Dzięki łasce przemiany i nawrócenia będziesz uczestnikiem prawdziwej Bożej radości – Niedziela, 13 grudnia 2015 III Niedziela Adwentu

Myśl dnia

Każda minuta życia nosi w sobie własną rangę cudu i oblicze młodości wiekuistej.

Albert Camus

Cytat dnia

Ewangelia nie jest drogą teoretyczną. Nie jest kolejną ideologią wśród tylu innych,

ani też nie może zamienić się w prywatną szkołę dla zamkniętej grupy.

biskup Rafael Zornoza

 

__________________________________________________________________________________

Słowo Boże

__________________________________________________________________________________

12308315_968732876526399_3643230233029821274_n

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jezu, uznaję w Tobie mojego Pana i Zbawiciela. Oczekuję na Twoje przyjście

i pragnę tak jak pasterze i trzej mędrcy ze Wschodu oddać Ci pokłon.

 

III NIEDZIELA ADWENTU, ROK C
(NIEDZIELA RADOŚCI – GAUDETE)

PIERWSZE CZYTANIE (So 3,14–18a)

Bóg jest wśród swojego ludu

Czytanie z Księgi proroka Sofoniasza.

Wyśpiewuj, Córo Syjońska,
podnieś radosny okrzyk, Izraelu!
Ciesz się i wesel z całego serca,
Córo Jeruzalem!
Pan oddalił wyroki na ciebie,
usunął twego nieprzyjaciela;
Król Izraela, Pan, jest pośród ciebie,
już nie będziesz bała się złego.
Owego dnia powiedzą Jerozolimie:
„Nie bój się, Syjonie!
Niech nie słabną twe ręce!”.
Pan, twój Bóg jest pośród ciebie,
Mocarz, który daje zbawienie.
On uniesie się weselem nad tobą,
odnowi swą miłość,
wzniesie okrzyk radości,
jak w dniu uroczystego święta.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Iz 12,2–3,4bcd,5–6)

Refren:Głośmy z weselem, Bóg jest między nami.

Oto Bóg jest moim zbawieniem, *
będę miał ufność i bać się nie będę.
Bo Pan jest moją mocą i pieśnią, *
On stał się dla mnie zbawieniem.

Wy zaś z weselem czerpać będziecie wodę *
ze zdrojów zbawienia.
Chwalcie Pana, wzywajcie Jego imienia, +
dajcie poznać Jego dzieła między narodami, *
przypominajcie, że wspaniałe jest imię Jego.

Śpiewajcie Panu, bo uczynił wzniosłe rzeczy, *
niech to będzie wiadome po całej ziemi.
Wznoś okrzyki i wołaj z radości, mieszkanko Syjonu *
bo wielki jest pośród ciebie, Święty Izraela.

DRUGIE CZYTANIE (Flp 4,4–7)

Pan jest blisko

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Filipian.

Bracia:
Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech wasza łagodność będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem.
A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Duch Pański nade mną,
posłał mnie głosić dobrą nowinę ubogim.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Łk 3,10–18)

Jan Chrzciciel przygotowuje przyjście Chrystusa

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: „Cóż mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni”. Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali Go: „Nauczycielu, co mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono”. Pytali go też i żołnierze: „A my, co mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie”. Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: „Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”. Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Jezus Zbawicielem

Jan wzywał ludzi do nawrócenia i udzielał im chrztu pokuty. Miał on przygotować ludzkość na przyjście Syna Bożego. Zapytany przez ludzi, jak mają żyć, odpowiadał jednoznacznie: bądźcie uczciwi i okazujcie sobie wzajemnie miłość i szacunek. Chrzest Janowy nie był jednak pełny. On chrzcił jedynie wodą. Dopiero Jezus otworzył ludzkość na łaskę Bożą. Można czasem usłyszeć twierdzenia, że uczciwe życie wystarcza i nie ma potrzeby chodzić do kościoła. Nie jest to prawdą. Sami nie jesteśmy w stanie się zbawić, nawet żyjąc bardzo uczciwie. Potrzebujemy chrztu mocą Ducha Świętego i otwarcia się na Jezusa. Tylko On jest naszym Zbawicielem.

Jezu, uznaję w Tobie mojego Pana i Zbawiciela. Oczekuję na Twoje przyjście i pragnę tak jak pasterze i trzej mędrcy ze Wschodu oddać Ci pokłon.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
****************

Wprowadzenie do liturgii

 PRZYLGNIĘCIE RODZI RADOŚĆ

Dziś przypada połowa naszego adwentowego oczekiwania, dlatego ta niedziela ma charakter szczególny. Jej wyjątkowość podkreśla jaśniejszy – radośniejszy kolor szat liturgicznych oraz dzisiejsze czytania. W ten sposób Matka Kościół wzywa: Gaudete! Radujcie się! I wskazuje Jezusa, który pragnie naszej radości.
Dziś prorok Sofoniasz zachęca: „Ciesz się i wesel z całego serca” (I czytanie), i podobnie wzywa św. Paweł: „Radujcie się zawsze w Panu” (II czytanie). Apostoł Narodów sam doświadczył bezprawia rzymskich urzędników, którzy skazali go na chłostę i uwięzienie. On jednak, podobnie jak Jan Chrzciciel, wpatrywał się w Jezusa, Mesjasza, a nie w siebie. Nie zatrzymywał się na swoich brakach i niedostatkach. To przylgnięcie serca do Jezusa było powodem radości i Apostoła Narodów, i proroka znad Jordanu. Jan Chrzciciel wskazywał wszystkim, co mają czynić, i dawał wiele napomnień tym, którzy przyjmowali chrzest nawrócenia. Dobrze wiedział, że to nawrócenie serca, a więc skupienie na Bogu, a nie na sobie, jest źródłem prawdziwej radości.
Pomyślę o moich radościach na co dzień… Czym się cieszę? Rodziną? Przyjaciółmi? Powodzeniem w pracy? A jak często doświadczam, że to Pan Bóg jest źródłem mojej radości? Prośmy w tej Mszy św., abyśmy umieli od Boga przyjmować dar radości także wtedy, gdy przychodzi kryzys w naszych relacjach, gdy doświadczamy kłopotów w pracy, cierpienia, choroby. Obyśmy umieli każdą trudną sytuację traktować jako wezwanie do pełniejszego przylgnięcia serca do Jezusa – w wierze, że On jest źródłem radości, która nie przeminie.

Anastazja Seul

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/954

**************

Liturgia słowa

 Mamy wiele powodów do radości. Ale jeden z nich jest szczególny i o nim mówi dzisiejsza liturgia: bliskość Pana. Teksty biblijne, które rozbrzmiewają w połowie Adwentu, są przepełnione radością. Rodzi się ona ze świadomości, że Bóg jest blisko nas, że przychodzi do naszego życia i napełnia nas pokojem.

PIERWSZE CZYTANIE (So 3,14-18a)

Radość, o której mówi prorok Sofoniasz, dzieje się w teraźniejszości, choć powód tej radości leży w przyszłości, w obietnicy przyjścia Pana: „Owego dnia powiedzą Jerozolimie: Nie bój się, Syjonie! […] Pan, twój Bóg jest pośród Ciebie […]. On uniesie się weselem nad Tobą, odnowi swą miłość”. Czas oczekiwania na spełnienie obietnicy, jeśli jest to obietnica pewna, niezawodna, jest już czasem radości. Wierność Boga jest fundamentem tej radości, dlatego już możemy się cieszyć, oczekując nadchodzących wydarzeń.

Czytanie z Księgi proroka Sofoniasza
Wyśpiewuj, Córo Syjońska,
podnieś radosny okrzyk, Izraelu!
Ciesz się i wesel z całego serca,
Córo Jeruzalem!
Pan oddalił wyroki na ciebie,
usunął twego nieprzyjaciela:
król Izraela, Pan, jest pośród ciebie,
już nie będziesz bała się złego.
Owego dnia powiedzą Jerozolimie:
«Nie bój się, Syjonie!
Niech nie słabną twe ręce!».
Pan, twój Bóg jest pośród ciebie,
Mocarz, który daje zbawienie.
On uniesie się weselem nad tobą,
odnowi swą miłość,
wzniesie okrzyk radości,
jak w dniu uroczystego święta.

PSALM (Iz 12,2-3.4bcd.5-6)

Dobro, które dzieli się z innymi, doznaje pomnożenia. Radość z obecności Pana nie powinna być prywatna, lecz ma ogarniać cały świat – dlatego wspólnie śpiewajmy:

Refren: Głośmy z weselem, Bóg jest między nami.

Oto Bóg jest moim zbawieniem, *
będę miał ufność i bać się nie będę.
Bo Pan jest moją mocą i pieśnią, *
On stał się dla mnie zbawieniem. Ref.

Wy zaś z weselem czerpać będziecie wodę *
ze zdrojów zbawienia.
Chwalcie Pana, wzywajcie Jego imienia, †
dajcie poznać Jego dzieła między narodami, *
przypominajcie, że wspaniałe jest imię Jego. Ref.
Śpiewajcie Panu, bo uczynił wzniosłe rzeczy, *
niech to będzie wiadome po całej ziemi.
Wznoś okrzyki i wołaj z radości, mieszkanko Syjonu, *
bo wielki jest pośród ciebie, Święty Izraela. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (Flp 4,4-7)

Obecności i bliskości Chrystusa towarzyszy pokój i radość. Święty Paweł zna je dobrze, bo sam ich doświadczał. Jego serdecznym życzeniem jest, abyśmy się osobiście o tym przekonali.

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Filipian
Bracia:
Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech wasza łagodność będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem.
A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Iz 61,1)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Duch Pański nade mną,
posłał mnie głosić dobrą nowinę ubogim.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Łk 3,10-18)

Dzisiejsza Ewangelia przekazuje rady, jakich udziela Jan Chrzciciel tym, którzy szczerze chcą rozpocząć nowe życie. Wszystkie dadzą się sprowadzić do przykazania miłości, które było znane już w Starym Testamencie. Jan Chrzciciel wzywa do nawrócenia poprzez chrzest z wody, który jest znakiem wewnętrznej przemiany, mającej swój konkretny wyraz w praktykowaniu miłości. Chrystus, który po nim przyjdzie, przyniesie całkiem inny środek oczyszczenia: łaskę, dar Ducha Świętego, który wypali korzeń zła i rozleje w sercu miłość.

