Nie osądzaj na podstawie najgorszych. Patrz na najlepszych. – Piątek, 16 października 2015r., św. Jadwigi Śląskiej, wspomnienie

Zadanie na dziś

Zastanów się:

– jak pomóc obłudnikom, którzy jedno mówią, a drugie czynią i to poza naszymi placami?

– co zrobić kiedy nie spotka cię fizyczna przemoc, ale „zabicie” złym słowem, odrzucenie, wyśmianie?

 

Myśl dnia

Im kto ma większe poczucie humoru, tym większe musi mieć poczucie taktu.

Stefan Garczyński

Jesteśmy tym, kim uczyniła nas nasza przeszłość. Nigdy nie uda ci się zapomnieć,
skąd pochodzisz, nigdy nie uda ci się tego zmienić… bez miłości.
Reyes Monforte
Przeciwieństwem obłudy jest prawda, bycie sobą. Dlatego tak ważne jest, żeby być przejrzystym.
Takim samym człowiekiem, kiedy nikt cię nie widzi i kiedy oceniają cię tłumy. Tak żyli święci.
Grzech  jest odrzuceniem Bożej Miłości, która nas zabezpiecza przed każdym zagrożeniem.
Nie bójmy się utraty ciała, ani niczego, co jest cielesne. Bójmy się utracenia duszy na skutek grzechu.
Mieczysław Łusiak SJ
Uwierzył Abraham Bogu i zostało mu to poczytane za sprawiedliwość.
Panie, modlę się za tych wszystkich, którzy cierpią z powodu fałszywych oskarżeń, kłamstwa i innych niesprawiedliwości. Dodaj im odwagi, aby umieli cierpieć za prawdę i nie ugięli się pod naporem kłamstwa.
PIĄTEK XXVIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK IIPIERWSZE CZYTANIE  (Rz 4, 1-8)

Abraham został usprawiedliwiony przez wiarę

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.

Bracia:
Zapytajmy, co zyskał Abraham, przodek nasz według ciała. Jeżeli bowiem Abraham został usprawiedliwiony z uczynków, ma powód do chlubienia się, ale nie przed Bogiem. Bo cóż mówi Pismo? «Uwierzył Abraham Bogu i zostało mu to poczytane za sprawiedliwość».
Otóż temu, który pracuje, poczytuje się zapłatę nie za łaskę, ale za należność. Temu jednak, który nie wykonuje pracy, a wierzy w Tego, co usprawiedliwia grzesznika, wiarę jego poczytuje się za tytuł do usprawiedliwienia, zgodnie z pochwałą, jaką Dawid wypowiada o człowieku, którego Bóg usprawiedliwia niezależnie od uczynków:
«Błogosławieni ci, których nieprawości zostały odpuszczone i których grzechy zostały zakryte. Błogosławiony mąż, któremu Pan nie poczyta grzechu».

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 32 (31), 1-2. 5. 11)

Refren: Tyś mą ucieczką i moją radością.

Szczęśliwy człowiek, +
któremu odpuszczona została nieprawość, *
a jego grzech zapomniany.
Szczęśliwy ten, któremu Pan nie poczytuje winy, *
a w jego duszy nie kryje się podstęp.

Grzech wyznałem Tobie *
i nie ukryłem mej winy.
Rzekłem: «Wyznaję mą nieprawość Panu», *
a Ty darowałeś niegodziwość mego grzechu.

Cieszcie się i weselcie *
w Panu, sprawiedliwi,
radośnie śpiewajcie *
wszyscy prawego serca.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 32, 22)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Panie, niech nas ogarnie Twoja łaska według nadziei,
którą pokładamy w Tobie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 12, 1-7)

Głoście słowo Boże bez obawy

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Kiedy wielotysięczne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni cisnęli się na drugich, zaczął mówić najpierw do swoich uczniów: «Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach.
Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: Bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie.
Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone.
Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli».

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ 

 

 

Żyć w prawdzie

W Królestwie Bożym niczego nie da się ukryć. Dlatego nawet te grzechy, które popełniamy w ukryciu, będą ujawnione. Jezus przestrzega nas przez faryzejską obłudą. Pragnie, aby Jego uczniowie byli ludźmi szczerymi, żyjącymi w prawdzie. Wiemy doskonale, jak wiele zła można wyrządzić zakłamaniem i obłudą. Ile małżeństw rozpadło się w wyniku zdrady. Jak wielką krzywdę wyrządza się, molestując nieletnich. Ile zła przynoszą grzechy języka: obmowy, fałszywe oskarżenia, poświadczanie nieprawdy. Potraktujmy poważnie słowa, które słyszymy w dzisiejszej Ewangelii i nie unikajmy ich podczas naszego rachunku sumienia.

Panie, modlę się za tych wszystkich, którzy cierpią z powodu fałszywych oskarżeń, kłamstwa i innych niesprawiedliwości. Dodaj im odwagi, aby umieli cierpieć za prawdę i nie ugięli się pod naporem kłamstwa.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
************

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 12, 1-7

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. shelfappeal / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Ucisk uszlachetnia

 

Kwas faryzeuszów

Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach. Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie!

 

Opowiadanie pt. “Dlaczego w Kościele są obłudnicy?”
– Mam problem, proszę księdza. Mam naprawdę problem, ponieważ widzę, że w Kościele jest zbyt wielu ludzi obłudnych – powiedział do mnie znajomy student.

Odpowiedziałem:

– Masz rację, są tacy. Zawsze tacy byli i zawsze będą. Czy widziałeś kiedyś podrobiony banknot?

– Nie, ale słyszałem o czymś takim.

– Czy widziałeś kiedyś podrobiony nikiel?

– Nie. Nikiel nie jest wart podrabiania.

– Słusznie. Powiedziałeś, że w Kościele są tacy, co “modlą się pod figurą, a diabła mają pod skórą”. A czy widziałeś fałszywego grzesznika, fałszywego pijaka albo podrobioną rzecz, która jest właściwie bezwartościową?

– Nie.

– Powodem podrabiania chrześcijaństwa jest to, że prawdziwy chrześcijanin jest wart podrabiania. Fakt, że w Kościele znajdują się obłudnicy, wskazuje na to, że usiłują zgodnie z wymogami świata imitować to, co jest bardzo dobre. Mówiąc, że w Kościele znajduje się wielu obłudników, wygłaszasz pod jego adresem wspaniały komplement. Zauważyłeś obłudników w związku studentów, na uniwersytecie, w klubie?

– Oczywiście, że tak – odpowiedział.

– Dlaczego więc nie rezygnujesz ze studiów? Odchodzisz z Kościoła z powodu obłudników, to zrezygnuj też z uniwersytetu. Gdzie twoja konsekwencja? Nie osądzaj na podstawie najgorszych. Patrz na najlepszych.

 

Refleksja
Czym jest obłuda? To nic innego jak udawanie kogoś, kim się tak naprawdę nie jest. Czesław Niemen w swojej piosence “Obłuda” w ostatniej zwrotce śpiewa tak: “W twarzach ludzi obłuda, rezygnacja i nuda, śmiech podszyty zwątpieniem, nierealnym pragnieniem, że tym razem coś musi się udać”. Nie jest to zatem zjawisko odosobnione, bo dotyczy wielu ludzi na tej ziemi.

 

Chrystus wie, że tam, gdzie jest obłuda, potrzebna jest szczerość i autentyczność. Tylko prawda prowadzi do życia wiecznego. Chrystus jest drogą, prawdą i życiem.

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Co Ci się nie podoba w osobach obłudnych?

2. Jak próbować rozmawiać i porozumieć się z obłudnikami?
3. Jak pomóc obłudnikom, którzy jedno mówią, a drugie czynią i to poza naszymi placami?

 

I tak na koniec…

“A szczyt niesprawiedliwości to: uchodzić za sprawiedliwego, nie będąc nim” (Platon)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,49,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-12-1-7.html

*********

Św. Jadwigi Śląskiej

0,13 / 10,45
Kiedy przychodzą trudne sytuacje w życiu, pamiętaj, że i w nich jest obecny Bóg, który troszczy się o ciebie.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 12, 1-7

Kiedy wielotysięczne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni cisnęli się na drugich, zaczął mówić najpierw do swoich uczniów: «Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach. Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie. Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli».Kwas ma właściwości żrące, niewielka ilość zakwasu „przerabia” kilogramy mąki. Kwas faryzeuszów – obłuda – nie jest tylko złem w jednym człowieku, lecz jest złem, które się rozprzestrzenia, ma konsekwencje dla innych. Przeciwieństwem obłudy jest prawda, bycie sobą. Dlatego tak ważne jest, żeby być przejrzystym. Takim samym człowiekiem, kiedy nikt cię nie widzi i kiedy oceniają cię tłumy. Tak żyli święci.

Zagrożenie ze strony innych, którzy mogą zabić, jest tak wielu naszych braci codzienną rzeczywistością. Tutaj może nie spotka cię fizyczna przemoc, ale jest też „zabicie” złym słowem, odrzucenie, wyśmianie.

Musisz być gotowy na trudne sytuacje, wrogość, odtrącenie. Jednocześnie nie zapominaj, że nad całym światem, nad tobą i twoim życiem, czuwa Bóg. Jemu zależy na tobie. To nie znaczy, że usunie każdą przeszkodę czy niebezpieczeństwo, ale nie zostawi cię bez opieki.

Jezus zwraca się do swoich przyjaciół. Jeżeli jesteś przyjacielem Jezusa, to oznacza szczerość, brak obłudy i ufność, że nawet największe trudności nie zdołają cię zabić.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
***********

2 WRÓBLE

by Grzegorz Kramer SJ

Dostaje się wam za dobro, które czynicie; za wartości, którymi próbujemy żyć; za wasz sposób myślenia, który opieracie na Jezusie? Jeśli tak – to Bogu dzięki. Pewnie, że ich nie chcemy i nie szukamy, ale pewne jest, że będą. Będą też fałszywe oskarżenia, będą złośliwości. Ale się ich nie bójmy! Możemy się bać tylko tych rzeczy, które próbujemy ukryć. I to jest kolejna zasada działania złego ducha, który jak mówi Ignacy działa jak kochanek. Nie chce ujawnienia jego zalotów i romansu. Wie, że kiedy zostanie zdemaskowany, jego zabiegi nie mają siły. Więc warto mówić, wyjawiać, nie cudze słabości i grzechy, bo to obmowa, ale rozmawiać o swoich słabościach.

Ten urywek Ewangelii mówi też o przejrzystości. Na dwóch poziomach. W stosunku do Boga i do innych. „Strzeżcie się obłudy. Nie ma nic ukrytego, co by nie miało być wyjawione”. To oczywiście nie jest opis spec służb, które nas mają śledzić i ujawniać kompromitujące nas działania. To tylko stara prawda, że wszystko (dobre i złe) w końcu i tak wylezie na zewnątrz. Nie chodzi o to byśmy żyli w psychozie strachu, że muszę się kontrolować, by jakiejś głupoty nie strzelić, ale idzie o to by tak żyć by się niczego nie wstydzić. W mowie, w czynie i w relacjach. Jezus mówi o tym w kontekście obłudy faryzeuszów. Oni mówili co innego, uczyli tego innych, a co innego robili w praktyce, na co dzień. A więc jeśli idę za Jezusem, owszem jako grzeszny (upadający) i słaby człowiek, to nie mogę za Nim iść tylko raz w tygodniu. Wzywa mnie do tego bym za Nim chodził co dzień, nawet wtedy kiedy nikt tego nie widzi.

I w końcu Jezus mówi dziś, po raz wtóry do nas: „Nie lękaj się, nie bój się”. Być może wydaje nam się, że życie czasem wymyka się spod kontroli, być może coraz częściej pod koniec tygodnia mamy wrażenie, że wszystko dzieje się szybko i jakby koło nas, że już nikt tego nie kontroluje. A jednak Jezus mówi: wyluzuj, nie bój się. Ja, jako Twój Bóg, Przyjaciel wszystko mam pod kontrolą. Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.

