Zobaczyć czyjś dom to poznać kim jest – Poniedziałek, 04 stycznia 2016 r.

Myśl dnia

Uczynić kogoś szczęśliwym to jakby jego życie pomnożyć i pogłębić.

Henri Frédéric Amiel

12360209_968803083192003_4888534459319900449_n
Jezu, dziękuję Ci za tych, którzy wskazywali mi Ciebie i zachwycili mnie Tobą.
Dziękuję za każdą chwilę, kiedy mogę pozostać u Ciebie.
Dziękuję za tych, których mogę do Ciebie przyprowadzić.
__________________________________________________________________________________

Słowo Boże

__________________________________________________________________________________

4 STYCZNIA 2016 r. Rok C


PIERWSZE CZYTANIE  (1 J 3,7-10)

Chrześcijanin nie może grzeszyć, bo narodził się z Boga

Czytanie z Pierwszego listu świętego Jana Apostoła.

Dzieci, nie dajcie się zwodzić nikomu;
kto postępuje sprawiedliwie,
jest sprawiedliwy,
tak jak On jest sprawiedliwy.
Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła,
ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku.
Syn Boży objawił się po to,
aby zniszczyć dzieła diabła.
Każdy, kto narodził się z Boga,
nie grzeszy,
gdyż trwa w nim nasienie Boże;
taki nie może grzeszyć,
bo narodził się z Boga.
Dzięki temu można rozpoznać
dzieci Boga i dzieci diabła:
każdy, kto postępuje niesprawiedliwie,
nie jest z Boga,
jak i ten, kto nie miłuje swego brata.

Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 98, 1, 7-8, 9)

Refren: Ziemia ujrzała swego Zbawiciela.

Śpiewajcie Panu pieśń nową, *
albowiem uczynił cuda.
Zwycięstwo Mu zgotowała Jego prawica *
i święte ramię Jego.

Niech szumi morze i wszystko, co w nim żyje, *
krąg ziemi i jego mieszkańcy.
Rzeki niech klaszczą w dłonie, *
góry niech razem wołają z radości.

W obliczu Pana, który nadchodzi, *
bo przychodzi osądzić ziemię.
On będzie sądził świat sprawiedliwie *
i ludy według słuszności.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Hbr 1,1-2)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wielokrotnie przemawiał niegdyś Bóg
do ojców przez proroków,
a w tych ostatecznych dniach
przemówił do nas przez Syna.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.


EWANGELIA  (J 1,35-42)

Znaleźliśmy Mesjasza

Słowa Ewangelii według świętego Jana.
Jan Chrzciciel stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem.
Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?”
Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi! (to znaczy: Nauczycielu), gdzie mieszkasz?”
Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: „Znaleźliśmy Mesjasza” (to znaczy: Chrystusa). I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas” (to znaczy: Piotr).
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ


Odpowiednie pytanie

Jak wiele może się rozpocząć od jednego pytania! Uczniowie zapytali Jezusa, gdzie mieszka. Mistrz od razu zaprosił ich do siebie, nie miał przed nimi tajemnic. Zobaczyć czyjś dom to poznać kim jest, jaki jest, na czym opiera swoje życie, co jest dla niego ważne. Uczniowie poszli, zobaczyli i pozostali u Jezusa. Co więcej, poczuli się tak dobrze w Jego obecności, że zaczęli się z innymi dzielić radością tego spotkania. A gdzie ja spotykam Jezusa? Kto mi Go wskazuje? Kogo do Niego przyprowadzam?

Jezu, dziękuję Ci za tych, którzy wskazywali mi Ciebie i zachwycili mnie Tobą. Dziękuję za każdą chwilę, kiedy mogę pozostać u Ciebie. Dziękuję za tych, których mogę do Ciebie przyprowadzić.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”

s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

********************************

Dzień powszedni

0,12 / 11,36

Dzisiejszy fragment jest przykładem procesu, który każdy chrześcijanin może doświadczyć. Jest nim poszukiwanie Boga w sytuacjach, które zdarzają się w naszym życiu. Wsłuchaj się we fragment Pisma Świętego.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 1, 35-42

Jan Chrzciciel stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! (to znaczy: Nauczycielu) gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» (to znaczy: Chrystusa). I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» (to znaczy: Piotr).

