Jezus przychodzi, aby oczyścić nas z winy i wskazać drogę – co dalej robić. – Wtorek, 17 listopada 2015 św. Elżbiety Węgierskiej, zakonnicy, wspomnienie

Myśl dnia

Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu.

Marcel Proust

Najgorsze, to jak się zorientujemy, że to co ludzie o nas gadają za plecami jest prawdziwe.

Oscar Wilde

Cytat dnia

Mam pełne poczucie współodpowiedzialności wraz z panią premier i państwem (RM),

za sprawy naszego kraju, naszej ojczyzny. Wierzę w to, że tą współodpowiedzialność poniesiemy

i zrealizujemy nasze zobowiązania.

Andrzej Duda – Prezydent RP

 

morze_B6_medium

 

 

Jezu, modlę się za tych, którzy są kuszeni pokusą porzucenia wiary.

Dodaj im odwagi w mężnym trwaniu przy Tobie.

_______________________________________________________________________________________________________

SŁOWO BOŻE

_______________________________________________________________________________________________________

WTOREK XXXIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (2 Mch 6,18-31)

Męstwo Eleazara

Czytanie z Drugiej Księgi Machabejskiej.

W czasie prześladowań Izraela przez króla Antiocha Eleazar, jeden z pierwszych uczonych w Piśmie, mąż już w podeszłym wieku, szlachetnego oblicza, był zmuszony do otwarcia ust i jedzenia wieprzowiny. On jednak wybierając raczej chwalebną śmierć aniżeli godne pogardy życie, dobrowolnie szedł na miejsce kaźni, a wypluł mięso, jak powinni postąpić ci, którzy mają odwagę odrzucić to, czego nie wolno jeść nawet przez miłość do życia.
Ci, którzy byli wyznaczeni do tej bezbożnej ofiarnej uczty, ze względu na bardzo dawną znajomość z tym mężem wzięli go na osobne miejsce i prosili, aby zjadł przyniesione przez nich i przygotowane mięso, które wolno mu jeść. Niech udaje tylko, że je to, co jest nakazane przez króla, mianowicie mięso z ofiar. Tak postępując uniknie śmierci, a ze względu na dawną z nimi przyjaźń skorzysta z miłosierdzia. On jednak powziął szlachetne postanowienie, godne jego wieku, powagi jego starości, okrytych zasługą siwych włosów i postępowania doskonałego od dzieciństwa, przede wszystkim zaś świętego i od Boga pochodzącego prawodawstwa. Dał im jasną odpowiedź mówiąc, aby go zaraz posłali do Hadesu.
„Udawanie bowiem nie przystoi naszemu wiekowi. Wielu młodych byłoby przekonanych, że Eleazar, który ma już dziewięćdziesiąt lat, przyjął pogańskie obyczaje. Oni to przez moje udawanie, i to dla ocalenia maleńkiej resztki życia, przeze mnie byliby wprowadzeni w błąd, ja zaś hańbą i wstydem okryłbym swoją starość. Jeżeli bowiem teraz uniknę ludzkiej kary, to z rąk Wszechmocnego ani żywy, ani umarły nie ucieknę. Dlatego jeżeli mężnie teraz zakończę życie, okażę się godny swojej starości, młodym zaś pozostawię piękny przykład ochotnej i wspaniałomyślnej śmierci za godne czci i święte prawa”.
To powiedziawszy, natychmiast wszedł na miejsce kaźni. Ci, którzy go przyprowadzili, na skutek wypowiedzianych przez niego słów zamienili miłosierdzie na surowość. Sądzili bowiem, że one były szaleństwem.
Mając już pod ciosami umrzeć, westchnął i powiedział: „Bogu, który ma świętą wiedzę, jest jawne to, że mogłem uniknąć śmierci. Jako biczowany ponoszę wprawdzie boleści na ciele, dusza jednak cierpi to z radością, gdy Jego się boję”.
W ten sposób więc zakończył życie, a swoją śmiercią pozostawił nie tylko dla młodzieży, lecz także dla większości narodu przykład szlachetnego usposobienia i pomnik cnoty.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 3,2-3.4-5.6-7)

Refren: Pan mój i Bóg mój zawsze mnie wspomaga.

Panie, jak liczni są moi prześladowcy, *
jak wielu przeciw mnie powstaje.
Mnóstwo jest tych, którzy mówią o mnie: *
„Nie znajdzie on w Bogu zbawienia”.

Ty zaś, o Panie, jesteś moją tarczą *
i chwałą moją; Ty głowę mą wznosisz.
Głośno wołam do Pana, *
a On mi odpowiada ze świętej swej góry.

Kładę się, zasypiam i znowu się budzę, *
ponieważ Pan mnie wspomaga.
I nie ulęknę się wcale tysięcy ludzi, *
którzy zewsząd na mnie nastają.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (1 J 4,10b)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Bóg pierwszy nas umiłował i posłał swojego Syna
jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 19,1-10)

Nawrócenie Zacheusza

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.
Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”.
Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”.
Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 

Nawrócenie na drzewie

Łaska Boża dotknęła Zacheusza na drzewie. Wdrapał się on na nie po to, aby zobaczyć Jezusa. Każde miejsce i okoliczności są dobre, jeśli służą naszemu spotkaniu z Bogiem. W spawach Bożych nie krępujmy się reakcji otoczenia albo ośmieszenia. Gest Zacheusza, który był człowiekiem bogatym, mógł wzbudzić zdziwienie otoczenia. Ktoś mu zapewne powiedział, że mając pewną pozycję społeczną, nie wypada wdrapywać się na drzewo. Być może i ty usłyszysz coś podobnego: mając taką czy inną pozycję społeczną, nie warto być chrześcijaninem. Przypomnij sobie wówczas Zacheusza wypatrującego Jezusa z drzewa.Jezu, modlę się za tych, którzy są kuszeni pokusą porzucenia wiary. Dodaj im odwagi w mężnym trwaniu przy Tobie.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
************

Św. Elżbiety Węgierskiej

Okres zwykły, Łk 19, 1-10

Człowiek może posiadać wspaniale wyposażony dom,  luksusowy samochód, bardzo dobrze płatną pracę i być samotny. Czemu? Odpowiedź za chwilę usłyszysz w Ewangelii. Posłuchaj.  Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 19, 1-10
Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło».Wielu takich jak celnik Zacheusz jest wśród nas. Może to twój szef, którego nie lubisz. Idzie za nim zła sława… Podobno zrobił coś złego lub nie zrobił czegoś, co powinien. To wystarczy, aby go potępiać, aby nim pogardzać. Pomyśl, jakie jest twoje nastawienie do przełożonych, którzy mają władzę nad tobą?

Zacheusz był niski. Niedostatek wzrostu mógł powodować u niego frustrację. Może pragnął być szanowanym człowiekiem. A było inaczej… Nikt go nie kochał, wszyscy się go bali, od nikogo nie usłyszał dobrego słowa. Był bardzo samotny. I nagle pojawia się szansa: oto przechodzi sławny Rabbi, który rozmawia z celnikami…

On chciał tylko zobaczyć Jezusa. A tymczasem Jezus przywołał go do siebie! Stało się coś nieoczekiwanego! I wtedy zrozumiał, że spotkanie z Jezusem jest warte wszystkiego. To jest ta drogocenna perła, przy której już nic się nie liczy. Doświadczył, że dopiero teraz stał się naprawdę bogaty, znalazł skarb bezcenny…

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło».
Pomódl się o to, byś umiał oddalić od siebie niechęć, pogardę, poczucie wyższości do twoich Zacheuszów… Oni też mają szansę spotkania Jezusa.
Duszo Chrystusowa, uświęć mnie. 
Ciało Chrystusowe, zbaw mnie,
Krwi Chrystusowa, napój mnie. 
Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie.
Męko Chrystusowa, pokrzep mnie.
O dobry Jezu, wysłuchaj mnie.
W ranach swoich ukryj mnie.
Nie dopuść mi oddalić się od Ciebie.
Od złego ducha broń mnie.
W godzinę śmierci wezwij mnie.
I każ mi przyjść do siebie,
Abym z świętymi Twymi chwalił Cię,
Na wieki wieków. Amen.
Modlitwa św. Ignacego z Loyol

http://modlitwawdrodze.pl/modlitwa/?uid=4192
************

#Ewangelia: Grzech nie musi oddalać nas od Boga

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.

Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: “Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: “Do grzesznika poszedł w gościnę”.

Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: “Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego: “Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.

