Jeśli ludzie okazują sobie miłość i szacunek, Królestwo Boże jest pośród nich. – Czwartek, 12 listopada 2015 św. Jozafata, biskupa i męczennika, wspomnienie

Myśl dnia

Można gromadzić przeróżne skarby, ale najcenniejszym jest prawdziwy przyjaciel.

św. Jan Chryzostom

Cytat dnia

Na człowieku spoczywa zadanie, by dzięki swojemu rozumowaniu badać prawdę, w tym zawiera się jego godność.
św. Jan Paweł II

images

 

Panie, powierzam Ci moją rodzinę, małżeństwo lub wspólnotę kapłańską czy zakonną.

Proszę Cię o łaski, które pozwolą nam prawdziwie żyć duchem Twojego Słowa.

________________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

________________________________________________________________________________________________________

CZWARTEK XXXII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Mdr 7,22-8,1)

Pochwała mądrości

Czytanie z Księgi Mądrości.

Jest bowiem w Mądrości duch rozumny, święty,
jedyny, wieloraki, subtelny,
rączy, przenikliwy, nieskalany,
jasny, niecierpiętliwy, miłujący dobro, bystry,
niepowstrzymany, dobroczynny, ludzki,
trwały, niezawodny, beztroski,
wszechmogący i wszystkowidzący,
przenikający wszelkie duchy
rozumne, czyste i najsubtelniejsze.
Mądrość bowiem jest ruchliwsza od wszelkiego ruchu
i przez wszystko przechodzi i przenika dzięki swej czystości.
Jest bowiem tchnieniem mocy Bożej
i przeczystym wypływem chwały Wszechmocnego,
dlatego nic skażonego do niej nie przylgnie.
Jest odblaskiem wieczystej światłości,
zwierciadłem bez skazy działania Boga,
obrazem Jego dobroci.
Jedna jest, a wszystko może,
pozostając sobą, wszystko odnawia,
a przez pokolenia zstępując w dusze święte,
wzbudza przyjaciół Bożych i proroków.
Bóg bowiem miłuje tylko tego,
kto przebywa z Mądrością.
Bo ona piękniejsza niż słońce
i wszelki gwiazdozbiór.
Porównana ze światłością uzyska pierwszeństwo,
po tamtej bowiem nastaje noc,
a Mądrości zło nie przemoże.
Sięga potężnie od krańca do krańca
i włada wszystkim z dobrocią.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 119,89-90. 91.130.135.175)

Refren: Słowo Twe, Panie, niezmienne na wieki.

Twoje słowo, Panie, jest wieczne, *
niezmienne jak niebiosa.
Twoja wierność przez pokolenia, *
umocniłeś ziemię, by trwała.

Wszystko trwa do dzisiaj według Twoich wyroków, *
bo wszelkie rzeczy Ci służą.
Poznanie Twoich słów oświeca *
i naucza niedoświadczonych.

Okaż Twemu słudze światło swego oblicza *
i naucz mnie Twoich ustaw.
Niech żyje moja dusza i niech Ciebie chwali, *
niech mnie wspierają Twoje wyroki.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Łk 21,36)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie,
abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 17,20-25)

Królestwo Boże jest pośród was

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza

Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: «Oto tu jest» albo: «tam». Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”.
Do uczniów zaś rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: «Oto tam» lub: «oto tu». Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego.
Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 

 

Tutaj jest Królestwo Boże

Żyjąc w jedności z Chrystusem, budujemy Królestwo Boże. Nie ma ono struktury materialnej ani granic wyznaczonych przez kontury na mapie. To królestwo tworzą sami chrześcijanie, którzy żyją duchem Ewangelii. Jeśli dwaj lub trzej gromadzą się w imię Jezusa, tworzą tym samym Królestwo Boże. Jeśli ludzie okazują sobie miłość i szacunek, Królestwo Boże jest pośród nich. Wystarczy odwiedzić dom, w którym mieszkańcy autentycznie żyją Dobrą Nowiną. Od razu wyczuwa się, że tutaj mieszka Bóg. W takim domu każdy chce zamieszkać i każdy czuje się w nim mile widziany.
Panie, powierzam Ci moją rodzinę, małżeństwo lub wspólnotę kapłańską czy zakonną. Proszę Cię o łaski, które pozwolą nam prawdziwie żyć duchem Twojego Słowa.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*************

Św. Jozafata

0,11 / 10,33
Spróbuj się na chwilę wyciszyć. Wsłuchaj się w tekst Ewangelii. To słowa, które Pan Bóg kieruje do ciebie. On jest bliski, tak bliski jak uderzenia twojego serca.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 17, 20-25
Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „tam”. Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was». Do uczniów zaś rzekł: «Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: „Oto tam” lub: „oto tu”. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie».Z pewnością codziennie, może nawet wielokrotnie, modlisz się słowami „Przyjdź Królestwo Twoje”. Jak wyobrażasz sobie nadejście Królestwa Bożego?Jezus mówi wyraźnie: królestwo Boże jest już wśród nas. Istnieje i rozwija się teraz, na tej ziemi, na której żyjemy. Czy wiesz, gdzie je można znaleźć? Czy  spodziewasz się cudownych znaków, niezwykłych zdarzeń? A może kojarzy ci się tylko ze wspaniałym wystrojem kościoła, z piękną liturgią, z religijnymi uroczystościami,  w których uczestniczysz, a potem wracasz do swojej, ludzkiej codzienności?

Często szukamy daleko tego, co jest blisko, nie zauważamy tego, co między nami. Tymczasem to Królestwo, dzięki łasce Pana Boga, rośnie wśród nas. Budujemy je wszyscy, naszym dobrym, uczciwym życiem, modlitwą, miłością do Boga i ludzi. Czy królestwo Boże rośnie także dzięki tobie?

Jezus zaprasza cię do współpracy – do budowania razem z Nim Jego Królestwa i zapewnia ci swoją pomoc, swoją łaskę. Czy przyjmiesz Jego zaproszenie?

http://modlitwawdrodze.pl/home/
************

Reguły o rozeznawaniu duchów w codziennym życiu

12 listopada 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

W życiu duchowo-religijnym mamy do czynienia z dwoma radykalnie różnymi sposobami istnienia. Wiążą się one z tym, do KOGO przynależymy!

Kolorów oczu czy karnacji ludzkiej skóry jest kilka, natomiast nasz stosunek do Boga Stwórcy jest zasadniczo dwojaki. Jestem z Bogiem albo przeciw Niemu! To bardzo ważne, żebyśmy robiąc użytek z naszej wolności, nie ulegali iluzorycznemu mniemaniu, że poza Bogiem albo Lucyferem mamy do wyboru jeszcze kogoś czy coś trzeciego… Na przykład jakąś czystą (egocentryczną) autonomię, w ramach której można by żyć szczęśliwie.

Rzeczywista alternatywa jest taka, że jestem albo w przyjaznej więzi z Bogiem Stwórcą i do Niego się przybliżam, albo – zrywając z Nim i od Niego się oddalając – brnę w grzech apostazji (odstępstwa); a ten ostatni wybór nieuchronnie oznacza, iż jestem coraz bliżej świata demonów, z którymi nie można być szczęśliwym…

 

Nasz skarb

Gdy[1] kończą się dobrze odprawione rekolekcje Ignacjańskie, to mamy wrażenie, że znów (czy też po raz pierwszy i porządnie) odkryliśmy „skarb ukryty w roli” (por. Mt 13, 44), a dialog z Bogiem na modlitwie – żywy i intensywny – jawi się nam jako najcenniejsze dobro. Co jednak należy czynić, by skarbu nie utracić, nie odsprzedać za marne grosze?

  • Co czynić, by w każdym dniu „zabezpieczyć” żywość i intensywność mojego dialogu Miłości z Bogiem, z Jezusem Chrystusem?

Niewątpliwie, niezastąpioną rolę odgrywa codzienna modlitwa, odpowiednio długa i skoncentrowana na Słowie Bożym, na kontemplacji Osoby Jezusa. Niezmiernie ważną rolę odgrywa codzienny rachunek sumienia, zarówno ten ogólny (pięciopunktowy), jak i szczegółowy…

  • Sądzę, że równie ważna jest umiejętność czerpania z mądrości zawartej w Regułach o rozeznawaniu duchów. Najbardziej przydają się one w czasie Ćwiczeń duchownych, gdy działanie duchów jest intensywne. Skoro jednak te same duchy (Bóg i jego przeciwnik) oddziałują na nas codziennie (choć na ogół z mniejszą wyrazistością), to i same Reguły warto „zabrać ze sobą” na całe życie.

Horyzont wiary

JEZUS CHRYSTUS, w którym Objawienie Boga sięga szczytu, wyprowadza nas w czasie rekolekcji ignacjańskich „na miejsce wysokie”(por. Ba 5, 5). Odtąd Horyzontem, w którym rozgrywa się nasze życie, jesttajemniczy Plan Zbawienia (por. Ef 3, 9).

  • Dzięki Chrystusowi wiemy, że stworzeni jesteśmy z Miłości i zaproszeni jesteśmy do miłosnego zjednoczenia z Boskimi Osobami. Mamy otwartą drogę do szczęśliwej wieczności w Domu Ojca, a każdy dzień to kolejny etap do przebycia. W trudzie pielgrzymowania nie jesteśmy sami. Bóg udziela nam Siebie i wielorako wspiera.

Ta pogodna i uskrzydlająca wizja wiary, niestety, nieraz znika nam z oczu, a czyste brzmienie Bożej Miłości bywa mocno zakłócane. Wpływa na nas skłonność, odziedziczona po pierwszych rodzicach, która sprawia, że łatwiej jest nam Pana Boga podejrzewać niż odnosić się do Niego z niezachwianą ufnością. Gdy słabnie nasza ufność, wtedy odwracamy się od bezkresnej dali Boga, a zwracamy się ku cieśninie samej doczesności (por. Hi 36, 16).

  • Gdy schodzimy z „miejsca wysokiego”, wtedy dopadają nas pokusy i narzuca się nam życie na poziomie zmysłów.
  • Boską Miłość – jako najważniejszą zasadę dokonywania wyborów – wypiera nienasycalna pożądliwość i zaborczość.

Mimo wszystkich trudności (nieufności, kuszeń i upadków) chcemy współdziałać i jednoczyć się – z Bogiem, a nie – z szatanem! Im dłużej trwamy w szkole Jezusa, tym bardziej jesteśmy pewni tego, że życie duchowe wymaga czuwania i trudu, by szalę wolności przechylać ku Bogu! Bez czuwania i trudzenia się – szybko przestajemy być pomocnikami Bogaw uprawianiu roli Bożej i w budowaniu Bożej budowli [2], a pomnażamy dzieła diabła [3].

  • Te wielkie prawdy objawione –o Bogu miłującym, o szatanie nienawidzącym, o rozdwojeniu dążeń w nas – trzeba mieć stale w pamięci i przed oczyma, aby i same Reguły o rozeznawaniu duchów jawiły się nam jako praktyczny przewodnik w świecie duchów, przydatny każdego dnia.

Dwie przynależności

Przeczytajmy najpierw dwie [4] pierwsze reguły, aby określić swoją podstawową sytuację egzystencjalną.

„Ludziom, którzy przechodzą od grzechu śmiertelnego do grzechu śmiertelnego, nieprzyjaciel [szatan] ma przeważnie zwyczaj przedstawiać przyjemności zwodnicze i sprawia, że wyobrażają sobie rozkosze i przyjemności zmysłowe, aby ich tym bardziej utrzymać i pogrążyć w ich wadach i grzechach. Duch zaś dobry w takich ludziach stosuje sposób [działania] zgoła przeciwny, kłującich i gryząc sumieniaich przez prawo naturalnego sumienia” (Ćd 314, reguła 1).

„U tych zaś, co usilnie postępują w oczyszczaniu się ze swoich grzechów,a w służbie Boga, Pana naszego, wznoszą się od dobrego do lepszego, rzecz ma się odwrotnie niż w regule pierwszej. Wtedy bowiem właściwością ducha złego jest gryźć, zasmucać i stawiać przeszkody,niepokojąc fałszywymi racjami, aby przeszkodzić w [dalszym] postępie; właściwością zaś ducha dobrego jest dawać odwagę i siły, pocieszenie, łzy,natchnienia i odpocznienie,zmniejszając lub usuwając wszystkie przeszkody, aby [mogli] postępować naprzód w czynieniu dobrze” (Ćd 315, reguła 2).

  • Z treści powyższych dwóch reguł wynika, że w życiu duchowo-religijnym mamy do czynienia z dwoma radykalnie różnymi sposobami istnienia. Wiążą się one z tym, do kogo przynależymy. Kolorów ludzkich oczu i skóry jest więcej niż dwa, natomiast w relacji do Boga Stwórcy nasza sytuacja jest zasadniczo dwojaka: albo jesteśmy z Nim, albo z Jego Przeciwnikiem! Tertium non datur.
  • To naprawdę bardzo ważne, żebyśmy myśląc o naszej wolności, nie ulegali iluzji, mniemając, że oprócz wybrania Boga albo szatana mamy do wyboru jeszcze coś trzeciego, na przykład jakąś czystą autonomię, w której można żyć samowystarczalnie i szczęśliwie. Rzeczywista sytuacja jest taka, że jestem albo w przyjaznej więzi z Bogiem, albo oddalając się od Boga, brnę w grzechu, i jestem coraz bliżej świata demonów, z którymi nie można być szczęśliwym.

Zdawszy sobie sprawę z tego, że nie dano nam trzeciego rodzaju istnienia, uświadamiamy sobie i to, że w obu rodzajach życia – z Bogiem albo z szatanem – oddziałuje na nas zarówno Bóg, jak i zły duch. Bóg ma do nas zawsze bezpośredni przystęp. Szatan zaś nie mieszka w nas i zawsze musi się posłużyć czymś w nas, by na nas oddziaływać; mimo to jego działanie potrafi być bardzo szkodliwe i przeszkadzające nam w przyjaźni z Bogiem.

Jak długo żyjemy na ziemi, nigdy nie pozostawi nas samych Duch Boży! Niestety, nigdy nie da nam spokoju duch zły.

  • BÓG będąc Miłością, przyciąga nas do siebie i proponuje nam Przymierze Miłości,
  • natomiast ZŁY duch, sam pogrążony w żywiole buntu i nienawiści, oferuje nam istnienie samowystarczalne, bezrelacyjne i bezosobowe.

Zależnie od tego, w czyją stronę przechyliliśmy się w wyborze podstawowym, doświadczać będziemy różnych w treści (mniej lub bardziej intensywnych) oddziaływań ze strony Boga i szatana. Reguły podane przez św. Ignacego Loyolę dość precyzyjnie i wyczerpująco opisują te różne oddziaływania. Obserwując doznawane oddziaływania, staramy się możliwie dokładnie zidentyfikować, z KIM mamy do czynienia.

  • Celem naszej obserwacji i ustaleń jest wykonanie kolejnego kroku, żeby mianowicie chętnie współdziałać z natchnieniami i poruszeniami Boga,
  • a stanowczo przeciwstawiać się impulsom i kuszeniom Złego!

Natchnienia – jakie i od kogo?

Zatrzymajmy się nieco dłużej przy sytuacji, opisanej w pierwszej regule (Ćd 314), gdy mianowicie człowiek przechodzi od grzechu śmiertelnego do grzechu śmiertelnego.

Wczytując się w tę regułę, winniśmy ją potraktować – zwłaszcza w życiu codziennym – najpierw jako zaproszenie do uważnego przebadania siebie. Może się bowiem okazać, że pobieżna ocena moralna nie budzi w nas niepokoju, natomiast rodzaj i treść zarejestrowanych działań duchów – dają do myślenia i stawiają naszą pewność (co do prawego postępowania) pod znakiem zapytania.

Są w naszym życiu takie okresy i takie sytuacje moralne, że nie mamy wątpliwości co do pogrążenia się w poważnych grzechach. Wtedy w miarę oczywiste jest to, że za wieloma grzechami ciężkimi – skrywa się źródłowy śmiertelny grzech praktycznej niewiary w Boga. Wystarczy trochę pouczenia, a od razu rozumiemy, dlaczego dobry duch dotyka nas gryzącymi wyrzutami sumienia, zaś zły duch, oddziałując na naszą wyobraźnię, podsuwa wyobrażenia zwodniczych przyjemności zmysłowych. W miarę jasno jawi się nam także potrzeba nawrócenia do Boga. Słowem, ta cała sytuacja jest w miarę przejrzysta i nie wymaga wdawania się w dalsze subtelne rozróżnienia.

  • Wielkiej uważności i subtelnej analizy wymaga natomiast inna sytuacja, w której nie czujemy się wielkimi grzesznikami. W naszym rozumieniu nie brniemy z grzechu w grzech, a jednocześnie rejestrujemy w sobie te różne działania, które reguła pierwsza (mówiąca o ludziach brnących z grzechu w grzech!) przypisuje właśnie dokładnie duchowi złemu albo dobremu. Zły duch sprawia, że wyobraźnia zasypywana jest przedstawieniami rozkoszy i przyjemności zmysłowych, zaś dobry duch – w głębszej warstwie osoby – niejako dokucza nam, wywołując przykre i bolesne odczucia w duszy.

Słuszny niepokój

Nasuwa się pytanie: Jak ocenić tę sytuację i jak się w niej zachować?

Przede wszystkim należy wykazać szczerą gotowość starannego sprawdzenia siebie, czy aby nie jestem nadal (lub znów) wielkim grzesznikiem,który w najlepsze rozmija się z Bogiem. Istotnie, może się okazać, że tkwię w grzechu o charakterze fundamentalnym; chybiam tego Celu,którym jest Bóg. Nie jestem zwróconycałym sercem do Boga, nie miłuję Boga według miary przykazania miłości.

Być może ten grzech fundamentalny nie przejawia się (jeszcze lub już nie) w łamaniu po kolei Dekalogu, ale przy uważniejszym wglądzie musi się okazać, że nadal żyję jako człowiek cielesny i podlegam zniewalającemu dyktatowi tej czy innej wady głównej.

  • Mówi przysłowie: „Nie ma dymu bez ognia”. Adaptując tę zasadę wnioskowania od skutku do przyczyny,pytajmy: czy „dym kuszeń zmysłowych” może pochodzić od demona z innego powodu niż tkwienie w praktycznym odwróceniu sięod Boga i w prowadzeniu życia cielesnego?
  • Zapewne tak! Przecież wielcy asceci i święci wspominają o spadających na nich (niekiedy bardzo uporczywych i natrętnych) wyobrażeniach rozkoszy i przyjemności zmysłowych.Ma to miejsce, choć cali zwróceni są oni ku Bogu.
  • Rzeczywiście, atak o takimcharakterze daje się wytłumaczyć na parę innych sposobów – pod tym wszelako warunkiem, że kuszeniu nie towarzyszą wyrzuty sumienia i duchowy ból, zadawany przez ducha dobrego.

