Olga Tokarczuk i inni…

non-possumus

 

Na portalu Wirtualnej Polski, w dniu 07.10.2015 ukazała się wiadomość o literackiej nagrodzie Nike, przyznanej pisarce Oldze Tokarczuk, za powieść „Księgi Jakubowe”. Jest to jej druga nagroda Nike – pierwszą dostała w 2008 r. za powieść “Bieguni”.

Wg Wirtualnej Polski, należącej do internetowego mainstreamu, Olga Tokarczuk, komentując swe wyróżnienie w programie TVP „Minęła dwudziesta”, wypowiedziała następujące opinie o Polsce i jej historii:

– Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów. Jak podkreśliła – podaje WP – temat pogromów, do jakich doszło w czasie wojny i w okresie powojennym, zamietliśmy pod dywan. Polacy zaczęli sobie wyobrażać, że jesteśmy narodem, który walczy o “wolność waszą i naszą”. Myślę, że trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów – oznajmiła Olga Tokarczuk.
( http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Olga-Tokarczuk-robilismy-straszne-rzeczy-jako-mordercy-Zydow,wid,17895476,wiadomosc.html?ticaid=115bd8 )

 

*

 

Haniebnych słów tej kobiety, nie wolno zostawić bez odpowiedzi. Pierwsze pytanie: Skąd ona wzięła te kłamstwa? Co do sformułowania, iż Polacy to „mordercy Żydów” – nie można wątpić, że jak echo powtarza sławetne elukubracje pseudo-historyka Jana T. Grossa – a prywatnie męża jurorki nagrody Nike, Ireny Grudzińskiej-Gross. Niewykluczone, że obyta w świecie Tokarczuk zapragnęła „wykazać się” przed nimi swym posłuszeństwem wobec fali antypolonizmu, ogarniającego dziś światowe  media i polskojęzyczne media w Polsce. Jednak tajemnicą pozostanie, skąd zaczerpnęła rewelacje o polskich „kolonizatorach” i polskich „właścicielach niewolników”? A może  trzeba sięgnąć po nie do dzieł pani Heleny Michnik – matki innego prominenta Nagrody, Adama Michnika – niegdyś założycielki organizacji komunistycznych w międzywojennej Polsce, a po 1945 r. wykładowczyni historii w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego i  autorki stalinowskich podręczników do historii, których jedenastoma wydaniami zatruwano do lat 60. umysły młodzieży polskiej?… (https://pl.wikipedia.org/wiki/Helena_Michnik)

 

Możliwości są dwie: albo Olga Tokarczuk rzeczywiście robi ten show w odpłacie Koncernowi Nieprawdy z Czerskiej za hojną premię, jaką rękami pieczołowicie dobranego Jury nagrodzono ją nie tylko za powieść, ale i za załącznik do niej, w postaci publicznych szyderstw z historii kraju, który ją kształtował i karmił, albo straciła rozum ta intelektualistka z Wałbrzycha, dla której w kwietniu 2010 r.  kilkusetmetrowa kolejka ludzi ze zniczami, stojąca do Pałacu Prezydenckiego po tragedii Smoleńskiej, to były godne pogardy “rytuały plemienne”…

Jednak wersja nagłego zaćmienia mózgu u osoby mieniącej się „polską pisarką”, choćby mówiącej rzeczy kłamliwe i ignoranckie, jest mało prawdopodobna, gdyż ta obwieszona kolczykami modnisia zdaje się mocno stąpać po ziemi. Zostaje podejrzenie, że to wszystko zostało dobrze przygotowane i pani Tokarczuk wraz ze swymi – z przykrością to przyznaję – nawet dość profesjonalnie skleconymi tomiszczami, które wśród rozczytanych w pseudo-intelektualnej gawędzie paniuś zyskały jej miano „polskiego Paulo  Coelho” – pełnią rolę podgrzewacza temperatury w garnku, w którym stopniowo, jak żaba w znanej anegdocie o gotowaniu tak, aby nie bolało – prane są mózgi polskich czytelników. Zwłaszcza, bezradne wobec tak opakowanej trucizny są mózgi czytelników tzw. działów kulturalnych Koncernu Nieprawdy z Czerskiej, gdzie lemingom co sezon podaje się aktualnie obowiązujące „prawdy” i przedstawia kolejnych bożków pseudo-artystycznego Parnasu do padania przed nimi na kolana.  To stąd wychodzą w rozgdakany kurnik Warszawki środowiskowe mody, trendy i przykazania, ale myliłby się ten, kto by sądził, że to tylko, ot taka nieszkodliwa zabawa w „salon” i nic więcej, i że taka sama była przed wojną Cafe Ziemiańska czy w latach peerelu, kawiarenka PIWu na Foksal lub Czytelnika na Wiejskiej.

Zgoda, w tamtych miejscach owszem, kreowano w pewnym stopniu „obowiązujący” idiom kultury „wysokiej”, przeciwstawianej objawom rzeczywistego obskurantyzmu, jaki zdarzał się w przedwojennej Polsce, z trudem wychodzącej z prawie dwóch wieków izolacji i zniewolenia – albo, jak w czasach peerelu – tworząc alternatywę dla oficjalnej „polityki kulturalnej”, próbującej wtłoczyć bogactwo wielowiekowej kultury polskiej w nurt służebny celom ideowym.