 

Rozważanie do Ewangelii

 

“Do grzesznika poszedł w gościnę”. Tak! Jezus przychodzi przede wszystkim do grzeszników. Gdy zgrzeszysz, Jezus do Ciebie przychodzi. Dzieje się tak dlatego, ponieważ grzech stawia nas w złym położeniu, czyni nas potrzebującymi specjalnej troski, wręcz ratunku. Kiedy zgrzeszymy, kiedy dopadną nas wyrzuty sumienia z powodu uczynionego zła, wówczas nie poddawajmy się biernie przygnębieniu, ale raczej przyjmijmy z radością Jezusa, który do nas przychodzi. On przychodzi, aby oczyścić nas z winy i wskazać drogę – co dalej robić.

Grzech, owszem, zrywa naszą więź z Bogiem, ale nie musi nas od Niego oddalać.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2648,ewangelia-grzech-nie-musi-oddalac-nas-od-boga.html

***************

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 19, 1-10

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. andres.thor / Foter.com / CC BY-NC-SA)

Szemranie za plecami…

 

Zacheusz
Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić.

 

Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę.

 

Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie.

 

Na to Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło.

 

Opowiadanie pt. “Zacząć od siebie”
Chłopiec pisze wulgarne słowa kredą na jezdni. – Dlaczego to robisz? – zapytał przechodzień. Pytanie ostało bez odpowiedzi. – Ile masz lat? – Dziesięć. – A co będziesz robił za dziesięć lat? – Będę studiował.

 

Chłopiec był zadbany, dobrze ubrany, widać pochodził z bogatszej rodziny. – Podoba ci się ten świat? – pytał dalej przechodzień. – Nie. – A co byś w nim zmienił? – Oczyściłbym go z całego brudu. – Przechodzień patrzył na niego, zaskoczony taką odpowiedzią. – A więc dobrze – mówił mężczyzna – zacznij od razu.

 

Może wytrzesz chusteczką to, co napisałeś. – Nie mam chusteczki. – Spróbuj ręką.

 

Nie potrafił zmazać nawet jednej litery, bo asfalt w tym miejscu był chropowaty. – Widzisz, jak trudno. Jak trudno zacząć od siebie.

 

Refleksja
Jak wiele spraw próbujemy załatwiać poza plecami osób, które bezpośrednio powinny uczestniczyć w dyskusji i wspólnym planowaniu poprawy rzeczywistości. Kłamstwa, kłamstewka, a nawet oszczerstwa zastępują otwartość i prostolinijność w naszej relacji z drugim człowiekiem. Komplikujemy zatem sami sobie ten świat i jednocześnie innym ludziom…

 

Jezus mówi nam, że nasza postawa powinna być prosta. Tak jak Zacheusz, w swojej prostocie robił wszystko, aby zobaczyć Jezusa, tak samo i my także powinniśmy być szczerzy i autentyczni w szukaniu tego, co Bóg nam przygotował. Im prościej podejdziemy do Boga i do tego co jest tu i teraz, tym prostsze będzie nasze życie. Zaowocuje ono bowiem wolnością ludzi, którzy wiedzą co w życiu jest najważniejsze. Miłość przekracza wszelkie granice i otwiera nas na Boga, siebie i innych ludzi…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego próbujemy załatwiać sprawy poza innymi?
2. Dlaczego pojawiają się w naszym życiu oszczerstwa, zarzutu, kłamstwa?
3. Dlaczego im prościej, tym łatwiej?

 

I tak na koniec…
Najgorsze, to jak się zorientujemy, że to co ludzie o nas gadają za plecami jest prawdziwe (Oscar Wilde)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,434,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-19-1-10.html

**********

 

Zacheusz – rozczarowania i pragnienia (Łk 19, 1 – 10)

17 listopada 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

Straciliśmy umiejętność wsłuchiwania się. Sfery niebieskie śpiewają, lecz my słyszymy tylko siebie i hałas naszych spraw. Coraz więcej szczelin ducha, przez które moglibyśmy usłyszeć, zamyka się w nas; w coraz bardziej oczywisty sposób zagłuszamy wołanie Boga, odgradzamy się murem, który służy nam do budowania wynalezionego przez nas samych sposobu życia…

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. Na to Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło (Łk 19, 1 – 10).

Bogaty i pogardzany

O celniku Zacheuszu powiedzielibyśmy dzisiaj, że był człowiekiem sukcesu. Pełniąc kierowniczą funkcję „zwierzchnika celników”, zbił duży kapitał. Wielu mu tego zazdrościło, ale jeszcze powszechniej okazywano mu pogardę, gdyż kolaborował z rzymskim okupantem. Ponadto słowa celnik i grzesznik były traktowane jako synonimy.

A jak czuł się sam Zacheusz? Jego uczuć łatwo się można domyślać. Na pewno ciążyła mu zazdrość i pogarda ze strony otoczenia. Doskwierało mu też poczucie bycia na marginesie życia religijnego i społecznego. Jednak najgorsze musiały być wyrzuty sumienia, bo przecież zdawał sobie sprawę, że dorobił się nie tylko pracą, ale na ludzkiej krzywdzie. To wszystko bardzo go niepokoiło i musiał mieć dość siebie i takiego życiowego sukcesu.

Ale oto pewnego dnia przybył do Jerycha Jezus, o którym było głośno. Celnik zapewne słyszał, że Rabbi z Nazaretu czyni wielkie rzeczy: uzdrawia z wszelkich chorób, mówi o bliskim Królestwie Boga jako o najcenniejszym skarbie, zaś ubogich nazywa szczęśliwymi.

  • W Zacheuszu dojrzewało wielkie pragnienie; rodziła się wielka nadzieja na spotkanie Mistrza. Ewangelista zapisał: Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest. Bogaty-biedny Zacheusz pragnął przyjrzeć się Jezusowi. Chciał Go dokładniej poznać. Przeczuwał, że i dla niego ma Jezus jakieś dobre słowo. Jednak szanse Zacheusza na spotkanie z Jezusem były znikome. Przeszkodę stanowił wielki tłum i dodatkowo niski wzrost Zacheusza, nie mówiąc już o pewnej obawie stanięcia z własnymi grzechami wobec Kogoś takiego!

Podobni do Zacheusza

My dzisiaj – to zda się całkiem inna historia. Nasze dotychczasowe życie prawdopodobnie bardzo różni się od kariery Zacheusza. Ale mimo to – gdzieś na głębi – ludzkie losy spotykają się i okazuje się, że jesteśmy bardzo do siebie podobni. Wszyscy mamy na swym koncie jakiś tam dorobek. Są to rzeczy prawdziwie dobre… Jest ich może bardzo dużo. Ale mamy też „w dorobku” ileś tam kiepskich relacji z bliźnimi… My raniliśmy innych, inni ranili nas… A poza tym, niezależnie od tego, ile i co osiągnęliśmy, to i tak mamy poczucie, że na tym oprzeć się nie można. Nawet gdyby to były prawdziwie dobre uczynki! A cóż powiedzieć o całej dwuznaczności intencji i motywów w naszym niby zasadniczo dobrym działaniu?

Mamy poczucie, że tyle rzeczy można by i trzeba by – gdyby to było możliwe – rozegrać inaczej. I jeszcze w jednym jesteśmy podobni do Zacheusza. My też słyszeliśmy o Jezusie. Słyszeliśmy o Nim rzeczy naprawdę wielkie. Proszę sobie przypomnieć… Prawdopodobnie ileś już razy mówiliśmy sobie: chciałbym wreszcie dogłębnie poznać Jezusa. Chciałbym Go poznać znacznie lepiej niż dotychczas.

  • Być może w Twoim życiu, Drogi Czytelniku, dokonało się już to wszystko, co u Zacheusza: doszło do decydującego spotkania z Jezusem i odtąd każdy Twój dzień wypełniony jest szukaniem bliskości i zażyłości z Jezusem. To bardzo dobrze. I jeśli tak jest naprawdę, to już nie od Zacheusza trzeba się uczyć kolejnych kroków w życiu duchowym; lepszą usługę odda Maria klęcząca u stóp Jezusa (por. Łk 10, 39) czy sama Matka Jezusa (por. Łk 2, 19).
  • A może jednak jest raczej tak, że pragnienie zobaczenia Jezusa nie osiągnęło w nas jeszcze wystarczającego poziomu intensywności.
  • Może jeszcze nie zdobyliśmy się na jeden czy drugi szalony gest porównywalny z Zacheuszowym wdrapywaniem się na drzewo i postawieniem wszystkiego na jedną kartę, nie bacząc na swój status społeczny i prestiż czy „poważny” wiek i możliwość „wygłupienia się”… itd.

Gra rozczarowań i pragnień

A jednak, rzecz to znamienna, że w przypadku „dżentelmena” z rozważanej perykopy – ważne rzeczy zaczęły się od pewnego niekonwencjonalnego zachowania. Dopiero na drzewie sykomory Jezus dojrzał Zacheusza, zawołał go i sam „wprosił się” do niego, by zapoczątkować w jego życiu rozdział całkiem nowy. To dosłowne wdrapanie się na sykomorę miało „zbawcze” znaczenie w oczach Jezusa.