Także u osób postępujących na drodze oświecenia(czy zjednoczenia) – zły duch może sprawiać wyobrażenia rozkoszy i przyjemności zmysłowych, odwołując się do żądz jeszcze przecież nie całkiem obumarłego człowieka cielesnego w nas. Celem takiegokuszenia nie jest utrzymywanie (przez Złego) w wielkich wadach i w grzechu odstępstwa od Boga.

  • Celem działania Złego jest tu (u postępujących w oczyszczeniu) – doprowadzenie ich, jeśli już nie do zawrócenia z drogi ku Bogu i ku lepszemu, to przynajmniej wywołanie zamętu i zniechęcenia.Zły duch czerpie demoniczną satysfakcję nie tyle z upadku sprawiedliwego, co z samego dręczenia go i upokorzenia.

Oczywiście, w tej sytuacji nie ma powodu do niepokoju. Można nawet cieszyć się z możliwości zyskiwania zasługi za prowadzenie zwycięskiej walki (por. Ćd 33-37).

  • Dokonawszy powyższych rozróżnień, powiedzmy sobie, że jak długo żyjemy na ziemi, winniśmy być zawsze gotowi do starannego sprawdzenia, czy mamy w sercu żarliwą miłość do Boga. Czy żyjemy naprawdę, również dzisiaj, na miarę tego przykazania: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem? (Mt 22, 37).

Mając w swej historii wiary okresy szczerego zaangażowania w życie w Duchu, skłonni jesteśmy niejako z góry zakładać, że oto już definitywniezerwaliśmy z grzechami ciężkimi i usilnie postępujemy w oczyszczaniu się ze swoich grzechów, a w służbie Boga, Pana naszego, wznosimy się od dobrego do lepszego.

Oczywiście, nie ma powodu, by chorobliwie siebie podejrzewać, jednak winniśmy wyostrzyć uwagę wtedy, gdy zauważamy – łączniewystępujące! – oznaki działania Złego i Dobrego ducha, o których mówi reguła pierwsza. Może się bowiem okazać, kolejny raz,

  • że nasze (do niedawna) szczere zaangażowanie na drodze oczyszczenia i wznoszenia się od dobrego do lepszego –rozmyło się, a w jego miejsce, niepostrzeżenie, weszły z jednej strony intensywne wyobrażenia rozkoszy i przyjemności zmysłowych, zaś z drugiej strony pojawiły się wyrzuty sumienia i intensywny ból duchaz powodu nieznajdowania spełnienia w samym Bogu.

Od razu dopowiedzmy, że zmysłów i zmysłowych rozkoszy mamy co najmniej pięć. Każdy zmysł może się jawić jako sposób i miejsce przeżywania przyjemności, rozkoszy i swoistych pocieszeń. Oznacza to, że w kuszącej ofercie Złego znajdują się przyjemności i rozkosze, które wydają się całkiem „przyzwoite” – a jednak przedkładane są one w tym celu, aby uwięzić nas w poważnych wadach i grzechach…

  • Św. Jan od Krzyża trafnie zauważa, że ptak nie może wzbić się do lotu nie tylko wtedy, gdy przywiązany jest łańcuchem, ale także wtedy, gdy jest to tylko cienka linka czy nitka…
  • Trzeba zatem uważniej przyjrzeć się sobie i zapytać, o czym świadczy moje życie zmysłowe.
  • Czy nie wprzęgam zmysłów w logikę grzechu? Czy nie nakazujęim, by pomagały mi obchodzić się bez mojego Pana i Stwórcy?

Moje życie zmysłowe, pełne pożądliwych oczekiwań i hedonistycznie przeżywanych zaspokojeń – winno mnie zaniepokoić ipobudzić do sprawdzenia, co to właściwie znaczy? Winienem rzetelnie zapytać siebie:

  • czy wyrzuty sumienia i ból duchanie są wystarczająco wyraźnym komunikatem Ducha Świętego, że tak naprawdę to zwróciłem się do rozkoszy i przyjemności zmysłowych,zamiast czerpać radość i rozkosz duchową z życia w Duchu?

Doświadczanie i odczytywanie bólu nie jest czymś łatwym i prostym! Zatrzymajmy się zatem na chwilę przy dwuznaczności reagowania na ból.

Przesłanie bólu

Wszelki ból ma to do siebie, że przede wszystkim przyciąga naszą uwagę i sprawia, że spontanicznie zamykamy się w ciasnej przestrzeni przykrego odczuwania. Za sprawą bólu – normalnie, w pierwszym odruchu – świat nam się zacieśnia; tracimy przestrzeń do życia. Trudno jest oddychać.

  • Ból jednak – po pewnym czasie i przy pewnej intensywności – przynagla nas do namysłu.
  • Człowiek w swej głębi wie, że nie jest stworzony do bólu.
  • A jeśli cierpi i odczuwa duchowy ból, to – jako istota rozumna – czuje się wręcz zmuszony, by pytać, co to właściwe znaczy!

Reguły o rozeznawaniu duchów pomagają nam szybciej dotrzeć do właściwych przyczyn bólu ducha, bólu osoby. Światło Bożego Objawienia, wpisane w te reguły, sprawia, że zamiast pogrążać się w bólu i w sobie – odbijamy się co prędzej i (poniekąd za sprawą zrozumianego bólu) rzucamy się w ramiona miłującego Ojca [5].

  • Ból, gdy jest duchowo rozumiany, staje się dla nas niczym trampolina, służąca wyrwaniu się z własnego egocentryzmu, by wydać siebie Bogu!

Duch Święty – w pocieszeniu i bólu

Odnosząc się do reguły drugiej i pierwszej, zauważmy i doceńmy pracę Ducha Świętego.

To On jasno widzi i ocenia sytuację – zarówno grzesznika (Ćd 314), jak też osoby całym sercem zaangażowanej w zbliżanie się do Boga (Ćd 315). Miłując nas miłością absolutnie wierną i bezinteresowną, Duch Święty nie może pozostawać bierny, gdy widzi nas błądzących z dala od Boga i pogrążających się coraz bardziej w złości grzechów.

  • Czyni On wszystko, by pomóc nam znów zwrócić się doStwórcy i w Nim się rozradować!
  • Umiejętnie i delikatnie zaprasza nas do rozmowy.
  • Jego głos staje się dla nas pochwytny – zależnie od naszej sytuacji – bądź w dojmującym bólu, bądź w pomnażanej radości i w innych przejawach pocieszania.
  • Dla nas jest szczególnie ważne to, żeby docenić ból jako nośnik ważnego przesłania od Boga.

Każdy ból – fizyczny, psychiczny, duchowy – ma taką naturę: nie może pozostać niezauważony! Dociera on w pole naszej świadomości poniekąd skuteczniej niż pozytywne uczucia radości itp. Nie da się go nie zauważyć, ale można go zlekceważyć, trwając jedynie w postawie odrzucenia i oporu czy także rozgoryczenia.

Ból psychiczny i duchowy jest zapewne zjawiskiem złożonym.

Odczuwamy pewien ból już wtedy, gdy doświadczamy ścierania się w nas dążeń duchowych i cielesnych. Boli nas ta sytuacja konfliktowa; wolelibyśmy być scaleni, tymczasem odczuwamy przykre napięcie. Ból wzmaga się i sięga zenitu, gdy osoba grzesząc, zrywa więź z Bogiem – w imię dążeń cielesnych. Pojawia się wtedy cicha lub głośna rozpacz,która boli najbardziej.

  • Człowiek stworzony jest przez Boga jako skierowany do istnienia w Miłości, dlatego nie może nie cierpieć, gdy wiedzie egzystencję na poziomie zmysłowych pożądań i zaspokojeń! Po chwilowym doznaniu przyjemności – nieuchronnie pojawia się poczucie pustki i bólduszy.

Jaki związek z tą sytuacją, a zwłaszcza z odczuwanym bólem – ma Duch Święty?

Najpierw jest to związek pośredni. Duch Dobry nie tyle bowiem zadaje ból grzesznikowi, ile raczej staje przy grzeszniku jako interpretator tego, co się dzieje. Pomaga dotrzeć do przyczyny bólu duchowego. Przynagla grzesznika, by zastanowił się, dlaczego tak się dzieje, że fascynacja oczekiwaną przyjemnością tak szybko – po zakosztowaniu jej – przechodzi w poczucie frustracji, czyli jakiegoś zasadniczego niespełnienia i rozczarowania.

  • Duch Święty, przenikając serce człowieka – dba też o to, żeby ból (immanentny – głęboko wpisany w strukturę osoby)nie został zmarnowany wskutek potraktowania go jako czegoś bez sensu i znaczenia.
  • W przypadku, gdy napotyka w człowieku na wyjątkową niepojętność, potrafi On, z wyczuciem i delikatnie, zwiększać dawkębólu w sercu grzesznika.
  • Nie jest to jednak jakiś rodzaj odwetu, lecz mocniejsze przynaglenie, by osoba zechciała zastanowić się i znaleźć istotną przyczynę, dla której rośnie ból ducha, choć ciało i psychika maksymalizują swoje przyjemności i rozkosze!

Kontekst cywilizacji śmierci

Nie bez powodu dłużej zatrzymaliśmy się przy pierwszej regule.

W obecnym czasie, na przełomie tysiącleci, wszyscy doświadczamy skonfrontowania z potężnym oddziaływaniem cywilizacji śmierci. Za tym bezosobowym określeniem: cywilizacja śmierci – skrywają się nie jakieś anonimowe „procesy historyczne”, lecz złe duchy, wyspecjalizowane w okłamywaniu człowieka, uwodzeniu go i zabijaniu w nim cudu życia. One to za wszelką cenę starają się odebrać człowiekowi radość z cudnej Miłości Boga.

Mówimy o tym w imię prawdy o Bogu i w imię dobra człowieka. Intensywność ataku złych sił negacji i destrukcji każe nam z tym większą determinacją, w porę i nie w porę, ujawniać (demaskować) ich nasilające się oddziaływanie.

Podstawowym wyznacznikiem cywilizacji śmierci, szerzącej się w wieku XX, jest ateizm, posuwający się do otwartej walki z Bogiem. Słusznie nazwano wiek dwudziesty wiekiem ateistycznego eksperymentu!

  • Obecnie, od pewnego czasu, zdaje się słabnąć nurt ateizmu walczącego wprost i otwarcie, ale za to szerzy się, jakby tym gwałtowniej, ateizm praktyczny. Jest on o tyle gorszy, że nie ma w nim żadnego wysiłku i niepokoju myślowego. Szerzy się go z ukrycia i metodami „pośrednimi”, zaś praktykowany jest on „po prostu”, bez namysłu, tępo, obojętnie, ale i wyrachowanie. Jan Paweł II określił ten ateistyczny trend w trafnym powiedzeniu, że „żyje się tak, jakby Boga nie było”.

Naczelną wartością w tej cywilizacji śmierci staje się hedonizm.

  • Jakże łatwo (bezproblemowo) można iść od grzechu do grzechu, gdy wszystko jest „antropocentryczne” i ma się kręcić wokół samego człowieka i doczesności.
  • Przez szeroko otwarte drzwi wprowadza się (a nawet wpędza) wielu (masy) w przestrzeń, w której zasadą życia jest „przyjemność ponad wszystko” i maksymalizowanie jej na różne sposoby.
  • Na masową skalę wywołuje się wrażenie, że jedynie w zmysłowej przestrzeniistnieje jakaś nadzieja na życie barwne i intensywne.
  • Nieustannie rozbudzana i podsycana jest żarliwość zmysłowych doznań, w której – nie może być inaczej – bardziej kocha się rozkosz niż Boga (por. 2 Tm 3, 4).

Okazuje się jednak, że zamiast spodziewanego szczęścia, czerpanego z przyjemności zmysłowych – upowszechnia się smutek, ból i rozpaczliwa pustka. Św. Ignacy powiedziałby tu o strapieniu; o tym mówią kolejne reguły (por. Ćd 317-322).


[1] Obecne rozważanie jest przeredagowaną i skróconą wersją artykułu: K. Osuch SJ, Reguły o rozeznawaniu duchów I tygodnia „Ćwiczeń duchownych” – w życiu codziennym,[w:] Józef Augustyn SJ (red.), Rozeznanie duchowe na trzecie tysiąclecie, Kraków 2001, s. 29-44. Podobne, jeszcze krótsze, rozważanie – zatytułowane: Reguły o rozeznawaniu duchów pierwszego tygodnia Ćwiczeń duchownych w codziennym życiu – zamieszczone zostało w „Co zabrać ze sobą? Po pierwszym tygodniu Ćwiczeń duchownych”, Wydawnictwo WAM Księża Jezuici 2009, ss 221 – 233.

[2]  My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą (l Kor 3, 9).

[3] Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła, ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku. Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła (1 J 3, 8).

[4] W obecnym rozważaniu nie wyjdę poza krąg tych dwóch reguł – Ćd 314 i 315, reguła 1 i 2.

[5] W wielu Psalmach (np. Ps 22, 55, 69) spotykamy opisy przemiany monologu człowieka udręczonego we wspaniały dialogz samym Bogiem!

http://osuch.sj.deon.pl/2015/11/12/krzysztof-osuch-sj-reguly-o-rozeznawaniu-duchow-w-codziennym-zyciu/

*************

Z NIM

by Grzegorz Kramer SJ

 

https://youtu.be/9_Rp1i83Pkw

Może się w nas rodzić pokusa szukania Boga w cudownościach, wielkich wydarzeniach. W ogóle można chcieć chrześcijaństwo przeżywać na sposób sensacyjny – zajmować się spektakularnymi wydarzeniami, poszukiwać Boga w różnych duchowościach, grupach, czy u mądrych przewodników. I choć to wszystko jest potrzebne, to jednak Obecność Boga jest bliżej, niż nam się to na co dzień zdaje.

Jezus mówi o tym, co każdy z nas ma w sercu głęboko zapisanie – o pragnieniu spotkania Boga. On wie, że w nas jest i będzie pragnienie zobaczenia Syna i wie, że to pragnienie – samo w sobie – dobre, może nas zaprowadzić na manowce.

Jest tak w naszym życiu, że kiedy przestajemy patrzeć na Jezusa, a wpatrujemy się w nasze wyobrażenia o Nim, zaczyna się dramat. Albo uznajemy kogoś za mesjasza, albo szukamy cudownych wydarzeń. Za wszelką cenę próbujemy zaspokoić nasze naturalne pragnienie Boga. Jesteśmy kuszeni do tego, by prawdziwego Boga zastąpić bożkami naszej osobistej pobożności, wyobrażeń, by przykroić Boga do naszych teraźniejszych frustracji, by On zgnoił naszych wrogów, nasze kompleksy, świat. Tymczasem to my mamy zmusić siebie do szukania Boga w tym wszystkim. Łatwiej powiedzieć, że Bóg jest z jakąś grupą społeczną, jakąś nacją, w którejś partii politycznej. Bóg nie jest niczyją własnością, On, co mamy w Ewangelii wyraźnie napisane, kocha każdego z nas miłością taką samą – ojcowską. To jest skandaliczne, bo chciałoby się, by Bóg był po naszej stronie, byśmy Jego autorytetem mogli się podeprzeć wtedy, kiedy idziemy z jasnymi racjami przeciwko innym (oczywiście w imię prawdy).

Tymczasem On uczy nas czegoś innego. Owszem, mamy Go „wykorzystać”, ale tylko po to, by w drugim zobaczyć brata.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/11/12/z-nim/

**************

#Ewangelia: Tylko ludzie gonią za władzą

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: “Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: «Oto tu jest» albo: «tam». Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”.

 

Do uczniów zaś rzekł: “Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: «Oto tam» lub: «oto tu». Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie”.

 

Łk 17, 20-25

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Faryzeuszom wydawało się, że królestwo Boże to nowy rodzaj władzy, który ma nastąpić – władzy sprawiedliwej, a jednocześnie skutecznej w zapewnianiu dobrobytu i bezpieczeństwa narodowego. Tymczasem królestwo Boże to nie tyle czyjaś władza, co raczej owoc przemiany ludzkich serc.

 

Tej przemiany, której pragnie dokonać w nas Chrystus. Bogu nie jest potrzebna władza. To tylko ludzie za nią gonią. Bogu potrzebny jest Żyjący Człowiek, a Życie to Miłość. Dlatego Bóg przyszedł na świat “nie aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za nas” (Mt 20, 28).

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2640,ewangelia-tylko-ludzie-gonia-za-wladza.html

*************

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 17, 20-25

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. Vermin Inc / Foter.com / CC BY-NC-SA)

Wpierw musimy swoje wycierpieć…

 

Przyjście królestwa Bożego. Dzień Syna Człowieczego
Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: “Oto tu jest” albo: “tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest.

Do uczniów zaś rzekł: Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie.

 

Powiedzą wam: Oto tam lub: Oto tu. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie.

 

Opowiadanie pt. “O niebie tu i teraz”
Ucznia, którego nie opuszczała myśl o życiu po śmierci, zagadnął niespodziewanie stary mistrz: -Dlaczego tracisz czas na myślenie o życiu przyszłym? Szkoda przecież najmniejszej chwili!

 

– A czyż można o tym nie myśleć? – zdziwił się młodzieniec. – Oczywiście – odparł mistrz. – W jaki sposób? – chciał wiedzieć uczeń. – Żyjąc w niebie tu i teraz – odpowiedział mędrzec.

 

– A gdzie jest to niebo? – pytał dalej młody człowiek. – Właśnie tu i teraz – stwierdził mistrz.

 

Refleksja
Zapowiedź przez Jezusa przyjścia Królestwa Bożego to nie sen, tylko rzeczywistość, która jakże jest nam bliska. Ona już jest, ale jeszcze nie do końca. Nie wiemy bowiem kiedy ona przyjdzie, ale musimy na nią być wciąż przygotowani. Jednocześnie wiemy, że Królestwo Boże jest wśród nas, zatem już terasz jesteśmy wkomponowani w rzeczywistość, która nas otacza. Stąd tak ważne jest nasze zaangażowanie…

 

Zaufanie Jezusowi jest bardzo ważne, który wie i mówi nam, że także inni ludzie, którzy są w około nas, powinni być zaangażowani w rozwój Królestwa Bożego. Uczniowie Jezusa spotykają bowiem tych, którzy wierzą w obecność Boga w ich życiu, ale także i tych, którzy wobec Niego są sceptycznie nastawieni. Ich wiara jest za mała, aby dostrzec Królestwo Boga w ich życiu i innych ludzi, dlatego tak potrzebne jest nasze zaangażowanie odkrywania kolorów codziennego życia…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy jesteś gotowy na przyjście Królestwa Bożego?
2. Czy ufasz Jezusowi we wszystkim
3. Czy pomagasz innym, aby widzieli Boga w normalnych wydarzeniach?

