Tak, jak nie zmusisz ziemi do owocowania, tak nie zmusisz człowieka do tego, by chciał obumrzeć. Ta decyzja musi się dokonać w jego izdebce. Bez tego zostajesz w tłumie, który widzi i słyszy, ale nic nie rozumie.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/09/19/proces/

*********

Św. Januarego

0,14 / 12,47
Na początek stań w obecności Boga, który jest miłością. Wycisz się i przygotuj do modlitwy.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 8, 4-15
Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: «Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny». Przy tych słowach wołał: «Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha». Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co oznacza ta przypowieść. On rzekł: «Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli. Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość».

Uświadom sobie, czym jest słowo Boże, o którym mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Zobacz najpierw jego działanie w historii zbawienia – jak Bóg przemawiał przez proroków. Zobacz, jak najpełniej i ostatecznie wyraził się w swoim Synu – wcielonym Słowie. Zobacz też, jak i dzisiaj działa słowo w Kościele, w którym jest przepowiadana Ewangelia.

Teraz przyjrzyj się historii słowa Bożego w twoim życiu. Zobacz okresy w swoim życiu, gdzie słowo Boże bardziej było zagłuszane przez troski, przez lęk, a gdzie wydawało owoc. Zobacz, czy w twoim sercu nie ma jeszcze miejsc zamkniętych na działanie słowa, gdzie jest skała lub chwasty…

Zastanów się, jakie jest to serce szlachetne i dobre, które daje owoc przez wytrwałość. Czyż nie jest ono przyznaniem się do tego, że rola naszego serca to chwasty i skała i tylko wytrwałe zwracanie się do ogrodnika Ojca, który wszczepia nas w swego Syna daje nam dobry owoc? Zobacz, jak ta otwartość i pokora leczy nas z zatwardziałości, gdy „patrząc, nie widzimy, a słuchając, nie rozumiemy”. Wsłuchaj się teraz w słowa Ewangelii i jeszcze raz zobacz, jak działa Słowo w twoim życiu.

Na koniec porozmawiaj z Jezusem jak z przyjacielem. Możesz podziękować za dobre owoce w twoim życiu i oddać Mu swe pragnienie, aby serce nie było skałą ani chwastem.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
***********

#Ewangelia: Łaska buduje na naturze

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: “Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”.
Przy tych słowach wołał: “Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co znaczy ta przypowieść.
On rzekł: “Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie wiedzieli i słuchając nie rozumieli. Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość”.

 

Komentarz do Ewangelii

 

Szlachetność, dobroć i wytrwałość są cechami ludzi, których oznacza “ziarno w żyznej ziemi”. Jest po prostu tak, że słowo Boże nie pasuje (nie trafia) do ludzi, którzy nie chcą być szlachetni, dobrzy i wytrwali. Jeśli chcemy “wydać plon stokrotny”, to musimy zdecydować się na rozwijanie w sobie tych cech.
Wiara w Słowo Boże nie jest więc tylko sprawą łaski, ale także ukierunkowania człowieka, czyli jego woli. Ludzie często nie mają tej woli (są ukierunkowani przeciwnie niż Słowo Boże), a twierdzą, że nie mają łaski wiary. To wielkie nieporozumienie! Łaska Boża buduje na naturze, a szlachetność, dobroć i wytrwałość są cechami naturalnymi człowieka.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2575,ewangelia-laska-buduje-na-naturze.html

***********

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 8, 4-15

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. mag3737 / flickr.com / CC BY-NC-SA 2.0)

Błogosławieni, którzy sieją dobre słowo

 

Przypowieść o siewcy
Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość.

 

Opowiadanie pt. “Wciąż to samo”
W pierwszą niedzielę po objęciu parafii nowy proboszcz wygłosił kazanie, którym wszyscy byli poruszeni. W następną niedzielę parafianie oczekiwali z niecierpliwością na kazanie proboszcza. Ksiądz powtórzył słowo w słowo homilię z poprzedniego tygodnia. Podobnie w trzecią, czwartą, piątą niedzielę.

 

Jeden ze słuchaczy nie wytrzymał nerwowo:
– Dlaczego mówi proboszcz zawsze to samo kazanie?
– Dlaczego żyjecie – odparł ze stoickim spokojem kapłan – wciąż dokładnie tak samo jak przed sześcioma tygodniami? Jeśli zamienicie w czyn słowa, które wam dotychczas powiedziałem, wtedy usłyszycie coś nowego.

 

Refleksja
Każdy z nas jest “fabryką” liter, wyrazów, słów i zdań. Tworzymy je i używamy każdego dnia w różnej sytuacji życiowej. Litera do litery tworzą wyrazy. Potem słowa tworzą zdania, a one z kolei wyrażają pewną myśl przewodnią, która przed chwilą była w naszej głowie i sercu. Tę myśl wyrażamy naszymi ustami. To właśnie litery, wyrazy, słowa i zdania kształtują jakość naszej “fabryki informacji”. To wybór słów stanowi o tym jak ludzie nas widzą, jak o nas mówią i jak o nas piszą.

 

Słowa są tym “produktem”, którego nie widzimy na własne oczy, ale jednocześnie tym, co kształtuje oblicze tej ziemi. Z liter i poszczególnych słów powstaje wszystko co nas otacza. Niewidoczne słowa mają ogromna moc budowania, ale też i niszczenia. Dlatego warto przykładać się do jakości wypowiadanej przez nas każdej litery, wyrazu, słowa oraz całych zdań…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Zastanawiałeś się kiedyś nad znaczeniem słów, które wypowiadasz?
2. Które słowa padają z Twoich ust najczęściej? Są to raczej pochwały, czy przekleństwa wobec Boga, siebie i innych?
3. Czy ilość oraz jakość wypowiadanych przez Ciebie słów ma dla Ciebie znacznie?

 

I tak na koniec…
“Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat” (Joseph Conrad).

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,22,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-8-4-15.html

***********

Św. Grzegorz Wielki (ok. 540-604), papież, doktor Kościoła
Homilie do Ewangelii, 1,15; PL 76, 1131nn

Wydawać owoce przez wytrwałość
 

Czuwajcie, aby słowo, które otrzymaliście, rozbrzmiewało w głębi waszych serc i tam przebywało. Baczcie, żeby ziarno nie spadło na drogę, z obawy, że zły duch nie usunie słowa z waszej pamięci. Baczcie, by nie spadło na skałę i nie wydało dobrego uczynku, pozbawionego korzeni wytrwania. Wielu bowiem cieszy się, słysząc słowo i zamierzają wykonywać dobre uczynki. Ale jak tylko pojawiają się pokusy, porzucają to, co zamierzali. Także brakuje wody w skale, więc ziarno nie może wydać owocu wytrwałości.

Ale dobra ziemia wydaje owoc dzięki cierpliwości. Rozumiejmy przez to, że nasze dobre uczynki mogą mieć wartość, jeśli cierpliwie znosimy niedogodności, powodowane przez naszych bliźnich. Zresztą, im więcej zbliżamy się do doskonałości, tym więcej napotykamy trudności. Jak tylko nasza dusza porzuciła miłość obecnego świata, wrogość tego świata wzrasta. Oto dlaczego widzimy wielu, utrudzonych pod wielkim ciężarem (Mt 11,28), chociaż ich uczynki są dobre… Ale, według słowa Pana, „wydają owoc przez swą wytrwałość”, pokornie znosząc te cierpienia, ta że po tych trudach, zostaną zaproszeni, by wejść do pokoju niebieskiego.

*********

Ziarno ma w sobie przedziwną moc życia (19 września 2015)

plon-obfity-komentarz-liturgiczny

 

Słowo Boże jest jak ziarno. To porównanie nie dotyczy jedynie tej przypowieści. Podobnie jest w przypowieści o ziarnku gorczycy, o pszenicy i chwaście, o ziarnie rosnącym własną siłą. Obraz ziarna jest dla Jezusa niezmiernie wymowny. Przyjrzyjmy się mu nieco bliżej.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: 1 Tm 6, 13-16; Łk 8, 4-15

Dzisiaj zazwyczaj kojarzymy słowo z przekazem informacji. Ktoś komuś przekazuje wiadomości. Zupełnie inaczej było w tradycji biblijnej. Słowo – hebrajskie dabar – nie tylko coś mówi, ale także posiada w sobie moc sprawczą. Bóg powiedział i stało się rzeczywiście tak, jak powiedział. Eliasz powiedział kiedyś królowi, że nie będzie deszczu, dopóki nie powie, i tak się rzeczywiście stało. Nie ogranicza się to jedynie do słowa Bożego. W Księdze Estery, po zdemaskowaniu przed królem zamiarów Hamana, czytamy: Słowo wyszło z ust króla, a twarz Hamana zakryto (Est 7,8). W szczególności jednak odnosi się to do słowa Bożego. Mało tego, następujące po słowach wydarzenia staje się sprawdzianem, czy jest to naprawdę słowo Boga. W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy:

 

Gdy prorok przepowie coś w imieniu Pana, a słowo jego będzie bez skutku i nie spełni się, znaczy to, że tego Pan do niego nie mówił, lecz w swej pysze powiedział to sam prorok. Nie będziesz się go obawiał (Pwt 18,22).

 

Ziarno ma w sobie przedziwną moc życia. Po wrzuceniu w ziemię samo zaczyna pęcznieć i wzrastać, a w końcu wydawać plon. Właśnie ta moc wzrastania, zawarta w czymś niepozornym, małym, znikomym, jest wspaniałym obrazem słowa Bożego:

 

Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących (1 Kor 1,21).

 

Tragedią dzisiejszego człowieka jest utrata zrozumienia głębi słowa. Człowiek współczesny uważa, że słowo jest do jego dyspozycji, że jest on panem słowa, że może nim manipulować, dowolnie go używać, robić z nim, co zechce. Nie rozumie, że jego człowieczeństwo, to, co w nim najcenniejsze, jest kształtowane przez słowo, przez orędzie, które do niego dochodzi. To dzięki słowu może odkryć prawdę, rozpoznać dobro, zapalić się ideą, zrozumieć, że jest kimś, a nie czymś. Dzięki słowu może spotkać się z drugim, może mu powiedzieć: „ty”, podzielić się z nim tym, co najcenniejsze w sercu i nawzajem usłyszeć od niego coś, czego sam nie jest w stanie zobaczyć czy doświadczyć.

A co powiedzieć o słowie Bożym!? Jeżeli poniżamy słowo, używamy go byle jak, myślimy, że możemy nim dowolnie dysponować, to sami zamykamy się na całe bogactwo, jakie to słowo niesie. Jesteśmy jak ubita ścieżka, na którą padło ziarno i zostało na niej zdeptane lub porwane przez szatana. W interesie szatana jest, by słowo było lekceważone i nieprzyjmowane. I to się dzisiaj dzieje. Słowami szafuje się dowolnie, bez odpowiedzialności. A potem ludzie, którzy tak dowolnie szafują słowem, podobnie podchodzą do słowa Bożego, ośmieszając je. Nie rozumieją, że stają przed czymś, co ich przerasta.

Aby słowo dało plon, musi wpaść w żyzną glebę, tj. musi wpaść głęboko w serce:

 

W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość (Łk 8,15).

 

Dopiero gdy pozwalamy słowu działać w nas, to znaczy uwierzymy w nie i żyjemy zgodnie z jego przesłaniem, zaczyna ono wzrastać, stopniowo ukazywać swoją mądrość. Owocuje ono wówczas pokojem, równowagą, radością, jeżeli tylko nie pozwolimy się zagłuszyć hałaśliwym namiastkom szczęścia, które pozostawiają po sobie chaos i niesmak. Dla pełnego wzrostu słowa potrzeba wytrwałości. Ona jest podstawową wartością chrześcijańskiego życia. To dzięki niej słowo Boże przynosi plon stokrotny – czyli niewyobrażalnie wielki.

Chrystus daje nam bogactwo, które nas nieskończenie przerasta. Trzeba nam umieć je przyjąć z wiarą i wytrwałością.

http://ps-po.pl/2015/09/18/ziarno-ma-w-sobie-przedziwna-moc-zycia-19-wrzesnia-2015/

**********************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

19 WRZEŚNIA

**********

Najświętsza Maryja Panna z La Salette
Matka Boża z La Salette W sobotę, 19 września 1846 r., Matka Najświętsza ukazała się dwojgu dzieciom pochodzącym z Corps w Alpach francuskich: jedenastoletniemu Maksyminowi Giraud i prawie piętnastoletniej Melanii Calvat, którzy pilnowali swoich krów na hali należącej do La Salette, na górze Planeau, na wysokości 1800 metrów. W kotlinie strumyka spostrzegli nagle kulę ognia – “jakby tam spadło słońce”. W oślepiającej jasności rozpoznali siedzącą kobietę z łokciami opartymi na kolanach i z twarzą ukrytą w dłoniach. Piękna Pani podniosła się i powiedziała do nich po francusku: “Zbliżcie się, moje dzieci, nie bójcie się, jestem tu po to, by wam opowiedzieć wielką nowinę”.
Zrobiła następne kilka kroków w ich kierunku. Nabrawszy pewności, Maksymin i Melania zbiegli ze zbocza na dół. Piękna Pani cały czas płakała. Była wysoka i cała ze światła, ubrana jak miejscowe kobiety: w długą suknię, w wielki fartuch wokół bioder, w chustkę skrzyżowaną na piersiach i zawiązaną na węzeł na plecach, w czepek wieśniaczki. Szeroki, płaski łańcuch biegł brzegiem jej chusty. Inny łańcuch podtrzymywał na Jej piersi wielki krucyfiks. Pod ramionami krzyża, po prawej ręce Chrystusa, znajdowały się obcęgi, po lewej – młotek. Z postaci Ukrzyżowanego wypływała cała światłość, z której jest utworzona zjawa, światłość, która tworzyła iskrzący się diadem na czole Pięknej Pani. Róże otaczały wieńcem Jej głowę, obrębiały Jej chustę i zdobiły obuwie.
Oto, co Piękna Pani powiedziała do pasterzy, najpierw po francusku: “Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię mojego Syna. Jest ono tak mocne i ciężkie, że dłużej nie mogę go podtrzymywać. Od jak dawna cierpię z waszego powodu! Chcąc, by mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie o to prosić, a wy sobie nic z tego nie robicie. Choćbyście nie wiedzieć, jak się modlili i co robili, nigdy nie zdołacie wynagrodzić trudu, którego się dla was podjęłam. Dałam wam sześć dni do pracy, siódmy zastrzegłam sobie – i nie chcą mi go przyznać. To właśnie czyni ciężkim ramię mojego Syna! Również woźnice przeklinają, mieszając z przekleństwami imię mojego Syna. To są dwie rzeczy, które czynią tak bardzo ciężkim ramię mego Syna. Jeżeli zbiory się psują, to tylko z waszej winy. Pokazałam wam to w roku ubiegłym na ziemniakach. Wy jednak nic sobie z tego nie robiliście. Przeciwnie, kiedy znajdowaliście zgniłe ziemniaki, przeklinaliście mieszając z przekleństwami imię mojego Syna. Będą się psuły nadal, a tego roku na Boże Narodzenie nie będzie ich wcale”.
Słowo pommes de terre wprawiło w zakłopotanie Melanię. W gwarze, której się używało w tamtej okolicy, na ziemniaki mówiło się las truffas. Pasterka zwróciła się więc do Maksymina, ale Piękna Pani ją uprzedziła: “Nie rozumiecie tego, moje dzieci? Zaraz powiem wam to inaczej”.
Piękna Pani powtórzyła ostatnie zdanie i prowadziła dalszą rozmowę w narzeczu z Corps: “si la recolta se gasta… Si ava de bla… Jeżeli macie zboże, nie trzeba go siać. Wszystko, co posiejecie, zje robactwo, a to, co wzejdzie, rozsypie się w proch przy młóceniu. Nastanie wielki głód. Zanim głód nadejdzie, dzieci w wieku poniżej siedmiu lat dostaną dreszczy i będą umierać na rękach trzymających je osób. Inni będą pokutować z powodu głodu. Orzechy zrobaczywieją, a winogrona zgniją”.
W tym miejscu Piękna Pani powierzyła tajemnicę Maksyminowi, później – Melanii. Następnie powiedziała do obojga dzieci: “Jeżeli się nawrócą, kamienie i skały zamienią się w sterty zboża, a ziemniaki same się zasadzą. Czy dobrze się modlicie, moje dzieci?” – “Nie bardzo, proszę Pani!” – odpowiedzieli obydwoje. “Ach! Moje dzieci, trzeba się dobrze modlić wieczorem i rano. Jeżeli nie macie czasu, zmówcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś, a jeżeli będziecie mogły – módlcie się więcej. W lecie ma Mszę świętą chodzi tylko kilka starszych niewiast. Inni pracują w niedzielę przez całe lato. W zimie, gdy nie wiedzą, co robić, idą na Mszę św. jedynie po to, by sobie drwić z religii. W czasie Wielkiego Postu jedzą mięso jak psy. Moje dzieci, czy nie widziałyście kiedyś zepsutego zboża?” – “Nie, proszę Pani” – odpowiedziały dzieci.
Wówczas Piękna Pani zwróciła się do Maksymina: “Lecz ty, moje dziecko, musiałeś je kiedyś widzieć, w Coin, razem z twoim ojcem. Właściciel pola powiedział wówczas do twego ojca: «Chodźcie zobaczyć, jak moje zboże się psuje». Poszliście razem. Twój ojciec wziął dwa lub trzy kłosy w dłonie, pokruszył je i wszystko obróciło się w proch. Wracaliście później do domu. Kiedy byliście około godziny drogi od Crops, ojciec dał ci kawałek chleba, mówiąc: «Masz, dziecko, jedz jeszcze chleb w tym roku, bo nie wiem, czy go kto będzie jadł w roku przyszłym, jeżeli zboże będzie się dalej tak psuło». – “O tak, proszę Pani! – odpowiedział Maksymin – teraz sobie to przypominam. Przed chwilą o tym nie pamiętałem”. I Piękna Pani dokończyła, nie w gwarze, ale po francusku: “A więc, moje dzieci, ogłoście całemu mojemu ludowi”.
Później przesunęła się naprzód, przekroczyła strumyk i nie oglądając się, powtórzyła z naciskiem: “A więc, moje dzieci, ogłoście to całemu mojemu ludowi”. Następnie wspięła się po krętym zboczu, które wznosi się w stronę Le Collet (mała przełęcz). Tam uniosła się do góry. Dzieci podbiegły do Niej. Ona spojrzała w niebo, potem ku ziemi. Zwrócona w kierunku południowo-wschodnim, “rozpłynęła się w świetle”. Potem zniknęła również światłość.

Matka Boża z La Salette

Dnia 19 września 1851 r., po przeprowadzeniu dokładnych i surowych badań zdarzenia, świadków, treści orędzia i oddźwięku na nie, Philibert de Bruillard, biskup Grenoble, zawyrokuje w swoim orzeczeniu doktrynalnym, że “zjawienie Najświętszej Dziewicy dwojgu pasterzom 19 września 1846 r. na jednej z gór w łańcuchu Alp, położonej w parafii La Salette, posiada wszelkie znamiona prawdy i wierni mogą w nie wierzyć bez obawy błędu”.
Dnia 1 maja 1852 r., w nowym orędziu, po zapowiedzeniu budowy sanktuarium na górze Zjawienia, biskup Grenoble dodał: “Jakkolwiek wielką rzeczą byłaby budowa sanktuarium, jest jeszcze coś ważniejszego: chodzi o sługi ołtarza, przeznaczonych do jego obsługi, do przyjmowania pobożnych pielgrzymów, do głoszenia im słowa Bożego, do sprawowania wśród nich posługi pojednania, do sprawowania dla nich czcigodnego sakramentu ołtarza i do wiernego rozdawania wszystkim tajemnic Bożych i duchowych skarbów Kościoła. Ci kapłani będą się nazywać Misjonarzami Matki Bożej z La Salette. Ich powołanie i istnienie będą – tak jak i Sanktuarium – wieczną pamiątkę miłościwego zjawienia się Maryi”.
Pierwsi misjonarze wybrani zostali spośród kapłanów diecezjalnych przez biskupa Philiberta de Bruillard. Tej wspólnocie księży misjonarzy diecezjalnych biskup Grenoble nadał 5 marca 1852 roku tymczasowo projekt reguły, skopiowany z Konstytucji misjonarzy diecezjalnych z Lyonu, zwanych chartreux.
Wśród kapłanów, którzy przejęli się duchem Zjawienia i oddali się na posługę pielgrzymów, od samego początku ujawniło się powołanie do życia zakonnego i jego potrzeba. Biskup J.M.A. Ginoulhiac zatwierdził w dniu 2 lutego 1852 roku regułę jako obowiązującą we wspólnocie misjonarzy diecezjalnych i nadał jej tytuł: Tymczasowe reguły Misjonarzy diecezjalnych Matki Bożej z La Salette. W tym samym dniu pierwsi misjonarze złożyli zgodnie z nadaną im i promulgowaną przez biskupa regułą trzy śluby zakonne: posłuszeństwa, ubóstwa i czystości na okres jednego roku. Ten dzień można uważać za dzień narodzenia Zgromadzenia Misjonarzy diecezjalnych Matki Bożej z La Salette.
Po Soborze Watykańskim II saletyni podjęli zadanie rewizji i odnowy Konstytucji i Norm Kapitulnych, w duchu soborowym i według zachęt i wskazówek papieskich dotyczących odnowy życia zakonnego w świecie współczesnym. Praca ta jest owocem modlitwy i rozmyślania, wierności i doświadczeń wspólnot i zakonników wszystkich prowincji. Reguła życia Misjonarzy Matki Bożej z La Salette została zatwierdzona przez Stolicę świętą dekretem z dnia 6 czerwca 1985 r. “Misjonarze Matki Bożej z La Salette, których dom generalny znajduje się w Rzymie, mają za cel, obrany w świetle Zjawienia Matki Bożej z La Salette, być oddanymi sługami Chrystusa i Kościoła, aby się dokonała tajemnica pojednania” (z dekretu zatwierdzającego regułę).