Bóg, który panuje nad wszystkim, panuje także (choć czasem się wydaje inaczej) nad tym co się dzieje w naszym życiu. On wie o naszych kłopotach w domu i w relacjach. Wie, że czasem widzę tylko bezsens mojego działania, wie o moim bólu, o którym boję się innym powiedzieć. Skąd to wiem? A no z doświadczenia. Przecież każdy z nas,  może przytoczyć wiele przykładów na to, że po fakcie okazało się, że Bóg w jakimś konkretnym doświadczeniu BYŁ. On mówi nie bój się, wszystko jest pod moją opieką. Wierz tylko, przynajmniej pragnij wierzyć, a zobaczysz. Naprawdę jesteśmy ważniejsi od wróbli, od włosów na głowie, nasze życie jest w ręku Boga, choć czasem zapominamy o tym, choć czasem łzy przysłaniają nam tą pewność. Jednak On jest wierny i nie zapomina o swoich dzieciach, które są ważniejsze niż wróble.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/10/16/2-wroble/

**********

A jednak usprawiedliwieni – mili Bogu

15 października 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

 „Dlaczego ludzie nie chcą wierzyć w moją miłość? Czy byłem kiedykolwiek niedobry? Czy mściłem się, gdy byłem na ziemi? Czy nie byłem samą wyrozumiałością, samym przebaczeniem? Czy nie stałem się Mężem boleści z miłości do was? Dlaczego ludzie nie chcą wierzyć w moją miłość?”

 

Obecnie (przez parę tygodni) w liturgii Mszy św. czytamy i rozważamy List św. Pawła do Rzymian. Jest on wspaniały. Zawiera różne wątki, ale najważniejsza jest w nim Dobra Nowina, którą zwiastuje św. Paweł w imieniu Jezusa Chrystusa. W pierwszych rozdziałach Listu (Rz 1-3.20) św. Paweł wykazuje, że prawda o powszechnym zniewoleniu grzechem i o wielkiej potrzebie wyzwolenia (zbawienia) dotyczy wszystkich ludzi – i pogan, i Żydów.

Pętla grzechu i śmierci

Wszyscy, mówiąc obrazowo, mają nałożoną na szyję pętlę grzechu i śmierci. Sytuacja jest tym bardziej dramatyczna, że końcówką tej fatalnej pętli zdaje się „zawiadywać” (wyłącznie) wielki wróg człowieka – szatan, demony. Co gorsza, żaden człowiek nie potrafi zdjąć tej pętli z własnej szyi. Na niewiele zdaje się siła własnej inteligencji, jakaś przebiegłość czy nawet wielki moralny wysiłek. Wbrew wszelkim staraniom widać, że z upływem lat i wieków na koncie poszczególnych osób i całej ludzkiej rodziny przybywa złości grzechów i coraz bardziej panoszy się śmierć. Łatwo można to zweryfikować, patrząc na okropne wydarzenia minionego wieku XX i na to, co dzieje się obecnie w różnych regionach świata.

Także, niestety, uważne spojrzenie na swoje życie i bliskich nam osób nie daje podstaw do naturalnego optymizmu. Grzech (jako zerwanie ufnej i miłosnej więzi ze Stwórcą) i śmierć (jako ostateczny kres osobowego istnienia) zdają się być górą. Wygląda to tak, jakby do nich (do grzechu i śmierci) należało ostatnie zdanie w dziejach osób i narodów. Nic zatem dziwnego, że każdemu człowiekowi – wcześniej czy później – narzucają się pytania pełne troski i niepokoju: «Cóż dobrego może czekać mnie na końcu życia? «Czyż nie zasadnie – ja człowiek-grzesznik i śmiertelnik – czuję się coraz bardziej przytłoczony i niespokojny o swój los?» Trwoga przemijania i śmierci, a ponadto udręka czucia się winnym wobec Stwórcy zamykają (biednego) człowieka w kręgu bezradności i rozpaczy.

„Z głębokości” serca człowieka wydobywają się jeszcze i takie pytania: «Czy Bóg, sam doskonale Dobry, może miłować kogoś, kto czyni nie tylko dobro, ale i zło? Czy On, doskonale Dobry, może odnosić się do mnie zło-czyńcy – z sympatią? Życzliwie? Nie mówiąc już o miłosnym upodobaniu? I czy On może uczynić mnie znów „nieskalanym przed Jego obliczem”, choć grzeszyłem, grzeszę i pewno nadal będę upadać?»

Czy przez te (wydobyte na jaw) pytania nie przebija wielka ludzka tęsknota. Za czym? Najpierw za całkowitą odmianą sytuacji tego strasznego uwikłania w grzech i wszystkie jego skutki, a zwłaszcza w śmierć. Jest też w sercu każdego człowieka wielka tęsknota za tym, by móc być zrozumianym, wytłumaczonym, usprawiedliwionym. Człowiek, taki, jaki jest, chce być mimo wszystko miłowany! Chce być mocno przytulony do Serca Boga i uzdolniony do miłowania tak, jak On miłuje.

Ratunek przychodzi od Boga

Boży Syn stał się człowiekiem po to właśnie, aby uroczyście ogłosić Dobrą Nowinę, że Boskie Osoby darzą nas Miłością; że jest ona niewyobrażalnie wspaniała, potężna i wieczna. Że jest ona nieodwołalna, ostateczna! Jezus ogłasza nam tę Boską Miłość w słowach przypowieści, w dawanych obietnicach, w dokonywanych uzdrowieniach. Całe życie Wcielonego Syna Bożego jest objawianiem miłości Boga do człowieka. Najdobitniej wyraża tę miłość sam fakt Wcielenia i takie kluczowe czyny jak Wieczernik z umyciem nóg i Eucharystią, Męka, Krzyż, Zmartwychwstanie i Zesłanie Ducha Świętego.

Św. Paweł z niebywałą wyrazistością poznał miłość Boga do ludzkości zniewolonej grzechem, poczuciem winy i śmiercią. O skali tej miłości mówi w różnych miejscach i na wiele sposobów. Najlepiej byłoby przeczytać pod tym kątem cały List do Rzymian. Przeczytajmy uważnie przynajmniej niektóre zdania z pierwszego czytania (Rz 5, 15-20). Dodane podkreślenia niech zwrócą naszą uwagę na to, co św. Paweł jasno poznał i czym gorąco pragnie podzielić się z nami.

„Ale nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem jak z darem łaski. Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa. I nie tak samo ma się rzecz z tym darem jak i ze [skutkiem grzechu, spowodowanym przez] jednego grzeszącego. Gdy bowiem jeden tylko grzech przynosi wyrok potępiający, to łaska przynosi usprawiedliwienie ze wszystkich grzechów. Jeżeli bowiem przez przestępstwo jednego śmierć zakrólowała z powodu jego jednego, o ileż bardziej ci, którzy otrzymują obfitość łaski i daru sprawiedliwości, królować będą w życiu z powodu Jednego – Jezusa Chrystusa. Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska.

Przypominają się tu słowa z Psalmu 103:

Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo łagodny.
Nie wiedzie sporu do końca i nie płonie gniewem na wieki.
Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca.
Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak można jest Jego łaskawość dla tych, co się Go boją (Ps 103, 8-11).

Bóg ma Swoją miarę i Swoje racje (Boskiego Serca), gdy zbliża się do nas, by nas szukać, znaleźć, przygarnąć i włączyć w Boskie Życie.

Akt ufnej wiary

Na koniec powiedzmy jeszcze raz, że tę całą obfitość rozlewającej się Łaski i Usprawiedliwienia przyjmujemy, gdy wypowiadamy ufny akt wiary w Jezusa Chrystusa jako naszego Zbawiciela!

Ten ufny akt wiary miał dla św. Pawła ogromne znaczenie! Ten ufny akt wiary ma ogromne, rozstrzygające znaczenie także dla nas! I od nas zależy, czy zechcemy co dzień na nowo (wiele razy na dzień) zanurzać się w zaofiarowanej nam Miłości Boga. Ta zaofiarowana nam Miłość jest na pewno mocniejsza niż śmierć! I większa niż jakikolwiek grzech.

Rekolekcje Ignacjańskie po to są, byśmy w dłuższym procesie duchowym mogli napełnić się po brzegi – Dobrą Nowiną o zbawieniu w Jezusie i o życiu wiecznym.

W kilku etapach (w czterech tzw. Tygodniach) Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli stopniowo przekonujemy się, że wszystkie ludzkie sprawy wyglądają w Jezusie Chrystusie całkiem inaczej niż poza Nim, bez Niego! To za sprawą przyswojonej Ewangelii Jezusa Chrystusa odzyskujemy pełny sens życia i radość z istnienia!

„ON i ja”

Na zakończenie (i dla zachęty) kilka wypowiedzi Pana Jezusa z tomików, które zasługują na miano arcydzieła.

„Dlaczego ludzie nie chcą wierzyć w moją miłość? Czy byłem kiedykolwiek niedobry? Czy mściłem się, gdy byłem na ziemi? Czy nie byłem samą wyrozumiałością, samym przebaczeniem? Czy nie stałem się Mężem boleści z miłości do was? Dlaczego ludzie nie chcą wierzyć w moją miłość?” (ON i ja, tom I, nr 76; zobacz także: http://www.objawienia.pl/gabriela/gabriela-spis.html )

„Bądź zawsze radosna. Niech twoje serce płonie w moim. Kocham cię do ‘Szaleństwa’: czy Szaleństwo Krzyża nie dowodzi ci tego?” „…Traktujcie Mnie jak najbliższego, który nie tylko wybacza winy, jakie Mu się zwierza, ale winy te bierze na siebie, aby uzyskać za nie przebaczenie Ojca” (ON i ja, tom I, nr 664).

Chciejmy pamiętać, że nasze grzechy mają swój ciężar i brzydotę. Jezus wziął to wszystko na Siebie. „Wypada” zatem, żebyśmy z bezmiaru Bożego Miłosierdzia nie brali przebaczenia ot tak sobie, ale z ufną wiarą, ze skruszonym sercem i z prośbą o przebaczenie.

Podczas gdy kajałam się z powodu win popełnionych w tym tygodniu. – „Z całej duszy proś za nie o przebaczenie. I pozostań wsparta na moim sercu, byś nabrała na nowo odwagi i radości” (ON i ja, tom I, nr 658).

W czasie Godziny świętej Gabriela Bossis odebrała wewnętrznie te słowa Jezusa:

„Zacznij od prośby o przebaczenie twoich win, łącząc się ze Mną w Ogrójcu. Przebaczenie twoich obmów. Przebaczenie twoich kłamstw z próżności, twojej przesady w mowie. Przebaczenie oschłości twego serca wobec tylu zniewag ze strony świata, które dotykają Mnie głęboko. Przebaczenie twojej obojętności wobec moich spraw. Upokórz się… a rozradujesz Mnie. Przyjrzyj Mi się dobrze w Ogrójcu. Zobaczysz moją boleść, mój wstyd. Cierpienie z powodu bezużyteczności moich cierpień dla wielu.

– Módl się wraz ze Mną: ‘Ojcze! Ojcze, zmiłuj się! Ojcze, miej litość… Ojcze, przebacz wszystkim! Ojcze, spójrz na Chrystusa w Getsemani’.

Pozostań na klęczkach, w postawie błagalnej. Błagaj, a Ojciec, który jest Nim bardziej niż wszyscy ojcowie, wysłucha cię” (ON i ja, tom I, nr 739).

 

http://osuch.sj.deon.pl/2015/10/15/k-osuch-sj-a-jednak-usprawiedliwieni-mili-bogu/

***********

Św. Jan Eudes (1601-1680), kapłan, kaznodzieja, założyciel instytutów zakonnych
Królestwo Jezusa, druga część, 30
„U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się”

Nasz umiłowany Zbawiciel zapewnia nas w różnych fragmentach świętych Pism, że troszczy się o nas i nieustannie nad nami czuwa; nosi nas i zawsze będzie nas nosił na swojej piersi, w sercu i w łonie…

Strzeżmy się, aby nie szukać oparcia ani we władzy, ani w łasce naszych przyjaciół, ani w naszych dobrach, ani w naszym duchu, wiedzy, siłach, dobrych pragnieniach i postanowienia, ani w naszych modlitwach, a nawet w ufności, jaką odczuwamy wobec Boga, ani w ludzkich środkach, ani w żadnej rzeczy stworzonej, ale jedynie w miłosierdziu Bożym. To nie znaczy, że nie należy używać powyższych rzeczy i trzeba ze wszystkich sił zwalczać przywary, aby ćwiczyć się w cnocie, prowadzić i wykonywać sprawy, które Bóg nam powierzył oraz wypełniać obowiązki związane z naszym stanem. Ale musimy zrezygnować z wszelkiego wsparcia i ufności, które możemy pokładać w tych rzeczach, i oprzeć się na czystej dobroci naszego Pana. W taki sposób, że powinniśmy z naszej strony tak samo troszczyć się i pracować , jakbyśmy niczego nie oczekiwali od Boga, niemniej jednak nie powinniśmy opierać się na naszej trosce i pracy, ale oczekiwali wszystkiego od jedynego miłosierdzia Bożego.