Dwaj uczniowie słuchają Jana Chrzciciela. Jest on dla nich sygnałem, dzięki któremu rozpoznają działanie Boga, Jego obecność. Takim sygnałem nie muszą być tylko ludzie, mogą to być również zdarzenia. Oni usłyszeli, zauważyli znak, który wskazywał im działanie Boga. Czy dostrzegasz w swoim życiu takie sytuacje bądź osoby, które wskazują ci Boga?

Uczniowie pytają Jezusa, gdzie mieszka. W tych sytuacjach, które mogą być bożymi sygnałami, możesz się pytać: Boże, gdzie jesteś? Gdzie jesteś w tym zdarzeniu, w tej osobie, którą spotykam?

Zanim uczniowie zobaczą, gdzie Jezus mieszka, muszą przebyć z Nim pewną drogę. Odkrywanie Bożej obecności, pewnego sensu zdarzeń, które dotykają nas w życiu, może być podobnym procesem. Może  potrzebujesz dłuższego czasu, spędzonego na szukaniu Jezusa, żeby zrozumieć, gdzie On jest. Czy masz w sobie cierpliwość, by temu sprostać?

Uczniowie potrzebowali trochę się natrudzić, żeby spotkać Mesjasza i zobaczyć, gdzie mieszka. Ale odkrycie, którego doświadczyli, na zawsze zmieniło ich życie, do tego stopnia, że stali się kimś, kto przyciąga innych do Boga. Proś o gotowość do poświęceń w celu odkrywania Bożej obecności w twoim życiu.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
*********************

#Ewangelia: Zobacz, jak wygląda Niebo

Jan Chrzciciel stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: “Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem.

 

Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: “Czego szukacie?” Oni powiedzieli do Niego: “Rabbi! (to znaczy: Nauczycielu), gdzie mieszkasz?”

 

Odpowiedział im: “Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: “Znaleźliśmy Mesjasza” (to znaczy: Chrystusa). I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: “Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas” (to znaczy: Piotr).

 

J 1, 35-42

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Jeżeli chcemy kogoś poznać, a znamy już jego imię i zawód, to na ogół w dalszej kolejności staramy się poznać miejsce zamieszkania owego człowieka.

 

Tak też zrobili owi dwaj uczniowie Jana Chrzciciela względem Jezusa: “Nauczycielu, gdzie mieszkasz?” – spytali. I Jezus dał im odpowiedź, która pewnie przerosła ich oczekiwania. Nie podał im adresu, tylko zaprosił ich do siebie. Jakaż musiała być ich radość, kiedy to usłyszeli!
Wydarzenie opisane w dzisiejszej Ewangelii mówi nam, jak bardzo Pan Jezus chce dać nam się poznać. Jeżeli tylko chcemy, możemy Jezusa poznać. Poznając Go, poznamy też gdzie On mieszka. A jako że On mieszka przede wszystkim w Niebie, poznamy Niebo. Naprawdę!

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2710,ewangelia-zobacz-jak-wyglada-niebo.html

**************************

4 stycznia –
dzień powszedni przed Objawieniem Pańskim

Komentarz do I czytania (1 J 3, 7-10)

Najlepszym sposobem na rozeznanie, czy coś pochodzi od Boga czy też od diabła, jest przyglądnięcie się owocom. Chrześcijanin powołany jest do tego, aby jego życie wydało dobre owoce. Jeśli tak się nie dzieje, oznacza to, że pobłądził. Weryfikuje się to zwłaszcza w relacjach międzyosobowych. Owocem dobrej relacji z Bogiem jest dobra relacja z drugim człowiekiem, a zwłaszcza tym, którego Bóg postawił na naszej życiowej drodze. Dlatego też traktujmy każdego spotkanego człowieka jako Boży dar dla nas. Nawet jeśli nie do końca spełnia on nasze oczekiwania i jest nam daleki, to tym bardziej starajmy się pokonać uprzedzenia, które w nas narastają, i próbujmy się na niego otworzyć.

Komentarz do Ewangelii (J 1, 35-42)

Gdy ktoś zaprasza nas do swojego domu, oznacza to, że obdarzył nas zaufaniem. Nie jesteśmy już dla niego anonimowym przechodniem. Jezus zaprosił uczniów do siebie. Niektórym, tak jak Szymonowi, nadał nowe imię, chcąc tym samym pokazać, że rozpoczyna u Jego boku nowe życie. Chrystus traktuje każdego z nas bardzo osobiście. On po to stał się człowiekiem, aby relacjom międzyludzkim nadać nową jakość. Dla nas, chrześcijan, każdy człowiek, którego spotykamy na naszej życiowej drodze staje się bratem i siostrą w Chrystusie. Nigdy nie wolno nam traktować go jako wroga albo konkurenta. W drodze do Boga nie istnieje konkurencja. Do nieba łatwiej jest trafić, mając obok siebie drugiego człowieka, niż iść tam w pojedynkę.