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza
Gdy Jan nauczał, pytały go tłumy: «Cóż więc mamy czynić?».
On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni».
Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: «Nauczycielu, co mamy czynić?».
On im odpowiadał: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono».
Pytali go też i żołnierze: «A my, co mamy czynić?».
On im odpowiadał: «Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie».
Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym».
Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/954/part/2

**************

Katecheza

 Błogosławione Męczennice Drińskie (†1941) – orędowniczki pokoju

 Pochodziły z różnych krajów, ale połączyło je powołanie zakonne, ukochanie Boga i służba bliźnim. Nie wyróżniały się specjalnie spośród tysięcy innych sióstr zakonnych i pewnie nikt by o nich dziś nie pamiętał, gdyby nie wspólnie poniesiona dla Chrystusa śmierć.

W zakonnej wspólnocie
Późniejsze męczennice i błogosławione należały do Zgromadzenia Córek Bożej Miłości i tworzyły wspólnotę w podsarajewskiej miejscowości Pale (dzisiejsza Bośnia i Hercegowina). Przełożona s. M. Jula Ivanišević, z pochodzenia Chorwatka, miała 48 lat. Cechowało ją wielkie zaufanie do Bożej Opatrzności i matczyne serce dla sióstr. Seniorka, 76-letnia s. M. Berchmana Leidenix, była Austriaczką. Niemal przez całe życie pracowała jako nauczycielka w różnych szkołach zgromadzenia w Bośni. Udzielała korepetycji dzieciom katolików, prawosławnych, żydów i muzułmanów, dlatego nazywano ją: siostrą turecką lub serbską matką. W czasie I wojny światowej ofiarnie pracowała w szpitalu wojskowym. Kilka lat była też mistrzynią nowicjuszek. Ze Słowenii pochodziły s. M. Krizina Bojanc i s. M. Antonija Fabjan. Pierwsza wstąpiła do zakonu dopiero w wieku 36 lat, gdyż musiała pomóc matce w prowadzeniu gospodarstwa i wychowaniu młodszego rodzeństwa. Najczęściej pracowała w polu, stajni i pralni. Przy spełnianiu obowiązków odznaczała się cichością i rozmodleniem. Niekiedy wyrażała pragnienie, by umrzeć męczeńską śmiercią; w 1941 r. skończyła 56 lat. Siostra Fabjan miała 34 lata, jako jedenastolatka została sierotą i była wychowywana przez ciotkę. W klasztorze pełniła różne posługi domowe oraz pracowała w pralni i polu. Z kolei licząca 29 lat s. M. Bernadeta Banja, Chorwatka węgierskiego pochodzenia, była kucharką. Może z powodu małego wzrostu przykładała wielką wagę do wierności w małych rzeczach, które wykonywała z poświęceniem i dokładnością.

Wojenna zawierucha
Klasztor w Pale był miejscem rekonwalescencji i wypoczynku dla sióstr z innych wspólnot. Tutejsze Córki Bożej Miłości włączały się w pracę duszpasterską oraz pomagały okolicznej ludności, opiekując się chorymi i wspomagając potrzebujących bez względu na wyznanie czy narodowość. Z tych względów siostry, mimo zbliżającego się niebezpieczeństwa, zdecydowały się pozostać na miejscu. Swoimi modlitwami i ofiarami błagały Boga o pokój dla świata, a zwłaszcza dla Bośni. 11 grudnia 1941 r. grupa czetników (serbskich partyzantów) splądrowała i spaliła klasztor, a zakonnice uprowadziła. Bez odpowiedniego obuwia i odzieży, po wielogodzinnych marszach w górskim terenie siostry szybko opadły z sił. Wyczerpaną s. Berchmanę napastnicy zostawili pod nadzorem w pewnej chacie, aby nie opóźniała pochodu. Świadkowie podają, że takie traktowanie tych pięciu kobiet było wynikiem nienawiści do Kościoła i stanu zakonnego.

Chwalebna śmierć
W milczeniu i z modlitwą siostry znosiły swój niepewny los. 15 grudnia dotarły do miasta Goražde, gdzie zamknięto je w budynku koszar. W nocy do ich pokoju wpadli czetnicy, którzy zaczęli je nagabywać. Gdy zdecydowanie odmówiły, zaczęli zdzierać z nich habity. W takiej sytuacji s. Jula otwarła okno i skoczyła, po niej uczyniły to pozostałe siostry. Okaleczone i obolałe próbowały się ratować, ale napastnicy dopadli je i zadźgali sztyletami, a następnego dnia nagie ciała zepchnęli do rzeki Driny. Nieświadomą niczego s. Berchmanę Leidenix zabito 23 grudnia w lesie koło Sjetliny. Beatyfikacja męczennic odbyła się w Sarajewie 24 września 2011 r. Ich liturgiczne wspomnienie przypada 15 grudnia.

br. Marek Urbaniak – brat szkolny

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/954/part/3

**************

Rozważanie

 Cóż więc mamy czynić? (Łk 3, 10).

Bycie uczniem Chrystusa nie może realizować się tylko na płaszczyźnie umysłu, uczuć, pragnień i wewnętrznych przeżyć. Wszystko to jest ważne, ale potrzeba czegoś więcej. Człowiek jest odbierany i oceniany przez pryzmat tego, co mówi i co robi, dlatego słowo Boże musi być przełożone na język praktyki życia codziennego. Ludzie przychodzący do Jana Chrzciciela, słysząc wezwanie do nawrócenia, ujęci zapałem i wolą przemiany swojego życia, pytali proroka: „Co mamy czynić?”. Co mieli czynić, aby spotkać Mesjasza, na którego od tylu już lat czekali? Co ja mam czynić, aby nie przegapić momentu, w którym Chrystus przyjdzie? On jest stale obecny przy nas, w nas samych, w bliźnich. Trzeba być świadomym Jego obecności, trzeba odnajdywać Go wszędzie tam, gdzie On jest. Co więc czynić? Jeśli masz dwie suknie, daj jedną temu, kto nie ma, a znajdziesz Jezusa żyjącego w ubogim. Podziel się tym, co masz: chlebem, dobrym słowem, uśmiechem. Służba miłości jest jedyną odpowiedzią na pytanie, co zrobić, aby spotkać Jezusa.

Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/954/part/4

********************

3.niedziela.adwentu

 

 

 

 

 

 

 

 

Adwentowe pytania
Abp Wacław Depo

Teksty Pisma Świętego, które przedkłada nam Kościół w czasie Adwentu, mają nas przygotować na wielorakie formy przychodzenia i obecności Pana. Przewodnikami na tych drogach są ludzie wybrani przez Boga i przemawiający w Jego imieniu: Izajasz, Jeremiasz, Baruch, Sofoniasz czy ostatni z proroków – Jan Chrzciciel. Zasadniczą treścią ich posłannictwa było wskazywanie i przybliżanie do tajemnicy Mesjasza i Jego misji wobec człowieka i całego świata. Głosy proroków przygotowywały drogę Jego przyjścia, najpierw poprzez wezwania do nawrócenia i przemiany serc ku Bogu, a dopiero później do zmiany struktur i układów polityczno-społecznych. „Cóż mamy czynić?” – to pytanie powracało niezmiennie wobec każdego z proroków. Gdy lud w napięciu oczekiwał odpowiedzi, otrzymywał wskazania: „«Niech nie słabną twe ręce!». Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz, który daje zbawienie” (So 3, 16-17).
Rozważmy przykład, który jest bardzo charakterystyczny dla naszych czasów. Otóż na gmachu ONZ w Nowym Jorku znajdują się słowa proroka Izajasza: „Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy.
Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny” (Iz 2, 4).
Tymczasem doświadczenie uczy nas, że zarówno człowiek, jak i światowe czy narodowe organizacje zdają się zapominać o słowach, które Izajasz napisał nieco wcześniej – że stanie się tak wówczas, kiedy wszystkie narody zrozumieją i rzekną: „Chodźcie, wstąpmy na górę Pańską, do świątyni Boga Jakuba!
Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami” (Iz 2, 3).
Musimy uznać, że bez odniesienia do Boga nie potrafimy rozróżniać głosów, które przychodzą ze świata. Wrzaskliwość bowiem głosów lansujących „kulturę bez Boga”, „tak jakby Boga nie było”, jest coraz większa. Tym bardziej więc – jak zaznacza św. Jan Paweł II: „Trzeba jednakże rozważyć, co jest większym brzemieniem: czy prawda, nawet bardzo wymagająca, czy też pozór prawdy, stwarzający złudzenie poprawności moralnej (…). Odchodzenie od tej prawdy nie jest żadną tendencją rozwojową. Nie może być uznane za miarę «etycznego postępu»”.
„Cóż mamy czynić?” – pytamy w duchu dzisiejszej Ewangelii. Cóż dzieje się z nami: dorosłymi, młodymi, a nawet dziećmi „uwodzonymi i zawłaszczanymi” przez przewrotne kłamstwa typu: „alkohol i narkotyki wzbogacają życie”; „pożądanie seksualne jest głęboką radością”; „świat to wielkie «party» dla konsumpcji”; „bunt przeciw Bogu daje prawdziwą wolność i pokój”?
Przeciw takiej beznadziei wszystkich pokoleń ludzi przyszedł i wciąż przychodzi Chrystus, który „chrzci nas Duchem Świętym i ogniem”. To On posyła nam swojego Ducha, aby „doprowadził nas do całej prawdy, aby przekonywał świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” (por. J 16, 8. 13). Wobec pychy racjonalizmu i bożka wolności, która relatywizuje wszystko, Chrystus objawia niezmiennie swoją prawdę: prostotę Pierwszego Przyjścia w tajemnicy Wcielenia, upokorzenie Ukrzyżowanego Syna Bożego, zwycięstwo Zmartwychwstania i adwent Drugiego Przyjścia, przeżywany w tajemnicy Kościoła. Drugie Przyjście Chrystusa będzie ostateczną konfrontacją dziejów świata i Odkupienia. Dlatego też wiara nasza musi być „żywą pamięcią” o Bożych przykazaniach dopełnionych Ewangelią zbawienia. A będąc „żywą pamięcią” o bliskości i działaniu Boga, musi być wolną odpowiedzią człowieka, który żyje poznaną prawdą.

https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&cad=rja&uact=8&ved=0ahUKEwiun92mqdjJAhXFXBQKHS8fBC8QFggcMAA&url=http%3A%2F%2Fliturgia.niedziela.pl%2F%3Fdata%3D2015-12-13&usg=AFQjCNE0YILgIjCrI5HRkZFcRpM7ikgykQ

****************

www.mateusz.pl/czytania
13 GRUDNIA 2015
III niedziela Adwentu

Dzisiejsze czytania: So 3,14-18a; Iz 12,2-6; Flp 4,4-7; Iz 61,1; Łk 3,10-18
Rozważania i homilie: Oremus · ks. M. Pohl · ks. E. Staniek

(So 3,14-18a)
Wyśpiewuj, Córo Syjońska! Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem! Oddalił Pan wyroki na ciebie, usunął twego nieprzyjaciela: król Izraela, Pan, jest pośród ciebie, nie będziesz już bała się złego. Owego dnia powiedzą Jerozolimie: Nie bój się, Syjonie! Niech nie słabną twe ręce! Pan, twój Bóg jest pośród ciebie, Mocarz – On zbawi, uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości, (jak w dniu uroczystego święta).
(Ps: Iz 12,2-6)
REFREN: Głośmy z weselem, Bóg jest między nami.
Oto Bóg jest moim zbawieniem,
będę miał ufność i bać się nie będę.
Bo Pan jest moją mocą i pieśnią,
On stał się dla mnie zbawieniem.
Wy zaś z weselem czerpać będziecie wodę
ze zdrojów zbawienia.
Chwalcie Pana, wzywajcie Jego imienia,
dajcie poznać Jego dzieła między narodami,
przypominajcie, że wspaniałe jest imię Jego.
Śpiewajcie Panu, bo uczynił wzniosłe rzeczy,
niech to będzie wiadome po całej ziemi.
Wznoś okrzyki i wołaj z radości, mieszkanko Syjonu,
bo wielki jest pośród ciebie, Święty Izraela.
(Flp 4,4-7)
Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.
(Iz 61,1)
Duch Pana Boga nade mną, posłał mnie głosić dobrą nowinę ubogim.
(Łk 3,10-18)
Pytały go tłumy: Cóż więc mamy czynić? On im odpowiadał: Kto ma dwie suknie, niech [jedną] da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni. Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: Nauczycielu, co mamy czynić? On im odpowiadał: Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono. Pytali go też i żołnierze: A my, co mamy czynić? On im odpowiadał: Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie. Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym. Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.