***********

W Bogu jest nasza najgłębsza tożsamość (16 października 2015)

  • przez PSPO
  • 15 października 2015

najglebsza-tozsamosc-komentarz-liturgiczny

Błogosławiony mąż, któremu Pan nie liczy grzechu (Rz 4,8).

 

Wszyscy możemy jedynie mieć nadzieję na takie błogosławieństwo. Nic nam się nie należy za nasze wspaniałe czyny! Jest to jedna z trudniejszych prawd naszego życia. Kto ją zrozumiał i wewnętrznie przyjął, staje się człowiekiem wolnym i prawdziwym uczniem Chrystusa. Prawda ta jest trudna do przyjęcia, ponieważ brak nam prawdziwej prostoty, prostoty dziecka. Przecież wszystko, cokolwiek mamy, mamy od Boga i tylko dzięki Niemu naprawdę możemy cokolwiek dobrego uczynić. Natomiast nasza pycha powoduje, że staramy się wykazać, że to dzięki naszym czynom zasługujemy na Boże błogosławieństwo. Dlatego też nieustannie zabiegamy o to, by mieć podstawy do chlubienia się, by uzyskiwać zasługi.

Nie zdajemy sobie jednak sprawy, że wówczas traktujemy Boga jako kogoś, kto z zewnątrz ma oceniać i dawać nam uznanie. W istocie On sam nie jest nam wcale potrzebny, my sami sobie wystarczymy. A raczej trzeba powiedzieć, że wystarcza nam uznanie, jakie uzyskujemy. Podstawowy grzech takiej postawy polega na „wyrzuceniu Pana Boga poza burtę”, na uczynieniu z Niego kogoś obcego. To jest jądro grzechu pierworodnego.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Rz 4, 1-8; Łk 12, 1-7

Natomiast zasadnicza prawda polega na tym, że wszystko mamy od Boga. I to nie oznacza tylko tego, że otrzymaliśmy od Niego wszystko to, co posiadamy, nawet nasze zdolności, zdrowie itd., ale że my sami jesteśmy Jego darem, my sami mamy siebie dzięki Niemu, mamy siebie jako zrodzonych przez Niego, jako pochodzących od Niego. Trzeba za św. Augustynem powiedzieć: „Bóg jest bliżej nas, niż my samych siebie”. Inaczej mówiąc: to w Bogu jest nasza najgłębsza tożsamość. Kiedy zatem traktujemy Go jako zewnętrzną instancję, która miałaby potwierdzać nasze dobre mniemanie o sobie, to zdradzamy naszą najgłębszą tożsamość, nie jesteśmy sobą.

Można wówczas zapytać: Dla kogo jest nam potrzebna ta dobra ocena? Przed kim mamy się nią wykazać? Ten ktoś staje się ważniejszy od samego Boga. Kto to jest? Czy my sami, co wydaje się paradoksalne i wręcz wewnętrznie sprzeczne ? Czy jednak ktoś, kogo nie rozpoznajemy wprost?

Zobaczmy, na co wskazują lęki, jakim w życiu ulegamy. Pan Jezus wskazuje nam je, ucząc odwagi wypływającej ze zrozumienia właściwych proporcji w życiu: czego należy się właściwie bać, a co jest jedynie przemijające i w związku z tym nie może nas paraliżować w życiu i zasadniczych wyborach.

Można ogólnie powiedzieć, że całą strukturę lękową św. Paweł nazywa światem. Nie chodzi o świat naturalny w jego pięknie stworzonym, ale o układy, które nami sterują. Co można, a czego nie można w określonym środowisku powiedzieć, jak się zachować, co jest chwalone, a co ganione i wyśmiewane. Kiedy postępując ze względu na te uwarunkowania, rezygnujemy z prawdy, to wówczas zdradzamy Boga, który jest źródłem tej prawdy. Coś innego, właśnie te układy są dla nas ważniejsze.

Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic już więcej uczynić nie mogą (Łk 12,4) – mówi Pan Jezus. Brak lęku wobec doczesnych układów jest ściśle związany z bojaźnią Tego, który nas całkowicie ogarnia i rozstrzyga o naszym być lub nie być nie tylko na tym świecie, ale przede wszystkim po śmierci. Bojaźń nie jest przy tym lękiem, który paraliżuje, ale wręcz czymś przeciwnym, właściwym respektowaniem prawdziwej zasady życia, odkryciem tego, co nam ono daje i poważnym potraktowaniem siebie w tej perspektywie. Bojaźń Boża przynosi wolność, bo pozwala nam prawdziwie być sobą, czyli być tym, kim nas Bóg stworzył.

Eucharystia, do której przystępujemy, jest nieustannym karmieniem się misterium naszego prawdziwego życia.

Włodzimierz Zatorski OSB

http://ps-po.pl/2015/10/15/w-bogu-jest-nasza-najglebsza-tozsamosc-16-pazdziernika-2015/

**********

#Ewangelia: Nie bójmy się Boga!

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. ajmatthehiddenhouse/flickr.com/CC)

Kiedy wielotysięczne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni cisnęli się na drugich, zaczął mówić najpierw do swoich uczniów: “Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów.

 

Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach.
Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: Bójcie się tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: tego się bójcie.

 

 Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone.

Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”. Łk 12, 1-7

 

Komentarz do Ewangelii
Nie ma podstaw, byśmy bali się Boga. Bójmy się grzechu (i szatana, który chce nas do niego doprowadzić), bo tylko grzech nas zabija i wpędza do piekła. Dla Boga natomiast jesteśmy “oczkiem w głowie”. Dla Niego znaczenie ma nawet każdy nasz włos. Dlatego nie może nas zniszczyć nic, oprócz grzechu. Grzech bowiem jest odrzuceniem Bożej Miłości, która nas zabezpiecza przed każdym zagrożeniem. Nie bójmy się utraty ciała, ani niczego, co jest cielesne. Bójmy się utracenia duszy na skutek grzechu.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2606,ewangelia-nie-bojmy-sie-boga.html

**********************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

16 PAŹDZIERNIKA

*********

Pontyfikat Jana Pawła II

 


W nocy z 28 na 29 września 1978 roku po zaledwie 33 dniach pontyfikatu zmarł papież Jan Paweł I.
14 października rozpoczęło się więc drugie już w tym roku konklawe – zebranie kardynałów, mające wyłonić nowego papieża. 16 października 1978 roku około godziny 17.15 w siódmym głosowaniu metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła został wybrany papieżem. Przyjął imię Jan Paweł II. O godz. 18.45 kard. Pericle Felici ogłosił wybór nowego papieża – HABEMUS PAPAM! Nowy biskup Rzymu udzielił pierwszego błogosławieństwa “Urbi et Orbi” – “Miastu i Światu”.

22 października na Placu Świętego Piotra odbyła się uroczysta inauguracja pontyfikatu, a następnego dnia pierwsza audiencja dla 4000 Polaków zgromadzonych w auli Pawła VI. 12 listopada Jan Paweł II uroczyście objął katedrę Rzymu – Bazylikę św. Jana na Lateranie, stając się w ten sposób Biskupem Rzymu.

W ciągu kolejnych 27 lat posługiwania na Stolicy Apostolskiej Jan Paweł II przewodniczył ponad tysiącu audiencji generalnych, odbył 102 pielgrzymki zagraniczne i 140 na terenie Włoch. Łącznie poza terenem Włoch Jan Paweł II spędził ok. 7% pontyfikatu. Złożył 300 wizyt w rzymskich parafiach. Napisał 14 encyklik, 12 adhortacji apostolskich, 11 konstytucji apostolskich, 41 listów apostolskich i 25 listów “motu proprio”. Dokonał kanonizacji blisko 500 osób (ok. 400 z nich to męczennicy), beatyfikował 1320 sług Bożych (w tym ponad 1000 męczenników). Odbyło się 8 konsystorzy związanych z kreacją nowych kardynałów, 6 zgromadzeń generalnych synodu biskupów.
Powyższe dane statystyczne nie oddają jednak nawet skrawka ogromnego dziedzictwa nauczania i pontyfikatu pierwszego w dziejach Kościoła Papieża-Polaka. Przez 27 lat, jakie upłynęły od chwili objęcia przez Karola Wojtyłę godności Następcy Piotra, zmienił się Kościół i świat. Jan Paweł II, mimo postępującej choroby, nigdy nie przestał być świadkiem Chrystusowej Ewangelii.

Odszedł do Pana po wieczną nagrodę 2 kwietnia 2005 r. o godzinie 21:37. Jego następcą na stolicy Piotrowej został kard. Józef Ratzinger, który przyjął imię Benedykt XVI. 29 czerwca 2005 r. rozpoczęto proces beatyfikacyjny Sługi Bożego Karola Wojtyły – papieża Jana Pawła II. Jego beatyfikacji dokonał w Rzymie na Placu Świętego Piotra papież Benedykt XVI w dniu 1 maja 2011 r.

Kanonizacja bł. Jana Pawła II  dokonał w Rzymie na Placu Świętego Piotra papież Franciszek w Niedzielę Bożego Miłosierdzia, 27 kwietnia 2014 r.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/1610.php3

*********

Święta Jadwiga Śląska

 

Zobacz także:

