“Bóg ma ludzką twarz: Jezusa” – Niedziela, 11 października 2015r. – Dzień Papieski

Myśl dnia

Bogactwa tej ziemi pomagają tylko wtedy, kiedy jesteśmy ludźmi… wolnymi. Mariusz Han SJ
Bóg ma ludzką twarz: Jezusa.

Benedykt XVI

12143146_1501823726809236_8812182636276202507_n 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Boże, dałeś ludziom ziemię, aby czynili ją sobie poddaną, a nie po to,

by ziemia czyniła nas poddanymi sobie.
Proszę Cię o wolność duchową w sprawach materialnych.
XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B
PIERWSZE CZYTANIE (Mdr 7, 7-11)Mądrość to skarb najcenniejszyCzytanie z Księgi Mądrości.

Modliłem się i dano mi zrozumienie,
przyzywałem, i przyszedł na mnie duch mądrości.
Przeniosłem ją nad berła i trony
i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa.
Nie porównałem z nią drogich kamieni,
bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku,
a srebro przy niej ma wartość błota.
Umiłowałem ją nad zdrowie i piękność
i wolałem mieć ją aniżeli światło,
bo nie zna snu blask od niej bijący.
A przyszły mi wraz z nią wszystkie dobra
i niezliczone bogactwa w jej ręku.

Oto słowo Boże.

 

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 90, 12-13. 14-15. 16-17)

Refren: Nasyć nas, Panie, Twoim miłosierdziem.

Naucz nas liczyć dni nasze, *
byśmy zdobyli mądrość serca.
Powróć, o Panie, jak długo będziesz zwlekał? *
Bądź litościwy dla sług Twoich.

Nasyć nas o świcie swoją łaską, *
abyśmy przez wszystkie dni nasze mogli się radować i cieszyć.
Daj radość w zamian za dni Twego ucisku, *
za lata, w których zaznaliśmy niedoli. Refren.

Niech sługom Twoim ukaże się Twe dzieło, *
a Twoja chwała nad ich synami.
Dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami +
i wspieraj pracę rąk naszych, *
dzieło rąk naszych wspieraj.

 

DRUGIE CZYTANIE (Hbr 4, 12-13)

Skuteczność słowa Bożego

Czytanie z Listu do Hebrajczyków.

Żywe jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca.
Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek.

Oto słowo Boże.

 

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 5, 3)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławieni ubodzy w duchu,
albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA DŁUŻSZA (Mk 10, 17-30)

Rada dobrowolnego ubóstwa

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”
Jezus mu rzekł: „Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: «Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę»”.
On Mu rzekł: „Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości”.
Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną”. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: „Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego”. Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: „Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”.
A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: „Któż więc może się zbawić?”
Jezus spojrzał na nich i rzekł: „U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe”.
Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”.

Jezus odpowiedział: „Zaprawdę powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym”.

Oto słowo Pańskie.

 

EWANGELIA KRÓTSZA (Mk 10, 17-27)

Rada dobrowolnego ubóstwa

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: „Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”
Jezus mu rzekł: „Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: «Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę»”.
On Mu rzekł: „Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości”.
Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną”. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: „Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego”. Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: „Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”.
A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: „Któż więc może się zbawić?”
Jezus spojrzał na nich i rzekł: „U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe”.Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 

Prawdziwa wolność

W czasie swojego nauczania Jezus często podkreślał, że aby osiągnąć doskonałość, potrzebna jest wolność w sprawach materialnych. Ale czy chrześcijanin rzeczywiście powinien być kimś ubogim z wyboru, nędznikiem albo żebrakiem? Syn Boży, mówiąc o ubogim stylu życia, nie żąda od nikogo skrajnego ubóstwa, żebraczego stylu życia. Jezus zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że ludzie łatwo uzależniają się od potrzeby posiadania i gromadzenia bogactwa. Dla pieniędzy są w stanie popełnić wiele niegodziwości. Dlatego stawia tak duży nacisk na wolne, niczym nieskrępowane podejście do dóbr materialnych. Bóg dał nam świat, abyśmy go zagospodarowali, uprawiając ziemię i rozwijając się intelektualnie. Musimy jednak uważać, abyśmy nie uzależnili się zbytnio od świata.

Boże, dałeś ludziom ziemię, aby czynili ją sobie poddaną, a nie po to, by ziemia czyniła nas poddanymi sobie. Proszę Cię o wolność duchową w sprawach materialnych.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2015-10-11

**********

Wprowadzenie do liturgii

CZY SZLACHETNOŚĆ WYSTARCZY?

„Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego” (Ewangelia).
Czasem wydaje się nam, że o tym, kim jesteśmy, świadczy to, ile mamy. Powiększając swój majątek, udowadniamy, że jesteśmy dobrymi gospodarzami, przedsiębiorczymi biznesmenami, oszczędnymi emerytami. Gdy grono znajomych na Facebooku i lista numerów w telefonie liczy się w setkach, jesteśmy dumni. Możemy też chlubić się przed dziećmi, ile to maratonów tatuś przebiegł. Będą i herosi ducha, niedoścignięci, gdy chodzi o prawość obyczajów i pobożne życie. Płomienni kaznodzieje, przyciągający tłumy.
Ewangelia opisuje spotkanie Jezusa z człowiekiem, który pełen dobrej woli pragnie życia wiecznego, czyli świętości. Trudno odmówić mu szlachetności w postępowaniu, choć jak się okazuje, jest niegotowy do podjęcia radykalnej decyzji pójścia za Jezusem. Być może, pytając Mistrza z Nazaretu o wymagania, jakie stawia On swoim naśladowcom, liczył na to, że uda mu się po raz kolejny wykazać jakimś heroicznym czynem. Chrystus tymczasem burzy jego sposób myślenia. Masz stracić, by zyskać. Życia wiecznego nie zdobywają ci, którzy liczą na własne siły, budują na sobie, ale ubodzy duchem i pokorni sercem. Obywatelami królestwa Bożego są ludzie prawdziwie wolni.
Taką drogą szedł św. Jan Paweł II. Z każdym rokiem życia tracił ludzkie siły, wzrastając w Bożej mocy. W ostatnich swych dniach nie mógł już wypowiedzieć ani jednego słowa. Ten, który był wyśmienitym mówcą i nauczycielem narodów. Stracił to, czym służył światu, po to, by zdobyć świat milczącą postawą pokory wobec wielkości Boga.

o. Jarosław Krawiec – dominikanin

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/945

***********

Liturgia słowa

Pan Bóg patrzy na każdego z nas z miłością. Od czasu grzechu pierworodnego ta miłość jest miłosierna. Miłosierdzie Boże w ciągu wieków miało oblicze konkretnych osób. Jedną z takich osób, znaną nam wszystkim, był św. Jan Paweł II. Gdy przyjechał ostatni raz do Polski, jego obecność była znakiem Bożego miłosierdzia. Mówił do tysięcy, a jego słowa dotykały każdego osobiście. Miłosierdzie to pochylenie się Boga nad każdym człowiekiem. Dokonuje się to podczas każdej Mszy Świętej.

PIERWSZE CZYTANIE (Mdr 7,7-11)

Każda modlitwa mnie przemienia. Czasem modląc się, mam wątpliwości: czy dobrze się modlę, czy Bóg mnie słyszy? Moja modlitwa potrzebuje wytrwałości. To, co najważniejsze w tym czasie stawania przed Bogiem, odbywa się głęboko w moim sercu. Głębiej niż docierają moje uczucia. Oddaję czas Panu Bogu, a On działa: oczyszcza, przemienia i umacnia mnie.

Czytanie z Księgi Mądrości
Modliłem się i dano mi zrozumienie,
przyzywałem i przyszedł na mnie duch Mądrości.
Przeniosłem ją nad berła i trony
i w porównaniu z nią za nic miałem bogactwa.
Nie porównałem z nią drogich kamieni,
bo wszystko złoto wobec niej jest garścią piasku,
a srebro przy niej ma wartość błota.
Umiłowałem ją nad zdrowie i piękność
i wolałem mieć ją aniżeli światło,
bo nie zna snu blask od niej bijący.
A przyszły mi wraz z nią wszystkie dobra
i niezliczone bogactwa w jej ręku.

PSALM (Ps 90,12-13.14-15.16-17)

Przez całe życie uczymy się prawdy o nas samych. Prawdy o naszej ludzkiej kruchości i Bożym miłosierdziu. Gdy byliśmy pewni swojej mocy i doskonałości, wydawało nam się, że jesteśmy samowystarczalni. Odkrycie naszej słabości i zależności od Boga dało nam radość odkrywania na co dzień tego, że wszystko jest łaską!

Refren: Nasyć nas, Panie, Twoim miłosierdziem.

Naucz nas liczyć dni nasze, *
byśmy zdobyli mądrość serca.
Powróć, o Panie, jak długo będziesz zwlekał? *
Bądź litościwy dla sług Twoich. Ref.

Nasyć nas o świcie swoją łaską, *
abyśmy przez wszystkie dni nasze
mogli się radować i cieszyć.
Daj radość w zamian za dni Twego ucisku, *
za lata, w których zaznaliśmy niedoli. Ref.