„Pan jest blisko” nie tylko dlatego, że na horyzoncie widać już Boże Narodzenie. Pan jest blisko każdego dnia. Jest blisko, ponieważ uczestniczymy w Eucharystii. Jest blisko, bo obok nas jest bliźni. A więc „co mamy czynić?” – z takim pytaniem zwracamy się do Jana Chrzciciela. A on odpowiada niezwykle prosto i daje nam do zrozumienia, że mamy być tam, gdzie jesteśmy. Mamy wykonywać uczciwie wszystkie obowiązki, porzucić to, co w naszym życiu złe, i ufać Bogu. On sam nas znajdzie. Spotkamy Go naszej codzienności.
O. Jakub Kruczek OP, „Oremus” grudzień 2003, s. 62

„Co mamy czynić?”
Dzisiejsza Ewangelia ma wybitnie praktyczny charakter i bardzo konkretną wymowę. I chociaż jej pouczenia dotyczyły czasów i warunków sprzed dwóch tysięcy lat, to jednak ich treść jest uniwersalna i łatwo przełożyć ją na język współczesności.
Co charakterystyczne, Jan kierował swoje kazania i napomnienia do wszystkich, do najszerszych rzesz ludzi, ale nie od wszystkich usłyszał odzew. A ci, od których usłyszał, byli to na ogół ludzie z marginesu, anonimowe tłumy, celnicy, najemni żołnierze, ludzie znani raczej z niezbyt dobrego prowadzenia się. W każdym razie, wśród pilnych słuchaczy Jana na pewno zabrakło tych, od których należałoby się spodziewać wzoru i przykładu nawrócenia – arcykapłanów i faryzeuszy. Zapewne powodem było ich przeświadczenie o własnej bezgrzeszności i zgubna pewność siebie.
Trzeba to mocno podkreślić, bo i dzisiaj wśród tzw. „porządnych” katolików wielu jest takich, którzy uważają, że nie mają się z czego nawracać, że nie mają grzechów do odpuszczania – tłumaczą się najczęściej: „przecież nikogo nie zabiłem, nie mam więc z czego się spowiadać”. Oni nie potrzebują żadnych Janów Chrzcicieli ani Zbawicielów, w ogóle nie potrzebują żadnych pouczeń, bo są sami najmądrzejsi, a najchętniej jeszcze pouczaliby innych. Nie ma gorszej sytuacji człowieka.
W o ileż lepszym położeniu są ewidentni grzesznicy, świadomi swoich grzechów. W zasadzie nie mają oni złudzeń odnośnie siebie i swojego stanu duszy. Będąc jednak „na minusie”, pragną zmiany swojej sytuacji. Może nie zawsze wierzą w jej możliwość, może nie są zdolni do podjęcia konkretnych i wiążących decyzji zrywających z grzechem, ale też i nie roszczą sobie pretensji do przeświadczenia o swej doskonałości. Tacy ludzie chętnie słuchają kazań, choć często brzmią one dla nich jedynie jak piękna, nierealna bajka.
Jednakże jeśli wsłuchamy się uważnie w ton pouczeń Janowych, zauważymy, że dla Jana stan idealny nie oznacza wcale jakichś nadzwyczajnych czy heroicznych postaw. Można by w zasadzie powiedzieć, że ideałem dla Jana jest po prostu normalność, tylko to, co konieczne. Nazywa się to sprawiedliwością: oddać każdemu to, co się należy i wymagać od siebie tego, do czego się jest zobowiązanym. Czyli nic nadzwyczajnego, nic ponad przeciętną.
Ale zarazem doskonale wiemy, jak trudno ten standard normalności zachować. Kto wie, może właśnie uczciwość i sprawiedliwość jest dziś największym problemem życia? Wypełnianie swoich zwyczajnych obowiązków, tego, co się samo przez się należy? To prawda, tłumaczymy się, że przykład idzie z góry i faktycznie, nie jest to na ogół przykład budujący. Ale ostatecznie każdy będzie odpowiadał sam za siebie, i to w pierwszym rzędzie za to, co obowiązkowe.
Jedno jeszcze trzeba zauważyć: Jan w swoich kazaniach reprezentuje i powołuje się na etykę naturalną, na prawo i zobowiązania zapisane w ludzkiej naturze i zasadach życia społecznego. Bóg w swoim prawie objawionym przez Chrystusa i zapisanym w sercach przez Ducha Świętego, oczekuje już czegoś znacznie więcej. Ale też i chrzest Ducha Świętego uzdalnia nas do czegoś więcej niż chrzest wodą. Dlatego też, jeśli uważamy się za chrześcijan, musimy odpowiednio do tego ustawić dla siebie poprzeczkę wymagań. Ten, który jest nieskończenie mocniejszy od Jana i od każdego z nas, da nam siłę, abyśmy temu sprostali.
Ks. Mariusz Pohl

„Cóż więc mamy czynić?”
Udały się Janowi adwentowe rekolekcje. Ludzie słuchali uważnie. Nauka Chrzciciela docierała do ich serc i umysłów. Przeżywali to spotkanie głęboko, ponieważ przychodzili, wyznawali grzechy i przyjmowali chrzest pokuty. To jednak jeszcze nie jest sukcesem kaznodziei. Można wyłożyć prawdę tak jasno, że ludzie wiedzą, co jest dobre a co złe; można wzruszyć tak mocno, że zdobędą się na spowiedź, ale to jeszcze nie wszystko. Najważniejsze jest wezwać słuchaczy do czynu. Janowi się to udało. Podchodzili do niego i stawiali najważniejsze pytanie: Co mamy czynić?
Jan przekonał słuchaczy nie tylko o potrzebie opuszczenia drogi nieprawości, ale i o konieczności wejścia na drogę pełnienia woli Bożej, na drogę czynu. Każdy kaznodzieja mógłby mu pozazdrościć takiego sukcesu.
Co mamy czynić? — oto adwentowe pytanie. Trzeba by postawił je każdy chrześcijanin, by postawiły je grupy zawodowe — górnicy, hutnicy, lekarze, kolejarze, rolnicy, nauczyciele. Winien je postawić cały naród. Udzielenie na nie odpowiedzi, a następnie podjęcie czynu decyduje o nadziei, z jaką możemy spojrzeć w przyszłość.
Do postawienia tego pytania wzywał Jan Paweł II. On, tak jak Jan, głosił do nas adwentowe rekolekcje — wyjaśniał, nauczał, wzruszał, ale w niewielkim stopniu udało mu się skłonić nas do postawienia pytania: Co mamy czynić? Nie udało mu się wezwać nas do czynu, mimo że na wzór Jana Chrzciciela kierował swe słowo do wszystkich grup w naszej Ojczyźnie, począwszy od dzieci, a skończywszy na ludziach piastujących władzę w Kościele i państwie.
Nasz naród jest zasypany słowem. Ono przypomina pianę, którą straż gasi groźny ogień. Potrzebna jest więc oliwa wielkich czynów, która podsyci ogień i odniesie zwycięstwo nad pianą słowa. Cała Ewangelia to czyn. Gdyby to były tylko piękne słowa, jej ogień już dawno wygasłby na ziemi. Chrystus jednak w każdym pokoleniu ma ludzi czynu i oni decydują o trwaniu i życiu Jego Kościoła.
Adwent to czas głębokiej refleksji nad skutecznością słowa i wagą czynu. Bóg wzywa do twórczego milczenia, w którym można usłyszeć Jego odpowiedź na pytanie: Co mamy czynić? A z chwilą gdy ta odpowiedź dotrze do nas, należy uczynić wszystko, by wcielić ją w życie. Tajemnica Bożego Narodzenia to tajemnica wcielenia Słowa Bożego. „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” /J 1, 14/. Nasze słowo tylko o tyle przedstawia wartość, o ile zamienia się w czyn. Dziś zarówno Ojczyzna, jak Kościół czeka nie na słowo, lecz na czyny.
Jest rzeczą znamienną, że Jan zajmował się etyką zawodową. Przybywali do niego z konkretnym pytaniem: co mamy czynić — przedstawiciele administracji, żołnierze, wychowawcy, a nawet sam Herod. Odpowiadał jasno, wzywał do szacunku wobec Bożego prawa, do uczciwości i odpowiedzialności. Wiedział, że prawdziwa reforma, którą miał w wymiarze religijnym kontynuować Chrystus, musi być oparta na fundamencie dobrze ustawionej etyki zawodowej. To ona decyduje o sukcesach w życiu społecznym i gospodarczym. Podejście Jana Chrzciciela nic nie straciło ze swej aktualności.
Ks. Edward Staniek