Święta Jadwiga Śląska Jadwiga urodziła się między 1174 a 1180 rokiem na zamku nad jeziorem Amer w Bawarii jako córka hrabiego Bertolda VI i Agnieszki Wettyńskiej, hrabiów Andechs, którzy tytułowali się również książętami Meranu (w północnej Dalmacji) i margrabiami Istrii. Miała czterech braci i trzy siostry. Jedną wydano za Filipa, króla Francji, drugą za Andrzeja, króla Węgier (była matką św. Elżbiety), trzecia wstąpiła do klasztoru. Jadwiga otrzymała staranne wychowanie najpierw na rodzinnym zamku, potem zaś w klasztorze benedyktynek w Kitzingen nad Menem (diecezja Würzburg), znanym wówczas ośrodku kulturalnym. Do programu ówczesnych szkół klasztornych należała nauka łaciny, Pisma Świętego, dzieł Ojców Kościoła i żywotów świętych, a także haftu i malowania, muzyki i pielęgnowania chorych.
W roku 1190 Jadwiga została wysłana do Wrocławia na dwór księcia Bolesława Wysokiego, gdyż została upatrzona na żonę dla jego syna, Henryka. Miała wtedy prawdopodobnie zaledwie 12 lat. Data ślubu nie jest bliżej znana. Możliwym do przyjęcia jest czas pomiędzy rokiem 1186 a 1190. Jako miejsce ślubu przyjmuje się zamek Andechs, chociaż nie jest też wykluczone, że było to we Wrocławiu lub Legnicy. Henryk Brodaty 8 listopada 1202 r. został panem całego księstwa. Rychło też udało mu się do dzielnicy śląskiej dołączyć dzielnicę senioratu, czyli krakowską, a także znaczną część Wielkopolski. Dlatego figuruje on w spisie władców Polski.
Henryk i Jadwiga stanowili wzorowe małżeństwo. Mieli siedmioro dzieci: Bolesława (ur. ok. 1194), Konrada (1195), Henryka (1197), Agnieszkę (ok. 1196), Gertrudę (ok. 1200), Zofię (przed 1208) i najmłodsze, nieznane z imienia dziecko, ochrzczone w okresie Bożego Narodzenia na zamku w Głogowie w 1208 roku, które prawdopodobnie wkrótce zmarło (według niektórych źródeł był to syn Władysław). Krótko żyło kilkoro dzieci Jadwigi: Bolesław zmarł pomiędzy 1206 a 1208 r., zaś Konrad w 1213 roku. Podobnie dwie córki: Agnieszka i Zofia zostały pochowane przed 1214 rokiem. Tak więc w okres pełnej dojrzałości weszli tylko Henryk i Gertruda.
Ostatnich 28 lat pożycia małżeńskiego małżonkowie przeżyli wstrzemięźliwie, związani ślubem czystości zawartym uroczyście w 1209 roku przed biskupem wrocławskim Wawrzyńcem. Jadwiga miała w chwili składania tego ślubu około 33 lat, a Henryk Brodaty ok. 43 (na pamiątkę tego wydarzenia Henryk zaczął nosić tonsurę mniszą i zapuścił brodę, której nie zgolił aż do śmierci).
Na dworze wrocławskim powszechne były zwyczaje i język polski. Jadwiga umiała się do nich dostosować, nauczyła się języka i posługiwała się nim. Jej dwór słynął z karności i dobrych obyczajów, gdyż księżna dbała o dobór osób. Macierzyńską troską otaczała służbę dworu. Wyposażyła wiele kościołów w szaty liturgiczne haftowane ręką jej i jej dwórek. Do dworu księżnej należała również niewielka grupa mężczyzn duchownych i świeckich. Księżna bardzo troszczyła się o to, aby urzędnicy w jej dobrach nie uciskali poddanych kmieci. Obniżyła im czynsze, przewodniczyła sądom, darowała grzywny karne, a w razie klęsk nakazywała mimo protestów zarządców rozdawać ziarno, mięso, sól itp. Zorganizowała także szpitalik dworski, gdzie codziennie znajdowało utrzymanie 13 chorych i kalek (liczba ta miała symbolizować Pana Jezusa w otoczeniu 12 Apostołów). W czasie objazdów księstwa osobiście odwiedzała chorych i wspierała hojnie ubogich.
Jadwiga popierała także szkołę katedralną we Wrocławiu i wspierała ubogich zdolnych chłopców, którzy chcieli się uczyć. Starała się także łagodzić dolę więźniów, posyłając im żywność, świece i odzież. Bywało, że zamieniała karę śmierci czy długiego więzienia na prace przy budowie kościołów lub klasztorów. Jej mąż chętnie na to przystawał. Była jednak tak delikatna wobec Henryka, że zawsze to jemu zostawiała ostateczną decyzję. Dlatego to jego podpis figuruje przy licznych dekretach fundacji.

Święta Jadwiga Śląska W swoim życiu Jadwiga dość mocno doświadczyła tajemnicy Krzyża. Przeżyła śmierć męża i prawie wszystkich dzieci. Jej ukochany syn, Henryk Pobożny, zginął jako wódz wojska chrześcijańskiego w walce z Tatarami pod Legnicą w 1241 r. Narzeczony jej córki Gertrudy, Otto von Wittelsbach, stał się mordercą króla niemieckiego Filipa, w następstwie czego zamek rodzinny Andechs zrównano z ziemią, a Ottona utopiono w Dunaju. Po tych strasznych wydarzeniach Gertruda nie chciała wychodzić za mąż za kogo innego. Po osiągnięciu odpowiedniego wieku wstąpiła w 1212 roku do klasztoru trzebnickiego, ufundowanego dziesięć lat wcześniej przez jej rodziców.
Siostra Jadwigi, również Gertruda, królowa węgierska, została skrytobójczo zamordowana; druga siostra, królowa francuska, Agnieszka, ściągnęła na rodzinę hańbę małżeństwem, którego nie uznał papież (ponieważ poprzedni związek Filipa II Augusta nie został unieważniony), była zatem matką nieślubnych dzieci. Mąż Jadwigi, książę Henryk, w 1229 r. dostał się do niewoli Konrada Mazowieckiego; Jadwiga pieszo i boso poszła z Wrocławia do Czerska i rzuciła się do nóg Konradowi – dopiero wówczas wyżebrała uwolnienie męża, pod warunkiem jednak, że ten zrezygnuje z pretensji do Krakowa. W końcu jeszcze spadł na Henryka grom klątwy za przywłaszczenie sobie dóbr kościelnych i książę umarł obłożony klątwą. Jadwiga jednak bez szemrania znosiła te wszystkie dopusty Boże.
Po śmierci męża, Henryka (19 marca 1238 r.), Jadwiga zdała rządy żonie Henryka Pobożnego, Annie, i zamknęła się w klasztorze sióstr cysterek w Trzebnicy, który sama wcześniej ufundowała. Kiedy dowiedziała się o niezwykle surowym życiu swojej siostrzenicy, św. Elżbiety z Turyngii (+ 1231), postanowiła ją naśladować. Do cierpień osobistych zaczęła dodawać pokuty, posty, biczowania, włosiennicę i czuwania nocne. Przez 40 lat życia spożywała pokarm tylko dwa razy dziennie, bez mięsa i nabiału. W 1238 r. na ręce swojej córki Gertrudy, ksieni w Trzebnicy, złożyła śluby zakonne i stała się jej posłuszna. Zasłynęła z pobożności i czynów miłosierdzia.
Wyczerpana surowym życiem mniszki, zmarła 14 października 1243 r., mając ponad 60 lat. Zaraz po jej śmierci do jej grobu w Trzebnicy zaczęły napływać liczne pielgrzymki: ze Śląska, Wielkopolski, Łużyc i Miśni. Gertruda z całą gorliwością popierała kult swojej matki. Ostatni etap procesu kanonicznego św. Stanisława biskupa dostarczył cysterkom w Trzebnicy zachęty do starania się o wyniesienie także na ołtarze Jadwigi. Zaczęto spisywać łaski, a grób otoczono wielką troską. Już w 1251 r. zaczęto obchodzić w klasztorze co roku pamiątkę śmierci Jadwigi. Kiedy w roku 1260 odwiedził Trzebnicę legat papieski Anzelm, siostry wniosły prośbę o kanonizację. Tę inicjatywę poparł polski Episkopat i Piastowicze. Z polecenia papieża w latach 1262-1264 przeprowadzono badania kanoniczne w Trzebnicy i we Wrocławiu. Ich akta przesłano do Rzymu. O kanonizację Jadwigi zabiegał także papież Urban IV, który jako legat papieski w latach 1248-1249 aż trzy razy odwiedził Wrocław i znał dobrze Jadwigę. Jednak jego śmierć przeszkodziła kanonizacji. Dokonał jej dopiero jego następca, Klemens IV, w kościele dominikanów w Viterbo 26 marca 1267 r. Na prośbę Jana III Sobieskiego papież bł. Innocenty XI rozciągnął kult św. Jadwigi na cały Kościół (1680).
Ku czci św. Jadwigi powstała na Śląsku (w 1848 r. we Wrocławiu) rodzina zakonna – siostry jadwiżanki. Św. Jadwiga Śląska czczona jest jako patronka Polski, Śląska, archidiecezji wrocławskiej i diecezji w Gorlitz; miast: Andechs, Berlina, Krakowa, Trzebnicy i Wrocławia; Europy; uchodźców oraz pojednania i pokoju.

W ikonografii św. Jadwiga przedstawiana jest jako młoda mężatka w długiej sukni lub w książęcym płaszczu z diademem na głowie, czasami w habicie cysterskim. Jej atrybutami są: but w ręce, krzyż, księga, figurka Matki Bożej, makieta kościoła w dłoniach, różaniec.

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-16a.php3

**********

Portugalczycy proszą o pomoc polską świętą

dodane 2011-09-21 17:15

PAP |

W pogrążonej w kryzysie Portugalii szerzy się kult polskiej świętej Jadwigi Śląskiej, patronki ubogich i zadłużonych. Rozkwit popularności tej świętej obserwuje się zwłaszcza w północnej części kraju, najbardziej dotkniętej kryzysem gospodarczym.

Portugalczycy proszą o pomoc polską świętą   Henryk Przondziono/GN Święta Jadwiga – urodzona w Bawarii księżna Śląska

“W północnej części kraju w ostatnich miesiącach zanotowano drastyczny wzrost zamówień na figurki oraz obrazki z wizerunkiem tej świętej. Dużą sprzedaż dewocjonaliów przedstawiających patronkę zadłużonych potwierdzają właściciele sklepów z artykułami religijnymi. Jadwiga Śląska jest obecnie jedną z najpopularniejszych świętych w Portugalii” – poinformowała telewizja RTP.

Zdaniem Siostry Lucii Lopes ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek w Bragancy, nasilenie się kultu Jadwigi Śląskiej w Portugalii ma związek z trudnościami finansowymi miejscowego społeczeństwa.

“Portugalscy katolicy dobrze znają historię tej świętej. Wiedzą, że podczas swojego ziemskiego życia Jadwiga Śląska chroniła osoby ubogie oraz zadłużone, dlatego wierzą, że dziś, podobnie jak przed wiekami, mogą za jej wstawiennictwem otrzymać łaski niezbędne do przezwyciężenia trudności materialnych – powiedziała Siostra Lucia Lopes.

Święta Jadwiga Śląska, znana w Portugalii jako Santa Eduviges, urodziła się między 1178 a 1180 w bawarskim Andechs. Od 12. roku życia mieszkała w Polsce, gdzie wyszła za mąż za śląskiego księcia HenrykaI Brodatego. Jako księżna prowadziła intensywną działalność charytatywną, przejawiającą się m.in. otwieraniem szpitali, organizowaniem pomocy dla ubogich oraz wykupywaniem dłużników z więzień. Po śmierci męża wstąpiła do klasztoru w Trzebnicy. Uznawana dziś za patronkę Polski Jadwiga Śląska zmarła w 1243 r. w opinii świętości. Została kanonizowana 24 lata później.

http://kosciol.wiara.pl/doc/948359.Portugalczycy-prosza-o-pomoc-polska-swieta

***********

Legenda Świętej Jadwigi Śląskiej

Zapomniany pomnik Św. Jadwigi

Św. Jadwiga jest patronką Śląska i Polski a także chrześcijańskich małżeństw i rodzin, pojednania i twórczej pracy między narodami, budujących się kościołów oraz dnia wyboru papieża Jana Pawła II.

Do dzisiaj nie udało się ustalić daty ani miejsca urodzenia Świętej Jadwigi. Można jedynie przyjąć, że urodziła się w latach 1174-1180 prawdopodobnie w rodzinnym zamku Andechs nad jeziorem Amer w Bawarii niedaleko Świętej Góry Andechs gdzie przychodziły grupy pielgrzymów aby oddać część “Trzem Hostiom” i innym relikwiom.

Z pośród ośmioro rodzeństwa była najstarszą córką Bertolda IV hrabiego Diessens-Andechs tytularnego księcia Meranu, i jego drugiej żony Agnieszki z Miśni, córki Denona V z Rochlic. Ojciec jej Bertold należał do bliskiego otoczenia cesarza rzymskiego narodu niemieckiego, Fryderyka I Rudobrodego (Barbarossy ) i brał udział w jego licznych wyprawach wojennych. Za to w 1180 r. od cesarza otrzymał tytuł księcia. Podczas chrztu córka Bertolda i Agnieszki otrzymała staroniemieckie imię Hadewigis (Hedwig) po babce Hedwig von Dachau. Słowo Hedwig (Jadwiga) pisane też Hethwigis znaczy “walcząca”. Wtedy czas przebywania pod opieką rodziców i rodzeństwa był bardzo krótki.

Kiedy Jadwiga miała pięć lat, rodzice oddali ją do znanego i bogatego opactwa panien benedyktynek w klasztorze Kitzingen około Wurzburga. W nim w mniejszej wspólnocie przez siedem lat nabyła umiejętności pisania, czytania i rozumienia powszechnie wówczas używanej łaciny, sztukę pisania połączoną z iluminowaniem przepisywanych ręcznie ksiąg. Poznała też muzykę i śpiew kościelny, wreście różne umiejętności praktyczne, jak prowadzenie gospodarstwa domowego, robót ręcznych czy pielęgnowania chorych. Posiadła umiejętności uprawy ziół leczniczych i robienia maści, plastrów, nalewek.