Pomyśl:

  • Jak traktuję osoby, które Bóg stawia na mojej drodze? Czy podchodzę do nich w sposób otwarty, bezinteresowny i pozbawiony uprzedzeń?
  • Jak świadczę o mojej wierzę wobec innych?
  • W jaki sposób przeżywam święta?
  • Jak w czasie świąt buduję relacje z najbliższymi?

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/482

_________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________

 

4 stycznia

 

Święta Aniela z Foligno Święta Aniela z Foligno, zakonnica
Święta Elżbieta Seton Święta Elżbieta Seton, wdowa
Święta Genowefa Torres Morales Święta Genowefa Torres Morales, dziewica

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Tomi, rzymskiej twierdzy nad Morzem Czarnym, w miejscu, w którym wybudowano później miasto i port Konstancę – św. Marcjana, męczennika. Był jednym z tych nieznanych bliżej bohaterów wiary, o których nie zachowały się autentyczne relacje, ale którzy dobrze zaświadczeni zostali we wczesnych pomnikach kultu i starożytnych martyrologiach.

oraz:

św. Dafrozy z Rzymu, męczennicy (+ ok. 362); św. Grzegorza, biskupa (+ 539); świętych męczenników Hermeta, Ageusza i Kajusa (+ 235/238?); św. Rygoberta z Reims, biskupa (+ ok. 740)

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-04.php3

_________________________________________________________________________________

 

Po co ślub kościelny?

Pary żyjące bez ślubu często mówią, że są szczęśliwi i nie jest on im teraz potrzebny. Czy sakrament małżeństwa zmieni ich relację?

 

Marta Jacukiewicz: Proszę Księdza, czym jest sakrament małżeństwa?

 

Ks. Łukasz Nizio: Jeśli mówimy o osobach wierzących, sakrament małżeństwa jest umocnieniem więzi między małżonkami i z Panem Bogiem. Przymierzem, w którym Bóg zawsze pozostaje wierny, temu co obiecał – tylko człowiek czasami zapomina, co przed ołtarzem Bogu ślubował.

 

Ślub kościelny to wielka uroczystość. Jak należy się dobrze przygotować do tego dnia?

 

Może być też skromną uroczystością. Wielkość kryje się w dojrzałym podejściu do podjęcia decyzji, która ma być jedna i wyłączna na całe życie. Żeby dobrze się przygotować potrzeba czasu – to niewątpliwie trudny proces wymagający przede wszystkim duchowego przygotowania. Już w czasie narzeczeństwa warto by zbudować fundament wspólnej modlitwy, niedzielnej Eucharystii czy przeżywania razem świąt o charakterze chrześcijańskim czy rodzinnym. To one budują nie tylko atmosferę tego szczególnego dnia, ale całe przyszłe małżeństwo czy rodzinę…

 

Jak wobec tego korzystać z sakramentu małżeństwa?

 

Roztropnie. Myślę, że nie ma sensu zbyt odważnie wyciągać ręki po to co jest święte, a co łatwo mogłoby być “zeświecczone”. Mam dziwne odczucie, że jest to wynik często rodzinnej tradycji a nie pragnienia świętości własnej i współmałżonka. Ktoś zapyta: W jakim świecie Ksiądz żyje? (śmiech). W wielu przypadkach powszednieje nam sakrament małżeństwa dzisiaj. Zamiast być kolejnym punktem na drodze do szczytu – czyli nieba – staje się produktem promocyjnym w koszyku mojego życia z innymi już sakramentami, które wszyscy biorą, choć pewnie nie będą z tego nigdy korzystać, ale gdyby ktoś pytał – to mam.

 

Decyzja o ślubie kościelnym, wynika przede wszystkim z naszej wiary?

 

Powinna, w każdym innym przypadku byłaby nieporozumieniem i szkodą dla przyszłego związku.

 

Ktoś powie: “tak bardzo go kocham. Po co mi ślub kościelny?