Oczywiście, patrząc głębiej, trzeba dopowiedzieć, że to szczególne zachowanie Zacheusza okazało się tak ważne i przełomowe, gdyż było zewnętrznym wyrazem wzbierającego w nim duchowego pragnienia i żywionej nadziei. Jezus to dobrze rozpoznał. Przenikał też gorzkie smaki Zacheuszowego rozczarowania zdobytym majątkiem.

  • Zakładając, że wszyscy jesteśmy ludźmi pragnień i rozczarowań oraz wpisanej w nas zdolności do żywienia nadziei, pytajmy: co dla nas osobiście mogłoby być takim wejściem na sykomorę?
  • Czy nie przyszła już pora na to, by wykonać niezwykły gest (jak Zacheusz)?
  • Czy nie pora na to, by rozejrzeć się uważnie i znaleźć powód do wyjścia poza krąg, w którym toczyło się dotychczasowe, miałkie i grzeszne życie?

Żeby było jasne: spektakularne gesty nie są najważniejsze. Rozstrzygające znaczenie ma to, co wzbiera w sercu, a jest, jak dwie strony medalu, i rozczarowaniem i żarliwym pragnieniem. Jedno i drugie należy skojarzyć z Bogiem, który zaprasza nas do żywej relacji. Bez odniesienia do Boga wszystkie gesty pozostaną puste. Chodzi o gesty, które nie tylko z nazwy są religijne, ale naprawdę aktualizują autentyczną relację z Bogiem.

Sercem słuchać  Boga

Sami sobie powiedzmy, co dla nas będzie tym pełnym duchowego znaczenia wdrapaniem się na sykomorę. Pomocą w refleksji nad tym niech będzie znakomity fragment, wzięty z książki Serce świata kardynała Hansa Ursa von Balthasara:

„Zbudowałem religią mur oddzielający mnie od Boga. Moje praktyki sprawiły, że zamknąłem uszy na Jego głos. To wszystko, co mogło być autentycznym życiem, zamieniło się niepostrzeżenie w mechanizm nawyków, w których moja dusza wygodnie się poczuła. Życie jest tak długie, a stałe powtarzanie tego samego tak usypiające; kto mieszka przy wodospadzie, ten po upływie tygodnia nie słyszy już jego szumu… Straciliśmy umiejętność wsłuchiwania się. Sfery niebieskie śpiewają, lecz my słyszymy tylko siebie i hałas naszych spraw. Coraz więcej szczelin ducha, przez które moglibyśmy usłyszeć, zamyka się w nas; w coraz bardziej oczywisty sposób zagłuszamy wołanie Boga, odgradzamy się murem, który służy nam do budowania wynalezionego przez nas samych sposobu życia”.

W trakcie ponownej redakcji tego rozważania, napotkałem na myśl podobną do ostatniej. Autor pyta: „Co nam współcześnie najbardziej przeszkadza w odnajdowaniu spokoju ducha?” Spokoju, który można przyrównać do beztroski bawiącego się na placu zabaw dziecka; pokoju, który oznacza bycie wolnym dla Boga. Takiego spokoju ducha poszukiwał także Zacheusz, pełen rozczarowań i pragnień. On zaznał go dopiero wtedy, gdy wykonał kilka wspaniałomyślnych gestów…

A my zanim odpowiemy sobie na pytanie, jakie wspaniałomyślne i niekonwencjonalne gesty winniśmy wykonać, weźmy pod uwagę jeszcze tę jedną myśl.

„Wydaje się, że głównym wrogiem [odnajdywania spokoju ducha] jest dzisiaj pokusa automatyzmu. Wpadamy w różne życiowe koleiny. Przejawia się to głównie na dwa sposoby: dynamicznie – swoistą duchową nadpobudliwością (często wygląda tak, jakby np. nasza praca wprawiała nas w trans) oraz statycznie – duchowym bezruchem i minimalizmem (nie chce się nam troszczyć o własny rozwój). Te przejawy nie wykluczają się, tylko dopełniają. Po wyczerpującej pracy włączamy telewizor – bardziej niż we własnym życiu, wolimy uczestniczyć w fikcyjnym życiu bohaterów telenowel” (Artur Sporniak, TP 02.03.2010).

  • Co nam (mnie osobiście) pomoże odzyskać umiejętność wsłuchiwania się w „śpiew sfer niebieskich” i w głos Boga Żywego? Co uchroni nas przed uleganiem pokusie automatyzmu (w obu wersjach).
  • Duch Święty podsuwa nam w Kościele wiele pomocy i środków. Wystarczy się rozejrzeć.
  • Pomocne mogą okazać się np. Rekolekcje Ignacjańskie (czy inne), kontakt z dziennikami duchowymi mistyków, otwarcie się na wspaniałość życia świętych (dawnych czy współczesnych), dobra książka, wejście w przyparafialną wspólnotę wiary i wzajemnej miłości itd.
  • Byle tylko wykroczyć poza leniwy i małoduszny formalizm religijny, a także poza wygodną i „bezpieczną” przeciętność.

cytat z o. Karla Rahnera SJ:
„Kiedy rozczarowanie światem, które musi znać każdy chrześcijanin, nauczy nas, że tylko ktoś jeden zdolny jest przyjąć dar, jaki w nieodpartym porywie miłości pragniemy złożyć z samych siebie i kiedy przetrzymamy rozczarowanie nie poddając się zwątpieniu i nie próbując się okłamywać, wtedy można powiedzieć, że zaczynamy kochać Boga. Nie wiemy jeszcze tego, czym jest to, czego pragniemy, lecz mamy pewność, że świat nam tego dać nie może” (Karl Rahner).

http://osuch.sj.deon.pl/2015/11/17/k-osuch-sj-zacheusz-rozczarowania-i-pragnienia-lk-19-1-10/

************

Z DOŁU

by Grzegorz Kramer SJ

https://youtu.be/nRG76nYDqzc

Ówcześni celnicy działali w innych realiach niż współczesne, tak naprawdę to oni ustalali, jak wysokie mają być ostatecznie podatki i od kogo je ściągać. Nie ma się czemu dziwić, że byli znienawidzeni przez ludzi, niejeden z nich miał przyklejoną łatkę złodzieja. Zacheusz, jako zwierzchnik poborców podatkowych miał więcej możliwości do ograbiania ludzi, stąd jego wielkie bogactwo.

Jak zauważa bp. Ryś, Zacheusz żył w ciągłej okazji do grzechu ciężkiego. Jego życie, mówiąc językiem Ignacego, było życiem człowieka pierwszego tygodnia Ćwiczeń Duchowych: od grzechu do grzechu. A jednak w Zacheuszu było coś, co łączy go z nami. Jego imię znaczyło „czysty”. Nie wiemy dlaczego takie imię otrzymał, ale jest ono obrazem każdego z nas. Z natury swej jesteśmy dobrzy, a jednak w naszym życiu pojawiają się grzechy, co więcej, w naszej codzienności ciągle pojawiają się okazje do grzechu.

Do tego człowieka „zaprzyjaźnionego” z grzechem Jezus przychodzi w gościnę i postanawia zjeść kolację. Co więcej, sam chce tego spotkania, to od Niego wychodzi inicjatywa. Przyjście Boga do człowieka nie jest nagrodą, ani żadną zasługą. Niby to oczywiste, a jednak ciągle w naszych rozmowach wychodzi, że czujemy się lepsi od grzeszników. Pewnie, że nie mówimy tego wprost, ale podkreślając często czyjąś grzeszność i gorszość; wcale nam nie zależy na prawdzie. Jest to ukrytą opcją na rzecz samousprawiedliwienia.

Kolejną naszą wspólną cechą z Zacheuszem jest drzewo… Wszedł na nie z ciekawości, bo chciał obadać, co to za jeden ten Jezus. Dokładnie jak my, większa część naszej relacji z Nim to ciekawość. Ciekawość może prowadzić do nawrócenia, ale nie musi. Można się zatrzymać na tym etapie, bo on zasadniczo niczego od nas nie wymaga i pozwala zostać na etapie komentatora. To słowo Jezusa doprowadza do nawrócenia Zacheusza.

Człowiek przez grzech buduje sobie rzeczywistość , która sprawia, że ląduje na drzewie, stamtąd patrzy na innych i wmawia wszystkim, że jego punkt widzenia jest lepszy, nie zauważając, że oddala się od innych. Jednak, paradoksalnie jest to też szansa, bo jak zauważa bp. Grzegorz, Bóg patrzy na grzesznika „z dołu”, nie „z góry”. Wiemy, co znaczy, kiedy ktoś na nas patrzy z góry, czujemy ten wzrok sprawiający, że czujemy się gorsi, osądzeni, a nawet potępieni. Bóg patrzy z dołu, na tym polega Wcielenie, a w konsekwencji Jego Miłosierdzie do człowieka. Ono polega na tym, że Bóg nie brzydzi się człowiekiem pomimo jego grzeszności, wręcz przeciwnie – uniża się przed nami, by nas sobą nie przytłaczać, wykorzystuje to wszystko, co w nas jest odblaskiem Jego dobroci, by nas sobą zaciekawić.