Skupienie
Znalezienie czasu i miejsca na modlitwę to troska o zewnętrzne warunki potrzebne dla spotkania z Bogiem. One jednak same nie wystarczą. Potrzebne jest wewnętrzne wyłączenie z otaczającego nas świata i skoncentrowanie uwagi na samym spotkaniu, na obecności Boga oraz na treści rozmowy z Nim. W normalnym rytmie dnia jesteśmy wprost bombardowani dziesiątkami spraw, które dostrzegamy, o których myślimy. To one wypełniają nasz umysł, serce, one podnoszą temperaturę naszych uczuć, one wywierają nacisk na wolę. Chcąc wejść w spotkanie z Bogiem, potrzebna jest umiejętność nabrania dystansu do tej otaczającej nas rzeczywistości, potrzebne jest skupienie. To sprawność, którą należy wypracować, i to możliwie w wysokim stopniu.
Najważniejszym momentem w doskonaleniu skupienia jest ten, w którym człowiek odkrywa, iż jest to sprawność nieodzownie potrzebna dla twórczego wykorzystania życia na ziemi. W skupieniu nie chodzi tylko o modlitwę, w skupieniu chodzi o życie. Nie ma bowiem mowy o właściwym przeżyciu jednego dnia bez skupienia. Bez niego człowiek nie potrafi uczynić nic wielkiego.
Błąd wielu, zwłaszcza młodych ludzi polega na tym, iż sądzą, że można życie przeżyć na tzw. „luzie”, tzn. dać się unosić fali chwili obecnej. Stąd próby budowania w sposób tani niewielkiej tratwy i zdanie się na prądy życia społecznego, które unoszą człowieka tam, gdzie chcą. Oto przestronna i wygodna droga, o której wspomina Chrystus.
Kto ma odwagę kształtować swoje życie i sięgać po wartości wielkie, musi się nauczyć pływać pod prąd, a to wymaga nie tylko wysiłku, lecz i wielkiej koncentracji uwagi, skupienia. Muzyk musi się skoncentrować, zanim uderzy w klawiaturę, matematyk musi wejść w głąb świata cyfr i podłączyć do niego komputer swego umysłu, według ściśle określonego programu. Chirurg operujący chorego często przez dwie i trzy godziny musi maksymalnie skoncentrować uwagę na każdym ruchu ręki, jeśli chce, by pacjent wrócił do zdrowia. Takie skupienie kosztuje mnóstwo energii, mobilizacji wszystkich sił człowieka i każda jego minuta wyczerpuje więcej niż ciężka praca górnika, którą w pewnym momencie można wykonywać prawie mechanicznie.
To samo obserwujemy w życiu codziennym. Słucham muzyki — im uważniej nastawię ucho na odbiór, tym pełniej chłonę bogactwo dźwięków. Wędruję przez las, zapominam stopniowo o karuzeli miasta, spraw, ludzi. Czuję się jakbym składał z ramion ciężki plecak. Płuca delektują się świeżym powietrzem, oczy pięknem otaczającej przestrzeni, ucho szumem drzew. Bogactwo lasu przelewa się w moje wnętrze. Jeśli nie potrafię się wyłączyć z życia codziennego, przejdę przez las i nawet nie zauważę jego tajemnicy.
Skupienia wymaga każda praca. Uczennica rozkojarzona nie lubi szkoły, nienawidzi książki. Życie jej pełne jest cierpienia i konfliktów z całym otoczeniem, w domu z rodzicami, w szkole z nauczycielami, nawet z koleżankami, bo ciągle coś psuje, rozbije, zaniedba, spóźni się, zapomni. Dostrzega to młoda nauczycielka, która rozpoczęła pracę. Indywidualne rozmowy i cykl ćwiczeń z zakresu skupienia. Po kilku miesiącach Joanna z pasją czyta książki, z radością wędruje do szkoły. Ma teraz wiele czasu do dyspozycji. To, co dotychczas robiła trzy godziny, teraz potrafi zrobić za dwadzieścia minut. Oto owoc skupienia.
Najczęściej podejmujemy wysiłek skupienia dopiero na modlitwie. Tymczasem ten, kto chce przez kilkanaście minut skoncentrować się na spotkaniu z Bogiem, winien być skupiony przez cały dzień. Jeśli się mu to uda, nie będzie najmniejszych problemów ze skupieniem na modlitwie. Jeśli się nie uda, czas modlitwy zamieni się w walkę z roztargnieniem i zamiast pokoju wypełni wnętrze człowieka niesmakiem nieudanej modlitwy.
Jan Chrzciciel promieniujący wielkim autorytetem moralnym i religijnym jest wzorem człowieka wewnętrznie zmobilizowanego, skupionego. Jego odpowiedzi na pytania stawiane przez żołnierzy, bankierów, wychowawców, a nawet ludzi władzy, świadczą o doskonałej znajomości życia i jego praw. Lapidarność wypowiedzi, wyważenie każdego słowa mówią o jego skupieniu. O wielkości człowieka w dużej mierze decyduje opanowanie sztuki skupienia. Adwent to czas wyciszenia, czas wewnętrznej mobilizacji, czas skupienia.
Ks. Edward Staniek

„Oto Bóg jest zbawieniem moim! Będę miał ufność i nie ulękną się” (Iz 12, 2)
Wobec zbliżającego się Bożego Narodzenia liturgia wzywa nas do radości z powodu wielkiego wydarzenia zbawczego, które niedługo będzie obchodzić, nie przestając równocześnie nawoływać do nawrócenia. O radości mówią dwa pierwsze czytania. „Wyśpiewuj, Córo Syjońska! Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem!” (So 3, 14). Powodem tak wielkiej radości jest nie tylko odnowienie Jerozolimy, lecz mesjańska obietnica, która daje zakosztować prorokowi obecności Boga wśród swojego ludu: „Owego dnia powiedzą… Pan, twój Bóg, pośród ciebie; On Mocarz i Zbawiciel” (tamże 16–17). „Ów dzień” tak radosny będzie dniem narodzenia Jezusa w Betlejem. Wówczas Pan będzie obecny na świecie w sposób realny, stając się człowiekiem między ludźmi, aby być Zbawicielem wszystkich. Jeśli Jerozolima radowała się oczekując „owego dnia”, Kościół każdego roku wspomina go z radością o wiele większą. Tam była obietnica i nadzieja, tutaj jest rzeczywistość, fakt dokonany. Nie wyklucza to jednak nadziei, ponieważ człowiek jest zawsze w drodze do Pana, który już przyszedł w ciele, a powróci w chwale na końcu czasów. Pielgrzymowanie Kościoła zamyka się między tymi dwoma wydarzeniami, I jak Kościół raduje się z pierwszego, tak też weseli się z powodu ostatniego i zachęca swoich synów do radowania się z nim: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!… Pan jest blisko!” (Flp 4, 4–5). Blisko, ponieważ już przyszedł, blisko, bo powróci; blisko, bo temu, kto Go szuka z miłością, z okazji każdego Bożego Narodzenia przynosi nową łaskę, aby mógł odkryć Pana i zjednoczyć się z Nim na nowo i jeszcze ściślej.
Św. Paweł, jako przygotowanie na przyjście Pana, razem z radością zaleca dobroć: „Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność” (tamże 5). Kładzie na to nacisk Ewangelia poprzez przepowiadanie Jana Chrzciciela przygotowujące ludzi na przyjście Mesjasza. „Cóż więc mamy czynić?” (Łk 3, 10), pytały go tłumy, które się schodziły, by go słuchać. A on odpowiadał: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni” (tamże 11). Miłość ku bliźniemu złączona z miłością ku Bogu jest punktem centralnym nawrócenia. Człowiek egoista, zatroskany tylko o swoje sprawy, musi zmienić swoje nastawienie i zwrócić się ku potrzebom i dobru braci. Również celnikom i żołnierzom, którzy go pytali, Jan stawiał program sprawiedliwości i miłości: nie pobierać więcej ponad to, co się należy, nie znęcać się, nie uciskać bliźniego, poprzestawać na swojej zapłacie. Chrzciciel nie żądał wielkich czynów, lecz miłości bliźniego, objawiającej się konkretną wielkodusznością względem potrzebujących i uczciwością w wykonywaniu własnego zawodu. To był wstęp do przykazania miłości, na które Jezus miał położyć tak wielki nacisk. Wystarczy stanąć całym sercem na tej drodze, by przygotować się godnie na Boże Narodzenie. Jezus rodząc się pragnie być przyjętym nie tylko osobiście, lecz w każdym człowieku, a przede wszystkim w ubogich, uciśnionych, z którymi tak chętnie się utożsamia: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść… byłem nagi, a przyodzialiście Mnie” (Mt 25, 35–36).
Oczekujemy dnia rocznicy Twego Narodzenia, o Jezu, i według Twojej obietnicy ujrzymy je niebawem… Spraw, aby nasza dusza, wznosząc się ponad siebie samą, zerwała się upojona radością na Twoje spotkanie, gdy przychodzisz, zwrócona całkowicie naprzód z gwałtownym żarem, pragnąc kontemplować to, co ma przyjść…
O Panie, przyjdź do nas, jeszcze przed Twoim adwentem, zanim ukażesz się całemu światu, przyjdź i nawiedź nasze serce… Przyjdź teraz i nawiedź nas w czasie miedzy pierwszym a ostatnim Twoim przyjściem, aby Twoje pierwsze przyjście nie było dla nas bezużyteczne, a ostatnie nie przyniosło nam wyroku potępienia. Swoim obecnym przyjściem starasz się poprawić naszą pychę, upodabniając nas do swojej pokory, tak jak ją objawiłeś podczas Twojego pierwszego przyjścia. Wówczas będziesz mógł przemienić nasze nędzne ciało, czyniąc je podobnym do Twojego ciała chwalebnego, które okaże się w chwili Twojego powrotu przy końcu wieków. Dlatego błagamy Cię naszą żarliwą modlitwą i z zapałem: przygotuj nas, abyśmy zasłużyli na te odwiedziny osobiste, jakie nam daje łaska pierwszego przyjścia, a obiecuje chwała ostatniego. Ponieważ Ty, o Boże miłujesz miłosierdzie i prawdę, dasz nam łaskę i chwałę. W miłosierdziu swoim udzielisz nam łaski, a prawdzie swojej nie poskąpisz chwały (zob. Guerrico D’Igny).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 94

http://mateusz.pl/czytania/2015/20151213.htm

******************

Trzecia Niedziela Adwentu

0,11 / 11,10

Świętowanie pamiątki pierwszego historycznego przyjścia Syna Bożego już blisko. Pochylając się nad dzisiejszym fragmentem Ewangelii, zastanów się nad sensem chrześcijańskiej radości. Na czym ona polega? Czym, lub Kim ona jest? Czym, lub Kim winna być?

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
(Łk 13, 10-18)

Gdy Jan nauczał, pytały go tłumy: «Cóż więc mamy czynić?». On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni». Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: «Nauczycielu, co mamy czynić?». On im odpowiadał: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono». Pytali go też i żołnierze: «A my, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie». Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym». Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.„Co mamy czynić?”. Takie pytanie zadają ludzie Janowi Chrzcicielowi nad Jordanem. On chrzcił wodą na znak nawrócenia, lecz nie on miał być najistotniejszy. Po nim nadchodzi Ten, który „chrzcić będzie Duchem Świętym” i któremu Jan  „nie jest godzien rozwiązać rzemienia u sandałów”. Przyjdzie z wiejadłem w ręku dla oczyszczenia swego omłotu. „Pszenicę” – czyli tych którzy przyjęli Go i ofiarowane przez Niego zbawienie – „zbierze do spichlerza”, a „plewy” – czyli tych, którzy Go odrzucili i wzgardzili zbawieniem – „spali w ogniu nieugaszonym”.