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-19e.php3

*********

Treść Orędzia z La Salette

Było to dnia 19 września 1846 roku, w sobotę, w dzień poprzedzający Święto Siedmiu Boleści Maryi. Słoneczny ranek zagościł w kotlinie La Salette. Dwoje pastuszków, Maksymin i Melania, wypędzają swoje stado zygzakowatą drogą po zboczu Planeau pod górę, na pastwisko w granicach gminy La Salette. Nie domyślają się, że prowadzi ich tajemnicza dłoń. Piotr Selme, gospodarz, u którego w tym tygodniu Maksymin jest na służbie, przez całe przedpołudnie kosi trawę w pobliżu dzieci pasących stada.
Około południa słychać z wioski La Salette głos dzwonu na Anioł Pański.  Dzieci spędzają zwierzęta razem i prowadzą je w inne miejsce płaskowyżu. Najpierw poją krowy w potoku Sezia, w tzw. zbiorniku dla bydła i pędzą je na łagodne zbocze góry Gargas. Same zaś siadają w dole, na lewym zboczu Sezii, obok źródła dla zwierząt i spożywają przyniesiony ze sobą czarny chleb z serem. Piją do tego świeżą źródlaną wodę, a wierny towarzysz Maksymina – pies Lulu, również dostaje swoją porcję jedzenia.

Inni pasterze, pasący niedaleko Maksymina i Melanii, też przyprowadzili swoje bydło do źródła, aby je napoić i aby również się posilić. Maksymin i Melania zostają w końcu sami. Siadają wygodnie po prawej stronie strumienia, obok małej studni, która w lecie zawsze wysychała. Ponieważ bawiły się przez całe przedpołudnie i już od samego świtu były na nogach, są zmęczone. Słońce praży na odsłoniętych stokach – i dzieci, wbrew swoim zwyczajom, zasypiają.
Po półtorej godzinie Melania nagle się budzi. Pierwsza jej myśl dotyczy krów. Zrywa się na równe nogi i rozgląda się wokoło, wypatrując zwierząt. Nie może ich jednak zobaczyć z niecki, w której się znajduje. Wówczas przestraszona woła: Maksyminie, chodź, nie ma naszych krów! Na wpół śpiący jeszcze chłopiec mówi do swej towarzyszki: Co się stało? Co tak krzyczysz? Melania znów powtarza: Krowy zniknęły! Dzieci zrywają się szybko z miejsca i pędzone strachem biegną pod górę, na małe wzniesienie. Spostrzegają, że krowy pasą się na przeciwległym zboczu góry Gargas.
Z westchnieniem ulgi Melania chce zawrócić z powrotem do niecki, ale w połowie drogi staje jak wryta, ogarnięta ponownie strachem. Najpierw nie może wydobyć z siebie żadnego słowa. Później woła słabym głosem: Memin, spójrz na tę wielką jasność tam w dole! Gdzie, gdzie? – odpowiada chłopiec i doskakuje do dziewczynki. Nad kamieniem, na którym spali niedawno, unosi się tajemnicza, wielka ognista kula. To wyglądało jak słońce, które spadło na ziemię – powiedzą dzieci później – ale o wiele piękniejsze i jaśniejsze niż słońce. Światło staje się coraz większe i im bardziej się powiększa, tym intensywniej świeci. Co to może być? – jak błyskawica przez głowę dziewczynki przelatuje myśl: to może być Zły, którym grozili jej niekiedy ludzie majstra, gdy była niegrzeczna. Ach, Boże kochany – wzdycha i wypuszcza z ręki pasterski kij. Maksymin jest również wystraszony. Podobnie jak Melania wypuszcza kij, ale natychmiast go podnosi i mówi: Trzymaj swój kij, ja trzymam swój, a jeżeli to coś nam zrobi, już ja je zdzielę. W tym momencie jasność zaczyna robić się nagle przeźroczysta. W roziskrzonym świetle ukazują się dwie ręce, w rękach zaś ukryta twarz. Coraz wyraźniej zarysowuje się kształt postaci. Zdaje się siedzieć, pochylona z głową do przodu, jak kobieta, którą przygniata ciężkie brzemię lub wielkie cierpienie. Następnie świetlista kula zaczyna się rozjaśniać ku górze, a dziwna osoba wstaje, odejmuje ręce od twarzy, chowa je w szerokich rękawach sukni, zbliża się do pastuszków i uspokaja ich słowami pełnymi dobroci. Zwraca się do dzieci, które wciąż jeszcze stoją nieruchomo, nie spuszczając z Niej oczu. I teraz słyszą głos: “Zbliżcie się moje dzieci, nie bójcie się! Jestem tutaj, aby przekazać wam ważne Orędzie”.
Głos nieznajomej Pani brzmi serdecznie i łagodnie jak muzyka. Wszelki strach gdzieś pierzchnął, a dzieci zbiegają zboczem w dół, do tajemniczej postaci. Pani pełna majestatu podchodzi bliżej, a potem stają tak blisko siebie, że nikt nie mógłby przejść między nimi. Przed nimi stoi Pani pełna dostojeństwa, ale i matczynej troski. Jest tak piękna, iż od tej pory dzieci mają dla Niej tylko jedno imię – “la belle Dame” – Piękna Pani. Ma na sobie złocistą szatę, na której promienieją niezliczone gwiazdy. Korona z róż otacza Jej głowę. W każdej róży lśni świetlisty diament, a całość wygląda jak lśniący diadem królowej. Na długą, białą szatę ma zaś założony złocistożółty fartuch. Na Jej nogach – skromne białe buty, obsypane jednak perłami, a Jej stopy przyozdabia mała girlanda z róż we wszystkich kolorach. Trzeci wieniec z róż okala Jej niebieską chustę na ramionach, na których dźwiga ciężki, złoty łańcuch. Na małym łańcuszku wokół szyi wisi krzyż z młotkiem i obcęgami po bokach. A Chrystusa na krzyżu widzą dzieci, jak gdyby był żywy. Promienieje z Niego całe światło, w którym zanurzona jest Zjawiona. Szlachetna, owalna twarz Pięknej Pani jest pełna wdzięku, którego żaden artysta nie jest w stanie oddać. Promieniuje najjaśniejszym blaskiem. Oczy zaś pełne są nieskończonego bólu, Pani płacze bez przerwy gorzkimi łzami. Jednakże łzy te płyną jedynie do wysokości krzyża na piersi i zamieniają się tam w promienisty wieniec świetlistych pereł. Całe zjawisko jest przeźroczyste i unosi się odrobinę nad ziemią. Wszystko błyszczy i migocze, iskrzy się i promienieje. Dzieci stoją zdumione i zapominają o wszystkim wokół siebie.
Objawiona obejmuje dzieci spojrzeniem pełnym matczynej miłości. Potem zaczyna mówić: “Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię Mojego Syna. Jest ono tak ciężkie i tak przygniatające, że już dłużej nie będę mogła go podtrzymywać.
Od jak dawna już cierpię z waszego powodu! Chcąc, aby Mój Syn was nie opuścił, jestem zmuszona nieustannie wstawiać się za wami. Ale wy sobie nic z tego nie robicie.
Choćbyście wiele się modlili i czynili, nigdy nie zdołacie wynagrodzić mi trudu, którego się dla was podjęłam.
Dałam wam sześć dni do pracy, siódmy zastrzegłam sobie, i nie chcą mi go przyznać. To właśnie czyni ramię Mego Syna tak ciężkim. Woźnice przeklinają, wymawiając Imię Mojego Syna. Te dwie rzeczy czynią ramię Mego Syna tak ciężkim.
Jeżeli zbiory się psują, to tylko z waszej winy. Pokazałam wam to zeszłego roku na ziemniakach, ale nic sobie z tego nie robiliście; przeciwnie, znajdując zepsute ziemniaki, przeklinaliście, wymawiając Imię Mojego Syna. Będą się one psuły nadal, a tego roku na Boże Narodzenie nie będzie ich wcale.”

Tu Zjawiona przerywa nagle. Podczas gdy mówi o ziemniakach, Melania odwraca się do Maksymina, jak gdyby chciała go zapytać, co Piękna Pani chce przez to powiedzieć. Melania rozumie tylko niektóre słowa francuskie, m.in. również pomme jako jabłko. “Ach, nie rozumiecie, dzieci! Powiem wam to inaczej.” Powtarza im w miejscowej gwarze to, co już powiedziała o zbiorach i kontynuuje w dialekcie: “Jeżeli macie zboże, nie trzeba go zasiewać, bo wszystko, co posiejecie, zjedzą zwierzęta. A jeżeli coś wyrośnie, obróci się w proch przy młóceniu. Nastanie wielki głód, lecz zanim to nastąpi, dzieci poniżej lat siedmiu będą dostawały dreszczy i będą umierać na rękach trzymających je osób. Inni będą cierpieć z powodu głodu. Orzechy się zepsują, a winogrona zgniją.”

Zjawiona znowu przerwała. Każdemu z dwojga dzieci powierzona zostaje tajemnica w taki sposób, że żadne nie słyszy, co Pani mówi drugiemu. Później Pani kontynuuje: “Jeżeli się nawrócą, kamienie i skały zamienią się w sterty zboża, a ziemniaki same się zasadzą. A teraz Zjawiona stawia im pytanie: Czy dobrze się modlicie, moje dzieci? Obydwoje odpowiadają zupełnie szczerze: Niespecjalnie, proszę Pani. Na to następuje matczyne napomnienie: Ach dzieci, trzeba się dobrze modlić, rano i wieczorem. Jeżeli nie macie czasu, odmawiajcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, a jeżeli będziecie mogły, módlcie się więcej. Latem na Mszę Świętą chodzi zaledwie kilka starszych niewiast. Inni pracują w niedziele przez całe lato, a w zimie, gdy nie wiedzą, czym się zająć, idą na Mszę świętą jedynie po to, by sobie drwić z religii. W czasie Wielkiego Postu chodzą do rzeźni jak psy! Piękna Pani stawia dzieciom jeszcze jedno pytanie: Moje dzieci, czy nie widziałyście nigdy zepsutego zboża?
Maksymin, nie zastanawiając się długo odpowiada w imieniu ich obojga: “Nie, proszę Pani, nigdy nie widzieliśmy”.
Wtedy Pani zwraca się do chłopca: “Lecz ty Maksyminie, musiałeś je widzieć. Nie przypominasz sobie, jak kiedyś szedłeś z ojcem z Coin do Corps? Tam wstąpiliście do zagrody. Gospodarz powiedział: „Chodźcie zobaczyć, jak moje zboże się psuje”. Poszliście razem. Twój ojciec wziął dwa lub trzy kłosy w dłonie, pokruszył je i wszystko obróciło się w proch. W drodze powrotnej do domu ojciec dał ci kawałek chleba ze słowami: „Weź to, kto wie, czy na Boże Narodzenie będziemy mieli jeszcze cokolwiek, jeżeli zboże będzie się dalej tak psuło”. – “Tak, zgadza się, proszę Pani!” – woła ożywiony Maksymin – “teraz sobie przypominam. Nie pomyślałem o tym”.
Wtedy Piękna Pani daje im taki nakaz: “A więc, moje dzieci, ogłoście to całemu mojemu ludowi!”
Potem oddala się od pastuszków, przechodzi strumień Sezia i unosi się w górę drogą w kształcie litery S. Przy tym powtarza swoją prośbę, tym razem już nie w dialekcie, spoglądając w stronę Rzymu: “A więc, moje dzieci, przekażcie to dobrze całemu mojemu ludowi!” 

Przybywszy na szczyt wzniesienia Pani unosi się na około półtora metra nad ziemię. Jeszcze raz ogarnia swoim matczynym spojrzeniem dzieci i całą ziemię. Przestaje płakać i wydaje się jeszcze piękniejsza niż przedtem. Jednak głęboki smutek pozostaje na Jej obliczu. Pastuszkowie patrzą teraz ze zdziwieniem, jak postać zaczyna rozpływać się w blasku, który Ją opromienia. Najpierw znika głowa, później ramiona, a w końcu całe ciało. Tylko kilka róż, którymi były przyozdobione Jej stopy, unosi się jeszcze przez chwilę w powietrzu. Maksymin podskakuje do góry i chce je chwycić, jednak wtedy znikają również i one, i wszystko się kończy.
Dzieci stoją pogrążone w zadumie. Melania pierwsza odzyskuje mowę: Musiała to być jakaś wielka Święta! A Maksymin dodaje: O gdybyśmy wiedzieli, że to była wielka Święta, poprosilibyśmy Ją, aby nas zabrała ze sobą do nieba! A Melania z żalem wzdycha: Ach, gdyby tak jeszcze tu była! Potem dodaje: Chyba nie chciała, abyśmy zobaczyli, dokąd pójdzie.
Dzieciom zostaje wspomnienie – wspomnienie, które jest obecne w ich sercach i nigdy nie wygaśnie – a także polecenie Pięknej Pani, by przekazały dalej Jej Orędzie.

Wiadomość o Objawieniu i cudownym źródle rozchodziła się niezwykle szybko. W pierwszą rocznicę Objawienia, dnia 19 września 1847 roku, frekwencja przypominała wędrówkę ludów. Już dzień wcześniej wszystkie ulice i drogi pełne były ludzi. Kościoły w okolicznych wioskach były oblegane przez tych, którzy chcieli przystąpić do sakramentów świętych – znak, że to nie tylko ciekawość wiodła te tłumy ludzi do La Salette.

Do badania i oceny objawienia Maryjnego uprawniony jest biskup diecezji, w której się ono zdarzyło. Biskup wypowiada się w tym wypadku jako oficjalny reprezentant całego Kościoła przy czym zobowiązuje się do wnikliwego przeanalizowania faktów i potwierdza naturalną pewność, idącą w parze z tymi udowodnionymi faktami.
La Salette należy do diecezji Grenoble. Dlatego też Objawienie z La Salette zostało poddane badaniu przez ówczesnego biskupa Grenoble Philiberta de Bruillard. Gdy usłyszał o cudownym wydarzeniu w La Salette – po raz pierwszy dnia 5 października 1846 roku, a więc 14 dni po Objawieniu, od proboszcza Melin z Corps – powołał dwie komisje, składające się z kanoników katedralnych i profesorów seminarium duchownego. Miały one zbadać i sprawdzić szczegółowo Objawienie. On sam tym badaniom przewodniczył. Wysłał wszystkie dokumenty i wyniki badań do Rzymu i otrzymał za swoje surowe i mądre badanie wyraźną pochwałę.

W wyniku tego dnia 19 września 1851 roku mógł obwieścić światu:

“Objawienie się Najświętszej Maryi Panny dwojgu pastuszkom na jednej z gór należących do łańcucha Alp, położonej w parafii La Salette, dnia 19 września 1846 roku, posiada w sobie wszystkie cechy prawdziwości i  wierni mają uzasadnione podstawy uznać je za niewątpliwe i pewne”.

Za decydujące uznał następujące problemy:
1. Wydarzenia z La Salette, ani jego okoliczności, ani jego celu ściśle religijnego nie da się wytłumaczyć innymi przyczynami, jak tylko przez Bożą interwencję.
2. Cudowne następstwa wydarzenia są świadectwem samego Boga sprawiającego cuda, a takie świadectwo przewyższa świadectwa ludzi czy też ich zastrzeżenia.
3. Tym dwom motywom, rozważanym osobno i razem, należy podporządkować całe zagadnienie. Obalają one wszystkie, doskonale nam zresztą znane, zarzuty i wątpliwości związane z La Salette.
4. Zważywszy wreszcie, że poddanie się przestrogom z nieba może nas uchronić przed nowymi karami, które nam zagrażają, stwierdzamy, że dalsze wahanie się i upór może nas tylko narazić na zło, którego nie można by naprawić.

Rok później, w maju 1852 roku, biskup Philibert de Bruillard osobiście położył kamień węgielny pod sanktuarium, którego budowa w trudnych do przebycia górach do dzisiaj jest świadectwem wielkiej ofiarności ludzi owego czasu. W celu rozpowszechniania ważnego Orędzia z La Salette powołał do istnienia Zgromadzenie Księży – Misjonarzy Matki Bożej z La Salette. Założenie nowego zgromadzenia biskup de Bruillard uważał za ukoronowanie dzieła swojego życia. Jego ostatnią wolą było, aby jego serce zostało złożone na Świętej Górze w sanktuarium Pięknej Pani.

http://www.saletyni.pl/la-salette/objawienie
**********

Objawienia “Pięknej Pani z La Salette”

Pani z La SaletteMatka Boża ukazała się jeden jedyny raz dnia 19 września 1846 roku dwojgu pastuszkom: 15-letniej Melanii Calvat i 11-letniemu Maksyminowi Giraud na górze w La Salette, w Alpach wysokich we Francji. Dzieci zobaczyły Ją siedzącą wewnątrz niezwykle jasnej kuli. Zakryła dłońmi twarz, łokcie oparła na kolanach i płakała. Na jej piersiach widniał krzyż z Jezusem Chrystusem z zawieszonymi na nim narzędziami męki: młotkiem i obcęgami. Z tego krzyża promieniowała niezwykła jasność otaczająca Maryję. Objawienie Maryi, którą dzieci nazwały “Piękną Panią”, ma nas obudzić, zburzyć naszą obojętność, naszą pewność siebie i doprowadzić do oparcia naszego życia na Jezusie Chrystusie. Słowa Orędzia obnażają nasze nieposłuszeństwo wobec Boga, lekceważenie Kościoła i sakramentów świętych. Zapraszają one (Słowa Orędzia), abyśmy odnowili modlitwę i nasze świadectwo wobec całego Jej ludu. Nasza Matka przekonuje nas, że nawet troskliwie złożona na ręku dziecka kromka chleba budzi Jej współczucie i wstawiennictwo. Uczy, że żadna nasza ziemska troska nie pozostaje poza zasięgiem Jej czułego spojrzenia. Ona przychodzi zatroskana, abyśmy dostrzegali i dobrze rozumieli to, co dzieje się w naszym życiu. Na miejscu objawienia (ok 1750 m.n.p.m.), tam gdzie Maryja siedziała, wytrysnęło źródełko. Płynie ono od dnia objawienia bez przerwy, aż do dnia dzisiejszego. Woda ta użyta z wiarą (wiadomo sama woda nie uzdrawia, ale wiara w ten cudowny znak dany nam przez Matkę Bożą Saletańską i wiara w jej cudowną moc czyni niesamowite cuda), dokonała wielu cudownych uzdrowień i nawróceń. Po przeprowadzeniu długich i mozolnych badań, po otrzymaniu zgody “Stolicy Piotrowej”, Biskup Philibert de Bruillard, ordynariusz diecezji Grenoble ogłosił uroczyście dnia 19 września 1851 roku, że “Objawienie się Najświętszej Maryi Panny dwojgu pastuszkom dnia 19 września 1846r., na jednej z gór, należących do łańcucha Alp, położonej w parafii La Salette, w dekanacie Corps, posiada w sobie wszystkie cechy prawdziwości i wierni mają uzasadnione podstawy uznać je za niewątpliwe i pewne”. Różni papieże w ciągu następnych lat obdarowywali przywilejami tak nabożeństwo do Matki Bożej Saletyńskiej jak i Sanktuarium w La Salette. Po 19 września 1846 roku Melania, a później Maksymin, któremu pomagał nawrócony ojciec, ustawili krzyże, aby zaznaczyć miejsce objawienia. Na wiosnę pielgrzymi ustawili 14 tradycyjnych stacji drogi krzyżowej, wytyczając drogę, którą przeszła Piękna Pani po zakończeniu rozmowy z dziećmi. Droga ta przypominała kształtem literę “S” i była powtórzeniem w miniaturze drogi Chrystusa na Golgotę (droga istnieje do dzisiaj i znajduje się w okolicach źródła). Kończy się ona figurą przedstawiającą Maryję wznoszącą się do nieba, z twarzą skierowaną w dokładnie w stronę Rzymu, dla podkreślenia jedności z Kościołem założonym przez Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, którego widzialną głową na ziemi jest papież. Maryja w La Salette w swym Orędziu wypowiedzianym ze łzami pokazuje, że droga do nieba prowadzi przez cierpienie, które po grzechu pierworodnym wpisane jest w kondycję człowieka. Ukazuje też sens cierpienia i jego wartość oraz daje człowiekowi ogromną nadzieję, że kiedyś się ono skończy i będziemy królować w niebie z Bogiem pod warunkiem, że się nawrócimy i przyjmiemy drogę, którą proponuje nam Zmartwychwstały Chrystus jedyny Zbawiciel Świata. Obecnie Misjonarze Matki Bożej z La Salette pracują w 23 krajach świata. Siostry Saletynki w 4. Wciąż w Orędziu z La Salette wiele osób znajduję drogę do Boga, Kościoła, do nawrócenia i pogłębienia swojej wiary. W przeszłości byli to m.in: Claudel, Mauriac, Fumet, Bloy, Maritain, Dupanloup, św. Jan Bosco, św. Piotr Eymard, św Zofia Barat… Zróbmy i my miejsce na łzy nawrócenia i miłości.