Niech sługom Twoim ukaże się Twe dzieło, *
a Twoja chwała nad ich synami.
Dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami †
i wspieraj pracę rąk naszych, *
dzieło rąk naszych wspieraj. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (Hbr 4,12-13)

Nieustannie słyszymy wezwanie i zachętę do czytania Pisma Świętego. Otwieramy, próbujemy i… zniechęcamy się. Pismo Święte to żywe Słowo i dlatego do czytania tego Słowa musimy podchodzić inaczej niż do czytania książki. Potrzebne jest wezwanie Ducha Świętego. Potrzebne jest też czytanie Pisma Świętego w Kościele. Nie chodzi tu o budynek, ale o czerpanie z tradycji Kościoła. Czyli zapoznanie się z komentarzami do Pisma Świętego. Duch Święty i autorytet Kościoła pomagają nam otworzyć serce i przekonać się o skuteczności słowa Bożego.

Czytanie z Listu do Hebrajczyków
Żywe jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca.
Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 5,3)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Błogosławieni ubodzy w duchu,
albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (dłuższa, Mk 10,17-30)

Każdy człowiek ma skłonność do zabezpieczania swego życia. Kiedyś, gdy w sklepach było mało towarów, kupowało się wszystko „na zapas”. To pragnienie bezpieczeństwa sprawia, że otaczamy się tym, co jest niepotrzebne. A to, co niepotrzebne, jest naszym balastem. Nasze życie to droga za Jezusem. Trudno wędrować za Nim, niosąc to, co niepotrzebne. Jezus, zapraszając nas w drogę, zaprasza do pozostawienia tego. Jest to nasza ofiara. Trzeba coś ofiarować, aby swobodnie podążać za Panem Jezusem.

Słowa Ewangelii według świętego Marka
Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?».
Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: „Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę”».
On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości».
Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną». Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.
Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego». Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego».
A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może się zbawić?».
Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe».
Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą».
Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym».
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/945/part/2

************

Katecheza

Naród jako szczególna wspólnota – communio personarum

Podczas pielgrzymek do Polski św. Jan Paweł II ukazywał rodakom, czym jest prawdziwy patriotyzm, oraz dawał osobisty przykład umiłowania Ojczyzny. Zwłaszcza jednak podczas odwiedzin w czasach PRL-u papież uświadamiał rodakom szczególne znaczenie wspólnoty narodowej.
Wszystkie wypowiedzi św. Jana Pawła II skierowane do Polaków były wyrazem jego troski o dobro narodu, który był postrzegany przez niego jako szczególna wspólnota – communio personarum (łac. cum – współ, razem z; munus – powinność, obowiązek, zadanie; personarum – osób). A więc wspólnota osób mająca określone zadania, powinności i obowiązki. Już w 1979 r. wyraźnie ukazywał naród jako szczególną wspólnotę ludzi: „[J]eśli jest rzeczą słuszną, aby dzieje narodu rozumieć poprzez każdego człowieka w tym narodzie – to równocześnie nie sposób zrozumieć człowieka inaczej jak w tej wspólnocie, którą jest jego naród. Wiadomo, że nie jest to wspólnota jedyna. Jest to jednakże wspólnota szczególna, najbliżej chyba związana z rodziną, najważniejsza dla dziejów duchowych człowieka” (Warszawa, 2.06.1979). Papież podczas pielgrzymek do Polski witał tych, „którzy przynależą do tej wielkiej duchowej wspólnoty, do tej ogromnej rodziny”. Naród zatem ma charakter quasi-personalny, jest bowiem wspólnotą ludzi na wzór rodziny. Papież ukazywał, że tak jak człowiek „naród również w ciągu swych dziejów odnosi zwycięstwa, z których się raduje […] ale, z drugiej strony, ponosi klęski, które go bolą. […] Były to również klęski moralne”. Dalej nauczał, iż tak „jak człowiek czuje, że powinien odnieść moralne zwycięstwo, jeśli jego życie ma posiadać właściwy sens – podobnie i naród, który jest wspólnotą ludzi” (Warszawa, 17.06.1983). W Krakowie św. Jan Paweł II nazwał naród szczególną wspólnotą ludzi (Kraków, 22.06.1983). W roku 1987 powiedział wprost, że „naród jest wielką wspólnotą ludzi”. Podobnie też czynił w kolejnych pielgrzymkach, jak chociażby podczas wizyty w Parlamencie w 1999 r., mówiąc o prawach całej „wspólnoty, której na imię naród”.
Powyższe słowa oraz te wypowiedziane w 1983 r. w Częstochowie świadczą o tym, że egzystencja narodu wypełniona jest problemami konkretnych ludzi: „naród jest przede wszystkim bogaty ludźmi. Bogaty człowiekiem. Bogaty młodzieżą! Bogaty każdym, który czuwa w imię prawdy, ona bowiem nadaje kształt miłości”. Dlatego można mówić o personalnym wymiarze narodu oraz jego transcendentnej strukturze widzianej jako szczególne communio personarum – czyli wspólnota osób mających określone zadania.

Zbyszko Stojanowski-Han

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/945/part/3

**********

Rozważanie

Nauczycielu dobry, co mam czynić? (Mk 10, 17).

Bogaty młodzieniec zapytał Jezusa, co ma czynić, aby osiągnąć życie wieczne. Był dobrym człowiekiem, zachowywał przykazania, ale czuł, że to nie wystarczy, że to za mało. „Jednego ci brakuje – odrzekł mu Jezus – idź, sprzedaj, co masz, rozdaj ubogim i pójdź za Mną”. Ale bogatego człowieka nie stać było na ten krok, więc odszedł zasmucony. Dlaczego Jezus wymaga radykalnego ubóstwa od każdego, kto chce iść za Nim? Chrystus nie chce, byśmy cierpieli biedę, pragnie jedynie, aby Jego uczniowie całą nadzieję, całe swoje życie opierali wyłącznie na Nim. Dlatego konieczny jest ten moment zawierzenia. Wyraża się on w geście porzucenia bogactw, do których tak jesteśmy przywiązani, w decyzji opuszczenia rodziny, zostawienia przyjaciół. Odwaga pełnego zaufania Jezusowi będzie sowicie wynagrodzona, wszak sam Jezus obiecał: „Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej”.

Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/945/part/4

****************************

Dwudziesta ósma Niedziela Zwykła

0,14 / 12,20

Dzisiaj Pan Jezus spotyka się z bogatym młodzieńcem, który poruszony słowami Mistrza chce zmienić swoje życie. Nie potrafi jednak za Nim pójść. Wycisz się i wsłuchaj w ten dialog. 

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Marka
Mk 10, 17-30
Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?». Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: „Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę”». On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną». Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego». Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego». A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może się zbawić?». Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe». Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą». Jezus odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym».

W Ewangelii jest mowa o pewnym człowieku, który słucha Pana Jezusa. Słowa Mistrza bardzo go poruszyły, dlatego pyta się, jak może zmienić swoje życie, co ma zrobić, aby żyć bliżej Boga? Zastanów się, czy może czytając Pismo Święte, dzieje się z tobą coś podobnego jak z tym człowiekiem?

Zwróć uwagę, że Jezus najpierw patrzy na młodzieńca z miłością, a potem dopiero prosi, by ten sprzedał wszystko co ma i poszedł za Nim. Młodzieniec jedynie słyszy słowa, pod wpływem których bardzo posmutniał. Prośba Jezusa dotknęła przywiązania do bogactwa w jego życiu, z którego nie rezygnuje. A jaka byłaby twoja reakcja? Czy również byłbyś wstrząśnięty i smutny, słysząc taką propozycję?

Bogaty człowiek odszedł zasmucony i wstrząśnięty, ponieważ Jezus prosił go o coś, bez czego nie wyobrażał sobie życia. Bogactwo samo w sobie jest złe, lecz „pokładanie ufności” w rzeczach materialnych, zamiast w Bogu. Ostatecznie chodzi więc nie o to, czy coś się ma lub nie, ale czy jest się wobec tego wolnym. Jak jest w twoim życiu? Czy jesteś wolny wobec tego, co posiadasz?

Poproś Jezusa o wolność wobec tego, co posiadasz, abyś w większej wolności mógł za Nim iść w życiu.

http://modlitwawdrodze.pl/home/

*********

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 10, 17-30

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. covilha / flickr.com / CC BY 2.0)

Bogactwa przeszkadzają

 

Niebezpieczeństwo bogactw
Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną.

 

Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego. Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego . Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego.

 

Opowiadanie pt. “Siła przyciągania”
Rabin Mojżesz Leib często powtarzał: “Jak łatwo jest ubogiemu człowiekowi zdać się na Boga. Cóż bowiem innego posiada, na co mógłby się zdać? A jak ciężko jest bogatemu zdać się na Boga. Całe jego bogactwo woła do niego: Zdaj się na mnie!”

 

Refleksja
Jezus zwraca uwagę na to, że bogactwa przeszkadzają nam w życiu. Chcemy mieć więcej nawet wtedy, kiedy już mamy dużo. Taka już jest natura człowieka. Zdobywając bogactwa tego świata, tracimy często zdrowy rozsądek. Nasz cenny czas poświęcamy wtedy na gromadzenie wielu niepotrzebnych rzeczy. Wpadamy w koło z którego wydawać by się mogło, nie ma wyjścia…

 

Tymczasem Jezus nie powiedział, że bogaci nie mają szans dostania się Królestwa Bożego. Zwraca jednak uwagę na to, że “zakręcenie” się wokół takiego świata, gdzie materia jest celem samym w sobie, nie jest dobrym rozwiązaniem. Człowiek całej swojej nadziei nie może pokładać w tym co jest ulotne, co dziś jest wydawać by się mogło tak ważne, a jutro już nie. Dlatego warto nasze życie poświęcić czemuś co ubogaca, a nie niszczy naszego życia. Chrystus wzywa do wolności wobec wszystkiego, co przeszkadza nam być ludźmi. Bogactwa tej ziemi pomagają tylko wtedy, kiedy jesteśmy ludźmi… wolnymi.