„Co mamy czynić?”. Przede wszystkim mamy wykorzystać czas dany przez Boga, czas, który mamy jeszcze do dyspozycji. Trzeba przeżyć wewnętrzną przemianę, porzucić starego człowieka, a przyoblec nowego, przemienionego łaską Bożą.

Niech wiatr i ogień Ducha Świętego stawia cię w prawdzie o tobie. Przez sakrament pokuty, dzięki Bożemu działaniu, staraj się żyć prawdą. Świat jest, jaki jest, to mieszanina wartościowego ziarna i bezwartościowych plew. Jednak to nie będzie trwało wiecznie. Nadchodzi Bóg. Przychodzi żeby nas „przewietrzyć” oraz oczyścić. Przychodzi jako ogień, aby nas wypalić i oczyścić.

Proś dziś Boga, byś mógł rozradować się prawdziwie w swoim sercu. Proś także o łaskę przemiany i nawrócenia, bo dopiero wtedy będziesz uczestnikiem prawdziwej Bożej radości.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
************

#Ewangelia: Tak zaczyna działać Bóg

Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: “Cóż mamy czynić?” On im odpowiadał: “Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni”.

 

Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali Go: “Nauczycielu, co mamy czynić?” On im odpowiadał: “Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono”.

 

Pytali go też i żołnierze: “A my, co mamy czynić?” On im odpowiadał: “Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie”.

 

Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: “Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”. Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.

 

Łk 3, 10-18

 

Komentarz do Ewangelii:
Jaka jest różnica między chrztem “wodą”, a chrztem “Duchem Świętym i ogniem”? Różnica polega na zaangażowaniu Boga. Chrzest “wodą” to tylko ludzka aktywność.

 

Chrzest “Duchem Świętym” to aktywność Boga, na którą człowiek przyzwala. Bóg przychodzi działać w naszym życiu. Nie tylko pouczać i wymagać. Przede wszystkim działać. Jeśli chcemy być pszenicą, nie plewami bez treści odżywczych, musimy pozwolić Bogu działać w naszym życiu, aby wypalał ogniem swojej Miłości egoizm tkwiący w naszych sercach i wpływał na nasze życiowe decyzje.
Chrzest, który otrzymaliśmy to początek bardzo szczególnego Bożego działania w naszym życiu.

*****************

 

_________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________

 

13 grudnia

 

Święta Łucja Święta Łucja, dziewica i męczennica
Święta Odylia (Otylia) Święta Odylia (Otylia), opatka

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Fermo, we Włoszech – bł. Antoniego Grassi, oratorianina. Wcześnie zetknął się z o. Ricci, umiłowanym uczniem św. Filipa Neri. W roku 1609 sam wstąpił do oratorium. Długo sprawował funkcje przełożeńskie w Fermo. Cenili go i rady u niego szukali rozmaici dostojnicy kościelni, w tym także przyszły papież Klemens X. W roku 1649 pośredniczył między zrewoltowanym ludem a kardynałem-gubernatorem. Po upadku na schodach długo był kompletnie unieruchomiony. Zmarł w roku 1671. Czci błogosławionych dostąpił w roku 1900.

oraz:

św. Antiocha, męczennika (+ pocz. II w.); św. Autberta, biskupa (+ ok. 670); świętych męczenników Eustracjusza, Auksencjusza, Eugeniusza, Mardariusza i Orestesa (+ III/IV w.); św. Judoka, prezbitera (+ 669)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/12-13.php3

_________________________________________________________________________________

“Stan wojenny trwa przez całe życie”

histmag.org

Przez jednych nazywany tchórzem, przez innych “bardem Solidarności”. Sam nie lubił szufladkowania i nie zgadzał się ani z jednym, ani z drugim. Kim naprawdę był Jacek Kaczmarski i jaki był jego stosunek do stanu wojennego?

Uważam, że stan wojenny trwa – dla każdego – przez całe życie, od narodzin do śmierci. Zawsze istnieją nowe wyzwania, zawsze jest konieczność wyboru: pomiędzy aktywnością i biernością, buntem i posłuszeństwem, myśleniem i jedzeniem. I dlatego kiedyś śpiewaliśmy o niewoli, teraz – o tym, co zrobić z wolnością.

Tymi słowami Jacek Kaczmarski nadał egzystencjalny charakter wywołującemu wypieki na twarzach Polaków stanowi wojennemu. Można zauważyć u niego chęć pokazania innej twarzy niż tylko “barda stanu wojennego” czy też “barda Solidarności”. To wieczne szufladkowanie jest zresztą niesłuszne i dławiło poetę, czego dowodem jest m.in. powyższy cytat. Kaczmarski miał świadomość, że jego piosenki będą narażone na uporczywe prześwietlanie w poszukiwaniu podtekstów z komunistycznej przeszłości. Najlepszym dowodem na to są słynne “Mury” uznane na przekór autorowi za hymn “Solidarności”:

Patrzy na równy tłumów marsz
Milczy wsłuchany w kroków huk
A mury rosną, rosną, rosną
Łańcuch kołysze się u nóg

Należy jednak pamiętać, że twórczość Jacka to nie tylko “Mury”, “Obława” czy “Zbroja”, lecz także dokonania późniejsze, które są całkowicie wolne od aluzji do czasów komuny, choćby dlatego, że powstały znacznie później (“Wojna postu z karnawałem”, “Dwie skały”). Kaczmarski powinien więc pozostać w pamięci słuchaczy nie tylko jako “bard panny S”, ale przede wszystkim – genialny poeta, który sformułował swoją wielowątkową i oryginalną twórczością system filozoficzny opierający się na szacunku do historii i dziedzictwa narodowego oraz na podkreślaniu niepowtarzalności człowieka.
Powyższy wstęp jest niezbędny, aby przedstawić wizję stanu wojennego w twórczości Kaczmarskiego. Trzeba jednak zaznaczyć, jak ważna jest pamięć o równie doskonałej poetycko, a odmiennej tematycznie części dorobku poety. To z kolei stanowi dobry pretekst do szerszego zapoznania się z jego utworami. Aby jednak uciec od stereotypów, także przy prezentowaniu zagadnienia stanu wojennego (tego grudniowego, politycznego, a nie metafizycznego), należy położyć nacisk na teksty mniej znane Polakom, niemniej godne uwagi. Warto pokazać ich wartość przez prezentację czterech różnych wizji stanu wojennego: przeczuć związanych z nadchodzącymi niepokojami (“Krzyk”), kronikarskiego punktu widzenia na ważne i nie do końca zabliźnione wydarzenia (“List do redakcji Prawdy” z trzynastego grudnia 1981 roku), komentarza w zgrabnej, dowcipnej formie (“Ballada pozytywna”, “Świadectwo”) oraz sformułowania głębszych prawd ogólnych (“Młody las”).
Kolejne pokolenie emigrantów
Należy chyba zacząć od wyjaśnienia faktu, który wykorzystywany jest do wytykania Kaczmarskiemu “antypolskości” czy “tchórzostwa” – jego emigracji w 1981 roku. Nie wszyscy są świadomi, że stan wojenny zastał Jacka za granicą. Kaczmarski ze swoimi kolegami muzykami – Zbyszkiem Łapińskim i Przemkiem Gintrowskim – wyjechał do Francji na koncerty. Okazało się, że jest duże zapotrzebowanie na ich twórczość, więc Gintrowski i Łapiński wrócili do Polski, by odwołać krajowe występy. Jacek został, ponieważ tylko on znał język francuski. Niestety, jego koledzy już nie powrócili, gdyż 13 grudnia 1981 roku ogłoszono stan wojenny i granice zostały zamknięte. Jacek natychmiast sprzeciwił się decyzji władz, zaangażował się w życie emigracji i koncertował pod jej banderą. Tym samym odciął sobie drogę powrotu do ojczyzny. Oskarżenia, sformułowane m.in. przez Waldemara Łysiaka w “Rzeczpospolitej kłamców. Salon” i przez Jerzego Urbana w “Alfabecie Urbana”, że Kaczmarski uciekł, bo stchórzył i z bezpiecznej perspektywy pluł na naród polski, są co najmniej nietrafione, a na pewno nierzetelne. Łatwość ferowania takich wyroków jest bezdyskusyjna, warto jednak znać sprawę, którą się tak jednoznacznie komentuje.
Jacek na emigracji nie mniej przysłużył się Polsce, aniżeli inni, którzy pozostali w kraju. Koncertami na rzecz polskiej opozycji wspierał tych, którzy zostali objęci terrorem. Szybko stał się więc twórcą zakazanym. Jego tomiki były powielane w domowych warunkach i przekazywane z rąk do rąk. To samo działo się z kasetami, potajemnie kopiowanymi. Mój ojciec do dziś wspomina, z jakim namaszczeniem słuchano piosenek Jacka:

To nic, że jakość była koszmarna, najważniejsze, że uczestniczyliśmy w opozycyjnym przedsięwzięciu. Przyjmowaliśmy z łaknieniem poetycki wyraz czasów niepokoju, bo ten niepokój właśnie nas dotykał.

Płyty winylowe Jacka były niemal niedostępne. Nagrany w 1981 roku (będącym czasem przyduszenia systemu komunistycznego) longplay “Krzyk” był oczywiście zakazany. Jednak poradzono sobie z jego kolportowaniem: “Solidarność” Polskich Nagrań ukryła prawie cały nakład tego albumu, by następnie wydawać go w kopertach wokalistki Eleni. Rozsyłano tego zmyślnego konia trojańskiego godzącego w komunę po świecie. Kaczmarski mógł rozbrzmiewać dzięki temu również w okupowanym przez własne siły, zmęczonym i przerażonym kraju. Po zakończeniu stanu wojennego nadal tworzył na emigracji, pracując np. w Radiu Wolna Europa (od 1984 r.).
Poważnie
Pierwszym interesującym nas utworem jest “Krzyk” z 1978 roku. Młody Kaczmarski daje w niej wyraz metafizycznego bólu, który towarzyszy pokoleniom rozszczepionym ważkimi wydarzeniami politycznymi. Tekst zainspirowany jest przez znany obraz Edvarda Muncha o tym samym tytule.