 

I tak na koniec…
Jeśli ktoś prosi nas o pomoc, to znaczy że jesteśmy jeszcze coś warci (Paulo Coelho)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,445,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-17-20-25.html

**************

________________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

12 Listopada

***********

Św. Jozafat Kuncewicz – męczennik jedności

Marek Wójtowicz SJ

Jozafat Kuncewicz (1580-1623) (mal. Józef Simmler / Wikimedia Commons)

Urodził się w 1580 roku we Włodzimierzu Wołyńskim w rodzinie mieszczańskiej pochodzenia ruskiego. Gdy przyjechał pobierać naukę w Wilnie, doświadczył wielkiej życzliwości i pomocy od jezuitów. Odczuł wtedy w sercu, że Bóg wzywa go do kapłaństwa. Za radą jezuitów, w 1604 roku wstąpił do zakonu bazylianów. W 1609 otrzymał święcenia kapłańskie w obrządku unickim.

Po Unii Brzeskiej w 1596 roku, na wschodnich terenach Rzeczypospolitej umacniano struktury kościelne wspólnot greko-katolickich, które pozostając w jedności ze Stolicą Świętą, zachowywały wschodni obrządek. W wieku 38 lat Jozafat został wybrany Arcybiskupem Połocka. Żył bardzo skromnie, na swoje mieszkanie wybrał najmniejszy pokój pałacu arcybiskupiego, resztę pomieszczeń oddał na mieszkania dla ubogich rodzin.
Nowy biskup miał do podjęcia niełatwe zadanie. Opory wobec konsekwencji Unii Brzeskiej narastały na terenach wschodniej Rzeczypospolitej. Z wielką roztropnością Jozafat próbował łagodzić waśnie i spory pomiędzy katolikami obrządku wschodniego i prawosławnymi. Gdy apelował o pokój do prawosławnych, podkreślał swoje ruskie pochodzenie.
W 1621 roku wzmógł się opór przeciwko grekokatolikom. Kiedy Jozafat przybył do Witebska z Warszawy z obrad sejmowych, zastał wzburzonych mieszkańców miasta, w większości prawosławnych, ale nie doszło wtedy do aktów przemocy. Inaczej było w 1623 roku, gdy 21 listopada do pałacu biskupiego wtargnął rozwścieczony tłum.  Domagano się, by zabić arcybiskupa. Pewien mężczyzna uderzył go pałką, a następnie toporem ugodził go w głowę. Ciało męczennika zbezczeszczono i wrzucono do Dźwiny. Po sześciu dniach zostało wydobyte z rzeki i otoczone czcią. Przez wieki zostało cudownie zachowane i czczone w różnych miastach. Już po dwudziestu latach męczennik został beatyfikowany, a następnie, w 1867 roku kanonizowany. Jego umęczone ciało po długiej wędrówce i burzliwej historii, od 1949 roku odbiera cześć w bazylice św. Piotra w Rzymie.
Oby św. Jozafat Kuncewicz był dla nas wzorem wierności Ojcu świętemu a także patronem w kroczeniu z nadzieją po trudnej drodze ekumenicznego pojednania pomiędzy katolikami i prawosławnymi. O tę jedność trzeba wytrwale prosić Boga na modlitwie i przez podejmowanie pokuty w tej właśnie intencji.

http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,46,sw-jozafat-kuncewicz-meczennik-jednosci.html

*********

Święty Jozafat Kuncewicz, biskup i męczennik

 

Zobacz także:

Święty Jozafat Kuncewicz

Jan Kunczyc (nazwisko zmienił później na Kuncewicz) urodził się w 1580 r. we Włodzimierzu Wołyńskim (na Ukrainie, wówczas w Rzeczypospolitej) w mieszczańskiej rodzinie prawosławnej. Ojciec był ławnikiem miejskim. Rodzice było ludźmi bardzo religijnymi.
Wiele lat później Jan wspominał ważne wydarzenie z lat dziecinnych. Kiedy będąc z matką w cerkwi dowiedział się, czym był ofiara krzyżowa Jezusa, zauważył spadającą z krzyża iskrę i za chwilę poczuł, jak ta iskra przeniknęła do jego serca. Od tego momentu ukochał liturgię. Przez kolejnych 20 lat nie opuścił żadnego nabożeństwa w cerkwi.
Początkowo uczęszczał do szkoły katedralnej w rodzinnym mieście, gdzie nauczył się czytania i pisania zarówno w języku staro-cerkiewno-słowiańskim, jak i w języku polskim. Później rodzice, którzy chcieli, by zajął się kupiectwem, wysłali go do Wilna, gdzie terminował u znajomego kupca Jacentego Popowicza. Tam zetknął się z unitami – katolikami obrządku wschodniego, którzy w Wilnie sprawowali liturgię w cerkwi Świętej Trójcy.
Na wschodnich rubieżach ówczesnej Polski, które były terenami granicznymi między prawosławiem na Wschodzie a katolicyzmem na Zachodzie, żyło wielu unitów. Kościół greckokatolicki sprawuje kult w rycie bizantyńskim, jednak w pełni w zgodzie z nauką Kościoła łacińskiego i podlega papieżowi. Od czasu schizmy w 1054 r. wielokrotnie zawierane były unie, dzięki którym część prawosławnych wracała do Kościoła katolickiego. Niestety, w tamtych czasach religia była bardzo związana z polityką, dlatego unie te nie były trwałe.
Na pograniczu Rzeczypospolitej i ziem ruskich już w 1257 r. dominikanie doprowadzili do pierwszej unii, która przetrwała do ujarzmienia Rusi przez najazd tatarski. Kolejne unie zawierane były w XV wieku. Największe znaczenie miała unia brzeska zawarta w roku 1596, czyli tuż przed przybyciem Jana do Wilna.
Młody Kościół unicki był bardzo atakowany przez prawosławie, popierane przez Kozaków i Moskwę. Dochodziło wielokrotnie do czynów zbrojnych. Unici byli traktowani jako odstępcy od wiary i zdrajcy. Wojsko atakowało unickie cerkwie, a hierarchowie usiłowali osadzać duchownych prawosławnych w ich parafiach. Doszło nawet do tego, że w roku 1620 przybył do Polski potajemnie jerozolimski patriarcha prawosławny Teofanes i na miejsce biskupów unickich konsekrował prawosławnych: we Włodzimierzu, Przemyślu, Pińsku, Łucku, Chełmie i w Połocku. W Kijowie osadził biskupa prawosławnego na miejsce unickiego metropolity. Ci właśnie biskupi wszelkimi środkami zmuszali unitów do powrotu do prawosławia.Święty Jozafat Kuncewicz W takim trudnym okresie Jan zbliżył się do grekokatolików. Zaprzyjaźnił się z Genadijem Chmielnickim, studentem Seminarium Papieskiego w Wilnie, z Piotrem Arkadiuszem, uczonym grekokatolickim, bardzo zasłużonym dla unii, oraz z Janem Welaminem Rutskim, który w Rzymie ukończył Kolegium Ruskie i przystąpił do unii. Zetknął się także z jezuitami. Dzięki tym kontaktom poszerzył swoją wiedzę i wzrastał duchowo.
W 1604 r. wstąpił do bazylianów (to jedyny w Polsce męski zakon obrządku greckokatolickiego) i złożył śluby w monasterze św. Jerzego. Od tego czasu nosił imię Jozafat. Aktu jego przyjęcia do zakonu dokonał sam metropolita unicki, Hipacy Pociej. Jako brat zakonny Jozafat kształcił się w niedawno założonej Akademii Wileńskiej, gdzie studiował filozofię, teologię, język starosłowiański i liturgię. W 1609 r. otrzymał święcenia kapłańskie i został magistrem nowicjatu. W roku 1613 powierzono mu funkcję przełożonego klasztoru i kościoła bazylianów w Wilnie, którą pełnił z wielkim zaangażowaniem. W latach 1614-1615 towarzyszył metropolicie halicko-kijowskiemu w podróży wizytacyjnej do Kijowa. Po drodze Jozafat zdołał pozyskać dla unii wojewodów połockiego i nowogrodzkiego oraz ufundować klasztor bazylianek w Krasnymborze.
W roku 1617 został mianowany arcybiskupem Połocka po zmarłym właśnie tamtejszym metropolicie. Święcenia biskupie otrzymał 12 listopada 1618 w Wilnie, po czym wyruszył do Połocka, by odbyć ingres. Zapisał się w pamięci współczesnych jako niezwykły arcybiskup, który nosił stale habit zakonny, nigdy nie jadał mięsa, mieszkał w jednej izbie, którą dzielił jeszcze z pewnym bezdomnym. Dla siebie niczego nie potrzebował, natomiast troszczył się o podwładnych i walczył o przywileje dla duchowieństwa unickiego. Dbał o splendor nabożeństw liturgicznych, niezmordowanie głosił słowo Boże, przemawiał do ludu przy każdej okazji. Szczególną zaś opieką otoczył chorych i ubogich. Był zwolennikiem wczesnej i częstej Komunii świętej. Często wizytował placówki i kapłanów. Dla duchowieństwa ogłosił konstytucje, składające się z 48 przepisów postępowania oraz dodatkowo z 9 paragrafów dla tych, którzy by łamali prawo. Dla mniej wykształconych kapłanów ułożył katechizm jako podstawę do nauczania. Wprowadził obowiązek odprawiania codziennie Świętej Liturgii. Od swoich kapłanów żądał odmawiania brewiarza i comiesięcznej spowiedzi. Wysyłał do nich pisma wyjaśniające różnice między katolicyzmem a prawosławiem.
Nie trudno się dziwić, że taka aktywność biskupa budziła niezadowolenie przeciwników unii z Kościołem rzymskim. Potężną kampanię przeciwko Jozafatowi wytoczył wspomniany już Teofanes, patriarcha Jerozolimy, który tajnie przybył jako delegat prawosławnego patriarchy Konstantynopola. Mianował biskupem prawosławnym Melecego Smotryckiego, który usiłował przekonać wiernych, że jest jedynym prawowitym biskupem na Białorusi. Pamiętać trzeba, że lud tych terenów był w większości niepiśmienny i z pewnością nie rozumiał sporów doktrynalnych. Prawosławni podgrzewali nastroje nacjonalistyczne i szkalowali abp Kuncewicza jako zdrajcę Cerkwi.
Kiedy Jozafat musiał w roku 1621 udać się na sejm do Warszawy, wroga mu kampania tak dalece się wzmogła, że zastał po powrocie wzburzone przeciwko sobie wszystkie miasta. W końcu uknuto spisek na jego życie. W październiku 1623 roku udał się do swojej sufraganii do Witebska. Rankiem 12 listopada, zaraz po odprawieniu Mszy świętej, został napadnięty i zabity. Rozjuszony tłum rzucił się na rabunek mieszkania biskupiego, a samego metropolitę maltretowano w sposób okrutny. W końcu dobito go strzałem w głowę. Przed śmiercią Jozafat Kuncewicz miał jeszcze powiedzieć: “Dzieci, czemu napadacie na mój dom? Jeśli macie coś przeciwko mnie, to mnie macie”. Sponiewierane ciało Jozafata utopiono w Dźwinie.
Męczeństwo Jozafata poruszyło całą Polskę katolicką. Wielu katolików teraz dopiero zrozumiało, czym jest unia. Natychmiast też rozpoczęto proces kanoniczny. Jozafat został beatyfikowany przez papieża Urbana VIII w 1643 r., kanonizowany w 1867 r. przez Piusa IX. Jest patronem diecezji siedleckiej i drohiczyńskiej, zakonu bazylianów, Rusi, Litwy i Wilna.
Relikwie św. Jozafata przebyły prawdziwie tułaczą drogę. Były one składane w miastach Białorusi, na Litwie, w Polsce. W 1667 r. powróciły do Połocka, ale już w 1706 r. w obawie przed profanacją zostały umieszczone w Białej Podlaskiej. Po kanonizacji carat zażądał ukrycia relikwii. Zostały one przewiezione do Wiednia, a od 1949 r. spoczywają w bazylice św. Piotra w Watykanie. Relikwia lewej ręki św. Jozafata wraz ze skromnym pierścieniem biskupim znajduje się w bazylice Serca Jezusowego na Pradze w Warszawie. Z okazji 300-lecia męczeńskiej śmierci św. Jozafata w 1923 r. papież Pius XI wydał ku jego czci encyklikę Ecclesiam Dei admirabili.W ikonografii św. Jozafat Kuncewicz przedstawiany jest w stroju biskupim rytu wschodniego. Jego atrybutem jest topór.
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Suzo, w Hiszpanii – św. Emiliana de la Cogolla, jednego z najsłynniejszych ascetów doby wizygockiej. Zmarł w swej pustelni w roku 574.W Deventer, w Holandii – św. Lebuina. Jak inni misjonarze tej epoki pochodził z Anglii. Wyprawiał się do Fryzów i Sasów. Zmarł około roku 785. Czczą go po dzień dzisiejszy w diecezji utrechckiej.oraz:świętych biskupów i męczenników Aureliusza i Publiusza (+ II/III w.); bł. Gabriela Ferretti, prezbitera (+ 1456); bł. Jana “Della Pace”, zakonnika (+ 1332); św. Kuniberta z Kolonii, biskupa (+ 660); św. Nila, opata (+ V w.)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/11-12a.php3
***************

Pius XII. Orientales omnes Ecclesias – O Kościele unickim

Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Ordynariuszy utrzymujących pokój i łączność ze Stolicą Apostolską!
Wielebni Bracia, pozdrowienie i apostolskie błogosławieństwo!

Powrót chrześcijan wschodnich do Kościoła

Papieże rzymscy, jak na to wskazuje historia, odnosili się do wszystkich Kościołów wschodnich zawsze z jak największą życzliwością i miłością; dlatego też patrzyli ze smutkiem na odłączanie się ich od jednej owczarni i, „kierując się miłością Bożą i chęcią zbawienia dusz” (1), ciągle je prosili, by jak najprędzej naprawiły nieszczęśnic zerwaną jedność. Papieże ci bowiem byli przeświadczeni, że naprawa utraconej jedności będzie zdarzeniem szczęśliwym i że przyniesie jak najlepsze skutki dla całego chrześcijaństwa, a zwłaszcza dla ludów obrządku wschodniego, ponieważ pełna i doskonała jedność wszystkich chrześcijan siłą rzeczy przyczynia się do wielkiego powodzenia mistycznego ciała Jezusa Chrystusa i jego członków.

Należy tu zauważyć, że wierni obrządków wschodnich nie mają żadnego powodu do obaw. by wracając do jedności wiary i rządu byli zmuszani do porzucenia swego obrządku i swych zwyczajów. W tej sprawie Nasi poprzednicy wielokrotnie z całą stanowczością orzekli co następuje: „nie macie powodu do obaw by cokolwiek z waszych uprawnień, z przywilejów poszczególnych patriarchów lub z obrządkowych zwyczajów któregokolwiek waszego Kościoła miało być usunięte albo przez Nas, albo przez którego z Naszych następców” (2).

Wprawdzie nie nadszedł ów szczęśliwy dzień, który sprowadziłby wszystkie ludy wschodnie w Nasze ojcowskie objęcia. To jednak już teraz widzimy z radością jak liczne ludy wschodniego obrządku, uznały Stolicę świętego Piotra za twierdzę jedności katolickiej i strzegą tej jedności z najwyższą wytrwałością i uporem.

Kościół ruski

Spomiędzy nich pragniemy dziś zwrócić uwagę na Kościół ruski. Powody do tego są szczególnie ważne. Kościół ten bowiem nie tylko przoduje ilością wyznawców i zapobiegliwą stałością w utrzymywaniu wiary, lecz, co więcej, upływa już 350 lat od chwili jego powrotu do jedności ze Stolicą Apostolską. Szczęśliwy ten fakt będzie obchodzony uroczyście i z należytą wdzięcznością głównie przez wiernych tegoż Kościoła. Jednakże uznaliśmy za potrzebne przypomnieć go wszystkim katolikom świata, by za to wielkie dobrodziejstwo i oni również podziękowali Bogu, oraz by wespół z Nami błagali Boga, by raczył złagodzić obecny ucisk i udrękę tego drogiego Nam ludu, chronić jego najświętszą religię, podtrzymywać stałość, kierować oporem, zachować nietkniętą jego wierność.

Historia Unii Brzeskiej

Jedność Rusinów ze Stolicą Apostolską

Wielebni Bracia! Uważamy za pożyteczne przedstawić krótko fakty, o które chodzi w świetle prawdy historycznej. Na początek trzeba zauważyć, że na długo przed faktycznym zjednoczeniem Rusinów ze Stolicą Apostolską, co zostało dokonane w Rzymie w r. 1595, a przyjęte w Brześciu w r. 1596, ludy ruskie wielokrotnie zwracały swe oczy, na Kościół rzymski jako na jedną matkę wspólnoty chrześcijańskiej odnosiły się do niego z płynącym z wewnętrznego przekonania posłuszeństwem i szacunkiem. Tak na przykład św. Włodzimierz, książę wybitny, którego liczne ludy mówiące po rusku czczą jako twórcę i opiekuna swego nawrócenia się na wiarę chrześcijańską – chociaż księgi liturgiczne i święte obrzędy zapożyczył od Kościoła wschodniego to jednak, pomny swego obowiązku, nie tylko wytrwał w jedności katolickiej, lecz również pilnie starał się, by między Stolicą Apostolską a jego narodem panowała wzajemna przyjaźń. Również wcale liczni jego potomkowie przyjmowali legatów papieskich z powinną czcią i utrzymywali braterską łączność z katolickimi społeczeństwami nawet wtedy, gdy Kościół bizantyński popadł w schizmę.

Unia na Soborze Florenckim

Dlatego też Izydor, metropolita kijowski i całej Rusi, działał zgodnie z duchem odwiecznej tradycji, gdy w roku 1439 podpisał na Soborze Florenckim dekret uroczystej unii Kościoła greckiego z łacińskim. Niemniej wszakże, chociaż po powrocie z soboru przywitany był w Kijowie, swej biskupiej stolicy, z wielką radością i czcią, wkrótce jednak został wtrącony do więzienia w Moskwie, a wreszcie zmuszony był uciekać i pójść na wygnanie.

Pamięć owego szczęśliwego zjednoczenia się Rusinów ze Stolicą Apostolską nie zanikła w pochodzie wieków, chociaż smutne wypadki i warunki dawały wiele powodów do jej całkowitego wymazania z pamięci ludu. Wiadome jest, że w r. 1458 patriarcha Konstantynopola Grzegorz Mammas udzielił, właśnie w Rzymie, sakry biskupiej niejakiemu Grzegorzowi, jako metropolicie ludów ruskich, które wtedy podlegały wielkiemu księciu litewskiemu. Jest również historycznie pewne, że niejeden z następców tegoż metropolity usiłował wrócić do jedności z Kościołem rzymskim, choć na uroczyste ogłoszenie dokonanej unii nie pozwalały nieszczęsne wypadki ówczesne.