Rozdział I (Wyjście w góry na pastwisko)

Dnia 18 września 1846 r., w przededniu objawienia Świętej Panny byłam jak zwykle sama i pasłam krowy moich państwa. Około godziny jedenastej rano zobaczyłam małego chłopca idącego do mnie. Na widok ten przestraszyłam się, gdyż wydawało mi się, że każdy musiał wiedzieć, iż unikałam wszelkiego rodzaju towarzystwa. Chłopiec podszedł bliżej i powiedział do mnie: ?Mała, pójdę z tobą, jestem też z Corps.? Na te słowa moje odtrącające nastawienie stało się natychmiast widoczne i cofając się kilka kroków powiedziałam mu: ?Nie chcę mieć nikogo przy sobie, chcę pozostać sama?. Następnie oddaliłam się, ale chłopiec podążył za mną i powiedział ?Chodź, pozostaw mnie przy sobie, mój pan powiedział mi, że mam strzec moich krów razem z twoimi, jestem przecież z Corps.? Ale ja oddaliłam się od niego i dałam mu do zrozumienia, że nie chciałam nikogo. Gdy odeszłam nieco dalej, usiadłam na trawie. I tu rozmawiałam sobie z kwiatkami Dobrego Boga. Wkrótce potem spojrzałam do tyłu i zobaczyłam, że Maximin usiadł zupełnie w pobliżu mnie. On powiedział od razu: ?Zatrzymaj mnie tu, będę całkiem roztropny!? Ale moje niedobre nastawienie przeważało. Gwałtownie podniosłam się i uciekłam nieco dalej, nie mówiąc słowa, i znowu zaczęłam się bawić kwiatkami Dobrego Boga. Ale Maximin nie dał za wygraną i znowu powiedział mi, że będzie zupełnie grzeczny, że nie będzie mówić, że samemu się nudzi i że jego pan go do mnie przysłał itp. Tym razem wzbudził moje współczucie i dałam mu znak, aby usiadł koło mnie, i kontynuowałam dialog z kwiatkami Dobrego Boga.
Maximin bardzo szybko przerwał milczenie i zaczął się śmiać (sądzę, że śmiał się ze mnie), ja spojrzałam na niego i on powiedział do mnie: ?Rozerwijmy się, zróbmy zabawę.?
Nie dałam mu żadnej odpowiedzi, ponieważ nie potrafiłam bawić się z innymi, gdyż zawsze byłam sama. Bawiłam się sama kwiatkami. Wówczas Maximin zbliżył się całkiem do mnie, śmiejąc się tylko, i powiedział, że kwiaty nie mają uszu, aby mnie usłyszeć, i że powinniśmy się jednak razem bawić. Ale ja nie miałam najmniejszej skłonności do zabawy, którą zaproponował. Dałam się ale skłonić do rozmowy z nim i tak opowiedział mi on, że te dziesięć dni, które musi jeszcze spędzić u swego pana niedługo miną i że on wówczas wróci do Corps do swego ojca itd.
Gdy mówił do mnie, dzwony w La Salette zaczęły bić na Anioł Pański; dałam Maximinowi znak, aby duszę swą wzniósł ku Bogu. On odkrył swą głowę i był kilka chwil cicho. Następnie powiedziałam do niego: ?Czy chcesz zjeść obiad?? ?Tak? odpowiedział, ?zacznijmy?. Usiedliśmy, ja wyciągnęłam z mojej torby zapasy jedzenia, które moi państwo dali mi ze sobą, i zgodnie z moim przyzwyczajeniem zrobiłam czubkiem noża na mojej bułce krzyż i w środku dziurkę, zanim zaczęłam ją gryźć, mówiąc przy tym: ?Jeśli diabeł jest w środku, to niech wyjdzie, a jeśli Dobry Bóg jest w środku, to niech zostanie!? I szybko zatkałam dziurkę. Maximin parsknął ogromnym śmiechem i kopnął nogą moją bułkę, tak że wyślizgnęła się ona z moich rąk, stoczyła się na sam dół góry i zginęła.
Miałam jeszcze jeden kawałek chleba, który jedliśmy razem; potem bawiliśmy się. Potem przyszło mi do głowy, że Maximin musi być jeszcze właściwie głodny, i pokazałam mu miejsce w górach, gdzie było dużo drobnych owoców. Kazałam mu pójść tam i jeść z nich, co on też zaraz uczynił. Jadł je i przyniósł ich pełną czapkę. Wieczorem razem zeszliśmy z góry i umówiliśmy się, że będziemy znowu razem strzec naszych krów.
Następnego dnia, 19 września 1846 r. ruszyłam w drogę razem z Maximinem. Razem wspięliśmy się na górę. Stwierdziłam, że Maximin był bardzo dobroduszny i znośny, i że chętnie rozmawia o rzeczach, o których chciałam. Był też bardzo pojętny i nie obstawał przy swoim punkcie widzenia. Był ale nieco ciekawski. Gdy oddaliłam się nieco od niego i chciałam tam trochę pozostać, to szybko przybiegł, aby zobaczyć, co robiłam i aby słyszeć, o czym rozmawiałam z kwiatkami Dobrego Boga. Gdy przybył za późno, to pytał mnie, o czym rozmawiałam .
Maximin chciał, abym mu pokazała zabawę. Było już późne przedpołudnie. Powiedziałam mu, że ma zrywać kwiatki, aby zbudować ?raj?. Zabraliśmy się oboje do roboty i wkrótce mieliśmy całą masę różnokolorowych kwiatów. Ze wsi słychać było dzwony na ?Anioł Pański?, bo pogoda była czysta i nie było żadnej chmury. Gdy oddaliśmy chwałę Dobremu Bogu, powiedziałam do Maximina, że powinniśmy popędzić nasze krowy na małą równinę w pobliżu małego wąwozu, ponieważ tam były kamienie do budowy ?raju?. Popędziliśmy nasze krowy na to miejsce i zjedliśmy drobną przekąskę. Następnie znieśliśmy razem kamienie i zabraliśmy się do budowania naszego małego domku, który składał się z parteru, który, że tak powiem, był naszym mieszkaniem, i jednego piętra wyżej, które według nas było ?rajem?.
To piętro było przyozdobione całkiem kwitami o rozmaitych kolorach i wiszącymi girlandami z łodyg kwiatów. Ten ?raj? był przykryty jednym, dużym kamieniem, który był również obsypany kwiatami. Poza tym powiesiliśmy też tutaj dookoła girlandy. Gdy ?raj? był gotów, zwiedziliśmy go. Zrobiło się nam senno i oddaliliśmy się od niego dwa kroki. Tutaj zasnęliśmy w trawie. (4, 2, 1, 3)
Piękna Pani usiadła na naszym ?raju?, nie powodując jego zawalenia. (4, 2)

Rozdział II (Matka Boża zjawia się)

Gdy zbudziłam się i nie widziałam już naszych krów, zawołałam Maximina i wspięłam się na małe wzgórze. Stamtąd widziałam, że nasze krowy spokojnie leżały. Wówczas zeszłam z powrotem w dół i Maximin ze swej strony wszedł do góry. Nagle ujrzałam piękne światło, bardziej jaśniejące niż słońce, i ledwo mogłam wymówić słowa ?Maximin, widzisz tam na dole. O! Mój Boże!? Jednocześnie upuściłam kij który miałam w ręce. Nie wiem, co w tej chwili działo się wspaniałego we mnie, ale czułam się przyciągnięta, czułam wielki respekt pełen miłości i serce moje biło szybciej, niż mogłam biec. Wpatrywałam się w to nieruchome światło, a gdy się ono otworzyło, zobaczyłam wewnątrz jeszcze silniejsze światło, które się poruszało, i w środku tego światła ujrzałam przepiękną Panią, która siedziała na naszym ?raju? i trzymała swą twarz między swymi rękoma.
Ta piękna Pani podniosła się. Złożyła swoje ręce lekko
nad piersią i powiedziała:

?Avancez, mes enfants, n’ayez pas peur; je suis ici pour vous annoncer une grande nouvelle.? ?Chodźcie tu, moje dzieci, nie bójcie się; jestem tutaj aby oznajmić wam wielką nowinę.?

Te łagodne i orzeźwiające duszę słowa spowodowały, że leciałam ku Niej, i moje serce najchętniej by się na zawsze do niej przycisnęło. Gdy przybyłam całkiem blisko pięknej Pani, po Jej prawej stronie, rozpoczęła Ona swą przemowę i jednocześnie popłynęły łzy z jej pięknych oczu:
?Jeżeli lud mój się nie podporządkuje, to jestem zmuszona dać spaść ramieniu mojego Syna. Jest ono tak uciskające i ciężkie, że nie mogę je powstrzymać.
Od jak dawna cierpię dla was! Jeśli chcę, aby mój Syn z was nie zrezygnował, to muszę się bez ustanku do Niego modlić. Ale to was nie wzrusza. Możecie modlić się i starać ile chcecie, ale nigdy nie możecie wynagrodzić wysiłku, który zadałam sobie dla was. Sześć dni dałam wam do pracy a siódmy zachowałam sobie, a wy nie chcecie mi go przyznać. To jest to, co czyni ramię mego Syna tak ciężkie.
Taczkarze nie potrafią mówić bez przeklinania memu Synowi.
To są te obie rzeczy, które tak bardzo obciążają ramię mego Syna.
W ubiegłym roku dałam wam to do zrozumienia przy ziemniakach. Nie wzburzyło was to. Wręcz przeciwnie: Gdy znajdywaliście zgniłe, to przeklinaliście i nadużywaliście imienia mego Syna. Będą one dalej gniły i na Boże Narodzenie nie będzie już żadnych.?
Tu zastanawiałam się, co znaczą słowa ?ziemniaki? [po francusku ?pommes des terre? czyli ?ziemskie/ziemne jabłka? – przyp.tłum.]; sądziłam, że rozchodzi się o ?jabłka?. Piękna i dobrotliwa Pani odgadła moje myśli i zaczęła od nowa:
?Nie rozumiecie mnie, moje dzieci? Powiem wam to w inny sposób.?
Tłumaczenie na francuski jest następujące:
?Jeżeli plony się psują, to tylko z waszego powodu. W ubiegłym roku pokazałam wam to przy ziemniakach, i nic sobie z tego nie robiliście. Wręcz przeciwnie: Gdy znajdywaliście zgniłe, to przeklinaliście i nadużywaliście imienia mego Syna. Będą one dalej gniły i na Boże Narodzenie nie będzie już żadnych. Jeśli macie zboże, to nie siejcie go.
Wszystko, co posiejecie, pożrą zwierzęta. Co jednak wzejdzie, rozpadnie się w pył, gdy zaczniecie to młócić. Będzie wielka klęska głodowa. Zanim ta klęska głodowa przyjdzie, dzieci poniżej siedmiu lat będą wstrząsane gorączką i będą umierać w rękach ludzi, którzy je trzymają; inni będą czynić pokutę poprzez głód. Orzechy zepsują się a winogrona zgniją.?
Tu piękna Pani, która mnie zachwycała, przerwała i nie można Jej było przez pewien czas zrozumieć. Widziałam ale, że kontynuowała, tak jakby mówiła, poruszając powabnie swymi pełnymi wdzięku ustami. Wówczas Maximin otrzymywał swoją tajemnicę. Następnie Najświętsza Panna mówiła do mnie i dała mi tajemnicę po francusku.
Oto pełna tajemnica, dokładnie tak, jak mi ją dała: (4, 1, 2, 3)

Rozdział III (Wielka Tajemnica)

Orędzie Matki Bożej, z La Salette  – zwane również “Sekretem z La Salette”  1846 r.