Zgodnie ze średniowiecznym zwyczajem, z woli rodziców już w wieku 12 lat wydana została za mąż. Dokładnej daty ani miejsca ślubu nie znamy, ale według historyków do przyjęcia są lata pomiędzy 1186-1190 a jako miejsce ślubu nie wyklucza się zamek w Andechs, choć mógł być to również dwór księcia Bolesława Wysokiego, ojca Henryka, we Wrocławiu czy Legnicy. Małżeństwo z Henrykiem I Brodatym księciem Wrocławia, zawarte z racji dynastyczno-rodowych i politycznych, okazało się szczęśliwe i w pełni udane, pomimo że początkowo z woli rodziców i umowy politycznej miała być żoną żupana zachodniej Serbii Toljena Tohu. Jej liczne rodzeństwo poprzez zawarte małżeństwa wchodzi w rodziny panujące w Europie co niewątpliwie dodało blasku całemu rodowi Andechsów i polityce Staufów. Henryk i Jadwiga stanowili wzorowe małżeństwo. Mieli siedmioro dzieci: Bolesław (ur. ok. 1194), Konrad (ur. 1195 r.), Agnieszka (ur. ok. 1196 r.), Henryk (ur. 1197 r.), Gertruda (ur. ok. 1200 r.), Zofia (przed 1208 r.) Imienia siódmego dziecka kroniki nie podają, lecz wiemy że jego chrzest odbył się w Głogowie w 1208 r., więc możemy przyjąć że zmarło bardzo wcześnie. Podobnie jak dwie córki Agnieszka i Zofia zmarły przed 1214 r. Dwaj najstarsi synowie też zmarli młodo, Bolesław w latach 1206-1208, zaś Konrad w 1213 r. Tak więc w okres pełnej dojrzałości weszli tylko Henryk i Gertruda. Na żonę Henrykowi, przyszłemu dziedzicowi i następcy rodzice wybrali Annę (ur. 1204 r.), córkę króla czeskiego Ottokara. Ślub przypuszczalnie odbył się w 1216 r.

Ogromna popularność Świętej Jadwigi wynikała z faktu bohaterskiej śmierci Jej syna Henryka II, który pod Legnicą 9 IV 1241 r. powstrzymał groźną dla całego Kościoła nawałnicę mongolską. Henryk II został nazwany “Ille H.christianissimus princeps Poloniae”, a lud nadał mu przydomek “Pobożny”. Gertruda była jeszcze bardzo młoda, kiedy rodzice przyobiecali dać ją za żonę Ottonowi von Wittelsbach, jednak do ślubu nie doszło, gdyż narzeczony Gertrudy, Otto zamordował w dniu 21 VI 1208 króla niemieckiego Filipa szwabskiego i sam zginął 5 III 1209. Po tak strasznych wydarzeniach Gertruda w 1212 r. wstąpiła do klasztoru trzebnickiego ufundowanego przed dziesięciu laty przez jej rodziców. Od 1232 r. występuje w nim jako ksieni (opatki-siostry przełożonej żeńskiego klasztoru) tego opactwa. Była jedynym dzieckiem spośród siedmiorga, które przeżyło swoją matkę. Doczekała jej kanonizacji w 1267 r. Zmarła 30 XII 1268 r. i pochowano ją w kościele klasztornym w Trzebnicy, a zakonie cysterskim doznała czci jako błogosławiona.

Jadwiga umiała przyjmować w głębokim skupieniu i pobożności tragiczne przeciwności losu. Z uległością doświadczyła licznych nieszczęść, a zgodnie ze słowami “we wszystkim chciała poddać się Woli Bożej”, około 35 roku życia (w 1209 r.) wraz z 41-letnim wówczas małżonkiem Henrykiem I złożyła ślub czystości przed biskupem wrocławskim Wawrzyńcem. Odtąd Henryk I zaczął nosić tonsurę mniszą i zapuścił brodę, a od potomności otrzymał przydomek “Brodaty”.

Jadwiga, chociaż z pochodzenia Niemka, na swoim dworze zachowała wszystkie zwyczaje polskie. Wyuczyła się języka polskiego i nim się posługiwała. Jej dwór książęcy wyróżniał się karnością i dobrymi obyczajami. Troszczył się też by jej urzędnicy nie uciskali kmieci a także obniżała świadczenia na rzecz dworu. Przewodniczyła sądom, darowała często grzywny karne lub je zaniżała. W czasie klęsk, mimo protestów zarządców nakazywała rozdawać zmagazynowane ziarno, mięso, sól itp. Organizowała szpitale dla biednych chorych i kalekich. W czasie objeżdżania swoich posiadłości odwiedzała chorych i wspierała ubogich. Wraz ze swoim mężem ufundowała kilka kościołów i klasztorów, a przy prawie każdym z nich małe schroniska dla chorych i bezdomnych. Założyła między innymi szpital pod wezwaniem Św. Ducha we Wrocławiu i szpital dla trędowatych w Środzie Śląskiej Do najznakomitszych fundacji należało opactwo cysterek w Trzebnicy.

Ta nieco dziwna i tajemnicza Niemka w razie potrzeby umiała stanąć w obronie racji stanu Polski. Kiedy książę Rogatka oddał w ręce niemieckie Ziemię Lubuską, Jadwiga wystąpiła stanowczo przeciwko temu bezprawiu. W 1299r. pośredniczyła między Konradem I Mazowieckim i mężem w sporze o tron krakowski. W swoim życiu doświadczyła tajemnicy Krzyża. Przeżyła śmierć męża i prawie wszystkich dzieci. Jej ukochany syn, Henryk II Pobożny poległ pod Legnicą w obronie chrześcijaństwa.

Po śmierci męża w 1238 r. przekazała rządy Annie żonie Henryka Pobożnego, a sama ostatnie lata spędziła w ufundowanym przez siebie klasztorze cystersek w Trzebnicy, gdzie jej córka Gertruda była przełożona. Zasłynęła z pobożności i czynów miłosierdzia. Umocniona wiarą apostolską otrzymała proroczy dar przepowiadania przyszłych wydarzeń. Prowadziła surowe życie, do cierpień osobistych i rodzinnych dodawała własne pokuty: posty, biczowania, włosiennicę i czuwania nocne. Wyczerpana surowym życiem mniszki zmarła 14 X 1243 r. Pochowana została 16 października w kościele klasztornym w Trzebnicy, w kaplicy św. Piotra wraz z zaciśniętymi lewej dłoni palcami a w niej figurką Matki Bożej którą jako dziewczę zabrała ze sobą z domu rodzinnego w Andechs. Kroniki piszą, że figurkę tę tak mocno trzymała, że nie sposób było ją odebrać.

Pierwszy wielki cud za wstawiennictwem Jadwigi zdarzył się w 1249 r. Chodzi tu o uzdrowienie kobiety imieniem Stanisława z bezwładu i nie gojących się ran. W sumie do 1267 r. kiedy odbyła się kanonizacja Jadwigi, za jej wstawiennictwem ludzie doznali pomocy w 85 wypadkach. Z podanej tu liczby tylko trzy mają dokładną datę – pierwsze cudowne zdarzenie z 1249, drugie z początku 1262 i trzecie z okresu Wielkiego Postu 1263. Jeden z autorów życiorysu św. Jadwigi pisze, że jedni przychodzili pieszo i boso inni bardzo chorzy, jechali na wozach, a jeszcze inni wspierani na laskach, a nawet byli tacy co szli na czworakach. Niektórzy z nich pozostawali w Trzebnicy kilka tygodni, inni wracali i znów przychodzili, aż zostali uzdrowieni. Nad grobem Jadwigi była prawdopodobnie swego rodzaju tumba, gdyż niektórych chorych “sadzano lub kładziono na grób”, inni znów “dotykali się grobu”. Uzdrowieni pochodzili najczęściej ze Śląska, Pomorza, Wielkopolski, a nawet z Ołomuńca i Miśni. W latach 1262-1264 przeprowadzono na żądanie Stolicy Apostolskiej badania kanoniczne w Trzebnicy i Wrocławiu. Do chwały świętych wyniósł Jadwigę na ołtarze papież Klemens IV dnia 26 III 1267 r.

Ta święta kobieta pod każdym względem czcigodna -Jadwiga Śląska ma też związki z naszym miastem. W dolinie potoku “Jadwiżanka” który nie przez przypadek otrzymał tą nazwę, znajduje się ujęte pomnikiem św. Jadwigi Śląskiej źródło wody a przy nim dukt leśny który też nazwano “Promenadą Jadwigi”. W centrum Zdroju od dawna jedna z ulic nosi nazwę “św. Jadwigi”, a lądecki artysta malarz Wilhelm Reinsch w 1906 r. wykonał obraz olejny na płótnie przedstawiający św. Jadwigę z figurką Matki Bożej w lewej ręce i miniaturą bazyliki trzebnickiej w prawej ręce. Obraz ten wykonany był dla klasztoru Sióstr Boromeuszek w Trzebnicy, gdzie znajduje się do dziś.

http://ladekzdroj.w.interiowo.pl/jadwiga2.html

*********

Ponadto dziś także w Martyrologium:

św. Berchariusza, opata i męczennika (+ 685); św. Elifiusa, męczennika (+ IV w.); św. Lullusa, biskupa (+ 786); świętych męczenników Martyniana, Saturiana oraz Maksymy, dziewicy (+ V w.)

**********

***********************************************************************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

********

Co z rodzinami, które żyją według woli Bożej?

Radio Watykańskie

slo

(fot. youtube.com)

Konkretnym urzeczywistnieniem nauczania Kościoła są chrześcijańskie rodziny. Przypomina o tym reprezentant Episkopatu Słowacji abp Stanislav Zvolenský. Swoje wystąpienie w auli synodalnej poświęcił on doświadczeniu łaski Bożej w rodzinach, które decydują się żyć według Bożej woli.

 

Te rodziny powinny też być dla Kościoła głównym punktem odniesienia. Pokazują one, że nauczanie Kościoła nie jest czymś abstrakcyjnym, a łaska Boża działa w życiu człowieka.

We wszystkich krajach, diecezjach i parafiach jest wiele rodziny, które żyją zgodnie z wymogami moralności – powiedział Radiu Watykańskiemu metropolita Bratysławy. – To one są normą, którą możemy wskazać innym. A kiedy się z nimi rozmawia, również z ich dziećmi, to zawsze dziękują Bogu i zapewniają, że to dzięki Jego łasce mogą żyć razem i przezwyciężać różne trudności i własne słabości. Są one świadectwem prymatu łaski w życiu człowieka. Bardzo dobrze zdają sobie sprawę z obecności, bliskości Boga w życiu rodziny. Należy je wspierać bo są one przykładem dla innych.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23831,co-z-rodzinami-ktore-zyja-wedlug-woli-bozej.html

*********

Komunia dla rozwodników. Biskupów dzieli przepaść

Radio Watykańskie

slo

(fot. youtube.com)

Pomimo ogromnej różnicy zdań, które reprezentują poszczególnej ojcowie synodalni, atmosfera obrad nadal jest dobra. Nie ma osobistej wrogości, przeciwnie umacnia się przyjaźń między uczestnikami obrad. Zwraca na to uwagę bp Peter Doyle z Anglii. Przyznaje, że w sprawie komunii dla rozwodników żyjących w nowym związku biskupów dzieli przepaść.

 

Nastał czas budowania mostów – podkreśla angielski hierarcha. Jego zdaniem kluczową rolę ma tu do odegrania sam Papież. Zdecydowanie sprzeciwia się on jednak propozycji, by decyzje w spornych kwestiach delegować na biskupów lokalnych czy episkopaty.

Nie jestem przekonany do takiego przesuwania odpowiedzialności na szczebel lokalny – powiedział Radiu Watykańskiemu bp Doyle. – Liczę, że będzie powszechne otwarcie na pewne możliwości… Oczywiście jestem pod wrażeniem wielkiej różnorodności kulturowej na synodzie, ale istnieje też bardzo podstawowa jedność. Pewna decyzja powinna zapaść na szczeblu centralnym. Potem można ją adaptować na szczeblu. Ale nie jestem zwolennikiem kompletnej decentralizacji. Bo bardzo cenię więź jedności, która jest w Piotrze. I obawiam się, że jeśli za bardzo zdecentralizujemy Kościół, to ta więź zostanie naruszona.