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy pieniądze pomagają Ci stawać się coraz lepszym człowiekiem?
2. Czy pomagasz materialnie potrzebującym?
3. Jeśli pieniądze Ci przeszkadzają w rozwoju osobistym, to dlaczego?

I tak na koniec…
“Nie jest bogatym ten, kto dużo ma, lecz ten, który dużo daje” (Erich Fromm)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,44,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-10-17-30.html

**********

Wolność

Wprowadzenie do modlitwy na 28 Niedzielę zwykłą, 11 października

Tekst: Mk 10, 17 – 30

Prośba: o łaskę wolności wewnętrznej.

Jezus wybiera się w drogę. Jest w ciągłym ruchu. A moje życie? Czy jest w nim dynamizm, ruch? Czy mam pragnienia, czy chcę czegoś więcej? Czy budząc się każdego ranka, pytam sam siebie: Jak mogę dzisiaj bardziej kochać? Bez tego moje życie może się stać jak staw, w którym żyją żaby, zanurzone w zielonej i nieładnie pachnącej wodzie. Tymczasem nasze życie jest strumieniem żywej wody, napędzane miłością Ducha Świętego. Chyba że Mu na to nie pozwolę, chyba że zablokuję w sobie rozwój, zablokuję przepływ Jego miłości.

Przybiega do Jezusa człowiek, który ma wielkie pragnienia. Chce osiągnąć życie wieczne. Jezus nie stawia mu, wydawałoby się, wysokiej poprzeczki. Pyta go o przestrzeganie przykazań. Zauważ, że Jezus wymienia tylko te przykazania, które wprost dotyczą bliźniego. Pomija trzy pierwsze przykazania. Czy Jezus o tym jeszcze kiedyś mówi? A z czego Bóg będzie „rozliczał” na sądzie ostatecznym? Czy z długości modlitw? Chodzenia do kościoła? To nie znaczy, by się nie modlić, czy nie chodzić do kościoła. Chodzi o to, w jaki sposób ma się wcielić miłość, której na modlitwie i w kościele się uczymy.

Ów człowiek przestrzegał wszystkich przykazań od młodości. Czy Ty byłbyś w stanie pochwalić się takim osiągnięciem? Po tym stwierdzeniu Jezus spojrzał na niego z miłością. Bóg patrzy z miłością na człowieka, który w taki sposób realizuje swoją wolność. Bo przykazania chronią wolność, a nie ją ograniczają, jak myśli wielu. Daje je Bóg, który wyprowadził nas z niewoli grzechu. Przykazania pokazują również, że nasza wolność ma granice – jej granicą jest drugi człowiek. Popełniam grzech, kiedy przekraczam granice wolności (nie zabijaj – chroni zarówno mnie, jak i bliźniego przed utratą życia, itp. każde z kolejnych przykazań). Pomyśl o tym przez chwilę. Pomyśl o swojej wolności i wolności naszych bliźnich.

Jezus zaprasza do jeszcze większej wolności niż przestrzeganie przykazań. Zaprasza do wolności, która sprawia, że serce nie jest przyklejone do dóbr materialnych, intelektualnych, moralnych, duchowych ani jakichkolwiek innych. Jedynym dobrym – jak sam mówi Jezus – jest Bóg. I kiedy człowiek ma serce przyklejone tylko do Niego, to jest ono coraz bardziej wolne w stosunku do wszystkiego inne. Wszystkiego! Do czego jesteś przywiązany. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia? Czy byłbyś w stanie powiedzieć za św. Teresą od Jezusa „tylko Bóg wystarczy”? Nie chodzi o deklarację, lecz o to, jak faktycznie żyjesz.Wolność.

http://e-dr.jezuici.pl/wolnosc/

***********

Kto może być zbawiony? – 28. Niedziela Zwykła (11 października 2015)

  • przez PSPO
  • 10 października 2015

Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?».  Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: „Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę”».  On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną». Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego». Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego». A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może się zbawić?». Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe». (Z 10. rozdz. Ewangelii wg św. Marka)

 

Pobożny bohater dzisiejszej Ewangelii chyba uważał siebie samego za bardzo dobrego człowieka, miał zdaje się do tego prawo i ludzie, którzy go znali, zgadzali się z tą opinią: był bogaty, dobrze mu się wiodło, zaznawał czci i szacunku ze strony innych. A jednak czegoś mu brakowało – gdyby było inaczej, nie wypytywałby Jezusa. Skoro wszystko ma i jest człowiekiem spełnionym, to dlaczego ciągle jest niespokojny? I dlaczego ten bogaty i doświadczony człowiek odpowiedzi na dręczący go niepokój szuka u wędrownego (czytaj: biednego) kaznodziei, którego uczniom, gdy niedostatek zagląda w oczy, przychodzi jeść z głodu wyłuskane po drodze ziarno?

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Mdr 7, 7-11; Hbr 4, 12-13; Mk 10, 17-30

Ów Nauczyciel nie tylko stawia wymagania, szanuje prawo, ale nade wszystko chce, żeby człowiek przestał patrzeć w samego siebie i we własną ułomną doskonałość, która nie niesie pokoju, a zamiast tego odwzajemnił Jego pełne miłości spojrzenie. Co się stanie, jeśli ów nieszczęsny człowiek tak uczyni? Co zobaczy w oczach Jezusa? Nauczy się patrzeć na otaczający go świat tak, aby dostrzec w nim drugiego człowieka, kogoś, kogo można tak ukochać, że będzie się gotowym wszystko mu oddać . Kto może nas tego nauczyć? U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe.

Małgorzata Grzegorzewska
Szymon Hiżycki OSB

http://ps-po.pl/2015/10/10/kto-moze-byc-zbawiony-28-niedziela-zwykla-11-pazdziernika-2015/

*************

Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”
XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA B

11 października 2015 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Żywe jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek.
(Hbr 4,12-13)

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Autor natchniony podkreśla walory Bożego słowa, wymieniając jego żywotność, ostrość, skuteczność w osiąganiu celu, przenikliwość, zdolność do osądu czy też oceny tego, co ukryte w ludzkim sercu, czyli myśli i pragnień. Jeżeli Boże słowo dysponuje takimi walorami to jest oczywiste, że należy je przyjąć i według niego kształtować swoje życie, wtedy i ono nabierze jeszcze większej żywotności. Przyjęte słowo pozwoli człowiekowi skuteczniej dążyć do życiowych celów, właściwie oceniać poruszenia serca, rozeznając czy pochodzą od Boga czy złego ducha.

Czy coraz bardziej cenię sobie Boże słowo? Czy codziennie szeroko otwieram przed nim drzwi mego serca i życia? Czy ono coraz bardziej przenika moje życie? Czy staram się w jego świetle oceniać rodzące się w moim sercu pragnienia i myśli? Czy dzięki współpracy ze słowem wzrasta moja życiowa skuteczność? Czy, choć to boli, cieszę się, kiedy Boże słowo jak chirurgiczny skalpel oddziela w moim życiu to, co dobre od tego, co złe? Czy z góry zgadzam się na te operacje na moim żywym organizmie? Czy dostrzegam, że w ich efekcie jestem bardziej zdrowy?

W drugiej części naszej perykopy autor natchniony pragnie nas zniechęcić do zabawy z Panem Bogiem w chowanego. Nikt i nic nie ukryje się przed Jego oczyma. Wszystko dla Niego jest odsłonięte i odkryte. Zamiast się chować, ukrywać należałoby “grać” z Panem Bogiem w otwarte karty. W tej grze, jaką jest nasze życie, nie chodzi, aby Pana Boga pokonać, ale owocnie z Nim współpracować. Wówczas jest szansa, że nasz codzienny i ten ostateczny życiowy rachunek będzie dla nas korzystny, będzie na plus.

Czy staram się rzetelnie rozliczać się przed Panem z moich codziennych sukcesów i porażek w czasie wieczornego rachunku sumienia? Czy cenię sobie i pielęgnuję tę formę modlitwy? Czy usiłuję przed Panem coś ukrywać, zatajać, chować, choć wiem, że to się nie uda, że to nie ma najmniejszego sensu? Czy kiedy w życiu narozrabiam, to zamiast się ukrywać, staję przed Nim skruszony, prosząc o miłosierdzie? Czy staram się przed Panem być jak dziecko a nie jak ciągle ukrywający się przestępca?

Przeczytam dłuższy fragment Pisma świętego lub poświecę na lekturę słowa więcej czasu niż w zwykłe dni. Wyjdę na dwór, na pole, stanę na środku jakiegoś placu, podwórka, łąki, spojrzę w niebo i pomyślę sobie, że On na mnie patrzy z miłością a ja nie mam przed Nim nic do ukrycia.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Naucz nas liczyć dni nasze
byśmy zdobyli mądrość serca.
Powróć, o Panie, jak długo będziesz zwlekał?
Bądź litościwy dla sług Twoich…
(Ps 90,12-13)

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Nasyć nas, Panie, Twoim miłosierdziem

***

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

__________Copyright (C) www.Katolik.pl 2000-2014 ____________

*********

 

#Ewangelia: wszystko co mamy, trzeba mieć dla innych

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. Hoffnungsschimmer / Foter / CC BY)

Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: “Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Jezus mu rzekł: “Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: «Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę»”. On Mu rzekł: “Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości”.

 

Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: “Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną”. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.

 

Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: “Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego”. Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: “Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”. A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: “Któż więc może się zbawić?” Jezus spojrzał na nich i rzekł: “U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe”.