Szczegóły są ubogie, drugorzędne: trochę ciekawości, pozorna wielkość małego Zacheusza, wyrażona wejściem na drzewo, ale na tym Bóg buduje coś wielkiego. Tak jest przy każdym nawróceniu w spowiedzi. Szczegóły nie są ważne, jak przy powrocie młodszego syna, Boga nie interesują nasze grzechy, postanowienia. Jego interesuje nasz powrót, On się cieszy tym, że chcemy zejść z drzewa, by być z Nim na równi, bo po to stał się człowiekiem.

I ostatni szczegół. Rozdanie majątku. Taki gest jest możliwy tylko w dwóch wypadkach. Z doświadczenia wielkiej miłości, tak jak to było w przypadku Zacheusza, albo wtedy, kiedy człowiek chce odegrać ‘teatrzyk’ przed sobą, innymi i w końcu Bogiem.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/11/17/z-dolu/

***********

 

_______________________________________________________________________________________________________

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

17 listopada

************

 

Św. Elżbieta Węgierska – opiekunka ubogich

Marek Wójtowicz SJ

Św. Elżbieta Węgierska (1207-1231) (fot. wikipedia.org)

Elżbieta urodziła się w 1207 roku w Bratysławie w rodzinie królewskiej. Jej ojcem był Andrzej II, król Węgier. Już jako czteroletnia dziewczynka zamieszkała w Wartburgu i została zaręczona z Ludwikiem IV, późniejszym landgrafem Turyngii. Mając czternaście lat wyszła za niego za mąż. Bóg obdarzył ich trójką dzieci. W 1227 roku, w czasie wyprawy krzyżowej, umarł jej mąż. To bolesne doświadczenie jeszcze bardziej otworzyło Elżbietę na życie duchowe i pogłębioną relację z Bogiem.

Zostawszy wdową w wieku dwudziestu lat, poświęcała wiele czasu na wychowanie dzieci, modlitwę i uczynki miłosierdzia. Przeniosła się do Marburga, gdzie ufundowała szpital, w którym sama posługiwała chorym. Z wielką dbałością opatrywała rany chorym na trąd, leczyła kalekich. Rozdała pokaźną sumę pieniędzy ubogim i pokrzywdzonym. Najbliższa arystokratyczna rodzina uznała jej postępowanie za szaleństwo.
Ona jednak coraz bardziej pragnęła całkowicie oddać się Bogu, dlatego powierzając swoje dzieci opiekunom, w 1228 roku Elżbieta złożyła ślub wyrzeczenia się świata i stała się tercjarką św. Franciszka. Biedaczyna z Asyżu był dla niej wzorem, dlatego szpital, który założyła, nosił jego imię. Od niego uczyła się wzgardy dla ziemskich bogactw oraz wrażliwości wobec ubogich. Najbiedniejszych i odrażających sadzała do swego stołu.
Zmarła 17 listopada 1231 roku, wyczerpana surowymi pokutami i wytężoną pracą w szpitalu przy posługiwaniu chorym. Zaledwie cztery lata później kanonizował ją papież Grzegorza IX. Do jej grobu przybywali pielgrzymi, którzy otrzymywali łaski cudownego uzdrowienia.
“Święta Elżbieta przedstawiana jest w stroju królewskim albo z naręczem róż w fartuchu. Powstała bowiem legenda, że mąż zakazał jej rozdawać ubogim pieniądze i chleb. Gdy pewnego razu przyłapał ją na wynoszeniu bułek w fartuchu i kazał jej pokazać, co niesie, zobaczył róże, mimo że była to zima. Jej atrybutami są także: kilka monet i różaniec”.

http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,52,sw-elzbieta-wegierska-opiekunka-ubogich.html

***********

 

_______________________________________________________________________________________________________

TO WARTO PRZECZYTAĆ

**************

Czy dobrze kochałeś?

Joyce Rupp OSM

(fot. hyekab25/flickr.com/CC)

Wzbudzanie w sobie wielkodusznych myśli miłosierdzia jest stosunkowo łatwe. Mówienie z pasją o miłości nie wymaga wielkiego wysiłku. Miłosierdzie jednak pociąga za sobą coś więcej niż miłe słowa wypowiadane do Boga albo rozważanie tekstów Pisma Świętego.