?Melanio, to co ci teraz powiem, nie będzie zawsze tajemnicą; w roku 1858 będziesz mogła to opublikować.
Księża, słudzy mego Syna, ci księża przez swoje haniebne życie, przez ich brak szacunku i ich brak pobożności przy celebrowaniu świętych tajemnic, przez ich miłość do pieniądza, przez ich skłonność do zaszczytów i przyjemności, tak, ci księża stali się dołami nieczystości. Tak, życie księży woła o pomstę, i pomsta wisi nad ich głowami. Biada księżom i innym osobom poświęconym Bogu, którzy przez swą niewierność i swoje złe życie na nowo krzyżują mego Syna! Grzechy ludzi poświęconych Bogu wołają do Nieba i wołają o pomstę, i już pomsta stoi przed ich drzwiami, gdyż nie ma już nikogo, aby wybłagać miłosierdzia i przebaczenia dla ludu; nie ma już szlachetnych dusz, nie ma już nikogo, kto byłby godzien złożyć Wiecznemu ofiarę nieskazitelnego baranka dla dobra świata.
Bóg będzie karcił w bezprzykładny sposób.
Biada mieszkańcom ziemi! Bóg wyleje swój cały gniew, i nikt nie będzie mógł ujść prze wieloma plagami.
Głowy, przywódcy ludu Bożego, zaniedbali modlitwy i pokuty, i demon zaciemnił ich rozum. Stali się oni tymi błędnymi gwiazdami, które stary diabeł pociągnie swoim ogonem za sobą, aby je zniszczyć. Bóg pozwoli staremu wężowi, aby siał niezgodę między rządzących, we wszystkie społeczności i wszystkie rodziny. Będzie się cierpiało bóle cielesne i duchowe; Bóg pozostawi ludzi samych sobie i ześle kary, które będą po sobie następować przez trzydzieści pięć lat.
Społeczeństwo jest u progu straszliwych plag i największych przemian; trzeba się przygotować na to, że będzie się rządzonym żelaznym batem i że się wypije kielich gniewu Bożego.
Niech Wikariusz mego Syna, Suwerenny Papież Pius IX, nie opuszcza już Rzymu po roku 1859; ale niech będzie niewzruszony i wielkoduszny i niech walczy orężem wiary i miłości; ja będę z nim. Przed Napoleonem niech się ma na baczności. Jest on dwulicowy, i gdy pewnego dnia będzie chciał stać się papieżem i cesarzem, to Bóg się wnet od niego odwróci; jest on orłem, który chce się wnieść coraz to wyżej i spadnie na miecz, którym chciał się posłużyć aby zmusić narody do wzniesienia go.
Włochy zostaną ukarane za swoje dążenie do zrzucenia jarzma Pana wszystkich panów; zostaną oddane wojnie i krew będzie wszędzie płynąć; kościoły będą zamykane lub bezczeszczone; księża i zakonnicy będą przepędzani; przeznaczy ich się na śmierć i okrutnie zabije. Wielu z nich zrezygnuje z wiary i ilość księży i zakonników, którzy odpadną od prawdziwej wiary, będzie wielka; między nimi będą nawet biskupi.
Papież ma się mieć na baczności przed cudotwórcami; gdyż nadszedł czas, w którym będą następować najbardziej zadziwiające wydarzenia na ziemi i w powietrzu.
W roku 1864 zostanie wypuszczony z piekła lucyfer wraz z dużą liczbą demonów. Demony będą podkopywać wiarę kawałek po kawałku, i to nawet u osób poświęconych Bogu, które oślepią w ten sposób, że osoby te przyjmą ducha tych złych aniołów, jeżeli nie otrzymają szczególnej łaski; wiele domów zakonnych straci zupełnie wiarę i pociągnie wiele dusz na zatracenie.
Złych książek będzie na ziemi w nadmiarze i duchy ciemności będą wszędzie rozprzestrzeniać oziębłość wobec wszystkiego, co dotyczy służby Bogu; będą miały one wielką władzę nad naturą. Będą kościoły do służenia tym duchom.
Ludzie będą przenoszeni z jednego miejsca na drugie przez te złe duchy, i nawet księża, ponieważ nie będą wiedzeni przez dobrego ducha Ewangelii, który jest duchem pokory, miłosierdzia i żarliwości na chwałę Bożą.
Będzie się dokonywać zmartwychwstania zmarłych i sprawiedliwych [tzn. zmarli ci przyjmą postać dusz sprawiedliwych, które żyły na ziemi, aby móc lepiej zwieść ludzi. Ci tak zwani zmarli, pod których postacią ukrywają się tylko diabły, będą głosić inną ewangelię, przeciwną tej prawdziwego Jezusa Chrystusa, zaprzeczającą istnieniu Nieba i także dusz potępionych. Wszystkie te dusze będą wydawać się zjednoczone ze swoimi ciałami]. Wszędzie będą występować nadzwyczajne cuda, ponieważ prawdziwa wiara zgasła i fałszywe światło oświetla świat.
Biada Książętom Kościoła, którzy są tylko tym zajęci, aby zbierać coraz więcej bogactw, zachować swoją władzę i rządzić w pysze!
Wikariusz Mego Syna będzie dużo cierpiał, ponieważ przez pewien czas Kościół będzie wystawiony na ciężkie prześladowania: to będzie czas ciemności; Kościół będzie przeżywał straszliwy kryzys.
Ponieważ święta wiara w Boga poszła w zapomnienie, każda jednostka będzie się chciała sama prowadzić, stać nad podobnymi sobie. Zostaną obalone władze cywilne i kościelne, wszelki porządek i wszelka sprawiedliwość zostaną podeptane; będzie się widzieć tylko zabójstwa, nienawiść, zazdrość, kłamstwo i niezgodę, bez miłości do ojczyzny i do rodziny.
Ojciec święty będzie dużo cierpiał. Będę przy nim aż do końca, aby przyjąć jego ofiarę.
Niegodziwcy będą wielokrotnie nastawać na jego życie, nie mogąc zaszkodzić jego dniom; lecz ani on ani jego następca [na marginesie swego egzemplarza z Lecce Melania napisała w nawiasie następujące słowa: ?który nie będzie długo rządził?] nie zobaczy triumfu Kościoła Bożego.
Rządy cywilne będą wszystkie miały ten sam zamiar, którym będzie obalenie i zatarcie wszystkich zasad religijnych, aby zrobić miejsce dla materializmu, dla ateizmu, dla spirytyzmu i dla wszystkich rodzajów przywar.
W roku 1865 będzie widać podłości w świętych miejscach; w domach zakonnych kwiaty Kościoła będą gniły a demon będzie udawał króla serc. Niech ci, którzy są głową wspólnot zakonnych, mają się na baczności wobec tych, których mają przyjąć, gdyż demon użyje całej swej przewrotności, aby do zakonów religijnych wprowadzić osoby oddane grzechowi, bo rozwiązłości i zamiłowanie do przyjemności cielesnych będą rozpowszechnione po całej ziemi.
Francja, Włochy, Hiszpania i Anglia będą w stanie wojny; krew będzie płynąć ulicami; Francuz będzie walczyć z Francuzem, Włoch z Włochem; w końcu nastąpi ogólna wojna, która będzie straszliwa. Przez pewien czas Bóg nie wspomni ani Francji ani Włoch, gdyż Ewangelia Jezusa Chrystusa nie będzie już znana. Niegodziwcy rozwiną swą całą przewrotność; będzie się zabijać, będzie się masakrować nawzajem aż do wnętrza domów.
Za pierwszym zamachem Jego błyskawicznego miecza góry i cała natura zadrżą z przerażenia, gdyż rozwiązłości i przestępstwa ludzi przenikną sklepienie Niebios. Paryż zostanie spalony a Marsylia pochłonięta (4, 1, 2, 3) [Melania powiedziała: ?Paryż zostanie spalony?. Interpretowano to w roku 1870: ?To będzie przez Prusaków?, na co Maximin odpowiedział: ?Nie, nie, to nie przez Prusaków Paryż zostanie spalony, lecz przez swój motłoch (canaille)? – przyp.tłum.]; (3) wiele wielkich miast zostanie wstrząśniętych i pochłoniętych przez trzęsienia ziemi; będzie się sądzić, że wszystko jest stracone; będzie widać tylko zabójstwa, będzie słychać tylko szczęk broni i bluźnierstwa.
Sprawiedliwi będą dużo cierpieć; ich modlitwy, ich pokuta i ich łzy wzniosą się do Nieba i cały lud Boży będzie prosić o wybaczenie i miłosierdzie i będzie prosić o moją pomoc i wstawiennictwo. Wówczas Jezus Chrystus przez akt swej sprawiedliwości i swego wielkiego miłosierdzia dla sprawiedliwych, rozkaże swoim aniołom, aby wszyscy Jego wrogowie zostali zabici. Za jednym zamachem prześladowcy Kościoła Jezusa Chrystusa i wszyscy ludzie oddani grzechowi zginą i ziemia stanie się jak pustynia.
Wówczas nastanie pokój, pojednanie Boga z ludźmi; Jezusowi Chrystusowi będzie się służyło, oddawało cześć i chwałę; dobroczynność wszędzie zakwitnie. Nowi królowie będą prawym ramieniem Kościoła Świętego, który będzie silny, pokorny, pobożny, biedny, żarliwy i naśladowcą cnót Jezusa Chrystusa.
Ewangelia będzie głoszona wszędzie i ludzie poczynią duże postępy w wierze, ponieważ będzie jedność między robotnikami Jezusa Chrystusa i ludzie będą żyli w bojaźni Bożej.
Ten pokój między ludźmi nie będzie długotrwały: dwadzieścia pięć lat obfitych żniw pozwolą im zapomnieć, że grzechy ludzkie są przyczyną wszystkich kar, które przychodzą na ziemię.
Prekursor antychrysta, ze swymi oddziałami z kilku narodów, będzie walczył przeciwko prawdziwemu Chrystusowi, jedynemu Zbawcy świata; przeleje wiele krwi i Będzie chciał zniszczyć kult Boga, aby siebie kazać uważać za Boga.
Ziemię uderzą wszelkie rodzaje plag [oprócz pomoru i głodu, które będą powszechne]; będą wojny aż do ostatniej wojny, która będzie prowadzona przez dziesięciu królów antychrysta, którzy to królowie będą mieli ten sam zamysł i będą jedynymi, którzy będą rządzić światem.
Zanim to nastąpi, będzie pewnego rodzaju fałszywy pokój na świecie; nie będzie się myślało o niczym innym niż o rozrywce; źli oddadzą się wszelkiego rodzaju grzechom;
ale dzieci Kościoła Świętego, dzieci wiary, moi prawdziwi naśladowcy, wzrosną w miłości do Boga i w cnotach, które są mi najbardziej drogie.
Szczęśliwe są dusze pokorne, prowadzone przez Ducha Świętego! Będę walczyć razem z nimi aż do chwili, gdy dojdą do pełni wieku.
Natura domaga się pomsty względem ludzi i drży ze zgrozy w oczekiwaniu tego, co musi przyjść na ziemię zbrukaną grzechami.
Drżyjcie, ziemio, i wy, którzy zajmujecie się służeniem Jezusowi Chrystusowi a którzy wewnątrz wielbicie samych siebie, drżyjcie; gdyż Bóg wyda was swemu wrogowi, ponieważ miejsca święte są w zepsuciu; wiele zakonów nie jest już domami Bożymi, lecz pastwiskami asmodeusza i jego bliskich.
Będzie to w tym czasie, gdy narodzi się antychryst z zakonnicy hebrajskiej, fałszywej dziewicy, która będzie miała łączność ze starym wężem, mistrzem nieczystości; jego ojcem będzie Biskup; rodząc się będzie pluł bluźnierstwa, będzie miał zęby; jednym słowem, będzie to diabeł wcielony; będzie wydawać straszliwe okrzyki, będzie czynił niezwykłe zjawiska, będzie się karmił tylko nieczystościami.
Będzie miał braci, którzy, nie będąc wprawdzie jak on wcielonymi demonami, będą dziećmi złego; mając 12 lat, wyróżnią się swoimi dzielnymi zwycięstwami, które odniosą; wkrótce każdy z nich będzie na czele armii, wspomaganych przez legiony piekła.
Pory roku się zmienią, ziemia będzie produkować tylko złe owoce, gwiazdy stracą swe prawidłowe ruchy, księżyc będzie odbijał tylko słabe czerwonawe światło; woda i ogień nadadzą kuli ziemskiej drgawkowe ruchy i straszliwe trzęsienia ziemi, które spowodują pochłonięcie gór, miast [itd.]
Rzym straci wiarę i stanie się siedzibą antychrysta.
Demony powietrza będą czynić wraz z antychrystem wielkie niezwykłe zjawiska na ziemi i w powietrzu, i ludzie się coraz bardziej zepsują. Bóg będzie się troszczył o swoich wiernych sług i ludzi dobrej woli; Ewangelia będzie wszędzie głoszona , wszyscy ludzie i wszystkie narody będą wiedziały o prawdzie!
Kieruję pilny apel do ziemi:
wzywam prawdziwych uczniów Boga żywego i królującego w niebiosach; wzywam prawdziwych naśladowców Jezusa uczłowieczonego, jedynego i prawdziwego Zbawcy ludzkości; wzywam moje dzieci, moich prawdziwych pobożnych, tych, którzy są mi oddani, abym ich prowadziła do mojego Boskiego Syna, tych, których niosę, że tak powiem, w swych ramionach, tych, którzy żyli moim duchem;
wreszcie wzywam Apostołów czasów ostatecznych, wiernych uczniów Jezusa Chrystusa, którzy żyli w pogardzie dla świata i samych siebie, w ubóstwie i w pokorze, w czystości i w jedności z Bogiem, w cierpieniu i nieznani światu.
Czas jest, aby ukazali się i przyszli oświecić świat. Chodźcie i okażcie się moimi drogimi dziećmi; jestem z wami i w was, oby tylko wasza wiara była światłem, które was oświeca w tych dniach nieszczęścia. Oby wasza żarliwość uczyniła was jakby zgłodniałych chwały i czci Jezusa Chrystusa. Walczcie, dzieci światła, wy, mała liczbo, którzy widzicie; gdyż to jest czas czasów, koniec końców.
Kościół będzie zaćmiony, świat będzie w osłupieniu. Ale oto Henoch i Eliasz, przepełnieni duchem Bożym; oni będą głosić kazania z siłą Bożą i ludzie dobrej woli będą wierzyć w Boga i wiele dusz będzie pocieszonych, oni uczynią wielki postęp mocą Ducha Świętego i potępią błędy diabelskie antychrysta.
Biada mieszkańcom ziemi! Będą krwawe wojny i głód; pomory i choroby zakaźne; będą okropne opady gradu ze zwierząt; grzmoty, które wstrząsną miastami; trzęsienia ziemi, które pochłoną kraje; będzie słychać głosy w powietrzu; ludzie będą uderzać głową o mury; będą wołać śmierci a śmierć będzie z innej strony zadawała swe męki; krew będzie płynąć ze wszystkich stron. Kto będzie mógł zwyciężyć, jeśli Bóg nie skróci czasu próby?
Przez krew, łzy i modlitwę sprawiedliwych Bóg da się zmiękczyć; Henoch i Eliasz zostaną zabici; Rzym pogański zniknie; ogień z Nieba spadnie i strawi trzy miasta; cały świat będzie dotknięty, gdyż nie wielbili prawdziwego Chrystusa, żyjącego wśród nich. Już czas; słońce się zaćmiewa; sama wiara będzie żyć.
Oto już czas; otchłań się otwiera.
Oto król królów ciemności. Oto bestia ze swymi podwładnymi, nazywająca siebie zbawcą świata.
Wzniesie się z pychą w przestworza aby dojść aż do Nieba; będzie uduszony przez tchnienie świętego Michała Archanioła. Spadnie, i ziemia, która od trzech dni będzie w ciągłych zmianach, otworzy swe łono pełne ognia; on będzie pogrążony na zawsze ze wszystkimi swymi w wiecznych otchłaniach piekła.
Wówczas woda i ogień oczyszczą ziemię i strawią wszystkie dzieła pychy ludzkiej, i wszystko będzie odnowione: Bogu będzie się służyć i oddawać chwałę.? (4, 2, 1, 4)

Rozdział IV (Dalsza rozmowa z Matką Bożą)

Następnie Święta Dziewica podała mi, również po francusku, Regułę nowego Zakonu duchownego. Po podaniu mi Reguły nowego Zakonu duchownego Święta Dziewica wznowiła dalszą część przemowy jak następuje:
?Jeżeli się nawrócą, to kamienie i skały zmienią się w zboże i ziemniaki znajdą się zasadzone przez gleby.
Czy dobrze zmawiacie wasze modlitwy, moje dzieci??
Odpowiedzieliśmy oboje razem:
?O, nie! Madame, nie bardzo.?
?Ach! Moje dzieci, trzeba to dobrze czynić, wieczorem i rano. Gdy nie będziecie mogły więcej uczynić, to zmówcie Pater i Ave Maria
[łacińska nazwa Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo];
a gdy będziecie miały czas i będziecie mogły więcej uczynić, to zmówcie więcej.
Nie idzie więcej jak kilka kobiet nieco starszych na Mszę; inni pracują całe lato w niedzielę; a na jesieni, gdy nie wiedzą co robić, to idą na Mszę, aby się nabijać z religii. W Wielki post idą do rzeźnika jak psy.
Czy nie widzieliście zepsutego zboża, moje dzieci??
Oboje razem odpowiedzieliśmy: ?O! Nie, Madame.?
Święta Dziewica zwróciła się do Maximina:
?Ale ty, moje dziecko, powinieneś był to pewnego razu dobrze widzieć w pobliżu Le Coin, z twoim ojcem. Mężczyzna z tej parceli powiedział do twego ojca: Chodźcie zobaczyć, jak moje zboże się zepsuło. Wyście tam poszli. Twój ojciec wziął dwa czy trzy kłosy do ręki, potarł je, i one spadły w prochu. Później, wracając, gdy nie byliście dalej niż pół godziny od Corps, twój ojciec dał ci kawałek chleba mówiąc: Trzymaj, moje dziecko, jedz w tym roku, gdyż nie wiem, kto będzie jadł w przyszłym roku, jeśli zboże tak się zepsuje.?
Maximin odpowiedział: ?To prawda, Madame, nie przypominałem sobie tego.?
Najświętsza Dziewica zakończyła przemowę po francusku:
?No dobrze! Moje dzieci, wy przekażecie to memu całemu ludowi.?
Przepiękna Pani przekroczyła strumyk; i, dwa kroki od strumyka, nie odwracając się od nas, którzy za nią podążaliśmy (ponieważ nas przyciągała do siebie swoim blaskiem a jeszcze bardziej swoją dobrocią, która mnie oszałamiała, która zdawała się powodować rozpłynięcie mego serca), powiedziała do nas znowu:
?No dobrze! Moje dzieci, wy przekażecie to memu całemu ludowi.? (4, 2, 1)
Następnie szła dalej do tego miejsca, gdzie ja się wspięłam, aby zobaczyć, gdzie znajdowały się nasze krowy. Jej stopy dotykały tylko czubków trawy, nie przeginając jej. Dotarłszy na małe wzgórze, piękna Pani zatrzymała się i szybko podbiegłam do Niej, aby zobaczyć Ją całkiem z bliska i wykryć, jaką też drogę obierze; ponieważ byłam przejęta; zapomniałam zarówno o moich krowach jak i o moich państwu, u których byłam na służbie. Oddałam się na zawsze i całkowicie Mojej Pani; tak, nie chciałam Jej już nigdy opuścić; podążałam za Nią bez ukrytych myśli i w gotowości służenia Jej, jak długo będę żyła.
Z Moją Panią zdawałam się zapomnieć o ?raju?; miałam tylko jedną myśl, aby Jej we wszystkim służyć. Sądzę, że mogłabym wszystko uczynić, czego by ode mnie zażądała; gdyż zdawało mi się, że ma dużą władzę. Patrzała na mnie z czułą dobrocią, która przyciągała mnie do Niej; życzyłam sobie, z zamkniętymi oczyma polecieć w Jej ramiona. Ale nie dała mi czasu, aby to uczynić. Uniosła się niepostrzeżenie z ziemi na wysokość około metra lub nieco więcej. Tak pozostała przez chwilkę szybując w powietrzu. Moja piękna Pani patrzyła ku niebu, potem na ziemię w prawo i w lewo. Następnie spojrzała na mnie oczami tak łagodnymi, wdzięcznymi i dobrotliwymi, że sądziłam, że wciągnie mnie do swego wnętrza, i wydawało mi się, jak gdyby moje serce otwierało się jej sercu.
I podczas, gdy moje serce rozpływało się w cieple, coraz bardziej znikała postać Mojej dobrej Pani. Wydawało mi się, jak gdyby światło wprawione w ruch zwielokrotniało i zagęszczało się wokół Świętej Dziewicy, aby mi przeszkodzić w dalszym oglądaniu Jej.
W ten sposób światło zajęło miejsce części ciała, które znikały przed mymi oczyma; możnaby też powiedzieć, że ciało Mojej Pani przekształcało się w światło, rozpływając się. Światło podnosiło się powoli w formie kuli w kierunku prostym. Nie mogę powiedzieć, czy rozmiar światła zmniejszał się, im bardziej się ono wznosiło, czy też ten odstęp powodował, że widziałam zmniejszające się światło, im bardziej oddalało się ono do góry. To, co wiem, jest to, że długo trwałam z podniesioną głową i oczyma przybitymi do światła, też wówczas, gdy światło to, coraz bardziej się oddalając i zmniejszając się w obwodzie, w końcu znikło.
Moje oczy oderwały się od firmamentu i spojrzałam wokół siebie. Spojrzałam na Maximina, który patrzył na mnie, i powiedziałam do niego: ?Memin, to musi być Dobry Bóg mego ojca, lub Święta Dziewica lub jakaś inna wielka święta?. I Maximin zawołał, machnąwszy ręką w powietrzu: ?Ach, gdybym to był wiedział!? (1, 2, 4)

Rozdział V (Powrót z pastwiska)

Wieczorem dnia 19 września schodziliśmy nieco wcześniej niż zwykle do wsi. Doszliśmy do moich państwa, byłam zajęta uwiązywaniem krów i doprowadzaniem obory do porządku. Jeszcze tego nie skończyłam, gdy moja pani przyszła do mnie i ze łzami w oczach powiedziała do mnie: ?Moje dziecko, dlaczego nie przyszłaś do mnie, aby opowiedzieć, co się wam przytrafiło w górach?? (Maximin nie zastawszy swoich państwa w domu, którzy nie wrócili jeszcze od swoich prac, przyszedł do moich i opowiedział im wszystko, co usłyszał i zobaczył). Odpowiedziałam jej: ?Bardzo chciałam wam to powiedzieć, ale chciałam najpierw skończyć moją pracę.? Chwilę później udałam się do domu i moja pani rzekła do mnie: ?Opowiedz, co widzieliście; pasterz Bruite’a (było to przezwisko Pierra Selme’a, pana Maximina) wszystko mi opowiedział.?
Zaczęłam i mniej więcej w środku mojego opowiadania przybyli moi panowie ze swych pól; moja pani, która płakała słuchając skarg i groźnych zapowiedzi naszej dobrotliwej Matki, powiedziała: ?Ach! Wyście chcieli jutro iść żąć zboże; powstrzymajcie się od tego, chodźcie posłuchać, co przytrafiło się temu dziecku i pasterzowi Selme’a.? I, obracając się do mnie, rzekła: ?Zacznij od nowa opowiadać wszystko, co mi powiedziałaś.? Zaczęłam od nowa, a gdy skończyłam, pan mój powiedział: ?To była Święta Dziewica albo też jakaś wielka święta, która przyszła od Dobrego Boga; ale to jest tak, jak gdyby Dobry Bóg samemu przyszedł: trzeba czynić wszystko, co ta Święta powiedziała. Jak zrobicie to, aby powiedzieć o tym całemu ludowi?? Odpowiedziałam mu: ?Wy mi powiecie, jak mam to zrobić, a ja to zrobię.? Następnie dodał on, patrząc na swą matkę, swą żonę i swego brata: ?Trzeba to przemyśleć.? Potem każdy odszedł do swoich zajęć.
Było po kolacji. Maximin i jego państwo przyszli do moich, aby opowiedzieć, co Maximin im opowiedział, i aby wiedzieć, co należy uczynić: ?Bo?, powiedzieli, ?wydaje nam się, że to jest Święta Dziewica, która została wysłana przez dobrego Boga; słowa, które Ona powiedziała, pozwalają tak sądzić. I Ona powiedziała im, aby przekazali to jej całemu ludowi; może trzeba, aby te dzieci przebiegły cały świat, aby dać znać, że trzeba, aby cały świat zachowywał przykazania Dobrego Boga, bo w przeciwnym wypadku wielkie nieszczęścia na nas spadną.? Po chwili ciszy mój pan powiedział, zwracając się do Maximina i do mnie: ?Czy wiecie, co powinniście uczynić, moje dzieci? Jutro wstaniecie z samego rana, pójdziecie razem oboje do Pana Proboszcza i opowiecie mu wszystko co widzieliście i słyszeliście; powiedzcie mu dokładnie, jak ta rzecz miała miejsce: on wam powie, co wy macie uczynić.?
Dnia 20 września, następnego dnia po objawieniu, wyruszyłam wcześnie z Maximinem. Przybywszy do Proboszcza, zapukałam do drzwi. Gospodyni Pana Proboszcza poszła otworzyć i zapytała, czego my chcemy. Powiedziałam do niej (po francusku, ja, która nigdy tym językiem nie mówiłam): “Chcemy rozmawiać z Panem Proboszczem.” – “A co chcecie mu powiedzieć?”, zapytała nas. – Chcemy mu powiedzieć, Mademoiselle, że wczoraj poszliśmy pilnować naszych krów na górze masywu Baisses, i że po zjedzeniu obiadu, itd., itd.” Opowiedzieliśmy jej dużą przemowy Najświętszej Dziewicy. Wtenczas zabił dzwon kościoła; było to ostatnie bicie dzwonu na Mszę. Ksiądz Perrin, proboszcz w La Salette, który nas słyszał otworzył drzwi z hukiem: płakał; uderzał się piersi; powiedział do nas: “Moje dzieci, jesteśmy straceni, Dobry Bóg przyjdzie nas ukarać. Ach! Mój Boże, to jest Święta Dziewica, która się wam ukazała!” I poszedł odprawiać Mszę Świętą. Spojrzeliśmy na siebie z Maximinem i gospodynią; następnie Maximin rzekł do mnie: “Ja pójdę teraz do mego ojca do Corps.” I rozstaliśmy się.
Nie otrzymawszy od moich państwa polecenia powrotu zaraz po rozmowie z Panem Proboszczem, uważałam, że nie robię nic złego, uczestnicząc w Mszy. Poszłam więc do kościoła. Msza rozpoczęła się i po pierwszej Ewangelii, Pan Proboszcz zwrócił się do ludzi i próbował opowiedzieć swoim parafianom o objawieniu, które miało miejsce poprzedniego dnia na jednej z ich gór, i napominał ich aby już więcej nie pracowali w niedzielę: głos jego przerwały szlochy, i wszyscy ludzie byli poruszeni. Po Mszy Świętej wróciłam do moich państwa. Pan Peytard, który jeszcze dzisiaj jest merem w La Salette, przyszedł tam, aby mnie wypytać o zdarzenie objawienia; i, po przekonaniu się o prawdziwości tego, co mu powiedziałam, odszedł przekonany.
W dalszym ciągu pozostałam na służbie u moich państwa, aż do wszystkich świętych. Następnie zostałam umieszczona jako pensjonariuszka u sióstr zakonu Opatrzności w moich rodzinnych stronach w Corps. (4, 1, 2)