 

Wówczas powinien spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy ważne jest dla tej osoby szczęście drugiej strony? Czy wartości chrześcijańskie, Boże, wieczne, są dla niej ważniejsze od tych materialnych, ziemskich? Bo jeśli tak, to co w takim razie stoi na przeszkodzie, by połączyć się z Bogiem i żyć w łasce sakramentu, a nie oszukiwać siebie, że miłość ludzka ważniejsza jest od Bożej.

 

Co w przypadku, kiedy to rodzice i rodzina chcą zobaczyć nas przed ołtarzem? Jaki jest sens w takiej sytuacji ślubować przed Bogiem?

 

Z rodzicami czy rodziną nie bierze się ślubu… Rodzice nie wezmą za nich odpowiedzialności za 10 czy 20 lat. Jeśli ślub zawierany jest pod przymusem lub z bojaźni do rodziców jest nieważnie zawierany. Jeśli mamusia decyduje o tym za kogo ma wyjść córka a tatuś jaka ma być wybranka serca dla syna to świadczy to tylko o braku wolności w podejmowaniu decyzji, która ma być wiążąca na całe życie.

 

Dla “świętego spokoju” można zainwestować w tzw. Przedstawienie ślubne, ale rodzi się pytanie: Kogo chcemy kłamać i po co?

 

Jeden raz tylko udzielałem takiego ślubu, który miał swoje konotacje medialne i do dnia dzisiejszego zastanawiam się , czy młodzi są jeszcze ze sobą, czy było to tylko właśnie takie przedstawienie ślubne. Uważam, że jednym z ważnych czynników kształtujących relację z drugim człowiekiem, szczególnie tym, z którym mam związać się na całe życie powinna być szczerość. Jeśli nie jesteśmy ze sobą szczerzy i nie bierzemy odpowiedzialności za wypowiadane przed ołtarzem słowa przysięgi, ważniejsze dla nas będzie miała znaczenie zewnętrzna oprawa niż istota sakramentu.

 

Ksiądz i ja na pewno mamy wśród swoich znajomych takie pary, które żyją bez ślubu kościelnego. Sami mówią, że są szczęśliwi i ślub nie jest im teraz potrzebny. Sakrament małżeństwa jest gwarancją na szczęśliwe życie?

 

To są zazwyczaj trudne rozmowy. Najczęściej wynikają z niedojrzałości jednej ze storn, traumatycznych doświadczeń z czasu młodości czy dzieciństwa lub z wcześniejszych nieudanych związków. Myślę jednak, że wynika to z braku zaufania Bogu. Jeśli jednak mówią, że nie jest im teraz potrzebny, może to świadczyć, że dojrzewają do takiej decyzji a to już dobry znak. Sami doskonale widzimy, że jeśli w związku Bóg nie odgrywa najważniejszego miejsca wówczas nie jest gwarantem na szczęśliwe życie i to jest smutne…

 

Z drugiej strony – jest przecież wiele małżeństw, które rozeszły się – a brały ślub kościelny…

 

Czy brały go w imię miłości i Boga, czy z powodu, który daleki jest od chrześcijańskiego?! Można by w tym miejscu zadać także pytanie: Czy zrobiły wszystko co możliwe, żeby do rozpadu małżeństwa nie doszło? Wina zawsze leży pośrodku. “Ja … biorę ciebie… i nie opuszczę cię aż do śmierci”, w którym momencie o tym zapomnieli? Myślę, że winę w jakimś stopniu ponoszą tutaj także rodzice, znajomi czy nawet księża, którzy widząc pewne symptomy braku porozumienia w związku bliskich im osób nie reagują…

 

W końcu nie da się mówić o ślubie kościelnym w oderwaniu od dodatkowych kosztów…

 

Temat rzeka… Jeśli chcielibyśmy maksymalnie spłycić rangę tego wydarzenia do usługi, to spróbujmy się zastanowić ile kosztuje wynajęcie sali, opłacenie mediów, dekoracja wnętrza czy orkiestra (ksiądz, organista, ubranie kościoła itd.). W wielu diecezjach i parafiach wygląda to różnie. To nie jest wyrzut w stronę młodych, że często traktują uroczystość w kościele jako tylko przystanek do weselnego przyjęcia a nie Boży start w życie. My kapłani, mamy uczynić co możliwe, by ci młodzi przeżyli ten dzień w sposób duchowy i wyszli z kościoła umocnieni na drogę małżeńskiego życia. A koszty powinny być sprawą drugorzędną i nie decydującą o świadomym pragnieniu przyjęcia sakramentu małżeństwa przez nowożeńców.