 

Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: “Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”. Jezus odpowiedział: “Zaprawdę powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym”.

 

Mk 10, 17-30 

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Nie wystarczy przestrzegać idealnie Bożych przykazań, aby wejść do Nieba. Trzeba nadto być wolnym od wszelkiego przywiązania. Nie da się niczego nie posiadać, ale wszystko co mamy, powinniśmy mieć dla innych.

 

Jeśli nawet coś z tego, co posiadamy, służy nam samym, to powinno nam służyć do życia dla innych. Jakikolwiek przejaw życia, który nie jest jakąś formą bycia dla innych, nie jest przejawem życia, ale śmierci. Innymi słowy: jeśli komuś to, co posiada, nie służy do tego, aby kochać, jest bardzo biednym człowiekiem – ma mniej niż nic.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2599,ewangelia-wszystko-co-mamy-trzeba-miec-dla-innych.html

**********

POZYTYWNA REZYGNACJA

by Grzegorz Kramer SJ

 

 

W Ewangeliach można zauważyć, że  z Jezusem najczęściej rozmijali się Ci, którzy próbowali od Niego wyciągnąć program na życie, albo raczej podręcznik na temat tego, co zrobić by osiągnąć życie wieczne. I ważne tu jest pytanie: co ja muszę zrobić. I z jednej strony wygląda to pytanie bardzo dobrze, bo przecież nikt nie może mi zarzucić, że się swoim życiem z Bogiem nie interesuję, wręcz pytam, co muszę zrobić. A z drugiej strony, to pytanie odsłania często nasze prawdziwe podejście do Boga. Ono, to pytanie, tak naprawdę brzmi: jakie minimum muszę zrobić, by osiągnąć cel, i byś, Boże, się mnie czepiał? Chcielibyśmy móc Boga wyliczyć, skalkulować, ograniczyć relację z Nim do przestrzegania kilku przepisów, przykazań. Na szczęście On się nie daje. Nie daje się wmanipulować w logikę umów i logikę korzyści. I nie dlatego, że chce nam pokazać wielkość, ale dlatego, że wie, iż każda umowa zabija miłość.

A Bóg tak naprawdę nie stawia nas w takiej sytuacji, w której musimy wybierać albo-albo. Nam się ciągle wydaje, a zły to podsyca, że Bóg nam mówi: albo Ja, albo mamona (tu można podłożyć cokolwiek). Nie. Bóg tak nie czyni. Bóg mówi: jeśli chcesz więcej, bardziej – to jest wybór, który przed nami stawia. Tu nie ma miejsca na wybór pomiędzy złem a dobrem. Św. Ignacy mówił, że chrześcijanin to ten, co wybiera między dobrem a większym dobrem. Rezygnacja, do której nas dziś Jezus zaprasza, nie jest rezygnacją negatywną, rezygnacją ze zła. To rezygnacja do więcej, byśmy chcieli więcej niż przeciętni ludzie.

Do Jezusa przychodzi dziś człowiek, w którym bez względu na wiek, każdy z nas się może w nim odnaleźć. W dwóch jego cechach. Mianowicie w stosowaniu półśrodków i kupczeniu z Bogiem. Ile razy tak jest, że przychodzimy i pytamy Boga wprost, co mam zrobić, by być wobec Ciebie, Boże, w porządku. Jakbyśmy chcieli relację, która ma być relacją miłości zamknąć do przepisu. Nie da się i Bóg na to na szczęście nie pójdzie. On chce nas do czegoś większego, byśmy przekraczali nasze schematy, nasze możliwości z miłości. Nie z kalkulacji. I znamy to doskonale z naszego życia. Inaczej smakuje, kiedy ktoś czyni coś dla nas z miłości, a inaczej, kiedy z kalkulacji.

Na końcu tej sceny są apostołowie, z pytaniem: Któż może się zbawić? No właśnie, Panie, czy oby to, co nam mówisz nie jest tylko pobożnym życzeniem, jakimś marzeniem Twojego serca? Kto zdoła wejść w taką logikę, w której wybiera się więcej, bardziej, w której wybór polega na wybieraniu większego dobra? Pan Jezus odpowiada krótko: tylko ten, kto odniesie się do Boga, jest w stanie wejść w tę propozycję. Jednak do Boga dobrego. Boga, który nie jest tyranem, oczekującym na nasze podatki, ale Boga, którego serce jest dobre. Sami nie damy rady, będą to tylko pobożne życzenia.

Potem pojawia się pytanie Piotra, które jest jakby pokazaniem, że ciągle jesteśmy interesowni. Jezus podnosi nam poprzeczkę, zaprasza do więcej, a my ciągle wracamy do pytania, co ja z tego będę miał? Przecież z tylu rzeczy dla Ciebie, Boże, zrezygnowałem, więc muszę coś jednak z tego mieć. Jezus, nie wiem czy zniecierpliwiony, odpowiada, że dostaniemy to wszystko w jeszcze większej ilości.
Idźmy jednak za Nim, za naszym Panem, nie dla interesu, nie dla korzyści – jakichkolwiek, ale do przygody, do miłości, bo to dobry Bóg.

Dziś w Polsce Dzień Papieski; może warto skorzystać z osoby Jana Pawła, ale nie by się wzruszać i wspominać ckliwe obrazki, ale by zobaczyć, że da się być człowiekiem z krwi i kości i iść za Panam, konsekwentnie, nie dla poklasku, ale dla miłości. Może warto w ten dzień zobaczyć, że u Boga jednak jest to możliwe, i wcale nie jest to tylko dla wielkich, ale wymaga to jedynie długotrwałej konsekwencji w życiu. Karol Wojtyła nie urodził się papieżem, On nim był przez ostatnie 27 lat życia. Większość swojego życia dorastał do tej roli, uczył się wybierać, uczył się kochać naszego Pana. Dostrzeżmy to dziś i idźmy swoją drogą.

Zapragnijmy dziś czegoś wielkiego, na miarę ludzi, którzy nie są wezwani do bycia tłumem, do wypełniania prawa, ale na miarę ludzi, którzy słyszą jeśli chcesz. Słyszą i pozytywnie odpowiadają.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/10/11/pozytywna-rezygnacja/

**********

Zamiast smutnym odejdź wolnym

przez Wojciech Jałoszyński

1-z-10-przykazania

„Zostaw wszystko i chodź za mną”, a właściwie „Towarzysz mi”. Często myślimy i myślę ja, że aby za Jezusem chodzić. Być Jego uczniem trzeba coś zrobić. Czytać Biblię, chodzić na mszę czy na nabożeństwa, wieczory chwały. Angażować się w apostolstwo, bądź w działalność społeczną. Wszystko to ma mi zapewnić bycie uczniem Chrystusa. Z tym, że to pułapka, bo nie o to chodzi w chrześcijaństwie. Już ojcowie pustyni mówią, że droga wzrostu duchowego, to droga tracenia a nie zdobywania.

 

„Zostaw wszystko i chodź za mną”. Pierwsze co nasuwa się na myśl, to bogactwa rozumiane jako rzeczy materialne. Z tym, że nie o to chodzi. Przynajmniej nie do końca tak jednoznacznie. Panu Bogu pieniądze i nasz stan posiadania, wcale nie przeszkadzają w tym by nas zbawić. Być bogatym w sensie materialnym, wcale nie jest przeszkodą do sięgnięcia po Niebo. Bóg stwarzając świat, stworzył go wraz z całą sferą materialną o której powiedział, że jest dobra. To człowiek źle jej używa. Człowiek też źle robi, gdy wyrzeka się stworzenia, odrzucając, to co Bóg stworzył dla jego dobra, także dla jego uświęcenia. Mam nadzieję, że wszyscy rozumieją, chleb kupuje się za pieniądze, a kto „nie pracuje, ten też niech nie je”. Praca i pieniądz są dobre. Mają dobrą wartość. Dają poczucie spełnienia, użyteczności i dają mi oraz bliskim jedzenie. Praca uszlachetnia i prowadzi do Boga, zwłaszcza taka, która jest uczciwa. Pieniędzmi można także służyć innym np. poprzez wspieranie organizacji charytatywnych. Oczywiście można w tym wszystkim przegiąć. Zatracić się w tym. W pracy i pieniądzu. Można przez to też innych krzywdzić. I może to być przeszkodą w relacji z Bogiem. Może ale nie musi. Podejrzewam, że niewielu ludzi jest w tej grupie osób, która ponad rodzinę, bliskich stawia pieniądz i pracę. Jeśli tak, to dla Ciebie jest jeden przekaz. Zostaw to. Jeśli nie jesteś w tej grupie, chodź ze mną w tym słowie dalej.

 

„Zostaw wszystko i chodź za mną”. Drugie co przychodzi to grzech. I znów nie do końca o to chodzi. Bo chrześcijaństwo to sztuka podnoszenia się z upadków. A „gdzie wzmógł się grzech, tam obficiej rozlała się łaska”. Oczywiście nie mamy godzić się na grzech. Mamy z nim walczyć, stawiać mu opór. Nie oszukujmy się jednak, „każdy zgrzeszył”! I każdy grzeszyć będzie! Nie da się być bezgrzesznym. Może pozbędziesz się paru grzeszków, tych najbardziej zabijających ciebie i twoje człowieczeństwo, ale zupełnie grzechów nie wyeliminujesz. I moja dobra rada, nawet nie próbuj! Nie wyjdzie ci, a tylko będziesz sfrustrowany. A Jezus ma Dobrą Nowinę, On „przyszedł do tych, którzy źle się mają”. On chce nam za każdym razem przebaczać. I za każdym razem, gdy Go tylko o to poprosimy, robi to. Robi to, za każdym razem z tą samą miłością i delikatnością. Mu nigdy to się nie nudzi. On nie czuje żalu, nie robi nam wyrzutów. Nie daje ostatniej szansy.