Rozdział VI (Opis Matki Bożej)

Najświętsza Dziewica była bardzo wysoka i ładnie zbudowana; wydawała się być tak lekka, jak gdyby jednym chuchnięciem dało się Ją poruszyć, tymczasem była nieruchoma i mocno ustawiona. Jej wyraz twarzy był majestatyczny i wzbudzający szacunek, ale nie w ten sposób wzbudzający szacunek, jak ma to miejsce u panów tu na ziemi. Ona wzbudzała bojaźń pełną szacunku. W tym samym czasie, gdy Jej Dostojeństwo wzbudzało szacunek pomieszany z miłością, przyciągała do siebie. Jej spojrzenie było łagodne i przenikające; Jej oczy wydawały się rozmawiać z moimi, ale rozmowa ta powstawała z głębokiego i żywego uczucia miłości wobec tej zachwycającej piękności , która mnie roztopiła. Powab Jej spojrzenia, Jej atmosfera niepojętej dobroci pozwalały zrozumieć i czuć , że przyciągała do siebie i chciała się podarować; był to wyraz miłości, którego nie można wyrazić cielesnym językiem ani literami alfabetu.
Szata Najświętszej Dziewicy była złociście biała i cała błyszcząca; nie miała w sobie nic materialnego: była złożona ze światła i z blasku, zmienna i mrugająca. Na ziemi nie ma wyrażenia ani porównania, które by można dać.
Święta Dziewica była cała piękna i cała uformowana z Miłości; patrząc na Nią, tęskniłam za tym, aby się w Niej stopić. Wokół Niej jak i w Jej osobie wszystko tchnęło dostojeństwem, świetnością, wspaniałością nieporównywalnej Królowej. Ona ukazała się piękna, biała, niepokalana, krystaliczna, olśniewająca, niebiańska, świeża, nowa jak Dziewica; wydawało się, jak gdyby słowo Miłość wymykało się z jej srebrzystych i tak czystych ust. Ukazała mi się jako dobra Matka, pełna dobroci, uprzejmości, miłości dla nas, pełna współczucia i miłosierdzia.
Korona z róż, którą miała na głowie, była tak piękna, tak błyszcząca, że nie można sobie tego wyobrazić: róże różnych kolorów nie były ziemskie; był to zestaw kwiatów, który otaczał głowę Najświętszej Dziewicy w formie korony; ale róże zmieniały się lub się zamieniały miejscami; poza tym z serca każdej róży wydobywało się tak piękne światło, że zachwycało i nadawało różom olśniewające piękno. Z korony róż wznosiły się jakby złote gałęzie i pewna ilość innych kwiatków zmieszanych z brylantami.
Wszystko tworzyło przepiękny diadem, który błyszczał samemu bardziej niż nasze ziemskie słońce.
Święta Dziewica miała bardzo ładny Krzyż zawiedzony na szyi. Ten Krzyż wydawał się być pozłacany (dorée) aby nie mówić plater złoty (une plaque d’or); ponieważ widziałam kilka razy przedmioty pozłacane z różnymi odcieniami złota, które wywierały na moich oczach ładniejsze wrażenie niż zwykły plater złoty.
Na tym pięknym Krzyżu, całym lśniącym od światła, był Chrystus, był Nasz Pan, jego ramiona rozpostarte na Krzyżu. W pobliżu dwóch końców Krzyża z jednej strony był młotek a z drugiej obcęgi. Chrystus miał kolor ciała naturalny; ale świecił wielką jasnością; i światło, które wydobywało się z Jego całego ciała, wyglądało jak mocno świecące strzały, które rozdzierały mi serce pragnieniem roztopienia się w nim. Czasami Chrystus wydawał się być martwy: miał pochyloną głowę i ciało Jego jakby obsunięte, jak gdyby miało spaść, gdyby nie było przytrzymywane przez gwoździe, które przytrzymywały je na Krzyżu.
Ogarnęło mnie wówczas głębokie współczucie, chciałam wyjawić całemu światu Jego nieznaną miłość i wlać w dusze śmiertelników najszczerszą miłość i najgłębszą wdzięczność wobec Boga, który nas absolutnie nie potrzebował, aby być tym, czym jest, tym czym był, i tym, czym zawsze będzie; a jednak – o miłości niepojęta dla człowieka! – uczynił się człowiekiem, chciał umrzeć – tak, umrzeć – aby lepiej zapisać w naszych duszach i naszej pamięci obłędną miłość, którą ma wobec nas! O. jakżeż jestem nieszczęśliwa, widząc się tak ubogą w wyrażenia do wyjawienia miłości – tak, miłości naszego dobrego Zbawiciela wobec nas! – lecz z drugiej strony, jakżeż jestem szczęśliwa, że mogłam lepiej odczuć to, czego nie potrafimy wyrazić!
Innym razem Chrystus wydawał się być żywy; miał wyprostowaną głowę, oczy otwarte i robił wrażenie, że jest na Krzyżu ze swej własnej woli. Czasami zdawał się mówić: zdawał się chcieć pokazać, że jest na Krzyżu dla nas, z miłości do nas, aby nas przyciągnąć do swej miłości, że ciągle odczuwa nową miłość do nas, że Jego miłość z początku i z roku 33 jest zawsze tą dzisiejszą i że zawsze będzie.
Święta Dziewica płakała prawie przez cały czas, gdy do mnie mówiła. Łzy płynęły, jedna po drugiej, powoli, aż do Jej kolan, następnie znikały jak świetlne iskry. Były one świecące i pełne miłości. Chętnie byłabym Ją pocieszyła, aby więcej nie płakała. Ale wydawało mi się, że miała potrzebę pokazać swe łzy, aby lepiej pokazać swą miłość zapomnianą przez ludzi. Chętnie byłabym się rzuciła w Jej ramiona i Jej powiedziała: “Moja dobra Matko, nie płacz! Chcę cię kochać za wszystkich ludzi na ziemi.” Ale wydawało mi się, że do mnie mówiła: “Jest tylu, którzy mnie nie znają!”
Byłam między śmiercią a życiem, widząc z jednej strony tyle miłości, tyle pragnienia być kochaną, a z drugiej strony tyle zimna, tyle obojętności … O, moja Matko, Matko całkowicie piękna, cała kochana, moja miłości, serce mego serca!
Łzy naszej czułej Matki, dalekie od uszczuplenia Jej atmosfery Majestatu, Królowej i Pani, zdawały się, wręcz przeciwnie, Ją upiększać, czynić ją bardziej kochaną, bardziej piękną, bardziej potężną, bardziej przepełnioną miłością, bardziej matczyną, bardziej zachwycającą; i najchętniej połknęłabym Jej łzy, które rozsadzały moje serce ze współczucia i z miłości. Widzieć płaczącą Matkę, i to taką Matkę, nie podjąwszy wszystkich dających się wyobrazić środków aby Ją pocieszyć, aby zmienić Jej bóle w radość, czy można to zrozumieć? O Matko, więcej niż piękna! Zostałaś stworzona ze wszystkich zalet, których Bóg jest zdolny; wyczerpałaś prawie moc Bożą; jesteś dobra a zresztą dobra z dobroci samego Boga; Bóg się podwyższył, tworząc w Tobie Swoje arcydzieło ziemskie i niebieskie.
Najświętsza Dziewica miała żółty fartuch. Co ja mówię, żółty? Ona miała fartuch bardziej świecący niż kilka słońc razem. To nie był materiał materialny, to było połączenie blasku, i blask ten był iskrzący i zachwycającej piękności. Wszystko w Najświętszej Dziewicy silnie mną kierowało i powodowało, że się jakby ześlizgiwałam ku uwielbianiu i kochaniu mojego Jezusa we wszystkich etapach Jego życia doczesnego.
Najświętsza Dziewica miała dwa łańcuchy, jeden bardziej szeroki niż drugi. Na bardziej wąskim był zawieszony Krzyż, o którym wspomniałam wyżej. Te łańcuchy (ponieważ należy dać nazwę łańcuchów) były jak promienie aureoli o wielkiej jasności zmieniającej się i iskrzącej.
Buty (ponieważ trzeba powiedzieć buty) były białe, ale z bieli srebrzystej, świecącej; miały dookoła róże. Róże te były olśniewającej piękności, i z serca każdej róży wychodził płomień światła bardzo pięknego i bardzo przyjemnego w patrzeniu. Na butach była klamra ze złota, nie ze złota ziemskiego lecz ze złota rajskiego.
Widok Najświętszej Dziewicy był sam ziszczonym rajem. Miała Ona w sobie wszystko to, co mogło zadowolić, ponieważ ziemia była zapomniana.
Święta Dziewica była otoczona dwoma światłami. Pierwsze światło, bliższe Najświętszej Dziewicy, dochodziło aż do nas; świeciło światłością bardzo piękną i iskrzącą. Drugie światło rozpościerało się trochę bardziej dookoła Pięknej Pani i myśmy się znajdowali w nim; było ono nieruchome (to znaczy, że ono nie iskrzyło), ale było bardziej świecące niż nasze biedne ziemskie słońce. Wszystkie te światła nie wyrządzały szkody oczom, i absolutnie nie męczyły wzroku.
Oprócz tych świateł, tego całego blasku, wychodziły jeszcze skupienia lub wiązki światła lub promieni świetlnych z Ciała Świętej Dziewicy, z Jej szat i zewsząd.
Głos Pięknej Pani był spokojny; oczarowywał i zachwycał, czynił dobrze sercu; nasycał, usuwał wszystkie przeszkody, uspokajał, ułagadzał. Wydawało mi się, że już zawsze chciałam jeść z Jej pięknego głosu, i moje serce zdawało się tańczyć lub chcieć iść na jego spotkanie aby się w nim rozpłynąć.
Oczy Najświętszej Dziewicy, naszej czułej Matki, nie dają się opisać ludzkim językiem. Aby o nich mówić, potrzeba by serafina; potrzeba by więcej, potrzeba by języka samego Boga, który stworzył Niepokalaną Dziewicę, arcydzieło Jego całej mocy.
Oczy Czcigodnej Maryi wydawały się tysiące tysięcy razy piękniejsze od brylantów. Diamentów i drogocennych kamieni, najbardziej poszukiwanych; świeciły jak dwa słońca; były łagodne samą słodyczą, jasne jak lustro. W oczach tych widziało się raj; one przyciągały do Niej; wydawało się, że chciała się podarować i przyciągać. Im więcej na Nią patrzałam, tym bardziej chciałam Ją widzieć; im bardziej Ją widziałam, tym bardziej Ją kochałam, i kochałam Ją ze wszystkich mych sił.
Oczy pięknej Niepokalanej były jak furtka do Boga, skąd widziało się wszystko to, co może oszołomić duszę. Gdy moje oczy spotkały się z oczami Matki Bożej i mojej, odczuwałam wewnątrz siebie szczęśliwy przewrót miłości i zapewnienia o kochaniu Jej i o moim rozpływaniu się w miłości. Patrząc na siebie, nasze oczy rozmawiały ze sobą po swojemu, i tak Ją kochałam, że chętnie ucałowałabym Ją w środek Jej oczu, które rozczulały moją duszę i zdawały się ją przyciągać i powodować jej rozpłynięcie w Jej duszy. Oczy te wywoływały we mnie delikatne drżenie w całej mojej istocie; bałam się uczynić najmniejszy ruch, który mógłby być dla Niej nieprzyjemny, choćby nawet niewiele.
Ten sam widok oczu najczystszej z Dziewic wystarczyłby, aby być Niebem błogosławionego; wystarczyłby, aby dać wejść duszy w pełnię woli Najwyższego wśród wszystkich wydarzeń, które przytrafiają się w ciągu życia doczesnego; wystarczyłby, aby spowodować mówienie do tej duszy o ciągłych aktach uwielbienia, dziękczynienia, zadośćuczynienia i pokuty. Ten sam widok skupia duszę na Bogu i czyni ją jakby martwym żywym, uważającym wszystkie rzeczy ziemi, nawet rzeczy, które wydają się najpoważniejsze, za zabawy dziecięce; ona by chciała słyszeć tylko mowę o Bogu i o tym, co dotyczy Jego Chwały.
Grzech jest jedynym złem, które widzi na ziemi. Umarłaby z bólu, gdyby Bóg jej nie wspierał. Amen. (4, 2, 1)
Castellamare, dnia 21 listopada 1878 r.

Marie de la Croix, Victime de Jésus,
née Mélanie Calvat,
Bergere de La Salette.
Maria od Krzyża, Ofiara Jezusa,
z d. Melania Calvat,
Pasterka z La Salette.

Nihil obstat: imprimatur
Datum Lycii ex Curia Episcopi, die 15 Nov. 1879

Vicarius Generalis
Carmelus Archus Cosma. (4, 2)

Posłowie

“Wielka Nowina”, którą głosiła Melania, była surowa i Melania musiała podzielić los wszystkich proroków: udawano głuchego, chciano być pozostawionym w spokoju, prześladowano ją, wyzywano ją od zwiastunów nieszczęścia. Jej przeciwnicy utrzymywali, że nowina, którą w 1851 r. na rozkaz Kościoła kazała przekazać Ojcu Świętemu, nie była rzekomo identyczna z tą, którą opublikowała w 1879 r. na rozkaz biskupa Zoli. Idzie tu o centralny sam fakt “Wielkiej Nowiny” i dlatego podkreślmy jeszcze raz: Melania wielokrotnie zaprzeczała temu. Te oświadczenia powierniczki Matki Bożej, która jako taka została uznana i wzięta poważnie przez Stolicę Świętą, nie mogą być poddawane w wątpliwość.

Melania miała mimo wszystko satysfakcję, że następca Piusa IX, papież Leon XIII, okazał pełne zrozumienie dla jej misji i dodawał jej otuchy; poza tym cieszyła się protekcją trzech biskupów włoskich: monsiniora Petagni, monsiniora Zoli i monsiniora Ceechini’ego; natomiast ze strony następców w urzędzie biskupa Grenoble i ze strony dużej części kleru francuskiego napotykała na lodowate odrzucenie; akceptowano tylko pierwszą część Tajemnicy, natomiast o właściwej “Wielkiej Nowinie”, o “Tajemnicy z La Salette” nie chciano nic słyszeć. “Wielka Nowina” ukazała się odtąd w wielu krajach i językach i wielu nakładach.

Melania Calvat była ukrytą świętą; ze względu na tę nowinę wiele cierpiała i pod koniec życia otrzymała nawet stygmaty. A więc Bóg samemu uwierzytelnił ją na jej ciele pieczęcią Swych Ran. Ten rodzaj uwierzytelnienia, który może pochodzić tylko od Palca Bożego, przewyższa wszelki inny rodzaj uwierzytelnienia. (3)

Źródła i literatura:

  1. Paul Gouin, “Mélanie, die Hirtin von La Salette”, Christiana-Verlag, Stein am Rhein, Szwajcaria, 1982.

  2. Fr. Paul-Marie, a.m., “Les Apparitions et le Secret de La Salette”, Editions Jules Hovine, Marquain, Belgia, 1982.

  3. Johannes Maria Höcht, “Die Große Botschaft von La Salette”, Christiana-Verlag, Stein am Rhein, Szwajcaria, 1983.

  4. “L’Apparition de la Tres Sainte Vierge Sur la Montagne de la Salette Le 19 Septembre 1846”, publiée par la Bergere de La Salette avec Imprimatur de Mgr l’Eveque de Lecce, reprint wydany przez Librairie Téqui, Saint-Céneré, Francja.

http://www.zaufaj.com/sekret-z-la-salette.html

*********

La Salette… Czy jeszcze aktualne?

Przewodniki omawiają krótko wydarzenia, jakie miały miejsce w La Salette. Znajduje się w nich najczęściej kilka słów na temat wydarzeń oraz dzieci – Melanii i Maksymina – które doświadczyły łaski oglądania płaczącej nad ludzkością Matki Bożej. Orędzie zaś sprowadza się zwykle do smutku Maryi z powodu tego, iż ludzie przeklinają używając Imienia Syna Bożego i pracują w niedziele, za co mieli być ukarani nieurodzajem. Wielu na wspomnienie La Salette mówi tylko: «Podobno dzieci zeszły na bardzo złą drogę…» – i to im wystarczy, by więcej nie zajmować się tą sprawą. Jak było naprawdę? Czy orędzie z La Salette jest nadal aktualne?

Melania i Maksymin

Melania Calvat – Ofiara Jezusa – jak sama mówiła o sobie – przyjęła w zakonie Sióstr Opatrzności Bożej imię Siostry Marii od Krzyża. Często przymuszano ją do mieszkania w jakimś miejscu lub klasztorze, kiedy indziej uciekała po prostu przed ludzką nieżyczliwością i ciekawością lub grożącym jej prześladowaniem ze strony biskupa. Prowadziła życie tułacze. Wywieziona do Anglii została przymuszona w 1856 r. do złożenia ślubów w Karmelu w Darlington. Jednak Papież Pius IX zwolnił ją z nich tłumacząc oponentom, że Melania Calvat nie może dobrze wypełniać powierzonej jej przez Matkę Bożą misji w klasztorze klauzurowym.

Autobiografia – napisana na żądanie księdza kanonika Annibale di Francia, z którym współpracowała jako mistrzyni nowicjatu Sióstr Antonianek – ukazuje, iż już w dzieciństwie wzniosła się na szczyty kontemplacji, żyjąc w zażyłości z Bogiem. To właśnie jej Płacząca Matka Boża powierzyła główne orędzie. Konsekwentne przekazywanie go aż do śmierci stało się jej największym krzyżem.

Maksymin, z którym dzięki Bożej Opatrzności się zetknęła, młodszy i bardziej uczuciowy od Melanii, został poddany, po objawieniu, różnym środkom nacisku ze strony wrogów: pochlebstwa, kuszenie blaskiem złota, usiłowanie doprowadzenia go do zdrady sekretu. Wbrew zakazom biskupa Grenoble de Bruillarda w roku 1850 wywieziono go nawet do Ars w nadziei, że święty proboszcz odkryje przekazaną pastuszkowi tajemnicę. Wyjawił ją dopiero w rok później jedynie samemu Papieżowi. Mimo to od czasu podróży do Ars zaczęto rozpowszechniać oszczerstwa, że Maksymin wszystko odwołał.

Dzieciństwo Melanii

Melania Calvat urodziła się w biednej rodzinie 7 listopada 1831 w Corps (diecezja Grenoble). Miała 7 rodzeństwa. Ojciec – Piotr Calvat szukał pracy w różnych miejscach. W domu przebywał w soboty i niedziele. Czasem wyjeżdżał na wiele tygodni. Kochał dzieci i pragnął, by były dobrymi chrześcijanami. Jego żona była beztroska i wesoła. Lubiła bale, pokazy jarmarczne. Ogarnęła ją szybko niechęć do małej Melanii przeszkadzającej w prowadzeniu życia towarzyskiego. Kiedy dziewczynka miała 6 miesięcy, matka brała ją na widowiska. Dziecko przerażone wielką liczbą ludzi tak krzyczało, że trzeba było z nią wychodzić. Z upływem czasu lęk przed ludźmi nie mijał. Melania była cicha i milcząca.

Ojciec odmawiał z dziećmi pacierz. Mając Melanię na kolanach, uczył je robić znak krzyża świętego. Wkładał w jej ręce krucyfiks i wyjaśniał, jak Pan Jezus cierpiał i że umarł, by otworzyć bramy raju.