 

Chciałbym życzyć wszystkim przygotowującym się do małżeństwa mądrego i odpowiedzialnego wyboru życiowej drogi, a małżonkom wierności w wypełnieniu małżeńskiej przysięgi. Otaczam modlitwą.

 

 

Ks. Łukasz Nizio – wikariusz par. Pw. Św. Józefa w Krakowie

http://www.deon.pl/religia/w-relacji/cialo-duch-seks/art,150,po-co-slub-koscielny.html

******************

“Mesjasz” Haendla – tego trzeba posłuchać

Co roku w okresie Świąt Bożego Narodzenia sale koncertowe całego świata wypełniają rzesze melomanów chcących na żywo usłyszeć jedno z najbardziej kochanych i popularnych dzieł osiemnastowiecznej muzyki klasycznej.

 

“Mesjasz” luterańskiego kompozytora Georga Friedricha Haendla powstał w zaledwie 24 dni, między 22 sierpnia a 14 września 1741 r.

 

I choć w większości z nas dzieło to wzbudza zachwyt, znawca twórczości Haendla – Calvin Stapert – stwierdza, że należy ono do typowych dzieł tego mistrza. Wyjątkowe jest jednak połączenie piękna i popularności tego oratorium, pamiętając, z jaką krytyką spotkał się on początkowo, również ze strony ludzi wierzących.

 

“Jeszcze przed premierą – pisze Stapert – dzieło było krytykowane za desakralizację świętej historii przez odgrywanie jej w świeckich salach koncertowych”. Jeden z krytyków, nazywający siebie Philalethes, argumentował, że teatry nie są właściwym miejscem dla tak nabożnych dzieł.

 

Wskazywał, że “niedopuszczalne jest, by na tych samych deskach teatru w jednym tygodniu przedstawiano nabożne oratorium, w następnym zaś frywolne romansidła”. Można się zastanawiać, co Philalethes powiedziałby dzisiaj, gdy do powszechnej praktyki należy wynajmowanie sal teatralnych, a nawet całych stadionów dla celów religijnych.

 

Mimo tych początkowych słów krytyki “Mesjasz” Haendla wciąż jest obecny i – jak stwierdza Stapert – “od momentu pierwszego wykonania oratorium w Dublinie w 1742 r., nie było roku, by nie był on grany”.
Jednak rzecz najbardziej niezwykła dla “Mesjasza” to nie osoba kompozytora ani jego popularność, ale piękno muzyki oraz treść, jaką dzieło to niesie. Niesamowita historia odkupienia rodzaju ludzkiego z niewoli grzechu i śmierci, dokonana przez przyjście na świat obiecanego Mesjasza. Historia ta jest sercem Ewangelii, kamieniem węgielnym naszej wiary i główną refleksją w okresie Świąt Bożego Narodzenia.

 