 

„Zostaw wszystko i chodź za mną”. A może chodzi o to, żeby porzucić moje wyobrażenia o Bogu? To co dotychczas o Nim przeczytałem, usłyszałem czy doświadczyłem? Może czas zarzucić moje schematy myślenia odnośnie Boga i człowieka? A może powinienem porzucić moją postawę roszczeniową, że Bóg, albo co gorsza człowiek czy świat, jest mi cokolwiek winien? Może powinienem zanegować moją wiedzę? Porzucić moje tytuły, moją pozycję w społeczeństwie, Kościele czy rodzinie? Może powinienem porzucić moją udawaną pobożność? Może powinienem zanegować poczucie wybrania przez Boga? Może czas wreszcie porzucić wyobrażenia o romantycznej miłości i księciu/księżniczce z bajki? Może powinienem porzucić moje poczucie krzywdy? Może powinienem przestać hodować we mnie tego urażonego i kurczowo trzymającego się siebie dzieciaka? Może czas przestać szukać szczęścia? Może czas przestać udawać dobrego, a przyznać się przed sobą i Bogiem, że jest się po prostu małym sukinsynem, egoistą? Hipokrytą, który pod płaszczykiem kościelnej etykietki musi łechtać swoje ego, gdy karmi bliźniego swego? Może czas zanegować moje rzekome obdarowanie charyzmatami dla dobra innych, bo przecież tak naprawdę buduję tym tylko sam siebie. Może czas zejść na ziemię i przestać marzyć o lepszym jutrze? Może czas przestać szukać cudowności? Może czas zanegować siebie i swoje wartości. Może czas przestać szukać co raz to nowszych i mocniejszych przygód, a zająć się życiem, tym prawdziwym? Może czas przestać uciekać przed własną codziennością? Może czas być tu i teraz? Może czas być po prostu sobą, a nie projekcją rodziny czy społeczeństwa? Może czas wylogować się z Facebooka, Twittera, Instagrama i wrócić do świata, gdzie nie ma lajków, re-twittów itd.? Do świata, gdzie nic nie znaczy liczba znajomych, gdzie jesteś tylko i wyłącznie zwykłym Jasiem Kowalskim. Może czas przestać robić sobie selfie i wyjść na ulicę?

 

Mógłbym wymieniać tak bez końca, ale i tak dałem ci bardzo dużo myśli do refleksji. Obiecuję ci także, że sam będę się dziś pytał siebie, jakich to bogactw nie chcę porzucić. Trudne jest to co napisałem nie? Owszem, to trudne, a im sumienniej będziesz się sobie przyglądał(bo to tylko na przyglądaniu się polega) możesz  być co raz bardziej przerażonym samym sobą. Naprawdę, nie jest łatwo przyjąć i uznać się za hipokrytę, egoistę, i tak naprawdę za cały czas śpiącego, śniącego gdzieś w obłokach ludka. To niewątpliwie boli, będzie boleć i… bardzo dobrze! Bo Jezus mówi: „Zostaw wszystko i chodź za mną”. Zostaw mu tego małego człowieczka w tobie. Nie, nie musisz na siłę się zmieniać. Wystarczy, że będziesz tylko obserwował siebie. Nie wydawaj sądów, po prostu patrz. I to co zobaczysz, za każdym razem Mu to oddawaj. Na początku może być ciężko, możesz być przygnębiony i smutny. To nic złego być przygnębionym i smutnym. Po jakimś czasie jednak staniesz się wolny, i będziesz widział Boga w każdej sytuacji w twoim życiu. Zostanie On twoim jedynym prawdziwym przyjacielem. Bo On nie zaprze się ciebie. Nie będzie się Ciebie wstydził. Być może zawstydzisz się sam siebie. Pewnie gdyby inni poznali cię takiego jakim jesteś naprawdę, tyle byś ich widział. Ale On zostanie i zaprosi Cię do wielkiej przygody zwaną Życiem! Nie odchodź smutnym! Bo się tym swoim smutkiem i przygnębieniem udusisz. Nie dasz rady sam ze sobą. „Zostaw wszystko i chodź za mną”. Towarzysz Mi, nie bój się. Być może nadal czasem będziesz smutny i przygnębiony, ale będziesz wolny! A dopiero wtedy będziesz mógł prawdziwie kochać Boga i bliźniego!

 

Na koniec dedykuje ci jeden z moich wierszy „Obudź się”

 

Obudź się mój przyjacielu!
Wyrwij się z pęt tak wielu!
Przestań udawać, zdejmij swoje maski!
Czemu wciąż żyjesz pod czyjeś oklaski?
Czemu kolego łechtasz swoje ego
kiedy karmisz bliźniego swego!?
Obudź się! Wstań z łóżka!
Przestań się bać, gdzie stąpnie twa nóżka!
Nie goń tak za szczęściem swym!
Bo nie znajdziesz a robisz wielki dym!
Szczęście jest jak motyl,
ciche spokojnie, nie jak trotyl.
Otwórz swą dłoń, pochwyć motyla.
Nie zaciskaj pięści, daj mu wolność.
Wolność jego to twoja miłość,
miłość to wolność,
a te dwie znaczą szczęście!

http://wojtas.blog.deon.pl/2015/10/10/zamiast-smutnym-odejdz-wolnym/

*********

WIEŻA DAWIDOWA

Marek Krzyżkowski CSsR

Zdrowaś Maryjo,
łaski pełna, Pan z Tobą,
błogosławiona Tyś między niewiastami
i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.
Święta Maryjo, Matko Boża,
módl się za nami grzesznymi
teraz i w godzinę śmierci naszej.

ikona_1

WIEŻO DAWIDOWA, MÓDL SIĘ ZA NAMI

Miriam, wybrana przez Boga stoi najbliżej Niego. To dzięki tej niezwykłej bliskości jest dla każdego z nas skuteczną obroną przeciwko atakom złego ducha. Kościół od początku widział w Niej obraz fortecy, która strzeże naszej wiary. W chwilach trudnych i po ludzku tak bardzo niepojętych to ona przychodzi do nas jako umocnienie i obrona. Taką interpretacje tego tytułu widziało wielu świętych. Święty Albert Wielki widział w Miriam wieżę Dawida, bo jak mówił – Ona chroni wszystkich, którzy u niej poszukują schronienia przed niebezpieczeństwem i pokusą. Miriam staje się schronieniem dla każdego z nas przed złem, które wciąż chce porwać nasze serca.

Wieża służy również jako punkt widokowy. Wychodząc na wieżę jesteśmy wyżej i możemy więcej widzieć, a przede wszystkim jesteśmy bliżej nieba. Maryja dziś jest dla nas wieżą, bo po pierwsze chce nas wywyższyć i podnieść z wszystkich naszych słabości. Ona jest tą, która pokazuje mi po raz kolejny jak jestem wielki i ważny – w oczach Boga. Nie muszę sam stawać na palcach i udawać tego kim jestem – wystarczy, że stanę przy Miriam. Po drugie Ona uczy nas patrzenia na świat szerzej. Wyciąga nas z naszych ograniczeń i utartych ścieżek. Uczy nas wychodzenia z naszych „wygodnych światów” i pokazuje, że życie jest o wiele piękniejsze. Po trzecie kiedy zapraszam Miriam do swojego życia to jestem automatycznie bliżej Boga. Nieba staje mi się bliższe i staje się jedynym celem.

Jest jeszcze trzecie rozumienie. Ilość wieży i wielkość mówiły o majętności i potędze miasta. W Jerozolimie była pośród wielu innych jedna wyjątkowa – wieża Dawidowa. Ona służyła nie tylko jako miejsce ochronne miasta, ale strzegła przybytek Najwyższego. Miejsce to było najpiękniejszą budowlą ówczesnego świata. Wieża, więc sama piękna broniła tego co najpiękniejsze. W Księdze Pieśni nad Pieśniami możemy znaleźć taki opis:

Jakaż ty piękna jesteś, umiłowana moja, jaka jesteś piękna! Twoje oczy wyglądają jak dwie gołębice spoza zasłony! Twoje włosy – jak stado kozic, co falują na zboczach Gileadu. Twoje zęby – jak stado świeżo ostrzyżonych owiec wychodzących z wody. (…) Twoje usta – jak wstążeczki z purpury, przesłodkie są twoje usta. Twoje policzki – jak dwie połówki granatu widoczne spoza zasłony. Twoja szyja – jak wieża Dawida, zbudowana solidnie nad całą warownią. Zawieszone na niej tysiące tarcz i cała broń wszystkich wojowników (Pnp 4, 1-5).

Co jest we mnie najpiękniejsze? Moje życie, wiara, miłość i tysiące innych rzeczy i spraw. Maryja strzeże tego wszystkiego przed zepsuciem i roztrwonieniem co we mnie jest świętością. Co dziś dla ciebie jest skarbem? Jeżeli nie chcesz tego stracić to zaproś do tego Miriam.