W rozmowie z Radiem Watykańskim bp Peter Doyle przyznał też, że na obecnym synodzie niemal wcale nie mówi się o związkach jednopłciowych.

– Muszę przyznać, że trochę mnie niepokoi niepodejmowanie tego tematu na synodzie – powiedział bp Doyle. – Jestem bardzo zatroskany o ludzi należących do tej grupy. Wydaje się, że dla większości ojców synodalnych nie jest to najważniejsza kwestia w ich sytuacji. Wspomina się o tym tylko na marginesie. Jestem zdziwiony, że kwestia ta została odłożona na bok. Wynika ze względów teologicznych i antropologicznych. Istnieje pewne oparte na Piśmie Świętym rozumienie kobiety i mężczyzny, w którym nie ma na razie miejsca na relacje homoseksualne. Nie wiadomo za bardzo, co z tym zrobić. To nie pomaga tym ludziom. Być może coś jeszcze nieoczekiwanie wypłynie, ale na chwilę obecną wydaje się, że kwestia ta została odłożona na bok.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23830,komunia-dla-rozwodnikow-biskupow-dzieli-przepasc.html

***********

Abp Gądecki o dyskusji nt. komunii dla rozwiedzionych

KAI / kw

(fot. youtube.com)

W dyskusji dotyczącej trzeciej części “Instrumentum laboris” poświęconej wyzwaniom duszpasterskim wobec rodziny “pojawiają się głosy oscylujące między wiernością nauce Kościoła a próbami wyjścia naprzeciw osobom rozwiedzionym i żyjącym w nowych związkach i tym samym przyzwoleniem dla ich sytuacji” – uważa abp Stanisław Gądecki.

 

Przewodniczący delegacji polskich ojców odbywającego się w Watykanie Synodu Biskupów na temat małżeństwa i rodziny powiedział, że proponuje się pójście drogą protestantyzmu, małżeństwa pojmowanego nie na wzór komunii Chrystusa z Kościołem, ale jako komunii międzyludzkiej.

 

“Jeden z ojców synodalnych przypomniał, że Kościół zawsze wychodzi na przeciw małżeństwom poranionym i rozbitym rodzinom. Podkreślił, że Miłosierdzie Boże ogrania człowieka, który się nawraca, ale jeśli tego nie ma, to trudno mówić o jakimś obrazie miłosierdzia” – powiedział przewodniczący KEP.

 

Abp Gądecki przypomniał, że zwolennicy złagodzenia kościelnej dyscypliny w kwestii udzielania Komunii św. osobom rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach argumentują, że w historii pojęcie małżeństwa rozwijało się ewolucyjnie.

 

Na początku była jego humanizacja, czyli wprowadzenie monogamii. Potem pojawiła się chrześcijańska, sakramentalna wizja małżeństwa, a teraz mamy do czynienia z rozumieniem małżeństwa jako związku czysto międzyludzkiego.

 

“Proponuje się pójście drogą protestantyzmu, małżeństwa pojmowanego nie na wzór komunii Chrystusa z Kościołem, ale jako komunii międzyludzkiej. Komunia oznacza ścisłą więź z Chrystusem i Kościołem. Proponuje się natomiast aby osoby rozwiedzione, które nie są na drodze nawrócenia otrzymywały komunię św.” – powiedział metropolita poznański.

 

Relacjonując obrady synodu arcybiskup zwrócił uwagę, że zaproponowano aby indywidualnie traktować przypadki osób rozwiedzionych i pod pewnymi warunkami zezwalać na udzielanie im komunii św. jako wsparcia czy pomocy, która miałaby prowadzić do uzdrowienia.

 

“To, co nie jest sakramentalne, staje się etapem w drodze do sakramentalnego małżeństwa. Biskup miałby przeprowadzić rozmowy z wybranymi osobami, które żyjąc w nieuregulowanej sytuacji, pragną powrotu do stanu uznawanego przez Kościół. W takim przypadku doszłoby do zatarcia sakramentalnego charakteru małżeństwa. Wtedy nie wiadomo, co Jezus Chrystus wnosi w małżeństwo naturalne, które też jest przez Boga stworzone” – powiedział abp Gądecki.

 

Arcybiskup wskazał na potrzebę głoszenia “niewygodnej prawdy”, ale ona ma tylko charakter uzdrawiający. “Nie możemy zakładać bandaży na niezagojone rany, aby skutecznie leczyć nie możemy być felczerami, lecz lekarzami” – stwierdził i dodał z przekonaniem: “Mamy urząd nauczycielski Kościoła, mamy odpowiedzialność Ojca Świętego i Ducha św. więc rozwiązanie dotyczące kwestii osób rozwiedzionych będzie zgodne z wolą samego Chrystusa i tego oczekujemy”.

 

Zdaniem abp Gądeckiego większość z 13 tekstów – relacji będących podsumowaniem debaty nad drugą częścią “Instrumentum laboris” dotyczącej teologii rodziny uwzględniały ewangeliczną wizję małżeństwa i rodziny i “rzeczywiście podniosły na duchu”.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23816,abp-gadecki-o-dyskusji-nt-komunii-dla-rozwiedzionych.html

***********

ks. Jakub Szcześniak

Twoje Słowo obdarza mnie życiem

Zeszyty Formacji Duchowej

„Podniecony wróciłem na miejsce, gdzie siedział Alipiusz, tam bowiem położyłem listy Apostoła, gdym stamtąd odchodził. Wziąłem je do ręki, otworzyłem i czytałem w milczeniu rozdział, na który padł mój wzrok: «Nie w biesiadach i pijaństwie, nie w łożach i wstydliwościach, nie w zwadzie i zazdrości, ale obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa, a starania w ciele nie czyńcie w pożądliwościach» (Rz 13,13-14). Nie chciałem dalej czytać i nie było potrzeby. Natychmiast po przeczytaniu tych słów jakby światło pewności rozlało się w sercu moim, przed którym pierzchły wszystkie ciemności zwątpienia” [1].
Czytając powyższy fragment „Wyznań” możemy zazdrościć św. Augustynowi, iż Słowo Boże przemieniło całe jego życie. Ilekroć słuchamy świadectw mówiących o nawróceniu, o przemianie serca pod wpływem Słowa Bożego, tylekroć może zrodzić się w nas pytanie: Dlaczego w moim życiu, pełnym niepokoju i wysiłku, nie przychodzi czas takiego owocowania, w którym moje serce mogłoby wydać plon obfity według obietnicy słów Pana Jezusa z przypowieści o siewcy.
Wydawać by się mogło, że to nasza asceza pełna wyrzeczeń i ofiar, długie godziny modlitw sprawiają taką przemianę ludzkiego serca. „To nie my za pomocą wyuczonych technik zmuszamy Absolut do odsłonięcia się; sam Bóg, w sposób całkowicie wolny, objawia się, ukazuje nam siebie w Synu, daje nam Słowo, zaspokajające głód naszej duszy.” [2]
A zatem czy pozostaje nam do wyboru tylko postawa zupełnej bierności wobec Boga i Jego Słowa, czy też Słowo Boże wymaga od nas określonej postawy serca. Jak dojść do owego zjednoczenia z Bogiem, które jednocześnie przemieni nasze serce w taki sposób, by Jego życie mogło się w nas objawić? (zob. 1J 1,1-3) Czyż to właśnie nie jest pragnieniem każdego chrześcijanina, który zmęczony swą słabością, zmaga się z samym sobą. Co wreszcie dla chrześcijanina oznacza otwarcie się na Słowo Boże, odwieczny Logos, Jezusa Chrystusa w taki sposób, aby dotarło ono do naszego wnętrza i przeniknęło głębokości ducha.
Niewątpliwie łaską jest fakt, że czytając Słowo Boże, czujemy się dotknięci tym Słowem, pociągnięci przez Boga do Jego wnętrza. Bóg działa tak wobec każdego człowieka niezależnie od stanu, powołania, niezależnie od tego, czy jest głęboko wierzący i ma za sobą wieloletnie doświadczenie Boga, czy też jest u progu wiary, a jego życie obciążone jest wieloma ciężkimi grzechami.
Bóg daje siebie każdemu człowiekowi w taki sam sposób, ponieważ Jego miłość jest bezwarunkowa. Gdybyśmy tutaj zakładali jakiekolwiek uwarunkowania, to tak, jakbyśmy odmawiali komuś prawa do miłości z racji jego ograniczeń. Miłość jest wpisana w nasze istnienie, tak jak oddychanie w procesy życiowe. Oczywiście pewna wrażliwość serca (lub jej brak) ułatwia, bądź utrudnia nasz kontakt ze Słowem Bożym. Pomimo to każdy, kto bierze do ręki Słowo Boże i zaczyna je czytać, otrzymuje zdolność przyjęcia go do głębi swego serca.
Chciałbym tu przedstawić w czterech etapach postawy, które mogą pomóc w naszej drodze do Boga poprzez Słowo Boże.

Powiązać Słowo z historią życia
Pierwszy etap to odczytanie Słowa Bożego, konkretnej perykopy Pisma Świętego jako historii mego życia. Czytany fragment Pisma Świętego nie jest historią z przeszłości, ale „moją”, dzisiejszą. Jest to pierwsze poruszenie serca, w którym rodzi się nieodparte przekonanie, że to, co czytam jest dokładnie tym, co przeżywam w moim życiu. Nie chodzi tu jednak tylko o to, że Słowo Boże określa fakty mojego życia na podobieństwo tego, co możemy odnaleźć chociażby w poezji. Nie jest to tylko trafność wyrażenia moich przeżyć i doświadczeń. Zatrzymanie się na tym poziomie byłoby powierzchowne i zewnętrzne.
Chodzi tutaj o akt wiary, że to Słowo „tu” i „teraz”, niezależnie jak brzmi, jest aktem miłości Jezusa wobec mnie. Jest wreszcie tą samą obecnością Pana, jaką mogli przeżywać współcześni Jezusowi. „Gdy rozważamy jakieś Słowo, czy tekst Ewangelii, nie rozważamy samego tekstu, lecz Tego, o którym on mówi i na którego wskazuje: osobę Jezusa Chrystusa (…). Za pośrednictwem tekstu przychodzi do nas Jezus Chrystus i daje się nam jako tutaj i teraz obecny – przez ten właśnie tekst, przez wypowiadane słowa albo przez cud” [3].
Paradoksalnie, zbytnie skupienie się na samym tekście może nas zaprowadzić na manowce czysto ludzkich dywagacji, a nie do spotkania Jezusa. „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. Ale wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga” (J 5,39-40.42). Konieczna jest miłość do Boga, bo bez niej nie ma prawdziwej modlitwy. Modlitwa jest najprostszym aktem miłości, a miłość jest modlitwą. Słowo Boże owocuje w nas przez modlitwę. To modlitwa jest uprawianiem ziemi, która choćby była udeptana jak droga, twarda jak skała, bądź zarośnięta cierniem, stanie się wreszcie ziemią żyzną.
Jeżeli nawet tekst Pisma staje się dla mnie twardy jak skała, to Bóg pozwoli „miód wysysać ze skały i oliwę z najtwardszej opoki” (Pwt 32,13). „A On rzekł do mnie: «Synu człowieczy nasyć żołądek i napełnij wnętrzności tym zwojem, który ci podałem». Zjadłem go a w ustach moich był słodki jak miód” (Ez 3,1.3). Słodki smak Słowa jest tym, co znajdujemy w psalmie: „Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan” (Ps 34,9). Hebrajskie słowo ta-am oznacza także „doświadczcie”, tłumaczone tutaj jako „skosztujcie”. To doświadczenie, smakowanie Boga w Słowie jest bardzo wyraźne. Dane jest każdemu, kto szuka i pragnie znaleźć Pana. Jest ono tym, co przeżyli uczniowie Andrzej i Jan: „Nauczycielu – gdzie mieszkasz? Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie. Poszli, więc i zobaczyli gdzie mieszka i tego dnia pozostali u Niego” (J 1,38-39).
To pójście i zobaczenie jest początkiem przebywania z Panem, a jednocześnie jest czymś decydującym w życiu ucznia Jezusowego. Akt nawrócenia zawsze jest powracaniem do tego miejsca, gdzie doświadczyliśmy obecności Pana. Dlatego tak ważne jest, aby pamiętać fragmenty Pisma Świętego bliskie memu sercu po to, by móc się nimi modlić i to jak najczęściej. Tu właśnie Słowo Boże staje się dla mnie światłem jak latarnia morska podczas burzy.
Wielu, niestety, poddaje się lenistwu serca, które choć dotknięte obecnością Pana, wymawia się jak ci zaproszeni na ucztę (zob. Łk 14,15-24).
http://www.katolik.pl/twoje-slowo-obdarza-mnie-zyciem,25121,416,cz.html
***********
To mówienie Panu „później” sprawia, że nie postępujemy za Nim. Co więcej, przez to „później” wchodzą „teraz” do serca wszystkie wady i grzechy, które praktycznie odciągają nas od Boga. Opieszałość wobec łaski Pana sprawia, że ukrywa się On przed nami. W Pieśni nad Pieśniami wahanie oblubienicy powoduje odejście Oblubieńca, a szukanie Go sprawia cierpienie: „Otworzyłam ukochanemu memu, lecz ukochany odszedł i znikł; życie mi odeszło, iż się oddalił. Szukałam go, lecz nie znalazłam, wołałam go, lecz mi nie odpowiedział. Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto, zbili i poranili mnie(…), jeśli umiłowanego mego znajdziecie, cóż mu oznajmicie? Że chora jestem z miłości” (Pnp 5,6-8). Ewangelię Jezusa trzeba przyjąć na serio „tu” i „teraz”, a nie „później”.