Dlaczego wszyscy ludzie mają zimne twarze
Dlaczego drążą w świetle ciemne korytarze
Dlaczego ciągle muszę biec nad samym skrajem
Dlaczego z mego głosu mało tak zostaje

Sam Kaczmarski tak się wypowiadał o swojej piosence w wywiadzie dla Radia Wrocław z 2001 r.: “Chodziło mi oczywiście o krzyk, o zaznaczenie lęku istnienia, przerażenia światem i wyrażenia buntu jednocześnie.”

Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy
A czy ktoś zrozumie to
Nie kończy się ten straszny most
I nic się nie tłumaczy wprost
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno

Tekst wydaje się przepowiednią, głosem człowieka, który czuje, że zbliża się nieokreślone niebezpieczeństwo. Ogarnięty psychozą strachu (oddaną również szaleńczym rytmem piosenki), próbuje zdławić te przypuszczenia.

Kim jest ten człowiek, który ciągle za mną idzie
Zamknięte oczy ma i wszystko nimi widzi
Wiem, że on wie, że ja się strasznie jego boję
Wiem, że coś mówi, lecz zatkałam uszy swoje

Kaczmarski nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości
Lecz wiem, że już nadchodzi czas
Gdy będzie musiał każdy z was
Uznać ten krzyk, ten krzyk, ten krzyk z mych niemych ust
Za swój

W okresie “solidarnościowego karnawału” (sierpień 1980 – jesień 1981) społeczeństwo polskie czuło podświadomie nadchodzące niebezpieczeństwo. Każdy podejrzewał, że coś jest na rzeczy, ale nikt nie wiedział, o co dokładnie może chodzić. Sam Kaczmarski też nie jest wyrocznią, ale swoim wierszem doskonale oddał nastrój, jaki towarzyszył zapewne wielu ludziom powątpiewającym w zmianę na lepsze. Bardzo szybko okazało się też, że poeta miał rację, wyśpiewując zapamiętale swoje obawy w “niemym krzyku”.
Kolejnym ciekawym, mniej znanym tekstem, jest nawiązujący bezpośrednio do grudniowych wydarzeń “List do redakcji Prawdy” z trzynastego grudnia 1981 roku.

Nie chciałbym być Polakiem
Polakiem być – to wstyd
Nie można ufać takim
Co drugi z nich to Żyd
Co trzeci to literat
Na żołdzie CIA
Co czwarty ksiądz, a teraz
Spiskują wszyscy trzej

Wiersz jest wyrazem negatywnej postawy wobec władzy, która poddała się presji Wschodu i w imię własnego interesu zdradziła ideał wolnej ojczyzny.

Nie chciałbym być Polakiem
Tam nawet w partii smród
Im wille z Cadillakiem
Budują zamiast hut
A w Centralkomitecie
Trwa wciąż frakcyjny spór
Kto słyszał, by na świecie
Do takich doszło bzdur

To prawdziwy, zawadiacki kuksaniec w bok wszystkich, którzy uważali, że polityka Rosji wobec Polaków przyniesie wymierne korzyści. Wiersz streszcza w sobie niemal wszystkie ważne wydarzenia, które zaszły przed trzynastym grudnia (założenie KOR-u i “Solidarności”, komentarz do programu polityki na przyszłość, widmo interwencji). Można więc pokusić się o stwierdzenie, że to swoiste sprawozdanie z sytuacji społecznej i politycznej panującej wówczas w Polsce.

Nie chciałbym być Polakiem
Tam z brudnych swoich nor
Wypełzło trzech łajdaków
I założyło KOR
Demagogiczne hasła
Zalały cały kraj
I proszę: nie ma masła
A nawet kurzych jaj
W Dierżyńskowo ojczyźnie
Bezkarni parę lat
Solidarność w Socjalizmie
Tego nie widział świat

Kaczmarski nadaje jednak tekstowi charakter autoironiczny, gdyż autorem listu okazuje się Rosjanin, który kończy słowami:

I chyba na tym koniec
Papieros w ręku drga
A, jeszcze podpis: pionier
Iwan, liet szest, Moskwa

Fakt, że kronikarzem czyni Kaczmarski Rosjanina dodaje utworowi pikanterii i ironicznego posmaczku nakłaniania do poznania prawdy, “kto w ich [Polaków] dziejach przyjaciel im, kto wróg”.
Z przymrużeniem oka
Kaczmarski nie był tylko, jak można by sądzić po lekturze poprzedniego tekstu, zaciekłym protagonistą katastrofizmu wyłaniającego się ze stanu wojennego. Potrafił odnaleźć w wydarzeniach grudniowych aspekty skłaniające do uśmiechu. Utworem tego typu jest “Ballada pozytywna”. Autor “Obławy” formułuje w nim krytyczną ocenę postawy tej części społeczeństwa, która położyła uszy po sobie i zaczęła gorliwie merdać ogonem przed komunistyczną władzą (niczym pies wobec swojego pana w balladzie). O przyczynach powstania tej piosenki i poetyckiej wizji pójścia na rękę władzom najlepiej opowie sam Kaczmarski:

To jest czysto publicystyczny tekst. Reakcja na pierwsze wypowiedzi ludzi ważnych i w Polsce, i na Zachodzie. W Polsce to była wypowiedź prymasa Glempa, że należy podejść pozytywnie do zjawiska stanu wojennego, oczywiście prymas miał na myśli uniknięcie rozlewu krwi i pewną wewnętrzną siłę społeczeństwa, ale odebrane to było jednak i na emigracji, i przez ludzi w podziemiu jako szukanie kompromisu z władzami polskimi. A na Zachodzie wtórował mu Andrzej Walicki, mówiąc, że dobrze się stało. I w tym samym mniej więcej czasie obie te wypowiedzi dotarły do mnie do Paryża, a młody, zdenerwowany i przejęty tym, co się dzieje w kraju, musiał zareagować – i stąd ta piosenka “Ballada pozytywna”, i stąd jej forma rosyjskich czastuszek (z rozmowy w Radiu Wrocław z 2001 r.).

Od pierwszych słów poeta ostro ocenia opisywaną postawę:

Położymy płasko uszy
Pysk na kłódkę, ogon w ruch
Skowyt niech się tłucze w duszy
Kasza niech napełnia brzuch

Przecież tylko o to chodzi
Żeby hołdów było dość
Ta dłoń skarci, co nagrodzi
Jeden kształt ma kij i kość

Jakże złośliwe są więc słowa refrenu tej piosenki, które wytykają naszą specyficzną ludzką słabość dochodzącą do głosu w chwilach, w których zmuszeni jesteśmy opowiedzieć się po którejś ze stron. Powtarzamy wtedy ze wściekłością, że najważniejsze jest, abyśmy mieli spokój:

Nikt mi nigdy tego nie da, co mi moja buda da
Buda moja! Buda moja! Buda moja! Buda ma
[…]
Jeśli kochasz swoją budę
To pokochaj łańcuch swój
Śmierdzi gnojem twój ogródek
Przecież to twój własny gnój

Poeta wskazuje też, że po rezygnacji z oporu (bo tak jest rzeczywiście łatwiej) pozostanie niewygodne piętno, umniejszające nasze przyszłe zasługi:

Gdy zapomnisz już, żeś w pola
Jął pod płotem tunel ryć
Wtedy, ile tylko wola
Będziesz wyć mógł, wyć i wyć
A prócz wycia nie zostanie już… nic

Kolejnym tekstem napisanym z przymrużeniem oka, który miał przekazać prawdę o impertynencji władzy polskiej i często absurdalnych wydarzeniach zaszłych w kraju, jest “Świadectwo maj’82”:

Jaja w kraju niewyjęte
Solidarność dała ciała
Spawacz gra w bambuko z Glempem
Partia trzyma się na pałach
W dzień handelek czym podleci
Za to w nocy ostra bania
Pieniądz tańszy już od śmieci
Milion poszedł bez gadania
ZOMO tanio się sprzedaje
Buce tępe i uczynne
Za dwa Króle, czyli Cwaję
Sami wiozą na melinę
Starczy z okna się wychylić
Krzyknąć: pokot ma pragnienie
A już dwaj pod drzwiami byli
Z odpowiednim obciążeniem
[…]
A tu całkiem kadr jak z Wajdy
Człowiek, sztandar, dymu chmury
Bracie, ale były rajdy
Potem pojechałem w góry
[…]
Paszport? Paszport mam wojenny
Własność Pana Generała
Nawet ci nie podam ceny
Przyjm, że się mnie WRONA bała
Tam nie wracaj, grunt spalony
Nie ma życia, stan krytyczny
Słuchaj, czy na paszport WRONY
Dadzą azyl polityczny?

Piosenkę tę Kaczmarski napisał po usłyszeniu relacji pierwszego Polaka, który przyjechał z Polski dotkniętej stanem wojennym. Żeby utwór był zrozumiały dla publiki środowisk polonijnych, które nie znały slangowych zwrotów używanych w ówczesnej Polsce, Jacek przed wykonywaniem “Świadectwa” zwykł podawać dowcipny słowniczek, który jest jednym z ciekawszych materiałów dotyczących życia w okresie stanu wojennego. A brzmiał tak:

Zwrot “jaja niewyjęte” określa sytuację tak śmieszną i absurdalną, że nie powinna się ona wydarzyć, a jednak się wydarzyła. Zwrot “dać ciała” jest to eufemizm, oznacza inny zwrot, bardziej dosadny, aczkolwiek podobny, który z kolei oznacza sytuację upadlającego podporządkowania z lekkim odcieniem erotycznym. “Spawacz” jest to jedno z wielu przezwisk Jaruzelskiego ze względu na jego ciemne okulary. “Bambuko” – jest to gra, ongiś nosząca nazwę chruszczówka, która spośród wszystkich innych gier wyróżnia się tym, że nie posiada reguł. Wygrywa tę grę ten, kto narzuci swoje, wymyślone przez siebie reguły przeciwnikowi. “Melina” – miejsce zakupu alkoholu. “Bania” – stan upojenia alkoholowego. “Cwaja” – banknot o walorze dwóch tysięcy złotych. Dlatego cwaja, ponieważ jest na nim dwóch królów: Kazimierz Odnowiciel i Bolesław Chrobry. Dlaczego Bolesław Chrobry, nikt nie wie, Kazimierz Odnowiciel dlatego, że banknot wszedł w obieg w okresie odnowy. “Pokot” – typowe słowo stanu wojennego. Pokot jest to grupa ludzi zgromadzona w jednym pomieszczeniu, tak jak my, ale w odróżnieniu od nas nie mogąca się rozejść do domów, ponieważ jest już godzina policyjna. W związku z tym wszyscy zmuszeni są nocować pokotem na podłodze. Z czasem pokot stał się jedną z bardziej ulubionych form życia towarzyskiego. “Wrona” – wiadomo, “Zomo” – wiadomo. “Buc” – osobnik o niskim poziomie intelektualno-moralnym. “Kasprowy” – luksusowy hotel w Zakopanem.