Miriam, najpiękniejsza kobieto świata, obrono mojego życia życia, warownio moich świętości, módl się proszę za mną do Boga. Nigdy mnie nie zostawiaj. Amen

Zapraszam was jak zawsze do modlitwy. Dziś rozważmy tajemnicę śmierci Jezusa na Krzyżu.

http://marekcssr.blog.deon.pl/2015/10/10/wieza-dawidowa/

**********

 

 

**********************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

11 PAŹDZIERNIKA

************


Święty Aleksander Sauli Święty Aleksander Sauli, biskup
Święty Jan XXIII Święty Jan XXIII, papież
Święci Herybert i Bruno Święty Bruno I Wielki z Kolonii, biskup

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Walencji, w Hiszpanii – św. Emanueli Torres Acosta, znanej także pod zakonnym imieniem Marii Desolaty. Mając 25 lat pozyskana została dla tworzącego się zgromadzenia Służebniczek Marii, które gorliwy kapłan Michał Martinez zainicjował przez wzgląd na chorych. Była pierwszą przełożoną tego zgromadzenia. Zmarła w roku 1887. Kanonizował ją w roku 1970 Paweł VI.oraz:św. Firmina, biskupa (+ ok. 552); św. Gumara (+ 775); św. Kanika, prezbitera i opata (+ 600); św. Placydii, dziewicy (+ 532); św. Sarmaty (+ 357); świętych męczenników Taraka, Probusa i Andronika (+ 304)
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-11.php3

*********************************************************************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

***********

Ja i ty, czyli najlepsza inwestycja w siebie

me-lady

Dominika Marcol / br

(fot. shutterstock.com)

Ja(…), biorę sobie ciebie nie innym / inną, niż jesteś. Będę kochać to, co w tobie znam i pokładać ufność w tym, czego nie znam. Z szacunkiem dla twego oddania i wiarą w niegasnącą miłość do mnie. Cokolwiek nam życie przyniesie, przysięgam cię kochać.

Można potraktować małżeństwo jako program rozwoju osobistego. Przyjrzyjmy się mu pod kątem kilku aspektów.
Poznanie samego siebie, czyli masz swoje lustro
W żadnej innej relacji międzyludzkiej nie poznaje człowiek siebie tak dogłębnie, jak w małżeństwie. To zabrzmi dosadnie, ale obnażanie siebie wobec współmałżonka nie dokonuje się tylko w alkowie.Wystarczą tzw. sytuacje nieprzewidywalne, które każdego z nas od czasu do czasu zaskakują, np.: twój małżonek zgubił kluczyk do samochodu właśnie wtedy, gdy akurat bardzo go potrzebujesz i każda minuta jest na wagę złota albo zwykłe wyjście z dziećmi na urodziny babci staje się nagle wyprawą na biegun północny. Trzeba opanować emocje, znaleźć w sobie opanowanie i cierpliwość, nie poddać się zniecierpliwieniu i zrzędzeniu. Nie potrzeba też robić od razu obozu przetrwania, jaki sobie niektórzy fundują. Wystarczy codzienna konfrontacja z “twoim lustrem”, które mówi ci wiele o tobie. A kiedy siebie poznajesz, stajesz się o wiele bogatszy, zyskujesz samego siebie. I możesz pełniej o siebie dbać.
Wsparcie, czyli żadna przeszkoda nie jest straszna, bo nie jesteś sam
Połóż mnie na swym ramieniu, połóż jak pieczęć na sercu – ta parafraza wersetów z Pieśni nad Pieśniami jest wymowna. Wzajemna relacja daje niezwykle mocne wsparcie. Ta więź jest przyjaźnią, sakramentalne “tak”  to synteza istnienia dwóch ludzi. To,że mogę liczyć na współmałżonka, nie tylko w chwilach dramatycznych czy ciężkich, ale przede wszystkim w codzienności, jest niezastąpione. Nie przespałaś nocy, a rano mąż wstanie i  przygotuje śniadanie dla dziecka… Szczegóły budują całość.
Motywacja, czyli kiedy upadasz on /ona kładzie się obok, a potem pomaga wstać
I wreszcie: motywacja. Tak, to podstawa. Mąż czy żona motywuje do wielu rzeczy. Przede wszystkim do codziennych czynności, bo jest dla kogo, i to nie byle kogo. Nikt też tak nie motywuje do rozwoju osobistego. Tylko w obecności współmałżonka jesteś sobą w stu procentach. Przy nim nie musisz zakładać masek. On pomaga ci je zdejmować. I nie tylko widzi twoje słabości i wady – pomaga także wydobywać twoje piękno. To nie jest łatwe, ale warto!
Kończąc, chciałabym życzyć sobie i wam odwagi. W małżeństwie sakramentalnym, prócz Ciebie i Mnie, jest jeszcze Ktoś. Zapraszacie Go do wspólnego życia podczas składania przysięgi! On nigdy o tym nie zapomina, i wy też nie zapominajcie!

http://www.deon.pl/slub/narzeczenstwo/art,59,ja-i-ty-czyli-najlepsza-inwestycja-w-siebie.html

*********

Wylewajmy lek miłosierdzia na krwawiące rany

L'Osservatore Romano

kard. Gualtiero Bassetti

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Potrzebna jest mądra ręka Boga. Ręka, która leczy i pociesza, która uzdrawia i głaszcze. I która wylewa lek miłosierdzia na krwawiące rany.

 

Wydaje mi się, że z debaty publicznej, a także ze spotkań osobistych z licznymi wiernymi wyraźnie wyłania się powracające pytanie: czego można spodziewać się po Synodzie poświęconym rodzinie i Jubileuszu Miłosierdzia? Odpowiedź jest prosta i jest zawsze taka sama: nie czekamy na kongres partii czy zawody sportowe, w których należy się spodziewać, że ktoś wygra wybory czy rozgrywkę.

Oczekujemy natomiast z “prawą wiarą i niezawodną nadzieją” – jak mówił św. Franciszek, kiedy modlił się przed Ukrzyżowanym – że działanie Ducha Świętego będzie inspirowało ojców synodalnych w ich rozeznawaniu pasterskim na tej “wspólnej drodze”, jaką jest Synod, jak i wszystkich ludzi dobrej woli w tym roku łaski.

Również dlatego, że pytanie, jakie należy sobie postawić, jest inne: jakie owoce przyniesie w życiu każdej osoby, nie tylko w życiu Kościoła, to wyjątkowe zestawienie Synodu poświęconego rodzinie i Jubileuszu Miłosierdzia? Także w tym wypadku odpowiedź jest niezmiernie prosta: owoce działania miłosierdzia będą widzialne w sposób konkretny, a nie będą jedynie niejasnym przywołaniem ideału.

Nie ma bowiem nic bardziej zdumiewającego i dodającego otuchy, jak dotknięcie ręką miłosierdzia Boga. Na przykład poprzez sakrament spowiedzi. Udzielona wszystkim kapłanom na rok jubileuszowy władza “rozgrzeszania z grzechu aborcji tych, którzy się go dopuścili, a ze skruszonym sercem poproszą o przebaczenie”, jest chwilą wielce znaczącą, w której odzwierciedla się tysiącletnia mądrość Kościoła.

Odnośnie do tego upoważnienia ze strony Papieża Franciszka niektórzy zakonnicy napisali do mnie listy pełne radości, wyrażając w nich swoje wzruszenie. Radość i wzruszenie, których miałem obowiązek i zaszczyt zaznawać osobiście. Poznałem bowiem kobiety, które płakały przez całe życie. Pewna kobieta opowiadała mi, już jest w niebie, matka czworga dzieci, że w czasach wielkiej nędzy ze względu na swoją rodzinę przerwała dwie ciąże, ale każdego dnia, w każdej chwili myślała z wyrzutami o tych dwóch istotkach.

Spotkałem inne kobiety, które z racji ignorancji uważały, że po zalegalizowaniu przez prawo świeckie aborcji nie ma już grzechu, a zatem, że aborcja została uprawniona także religijnie. I spotykałem też bardzo młode kobiety, które ze łzami opowiadały mi, że zostały zmuszone do aborcji przez towarzysza życia, który później zostawiał je same w bólu i udręce.

Te dramatyczne fakty przenikają niczym ostry miecz wnętrze osoby. Aby usunąć ten miecz, który utkwił między sercem a duszą kobiety, nie wystarczy jednak siła ręki człowieka, lecz konieczna jest, nieodwołalnie, mądra ręka Boga. Ręka, która leczy i pociesza, która uzdrawia i głaszcze. I która wylewa lek miłosierdzia na krwawiące rany.

Głównym obowiązkiem każdej kobiety i każdego mężczyzny jest zatem przybranie właściwej postawy, aby przyjąć to lekarstwo i nie przeciwdziałać jego skutkom przez szereg utrwalonych i przestarzałych schematów myślowych, z egoizmami zakamuflowanymi przez dobre zamiary i z prawdą niekiedy myloną tylko z własną opinią osobistą.

 

Ostatecznie potrzeba sensu, której osoby doświadczają w każdym czasie, jest źródłem dynamizmu miłosierdzia. Tylko ten, kto się otwiera, może dostrzec i smakować jego piękno.
Gualtiero Bassetti – włoski duchowny katolicki, arcybiskup Perugii od 2009. Papież Franciszek 22 lutego 2014 mianował go kardynałem

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2158,wylewajmy-lek-milosierdzia-na-krwawiace-rany.html

************

Lęk paraliżuje i oślepia. Jak mu się nie dać?

Alfonso Vergara SJ / slo

(fot. shutterstock.com)

Lęk paraliżuje i oślepia. Pod wpływem przerażenia człowiek zachowuje się nieraz jak leśne zwierzę porażone światłami samochodu na szosie, niezdolne uniknąć ciosu, który je unicestwia. Nie można działać rozsądnie będąc w stanie porażenia spowodowanego lękiem.