Prawdziwe miłosierdzie narzuca potrzebę wyjścia poza samego siebie. Wymaga wrażliwości, odkrycia się na ciosy, wykroczenia poza strefę wygody i bezpieczeństwa, zrezygnowania z naszego cennego czasu i uświęconego harmonogramu zajęć. Sharon Salzberg komentuje: “Ofiarowanie serca to nie to samo, co danie lakieru do paznokci albo pukla włosów, który i tak byliśmy gotowi wyrzucić. To ofiarowanie sedna, najbardziej istotnej części naszego jestestwa”.
Evelyn Underhill bardzo wnikliwie mówiła i pisała o modlitwie i życiu chrześcijańskim. W książce The House of the Soul wspomina o wyniku modlitwy i naszym życiu z Bogiem:
Święty Jan od Krzyża mawiał: “Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości”. Jedynym pytaniem o dary dane duszy będzie: “Czy dobrze kochałeś?…” Czy wszystko, co robiłeś, było robione na rzecz miłości? Czy wszystkie okna zostały otwarte, by ciepło miłości bliźniego mogło napełnić cały dom – okna wymyte, żeby mogły coraz bardziej i bardziej promieniować ze środka tajemniczym Boskim światłem? Czy odrębne życie domu [duszy] coraz bardziej i bardziej zlewało się z potężnym nurtem życia miasta?
Najpewniejszym znakiem autentyczności modlitwy jest to, co mówimy i robimy. Aby dobrze kochać, potrzebujemy inspiracji, motywacji, poświęcenia i zaangażowania. Dary te ujawniają się w zdrowej modlitwie, która zachęca do podejmowania ryzyka i kształtuje nasze czyny miłości. Byłam tego świadkiem nie raz u tych, którym towarzyszę jako kierownik duchowy. Szczególnie jeden mężczyzna jest dobrym przykładem tego, jak modlitwa przemienia nas w ludzi, którzy dobrze kochają. Dobre czyny realizował dzięki wieloletniej codziennej modlitwie. Jak to się zdarza z wieloma czynami miłości, często pozostawał on nieświadomy ich wpływu, jednak w jednym przypadku otrzymał potwierdzenie.
Pewnego ranka, kiedy spotkaliśmy się, żeby się zastanowić nad jego życiem z Bogiem, mężczyzna ten (będę go nazywać Tony) opowiedział mi o swoim umierającym przyjacielu. Przed laty pracowali razem w jednej fabryce, zanim ją zamknięto. Gdy Tony dowiedział się, że jego kolega przebywa w hospicjum, postanowił go odwiedzić. Przyszła mu do głowy myśl, żeby zaprosić kilku innych mężczyzn, którzy również z nimi pracowali. Tony wyznał, że wahał się, czy to zrobić, zastanawiając się, czy jego koledzy będą umieli otwarcie wyrażać miłosierdzie i troskę. Choć nie miał pewności co do sposobu ich zachowania się przy umierającej osobie, nie wycofał się, zaryzykował i zebrał starych przyjaciół.
Po przybyciu mężczyźni zawahali się przed wejściem do sali hospicjum, niepewni, co powiedzieć i jak się zachować. Z chwilą jednak gdy wspólnie znaleźli się w pokoju, wydarzyło się coś zdumiewającego. Trzymali umierającego kolegę za rękę, mówili słowa troski i pocieszenia, a po policzkach płynęły łzy. Tony tak to skomentował: “Wyrażali i przejawiali miłosierdzie, jakiego dotąd nie widziałem. Pacjent i jego rodzina byli ogromnie wdzięczni”. Później żona pacjenta powiedziała Tony’emu: “To dla mnie oczywiste, że sam Bóg zainterweniował, żeby was wszystkich dziś tu zgromadzić. Nie mogło być nic ważniejszego dla niego niż odwiedziny kolegów z fabryki”. Najstarszy syn tego człowieka dodał: “Tata przez cały czas się uśmiechał, a już od tygodni nie widziałem jego uśmiechu”.
O tej właśnie różnicy mówi Kenneth Leech, kiedy definiuje modlitwę jako więź z Bogiem, która ma “wnieść różnicę”. Rzeczywiście, modlitwa może wnosić różnicę nie tylko do naszego życia, ale też do życia tych, których spotykamy. Wystarczy, byśmy wstając od modlitwy, postanowili podzielić się miłością, jaką Duch Święty w nas rozpala.
Akty miłości zazwyczaj nie są wielkie. Częściej bywają całkiem małe. Jednak w ten właśnie sposób większość czynów miłości zmienia świat. Doskonałym przykładem jest Matka Teresa z Kalkuty i jej siostry. Podobnie Wietnamka Chan Khong i ludzie mieszkający w jej sąsiedztwie. Kiedy Chan miała czternaście lat, zapragnęła zrobić coś dla biednych dzieci w slumsach Wietnamu. Poszła do swoich sąsiadów i poprosiła, by każdy dał jej trzy garści ryżu dziennie dla ubogich dzieci na ulicy.
Modlitwa nigdy się nie kończy. Nasz wzrost nigdy nie jest ukończony. Rozdawanie naszej dobroci nigdy nie zostanie wypełnione. Nasza podróż ze Świętym wciąż trwa i trwa.
Po jakimś czasie zaczęła też prosić o dziesięć centów dziennie od tych samych, hojnych ludzi. Siedem lat później, w wieku dwudziestu jeden lat, Chan Khong połączyła swoją pracę z wietnamskim nauczycielem medytacji Thich Nhat Hanh. W końcu w programie pomocy ubogim pracowało dziesięć tysięcy ludzi, dzięki codziennym, “małym” darom jej sąsiadów i jej samej. Opowiadając swoją historię jakiemuś dziennikarzowi, Chan Khong powiedziała: “Nie pogardzajcie małymi aktami. Każdy drobny czyn, jeśli wykonujesz go z głębi serca, może dotknąć całego wszechświata”.
Głęboki akt dobroci wypływa z miłości w naszej duszy. Miłość ta wpływa i wypływa z oddanej modlitwy. Owoce naszego zjednoczenia z Bogiem mierzy się tylko ilością miłości, która wypływa od nas do świata. Jeśli chcemy się dowiedzieć, jak nasza modlitwa oddziałuje na nasze życie z Bogiem, możemy zapytać: “Na ile jestem nieosądzający, wspaniałomyślny, współczujący, cierpliwy, przebaczający, pokorny, sprawiedliwy i bezinteresowny?” To jedne z najważniejszych oznak zdrowej modlitwy. To także najtrudniejsze cnoty do realizowania. Dorothee Soelle wyjaśnia to w następujący sposób:
Często stawiane mi pytanie: “Czy wierzysz w Boga?”, wydaje się zwykle powierzchowne. Jeżeli oznacza ono tylko tyle, że w twojej głowie istnieje jakieś dodatkowe miejsce, gdzie zasiada Bóg, to Bóg nie stanowi w żaden sposób kogoś, kto zmienia całe twoje życie, wydarzenia, z którego “nie wychodzisz niezmieniony”, jak mówi Buber o prawdziwym objawieniu. Naprawdę powinniśmy zapytać: “Czy przeżywam Boga?” To byłoby zgodne z rzeczywistością tego doświadczenia.
Nasze małe jak ziarnko gorczycy czyny troski i dobroci są sposobem “przeżywania Boga”. Tak wiele może uczynić wytrwała, codzienna modlitwa. Jeden czyn wprowadzający sprawiedliwość niesie ogromną moc. Jeden wysiłek, aby “być na miejscu” dla drugiej osoby, może zmienić dzień albo życie – na zawsze. Dorothy Day, założycielka ruchu Pracownika Katolickiego, mocno trzymała się tego przekonania jako podstawy swojej pracy. Powiedziała: “Możemy wrzucić kamyk do stawu i mieć pewność, że wciąż rozszerzający się krąg na wodzie obejmie cały świat”. Tak rozległy okazuje się jeden mały kamyk modlitwy i działania. Wystarczy jedna osoba o sercu pełnym miłości i pragnieniu ulżenia cierpieniu, by wnieść znaczącą różnicę w szerszej sferze rodzaju ludzkiego.
MIŁOSIERDZIE
Mądrość Ojców Kościoła
Augustyn z Hippony, Tertulian, Jan Chryzostom, Cezary z Arles, Cyprian z Kartaginy, Izaak z Niniwy

Miłosierdzie jest dla duszy tym, czym oliwa dla ciała: wzmacnia ją, czyni niezwyciężoną wobec zła. Dlatego właśnie Ojcowie Kościoła zachęcają, by stale je okazywać. Nie oddzielają również miłosierdzia, które okazuje nam Bóg, od miłosierdzia świadczonego przez nas bliźnim. Chrześcijaństwo jest bowiem zarówno przyjmowaniem miłości Boga, jak i jej dawaniem.
Jako wielcy teologowie i biskupi starożytnej wspólnoty chrześcijan, zafascynowani objawieniem Boga w Chrystusie, Ojcowie Kościoła z prostotą ukazują Jego piękno i bliskość, jaka łączy Go z człowiekiem. Dzielą się z nami swoją mądrością, która jest owocem poznania osoby, a nie abstrakcyjnych poszukiwań. Uczą, jak żyć, by zachować pokój i nie zapomnieć o naszym wiecznym przeznaczeniu.

WYBÓR:
– ks. Leszek Mateja (Tertulian, Cyprian)
– Henryk Pietras SJ (Chryzostom, Cezary z Arles)
– ks. Henryk Żurek (Augustyn)
– ks. Jan Żelazny (Izaak z Niniwy)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,750,czy-dobrze-kochales.html

************

Episkopat Polski o grzechu pokoleniowym

Episkopat

RKEP / episkopat.pl / psd

(fot. shutterstock.com)

“Jedynym grzechem, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie jest grzech pierworodny”, który jest usuwany na chrzcie świętym – czytamy w opinii teologicznej przedstawionej przez Komisję Nauki Wiary Konferencji Episkopatu Polski.

W tej opinii podkreśla się również, że “Kościół od samego początku naucza, że grzech jest zawsze czymś osobistym i wymaga decyzji woli. Podobnie jest z karą za grzech. Każdy osobiście ponosi karę za swój grzech. Wyraźnie pisze o tym św. Paweł w Liście do Rzymian, że “każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu” (Rz 14,12)”.

“‘Reinkarnacja grzechu’ czy też ‘przechodzenie’ grzechu na kolejne pokolenia, o którym nauczają zwolennicy ‘uzdrowienia międzypokoleniowego’, nie ma uzasadnienia ani w Piśmie św., ani w Tradycji i nauczaniu Kościoła. Tego typu bezpodstawne idee są bardzo niebezpieczne dla życia duchowego wiernych i samej doktryny Kościoła” – czytamy we wspomnianej opinii teologicznej.

W związku z tym, na wniosek Komisji Nauki Wiary KEP, który został przedstawiony podczas 370. Zebrania Plenarnego (Warszawa w dn. 6-7.10.2015) Konferencja Episkopatu Polski podjęła decyzję o zakazie celebrowania Mszy świętych i wszelkich nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie z “grzechów pokoleniowych” czy o “uzdrowienie międzypokoleniowe”. Jednocześnie Biskupi polscy przypominają o różnych formach modlitwy o uzdrowienie chorych, także w ramach liturgii Mszy Świętej, celebrowanych zgodnie z przepisami liturgicznymi.

 

OPINIA TEOLOGICZNA KOMISJI NAUKI WIARY KONFERENCJI EPISKOPATU POLSKI
Grzech pokoleniowy i uzdrowienie międzypokoleniowe.
Problemy teologiczne i pastoralne

1. W ostatnich latach XX i na początku XX wieku w niektórych grupach charyzmatycznych i środowiskach związanych z celebrowaniem Mszy świętych z modlitwą o uzdrowienie względnie nabożeństw o uzdrowienie pojawiła się myśl i coraz częściej mówi się o tzw. “grzechach pokoleniowych” i o “uzdrowieniu międzypokoleniowym”. W Internecie pojawiło się wiele informacji i artykułów nt. “uzdrowienia międzypokoleniowego” i jego praktyki (por. Fronda, Adonai, Egzorcysta, Apologetyka.Katolik, Syjon). Punktem wyjścia jest zwykle książka o. Roberta De Grandisa SSJ pt. Uzdrowienie międzypokoleniowe (Łódź 2003), który należy do Towarzystwa św. Józefa i służy swoją wiedzą społeczności charyzmatycznej na całym świecie. Opinie duchownych i świeckich zainteresowanych problemem “grzechu pokoleniowego” i “uzdrowienia międzypokoleniowego” są bardzo zróżnicowane i sprzeczne. Tymczasem nabożeństwa organizowane z modlitwą o uzdrowienie międzypokoleniowe gromadzą tłumy w naszych kościołach. Także z uwagi na niejasność używanych pojęć: “grzech pokoleniowy” i “uzdrowienie międzypokoleniowe” istnieje pilna potrzeba jednoznacznego wyjaśnienia i zaopiniowania wskazanych zjawisk z punktu widzenia nauki Kościoła.