Upadek i naprawa Kościoła ruskiego

Jednakże przy końcu XVI wieku było już rzeczą jasną, że upragnionego odnowienia i zreformowania mocno podupadłego Kościoła ruskiego nie można spodziewać się skądinąd, jak tylko przez powrót do jedności ze Stolicą Apostolską. Nieszczęsny stan tegoż Kościoła opisują i szczerze wyznają nawet schizmatyccy i protestanccy historycy, a przywódcy Rusinów, zebrani w Warszawie w r. 1585. przedkładając w gorzkich i wyrazistych słowach swe skargi, stwierdzili, iż zło tak dalece przeżarło ich Kościół, że czegoś podobnego nigdy dotąd nie było ani w przyszłości być nie może. Nie zawahali się nawet wezwać do zajęcia się sprawą samego metropolitę, biskupów i przełożonych zakonów. Już sam fakt wystąpienia świeckich przeciw hierarchii wskazywał na niemałe rozluźnienie kościelnej karności.

Nic trzeba się więc dziwić, że wreszcie sami biskupi, skoro wszystkie dotąd użyte środki okazały się bezskuteczne, w końcu doszli do przekonania, że jedynym ratunkiem dla Kościoła ruskiego jest nawrót do jedności katolickiej. Kniaź Konstanty Ostrogski, najbardziej wpływowy podówczas wśród Rusinów, temu przedsięwzięciu sprzyjał, jednakże pod warunkiem, że do unii z Kościołem zachodnim przystąpi cały Kościół wschodni. Później jednak, gdy widział, że zamiar nie idzie tak jak sobie tego życzył, stał się zawziętym przeciwnikiem połączenia.

Przygotowania do unii

Pomimo tego, dnia 2 grudnia 1594 roku nastąpiło porozumienie sześciu biskupów z metropolitą na czele, którzy następnie wydali oświadczenie, w którym wyrazili swą gotowość przeprowadzenia zgody i upragnionej unii. „Do tej decyzji doszliśmy – piszą w swym oświadczeniu – biorąc z bólem serca pod uwagę wielkie przeszkody, na jakie napotykają ludzie w dążeniu do zbawienia na skutek braku tej jedności Kościołów Bożych, w której tkwili nasi przodkowie od czasu Zbawiciela naszego Chrystusa i świętych Jego apostołów, i którzy wyznawali jednego tylko najwyższego Pasterza i Biskupa iv Kościele Bożym na lej ziemi – jak to z całą oczywistością wykazują uchwały soborów – i za takiego uznawali nie kogo innego, lecz Jego Świątobliwość papieża rzymskiego, oraz jemu okazywali posłuszeństwo we wszystkim, i gdy ten stan rzeczy trwał, zawsze wzrastał w Kościele Bożym lad i cześć Boga” (3).

Nim jednak zdołali tę chwalebną decyzję szczęśliwie wykonać, zmuszeni byli przeprowadzić bardzo długie i trudne układy. Po wydaniu dnia 22 czerwca 1595 roku nowego, podobnego oświadczenia przez biskupów ruskich, sprawa posunęła się tak daleko, że rzecznicy całego episkopatu w osobach: Cyryla Terleckiego, biskupa łuckiego i egzarchy patriarchy konstantynopolskiego, oraz Hipacego Pocieja, biskupa włodzimierskiego, mogli w końcu września udać się do Rzymu. Rzecznicy ci przywieźli ze sobą pismo z proponowanymi warunkami, pod którymi biskupi ruscy gotowi byli przyjąć unię. Poprzednik Nasz, Klemens VIII, przyjął posłów bardzo życzliwie, a przyniesiony przez nich dokument kazał troskliwie zbadać radzie kardynałów; rezultat badań całej sprawy był szybki i zgodnie z życzeniami szczęśliwy. W dniu 23 grudnia 1596 roku posłowie zostali przyjęci przez Ojca Świętego, któremu na uroczystej audiencji przekazali oświadczenie całego episkopatu i w swoim i wszystkich imieniu złożyli uroczyste wyznanie wiary katolickiej i zaprzysięgli posłuszeństwo i należną lojalność.

Radość Kościoła powszechnego

Tego samego dnia Nasz poprzednik, Klemens VIII, podzielił się tą radosną nowiną z całym światem przez konstytucję apostolską Magnus Dominus et laudabilis nimis (4). Z jaką zaś radością i miłością Kościół rzymski przyjął lud ruski do jedności owczarni świadczy również list apostolski Benedictus sit Pastor z dnia 7 lutego 1596 roku, w którym Najwyższy Pasterz zawiadomił oficjalnie metropolitę i innych biskupów ruskich o szczęśliwie dokonanym zrośnięciu i zjednoczeniu całego ich Kościoła ze Stolicą Apostolską. W liście tym papież rzymski, przedstawiwszy krótko przebieg pertraktacji rzymskich i dziękując miłosierdziu Boskiemu za dokonane dzieło, orzekł, iż Kościół ruski może nadal zachować bez zmian swe prawa, zwyczaje i obrzędy. „Pozwalamy Wam zachować Wasze obrzędy i nabożeństwa, które nie sprzeciwiają się czystości wiary i wzajemnej z Nami łączności, tak samo, jak pozwolił na nie Sobór Florencki” (5). Z kolei zapewnia, że prosił króla polskiego, by zechciał nie tylko zaopiekować się biskupami i wszystkimi ich sprawami, lecz również by dal im pozycję jak najbardziej zaszczytną i dopuścił ich, zgodnie z ich pragnieniem, do senatu królestwa. W końcu zachęcił ich po bratersku, by zebrali się jak najprędzej na synod prowincjonalny, celem ratyfikacji i przyjęcia unii Rusinów z Kościołem katolickim.

Unia Brzeska

Synod ten odbył się w Brześciu, a wzięli w nim udział nic tylko wszyscy biskupi ruscy, wielu kapłanów i posłowie króla, lecz także biskupi łacińscy ze Lwowa, Łucka i Chełmna jako przedstawiciele papieża. I chociaż biskupi ruscy ze Lwowa i Przemyśla odmówili, niestety, swej zgody, to jednak dnia 8 października 1596 roku zjednoczenie społeczeństwa ruskiego z Kościołem katolickim zostało szczęśliwie utwierdzone w swej mocy i ogłoszone. I można się było spodziewać, że z tej zgody i zespolenia, tak potrzebnych dla narodu ruskiego, wynikną skutki bardzo obfite, jeśliby zgoda ta była powszechna.

Pierwsze trudności

Przyszedł jednak „nieprzyjazny człowiek” i „nasiał kąkolu między pszenicę” (Mt 13, 25). Na skutek bowiem chciwości niektórych magnatów, wrogości politycznej, oraz zaniedbań w uprzednim przygotowaniu i wychowaniu kleru i ludności, nastąpiły ostre spory i długotrwałe klęski, tak, że zdawało się często, iż dzieło podjęte wśród jak najbardziej sprzyjających okoliczności, załamie się w sposób pożałowania godny.

To, że wśród zawiłych sporów i zmagali, za które winę ponoszą nic tylko schizmatycy, lecz również niektórzy katolicy, dzieło nie upadło zaraz na początku, przypisać należy głównie Hipacemu Pociejowi i Józefowi Rutskiemu, którzy oddali się tej sprawie całkowicie. Ich wysiłek zmierzał głównie w kierunku wychowania kapłanów i zakonników według wymogów prawa kościelnego i nauki teologicznej, ludu zaś w cnotach i przykazaniach prawdziwej wiary.

Męczeństwo Św. Jozafata

Niewiele lat upłynęło, a rozpoczęte dzieło zostało uświęcone krwią męczeńską. Dnia 12 listopada 1623 roku Jozafat Kuncewicz, arcybiskup połocki i witebski, odznaczający się świętością życia i apostolską gorliwością, nieugięty obrońca jedności katolickiej, został schwytany i zamordowany przez zawziętych schizmatyków. Lecz święta krew męczennika stała się w pewnym stopniu posiewem, z którego wyrośli nowi chrześcijanie. Albowiem sami mordercy, wszyscy oprócz jednego, przed wykonaniem na nich wyroku śmierci wyrzekli się schizmy, żałowali za grzech i potępili swą zbrodnię. Podobnie wstawiennictwu tego męczennika można przypisać nawrócenie Melecjusza Smotryckiego, który zawzięcie dążył do objęcia arcybiskupstwa witebskiego w miejsce Jozafata, lecz powrócił do wiary w r. 1627 i. chociaż początkowo okazał się chwiejnym, wnet jednak stał się mocnym obrońca unii Rusinów z Kościołem katolickim.

Trudności wszelkiego rodzaju z latami wzrastały i rozpoczęte dzieło ugody stale było krępowane. Najgorsze było, że królowie polscy, którzy na początku byli uważani za opiekunów sprawy unijnej, później robili coraz większe ustępstwa wrogom jedności katolickiej zmuszeni do tego naciskiem wrogów zewnętrznych i domowymi waśniami partii. To było powodem wytworzenia się takiej sytuacji dla dzieła unijnego, że. jak to wyznali sami biskupi ruscy, poparcia nie miało ono z nią, jak tylko ze strony papieży rzymskich, którzy Kościołem ruskim opiekowali się mocno i po ojcowsku, pisząc listy pełne miłości, udzielając pomocy na jaką tylko było ich stać, a szczególnie oddziałując przez nuncjusza apostolskiego w Polsce.

Gorliwość unickich biskupów ruskich

Im trudniejsze jednak nastawały czasy, tym gorliwszymi okazywali się biskupi ruscy. Wkładali oni wiele trudu, by wychowywać prosty lud w przykazaniach chrześcijańskich, podnieść niewykształcone duchowieństwo na wyższy stopień naukowy, wzmocnić rozluźnioną dyscyplinę zakonną, a zakonników natchnąć żądzą świętości. Nie upadli na duchu nawet wtedy, gdy wznowiona została hierarchia schizmatycka i gdy w roku 1632 przydzielono jej wielką część dóbr kościelnych, oraz, gdy mocą układu, zawartego z Kozakami przez króla polskiego, zjednoczenie Rusinów ze Stolicą miało być zniszczone. Pomimo tego biskupi uniccy nieustępliwie bronili powierzonej sobie owczarni.

Rozwój unii

Wszakże Bóg, który nie dozwala, by jego lud był nękany zbyt ciężko, sprawił wreszcie, że dla Kościoła ruskiego nadeszły po tylu krzywdach i cierpieniach spokojniejsze czasy, a stało się to po zawarciu pokoju w Andruszowie, w roku 1667. Z nastaniem spokoju religia święta rozwijała się coraz pomyślniej, a chrześcijańska wiara i obyczaje wywierały tak zbawienny wpływ, że zaczęto radzić coraz powszechniej nad powrotem do owczarni katolickiej nawet w tych dwu diecezjach, które w roku 1596 nie przyłączyły się do Unii. Zakończyło się to szczęśliwie, gdyż obie te diecezje złączyły się ze Stolicą Apostolską: przemyska w roku 1691 a lwowska w roku 1700. Tak więc prawie wszyscy Rusini, żyjący podówczas w granicach Polski, mieli szczęście zażywać jedności katolickiej. Skoro zaś sprawa unii wchodziła w stan coraz to większego rozkwitu z wielką korzyścią dla chrześcijaństwa. Metropolita i wszyscy biskupi Kościoła ruskiego zebrali się na synod, który ocliły! się w Zamościu w roku 1720, by naradzić się wspólnie nad sposobami zaspokojenia narastających potrzeb wyznawców wiary Chrystusowej. Uchwały tego synodu, zatwierdzone konstytucją papieża Benedykta XIII Apostolatus officium w dniu 19 lipca 1724, przyniosły społeczności ruskiej niemałe korzyści duchowe.

Ciężkie prześladowania w zaborze rosyjskim

Atoli z niezbadanych wyroków Boskich społeczność tę dotknęły przy końcu wieku XVIII ciężkie wstrząsy i prześladowania. które w tych częściach jakie na skutek rozbiorów Rzeczypospolitej Polskiej zostały przyłączone do imperium rosyjskiego, były najostrzejsze i najtwardsze. A więc po śmierci cara Aleksandra I została rozmyślnie zastosowana twarda polityka zupełnego zerwania jedności Rusinów z Kościołem rzymskim. Już poprzednio wszystkim biskupom ruskim zamknięto umyślnie prawie całkowicie wszelką możność porozumiewania się ze Stolicą Apostolską. Wnet potem wyznaczono biskupów, którzy byli przeniknięci duchem schizmy do tego stopnia, że mogli stać się powolnym narzędziem urzędów państwowych. W seminarium wileńskim, utworzonym przez Aleksandra I, wpajano w kleryków obojga obrządków doktrynę, tchnącą wrogością do papiestwa. Zakon bazylianów, tak pomocny dla katolików obrządku wschodniego, został pozbawiony autonomii zakonnej, a jego zakonników i poszczególne klasztory poddano całkowicie jurysdykcji konsystorzy biskupich. Wreszcie kapłanom obrządku łacińskiego zakazano pod ciężką karą udzielania sakramentów i niesienia innych posług religijnych Rusinom. I wtedy, po przeprowadzeniu tego wszystkiego, dokonano w roku 1839 smutnego aktu uroczystego przyłączenia Kościoła ruskiego do schizmatyckiej cerkwi rosyjskiej.

Któż wypowie, Czcigodni Bracia, cierpienia, straty i ucisk, których podówczas doświadczał szlachetny naród ruski, pod zarzutem jednej tylko zbrodni, że, zmuszany do odszczepieństwa siłą i podstępem, nie pozwalał na zadanie sobie tej krzywdy i starał się wszelkimi siłami zatrzymać swą wiarę.

Zupełnie więc słusznie poprzednik Nasz, papież Grzegorz XVI, w swej alokucji danej 22 listopada 1839 r., niegodziwość tego postępowania napiętnował, opłakiwał i oskarżał przed całym katolickim światem. Lecz nawet te uroczyste żądania i protesty nic znalazły posłuchu i Kościołowi katolickiemu pozostawało tylko płakać nad wyrwanymi niegodziwą przemocą ze swego matczynego łona dziećmi.

Jakby i tego było za mało, w kilka lat później nawet diecezja chełmska, należąca do zjednoczonego z imperium rosyjskim Królestwa Polskiego, spotkała się z tym samym nieszczęsnym losem. Każdy chrześcijanin, który odmówił odstąpienia od prawdziwej wiary i oparł się, zgodnie z obowiązkiem sumienia, nałożonej w roku 1875 unii z cerkwią schizmatycką, był niegodziwie karany pieniężnymi karami, chłostą lub zsyłką.

Sytuacja w zaborze austriackim

Zupełnie inaczej działo się w tym samym czasie w diecezjach lwowskiej i przemyskiej, które, po rozdarciu Rzeczypospolitej Polskiej, były złączone z cesarstwem austriackim, i gdzie sprawa unii ruskiej rozwijała się spokojnie i pomyślnie. W roku 1807 zostało tam wznowione arcybiskupstwo halickie, złączone wieczyście z archidiecezją lwowską. W nowej archidiecezji nastał taki rozkwit, że dwaj jej metropolici, mianowicie Michał Lewicki (1816-1858) oraz Sylwester Sembratowicz (1882-1898), pasterze o wielkiej roztropności i gorliwości, zostali dla swych wybitnych zdolności i szczególnych zasług uczczeni godnością kardynalską i powołani do najwyższego senatu Kościoła rzymskiego. Kiedy zaś ilość katolików coraz bardziej wzrastała, Nasz poprzednik, papież Leon XIII, ustanowił w roku 1885 nową diecezję, stanisławowską. W sześć lat potem szczęśliwy stan Kościoła galicyjskiego wzmocniono w sposób szczególny, kiedy to wszyscy biskupi wraz z legatem papieskim i przy współudziale licznego duchowieństwa odbyli we Lwowie synod prowincjonalny, na którym wydano pożyteczne przepisy liturgiczne i obyczajowe.

Emigracja Rusinów. Ustanowienie biskupów ordynariuszy

Przy końcu wieku XIX i w początkach XX liczni Rusini z powodu nędzy gospodarczej wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, do Kanady i do Ameryki Południowej. Wtedy Nasz poprzednik, papież Pius X, obawiając się i troszcząc by ci ludzie, nieznający miejscowego języka i nic nawykli do obrzędów łacińskich, nie wpadali w sidła propagandy schizmatyków i sekciarzy, lub nękani wątpliwościami i otoczeni błędem, nie porzucili religii w ogóle, ustanowił dla nich, w roku 1907, biskupa, któremu przyznał pewne specjalne uprawienia w stosunku do tejże ludności. Skoro zaś liczba i potrzeby tych katolików wzrastały, mianował specjalnych biskupów ordynariuszy dla Rusinów pochodzących z Galicji: jednego w Stanach Zjednoczonych, drugiego w Kanadzie, oprócz tego ustanowił biskupa ordynariusza obrządku greckiego dla ludności pochodzącej z Rusi Podkarpackiej, Jugosławii i Węgier. Następnie zarówno Święta Kongregacja Propagandy Wiary jak i Kongregacja, kierująca sprawami Kościoła wschodniego, uporządkowały sprawy kościelne Rusinów mieszkających w wyżej wymienionych krajach, włączając również kraje Ameryki Południowej, przez wprowadzenie potrzebnych przepisów i niezbędne uzgodnienia.

Uroczystość trzechsetlecia Unii Brzeskiej

Nic zatem dziwnego, Wielebni Bracia, że otrzymawszy tak wielkie dobrodziejstwa, katolicy ruscy przy licznych nadarzających się okazjach okazywali bardzo widocznie swą wdzięczność i przywiązanie do papieży rzymskich. Specjalną okazję dał rok 1895, jako trzechsetna rocznica Unii Brzeskiej, w której to ich przodkowie zgodzili się na szczęśliwie zawarte i dokonane w Rzymie połączenie się ze Stolicą Świętą. Oprócz bowiem uroczystych obchodów, urządzanych bardzo uroczyście ku uczczeniu szczęśliwego zdarzenia we wszystkich miejscowościach prowincji galicyjskiej, została wysłana do Rzymu wspaniała delegacja biskupów, która wyraziła w imieniu Kościoła ruskiego miłość i lojalność dla Pierwszego Biskupa i Następcy Św. Piotra, oraz złożyła mu hołd i cześć tegoż Kościoła. Nasz poprzednik, śp. papież Leon XIII, przyjął wspaniałe to poselstwo z czcią, oraz doń z radością i ojcowską życzliwością przemówił, chwaląc połączenie się Rusinów ze Stolicą Apostolską jako zbawienne źródło prawdziwego światła, niewzruszonego nadprzyrodzonego pokoju i niebieskich darów dla tych wszystkich, którzy tą łączność szczerze zachowują.