“To mi się bardzo podobało – pisze Melania w autobiografii. Kochałam tego Jezusa, mówiłam do Niego, ale On mi nic nie odpowiadał, myślałam naiwnie, że powinnam naśladować Jego milczenie”. Była więc małomówna, stroniła od ludzi.

Gdy znajdowała się w domu sama i przychodził jakiś ubogi, bez zastanowienia dawała mu wszystko, cokolwiek miała pod ręką. Matka narzekała i wyrzucała jej, że lepiej by było, gdyby umarła. Melania z całego serca przyznawała jej słuszność i pragnęła umrzeć, by położyć kres udręce, którą zadawała matce.

Wreszcie matka postanowiła nie zwracać się do niej imieniem Melania, lecz Mutta Gaura, co znaczyło “Niema Dzikuska”. Zakazała jej braciom nazywać ją siostrą, a jej zabroniła mówić do siebie: mamo. Trzyletnia Melania przestała należeć do rodziny i – w przekonaniu matki – mogła żyć jedynie z dzikimi zwierzętami w lesie. Nie mogąc patrzeć, jak siedzi samotnie w kącie, mówiła: «Idź precz: niech cię moje oczy nie widzą!». Dziewczynka udawała się w stronę lasu. Nie mając dość siły, by do niego dojść, padała w pobliżu domu. Wtedy – jak wyznaje we wspomnieniach – zjawiał się przy niej śliczny chłopczyk i podawał jej rękę, by ją podnieść. Znała go od dawna i widywała go niemal codziennie… Chłopczyk jednak milczał.

Spotkanie w lesie

Pewnego wieczoru, wypędzona z domu, Melania skierowała się w stronę lasu. Smutna, że rodzina się jej wyrzekła, zaczęła myśleć o Jezusie “swego ojca”, o tym Chrystusie z zamkniętymi oczyma. “Tak sobie myślałam – wyznaje – Odkupiciel nie spojrzał na mnie, nie zna mnie, jakże tedy może wiedzieć, że jestem sama? Nigdy do mnie nie przemówił, a przecież umarł za mnie – wszak ma zamknięte oczy; dlatego i ja chcę Go kochać, chcę umrzeć dla Niego, oddaję Mu się cała i na zawsze… Chcę modlić się, ale nie głośno, jak mnie uczył ojciec; wszak Chrystus ma usta zamknięte, więc i ja będę się modlić z zamkniętymi ustami”. Modli się: Jezu, kocham Cię jak przyjaciela, kocham Cię, jak ojca dobrego dobrocią samą, chcę Ci służyć jak Ojcu potężnemu a czułemu. Twoim tronem jest krzyż, ja także chcę krzyża”. Miała na myśli jedynie krzyż drewniany.

Usiadła na ściętym pniu drzewa i zaczęła płakać. Przypomniała sobie rodziców, potem pomyślała o krucyfiksie: “Chrystus nie płacze i nic nie mówi, bo ma oczy i usta zamknięte, chcę Go naśladować; więc już nie będę płakała”. Zamknęła oczy i zmęczona zasnęła ze smutku.

Umiłowany Brat

Tej nocy miała sen: odpowiedź na modlitwę, dowód przyjęcia jej pragnienia. Śniło się jej, że – znużona fizycznie, przygnębiona duchowo – szukała miejsca spoczynku. Daremnie. Wreszcie spostrzegła wielkie drzewo, które ścięto, bo grube korzenie, skrzyżowane jedne nad drugimi, uniemożliwiały jego wykopanie. Drzewo wydawało się martwe, lecz z jego pnia wyrastał zielony pęd. Siedząc na starym pniu, oparta plecami o nowe drzewo, zasnęła ze znużenia i smutku. Wtedy usłyszała wołanie: “Siostro… moja droga siostro… Jestem twoim bratem… Zbliż się do mnie…”.

Wstaje i widzi pięknego, znajomego chłopczyka, który tym razem mówi. Cierpienia ustąpiły, serce rozpaliło się miłością, a w jej duszę wlało się jasne i głębokie poznanie Odwiecznej Mądrości i Dobroci. Zrozumiała – jak sama później napisała – że prawdziwa wiedza polega na poznaniu Stwórcy i umiłowaniu krzyża; że Boga należy kochać miłością czystą, nie za Jego dary, a nawet nie za szczęście niebios, którym Jego miłosierdzie obdarza tych, co Go naśladują, ale dla Niego samego.

Miała też silne poczucie własnej małości: im bardziej się umniejszała; tym bardziej rosła w niej miłość do Odkupiciela; im bardziej czuła się mała, tym więcej otrzymywała światła, ciepła, pociechy.

Czując, że jest bezsilna, by odpowiedzieć na tyle łask światła, jakimi ją tak hojnie obsypał jej ukochany Brat, Melania zapragnęła cierpieć. “Gdy w głębi duszy żywo się odczuwa tę obecność Boga… cierpienie staje się prawdziwą koniecznością, głodem, potrzebą dowiedzenia Ukochanemu, że się Go kocha” – wyznaje.

Brat bierze ją za rękę i mówi: “Dokąd chcesz pójść?” “Na Kalwarię!” “Dobrze – mówi Brat – ale uważaj, żebyś mnie nie opuściła, bo upadniesz.”

Las znika, a oni znajdują się u podnóża wysokiej góry. Zaczyna się heroiczna wspinaczka. Droga prosta, w którą trzeba się zapuścić, by na pewno dojść do szczytu, zawalona jest cierniem i głazami, a im wyżej wznoszą się wędrowcy, tym większe stają się głazy, tym grubsze ciernie i tym częściej tkwią w nich krzyże; z nieba również spadają krzyże, duże i małe. Mała Melania pada i woła pomocy. Jej Brat natychmiast powraca do niej i mówi: “Jeszcze nie doszliśmy do celu. Jeśli chcesz, możesz zawrócić, będziesz mniej cierpieć”. “Nie, chcę iść dalej… Pójdę za Tobą i tam, gdzie Ty postawisz swoją stopę, ja postawię swoją” “Moja droga siostro, domyśliłaś się sekretu” – odrzekł chłopczyk i podał jej swą delikatną a mocną dłoń.

Zapadł zmrok. Dziewczynka nie czuła dłoni, która ją pociągała i podtrzymywała. Jej trwoga i cierpienie było tak wielkie, że nie czuła już nawet kamieni, cierni i krzyży. Niepokój przewyższył wszystko. Małej Melanii pociechę przynosiło jedynie cierpienie, które odczuwała jako zasłużone.

W tym symbolicznym śnie widziała, jak inną, szerszą i łatwiejszą drogą przechodzą ludzie tłumnie, śmiejąc się i bawiąc. Widząc ją utrudzoną, szydzili z niej, obrzucali obelgami, nazywali głupią, szaloną, fałszywą dewotką, obłudnicą. Jedni szli pieszo, inni jechali powozami. Wkrótce wszyscy zapadli się w rodzaj studni, z której wydobywały się płomienie i dym. Przerażona Melania upadła na kolana, ofiarowując Zbawicielowi gotowość cierpienia przez całe życie dla wynagrodzenia zniewag wyrządzonych majestatowi Boga.

Po tym akcie miłości znowu odczuła mocną dłoń swego Brata. Radość jej była wielka. On był przy niej, nie porzucił jej. Wtedy obudziła się w lesie, w miejscu, w którym zasnęła. Wyszła z lasu. W domu ojciec niepokoił się już jej długą nieobecnością.

Łaska cierpienia

Od dnia kiedy ukazujący się jej chłopczyk odezwał się do niej po raz pierwszy ogarniała ją i prowadziła rzeka światła przenikliwego i stałego. Piękny chłopczyk, który nazwał się jej Bratem, a do niej mówił: “siostro mego serca”, zaczął ją pouczać. Cokolwiek wiedziała o Bogu, dowiedziała się od niego, długo bowiem nie uczęszczała na lekcje religii. Nie zdając sobie sprawy z tego, że objawia się jej Syn Boży w dziecięcej postaci, z wielką radością opowiadała mu o swoim umiłowanym Jezusie. Brat pewnego razu zapytał:

– Jakiej łaski pragnie to nędzne stworzenie?

– Jeśli to jest zgodne z wolą Wieczystego Światła – odrzekła Melania – chciałabym służyć Jego chwale na drodze ukrzyżowania.

Brat owiał jej wargi swym tchnieniem, położył ręce na jej głowie, swą prawą dłoń na jej prawej dłoni i swą lewą dłoń na jej lewej, dotknął jej stóp i serca… Melania napisała:

«Tego już nie mogę wyrazić. O, prawdziwe upojenie bolesne, miłosne – być umarłą i żyć jednocześnie! O Jezu, spraw, aby wszyscy ludzie znali Cię i kochali, a ja abym kochała Cię, Ogniu, tak jak Ty kochasz; gdy to nastąpi, będę zadowolona.»

Odtąd odczuwała bóle w częściach ciała, na których Jezus wycisnął stygmaty swej męki. Czasem, zwłaszcza w piątki w okresie Wielkiego Postu, rany otwierały się i krwawiły. Rany, odsłaniając jej stan mistyczny, uniemożliwiały pozostawanie w ukryciu, poprosiła więc, by ból trwał nadal, lecz by znikły zewnętrzne znaki. Wstawiennictwo Maryi wyjednało jej tę łaskę. Jednak tajemnicze rany otwierały się, gdy przebywała w samotności.

19 września 1846

Odrzucona przez matkę została oddana na służbę – wcześniej niż inne dzieci – kiedy tylko nadarzyła się sprzyjająca okazja: pasie krowy na górskich zboczach, do rodziny wraca jedynie w zimie. Trwa to kilka lat.

Alpejskie pustkowia, sprzyjające skupieniu, podobają się małomównej i stroniącej od ludzi Melanii. Uczy się podziwiać przyrodę, poznawać zwierzęta i rośliny, które wiosną i latem swym różnobarwnym kwieciem świadczą o wspaniałości dzieł Bożych. Bawi się budując “raj” – domek z górskich kamieni i kwiatów. Tak nadchodzi wrzesień 1846 roku.

18 września 1846 dotąd zawsze samotna Melania pasła krowy wspólnie z Maksyminem, który – pomimo jej gwałtownych protestów i niechęci – pragnął przebywać w jej towarzystwie. 19 września 1846 roku znowu spotkali się i razem weszli na górę. Maksymin prosił, by Melania nauczyła go jakiejś zabawy. Kazała mu więc zbierać kwiaty na budowę “raju”. Zabrali się do dzieła, a następnie zaprowadzili bydło na pastwiska nad wąwozem, gdzie było dużo kamieni do planowanej budowy. Zjedli skromny posiłek i zabrali się do znoszenia kamieni na budowę domku. Składał się on z parteru, który miał być ich mieszkaniem, oraz z piętra, które miało być “rajem”.

Całe piętro było przybrane różnobarwnymi kwiatami ułożonymi tak, że korony zwisały w dół. “Raj” przykryli płaskim głazem, na którym rozłożyli kwiaty. Wkrótce zasnęli. Po przebudzeniu, nie widząc krów Melania wbiegła na mały pagórek. Zauważywszy, że krowy leżą spokojnie, zaczęła schodzić, zaś Maksymin wchodził akurat na pagórek.

«Nagle – pisze Melania – ujrzałam piękne światło, jaśniejsze aniżeli słońce, i ledwie wypowiedziałam słowa: “Maksyminie, widzisz tam? Ach, mój Boże!”, upuściłam kij, który miałam w ręce. W tej chwili działo się we mnie coś cudownego – nie umiem tego określić, ale czułam, że to światło mnie przyciąga do siebie, czułam wielką i miłością przepełnioną bojaźń, serce chciało biec szybciej niż ja.»

Tajemnica saletyńska

«Patrzyłam z uwagą na to światło – pisze dalej Melania. Początkowo było nieruchome, wkrótce jednak jakby się rozwarło i wtedy ujrzałam inne światło, o wiele jaśniejsze i ruchome, a w tym świetle przepiękną Panią siedzącą na naszym raju z twarzą ukrytą w dłoniach. Piękna Pani wstała, lekko skrzyżowała ramiona i patrząc na nas rzekła: «Zbliżcie się, moje dzieci, nie bójcie się, jestem tu, aby zapowiedzieć wam wielką nowinę.» Te słodkie i łagodne słowa porwały mnie ku Niej. Serce moje chciało przywrzeć do Niej na zawsze.

Gdy stanęłam obok Niej, po Jej prawej stronie, Piękna Pani rozpoczęła mowę, ale też łzy zaczęły płynąć z Jej pięknych oczu: ‘Skoro mój lud nie chce okazać uległości, jestem zmuszona puścić rękę swego Syna. Ona jest tak ciężka, że już nie mogę jej utrzymać.

Od jak dawna już cierpię za was! Jeśli chcę, żeby mój Syn was nie opuścił, muszę Go nieustannie prosić. Wy zaś nic sobie z tego nie robicie. Zresztą daremnie byście się modlili, daremnie wysilali, nigdy nie moglibyście wynagrodzić trudu, jaki dla was podejmowałam.

Dałam wam sześć dni do pracy, a siódmy zarezerwowałam dla siebie, a ludzie nie chcą mi go dać. Z tej właśnie przyczyny ramię mego Syna staje się tak ciężkie.

Woźnice nie umieją mówić bez używania imienia mego Syna. Te dwie rzeczy najbardziej wpływają na to, że ramię mego Syna jest tak ciężkie. Gdy płody ziemi niszczeją, to tylko z waszej winy. Udowodniłam wam to zeszłego roku, jeśli chodzi o ziemniaki, wyście jednak to zlekceważyli, więcej jeszcze, gdyście znajdowali ziemniaki zepsute, przeklinaliście, szargając imię mego Syna. W dalszym ciągu będą wam się psuły, na Boże Narodzenie już nic z nich nie pozostanie”.

Zastanawiałam się, co może znaczyć wyrażenie pommes de terre, myślałam, że ono znaczy jabłka. (w języku franc.: pommes de terre oznacza ziemniakl, a pommes – jabłka) Odgadując moją myśl, Dobra Pani tak mówiła dalej:

Nie rozumiecie, moje dzieci, będę więc mówiła do was inaczej (gwarą). Jeśli macie zboże, nie trzeba go siać. Wszystko co zasiejecie, zwierzęta zjedzą, a to co wyrośnie, w pył się zamieni podczas młócenia. Przyjdzie wielki głód. Przed nadejściem głodu małe dzieci poniżej lat siedmiu zapadać będą na konwulsje i umierać w rękach osób, które będą je trzymały. Inni pokutować będą głodem. Orzechy staną się niedobre, winogrona będą się psuły.»

Teraz przez chwilę nie słyszałam tej Pięknej Pani, która mnie zachwycała, widziałam jednak, że poruszała wdzięcznie swymi kształtnymi wargami i z tego wnioskowałam, że coś mówi: Maksyminowi powierzała jego sekret. Potem zwracając się do mnie, Najświętsza Maryja Panna wypowiedziała mi mój sekret po francusku. Oto pełna i dokładna jego treść:

«Melanio, to co ci teraz powiem, nie będzie zawsze tajemnicą, w roku 1858 możesz to opublikować.

Kapłani słudzy mego Syna, przez całe swe złe życie, przez nieuszanowanie i lekceważenie, z jakim sprawują święte tajemnice, przez miłość pieniędzy, zaszczytów, przyjemności, stali się stekiem nieczystości.

Tak, kapłani wymagają pomsty, a pomsta wisi nad ich głowami. Biada kapłanom i osobom poświęconym Bogu, którzy swą niewiernością i złym życiem na nowo krzyżują mego Syna. Grzechy poświęconych Bogu wołają o pomstę do nieba, a oto pomsta jest u ich drzwi, bo już nie ma nikogo, kto by błagał o miłosierdzie i przebaczenie dla ludu, nie ma już dusz wspaniałomyślnych, nie ma już osoby, która byłaby godna ofiarować Przedwiecznemu za świat Żertwę bez skazy.

Za niedługo Bóg uderzy w sposób bezprzykładny. Biada mieszkańcom ziemi! Cierpliwość Boża wkrótce się wyczerpie, a wtedy nikt nie zdoła się schronić od tylu klęsk nagromadzonych.

Szefowie i przywódcy ludu Bożego zaniedbali modlitwę i pokutę, a demon zaciemnił ich rozum, stali się tymi błędnymi gwiazdami, które stary diabeł pociągnie swym ogonem, by je zgubić. Bóg pozwoli staremu wężowi siać niezgodę między panującymi we wszystkich społeczeństwach i we wszystkich rodzinach. Ludzie znosić będą cierpienia fizyczne i moralne; Bóg zostawi ludzi ich własnemu losowi i ześle kary, które następować będą jedne po drugich, przez lat więcej niż 35.

Niech namiestnik mego Syna, Najwyższy Kapłan Pius IX, nie wychodzi z Rzymu po roku 1859, ale niech będzie nieugięty i wspaniałomyślny, niech walczy bronią wiary i miłości: ja będę z nim. Niech nie ufa Napoleonowi, jego serce jest dwoiste; zechce jednocześnie być papieżem i cesarzem, wkrótce Bóg odwróci się od niego. Jest on tym orłem, który chcąc zawsze się wznosić, spadnie na miecz, którym chciał zmusić narody do wywyższenia siebie samego.

Włochy będą ukarane za ambicję, za chęć zrzucenia jarzma Pana panów, cały kraj zostanie uwikłany w wojnę, krew będzie się lała wszędzie, kościoły zostaną zamknięte lub sprofanowane, kapłani, zakonnicy będą wypędzeni, niektórzy zginą, a zginą śmiercią okrutną. Niejeden porzuci wiarę, a liczba kapłanów i zakonników, którzy oderwą się od prawdziwej religii, będzie wielka, wśród tych osób znajdą się nawet biskupi.

Niech Papież ma się na baczności przed fałszywymi cudotwórcami, nadszedł bowiem czas, kiedy najbardziej zdumiewające dziwy dziać się będą na ziemi i w przestworzach.

W roku 1864 Lucyfer z wielką liczbą demonów zostanie wypuszczony z piekła. Stopniowo wyrugują oni wiarę. Wygaszą ją nawet w osobach poświęconych Bogu, oślepią ich do tego stopnia, że jeśli nie będzie ich wspierać łaska nadzwyczajna, przejmą się duchem tych złych aniołów, niejeden dom zakonny utraci wiarę i doprowadzi do zguby wiele dusz.

Wielkie mnóstwo złych książek będzie na całej ziemi, a duchy ciemności doprowadzą do powszechnego rozluźnienia w tym, co dotyczy służby Bożej. Będą one miały wielki wpływ na przyrodę, powstaną kościoły, w których służyć się im będzie. Będą one przenosić z miejsca na miejsce różnych ludzi, a nawet kapłanów, ponieważ nie kierowali się dobrym duchem, duchem Ewangelii, który wymaga pokory, czystości i troski o chwałę Bożą. Będzie się wskrzeszać umarłych (odrzuconych) i sprawiedliwych.

(Wyjaśnienie Melanii: To znaczy, że ci umarli, aby lepiej zwodzić ludzi, przybierać sobie będą ciało ludzi sprawiedliwych, którzy żyli na ziemi. Ci rzekomi zmartwychwstali, którzy będą tylko demonami w ludzkiej postaci, głosić będą ewangelię inną aniżeli Ewangelia Jezusa Chrystusa i przeczyć istnieniu nieba; będą to również dusze potępionych. Wszystkie te dusze będą się pojawiać połączone z ciałami).

We wszystkich miejscach dziać się będą nadzwyczajne dziwy ponieważ prawdziwa wiara wygasła, a fałszywe światło oświeca świat. Biada książętom Kościoła, którzy będą tylko gromadzić bogactwa na bogactwach, strzec swej władzy i troszczyć się o dumne panowanie!

Namiestnik mojego Syna będzie musiał dużo cierpieć, gdyż przez pewien czas Kościół będzie znosił srogie prześladowania i przechodził głęboki kryzys, będzie to czas ciemności. Ponieważ święta wiara w Boga zostanie zapomniana, każdy osobnik będzie chciał kierować się swymi własnymi zasadami i być wyższym od bliźnich. Władze świeckie i kościelne zostaną zniesione, deptać się będzie wszelki porządek i wszelką sprawiedliwość, panoszyć się będzie tylko mężobójstwo, zazdrość, nienawiść, kłamstwo, niezgoda, brak miłości ojczyzny i rodziny.