 

Trzeba wydostać się najpierw z jego oślepiającego kręgu, aby móc podjąć jakiś krok rozważny, zamiast szalonego, rozpaczliwego biegu ku zatraceniu.
Uporczywy, stały niepokój, nieraz bardzo silny, na przykład wobec groźby utraty pracy, znaczenia czy zdrowia, prowadzi do ruiny uczuciowej i znacznego spadku duchowej energii. Uczucia ulegają zablokowaniu, a nawiązanie łączności z innymi osobami staje się bardzo trudne. Człowiek ogarnięty lękiem czuje się bardzo niepewnie, a w jego spojrzeniu odbija się agresja wobec innych, którzy starają się go omijać. Ktoś kto przez długi czas musi znosić stan zagrożenia, kto boi się jakiegoś niebezpieczeństwa, ten równocześnie zbiera w sobie złość, która w pewnej chwili może wybuchnąć z niekontrolowaną gwałtownością. Toteż każdy układ, rodzinny czy polityczny, usiłujący przez zastraszenie podporządkować sobie ludzi, rodzi wściekłość i gwałt, które pewnego dnia mogą wyładować się na ciemięzcy.

 

Jak więc radzić sobie z lękiem?
Pierwsze, to uznać kruchość i ograniczenia naszego ludzkiego losu, wystawionego na niebezpieczeństwa fizyczne, psychiczne i moralne. Jest to postawa pełna pokory, ale bez tchórzostwa, która pomaga człowiekowi żyć w prawdzie swojej własnej istoty. Nie bać się samego lęku. Lęk przed czymś nie jest tchórzostwem. Tchórzostwo zaczyna się wtedy, kiedy pozwalamy się opanować lękowi i tracimy zdolność sensownego reagowania na rzeczywiste niebezpieczeństwo, które winno być dla nas bodźcem do stosownej obrony.
Aby mieć możność sterowania naszymi obawami i lękami, trzeba zacząć od całkowitej zgody na to, czym rzeczywiście jesteśmy i co jesteśmy w stanie zrobić. Musimy oswoić i pogodzić się z właściwymi nam ograniczeniami, odmiennymi od ograniczeń innych osób. Nie zawsze możemy osiągnąć to, co dostępne jest dla innych osób, podobnie jak i one mogą nie być zdolne do tego, co my. Nie toczmy niepotrzebnych bitew, w których tracimy niewspółmiernie dużo energii, ale także nie zawężajmy dobrowolnie pola naszego wysiłku i naszego panowania. Przeszkoda, jak wysoko ustawiona przed skoczkiem poprzeczka, winna być dla nas wyzwaniem, próbą zmuszającą nas do wykrzesania z siebie tego męstwa i siły, których istnienia nawet się w sobie nie domyślamy.
Lęk trzeba zdemaskować. Jasno i wyraźnie odpowiedzieć sobie na pytanie, czego właściwie on dotyczy. Czy boimy się utracić zdrowie? prestiż? przyjaźń? pieniądze? pracę? Czy jest to strach przed czymś konkretnym czy też chodzi o jakiś niejasny niepokój, bezprzedmiotowy, przybierający postać nerwicy? Pewien stopień niepokoju, podniecenia jest nawet pożądany, podnosi w nas bowiem bojowego ducha i chęć, by stawić czoło wyzwaniu, ładuje energią konieczną do pokonania przeszkody i osiągnięcia celu. Przed skokiem na arenę działania ten rozsądny niepokój jest niezbędny.
Więcej w książce: Radość bycia człowiekiem – Alfonso Vergara SJ

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,207,lek-paralizuje-i-oslepia-jak-mu-sie-nie-dac.html

**********

Czy lekarz może dokonywać cudów?

Przewodnik Katolicki

Kard. Dionigi Tettamanzi

(fot. shutterstock.com)

Dzisiaj upowszechnia się mentalność “cudotwórcza”, gdy wielu w sposób nieopanowany szuka cudów, chcąc je zobaczyć za wszelką cenę, czy wręcz widzieć je tam, gdzie ich nie ma.

 

Cud, w swoim najgłębszym znaczeniu, jest “znakiem”, ma charakter objawiający: coś mówi! Jego podstawowym zadaniem jest zwiastowanie o nadejściu Królestwa Bożego w konkretnej i żywej osobie Jezusa. Poprzez cud “dobra nowina”, którą Ewangelia przynosi światu, nie ogranicza się tylko do słowa, ale przedstawia się też jako fakt, jako wydarzenie, które można zobaczyć, poczuć i dotknąć. Przez ten cudowny fakt zostaje wypowiedziana i ukazana miłość Boga do człowieka, rozumiana jako miłość Ojca, który widzi cierpienie swoich dzieci. Widzi je nie z dystansu, ale z prawdziwym współczuciem; bierze sobie do serca tego, kto cierpi i uwalnia go od cierpienia.

 

Cud i lekarz: znaki miłości Bożej

W rzeczywistości właśnie wtedy, gdy człowiek jest w chorobie, w cierpieniu i w bólu, jego wiara zostaje wystawiona na największą próbę. Czuje się opuszczony, nie ma żadnego punktu oparcia dla swojego życia i ryzykuje utratę wszelkiej nadziei. W tej perspektywie pojawia się wołanie o cud i człowiek, podobnie jak trędowaty z Ewangelii, czuje się przymuszony, aby otworzyć usta i serca do modlitwy, która staje się bezbronnym i ufnym błaganiem: “Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić!” (Mk 1, 40). Gest Jezusa, który wyciąga rękę, dotyka go i mówi: “Chcę, bądź oczyszczony!” (Mk 1, 41) jest manifestacją ucieleśnionej miłości. Cud, jednym słowem, jest jednym z wielu sposobów, przez które Bóg objawia siebie samego i pozwala poznać swoją miłość.

Taka charakterystyka cudu rzuca istotne światło na osobę i powołanie lekarza. Jako strażnik i sługa ludzkiego życia, lekarz ma za zadanie uczynić swoje powołanie przestrzenią spotkania z człowiekiem, bliskości z cierpiącymi, towarzyszenia tym, którzy czują się samotni. Osobę i działanie lekarza trzeba więc widzieć jako symbol miłości ofiarnej, świadczonej i przeżywanej. A może nawet jeszcze więcej: jako część troski i zainteresowania samego Boga o każdego człowieka, zwłaszcza słabego i doświadczonego chorobą i cierpieniem.

 

Możemy więc mówić o bardzo bliskim pokrewieństwie między cudem i służbą lekarza: jedno i drugie łączy wiele wspólnego z miłością Boga wobec osoby potrzebującej opieki i objawieniem tej właśnie miłości: niewątpliwym i ewidentnym w przypadku cudu, przeżywanym i zaświadczanym dobrowolnie i odpowiedzialnie przez lekarza.

 

W powołaniu i służbie lekarza zawiera się więc jakaś należąca do istoty tego powołania “ukryta” religijność. Moglibyśmy powiedzieć, że “leczenie chorych” jest zwiastowaniem królestwa Bożego. Wskazuje na to sam Jezus, gdy wysyłając siedemdziesięciu dwu uczniów mówi: “Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, […] uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże” (Łk 10, 8-9). Z tego wypływa zadanie, które lekarz katolicki musi odebrać jako szczególnie ważne – przeżywania religijnego wymiaru swojego powołania w codziennej pracy.

 

Prawdziwy cud: nadać cierpieniu imię Chrystusowego krzyża

Drugie spostrzeżenie wynika z faktu, że cud jest i pozostaje – w każdym przypadku – czymś wyjątkowym. To prawda, że Jezus uzdrowił niektórych chorych, co więcej, uzdrowił wielu chorych, ale nie wszystkich! To prawda, że wskrzesił z martwych niektóre osoby, ale nie wskrzesił ich aż tak wiele! “Znak” cudu – rozumiany jako uwolnienie od choroby, czy wręcz od śmierci – zarezerwowany jest tylko dla niektórych. W tym ukryta jest głęboka i ważna prawda, przejrzysta i bardzo czytelna pedagogia Bożego działania. Cud nie tylko jest, ale musi pozostać, czymś wyjątkowym. Istnieje coś istotniejszego niż sam cud: Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały, będący objawieniem Ojca. Dlatego też trzeba przejść od “znaku”, będącego cudownym zjawiskiem, do Tego, który jest autorem i wykonawcą tego znaku: trzeba przejść od cudu, dokonanego przez Jezusa, do Jezusa, który jest źródłem i przyczyną cudu.

 

O cuda z całą pewnością można prosić: modlitwa, która wyprasza cuda, błaga o nie, jest modlitwą odważną, która ma śmiałość prosić o coś, co po ludzku jest niemożliwe. Modlitwa ta, w całkowicie wolnej i bezinteresownej miłości Boga, może być wysłuchana. Cuda, będące owocem takiej modlitwy są tylko “pomocą” – wręcz ogromną pomocą, jeśli pomyślimy o cudownie uzdrowionym – podtrzymującą wiarę i nadzieję. Jednak wiara i nadzieja nie opierają się na cudach, ale na Jezusie. To On jest celem i treścią wiary chrześcijańskiej, to On jest solidnym i niezniszczalnym fundamentem nadziei ludzi wierzących. Cuda powinny więc ustąpić miejsca codzienności wiary, miłości i nadziei, ponieważ tylko ona jest gwarancją życia człowieka wierzącego. To musi się dokonywać w sposób szczególny wtedy, gdy tak jak dzisiaj upowszechnia się i nasila mentalność “cudotwórcza”, gdy wielu w sposób nieopanowany szuka cudów, chcąc je zobaczyć za wszelką cenę, czy wręcz widząc je tam, gdzie ich nie ma, a jeśli nawet uda im się je zobaczyć, absolutyzują je tak, jakby od nich miało zależeć zbawienie.