2. U podstaw mówienia o grzechu pokoleniowym leży przekonanie, że grzechy przodków wywierają wpływ na życie obecnie żyjących członków ich rodziny. Wpływ ten może mieć wymiar duchowy i cielesny, wyrażać się np. w postaci jakiejś choroby, może też być powodem kłopotów w dziedzinie psychiki i niepowodzeń w życiu małżeńskim czy rodzinnym. Obciążenie grzechem dziedziczonym po przodkach – według zwolenników tej teorii – domaga się uwolnienia człowieka, które dokonuje się w modlitwie o uzdrowienie lub przez egzorcyzm.

 

Uzdrowienie międzypokoleniowe jest specjalną modlitwą, którą należy objąć przodków osoby cierpiącej, sięgając w przeszłość nawet do piętnastego czy szesnastego pokolenia. Taka modlitwa obejmuje odmawianie egzorcyzmów, modlitwę wstawienniczą i Mszę świętą. Stąd modlitwy i nabożeństwa o uzdrowienie międzypokoleniowe czy Msze święte w tej intencji.

 

Idea “uzdrowienia międzypokoleniowego” wywodzi się od dr Kenneth’a McAll’a (1910-2001), lekarza terapeuty i misjonarza anglikańskiego, który urodził się w Chinach, studiował medycynę w Edynburgu w Wielkiej Brytanii. Pod wpływem myśli chińskiej doszedł do wniosku, że istnieje związek pomiędzy niektórymi chorobami a siłami zła. W terapii łączył poznane tradycje Wschodu z praktyką lekarską. Doszedł do wniosku, że duchy przodków odgrywają znaczącą rolę w chorobach somatycznych potomków. Dr Kenneth McAll cierpiał na zaburzenia psychiczne. Jego prace dały początek poszukiwaniu uzdrowienia w minionych pokoleniach. Na niego też powołuje się o. Robert DeGrandis SSJ, autor wspomnianej wyżej książki.

3. Praktyka “uzdrowienia międzypokoleniowego” wywodzi się z tradycji zakorzenionej w wierzeniach religii wschodnich, które szczególnym kultem otaczają przodków i wierzą w reinkarnację. To znaczy, że praktyka ta jest skutkiem synkretyzmu religijnego, który wykształcił nowe zjawisko nazwane “reinkarnacją grzechu”.

 

Zasadniczej przyczyny popularności tego zjawiska upatruje się w zjawisku zaniku poczucia grzechu, o czym mówił już papież Pius XII (Przemówienie, Rzym 26.10.1946). Wraz z utratą poczucia grzechu, słabnie także zrozumienie, czym jest autentyczna wolność. Dana nam przez Boga umiejętność pełnienia Jego woli (por. 1Tes 4,3) sprawia, że człowiek odpowiada przed nim za swoje czyny i ich konsekwencje. Kto czyni zło, nadużywając wolności i trwoniąc otrzymane dary, popada w niewolę i obraża miłość Stwórcy. Odpowiedzialnością za swoje nieszczęścia i niepowodzenia próbuje obciążyć przodków, mówiąc o grzechach pokoleniowych (E. C. Merino, R. Garcia de Haro, Teologia moralna fundamentalna, Kraków 2004, s. 459-460).  Człowiek dzisiejszy – pisał K. Rahner – odnosi raczej wrażenie, że to Bóg musi być usprawiedliwiony, a nie że on sam musi ulec przemianie – w obliczu i przez Boga – z istoty niesprawiedliwej w istotę usprawiedliwioną (K. Rahner, Podstawowy wykład wiary, Warszawa 1987, s. 80). W tej perspektywie uzdrowienie międzypokoleniowe stanowi formę usprawiedliwienia słabości i szukania łatwego wytłumaczenia i przebaczenia popełnionego zła.

4. Zwolennicy koncepcji  “grzechu pokoleniowego” odwołują się do Pisma świętego uzasadniając, że już w Starym Testamencie jest mowa o takim rodzaju przewinienia. Wskazują w Piśmie świętym fragmenty, które według nich, mówią bezpośrednio o karze za grzechy przodków: “Pan, Twój Bóg, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 20,5); “Pan… zsyła kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 34,7); “Pan karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia” (Lb 14,18); “Jestem Bóg karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i czwartym pokoleniu” (Pwt 5,9).

 

Jednak w Biblii, niekiedy nawet w tych samych księgach, znajdujemy inne wypowiedzi autorów natchnionych, które przeczą tezom o odpowiedzialności pokoleniowej za grzech. W Księdze Proroka Jeremiasza czytamy: “W tych dniach nie będą już więcej mówić: Ojcowie jedli cierpkie jagody, a synom zdrętwiały zęby, lecz: Każdy umrze za swoje własne grzechy; każdemu, kto będzie spożywał cierpkie jagody, zdrętwieją zęby” (Jr 31,29-30). Prorok Ezechiel mówi o odpowiedzialności indywidualnej za grzech: “Na moje życie – wyrocznia Pana Boga. Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu [Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom?]. Oto wszystkie osoby są moje: tak osoba ojca, jak osoba syna. Są moje. Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła. […], która grzeszy. Syn nie ponosi odpowiedzialności za winę swego ojca, ani ojciec – za winę swego syna. Sprawiedliwość sprawiedliwego jemu zostanie przypisana, występek zaś występnego na niego spadnie” (Ez 18,3-4.20). Ta sama zasada odpowiedzialności indywidualnej wybrzmiewa też w Księdze Powtórzonego Prawa (24,16): “Ojcowie nie poniosą śmierci za winy synów ani synowie za winy swych ojców. Każdy umrze za swój własny grzech”.

 

Natomiast w interpretacji tekstów wskazanych wcześniej, współczesna egzegeza wyjaśnia, że nie chodzi o dosłowną “nieprawość” czy “występek” ojców w znaczeniu ich grzechu osobistego, którego się dopuścili i za który odpowiedzialność poniosą ich dzieci, lecz o ich zły przykład, który miał wpływ na wychowanie ich dzieci, które postępując podobnie, jak ich ojcowie, umrą “za swój własny grzech”.

5. Cytowane przez zwolenników “uzdrowienia międzypokoleniowego” fragmenty Biblii, które jakoby miały potwierdzać ich tezę o grzechu pokoleniowym i jego następstwach w życiu następnych pokoleń, mają swoje rozwinięcie i dopowiedzenie. Okazuje się, że są one trochę dłuższe, niż te cytowane w książkach. Czasem teksty te są tak manipulowane, by potwierdzały tezę o grzechu pokoleniowym czy o potrzebie międzypokoleniowego uzdrowienia. Przykładowo, fragment z Księgi Wyjścia: “Pan, Bóg twój, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia”, ma swoje następujące rozwinięcie i dopowiedzenie: “okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia względem tych, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań” (Wj 20,5). Inny fragment z tej samej księgi, w którym ukazany jest Bóg, jako zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia, mówi równocześnie o Bogu – w dalszej frazie – że jest “miłosierny i litościwy, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia” (Wj 34,7).

 

Rzeczywiście w Starym Przymierzu było obecne przeświadczenie, że jeśli komuś się źle wiodło czy chorował, to było to spowodowane jego złym życiem lub kogoś z jego rodziny. Tak myślano m.in. o niepłodności. Podobnie było z kalectwem i innymi chorobami. Gdy ktoś zachorował lub był dotknięty jakąś niepełnosprawnością, uważano, że ktoś w jego rodzinie popełnił grzech. Wyrazem takiego przekonania są słowa uczniów skierowane do Jezusa: “Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?” Odpowiedź Jezusa jest nader czytelna: “Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże” (J 9,1-3). W ten sposób Pan Jezus wyraźnie odcina się od wiązania choroby dziecka z grzechem rodziców czy dziadków, z takim “pokoleniowym obciążeniem”.

6. “Grzech pokoleniowy” stoi w sprzeczności z prawdą o Bożym Miłosierdziu i o Jego przebaczającej Miłości. Jeśli nawet Lud Starego Przymierza dopatrywał się w różnych nieszczęściach kary Bożej za winy przodków, to Ludowi Nowego Przymierza takie przeświadczenie jest obce. Ta wyraźna zmiana optyki wiąże się z misją Wcielonego Syna Bożego, który doskonale wypełnił Prawo i Proroków, zwiastując miłość i miłosierdzie Boga. Wcześniej na gruncie legalizmu żydowskiego w Bogu widziano przede wszystkim Sędziego, skorego do wymierzania kary. Obraz Boga jako miłosiernego Ojca nie dopuszcza takiej myśli; otwiera człowieka na możliwość zyskania Bożego przebaczenia, ułaskawienia w każdej sytuacji.