Dobrodziejstwa papieży dla Rusinów

W naszych już czasach papieże rzymscy wyświadczyli temu drogiemu im narodowi również niemało dobrodziejstw. Gdy pierwsza wojna światowa i wojny lat następnych zniszczyły kraj ruski, papieże uczynili co było w ich mocy, by społeczności ruskiej nieść pomoc i pocieszenie. Skoro zaś z Boską pomocą trudności te minęły, katolicka ta społeczność poszła z ochotą współpracować czynnie ze swymi niezmordowanymi biskupami i duchowieństwem na polu świeckiego apostolstwa. Niestety, nadeszła druga wojna, jeszcze zgubniejsza, jak to jest powszechnie wiadome, dla ruskiej hierarchii i dla wiernych. Zanim jednak, Wielebni Bracia, napiszemy o obecnych nieszczęściach i ucisku, na które Kościół ruski śmiertelnie jest narażony, należy coś dodać, co dałoby pełniejszy pogląd na wspaniałe dobrodziejstwa, które dla narodu ruskiego i tegoż Kościoła wynikły z unii zawartej 350 lat temu.

   Dobrodziejstwa Unii Brzeskiej

Opieka papieży nad zachowaniem bez zmian obrządku ruskiego

Skoro krótko rzuciliśmy okiem na sumarycznie ujętą historię owego szczęśliwie dokonanego zjednoczenia i zapoznaliśmy się to z radosnymi, to znowu smutnymi jego dziejami, narzuca się Nam pytanie następujące: co przyniosło narodowi i Kościołowi ruskiemu to zjednoczenie i jaki zysk oraz korzyść dała obojgu Stolica Święta i papieże? Danie właściwych odpowiedzi na te pytania wydaje się rzeczą konieczną i bardzo na czasie; nie brak bowiem ludzi, którzy Unię Brzeską zwalczają i patrzą na nią nienawistnie.

Przede wszystkim zważyć trzeba, że Nasi poprzednicy zawsze dokładali najwyższych starań, by prawny obrządek ruski otoczyć opieką i zachować. Kiedy episkopat ruski prosił papieża za pośrednictwem posłanych do Rzymu biskupów włodzimierskiego i łuckiego, by Jego Świątobliwość raczył w swym własnym i swoich następców imienin zatrzymać w całości i bez zmian i zatwierdzić obrzędy sakramentalne i ceremonie Kościoła wschodniego, oraz zatwierdzić je w tym stanie, w jakim posługiwano się nimi w czasie zawierania Unii, jak również by raczył stwierdzić, że ani On sam, ani Jego następcy nigdy nie wprowadza w nie żadnych zmian” (6) – Klemens VIII przychylił się do ich prośby i wydal przepis zakazujący dokonywania takich zmian. Nawet kiedy został zaprowadzony kalendarz gregoriański, nie nałożono na Rusinów obowiązku jego przestrzegania, choć wydawało się początkowo, iż Rusini winni go przyjąć, zachowując liturgiczny kalendarz obrządku wschodniego; istotnie, dawny kalendarz juliański pozostał w swej mocy aż po dzień dzisiejszy.

Tenże sam Nasz poprzednik pozwolił również (listem z dnia 23 lutego 1598 r.) by, zgodnie z postanowieniem aktu unijnego i stosownie do starożytnego zwyczaju Kościoła wschodniego, wybór ruskich biskupów sufraganów był zatwierdzany przez metropolitę. Inni Nasi poprzednicy pozwolili metropolitom zakładać instytuty naukowe i szkoły w całej Rusi i obsadzać je dowolnie przez nich wybranym kierownikom i nauczycielom. Zarządzili również, by w rozdawnictwie łask duchownych Rusini byli traktowani na równi z innymi katolikami; było więc życzeniem papieży, by mogli oni korzystać, na równi z innymi chrześcijanami, ze wszystkich odpustów, jeśli wypełnią odpowiednie warunki. Paweł V wyraził wolę, by wychowankowie instytucji naukowych i szkolnych, utworzonych przez metropolitę, mogli korzystać z tych łask szczególnych, jakich papieże hojnie udzielili wychowankom domów Towarzystwa Jezusowego i członkom Sodalicji Mariańskich, założonych w tych domach. Papież Urban VIII obdarzył wszystkich odprawiających ćwiczenia duchowne w klasztorach bazyliańskich tymi samymi odpustami, które zostały udzielone zakonnikom Towarzystwa Jezusowego.

Obrona przywilejów i uprawnień ruskiej hierarchii

Fakty powyższe wykazują z całą wyrazistością, że Nasi poprzednicy zawsze odnosili się do Rusinów z ojcowską miłością, na równi z katolikami obrządku łacińskiego. Leżała im na sercu również obrona uprawnień i przywilejów ruskiej hierarchii. Kiedy bowiem dość liczni łacinnicy uważali obrządek ruski za pośledniejszy i gdy nawet niektórzy biskupi łacińscy utrzymywali, że biskupi ruscy nie mają pełni praw i władz biskupich, lecz że są im podlegli – Stolica Apostolska odrzuciła te niesłuszne mniemania i dnia 28 września 1643 roku wydała dekret, w którym stwierdziła co następuje: „Kardynał Pamphili, przedłożył różne dekrety Kongregacji zajmującej się specjalnie sprawami ruskich Unitów i Jego Świątobliwość zatwierdził dekret tejże Kongregacji z dnia 14 sierpnia ubiegłego roku. który postanawia, że ruscy biskupi uniccy są rzeczywistymi biskupami i za takich należy ich uważać i takimi nazywać. Stolica Święta zatwierdziła również dekret tejże Kongregacji. postanawiający, że biskupi ruscy są w prawie zakładać w swych diecezjach szkoły i instytuty naukowe dla młodzieży swojego obrządku. oraz, że duchowieństwo ruskie korzysta z przywilejów: fori (7), canonis (8), immunitatis (9), i libertatis – na równi z kapłanami Kościoła łacińskiego” (10).

Spór o zmianę obrządku

Niestrudzona i troskliwa piecza papieży rzymskich o zachowanie i ocalenie obrządku ruskiego staje się widoczna szczególnie z przebiegu sporu o zmianę obrządku. Albowiem, chociaż z wielu specjalnych powodów, zupełnie od ich woli niezależnych, nie mogli nałożyć na świeckich unitów ścisłego zakazu zmiany obrządku, to jednak z niejednokrotnych prób wprowadzenia tego zakazu, jako też z pouczeń dawanych biskupom i kapłanom łacińskim jasno wynika, jak bardzo ta sprawa leżała na sercu Naszym poprzednikom. W samym dekrecie, ustanawiającym w roku 1595 szczęśliwą unię Rusinów ze Stolicą Apostolską, nic ma wyraźnego zakazu przechodzenia z obrządku wschodniego na łaciński. Niemniej jednak z listu generalnego przełożonego Towarzystwa Jezusowego do członków zakonu w Polsce (rok 1608) wynika, jaka była już wówczas myśl Stolicy Apostolskiej w tym względzie. W liście tym generalny przełożony pisze, że ci. którzy nigdy nie posługiwali się obrządkiem łacińskim, nie mogą go przyjąć po pogodzeniu się z Kościołem, „ponieważ jest nakazane przez Kościół, a w szczególności postanowione jest w dokumencie Unii dokonanej za Klemensa VIII, że każdy ma trzymać się obrządku swego Kościoła” (11).

Gdy jednakże skargi, że ruska młodzież szlachecka przyjmuje obrządek łaciński stały się zbyt częste. Święta Kongregacja Propagandy Wiary nakazała dekretem z dnia 7 lutego 1624 roku, że „nie wolno odtąd bez specjalnego zezwolenia Stolicy Apostolskiej przechodzić na obrządek łaciński Rusinom-unitom, zarówno świeckim jak duchownym, zakonnym i diecezjalnym, a szczególnie mnichom zakonu Św. Bazylego, i to bez względu na przyczyny, choćby najbardziej naglące” (12).

Gdy wszakże Zygmunt III, król polski, wstawił się, by ów dekret nie był wprowadzany w życic w całej rozciągłości, lecz by zakaz objął tylko duchowieństwo – Nasz poprzednik, papież Urban VIII, nie mógł nie ustąpić tak wielkiemu opiekunowi jedności katolickiej. Dlatego też, co ze względu na specjalne przyczyny nie zostało unormowane prawem. Stolica Apostolska starała się osiągnąć drogą instrukcji i napomnień, co może być udowodnione wieloma faktami.

Mianowicie już we wstępie do dekretu wydanego dnia 7 lipca 1624 roku, w którym zakaz przyjmowania obrządku łacińskiego rozciągał się tylko na kapłanów, znajduje się zarządzenie, że należy upomnieć kapłanów Kościoła łacińskiego, by przy słuchaniu spowiedzi świętej nie namawiali świeckich unitów do przyjmowania tegoż obrządku. Tego rodzaju upomnienia wydawane były wielokrotnie, zaś nuncjusze apostolscy w Polsce dokładali ze wszystkich sił starań, by odnosiły pożądany skutek. Że zaś i później Stolica Apostolska nie zmieniła zdania w tej sprawie, świadczy list papieża Benedykta XIV do biskupów lwowskiego i przemyskiego, wysłany w roku 1751, w którym między innymi znajdują się następujące zdania: „Nadszedł do Nas wasz list pisany 17 lipca, w którym skarżycie się na przechodzenie Rusinów z obrządku greckiego na łaciński. Otóż dobrze wiecie. Wielebni Bracia, iż na takie przechodzenie nie zgadzali się zarówno Nasi poprzednicy jak i My sami, jako że pragnieniem ich i naszym było i jest nie zburzenie, lecz zachowanie obrządku greckiego” (13). Ponadto tenże papież obiecał, że usunie w tej sprawie wszystkie przeszkody i ostatecznie przechodzeń tych zakaże dekretem uroczystym. Jednakże przeciwny obrót rzeczy i warunki ówczesnych czasów nie pozwoliły, by owe pragnienia i obietnice zostały wcielone w życie już wtedy.

W końcu jednakże, gdy już papieże Klemens XIV i Pius VII zarządzili, że nie mogą przechodzić na obrządek łaciński katolicy obrządku ruskiego, którzy zamieszkują kraje rosyjskie, mocą układu zwanego Concordia, zawartego pod auspicjami Kongregacji Propagandy Wiary między biskupami łacińskimi i greckimi w roku 1863, zostało ustalone, że zakaz ten odnosi się do wszystkich Rusinów.

Dbałość Stolicy Apostolskiej o zachowanie i czystość obrządku ruskiego

Wielebni Bracia! W podanym tu krótkim przeglądzie historycznym występuje dbałość Stolicy Apostolskiej o zachowanie obrządku ruskiego w całości społeczeństwa i w poszczególnych jego członkach. Nikt jednak nie powinien dziwić się jeśli, ze względu na specjalne warunki, taż Stolica, pozostawiając ów obrządek nietkniętym w jego istocie – zgodziła się na wprowadzenie pewnych zmian pomniejszych lub je na pewien czas zatwierdziła. Tak na przykład nie zgodziła się na wprowadzanie żadnych zmian liturgicznych nawet w tym, co wprowadzono ostrożnie i na próbę, za wyjątkiem kilku, wprowadzonych przez samych biskupów ruskich na synodzie zamojskim.

Kiedy jednak niektórzy zawzięci zwolennicy schizmy usiłowali samowolnie przywrócić dawne i częściowo już zapomniane zwyczaje – pozornie z motywów troski o nienaruszalną całość swego obrządku, a w rzeczywistości by w ten sposób łatwiej odciągnąć nieuświadomioną ludność od wiary katolickiej – papieże rzymscy, idąc za obowiązkiem sumienia. napiętnowali publicznie ich podstępne i skryte zamiary i przeciwstawili się ich niegodziwym knowaniom, zarządzając, iż „nie walno bez zgody Stolicy Apostolskiej wprowadzać w obrzędy świętej liturgii żadnych innowacji, nawet w zamiarze przywrócenia ceremonii, które wydawałyby się bardziej zgodne z obrzędami, zatwierdzonymi przez tąż Stolicę; innowacje te można wprowadzać tylko z bardzo ważnych powodów i powagę Stolicy Apostolskiej” (14).

Zresztą jest rzeczą wykluczoną jakoby Stolica Apostolska zamierzała szkodzić zachowaniu i czystości tego obrządku; rzecz ma się przeciwnie: Kościół ruski raczej zawdzięcza jej jak najbardziej religijną cześć dla swych starożytnych pomników liturgicznych. Wyraźnym dowodem czynnej życzliwości dla obrządku ruskiego jest nowe rzymskie wydanie ksiąg świętych, zaczęte w czasie Naszego pontyfikatu, i częściowo obecnie wykończone; dokonując tego na prośbę biskupów ruskich, Stolica Apostolska pragnie ich obrzędy liturgiczne dostosować do ich starożytnych i czcigodnych pamiątek.

Wrośnięcie w Kościół powszechny

Lecz przejdźmy już, Wielebni Bracia, do innego dobrodziejstwa, jakie przyszło dla społeczeństwa ruskiego z zespolenia się ze Stolicą Apostolską. Mianowicie przez to połączenie szlachetny ten naród wrósł w Kościół powszechny i odtąd żyje jego życiem, oświeca się jego prawdą, bierze udział w jego łaskach. Z tego Kościoła wypływają zdroje wód, które wszędzie przenikają i wszystko orzeźwiają, tworząc klimat duchowy, w którym mogą wyrastać z tak użyźnionej gleby najpiękniejsze kwiaty wszystkich cnót oraz rodzić się obfite, zbawienne owoce.

Wzrost dyscypliny kościelnej. Pomniki architektury

Albowiem, gdy przed dokonaniem unii sami bracia schizmatycy skarżyli się na upadek religii, na powszechnie tamże panujący występek przekupstwa w wyborze biskupów, obsadzaniu probostw i innych placówek duchownych, na grabienie dóbr kościelnych, na zepsucie obyczajności zakonników, wreszcie na rozluźnienie karności w klasztorach, osłabienie i podanie w pogardę posłuszeństwa należnego biskupom ze strony wiernych – po jej dokonaniu nastało coś przeciwnego; za natchnieniem i z pomocą Boga warunki powoli zmieniły się na lepsze. Lecz jakąż stałością, i mocą ducha musieli odznaczać się biskupi, zwłaszcza na początku – kiedy to panowało rozagitowanie, zaburzenia i prześladowania – by zaprowadzić powszechne odrodzenie kościelnej dyscypliny! Ileż musieli włożyć wysiłku w działanie, ileż ich to kosztowało cierpliwego trudu, by wychować nowe pokolenie kleru, uformowanego według lepszych obyczajów, by podtrzymać na duchu poniewieraną ciężkimi przejściami powierzoną sobie trzodę, by usztywnić chwiejnych i wzmocnić słabą jeszcze w nich wiarę! A jednak, wbrew ludzkim oczekiwaniom, skutki były pomyślne, i błogosławiona jedność nie tylko wyszła zwycięsko ze wszystkich przeciwności, lecz, staczając chwalebne boje, wyłoniła się z nich żywsza i skrzepnięta. I nie żelazem i nahajką, nie obietnicami i groźbami, lecz wybitnym przykładom życia jakimś dziwnym blaskiem okazującą się w nich łaską Boską katoliccy Rusini doprowadzili do tego, że odszczepieńcze dotąd diecezje lwowska i przemyska weszły w końcu do jednej owczarni.

Skoro wreszcie nastał pokój i uspokojenie, kwitnący stan Kościoła ruskiego począł się nawet uzewnętrzniać – szczególnie w wieku XVIII. Dowodem tego jest wzniesienie wybitnych pomników epoki w wielu miejscach, a zwłaszcza lwowskiej katedry Św. Jerzego, oraz świątyń i klasztorów w Poczajowie, Toroczanach i Żyrowicach.

Zakon bazyliański

Tutaj wypada poświęcić nieco miejsca zakonnikom bazyliańskim, którzy swoimi, na szeroką skalę zakrojonymi i usilnymi dziełami zasłużyli się całości sprawy unijnej jak najwięcej i jak najlepiej. Po doprowadzeniu ich klasztorów przez Welamina Rutskiego do stanu lepszego i świętszego i po scaleniu ich w jedną Kongregację, klasztory te zapełniły się licznymi zakonnikami, którzy dawali tak dobry przykład swą pobożnością, wykształceniem i apostolską gorliwością, że stali się duchowymi przewodnikami i nauczycielami w religijnym życiu ludności. Zakładali oni instytuty naukowe i szkoły, w których dawali młodzieży, często bardzo utalentowanej, znakomite wykształcenie w naukach zarówno świeckich jak i teologicznych, a równocześnie przekazywali im swą własną, gruntowną cnotę – w czym osiągnęli tak wielki postęp, że nie ustępowali wychowawcom szkół łacińskich. Wszystko to było widziane i doceniane przez brać schizmatycką i niemała ich liczba, opuściwszy własny dom i kraj rodzinny (15), przenosiła się dobrowolnie do tej siedziby nauk, by również korzystać ze słodkich jej owoców.

Wzrost Kościoła unickiego

Nic mniej korzyści odniosło społeczeństwo ruskie czasów nam bliższych. Może się o tym każdy łatwo przekonać, gdy zapozna się ze stanem Kościoła w Galicji przed zburzeniami, dokonanymi w dzikiej obecnej wojnie. Prowincja ta liczyła 3 600 000 wiernych, 2275 księży i 2226 parafii. Oprócz tego znajdowało się w różnych częściach świata, a zwłaszcza w Ameryce, od 400 do 500 tysięcy katolików Rusinów, pochodzących z prowincji galicyjskiej. Tej znacznej ilości wiernych, która nigdy nie była tak wielką, odpowiadał znakomity wysiłek poszczególnych diecezji, by prowadzić i ukształtować życie w cnocie, w pobożności, po chrześcijańsku. W seminariach diecezjalnych wychowankowie przygotowywali się do świętych obowiązków kapłańskich w sposób właściwy i z całą gorliwością, a wierni, z miłością i czcią biorąc udział w nabożeństwach ku czci Bożej, odprawianych według przepisów ich obrządku, z radością zażywali obfitych owoców religii. Robiąc ten krótki przegląd stanu, w jakim znajdował się Kościół ruski, nie możemy pominąć milczeniem wybitnej postaci metropolity Andrzeja Szeptyckiego, który przez swój niestrudzony, niemal 45-letni trud, dał dowód najwyższych zasług, nie na jednym tylko polu i nie tylko w dziedzinie religijnej. Za czasów jego biskupich rządów powstało Towarzystwo Teologiczne, które dało duchowieństwu bodziec do staranniejszego i głębszego studiowania nauki świętej; została założona Lwowska Akademia Kościelna, która zdolniejszej młodzieży męskiej dawała możność poświęcenia się na sposób uniwersytecki naukom filozoficznym, teologicznym i innym; rozwinęło się wszelkiego rodzaju piśmiennictwo, w postaci książek, czasopism i traktatów, chwalone nawet zagranicą: pielęgnowano świętą sztukę, zgodnie z tradycjami i specjalnym geniuszem narodowym; pozakładano muzea i inne zbiory sztuk pięknych, pełne zabytków przeszłości; utworzono, wreszcie, wcale liczne instytucje dobroczynne, niosące pomoc biednym i potrzebującym.