Oratorium składa się z trzech aktów, libretto zawiera 53 wersy z Pisma Świętego, zaczynając od prorockich nadziei nadejścia Mesjasza, poprzez narodziny w Betlejem, całą drogę męki, Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie, powstanie z martwych świętych oraz powtórne Jego przyjście w chwale na końcu czasów. Dzieło Haendla obejmuje wszystkie zasadnicze momenty historii zbawienia, którym towarzyszy niesamowita muzyka.
John Newton, nawrócony handlarz niewolników, pastor, autor pieśni “Amazing Grace”, na dziele Haendla oparł serię kazań wygłoszonych w latach 1784-1785. We wstępie do swoich tekstów napisał: “Mesjasz, największy temat oratorium, jest równocześnie najistotniejszym i przewodnim tematem każdego kazania. Jego osoba, łaska i chwała, niezrównana miłość do grzeszników. Jego pokora i cierpienie oraz przyszła szczęśliwość Jego wybranych”. Słowa Newtona to równocześnie streszczenie “Mesjasza”.
Dzieło Haendla przez wieki inspirowało i rozpalało wiarę wielu ludzi. Również dziś może ono budzić z duchowego letargu.
Po pierwsze, “Mesjasz” przypomina nam, że Stary Testament przepełniony jest zapowiedziami przyjścia Zbawiciela, na nowo budząc refleksję nad tymi tekstami. Moje najwcześniejsze wspomnienie kontaktu ze Starym Testamentem nieodłącznie związane jest z oratorium Haendla. Kiedy czytam słowa proroka Izajasza, w moich uszach zawsze rozbrzmiewa przepiękny chóralny akompaniament:
“Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9,5).
Prawdopodobnie fragment ten znany jest większości chrześcijan. Niewielu jednak z nas kojarzy mocne słowa proroka Malachiasza, również obecne w “Mesjaszu”:
“Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe”.
Po drugie, słuchanie dzieła Haendla budzić może w nas ducha uwielbienia. Niezależnie, czy odtwarzamy je na naszych smartfonach, wyśpiewujemy podczas nabożeństw, czy podziwiamy chóralny występ, słowa, które do nas docierają, należą do samego Boga. Wspaniała muzyka przejmuje nasze serca, kierując ku Stwórcy w postawie zachwytu, miłości i uwielbienia.
I po trzecie, fragmenty “Mesjasza”, które regularnie słyszane są w przestrzeni publicznej (ostatnio słowa Izajasza zastały mnie w galerii handlowej), przygotowują nam dogodny grunt do rozpoczęcia rozmów o wierze. Nigdy nie wiesz, jak cenne może być takie spotkanie zapoczątkowane pięknymi dźwiękami Haendla. Duch, tak bardzo obecny w “Mesjaszu”, może powiać, kędy chce, wykorzystując tajemnicze słowa starotestamentowych proroków, by doprowadzić kogoś do wiary.

 

Przetłumaczył Jarosław Mikuczewski SJ

 

Posłuchaj na pewno znanego Ci fragmentu arcydzieła:

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2224,mesjasz-haendla-tego-trzeba-posluchac.html
******************

Co mogą nam “wyrządzić” komentarze innych na nasz temat? Po wnikliwym rozważeniu faktu, że ludzie oceniają się wzajem bardzo różnie, wiemy, że tak właśnie jest. Oczywiście wiedzieliśmy o tym już wcześniej. Ale dlaczego tak jest i przede wszystkim, co z tego wynika?

 

Przykład jeżozwierzy Schopenhauera przekonał nas co do tego, że nie sposób zapewnić sobie koniecznego do przeżycia ciepła bez narażenia się na kontakt z kolcami naszych pobratymców. Załóżmy, iż kolce niektórych jeżozwierzy zawierają pewien trujący płyn, który sprawia, że ukłute nimi zwierzę przez jakiś czas czuje się niedobrze. Czasem dłużej, innym razem niezbyt długo. Niektóre jeżozwierze w ogóle nie dostrzegają żadnej zmiany, u innych natomiast rany zaczynają ropieć i w ogóle się nie goją. A że te zwierzęta symbolizują nas, ludzi, również ich trujące kolce mają swoje odpowiedniki w naszym ludzkim świecie. Czym są te odpowiedniki, nietrudno odgadnąć.

To raniące komentarze naszego otoczenia, z którymi musimy się jakoś uporać każdego dnia. Oczywiście w naszym codziennym byciu razem-ze-sobą istnieje także dostatecznie dużo komentarzy pozytywnych, takich, które nas nie ranią, a nawet wręcz przeciwnie: budują nas i sprawiają, że czujemy się świetnie. Jednakże dla takich komentarzy w opowieści Schopenhauera nie ma miejsca. Ale pozostańmy jeszcze przez chwilę przy pierwszym z dwóch wspomnianych wariantów, przy raniących komentarzach. Posłużę się tu dwoma przykładami z “Dzikiego pokoju” Aarona Kipnisa i Elizabeth Herron. Książka, z której cytuję, traktuje o przeprowadzonej przez dwóch psychoterapeutów w mieszanej grupie próbie wszczęcia “negocjacji rozbrojeniowych” wpisanej w kontekst “wojny płci”. Na jednym z takich spotkań terapeutycznych, zorganizowanym w Kalifornijskim Parku Narodowym na łonie natury, kobiety i mężczyźni opowiadają o lękach przed płcią przeciwną.
“Wtedy powiedziałam [Elizabeth Herron]: Gdy przebywam w towarzystwie mężczyzn, boję się, że zrobię coś źle lub powiem coś niewłaściwego. Mam wrażenie, że gdy jestem z wami, muszę bardzo uważać, zwłaszcza gdy pełnię funkcje kierownicze. Często wydaje mi się, że jeśli źle się wyrażę, będziecie mnie uważać za głupie gęś”.
“Powiedziałem [Aaron Kipnis]: Najbardziej boję się tego, że kobiety spostrzegają mnie jako kogoś gorszego. W towarzystwie mężczyzn mogę popełniać błędy, bo wszyscy rozumieją, że każdy ma swoje granice. Z kobietami jest inaczej. Boję się, że oczekują ode mnie rzeczy niemożliwych i że gdy zawiodę, nie wybaczą mi i będę się musiał wstydzić”.