7. Kościół od samego początku naucza, że grzech jest zawsze czymś osobistym i wymaga decyzji woli. Podobnie jest z karą za grzech. Każdy osobiście ponosi karę za swój grzech. Wyraźnie pisze o tym św. Paweł w Liście do Rzymian, że “każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu” (Rz 14,12).

 

W adhortacji apostolskiej Reconciliatio et paenitentia (nr 16) św. Jan Paweł II, przekonuje, że “grzech w znaczeniu prawdziwym i właściwym jest zawsze aktem konkretnej osoby, ponieważ jest aktem wolności poszczególnego człowieka, a nie aktem grupy czy wspólnoty”.

 

W Katechizmie Kościoła Katolickiego (nr 1857) czytamy, że “aby grzech był śmiertelny, są konieczne jednocześnie trzy warunki: ‘Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą’ (św. Tomasz z Akwinu, STh I-II, 88,2)”. Człowiek nie ponosi kary za niepopełniony czyn, np. za grzech prapradziadka. Zadośćuczynić i pokutować trzeba za swoje grzechy (zob. KKK 1459).

 

Innym zagadnieniem są struktury grzechu, czyli sytuacje, które prowadzą do grzechu.

8. Jedynym grzechem, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie jest grzech pierworodny, co wyraźnie podkreślił Sobór Trydencki w Dekrecie o grzechu pierworodnym. W kanonie 2 czytamy: “‘Jeśliby ktoś twierdził, że grzech Adama jemu samemu tylko zaszkodził, a nie jego potomstwu’ i że otrzymaną od Boga świetność i sprawiedliwość, którą utracił, stracił dla siebie tylko, a nie dla nas również, albo że on sam skalany przez grzech nieposłuszeństwa, śmierć tylko i cierpienie fizyczne przekazał całemu rodzajowi ludzkiemu, nie zaś i grzech także, który jest śmiercią duszy – niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych, gdyż sprzeciwia się Apostołowi mówiącemu: ‘Przez jednego człowieka grzech wszedł na ten świat, a przez grzech śmierć i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli’(Rz 5,12)” (Breviarium Fidei, 309).

 

Jednakże należy pamiętać, iż grzech pierworodny “w  żadnym potomku nie ma charakteru winy osobistej” (KKK 405), ponieważ w istocie “grzech pierworodny jest nazywany  «grzechem» w sposób analogiczny” (KKK 404). Natomiast grzech osobisty, ani kara za ten grzech, nigdy nie jest przekazywana na kolejne pokolenia, jak błędnie twierdzą zwolennicy “grzechów pokoleniowych” i “uzdrowienia międzypokoleniowego”.

9. Teoria o grzechu pokoleniowym i uzdrowieniu międzypokoleniowym o. Roberta DeGrandisa, a zawarta w jego książce Uzdrowienie międzypokoleniowe, opiera się w dużej mierze na psychologii Carla Gustawa Junga i na badaniach przywołanego dr Kennetha McAlla. Na ten temat wypowiedziała się już Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego w dokumencie zatytułowanym: Jezus Chrystus dawcą wody życia – Chrześcijańska refleksja na temat New Age (2003). Zostały w nim potępione błędne tezy Junga przejęte przez o. De Grandisa, np. transcendentalny charakter świadomości i wprowadzenie idei nieświadomości zbiorowej, jako swoistego magazynu symboli i wspomnień wspólnych dla ludzi w różnym wieku i z różnych kultur. Zdaniem Papieskiej Rady Jung przyczynił się do “sakralizacji psychologii”, wprowadzając do niej elementy ezoterycznych spekulacji. Twierdził, że “psychologia jest współczesnym mitem i tylko w terminach bieżącego mitu możemy zrozumieć wiarę” (Jezus Chrystus dawcą wody życia, 2.3.2).

 

“Reinkarnacja grzechu” czy też “przechodzenie” grzechu na kolejne pokolenia, o którym nauczają zwolennicy “uzdrowienia międzypokoleniowego”, nie ma uzasadnienia ani w Piśmie św., ani w Tradycji i nauczaniu Kościoła. Tego typu bezpodstawne idee są bardzo niebezpieczne dla życia duchowego wiernych i samej doktryny Kościoła. Propagowanie ich prowadzi do pewnego rodzaju “uspokajania” czy “wyciszania” sumień przez przerzucanie odpowiedzialności za swoje błędy, grzechy, popełnione zło na poprzednie pokolenia. Zwalnia to wierzącego z postawy czujności, co staje się źródłem dalszych jego grzechów. Tymczasem chrześcijanina powinna cechować postawa nieustannego czuwania, o której poucza św. Piotr: “Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając, kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!” (1P 5,8).

10. Praktyka modlitwy, czy Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie międzypokoleniowe, czy o wyzwolenie z grzechu pokoleniowego zdradza bardzo wyraźnie brak wiary, czy przynajmniej niedowierzanie w skuteczność łaski sakramentalnej, na pierwszym miejscu chrztu świętego. W tym sakramencie zostajemy wyzwoleni z wszelkiego grzechu. Owszem pozostają w ochrzczonym pewne doczesne konsekwencje grzechu, takie jak cierpienie, choroba, śmierć, czy nieodłączne od życia ułomności, takie jak słabości charakteru, a także skłonność do grzechu. Jednak wszelki grzech jest zmazany. Czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego (nr 1262): “Chrzest odpuszcza wszystkie grzechy, grzech pierworodny i wszystkie grzechy osobiste, a także wszelkie kary za grzech. W tych, którzy zostali odrodzeni, nie pozostaje więc nic, co mogłoby przeszkodzić im w wejściu do Królestwa Bożego, ani grzech Adama, ani grzech osobisty, ani skutki grzechu wśród których najcięższym jest oddzielenie od Boga”.

Konkluzja: Mając na uwadze wszystkie poczynione uwagi, postuluje się, by władza kościelna jednoznacznie ostrzegała przed używaniem w przepowiadaniu pojęć: “grzech pokoleniowy” i “uzdrowienie międzypokoleniowe”. Powinna też oficjalnie zakazać celebrowania Mszy świętych i nabożeństw z modlitwą o uzdrowienie z grzechów pokoleniowych czy o uzdrowienie międzypokoleniowe.

 

W tym kontekście duszpasterzom byłoby dobrze przypomnieć, że najróżniejsze formy praktykowanej przez wieki modlitwy o uzdrowienie chorych, także w ramach liturgii Mszy św., powinny być celebrowane zgodnie z przepisami ksiąg liturgicznych oraz instrukcją Kongregacji Nauki Wiary Ardens felicitatis desiderium.

 

W kościelnym przepowiadaniu należy zadbać o jasny wykład nauki Magisterium Kościoła na temat grzechu pierworodnego i jego skutków, rozumienia grzechów osobistych i ich skutków społecznych, skuteczności łaski sakramentalnej, zwłaszcza chrztu oraz sakramentu pokuty i pojednania, kwestii pojednania z Bogiem i z ludźmi, poczucia winy i przebaczenia.

 

Wiernym powinno się przypominać, jak ważną jest żywa wiara w przyjmowaniu sakramentów. Trzeba ich stale zachęcać do ufnego korzystania z sakramentów oraz odpustów.

Warszawa, 5 października 2015 r.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24105,episkopat-polski-o-grzechu-pokoleniowym.html
***********

Co Jan Paweł II powiedział do młodym muzułmanom?

Jan Paweł II

(fot. shutterstock.com)

Z młodymi spotykam się często, zwykle z katolikami. Wśród młodych muzułmanów znalazłem się po raz pierwszy.

 

My, chrześcijanie i muzułmanie, mamy wiele rzeczy wspólnych jako wierzący i jako ludzie. Żyjemy w tym samym świecie, naznaczonym wieloma znakami nadziei, ale również wieloma znakami budzącymi obawy. Abraham jest dla nas tym samym wzorem wiary w Boga, poddania się Jego woli i ufności w Jego dobroć. Wierzymy w tego samego Boga, Boga Jedynego, Boga Żyjącego, Boga, który stwarza wszechświat i swoje stworzenia doprowadza do doskonałości.