Szczerość i otwartość

Drugim etapem jest szczerość i otwartość serca. Słowa Jezusa, Jego czyny, gesty, postawy, zachowania, znaki i cudowne, nadprzyrodzone interwencje u jednych budziły podziw, drugich skłaniały do przemiany życia, u innych wydobywały złość, agresję, a nawet nienawiść, wreszcie inni pozostawali obojętni bądź zamknięci. Od tego nie byli wolni nawet najbliżsi Jezusa, krewni i znajomi z tej samej wioski, którzy powątpiewali w Niego, pytając się samych siebie: „Skąd On to ma” (Mk 6,2).
Istotne jest tutaj wypowiedzenie i przyjęcie tego, co przeżywa moje serce w zetknięciu ze Słowem Bożym, szczere opowiedzenie Jezusowi o swym sercu, które nieść może zarówno zachwyt, uwielbienie, miłość wobec Niego, jak i bunt, rozczarowanie, zgorzknienie. Potrzeba nam postawy dziecka, które wie, że może wylać swoją duszę przed Panem (zob. 1Sm 1,15). Anna, matka Samuela przeżywając smutek i upokorzenie mówi o tym przed obliczem Pana. Jej ufność to codzienne łzy towarzyszące od wielu lat tej modlitwie. Przypomina mi się tutaj pewna młoda osoba, która ze łzami w oczach wyznała: „Wiem, że Bóg jest miłością i mnie kocha, ale ja zupełnie tego nie czuję”. To pokorne wyznanie pozwala odnaleźć Boga pośród tego właśnie doświadczenia. Otwartość serca oznacza w tym przypadku nic innego, jak wyzbycie się udawania kogoś innego niż jesteśmy. To, co nas zamyka, to odgrywanie roli dobrego chrześcijanina, ojca, matki, księdza czy siostry zakonnej, według scenariusza naszych własnych wyobrażeń i stereotypów.
Pewna dostojność i przywiązanie do owej roli nie pozwalają przyjść do Jezusa w świetle, lecz tylko nocą, w ukryciu. Nikodem, „dostojnik żydowski” (J 3,1), potrzebuje osłony nocy, aby przyjść do Jezusa i stawiać Mu pytania jak dziecko. Potrzebne mu było doświadczenie ciemnej nocy, męki i śmierci Jezusa, by wyjść na światło i stanąć przy Panu, okazując wiele czułości i miłości, podczas gdy ciało Chrystusa składano w grobie.
Niebezpieczne jest dla naszego ducha, gdy inni jesteśmy na zewnątrz w tym, co mówimy, a inni w tym, co przeżywamy i czujemy. Nasza zewnętrzna poprawność staje się z biegiem czasu fasadą, za którą kryje się cała nasza nędza i zepsucie.
Zaufanie
Trzecim etapem drogi ze Słowem Bożym, które przecież jest Logosem, Synem Ojca, jest zaufanie temuż Ojcu.
Co oznacza zaufać słowu Ojca? Historia patriarchy Abrahama ukazuje jego zaufanie, gdyż będąc posłuszny słowu Boga, „wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie” (Hbr 11,8). Abraham postawiony na szczycie góry Moria wobec słowa, którego nie rozumie i które po ludzku jest nie do przyjęcia, znajduje odpowiedź tylko w Bogu, który „upatrzy sobie jagnię na całopalenie” (Rdz 22,8). Oznacza to, że zaufanie Ojcu jest zwróceniem serca w stronę Jezusa, „który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę i zasiadł po prawicy tronu Boga” (Hbr 12,2).
Jezus jest Słowem Ojca, a Jego męka i śmierć są słowem – kluczem, w którym możemy właściwie odczytać nie tylko znaczenie i sens Pisma, ale i naszego własnego życia. „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1). Tym mówieniem Boga jest siedem słów Jezusa na krzyżu podczas milczenia Ojca. Zaufać słowu Ojca, to zgodzić się na to milczenie. Jest to ta gorycz słowa, która napełnia nas, gdy je przyjmujemy. Jest ona konieczna, aby objawiło się w nas życie Jezusa. „I wziąłem książeczkę z ręki anioła i połknąłem ją, a w ustach moich stała się słodka jak miód, a gdy ją spożyłem, goryczą napełniły się moje wnętrzności” (Ap 10,10).
Najświętsza Maryja przyjmując Słowo Wcielone, Jezusa, przyjmuje również całą gorycz uczestnictwa w męce swego Syna. Dlatego Matka Jezusa jest tutaj naszą orędowniczką w drodze zaufania i wiary. Ona pierwsza spełnia polecenie według własnych słów z Kany Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5); nawet wtedy, gdy On mówi z wysokości krzyża. Co więcej, Maryja widząc konającego Syna, wie, że teraz jest On najpełniej w tym, co należy do Jego Ojca, czego zapowiedź usłyszała z ust 12-letniego Jezusa (zob. Łk 2,48-49).
Zaufanie Ojcu, Jego słowu i obietnicom nie oznacza, że będziemy wolni od przeżywanego cierpienia. Jest to zaufanie słowu Boga wbrew bolesnym faktom naszego życia. Ufność nie przekreśla doświadczenia samotności. Sprawiedliwy Hiob wołał: „…Bóg mnie pognębił, swe sieci rozstawił wokoło. Drogę mi zamknął – nie przejdę; na ścieżkach ciemności roztoczył (…). Nadzieję mi podciął jak drzewo” (Hi 19,6.8.10.).
Ta ufność jest miłowaniem Boga pośród takiego stanu ducha i ciała. To przekonanie, że jestem w Jego rękach i do Niego należę i Jemu daję całkowite prawo do mego życia, bo On jest moim Ojcem. Dlatego Hiob swoje wołanie kończy wyznaniem: „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje… To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty” (Hi 19,25-27).
Zaufanie jest wreszcie tym, co jak refren wraca w Pieśni nad Pieśniami: „Mój miły jest mój, a ja jestem jego…” (Pnp 2,16; zob. także 6,3 i 7,11). Jezus w godzinie swojej męki na krzyżu całkowicie przylgnął do Ojca, „który mógł Go wybawić od śmierci i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5,7-9).
Owocem drogi zaufania Bogu, Jego słowu jest zamieszkanie Jego Syna w nas. „Jego domem my jesteśmy, jeśli ufność i chwalebną nadzieję aż do końca wytrwale zachowamy” (Hbr 3,6).
Pod koniec swego życia brat Karol de Foucauldes napisał modlitwę, w której bardzo trafnie nazwał istotę zaufania, a mianowicie miłość do Ojca:
Ojcze,
Powierzam się Tobie, uczyń ze mną, co zechcesz.
Cokolwiek uczynisz ze mną, dziękuję Ci.
Jestem gotów na wszystko, przyjmuję wszystko,
aby Twoja wola spełniała się we mnie
i we wszystkich Twoich stworzeniach.
Nie pragnę nic więcej, mój Boże.
W Twoje ręce powierzam ducha mego,
z całą miłością mojego serca.
Kocham Cię
i miłość przynagla mnie,
by oddać się całkowicie w Twoje ręce,
z nieskończoną ufnością,
bo Ty jesteś moim Ojcem.
BezinteresownośćCechą postawy ufności i miłości jest bezinteresowność wobec Słowa Bożego. Jest to czwarty etap w dojrzewaniu ze Słowem Bożym.

Można zajmować się Słowem Bożym całe lata: dla studiów biblijnych; dla potrzeb kaznodziejskich i duszpasterskich; dla szukania potwierdzenia własnych przekonań; czy wreszcie dla wypełnienia kolejnego punktu pobożnościowych praktyk.
Słowo Boże wymaga bezinteresowności. Bóg przez swoje słowo może mnie umocnić, dać odpowiedź na dręczące pytania, wskazać drogę konkretnie ukazując, co mam czynić, wreszcie Jego słowo może mnie uzdrowić jak sługę setnika.
Może się jednak okazać, że szukając tego wszystkiego, nie odnajdę Jezusa i nie zawrę z Nim przymierza, którego On pragnie. Wśród dziesięciu trędowatych, cudownie uleczonych, tylko jeden pokochał Jezusa i oddał chwałę Bogu (zob. Łk 17,17-18).
Postawa serca, która bardziej pragnie Jezusa niż siebie samego, choćby w cudownym uzdrowieniu, sprawia, że przyjmując Go, otrzymuję to wszystko, czego On pragnie dla mnie. Jak długo pragnę czegoś dla siebie, tak długo nie otrzymuję tego, co Jezus chce mi ofiarować.
Na koniec chciałbym podpowiedzieć wręcz „technicznie” prostą rzecz, która może stać się pomocną w drodze modlitwy Słowem Bożym. Wspomniałem wcześniej o konieczności powracania do tych fragmentów Pisma Świętego, które stały się dla nas bliskie. Można to czynić w dwojaki sposób: bądź wypisując ten fragment na karteczce, aby mieć ją przy sobie, bądź zaznaczać poszczególne fragmenty w Biblii. To wszystko po to, aby w różnych momentach dnia, jak to tylko jest możliwe, czytać to Słowo, tak często aż „zamieszka ono najpierw w mej pamięci, a potem w sercu przez modlitwę”. Na podstawie tego Słowa można zbudować jakieś konkretne wezwanie uwielbienia, bądź prośby skierowane do Jezusa np. Piotrowe wyzwanie wypowiedziane do Chrystusa: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham” (J 21,17). W ten sposób modlitwa Słowem staje się nieustanna.
Bohater „Opowieści pielgrzyma” opowiada o pewnym żołnierzu, którego częste czytanie Ewangelii wyzwoliło z nałogu alkoholizmu. Ilekroć odczuwał pragnienie alkoholu, czytał kolejne fragmenty Ewangelii. Ta lektura Słowa Bożego stała się jego drogą do Boga i wyzwoleniem z upokarzającego nałogu.
Osobiście, gdziekolwiek wybieram się w drogę, zawsze zabieram ze sobą maleńkie wydanie Nowego Testamentu wraz z Psalmami. Nie bez znaczenia jest owa możliwość czytania Pisma Świętego. Taka praktyka rodzi pewien rodzaj czułości i przywiązania do Słowa Bożego, tak że faktycznie staje się ona pierwszą, a potem jedyną księgą życia. Słowo Boże wymaga czułości i cierpliwości, ponieważ kiedy Bóg zamieszkuje nasze serce przez Słowo Boże, powoli staje się Panem naszego życia. I tak jak sakramenty są realną obecnością Jezusa w Kościele, tak też On jest obecny przez Słowo Boże w każdym słuchającym Jego słów.
ks. Jakub Szcześniak
Zeszyty Formacji Duchowej nr 21
fot. ToniaD Bible
Pixabay (cc)
____________________________________
Przypisy:
[1] Św. Augustyn, Wyznania VIII, 12.
[2] Hans Urs von Balthasar, Medytacja chrześcijańska; „W drodze”, Poznań 1998; s. 8.