Ojciec święty dużo wycierpi, ale ja będę z Nim do końca, aby przyjąć jego ofiarę. Źli zasadzać się będą na jego życie wielokrotnie, nie mogąc jednak mu szkodzić. Ale ani on, ani jego następca nie ujrzy tryumfu Kościoła Bożego.

Wszyscy władcy świeccy żywić będą ten sam zamiar, mianowicie wyrwać i wyrugować wszelki pierwiastek religijny, aby zrobić miejsce materializmowi, ateizmowi, spirytyzmowi i wszelkiego rodzaju błędom.

W roku 1865 okropne rzeczy będą się działy w miejscach świętych, w klasztorach zgniją kwiaty Kościoła, a demon stanie się jakby królem serc. Niech przełożeni wspólnot zakonnych odnoszą się krytycznie do osób, które mają przyjąć, gdyż demon używać będzie całej swej przebiegłości, aby wprowadzić do zakonów osoby oddane grzechowi, a rozprzężenie i zamiłowanie do przyjemności zmysłowych rozpowszeschnione będą po całej ziemi.

Francja, Włochy, Hiszpania i Anglia będą prowadziły wojnę; Francuz będzie się z bił z Francuzem, Włoch z Włochem, ulice spłyną krwią, potem nastąpi straszliwa wojna powszechna. Na pewien czas Bóg zapomni o Francji i o Włoszech, gdyż Ewangelia Jezusa Chrystusa jest już nieznana. Źli rozwijać będą całą swą przebiegłość, ludzie będą się wzajemnie mordować i masakrować nawet w domach.

Za pierwszym uderzeniem piorunami rażącego miecza gniewu Bożego góry i cała natura drżeć będą z przerażenia, albowiem rozprzężenie i zbrodnie ludzkie przebijają sklepienia niebios. Paryż zostanie spalony, Marsylia się zapadnie; ziemia trzęsąc się zburzy i pochłonie niejedno wielkie miasto, zdawać się będzie, że wszystko stracone, widzieć się będzie tylko mężobójców a słyszeć tylko bluźnierstwa i szczęk broni.

Sprawiedliwi dużo wycierpią, ich modlitwy, pokuty i łzy do nieba się wzniosą, a wszystek lud Boży prosić będzie przebaczenia i miłosierdzia i prosić będzie mej pomocy i wstawiennictwa. Wówczas Jezus Chrystus – aktem swej sprawiedliwości i wielkiego miłosierdzia dla sprawiedliwych – rozkaże swym aniołom, aby wszyscy Jego nieprzyjaciele zostali skazani na śmierć. Nagle prześladowcy Kościoła Jezusa Chrystusa i wszyscy ludzie oddani grzechowi zginą, a ziemia stanie się jakby pustynią. Wtedy nastąpi pokój i pojednanie Boga z ludźmi. Wtedy ludzie będą służyć Jezusowi Chrystusowi oraz wielbić Go i chwalić, a miłość wszędzie kwitnąć będzie. Nowi królowie będą prawą ręką Kościoła, który będzie mocny, pokorny, pobożny, ubogi, gorliwy i naśladujący cnoty Jezusa Chrystusa. Ewangelia wszędzie będzie głoszona, a ludzie czynić będą wielkie postępy w wierze, ponieważ jedność panować będzie wśród pracowników Jezusa Chrystusa, a ludzie żyć będą w bojaźni Bożej. Ten pokój między ludźmi nie będzie długotrwały. Wskutek 25 lat obfitych zbiorów rolnych ludzie zapomną, że ich grzechy są przyczyną wszystkich kar, które spotykają ziemię.

Zwiastun Antychrysta, ze swymi międzynarodowymi wojskami, walczyć będzie przeciw prawdziwemu Chrystusowi, jedynemu Zbawcy świata, wyleje dużo krwi i będzie chciał wyrugować kult religijny, aby jego samego uważano za Boga.

Oprócz dżumy i głodu, które będą powszechne, ziemię nękać będą wszelkiego rodzaju plagi, srożyć się będą wojny aż do ostatniej wojny prowadzonej przez dziesięciu królów Antychrysta, którzy będą mieli jeden cel i będą jedynymi władcami świata. Zanim to nastąpi, będzie pewien rodzaj fałszywego pokoju na świecie. Ludzie myśleć będą tylko o rozrywkach, źli oddawać się będą wszelkiego rodzaju grzechom, ale dzieci Kościoła świętego, dzieci wiary, prawdziwi naśladowcy, wrastać będą w miłości Bożej i w cnotach, które są mi najdroższe. Szczęśliwe dusze pokorne, prowadzone przez Ducha Świętego! Będę walczyła wraz z nimi, dopóki nie dojdą do pełni wieku.

Nawet natura woła o pomstę do nieba i drży z przerażenia w oczekiwaniu tego, co ma przyjść na ziemię splamioną zbrodnią. Drżyj, ziemio i wy, których zawodem jest służyć Jezusowi Chrystusowi, a którzy wewnątrz adorujecie samych siebie, drżyjcie! Bóg wyda was swemu nieprzyjacielowi, ponieważ miejsca święte są w zgniliźnie, klasztory nie są domami Boga, lecz Asmodeusza i jego popleczników. W tym to czasie urodzi się Antychryst z zakonnicy hebrajskiej, fałszywej dziewicy, która będzie miała łączność ze starym wężem, mistrzem nieczystości; rodząc się, będzie on miotał przekleństwa, będzie miał zęby niby diabeł wcielony, będzie wydawał przerażające krzyki, czynił dziwy i żywił się nieczystościami. Jego ojcem będzie b….. Będzie miał braci, którzy, nie będąc wprawdzie demonami wcielonymi jak on, będą dziećmi zła. W 12 roku życia wyróżnią się oni walnymi zwycięstwami, wkrótce każdy z nich stanie na czele zastępów wspieranych przez legiony piekła.

Zmienią się pory roku, ziemia wydawać będzie złe plony, zakłóceniu ulegnie regularny ruch gwiazd, księżyc odbijać będzie tylko słabe czerwonawe światło, woda i ogień wprawią kulę ziemską w konwulsyjne ruchy i straszliwe trzęsienia, które pochłoną góry, miasta itp.

Rzym zatraci wiarę i zostanie stolicą Antychrysta. Demoni powietrzni wraz z Antychrystem czynić będą wielkie dziwy na ziemi i w przestworzach, a ludzie coraz przewrotniejsi stawać się będą. Wszakże Bóg troszczył się będzie o swe wierne sługi i o ludzi dobrej woli, Ewangelia będzie wszędzie głoszona, wszystkie narody i ludy znać będą prawdę.

Zwracam się z naglącym apelem do ziemi, wzywam prawdziwych uczniów Boga żyjącego i królującego w niebie, wzywam prawdziwych naśladowców Chrystusa, który stał się człowiekiem, jedynego prawdziwego Zbawiciela ludzi, wzywam swe dzieci, ludzi prawdziwie mi oddanych, którzy mi się oddali, abym ich prowadziła do swego Boskiego Syna, których niejako noszę na swych rękach, którzy mym duchem żyli, wzywam wreszcie apostołów ostatnich czasów wiernych uczniów Jezusa Chrystusa, którzy żyli w pogardzie świata i siebie samych, w ubóstwie, cierpieniu i pokorze, wśród wzgardy i w milczeniu, w modlitwie i umartwieniu, w czystości i w zjednoczeniu z Bogiem, nieznani światu, czas, aby wyszli i oświecili ziemię. Idźcie i okażcie się jako me umiłowane dzieci, jestem z wami i w was, aby tylko wasza wiara była światłem, które was oświecać będzie w dniach nieszczęść. Niech wasz zapał uczyni was jakby spragnionymi chwały i czci Jezusa Chrystusa. Walczcie, dzieci światłości! Wy, nieliczni, którzy widzicie, bo oto czas czasów i koniec końców.

Kościół zostanie zaciemniony, a świat będzie w przerażeniu. Ale Enoch i Eliasz, napełnieni Duchem Bożym, nauczać będą z mocą Bożą, a ludzie dobrej woli uwierzą w Boga i wiele dusz dozna pociechy, mocą Ducha Świętego robić będą wielkie postępy i potępią diabelskie błędy Antychrysta. Biada mieszkańcom ziemi! Będą bowiem krwawe wojny i głód, dżuma i inne zaraźliwe choroby, będzie padał przerażający grad zwierząt, grzmoty i pioruny wstrząsną miastami, a ziemia dygocąc pochłonie niektóre kraje; w przestworzach głosy słyszeć się dadzą, ludzie bić będą głową o ścianę, wzywając śmierci, a śmierć będzie ich kaźnią, krew płynąć będzie ze wszech stron. Któż zwyciężyć zdoła, jeśli Bóg nie skróci czasu próby? Ale krwią, łzami i modłami sprawiedliwych Bóg da się przejednać. Enoch i Eliasz zostaną zabici, pogański Rzym zniknie, ogień z nieba spadnie i pożre trzy miasta, świat cały osłupieje z przerażenia, a wielu da się uwieść, bo nie wielbili prawdziwego Chrystusa żyjącego wśród nich. Nadszedł czas, słońce się zaćmiło, jedynie wiara będzie żyła.

Nadszedł czas – otchłań się otwiera. Oto bestia ze swymi poddanymi, zwąca się zbawicielem świata, oto król królów ciemności. Uniesiony pychą wzbija się on w przestworza, by nieba dosięgnąć, ale zmieciony zostaje tchnieniem świętego Michała Archanioła. Spada zatem, a ziemia, która już od 3 dni była nieustanną igraszką chaotycznych wirów, otwiera swe ogniste łono, a wtedy on i wszyscy jego zwolennicy na zawsze pochłonięci zostają w wiekuistych czeluściach piekła. Kiedy to się stanie, woda i ogień oczyszczą ziemię i strawią wszystkie dzieła pychy ludzkiej i wszystko zostanie odnowione, wówczas ludzie będą Bogu służyć i chwałę oddawać.»

Następnie Najświętsza Dziewica podała mi, także po francusku, regułę nowego zakonu. Potem Najświętsza Maryja Panna tak dalej zaczęła mówić (gwarą):

«Jeżeli ludzie się nawrócą, kamienie i skały zamienią się w zboże, a ziemniaki zasadzone będą na każdym polu. Moje dzieci, czy dobrze odmawiacie pacierz?»

Na to odpowiedzieliśmy oboje:   – O! Nie, proszę Pani, nie za bardzo.

«Ach, moje dzieci, trzeba go dobrze odmawiać rano i wieczorem. Jeśli nie będziecie mogli więcej, odmówcie tylko Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, a gdy będziecie mieli czas i możność, odmówcie więcej.

Na Mszę św. przychodzi tylko kilka starszych kobiet, inni całe lato pracują w niedzielę, zimą zaś, gdy nie wiedzą co robić, przychodzą do kościoła, ale tylko po to, aby szydzić z religii. W wielki post idą do wędliniarni jak psy.

Czy widziałyście dzieci moje, zepsute zboże?»

Oboje odpowiedzieliśmy:   – Nie, proszę Pani.

Wtedy Najświętsza Panna, zwróciwszy się do Maksymina, rzekła: «Ależ ty, moje dziecko, powinieneś je widzieć, gdy razu pewnego przechodziłeś z ojcem w pobliżu Coin. Właściciel pola zwrócił się wtedy do twego ojca, aby zobaczył, jak psuje się pszenica. Wtedy ojciec wziął parę kłosów, roztarł je na dłoni i wszystko rozpadło się w pył. Następnie, gdy wracając do domu, mieliście do Corps tylko pół godziny marszu ojciec dał ci kawałek chleba mówiąc:   – Masz, moje dziecko, jedz tego roku, bo nie wiem, kto będzie jadł na przyszły rok, skoro pszenica tak się psuje.»

Maksymin odpowiedział, że tak było istotnie, tylko on zapomniał o tym wydarzeniu.

Najświętsza Maryja Panna zakończyła swe przemówienie słowami: «No, moje dzieci, przekażecie te słowa całemu mojemu ludowi.»

Odchodząc, Piękna Pani przeszła potok, my zaś podążaliśmy za Nią oczyma, bo Ona przyciągała nas ku sobie swym blaskiem a jeszcze bardziej swą dobrocią, która mnie upajała. Gdy oddaliła się o dwa kroki od potoku, nie odwracając się do nas, powtórzyła: «No, moje dzieci, przekażecie te słowa całemu mojemu ludowi.»

Następnie szła dalej aż do miejsca, do którego niedawno ja doszłam – pisze Melania – aby zobaczyć, gdzie są moje krowy. Jej stopy dotykały tylko wierzchołka traw wcale ich nie uginając. Wszedłszy na to wzniesienie, zatrzymała się, ja zaś zaraz znalazłam się przed Nią, aby móc Ją dobrze widzieć i aby zobaczyć, którą drogą zamierza iść. Co się ze mną działo, trudno mi opowiedzieć. W każdym razie zapomniałam o swoich krowach, o gospodarzach, u których byłam na służbie. Przywiązałam się zawsze i bezwarunkowo do swej Pani. O, chciałam już nigdy, nigdy z Nią się nie rozstawać, szłam za Nią bez zastanawiania się, jedynie z postanowieniem słuchania Jej po wszystkie dni swego życia.

Zapomniałam nawet o raju. Ożywiało mnie tylko jedno pragnienie: służyć Jej we wszystkim i wydawało mi się, że zdołam wszystko zrobić, co mi poleci, byłam bowiem przekonana, że Ona ma wielką władzę. Patrzyła na mnie z czułą dobrocią, która mnie przyciągała do Niej, chciałabym z zamkniętymi oczyma rzucić się w Jej objęcia. Nie miałam jednak na to dość czasu. Uniósłszy się powoli od ziemi na wysokość więcej niż jednego metra i pozostając tak chwileczkę w powietrzu, moja Piękna Pani popatrzyła w niebo, następnie na ziemię – na prawo, na lewo, potem na mnie, ale wzrokiem tak słodkim, tak miłym i tak dobrym, iż zdawało mi się, że przyciąga mnie Ona do swego wnętrza i że moje serce otwierało się do Jej Serca.

Podczas gdy serce moje tajało w słodkim uczuciu, piękna postać dobrej Pani powoli znikała, zdawało mi się, że światło w ruchu skupiało się i zagęszczało: wokół Niej, abym nie mogła długo Jej widzieć.

Tak więc światło zajmowało miejsce części ciała, które znikały z mych oczu, albo raczej wydawało mi się, że ciało mej Pani, roztapiając się stawało się światłem. Kula tego światła wznosiła się łagodnym ruchem na prawo ode mnie. Nie mogę powiedzieć, czy masa światła zmniejszała się w miarę wznoszenia Pani, czy też oddalanie sprawiało, że widziałam zmniejszanie światła wraz z jej oddalaniem, wiem tylko, że długo pozostawałam z podniesioną głową i oczyma utkwionymi w światło, nawet wtedy gdy stale się oddalając i zmniejszając swą objętość, zniknęło wreszcie. Wówczas oderwawszy wzrok od firmamentu, rozglądam się wokół i widząc Maksymina patrzącego na mnie, mówię mu:   – Maksyminie, to musi być dobry Bóg mojego ojca albo Matka Boska, albo jakaś wielka święta.

A Maksymin, wznosząc rękę do nieba, odpowie:   – Ach, gdybym wiedział o tym!»

Cuda

Wstawiennictwo Melanii i jej dziecięce i szczere powoływanie się w modlitwie na zasługi ukrzyżowanego Jezusa nie jednej osobie przywróciło zdrowie. Otoczenie zgodnie widziało w tych wydarzeniach cuda.

Nazajutrz po objawieniu doszło do innego cudownego wydarzenia. Otóż Melania pukając do drzwi księdza proboszcza rozmawiała po francusku, choć nie znała tego języka, gdyż dotąd posługiwała się jedynie dialektem.

Nie był to jedyny cud, jaki ułatwił jej przekazanie orędzia. Po kilku latach, udając się do Włoch, zaczęła nagle i niespodziewanie mówić płynnie po włosku. Po latach zarówno autobiografię, jak i regułę Zakonu Apostołów Czasów Ostatnich, podyktowaną przez Matkę Bożą, zredagowała właśnie po włosku, będąc w tym czasie pod trwającą prawie 17 lat opieką ks. bp Petagna w Castellamare di Stabia we Włoszech.

Dzieje La Salette

Oboje widzących zostało oddanych do dyspozycji ks. Filiberta de Bruillarda, biskupa diecezji Grenoble, na terenie której znajduje się La Salette. Na osobisty koszt biskupa Melanię i Maksymina umieszczono 2 grudnia 1846 w pensjonacie w Corps, prowadzonym przez Siostry Opatrzności Bożej.

Biskup polecił przeprowadzić badania kanoniczne wydarzenia. Trwały one 5 lat. Postanowił wypowiedzieć sąd o objawieniu dopiero po surowym i bezwzględnym zbadaniu faktów. Mimo zaciekłej opozycji biskup de Bruillard wydał list pasterski, w którym orzekł, że objawienie w la Salette było cudowne i upoważnia do pielgrzymowania do tego miejsca.

Podpisany 19 września 1851 r. list biskupa Grenoble został odczytany ze wszystkich ambon diecezji 16 listopada 1851 r. W maju 1852 sędziwy, 88-letni biskup wjechał konno na świętą górę, by położyć pierwszy kamień pod budowę sanktuarium poświęconego Matce Bożej Saletyńskiej. Do jego obsługi przeznaczył specjalne zgromadzenie misjonarzy. Reskrypt papieski z 4 sierpnia 1852 przyznał świątyni prerogatywę ołtarza uprzywilejowanego. W lutym 1879 nadano jej miano bazyliki.

Losy tajemnicy

Początkowo znano jedynie pierwsze i ostatnie zdania orędzia przekazanego dzieciom 19 września 1846 r. Reszta stanowiła tajemnicę, która miała zostać opublikowana w późniejszym, wyznaczonym przez Matkę Bożą, czasie. Pod koniec marca 1851 r. Papież, ulegając – jak sądziła Melania – wpływowi otoczenia, wyraził życzenie poznania tajemnicy. Maksymin, stale zmuszany do jej wyjawienia, przyjął wiadomość z ulgą, widząc z pewnością w papieskim poleceniu kres swoich kłopotów. Melania była zaniepokojona, że ujawnienie ma się dokonać przed wyznaczonym przez Matkę Bożą czasem. Obydwoje poddali się jednak autorytetowi Papieża. Tajemnica Melanii – jak twierdzili świadkowie – zrobiła na Papieżu wielkie wrażenie. Tajemnica przekazana Maksyminowi, której treści Melania nie słyszała, była o wiele krótsza.

Od roku 1858 zaczęła się starać o rozpowszechnienie treści saletyńskiego sekretu. W tym właśnie czasie przebywała jednak zamknięta w Karmelu w Anglii. W 1860 r., kiedy przechodnie znaleźli wyrzucane przez okno kartki, wskazujące, że przebywa w klasztorze wbrew swojej woli, biskup zezwolił jej na opuszczenie Anglii i zaopiekowanie się chorą matką.

Dopiero w roku 1867 znalazła we Włoszech przystań, dzięki której odzyskała spokój, a prowadząc korespondencję z osobami z całej Europy mogła rozszerzać powierzone jej dzieło. Działo się to pod opieką biskupa Petagna, który na kilkanaście lat oddał do dyspozycji jej samej oraz jej matki pałac Ruffo i pokrywał wszelkie wydatki związane z jej utrzymaniem i pracą. We Włoszech przebywała aż do roku 1884.

W roku 1878 Melania postanowiła opisać objawienie. Opis ten, zaopatrzony w imprimatur ks. Zoli, włoskiego biskupa i spowiednika Melanii, wydrukowano po raz pierwszy w 1879 r. w Lecce (Włochy), a następnie bez żadnych zmian w Lyonie (Francja) w 1904, na kilka miesięcy przed śmiercią Melanii.

Biskup Zola spotkał się z naganą za udzielenie książeczce imprimatur, jednak nie zmienił swego przekonania o świętości Melanii i autentyczności jej misji. Z powodu szokującej dla wielu treści broszurki samej Melanii radzono jak najszybciej zamilknąć.