 

“Prawdziwy” cud nie jest tylko darem uzdrowienia, którego Pan Bóg i tak może udzielić w sposób całkowicie wolny. “Prawdziwy” cud polega na rozpoznaniu w obliczu Jezusa ukrzyżowanego posuniętej aż do granic miłości Boga, który daje siebie samego każdemu, czyniąc również nas zdolnymi do takiej miłości. “Prawdziwy” cud polega na tym, że potrafimy patrzeć na chorobę, ból i cierpienie, ucząc się od Jezusa nazywać je po imieniu, a właściwie dając im imię Chrystusowego krzyża. “Prawdziwy” cud to umiejętność całkowitego powierzenia się Bogu i złożenia w nim całej nadziei i ufności, również wtedy, gdy z ludzkiego i lekarskiego punktu widzenia, nie widać drogi wyjścia. “Prawdziwy” cud to umiejętność uczynienia z bólu daru, aktu miłości nie tylko do Boga, ale również dla braci: dokładnie tak, jak uczynił Jezus!

 

Niezbędne towarzyszenie  

 

Lekarz jest często zdumionym i pełnym szacunku widzem tych cudów, pisanych przez małe “c”. To cuda, które nie przestają zadziwiać i których lekarz nie może nie dostrzec, spotykając się z chorym, który pomimo że zdaje sobie sprawę z nieodwracalności sytuacji w jakiej się znajduje, wybiera i akceptuje, w sposób świadomy i wolny, zawierzenie Panu Bogu jako źródło głębokiego wewnętrznego pokoju. Równocześnie, w jakiś dyskretny i życzliwy sposób, lekarz powinien wzniecać tego rodzaju cuda.

Jeśli lekarz chce, tak jak powinien, uczynić wszystko dla “uzdrowienia” chorego, co jak wiemy nie zawsze jest rzeczą możliwą, nie może nie stawać się ich “towarzyszem” w życiowej drodze, wspomagając ich i nadając sens temu, co przeżywają. To “towarzyszenie” decyduje o dojrzałości oraz ludzkiej, moralnej i duchowej doskonałości lekarskiego powołania. Ono może na swój sposób wzniecać “cud” przeżywania choroby czy śmierci z wewnętrznym pokojem. Dzisiaj, w sytuacji kulturowej naznaczonej poważnym kryzysem “utraty poczucia sensu”, okazuje się ono szczególnie potrzebne. Człowiek jest istnieniem szukającym prawdy, a pierwszą prawdą, której się domaga, jest właśnie prawda dotycząca sensu życia, cierpienia i śmierci. W obliczu tego pragnienia zakorzenionego w sercu osoby, lekarz musi móc i umieć ofiarować obecność, świadectwo i słowo, które będą w stanie pomóc temu, kto cierpi, oświecając go i wskazując mu drogę.

 

Właściwe relacje między nauką a wiarą

 

Medycyna odgrywa zasadniczą rolę nie tyle w wykazaniu “cudownej” przyczyny jakiegoś uzdrowienia, ile raczej w wykluczeniu możliwości występowania przyczyny naturalnej tego uzdrowienia. To znaczy, że ani do kompetencji naukowca, ani do kompetencji lekarza nie należy stwierdzanie, czy w konkretnych okolicznościach ma miejsce cud czy nie. To zadanie właściwe teologom i ludziom wierzącym, którzy potrafią dostrzec w konkretnym zdarzeniu interwencję Boga, działającego zgodnie ze swoim zbawczym planem. Innymi słowy, tylko na płaszczyźnie wiary można sensownie rozmawiać na temat cudów: te ostatnie muszą być widziane, interpretowane i rozumiane w świetle wiary, a nie poza nią! To jednak nie oznacza, że ani nauka, ani medycyna nie mają tu nic do powiedzenia. Chodzi o to, aby lekarz i naukowiec mogli zrobić spokojne, dokładne i szczegółowe badania kliniczno-diagnostyczne. Nie chodzi o podkreślanie “cudownego charakteru” jakiegoś uzdrowienia, ale po prostu o wykluczenie możliwości naturalnego wyjaśnienia, zgodnie z aktualnym stanem wiedzy medycznej. W tym miejscu, od naukowca i od lekarza, posługując się fachowym językiem, można oczekiwać zatrzymania się i pozostawienia innym orzeczenia o “nadprzyrodzonym” czy też nie, charakterze jakiegoś zjawiska, które z naukowego punktu widzenia, wydaje się być “niewyjaśnionym”.

Proces, którego jesteśmy świadkami na etapie rozpoznawania i potwierdzania cudów, jest wymownym przykładem właściwych relacji między wiarą a nauką. Stanowi on dla lekarza naglące wezwanie do unikania za wszelką cenę niedopuszczalnego i anachronicznego “pozytywizmu”, zamkniętego na transcendencję i jakąkolwiek możliwość ingerencji tego, co boskie, w to, co ludzkie. W tym samym czasie lekarz staje przed równie naglącym zaproszeniem do szukania, aż do osiągnięcia granicy niewytłumaczalności, wszystkich możliwych i prawdziwych naukowych wyjaśnień domniemanego cudownego zdarzenia, tak aby uniknąć pomieszania wiary z jakąś formą naiwnego, zgubnego i dającego odwrotne skutki “fideizmu”.

Chodzi o przeżywanie i interpretowanie relacji między nauką a wiarą w świetle słynnych stwierdzeń św. Augustyna: credo ut intelligam i intelligo ut credam (wierzę, aby rozumieć i rozumiem, aby wierzyć). Wiara nie jest “przeciw” refleksji rozumowej i poszukiwaniom naukowym. Jest z całym przekonaniem “za” nimi, uznaje je, promuje i do nich zachęca. W ten sposób gloryfikuje ona godność i szlachetność medycyny, widząc w niej, jak w każdej innej dziedzinie ludzkich i służących człowiekowi poszukiwań naukowych, “znaczący wyraz panowania człowieka nad stworzeniem” (Katechizm Kościoła katolickiego, 2293).

Z drugiej strony, poszukiwania naukowe, jeśli chcą być prawdziwe i uczciwe, nie mogą pozostać zamknięte na transcendencję. Co więcej, niespodziewany rozwój refleksji i poszukiwań naukowych, który sprawia, że człowiek zaczyna rozumieć, iż jego własne “pojmowanie rzeczywistości” nie wyczerpuje się w badaniach naukowych i technologicznych, ale kieruje się również ku czemuś, co jest “poza”, ku jakiejś “głębi”, która dotyka jakiejś “wyższej mądrości”, jest właściwy i pożądany. W tym sensie rozum i poszukiwania naukowe układają się, aby uczynić jakiś krok na drodze wiary, która ze swej strony pozwala zrozumieć ostateczną prawdę każdej rzeczywistości, odkrywając w niej również to, co wychodzi poza, nie negując przy tym i nie podważając, samych badań naukowych.

Występowanie cudu – rozumianego jako przejaw zanurzenia boskości w człowieczeństwo, “przewyższającego” to, co medycyna jest w stanie uczynić – ukazuje też skrajną niedysponowalność ludzkim życiem. Życie człowieka nie jest w rękach lekarza, ono jest w rękach Boga i zostaje jedynie złożone w ręce lekarza, aby był on strażnikiem i sługą tego życia, kochającym, życzliwym, mądrym i kompetentnym, ale też “pokornym”, zdolnym zostawić i oddać Bogu to, że jest Bogiem i w taki sam sposób postępować, ukazując Jego pełną miłości “wszechmoc”. W tym uznaniu “niedysponowalności” ludzkim życiem kryje się również, najbardziej prawdziwa szlachetność medycyny, rozumianej jako nauka służąca człowiekowi, jego godności i świętości jego życia.

W postawie kontemplacji

Aby to wszystko stało się możliwe, należy przede wszystkim “pielęgnować – jak pisze Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitaepostawę kontemplacji. Rodzi się ona z wiary w Boga życia, który stworzył każdego człowieka i cudownie go ukształtował (por. Ps 139 [138], 14). Jest to postawa tego, kto widzi życie w całej jego głębi, kto dostrzega jego bezinteresowność i piękno oraz przyjmuje je jako wezwanie do wolności i odpowiedzialności. Jest to postawa tego, kto nie próbuje zagarnąć dla siebie rzeczywistości, ale przyjmuje ją jako dar, odkrywając w każdej rzeczy odblask Stwórcy, a w każdej osobie Jego żywy obraz (por. Rdz 1, 27; Ps 8, 6). Kto zachowuje taką postawę, nie poddaje się zniechęceniu, gdy widzi człowieka chorego, cierpiącego, odepchniętego albo na progu śmierci; wszystkie te sytuacje przyjmuje jako wezwanie do poszukiwania sensu i właśnie w takich okolicznościach otwiera się, aby w twarzy każdej osoby dostrzec zaproszenie do spotkania, do dialogu, do solidarności. Czas już, abyśmy wszyscy przyjęli taką postawę i na nowo nauczyli się czcić i szanować każdego człowieka z sercem pełnym religijnego zachwytu” (EV 83).

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2008,czy-lekarz-moze-dokonywac-cudow.html

***********

O autorze: Słowo Boże na dziś