[3] Tamże, s. 26.

http://www.katolik.pl/twoje-slowo-obdarza-mnie-zyciem,25121,416,cz.html?s=3
************

 

ks. Tomasz Jaklewicz

Stara, dobra Biblia

Gość Niedzielny

Rozwój nauki i globalnej komunikacji sprawia, że pojawiają się ciągle nowe problemy moralne. Czy „stara” Biblia może pomagać w rozwiązywaniu nowych dylematów? Owszem. Trzeba tylko wiedzieć, jak ją czytać. 

Dla chrześcijanina Biblia jest stałym punktem odniesienia dla życia, myślenia, codziennych wyborów. Z niej wyczytujemy nie tylko prawdy wiary, ale także wskazówki dotyczące postępowania (normy moralności). Jednak teksty biblijne powstały co najmniej 1900 lat temu. I tu pojawia się problem. Wiele współczesnych dylematów było kompletnie nieznanych biblijnym autorom. Tylko sam rozwój medycyny sprawił, że pojawiło się mnóstwo nowych zagadnień moralnych, jak chociażby zapłodnienie in vitro, klonowanie czy cała inżynieria genetyczna.

Czy Biblia może być użyteczna w rozwiązywaniu tych nowych problemów? Ten temat podjęli kilka lat temu bibliści zasiadający w Papieskiej Komisji Biblijnej. Owocem ich pracy jest opracowanie pt. „Biblia a moralność”. Choć od jego publikacji upłynęły już dwa lata, tekst jest wciąż mało znany, a przecież sprawa jest ważna i aktualna. Adresatem dokumentu są w pierwszym rzędzie specjaliści, niemniej jednak każdy człowiek podejmuje ciągle etyczne decyzje i raz po raz zdarzają się sytuacje, gdy zwyczajnie nie wiemy, jak wybrać. Potrzebujemy wtedy światła. Biblia przychodzi nam z pomocą, choć nie znajdujemy tam gotowych recept, wyciąganych jak królik z kapelusza. Potrzebna jest pewna metoda, umiejętność takiego czytania Biblii, która pozwala przekładać jej treść na życiową mądrość. Moim zdaniem, dokument może być znakomitą pomocą dla katechetów.

Moralność jako droga

Tekst składa się z dwóch części: teoretycznej i praktycznej. W pierwszej części autorzy przybliżają podstawowe prawdy o moralności chrześcijańskiej, wynikające z biblijnego przesłania. Przypominają rzecz absolutnie podstawową i dlatego najczęściej pomijaną, a mianowicie, że w chrześcijaństwie moralność jest na drugim miejscu. Co zatem jest na pierwszym? Jest nim zawsze Bóg – Stwórca życia i największy „Fan” człowieka (proszę wybaczyć ten kolokwializm). Biblia uczy, że moralność następuje po doświadczeniu Boga, czyli po odkryciu, że moje życie jest cudownym darem Stwórcy. Prawo moralne przedstawione w Biblii jest częścią przymierza, które Bóg ustanawia z człowiekiem. To jest „zaproponowana droga”, jak to formuje dokument.

Nauczanie moralności należy do istoty misji Kościoła i nie jest czymś drugorzędnym, ale powinno być zawsze na drugim miejscu. Pierwszym zadaniem jest prowadzenie ludzi do spotkania z Bogiem, Stwórcą i miłośnikiem człowieka. Nie przypadkiem Dekalog zaczyna się słowami: „Jam jest Pan Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli”. Kto uznaje Boga, ten zaufa Jego propozycji drogi do szczęścia. Kto uznaje siebie za Boże stworzenie, ten patrzy na życie jako na cudowny dar, za który jest odpowiedzialny przed sobą, przed innymi i przed Stwórcą. Kto odrzuca takie przekonanie, ten będzie odbierał chrześcijańską moralność jako coś narzuconego i prędzej czy później ją odrzuci.

W prawie wszystkich dyskusjach o problemach etycznych, przedstawiając stanowisko etyki katolickiej, używa się zwrotów typu „Kościół postanowił, zabronił, uznał itd.”, dodając półgłosem „na razie”, „póki co”. Tymczasem moralność głoszona przez Kościół nie pochodzi od niego samego, nie jest zespołem zasad wymyślonych i narzuconych przez duchowieństwo czy papieża (jak to prymitywnie nieraz się przedstawia). Kościół głosi moralność, która jest „moralnością objawioną”, czyli pochodzącą od Stwórcy. To moralność nie z punktu widzenia człowieka, ale z punktu widzenia Boga. Na tym właśnie polega jej oryginalność i uniwersalność.

Dwa biblijne reflektory

Pierwsza część dokumentu opisuje ów punkt wyjścia „moralności objawionej”, czyli niezbędny fundament dogmatyczny (prawdy wiary). To bardzo przejrzysta, współczesna synteza nauki o człowieku w jego relacji do Boga. Elementami tej biblijnej antropologii są: prawda o stworzeniu, przymierze z Bogiem w Starym Testamencie, nowe przymierze w Jezusie Chrystusie, Boże przebaczenie i ostateczny cel ludzkiego życia. Na tej bazie można dopiero szukać odpowiedzi na konkretne problemy moralne. Wciąż jednak pozostaje pytanie, jak to robić? Stara się na nie odpowiedzieć druga część dokumentu. Autorzy podają dwa ogólne i sześć szczegółowych kryteriów, które pomagają rozstrzygać konkretne problemy. Można powiedzieć, że otrzymujemy dwa duże „reflektory” i sześć małych „szperaczy” czy „punktowców”. Te narzędzia pozwalają dość precyzyjnie oświetlić biblijną prawdą współczesne zagadnienia etyczne.

Pierwszy duży reflektor to zasada zgodności z biblijną wizją człowieka. Jeśli trzeba wydać osąd moralny w jakiejś wątpliwej sytuacji, to trzeba postawić pytania:

1. Czy określone stanowisko moralne jest zgodne z wizją człowieka jako „obrazu Bożego” odnowionego przez Chrystusa?
2. Czy jest zgodne z teologią przymierza, czyli, upraszczając, czy dany wybór moralny przybliża nas, czy oddala od Boga?

Godność człowieka wynika z prawdy o jego Boskim pochodzeniu. „W rzeczy samej bez Boga nie można zbudować żadnej etyki”, podkreśla Benedykt XVI. Drugi reflektor to zasada zgodności z przykładem Jezusa. Jak piszą autorzy, chodzi tu o serce moralności chrześcijańskiej, którym jest naśladowanie Jezusa, doskonałego wzoru harmonii między tym, co ludzkie, i tym, co Boże. Jezusa nie można traktować jako nieosiągalnego ideału dla zwykłych śmiertelników. Jego pouczenia i życie są podstawową normą moralną dla Jego uczniów. Jeśli więc musimy rozstrzygać jakiś moralny problem, powinniśmy pytać: czy dany wybór czerpie natchnienie z przykładu Jezusa?Zbieżność i przeciwstawienie

Dwa podstawowe kryteria można uzupełnić kilkoma bardziej szczegółowymi zasadami. Autorzy dokumentu formułują sześć zasad, o których warto pamiętać przy szukaniu w Biblii rozwiązań dylematów moralnych. Pierwszą regułę nazywają zasadą zbieżności. Chodzi o to, że Biblia w sporej części nie jest oryginalna. Wiele moralnych zasad występujących w Piśmie Świętym pojawia się również w kulturach, które nie miały żadnego kontaktu z Biblią. Istnieje jakaś naturalna mądrość, która pojawia się w pewnym stopniu w każdej religii czy filozofii. Biblia w wielu punktach jest zbieżna z moralnością proponowaną przez rozmaite kultury. Także współczesna cywilizacja zachodnia niesie wartości, które są wspólne z moralnym przesłaniem Pisma Świętego, np. poczucie równości ludzi wszystkich ras i konieczność zniesienia dyskryminacji, zaangażowanie na rzecz pokoju, wrażliwość na równość obu płci, konieczność poszanowania przyrody.

Druga zasada to przeciwstawienie. „Biblia przeciwstawia się w jasny sposób pewnym normom i zwyczajom praktykowanym przez społeczeństwa, grupy czy jednostki”. To ważne uzupełnienie zasady zbieżności. Biblia sprzeciwia się zwłaszcza wszelkim formom bałwochwalstwa, czyli usuwaniu Boga i stawianiu w Jego miejsce byle czego. Współczesnych form bałwochwalstwa nie brakuje. Ludzie zachowują się dziś jak niezależni twórcy własnego bytu, roszcząc sobie prawo do aborcji, eutanazji, nieograniczonych doświadczeń genetycznych czy związków homoseksualnych. To wszystko wynika głównie z faktu nieliczenia się ze Stwórcą. Biblia pomaga ujawnić zło, nazwać je po imieniu. Dotyczy to także swoistego „ubóstwienia” demokratycznego państwa, uznania woli większości za władzę bez ograniczeń.

„Chrześcijanie powołani są do tego, by postawić politykę, ekonomię, handel w świetle Ewangelii i w tym świetle rozważać konkretne projekty służące funkcjonowaniu społeczeństwa. Ponieważ chrześcijanie nie mogą wyjść z czasów, w których żyją, winni postarać się o własną tożsamość, która uzdolni ich do życia swą wiarą w cierpliwym trwaniu i profetycznym świadectwie. Są również zachęceni do rozwijania metod oporu, (…), sprzeciwiając się demonicznym mocom, które działają poprzez instytucje cywilne i wpływają na dzisiejszy świat”.

Czytać mądrze

Trzecia zasada: postęp. W Biblii można obserwować historyczny rozwój moralności. Etyka Jezusa przewyższa moralne nauczanie Starego Testamentu. O tym ewolucyjnym, historycznym charakterze biblijnej moralności trzeba pamiętać przy lekturze. Bóg prowadzi ludzi stopniowo do coraz większej doskonałości. Ta zasada skłania nas dziś do ciągłego szukania „wyższej sprawiedliwości” królestwa Bożego, które głosił Jezus. Czwarta zasada mówi o wymiarze wspólnotowym moralności. Człowiek jako „obraz Boży” jest powołany do życia we wspólnocie, do miłości. Moralność nie ogranicza się nigdy do odpowiedzialności za siebie samego, ale obejmuje także wspólnotę (rodzinę, Kościół, państwo, ludzkość). Z przynależności do wspólnoty płyną określone obowiązki moralne. Ta biblijna wizja jest dziś aktualna w świecie, w którym przesadny indywidualizm prowadzi do samotności i izolacji, zwłaszcza słabsze jednostki.

Zasada celowości mówi o tym, że życie nie kończy się wraz ze śmiercią. Biblia głosi nadzieję na przyszłe życie z Bogiem. Ta nadzieja opiera się na zmartwychwstaniu Jezusa. Spojrzenie poza horyzont doczesności wpływa na nasze doczesne wybory. Przypomina o naszej odpowiedzialności za obecny czas w perspektywie losu w wieczności. Nadzieja daje siłę do heroizmu w dawaniu świadectwa aż do męczeństwa.

I ostatnia zasada: rozróżnienie. To kryterium łączy się ściśle z zasadą postępu. „Nie można postawić na tej samej płaszczyźnie wszystkich reguł wspomnianych przez Biblię ani przypisywać jednakowej wartości wszystkim wzorcom moralnym, jakie ona przedstawia” (co z upodobaniem robią krytycy chrześcijaństwa w stylu Dawkinsa). Biblia jest księgą, która wymaga interpretacji, uwzględnienia kontekstu literackiego i wszystkich zasad egzegezy oraz rozeznania we wspólnocie i w jednostkowym sumieniu. Trzeba odróżniać to, co jest w Biblii niezmienne, od tego, co pozostaje uwarunkowane historycznie czy geograficznie. Ta zasada chroni przed fundamentalistyczną lekturą Biblii.

ks. Tomasz Jaklewicz

http://www.katolik.pl/stara–dobra-biblia,22892,416,cz.html?s=2
************

O autorze: Słowo Boże na dziś