Zbawienna praca stowarzyszeń pobożnych

Nie możemy również przemilczeć zasług polegających na dużej i zbawiennej pracy stowarzyszeń pobożnych, męskich i kobiecych. Jako pierwsze wspomnieć tu chcemy klasztory ojców bazylianów i sióstr bazylianek. Zakony te narażone zostały, za czasów cesarza austriackiego Józefa II, na wtrącanie się władz państwowych w ich sprawy, co wyrządziło im wielką krzywdę i doprowadziło je w niemałym stopniu do upadku. Później jednak, mianowicie w roku 1882 i w latach następnych, dzięki tak zwanej reformie dobromilskiej, wróciły do swojej dawnej świetności, i z miłością życia ukrytego i kontemplacji, jak tego domaga się przykład i reguły ich świętego założyciela, łączą gorliwą działalność apostolską. Oprócz klasztorów bazyliańskich powstały nowe zgromadzenia zakonne mężów i niewiast, które rozwinęły nic mniej chwalebną działalność. Tak więc powstał Zakon Studytów, którego zakonnicy poświęcają się głównie kontemplacji prawd Bożych i pokucie, Zakon OO. Redemptorystów obrządku wschodniego, którego członkowie pracują na polu misyjnym w Galicji i w Kanadzie. Powstały też liczne zgromadzenia zakonne świeckie, zajmujące się wychowaniem dziewcząt i pracą na polu miłosierdzia chrześcijańskiego, a więc: Służebniczki Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej, Siostry od Św. Józefa, Siostry od Św. Jozafata, od Najświętszej Rodziny, oraz Siostry Szarytki św. Wincentego a Paulo.

Papieskie Kolegium św. Jozafata

Oprócz powyższego chcemy tutaj wspomnieć również wspaniale Papieskie Kolegium św. Jozafata, wzniesione przez Naszego poprzednika, Piusa XI, na janikulskim wzgórzu. W ciągu kilku wieków pewna ilość wybranej młodzieży pobierała swe wykształcenie i przygotowanie do kapłaństwa w Papieskim Kolegium Greckim. Papież Leon XIII utworzył w roku 1897 specjalnie dla powołań kapłańskich spomiędzy Rusinów Kolegium Rzymskie. Skoro jednak liczba alumnów wzrosła i budynek tego Kolegium nie mógł ich pomieścić, papież Pius XI, odnoszący się do ludności ruskiej z wielką miłością, zbudował wyżej wspomniany nowy i większy gmach, w tym celu, by kandydaci do kapłaństwa, wychowując i kształcąc się tam w nauce świętej podług własnego obrządku, wzrastali w szacunku, lojalności i miłości ku Zastępcy Jezusa Chrystusa i stawali się nadzieją szczęśliwszej przyszłości Kościoła ruskiego.

Wyznawcy i męczennicy Kościoła ruskiego

Jest inny jeszcze, niemniejszej wagi pożytek, Wielebni Bracia, jaki społeczność ruska odniosła ze swego połączenia się ze Stolicą Apostolską, a jest nim chwała i ozdoba jaką zyskała wydając chlubny zastęp wyznawców i męczenników, którzy nie zawahali się podjąć niezliczone trudy, prace i ponieść uciski, a nawet śmierć – dla zachowania w czystości wiary katolickiej i niezłomnej wierności ku papieżom rzymskim, stosownie do słów Boskiego Odkupiciela: „Błogosławieni będziecie, gdy ludzie nienawidzić Was będą. i gdy was wyłączą, i będą wam złorzeczyć, a imię wasze jako złe będą zniesławiać dla Syna człowieczego. Weselcie się dnia owego i radujcie się, bo oto zapłata wasza obfita jest w niebiesiech” (Łk, 6, 22–23).

Na pierwsze miejsce wysuwa się tu ów wielki zaiste święty biskup Jozafat Kuncewicz, o którym wyżej mówiliśmy; poszukiwany przez najzagorzalszych wrogów imienia katolickiego, oddał się dobrowolnie w ręce morderców, by ofiarą własnego życia wysłużyć jak najszybszy powrót do jedności dla swych odłączonych od Kościoła braci. Był to wybitny w tym czasie, lecz nie jedyny męczennik wiary i jedności katolickiej. W jego bowiem zwycięskie ślady poszli liczni kapłani świeccy, którzy, już to zostali zabici szablami, już to zachłostani nahajkami, już to utopieni w Dnieprze, przez co zatryumfowali nad śmiercią i zyskali nagrodę nieba.

Wojna Kozaków z Kościołem ruskim

W niewiele lat potem, mianowicie gdy w połowie XVII wieku Kozacy wystąpili do otwartej wojny z Rzeczpospolitą Polską, nienawiść przeciwników jedności religijnej srożyła się jeszcze bardziej. Albowiem wmówiono Kozakom, że zaprowadzona unia religijna jest głównym źródłem wszystkich nieszczęść i klęsk ówczesnych; dlatego wzięli oni sobie za cel prześladowanie i tępienie jej wszelkimi środkami. Nie obliczalne wprost szkody wynikły stąd dla Kościoła ruskiego. Wiele świątyń zostało zbezczeszczonych, złupionych, zrujnowanych, a ich zaopatrzenie i majątki zniszczone. Liczni kapłani i wierni, bici nahajkami, torturowani, poginęli wśród wyrafinowanych męczarni. Nawet biskupi byli pozbawiani majątków i siedzib biskupich i musieli ratować się ucieczką. Jednakże wśród najbardziej srożącej się burzy biskupi ci nic upadli na duchu i powierzonej sobie trzody bronili i strzegli wszelkimi siłami; a co więcej, znajdując się wśród gwałtów i ucisku, czynili wysiłek, bądź modlitwą, bądź namowami, bądź pracą apostolską, by całą Rosję wraz z carem Aleksym do jedności owczarni doprowadzić.

Na kilka lat przed rozbiorem Rzeczypospolitej Polskiej nastało nowe prześladowanie imienia katolickiego. Zajmujące Polskę wojska carycy Katarzyny zabrały przemocą i zbrojnie wiele kościołów i klasztorów, kapłanów zaś, którzy odmówili odstępstwa od swojej wiary, nieludzko kopano, deptano, bito nahajkami, wtrącano do więzień, głodzono, dręczono pragnieniem i mrozem.

Wojna z Kościołem unickim pod zaborem rosyjskim

Nie mniejszą moc i stałość ducha wykazali kapłani, którzy około roku 1839 woleli utracić majątek i wolność niż wyprzeć się swej religii. Z pomiędzy nich szczególnie wymienić należy Józefa Anczewskiego, który, więziony w klasztorze w Suzdalu przez 32 lata, zmarł w opinii świętości w roku 1877. Podobnie owych 160 kapłanów, którzy za otwarte wyznawanie wiary katolickiej zostali oderwani od swoich rodzin, wywiezieni w głąb Rosji i zamknięci tamże w klasztorach: a pomimo, że ich morzono głodem i dręczono w najróżnorodniejszy sposób, nie dali się odwieść od swych najświętszych przekonali.

Tą samą siłą ducha odznaczyli się kapłani i świeccy diecezji chełmskiej, niezłomnie wytrzymując wszystkie udręki i pomimo nich dochowując wierności wierze katolickiej. Tak na przykład mieszkańcy Pratulina, gdy wojsko przystąpiło do zajęcia kościoła i oddania go odszczepieńcom, nic odpędzali przemocy siłą, lecz przeciwstawili napastnikom żywą zaporę swych bezbronnych ciał; skończyło się na tym, że jednych okrutnie skatowano i poraniono, drugich wtrącono na wiele lat do więzień lub wywieziono w mroźną Syberię, wielu zaś zostało zastrzelonych. a krew ich dała świadectwo Chrystusowi. W diecezji chełmskiej podjęto już sprawę beatyfikacji tych, którzy przywiązanie do wiary katolickiej przypieczętowali krwią, i należy się spodziewać, że będą w przyszłości zaliczeni w poczet błogosławionych. Te niecne zbrodnie były dokonywane, trzeba to stwierdzić z bólem, nie w jednym tylko miejscu, lecz w licznych miastach, miasteczkach i wsiach. A kiedy już wszystkie świątynie katolickie oddano zwolennikom schizmy, kiedy wszyscy kapłani zostali wyrzuceni ze swych parafii, a powierzone im owczarnie pozostały bez opieki pasterskiej, wtedy wszystkich wiernych wpisano do ksiąg cerkwi schizmatyckiej, nie zważając na ich opór i nic pytając o zgodę. Ci jednak, choć pozbawieni pasterzy i wszelkich pomocy oraz dobrodziejstw swej religii, wiarę swą niezłomnie zachowali. Gdy nieco później zakonnicy Towarzystwa Jezusowego udawali się do nich potajemnie, w przebraniu i z narażeniem własnego życia, by im głosić Boską naukę i nieść pociechę, z radością i czcią byli przez nich przyjmowani.

Wyjście Kościoła unickiego z ukrycia

Kiedy wreszcie w roku 1905 nastała pewna swoboda religijna, można było w tych częściach Rusi oglądać radosne i zdumiewające zjawisko: niezliczeni katolicy porzucili swe ukrycie i wyszli jawnie na ziemię, a zażywając słońca wolności uszykowali się w procesje, wznieśli krzyże i religijne obrazy; nie mając kapłanów własnego obrządku, udali się do kościołów łacińskich – do których dostęp mieli przed tym pod ciężkimi karami zakazany – by tam wyśpiewać Bogu radosne dziękczynienie. I tam błagali prawowitych kapłanów Kościoła, by otwarli im drzwi świątyń, by przyjęli ich jako wyznawców wiary i wpisali ich imiona do ksiąg jako katolików. Tą drogą w krótkim czasie przyjęto do Kościoła, zgodnie z przepisami, do 200 000 wiernych.

Lecz w ostatnich nawet czasach zaistniały okoliczności zmuszające biskupów, kapłanów i wiernych do wykazania mocy i odwagi ducha w zachowaniu katolickiej wiary, w obronie Kościoła i jego wolności. Spomiędzy wszystkich należy się szczególna w tym względzie cześć metropolicie Andrzejowi Szeptyckiemu, który podczas pierwszej wojny europejskiej, kiedy to Galicja padła ofiarą okupacji rosyjskiej, został usunięty ze swej biskupiej stolicy i wywieziony do klasztoru, w którym przez pewien czas znajdował się pod strażą. W tych warunkach, niczego bardziej nie pragnął, jak tego tylko, by móc dać świadectwo swego niezmiernego przywiązania do Stolicy Apostolskiej i ponieść męczeństwo, jeśli trzeba będzie i jeśli Bóg pozwoli, za swą owczarnię, dla której zbawienia sterał swe siły w długoletnim trudzie.

Kościół unicki po II Wojnie Światowej

Widzicie więc, Czcigodni Bracia, z powyższego przebiegu wypadków przedstawionego w świetle historycznej prawdy, ile i jak wielkie dobrodziejstwa oraz korzyści odniósł naród ruski dzięki połączeniu się z Kościołem powszechnym. Nie powinno to nikogo dziwić. Jeśli bowiem spodobało się Bogu, by w Chrystusie „mieszkała wszelka pełność” (Kol 1, 19). tedy z tej pełności nie może korzystać nikt, kto jest odłączony o Kościoła, który jest „ciałem jego” (Ef 1, 23) ponieważ, jak Nasz poprzednik papież Pelagiusz II stwierdza: „Ktokolwiek nie tkwi w pokoju i jedności Kościoła, również i Boga posiadać nie może” (16).

Również widzieliśmy, ile ten drogi lud ruski musiał dla obronienia swej jedności katolickiej znieść ucisków, nieszczęść i prześladowań, z których wszakże Bóg szczęśliwie go wyzwalał, przywracając mu wielokrotnie pokój.

Sowieckie prześladowania Kościoła ruskiego

Jeśli zaś chodzi o chwilę obecną, to z najwyższym bólem ojcowskiego serca widzimy, że wiszą nad tymże Kościołem nowe i bardziej jeszcze gwałtowne przeciwności. Wystarczają już te wieści, które do nas dotarły, szczupłe wprawdzie lecz wystarczająco pewne, by Nas srodze zmartwić i napełnić poważną troską. Oto obchodzimy dziś rocznicę dnia, kiedy 350 lat temu starożytna ta chrześcijańska społeczność połączyła się szczęśliwie z najwyższym Pasterzem i Następcą świętego Piotra. I oto ten sam dzień stał się dla Nas „dniem utrapień i ucisku, dniem zamieszania i spustoszenia, dniem ciemności i mroku, dniem obłoku i chmury” (Sof 1, 15).

Albowiem z głębokim smutkiem dowiadujemy się, że w okolicach, które ostatnio dostały się pod władanie rosyjskie, najdrożsi Nam bracia i dzieci narodu ruskiego doznają srogiego ucisku z powodu ich wierności dla Stolicy Apostolskiej. i że są dokonywane wysiłki, by ich wszelkimi siłami oderwać od Matczynego łona Kościoła i zmusić ich do przyłączenia się do społeczności schizmatyckiej wbrew ich woli i wbrew najświętszym przekonaniom i powinności ich sumienia. Rzecz ma się tak, że duchowieństwo obrządku ruskiego, jak Nam donoszą, żali się w liście do władz, że Kościół tak zwanej Ukrainy zachodniej znalazł się dziś w warunkach bardzo niebezpiecznych z tego powodu, że wszyscy biskupi i wielu z pośród duchowieństwa zostali uwięzieni, a równocześnie wydany został zakaz objęcia kierownictwa Kościoła ruskiego przez kogokolwiek z duchowieństwa.

Fałszywe oskarżenia wrogością wobec religii katolickiej

Jesteśmy świadomi, Wielebni Bracia, że zastosowanie tak ostrego postępowania zostało upozorowane względami politycznymi. Otóż taktyka ta nie jest nowa i nie od dziś używana. W ciągu pochodu wieków nieprzyjaciele Kościoła wielokrotnie, nie mając odwagi wyznać otwarcie swej wrogości wobec religii katolickiej i nic chcąc przyznać się do jawnego jej prześladowania, czynią to w sposób wyrafinowany i skryty pod pozorem zarzutu, jakoby katolicy działali na szkodę państwa; podobnie niegdyś żydzi oskarżali Boskiego Odkupiciela przed wielkorządcą rzymskim, mówiąc, że „Tego znaleźliśmy podburzającego nasz naród i zakazującego dawać podatki cesarzowi” (Łk 23, 2).

W tym jednak wypadku same fakty i przebieg zdarzeń wskazują na rzeczywiste przyczyny tego dzikiego postępowania. Każdy bowiem wie o liście skierowanym do Kościoła ruskiego przez patriarchę Aleksego, ostatnio wybranego na to stanowisko przez biskupów schizmatyckich, w którym otwarcie wysławia i głosi zerwanie z Kościołem; list len w znacznej mierze przyczynił się do wszczęcia prześladowań.

Złamanie zapewnienia wolności Kościoła katolickiego

Te zaś okrucieństwa poruszają nas tym boleśniej. Wielebni Bracia, że prawie wszystkie narody świata, na uroczystej konferencji swych delegatów, odbytej jeszcze w czasie trwania wojny, postanowiły między innymi, że w przyszłości nie będzie prześladowań religijnych. Postanowienie to dało Nam nadzieję, że również Kościół katolicki będzie miał zapewnioną należną wolność i spokój we wszystkich krajach; tym więcej, że przecież Kościół zawsze nauczał i naucza, iż prawomocnej władzy państwowej, rządzącej w sferze i w granicach swego władztwa, należy się zawsze posłuszeństwo, zgodne z powinnością sumienia. Niestety, wypadki wyżej wspomniane naszą ufność i nasze nadzieje, jeśli chodzi o kraje ruskie, zachwiały i prawie że odebrały.

Wezwanie do modlitwy o zakończenie prześladowań Kościoła ruskiego

W obliczu zatem klęsk i nieszczęść tak wielkich że ludzkie siły nie wydają się im podołać, nie pozostaje Nam. Wielebni Bracia, nic innego, jak tylko błagać z pokorną usilnością Boga, który „uczyni sprawiedliwość ubogiemu i pomstę nędznemu” (Ps 139, 13), by raczył sam ze swej łaskawości tą okrutną burzę uspokoić i położyć jej wreszcie koniec. Was zaś, oraz Wasze owieczki, wzywamy usilnie, byście wraz z Nami, drogą modlitw i pobożnych praktyk pokutnych wypraszali u tego, który oświeca ludzkie umysły światłem z góry i za którego skinieniem odmieniają się wole, by przepuścił ludowi swemu i nic dał dziedzictwa swego na pohańbienie (17), i by Kościół ruski z tego tragicznego położenia jak najprędzej wyszedł i stał się wolnym.

Zachęta do wytrwania w wierze w obliczu komunistycznego terroru

Ojcowski Nasz duch zwraca się jednak przede wszystkim ku znajdującym się w owym okropnym ucisku. A głównie ku Wam. Czcigodni Bracia, biskupi narodu ruskiego. Przygniata Was wielkie i dręczące okrucieństwo, wszakże bardziej przejmuje was sprawa zbawienia Waszej owczarni niż wyrządzona Wam krzywda i zło, zgodnie ze słowami: „Dobry pasterz duszę swoją daje za owce swoje” (3 J 10, 11). Jakkolwiek teraźniejszość jest ciemna, a przyszłość niepewna i niepokojąca, to jednak nie upadajcie na duchu, lecz „stając się dziwowiskiem światu, aniołom i ludziom” (1 Kor 4, 9), tak stójcie, by wszyscy wierni brali z Was wzór cierpliwości i cnoty. Znosząc obecne prześladowanie z mocą i stałością ducha, oraz płonąc Boską miłością ku Kościołowi, staliście się „dobrą wonnością Chrystusowa dla Boga wśród tych, którzy zbawieni bywają, i wśród tych, którzy giną” (2 Kor 2, 5).

Jesteście uwięzieni i odłączeni od Waszych wiernych; nie macie możności nauczania ich przykazań świętej religii, ale same więzy wasze tym pełniej i jaśniej głoszą i okazują Chrystusa.