 

Jednak o coś zupełnie innego chodzi Oldze Tokarczuk i jej patronom intelektualnym i medialnym. Tu bowiem pojawia się publiczna, kłamliwa, niegdyś nie do pomyślenia w polskiej dyspucie kulturalnej wypowiedź na temat polskiej historii; zawzięta bujda, mająca uwieść maluczkich i sformułowana w cykle zdaniowe, a więc nie będąca wynikiem przejęzyczenia czy emocji;  wyrachowane spotwarzenie tego, co w polskim sercu najdrażliwsze – polskiej dumy i godności narodowej, bez której wszak nie jest w stanie funkcjonować żaden naród.

Doprawdy, osobliwe to rozumienie zadań kogoś, obdarzonego przez Boga talentem do pisania. Co gorsza, czynione to jest wbrew faktom historycznym, dostępnym w każdym rzetelnie napisanym podręczniku historii w Polsce lub za granicą. Na koniec, za to wszystko czeka sprawcę gigantyczne, jak na polskie warunki, honorarium… Tak nie bywało ani w Ziemiańskiej, ani na Wiejskiej – bo tam nie gromadzili się uzurpatorzy, mianowani na „front kultury” przez funkcjonariuszy propagandy, a kochający Polskę w mniej czy bardziej skomplikowany sposób, ale szczerze, prawdziwi artyści, którzy nieraz w formie humorystycznej, nieraz wręcz kabaretowej ”obalali pomniki” i „rewidowali historię”, jednak zawsze czynili to w granicach prawdy historycznej i subtelnego, artystycznego smaku.

 

Tego wykwintu – nie mówiąc o szacunku dla prawdy – brak „pisarce” Tokarczuk i jej dzisiejszym pobratymcom. Jak rezuny, wchodzą do polskiej chaty, ścinają głowy „ciemnogrodu”, wypruwają flaki „hołocie”. Jaka bezgraniczna pycha w słowach tej pani psycholog z Dolnego Śląska, gdy żąda, by „historię Polski napisać na nowo”… To jest, dokładnie, marksistowskie myślenie Heleny Michnik i jej pionierów z organizacji im. Lenina, zakładanej niegdyś w ojczyźnie  świętej siostry Faustyny i świętego Maksymiliana Kolbe, aby tę rycerską, maryjną Polskę rozpędzić, rozgromić i ostatecznie „wybić Polakom honor z głowy” – jak rotmistrzowi Pileckiemu wysyczał w twarz stalinowski prokurator, w sztuce poświęconej temu polskiemu bohaterowi. Ale takie porywające wyobraźnię i serce postacie, jakich pozazdrościć nam mogą europejskie narody, nie poruszają wyobraźni „polskiej pisarki” Tokarczuk. Ona jest po stronie tych, którzy przykładali ogień do polskich chat, puszczając je z dymem, aby na ich miejscu rosnąć  mogły pudła Nowej Huty czy innego raju dla chłopo-robotniczych mas.

Nie na darmo przywołuję obrazy banderowskiego czy bolszewickiego rozboju – gdyż prowokuje je sama Tokarczuk – pisarka uważająca się za „polską”, choć nosząca niepolskie imię, niepolskie nazwisko i wyszydzająca publicznie Polskę rycerską, krwawą, rzeczywistą, zapisaną w setkach dokumentów, dzienników, powieści i datami na niezliczonych płytach nagrobnych rozsianych po polskiej ziemi i w świecie, a nade wszystko, wyrytą w każdym polskim sercu – aby na to miejsce siać kąkol nieprawdy.  Więc przeinacza, ignoruje, odrzuca wstrętny jej obraz Polski rycerskiej, maryjnej – ojczyzny świętych i męczenników, broniących kraju przed watahami wrogów wewnętrznych i zewnętrznych; Polski przepojonej duchem Bożym, jaką opisywały pióra pisarzy i historyków z prawdziwego zdarzenia, od Piotra Skargi do Adama Zamojskiego, od Maurycego Mochnackiego do Jana Kucharzewskiego, Mariana Zdziechowskiego, Feliksa Koniecznego i innych, których trzeba by na całe strony wymieniać. Ona udaje, że nie rozumie, ale ona rozumie – a przeinacza, karykaturuje, wyszydza ducha Polski; obsmarowuje go nieczystościami i pokazuje – patrzcie –  ha, ha, oto wasza Polska, patrzcie, hi, hi, oto wasza duma…

 

Trudno znaleźć słowa dla tego przypadku intelektualnej hańby i zdeprawowanego pisarskiego powołania.  Olga Tokarczuk  oblała, pardon, gnojem kłamstw imię swej ojczyzny, samą siebie stawiając nie w rzędzie szanowanych lub nawet kochanych przez Polaków artystów, jakich nam historia nie skąpiła, a schodząc na poziom kloaki propagandowej.  Widocznie jej to towarzystwo odpowiada, ale wtedy niech nie nazywa siebie „pisarzem” i zwłaszcza – polskim. Jedna pociecha, że jak uczy historia, Olga Tokarczuk, podobnie do pokrewnych sobie manipulatorów, niechybnie odbierze w przyszłości należną sobie odpłatę: wzgardę i zapomnienie. I nie pomoże jej wtedy żadna Nagroda Nike, bo Polak przyszłości, w co głęboko wierzę,  również o tym folwarku Michnika i jego zatrutych owocach zechce jak najszybciej zapomnieć.

 

Pokutujący Łotr

 

http://www.blogmedia24.pl/node/72552

grafika: z netu

O autorze: Judyta