Refleksyjnie?
Na koniec jeszcze jeden bardzo głęboki i ważny tekst pt. “Młody las”, pochodzący z 2 marca 1982 r.

Gdy wycinają młody las
I cieknie sok z przeciętych pni
Nie gaśnie żadna z ważnych gwiazd
Nic nie wstrzymuje biegu dni
I słychać tylko siekier jęk
Bo nie jest skargą drzew ich trzask
W tej ciszy godność jest i lęk
Gdy wycinają las

Kaczmarski za pomocą analogii do lasu, w którym wycinane są zdrowe drzewa, pragnie pokazać dławiący charakter wszelkich form ucisku. Represje stanu wojennego i całego systemu komunistycznego stają się brutalnym pozbawianiem “gniazd”, w których człowiek może istnieć w warunkach wolności umożliwiającej jego rozwój.

A kiedy zwożą młody las
Gałęzi rośnie gęsty stos
Za którymś ze strąconych gniazd
W rozpaczy ptak gdzieś krzyczy w głos
[…]
A kiedy palą młody las
To słychać jęk i pisk i huk
I dym przesłania słońca blask
A żar ogromny zwala z nóg

Poeta pozostawia jednak nadzieję na odnowę energii zdegradowanego społeczeństwa. To na przyszłych gruzach odrodzą się nowe, silniejsze pokolenia, które poszanują wartość wolnego państwa.

Po karczowisku błądzi wiatr
Popiół rozwiany ogień zgasł
Odeszli drwale do swych chat
I rośnie młody las

Kaczmarski formułuje więc myśl, że nic nie jest w stanie zabić ducha normalności we wszystkich ludziach. Nic nie “przerobi” ich umysłów na jednostajną papkę. Zawsze dojdzie bowiem do odnowy – niemoc jednego pokolenia może stać się podstawą do stworzenia wielkości drugiego.
Życie po 13 grudnia
Tak oto przeprowadza nas Jacek Kaczmarski po stanie wojennym – jednej z kolein najnowszej historii Polski. Podkreśla raz poważnie, raz z humorem jego znaczenie. W czasie trwania stanu wojennego dawał nadzieję uciśnionym ludziom, a dzisiaj nam – kolejnym pokoleniom po spalonym już “młodym lesie” – daje możliwość zapamiętania tamtych wydarzeń poprzez zagłębienie się we wspaniałe poetyckie obrazy, które wykreował. Wszak, jak śpiewał w swojej późniejszej “Nadziei śmiełowskiej”:

Trzeba wciąż żywić nadzieję jakąś
Wbrew sobie – sobą żywić ją trzeba

Niech te słowa pozostaną w naszej świadomości, a twórczość Kaczmarskiego towarzyszy w poznawaniu zawiłych meandrów historii. Warto bowiem spojrzeć na nią razem z poetą – z perspektywy niesamowitości.

 

Artykuł pierwotnie opublikowano na łamach portalu historycznego Histmag.org, pod adresem: http://histmag.org/Jacek-Kaczmarski-poetycka-pamiec-o-stanie-wojennym-784

 


Kamil Dźwinel – student filologii polskiej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pasjonat twórczości Jacka Kaczmarskiego, Zbigniewa Herberta i Stanisława Barańczaka, od czasu do czasu wykonawca poezji śpiewanej.

 

Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

http://www.deon.pl/po-godzinach/historia-i-spoleczenstwo/art,272,stan-wojenny-trwa-przez-cale-zycie.html

*******************

o. Krzysztof Górski OCD

O pokoju, świętym spokoju i dobrych konfliktach

Głos Karmelu

 