A następnie zwracamy się do Was, umiłowani synowie – kapłani; mając w sobie znamię kapłaństwa Chrystusowego, który „za nas ucierpiał” (1 P 2, 21). Powinniście ściślej Go naśladować, a więc znosić i wytrzymywać więcej ataków niż inni ludzie. Wasze uciski niezmiernie nas smucą, jednak w tym mamy radość, że do wielu z Was możemy przemówić słowami Boskiego Odkupiciela: „Znam uczynki twoje, i wiarę i miłość twoją, i posługiwanie i cierpliwość twoją, i uczynki twoje ostatnie, liczniejsze niż pierwsze” (Ap 2, 19).

Stójcie, prosimy Was, w owych bolesnych czasach mocni i nieugięci w swej wierze; podtrzymujcie słabszych, umacniajcie chwiejnych. Upominajcie, jak tylko możecie, że naszym wiernym nie wolno w żadnych okolicznościach wypierać się i opuszczać Chrystusa i Kościoła nawet pozornie i słownie; wykrywajcie fałsz i podstęp tych, którzy obiecują ludziom korzyści, powodzenie i zadowolenie w życiu doczesnym, prowadząc tym samym ich dusze ku zgubie. Okazujcie się Jako słudzy Boży w wielkiej cierpliwości, w utrapieniach, w niedostatkach, w uciskach, w chłostach, w więzieniach… w czystości, w umiejętności, w nieskwapliwości, w łagodności, w Duchu Świętym, w nieobłudnej miłości, w słowie prawdy, w mocy Bożej, przez broń sprawiedliwości, po prawicy i po lewicy” (2 Kor 6, 4).

Przypomnienie o niebezpieczeństwie wyrzeczenia się wiary

Zwracamy się, w końcu, i do Was, katolicy Kościoła ruskiego, których cierpienia i uciski nosimy i odczuwamy w ojcowskim sercu na równi z Wami. Jesteśmy świadomi jaki zamach przygotowuje się na Waszą wiarę. Co więcej, należy się obawiać, że w najbliższym czasie jeszcze większe ciosy spadną na tych, którzy nie zdradzą obowiązków wobec świętej religii. Dlatego już teraz, umiłowane dzieci, zachęcamy Was usilnie, byście nie dali się nastraszyć żadnymi groźbami i szkodami, by Was nie wytrąciło ze stanowiska nawet niebezpieczeństwo wygnania z Waszych siedzib lub śmierci; nie wyrzeknijcie się Waszej wiary i wierności wobec Matki-Kościoła nigdy i pod żadnym warunkiem. Albowiem, jak dobrze wiecie, chodzi tu o skarb ukryty w roli, który gdy człowiek znajdzie „kryje, a pełen radości z niego odchodzi, i wszystko, co ma sprzedaje, a ona rolę kupuje” (Mt 13, 44).

Pomnijcie też na słowa Zbawiciela: „Kto miłuje ojca albo matkę więcej niż mnie, nie jest mnie godzien, a kto miłuje syna albo córkę nade mnie, nie jest mnie godzien. A kto nie bierze krzyża swego, a nie naśladuje mnie, nie jest mnie godzien. Kto znalazł duszę swoją, straci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie, znajdzie ją” (Mt 10, 37).

Zważcie również na słowa apostoła: „Prawdziwa to mowa: jeśliśmy wespół umarli, wespół leż żyć będziemy: jeśli w cierpieniach wytrwamy, wespół też królować będziemy: jeśli się go zaprzemy, i on się nas zaprze. Choć jesteśmy niewierni, on wiernym zostaje, siebie samego zaprzeć nie może” (2 Tm 2, 11).

To nasze ojcowskie wezwanie, zwrócone do Was, drogie dzieci, uważamy za najbardziej stosowne zakończyć przypomnieniem wezwań tegoż samego Apostoła Narodów: „Czuwajcie, stójcie w wierze, mężnie sobie poczynajcie, i wzmacniajcie się”(1 Kor 16, 13). „Bądźcie posłuszni przełożonym waszym” (Hbr 13, 17), a więc biskupom i kapłanom, pouczającym Was o tym, co dotyczy zbawienia i to zgodnie z Ewangelią; tym zaś, którzy w jakikolwiek sposób czynią zamach na Waszą wiarę, opierajcie się ze wszystkich sił. starając się zachować jedność ducha w związce pokoju. Jedno ciało i jeden duch, jak jesteście wezwani w jednej nadziei wezwania waszego” (Ef 4, 3–4).

Pocieszenie i błogosławieństwo

I żyjąc wśród wszelkiego rodzaju smutków i ucisków, pomnijcie, że „utrapienia czasu niniejszego nie są godne przyszłej chwały, która się w nas objawi” (Rz 8, 18). „A wierny jest Bóg, który was utwierdzi i strzec będzie od złego” (2 Tes 3, 3).

Ufając zaś, że te Nasze upomnienia i wezwania za pomocą Łaski Bożej przyjmiecie mężnie i chętnie, życzymy Wam, by Bóg, Ojciec miłosierdzia (18), dał Wam czasy lepsze i spokojniejsze i o to Co z pokorą błagamy.

Zaś, jako zapowiedź darów niebieskich i na dowód Naszej życzliwości, udzielamy z głębi serca apostolskiego błogosławieństwa Wam, Czcigodni Bracia, i Waszym wiernym, a szczególnie biskupom, kapłanom i wiernym Kościoła ruskiego.

Dan w Rzymie u św. Piotra, dnia 23 grudnia 1945, siódmego roku Naszego pontyfikatu.

Pius XII

(1) Leon XIII, list apost. Praeclara gratulationis, 20 VI 1894, Acta Leonis XIII, t. XIV, s. 201.

(2) Leon XIII, op. cit.

(3) Baronius, Annales, t. VII, Rzym 1596, Appendix, s. 681.

(4) A Theiner, Vetera monumenta Poloniae et Lithuaniae, t. III, s. 240.

(5) A. Theiner, op. cit., s. 251.

(6) Por. A. Theiner, op. cit., s. 237.

(7) Privilegium fori: w razie przestępstwa duchowny ma być pozywany przed sąd kościelny (kan. 12).

(8) Privilegium canonis: wierni są zobowiązani szanować duchownych i kto wyrządzi duchownemu krzywdę cielesną, popełnia świętokradztwo (C. I. C., par. 119).

(9) Privilegium immunitatis: duchowni są wyłączeni od pewnych obowiązków publicznych, np. służby wojskowej (kan. 121).

(10) Acta et decr. SS Conciliorum rec., col. 600, nota 2.

(11) 0p. cit., col. 602.

(12) Op. cit., col. 603.

(13) Op. cit., col. 606.

(14) Por. Pius IX, Omnem Sollicititudinem, 13 V 1874, cytując Grzegorza XVI Inter gravissimos, Pii IX Acta VI, 317.

(15) Ma tu papież, zdaje się, na myśli schizmatyków rosyjskich i innych, którzy opuszczali swój kraj pociągani wpływem klasztorów i szkół bazyliańskich.

(16) Epist. ad Episcopos Istriae, Acta Conc. Oecum. IV, II, 107.

(17) Por. Jl 2, 17.

(18) Por. 2 Kor 1, 3.

http://www.rodzinakatolicka.pl/index.php/magisterium/43-pius-xii/18484-pius-xii-orientales-omnes-ecclesias-o-kociele-unickim

________________________________________________________________________________________________________

To warto przeczytać

***********

Orędzie, 25. października 2015

Orędzie, 25. października 2015

„Drogie dzieci! Również dziś moja modlitwa jest [ofiarowana] za was wszystkich, szczególnie za wszystkich, których serca stały się twarde na moje wezwanie. Żyjecie w dniach łaski i nie jesteście świadomi darów, które Bóg wam daje poprzez moją obecność. Dziatki, również dziś zdecydujcie się na świętość i weźcie przykład z świętych naszych czasów, a zobaczycie, że świętość jest rzeczywistością dla was wszystkich. Dziatki, radujcie się w miłości, że w oczach Bożych jesteście niepowtarzalni i niezastąpieni, bo jesteście Bożą radością na tym świecie. Dawajcie świadectwo o pokoju, modlitwie i miłości. Dziękuję wam, że opowiedzieliście na moje wezwanie.”

http://medziugorje.blogspot.com/

********************

Marta, która jest we mnie

Życie Duchowe

M.M.

(fot. shutterstock.com)

“Czemu latasz po kuchni i po rondle skaczesz” – pyta Martę, siostrę Łazarza, ks. Jan Twardowski w wierszu Niejedzenie. Trochę wcześniej, zanim powstał ten utwór, napisałam do ks. Jana list o moich dylematach – żony i matki nieletnich dzieci, przebywającej na kilkuletnim urlopie wychowawczym. I po cichutku myślę, że wiersz ten przeznaczony jest także dla mnie.

 

Dzieci urosły, znowu jestem kobietą pracującą i “skaczę” między kuchnią a komputerem. Bo miłość macierzyńska (małżeńska poniekąd też) zaczyna się od… karmienia. Nawet ktoś taki jak ja może jednak mocno pragnąć życia duchowego. Pocieszam się tym, że Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza (J 11, 5), Marta zaś mocno wierzyła (J 11, 27).

Moje bardziej dojrzałe miłowanie zaczęło się właśnie wtedy, kiedy opiekowałam się w domu małymi dziećmi. Z perspektywy lat widzę, że zatęskniłam za Panem, a On odpowiedział na moją tęsknotę i zaczął mnie prowadzić krok po kroku. Była wczesna wiosna 1978 roku. Od konfesjonału powędrowałam na plebanię, aby porozmawiać z nieco zaskoczonym wikarym o moim życiu, które nie było ani zimne, ani gorące. Wspólnie z mężem i tym młodym zapalonym księdzem odbyliśmy wiele długich rozmów. Mój mąż, wcześniej ministrant od szóstego do osiemnastego roku życia, lepiej był przygotowany.

 

Równolegle do tych nocnych nieraz debat przedzierałam się powoli, z pomocą innych lektur, przez Stary Testament (oprawny w skórę, w tłumaczeniu “x. Jakóba Wujka”). Czytając Biblię, zrozumiałam, że czas nie może mieć dla Boga znaczenia i że jest On bardzo cierpliwy wobec ludzi. Potem chłonęłam Nowy Testament, zwłaszcza bliską mi Janową Ewangelię, i uwierzyłam w miłość Boga. Zaczęłam pisać wiersze, które do dziś leżą w szufladzie…

Pamiętam moje pierwsze rekolekcje. Był luty, leżał śnieg, a one były dla mnie jak wiosna i złoty deszcz. Tej rozbudzonej miłości nie chowaliśmy dla siebie. Co wieczór, przez długie lata modliliśmy się wieczorem z dziećmi, najczęściej śpiewając. W latach osiemdziesiątych nasza domowa biblioteka wypełniała się katolicką prasą i literaturą, z Biblią Tysiąclecia na pierwszym miejscu. Wszyscy, także dzieci, krok po kroku, zbliżyliśmy się do Kościoła, weszliśmy w różne wspólnoty, w rozmaity sposób zaczęliśmy tam pracować. Dla moich bliskich ten czas zaowocował widocznymi intelektualnymi dokonaniami, z czego bardzo się cieszę. Moje osiągnięcia w tej dziedzinie są skromne. Jestem natomiast spokojna, że nasze dorosłe już dzieci otrzymały mocną kotwicę.
Przez dwa lata miałam kierownika duchowego, który usiłował wszczepić we mnie trochę beztroski dziecka Bożego. Trafił na oporną uczennicę, może dlatego, że on sam wydawał mi się zbyt niefrasobliwy. Nie rozumiałam go. Byłam przecież obowiązkowa, odpowiedzialna i zawsze wszystko “musiałam”. Tak funkcjonowałam dość długo, aż przyszło załamanie i długie bezsenne noce. Wtedy zrozumiałam wreszcie, że trzeba inaczej ustawić hierarchię spraw i bardziej zaufać Bogu.

Msza św. odnawia mnie i oczyszcza, jest równocześnie chwilą wytchnienia i dobrych natchnień. Źle znoszę długie nabożeństwa. Modlitwie osobistej, niezbyt długiej, ale systematycznej (co nie znaczy, że nie zdarza się spontaniczna), zawdzięczam wiele, między innymi tę odrobinę odwagi, która pozwala mi wykonywać moją pracę zawodową. Często zasypiam na kolanach…

Pozostałam Martą i nadal, pracując zawodowo, służę rodzinie, która pomaga mi w miarę możliwości. Jesteśmy zapracowani. Sporo przebywam z ludźmi. Należę do osób “zgodliwych”, ale konflikty i doświadczenie krzywdy bardzo potrafią mnie zranić. Sama też nie wszystkich znoszę jednakowo cierpliwie. Kiedy brakuje sił, częściej uczestniczę w Eucharystii w tygodniu. Moje ulubione miejsce jest pod obrazem Jezusa Miłosiernego. Stamtąd widzę też Maryję z Fatimy. Przy wieczornej modlitwie jest czas na mały rachunek sumienia. Modląc się słowami: “W Twoje ręce powierzam duszę moją”, oddaję ją na czas snu Bogu, z ufnością, że w nocy oczyści mnie z negatywnych uczuć, których przecież nie pragnę. Rano czuję się już znacznie lepiej.

Trudniej jest mi wcielić w życie radę św. Augustyna: “Rozwiąż miłością, co zawiązałeś lękiem”. Ufam, że z Bożą pomocą dojdę do tego, choćby w chwili ostatecznej. Tęsknię za wolnością wynikającą z prawdziwej czystości i mądrości serca; raczej przeczuwam tę wolność niż jej doznaję. Marzę o niebie i jestem bardzo ciekawa, jak tam będzie.
Na chrzcie świętym dano mi na drugie imię Maria. Zgodnie więc z radą ks. Twardowskiego mówię czasem tej Marcie, która jest we mnie: “Gdy Pana zobaczę – nic nie zjem. Padnę na pysk, jak grzech się rozpłaczę”.

http://www.deon.pl/religia/swiadectwa/art,29,marta-ktora-jest-we-mnie.html

***********

Niedoceniona matka polskiej niepodległości

KAI / psd

Setki tysięcy demonstrantów, biorących udział w marszach 11 listopada, obok portretów Piłsudskiego, Dmowskiego i Paderewskiego powinni nieść także podobiznę matki Urszuli Ledóchowskiej – niesprawiedliwie zapomnianej matki polskiej niepodległości. W pamięci potomnych zapisała się jako założycielka nowej rodziny zakonnej, edukującej kolejne pokolenia młodzieży, mało natomiast wiadomo o jej wielkiej akcji promującej Polskę, gdy ważyły się losy odrodzenia państwa polskiego. Jej dzieło powinno być zauważone w podręcznikach opisujących walkę o niepodległość.

 

Historyczka szarych urszulanek s. Małgorzata Krupecka USJK, autorka biografii Założycielki, w książce “Ledóchowska. Polka i Europejka” zwraca uwagę na fakt, że do wielkiej akcji promującej Polskę, zwłaszcza w latach 1915-1918, gdy ważyły się losy kraju jako niepodległego państwa, przyszła Święta była doskonale przygotowana niejako “z urodzenia” – w jej żyłach płynęła krew kilku europejskich narodów. Po matce, Józefinie Salis-Zizers, odziedziczyła szwajcarsko-południowoniemiecko-nadbałtycką krew, wśród jej przodków byli lombardzcy, wirtemberscy i inflanccy szlachcice. Pradziadek Julii – baron von Bühler – był rosyjskim ministrem. Z kolei polscy przodkowie ojca, Antoniego Ledóchowskiego, brali udział w wyprawie wiedeńskiej, obradach Sejmu Czteroletniego i Powstaniu Listopadowym. Urodzenie i koligacje otwierały przed nią drzwi do europejskich elit, a fenomenalne zdolności językowe pozwalały jej wypowiadać się w językach skandynawskich.

Urodzona w Austrii w 1865 roku hrabianka, która do końca życia mówiła z lekkim cudzoziemskim akcentem i dopiero w wieku 18 lat zamieszkała na ziemiach polskich, miała więc w czym wybierać, gdy chodzi o identyfikację, a jednak bezapelacyjnie wybrała polskość. Miała świadomość, że jeśli chodzi o patriotyzm, jest “zbyt gorąca”. Podkreślała, że choć nie ma znaczenia, w “jakim pułku człowiek służy Bogu”, bo kocha On wszystkie narody, ale “to się nie na wiele zda, nie stanę się przez to chłodniejsza”. Nie był to jednak patriotyzm bezkrytyczny, Julia Ledóchowska jasno zdawała sobie sprawę z przywar i słabości rodaków. “Polak z natury jest bohaterem, ale bohaterem lubującym się w rozgłosie, sławie. (…) A tu trzeba cichej pracy” – mówiła w jednym z wystąpień publicznych.

Okazją do bezpośredniego włączenia się w akcję na rzecz Polski był wybuch I wojny światowej. Po 21-letnim pobycie w krakowskim klasztorze urszulanek, do których wstąpiła w wieku 21 lat, Urszula Ledóchowska znalazła się w Petersburgu, gdzie miała kierować misyjną placówką urszulańską oraz internatem dla dziewcząt przy tamtejszej parafii św. Katarzyny i współpracować przy organizowaniu życia licznej grupy katolików, w większości Polaków. Wybuch wojny uczynił z niej “personę non grata” (była obywatelską austriacką, czyli państwa, które było w konflikcie zbrojnym z Rosją). Miała już wcześniej kupiony dom nad Zatoką Fińską i to był pierwszy krok Ledóchowskiej w kierunku Skandynawii. W Szwecji znalazła się, gdyż wydalona w fińskich terenów przez władze carskie, chciała być jak najbliżej swej zakonnej wspólnoty. Tu właśnie rok później zaczęła swą imponującą rozmachem działalność odczytową na rzecz niepodległości Ojczyzny.

W Skandynawii, jako reprezentantka veveyskiego Głównego Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce, zrealizowała trzy cykle odczytów – w sumie około osiemdziesięciu publicznych wystąpień przed licznym audytorium – promujących Polskę. Wędrując po krajach Północy, organizowała kolejne dzieła edukacyjne i charytatywne, m.in. otworzyła pod Sztokholmem szkołę języków obcych dla dziewcząt, przeniesioną później do Danii, czy pismo dla szwedzkich katolików “Solglimtar”, świetlicę dla zaniedbanych wychowawczo duńskich dzieci, dom dla polskich sierot i in.