 

A więc moja myśl zwraca się do Boga i ku Niemu wznosi się moje serce; i o Nim samym pragnę do was przede wszystkim mówić; o Nim, gdyż w Niego wierzymy – wy, muzułmanie, i my, katolicy – ale chcę również mówić do was o wartościach ludzkich, które w Bogu mają swą podstawę, o tych wartościach, które dotyczą rozkwitu naszych osobowości, jak również naszych rodzin i naszych społeczeństw, wreszcie rozkwitu wspólnoty międzynarodowej. Czyż tajemnica Boga nie jest najwyższą rzeczywistością, od której zależy sens, jaki człowiek nadaje swojemu życiu? I czyż nie jest to pierwsze zagadnienie, jakie staje przed młodym człowiekiem, kiedy rozmyśla o tajemnicy własnego istnienia i o tych wartościach, które zamierza wybrać dla budowania swojej dojrzewającej osobowości? […]

 

Czyż w świecie, który pragnie jedności i pokoju, a jednak przeżywa tysiące napięć i konfliktów, wierzący nie powinni popierać przyjaźni i zjednoczenia między ludźmi i ludami, które na ziemi tworzą jedną wspólnotę? Wiemy, że mają ten sam początek i ten sam cel ostateczny: Boga, który ich stworzył i czeka na nich, gdyż kiedyś ich zgromadzi.

 

Dwadzieścia lat temu, podczas Soboru Watykańskiego II, Kościół katolicki w osobach swoich biskupów, czyli przywódców religijnych, zobowiązał się ze swej strony do szukania współpracy ze wszystkimi wierzącymi. Kościół ogłosił dokument o dialogu pomiędzy religiami (Nostra aetate). Kościół stwierdza, że wszyscy ludzie, a szczególnie ludzie żywej wiary, winni się szanować, przezwyciężać wszelką dyskryminację, żyć razem i służyć powszechnemu braterstwu (por. tamże, nr 5). Kościół zwraca szczególną uwagę na wierzących muzułmanów ze względu na ich wiarę w jedynego Boga, ich zmysł modlitwy i ich szacunek dla moralnego życia (por. nr 3). Kościół wzywa wszystkich, “by wspólnie strzegli i rozwijali sprawiedliwość społeczną, dobra moralne oraz pokój i wolność” (tamże).

 

Dialog pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami jest dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebny. Wywodzi się on z naszej wierności wobec Boga i zakłada, że będziemy umieli rozpoznawać Boga przez wiarę i świadczyć o Nim słowem i uczynkami w świecie coraz bardziej zeświecczonym, a nieraz i ateistycznym.

 

Młodzi będą mogli zbudować lepszą przyszłość, jeśli postawią przede wszystkim na swoją wiarę w Boga i jeśli rozumnie i ufnie zobowiążą się do budowania tego nowego świata według planu Bożego.

[Dzisiaj powinniśmy dawać świadectwo wartościom duchowym, których świat bardzo potrzebuje. Pierwszą z nich jest nasza wiara w Boga]

 

Bóg jest źródłem wszelkiej radości. Tak więc mamy dawać świadectwo o Bogu naszą kulturą, naszym uwielbieniem, naszą pochwalną i błagalną modlitwą. Człowiek nie może żyć bez modlitwy, tak jak nie może żyć nie oddychając. Mamy dawać świadectwo naszym pokornym szukaniem Jego woli; to On ma być natchnieniem naszego zaangażowania na rzecz sprawiedliwszego i bardziej zjednoczonego świata. Drogi Boże nie zawsze są naszymi drogami. One przerastają nasze działanie, zawsze niepełne i zawsze niedoskonałe intencje naszego serca. Bóg nie może być używany do naszych celów, gdyż On przewyższa wszystko.

 

To świadectwo wiary, żywotne dla nas i nie dopuszczające ani niewierności wobec Boga, ani obojętności na prawdę, dokonuje się w szacunku dla innych tradycji religijnych, gdyż każdy człowiek oczekuje szacunku za to, czym rzeczywiście jest, oraz za to, w co wierzy w swoim sumieniu. Pragniemy, by wszyscy doszli do pełni Prawdy Bożej, ale każdy może to zrobić tylko przez wolną decyzję własnego sumienia, bez zewnętrznych przymusów, niegodnych dobrowolnego hołdu rozumu i serca, odpowiadającego godności ludzkiej. Taki jest prawdziwy sens wolności religijnej, szanującej jednocześnie Boga i człowieka. Od takich wyznawców, wielbiących Go w duchu i w prawdzie, Bóg oczekuje szczerego kultu.

 

Jesteśmy przekonani, że “nic możemy zwracać się do Boga jako do Ojca wszystkich, jeśli nie zgadzamy się po bratersku traktować kogoś z ludzi na obraz Boga stworzonych” (Nostra aetate, nr 5).

 

A więc mamy także szanować, kochać i wspomagać każdą istotę ludzką, ponieważ jest ona w pewnym sensie Jego obrazem i Jego przedstawicielem, ponieważ jest ona drogą prowadzącą do Boga; tylko wtedy człowiek urzeczywistni się w pełni, gdy pozna Boga, przyjmie Go całym sercem i będzie Mu posłuszny na drogach doskonałości.

 

Toteż posłuszeństwo Bogu i miłości do człowieka mają nas doprowadzić do szanowania praw człowieka, tych praw, które są wyrazem woli Boga i wymaganiem natury ludzkiej, takiej jaką Bóg stworzył.

 

Szacunek i dialog wymagają więc wzajemności we wszystkich dziedzinach, szczególnie w tym, co dotyczy podstawowych swobód, a zwłaszcza godności religijnej. One sprzyjają pokojowi i zgodzie pomiędzy narodami. One pomagają we wspólnym rozwiązywaniu problemów współczesnych mężczyzn i kobiet, szczególnie młodych. […]

 

Człowiek jest istotą duchową. My, wierzący, wiemy, że nie żyjemy w świecie zamkniętym. Wierzymy w Boga. Wielbimy Boga. Szukamy Boga.

 

Kościół patrzy z szacunkiem i uznaje wartość waszego postępowania religijnego, uznaje bogactwo waszej duchowej tradycji. My, chrześcijanie, także jesteśmy dumni z naszej tradycji religijnej.

 

Sądzę, że my – chrześcijanie i muzułmanie – powinniśmy z radością uznać te wartości religijne, które są nam wspólne, i dziękować za nie Bogu. Jedni i drudzy wierzymy w Boga Jedynego, który jest wszelką Sprawiedliwością i wszelkim Miłosierdziem; wierzymy w ważność modlitwy, postu, jałmużny, pokuty i przebaczenia; wierzymy, że na końcu czasów Bóg będzie dla nas miłosiernym Sędzią, i ufamy, że po zmartwychwstaniu On będzie z nas zadowolony, i wiemy, że my będziemy zadowoleni z Niego.

 

Uczciwość wymaga, byśmy uznali i uszanowali to, co nas różni. Najbardziej istotną różnicą jest oczywiście sposób, w jaki patrzymy na osobę i dzieło Jezusa z Nazaretu. Wiecie, że my, chrześcijanie, wierzymy, że Jezus wprowadza nas w wewnętrzne poznanie tajemnicy Boga i w synowską wspólnotę Jego darów, tak, że uznajemy w Nim i głosimy Pana i Zbawcę.

 

To są ważne różnice, które możemy przyjąć z pokorą i szacunkiem, w duchu wzajemnej tolerancji; jest w tym tajemnica, co do której – jestem tego pewny – Bóg nas kiedyś oświeci.

 

My, chrześcijanie i muzułmanie, na ogół źle się rozumieliśmy i w przeszłości występowaliśmy czasem przeciw sobie, a nawet wyczerpywaliśmy nasze siły w polemikach i w wojnach.

 

Wierzę, że dziś Bóg zachęca nas do zmiany dawnych nawyków. Mamy się szanować, a także pobudzać się wzajemnie do dobrych dzieł na drodze Bożej.

 

Znacie, tak samo jak ja, cenę wartości duchowych. Ideologie i slogany nie mogą was zadowolić ani rozwiązać problemów waszego życia. Może się to dokonać tylko poprzez wartości duchowe i moralne, a ich podstawą jest Bóg.

 

[Drodzy młodzi, bardzo chciałbym, żebyście umieli przyczyniać się do budowania świata, w którym Bóg zajmuje pierwsze miejsce, a tym samym pomagać w zbawianiu całej ludzkości. Podążając tą drogą, możecie liczyć na szacunek i współpracę ze strony waszych katolickich braci i sióstr, których ja tu dzisiaj przed wami reprezentuję.] (fragmenty w nawiasach w tłumaczeniu własnym (przyp. tłum.))

 

 

Przemówienie wygłoszone na stadionie w Casablance w 1985 roku

 

Fragment książki: “Jan Paweł II i dialog międzyreligijny”; wybór i opracowanie Byron L. Sherwin, Harold Kasimow; WAM, Kraków 2004

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1122,co-jan-pawel-ii-powiedzial-mlodym-muzulmanom.html

________________________________________________________________________________________________________

Ikona wpisu:

Niels_Larsen_Stevns-_Zakæus

 

O autorze: Słowo Boże na dziś