Z przytoczonych fragmentów wynika, że obu stronom nie jest obojętne, w jaki sposób ich zachowanie jest komentowane przez przedstawicieli przeciwnej płci. W ich wypowiedziach zawarte jest wyobrażenie, że określone własne lub cudze komentarze (głupia gęś, kompleks niższości, zawiedzenie) wywołują lęk. Stają się groźne, a tym, czemu zagrażają, jest poczucie własnej wartości zaszufladkowanej w ten sposób osoby, a wraz z tym jej tożsamości. Prawdopodobnie każdy z nas kiedyś tego doświadczył. A mimo to owo doświadczenie nie jest czymś oczywistym.

 

Obraz własnej osoby, który nosimy w sobie i od którego w dużej mierze zależy to, jak “czujemy się we własnej skórze”, powstał w znacznym stopniu pod wpływem opinii innych ludzi na nasz temat (opinii rodziców, nauczycieli, przyjaciół i przyjaciółek) i jest od nich zależny. Nie tylko musimy się z tymi ludźmi jakoś ułożyć, lecz w pewnym sensie musimy również myśleć tak jak oni. Musimy się przynajmniej “rozprawić” z wyobrażeniami innych, zwłaszcza jeśli dotyczą one nas samych. W każdym razie w przypadku, gdy mamy do czynienia z “ważnymi innymi”, jak ich nazwał amerykański filozof społeczny George Herbert Mead.

Z ogromną trudnością przychodzi nam samodzielne myślenie w oderwaniu od cudzych wpływów, od cudzych komentarzy. I w gruncie rzeczy nie wiadomo nawet, czy powinno to być w ogóle naszym celem. Gdybyśmy bowiem nie mogli nawzajem wpływać na nasze myślenie, nie mogłoby też dojść do zawarcia kompromisu, którego potrzebuje każde społeczeństwo, aby przetrwać. Jakkolwiek nieprzyjemny, czasami nawet nieznośny, jest dla nas stan bycia “zależnym mentalnie” od innych, stan bycia wystawionym na pastwę częściowo szkodliwych wpływów innych ludzi, musimy się z tym pogodzić, nie możemy tego zmienić. A poza tym jest to rzecz opierająca się na wzajemności…

Porównania, jeśli są trafne, wyjaśniają coś, czego przedtem być może nie dostrzeżono. Przykładem może być porównanie ludzi do jeżozwierzy. Jednakże każde porównanie ma swoje granice. Kolczaste zwierzęta nie mają wyboru: muszą się nawzajem ranić i nie mają żadnego wpływu na to, co może wyrządzić ukłucie kolcem jednego z pobratymców. My ludzie możemy natomiast tak się wyćwiczyć, że cudze kolce będą mogły co najwyżej zadrasnąć nam skórę, jednakże nie zranią nas poważnie. “Sknera” postępował intuicyjnie właściwie, w zgodzie z sobą samym i poczuciem własnej wartości. Spotykał się raz w tygodniu w saunie z przyjaciółmi, którzy neutralizowali przylepioną mu etykietkę “sknery”, a przynajmniej osłabiali jej wydźwięk. Jego żona spotykała się zresztą o tej samej porze w kręgielni z przyjaciółkami, które utwierdzały ją w przekonaniu, że nie powinna rezygnować z prób zmienienia męża po swojej myśli. Na tym właśnie polega funkcja, jak mówią Anglicy, “peer groups”.

Więcej w książce: Sztuka komunikacji – Bernd Latour

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,142,o-ocenianiu-nie-daj-sie-zaszufladkowac.html

*****************************

Rozczarowanie człowiekiem

Życie Duchowe

O autorze: Słowo Boże na dziś