Zakon Apostołów Czasów Ostatnich i jego reguła

Papież interesował się żywo wszystkim, co dotyczyło La Salette, losów dzieci oraz reguły Zakonu Apostołów Czasów Ostatnich. Melania zaś do końca swoich dni podejmowała wysiłki założenia Zakonu, który kierowałby się regułą podyktowaną przez Matkę Bożą. We Włoszech udało się jej tego dokonać z aprobatą biskupa Petagna, zaś we Francji stało się to źródłem najostrzejszego konfliktu z nowym biskupem Grenoble, ks. Fava.

Melania, wezwana do Rzymu na polecenie Papieża Leona XIII, spisała w 1878 roku regułę, którą przedstawiono do zbadania Świętej Kongregacji ds. Biskupów i Zakonników, której przewodniczył przychylny Melanii kardynał Ferrieri.

Biskup Fava przebywający w tym samym czasie w Rzymie, nie był jednak przychylnie nastawiony do widzących. Wziął wszystko we własne ręce. Nie przyjął reguły spisanej przez Melanię na polecenie Matki Bożej, zaś zakon Saletynów – z nadaną mu przez siebie regułą – ustanowił zgromadzeniem sprawującym opiekę nad wzniesioną na górze bazyliką. Postanowił nawet zmienić figurę Matki Bożej w La Salette, gdyż istniejąca nie odpowiadała jego wyobrażeniom: drażnił go jej wieśniaczy ubiór i krzyż na piersiach. Stopniowo wzrastała opozycja i kampania oszczerstw przeciw pasterce z La Salette. Zarzucano jej nawet nieposłuszeństwo wobec Ojca Świętego, we Francji rozpowszechniano plotki, że Melania zamknięta została w watykańskich lochach. Coraz więcej miała też wrogów w samym Rzymie.

Udała się więc z powrotem do Castellamare di Stabia, choć straciła już przyjaciela w osobie ks. bp Petagna, który umarł w czasie jej długiego pobytu w Rzymie. Mimo że jego następca cofnął wszelką materialną pomoc, z jakiej Melania dotąd mogła korzystać, pozostała we Włoszech. Podziwiała tu zawsze świeżość wiary i żarliwość wiernych, czego nie znajdowała w kościołach ojczystej i nieprzyjaznej jej Francji.

Samotna śmierć

Życie Melanii zostało naznaczone cierpieniem, mistycznymi przeżyciami i wiernością objawieniu z 1846 roku. Duch pokuty, umiłowania cierpienia i pokory towarzyszył jej do ostatnich dni życia. Odeszła po wieczną nagrodę cicho, w samotności. Pochowano ją w habicie Sióstr Antonianek w Altamurze. Dla uczczenia pamięci saletyńskiej pasterki, ks. bp Cecchini postanowił zbudować klasztor i kościół na Montecalvario. Kiedy dzieło ukończono władze pozwoliły – starającemu się o to księdzu Annibale di Francia – ekshumować ciało Melanii, które Siostry Antonianki umieściły z radością i czcią w grobowcu pośrodku nowego kościoła poświęconego Niepokalanemu Poczęciu Najświętszej Maryi Panny.

Oprac. E. B.

Na postawie książki księdza Paula Gouin Pasterka z La Salette (Wydawnictwo WAM, Kraków 1983). Biografia jest dziełem proboszcza w Avoise, zmarłego 11 grudnia 1968. 50 lat pracy i poszukiwań poświęcił autor na sporządzenie dokumentacji (składają się na nią maszynopisy i 800 listów saletyńskiej pasterki), która rehabilituje w oczach historii widzącą z 19 września 1846.

http://www.voxdomini.com.pl/roz/salette/la_salette.html

**********

ORĘDZIE MATKI BOŻEJ Z LA SALETTE: „Czas, byście wyszli i oświecili ziemię… bo oto czas czasów i koniec końców…”


Orędzie Matki Bożej z La Salette. Film DVD powstał z okazji 150 rocznicy objawienia się Matki Bożej. Zawiera pełny tekst orędzia wraz z historią objawienia oraz tekstem „tajemnicy saletyńskiej”. Zdjęcia wykonano w samym La Salette. Wykorzystano także kilka oryginalnych zdjęć wizjonerów.

Cena z VAT: 20 zł

 

 

 

 

http://www.voxdomini.com.pl/of_DVD/lasal-dvd.html

************

Zobacz także:
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Canterbury, w Anglii – św. Teodora z Tyru, biskupa. Kształcił się w Atenach. W Italii został mnichem. W roku 668 wyświęcono go na biskupa i wysłano na Wyspę. Rządy w Kościele anglosaskim rozpoczął od zwołania synodu. Rozgraniczył wówczas diecezje, zorganizował prowincję kościelną, począł wprowadzać zachodnią dyscyplinę w zakresie administracji, obrzędów i kalendarza. Na wysoki poziom podniósł także szkołę katedralną. Tak to przygotował rządzony przez siebie Kościół do zadań, jakie niebawem wyznaczy mu historia. Zmarł w roku 690. Potomni wystawili mu piękne świadectwa. Hołd złożył mu zwłaszcza Wielebny Beda, historyk Kościoła angielskiego.

oraz:

św. Eustochiusza, biskupa (+ 461); świętych męczenników Festusa, Prokula, diakona, Sozjusza, diakona, Dezyderiusza, lektora, Akacjusza i Eutychiusza (+ 305); św. Marii de Cervellon, zakonnicy (+ 1290); świętych męczenniczek Marty i Zuzanny (+ IV w.); świętych męczenników i biskupów Peleusa, Nilusa i Eliasza (+ 310); św. Pompozy z Kordoby, dziewicy i męczennicy (+ 853); św. Sekwana, opata (+ VI w.)

**********************************************************************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

**********

Franciszek: chrześcijańskie życie wymaga otwartości

KAI / kw

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

“Żyjcie ze wszystkimi w prostocie, przyjmujcie wszystkich. Dlaczego wszystkich przyjmować? Aby ofiarować doświadczenie Bożej obecności i braterskiej miłości” – powiedział Papież podczas spotkania z członkami ruchu ewangelizacyjnego.

 

Na specjalnej audiencji Papież Franciszek spotkał się z inicjatorami i członkami ruchu Parafialnych Komórek Ewangelizacyjnych. Odnowę życia parafialnego poprzez tworzenie małych grup, czyli komórek, zapoczątkowano na Florydzie.

 

W latach 80-tych tę metodę ewangelizacji zaszczepił w Europie ks. Piergiorgio Perini z Mediolanu. Niedawno Stolica Apostolska zaaprobowała ostateczną wersję statutów tego ruchu.

 

Zwracając się do blisko 5 tys. zebranych w Auli Pawła VI członków ruchu Papież zachęcił ich do apostolskiej gorliwości, wierności Słowu Bożemu i natchnieniom Ducha Świętego.

 

“Waszym powołaniem jest bycie ziarnem, dzięki któremu wspólnota parafialna może podjąć refleksję nad swoim powołaniem misyjnym, a przez to usłyszy nieodparte wezwanie do wyjścia naprzeciw każdego człowieka by głosić mu Ewangelię.

 

To misyjne pragnienie wymaga przede wszystkim wsłuchania się w głos Ducha Świętego, który nieustannie przemawia do swojego Kościoła i wzywa go do przejścia dróg często nieznanych, lecz mających decydujące znaczenie dla ewangelizacji.

 

Pozostawanie gotowym na to wsłuchiwanie się i troska o to, by nigdy nie ulec zmęczeniu i nie poddać się trudnościom są warunkiem wierności Słowu Pana i równocześnie zachętą do pokonywania różnych przeszkód, na które napotykamy na drodze ewangelizacji” – powiedział Ojciec Święty.

 

Papież wezwał zebranych, aby Eucharystia stała się dla nich sercem misji ewangelizacyjnej, by dzieląc chleb doświadczali obecności Chrystusa w swoich wspólnotach.

 

Parafialne Komórki Ewangelizacyjne mają być otwarte na wszystkich stając się znakiem czułości i bliskości Miłosiernego Boga, ponieważ Kościół jest ojcowskim domem, gdzie jest miejsce dla każdego.

 

“Poprzez wasze codzienne zaangażowanie, we współpracy z innymi wspólnotami, pomagacie wspólnocie parafialnej w stawaniu się rodziną, w której realizuje się bogata i różnorodna rzeczywistość Kościoła.

 

Spotykając się w swoich domach, aby dzielić radość i oczekiwania, które obecne są w sercu każdego człowieka, przeżywacie doświadczenie ewangelizacji, tak bardzo przypominające pierwotny Kościół.

 

Wasze komórki żyją pragnieniem tworzenia takiego stylu życia wspólnotowego, który umożliwia przyjmowanie wszystkich bez osądzania kogokolwiek. Naszym sędzią jest Jezus i jeśli cisną ci się na usta słowa sadzenia tego lub innego, to zamknij je.

 

Nasz Pan dał nam radę: “Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Żyjcie ze wszystkimi w prostocie, przyjmujcie wszystkich.

 

Dlaczego wszystkich przyjmować? Aby ofiarować doświadczenie Bożej obecności i braterskiej miłości. Ewangelizacja jest nieodłącznie związana z postawą otwartości i bliskości, która jest jednym z pierwszych znaków wspólnoty wezwanej do dawania świadectwa o spotkaniu Chrystusa w naszym życiu” – podkreślił Franciszek.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3371,franciszek-chrzescijanskie-zycie-wymaga-otwartosci.html

***********

Tylko taka obrona Ewangelii ma sens

Grzegorz Kramer SJ

Grzegorz Kramer SJ

Grzegorz Kramer SJ

Od tygodni w Polsce (już nie tylko w świecie wirtualnym) trwa festiwal strachu przed ludźmi, którzy nawet do nas nie dotarli. Od tygodni słyszę, że musimy bronić “chrześcijańskich korzeni” Europy, a przynajmniej Polski. I ciągle – patrząc na zachowania obrońców tychże – zastanawiam się, co to są te “chrześcijańskie korzenie”.

 

Owszem sięgnąłem do pięknych dokumentów św. Jana Pawła II, poczytałem, ale nie mogę się w nich doczytać o tym, co widzą moje oczy i słyszą uszy. Nigdzie w tych dokumentach nie ma mowy o sianiu paniki, o dramatycznym końcu czy o przyklejaniu komukolwiek łatki: “jesteś złym człowiekiem”.

 

Jestem prostym księdzem i moja wiara też jest taka. Dla mnie “chrześcijańskie korzenie” to nic innego jak Ewangelia, która jest Słowem Boga. Słowem skierowanym najpierw do każdego z nas, a później do wspólnot. Słowem, które mówi o tym, że Bóg przychodzi wyratować człowieka od zła.

 

Muszę obronić Ewangelię w swoim sercu, by nikt nie był w stanie mi jej stamtąd wyrwać – widać to świetnie na przykładzie męczenników. Ewangelia obroniona w sercu, wydaje owoce w moim codziennym życiu.

 

Ewangelia zredukowana do bycia usprawiedliwieniem przemocy wobec złych jest kłamstwem, przestaje być Słowem Boga. Jest ludzką parodią, z której wyrzuca się istotny wątek, jakim jest Krzyż i Śmierć Jezusa.

 

Kiedy nie bronię “korzeni chrześcijańskich” w sobie, Ewangelia staje się biczem, który wyciągam zawsze, gdy na moim horyzoncie pojawia się “gorszy” ode mnie lub jakieś zagrożenie. Oczywiście mam wówczas “dobre intencje” i zasłaniam się wielkim hasłem: “obrona wartości, korzeni, cywilizacji chrześcijańskich”.

 

To zjawisko wcale nie musi dotyczyć “wielkiego zagrożenia”, jakim są uchodźcy/imigranci, ale przejawia się równie często w naszym codziennym myśleniu i mówieniu o innych kwestiach. Wspominałem o tym w dwóch tekstach: o małżeństwach niesakramentalnych i osobach homoseksualnych.

 

Wracam do tematu, bo pojawił się kolejny przykład tego, jak my, ludzie Kościoła, nie potrafimy być konsekwentni. Z jednej strony głosimy Słowo Nadziei, a z drugiej, mając dobre intencje, zapominamy, w Imieniu Kogo głosimy i stosujemy język, który jest językiem raniącym.

 

Znany wszystkim ojciec Leon Knabit OSB napisał tekst, który bardzo mnie zasmucił. Wpisał się on w ten sposób myślenia, o którym wspomniałem powyżej.

 

Zastanawiałem się, kto może czytać teksty Ojca Knabita. Zapewne w większości Jego czytelnicy to osoby związane z Kościołem, osoby pobożne. Wśród nich są także osoby wierzące o orientacji homoseksualnej.

 

I właśnie także do osób, które żyją z homoseksualizmem, a próbują swoje życie wiązać z Panem Jezusem, taki tekst trafia. Z jednej strony, jako Kościół, mówimy: “trzeba otoczyć te osoby troską”, a z drugiej dowalamy im takimi epitetami. Który z przekazów jest prawdziwszy?

 

Jest w nas – wierzących – mechanizm, który czasem się nam włącza, a polega on na tym, że wcale nie chodzi nam o ocalenie grzesznika (zbawienie) i głoszenie Ewangelii, ale o poczucie wyższości nad człowiekiem, który grzeszy inaczej niż my.

 

Tak łatwo wyjąć z katalogu grzechów jeden z nich – szczególnie ten, z którym ja osobiście nie mam problemu – i uderzyć nim w ludzi. Wszystko pod pozorem walki ze złem. Tymczasem Bóg działa inaczej – On ocala grzesznika.

 

Broniąc “korzeni chrześcijańskich”, można nie mieć nic wspólnego z Panem Bogiem. Całkiem niedawno czytana podczas liturgii Ewangelia przypomniała nam o słowach Pana Jezusa, że sama deklaracja i wypowiadanie na sztandarze słów: “Panie, Panie” nie sprawia, że jesteśmy rzeczywiście Jego ambasadorami.

 

Grzegorz Kramer SJ – duszpasterz powołań Prowincji Polski Południowej TJ, współtwórca projektu Banita. Na jego blogu znajdziesz codzienne rozważania do Ewangelii

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2133,tylko-taka-obrona-ewangelii-ma-sens.html

*********

Egzamin z Chrześcijaństwa niezaliczony

Zrobiło mi się wczoraj wstyd.

Wobec imigrantów miałem zdanie bardzo jasne. To ukryta inwazja. A nawet, jeżeli nie, to nie ma szans, żeby ten eksperyment się powiódł w Polsce. Już widziałem, jak wszystko się rozpada, w Europie panuje chaos. Widziałem obcinane głowy, gwałty, pożary, wojnę. Jestem jezuitą, więc wiedziałem, że moja głowa też się szykuje. A na pewno będę musiał w jakiś sposób stanąć przed taką decyzją. Uświadomiłem sobie, że wszystkie moje plany na przyszłość w tym momencie się rozpadają. Europa, Polska, będą inne niż wcześniej, nie takie, na które się szykowałem, składając śluby zakonne i rozeznając powołanie. Jakkolwiek ta sprawa dalej się potoczy, ja już wiem, że przyszłość będzie inna niż ta, do której się przygotowywałem. Jedyne, co się we mnie rodziło, to opór i chęć obrony za wszelką cenę, żeby powstrzymać tę falę! Było dla mnie oczywiste, że w tym roku położę większy nacisk na swoje treningi szermierki, żeby umieć się obronić w razie potrzeby.

Wczoraj poczułem wielki wstyd, gdy usłyszałem na Mszy słowa Ewangelii: „Biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy teraz się śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom” (Łk 6, 25-26)

Poczułem wstyd, bo Jezus daje się pojmać w Getsemani a ja chwytam za miecz (Mt 26, 51). Poczułem wstyd, bo gdy zaczęli sądzić o losie Jezusa ja krzyczałem głośno „nie znam tego człowieka!”. Zawstydziłem się, bo przy Chrzcie, Bierzmowaniu i ślubach zakonnych zostałem włączony w życie Jezusa, i bardziej lub mniej świadomie, zgodziłem się na to, że ze strony świata spotka mnie prześladowanie, krzyż i śmierć. A teraz, gdy krzyż się pojawia, to się dziwię, protestuję, uciekam i wypieram się. Czemu się dziwię? Przecież byłem świadomy, że tak może się stać.

Krzyż to rzeczywistość beznadziejna. Rozwalenie całego mojego życia, negacja planów na przyszłość, zakwestionowanie mojego „tu i teraz”. To niespodzianka, która boli, i od której się ucieka. Krzyż to przekreślenie mojego dotychczasowego życia. To zakwestionowanie całego mnie. Krzyż to głupota, zgoda na śmierć, kiedy można jeszcze sobie pożyć. To zaryzykowanie wszystkiego, co mam, w imię miłości i Ewangelii. Dzisiaj stoi przede mną krzyż, nic innego. Boję się, tak jak uczniowie Jezusa. Też chcę uciec, walczyć, tłumaczyć sobie, że ma być inaczej. Chcę puknąć Jezusa w głowę i powiedzieć Mu, że nie będzie żadnego krzyża. Moje reakcje to nic nowego, może poza tym, że tym razem są moje.

Wstydzę się, że moje chrześcijaństwo stało się wygodne i poukładane, że moje plany ewangelizacyjne są pełne ambitnych studiów i projektów. Teraz to wszystko się rozpada, gdy do moich drzwi puka jakiś człowiek z daleka i potrzebuje schronienia. Nie wiem kim on jest. Może gdy go wpuszczę, stracę życie. Wszystko legnie w gruzach, w taki, czy inny sposób. To jest krzyż. I nie wiem dlaczego, ale teraz widzę, że ta jedna decyzja o przyjęciu człowieka będzie bardziej ewangelizacyjna, niż wszystkie moje dotychczasowe akcje i projekty. Wiem, że mogę stracić wszystko. Wiem, że mogę stracić swoją przyszłość i przeszłość. Mogę stracić wszystko, co do tej pory wybudowałem. Ale widzę teraz, że to wszystko co mam, to ja tak naprawdę dostałem, a nie wybudowałem. To, że mieszkam w Polsce, że mam to, co mam, że jestem takim, a nie innym człowiekiem, to wszystko jest dar. Po prostu dostałem to. Dostałem to od Boga, który wzywa mnie do miłości i zapewnia, że będzie mi towarzyszył. Ja wiem, że to wszystko może teraz runąć. Ale na miły Bóg… ja chcę przecież budować Królestwo Boże na ziemi a nie królestwo ludzkie. Królestwo Miłości a nie królestwo technologiczne czy kulturalne. Bóg mnie zaprasza do Miłości i ryzyka. Ewangelia staje się rzeczywistością. „Kto zachowa swoje życie, straci je. Kto straci swoje życie z powodu Jezusa, zachowa je na życie wieczne”.

Nikogo do niczego nie namawiam. Przed Krzyżem Jezusa mnóstwo Jego uczniów uciekło, zrezygnowało i wróciło do swoich obowiązków, do lepszego, łatwiejszego świata. Mam wrażenie, że to także dzieje się teraz. Ja też chcę uciec, być bezpieczny. Ale wierzę, że za krzyżem jaśnieje zmartwychwstanie.

Nie wiem, co zrobię, gdy zobaczę w drzwiach araba. Na pewno będę się bał. Nie wiem kim on będzie, czy chrześcijaninem, czy muzułmaninem. Nie wiem, czy będzie mówił prawdę czy nie. Modlę się dzisiaj o to, żebym potrafił w nim zobaczyć Jezusa i kierując się wezwaniem Jezusa umiał kochać. Nie naiwnie, bo wiem z czym to się wiąże i co mnie może spotkać. Modlę się, żebym umiał kochać mimo wszystko.

Jedyne co trzyma mnie przy życiu w tym momencie to słowa Jezusa z Ostatniej Wieczerzy (J, 13-16):

Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie!
Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować.
To wam powiedziałem, abyście się nie załamali w wierze. Wyłączą was z synagogi. Owszem, nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu. Będą tak czynić, bo nie poznali ani Ojca, ani Mnie.  Ale powiedziałem wam o tych rzeczach, abyście, gdy nadejdzie ich godzina, pamiętali o nich, że Ja wam to powiedziałem. Tego jednak nie powiedziałem wam od początku, ponieważ byłem z wami.

 

https://youtu.be/Cm_-kNaPsp4
http://cwiczeniaduchowe.blog.deon.pl/egzamin-z-chrzescijanstwa-nie-zaliczony/
***********

O autorze: Słowo Boże na dziś