Z o. Pawłem Baranieckim, magistrem nowicjatu Karmelitów Bosych w Czernej rozmawia o. Krzysztof Górski OCD.
„Dajcie mi święty spokój” – słyszymy czasem bezskuteczne apele mamy do swych pociech. Jak się ma „święty spokój” z pokojem, o którym mówi Jezus w błogosławieństwach?
Ten „święty spokój” należy wziąć w cudzysłów. Chodzi tu nie o stan ducha, ale raczej o emocje. Rodzice mówią tak do dzieci, gdy są przemęczeni i potrzebują chwili odpoczynku, spokoju. Jezusowi w błogosławieństwach nie chodzi o podobny stan ducha. Jezusowi chodzi o coś więcej, o coś „głębszego”. Jezusowy pokój może istnieć nawet wtedy, gdy nie ma „świętego spokoju”. Mówimy tutaj o dwóch różnych płaszczyznach.
Ze wspomnianym „świętym spokojem” zazwyczaj kłóci się doświadczenie prawdy. Prawda często wywołuje niepokój. Dać sobie z spokój z prawdą, by nie mącić „świętego spokoju”?
Gdy mówimy o prawdzie, mówimy o czymś niezwykle głębokim, wewnętrznym. Święty spokój za cenę prawdy? Nie, absolutnie nie. Kierunek jest odwrotny: dążenie do prawdy prowadzi do osiągnięcia pokoju wewnętrznego. Spójrzmy na Jezusa. Jego życie nie dalekie było od „świętego spokoju”, przez cały czas swojej misyjnej działalności wystawiony był na celowniki faryzeuszy. Męka i śmierć Jezusa to doświadczenie głębokiego pokoju pośród ogromnego cierpienia, którego na pewno nie można utożsamić ze „świętym spokojem”. Znowu poruszamy się na różnych płaszczyznach — rzeczywistości upragnionego przez człowieka „świętego spokoju” i rzeczywistości prawdy. Prawdę umiejscowiłbym na płaszczyźnie prawdziwego pokoju, bo prawda daje pokój. „Święty spokój” to inne rejony. Czasem uciekamy w „święty spokój”, aby ominąć prawdę, uciec od niej. Nierzadko usprawiedliwiamy nim nasz lęk przed prawdą.
Przebaczenie jest jedną z dróg prowadzących do pokoju w relacjach. Czym jest w istocie przebaczenie?
To zagadnienie niezwykle złożone i trudne. Trudne, bo dokonuje się w prawdzie – musi przebić się przez wszystkie warstwy naszych usprawiedliwień czy samousprawiedliwień, wszystkich naszych lęków, obaw, bronienia siebie i swoich racji (psychologia nazywa to mechanizmami obronnymi). Przebaczenie kosztuje, bo wymaga dosłownie przedarcia się ku prawdzie. Przebaczenie, które możemy zdefiniować między innymi jako dochodzenie do prawdy, domaga się rezygnacji z owego „święto spokoju”. Przebaczenie jest drogą do pokoju w relacjach, ale ono łączy się z tym, że muszę zrezygnować ze „świętego spokoju”. Dlatego tak trudno jest przebaczać, dlatego o wiele łatwiej jest karmić się niechęcią, trwaniem w buncie, nieprzyjmowaniem sytuacji trudnej, niż spotkać się w prawdzie z ranami, z bolesnymi doświadczeniami. Jest to rzeczywiście trudne.
Czym różni się przebaczenie komuś od przejścia nad danym faktem do porządku dziennego?
Ten drugi wybór, przejście nad danym wydarzeniem do porządku dziennego, jest ucieczką od rozwiązania danej sytuacji, od spotkania się z człowiekiem w prawdzie, jest tak naprawdę ucieczką od przebaczenia. Przebaczenie jest naprawdę trudne i powiem szczerze, że w pewnym stopniu rozumiem ludzi, którzy od niego uciekają. Trzeba spotkać się ze sobą, trzeba spotkać się z winą, często winą tak jednej, jak i drugiej strony. Nigdy nie dzieje się tak, że jedna strona jest w porządku, a druga strona jest całkowicie zła. Człowiekowi łatwiej ominąć daną sytuację, usprawiedliwić, dorobić teorię, która uzasadni pójście na skróty. Wcześniej czy później odbije się w życiu jakąś bolesną i niespodziewaną „czkawką” nierozwiązanego problemu. Sprawa niezałatwiona, nieoczyszczona prawdą zostaje, później wyjdzie na jaw, pęknie niczym wrzód i człowiek będzie musiał się z nią i tak uporać.
Rodzice mają tendencję do szybkiego usprawiedliwiania swoich dzieci. Czasem, gdy ktoś wyrządzi krzywdę, mówimy: nic się nie stało, a tymczasem właśnie coś się stało. Jak przebaczać, by nie było to naiwne przyzwalanie na pewne zachowanie?
Mówimy tu o usprawiedliwianiu. Często uciekamy w usprawiedliwianie się, bo po prostu boimy się swojej winy, boimy się prawdy. Gdy uświadomię sobie swoją winę, często pojawia się od razu oskarżenie i wyrok od najbardziej bezwzględnego kata – ode mnie samego. Dlatego uciekamy w innym kierunku, usprawiedliwiamy okoliczności: ja (ona) nie chciałem (nie chciała), cóż – jesteśmy ludźmi, i tak dalej. To są takie półprawdy, znieczulacze. Tymczasem gdy Jezus przebacza Piotrowi zdradę, podprowadza go pod pełne uznanie winy. Jezus nie przypudrowuje wydarzenia zdrady, nie ozdabia go wymówkami typu: jesteś w końcu słabym człowiekiem, zapomnijmy o tym, nic się nie stało. Jezus konfrontuje Piotra z prawdą, ale – i to jest najważniejsze – czyni to z miłością. Nie skazuje Piotra, prowokuje go do trzykrotnego wyznania miłości po to, by Piotr odczuł winę, ale w perspektywie już dokonanego przebaczenia. Dojrzałe przebaczenie nie bazuje tylko na poziomie emocjonalnym, psychologicznym. Po ludzku przebaczenie jest trudne do osiągnięcia, dlatego Jezus pomaga nam przyjąć prawdę o naszej winie, uznać tę winę i nie widzieć za nią wyroku, lecz szansę rozpoczęcia czegoś nowego.
Bardzo często usprawiedliwiamy się, gdy się spowiadamy. Zanim powiem, że upadłem, wstrzykuję serię zastrzyków znieczulających, usprawiedliwiając się przez okoliczności, bo to, bo tamto. Okoliczności są ważne, ale najważniejsze jest uznanie mojej winy, dopiero ono oczyszcza, bo prawda wyzwala. Wówczas przychodzi pokój. Znieczulacze nie dają pokoju, dają tymczasowy spokój, ale nie pokój.
W małżeństwie dochodzi do zdrady. Jak wówczas przebaczyć i, co równie ważne, jak później zaufać?
To bardzo trudna sytuacja. Zdrada ma niesamowicie niszczącą moc. Statystyki są bezlitosne. Po zdradzie niewiele małżeństw jest w stanie odbudować zaufanie. To rana zadana miłości bardzo głęboko i szalenie trudno się goi. W takich sytuacjach mało prawdopodobne, by małżeństwo poradziło sobie samo. Potrzebny jest ktoś, kto pomoże doprowadzić do jakiejś formy przebaczenia i próby odbudowania zawiedzionego i zranionego zaufania. Nie znaczy to oczywiście, że nie jest to możliwe. Ludziom wierzącym perspektywa wiary daje nadzieję. Po ludzku pewne rzeczy są nie do przeskoczenia, m.in. poczucie bycia zdradzonym, zdradzoną. Miłość musi być ogromna, by wystawiona na taką próbę była w stanie ją przetrwać. Trudno podać gotową receptę. Jak wspomniałem, potrzebny chyba byłby ktoś, kto stanąłby z boku i pomógł małżonkom dostrzec proces, źródło zdrady.
Dotyczy to także zdrad innego typu. Zdrad w życiu zakonnym, kapłańskim i w przyjaźniach. W małżeństwie szczególnie ważne jest przejście procesu od początku, odpowiedzenie sobie na pytanie, dlaczego to się stało. Rozpoznanie i nazwanie tego jest szansą, by stanąć w prawdzie i wyzwolić się ze zła, które się dokonało, by spróbować budować na nowo. To jest jednak rzeczywiście bardzo trudne.
Zdradzona osoba nosi pragnienie przebaczenia. Choć wydaje się, że w sercu nastąpiło przebaczenie, w uczuciach nadal zostaje rana. Co zrobić, by uspokoić uczucia?
Rana w uczuciu zostaje i będzie do końca. Jest czymś wspaniałym, gdy w małżonku czy małżonce istnieje gotowość do przebaczenia. Pomoc mądrego towarzysza pozwala nazwać problem i wejść na długą często drogę ku przebaczeniu. Gdy w konfesjonale pojawia się problem zdrady, najczęściej radzę skorzystanie z pomocy na przykład poradni małżeńskiej. Nasz problem z emocjami bierze się często stąd, że boimy się je nazwać. Umiejętne nazywanie problemów jest bardzo ważne. Dlaczego dochodzi do wielu problemów albo w pewnym momencie coś wybucha? Bo w rodzinach nie rozmawia się, nie dialoguje. Ludzie nie słuchają siebie nawzajem. Bardzo potrzeba dzisiaj w rodzinach przestrzeni, żeby można było powiedzieć o tym, co czuję, co jest dla mnie trudne, z czym sobie nie radzę. Ludzie nie dzielą się ze sobą, niestety nawet małżonkowie. Tymczasem każdy odczuwa potrzebę wyrażenia swoich uczuć, opowiedzenia, co go cieszy, co gnębi. Trzeba zatem nazwać problem, sformułować go przed sobą i przed kimś z zewnątrz: „to i to mnie boli, to przyczyniło się do mojego postępowania”.
Druga niezmiernie ważna pomoc to pomoc Boża. Potrzebne jest oczyszczanie moich intencji poprzez modlitwę, poprzez sakramenty. Adoracja to wspaniały lek na zranione uczucia. Trzeba zaprosić Jezusa do swojego zranienia. Patrzymy na Chrystusa, którego rany się nie zabliźniły. To daje nam nadzieję. Nawet nasze poranione życie, nasza poraniona miłość jest w stanie zmartwychwstać. Nawet jeśli została uśmiercona przez zdradę. Ale tylko w Jezusie.
Jak zachować się w sytuacji konfliktu (małżeńskiego, rodzinnego, w pracy)? Wycofać się, nawet jeśli mamy rację, czy przeforsować swój punkt widzenia?
Chciałbym zmienić punkt widzenia. Mówiliśmy o sytuacjach przykrych, jak na przykład zdrada. Na konflikt zaś chciałbym spojrzeć od strony pozytywnej. Niemożliwe jest życie bez starć, bez konfrontacji mojego światopoglądu, myślenia, przeżywania ze światopoglądem drugiego, z wartościami, jakie ta druga osoba wyznaje, czy też z emocjami, jakie odczuwa. Na konflikty, nawet te trudne, spojrzałbym od strony pozytywnej. One są dla nas szansą do wzrostu, zawsze wprowadzają nas w pewien kryzys, a kryzys jest okazją, by zrobić krok ku większej dojrzałości. Jeżeli otworzę się na siebie i na drugą osobę lub jeśli otworzę się na prawdę o sobie i o drugiej osobie. Jak przeżywać mądrze konflikt? Dojrzale przeżyć konflikt ma szansę ten, kto dobrze zna siebie, jest świadomy tego, co i jak przeżywa, potrafi to nazwać, wyraża swoje emocje i nie wstydzi się ich, nie wpada w panikę, gdy doświadcza swoich negatywnych cech, np. że potrafi się rozzłościć. Osoba, która zna siebie, może mądrze przejść kryzys, ale potrafi także mądrze przeżyć konflikt.
Musi to być też osoba ciekawa siebie, gdyż w momencie konfliktu coś w tej osobie zostaje zakwestionowane. Zderza się z oporem w drugiej osobie i ma do wyboru dwa wyjścia. Pierwsze: pazury na zewnątrz i bronienie za wszelką cenę swoich racji. Drugie: wsłuchanie się w racje drugiej osoby i zastanowienie się, co z tego, co druga osoba mówi, jest prawdą. Może przecież być, i najczęściej bywa, coś na rzeczy. Może ta osoba po prostu przekazuje mi jakąś prawdę o mnie, coś, co teraz wydaje mi się nie do przyjęcia. Stąd moje burzliwe uczucia. Uwaga, nie mówię tu o mojej winie, którą druga osoba może mi ukazać. Mówię o jakiejś prawdzie o mnie, kiedy druga osoba jest dla mnie jakby zwierciadłem, w którym mogę się przejrzeć. Czasem patrzymy w to zwierciadło i wpadamy w panikę: to nie ja, to na pewno nie mogę być ja!
Dlatego ważna jest ciekawość siebie, tego co się we mnie dzieje, dlaczego na takie zachowanie czy słowa drugiej osoby reaguję tak mocno. Nie trzeba od razu szukać rozwiązań. Może lepiej poczekać, aż te pierwsze emocje opadną. Wówczas można wykorzystać ten wielki dar, jaki dał nam Bóg, czyli nasz rozum. Muszę pomyśleć nad tym, zastanowić się, ucieszyć się tym darem i rozważyć: co mi dana sytuacja mówi. Mogę wówczas spojrzeć z perspektywy wiary: co Bóg mi przez to mówi, co chce przede mną odkryć. Może szukał sposobu, by objawić mi jakąś prawdę o mnie i musiał w końcu doprowadzić do takiego trudnego momentu, do momentu konfliktu, bym zwrócił na to uwagę, bym przejrzał na oczy.
To był konflikt z drugim człowiekiem. A co wtedy, gdy dochodzi do konfliktu z Panem Bogiem? Przychodzi jakieś trudne doświadczenie, jakaś noc, kryzys w relacji z Panem Bogiem. Doświadczamy samotności, jakiegoś trudu, który trzeba znieść. Pojawia się czasem niepokój. Jak zawalczyć o pokój, zaufanie wówczas, gdy coś w relacji z Panem Bogiem zaczyna zgrzytać? Gdzie tu miejsce na pokój, skoro doświadczamy tylu różnych niepokojów, gdy przyjdzie kryzys religijny, kryzys wiary?
Myślę, że paradoksalnie ratunku trzeba szukać w wierze. W takiej sytuacji nie ma co silić się na dywagacje, analizy. Szczególnie gdy doświadczamy momentów ciężkich, nocy czy też strapień. To czas szczególny, a jednocześnie bardzo ciekawy. Jest dla nas bowiem szansą na pogłębienie wiary. Niezaprzeczenie tym, co daje pokój w podobnych sytuacjach, jest wiara. Konkretnie wiara w miłość Boga. Popatrzmy na scenę burzy na jeziorze. Jezus wyrzuca uczniom brak wiary. W tej trudnej sytuacji zapomnieli o Jezusie. Zapomnieli, że tego samego dnia dokonał cudu rozmnożenia chleba, zapomnieli o chwilach, w których mogli oglądać Jego potęgę. W sytuacjach trudnych doświadczamy szansy pogłębienia naszej wiary, odkrywania, że jest w nas głębia.
Oczywiście są różne powody wejścia w stan konfliktu z Bogiem. Może on zrodzić się przez naszą letniość, obojętność. Ja mówię o sytuacji, gdy Bóg wprowadza nas niejako w trudne doświadczenie, by pogłębić naszą wiarę, by ją wypróbować i umocnić. Łatwo wierzyć, gdy wszystko idzie jak po maśle, na przykład gdy nie ma problemów z modlitwą.
Bóg zezwala na momenty trudne także po to, byśmy nie zachłysnęli się swoją siłą, by uczyć nas pokornej wiary. Doświadczenia konfliktu z Bogiem są bardzo ciekawe. Czasem podczas spowiedzi pytam, czy ktoś kiedykolwiek pokłócił się z Bogiem. Jeżeli jestem w konflikcie z Bogiem i czasem się z Nim posprzeczam, to znaczy, że traktuję Go poważnie, jak osobę, zmagam się z nim jak biblijny Jakub. Jest dla mnie kimś. Nie jest tylko statycznym obiektem kultu, mojej pobożności, w wyniku której stawiam Mu świeczki, lecz nie traktuję Go jak żywej osoby. Każdy moment trudny, także w relacji z Panem Bogiem, stanowi dla mnie szansę wzrostu. Nie bójmy się więc tych chwil, kiedy mamy „na pieńku” z Panem Bogiem. On jest taki cierpliwy! Bylebyśmy mieli dosyć pokory w uznaniu Jego miłości.
Dziękuję za rozmowę, naszym Czytelnikom życzymy prawdziwego pokoju, cenniejszego niż przypudrowany „święty spokój”. Życzymy doświadczenia miłości Bożej, bo dopiero wówczas poznajemy swoją wartość. Życzymy też cierpliwego znoszenia siebie, takiej świętej cierpliwości, jaką ma dla nas Pan Bóg. Czego jeszcze możemy życzyć?
Męstwa, bo do przeżywania swego życia, także przyjmowania prawdy, że jestem słaby słabością, która nie dyskwalifikuje mnie w oczach Boga, potrzeba czasem heroicznego męstwa. Życzę także determinacji w poznawaniu siebie i poznawaniu Boga.
Rozmawiał o. Krzysztof Górski OCD
Głos Karmelu nr 35, wrzesień-październik 2010
fot. Therapy and Counseling, Free Therapy Picture 

Flickr (cc)

http://www.katolik.pl/o-pokoju–swietym-spokoju-i-dobrych-konfliktach,25263,416,cz.html?s=2

O autorze: Słowo Boże na dziś