Ogromnym atutem w tej działalności były genialne uzdolnienia lingwistyczne – matka Urszula potrafiła nauczyć się obcego języka w kilka miesięcy. Nauczyła się rosyjskiego, fińskiego, szwedzkiego, duńskiego i norweskiego. Z inteligencją i warstwami wyższymi porozumiewała się po francusku, ale podziw wzbudzał fakt, że znała języki ojczyste Skandynawów. Dodatkowo jej stosunek do ludzi, otwartość na osoby innych narodowości, kultur i wyznań – wszystko to sprawiało, że wszędzie była przyjmowana z szacunkiem i podziwem. Jej pełne pasji odczyty robiły na słuchaczach ogromne wrażenie. Hrabina-zakonnica docierała do elit i decydentów, sprawiając, że na los jej ojczyzny otwierały się nie tylko serca, ale i portfele.
“Odczyty Ledóchowskiej nie nosiły cech uczoności… W druku płowiały, traciły krasę. Natomiast w żywym słowie urastały do kształtów wizjonerskich, przykuwających. Widocznie mówiło przez nią natchnienie, rzucające na klęczki” – wspominał pisarz Ernest Łuniński, autor publikacji “Jałmużnica”, w której opisywał jej skandynawską epopeję.

Miała świadomość, jak ważne jest ukształtowanie opinii elit na temat Polski, dlatego starała się nawiązać kontakty z intelektualistami, politykami, działaczami społecznymi. Byli wśród nich pisarka i aktywistka ruchu kobiecego Ellen Key czy ceniony poeta i pisarz szwedzki Verner von Heidenstam. W kolejnych miejscach tworzyła lokalne komitety pomocy Polsce. W Szwecji wchodziły w ich skład takie osobistości, jak pisarka i noblistka Selma Lagerlöf, dyrektor Muzeum Narodowego Oscar Montelius, wybitny slawista Alfred Jensen. W skład komitetu kopenhaskiego weszli zaś: Harald Ostenfeld, naczelny biskup ewangelicki, biskup katolicki Johennes von Euch oraz nadrabin kopenhaski. Matka Ledóchowska nie miała trudności z nawiązaniem kontaktów z ludźmi innych wyznań i światopoglądów – doskonale współpracowała z socjalistą Ignacym Daszyńskim czy Georgiem Brandesem, żydowskim wolnomyślicielem, wielkim przyjacielem Polski, którego nieustraszona patriotka pozyskała dla sprawy mimo okresu wrogości i krytycyzmu wobec Polaków.

Docierała też do prasy – w ciągu jej sześcioletniej emigracji (1914-1920) ukazało się w prasie skandynawskiej około 180 publikacji prasowych życzliwych Polsce. Potrafiła zrobić ze swych odczytów wydarzenie medialne. “Czwartego lipca [1916 r. w Oslo przyszło do mnie moc żurnalistów na interview. Mówiłam ile tylko mogłam” – wspominała po latach. Również ówczesna polska prasa poświęciła jej działalności około 40 artykułów.

W ramach popularyzacji swojego kraju zainicjowała wydanie kilkujęzycznego zbioru tekstów, poświęconych Ojczyźnie, który ukazał się w 1917 roku pod tytułem “Polonica”. Ellen Key napisała esej o “Chłopach” Reymonta, zamieszczono artykuły o twórczości Matejki i Szopena, o Kościuszce i królowej Jadwidze. Matka Ledóchowska chciała zaprezentować od najlepszej strony Skandynawom mało znaną i nieobecną w ich świadomości Polskę. Wstęp do książki podpisali Duńczyk Aage Meyer Benedictsen, Norweg Jens Raabe, Szwed Alfred Jensen – doskonale znani przez rodaków tłumacze i akademicy.

Jednak największe wrażenie robiła akcja odczytowa matki Ledóchowskiej, wędrującej po Skandynawii jedynie z dwiema walizeczkami, przypominającymi duże torebki, żyjącej w bardzo skromnych warunkach, utrzymującej się z korepetycji, “jak za młodych lat”, i z prowadzonej ze wspólnotą urszulańską szkoły. Pisali o niej nie tylko dziennikarze w mediach, ale też poszczególni słuchacze, oczarowani jej pasją. Ta, jak mówiła o sobie, “jałmużnica, prosząca za Polskę”, która dysponowała ” głosem-królem”, starsza kobieta w czarnej sukni – opowiadała o dziejach swojego narodu, zapewniała, że Polska zawsze będzie istniała, bo żyje w sercach swoich dzieci, choćby los rzucił je do miast amerykańskich czy na Saharę. “Wszystkie państwa wojujące mniemają, że niepodległość Polski jest koniecznością. Przyłączcie się do tej opinii i powiedzcie również, że Polska powinna być wolna” – apelowała w 1916 roku w Danii.
Ważnym efektem jej działalności były zbiórki pieniędzy na Komitet w Vevey i finansowane przez niego dzieła charytatywne. Świadkowie wspominają, że po jednym z odczytów do stolika, przy którym przyjmowano wpłaty, wzruszeni słuchacze tłoczyli się, by złożyć ofiarę. “W kwietniu pojechał prof. Ellinger do Krakowa i Warszawy i zawiózł tam czternaście wagonów mleka skondensowanego i mąki” – pisała o reakcjach Duńczyków. Kolejne wagony z odzieżą i żywnością dostarczył na ziemie polskie syn prof. Ellingera.

O tym, jak intensywnie żyła, świadczy jeden z jej listów: “Miałam 27 X odczyt po szwedzku w Sztokholmie, 2 XI będę miała w Uppsali, 5 XI w Falköping, 9 XI w Göteborgu, 12 w Malmö, 13 spodziewam się w Lund, a 16 i 18 w Kopenhadze, potem muszę śpieszyć do mej szkoły. (…) W styczniu urządzę w Sztokholmie żywe obrazy z naszej historii…”.

Efekty jej akcji były widoczne. Jednym z nich, choć “ubocznym”, stał się później Nobel dla Reymonta. Opinia publiczna Skandynawii została nastawiona do Polski przychylnie, dla zniszczonego kraju płynęła pomoc materialna. “Pytają mnie, skąd to umiem, a ja wszystkim mówię, że to Bóg chce, bym Polsce pomagała” – Ledóchowska pisała do brata.

Do Polski matka Ledóchowska wróciła w 1920 roku. Celem ostatniego cyklu odczytów była zbiórka na kupno domu w Pniewach, dla polskich dzieci, by mogły wrócić do Ojczyzny, i dla urszulańskiej wspólnoty, która zaczęła się rozrastać i przeobrażać w nowe zgromadzenie: urszulanki Serca Jezusa Konającego. O swoich skandynawskich przyjaciołach matka Ledóchowska nigdy nie zapomniała. Na patrona klasztoru w Pniewach wybrała św. Olafa, patrona Norwegii. Pieniądze na zakup wielkopolskiej posiadłości ofiarował konsul norweski w Danii Stolt-Nielsen z żoną. Byli wdzięcznymi rodzicami córki – wychowanki instytutu języków obcych, założonego przez matkę Urszulę.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24067,niedoceniona-matka-polskiej-niepodleglosci.html

************

Watykan: śledztwo przeciwko autorom książek

PAP / psd

(fot. shutterstock.com)

Watykan wszczął śledztwo przeciwko dwóm włoskim dziennikarzom Gianluigiemu Nuzziemu i Emiliano Fittipaldiemu, którzy opublikowali książki o finansach Stolicy Apostolskiej. Napisali je na podstawie tajnych dokumentów, które wyciekły zza Spiżowej Bramy.

 

Rzecznik Stolicy Apostolskiej ksiądz Federico Lombardi informując w środę o dochodzeniu prowadzonym przez prokuraturę watykańską wyjaśnił, że dotyczy ono udziału w przestępstwie rozpowszechniania poufnych informacji i dokumentów.

 

Wcześniej zarzuty kradzieży i rozpowszechniania dokumentów postawiono aresztowanemu w Watykanie księdzu Lucio Vallejo Baldzie z Prefektury Spraw Ekonomicznych Stolicy Apostolskiej i specjalistce PR Francesce Chaouqui. Oboje należeli do powołanej przez papieża Franciszka na początku jego pontyfikatu specjalnej komisji, która zbierała informacje o sytuacji finansowej w Watykanie w ramach przygotowań do reformy finansów.

 

Dwójce tej, jak podano wcześniej, grozi do ośmiu lat więzienia.

 

Ksiądz Lombardi dodał, że wymiar sprawiedliwości, zawiadomiony przez watykańską żandarmerię, dysponuje obecnie dowodami wskazującymi na udział dziennikarzy w przestępstwie wycieku materiałów.

 

Emiliano Fittipaldi z tygodnika “L’Espresso”, autor wydanej 5 listopada książki “Chciwość”, komentując śledztwo oświadczył: “Kiedy dziennikarstwo śledcze odsłania skandale i sekrety, jakie władza, także ta doczesna w Watykanie, chce ukryć, ta władza się broni, reaguje”.

 

“W istocie jestem objęty śledztwem tylko za to, że wykonałem swoją pracę, do czego mam prawo” – powiedział dziennikarz w rozmowie z Ansą. “To ryzyko – stwierdził – które stanowi element mojego zawodu”.

 

Fittipaldi zapewnił, że jeśli zostanie wezwany przez watykański wymiar sprawiedliwości, stawi się przed nim. Podkreślił, że nie ujawni swych źródeł, bo one – dodał – są “święte”. Włoski dziennikarz zastrzegł zarazem, że nie wie, czy w Watykanie istnieje pojęcie “tajemnicy zawodowej”.

 

Śledztwa nie skomentował dotychczas autor książki “Via Crucis” Gianluigi Nuzzi, który już po raz drugi ujawnił tajne watykańskie dokumenty. Po raz pierwszy zrobił to w 2012 roku za pontyfikatu Benedykta XVI.

 

W niedzielę o skandalu z wyciekiem materiałów mówił papież Franciszek. Zwracając się do wiernych podczas spotkania w Watykanie powiedział: “Wiem, że wielu z was poruszyły doniesienia krążące w tych dniach na temat poufnych dokumentów Stolicy Apostolskiej, które zostały wykradzione i opublikowane”.

 

“Dlatego chciałbym powiedzieć wam przede wszystkim, że kradzież tych dokumentów to przestępstwo. To czyn godny potępienia, który nie pomaga. Ja sam prosiłem, by przeprowadzić tę analizę i dokumenty te ja i moi współpracownicy znaliśmy już dobrze i zostały podjęte kroki, które zaczęły przynosić owoce; niektóre nawet widoczne” – zapewnił papież.

 

“Ale chciałbym was też zapewnić – podkreślił – że ten smutny fakt nie odwiedzie mnie na pewno od pracy nad reformą, którą kontynuujemy z moimi współpracownikami i z poparciem was wszystkich”. “Tak, ze wsparciem całego Kościoła, ponieważ Kościół odnawia się poprzez modlitwę i codzienną świętość każdego ochrzczonego” – dodał Franciszek.

 

Poprosił wiernych, by modlili się za niego oraz za Kościół i nie dawali się “zbulwersować”.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24070,watykan-sledztwo-przeciwko-autorom-ksiazek.html

*************

5 powodów, dla których jestem lepszym chrześcijaninem

Albert Little / jm

(fot. shutterstock.com)

Podejmując decyzję o przejściu z protestantyzmu na katolicyzm, miałem wiele powodów, by to zrobić. Nie przypuszczałem jednak, że mój pierwszy, niepewny krok, by przekroczyć Rubikon, stając się rzymskim katolikiem, tak bardzo odmieni moje życie jako chrześcijanina.

Teraz jako katolik mogę stwierdzić jednoznacznie, że jestem lepszym chrześcijaninem. A oto powody, dla których tak uważam:
1. Jasne rozumienie grzechu
Chrześcijanie, a w szczególności katolicy, nie zawsze mieli zwięzłe, a przy tym konkretne spojrzenie na grzech. W przeszłości nadmiernie go akcentowano, zapominając o Bożym miłosierdziu. Trudno zachować tu równowagę.
Jednak jako katolik odnalazłem jasność w rozumieniu grzechu oraz Bożej łaski, której wcześniej jako ewangelik nie miałem.
Myślę, że po części to zasługa wspaniałej łaski spowiedzi. Jestem w niej prawdziwie i głęboko odpowiedzialny z swój grzech. Muszę go wyznać na głos, przyznać się do niego, potem Bóg przez ręce księdza ofiaruje mi przebaczenie.
Mam trudność, by rozmawiać o tym z moimi ewangelickimi przyjaciółmi, którzy nigdy nie doświadczyli tej łaski. Niemniej istnienie mechanizmu, poprzez który staję się odpowiedzialny za mój grzech nie tylko przed samym sobą, oraz możliwość otrzymania całkowitego przebaczenia sprawiają, że rzeczywistość grzechu jest dla mnie teraz czymś znacznie bardziej konkretnym.
2. Oddawanie czci i uwielbienia Bogu
Jako ewangelik często doświadczałem napięcia między nazywaniem Jezusa “najlepszym kumplem” a czczeniem Go jako mojego Pana. Zbyt często akcentowałem tę pierwszą część, zapominając o majestacie Boga.
Jezus prawdziwie jest naszym Panem. A ja jako ewangelik czułem się winny, że nie brałem tego poważnie pod uwagę.
Jako katolik czuję, że moja obecna relacja z Bogiem daje mi większy pokój serca. Jezus wciąż jest moim najlepszym przyjacielem, będąc jednocześnie godny największej czci i adoracji.
Katolicyzm daje mi możliwość odkrycia równowagi między tymi dwoma rzeczywistościami: bliskością i majestatem Jezusa. To sprawia, że czuję się dużo lepszym chrześcijaninem.
3. Globalne myślenie

 

Nie sądzę, by jakikolwiek zdrowo myślący chrześcijanin, patrząc na aktualną rzeczywistość Kościoła, mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że właśnie takim chce go Bóg.
Jeśli chcemy pokazać światu, czym jest miłość chrześcijańska, to jak wytłumaczymy trwające między nami podziały i niezgodę?
Jako ewangelik, po wielu latach poszukiwań i badań oraz prowadzonych rozmów, zrozumiałem, że Kościół katolicki w najlepszym stopniu odpowiada temu, co ja rozumiem pod pojęciem “jeden chrześcijański Kościół”.
Poczułem również, że Kościół katolicki w najgłębszym stopniu odzwierciedla to, co Jezus wraz z apostołami powołał do istnienia.
Kościół, którego ramiona mocno przytwierdzone są do samego początku historii i wyciągnięte w stronę przyszłości wskazywanej przez Ducha Świętego.
Patrząc na moje życie jako ewangelika, widzę, jak było ono zamknięte w małej chrześcijańskiej sekcie. Bardzo często wspólnoty, do których należałem, były bardzo małe, ekskluzywne. To one definiowały moje chrześcijaństwo, uczyły wiary, były całym moim światem.
Oczywiście taka sytuacja nie dotyczy wszystkich ewangelików, mówię tylko o moim doświadczeniu.
Teraz jako katolik należę do największej wspólnoty chrześcijańskiej na świecie i czuję się z tym wspaniale.
Liderem tej wspólnoty jest Papież Franciszek, który bardzo słabo mówi po angielsku. To dla mnie duży atut.
Chrześcijaństwo powinno być rzeczywistością globalną, a nasz Kościół otwarty i różnorodny. Świat jest czymś znacznie większym niż mój kanadyjski kontekst i dobrze sobie o tym od czasu do czasu przypominać.
Kocham wielkość Kościoła katolickiego. Jego obecność w tak wielu przestrzeniach współczesnego świata. To wszystko sprawia, że jako katolik czuję się lepszym chrześcijaninem.
4. Świętych obcowanie
Kiedyś jako ewangelik przeczytałem fragment z Pisma mówiący o “wielkiej rzeszy świadków przebywających na obłokach”. Zapytałem pastora, jak mam rozumieć te słowa. Nie umiał udzielić mi właściwej odpowiedzi. Ostatecznie zlekceważył moje pytanie.
Po wielu latach, w końcu odnalazłem znaczenie tych słów, co dało mi zadowolenie i spokój.
Jako katolik wierzę w świętych obcowanie, ma ono głęboki sens. Jest obecne od samych początków chrześcijaństwa, będąc najwcześniejszym elementem naszego credo.
O ile bardziej świętymi chrześcijanami możemy być, mając taką rzeszę niebieskich orędowników?
O ile piękniejsza jest moja ziemska pielgrzymka ku Bogu, kiedy mogę prosić o modlitwę nie tylko moich ziemskich przyjaciół, lecz także zastępy świętych.
Mogę zaprzyjaźnić się ze świętymi.
I na koniec: Czyś Jezus nie przyszedł, by zwyciężyć śmierć?
Katolicyzm dał mi nie tylko szerszą perspektywę na rzeczy tego świata, ale poszerzył moje spojrzenie na to, co przyszłe.

 

5. Życie modlitewne
Bogactwo życia modlitewnego, jakiego doświadczyłem, odkrywając katolicyzm, jest wprost nie do opisania.
Jako katolik odnalazłem niesamowite piękno modlitwy różańcowej. Poznałem bogatą tradycję Liturgii Godzin, czyli brewiarza. Zobaczyłem, jak modlitwa, w jej różnorakich przejawach, może przenikać wszystkie aspekty mojego chrześcijańskiego życia.
Każdego dnia w mojej kieszeni noszę modlitwę, przybiera ona postać paciorków różańca. Jest to tak bliskie, namacalne, mogę to poczuć i się modlić.
W ciągu dnia są chwile, które uświęca moja modlitwa brewiarzowa, łącząc mnie ze wspaniałą starożytną tradycją oraz milionami innych ludzi zanoszących swoje modlitwy do Boga w ten sam sposób.
Jest dla mnie czymś szczególnym móc zanurzyć się w modlitwie, której początki sięgają samych źródeł chrześcijaństwa, a nawet wcześniej. To dla mnie bardzo ważne wciąż głębiej wrastać w przestrzeń modlitwy. Cieszę się, że mogę to czynić jako katolik.

 

Jako młody ewangelik byłem pierwszy w rzucaniu kamieniami w katolików. Zdarzało się nawet, żekiedy nie uznawałem ich za prawdziwych chrześcijan.
Moje życie i moje doświadczenie mogą posłużyć jako dowód podważający tę tezę.
Życie jako katolik, w jego pełni, niesamowicie wzbogaca moją wiarę.
Poprzez pogłębione życie modlitewne, doświadczenie świętych obcowania, globalną perspektywę, cześć oddawaną Bogu w modlitwie oraz lepsze spojrzenie na rzeczywistość grzechu prawdziwie stałem się lepszym chrześcijaninem.
I z Bożą pomocą chcę kontynuować tę drogę nauki i wzrastania.
Albert Little [30 l.] mieszka w Ontairo w Kandzie. Tekst ukazał się na jego blogu.

 

Przetłumaczył Jarosław Mikuczeski SJ

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2106,5-powodow-dla-ktorych-jestem-lepszym-chrzescijanine-.html

****************

O autorze: Słowo Boże na dziś